TTo mała sala, gdzie niegdyś uczono tutaj wróżbiarstwa. Kiedy Dumbledore był dyrektorem, zmienił ją tak, aby wyglądała na Zakazany Las. Jest tutaj więc dosyć mrocznie. Sala spowita jest mrokiem, a gdy wsłuchasz się w ciszę usłyszysz ze ścian dobiegające niepokojące dźwięki typu warkot, drapanie pazurów o korę drzewa, echo jęku, dyszenie, sapanie lub trzask łamanych gałązek.
Autor
Wiadomość
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Latanie za kurczakami raczej nie było czymś w czym Mina potrafiłaby się odnaleźć. Jakby już miała pacjenta leżącego ładnie na ławce i gotowego do operacji to jeszcze wyglądałoby to zupełnie inaczej, ale... wpierw musiała jakoś go złapać. Jej uwagę przykuł jeden z ptaków, który miał ewidentnie dziurę w głowie. Należało go tylko jakoś złapać i zająć się nim godnie. Tylko jak miała to zrobić? Nie chciała ptaszyska wystraszyć i sprawić, że sobie odleci czy odbiegnie i wystawi ją na męczarnie uganiania się za nim po całej sali. Zdecydowała się w końcu na to, aby skorzystać z immobilusa, który mógł zwiększyć jej szanse na złapanie tego łapserdaka. Nie bardzo wiedziała jak powinna go właściwie trzymać. Jakoś przy głowach? Przy skrzydłach? Dlatego też nieco niepewnie stała, starając się ogarnąć ten szczegół i zastanowić się, co teraz dalej mogła z tym zrobić.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Na pewno na korzyść Huang przemawiał fakt, że na co dzień pracowała ze zwierzętami i wiedziała jak się z nimi obchodzić. Przynajmniej dzięki temu wiedziała dokładnie jak powinna podejść do ptaków, aby ich nie wystraszyć i móc je pewnie złapać tak, aby pewne czynności mogły zostać przeprowadzone. Dlatego też kiedy tylko dostała polecenie od Atlasa, by pochwycić jednego z łupduków, któremu trzeba było zaaplikować maść rzuciła jedynie coś w stylu 'aye aye kapitanie' po czym przystąpiła do akcji. Niemal od razu znalazła się przy odpowiednim ptaku, które złapała szybkim i pewnym ruchem na tyle mocno, aby mieć pewność, że ten jej się nie wyrwie, ale równocześnie nie sprawić mu większego dyskomfortu ani krzywdy. Podeszła z kurczakiem do nauczyciela, aby ten mógł wysmarować go maścią i przez chwilę zastanawiała się nad zadaniem mu jednego pytania, które w końcu jednak opuściło jej usta. - Przepraszam profesorze... Czy byłaby opcja, żeby móc przygarnąć któregoś z tych łupduków? Albo więcej niż jednego? - spytała w końcu, spoglądając na Atlasa z powagą i nadzieją malującą się w oczach. Naprawdę wiele by dla niej znaczyło, gdyby otrzymała od niego odpowiedź twierdzącą.
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
- Co Ci? - pytam i usłużnie unoszę rękę, by sprawdzić jego blade czoło. Faktycznie nie miał temperatury. - Nic nie czuję - stwierdzam i wzruszam lekko ramionami. Chcę powiedzieć jakąś mądrość na temat tego co może mu się dziać, ale ten wtedy szkaluje mnie okrutnie. Aż unoszę pytająco brwi, bo przecież co to za chamstwo, że tak mówi. Jestem tak zszokowana nagłymi obelgami przyjaciela, że nie odpowiadam w porę żadną boską ripostą. - Co się dzieje? - pytam, bo nic nie rozumiem, ale Tomek faktycznie wygląda jakby miał zaraz wyzionąć ducha. - Ty weź, odpuść sobie te lekcje i idź do pielęgniarki czy coś - mówię dość niepewnie, bo po pierwsze - teoretycznie na zajęciach będzie miał jeszcze lepszą opiekę jednego z opiekunów, po drugie - wtedy i ja musiałabym chyba iść z nim, bo przecież nie będę sama szła na taką lekcję. Może to jednak dobry pomysł? Już chcę zacząć dziko namawiać Tomka na zrezygnowanie z uczęszczania w zajęciach, ale wtedy wchodzimy do sali i napotykamy się na istny chaos. - Kurwa co do... - Nie kończę mojego elokwentnego zdania, jeszcze bardziej niż to Tomkowe eeee, bo mój bohater ratuje mnie przed szarżą kurczakową. - Co? Nie, nic to tylko kura... - mówię olewczo i wyciągam ręce żeby również poprawić włosy. Oczywiście Tomasza, a nie woje - moje ukryte pod czapką były zbyt oklapłe by próbować się buntować. - O nie, ucieka! - zauważam i wskazuję na łupduka, który nagle wybiega z klasy do której wchodzi kolejna osoba. Zostawiam loki przyjaciela, łapię za rękę Tomasza i ciągnę go za tym ptaszorem, który zapierdala jak pojebany i na dodatek wbiega prawie do męskiej łazienki. - Łap go Tomasz! - krzyczę i śmieję się przy tym dziko. Może w ten sposób zapomni o dziwnych głosach w głowie?
To był dzień na siedzenie w dormitorium. Zdecydowanie. Ale hej, nie po to się idzie na studia, żeby nie chodzić na zajęcia, prawda? Prawda...? Hehe. Sophie już w drodze do klasy czuła, że coś ją dupa piecze, a to były tylko projekcje płomieni, najpierw w miarę niegroźnych, później buchających pod kamienny sufit zamku, które Sophie próbowała gasić, wpadając do sali z rozpaczą, miotając zaklęciem, dzięki któremu z jej różdżki sikał żałosny strumień wody. Nie było więc miejsca na jej zwyczajowe pogodne usposobienie, na żarty i puszczanie oczek, kiedy mierzyła się z żywiołem najgorszym z możliwych - psychiką poza kontrolą. I tak w swoim szale wpadła na @Mulan Huang (wybrałam cię bo jesteśmy w jednym domu, na jednym roku i jesteś cute), jakby tego było mało, łapiąc łapduka, który zamienił się w kurwa demona, no, nie dosłownie, ale atakując Sophie pazurami i zębami i pewnie, ugh, piórami wbitymi w mięso. I co mogła zrobić? Skoro słaby strumień wody nie gasił pożaru, mogła złapać kurczaka i cisnąć nim w te płomienie, które tylko przed nią się objawiły, niekoniecznie myśląc o zaliczeniu zajęć, ale ratowaniu własnego życia. - Co się dzieje?! - Zawołała, stając na nogach szeroko, z wyciągniętymi na boki ramionami, gotowa w każdej chwili odeprzeć ataki kurczaków, albo, co gorsza, rozpłakać się ze względu na swój stan dręczony chorobą. A prawdę powiedziawszy, taki płacz w miejscu publicznym, tym bardziej podczas lekcji stanowiłby pokaźną skazę na jej honorze, jeśli akurat danego dnia jakiś miała. Bo poza tym, co się działo w poście Sophie to wszędzie wokół panował przecież chaos, który absolutnie nie pomagał. Nie pomagał ani jej, ani tym uczniom, którzy wyjątkowo zechcieli skupić się na nauce, zwłaszcza, jak tu jakaś baba kopie wściekłego łapducha, bo ten do niej z pazurami skacze. Dobra, chcesz się bić? Tak pomyślała, przyjmując pozę bokserską, chociaż w starciu z ptakami to bez broni palnej mało kto ma szanse. Pokój nigdy nie był opcją.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Kto by się spodziewał takiej naszej pierwszej lekcji. Stoję z kurą wyciągniętą przed siebie, by świergoczący po francusku Atlas mógł zbadać ich oczka. -Czemu bażanty byłyby niby lepsze? - pytam, bo nie widziałem akurat w tych ptakach nic specjalnie pięknego. - To mam nadzieję, że jesteś świetnym krawcem, bo większość moich ubrań nie da się od tak kupić - oznajmiam i aż się uśmiecham wesoło kiedy wyobrażam sobie jak mój przyjaciel siedzi sobie na kanapie, próbując zaszyć wszystkie dziury w moich ciuszkach. Wtedy też podchodzi do nas nasza prefektka, ale zanim nie zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Atlas już wręczał jej kurczaka. Chciałem coś powiedzieć dziewczynie, ale pojawił się @Goldwyn O. O. Dear, który zwrócił się do profesora ONMS w niezbyt oficjalny sposób. - Łaskawie z pana strony, panie Dear. Może pan odejść - mówię i mierzę młodego ucznia czujnym spojrzeniem. Nie wiem czy Atlas jest jeszcze na tyle młody, że uczniom wydaje się że mogą sobie od tak go zagadywać czy o co tutaj chodzi. To chyba całkiem możliwe, bo ledwo pomagam kolejnemu łupdukowi, słyszę tym razem komentarz @Eugene 'Jinx' Queen. Odwracam się gwałtownie w kierunku swojego ucznia, wyciągam rękę i lekko uderzam go w tył głowy. - Panie Queen! Trochę kultury, albo chociaż kilka kroków dalej od nas - mówię karcącym tonem, wskazując znacząco wzrokiem na nauczyciela. Po zachowaniu Jinxa orientuję się też, że prawdopodobnie nie wiedział kogo zagaduje. Macham dłonią w kierunku Deara, by mu zdjąć zaklęcie spowalniające. - Weźcie się ogarnijcie - dodaję jeszcze, bo Eugene zamiast pomóc @Marla O'Donnell, szkaluje Ślizgona. Dlatego to ja biegnę do Irlandki, zdejmuję jej kurczaka z głowy, już uspokojonego przez drugiego mojego prefekta. Prędkim zaklęciem usuwam ewentualne zadrapania Marli. - Już, piękna jak zawsze, proszę wziąć łupduka - mówię i wręczam jej spokojnego już kurczaka. Wracamy do Jinxa i Atlasa, a tam @Mulan Huang nagle pyta o to czy może obie zatrzymać kurę. - A przepraszam, gdzie Pani zamierza go trzymać? - pytam uprzejmie jedną ze swoich bardziej nieostrożnych Gryfonek. Obok nas @Sophie Oh najwyraźniej postanawia nakopać sama łupdukom, a nie im pomóc. Mówię do niej już już, kładę dłoń na ramieniu i próbuję stanowczo opuścić jej gardę. - Sophie? Wszystko w porządku? Trzymaj się blisko Mulan - zauważam i popycham ją delikatnie do koleżanki, która z ONMS jest naprawdę dobra, więc na pewno jej pomoże z łupdukami. - Czasem nie wiem czy wy próbujecie pomóc czy celowo wprowadzacie większy rozgardiasz - wzdycham do dosłownie wszystkich uczniów ze swojego domu, którzy (oprócz Drejka oczywiście) byli pomocą bliską zeru.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Kair i czary to takie połączenie, które los zgotował chyba w żartach. On ani się czarowaniem przejmował, ani mu na czarowaniu zależało, co łatwo było odkryć, wiedząc, że przecież kiblował dwa razy w siódmej klasie. Gdyby jednak musiał wybrać jakiś przedmiot, którego rzeczywiście miałby się uczyć, byłaby to opieka nad magicznymi stworzeniami, albo uzdrawianie, więc cóż, jak się okazało, że te dwa kierunki dziś może zaliczyć jednym kamieniem, to nawet ubrał się w czysty sweter z borsukiem, ledwie ogarniający te szerokie bary, i poszedł do sali z numerem jedenaście. Już na korytarzu słyszał, że coś się dzieje, jakaś awanti, coś się święci, taki hałas z sali dobiegał, jakby tam stado słoni i samochodów kupa, a gdy zajrzał do środka, aż mu oczy zalśniły z radości. Wszedł, schylając się pod framugą i podparł pod boki, śmiejąc się radośnie jak dziecko na boże narodzenie, bo toż to przecież cudowne! Chaos! Rozgardiasz! I kurczaki! Jedna z kur przemknęła mu między nogami, licząc chyba na to, że jej się uda umknąć z zajęć, ale nie takie rzeczy Kair w życiu ganiał, zaraz więc, na tych swoich szczudlastych nogach, dogonił uciekający drób i capnął ją niczym ten jastrząb, smutny, że nikt tej akcji nie widział. Wrócił jednakowoż dumny do sali, niosąc łupduka pod pachą i rozejrzał się po obecnych, żeby się zorientować, co kto robi, gdzie siedzi i jak żyje. Pomachał do ziomeczków, puścił zalotne oko Marli i przycupnął koło @Sophie Oh, która wyglądała, jakby była na krawędzi krzyku i płaczu jednocześnie. - Ej Sophie... - nachylił się do niej z konspiracyjnym szeptem, bo musiał zapytać o coś intymnego, a kogo innego jak nie ją- Czy wydaje Ci się, że mam dziś jakąś... za dużą głowę? - nie mógł pozbyć się wrażenia, że te wszystkie myśli nie mieściły mu się w czaszce, zmieniając ją w balon. Zupełnie nieświadom, że to zagadkowa choroba, z którą borykali się wszyscy czarodzieje.
Obecność Huxleya stawała się coraz milszą w codzienności Atlasa, stąd bez wahania podjął decyzję o wspólnych zajęciach, a teraz, kiedy wszyscy tkwili w oku cyklonu, pośród chaosu skrzeczących w cierpieniach ptaków, był wdzięczny za jego obecność jeszcze bardziej, co starał się przynajmniej sugerować uśmiechami, które posyłał nauczycielowi magii leczniczej. Zaśmiał się, na tę wątpliwość względem jego talentów krawieckich i rzucił Williamsowi spojrzenie spod rzęs. - Mam wiele wielkich talentów, których byś się nigdy nie spodziewał. - na przykład z łatwością przekonywał ludzi, do robienia czegoś za niego, mógł więc udać się do najbliższej, najlepszej krawcowej i kazać jej naprawić ciuszki Huxa na tip top, za, no, cenę symboliczną. Uśmiech i uścisk ręki na przykład. Czy planował to robić? Zupełnie nie. Ale mógłby.- To dość oczywiste, Huxley. Bażanty są dużo ładniejsze. - pokręcił głową, to taki banał. Chociaż być ładniejszym od łupduka, to właściwie nie była wielka sztuka. Operował wokół delikatnych oczu kuraka, powoli przechodząc od jednej głowy do drugiej. Z zadowoleniem rejestrował, że uczniowie powoli uciszali i uspokajali rozbiegane w panice ptaki, przez cop atmosfera w sali może nie stawała się idealna, ale przestawała przypominać cyrk, który wymknął się spod kontroli. Zaśmiał się cicho pod nosem, słysząc pytanie @Eugene 'Jinx' Queen i odpowiedział spokojnie, owijając trzymanemu przez Huxleya kurczakowi jedną z głów bandażem, by druga nie wydziobała mu oka. - Proszę nie pozbawiać kolegów włosów. - poprosił uprzejmie, choć Huxley w bardziej dosadnych słowach skarcił swojego podopiecznego. Witał pozostałych, tłumnie nadchodzących uczniów, starając się przynajmniej wymienić z nimi powitalne uprzejmości, ale cóż, mieli ręce pełne roboty. - Moi mili. - zaczął, kiedy pierwsza fala chaosu została zażegnana, łupduki się rozbiegały, trochę z nich zostało brutalnie uciszonych, inne zostały połapane przez dzielnych, szybko biegających studentów- Jak widzicie, mierzymy się z pewnym kryzysem, coś dolega łupdukom w całym regionie, w związku z czym naszym obowiązkiem jest pomóc tym, które zamieszkują okolice zamku. Liczę na to, że wykażecie się empatią i zrozumieniem dla cierpiących ptaków, szczególnie, że część z nich przejawia zaburzenia psychiczne ponad te dolegliwości, które można zobaczyć gołym okiem. - podniósł jednego z łupduków, którym zdołali się zająć wraz z Huxleyem. Jedna z ptasich głów zwisała nieprzytomnie, druga wpatrywała się uparcie w niebo, a trzecia kłapała dziobem. - Będę absolutnie zobowiązany, jeśli będziecie ze sobą współpracować, by pomóc jak największej liczbie zwierząt. Ważne jednak jest to, by zrobić to starannie. Ja i profesor Williams jesteśmy do waszej dyspozycji, tak jak przyniesione przez nas materiały i środki, które możecie znaleźć w kufrach przy wejściu do sali. - uśmiechnął się do uczniów łagodnie. Zacznijcie od etapu uzdrawiania, by zająć się potrzebującymi łupdukami, a później rozpatrzcie zadanie z opieki nad magicznymi stworzeniami. Są to kostki do dwóch etapów w jednym miejscu, więc by zdobyć 2pkt musicie napisać dwa posty. Zasady: • Rzucasz jedną kostką k100 na to jak idzie ci ogólnie całe zadanie. Możesz do tej kostki dodać swoje punkty z uzdrawiania. • Rzucasz literkę by zobaczyć z jaką łupdukową sytuacją się mierzysz. • Masz przerzut dowolnej kostki za każde 10 punktów z uzdrawiania. Czy to k100 czy coś co będziesz musiał rzucać w literkach. • Jeśli uzdrawianie jest Twoją najwyższą statą masz dodatkowy przerzut dowolnej kostki.
Łupdukowa sytuacja (przygody z literki):
A - Ale wariat z Twojego łupduka. Biega po całym lesie w jedną, to drugą stronę, pieje przeraźliwie i nie daje się dotknąć. Najwyraźniej nie ma zbyt wiele obrażeń zewnętrznych, a od środka zjada go jedna z choróbsk. Należy podać mu eliksir uspokojenia (odpowiednią dawkę, bo przecież to tylko kura). Dorzuć k6 na to jak Ci idzie. Parzysta - Idzie Ci naprawdę przednio! Kura jest spokojna i możesz z nią przejść do kolejnego etapu. Nieparzysta - No super, uspałeś kurę. Teraz musisz czekać, by sprawdzić czy nie wyrządziłeś jej żadnych szkód taką ilością eliksiru. - 10 do kostki k100 B - Bardzo duży problem masz z tym, że Twoja kura nie może przestać ryć w ziemi. Drąży tunele w tak szybki sposób, że znika Ci z horyzontu i jedyne co Ci zostaje to iść za nią. Powiększ kurzy tunel i znajdź tą małą wariatkę, by ją uspokoić, bo zaraz padnie z wyczerpania. Jeśli masz cechę Gibki jak lunaballa (zręczność) LUB twoja postać jest bardzo chuda - przechodzenie idzie Ci bez problemu, kurę znajdujesz raz dwa. +10 do kostki k 100 Jeśli masz cechę Połamany Gumochłon LUB Twoja postać ma więcej niż m85 lub jest wyraźnie umięśniona/okrągła, przechodzenie przez tunele sprawia Ci wiele trudności, znajdujesz kurę na skraju wyczerpania, - 10 do kostki k100. Cała reszta przechodzi w umiarkowanym czasie, bez modyfikatorów. C - Czy wiesz co dzieje się z Twoją kurą? Chyba niezbyt. Wygląda na zwyczajnie osowiałą i nie wiesz do końca co z nią robić. Jest kompletnie nieodporna na żadne bodźce zewnętrzne, tylko jedna głowa pieje bardzo smutno. Może ma depresje? Jeśli masz 10 lub więcej punktów z ONMS udaje Ci się znaleźć odpowiednie smakołyki, głaszczesz kurkę, spędzasz z nią trochę czasu i wygląda na to, że jest z nią znacznie lepiej po mniej więcej 20 minutach opieki. Jeśli nie masz tylu punktów - prosisz o pomoc kogoś kto się na tym zna lub Atlasa. Zajmuje Ci to mnóstwo czasu i w etapie ONMS, odejmujesz sobie od k100 10 punktów. D - Doskonale widać co jest z nią nie tak - Łupduk nawet nie może szaleć i biegać jak cała reszta, bo kuleje na jedną nóżkę. Biedny ptaszor. Rzuć odpowiednie zaklęcia na jego nóżkę. Rzuć do tego k6 jak Ci idzie zaklęcie. 1 - Tragicznie i musisz prosić Huxa o pomoc, -20 do kostki k100, 6 - Świetnie ,aż Hux Cię chwali! + 20 do k100. 2-5 odzwierciedlają jak Ci idzie, ale nie wnoszą dodatkowych efektów. E - Ech, nawet nie ma ochoty Twoja kura z Tobą przebywać. Rozgląda się, zaczepia wszystkich wokół, a ty nadal nie wiesz czy coś jej w ogóle jest. W pewnym momencie łapie za nogawkę dowolnego uczestnika zajęć i zaczyna go szarpać bez opamiętania. Rzucasz na k6 jak bardzo go pogryzła i podrapała. Koniec końców, musisz tylko uspokoić kurę i przejść do kolejnego etapu. F - Fruwanie i łupduki to zawsze był ciężki temat - ale ta biedna kura, kompletnie nie może ruszyć skrzydłem. Napraw jej skrzydełko lub jeśli się boisz - poproś o pomoc Huxa. Prosząc go nie masz żadnych modyfikatorów. Robiąc to samodzielnie: Parzysta - idzie Ci bez problemu, +10 do k100, Nieparzysta - kurka wydaje się być w jeszcze gorszym stanie... Huxley jest zły na Twoją nieostrożność tracisz 10 punktów dla domu i masz - 10 do k100. G - Gdzie jest Twój łupduk? Najwyraźniej w taką grę grasz w ze swoim ptaszorem. Rzuć k6, by dowiedzieć się ile go szukałeś. 1 - 10 minut, 2 - 20 minut itp. Twój ptaszor okazuje się być w całkiem dobrym stanie, ale tracisz mnóstwo czasu na szukanie go i na dodatek jesteś super brudasem. Od kostki k100 na ONMS, odejmujesz ilość czasu jaki musiałeś poświęcić na poszukiwanie łupduka. H - Hodowanie łupduków to może być Twoje zajęcie w przyszłości. Kury wydają się do Ciebie lgnąć. Rzucasz im jakieś żarełko, a one zbierają się wokół. Rzuć k6x2, by zobaczyć ile łupduków jest wokół Ciebie. W następnym etapie będziesz musiał tyle razy rzucić k100 ile masz wokół kur. I - I oto jesteś ty - pomiędzy dwoma dzikimi łupdukami, które ewidentnie czują zew krwi. Musisz nie tylko powstrzymać je przed bitką, ale też opatrzeć ich rany, bo co trzy dzioby to nie jeden. I są nieźle poharatane po tej bitce. Rzuć dwa razy kostką k6, będzie ona odzwierciedlać stan każdego łupduka. Jeśli wylosowałeś 1,2 - wystarczy Ci wiedza z uzdrawiania z przedziału 0-10, bo kurka ma tylko kilka zadrapań, 3,4 - potrzebna Ci wiedza z przedziału 11- 20, jeśli 5,6 - łupduczek ledwo dycha, musisz mieć co najmniej 21 punktów z uzdrawiania. Jeśli któryś łupduk nie spełnia wymagań punktowych które masz - znajdź kogoś to ma odpwiednią ilość pkt i popro o pomoc. Jeśli tego nie zrobisz stracisz aż 40 punktów kostce k100. J - Jak widzisz, kurka Cię widzieć nie może, bo ma strasznie ropiejące oczka. Biedna. Musisz oczyścić jej delikatnie wszystko, nałożyć wokół maść którą podaje Ci Hux i przejść do dalszej części zadania. Rzuć k6 by zobaczyć jak bardzo kury podziobały Cię kiedy próbowałeś opatrzyć im oczka. 1,2 - Prawie nic, 3,4 - Kilka ran, dość łatwych do zaleczenia, ale jeśli nie poprosisz kogoś kto ma 25 lub więcej punktów z uzdrawiania o pomoc, będziesz mieć blizny, 5, 6 - Twoje ręce ledwo nadają się do użytku, niech ktoś Cię uleczy. W kolejnym wątku nie idą Ci żadne zaklęcia, bo trudno Ci trzymać dobrze różdżkę.
Kod:
<zgss>k100:</zgss> [url=]wylosowana kostka z uzdrawiania[/url] + modyfikatory z literek <zgss>Literka:</zgss> [url=]wylosowana literka[/url]
Łupduki sprowadzone przez Atlasa to dzikie stado zamieszkujące okolice zakazanego lasu. W związku z tym, że udało się je sprawnie połapać i podleczyć, nauczyciel chce skatalogować okazy oraz zaobrączkować je, by móc śledzić losy tego ptasiego stada. Waszym zadaniem jest zajęcie się leczonymi łupdukami, opisanie ich oraz uzupełnienie metryczek.
Rzuć k6 na to, ile co najmniej łupduków musisz opisać. 1 - 3 łupduki 2,3,4 - 2 łupduki 5 - 1 łupduk 6 - tyle ile chcesz!
Rzuć k6 jak Ci idzie zakładanie obrączki. parzyste: gładko jak po maśle, łupduk patrzy na ciebie z wdzięcznością przynajmniej jedną z głów nieparzyste: łupduk stawia czynny opór, po lekcji musisz zaleczyć wojenne rany
Kartoteka Do szkolnego archiwum należy zapisać i skatalogować wszystko, co udało się dziś zaobserwować na lekcji. Każdy uczeń otrzymuje swój pergamin, by zapisać wszystkie łupduki, którymi zajął się podczas lekcji. Wzór zawiera: - numer z obrączki łupduka (możecie wybrać, byle się nie powtarzały) - imię łupduka (nazwijcie swoje kurczaki!) - ogólny, obecny stan (opisz w kilku słowach na podstawie rzutu k100 - im wyższy wynik tym lepiej) - zdiagnozowaną przypadłość i podjęte środki leczenia
Kod do kurczaka:
Kod:
<zgss>k6</zgss> [url=]ile łupduków[/url] <zgss>k6:</zgss> [url=]parzyste/nieparzyste[/url] <zgss>k100:</zgss> [url=]wynik[/url] + wszystkie modyfikatory z poprzedniego etapu = wynik finałowy danego kurczaka
Nawet nie spodziewał się tego, że opieka nad łupdukiem okaże się na tyle prosta, gdy już jednego sobie złapie. Chyba miał do tego jakiś wrodzony talent czy też wyczucie. Co prawda w pierwszym momencie nie bardzo zdawał sobie sprawę z tego, co powinien zrobić z kurczakiem, który miał uszkodzone skrzydło, ale w końcu jakoś ogarnął koncepcję opieki medycznej nad ptaszorami. Zresztą od czego też były zaklęcia jak nie od pomagania sobie w pewnych zadaniach? Może i popełnił w trakcie kilka pomniejszych błędów, ale raczej nie miały one wielkiego wpływu na komfort i samopoczucie łupduka, któremu w miarę elegancko zawiązał skrzydło bandażem tak, aby ładnie się zrosło i sprawiło, że pierzasty szybko wróci do dawnej sprawności. Przynajmniej taką nadzieję żywił chłopak.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
k100:11 + modyfikatory z literek Literka: C. Znalezione smaczki
Nic dziwnego, że nie bardzo wiedziała, co właściwie powinna zrobić ze swoim kurczakiem. Głównie mogła za to winić fakt, że ten wyglądał jakby naprawdę nic mu nie było. Przez chwilę zastanawiała się, co właściwie mogła poradzić w takim przypadku. Co powinna zrobić, aby jakoś przywrócić wspomnianej kurze radość życia i sprawić, by nie była taka osowiała. I jeszcze nijak nie miała spytać jak swojego pacjenta czego mu trzeba. Jeśli mieliby do czynienia z wężami to przynajmniej mogłaby w jakiś sposób oszukiwać i pytać zwierzęcego pacjenta o objawy. Niestety nikt nie chciał jej raczej teraz ułatwiać zadania w żaden sposób. Idąc jednak prostym tokiem myślenia, Mina stwierdziła, że to co zawsze poprawia wszystkim nastrój to jedzenie. Dlatego też przystąpiła do szukania różnego rodzaju przekąsek, które mogłaby wcisnąć pierzastemu. W końcu jednak znalazła je gdzieś w sali i wróciła do swojego pacjenta, którego postanowiła nakarmić z ręki. Oby tylko to zadziałało i faktycznie podniosło na duchu osłabionego i smutnego ptaka.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Czemu za każdym razem, gdy tylko chciała sprawić sobie nowe zwierzątko ktoś od razu wysuwał pytanie o to gdzie dokładnie będzie je trzymać? To samo zdarzyło się przy okazji dumbadera, który obecnie był całkiem zadowolonym członkiem rodziny Huangów. Oczywiście łatwo nie było, bo musiała użerać się z pracownikami Ministerstwa oraz usłyszeć spory opierdal od rodziców za roztrwanianie galeonów w nierozważny sposób, ale teraz wszystko było w porządku. - W domu. A raczej w ogrodzie i przybudówce. Podobnie jak dumbader - odpowiedziała spokojnie, podnosząc nieco do góry swoją kurkę. - Wie pan, że jestem w stanie się nią dobrze zająć. To jak będzie? Miała nadzieję, że przynajmniej Hux stwierdzi, że nic nie stoi na przeszkodzie do tego, aby zwinęła kurę albo dwie ze sobą. Czekając na odpowiedź nauczyciela nawet nie spodziewała się tego, że nagle wpadnie na nią zupełnie inna studentka. Niewiele myśląc złapała @Sophie Oh w pasie, jedną ręką wciąż trzymając łupduka i starając się zachować jakoś równowagę. - Woah, uważaj na siebie - rzuciła do dziewczyny, a słysząc komentarz Huxleya odnośnie tego, że Sophie powinna się trzymać blisko niej, posłała jeszcze rozbrajający uśmiech w kierunku opiekuna domu. - Zajmę się nią, kierowniku. A jak będzie z tą kurą? Nie zamierzała odpuścić. Jeśli istniał cień szansy, że może przygarnąć kuraka to zamierzała go wykorzystać. Dopiero po chwili zwolniła swój uścisk na talii dziewczyny i przeszła z nią do miejsca, w którym miały się zająć poszkodowanymi łupdukami. - Dobrze, to w czym ci pomóc dokładnie? - zapytała dla pewności koleżankę, spoglądając na jej kurczaka. Sama chwilowo postanowiła zająć się swoim podopiecznym, któremu dosyć poważnie ropiały oczka. Intencje miała dobre, ale ptak nie bardzo chciał współpracować. Zdawał sobie sprawę z tego, że cały zabieg będzie nieprzyjemny, a fakt, że posiadał więcej niż jedną głowę działał na jego korzyść i sprawiał, ze mógł ją dziobać właściwie do woli. Z początku jej to nie przeszkadzało, ale po jakimś czasie przybrało to niestety zbyt krwawy obrót. W momencie, gdy skończyła aplikację maści miała całkowicie zakrwawione dłonie pokryte niezwykle licznymi ranami. I to niektórymi dosyć głębokimi i na tyle bolesnymi, że poruszanie palcami sprawiało jej niezwykłą trudność. - Znasz się na tyle na uzdrawianiu, żebym nie musiała uderzać do papy Gryfa? - zagadnęła jeszcze siedzącą obok Gryfonkę.
Z uśmiechem nadstawiam swój durny łeb, gdy Fredka tak angażuje się w ułożenie moich sponiewieranych już loków. Aż miło popatrzeć jak się wzajemnie o siebie troszczymy – ja walczę o jej życie, ona pilnuje, żebym miał zawsze nienaganną fryzurę. Po prostu dream team. Gdy dostrzegam spierdalającego kurczaka, nie zastanawiam się ani sekundy. Widocznie dzisiaj moją rolą jest ratowanie istnień. Puszczam się w pogoń za łupdukiem, ściskając mocno dłoń dziewczyny. Kto by pomyślał, że tak się zaangażuje w ten dziki pościg, no ale przecież jako przykładny obywatel nie mogę pozwolić na to, żeby ta głupia kura utopiła się w kiblu. Wbiegam więc do łazienki, rzucam się na nią i przyszpilam ją do posadzki, z satysfakcją kończąc gonitwę na moją korzyść. A ten zasrany drób w ramach podziękowania dziobie mnie w palec. – Nie wolno, zły łupduk – strofuję zwierzę, które o dziwo przestaje atakować moją dłoń. – Udało się! – wychodzę z wc i triumfalnie pokazuje Fredce mojego nowego towarzysza. – I zobacz jaka mądra, łapie proste komunikaty szybciej niż moja siostra – szczerzę się, po czym wracamy w końcu do sali w środku przemowy profesora, który przyszedł do nas prosto z wybiegu. Automatycznie prostuję plecy i wypinam chudą klatę, żeby się lepiej prezentować. Nauczyciel coś tam gada o kryzysie i wtedy znowu odzywa się ten zjebany wewnętrzny głos, na co zaskoczony podskakuję i wypuszczam ptaka z dłoni, który odbiega ode mnie przerażony. Zerkam na Moses i przybliżam się do niej, żeby szepnąć jej na ucho: – Jak mi do jutra nie przejdzie to po prostu mnie zabij – proszę, a potem szukamy jakichś dwóch ptaszorów, żeby się nimi wspólnie zająć. – To nie może być takie trudne – przekonuję samego siebie, że to łatwe zadanie i ani się obejrzę, a moja kura gdzieś spierdala. – No do chuja, gdzie ona polazła – jęczę. Wciskam drugiego łupduka Fredce do ręki i popycham ją lekko w kierunku, gdzie po raz ostatni widziałem swoją pierzastą podopieczną. – Musimy ją znaleźć, chodź – oddalamy się od grupy, a ja po drodze z dwa razy coś nagle krzyczę, ponownie zaskoczony głosami w głowie. Krążymy po tym gąszczu chyba sto lat, a po moim kurczaku słuch zaginął. – Świetnie, jeszcze mnie szkoła poda do Wizengamotu, że zgubiłem kurę i tyle z mojej wyśmienitej kariery – ględzę zdruzgotany i poirytowany, że nigdzie jej nie widać. Zaglądam w każdy zakamarek, przez co jestem już cały upierdolony w ziemi i wyglądam jak ofiara wojny. Co w sumie by się zgadzało, bo jestem pewny, że teraz na widok drobiu będę miał flashbacki z Wietnamu. – A tej twojej co jest? Jakaś taka markotna, pewnie niezbyt zadowolona, że na ciebie trafiła – rzucam przednim żartem, w tym samym czasie dostrzegając jeden łebek skitrany w krzakach. – TU JESTEŚ. No przecież bym cię nie nadział na rożen, po co takie podchody robisz, nie bój się – gadam do stworzenia i ostrożnie wyciągam go z nory, do której się wpierdoliło. – Patrz co za dziad – podstawiam przyjaciółce zwierzę pod nos, w który od razu zostaje delikatnie dziabnięta, na co chichoczę radośnie, kompletnie nie przejmując się, że prawie całe zajęcia spędziłem na poszukiwaniach.
k100:82 + 20 z literki + 15 za kuferek Literka:D (dorzut 6)
Kair niewiele myśląc (czyli tak jak zwykle) zakasał rękawy. To nie pierwszy raz, kiedy miał styczność z drobiem, a jedna głowa, czy trzy, to przecież właściwie żadna różnica. Trochę były głośne te łupduki, ale znacznie lepiej, niż to, co działo się w sali, kiedy dopiero do niej weszli. Łapanie kur było ciężkim wyzwaniem generalnie, ale zaraz zobaczył jednego, który wcale nie biegł tak szybko jak inne. Jego nóżka wydawała się być w okropnym stanie, cała spuchnięta i biedna. Zaraz ukucnął przy ptaszku i wziął go delikatnie w swoje wielkie jak bochny łapy. - No już maluszku, zaraz będzie Ci lepiej. - uśmiechnął się, głaszcząc po kolei wszystkie łupducze głowy po dziobkach, by je uspokoić. Zezowate ptaszysko patrzyło na olbrzyma z dezorientacją, kiedy ten wyciągnął różdżkę i skierował jej koniec w ptasią nóżkę. - Duritio. - najpierw znieczulił złamaną nóżkę, po czym szybko dorzucił "Locus" by ją nastawić prędko, tak, by ptak nie cierpiał.- Ferula minima. - dołożył małe usztywnienie dla łupduczej nóżki i zawinąwszy ją uśmiechnął się do ptaszka- Kto jest taką grzeczną kurką? A no kto? No ty jesteś, a no ty. I ty. I ty. - popacał palcem wszystkie ptasie głowy i uśmiechnął się psim wyszczerzem do Huxleya, który pochwalił jego doskonale rzucone zaklęcia. Uzdrawianie było dosłownie jedyną dziedziną magii, która mu wychodziła.
Ostatnio zmieniony przez Cairo Kelly Morgan dnia Sro Gru 14 2022, 14:15, w całości zmieniany 1 raz
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Tak to właśnie było polegać na @Eugene 'Jinx' Queen. Całe szczęście, że miała pomoc ze strony takich rycerzy jak Drejk czy Huxley, do którego uśmiechnęła się, gdy zdjął jej ptaka z głowy. – O ślicznie dziękuję – dygnęła elegancko i przejęła od niego łupduka, od razu podchodząc z nim do Jinxa, żeby go odciągnąć od Atlasa. – Ja rozumiem, że twoja motywacja jest nieco większa niż zwykle, ale są jakieś priorytety, Queen. Prawie zginęłam na twoich oczach – zwróciła się do niego z udawanym wyrzutem, głaszcząc kurczaka po głowach. – Popraw mi włosy – poprosiła, wskazując znacząco na zwierzę, które trzymała, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie ma odpowiednich warunków, aby sama zadbać o fryzurę. – Dziwnie wyglądasz, wszystko ok? – spytała zmartwiona, bo wzrok przyjaciela był inny niż zawsze. Gryfon nigdy nie grzeszył bystrością w spojrzeniu, ale teraz rozglądał się dookoła wyjątkowo bezrozumnie. Po wyjaśnieniu przez nauczyciela co mają robić, szturchnęła delikatnie przyjaciela. – Czy ty jesteś w ogóle w stanie coś zrobić czy zamiast łupdukami mam się zająć tobą? – uprzejmie zaoferowała mu swoją pomoc, bo przecież wiadomo, że przyjaźń była ważniejsza niż drób. Ten jednak był narwany do pracy jak nigdy, więc sobie przykucnęli z boku, aby sprawdzić co dolega im ptasim towarzyszom. – Co ty robisz, wracaj tu! – krzyknęła, kiedy zorientowała się, że jej ptaszor w dzikim tempie zaczyna ryć w ziemi i stopniowo znikać w tworzonym przez siebie tunelu. – Czy to jakiś żart – jęknęła, z niedowierzaniem zaglądając do środka czy są jakiekolwiek szanse, aby go stamtąd wydostała. – Nie wierzę, że zamierzam to zrobić, ale idę po nią – zaklęciem powiększyła tunel i jeszcze na odchodne odwróciła się do przyjaciela: – A ty weź najlepiej usiądź i tu na mnie czekaj, jak nie wyjdę stamtąd za pięć minut to zrób raban, nie chcę umrzeć zakopana żywcem. No, a w razie czego testament znasz – wyszczerzyła się i wskoczyła do środka, tarzając się po ziemi w poszukiwaniu jebanego łupduka. Świeciła sobie lumosem i ostrożnie przesuwała się do przodu, co znacznie ułatwiała jej wychudzona sylwetka i wrodzona zwinność. Kiedy więc zauważyła w oddali cień, zdecydowanie zbyt duży jak na kurę, wydała z siebie niekontrolowany krzyk i zamarła, bo jeszcze brakowałoby, żeby natknęła się tu na jakąś zmutowaną nornicę albo inne gówno.
______________________
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Tak naprawdę potem już tylko biegnę (i dość szybko się męczę przy okazji), licząc na to że to Tomek złapie łupduka. Całe szczęście, że jest taki rycerski dzisiejszego dnia, mimo fatalnego samopoczucia. Kiedy udaje mu się przyskrzynić kurę krzyczę zwycięskie łuhu! i klaszczę dziko w dłonie. - Chodź, zapierdalamy z powrotem! - oznajmiam i biegnę z powrotem do sali. Jeszcze kilka takich biegów, a będę miała taką staminę, że już nikt mnie nie powstrzyma na meczach qudditcha. A jak wiadomo już teraz jestem wybitnym graczem. Aż po tej przygodzie zapominam, że Tomek jest jakoś przeraźliwie chory na coś i co raz podskakuje, albo dostaje zawału z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu. - Chętnie, bo inaczej będę musiała porzucić w pizdu naszą przyjaźń - zgadzam się na jego prośbę morderstwa, bo przecież inaczej będę musiała go niańczyć resztę czasu w Hogwarcie. Już idziemy zbierać te kurczaki, ale wtedy Tomek w ciągu sekundy gubi swoją kurę. Aż patrzę na niego ze zrezygnowaniem, sama zaś podnoszę jakiegoś wyjątkowo smutnego łupduka. Co jednak mam zrobić? Idę po prostu za Tomaszem, który biega jak kto z pęcherzem po całym sztucznym lesie. Ja zaś niańczę swojego kuraka. Przytulam ją, głaszczę, próbuję mówić pocieszycielskie słowa, chcę skusić czymś do jedzenia. Może powinnam zająć się kwestią medyczną. Ale zwyczajnie nie mam pojęcia od czego zacząć, więc może trochę miłości wystarczy... Kiedy Tomasz zapędza się gdzieś dalej, ja na chwilę go olewam i idę do profesora ONMS. Piękny do granic możliwości wil daje mi parę cennych uwag, lekarstwo i jakieś rady, a Tomek pewnie nawet nie zauważył, że mnie nie było. - Spierdalaj - mówię tylko przyjaźnie do buszującego w krzakach Maguire'a, który sam zgubił swojego łupduka, a śmie krytykować mojego. Szczególnie, że mój kurak zaczyna powoli odżywać dzięki radom Atlasa. - Wyglądasz jak siedem nieszczęść, Tomasz, chodźmy założyć im te dojebane opaski zanim znowu go zgubisz - dodaję z politowaniem i wskazuję głową na biednego kurczaka tomkowego.
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
k100:99 + 10 = 109 Literka:B Choroba:aktywna, widzę ludzi w wersji super slim
Na lekcję uzdrawiania połączoną z ONMS wbijam spóźniony. Całe szczęście, że jest taki chaos, że nawet nauczyciele nie mają za bardzo jak ogarnąć, że dopiero co tutaj wpadłem. Postanowiłem chodzić częściej na zajęcia z opieki nad zwierzakami głównie dlatego, że mam teraz psa, którym muszę się odpowiednio zająć. Może akurat przebywanie z łupdukami nie jest jakąś wyśmienitą formą nauki, ale już próba leczenia ich, z pewnością. Dziś już od połowy dnia męczy mnie jedna z okropnych chorób. Wszyscy wyglądają jak chodzące kościotrupy. Starałem się wobec tego niespecjalnie gadać z innymi. Ale też nie mogłem przegapić od tak wszystkich lekcji. Na szczęście zdążam na krótkie tłumaczenia nauczycieli i bez zbędnych jęków zabieram się za zadanie. Podchodzę do pierwszej lepszej kury, chcę ją grzecznie zbadać i ogarnąć, ale ta zaczyna ryć jak szalona w ziemi. - Co robisz? - pytam bez sensu kompletnie, bo ta już znika w odmętach wielkiego dołu. Od kiedy one potrafią tak robić? Wzdycham i już się zastanawiam czy nie wziąć sobie po prostu nowego kurczaka... Ale szkoda mi tego łupduka, co będzie jak tam zazipie się na śmierć. Kląć pod nosem moje dobre serce, powiększam tunel zaklęciem, by móc samemu tam wejść. Metamorfogicznie zmniejszyłem się odrobinę, więc łatwo było mi się przemieszczać za kurakiem. Kiedy tak idę sobie ciemnym korytarzem, świecąc sobie tylko lumosem, ogarniam dopiero po chwilę, że obok mnie jest jaka odnoga. Czy to jakieś podziemne labirynty? Chcę rozejrzeć się w jedną i drugą stronę, ale w tym momencie słyszę przeraźliwy krzyk tuż obok mnie. Odwracam się z lumosem w ręku i również wrzeszczę - bo Marla wygląda prawie jak kości, drze się i jesteśmy sami w jakimś jebanym kurzym tunelu. - Ja pierdole, Marla - jęczę i kładę rękę na sercu, bo o mało nie dostałem zawału. - Co ty tu... - zaczynam, ale wtedy widzę kurę która zaczęłą trąbić dziko za O'Donnell, najwyraźniej zachęcona naszymi wrzaskami. Zamiast powiedzieć coś mądrego rzucam się w kierunku Gryfonki, pół ją przepychając, pół się na nią kładąc i zwycięsko łapię swojego łupduka. - Sorka - jęczę i próbuję się od niej odsunąć, równocześnie dyskretnie zabierając swoją różdżkę (magiczną), która wypadła mi przy łapaniu łupduka i teraz była jakimś cudem we włosach Marli.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
F. Proszę wpisywać F pod postem biednej Sophie, która nie dość, że mierzyła się z płomieniami w swojej głowie, to jeszcze kompletnie nie radziła sobie ze swoją kurką. I taki chaos w jej głowie panował, że ani nie zwróciła uwagi na pytanie Kaira, ani na to, że ją @Mulan Huang opiekuńczo objęła. A powinna była skorzystać z pomocy koleżanki, zamiast tego jej biedna kurka po chwili wyglądała jeszcze gorzej i chyba zaczęła płakać, a wraz z nią Sophie. - P-profesorze, nie czuję się najlepiej. - Jak nie urok to sraczka, tak powiadają, ale po takiej serii niepowodzeń powinien chyba nastąpić jakiś wykop nastroju w górę. Prawda...? Sophie nie była przyzwyczajona do poczucia beznadziejności ani do opieki nad szamoczącymi się ptakami. - Chyba urwałam jej skrzydło. - Szepnęła do Mulan przejętym tonem, bo wisiało teraz gorzej niż wcześniej.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
k100:15 + 26 (kuferek) = 41 Literka:C (mam 20pkt w kuferku czyli jest ok)
W końcu przyszedł czas, by zająć się swoją chorą kurą. Ruda podeszłą do podopiecznej, która nie wyglądała najlepiej. Dziewczyna próbowała wytężyć umysł i domyślić się, co naprawdę dolega zwierzakowi, ale niestety nic nie przychodziło jej na myśl. W dodatku drób miał ten minus, że nie potrafił mówić, więc i tu komunikacja leżała. W końcu Irvette postanowiła podejść do łupduka jak do innego zwierzaka i po prostu rzucić jej smakołyk licząc na to, że akurat wybierze ten dobry. Ślizgonka przez dłuższy czas dwoiła się i troiła, ale ni cholerę nie potrafiła zrozumieć, co najbardziej by kurze odpowiadało. W końcu wyczaiła jednak pewien szczegół, który dodał jej pewności siebie i postanowiła nakarmić kurę tym, co przykuło jej uwagę. Okazało się to być strzałem w dziesiątkę i tym samym, de Guise mogła uznać zadanie za wykonane. Przynajmniej w tej części.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Atlas, zająwszy się uprzednio ptakami w największej potrzebie, ruszył po sali pomiędzy uczniów, by dopilnować i pomóc każdemu z nich, gdyby nastała taka potrzeba. Podszedł do @Andrew Park i uśmiechnął się, widząc jak bezbłędnie ten poradził sobie z zabandażowaniem ptasiego skrzydła. - Świetnie, panie Park. - powiedział miękko- Proszę ocenić ogólny stan łupduka, spróbować określić, czy poza oczywistymi, fizycznymi dolegliwościami jest on... stabilny. - poprosił uprzejmie i skinąwszy głową przeszedł dalej, po drodze łapiąc jednego z uciekających uczniom ptaków i głaszcząc jeden z jego dziobów dwoma palcami, w celu uspokojenia tej najbardziej rozkrzyczanej głowy, która jeszcze nie zdążyła oberwać zaklęciem uciszającym. Widząc poczynania siedzącej nieopodal @Mina Hawthorne pokiwał głową i postawił koło niej uspokojonego kuż kurczaka, którego przed chwilą jeszcze niósł. - Z jakiegoś powodu tym ptakom zaczęło udzielać się szaleństwo. Nie wszystkim dolega coś fizycznie, to ważne, by spróbować dotrzeć do zwierząt też i na płaszczyźnie nieoczywistej. - podjął temat, widząc, jak świetnie poradziła sobie z podkarmieniem swojego podopiecznego na tyle, by łupduk zdecydował, że jednak pragnie być znów kurką, a nie pragnie po prostu śmierci. - Panno Huang... - zaczął spokojnie, podchodząc do dwóch gryfonek, którym szło średnio sprawnie, co nie było dobrym argumentem, przemawiającym za tym, by jednak przekazać jej jednego z oszalałych ptaków- To jest dzikie stado, zamieszkujące tereny głęboko w zakazanym lesie. Przebywanie w niewoli byłoby dla nich nienaturalne... - dodał ze zmartwioną miną, kucając obok @Mulan Huang. - Jeżeli bardzo Pani zależy na takim towarzyszu, możemy po zajęciach przedyskutować sprawę. Mogę dać Pani kontakt do dobrej hodowli, bądź nawet samemu się do niej z panią wybrać. - uśmiechnął się- Dziękuję za wyrozumiałość. - dodał, kiwając przepraszająco głową, po czym zwrócił się do @Sophie Oh. Wziął z jej rąk kurczaka, kiwając głową ze zrozumieniem. Niestety, choroby i szaleństwo, które dotykały umysły czarodziejów od pewnego czasu niekoniecznie były ułatwieniem, szczególnie w tak poważnych momentach, jak ten, bo choć mogło się wydawać, że lekcja z ganianiem kurczaków może być zabawna, to jednak był to kryzys szaleństwa tych ptaków, które robiły sobie krzywdę nie mniejszą, niż oszalali ludzie. - Panno Oh, prosze się nie martwić, zajmę się tym łupdukiem. Jeśli będzie Pani tak uprzejma rozejrzeć się za innym, wymagającym pomocy, bądź wsparciem Mulan przy jej wykonywanych czynnościach, będę szalenie wdzięczny. - powiedział miękko, uśmiechając się pocieszająco. Objął kurczaka tak, by unieruchomić jego skrzydło, które rzeczywiście było w opłakanym stanie i zaniósł potrzebującego pacjenta do @Huxley Williams jako, że uczennica wyrzuciła kości dające łącznie wynik -9 i mogło to grozić zgonem łupduka. Pozostawiwszy skrzydlatego biedaka pod opieką profesora uzdrawiania podążył dalej, uśmiechając się do @Thomas Maguire, który, choć wyglądał jak dziecko wojny i rozpaczy, czołgające się przez okopy od tygodnia, wyglądał na bardzo dumnego ze swojej współpracy z łupdukiem, a rzeczony łupduk, wydawał się ukontentowany i względnie spokojny. Był zadowolony, że towarzyszyła mu @Freddie Moses, bo przynajmniej miał przy sobie kogoś z głową na karku, kto potrafił racjonalnie znaleźć potrzebne informacje i logicznie rozwiązywać problemy, co zaskakujące, w krukonie tych cech się jeszcze nie doszukał. Dalej skontrolował poczynania gryfonów i krukona, z ulgą widząc, jak doskonale sobie radzą pod niezawodnym przewodnictwem prefektki @Marla O'Donnell, a potem zatrzymał się na chwilę przy @Irvette de Guise obserwując, czym karmi swojego podopiecznego.
- Wspaniale wam idzie, przynajmniej większości. Dziękuje wam za tę pomoc, proszę, postarajcie się skrupulatnie skatalogować to, co robiliście przy łupdukach oraz to, co zaobserwowaliście w ich zachowaniu. Pergaminy i długopisy znajdziecie w skrzyni przy drzwiach, jeśli będziecie mieli z czymkolwiek problem - nie wahajcie się zamachać, natychmiast podejdę. - powiedział nieco głośniej, tak, by nawet ganiający między drzewami uczniowie mogli go dosłyszeć.
Termin zakończenia lekcji do 23.12 23:59 bo potem wigilia i te sprawy i na pewno i tak już nikt nie będzie odpisywał. W razie co piszcie do mnie albo do Huxa na priv. Coś się wymyśli.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Numer obrączki: 1 Imię: August Ogólny stan: już wyśmienity Dolegliwość:
Rozpoznanie: wyczerpanie, nadpobudliwość
Zastosowana kuracja: levatur dolor (na ewentualny ból), musculus dolet (bo bardzo szalała w tunelach), rennervate (żeby nie była taka oszołomiona)
Imię i nazwisko ucznia: Marla O'Donnell
Okazało się, że w tunelu nie grasowała żadna nornica tylko @Augustine Edgcumbe, na którego widok aż zastygła skonfundowana. Gdy już opadł pierwszy szok i oboje zamknęli mordy, bo najwidoczniej jedyne co potrafili robić w takich sytuacjach to krzyczeć, opadła z ulgą na ziemię, aby wyrównać oddech i uspokoić szybko bijące serce. – Do chuja, prawie mnie zabiłeś – zauważyła z udawanym wyrzutem i wskazała na swoją klatkę piersiową, żeby dać mu do zrozumienia, że była o krok od zawału, kiedy ten nagle rzucił się na nią z łapami. Nie zdążyła w żaden sposób zareagować, bo już po chwili leżała tuż pod Krukonem, który z dumą trzymał w ręce kurczaka. – No jeszcze w tunelu się razem nie tarzaliśmy – zachichotała, zwracając uwagę na kuriozalne okoliczności, w jakich znowu się spotkali i ściągnęła mu z policzka piórko. – Wyglądasz okropnie – z niesamowitą gracją wytknęła ziomkowi, że ma całą mordę umazaną w ziemi i podciągnęła się zgrabnie, na tyle, na ile miała możliwość w tym magicznie powiększonym tunelu, rozglądając się po podziemnych korytarzach. – Widziałeś gdzieś po drodze moją kurę? Albo pewnie właśnie trzymasz ją w ręce i będziesz udawał, że to twoja – sceptycznie oceniła czy łupduk Edgcumbe’a nie należał czasem do niej, napierdalając im po oczach lumosem. – Kurwa, August… – zaczęła, ale w tym samym momencie usłyszała znajomy kwik, dobiegający zza zakrętu. W pośpiechu zaczęła się czołgać w stronę źródła dźwięku, przy okazji kopiąc chłopaka i rozrzucając dookoła ziemię, aż w końcu dopadła swojego ptaszora. – Jeszcze nie wiem którędy się wydostaniemy, ale chodź za mną! Przez kilka minut gorączkowo szukali wyjścia z tego popierdolonego labiryntu, dzielnie dzierżąc pierzastych ziomków, ostatecznie jednak wychodząc na wolność. Gwałtownie zaczerpnęła świeżego powietrza i odgarnęła rozczochrane włosy z czoła, z zaskoczeniem zauważając, że nikt się nawet przez sekundę nie zmartwił, że zniknęli. – Zobacz, nie było nas sto lat, a oni nawet alarmu nie wszczęli. Dramat – pokręciła głową, rozejrzała się za Jinxem, stwierdzając, że pewnie został odesłany do skrzydła szpitalnego albo już zdążył zarobić jakiś szlaban. – Chodź, czas na obrączki – szturchnęła przyjaciela w ramię. – Dla kur, nie dla nas – wyszczerzyła się szeroko i pomknęła w jakieś ustronne miejsce, gdzie spokojnie obejrzała swojego łupduka, zastosowała odpowiednie zaklęcia lecznicze, aby doprowadzić go do normalnego stanu, a na końcu zaobrączkowała i zerknęła na pergamin, jaki mieli wypełnić. – Ej, August, co tu wpisać? – spojrzała niepewnie, mając problem już na samym początku. – Zobacz, podoba jej się twoje imię! Już drugi raz na nie zareagowała – wskazała radośnie na kurczaka, który wesoło przekręcał swoje główki na dźwięk jego imienia. – Wcześniej w tunelu jak cię coś zagadywałam to wtedy się znalazła. TO ZNAK – z dumą w rubryce imię wpisała August, dopytując jeszcze ptaka czy na pewno mu się podoba.
______________________
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Zastosowana kuracja:rennervate, bo nie wiem co więcej
Imię i nazwisko ucznia:Augustine Edgcumbe
Przez chwilę milczeliśmy sobie w ciasnym tunelu, bardzo zestresowani całą sytuacją kiedy wydarliśmy się na siebie jak kompletni idioci. Chciałbym powiedzieć, że potem wykazaliśmy się znacznie większą rozwagą i kompetencją, ale nawet nie zdążyłem odpowiedzieć na zarzut próby zabicia Marlenki, bo oto widzę swojego łupduka, muszę więc rzucić się na Gryfonkę, żeby tylko złapać tego durnego kuraka. - Aha. Zawsze świetnie się z tobą bawię - mruczę, bo faktycznie ostatnio znajdowaliśmy się w przedziwnych sytuacjach. Co prawda jeszcze nic nie przebiło zamieniania się w gryfa. W międzyczasie dopiero zauważam jak blisko jesteśmy, więc czerwienią mi się włosy, dobrze że tunel nie jest zbyt jasny, to nie mogła zauważyć jak wstydzę się (jak to ja). - Ty też - udaje mi się odbić ripostę niczym prawdziwy mistrz, bo przecież też była upierdolona w ziemi. Zanim jednak zdążę speszyć się bardziej, wszystko wraca na miejsce, bo oto dostaje od niej kopa, kiedy łapie łupduka. Kiwam głową i pozwalam nawet Marli przewodzić tej całej ucieczce, chociaż oczywiście jestem gotowy by ją zastąpić w roli przewodnika. Czasem zapominam, że Marlena jest tak naprawdę całkiem rozgarnięta przez to, że udaje tak wiecznie beztroską. Dobrze, że pamiętają o tym nauczyciele i wybrali ją prefektką. Faktycznie, nikt się kompletnie nie zmartwił, że nas nie było, na co jedynie marszczę brwi i rozglądam się wokół. Ale trzeba było przyznać - panował tu tak masakryczny chaos, że kto tam by zauważył zniknięcia dwójki na tyle ogarniętych uczniów jak my. - Zniknęłaś ze mną, więc nikt się nie martwił - żartuję z poważną miną, zwalając wszystko na to, że to ja jestem taki niesamowicie odpowiedzialny. Unoszę tylko znacząco brwi a przedni żart Marli o obrączkach, ale idę z naszymi kurakami zakładać im co trzeba. O ile jej idzie śpiewająco, ja kończę cały pogryziony przez łupduka, na tyle że nawet nie mam czasu później by go odpowiednio przebadać. Z resztą nigdy nie byłem mistrzem uzdrawiania. Podglądam co najwyżej co tam robi Marla, ale jej kurak wygląda znacznie lepiej. - Jakie zaklęcie jeszcze rzucić? - pytam o jakie pomocne zaklęcie i sam w międzyczasie wpisuję niesamowitą wariacją imienia Marleny w imieniu łupduka.
______________________
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Numer obrączki: 69 Imię: Halucynek Ogólny stan: całkiem dobry Dolegliwość:
Rozpoznanie: ropne wycieki w okolicach oczu
Zastosowana kuracja: oczyszczenie ropy za pomocą zaklęcia Tergeo, zastosowanie roślinnej maści ziołowej
Imię i nazwisko ucznia: Mulan Huang
To, że akurat teraz szło jej średnio sprawnie akurat nie świadczyło dobitnie o tym, że nie potrafiłaby się zająć zwierzętami na co dzień. Praca w rezerwacie chyba zresztą świadczyła jakoś o tym, że jednak miała podejście do magicznych stworzeń. Nie była jednak weterynarzem i stąd akurat podobne zadania szły jej raczej średnio. - Jasne, mogę przedyskutować sprawę - odparła krótko, gdy tylko Atlas zaproponował jej omówienie sprawy po lekcjach. Mogła zawsze wysłuchać propozycji nauczyciela, co wcale nie sprawiało, że w myślach nie miała już potajemnego planu na to, aby potajemnie nie zakraść się do Zakazanego Lasu, by zaprzyjaźnić się ze stadem łupduków i przygarnąć sobie jakiegoś... Choć bardziej chodziło jej o skołowanie ptaszora dla Ruby, bo była jej to winna od bardzo dawna. Pochłonięta problemami ze swoim własnym kurczakiem nawet nie spostrzegła tego kiedy @Sophie Oh wykonała nieostrożny ruch w stosunku do swojej biednej kurki o połamanym skrzydle. Nie dało się ukryć tego, że ptak wyglądał gorzej przez nienaturalnie ukształtowane skrzydło, co widać było teraz jeszcze dobitniej. - Nie urwałaś. Przestawiłaś jej jednak kość, bo nie obchodziłaś się z nią zbyt delikatnie - jakby to miało być jakimś pocieszeniem. Nie potrafiła jakoś super podnosić ludzi na duchu. - Pomóż mi przytrzymać tego agenta, żebym mogła go zaobrączkować. Wyglądało na to, że trafił jej się naprawdę wredny ptaszor, który nie ustawał w próbach atakowania jej dłoni. Obrączka co raz próbowała wyślizgiwać jej się z zakrwawionych palców, ale finalnie udało jej się jakoś zacisnąć ją na nóżce łupduka. Więcej problemów miała jedynie z wypełnieniem kartoteki. Poraniona dłoń ledwo trzymała pióro w jakiejkolwiek pozycji. Dlatego też musiała poprosić koleżankę o pomoc w pisaniu.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Numer obrączki: 5 Imię: Kokomi Ogólny stan: dobry Dolegliwość:
Rozpoznanie: złamane skrzydełko
Zastosowana kuracja: nastawienie kości, unieruchomienie skrzydła
Imię i nazwisko ucznia: Andrew Park
Park uśmiechnął się dumnie, gdy tylko usłyszał pochwałę płynącą z ust nauczyciela. Chyba naprawdę odnalazł swoje nowe powołanie lub coś podobnego. Może powinien zmienić swoją profesję i zostać weterynarzem? To w sumie byłoby całkiem interesujące, ale zdecydowanie musiałby do tego za dużo się uczyć. Lepiej było pozostać przy wróżbiarstwie, które chyba jednak do niego bardziej pasowało. Upewnił się zgodnie z poleceniem nauczyciela z ogólnym stanem ptaka, by sprawdzić czy na pewno nie dolega jej nic poza złamanym skrzydełkiem. Przynajmniej w jego odczuciu zachowywała się dosyć normalnie. Przede wszystkim nie przejawiała agresji i na spokojnie pozwoliła się zaobrączkować, a chłopak po chwili mógł przystąpić do wypełniania stosownej dokumentacji, a później przejść do obrączkowania jeszcze innego ptaka, który znalazł się w pobliżu. Ten również nie sprawiał większych trudności i pozwalał na to, aby Andy mógł go spokojnie skatalogować. Przynajmniej on miał tyle szczęścia, że obyło się bez zbędnego dziobania.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Numer obrączki: 4 Imię: Esmeralda Ogólny stan: bardzo dobry Dolegliwość:
Rozpoznanie: osowiałość
Zastosowana kuracja: chrupki...
Imię i nazwisko ucznia: Wilhelmina Hawthorne
Przynajmniej nie oberwało jej się od nauczyciela za to, że zamiast zajmować się pod względem medycznym kurą jedynie ją karmi. No, ale ta nie wykazywała żadnych oznak chorobowych. Mina nie potrafiła dojrzeć w jej zachowaniu czegokolwiek bardziej niepokojącego od braku energii. W wyglądzie także nie znajdowało się nic szczególnego, co mogłoby świadczyć o jakimś urazie. Dlatego też po prostu nakarmiła kurkę do końca, by ta odzyskała jakiś tam wigor i substancje odżywcze, a później bez większych problemów zaobrączkowała ją. Cóż łupduk raczej nie miał w planach jej dziobać. Niechętnie wypełniła kartotekę choć w zasadzie nawet nie wiedziała, co w nią wpisać, a później pomogła jeszcze z obrączkowaniem innego ptaka, który również nie przejawiał w jej kierunku szczególnej wrogości.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Drake'a chwilę w klasie nie było, ponieważ ganiał tę cholerną kurę po całym parterze, schodach i nawet lochach. Nic dziwnego że gryfon się nieco zirytował i wypuścił wilka. Dosłownie, bo kurczaka zagonił do sali wysyłając za nim jednego, którego stworzył za pomocą zaklęcia Lupus Palus. Oczywiście nic mu nie zrobił poza wystraszeniem i zagonieniem z powrotem. No co? W końcu jak nie prośbą, to groźbą. Zaraz potem zabrał się za leczenie tych chorych na głowę kurczaków. Co ciekawe z niewiadomego powodu zebrało się wokół niego małe stado tych przyjemniaczków. Wyglądało na to że musiał się zająć każdym z nich.
Uśmiechnął się widząc, że Drake wrócił do sali sukcesywnie łapiąc uciekającego kurczaka, który poza tym, że był lekko wystraszony i zmęczony pościgiem, raczej sprawiał wrażenie sprawnego - w innym wypadku nie byłby chyba w stanie biec aż tak szalenie sprawnie. Podszedł bliżej z zamiarem pomocy, jednak Lilac szybko podjął następne działania w celu opanowania sytuacji. Łupduki z wielkim zainteresowaniem obeszły studenta, dopatrując się w nim jakiegoś mistrza szybkiego biegania, kto wie, może jego łupduk uciekinier doniósł innym, że ten oto człowiek umie biegać szybko i zwinnie jak kura? A może wyczuły w nim swoją bratnią, dziką duszę. - W razie problemów, panie Lilac, proszę się nie powstrzymywać i na mnie zamachać. - powiedział mimo to i ruszył dalej między uczniów, by kiwnąć głową Minie, której szło wybitnie dobrze. Rozejrzał się jeszcze i przeszedł pomiędzy drzewami, oceniając obecny stan ptaków i z ulgą zauważając, że całe stado uspokoiło się znacznie, w porównaniu z tym, w jakim stanie udało mu się je sprowadzić do zamku. Szaleństwo, które dotykało umysły czarodziejów nie oszczędzało zwierząt, a te, w odróżnieniu od ludzi nie potrafiły podejść do zakrzywionych wizji rzeczywistości racjonalnie. Wytłumaczyć ich sobie. Zrozumieć, że to nie jest prawda. Czarodziejskim obowiązkiem względem braci mniejszych była troska. I za tę Rosa był studentom wdzięczny.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
- Tak, możliwe że będę potrzebować małej pomocy. - Bo te kurczaki naprawdę się do niego lepiły, a ogarnianie ich nie należało do rzeczy prostych. Kiedy tylko próbował zobrączkować pierwszego, został potraktowany przez ptaki przez dzioby i pazury. Zaleczy sobie to w miarę bez problemów, ale zaczęła go nachodzić mało przyjemna myśl zachęcająca go do unieruchomienia ptaków pewnym złożonym zaklęciem, które wydawało się być wręcz do tego stworzone. Jednak mimo wszystko były dopiero co ranne i nie chciał ryzykować ponownego uszkodzenia tych ptasich hydr. Kiedy tylko udało mu się założyć im obrączki, zabrał się za wypełnianie ich karty. No, przynajmnej jednego z nich.
Spoiler:
Numer obrączki: 713 Imię: Bogdan Ogólny stan: Dobry Dolegliwość:
Rozpoznanie: Złamane skrzydło.
Zastosowana kuracja:Zaklęcie przeciwbólowe, Nastawienie kości zaklęciem, okład i usztywnienie z Feruli