Wraz z nowymi postanowieniami ministerstwa powstał departament, którego zadaniem jest regulowanie prawne spraw motoryzacyjnych czarodziei, karanie osób nieprzestrzegających zasad prowadzenia pojazdem, ale także wydawanie odpowiednich dokumentów do prowadzenia magicznych pojazdów.
Kurs - uprawnienia do prowadzenia magicznych pojazdów
Rodzaje licencji:
POZIOM I - Jest to prawo jazdy wydawane na pierwszym egzaminie. Upoważnia do prowadzenia nieskomplikowanych motoryzacyjnie pojazdów: motocyklu i skuterów.
POZIOM II- Prawo jazdy, które pozwala na prowadzenie wszystkich aut maksymalnie sześcioosobowych. Korzystając z motoryzacji na potrzeby własne ono całkowicie wystarcza. Posiadanie prawa jazdy na poziomie II nie upoważnia cię do prowadzenia pojazdów z poziomu I.
POZIOM III - Prawo jazdy obejmujące wcześniejsze z dodatkiem do prowadzenia większych pojazdów np. towarowych lub publicznych. Chcąc pracować w Błędnym Rycerzu lub przewozić drogie towary do sklepów na pewno trzeba będzie je posiadać.
Na każdym poziomie, wraz z egzaminatorem na siedzeniu pasażera, należy przejechać kawałek slalomu, pokonać kilka przeszkód, wzbić się w powietrze i pokonać kawałek trasy nad ziemią, mijając przy tym inne latające pojazdy.
POZIOM PIERWSZY:
WYMAGANIA:
• Ukończone min. 17 lat • Pierwsze podejście do egzaminu: darmowe; • Każda poprawa: 10 galeonów (zapłać); • Każdy post na 2 tys. znaków ze spacjami opisujący naukę jazdy upoważnia do przerzutu 1 dowolnej kości; • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Pierwszy rzut określa nastrój egzaminatora. W zależności od wyniku, będziesz mógł popełnić więcej, mniej, lub tyle samo błędów ile dopuszcza się standardowo.
Nastrój:
1,2: Wygląda na to, że twój egzaminator ma bardzo dobry humor. Może nawet wpadłeś mu w oko? Na pewno patrzy na twoją jazdę przychylniej. Nawet przy dwóch popełnionych błędach - zdajesz egzamin. Nie dotyczy to błędu kryjącego się pod literką J. 3,4: Trafiłeś na prawdziwego profesjonalistę. Trudno odgadnąć jaki ma nastrój i wygląda na to, że nie wpłynie on na przebieg egzaminu. 5,6 Ktoś tu wstał lewą nogą. Od wejścia do samochodu wyczuwasz napiętą atmosferę. Lepiej skup się na drodze, bo nikt tutaj nie pójdzie ci na rękę. Wręcz przeciwnie. Oblewasz nawet przy jednym popełnionym błędzie.
Następnie rzuć zwykłą kostką, żeby określić ilość błędów, które popełniłeś. Możesz popełnić maksymalnie 1 błąd, żeby egzaminator zaliczył ci ten poziom (chyba, że poprzednia kostka mówi inaczej). Jeśli popełnisz więcej błędów, możesz spróbować po raz kolejny. Pamiętaj o opłaceniu wszystkich popraw.
Ilość błędów:
1: 0 błędów 2, 3: 1 błąd 4: 2 błędy 5, 6: 3 błędy
Rzuć taką ilością liter, jaka odpowiada ilości popełnionych przez ciebie błędów, żeby dowiedzieć się, co poszło nie tak. W przypadku wyrzucenia dwóch takich samych literek - jedną z nich możesz przerzucić.
Rodzaj błędu:
A: Zapomniałeś o włączeniu niewidzialności po wzbiciu się w powietrze. Pamiętaj, że poza strefą egzaminacyjną ten błąd mógłby sprowadzić na ciebie spore kłopoty! B: Niestety, zupełnie nie mogłeś wyrobić się na zakrętach. W czasie slalomu potrąciłeś kilka pachołków. C: Nie włączyłeś świateł. Zwykły drobiazg, ale nawet to mogło doprowadzić do tragedii. D: Nie udało ci się delikatnie wylądować. Z impetem uderzyłeś w ziemię. E: Utrzymanie równowagi nie było proste. Ciągle przechylałeś się, albo za bardzo na prawo, albo za bardzo na lewo. Nie jest to duży błąd, ale nie wpływa dobrze na komfort jazdy. F: Nie byłeś w stanie wzbić się w powietrze. Kiedy już koła uniosły się w górę, ty znowu ściągnąłeś pojazd na ziemię. Trudno powiedzieć czemu tak się stało, ale udało ci się to przerwać dopiero po kilku próbach, które zirytowały twojego egzaminatora. G: Nie ustawiłeś poprawnie lusterek. H: Nie założyłeś kasku. Egzaminator musiał cię upomnieć! I: Wjechałeś w zbitkę kilku chmur i przez dłuższy czas nie mogłeś się z niej wydostać. Kilka okrążeń wokół własnej osi chyba doprowadziło do mdłości i ciebie i twojego egzaminatora. J: Jest fatalnie. Zderzyłeś się z innym pojazdem, który na szczęście wzbił się w powietrze tylko po to, żeby sprawdzić twoje umiejętności. Nikomu nic się nie stało, ale oblewasz egzamin nawet jeśli to był twój jedyny błąd.
POZIOM DRUGI:
WYMAGANIA:
• Ukończenie podstawowej edukacji • Pierwsze podejście do egzaminu: darmowe • Każda poprawa: 10 galeonów (zapłać) • Każdy post na 2 tys. znaków ze spacjami opisujący naukę jazdy upoważnia do przerzutu 1 dowolnej kości; • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Pierwszy rzut określa nastrój egzaminatora. W zależności od wyniku, będziesz mógł popełnić więcej, mniej, lub tyle samo błędów ile dopuszcza się standardowo.
Nastrój:
1,2: Wygląda na to, że twój egzaminator ma bardzo dobry humor. Może nawet wpadłeś mu w oko? Na pewno patrzy na twoją jazdę przychylniej. Nawet przy dwóch popełnionych błędach - zdajesz egzamin. Nie dotyczy to błędu kryjącego się pod literką J. 3,4: Trafiłeś na prawdziwego profesjonalistę. Trudno odgadnąć jaki ma nastrój i wygląda na to, że nie wpłynie on na przebieg egzaminu. 5,6 Ktoś tu wstał lewą nogą. Od wejścia do samochodu wyczuwasz napiętą atmosferę. Lepiej skup się na drodze, bo nikt tutaj nie pójdzie ci na rękę. Wręcz przeciwnie. Oblewasz nawet przy jednym popełnionym błędzie.
Następnie rzuć zwykłą kostką, żeby określić ilość błędów, które popełniłeś. Możesz popełnić maksymalnie 1 błąd, żeby egzaminator zaliczył ci ten poziom (chyba, że poprzednia kostka mówi inaczej). Jeśli popełnisz więcej błędów, możesz spróbować po raz kolejny. Pamiętaj o opłaceniu wszystkich popraw.
Ilość błędów:
1: 0 błędów 2, 3: 1 błąd 4: 2 błędy 5, 6: 3 błędy
Rzuć taką ilością liter, jaka odpowiada ilości popełnionych przez ciebie błędów, żeby dowiedzieć się, co poszło nie tak. W przypadku wyrzucenia dwóch takich samych literek - jedną z nich możesz przerzucić.
Rodzaj błędu:
A: Dopiero po krótkiej przejażdżce egzaminator uświadamia cię, że zapomniałeś włączyć przycisku zapewniającego niewidzialność. Dobrze, że zdarzyło ci się to tutaj, poza strefą egzaminacyjną latający samochód mógłby wzbudzić spore kontrowersje. B: Slalom między innymi samochodami nie poszedł ci najlepiej. Urwałeś lusterko jednego z nich. C: Może, gdyby egzamin nie odbywał się w środku dnia, łatwiej byłoby ci pamiętać o światłach. Niestety, tym razem nie włączyłeś ich bez przypomnienia. D: To nie było twoje najlepsze lądowanie. Zahaczyłeś kołem o krawężnik i zrobiłeś to niezbyt delikatnie. E: Miałeś spory problem z parkowaniem. Nie udało ci się zmieścić w wyznaczonym miejscu. F: Udało ci się wzbić w powietrze, ale już po chwili przód samochodu skierował się w dół. Wszystko wydawało się poprawne, ale wróciłeś na ziemię bez wyraźnego polecenia egzaminatora. G: Wszystko ustawiłeś nie tak. Krzesło, lusterka, kierownicę. Wyjątkowo niewygodnie było ci kierować, co dostrzegł twój egzaminator. H: Pasy odpięły ci się przypadkiem w czasie jazdy. Mimo wszystko, egzaminator jest przekonany, że nie miałeś ich od samego początku. I: Chmury to nienajlepsze drogowskazy. Przez jedną z nich przypadkiem wyjechałeś poza strefę egzaminacyjną. J: Kiedy wróciłeś na ziemię, nie udało ci się zahamować. Kierownica odmówiła posłuszeństwa, po chwili uderzyliście z impetem w mur. Oblewasz egzamin nawet jeśli to był twój jedyny błąd.
POZIOM TRZECI:
WYMAGANIA:
• Ukończone min. 18 lat • Zaliczony poziom II • Pierwsze podejście do egzaminu: darmowe • Każda poprawa: 10 galeonów (zapłać) • Każdy post na 2 tys. znaków ze spacjami opisujący naukę jazdy upoważnia do przerzutu 1 dowolnej kości; • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Pierwszy rzut określa nastrój egzaminatora. W zależności od wyniku, będziesz mógł popełnić więcej, mniej, lub tyle samo błędów ile dopuszcza się standardowo.
Nastrój:
1,2: Wygląda na to, że twój egzaminator ma bardzo dobry humor. Może nawet wpadłeś mu w oko? Na pewno patrzy na twoją jazdę przychylniej. Nawet przy dwóch popełnionych błędach - zdajesz egzamin. Nie dotyczy to błędu kryjącego się pod literką J. 3,4: Trafiłeś na prawdziwego profesjonalistę. Trudno odgadnąć jaki ma nastrój i wygląda na to, że nie wpłynie on na przebieg egzaminu. 5,6 Ktoś tu wstał lewą nogą. Od wejścia do samochodu wyczuwasz napiętą atmosferę. Lepiej skup się na drodze, bo nikt tutaj nie pójdzie ci na rękę. Wręcz przeciwnie. Oblewasz nawet przy jednym popełnionym błędzie.
Następnie rzuć zwykłą kostką, żeby określić ilość błędów, które popełniłeś. Możesz popełnić maksymalnie 1 błąd, żeby egzaminator zaliczył ci ten poziom (chyba, że poprzednia kostka mówi inaczej). Jeśli popełnisz więcej błędów, możesz spróbować po raz kolejny. Pamiętaj o opłaceniu wszystkich popraw.
Ilość błędów:
1: 0 błędów 2, 3: 1 błąd 4: 2 błędy 5, 6: 3 błędy
Rzuć taką ilością liter, jaka odpowiada ilości popełnionych przez ciebie błędów, żeby dowiedzieć się, co poszło nie tak. W przypadku wyrzucenia dwóch takich samych literek - jedną z nich możesz przerzucić.
Rodzaj błędu:
A: To, że twój pojazd nie wznosi się w powietrze nie oznacza, że nie musisz być dyskretny. Przycisk niewidzialności jest tu nie bez przyczyny, żaden mugol nie przegapiłby zwężania się pojazdu. Pamiętaj o tym na przyszłość. B: Niestety, nie zmieściłeś się na zakręcie. Czyżbyś zapomniał, że między zwykłym samochodem a tak ogromnym pojazdem była spora różnica? Musisz nad tym popracować. C: Jedziesz bardzo wolno. Nie jesteś w stanie rozwinąć odpowiedniej prędkości, trudno się dziwić, kiedy musisz poruszać się tak dużym pojazdem, ale egzaminator nie jest tym zachwycony. D: Całkowicie straciłeś kontrolę nad rozmiarem pojazdu. Po zwężeniu chciałeś przywrócić go do normalności, ale za to poszerzył się zbyt mocno. A później obniżył. A potem wyciągnął w górę. Od tych wszystkich zawirowań i tobie i twojemu egzaminatorowi zrobiło się niedobrze. E: Parkowanie okazało się ogromnym wyzwaniem. Trudno się dziwić, prostokąt w którym miałeś się zmieścić był naprawdę niewielki. Musiałeś powtórzyć manewr jeszcze raz. F: Jechałeś bardzo niestabilnie. Strasznie rzucało wszystkim na tyle pojazdu, na co twój egzaminator zwrócił uwagę. G: Nie byłeś w stanie pociągnąć za dźwignie, a bez tego, nie mogłeś ruszyć. W końcu pociągnąłeś tak mocno, że dźwignia się urwała. Jeśli mieścisz się w granicy dopuszczalnych błędów, musisz zmienić pojazd, żeby kontynuować. H: Nie zapiąłeś pasów. Egzaminator musiał cię upomnieć! I: Twoim zadaniem było zmniejszenie się tak, żeby zmieścić się miedzy dwoma pachołkami. Niestety, nie zrobiłeś tego na czas i potrąciłeś oba. J: Jechałeś pewnie i szybko, tak szybko, że zanim zdążyłeś zauważyć most, było już za późno. Pojazd powinien się obniżyć, ale ty nie zdążyłeś zareagować i dosłownie urwało wam dach nad głową. Oblewasz egzamin nawet jeśli to był twój jedyny błąd.
Kurs - Instruktor nauki jazdy
Ten kurs pozwoli Ci opanować wszelkie potrzebne informacje do tego, aby móc nauczać innych, chętnych do nauki czarodziejów, jak powinno poruszać się w powietrzu, aby nie wzbudzać zainteresowania mugoli. Jeśli otrzymałeś licencję. zgłoś się po nią w tym temacie.
Wymagania: poziom I, II • ukończona podstawowa szkoła magiczna • prawo jazdy na poziomie co najmniej II • opłata za kurs: 80g (zapłać) • poprawa: 5g Ukończenie kursu: • nagroda: +4pkt do dowolnej umiejętności (wszystkie do jednej) • po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Wymagania: poziom III • ukończona podstawowa szkoła magiczna • prawo jazdy na poziomie III • ukończony kurs instruktora jazdy na poziomie I, II • opłata za kurs: 80g (zapłać) • poprawa: 5g Ukończenie kursu: • nagroda: +4pkt do dowolnej umiejętności (wszystkie do jednej) • po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
UWAGA! Jeśli robisz dowolne dwa poziomy jednocześnie, nie płacisz oddzielnie - obowiązuje wtedy cena 140g. Jeśli robisz trzy poziomy jednocześnie, nie płacisz oddzielnie - obowiązuje wtedy cena 200g.
CZĘŚĆ PIERWSZA: Po zapisaniu się na kurs miła pani w kasie wręczyła Ci stos ksiąg, które poleciła Ci przejrzeć. Masz teraz trzy dni, na nauczenie się teorii, nim przyjdzie Ci się zmierzyć z pisemnym testem. Rzucasz trzema kostkami. Jeśli dwie na trzy kostki będą pozytywne, udaje Ci się pomyślnie zdać test i przejść do II etapu. Jeśli jednak nie, musisz poprawić pierwszy etap kursu.
Kości:
1 - Tego dnia postanowiłeś zapoznać się z metodami ukrycia pojazdu przed spojrzeniami mugoli. Przycisk ukrycia, proszek natychmiastowego zniknięcia oraz zaklęcie niewidzialności wykułeś na blachę i nawet jeśli przyjdzie Ci odpowiadać na pytanie związane z eliksirem niewidzialności, to jesteś pewien, że dasz sobie radę. Ten rozdział masz opanowany. 2 - Zachowanie w sytuacjach stresowych. Z początku myślałeś, że ten rozdział będzie trudny i zupełnie niezrozumiały, jednak dość szybko okazało się, że rozpoznanie i zapamiętanie co najmniej sześciu sposobów awaryjnego lądowania to bułka z masłem. Ten rozdział masz opanowany. 3 - Nie potrafiłeś się nadziwić, ilu szczegółów powinien pilnować instruktor magicznego prawa jazdy. Ustawienie lusterek, zapięcie pasów, wypełnienie karty egzaminu. W pewnym momencie zacząłeś nawet gubić się w tych wszystkich terminach. Na całe szczęście, ostatecznie ci się udało! Ten rozdział masz opanowany. 4- Zapoznawałeś się ze sposobami utrzymania odpowiedniej pozycji pojazdu w powietrzu. Ogarnięcie odpowiedniego kąta na zniżanie pozycji oraz na wznoszenie się, nigdy jeszcze nie wydawało się być takie proste. Nie miałeś problemów z opanowaniem materiału z tego rozdziału. 5 - Nigdy byś nie pomyślał, że wypełnienie kart egzaminowania i jazd może być takie trudne. Słowo byś dał, że niepotrzebnych rubryczek jest więcej niż potrzebnych, a gdy wpatrzyłeś się w sposób ich wypełniania, to aż Cię zatkało. Chyba nad tym rozdziałem powinieneś jeszcze popracować. 6 - Kto to widział, żeby było tyle sposobów na kierowanie kursantem... Trzeba pamiętać o formie grzecznościowej i suchym przekazie - mówił podręcznik, ale Ty całkowicie się z nim nie zgadzałeś. Wtedy też spostrzegłeś, że takie formy stosuje się dopiero na egzaminie i zacząłeś na nowo wertować książkę. Chyba nad tym rozdziałem powinieneś jeszcze popracować.
CZĘŚĆ DRUGA Zasiadasz za fotelem pasażera. Twoim zadaniem będzie zapobieganie groźnym sytuacjom na drodze. Fotel obok Ciebie zajmuje wyuczony w swym zawodzie, profesjonalny instruktor, który będzie sprawdzał Twoją skuteczność. Rzucasz trzema kostkami. Jeśli dwie na trzy kostki będą pozytywne, udaje Ci się pomyślnie zaliczyć egzamin praktyczny i otrzymujesz licencję, jeśli jednak nie, będziesz musiał podejść do tego etapu ponownie.
Kości:
1 - Skręć w prawo! Nie, nie, skręć w lewo! W prawo! W lewo! Tak zamotałeś instruktorem, że niemalże wylądowaliście na drzewie. Mężczyzna patrzył na Ciebie surowo. Chyba powinieneś jeszcze popracować nad swoimi reakcjami podczas jazdy. 2 - Po przygotowaniach instruktora do jazdy i po sprawdzeniu wykonanych przez niego czynności, nakazałeś mu ruszyć, jednakże ten nie wypełnił polecenia. Okazało się, że nie sprawdziłeś, czy są włączone światła. Dałeś się mu podpuścić. Chyba jeszcze musisz się douczyć... Na szczęście widać u ciebie spory potencjał. Dostajesz zniżkę i poprawa kursu kosztuje dla ciebie tylko 5g! 3 - Nigdy jeszcze nie szło Ci tak dobrze. Zwracałeś uwagę na nawet najmniejsze niedociągnięcia, dzięki czemu wyszedłeś z zajęć z pochwałą za wyjątkowo rzetelne podejście do tematu. 4 - Nie poszło Ci specjalnie dobrze. Tak poprowadziłeś kierowcę, że ostatecznie wylądowaliście w punkcie wyjścia, mimo tego, że mieliście dostać się na drugi koniec miasta. Może następnym razem zwróć większą uwagę na drogę? 5 - Było bardzo dobrze. Nie dość, że byłeś uważnym obserwatorem i reagowałeś w odpowiednich momentach, to dodatkowo proponowałeś wykorzystanie kilku prostych sztuczek, które ułatwiają manewry na drodze. Kierowca był zachwycony tym, w jaki sposób poprowadziłeś jazdy. 6 - Podczas sprawdzania płynów pod maską zaskoczyłeś swoją wiedzą. Twoje słowa były proste i klarowne, dzięki czemu wszystko zostało wykonane szybko, sprawnie i przede wszystkim poprawnie. Instruktor aż uśmiechnął się z zadowoleniem.
Kurs - kierowca Blednego Rycerza
Błędny rycerz to jeden z tych pojazdów wymagających opanowania kierowcy, a także radzenia sobie w stresujących sytuacjach. Celem kursu będzie ocena czy kursant ma predyspozycje do prowadzenia pojazdów magicznych oraz przygotowanie go do prowadzenia magicznego autobusu. Podstawowym wymogiem podjęcia się kursu jest właśnie odporność na stres, zorganizowanie czasowe, komunikatywność oraz posiadanie najwyższego poziomu prawa jazda.
WYMAGANIA:
• prawo jazdy - poziom I, II, III • jeśli każdy etap kursu zdasz za pierwszym razem, koszt wynosi: 50 galeonów • koszt kursu: 80g (zapłać) • jeśli każdy etap kursu zdasz za pierwszym razem, koszt wynosi: 50 galeonów • poprawa każdej jednej części: 5g • ukończenie kursu: +4pkt do dowolnej umiejętności (wszystkie do jednej) • po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
CZĘŚĆ PIERWSZA - test kwalifikacyjny: Mężczyzna o wzroście prawie dwóch metrów, uśmiechając się nieprzyjemnie oznajmił test kwalifikacyjny. Dostałeś arkusz z pytaniami, na którego wypełnienie masz 20 minut. Rzuć kością aby poznać wynik testu, dopóki go nie ukończysz, nie możesz przejść do dalszej części kursu.
Kości do testu:
1-2 – Kartka, która leży przed Tobą ma zapisane kilkanaście pytań. Między innymi znajdziesz tam pytanie, co zrobisz gdy spotkasz babcię na dwunastej, ewentualnie co zrobisz gdy spóźnisz się o dwadzieścia trzy sekundy i w jaki sposób się usprawiedliwisz. Gdy odpowiadasz na ostatnie pytanie, prawy górny róg zaczyna migać na zielono. Oznacza to. że zdałeś test. 3 – Zasiadasz przy biurku i czytasz pytania. Masz wrażenie, że wszystko wiesz, ale chyba nie do końca. Mimo długich rozważań nie masz pomysłu co zrobić, gdy na wprost Ciebie jadą dwa angielskie autobusy, a Ty nie masz gdzie odbić. Próbujesz coś wymyślić, ale niestety, przy kolejnych pytaniach także nie jest prosto. Po upływie dwudziestu minut, lewy róg Twojej kartki świeci na czerwono, co znaczy, ze oblałeś test. Spróbuj jeszcze raz. 4-5 – Egzaminator zauważa, że ze zbyt dużą pewnością siebie i rozmachem udzielasz odpowiedzi na pytania. Wyzłośliwiając się, radzi podejść Ci do testu ze stoickim spokojem. Wbrew temu czy zastosowałeś się do jego rady czy nie, prawy róg kartki zaświecił Ci się na zielono. Zdałeś test. 6 – Czy to specjalnie czy przez przypadek, zaglądasz przez ramię jednego z obecnych kursantów. Prowadzący test mężczyzna potraktował to (słusznie czy nie) za ściąganie, a Ty oblewasz egzamin.
CZĘŚĆ DRUGA - plac manewrowy Wiedza teoretyczna, którą musieliście przyswoić pozwoli wam teraz ocenić jak radzicie sobie z pojazdem, z sytuacjami które mogą spotkać Was na drodze. W tym celu zasiadacie za kółko Błędnego Rycerza, manewrując nim na placu manewrowym. Rzucasz dwiema kośćmi.
Pierwsza Kostka:
1 – Stajesz na wprost wielkiego magicznego autobusu i nie masz pojęcia co robić. Pomyliły Ci się światła przeciwmgielne ze światłami stopu. Nie jest za dobrze. Może to później doprowadzić do kolizji na drodze. 2 – Szkoleniowiec tłumaczy Ci wszystko bardzo szybko, z czego nic nie rozumiesz. Siedzisz za kierownicą, przed Tobą panel przeróżnych przycisków, a ty odróżniasz jedynie pedał gazu od sprzęgła. Nie jest tak źle, ale gdy pada hasło użyj dźwigni, nie wiesz co masz robić. Szkoleniowcowi nie chodziło o nic innego jak o użycie dźwigni zwężającej pojazd, dzięki czemu ten może prześlizgnąć się między dwoma mugolskimi autobusami. Lepiej się doucz. 3 – Guzik niewidzialności? No być może w magicznym samochodzie wiesz gdzie się znajduje, ale tutaj? Już niekoniecznie. Szkoleniowiec patrzy na Ciebie pobłażliwie, ze stoickim spokojem tłumacząc ci, że dopalacz niewidzialności w Błędnym Rycerzu to przede wszystkim rozwinięcie prędkości, dzięki której mugole nie są w stanie ujrzeć magicznego pojazdu. Potrzebujesz uzupełnić brak wiedzy. 4 – Wykonujesz manewr zawracania, zaraz potem parkowanie. Niby wszystko idealnie, ale nie do końca. Mężczyzna, który Cię przygotowuje każe Ci powtórzyć jeszcze raz obydwa manewry, a gdy przychodzi kolej parkowania, zupełnym przypadkiem uderzasz o kołek, który znajduje się przed Tobą. Źle wycelowanie w odległości sprawiają, że ten jest doprawdy rozczarowany, ale daje Ci kolejną próbę, dzięki której możesz sprawdzić swoje magiczne umiejętności jako kierowcy. Lepiej żeby teraz nie poszło najgorzej, bo będzie z Tobą źle. 5 – Los się chyba do Ciebie uśmiecha, a wiedza teoretyczna, którą osiągnąłeś przez cały czas nauki jak i zarówno po zdaniu testu może być na tyle owocna, że Twoja praktyka idzie jak z płatka. 6 – Niewiele brakowało byś doprowadził do poważnej kolizji z innym samochodem na placu. Spokój i opanowanie pozwoliły Ci jednak na wybrnięcie z całej sytuacji, a nikomu nie stała się żadna krzywda.
Druga Kostka:
1, 4 – pomimo nielicznych błędów, zdałeś swój kurs. 2, 5 – Nie możesz się do końca w tym odnaleźć i pomimo tego jak poszło Ci na kursie – szkoleniowiec nie jest do Ciebie do końca przekonany. Rzucasz dodatkową kością. • parzysta – zdajesz • nieparzysta – musisz podejść do II etapu ponownie 3, 6 – To zdecydowanie nie jest Twój szczęśliwy dzień. Spróbuj raz jeszcze podejść do kursu.
CZĘŚĆ TRZECIA - egzamin praktyczny Przed Tobą egzamin praktyczny. Ta część egzaminu zadecyduje czy uzyskasz licencję kierowcy Błędnego Rycerza. Rzuć dwiema kośćmi.
Pierwsza kostka:
1 – W trakcie egzaminu na ulicy na dwunastej pojawia się babcia. Zmusza Cię do ostrego parkowania, ale na szczęście udaje Ci się nie potrącić staruszki. 2, 4 – Egzamin przebiega naturalnie. Pociągnięcie za dźwignię w sytuacji, która tego wymaga. Przyspieszenie. Zatrzymanie. Parkowanie. Wszystko, jak należy. 3, 5 – Nigdzie nie pojawiają się niespodziewanie mugole, ani tym bardziej magiczne pojazdy. 6 – Czarny kot przebiegł Ci drogę, zaraz potem źle parkujesz, przez co widzisz niezadowolenia na twarzy mężczyzny, który z Tobą jedzie. Ratuje Cię poprawnie wykonany manewr użycia dźwigni, gdy próbujesz zmierzyć się z dwoma mugolskimi autobusami.
Druga kostka:
1 – wynik egzaminu jest pozytywny. Po licencję zgłoś się tutaj. 2 – Pomimo, że bardzo się starałeś, to Twoje manewry jak i zarówno inne czynności, które próbowałeś wykonać nie były na tyle dobre, by zaliczyć egzamin. 3 – Spokój. Opanowanie. Trzeźwy umysł, a także pozytywne nastawienie zapewniają Ci licencję kierowcy Błędnego Rycerza. Zgłoś się po nią tutaj. 4 – Nie musiało być idealnie, egzaminator podsumował Twoje starania podczas kursu, a one zostały docenione, zdajesz egzamin. Po licencję zgłoś się tutaj. 5 – Niby wszystko poszło idealnie, ale nie do końca. Kilka błędów, z czego dwa dość rażące, a egzaminator zastanawia się czy powinien Cię oblać. Rzuć dodatkową kością. • parzysta - zdajesz egzamin • nieparzysta – oblewasz 6 – Możesz pochwalić się wszystkim znajomym, że w końcu udało Ci się uzyskać licencję kierowcy Błędnego Rycerza. Odbierz ją tutaj.
Niedługo po ukończeniu 17 roku życia podszedł do egzaminu na prawo jazdy, który jak się okazało, miał zdawać na motocyklu Bravo. Nie miał zbyt wiele okazji do nauki, bo niestety poza kursem nie miał własnego pojazdu tego typu. Dlatego też starał się chłonąć wszystkie informacje jak gąbka, żeby jak najlepiej uporać się z egzaminem i uzyskać odpowiedni dokument. Niestety pierwszy raz nie był jego najlepszą próbą. Chłopak zasiadł na Bravo i poczuł się na drodze chyba nazbyt pewnie, bo złamał po drodze kilka przepisów, przede wszystkim przekraczając dozwoloną prędkość. Jego błędy niestety nie umknęły czujnemu oku egzaminatora, który choć stwierdził, że chłopak jeździ nieźle, nie mógł mu wystawić dokumentów uprawniających do kierowania motocyklem. Leonel był wściekły, ale postanowił opanować nerwy i do kolejnego egzaminu podszedł już 2 dni później. Pech chciał, że podczas drugiego z nich źle zrozumiał komendę egzaminatora, który przerwał egzamin i pouczył go, że niewykonanie polecenia kończy się negatywnym wynikiem. Tym razem Fleming też był wkurzony, ale już nie na siebie, a na tego faceta, który mówił tak niewyraźnie, że zdanie u niego tego ustrojstwa graniczyło z cudem. No nic, zdarza się i tak. Westchnął ciężko, ale chciał mieć już to wszystko z głowy, więc w departamencie pojawił się już na następny dzień. Ostatni z egzaminów… szczerze mówiąc młody Fleming już powoli zaczynał powątpiewać czy uda mu się przejść przez ten biurokratyczny syf, ale starał się przy tym pilnować. Wiedział, że drugi polany egzamin nie był jego winą, a podczas pierwszego wcale nie szło mu źle, więc po prostu uważał na to, by czasem nie przekroczyć prędkości, bo nogę to akurat miał ciężko od początku samego kursu. Przyłożył się do zadania pieczołowicie i ostatecznie wyszedł z departamentu z upragnionym dokumentem.
Kostki na I poziom: 5 (free, niezdany), 5 (10g, niezdany), 1 (10g, zdany) = 20g
Retrospekcja – 28 sierpnia, 29 sierpnia i 2 września 2011 roku
Osiemnaste urodziny… idealny wiek do tego, żeby zdać drugi poziom prawa jazdy. A jednak natłoczyło mu się w życiu tyle obowiązków, że do pierwszego egzaminu podszedł dopiero 28 sierpnia. Nie stresował się tak bardzo jak przez egzaminem na Bravo, mimo że miał zdawać w innym samochodzie niż na kursie. Uczył się bowiem jeździć Latającym Weasley’em, a egzamin zdawał, siedząc za kierownicą Ogniomiota. Niestety znów poniosła go fantazja, podobnie jak i rok temu. Za bardzo docisnął pedał gazu, co oczywiście zakończyło się kompletną porażką, a egzaminator o mało co nie wyleciał z fotela. Chłopak opłacił od razu poprawkę i pojawił się w departamencie kolejnego dnia. Na drugim egzaminie także nie popisał się znajomością przepisów, jako że zaparkował pojazd w miejscu niedozwolonym. Szkoda, bo była to najprawdopodobniej ostatnia czynność, jaką miał wykonać i gdyby nie ten felerny błąd, mógłby się już poszczycić upragnionym papierkiem, a tak… musiał zdawać po raz kolejny, a jeszcze przycisnęła go praca. Do ostatniej swojej próby podszedł więc dopiero 2 września. Może to i lepiej, bo przypomniał sobie wszystkie niezbędne przepisy, żeby nie dać się po raz kolejny złapać na jakiejś (jego zdaniem) głupocie. Jechał skoncentrowany na celu i to go uratowało przed kolejnym atakiem młodzieńczej brawury. Wreszcie odebrał swoje dokumenty i chociaż nie miał jeszcze własnego samochodu, zaczął się rozglądać po targach pojazdów za czymś, co będzie mu odpowiadało.
Kostki na II poziom: 3 (free, niezdany), 5 (10g, niezdany), 6 (niepłatna poprawka, zdany) = 10g
Ostatnio zmieniony przez Leonel Fleming dnia Nie Kwi 28 2019, 01:57, w całości zmieniany 1 raz
Nathaniel Bloodworth
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190 cm
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Bardzo długo czekał na swoje siedemnaste urodziny, niosły bowiem ze sobą szereg uprawnień – mógł w końcu używać magii kiedy i gdzie tylko zapragnie, podejść do egzaminu uprawniającego go do swobodnego używania teleportacji, ale przede wszystkim zdać prawo jazdy na upragniony motocykl. Czekał z tym do stycznia tylko dlatego, że powstrzymały go święta i cały okres ferii spędził jak na szpilkach. Ojciec obiecał mu, że dostanie swoją maszynę jeśli zda prawko za pierwszym razem, presja była więc pozornie spora, choć Nathaniel nie przejmował się zbytnio – wiedział, że nawet jeśli nawali, najprawdopodobniej i tak dostanie to czego chce. Ot, uroki bycia jedynakiem. Może dlatego nie przyłożył się do tego tak, jak powinien? Wydawało mu się, że opanował materiał w wystarczającym stopniu i poszło mu właściwie nieźle, ale niestety popełnił kilka pomniejszych błędów, które po zsumowaniu przekonały egzaminatora, że nie jest jeszcze gotowy. Nate był tym nieco zawiedziony, ale postanowił powtórzyć materiał i wrócić najszybciej jak się da. Do poprawki podszedł już po tygodniu i tym razem był naprawdę dobrze przygotowany. Wszystkie przepisy i znaki miał w małym paluszku i na całe szczęście potrafił przełożyć to na rzeczywistość, perfekcyjnie zdając egzamin. Egzaminator był dumny, sam Nathaniel też był z siebie dumny i tylko jego ojciec zdawał się być zawiedziony pierwszym niepowodzeniem; ostatecznie nie dostał motocyklu.
Poziom II Marzec 2019
Drugi poziom prawa jazdy był czystą formalnością. Właściwie nie potrafił powiedzieć dlaczego mu na tym zależy, może poza nudą była to kwestia nostalgii jaką budził w nim Londyn? Przemierzanie dobrze znanych uliczek, a przede wszystkim pobyt w rodzinnym domu budził w nim tęsknotę za dawnymi latami. Tuż po zdaniu prawa jazdy na poziomie I marzył, że gdy tylko skończy osiemnaście lat, zrobi uprawnienia potrzebne do jazdy autem. Potem jego życie wywróciło się do góry nogami i osiemnastkę spędził w obcym kraju, ba, na obcym kontynencie, i nie w głowie były mu samochody. W czasie pobytu w Kanadzie w ogóle nie rozważał kursu prawa jazdy, nie był mu on do niczego potrzebny, zresztą nie miał ochoty w nic się angażować; jego w okresie tuż po studiach było dość ustabilizowane i nie widział potrzeby by cokolwiek w nim zmieniać. Wsiadł za kierownicę samochodu, nie podchodząc do egzaminu zbyt emocjonalnie. Będzie jak będzie, nie zależało mu na tym, robił to dla satysfakcji i celem dokończenia czegoś, co rozpoczął przed laty. Wspomnienia egzaminu sprzed lat ożyły w nim z pełną siłą, gdy znów popełnił sporo drobnych błędów, które osobno nie stanowiły wielkiego problemu, ale w połączeniu uniemożliwiły zaliczenie. Rozbawiony tą analogią, odszedł z uśmiechem i wrócił po dwóch tygodniach. Tym razem zaliczył wszystko bez problemu, ale wbrew wszelkiej logice zamiast zadowolenia, poczuł w sobie pustkę, bo zakończył tym samym pewien etap, którego nie będzie w stanie nigdy powtórzyć.
Uprawnienia do prowadzenia magicznych pojazdów - poziom I Czas: pierwszy rok studiów
Nie spieszyło jej się, ale chciała uzyskać to uprawnienie do prowadzenia magicznych pojazdów. Pierwszy krok do samodzielności i zbierania na wymarzony pojazd. Latanie na miotle było takie monotonne i bez wyobraźni. Motocykle, auta czy nawet skutery. Od zawsze marzyła, żeby poprowadzić coś takiego; jeszcze magicznego. Mugolskie były fajne, połączenie magii z mugolskim gadżetem — cudo. Właściwie nie mogła się doczekać, chociaż zdawała sobie sprawę, że gdyby chciała coś szybszego i bardziej skomplikowanego będzie jej potrzebna lepsza licencja, ale na razie postanowiła skupić się na podstawach. Niepewność wkradła się pod jej czarną czuprynę kręconych loków. Egzaminy, testy, nigdy nie były czymś przyjemnym; wieczne życiowe ocenianie. Pola była bardzo dobrze przygotowana do jazdy. Oprócz kursu również dzięki pomocy ojca mogła śmiało stawić się na egzamin i tego nie zawalić; była gotowa. Zdenerwowanie dało się jej we znaki, dlatego trzymała dłoń w kieszeni kurtki, ściskając agrafkę. Mugolski sposób matki na rozładowanie stresu. Pomagał, ale niestety egzamin nie poszedł jej dobrze za pierwszym razem. Na szczęście puchonka dostała zniżkę; chyba jednak nie było tak źle? Może wpadła egzaminatorowi w oko? Oby nie. Ponownie zapisała się na test i zdała. Wystarczyło trochę opanowania, pewności siebie; jakoś to poszło. Niemal idealnie. Roswell po prostu nigdy się nie poddawała.
Dzień w którym ostatnim razem przystąpił do egzaminu upoważniającego prowadzenie magiczne pojazdy pamiętał jak przez mgłę. Było to naprawdę dawno. Korzystał, cieszył się, naprawiał auta i nie tylko. Jednak to wciąż było dla niego bardzo mało. Chciał nauczyć się więcej. Chciał zrobić możliwie jak najwyższy poziom. Tomowi spieszno do nauki? Kto by pomyślał. To chyba pierwsza rzecz, która go tak fascynowała. Pierwsza rzecz, której tak naprawdę nie mógł się doczekać. A to wszystko przez to, że będzie mógł się cieszyć wynikami. Być może podniesie swoje kwalifikacje. Może nie był jeszcze tak dobry z zaklęć czy transmutacji by prosić o awans, ale małe kroczkami chciał zyskać wiele. Zwłaszcza wtedy kiedy w życiu nic mu się nie układało. Jednak na egzaminie również nie szło mu tak dobrze jakby się spodziewał. Mimo, że pierwsze podejście było darmowe nic mu to nie dało. Musiał zaoszczędzone pieniądze wywalić na kolejne podejścia. Nie żałował. Nie było jednego czy dwóch podejść. Raz nawet nie musiał płacić! Czyż to nie jest jakiś plus? W końcu udało mu się zaliczyć. I ze spokojną głową mógł przystąpić do kolejnego etapu.
Jednak etap trzeci nie okazał się taki rewelacyjny jak myślał. Miał teraz do czynienia z czymś większej wagi. Trzeci etap polegał na nauce pojazdów publicznych czy towarowych. Nie była to taka prosta sprawa jak myślał. Za pierwszym razem szybko się potknął. Za drugim razem zrobił taki sam błąd jak wcześniej. Potem wcale nie było lepiej chociaż był pewien, że mu się uda. Przecież starannie przejrzał swoje notatki i wszystko sobie poukładał w głowie. Jak domyślacie się- i wtedy potknął się. Można by rzec, że był już zrezygnowany. Tracił nadzieję, że uda mu się. Jednak Tom nigdy się nie poddawał. No chyba że chodzi o drugie połówki, które kopnęły go w tyłek. Trzeba przyznać że sporo tego było, ale nie teraz o tym mowa. Za czwartym razem poszło dobrze. Na szczęście. Zdał szczęśliwy.
Nie widział co go podkusiło żeby przystąpić do tego kursu. Od początku wiedział, że to zły pomysł. A jednak! Właśnie uczył się jak prowadzić różne pojazdy. Tak jak każdy zaczynał od tych najłatwiejszych w obsłudze. Co śmieszniejsze to właśnie to szło mu najgorzej. Mogło to być spowodowane tym iż rzadko kiedy jeździł jakimkolwiek pojazdem, magicznym czy też mugolskim. Pewnie chodziło też o to, że był niesamowicie zestresowany a przez to bardzo nerwowy. Nerwowy czarodziej a co dopiero potomek wili to jednak dosyć spory problem. Parę razy niemal się przemienił w bezsilnej wściekłości skierowanej głównie na siebie. Chociaż nikt mu znajomy nie widział jego porażek w walce między nim a tymi pojazdami. To byłoby naprawdę zawstydzające jakby ktokolwiek o tym wspomniał. Dobrze byłoby pozostać przy postaci spokojnego przystojniaka a nie niebezpiecznego czarodzieja. W końcu udało mu się zakończyć pierwszy poziom upoważniający go do prowadzenia tych najłatwiejszych w obsłudze pojazdów. Oczywiście Lucas jakby nie miał dosyć nerwów przystąpił również do drugiego poziomu gdzie mógłby już prowadzić bardziej pasujące mu pojazdy. Tu również nie obyło się bez wpadek przez co dopiero przy trzecim podejściu z czego jedno było darmowe gdyż egzaminatorzy chyba się już nad nim litowali wiedząc jak koszmarnie sobie wcześniej. Udało mu się i to było najważniejsze! Nawet jeśli jego sakiewka była lżejsza prawie o jego miesięczną wypłatę.
Prawo jazdy. Swansea nigdy nie pomyślałby, że wyląduje właśnie w tym miejscu, chcąc wyrobić sobie takie uprawnienia. Zainspirował się dopiero podczas egzaminów na teleportację łączną, do których zmusiła go matka. Widząc pod Ministerstwem Magii potężną, ryczącą maszynę nawet nie wiedział jak świecą mu się oczy. Po powrocie do domu kompletnie bez zastanowienia opłacił sobie kurs nauki jazdy i ledwie zaliczył teleportację, a już wrócił do nauki, aby zapoznawać się z biegami, magicznym paliwem i wieloma innymi aspektami niezbędnymi mu jako przyszłemu kierowcy motocyklu. Cassius nie motywował się podczas kursu żadnym konkretnym modelem pojazdu. Wybrał go mocno przypadkowo i to o wiele później, kiedy wpadając spontanicznie do jednego z mugolskich salonów zainspirował się Harleyem. Dopiero po kilku tygodniach zorientował się, że coś podobnego może dostać także w Londynie... i to osiągającego o wiele lepsze wyniki. Może nawet latającego? Dopiero tak podekscytowany Swansea zdołał zmusić się do wykucia wszystkich potrzebnych mu informacji i zaliczył kurs. Nie odbyło się to bez pewnych perturbacji po drodze, ale czy to było aż tak ważne skoro za kilka dni miał odebrać swoją pierwszą (i najprawdopodobniej ostatnią) licencję na prowadzenie magicznych pojazdów? Oj nie, przecież aż oczy lśniły mu od ledwie skrywanej ekscytacji!
Teleportację miał z głowy, więc zaraz podziękował i poszedł w stronę departamentu magicznych pojazdów, gdzie ojciec kilka dni wcześniej zgłosił go na egzamin. Na szczęście tego wcale się nie bał, bo zdarzało mu się już praktykować jazdę po wiejskich drogach czy gdzieś w okolicach domu pod czujnym okiem najstarszego brata. Jazda sprawiała mu radość i jednym z jego celów było zakupienie motocykla bądź auta, gdy tylko uzbiera odpowiednią kwotę. Brunet zmierzwił włosy i westchnął cicho, gdy znalazł się pod odpowiednimi drzwiami. Zapukał, przedstawił się i podał różdżkę do sprawdzenia w celu potwierdzenia, że to właśnie on jest najmłodszym z braci Rowle. Porozmawiał chwilę z kobietą prowadzącą, która udzieliła mu najważniejszych wskazówek i informacji, po czym zaprosiła na oficjalny egzamin. Zadała kilka pytań teoretycznych, po czym zaprowadziła go do pojazdu. Tutejsze testy w porównaniu z prawdziwą ulicą były błahostką i poszło mu naprawdę świetnie. Instruktorka chyba podejrzewała, że miał już styczność z jazdą, jednak nie skomentowała tego w żaden sposób. Pochwaliła go, była pod szczerym wrażeniem, co sprawiło mu olbrzymią radość. Wywołała ona równie duży uśmiech na ustach, a także niewielkie dołeczki w policzkach. Odebrał swoje uprawienia, podziękował i wrócił do domu, chcąc natychmiast pochwalić się dobrą passą ojcu oraz rodzeństwu, a także wysłać sowę do swoich najlepszych kumpli, że najmłodszy wkroczył w nowy, dzikszy okres swojego życia. z/t
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Bardziej rwał się do egzaminu z magicznego prawka niż teleportacji. Marzył mu się motor albo ścigacz, jaki to miał jego kumpel Billy z sąsiedztwa. Magia też miała swoje maszyny, na których można było latać, czyli podróż była szybsza. Fascynowały go te pojazdy, chociaż nie tak bardzo, jak on sam siebie fascynował. Jednak zaraz po ukończeniu siedemnastu lat zabrał się za magiczne prawko. Wydawało mu się, że idzie mu świetnie, kiedy się uczył, jednak przyszedł czas na egzamin, który wypadł kiepsko, niż by się spodziewał. Wiedział, że musi zdobyć te dokumenty. Zawsze mógł się wstrzymać, nie miał kasy na taki duży zakup. Motory, skutery, ścigacze nie były w jego zasięgu. Nie ważne czy magiczne, czy mugolskie. Mógł jeździć nielegalnie, ale prędzej czy później zostałby złapany i zapłaciłby kare, a w czarodziejskim świecie to pewnie ten Azkaban, o którym słyszał same straszne rzeczy. Trochę uzbierał galeonów, z ministerstwa dostawał dofinansowanie, bo pochodził z mugolskiej rodziny, więc jego kieszonkowe nie były takie najgorsze. Do egzaminu podchodził aż siedem razy. Nie było czym się chwalić, więc jaki był szczęśliwy, kiedy udało mu się zdać. Musiał to oblać z kumplami. Prawo jazdy pierwszego stopnia zdecydowanie powinny mu wystarczyć na start, nie wymagał od siebie zbyt wiele.
Magiczne Prawo Jazdy - poziom I zaraz po ukończeniu siedemnastu lat
Bardziej marzyła o magicznym aparacie niż jakimś latającym autku. Jednak prawko każdy szanujący się czarodziej powinien mieć. Umiała jeździć. Miała sporą rodzinkę, więc zawsze jakiś brat znalazł się, aby ją podszkolić. Potem sama ich przywoziła z imprez, bo byli za bardzo schlani, żeby się teleportować. Nie musiała zapisywać się nawet na kurs, ale trzeba było mieć jakieś podstawy, aby podejść do egzaminu. Na egzamin nie musiała długo czekać. Stawiła się punktualnie i bez stresu. Nie musiała się niczego bać, że pójdzie źle, albo coś nie wypali. Umiała jeździć, tego była pewna, pewniejsza niż teleportacji. Egzamin trwał szybko. Żadne manewry wskazane do wykonania przez egzaminatora, nie były trudne. Beverly zdała bez problemu i w końcu otrzymała dokumenty, które już dawno powinna mieć, no ale cóż takie prawo.
Poziom pierwszy:1, zdane Nie ma co ukrywać, magiczne prawo jazdy znacznie różniło się od tego mugolskiego. W pierwszej chwili zastanawiał się czy nie powinien najpierw zdać w świecie niemagicznym, ale uznał, że przecież i tak nie będzie się tam zapuszczać najlepiej do końca swoich dni. W spisie magicznych pojazdów zawartych w broszurce napisane wyraźnie było, że w w drugim poziomie prawa jazdy zaliczone są pojazdy maksymalnie sześcioosobowe, a to oznacza, że auta też wchodzą w grę. Dzisiaj jednak podchodził do podstawowego egzaminu. Wykuł na blachę całą teorię, bowiem jeśli mu naprawdę na czymś zależy to potrafił się zmobilizować i przyłożyć. Teoria okazała się trochę pogmatwana, ale nie stracił rezonu. Udało mu się napisać na sto procent, a więc mógł przystąpić do części praktycznej. Dosyć szybko udało się odkryć, że ma smykałkę do prowadzenia pojazdów. Co prawda mowa tutaj o naprawdę małym Solinexie, na którym dawałby radę jeździć i dzieciak, albo o Znikaczu, który był niemalże tak drobny jak mugolski maluch. Odbębnił co było trzeba, został przez egzaminatora pochwalony, a więc mógł iść zanurzyć się w świat papirologii. Wydawać by się mogło, że wydanie jednego dokumentu powinno zająć pięć minut. Nie. Jeremy spędził tu dwie godziny, pozostawił za sobą dwadzieścia podpisów i dopiero wtedy mógł wyjść z kartą motoryzacyjną.
Dopiero gdy usiadł do nauki do egzaminu odkrył, że wcale nie potrzebował prawa jazdy do pojazdów o zaawansowanej budowie. Miał nawet zrezygnować, ale nim się obejrzał, to zaczytał się w książkach dotyczących tych wszystkich praw, zastrzeżeń, sytuacji pierwszeństwa i tym podobne. Uznał zatem, że spróbuje podejść do egzaminu, a jeśli nie zda, to nie będzie się jakoś pieklił. Może to sposób na udowodnienie samemu sobie, że nawet bez żadnego wsparcia potrafi zdobyć naprawdę wiele? Przy teorii został pokonany, musiał poprawiać egzamin i dopiero gdy mu się to udało kilka miesięcy później (nie wiedział po co w ogóle się starał, choć poziom pierwszy mógłby mu wystarczyć) mógł dosiąść porządnych motocykli. Starał się jakoś zbyt wyraźnie nie ekscytować, ale mimo wszystko na jego twarzy widać było radość związaną z możliwością kierowania takimi pojazdami. Egzamin trwał dwa razy dłużej niż ten z pierwszego poziomu, i gdy w końcu wyszedł z Ministerstwa z odpowiednim dokumentem to był wykończony, ale uśmiechnięty. Nie miał nawet sił iść świętować, a więc poczłapał kilka przecznic i dopiero wtedy ostrożnie deportował się przed kamienicę, w której mieszkał.
Okej, jak już sobie ustaliłem, jaka praca by mi odpowiadała, to zanim się jednak o nią mogłem ubiegać, musiałem przejść przez pewne trudności i wymagania. Głównym z nich było prawo jazdy magicznymi samochodami. Zawsze chciałem mieć swój własny samochód, mimo że miały one bardziej wartość kolekcjonerską. Teleportacja całkowicie wypierała te pojazdy i nie dziwota, że na niebie nie było żadnych korków. Na egzamin ruszyłem sam, nie potrzebowałem Proximy, by mi coś gadał za uchem i niepotrzebnie stresował. Na początku, zdawałem tylko pierwszy poziom, dopiero potem drugi i trzeci. Zacząwszy, osoba prowadząca kurs mówiła na tyle rzeczowo i jasno, że nie miałem żadnego problemu z zrozumieniem jej i wpleceniem tego w własne wyniki. Gdy przyszedł egzamin, obyło się bez problemów i bez problemu go zdałem. Wspaniale.
Poziom II Luty 2020
Poziom drugi był trudniejszy, wiadomo, a jednak jakoś bardzo swobodnie do niego podchodziłem. W pierwszym nie miałem żadnych poprawek, było widać, że umiałem aż nadto. Nawet miałem tą samą osobę prowadzącą kurs, co z pierwszego poziomu. Od razu mnie zauważyła i wymieniliśmy się spojrzeniami, rozpoznając się wzajemnie. Ćwiczenia nie były w żaden sposób problematyczne, szybko wszystko załapałem. Tak samo było na egzaminie. Zdałem go śpiewająco i egzaminator nie miał mi nic do zarzucenia. Cudownie.
Poziom III Marzec 2020
Trzeci poziom podobno mocno wyróżniał się poziomem trudności, dlatego do niego podchodziłem z szczególną uwagą. Każde uwagi, najmniejsze szczegóły zapisywałem w notesie, chcąc by wszystko było czytelne i żebym mógł bez problemu do każdego tematu wrócić i sobie o nim przypomnieć. Nie bawiłem się w żadne kolorki, ale nie było przede wszystkim chaosu w moich notatkach. Zdarzało mi się jednak nudzić na zajęciach, wspominane przez prowadzące uwagi były tak oczywiste i łatwe do wywnioskowania samemu, że oczy samoistnie mi się zamykały i pewne rzeczy umykały mojej uwadze, co było później zauważalne na egzaminie. No właśnie, egzamin. Za pierwszym razem zupełnie mi nie poszło, zestresowałem się nagle i zacząłem popełniać błąd za błędem, nie ucząc się na wcześniejszych pomyłkach. Szybko go oblałem, jednocześnie zostawszy zachęcony do ponownego podejścia do testu. Tak też zrobiłem. I to nie raz, jeśli mam być szczegółowy. Następne razy były kolejnymi sumami błędów i wpadek, przez co za nic nie mogłem zdać egzaminu. Nieraz byłem tak blisko, że werdykt dla mnie negatywny był dość dyskusyjny – gdybym to był ja, to bym przepuścił, ale no cóż, może następnym razem pójdzie. No i poszło, w końcu, gdy się przygotowałem dwa razy, nie, trzy razy bardziej to w końcu zadowoliłem egzaminatora, nie dając mu do niczego się przyczepić. Tak też mogłem wrócić sobie spokojnie z papierkiem, który był dowodem zdania trzech poziomów prawa jazdy.
Egzamin na kierowcę Błędnego Rycerza - zdany początek kwietnia 2020
Okej, skoro już miałem licencję i mogłem wozić się rozmaitymi pojazdami, przyszło mi tylko zdać jeszcze kurs na prowadzenie Błędnym Rycerzem. Nie była to bowiem zwykła jazdy. Bliżej jej było do chęci popełnienia samobójstwa poprzez zbyt szybką jazdę i szybką kolizję. Dla kogoś z boku mogłoby się wydawać, że wielki autobus zaraz się rozbije, powtarzalnie co mniej więcej trzy sekundy. Tak samo miałem ja i jak się przyzwyczaiłem, spodobała mi się taka jazda, a szukałem też pracy – dlaczego więc nie spróbować karnąć się takim potworem? Pierwszy krok już postawiłem, pozostało mi zrobić kolejne trzy. Dlatego zebrałem się w sobie i ruszyłem na kurs. Na miejscu byłem sam, nie było żadnych innych ochotników na to stanowisko. Brak zaskoczenia, tak się właśnie spodziewałem, że będzie. Przyszła więc pora na pierwszą część dzisiejszego występu. Był to test kwalifikacyjny. Rosły mężczyzna z dziwną blizną na ustach podał mi arkusz, który miałem rozwiązywać dwadzieścia minut. Zabrałem się za pisanie z zamiarem napisania jak najlepiej potrafiłem. Jednak nim się zorientowałem, minął czas, a lampka zapaliła się na czerwono, co było równoznaczne z oblaniem. No cóż. Przyjdę tu za niedługo – pomyślałem i już za trzy dni powtórzyłem test, czując się lepiej przygotowanym. Tym razem, pytania były dla mnie wręcz banalne i odpowiadałem na nie bez cienia wątpliwości. Możliwe, że tym razem przegiąłem w drugą stronę, bo ten goryl zwrócił mi uwagę, bym jednak się lekko opanował i spokojnie wszystko rozwiązywał. Tak czy siak, zdałem, więc nie musiałem słuchać się tego typu rad – wiedziałem co powinienem zrobić. Następną częścią całego kursu był plac manewrowy. Przyszedłem na niego lekko spóźniony, lecz od razu wsiedliśmy do środka i zacząłem prowadzić. Z początku szło mi naprawdę dobrze, wręcz na tyle naturalnie, że zacząłem sobie rozmawiać z egzaminatorem, co było nienaturalne jeśli o mnie chodzi. Sam nie wiem czemu zacząłem pogadanki, bo zaraz musiałem ratować się przed kolizją. Źle wpadłem w zakręt i mogłem zaraz stuknąć się z drugim autobusem na placu. Zachowawszy jednak spokój i nie panikując, udało mi się wszystko obrócić w celowy zabieg i nikomu nic się nie stało. Ostatecznie zdałem, według egzaminującego popełniając jedynie parę drobnych błędów, wręcz „kosmetycznych”. Przyszła pora na egzamin praktyczny na mieście, czyli ten prawdziwy sprawdzian moich umiejętności. Początkowo wszystkie decyzje były podejmowane poprawnie, prowadziłem spokojnie, zdecydowanie. Dopiero pod koniec, pod wpływem właśnie uczucia, że to jest wręcz ostatnia prosta zdarzyło mi się zrobić parę błędów, za co oberwałem oblaniem. Musiałem podejść raz jeszcze. Tak też zrobiłem i drugi raz był wręcz identyczny. Dopiero za trzecim razem wszystkie manewry były spokojne, naturalne i poprawnie wyprowadzone, dzięki czemu zdałem ostatecznie kurs na kierowcę Błędnego Rycerza.
Kostki: Część pierwsza: 3,5 Część druga: 6,4 Część trzecia: 4,2>2>3
Mithra Mahdavi
Wiek : 30
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 189cm
C. szczególne : Cienie pod oczami wywołane chorobą; obwieszony błyskotkami jak król Albanii
Kurs na prawo jazdy był mu niepotrzebny, wychodził z tego założenia od dawna. Miał swój składany motocykl w Bułgarii i jeździł tam kompletnie bez żadnej kontroli. Nikt nigdy - poza mugolskimi stróżami prawa - nie zwrócił mu uwagi na niewłaściwe poruszanie się na drodze, zapinanie pasów czy inne (jego zdaniem) kompletnie pierdoły. Jakoś do głowy zupełnie mu nie przyszło, że przybywając na wyspy nie będzie mógł niczego sobie kupić. Mithra, chociaż nieszczególnie szastający w tamtych czasach gotówką jakoś nie potrafił oprzeć się perspektywie poprowadzenia czegoś - czegokolwiek - zwłaszcza, gdy jego życiowe plany koncertowo pierdoliły się przez Flannery’ego. Był nawet skłonny zakosić komuś kluczyki i po prostu wybrać się na przejażdżkę, ale ktoś zdążył uczulić go, że te pały na wyspach nie dość, iż nie przepadają za ciemniejszymi to w dodatku czepiają się jak nie wiem co o to całe prawo jazdy. Przeszedł więc przez ten absurdalnie nudny i nikomu niepotrzebny kurs, oblewając po drodze tylko raz egzamin na poziomie pierwszym. Nie wiedział, że przygoda tak naprawdę dopiero się zaczyna. Na egzaminie „samochodowym” trafił na jakiegoś chytrego białasa, który już na wstępie zaoferował mu zdanie egzaminu za jedynie 150 galeonów. Na co Mahdavi, oczywiście wielce zaskoczony, przystać nie zamierzał, bo nie dość, że przekonany był o swoich wspaniałych umiejętnościach to w dodatku jakoś tak zupełnie nie wpadł na to, iż ta propozycja może mieć drugie dno. Odkrył to dopiero wówczas, gdy wsiadł za kółko z tym facetem. Trafiał na niego, no ze trzy razy spokojnie. Tu gdzieś go pociągnął za kierownicę, tu wziął i sam mu pasy odpiął, no chamstwo jakieś i naruszenie praw obywatela, człowieka i wszystkich innych. Później, kiedy po jego karczemnej awanturze podczas której jego zbuntowana magia doprowadziła do eksplozji wszystkich świateł w pojeździe, też udało mu się raz nie zdać, bo rąbnął z impetem w mur. Oj, czy to jego wina, że ten głupi gruchot nie chciał zahamować? Kiedy zagapił się na jakiegoś wyjątkowo puchatego psa i skręcił nie tam gdzie powinien też już był pewien, że i za to go udupią, ale okazało się, że jego egzaminatorka była w jakimś podejrzanie dobrym humorze. Uśmiechała się miło, pytała skąd jest, czym będzie jeździł. No złota kobieta. A kiedy Mithra uśmiechnął się do niej na odchodne, machając jej swoim papierkiem z zieloną pieczątką, wyglądała jakby spodziewała się czegoś więcej za to wszystko tylko… czego?
Po raz kolejny stawił się w murach Departamentu Magicznych Pojazdów, żeby podejść do kursu na poziom I. Szczerze, to nawet nie celował wyżej - zależało mu jedynie, żeby móc legalnie prowadzić latający motor, na który to uparcie odkładał każdego złamanego sykla. Jego pierwsze podejście do egzaminu... Nie było za dobre. Z dwóch powodów. Po pierwsze: egzaminator, w dodatku f a c e t, cały w skowronkach obskakiwał Thaddeusa, na wejściu wychwalając jaki to z niego wspaniały kierowca musi być. Edgcumbe się speszył - i to mało powiedziane - widząc to śliskie spojrzenie miniaturowego urzędnika. Widząc... Widzieć to mało, on je dosłownie czuł. Do tej pory pamiętał to obrzydliwe wrażenie. Po drugie: wynikające z pierwszego - nawalił tyle błędów podczas egzaminu, że nawet ten wpatrzony w niego pulchniutki pan nie mógł go przepuścić. Thad musiał przyznać mu wtedy rację - sam siebie by w życiu nie wypuścił z papierem uprawniającym do prowadzenia pojazdów po takim performensie. Nie dość, że potrącił niemal wszystkie - według niego - pachołki na slalomie, zapomniał włączyć niewidzialności przy wzbijaniu się w powietrze, to jeszcze lądując jebnął tak, że mu żołądek do gardła podskoczył i kość ogonowa łupała go przez następny tydzień. Szczęśliwie jego drugie podejście było znacznie lepsze. Przede wszystkim: nie trafił na tego samego obślizgłego egzaminatora, więc jego komfort psychiczny pozostał zachowany. Tym razem miał przyjemność z rzeczowym urzędnikiem, któremu humor widocznie dopisywał - tak jak samemu Thadowi w tym dniu. Egzamin poszedł mu tym razem wzorowo - z placu manewrowego wzbił się w powietrze bezbłędnie. Silnik pracował równo, moduł niewidzialności działał bez zarzutu, Thaddeus prowadził tak, jakby urodził się na siedzisku motocykla (może tak było?). Mały problem pojawił się, kiedy wbił się w puszyste pasmo chmur. Za cholerę nie mógł z niego wylecieć - w pewnym momencie próbował wykonać zwrot i strzelił kilka beczek pod rząd. Poczuł się jak na powietrznym rollercoasterze, aż żołądek zatańczył mu boogi. Na szczęście był to jego jedyny błąd - na który nawet zielony na twarzy egzaminator machnął ręką. Kto nie zgubił się kiedyś w chmurach, niech pierwszy rzuci kamieniem! Reszta egzaminu przebiegła wzorowo i w ostatecznym rozrachunku - Thaddeus otrzymał wynik pozytywny. Pozostało mu jedynie dozbierać galeony na wymarzony motor... Dziadek będzie dumny.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
9 maja 2017 roku Okres pełnoletności, okres dojrzałości, okres pewnego rodzaju własnych decyzji. Okres pełnej odpowiedzialności za samego ja, za własny byt, za własną przyszłość. A co do planów, no cóż - Felinus nie miał żadnych. Istniał. Pożerał tlen, który przecież był potrzebny dla innych. Każdy jednak wie, iż z czasem nikt nie pozostaje taki sam, a natomiast uczy się czegoś nowego, odkrywając w sobie albo totalną bezsiłę, albo nadzieję, promyczek na lepsze jutro. I kilka miesięcy wcześniej odkrył właśnie ten promyczek. Przystąpił do kursy na prawo jazdy pierwszego poziomu. Śmieszne, bo dotyczy mało zaawansowanych maszyn (o zgrozo, przecież miał do czynienia w mugolskim świecie z czymś znacznie potężniejszym, jak chociażby traktory - które nie są de facto tak mocno zaawansowane, ale wymiarowo potężne bydlaki), ale nie miał nic innego do roboty, aniżeli się dokształcić i uzyskać jakieś uprawnienia - kto wie, być może się kiedyś przydadzą? Dokształcając się samemu w zakresie obowiązujących praw i działania jednośladów, zdołał w pewnym stopniu osiągnąć wymagany poziom wiedzy. Na kurs uczęszczał chętnie, bo w sumie jakoś to oddawało świat, w którym został wychowany - świat mugolski, z którego został odebrany, w związku z czym musiał działać na własną rękę. Na praktycznym kursie szło mu całkiem nieźle. Co prawda, jak każdy, miał początkowo problemy, lecz potem udało mu się je zażegnać poprzez wyrabianie odpowiednich nawyków. Kask, patrzenie w lusterka, prędkościomierz, odpowiednie dobieranie prędkości do warunków i możliwych ograniczeń. Najwidoczniej Felinus zapowiadał się na dość dobrego kierowcę, na co miał jakieś złudne? nadzieje. W dzień egzaminu przyszedł ubrany schludnie, ale nie na elegancko, coby mieć swobodne ruchy w zakresie prowadzenia pojazdu. Zauważył, że osoba, która została dla niego przydzielona do zdania egzaminu, najwidoczniej patrzyła na niego przychylnie - a może zwyczajnie sprawiał wrażenie opanowanego? Nie wiedział. Przywitał się i przeszedł do rzeczy. Odpowiednio ustawił wszystko, założył kask, a następnie wzbił się w powietrze, naciskając odpowiedni i pod zasięgiem ręki guziczek do ustawienia niewidzialności, by następnie spełniać żądania egzaminatora. Wszystko by szło dobrze, tudzież prawie perfekcyjne - idealne wyrabianie się na zakrętach, zwracanie uwagi na otoczenie, spoglądanie w lusterka, utrzymywanie bezpiecznej prędkości w stosunku do panujących obecnie warunków pogodowych i ograniczeń... No, gdyby nie jedna sytuacja. Czasami miał problem z utrzymaniem równowagi, w szczególności na początku, gdzie to było dość mocno widoczne. Pojazd wraz z Felinusem przechylał się na lewo, a to na prawo, pokazując pewne rzeczy, które zwyczajnie chłopakowi nie wychodziły. Jak się okazało, egzaminator przymknął na to oko - nie była to rzecz sprawiająca bezpośrednie zagrożenie, a najwyżej zmniejszająca komfort jazdy. Po odpowiednim wylądowaniu Faolan mógł odebrać wymarzone dokumenty - czy jednak do końca wymarzone? A może chciał udowodnić, iż jest coś wart? Mniejsza. Po prostu je odebrał - teraz będzie mógł legalnie kierować skuterem i motocyklem w czarodziejskim świecie.
Prawo jazdy szło mu całkiem dobrze. Oczytanie na drodze, łatwość w podejmowaniu decyzji, skrupulatność w ocenianiu sytuacji i oznaczeniu pierwszeństwa; och, kierowanie pojazdem to był poniekąd raj dla niego. Całe szczęście, że wcześniej, w gospodarstwie domowym, mógł od czasu do czasu chwycić za samochód matki i pokierować nim trochę po drodze wewnętrznej, w przeciwnym przypadku miałby znacznie większe problemy. Niemniej jednak, czasami nie było mu dane w pełni cieszyć się uprawnieniami. Prawo jazdy poziomu pierwszego pozwalało na korzystanie tylko z tych pojazdów, które nie dawały pełnego komfortu jazdy, w związku z czym w głowie chłopaka narodziła się kolejna, być może złudna, dająca niepotrzebne nadzieje, idea - zdobycie papierka pozwalającego na kierowanie zwykłymi samochodami osobowymi, czterokołowcem. A tutaj musiał już bardziej się postarać na zajęciach praktycznych, bo o ile teoretyczne były proste, o tyle jednak sterowanie tak dużym pojazdem może sprawiać kłopot. Tym bardziej, że wymaga przede wszystkim wyobrażenia sobie odpowiedniego miejsca, odpowiedniej sytuacji, odpowiedniego skrętu i odpowiedniego zaparkowania, wykorzystania przestrzeni przez maszynę ze silnikiem posiadającym ileś tam zaworów. Zawracanie, parkowanie, wjeżdżanie pod górkę, zmiana biegów, odpowiednie ułożenie rąk na kierownicy, dostosowywanie się do zakazów, nakazów, tabliczek informacyjnych - i życie stawało się ciut trudniejsze... Nie bez powodu stresował się odrobinę przed egzaminem; co prawda nie było tego po nim widać, lecz tak czy siak gdzieś wewnątrz zostało zasiane ziarenko niepewności. Egzaminator zdawał się być człowiekiem profesjonalnym, w związku z czym średnio miał jak z nim pogadać; dopiero wykonywanie poszczególnych ćwiczeń miało wzbudzić w nim albo zachwyt, albo pogardę. Felinus westchnął, wsiadając do samochodu i tym samym ustawiając wszystko prawidłowo - pierwsze fotel, potem lusterka, a potem na końcu zapiął pasy. Szkoda tylko, że podczas jazdy te się odpięły, a egzaminator nie chciał tego przyjąć do głowy, więc wyczerpał już swoją pulę błędów... prawie. Dopóki nie przyszedł czas na parkowanie. To, które wykonuje się przodem, bywa najgorsze, a tak kazał mu zrobić mężczyzna siedzący na siedzeniu obok. I o mało co tego nie spartaczył; egzaminator w odpowiednim momencie zatrzymał pojazd i wystawił ocenę negatywną z jazdy. No cóż - przynajmniej jeszcze trochę pojeździł, skoro miał czas. Druga próba też poszła mu tragicznie, do tego osoba egzaminująca wstała lewą nogą. Źle się zmieścił z parkowaniem, zahaczył kołem o krawężnik, zapomniał włączyć przycisku od niewidzialności. Całą tą jazdę mógł zwyczajnie wyrzucić w kosz. Dopiero potem podjął się tego w bardziej profesjonalny sposób; skupiwszy się na drodze w dal, przypominając sobie wszystkie możliwe zasady ruchu drogowego, zapomniał jednak o najbardziej podstawowych rzeczach - fotelu i lusterkach. Podczas manewrów musiał zachować bardzo szczególną ostrożność, jeszcze większą, niż wymagało prawo, co w sumie zresztą zauważył egzaminator. Ten na szczęście patrzył na niego przychylnie i wręczył po jeździe odpowiedni dokument, który uprawniał Lowella do kierowania czterokołowcami, z wyłączeniem dostawczych i transportu publicznego.
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Uprawnienia do prowadzenia magicznych pojazdów – poziom I 2019 rok, po ukończeniu 17 lat
Jak to się mówi, do trzech razy sztuka? Naprawdę miał nadzieję, że jego trzecia wizyta w Departamencie Magicznych Pojazdów okaże się chwilowo tą ostatnią. Pierwszą mógł określić jedynie słowami ‘absolutna porażka’ – wydawało mu się, że jest w pełni gotowy po przejściu całego kursu, a tymczasem narobił tyle całkowicie podstawowych i głupich błędów, że mogło się zdawać, iż siedział na motorze chyba po raz pierwszy w życiu. Egzaminator nawet nie dał mu się wykazać w powietrzu, oblewając go jeszcze na placu manewrowym. Już na dzień dobry w końcu zapomniał założyć kasku za co został z miejsca upomniany; na to może jeszcze dałoby się w ostateczności przymknąć oko, ale kiedy w dodatku jeszcze źle ustawił lusterka i przy zakrętach na slalomie zahaczył o chyba wszystkie możliwe pachołki, nawet najbardziej wyrozumiały egzaminator nie byłby mu w stanie tego uznać, a ten egzaminujący go zdecydowanie taki nie był. Na drugim podejściu z placem poradził sobie bezbłędnie, ale za to problem pojawił się, gdy miał się wzbić w powietrze. Z jakiegoś powodu kompletnie mu to nie wychodziło – ledwie koła unosiły się nad ziemię, a już lądował z powrotem na niej i tak co najmniej kilka razy nim nareszcie udało mu się wznieść wyżej. Egzaminator wydawał się być tym już solidnie poirytowany, ale egzaminu jeszcze nie przerwał; każdemu może się coś takiego zdarzyć. Swoje niepowodzenie przypieczętował jednak w momencie, gdy wleciał w zbitkę chmur i wytrącony tym jak bardzo mu nie szło poderwanie pojazdu w górę, kompletnie się zamotał, kręcąc się przez dłuższy czas w kółko aż zaczęło go w pewnym mdlić. I nie tylko jego, bo towarzyszący mu mężczyzna też wyglądał jakby zaraz miał puścić pawia. Zielony na twarzy egzaminator natychmiast przerwał próbę, gdy tylko wydostali się z ‘pułapki’ i po wylądowaniu odprawił go z kwitkiem. Fitzgerald był bardzo pewny siebie, kiedy po raz kolejny stawił się na egzaminie. Czuł w kościach, że to będzie właśnie ten. Tym razem sprawdzić jego umiejętności jazdy miała miła, stosunkowo młoda pani egzaminator; przyjemna odmiana po tamtych dwóch służbistach. Kobieta wydawała się być nim wręcz oczarowana, co z miejsca wykorzystał i ją trochę zbajerował, mając już niemal pewność, że prawko ma w kieszeni. I tak w istocie było, bo całość poszła mu niemal idealnie – plac okazał się pestką, potem nie miał żadnych problemów ze wzbiciem się, pamiętając przy tym o załączeniu modułu niewidzialności, nie natrafił też na żadne zdradzieckie chmury. Niemal, bo okazało się, że w tym wszystkim zapomniał o… załączeniu świateł – niby drobiazg, ale diabeł tkwi przecież w szczegółach i nawet coś takiego mogłoby doprowadzić do tragedii. Egzaminatorka go na to uczuliła, kiedy z uśmiechem wręczała mu papier z pozytywnym wynikiem. Uprawienia miał, więc teraz zostało mu już jedynie odłożyć galeony i poczekać na moment, kiedy będzie mógł sobie pozwolić na zakup wymarzonej maszyny.
Już dawno porzucił nadzieje, a teraz starał się je odzyskać - dlaczego zatem pchał się tam, gdzie było to najmniej potrzebne, mając jednocześnie nadzieję na jakąkolwiek pozytywną zmianę? Narzekał, a to nie było zbyt dobre podejście do jakichkolwiek spraw. Do tego, jak na złość, ktoś go podkablował - nie bez powodu zatem jego humor znacznie opadł, a puchar pełny mieszanych uczuć zwyczajnie poplamił biel, jaką wcześniej się odznaczał. Nie zwracał na siebie uwagi, a akurat teraz ktoś postanowił go po prostu wsypać. Będzie musiał uważać z doborem klientów. A tym bardziej z wysyłaniem listów. Zero imienia, zero nazwiska, najlepiej zacząć pisać lewą ręką, aby pismo nie było zbyt rozpoznawalne. A jakoś musiał zarabiać - wbrew pozorom jego grafik dnia był przepełniony. To praca w aptece, a to zadania, a to martwienie się o stan matki, a to dodatkowe rzeczy, no i ostatecznie się nie wysypiał. A schudł dość mocno, w porównaniu z ostatnimi miesiącami - głównie przez sprzątanie na szpitalu i ciągłe poprawianie własnego siebie. Ubrał się elegancko, wszak nie mógł sobie pozwolić na czarne rzeczy, coby nie zrobić jakiegoś złego wrażenia na egzaminatorze - i słusznie. Być może perfumy, być może ogólna aparycja - nieważne. Mężczyzna zdawał się patrzeć na niego przychylnie, dlatego nie bez powodu przygotował fotel, ustawił lusterka, zapiął pasy, przekręcił kluczyk i, trzymając sprzęgło na pierwszym biegu, powoli ruszył ku otrzymaniu wymarzonego (a może i nie) dokumentu. Początkowe zadania były proste i przyjemne. Podstawowa znajomość poruszania się po drodze została wyniesiona już z wcześniejszego prawa jazdy poziomu pierwszego i drugiego. Felinus musiał pamiętać, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, o tych nowych, dotyczących samochodów ciężarowych / transportowych, regułach. Slalom w porządku, ekonomiczna jazda też w porządku, ale znowu - coś w stylu parkowania zwyczajnie nie wyszło. Cholerne pachołki, które zbił. Na szczęście egzaminator podszedł przychylnie do sprawy i nie rzucił żadnym nieprzyjemnym komentarzem, umożliwiając dalszą jazdę, a tym samym pozytywny wynik pozwalający na otrzymanie dokumentów uprawniających do korzystania z pojazdów znacznie większych i lepszych od tych, które są dopuszczone do poziomu drugiego.
Nie spodziewał się, że obleje pierwszy egzamin. Nie zakładał nawet, że do niego podejdzie. Kiedy już to zrobił, bardziej zaskakującym było, że trafił na większego służbistę niż on sam. Nie przekręcił lusterek ponieważ okazało się, ze nie potrzebował, ale zgodnie z założeniem prowadzącego instruktora, musiał. W związku z tym pierwszy wyjazd nie trwał więc wcale długo. Nie opuścił nawet parkingu. Zaledwie chwila, a Caine już znał wynik egzaminu. Negatywny. To był jeden z nielicznych egzaminów od dawna, którego nie zdał. Nie przypominał sobie, żeby czegokolwiek kiedyś nie zdał w życiu. Co najwyżej zaliczył na bardzo słabą ocenę. Wyszedł więc z kursu nieco skonfundowany. Pojedyncza bruzda między brwiami była na to idealnym dowodem. Do drugiego egzaminu podchodził z niegasnącym zażenowaniem. I chociaż trafił na wymagającego instruktora, który pogwałcił niezliczoną ilość paragrafów, wymagając od niego nieskazitelnej formy zdania, Caine... cóż. Tym razem przekręcił lusterka. I zdał.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Czy prowadzenie pojazdów jednośladowych mogło być trudne? Zastanawiała się nad tym, zapisując się na kurs. Jeździła już na magicznych stworzeniach, na mugolskiej deskorolce czy na miotle, ale dopiero, gdy doszły ją słuchy, że jej ojciec podjął się tego wyzwania, pomyślała, że sama spróbuje. Teleportacja nie poszła jej najlepiej i martwiła się, że to przez fakt, że wszyscy ją tamtego dnia opuścili, więc tym razem po prostu nikomu nie dała znać o swoich planach. W ten sposób uniknęła zbędnych komentarzy. Chociaż musiała przyznać, że sama mocno się na sobie zawiodła, kiedy oblała egzamin. O ile z początku nastroju egzaminatora nie dało się stwierdzić, o tyle pod koniec był dosyć mocno wytrącony z równowagi. Dwa pierwsze błędy były jeszcze do przeżycia: z początku młoda Shercliffe nie była w stanie wzbić się w powietrze, a kiedy już w końcu pomknęła w przestworza - na złość utknęła w chmurach, a gdy w końcu znaleźli wyjście z puchowego labiryntu okazało się, że z tego wszystkiego zapomniała o niewidzialności. Ta pomyłka kosztowała ją poprawkę i dziesięć galeonów mniej.
Merlinie, zlituj się nade mną...
Za drugim podejściem poszło jej o wiele lepiej. Nie miała żadnych problemów ze wzbiciem się w powietrze, nie utknęła w kłębowisku chmur i nie zapomniała o kamuflażu. Przy jeździe slalomem trafił jej się drobny błąd: tyłem pojazdu zarzuciło lekko i przypadkiem potrąciła kilka pachołków, przy czym niepotrzebnie się zestresowała, bo jednak zostało jej to wybaczone. Ostatecznie udało jej się zdać i do końca dnia nie potrafiła pozbyć się uśmiechu z ust. Uznała, że póki nie będzie musiała, nikomu nie zdradzi się z nowymi umiejętnościami.
Pech. Tylko tak można nazwać to, co wydarzyło się podczas egzaminu na magiczne pojazdy. Zaczęło się całkiem dobrze. Julia miała umiarkowane szczęście. Nie trafiła na egzaminatora, którego jedynym celem było udupienie jej. Nie, egzaminator był prawdziwym profesjonalistą. Tego samego nie można powiedzieć o Julii. Dziewczyna radziła sobie w powietrzu całkiem dobrze. Za to lądowanie. O tym lądowaniu pracownicy departamentu będą opowiadali sobie przy kawie przez długie miesiące. Wszystko szło pięknie właśnie do czasu lądowania. Świecąc lampka kontrolna, zdekoncentrowała Julię, przez co niezbyt subtelnie zahaczyła o krawężnik. To był jednak dopiero początek. Chwilę potem posłuszeństwa odmówiły hamulce, a kierownica przestała działać, przez co stało się to, co się stało, czyli najgorsze. Magiczny pojazd z impetem uderzył w ścianę, zwijając się na niej jak calzone. Na szczęśnie nikomu nic się nie stało, ale takie przeżycia raczej na pewno sprawią, że Julia dlugo się zastanowi, nim ponownie wsiądzie za kółko.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
O ile egzamin poziomu drugiego był dla Julii koszmarem, to egzamin na jednoślady można nazwać mianem horroru. Problemy miała już od samego początku. najpierw nie mogła odpalić pojazdu. Egzaminator, choć z pozoru chłodny i opanowany, zaczynał powoli czerwienieć, kiedy kolejny próby wzbicia się w powierze kończyły się fiaskiem. Brzmi kiepsko? A i owszem, ale potem było znacznie gorzej. Kiedy w końcu Julii udało się unieść pojazd w górę, przypadkiem wpadła w zbitkę chmur. Wydostanie się z niej, wydawało się niemal niemożliwe. Minęło kilka długich minut (które w głowie dziewczyny ciągnęły się niczym godziny) nim udało jej się wyrwać z puchowej pułapki. Po drodze zdążyła jeszcze zrobić kilka obrotów wokół własnej osi. Całe szczęście, że nie jadła rano śniadania, bo wylądowałoby na desce rozdzielczej. Egzaminator również nie czuł się najlepiej, a jego purpurowa twarz przyjęła barwę starego pergaminu. Czy był to koniec jego zmartwień? Nic bardziej mylnego! Julia zawaliła nawet najprostsze zadanie, czyli slalom, ścinając pachołek za pachołek. Kiedy egzamin się zakończył, egzaminator sprawiał wrażenie najszczęśliwszego człowieka na świecie, który przetrwał w piekle. Julia była znacznie mnie zadowolona. Na razie 100% jej podejść do egzaminu zakończyło się fiaskiem. Czyżby przez najbliższe miesiące była skazana na swoją miotłę? Wszystko na to wskazywało.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Krótko po tym jak udało jej się zdać egzaminy z teleportacji postanowiła również pójść za ciosem i zdawać również egzamin na prawo jazdy pierwszej kategorii. Wszystko dlatego, że nieco marzył jej się jakiś naprawdę fajny motocykl, na którym mogłaby śmigać równie szalenie jak na miotle sportowej. I choć prawdopodobnie powinna to jednak jakoś szczególnie się nie denerwowała. Być może dlatego, że tym razem nie wymagano od niej ogromnego skupienia i idealnego władania magią. Musiała po prostu wykazać się podstawową wiedzą z zakresu obsługi pojazdu. Przywitała się z egzaminatorem, który miał śledzić cały proces, a następnie przygotowała się do jazdy. Nie miała większego problemu z tym, by odpalić maszynę, a następnie wykonać kilka prostych manewrów, które były od niej wymagane. I to zarówno na ziemi jak i w powietrzu. Po krótkiej jeździe udało jej się uzyskać wynik pozytywny nie popełniwszy przy tym żadnego błędu. Chyba jednak powinna częściej korzystać z pojazdów niż z teleportacji.
z|t
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Pierwszy dzień po powrocie z Luizjany był dla Brooks nie tylko intensywny, ale również pełen emocji. Po krótkim pobycie w domu i porannej kawie ze stęsknionymi rodzicami Krukonka teleportowała się do Londynu, gdzie musiała stanąć oko w oko ze swoją niechlubną przeszłością – przeszłością na manewrowym placu. Poprzednie dwa podejścia okazały się prawdziwym koszmarem, zarówno dla niej, jak i egzaminatorów. Dziś jednak dziewczyna była dobrej myśli. Gorzej już być nie mogło, a poza tym przez ostatnie dwa miesiąca miała mnóstwo czasu, żeby przemyśleć wiele spraw, a także, by odciąć się od negatywnych emocji związanych z jazdą. I los chyba chciał, żeby tego ciepłego sierpniowego dnia jej się powiodło. Konstruktor, który miał jej dzisiaj towarzyszyć, był znacznie inny od tych, których miała poprzednio. Julia aż do dzisiaj nie sądziła, że konstruktorzy potrafią się uśmiechać, sądziła, że brak poczucia humoru i wewnętrznego ciepła jest u niech ustawieniem fabrycznym. Siwiejący mężczyzna obciął ją wzrokiem, kazał jej usiąść na miejscu kierowcy i przygotować się do lotu. Choć dziewczyna nawet nie wystartowała, ten z uwagą przyglądał się każdemu ruchowi Krukonki. Wyglądało na to, że wpadła mu w oko, co postanowiła wykorzystać, flirtując z nim niezobowiązująco. Strategia zadziałała, bo mężczyzna nawet nie zauważył, jak prowadzony przez Brooks pojazd, spada nagle w dół. Nie zareagował również wtedy, gdy Krukonka nie zmieściła się podczas parkowania w wyznaczonym miejscu. Egzamin skończył się równie szybko, co zaczął, a Brooks wyszła z niego z uśmiechem, nowym kontaktem na wizzbooku i co najważniejsze – potwierdzeniem, że zdała!
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Miała jeszcze kilka rzeczy w planach przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego w Hogwarcie. Poza oczywistym doprowadzeniem swojego domu w Hogsmeade do porządku - który nawet jej po tych dwóch miesiącach wydawał się obcy i pusty - musiała uzupełnić swój składzik na eliksiry i... zdać prawo jazdy. Właśnie takie miała założenie na dzień dzisiejszy. Wielokrotnie myślała o tym, po co właściwie było jej prawo jazdy - przecież najczęściej korzystała z teleportacji i miała tę sztukę naprawdę solidnie opanowaną. Po przejażdżkach motorem z Cainem pojęła jednak jedno - uwielbiała latać. Magiczne pojazdy były swego rodzaju namiastką miotły, z którą musiała się rozstać jeszcze w czasach szkolnych. Jednocześnie znała siebie na tyle, że o ile robienie za cudzy 'plecak' było emocjonujące, tak samotne prowadzenie latającego motocyklu... Napawało ją obawą. Z kolei samochód brzmiał już rozsądniej i stabilniej - zwłaszcza, że prócz oczywistych korzyści z lotu, gwarantował więcej udogodnień. Więcej przestrzeni - dla ewentualnych bagaży, na przykład. Stawiła się więc o wyznaczonej porze w Departamencie Magicznych Pojazdów - ubrana w uśmiechy i jeszcze zwiewną letnią sukienkę. Przywitała się z egzaminatorem i... po spojrzeniu jakim ją obdarzył już wiedziała. Wiedziała, że wyjdzie z egzaminu z pozytywnym wynikiem jeszcze nim wsiadła za kierownicę. Drobna iskra irytacji zrodziła się pod jej mostkiem - na krótko jednak, bo choć ewidentnie wpadła mężczyźnie w oko - widocznie był jednocześnie nią onieśmielony. Ucieszyło ją to - nie musiała w czasie jazdy hamować swojej potrzeby rozmowy, a egzamin przebiegał w swobodnej, ale dalej profesjonalnej atmosferze. W istocie, popełniła jeden błąd w trakcie, źle wymierzając odległość w czasie parkowania - wystarczająco nieznaczny jednak, żeby egzaminator bez słowa machnął na niego ręką - a ona z czystym sumieniem mogła odebrać licencję.
Z tematu
Nikola Brandon
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Dość niedbały wygląd, ubranie często połatane kolorowymi materiałami. Szeroki uśmiech z dołeczkami. Świeża blizna na prawej łydce.
Prowadzenie pojazdów, Poziom II tuż po powrocie z Luizjany, wakacje 2020
Trudno powiedzieć, na co Nikola cieszył się bardziej - teleportację czy możliwość prowadzenia magicznych pojazdów. Nie było natomiast żadnych wątpliwości co do tego, czego z utęsknieniem wyczekiwał jego ojciec. Gdy tylko chłopak wrócił z wakacji, papa zabrał go do Londynu, z dumną miną przyglądając się, jak syn zapisuje się na egzamin. Po kilku negocjacjach, ładnych uśmiechach i pochwaleniu się rodowym nazwiskiem, które przecież słynęło z produkcji i sprzedaży magicznych środków transportu, udało im się znaleźć termin na następny tydzień, omijając w dodatku obowiązkowy kurs prawa jazdy. Charlie aż promieniał, kiedy wracali starą Betty do domu. Po drodze buzia mu się nie zamykała od cennych rad, nowinek technicznych i sprawdzonych sposobów na zdanie egzaminu już za pierwszym podejściem. Entuzjazm ojczulka o tyle bawił Nikolę, że dowiedział się kiedyś od wuja, ile razy Charles Brandon sam musiał podchodzić do egzaminu. Niemniej słuchał uważnie, notując w pamięci co istotniejsze wskazówki. Przez cały tydzień ojciec dawał mu lekcje jazdy, niemalże piejąc z zachwytu nad tym, jak wspaniale to chłopakowi wychodziło. W dniu egzaminu Nikola wraz z papą stawili się na placu manewrowym, oboje podekscytowani, w wyśmienitych humorach. Pół godziny później blondyn ściskał w dłoni pozwolenie kategorii drugiej, sam nie do końca wiedząc, jak to wszystko się stało. Nie popełnił ani jednego błędu, zdał śpiewająco za pierwszym podejściem, mimo mocno podirytowanego urzędnika, który aż czekał, żeby go oblać. Tego dnia to on prowadził Betty - po raz pierwszy w pełni legalnie - całą drogę z Londynu do King's Lynn, gdzie nie mogąc się powstrzymać, zajechał aż pod dom wujostwa, chcąc pochwalić się rodzinie świeżutkim dokumentem. Gratulowali mu wszyscy, choć nikt nie był zdziwiony, w końcu gdy grzebie się w silnikach prawie od dziecka, trudno o inny rezultat...