Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Nadszedł ten dzień... Ten szczególny i jedyny. Egzamin z teleportacji. Sonia normalnie nigdy nie denerwowała się przed testami, lecz teraz było inaczej. Cała się trzęsła. Nie czuła się z tym dobrze. Miała wrażenie, że wszyscy to widzą. Nie denerwowała się tak nawet przy pisaniu OWeTMów. Może to była wina tego, że wtedy pisała normalnie - w szkole. A teraz? Ministerstwo Magii przerażało się ją. Takie wielkie, takie tajemnczej. Nim dotarła do dobrej sali zgubiła się chyba ze trzy razy. Weszła w końcu do sali i powtórzyła w myślach po raz setny tego dnia. Cel. Wola. Namysł. Próbowała opanować drżenie kolan, ale nic to nie dało. Na środku obszernej sali stał jej egzaminator. Niski i dość pulchny mężczyzna o krótki, blond włosach. Wyglądała na wyjątkowo znudzonego widząc kolejną przerażoną uczennice. Sonii podeszła do niego i wyjąkać swoje imię i nazwisko. nic więcej nie mogła wydusić. Drżącą ręką podała potwierdzenie ukończenia kursu. Samego egzaminu nie pamięta dokładnie przez swoje zdenerwowanie. Dopiero gdy wyszła, nieco opadły jej emocje i przyjrzała się kartce, którą dostała od egzaminatora. Zdała! Krzyknęła i podskoczyła z radości, niezbyt się przejmując gdy ludzie naokoło się na nią dziwnie spojrzeli. Była tak szczęśliwa, że jeszcze raz poskoczyła przytuliła jakiegoś przypadkowego mężczyznę stojącego obok. Gdy go puściła, jeszcze wyszczerzyła się jak idiotka do niego i w podskokach wyszła z Ministerstwa.
W tym roku kończę 17 lat. Oznacza to, że muszę zająć się nauką teleportacji. Oczywiste, że będzie to dla mnie trudne. Przed wzięciem udziału w kursie nie wiedziałem na ten temat kompletnie nic. Sprawia to, że wszystkie podstawy dochodzą do mnie trudniej. Cel, wola, namysł – wolę być spontaniczny! Jednak tutaj liczy się spokój i rozwaga. Długo zajęło mi przyswojenie sobie tego wszystkiego i dopiero gdy po raz pierwszy na zajęciach (gdzieś pod koniec kursu) udało mi się przenieść z miejsca na miejsce pomyślałem, że jednak mam szansę. Potem było już tylko lepiej, aż w końcu usłyszałem te magiczne słowa - „Dopuszczam pana do egzaminu”. Przybyłem trochę za wcześnie przez co czekając przed salą musiałem obserwować wchodzących i wychodzących uczniów. Jedni trzęśli się ze strachu, drudzy spokojnie czekali na swoją kolej (to chyba byli już stali bywalcy). Ja? Nie przeżywałem tego. Starałem się nie myśleć o niczym, by się nie ekscytować. Jakikolwiek wybuch emocji mógłby sprawić, że wylądowałbym w ścianie. Ostatecznie w opanowaniu bardzo pomogła mi przestrzeń w środku. Ogrom miejsca. Wszystko stało idealnie! Symetria zachowana i bardzo dobrze. Uwielbiam, gdy wszystko wokół mnie jest tak perfekcyjnie ustawione. Dlatego udało mi się uzyskać zarówno idealny cel jak i wolę. Z namysłem troszkę gorzej, ale mimo to usłyszałem te dwa, magiczne słowa. „Zdał pan”.
Do egzaminu podeszła z zacięciem, jakiego brakowało wielu jej znajomym. Powtarzała sobie cały czas, że musi zdać. Po prostu musi. Pewną satysfakcję sprawiała jej myśl, że z tego, czego się dowiedziała, wynikało, że Callisto zdała dopiero za... Siódmym razem? Dziesiątym? Jakoś tak. Czyli istniała bardzo duża szansa, że będzie lepsza. Ten raz. Chociaż w czymś. Próbowała się skupić, jak tylko się dało. Cel, wola, namysł... Przecież to proste. Musiało jej się udać. Pochwaliłaby się wynikiem, wszyscy byliby dumni, pochwaliliby ją... Może ktoś nawet zauważyłby, że jest lepsza od Callisto - o ile by sama to podkreśliła. W końcu nikt nie wie, że to jej siostra, więc wątpliwe, że komuś nasunęłoby się porównywanie ich. Mniejsza. Zacisnęła mocno usta, zmrużyła oczy i... Udało się. Prawie. Detale zadecydowały o tym, że egzaminator uznał, że lepiej będzie, jeśli wróci tu za jakiś czas. Była wściekła. Przecież kto jak kto, ale ona na pewno by się nie rozszczepiła! Pojawiła się ponownie tydzień później. Mając w pamięci poprzednie niepowodzenie, wciąż była wściekła. Na siebie, na tego konusa, zwanego pracownikiem ministerstwa, przez którego była tu znowu... Tym razem musiało jej się udać. Nie było innej możliwości. Z furią teleportowała się we wskazane miejsce. Czuła, że nie było to idealne, ale na pewno lepsze, niż ostatnio. I rzeczywiście, zdała! Co prawda nie mogła podejść do teleportacji łącznej, ale tym się nie przejmowała. Jeszcze tu wróci. A tymczasem teleportację indywidualną miała zdaną. I to o wiele szybciej, niż jej przeklęta siostra.
Rok 2009 Milli do egzaminu podeszła z wielkim spokojem i zupełnie nie rozumiała tych wszystkich pozostałych ludzi, którzy niemal dostawali zawału wraz z wkroczeniem do sali. W razie czego nie zda się za pierwszym razem. Przecież do egzaminu można podchodzić sobie ile się tylko chce, oby zdać. A to, czy za się za pierwszym, czy za dwudziestym razem, przynajmniej dla Milli, nie miało większego znaczenia. Dlatego też do budynku Ministerstwa weszła niemal z uśmiechem na twarzy. W zasadzie bardziej jego marną imitacją, ale zawsze coś! A jedyną rzeczą, którą powtórzyła sobie przed, było słynne cel, wola, namysł, które ponoć było bardzo ważnym punktem w całej teleportacji. Ale mniejsza z tym. Wróćmy do dnia, w którym ruda podeszła do egzaminu. I doprawdy nie wiem co tu dużo pisać, bo zdała. Zdała może nie bez problemu, bo przecież oprócz kursu, praktycznie w ogóle się do niego nie przygotowywała. A jednak zdała. I naprawdę wierzyła w to, że była to wielka zasługa kompletnego braku stresu. Bo ile razy widziała jak dzieci wychodzą z sali z płaczem! Te same dzieci, które przed wejściem powtarzały wszystko co powinny zrobić i w międzyczasie prawie umierając na zawał serca. A ona? Ona weszła, grzecznie się przywitała i nic więcej nie mówiąc zabrała się do roboty, aby po chwili stać parę stóp od miejsca, w którym znajdowała się wcześniej. I mimo, że nie było idealnie, egzaminator postanowił dać jej ten cholerny papierek, który uprawniał do legalnego korzystania z teleportacji.
To nie mogło być takie trudne, prawda? Przecież większość jego kumpli już potrafiła to zrobić a na lekcje chodził chyba wszystkie. Cel nie był mu obcy, a wola nie sprawiała problemu... Teraz tylko namysł, to również nie powinno stanowić problemu, prawda? Po prostu nie lubił stawać przed komisją i spowiadać się z tego co potrafi... To chyba była największa trudność. Przyglądanie się temu urzędnikowi i pokazanie, że jednak potrafi... Cholera. Nigdy w życiu tak się nie denerwował. Jednak musiał się skupić. Musiało mu się udać... Bo jak nie, to lipa. Sam będzie sobie w brodę pluł a jego upragniony cel szybko zniknie z pola widzenia i ponownie będzie musiał go szukać. Mozolna i trudna praca... Jednak kiedy przyszło co do czego, cały stres z niego zszedł a wynik otrzymał pozytywny. Choć gdyby chciał zdawać teleportację łączną musiałby nadrabiać... Nie, podziękujemy. Wystarczy mu ten papierek i on stąd spada.
Do egzaminu podszedł spokojnie. Dużo wcześniej ćwiczył, uczył się teorii, przerzucił dziesiątki książek, żeby znaleźć taką, która najbardziej mu pomoże. Nie brał pod uwagę, że może mu się nie udać. To byłby wstyd w domu, ponowne podchodzenie do egzaminu z teleportacji. Jako auror musiał umieć takie podstawowe rzeczy, więc niech egzaminator nawet nie próbuje go oblać! Podszedł do sprawy metodycznie. Cel, wola, namysł. Nic prostszego. Wystarczyło się skupić, myśleć intensywnie o miejscu, w którym miał się zaraz znaleźć i mocno chcieć. On, oczywiście, chciał, nie miał też problemów ze skupienie. A miejsce? Cóż tam miejsce, ułamek sekundy i już się w nim znajdował! Posłał uprzejmy uśmiech egzaminatorowi, jakby chcąc przesłać mu wiadomość, że to jedyne, czego można było się spodziewać. Zdał na tyle dobrze, że mógł podejść do egzaminu z teleportacji łącznej. Z jakiegoś nieodgadnionego powodu ten egzamin mu jednak nie wyszedł. W domu się nie przyznał. Powiedział, że jeszcze nie podchodził do tej próby i miał w planach poprawienie się następnym razem.
Cel, wola i namysł to chyba te trzy słowa, które w połączeniu z Avalon brzmią najzabawniej. Raz, że nigdy nie miała jakiegokolwiek konkretnego celu w życiu, dwa, że jej wola bardzo często nadużywała swojej wolności, trzy, że ciężko jej się było nad czymkolwiek namyślać przez jakkolwiek dłuższą chwilę. Egzamin na teleportację zdawała praktycznie tego samego dnia, którego dostała taką możliwość. Wrzesień, w całej jego wrześniowej okazałości, nie wyróżniał się niczym specjalnym. Avy myślała więc, że sama teleportacja też nie będzie wtedy niczym wyjątkowym. Pokazała facetowi co potrafi, dostała wiadomość o przejściu i niby wszystko w porządku, ale wzmianka o tym, że zabrakło jej punktu do zgody na teleportację łączną upodliła jej cały ten dzień bezpowrotnie. Nie miała zamiaru wydawać pieniędzy na poprawkę, ale ciężko było się pogodzić z czymś takim. Ciężko - czyli wystarczyły dwa dni, aby zapomnieć.
Dwa dni temu skończyłem siedemnaście lat, ładna sumka, prawda? Pamiętam, że bardzo cieszyłem się z możliwości zdawania teleportacji. W sumie nie było wiadomo, czy będą mógł się magicznie transportować od razu, ale pełen entuzjazmu i pozytywnych myśli, wkroczyłem na salę egzaminacyjną. Z zadowoleniem stanąłem w drzwiach, a następnie posłuchałem poleceń egzaminatora. Cel, cóż, cel miałem ambitny. Chyba nie dziwne, że chciałem wybrać Nową Zelandię? Ona była jednak zbyt trudna, bałem się, że rozszczepię się i będzie po mnie. Dlatego zmieniłem lokację na lodziarnię, w której pracowałem. Spoglądający na mnie wilkiem mężczyzna nie wyglądał na zadowolonego, kiedy udało mi się wrócić bez szkody. Może nie było idealnie, ale (zapewne dla świętego spokoju) podpisał mi ten kwitek, a ja z jeszcze szerszym niż zwykle uśmiechem opuściłem budynek. Trochę się zawiodłem, że nie mam prawa zdawać teleportacji łącznej, ale dobre i to!
Kiedy przeprowadziłem się do Londynu postanowiłem w końcu zdać egzamin z teleportacji. Każde moje podejście kończyło się na tym, że w ogóle nie podchodziłem do egzaminu. Nie wiem dlaczego. Zawsze znalazłem jakąś wymówkę, która wygrała z egzaminem. To nie tak, że bałem się, to nie tak, że nie potrafiłem, a raczej nie chciało mi się! Potrafiłem znaleźć miliony powodów po to, żeby nie robić czegoś czego nie chce. No, ale w końcu uznałem, że powinienem się za to wziąć. Kiedy wszedłem na egzamin rozejrzałem się po pomieszczeniu i posłałem mężczyźnie szeroki uśmiech ukazując swój urok osobisty. Stanąłem w wyznaczonym miejscu i pomyślałem… Cel, wola, umysł… Cel, wola umysł… No jakoś się udało. Nim się zorientowałem wylądowałem w drugim końcu Sali. W pewnym momencie do głowy przyszła mi myśl: „A jak się nie uda?” i chyba przez to nie wylądowałem idealnie. Widząc wzrok mężczyzny zaśmiałem się zakłopotany, ale mimo wszystko dostałem ten papierek. Wziąłem więc gitarę, podziękowałem mężczyźnie i wybyłem do swojego nowego mieszkanka.
Gdyby się nad tym zastanowić, teleportacja z początku wydawała się Jamesowi zbędna. Za dzieciaka lubił podróżować środkami lokomocji, pozwalało mu to obserwować widoki, uporządkować myśli. Przystąpił do egzaminu głównie dlatego, że wszyscy to robili. Poza tym prędzej czy później pewnie uznałby, że woli zaoszczędzić czas na drogę do pracy i po prostu zjawić się w niej poprzez jeden obrót. W tym momencie pewnie właśnie to ostatnie podałby za właściwy powód zabawy w wizyty w ministerstwie magii. Ze względu na swoją datę urodzenia musiał poczekać do wakacji, by w ogóle pozwolono mu na to. Cel, wola, namysł. Kto w ogóle wymyślił te pojęcia? One były zbędne, patrząc na to, że nic nie dawały bez ogólnej wiedzy na temat tego, czym się charakteryzowały. Mimo wszystko tego własnie od nich wymagano, więc powinien trzymać język za zębami i robić, co mu każą. Sam do tej pory nie wie, jakim cudem w ogóle zdał ten egzamin, bo o mały włos się nie rozszczepił, ale jednak zapalono mu zielone światło na możliwość najszybszych czarodziejskich środków podróży. I całe szczęście, bo ze szpitala miał całkiem daleko do domu.
(1,1,1) - talent! Pixie była ambitna, ale nauka nie szła jej nigdy zbyt dobrze. Teleportacja widocznie nie stanowiła wyjątku. Nie była tak tępa, aby nie rozumieć idei CWN i samych pojęć, zawierających się w niej. Rozumiała też, że rozszczpienie to nie złamany paznokieć czy ucięte włosy. Coś zawsze rozpraszało ją przy bardziej zaawansowanych próbach, odciągając uwagę od celu, roztrzaskując wolę, o namyśle nie wspominając, bo zawsze miała na głowie mnóstwo spraw, ujawniających się akurat wtedy, kiedy musiała się NAMYŚLIĆ. Podejście pierwsze nadeszło niespodziewanie szybko. Tak szybko, że wcale nie zdążyła ani nacelować, ani nawolić, ani namyślić. Nauczyć szczególnie. I zdać też nie, nawet nie drgnęła z miejsca, co niesamowicie ją sfrustrowało. W końcu planowała zaliczyć ten egzamin.
(2,4,3) - postępy poczynione, -5g za drugie podejście. W tydzień nie mogła opanować wszystkiego idealnie. Nie Pixie. Starała się jednak, poświęcając na teleportację dużo czasu i energii, aby ostatecznie udać się na poprawę. Tym razem spodziewała się wszystkiego. Była przygotowana na zdanie i nie zdanie. Pewnie miała dobry dzień, skoro egzaminator machnął ręką i pozwolił jej na ukończenie kursu, ale nie mogła narzekać! Abosolutnie, wyszła całkiem zadowolona, ale teleportacja zbiorowa musiała zostać odłożona. Poprawić stary egzamin zamierzała w przyszłości, po oswojeniu się z nową, już oficjalną, zdolnością.
Enzo nigdy by nie pomyślał, że coś takiego jak teleportacja może okazać się przydatne. Dopóki tak na dobrą sprawę nie zaczął interesować się uczestnictwem w projekcie Złoty Sfinks, ta umiejętność wydawała mu się zwykłą stratą czasu. Po co ma się szkolić i starać, skoro może po prostu użyć siły napędowej własnych nóg? W obliczu przebycia tysięcy kilometrów nagle wydało mu się to konieczne i jakby nieodłączne. To z jaką prędkością zmieniało mu się zdanie zaczynało powoli go przerażać. To trochę tak, jakby był kobietą i zbliżałyby mu się TE dni. Nie ma chyba niczego bardziej przerażającego niż takie myśli u mężczyzny. Cel, wola i namysł. Szczerze mówiąc to nie przekonywało go to ani trochę, ale nie mógł od tak sobie tego odpuścić. Złota obręcz też go nie przekonywała, ale wbrew sobie próbował. Uczył się pilnie i nie ukrywajmy, korzystając z pomocy Phoenix. Ta dziewczyna zawsze była kimś na kogo mogła liczyć i skrzętnie to wykorzystywał, nie było inaczej nawet i tym razem. Kiedy wreszcie podszedł do egzaminu wiedział, że był dobrze przygotowany. Raz dwa i zdał bez najmniejszego problemu, co oczywiście odpowiadało jego oczekiwaniom. Nawet koleżance podziękował i zadowolony wrócił z papierkiem do domu. Jeszcze jeden krok na drodze do sukcesu.
Teleportacja indywidualna nie brzmi trudno, kiedy trenujesz sporo przed tym wielkim dniem. Tak też zrobiła Rains, gdy tylko opowiedziano im o możliwości podejścia do odpowiedniego egzaminu i zdobycia oficjalnych uprawnień. Od momentu, gdy tego dnia otworzyła oczy, czuła, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i nawet jeśli nie będzie to najlepszy pokaz jej fantastycznych umiejętności, nie było opcji, by zawaliła sprawę. Do ministerstwa weszła z wysoko uniesioną głową i bez najmniejszych obaw. Od zawsze wierzyła, że pewność siebie można dużo zmienić. Przynajmniej, kiedy chodziło o magię. Jeśli jesteś pewny, zwykle nie odczuwasz strachu, a czy to nie strach właśnie sprawia, że twoja broń w postaci magii przestaje być bezpiecznym narzędziem? Tak właśnie myślała Nashword. Odczekała chwilę na swoją kolej. Była wyraźnie skupiona, choć jej brak uśmiechu wynikał raczej z tego, że nie była typem promiennej dziewczynki. Miała swój cel i przyszła go zrealizować. Nie było nawet sensu bawić się tym razem w konkurowanie z innymi uczestnikami egzaminu. Ostatecznie kompletnie nie o to tu chodziło. Gdy nadszedł ten wielki moment, po prostu obróciła się w miejscu i... Przeniosła kawałek dalej, zerkając pospiesznie na egzaminatora. Nie wyglądał na olśnionego, ale machnął ręką w sposób, który najwyraźniej mówił "zdałaś". Zadowolona, że jej pierwsze podejście było tak niezwykle owocne, wyszła z ministerstwa ze swoim małym certyfikatem.
Samochody są spoko, motocykle tym bardziej, ale taka teleportacja? Magiczne, ale przydatne i to jak. Niech będzie - powiedział sobie w myślach, zastanawiając się nad przystąpieniem do hym egzaminu? Od decyzji do momentu kiedy znalazł się w sali nie minęło dużo czasu. Trochę takie yolo, ale w jego przypadku było to typowe zachowanie. W przerwie od innych zajęć czyt. majstrowania wybrał się najpierw na kurs a potem do zacnego budynku gdzie mógł spróbować swoich sił. W zasadzie raczej celował w zwykłą teleportację, przynajmniej tak na początek, bo nie wiedział co może strzelić mu do głowy potem. Mimo wszystko trochę się stresował, atmosfera panująca w pomieszczeniu była raczej niezbyt fajna, ale czego mógł się spodziewać? Na szczęście mimo tego jakoś udało mu się zdać, choć żadnym mistrzem nie został, tak czy inaczej był z siebie zadowolony. Podziękował znudzonemu panu w turbanie i wyszedł aby wrócić do świata żywych.
z/t (5 ,4, 1 = 10)
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Kiedyś w 2014 roku... Emmet może i nie był najbardziej ambitnym uczniem, ale nie należał też do totalnych leserów. Potrzebował wprawdzie sporo czasu, żeby uświadomić sobie potrzebę poprawienia swoich osiągnięć w zakresie teleportacji. Trenował dość długo, sprawdzał wszystko trzy razy, zanim coś zrobił i wreszcie znalazł się właściwy czas, aby poprawić wyniki. Pewnego, dość ciepłego dnia, bodajże w maju, udał się do Ministerstwa Magii(znana bajka, jakby nie patrzeć) i podszedł do ponownego zdawania certyfikatu, lecz niewiele mu to pomogło. Osiągnął ten sam efekt, co poprzednio. Dopiero następnego tygodnia, po wielu treningach, zdołał zdobyć więcej punktów oraz pozwolenie na teleportację łączną, do której podszedł natychmiast, przy okazji oblewając w dość spektakularny sposób. Zawiedziony tą częściową porażką wrócił do Hogwartu, chcąc trenować więcej na terenie Hogsmeade, aż wreszcie minął kolejny, długo wyczekiwany, tydzień, kiedy to podszedł do poprawki z teleportacji. I odniósł sukces! Udało mu się, choć poświęcił na to trochę skrzętnie zbieranych galeonów, kilka nieprzespanych nocy oraz parę zasad szkolnego regulaminu. Czy było warto? No jasne! z/t Kostki: 11 na 14 i 7 na 15
Zazwyczaj, kiedy większość znajomych posiada daną umiejętność, a ty jesteś niemal ostatnią osobą, która wciąż jej nie opanowała, masz prawo żeby nie czuć się z tym najlepiej i wcale nie masz ochoty się tym przechwalać. Tak też było tym razem, gdzie większość znajomych Lou zdała już egzamin z teleportacji indywidualnej, a niektórym nawet poszczęściło się i zaliczyli teleportację grupową. Tymczasem Ślizgonka ciągle wymijająco odpowiadała na pytania dotyczące tego, kiedy to na nią przyjdzie czas, nie chciała żeby ktokolwiek się dowiedział, że tak naprawdę boi się transportu w taki właśnie sposób. Trenowała dużo, jednak ciągle nie szło jej wystarczająco dobrze, mimo to nadszedł w końcu ten dzień, gdy odważyła się przekroczyć progi ministerstwa i bez cienia zawahania okazanego na zewnątrz zapisała się na zaliczenie. Skierowano ją do odpowiedniej sali, a gdy tylko przeszłą przez drzwi do niej, znów poczuła mróweczki przechodzące przez jej ciało. Spokojnie, spokojnie, to przecież nic takiego. Ćwiczyłaś, wyszło ci, a to znaczy, że zaliczysz! Powtórzyła sobie w głowie i odetchnęła głęboko, przyjmując ponownie postawę, którą reprezentowała pewność siebie. Odczekała w kolejce na swoją chwilę, po czym gdy wyczytano jej nazwisko, stanęła przed egzaminatorem, po wymianie grzeczności, skupiła się na zadaniu i zamykając przy tym oczy, przeniosła się kawałek, całe szczęście, nie gubiąc żadnej części ciała gdzieś pomiędzy. Popatrzyła z wyczekiwaniem na instruktora, a ten jedynie kiwnął głową, wypowiadając przy tym „zdałaś”.
Cudownie wielka sala Departamentu Transportu była tak pusta, jak jeszcze chyba żadne miejsce odwiedzone przez Precjusza wcześniej. Chłopak nieco zbity z tropu stał czekając na swoją kolej. Nie był orłem, oj nie był jeśli chodzi o teleportację, a przecież dla kogoś kto aspiruje na stanowisko Aurora powinien to być chleb powszedni. Chłopak nie czuł się pewnie, a co za tym idzie sam nie wiedział czy w ogóle uda mu się dzisiaj zdać. Chłopak podszedł do do jednego z egzaminatorów i okazał dokument potwierdzający ukończenie przez niego potrzebnych kursów, egzaminator skinął głową i przypominając o metodzie CWN pożyczył chłopakowi powodzenia. Precjusz przełknął głośno ślinę i spojrzał na swój cel, taaak... miał o wiele ciekawsze cele w życiu niż ten konkretny, który teraz jednak miał zaważyć na tym czy chłopak zda. Młodzian podrapał się kurczowo po głowie i uśmiechnął się nerwowo. -*Bułka z masłem stary, bez tego ani rusz do biura aurorów, a tego byś nie chciał! CWN, CWN,CWN,CWN. Co to w ogóle za idiotyzm, czemu gadam do siebie. Po prostu to zrób chłopie i spadaj stąd, na cholerę ten stres. No to myk.* - po tych słowach wykonał standardową procedurę i poczuł delikatne szarpnięcie w okolicach klatki piersiowej. Pojawił się tuż przy obrzeżu wskazanego koła, na jednej nodze, chwiał się jak gdyby dopiero co zaaplikował sobie kilka solidnych szklanek whisky. Walcząc z grawitacją i samym sobą, chłopak w końcu postawił 2 nogę w kole i odetchnął. Patrzył teraz na egzaminatora, który drapiąc się za uchem zerkał to na kartkę, to na Precjusza. Wzruszając ramionami podbił coś na karcie i wyciągnął rękę do Precjusza. -Królem teleportacji to ty synu nie jesteś, ale miewałem już gorszych kursantów od ciebie. Zabieraj papierek i wołaj następnego. - Precjusz podziękował i zabierając papierek wyszedł z sali. Nie mógł być z siebie zadowolony, ale teraz przynajmniej mógł sam ćwiczyć i tak czy siak, opanować sztukę teleportacji lepiej, niż zaprezentował to tutaj.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Precjusz Growlly dnia Czw 2 Kwi - 19:59, w całości zmieniany 3 razy
Minął tydzień od kiedy Will opuścił Skrzydło Szpitalne. Złamał nogę podczas czwartego zadania Złotego Sfinksa i ostatecznie nie ukończył go. To odbiło się bardzo niekorzystanie na jego pozycji w tabeli punktowej. Jednak w tym momencie znajdował się w Ministerstwie Magii i stało przed nim kolejne zadanie. Zdanie egzaminu z teleportacji oraz teleportacji łącznej. Miał nadzieję na załatwienie obu tych rzeczy jednego dnia. Miejmy nadzieję, że tym razem nie złamie żadnej kończyny. Stał już przed egzaminatorem, który zniecierpliwiony czekał, aż chłopak zacznie. William wyciągnął różdżkę i uniósł ją na wysokość głowy. Cel. Skoncentrował się na miejscu kilka metrów przed nim. Zamknął o czy i wyobraził sobie je. Nie może opierać się tylko na wzroku, gdyż w przyszłości będzie się teleportować w bardziej odległe miejsca. Wola. Wyobraził sobie siebie stojącego tam gdzie miał zamiar teleportować się już za chwilę. Namysł. No to tego... zaczynamy. Ignorując ostatni element teleportacji przeszedł do czynu. Machnął różdżką i teleportował się. Zaczął czuć, że powoli się rozszczepia. Odrobina skupienia ponownie zebrała go do kupy. Udało się. Nie perfekcyjnie, ale udało się. -Nie najgorzej. Zdałeś. Ledwo. Do egzaminu z teleportacji łącznej nie możesz jednak przystąpić. Z dwojga złego już lepiej żebyś zabił siebie, niż siebie i jeszcze kogoś innego -rzucił egzaminator i wręczył chłopakowi zaświadczenie. Najwyraźniej czeka go powtórka egzaminu za tydzień.
Teleportacja była dla Astrid jakimś porąbanym pasmem porażek. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, do czego aspirowała. A aspirowała do wielkich czynów... No, przynajmniej do teleportacji łącznej, do której za cholerę nie chcieli jej dopuścić. Kiedy szła do ministerstwa, nie widziała większego problemu w teleportowaniu się z jednego miejsca w drugie. Tym bardziej, że matka tłukła jej do głowy teorie, a ojciec w tajemnicy przed wszystkimi pokazywał jej praktykę. Wiedziała, że jest gotowa. Nie była tylko pewna, na jak wiele. Egzamin z teleportacji indywidualnej poszedł jej tak, jak powinien - po prostu dobrze. Sęk w tym, że chciała więcej! I kiedy już wręczano jej papier o zaliczeniu testu, zaprotestowała, prosząc o nowe podejście. Ona MUSIAŁA podejść do teleportacji łącznej. Musiała móc przenosić się razem z siostrami! Musiała umieć robić to później, w pracy, kiedy będzie już miała jakieś ważne stanowisko! Po prostu musiała potrafić takie rzeczy. Pozwolono jej więc na drugą próbę. I trzecią. I czwartą... Ile prób musiała przejść, żeby w końcu się udało? Wysiłek dawał jej się we znaki, ale nie potrafiła zrezygnować z czegoś, co było dla niej ważne. Cóż, była po prostu uparta. Nadszedł jednak moment, kiedy trzeba było odpuścić. Zrezygnowana, wyszła z ministerstwa z papierem, który kompletnie jej nie zadowalał...
Kostki: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 9 Kostki - podejscie II: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 9 Kostki - podejscie III: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 7 Kostki - podejscie IV: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 3 Kostki - podejscie V: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 13... Kostki - podejscie VI: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 11... Kostki - podejscie VII: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 10... Kostki - podejscie VIII: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 11... Kostki - podejscie IX: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 9... Kostki - podejscie X: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 9... Kostki - podejscie XI: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 13... Kostki - podejscie XII: CEL + WOLA + NAMYSŁ = 11...
Naprawdę nie wiem, jakim cudem udało mi się zdać ten egzamin. W ogóle poszedłem na niego tylko dlatego, że był za darmo. No i jeszcze przez Deb. Deb zawsze powtarzała mi, że podczas podróży teleportacja niejednokrotnie ratowała jej skórę. Słucham się Deb jak mało kogo, bo ogólnie mało kogo się słucham. Chyba, że dziadka. Co prawda nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku lat, ale szacun mu się należy, bo jest jedynym normalnym członkiem mojej rodziny. Ale mniejsza o rodzinę. Wszedłem sobie na luzaku, jakiś dobrze ubrany jegomość z ministerstwa poczytał mądrze brzmiące paragrafy i życzył mi powodzenia, trochę machinalnie. Ja rozumiem bycie miłym, no ale już sobie mógł darować. Takie gesty zawsze wzbudzały u mnie konwulsje, dobrze, że nie zababrałem im żadnego dywanu swoimi płynami wewnętrznymi. No z A do B, bęc i poszło. Nie wiem, może przez stres? Chociaż godzinę przed egzaminem jeszcze skręcałem packa i nie stresowałem się wcale. Pamiętam przecież, że jeszcze podczas praktykowania to ja bez przerwy wymagałem opieki medycznej, co rusz gubiąc palce i uszy. Standard. To była moja pierwsza udana teleportacja i wierzcie mi - żadna inna nie wyszła mi już później tak dobrze. Znaczy się na trzeźwo to ja się w ogóle nie deportuję. Zawsze po packu, nie ufam sobie na tyle. Nagratulowali się ogólnie i mnie puścili nawet na grupową, którą prawie zaliczyłem. Nie poszło, no trudno, nigdy więcej tego nie próbowałem, wychodząc z założenia, że chyba nie jest mi to potrzebne w życiu. Taki ze mnie egoista. Aha - od egzaminu zgubiłem uszy już trzy razy. Póki co jeszcze się trzymają.
Po ukonczeniu siódmego roku w Hogwarcie. Wynik - 9
Cykała się jak nigdy. Wiedziała, że egzamin na teleportację jest jednym z najważniejszych, jaki kiedykolwiek przyjdzie jej zaliczać i była w stu procentach pewna, że coś pójdzie nie tak. Była tchórzem, to jasne, choć tamtego dnia drżała ze strachu gorzej niż kiedykolwiek. Ktoś nawet poradził jej, żeby odpuściła, bo w innym wypadku z pewnością rozszczepi się przed komisją i zamiast wyjść stamtąd z właściwym papierem, wynosić ją będą do Munga w kilkunastu kawałkach. Nie trzeba oczywiście długo się zastanawiać, aby zgadnąć jaki to miało na nią wpływ, ale ostatecznie ta drobna przepowiednia wcale się nie spełniła. Choć egzaminator nie wyglądał na w jakimkolwiek stopniu zachwyconego, to uznał, że o ile takiej ciapie nie da się zdawać teleportacji łącznej, wszyscy powinni być raczej bezpieczni. Tavia świętowała to całe dwa tygodnie.
Esperanza miała silny postanowienie zdać egzamin z teleportacji jeszcze przed skończeniem nauki w Uchawi. Wynikało to z faktu, że planowała pokazać się w innym świetle w nowej szkole... i miała jakiś irracjonalny lęk przed byciem gorszą. Co jeżeli tam, w Hogwarcie, wszyscy mają teleportację 'w małym paluszku', a ona będzie się musiała przyznać, że nie ma o tym pojęcia? Na to nie mogła pozwolić. Z tegoż oto powodu, do nauki na końcowe egzaminy dodała również przygotowanie do zaliczenia teleportacji. Oczywiście, bardzo chciała zdać z wyróżnieniem, jednakże być może wzięła na siebie zbyt wiele i nie starczyło jej czasu, aby zabłysnąć do tego stopnia. Jakkolwiek przygotowana się nie czuła, w wytyczonym przez szkołę terminie przystąpiła do wyzwania. Ubrana zgodnie z regulaminem, z lekko podtoczonymi rękawami, włosami związanymi w luźny kucyk i sercem na ramieniu wkroczyła do budynku, gdzie egzamin miał mieć miejsce. Normalnie, misternie zdobione ściany i okna z ozdobione witrażami zrobiłyby na niej wrażenie, jednak tego dnia nie miała na to czasu. Starała się iść pewnym siebie krokiem, acz bała się spóźnienia i skończyło się na tym, że w sali wpadła zdyszana po szalonym biegu. Przywitała się krótkim skinieniem głowy z nauczycielami, ignorując — i będąc ignorowana przez — uczniów. Cel. Wola. Namysł. Cel. Wola. Namysł. Powtarzała w myślach, zbierając się w sobie. Kiedy przyszła jej kolej, była nieco poddenerwowana. Pewnie za bardzo, ale nic nie mogła poradzić na swoje problemy ze stresem. Obiecała sobie, że włoży w to wszystko, co dzisiaj ma do zaoferowania. Po wykonaniu wszystkiego, co było od niej wymagane, kazano jej czekać podczas, gdy komisja się naradzała. Już wtedy panna Rosales Estrada wiedziała, że nie zdała tego śpiewająco, ale nie myślała, iż poniesie porażkę. I, jej przewidywania się sprawdziły. Zabrakło jej kilku punktów do możliwości zdawania egzaminu na teleportację łączoną, co nieco ją zdemotywowało, jednakże wychodziła z myślą o swojej przyszłości, w której a) będzie mogła sama się teleportować i b) nie będzie już Uchawi.
Okay. Miotła, jakkolwiek, zupełnie nie była mu przeznaczona, więc uznał, że warto spróbować teleportacji. Ten sposób do najprzyjemniejszych również nie należał, ale w tym wypadku niedogodności nie trwały dłużej jak kilkanaście sekund i po sprawie. I cóż, owszem, istniało ryzyko rozszczepienia jeśli będzie próbował zrobić to nie do końca na trzeźwo, ale przynajmniej nie skręci karku w jakichś krzakach czy diabli wiedzą gdzie jeszcze. Wszystko lepsze od cholernych mioteł.
Egzaminator nie wyglądał na wybitnie zainteresowanego, z większym entuzjazmem analizował jakieś nierówności swojego biurka niźli poczynania nowego adepta. Zasada CEWNIKA - cel, wola i namysł. Here we go. Poszło... no. Nie tak znowu najgorzej. Zdał, przynajmniej zdał. Papier zawsze się przyda, więc nie marudząc, zawinął rulonik w kieszeń i wyszedł z sali.
Któregoś dnia Dev postanowił w końcu zdać ten słynny egzamin na teleportację indywidualną. Kto wie, może pójdzie mu na tyle dobrze, że przy okazji zaliczy też teleportację łączną? Pełen nadziei stawił się więc w znienawidzonym przez niego ministerstwie magii, gdzie wysłano go na drugie piętro tegoż budynku. Tam odnalazł odpowiednie pomieszczenie i ustawił w kolejce do egzaminu. Spokojnie. Dużo o tym czytałem. To nie może być takie trudne. - powtarzał sobie różne pokrzepiające hasła w głowie, kiedy oczekiwał na swoją kolej. - Dev Levitt! - odezwał się nieznajomy, damski głos. Niezdecydowany francuz w końcu przemógł się i podszedł do egzaminatorki. Kobieta miała ocenić, czy zdający poprawie wykonał teleportację. - No dobra. A więc jak to było... Cel. Wola. Namysł. Ce, wu, en... Ce, wu, en... - mamrotał sobie Dev pod nosem, skupiając się przy tym na drugim końcu pokoju. Właśnie tam chciał się przemieścić. Był już pewien, że wszystko pójdzie po jego myśli, kiedy nagle... Łup, bum, trach. Levitt wylądował prosto w kącie, a raczej wyrżnął w niego z całym impetem, przetrącając przy tym jakieś elementy wyposażenia pomieszczenia. Kiedy w końcu wygrzebał się, jęcząc przy tym niejednokrotnie, jak obolały starzec, do którego swoją drogą niewiele mu brakowało. - Udało się? Zaliczyłem? - spytał szybko, kiedy już stał na nogach. Egzaminatorka tylko pokiwała przecząco głową i wręczył kwitek zdającemu. Niezaliczone. - wyczytał Dev, a następnie pogniótł papierek i wcisnął do tylnej kieszeni. Następnie opuścił to miejsce w milczeniu. Może następnym razem mu wyjdzie.
FAIL
Kostki: 5 ( 1, 1, 3 )
Podejście drugie.
Niespełna miesiąc po pierwszej próbie zaliczenia egzaminu na teleportacje indywidualną ten sam czarodziej - Dev - pojawił się w ministerstwie magii. Długo i ciężko trenował, żeby w końcu zaliczyć i mieć to z głowy. W końcu tę umiejętność posiadał każdy szanujący się czarodziej, więc wstyd było nie umieć się teleportować. Sam egzamin wiele się nie różnił. Nawet ta sama pani go przeprowadzała, więc czarodziej mógł w tym samym otoczeniu już z mniejszym stresem przystąpić do demonstracji tego, czego się zdążył nauczyć. Wziął głęboki wdech, a następnie z jego ust wydobyły się następujące litery - C. W. N. Bam! Dev z hukiem znalazł się na korytarzu, odbił się od ściany i przetrącił jakąś szafkę lądując na ziemi. Egzaminatorka wyszła z pokoju, pokręciła głową przecząco, jak ostatnio, ale tym razem postanowiła się odezwać - No, no. Gratulacje panie Levitt. Nie mogę powiedzieć, że był to idealny pokaz teleportacji, no ale udało się panu. Mam tylko nadzieję, że udoskonali pan swoją technikę i przestanie robić bałagan wszędzie tam, gdzie się pan pojawi. Dev otrzymał papierek potwierdzający jego umiejętność, a następnie usatysfakcjonowany opuścił to przeklęte miejsce.
Kostki 12 ( 2, 6, 4 )
Kolejne próby: 13, 11, 10, 12
Ostatnio zmieniony przez Dev Levitt dnia Pią 18 Sie - 18:41, w całości zmieniany 6 razy
Było nerwowo. Nie tylko dlatego, że w czasie egzaminu pojawiła się Ups, ale i dlatego, że kompletnie nie potrafiła się teleportować, bo... nie była dysponowana podczas wcześniejszych lekcji. I chociaż byłoby o wiele prościej, gdyby to Omicron zdecydował się dopełnić obowiązku po niesamowicie odbytym kursie, akurat tego jednego dnia zastrajkował. Na egzamin szła jeszcze jako Upsilon. Była całkiem opanowana i chociaż istotnie to Omicron uczestniczył w większości lekcji teleportacji, nieco dekoncentrując instruktora brakiem reakcji na "panno Wild", ostatecznie Upsilon miała swój wkład w ich dotychczasową naukę. Dostatecznie duży, by nie obawiać się tego, jak jej pójdzie. Wszystko istotnie szło dość gładko, gdy zajmowała stanowisko w pomieszczeniu i wyobrażała sobie moment, w którym stoi już bezpiecznie po drugiej stronie pomieszczenia. Była skupiona i święcie wierzyła, że w ciągu tych dwudziestu-trzydziestu sekund nie może zdarzyć się nic złego. Z pewnością nie wydarzyłoby się, gdyby nie różdżka wyjęta przez instruktora i wycelowana prosto między jej oczy. Znacznie później, wyjaśniając kilka spraw, które należało wyjaśnić, Upsilon dowiedziała się, że była to standardowa procedura, która miała zapewnić jej odpowiednio szybką reakcję prowadzącego. A jednak nikt jej o tym nie uprzedził. Wiedziona instynktem, zamarła na chwilę, by nagle pełne skupienie zamieniło się w krótki, dziwaczny chichot. A potem... już jej nie było. Chlasnęła na posadzkę kilka metrów dalej, czując nieprzyjemne pieczenie na policzku i patrząc na instruktora z wyrzutem. - Mogłeś uprzedzić, leszczu - rzuciła mu na odchodne, kiedy wreszcie łaskawie wystawił jej dokument, chyba tylko po to, by więcej jej nie oglądać.
Zawsze dużo lepiej radziłaś sobie z tym rodzajem magii, który nie wymagał użycia różdżki. Ale nie skarżyłaś się, nie narzekałaś – zaciskałaś zęby i robiłaś wszystko, by nie ponieść porażki. Nie mogłaś być we wszystkim idealna, Luno. Nie ważne, jak bardzo byś chciała, pozostawałaś jedynie człowiekiem, któremu przyszło mierzyć się z rzeczywistością. Twoja wyglądała tak, iż zajęcia z teleportacji nie szły ci najlepiej. Może dlatego, że nie potrafiłaś na chwilę się wyciszyć, pozwolić twojemu umysłowi zajmować się tą jedyną chwilą. W twojej głowie nieustannie zachodziły procesy chemiczne, a trybiki pracowały na najwyższych obrotach, analizując ostatnio czytane księgi jak i najbliższe otoczenie. Chciałabyś za dużo, Luno. Za dużo naraz. Bo nie potrafisz sobie odpuścić, dać chwili wytchnienia. Dlatego nie zdałaś. Salę egzaminacyjną opuszczałaś jednak z uśmiechem, pewna, że jeszcze tu powrócisz. Nie poddajesz się tak łatwo. Nigdy.
Podejście drugie: 6,2,5 = 13 *
Miesiąc później.
Na drugi egzamin nie czekałaś długo. Nauczona poprzednimi doświadczeniami, tym razem nie dałaś się rozproszyć. I choć bardzo ci zależało, nie zdałaś w pięknym stylu. Nikt nie bił ci brawa. Nikt ci nie gratulował. Po prostu dostałaś papierek. Najwyraźniej są inne, bardziej istotne dziedziny, w których musisz być najlepsza.
zt
Ostatnio zmieniony przez Ceres O'Shea dnia Sro 9 Wrz - 16:03, w całości zmieniany 2 razy