To tutaj możesz się odprężyć, wspaniale się bawiąc. Woda jest tu zawsze czysta i ciepła. Uważaj jednak na magiczne, wodne stworzenia, których jest tu całkiem sporo! A nieopodal znajdują się liczne łowiska, gdzie hodowane są między innymi pumpki. I strzeż się demonów wodnych!
• Ukończone min. 17 lat • Pierwsze podejście do egzaminu: darmowe; • Każda poprawa: 20 galeonów (zapłać); • Po ukończeniu kursu po certyfikat zgłoś się w tym temacie.
Pierwszy rzut określa nastrój egzaminatora. W zależności od wyniku będziesz mógł popełnić więcej, mniej, lub tyle samo błędów ile dopuszcza się standardowo.
Nastrój:
1,2: Wygląda na to, że egzaminujący Cię kapitan ma bardzo dobry humor. Pewnie to islandzki bimber, który przywiózł mu z podróży daleki kuzyn od strony matki, również kapitan! Na pewno patrzy na twoje poczynania przychylniej. Nawet przy dwóch popełnionych błędach - zdajesz egzamin. Nie dotyczy to błędu kryjącego się pod literką J. 3,4: U la la! Ten wilk morski to chodzący profesjonalizm. Trudno odgadnąć jaki ma nastrój i wygląda na to, że nie wpłynie on na przebieg egzaminu. 5,6 Ktoś tu wstał lewą, zapewne drewnianą nogą. Od wejścia na pokład wyczuwasz napiętą atmosferę. Lepiej skup się na pilnowaniu żagli i uważaj na boje, bo nikt tutaj nie pójdzie ci na rękę. Wręcz przeciwnie. Oblewasz nawet przy jednym popełnionym błędzie.
Następnie rzuć zwykłą kostką, żeby określić ilość błędów, które popełniłeś. Możesz popełnić maksymalnie 1 błąd, żeby egzaminator zaliczył ci ten poziom (chyba, że poprzednia kostka mówi inaczej). Jeśli popełnisz więcej błędów, możesz spróbować po raz kolejny. Pamiętaj o opłaceniu wszystkich popraw.
Ilość błędów:
1,2: 0 błędów 3,4: 1 błąd 5: 2 błędy 6: 3 błędy
Rzuć taką ilością liter, jaka odpowiada ilości popełnionych przez ciebie błędów, żeby dowiedzieć się, co poszło nie tak. W przypadku wyrzucenia dwóch takich samych literek - jedną z nich możesz przerzucić.
Rodzaj błędu:
A: Zapomniałeś o włączeniu niewidzialności. Pamiętaj, że poza strefą egzaminacyjną ten błąd mógłby sprowadzić na ciebie spore kłopoty! B: Niestety, utknąłeś na mieliznie. C: Nie włączyłeś radaru. Niby drobiazg, ale nawet to mogło doprowadzić do tragedii. D: Nie udało ci się wyrobić podczas skręcania i tak przechyliłeś łajbą, że kapitan niemal nie wylądował w wodzie. E: Władowałeś się wprost w ławicę druzgotków! F: Nie byłeś w stanie wypłynąć z zatoki. G: Nie ustawiłeś poprawnie żagla. H: Nie założyłeś kamizelki. Egzaminator musiał cię upomnieć! I: Kompletnie zapomniałeś sprawdzić poziom eliksiru napędowego, przez co jacht nagle stanął. Teraz musisz w pojedynkę postawić żagle, pod niezadowolonym okiem kapitana. J: Jest fatalnie. Zderzyłeś się z innym jachtem i tylko cud sprawił, że nie idziesz na dno jak Titanic. Nikomu nic się nie stało, ale oblewasz egzamin, nawet jeśli to był twój jedyny błąd.
Oczywiście, że nie bolały ją nogi. Były tylko trochę zmęczone. A to wyjątkowe miejsce... Odkryła je parę miesięcy temu, podczas jednego ze swoich dłuższych biegów. Gdy tu dotarła po raz pierwszy, nie mogła wykrztusić słowa, była tak zachwycona. Teraz tylko z zadowoloną miną obserwowała reakcję chłopaka. W sumie, to było Beth go trochę szkoda. Te jego buty... Wzdrygnęła się na samą myśl o tym, jakie teraz musi przeżywać. Ale według niej, warto jest pocierpieć, dla takiego widoku... Zrzuciła własne obuwie i z lubością zanurzyła drobne stopy w ciepłej wodzie jeziorka. Taak, tego było jej potrzeba... Poddawała się zupełnie błogiemu uczuciu, do momentu, gdy usłyszała jego pytanie. Zastanawiając się nad odpowiedzią, rozpuściła swoje miodowe loki, pozwalając im swobodnie opaść na plecy. Wzięła głęboki wdech. - Gdzie ja byłam? Ciągle w Londynie... Najpierw mieszkałam u rodziców, a teraz... Raz tu, raz tam... Wiesz, jak to jest... A ty? Gdzie się podziewałeś? Dlaczego się nie odzywałeś?... - spojrzała na niego.
Nie wiedział co powiedzieć. Gdzie był? Czemu się nie odzywał? Okropne pytania. Zastanawiał się chwilę, zauważając jak Beth zrzuca buty, mocząc stopy w wodzie. Rozpuściła też włosy, tak dawno nie widział jej midowych loków...stop. -Ja...w sumie też ciągle byłem w Londynie-odparł. Drugie pytanie było trudniejsze. Jak to ująć, by jej nie zranić? Bał się, że źle zrozumie. -Musiałem załatwić kilka prywatnych spraw-odpowiedział unikając wzroku dziewczyny. Po paru minutach całkowitej ciszy, usiadł na trawie przy brzegu, obok Bethany. Jego spojrzenie utkwiło w wodzie. Widział swoje odbicie, Beth też. Wpatrywała się w niego. Wyczuła kłamstwo? -Szczerze, Beth, nie mam bladego pojęcia o czym z tobą porozmawiać-to raczej była czysta prawda. Raz jeszcze spojrzał w swoje odbicie, po czym wziął kamyczek leżący obok niego i rzucił nim w wodę. W tego drugiego Thomasa. Czemu kłamał? Tak naprawdę, nie miał żadnych prywatnych spraw do załatwiania. Kontakt się zerwał bo...Thomas zdecydował, że ta przyjaźń nie ma sensu. Skoro on ją pokochał, nie mógł jej traktować jak przyjaciółke prawda? Chciał o niej zapomnieć. Pozbyć się swoich uczuć, ale tak nie umiał. Cholera. Nawet teraz nie wiedział co czuje. Chociaż ma już 22 lata to i tak nie rozumiał swoich uczuć. Może nie powinien zrywać kontaktu? Ale...i tak już nic nie zmieni. Westchnął na wspomnienie dnia, w którym uświadomił sobie, że nie myśli już o niej jako o przyjaciółce. Najpierw wydało mu się to głupie. Mijały dni a zaczął w to wierzyć. Dla niej był tylko przyjacielem. A nigdy w życiu by tego nie powiedział, nie umiał rozmawiać o swoich uczuciach. Kończyło się to plączącym językiem oraz rumieńcem na pół twarzy. A teraz? Nie wiedział co czuł, skoro tak długo to w sobie dusi. Od kiedy przestał kontaktować się z Beth raczej nie znalazł nikogo innego. Znaczy...miał parę innych "związków", ale kończyły się zazwyczaj wiadomo gdzie. Nie traktował tego poważnie. Poznał kilka fajnych osób, ale wolał trzymać je na dystans. Trudno było się do niego zbliżyć, wiedział o tym. Wiedział też, że tym nagłym zniknięciem bardzo zranił Beth. Zdawał sobie z tego sprawę. Thomas zacisnął dłoń na drugim kamyczku, który trzymał. Bethany nie była tego świadoma, ale w głowie Thomasa toczyła się właśnie prawdziwa wojna. W jego oczach pojawił się smutek oraz gniew. Bez zastanowienia cisnął drugi kamień w swoje odbicie.
Jedno trzeba było przyznać. Kompletnie nie umiała odgadywać emocji. Ale umiała też rozpoznać, gdy ktoś ją okłamuje. Westchnęła cicho, spoglądając na taflę wody. Kogo tam ujrzała? Młodą kobietę o wesołym spojrzeniu, jednak twarzy ściągniętej wyrazem niepokoju. Spojrzała na odbicie Thomasa. Wydawał się być niepewny. Nie będzie go katować dalszymi pytaniami. To jeszcze nie czas, nie pora. Chociaż w sumie, to ona mogła wysłać list, pierwsza się odezwać. Dlaczego to wydawało jej się to wtedy głupim pomysłem? Może dlatego, że od szóstej klasy cicho się w nim kochała. Później przyszli inni, odchodzili równie szybko jak przybywali. A teraz... Już sama nie wiedziała co myśleć. Starając się przerwać tą niezręczną ciszę, postanowiła powspominać dawne czasy. - A pamiętasz, jak na siódmym roku uczyłeś mnie puszczać kaczki? Za mocno się wtedy przechyliłam, przez co wylądowałam w jeziorze. - zachichotała. Mimo wszystko jakoś nie rozluźniło to atmosfery. Przysunęła się bliżej bruneta, akurat w momencie, gdy wrzucił kamyczek do wody. Toń jeziora zmarszczyła się, tworząc okręgi w miejscu, gdzie ów przedmiot wpadł. Oparła głowę na jego ramieniu. - Thomas, co tutaj widzisz? - jedną ręką wskazała na jego odbicie, drugą zaś dłoń nieświadomie wplotła w jego palce.
Nadal wpatrywał się smętnie w wodę. W swoje odbicie, w odbicie człowieka nie umiejącego kontrolować swoich uczuć. Czemu wyłowywała u niego tak skomplikowaną mieszanine uczuć? Nadal ją?...Nie, nie, nie. Pewnie i tak kogoś sobie znalazła. Thomas niepotrzebnie robił sobie nadzieję. Uśmiechnął się smutno obserwując jak na twarzy jego odbicia również pojawia się uśmiech. Odchylił głwowę do tyłu by móc zobaczyć niebo. Bezchmurne. Słysząc jak Beh zaczęła wspominać, spojrzał na nią. -Jasne, że pamiętam. Musiałem cię potem wyławiać-odpowiedział smiejąc się. To było tak dawno temu, ale pamiętał wszystko. Najbardziej zapadła mu w pamięć scena gdy siedzieli razem, przemoknięci do suchej nitki na brzegu jeziora. Było to po akcji jak Bethany wpadła do wody, uczył ją puszczać kaczki. Za bardzo się wychyliła i skończyło się lodowatą kąpielą. Gdy poczuł jak Beth kładzie głowę na jego ramieniu oraz splata swoją dłoń z jego, uśmiechnął się. -Widzę siebie. Szczęśliwego siebie...-wykrztusił. Chciał coś jeszcze do tego dopowiedzieć, ale zrezygnował. Nie mógł, nie umiał.
Uśmiechnęła się, patrząc na ich odbicie. Do tej pory pamiętała chłód jeziora i to okropne uczucie, gdy jest się całym przesiąknięty wodą. Podniosła płaski kamyczek i w zamyśleniu rzuciła nim o taflę wody. Kaczka się udała. Wciąż pamiętała jak to się robi... Niesamowite. Beth po raz pierwszy nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie, że czuła się skrępowana w jego obecności... No może troszeczkę. Tak kapeńkę... Chciała mu tyle powiedzieć, jednocześnie nie wspominając nic o swoich uczuciach, które do niego żywiła. Miała wrażenie, że jakieś niedopowiedzenia wiszą między nimi, niczym mur odgradzający ich swobodną konwersację. Westchnęła. Takiej odpowiedzi właśnie wyczekiwała. - I wiesz co? Chciałabym, żebyś zawsze taki był. Szczęśliwy, nawet jeśli w twoim życiu dzieje się coś niezbyt dobrego. Czy mógłbyś mi to obiecać? - Podniosła głowę, spoglądając na bruneta swoimi ufnymi oczami. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że trzyma go za rękę. Uch, głupia! I on teraz wszystkiego się domyśli... Zarumieniła się trochę, odwracając wzrok, jednak nie puściła jego dłoni.
Przymrużył oczy przenosząc się do wspomnień. Kiedyś spędzali ze sobą masę czasu. Nie było dnia by z nią nie rozmawiał. Czemu więc teraz nie potrafił nic zrobić? Postanowił, że kiedy tylko ją spotka to wszystko wygarnie. Powie co czuł. Teraz gdy na to tak patrzył, całe jego postanowienie...Jak miał to powiedzieć? Jak Beth zareaguje? Skoro tyle lat się przyjaźnilii a on wyskakuje z czymś takim. Uznałaby, że jest wariatem. Nie mógł tego dalej trzymać, nie wytrzynywał tego. Ogólnie to nie rozumiał sam siebie. Ktoś się komuś podoba, mówi to i spokój. Dla niego było to naprawdę ciężkim wyzwaniem. Słowa "kocham cię" padały z jego ust bardzo rzadko. Nie rozpowiadał tego na lewo i na prawo, dla niego miało to głęboki sens oraz znaczenie. -Tak, ale...Zostań przy mnie-nie wiedział czemu to powiedział. Nawet tego nie przemyślał. Co ona sobie o nim pomyśli? Jednak po upływie paru minut odczuł ulgę, czuł jak jego uczucia wydostały się na zewnątrz po tak długim ukrywaniu.
Zagryzła wargę, wpatrując się w niego. Teraz te wszystkie miłosne przygody, wydały jej się niczym, w porównaniu z tym, co czuła do Thomasa. Wcześniej myślała, że to też jest tylko nastoletnia miłość. Najwidoczniej... Nie. Do tej pory pamiętała poranek, w którym uświadomiła sobie., że Tommy stał się dla niej kimś bliższym, niż przyjacielem. W Wielkiej Sali bała się mu patrzeć w oczy. Omijała go szerokim łukiem na korytarzach. Spotkania jednak nie można było uniknąć. Zawsze starała się zachowywać przy nim naturalnie. A potem przyszedł ostatni rok studiów, pożegnania... I jakby łącząca ich nić przecięła się na peronie 9 ¾. Nie widziała go aż do teraz... Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co ich spotkało. Że w ogóle widzi go żywego. Nie odzywał się dwa lata... Tak jak i ona. Teraz chłonęła wzrokiem każdy centymetr jego twarzy. Spojrzała na niego, gdy zawahał się przy "ale"... Sens dalszych jego słów uderzył ją, niczym grom z jasnego nieba. Więc on też?... W oczach Beth pojawiły się ledwo skrywane łzy. Przez rosnącą gulę w gardle, nie mogła wykrztusić słowa. Pokiwała tylko głową na znak zgody. Udało jej się wyszeptać tylko jedno zdanie: - Nigdy więcej cię nie opuszczę...
Tak, wszystko co do tej pory trzymał w zamknięciu, chodzi tu oczywiście o uczucia, wypłynęło na zewnątrz. Dosłwonie. Wszystko co czuł, chciał jej teraz powiedzieć. Spojrzał na nią by zobaczyć reakcję na to co wcześniej powiedział. Chyba nie zareagowała na to tak jak sobie wyobraził. Przyjęła to na spokojnie. Słowa, które wypowiedziała uspokoiły go. "Nigdy więcej cię nie opuszczę"- czy to nie brzmiało tak pięknie. Nie zastanawiając się przytulił ją. Nie wytrzymał, musiał mieć ją obok siebie. Milczał wtulony w nią. Już teraz? Czy już aby na pewno jest pora? Czuł jak coś od środka go rozrywało. Jego serce waliło jak oszalałe. Nawet Beth pewnie to słyszała. Wziął głęboki wdech. -Beth, kocham cię-wypowiedział to z dość dziwną łatwością. Może dlatego, że to słowa były szczere? Zamknął oczy czekając na reakcję dziewczyny.
Nie opierała się, gdy Tom ją przytulił. Brakowało jej tego. Brakowało jej uczucia przywiązania. Jej ostatnie relacje to tylko impuls, mała iskierka podsycająca jej żar, jednak iskra gasła tak szybko, jak się zapaliła. Nie potrzebowała przygód. Pragnęła trwałego i ufnego fundamentu, na którym mogłaby budować swoje przyszłe życie. W chwilowej ciszy, wsłuchiwała się w przyśpieszone bicie własnego serca. A potem... Usłyszała dwa najpiękniejsze słowa na świecie. Wtuliła się w Thomasa, pozwalając popłynąć jednej, samotnej łezce. Miała wrażenie, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie, aż ta radość zaczęła się w niej skręcać. Rozkoszowała się tymi słowami. Czy to nie jest sen, z którego zaraz się wybudzi? Do rzeczywistości wrócił ją słony smak, uświadomiła sobie, że płacze. Przytknęła czoło do jego czoła, uśmiechając się. Wyrazy same, bez jej kontroli, formowały się w słowa. - Ja ciebie też, Thomas...
Czemu. Czemu tak zareagowała? I...Dlaczego te słowa do niego nie dotarły. Ona go kochać? Bzdura. Gdy go przytuliła lekko się od niej odsunął. To nie mogła być prawda. Byłoby to...Zbyt piękne. Jego serce zwolniło, już nie było tak szybko jak przed chwilą. Znieruchomiał. Kłamała? Mówiła prawdę? Nie rozumiał. Patrzał jej w oczy. Płakała, ze szcęścia? Thomas poczuł jednak nagły niepokój. Myślał, że go wyśmieje. Był raczej przygotowany na porażkę. A tu nagle taka niespodzianka. Nigdy by nie przypuszczał, że ktoś może się w nim w ogóle zakochać. Nie uważał się za jakiegoś przystojniaka, który tylko przeczesze dłonią włosy a ustawiają się do niego tłumy dziewcząt. O nie, nie. Nie potrzebował tłumu, chciał tylko ją. Ale to dziwne uczucie niepokoju. Tak jakby, nie pozwalało mu na żaden ruch. Thomas zastygł. Przypomniał sobie. -Wracajmy-mówiąc to, wstał. Nagła zmiana sytuacji. Raz jeszcze spojrzał w wodę, chciał tu zostać, ale już się zciemniało. Nie miał ochoty nocować nad jeziorem.
On jej nie wierzył. Widziała to jak na dłoni. Znali się na tyle długo, by móc poznać siebie nawzajem tak do głębi. I przywiązać się do tej drugiej duszyczki. Tak, Beth była niewątpliwie przywiązana do swojego.. W sumie, jak miała go nazywać? Przyjacielem? A może kimś bliższym jej sercu? Co jednak nie zmienia faktu, iż jej najlepszy przyjaciel uważał, że zrobiła to z litości. Takie bynajmniej odniosła wrażenie Beth. Z rezygnacją wymalowaną w oczach odwróciła od niego twarz, poszukując wzrokiem torbę. Uff, jest. I tak była na niego zła. Nie zaufał jej. Zdawała sobie tak naprawdę sprawę, że jest ładna, że podoba się chłopakom. Nie zwracała jednak na to większej uwagi. Aż do teraz... Zła i zrezygnowana założyła ramiączko pakunku na swój bark, doganiając Thomasa, który zdążył już się kawałeczek oddalić. Złapała go za nadgarstek tak, że musiał się obrócić. - Nie wierzysz mi, prawda? Nie wierzysz, że ja po prostu cię kocham? - Nawet nie myśląc o tym, jej ciało samo sterowało. Zbliżyła swoją twarz do jego. Jej wargi tylko musnęły usta chłopaka. Nagle poczuła się strasznie nabuzowana. Starając się uspokoić, spojrzała na twarz Thomasa. - Czy teraz cię przekonałam? - Obróciła się i zaczęła odchodzić powolnym krokiem.
Zaczął iść. Nie chciał nawet na nią patrzeć. Wyszło głupio, bardzo głupio. Jak on się teraz do niej odezwie? Jak? Szedł dość szybko, tak jakby chciał od tego uciec. Od tego co zrobił. Wyznał jej miłość, fakt. Ale...Czy to co ona powiedziała było prawdziwe? Nie chciał jej o to nawet pytać, tak tylko by ją zranił. Przez chwilę chciał odwrócić głowę i zobaczyć czy Beth za nim idzie. Jednak z tego zrezygnował. Zdał sobie sprawę, że nie wie gdzie zmierza. To Bethany go tu przyprowadziła więc pewnie znała drogę powrotną. Trudno, zgubi się. Nie będzie musiał z nią rozmawiać po tym wszystkim, same plusy. Chociaż nocowanie w obcym miejscu, przy okazji na dworze, nie brzmiało już tak dobrze. Spać na dworze, czy rozmawiać z Beth po całej tej sytuacji. Dwór zdecydowanie wygrałby. Nie znaczy to, że nagle ją znienawidził. Czuł po prostu pewną niepewność co do jej uczucia. Do swojego też. Rany, teraz wszystko wydawało mu się takie niepewne. Poczuł jak ktoś łapie go za nadgarstek. Odruchowo się obrócił. Beth. Usłyszał to co mówiła, nie chciał by w ten sposób to odebrała. To nie tak miało wyglądać. Gdy miał już coś właśnie powiedzieć, dziewczyna zbliżyła się do niego tak, że musnęła usta Thomasa. Nie mógł się ruszyć. Beth jednak po chwili zaczęła odchodzić od niego. Podszedł do niej, wyciągnął rękę i złapał ją za ramię, tak aby odwróciła się w jego stronę. -Beth, wierzę ci-mówiąc to pogładził ją po policzku. Bez namysłu przybliżył swoją twarz do jej i złożył na ustach Beth pocałunek.
To wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Od momentu, kiedy złapał ją za ramię, miała wrażenie, że zaraz wydarzy się coś ogromnie dla niej ważnego. W środku wszystko jej się skręcały z niepokoju. Odwróciła się w jego stronę, patrząc mu prosto w oczy. Ale kiedy dotknął jej policzka... Niemalże się rozpłynęła. Nogi miała jak z waty, serce jej dudniło. Cicho odetchnęła słysząc, że Thomas jej wierzy. Nie dane było jej cokolwiek powiedzieć, gdyż poczuła, że on... Właśnie ją pocałował. Nagle poczuła, że ci wszyscy, którzy byli przed nim, teraz się nie liczą. Pragnęła całować wyłącznie te usta, śmiać się z żartów, wypowiadanych tylko tym głosem. Chciała BYĆ jedynie z nim. Kręciło się jej w głowie. Westchnęła, gdy pocałunek się skończył. Mimo wszystko, uśmiechnęła się. Teraz mogła spokojnie umierać. Uśmiechnęła się do niego, raz blednąc, raz przybierając kolorków, oczy skrzyły jej się w wieczornym blasku. Splotła swoją dłoń z jego, ledwo się powstrzymując, by nie krzyknąć ze szczęścia. - Chodź, pora już na nas. - szła w kierunku Londynu, nucąc zasłyszaną niegdyś u mugolskich kuzynek piosenkę. Odwróciła się ostatni raz, żegnając się z tym miejscem. Teraz rozpoczynał się nowy etap w jej życiu, który tak strasznie chciała dzielić z Thomasem... Po pewnym czasie zniknęli z pola widzenia.
Nie żałował tego. Wręcz przeciwnie, był zadowolony. Jednak gdzieś tam w środku nadal nie wierzył, że to zrobił. Nawet się nie zastanawiając. Tak jakby jego ciało decydowało a nie umysł. Chwilę jeszcze patrzał w oczy Beth wypatrując jej reakcji. Nie odpechneła go ani nie spoliczkowała, więc było raczej w porządku. Dziewczyny, z którymi kiedyś był zniknęły. Była tylko ona. Tylko Beth. Niczego innego w tej chwili nie pragnął. Teraz wydało mu się śmieszne, że przez tak długi okres czasu całował obce usta. Te wydały mu się znajome. Jego oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić w naprawdę szybkim tempie.Uśmiechnął się do niej, posyłając Beth serdeczny uśmiech. Pora już na nas. Te słowa wybudziły go z zamyślenia. Faktycznie, było już coraz ciemniej. Stracił poczucie czasu. Zupełnie zapomniał, że przez parę dobrych minut gapił się na Bethany. Złapał ją za rękę i zaczął iść, razem z nią. I pomyśleć, że szedł tą samą drogą, niepewny swoich uczuć. A teraz, zmierza ku nowym rozdziałom swojego życia. Z nią. Z Beth. To takie cudowne uczucie. Trzymać osobę, którą się kocha za rękę. Nigdy nie pozwolić jej puścić.
Miał pełno wątpliwości gdy pisał list do Beth. Po pierwsze, czy w ogóle pojawi się w umówionym miejscu? To, że się zgodziła nie oznaczało, iż przyjdzie. Mogła...mogła zrezygnować. Dać mu kolejną dawkę upokorzenia. Nie, Beth taka nie jest. Jeśli się zgodziła to przyjdzie. Tak. Na pewno. Chociaż...po tym czego Thomas doświadczył w czasie kłótni z nią...Mógł się spodziewać dosłownie wszystkiego. Dobra, to tylko rozmowa. Wszystko jakoś się ułoży. Jeśli nie...jeśli ją straci...to będzie okropne. Nie minął nawet tydzień od ich kłótni a Thomas...chyba sobie z tym nie radził. Dopiero po paru dniach dotarło do niego co zrobił. Dopiero gdy...na spokojnie wszystko przemyślał. Dotarł na umówione miejsce bez większego problemu. Mimo, iż był tu tylko jeden raz, drogę pamiętał bardzo dobrze. W końcu...zdarzyło się tu tak wiele. To miejsce zdecydowanie zapadło Thomasowi w pamięć. Dlatego też chciał porozmawiać z Beth tutaj. To wyjątkowe miejsce. Rozejrzał się. Do 15 zostało jeszcze sporo czasu. Przysiadł przy brzegu. Ciekawe czy rzeczywiście przyjdzie...to nie w jej stylu by go wystawić. Wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów, która od pewnego czasu stała się jego niezbędą rzeczą. Wyjął jednego papierosa, wsadził do ust i odpalił. Wzrok Thomasa utkwił w wodnym odbiciu. Pozostało tylko czekać.
Czy na pewno robi dobrze? Może chciał spotykać się z nią tylko po to, aby powytykać jej wszystkie wady? Otulona ciszą wyszła powoli z mieszkania, starannie zamykając za sobą drzwi. O tej porze Londyn powinien tętnić życiem, jednak dzisiaj miasto milczało. Ale to wszystko tak strasznie przypominało Beth Thomasa. Z westchnieniem cisnącym się na usta, skierowała swoje kroki w stronę peryferii. Dlaczego akurat tam? Przecież mogli się spotkać w jakimś parku, spokojniejszej kafejce. Ale na miejsce spotkania wybrał akurat jezioro. Pamiętała, co tam się wydarzyło. Prawie każdej nocy odtwarzała w myślach tamto wspomnienie. A co, jeśli go straci? Przecież nie potrafi bez niego normalnie funkcjonować. Tamte ostatnie dni zdawały się tylko złym snem, z którego zaraz się wybudzi. Miała bolesną świadomość, że to nie był koszmar. To życie, chociaż czasem trudne i bolesne, jednak w całym swoim jestestwie prawdziwe. W miarę zbliżania się do umówionego miejsca, czuła narastający niepokój. A co, jeśli jest na nią zły, a chciał jej tylko zakomunikować, że nie ma czego u niego szukać? Chociaż, powinno być odwrotnie. Cyler jednak wybaczyła mu, zaraz po ich kłótni. Co ją wtedy opętało? Założyła nerwowo kosmyk włosów za ucho, bo oto właśnie dotarła do celu. Z mocno walącym sercem podeszła do Thomasa. Co ma powiedzieć?... Nie znajdując odpowiednich słów, w ciszy usiadła obok Walkera.
-Więc przyszłaś...-spojrzał na nią, lecz po chwili odwrócił by wypuścić z ust dym-Chciałem na spokojnie porozmawiać...o nas. Czy to ma dla ciebie sens? Ja...ja nadal cię kocham. Nie wyobrażam sobie tego, że miałbym o tobie zapomnieć-westchnął-Ale...po tym co się stało, taka głupia kłótnia...nie chcę by tak to wyglądało-postanowił, że powie to od razu. Od razu przeszedł do sedna sprawy. Jeśli tak miałby wyglądać ich związek...to nie ma sensu tego ciągnąć. Po co nawzajem się ranić? Oczywiście, że będzie ją kochał. Tylko...tak by było lepiej dla niej. Już nigdy w życiu Thomas nie chce widzieć jej zapłakane twarzy. W dodatku przez kogo płakała? Przez niego. To on zadał jej tyle bólu swoim głupim zachowaniem. -Ja...nie chcę byś przeze mnie cierpiała. Może...lepiej będzie...jeśli ja...nie był w stanie dokończyć tego zdania. Nie musiał. Bethany pewnie bardzo dobrze je zrozumiała. Nie chciał by przyjęła to jako próbę odrzucenia. To...po prostu nie chciał patrzeć na jej smutek wywołany właśnie przez niego. Nie chciał jej już ranić. Nie zniesie tego. Nigdy więcej. Jednak nie tak łatwo będzie o niej zapomnieć. Nie ma mowy również by się przyjaźnilii. Nie wróci do tego. Rany! To takie trudne. Chciał być z Bethany, ale jednocześnie ranił ją na różne sposoby. Bardzo dobrze pamiętał tamtą kłótnie. Wkurzoną Beth. Te okropne słowa. Bolący policzek. Odruchowo dotknął policzka. Nadal bolał, ale to teraz nieważne. Musi skupić się na rozmowie. Na tym co będzie dla niej lepsze.
- Więc przyszłam... - Powtórzyła za nim, odwracając wzrok. W całkowitej ciszy wysłuchiwała jego wywodu. Nie, to się tak nie może skończyć! Zbyt długo na niego czekała, aby teraz pozwolić mu odejść! Pragnęła go ze wszystkimi zaletami i wadami, kochała jego delikatną oraz tą mroczną stronę. Chciała go całego takim, jakim jest. I nie wymieniłaby go na nikogo innego. Tylko, że on chciał odejść. A ledwo go odzyskała. Zrobi wszystko, aby go zatrzymać! - Thomas, ja... Ja nie chcę cię zostawić, rozumiesz? Przecież... Czy to nie na tym polega? Aby kłócić się, ale godzić za każdym razem? Nie mogę cię stracić, choć mnie zraniłeś. Nie mogę, rozumiesz? Ja... Ja nie potrafię żyć bez ciebie. Proszę, nie każ mi tego przechodzić po raz kolejny... - Nawet nie zauważyła, kiedy chwyciła jego dłoń, którą teraz kurczowo do własnego policzka. Westchnęła cicho, puszczając rękę Thomasa. Był jak narkotyk. Im dłużej przebywała w jego towarzystwie, tym bardziej go potrzebowała. Spojrzała na niego. - Nie zostawiaj mnie...
-Beth..wiem. Ja również nie jestem w stanie o tobie zapomnieć...-głos mu drżał. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Ich związek nie ma sensu. Co jeśli zamienia się w dawnego siebie? W tego Thomasa, który miał gdzieś uczucia Beth. Tak się właśnie teraz czuł. Nie mógł tak po prostu się z nią pogodzić i udawać, że wszystko jest dobrze. Czuł niepokój. Tak bardzo bał się, że ją skrzywdzi. Bethany była naprawdę wrażliwa. Przynajmniej jeśli chodzi właśnie o takie sprawy. -Czemu już nie jesteś na mnie wściekła? Po tym wszystkim...po tym co zrobiłem. Udowodniłem, że ci nie ufam-odwrócił wzrok by na nią nie patrzeć. To prawda. Pokazał jej wyraźnie, że nie ma do niej zaufania. W tamtej sytuacji. Uwierzył obcemu facetowi. Trochę głupie, ale sytuacja wskazywała na Bethany. Tak wtedy myślał. Zaskoczeniem było dla niego to, że Bethany w ogóle przyszła. Wątpił w to. A tu nagle taka niespodzianka. W dodatku...rozmawia z nim. Tak zwyczajnie. Spokojnie, bez gniewu. Dotknął jej policzka. -Nie zrobię tego, nie umiem cię zostawić-wyszeptał. Gdy to mówił nie patrzał Bethany w oczy. Nie mógł. Kłamał. Był w stanie ją zostawić, ale...nie chciał. Jeśli by to zrobił...przestał by być sobą. W kogo by się zmienił? Byłby zupełnie pozbawiony uczuć. Coś w środku podpowiadał mu by zostawił ją w spokoju. Ciało jednak miało inne zdanie. Nachylił się delikatnie pocałował Bethany. Zapomniał, że pewnie pachnie papierosami.
- Thomas... - Opuściła wzrok w nagłym onieśmieleniu. Głupia! Przecież nie powinna się go wstydzić, zna Thomasa od dziecka, ale jednak... Ech. A ich związek? Oczywiście, że ma sens! Ona kochała jego, on kochał ją. Czy potrzeba czegoś więcej? Miała tyle planów, ale teraz już nic się nie liczyło, oprócz chwili obecnej. Bo od procesu zaistniałej sytuacji, większość jej planów może runąć niczym domek z kart, albo jeszcze mocniej się zakotwiczyć. Tyle myśli, bijących się o pierwsze miejsce w głowie dwudziestolatki. Spojrzała na niego ufnie. - Dlaczego się nie złoszczę?... Po prostu... Nah, nie umiem ci nawet tego wytłumaczyć. Ja... Wybaczyłam ci. Zrozumiałam, że chowanie urazy do niczego nie prowadzi. - Wzruszyła ramionami, jak to ona miała w zwyczaju. Wiedziała, że ten jej wtedy nie zaufał, ale nie potrafiła się na niego wściekać. Wtuliła policzek w jego dłoń. Tęskniła za nim. Tak strasznie tęskniła... Ale chwila. Dlaczego kłamał? Ewidentnie odwracał wzrok, co świadczyło tylko o jednym - nie był z nią szczery. Właśnie miała coś powiedzieć, kiedy poczuła, że on... Ją pocałował. Czuć go było dymem papierosowym. Odsunęła się czując, jak po jej policzku spływa jedna, samotna łza. - Thomas, przecież widzę, że nie jesteś ze mną szczery... Proszę, powiedz prawdę, choćby najgorszą, bo najlepsze kłamstwo i tak wyjdzie na jaw. Prędzej czy później, ale wyjdzie i to wtedy boli najbardziej...
-Chcesz znać prawdę?-zmrużył oczy. Za dobrze go znała. Od razu widziała, że Thomas kłamie. To było wręcz oczywiste. Niepotrzebnie odwracał wzrok. Niepotrzebnie kłamał. Ale czy to było naprawdę kłamstwo? Czy naprawdę tak łatwo by o niej zapomniał? Głupota. Nie można tak po prostu wymazać tego wszystkiego co pomiędzy nimi zaszło. Nie można od tak o tym zapomnieć. Zbyt wiele doświadczył. Za bardzo ją kochał. Westchnął i odsunął się od Bethany. A gdy zobaczył jak po jej policzku spływa łza, poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Znów. Tak miało to wyglądać? Po raz kolejny przez niego płakała. Miał tego dość. Z wahaniem przysiadł obok Beth. Objął ją i przyciągnął do siebie. Teraz musi być blisko. -Prawda jest taka, że naprawdę nie jestem w stanie zostawić cię w spokoju. Po tym wszystkim...Martwi mnie jednak fakt, że tak dużo przeze mnie cierpisz. Jesteśmy razem od zaledwie tygodnia, prawda? Ja już w tym czasie zdążyłem doprowadzić do kłótni, wywołać u ciebie płacz i pokazałem, że ci nie ufam-wyszeptał do jej ucha. Właśnie to miał jej do powiedzenia-Ale pomimo tych wszystkich głupich rzeczy, które zrobiłem, chcę byś wiedziała, że nigdy cię nie zostawię, możesz uznać, iż gadam głupoty, ale to jest prawda, Beth-spojrzał w jej oczy-Możesz mnie olać, dać mi w twarz, ale w ten sposób się mnie nie pozbędziesz-zaśmiał się cicho i cmoknął Beth w czoło. To była już czysta prawda. Nie miał nic do ukrycia. Powiedział wszystko. A co do zaufania. Ufał jej. Chociaż ostatnio może i nie było tego widać, ale to tylko przez sytuację. Nie rozumiał do końca jej słów, wtedy w barze. Był tak wściekły, że skupił się tylko na obwinianiu Beth. A skończyło się to nie za dobrze. Widział bardzo dobrze jak bardzo zranił ją swoim brakiem zaufania wobec niej. Ale to nie tak. Teraz nie miał o tym ochoty rozmawiać. Zamknął oczy i wtulił się w Beth. Nie chciał o tym rozmawiać. Nie chciał znów się kłócić przez to głupie zaufanie. Czekał na reakcję Bethany. Uwierzy? A może znów uzna jego słowa za tylko i wyłącznie kłamstwa? Wcześniej nie kłamał. Był tylko...niepewny. Tylko tyle. Co ona pomyślała? Że on jest w stanie zostawić ją i już jutro wyjechać z kraju bez jakiegokolwiek pożegnania? Tak to sobie przynajmniej wyobrażał. Jednak nigdzie się nie wybierał. Nie bez niej. -Nadal sądzisz, że kłamię? Że umiałbym cię zostawić z dnia na dzień?-zapytał nadal wtulony w Beth. Oby Bethany nie uznała tego jako kolejne kłamstwo. Czego się w ogóle obawia? Skoro jest to prawda, nie ma się o co martwić. Bardzo dobrze wiedziała, kiedy on kłamie. Thomas nie miał nic do ukrycia.
Tak. Chciała znać prawdę. Tylko... Czy będzie dobrze, jeśli ją pozna? A co, jeśli po tym kompletnie się załamie?... Nie powinna dramatyzować. Będzie dobrze, na pewno. Nie protestowała, gdy przysunął ją do siebie. Potrzebowała tego. Bardzo. Zadrżała delikatnie, kiedy zaczął szeptać. Wierzyła mu. Nie potrafiła inaczej. Spojrzała mu prosto w oczy. Nie kłamał, czuła to. Przecież, czy nie znała go lepiej niż on sam siebie? Westchnęła, wdrapując mu się na kolana. Znów była małą dziewczynką, tak strasznie łaknącą kontaktu z nowymi ludźmi. Otwartą na innych. Tylko on zdawał się zapewniać jej to uczucie. Uczucie, że jest u siebie, we właściwym miejscu o właściwej porze. I cokolwiek by się nie zadziało czuła, że jeśli tylko będą razem, stawią czoła wszystkim przeciwnościom. - Rzecz w tym, że ja nie mam zamiaru się ciebie pozbyć. - Uśmiechnęła się, pierwszy raz od ostatnich kilku dni. Obecność Thomasa miała na nią kojący wpływ. Musnęła dłonią jego wciąż trochę czerwony policzek. Nie sądziła, że może aż tak mocno uderzyć. Wstydziła się tego. Zarumieniła się delikatnie. - Wierzę ci, Tommy, naprawdę. Wiem, że nie mógłbyś mnie tak nagle zostawić... - Wciąż gładziła policzek chłopaka. - Przepraszam cię za to. Bardzo boli?... Ja... Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło. Mo... Możemy o tym zapomnieć?... - Wtuliła się w niego. Wierzyła, że wszystko już będzie dobrze.
-Mhm...-wymruczał wtulony w nią. Uwierzyła. Jak dobrze. Wszelkie wątpliwości opuściły Thomasa. Już dobrze. Już nigdy nie chciał się z nią kłócić, no, ale nie ma przecież związków idealnych. Są wzloty jak i upadki. Taka jest prawda. I z tym trzeba się pogodzić. Wtulił się w Beth. Policzek nadal bolał. Ale czy to teraz ważne? Westchnął cicho. -Nie, już nie boli. Tak, ja też chciałbym o tym zapomnić, ale...należło mi się-na jego twarzy zawitał uśmiech, po chwili wpił się w usta Bethany. To niesamowite, że teraz będzie mógł to robić kiedy tylko będzie chciał. Miał nadzieję, iż nie czuć już tak bardzo zapachu papierosa, którego przed chwilą palił. To raczej nie był przyjemny zapach. Ogólnie powrócił do tego okropnego nawyku. Na szczęście Bethany tego nie zauważyła. Po co ją zamartwiać? Z westchnięciem odsunął się od niej. Już wszystko dobrze. Po staremu. Teraz zostało tylko modlić się o to by Thomas znów nie wywołał kłótni przez jakąś głupotę. Nie, nie zamierzał już do tego dopuścić. Nigdy. Będzie się musiał pilnować by nie skrzywdzić tej delikatnej osóbki. W końcu...była taka wrażliwa. Dobrze widział w barze jak jego chamskie teksty ją kaleczą. Był wtedy za bardzo zdenerwowany by przestać. Jej słowa również raniły. Ale to on zawinił. Już nigdy tego nie zrobi. Nie może. -Czyli już...już wszstko okej?-wolał się upewnić. Jeśli jeszcze o czymś chcę z nim porozmawiać to teraz.
A jednak. Wszystko skończyło się dobrze! A Beth tak strasznie panikowała... Podobno nie taki diabeł straszny, jak go malują. A teraz już będzie w porządku. Oczywiście, od czasu do czasu pewnie będą się kłócić, bo to nieuniknione. Ale za każdym razem będą do siebie wracać, bo przecież... To było przeznaczenie. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy poczuła jego usta na swoich. Chyba nigdy się nie przyzwyczai, że będzie mogła go całować za każdym razem, kiedy będzie miała na to ochotę. Westchnęła, gdy się odsunął. Pragnęła go całować, aż zabraknie jej tchu. Pogładziła dłonią jego policzek, czując euforię i przepełniającą ją do granic szaleńczą miłość. - Tak, już wszystko dobrze... - Działając pod impulsem przetoczyła się na trawę, zatrzymując się tak, aby leżeć na plecach. Tonąc w tym morzu zieleni, zaczęła się śmiać. Wpierw z jej ust wydobywał się stłumiony chichot, jednak szybko przerodził się w czysty, głośny śmiech. Czuła się lekka, niczym balonik. Wszystkie negatywne emocje opadły, uścisk na sercu zelżał. Świat odzyskał wszystkie swoje soczyste barwny i odcienie. Znowu było dobrze.
Położył się obok niej. Tak, że stykali się ramionami. Słuchał jej cichego śmiechu. Dobrze było znów widzieć ją szczęśliwą. Oby tak zostało jak najdłużej. Oby tego nie zepsuł. Wpatrywał się w niebo. Było zupełnie bezchmurne. Błękit. Westchnął. Odszukał dłoń Bethany, splótł swoje palce z jej. Nastała cisza. Może tak lepiej. W spokoju można nacieszyć się jej towarzystwem. Jakoś nie miał ochoty wracać. Ba! Nie miał ochoty się nawet choćby ruszyć. Tak było przecież idealnie. Wyłącznie oni. No i jeszcze to wszystko otaczające ich. Ale to się nie liczy. Nic się teraz nie liczy. Na nic teraz Thomas nie zwracał uwagi. Zamknął oczy by bardziej wczuć się w tą piękną ciszę. Nadal trzymał Beth za dłoń. Nie zamierzał puścić. No bo po co? Nie zamierzał się również odzywać. Nie mieli już o czym rozmawiać. Wszystko dobrze. Pogodzili się. Thomas może z zewnątrz nie wyglądał na ogromnie uszczęśliwionego, lecz to co działo się w środku jest nie do opisania. Radość. Wypełniała teraz każdy zakątek jego ciała. Zupełnie odleciał. Ta cisza najwyraźniej była jak najbardziej wskazana. Mógł się uspokoić. Wyrównać oddech. Jego dłoń zaczęła lekko drżeć. To chyba na nic.
Z westchnieniem zamknęła oczy. Tutaj było tak idealnie... Gdyby tylko mogła, zostałaby tutaj na zawsze. Z Thomasem, oczywiście. Na chwilę obecną, nie wyobrażała sobie sytuacji, gdzie ten mógłby oddalić się choć trochę. Musiał być tuż obok. Nie było innej możliwości. Jej twarzyczkę rozjaśnił delikatny uśmiech, gdy chłopak splótł swoją dłoń z jej. Już nic nie było tak jak kiedyś. Zmieniło się. Na lepsze. Teraz czuła, że to co się wtedy wydarzyło... Nie. Miała o tym nie myśleć. Trzeba skupić się na chwili obecnej. Miękkości trawy, soczystym błękicie nieba, ich cichych oddechach. Tutaj nie potrzeba było słów. Miłość Bethany do niego było widać w każdym, najdrobniejszym geście. W tym, jak pieszczotliwie jeździła kciukiem po jego ręce, jak na niego patrzyła. Przewróciła się na bok, wtulając się w ramię Thomasa. Nie wyobrażała sobie, żeby kiedykolwiek przestała tak intensywnie na niego reagować. Delikatnie przyśpieszony rytm sera, lekkie drżenie rąk, nad którym stara się panować. To nie zdarzało się przy nikim innym. Mrucząc, pocałowała jego ramię. Do radości naprawdę nie potrzeba jej wiele. Tylko oni w dwójkę i spokojny kącik. Miała wrażenie, że osiągnęła już pełnię szczęścia. Nie potrzebowała już niczego innego.