Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
Od razu odwróciła głowę, kiedy usłyszała znajomy głos. Twarz pierwszoroczniaczki rozpromieniła się jeszcze bardziej. - Lily! - zawołała wesoło, nie ukrywając radości. Im bliżej siebie były, tym wyraźniej czuła ciepło bijące od otrzymanego wcześniej amuletu. To było niemal jak przeznaczenie, na które musiała trochę poczekać. Wszystko składało się w jedną, sensowną całość. Nie została sparowana z Fern, gdyż to właśnie na Lily miała poczekać. Kamienie bez wątpienia nie były wadliwe, a przynajmniej nie ich. Wszak obie doskonale wiedziały, jak świetny stanowią zespół. - Nie tylko według nich! W kuchni też udowodniłyśmy, jak zgraną jesteśmy drużyną! Perspektywa bycia w parze właśnie z tą konkretną puchonką, zapowiadała kolejną, udaną lekcję. Lubiła towarzystwo Lily. I czasem odrobina pecha, konieczna była w życiu. Tak jak w tym przypadku. Gdyby nie wpadła na nią w spiżarni, zapewne nigdy nie zaproponowałby wspólnego gotowania, po prostu nie miałaby odwagi. A jeśli zostałaby teraz sparowana z Fern, straciłaby okazję do kolejnej, wspólnej zabawy. - Pasują do ciebie! Ślicznie w nich wyglądasz! - zapewniła. Obserwowała pokaz starszej Puchonki. Poruszała się z prawdziwą gracją, niczym zawodowa baletnica! Nawet drobne potknięcie nie zdołało pozbawić jej stylu. Wybrnęła z tego wręcz profesjonalnie. - Jesteś świetna! Lubisz tańczyć? Nie wiedziała, ile w tym wszystkim było talentu Lily, a ile zwykłej magii. Zakładała jednak, że wszystko to naturalny dar rozmówczyni. Sama postanowiła spróbować szczęścia i przetestować wyuczone ruchy. Minęła krótka chwila, a jedenastolatka zachwiała się niebezpiecznie. W porę zdołała jednak złapać równowagę. Problem stanowiła nagła zmiana obuwia. - Panie profesorze! Obcas mi wrócił! - zawołała. Nauczyciel szybko zajął się drobną niedogodnością i kiedy znów miała swoje baletki, spojrzała na Lily. - Najpierw dostałam buty na obcasie, ale się wymieniłam... I teraz do mnie magicznie wracają - wyjaśniła.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Sie wie, psorze! - Zasalutował @Issy Rain , kiedy ten go przywitał i puścił mu oczko. Ciężko mu było na początku się przestawić, ale gdzieś jednak nawyki zostały i ta forma profesorska nie opuszczała jego umysłu nawet przy nauczycielach, z którymi regularnie widywał się poza szkołą na kawkę. Co prawda nikogo innego prawie nie rozjechał, ale to już inna historia. -Widzę, że wiecie co dobre. - Rzucił do @Saskia Larson i @Veronica H. Seaver , z szerokim uśmiechem na ustach. On to nie potrzebował prawdziwego rumaka, skoro kowboje bardziej obrotni, ale niestety byli na lekcji i tu jakieś granice ponoć występowały. Długo jednak nie pozostał w krainie fantazji, gdy został wywołany na scenę. Zdziwił się lekko, ale nie był typem kogoś, kto by odmówił dobrej zabawy, a na takową się właśnie zapowiadało. -Się robi. Przystojny Profesorze. - Nie mógł sobie odpuścić, gdy ten kazał mu chwycić się w talii. Z gracją podniósł Raina i zaraz opuścił go na ziemię równie lekko, posyłając innym spojrzenie pt. "I tak to się robi". -Proszę uważać, ja ubezpieczenia nie płacę. - Dodał zaraz, gdy to nauczyciel zabrał się za podnoszenie jego. Gabaryty Max miał niezbyt lekkie do takiego partnerowania, ale o dziwo Rain dał sobie radę. Solberg zagwizdał aż z wrażenia, pozując w powietrzu, nim powrócił na ziemię w swoich kowbojeczkach. Kto by pomyślał, że dobre buty mogą tyle zmienić. Na pewno nie Max. W końcu dołączył do kółeczka i prawdziwe tango się zaczęło. Było ich zdecydowanie więcej niż dwoje, ale jakoś to szło. Max ze swoim doświadczeniem obracał partnerów i partnerki, jak tylko mógł, bawiąc się przy tym doskonale. -No witaj kowboju. A co to za wytworne bułeczki prosto z piekarni. - Rzucił do @Lockie I. Swansea , gdy w końcu spotkali się w parze i zaczął pozwalać sobie na wiele więcej, obmacując kumpla po tyłku. I to wcale nie przypadkiem i ukradkiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Więcej osób zbierało się w sali, robiąc ogromne zamieszanie, próbując wymienić swoje obuwie po czym dopasować jego rozmiar. Nie sądził by to się udało, ale obserwował próby Trevora, Imogen i Iris, którzy najwyraźniej mieli już na to jakiś pomysł. W między czasie na sali pojawiła się też Clementine, do której nie zdążył podejść, bo odchodząc od parapetu usłyszał głos nauczyciela, który postanowił niezwłocznie przejść do tematu lekcji. Stanął wśród studentów, którzy razem z nim oglądali jakie to pozy nauczyciel wyprawia z Maximilianem. Jego kamień najwyraźniej był zainteresowany którymś z nich, bo rozgrzał się. Nie było powodu by Ben informował o tym któregoś z mężczyzn, wszach spodziewał się, że będzie musiał na start znaleźć sobie innego partnera bądź partnerkę. Niedługo po tym znalazła się przy nim Veronica, podrzucająca raz za razem swój kamień w powietrzu. Nie znał jej, ale miał nadzieje, że na potrzebę zajęć zdołają się dogadać. Tak samo nie pamiętał jej imienia, ponieważ z imprezy w zasadzie nic nie pamiętał, a szczątkowe informacje uzyskał dzięki Ike'owi i Nicholasowi. - Miło poznać - odparł spokojnie i uprzejmie, zupełnie jakby widzieli się po raz pierwszy, bo z jego perspektywy właśnie tak to wyglądało. - Jakoś to będzie. - nie był przekonany do swoich umiejętności tanecznych, a fakt, że dziewczyna najwyraźniej miała ich tyle co on, wcale nie był pocieszający. Zamierzał mimo to zachowywać się jak należy i próbować przeprowadzić ich przez te zajęcia. Zaczęli ćwiczyć, a dziewczyna wydawała się nieco zdystansowana, co absolutnie go nie dziwiło. On co prawda przyjął perspektywę tańczenia jedynie za szkolny obowiązek, przez co wzbudził w sobie znaczącego dyskomfortu, ale rozumiał, że tak bliskie obcowanie z obcym człowiekiem mogło nie należeć do przyjemnych. Gdyby nie świadomość, że to tylko jedne zajęcia, a potem wszystkie granice wrócą do normalności, pewnie sam byłby już głęboko niezadowolony. Przez pierwsze minuty szło im nadzwyczaj dobrze, ale nie pokładał tego w swoich umiejętnościach lub ich braku, a w magii obuwia, które prowadziło ich przez większość czasu. Tak, gdzie kowbojki sobie nie radziły, przychodził komentarz dziewczyny z którym nie zamierzał dyskutować. Jeśli ta mała namiastka kontroli miała sprawić, że Veronica poczuje się mniej niepewnie, był w stanie ją zaakceptować. Bądź co bądź, tango nie było tańcem w którym mogli sobie pozwolić na zdystansowanie i nieufność. Wszystko szło dobrze do momentu pierwszego unoszenia, którego nie był za bardzo pewien. Buty co prawda dodawały siły, ale na pewno nie zręczności. Dziewczyna wygięła się znacząco w pozie, a gdy opadała, zbyt intensywnie skierowała się w jego stronę, przez co opadła na niego, a ich usta się spotkały. Co prawda zdążył ją złapać, ale nie uratowało to niezręcznej sytuacji. Uśmiech zażenowania całą sytuacją pojawił się na jego twarz, ale po sekundzie zdał sobie sprawę, że to w zasadzie zabawne, że na salę pełną mężczyzn, który mogliby być zainteresowani pocałunkami z nią, trafiła akurat na niego. W trakcie gdy go przepraszała, spojrzał na nią rozbawiony i lekko współczujący. - Ranisz mnie. - ironicznie rzucił w jej stronę, a jego mina wskazywała, że ani trochę nie mówi tego poważne. Potrzebował zamienić te sytuacje w żart, bo czuł, że inaczej dziewczyna mu tam spłonie ze zażenowania. - Kosz od nieznajomej to wstyd, ale jakoś go przeżyje. Tańczmy dalej. - przejął na chwilę prowadzenie w tańcu, dając jej czas by ogarnęła myśli. By jej nie przytłaczać, samemu rozejrzał się po sali, kogo w rezultacie przywiało. Dostrzegł kilka znajomych twarzy w butach, które całkowicie im nie pasowały i dopiero teraz docenił, że dostał kowbojskie buty, które nie były go w stanie tak upodlić jak Trevora baletki czy Nicholasa wysokie szpilki.
Ostatnio zmieniony przez Benjamin O. Bazory dnia 16/9/2024, 14:52, w całości zmieniany 1 raz
I cały misterny plan z zamianą obuwia w pizz.... w cholerę. Imogen już chciała wkładać te nowe buty na swoje stopy, kiedy to nauczyciel zadecydował, że powinna tańczyć w tych, które pierwotnie otrzymała. Kompletnie nie rozumiała, czemu tak, a nie inaczej, ale nie zamierzała się kłócić. Wzruszyła tylko ramionami, posłała @Trevor Collins spojrzenie mówiące, "robiłam co mogłam" i tyle. - Pamiętaj, że dalej mi wisisz przysługę choćby i za same chęci - oznajmiła jeszcze krukonowi, bo przecież naprawdę chciała zamienić się z nim tymi butami, a nie jej wina, że nie było jej to dane. A potem przyszedł czas na tańce. Imogen, ze swoim kamieniem w ręku, zaczęła śledzić, kto też nada się jako odpowiedni partner dla niej do tańca. Po chwili podeszła do @Terry Anderson i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Chyba jesteś na mnie skazany. Nawet buty mamy takie same - rzuciła żartobliwie w ramach rozluźnienia. A potem zaczęli tańczyć układ, który wcześniej zademonstrował profesor działalności artystycznej. O dziwo Imogen nie miała z tym większego problemu, może to kwestia tego, że wcześniej wielokrotnie chodziła w butach na obcasie, więc i te nie były jej straszne? Nie wiedziała, czemu szło jej dobrze, ale nie zamierzała na ten fakt narzekać. Miała tylko nadzieję, że jej partner jej nie podepcze.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
k100:81 Wylosowane błędy:B ale se przerzucam za kuferek na J
Po hopsańcu z Trevorem, przez chwilę praktykował line dance, czując, że kowbojskie buty budzą w nim jego prawdziwą duszę bandyty z dzikiego zachodu. Kiedy mu mignął gdzieś w oddali @Maximilian Felix Solberg zaczął kręcić niewidzialnym lassem, by go na nie złapać i powoli, jak mim, udawał, że go do siebie przyciąga. - Howdy. - pokiwał brwiami i gwizdnął przez zęby, klepiąc się w pośladek - To nie od siedzenia przed kociołkiem. - jeśli będzie dzień, w którym Swansea będzie miał okazje nie-ponarzekać na eliksiry i tego nie zrobi, to będzie ostatni dzień jego życia. Sam widok dwóch cielaków w tańcu jest widokiem średnich lotów, a o ile Max jeszcze w towarzyski coś umiał, to Lockie umiał jedynie trochę hopsać i gibać bioderkami. Całe szczęście Solberg i Swansea współdzielili jedną szarą komórkę, bo tak jak na boisku z łatwością odczytywali swoją intencję względem zabawy z tłuczkiem, tak okazało się, że i w tańcu da się wyłapać wzajemne ruchy i w jakimś stopniu się zgrać. - Pa na to, kocie. - mruknął, zakręcając nim niczym w tangu szakirką, po czym przechylił go i jak się mówi A, to trzeba powiedzieć i B, w związku z czym za macanie po dupie, dostaje się soczysty pocałunek prosto w te jego pełne usta.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że dał się złapać na niewidzialne lasso, a potem sam pozwolił sobie złapać za poślady kumpla. Czy było to mądre? Nie. Miłe dla oka? Zależy pewnie czyjego. Przyzwoite na lekcji? Absolutnie. Ale żadnego z nich to chyba nie obchodziło, gdy postanowiły odjebać jakąś własną wersję Brokeback Mountain na oczach całej klasy. Max nie zdążył się na czas połapać, co Swansea planuje zrobić. A może ten nic nie planował, tylko szedł za flow, co by bardziej chyba do niego pasowało. W każdym razie, w jednym momencie Solberg wyginał bioderkami i nóżkami, dając się poprowadzić, by zaraz opaść w ramionach Lockiego i poczuć jego usta na swoich. Powiedzieć, że był zaskoczony, to mało, ale jak to Solberg, oddał pocałunek, bo taki już sobie odruch w życiu wyrobił. -Następnym razem weź chociaż przyjdź z kwiatami, czy coś. - Odpowiedział z udawaną obrazą, gdy już wrócili do normalnego stanu rzeczy, a Max jeszcze klepnął Lockiego dwa razu w policzek. -I przyjdź w samych kowbojkach. - Dodał jeszcze bardzo sugestywnie, choć obydwoje dobrze wiedzieli, że nic z tego, bo Lockie to ma raczej niezdrowy pociąg do wszystkiego, co ma czerwień na szacie i zdecydowanie nie chodziło raczej o krew.
k100:60 + 10 (zwinny jak lunaballa) = 70 (2 błędy) Wylosowane błędy:F, I (noski noski i wywrotka)
Wbrew pozorom nie narzekał na dobór obuwia – pomimo początkowej rezerwy, czółenka okazały się zaskakująco wygodne i po kilku rundkach wzdłuż ściany Terry poruszał się w nich całkiem swobodniea E jMusiały być zaczarowane, bo leżały jak ulał, a przecież tyle się nasłuchał o obcierających stopy obcasach, tymczasem on czuł się w nich niemal tak dobrze, jak w zwykłych butach do garnituru. A wyglądał… no cóż, to już kwestia indywidualna, chociaż sam Anderson nie zamierzał narzekać na tych kilka dodatkowych centymetrów wzrostu. - Cześć! – powitał Gryfonkę (@Imogen Skylight) szerokim uśmiechem, zbyt zajęty ćwiczeniem cat-walku w swoich nowych czółenkach, by w ogóle rozpocząć poszukiwania partnera. – Ty wyglądasz w nich lepiej! – machnął ręką, zadowolony, że trafił mu się ktoś z poczuciem humoru. Przez mniej więcej pół godziny ćwiczyli w parze i choć zdarzały im się omyłki, to w gruncie rzeczy wyszedł z tego całkiem niezły taniec. Nie było to może tango z prawdziwego zdarzenia – Terry był zbyt nieśmiały, by porwać się na coś tak odważnego, niemniej kroki i figury wykonywali sprawnie, nawet jeśli stali nie tak blisko siebie, jak wymagałaby tego sztuka. – Super Ci idzie! To co, podmianka? – zapytał, kiedy przyszła kolej na zmianę partnera i płynnym ruchem posłał koleżankę w kierunku kolejnej czekającej na nią osoby, samemu robiąc jakiś dziwny pseudo obrót, w połowie którego wylądował… - O cholera, PRZEPRASZAM! – wysapał, kiedy wpadł na wykonujących jakieś dzikie piruety Ślizgonów (@Lockie I. Swansea & @Maximilian Felix Solberg) W pierwszej chwili chciał jak najszybciej zebrać się i uciec do następnej wolnej osoby – najlepiej w oddalony jak najdalej kąt sali - z nerwów potknął się jednak o własne obcasy, zaplątał między nogami Ślizgonów i wylądował wraz z nimi na ziemi. Trudno powiedzieć, co było bardziej niepokojące – biel na jego policzkach, gdy ze strachu cała krew odpłynęła mu z twarzy, czy zastępująca ją purpura, kiedy rozłożył się na parkiecie.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Powiedzieć, że nigdy nie przeszło mu przez myśl jakie te wielkie, mokre usta Solberga są z bliska, to skłamać, ale że będzie to sprawdzał na lekcji DA? Tego się nie spodziewał wcale. Cóż począć, jak kamień goreje w kieszeni, kowbojki rwą się do rwania, a Max bardzo sprawnie obmacuje pośladki. To jakby gwiazdy i planety układały się w koniunkcji i stawanie na przekór przeznaczeniu mogło skończyć się tragedią - a tych nie potrzebowali więcej. Już wystarczyło, że sami byli chodzącymi tragediami. - Mówisz, że wystarczy wziąć wiecheć badyli? - wyszczerzył się do tego klepania i parsknął na to pobożne życzenie- Profesorze Raaain! - odwrócił się w półobrocie w stronę nauczyciela - Czy ja mogę te kowbojki wypożyczyć? Mam po lekcji pewne zobowiązania! - zawołał i byłby pewnie gotów dodać jakie, gdyby nie fakt, że staranował go niskorosły Puchon (który właściwie był zaskakująco dużo wyższy, niż Swansea to ostatnio pamiętał). Kolos na glinianych nogach (ale za to w jakich zajebistych kowbojkach) zachwiał się niebezpiecznie i niczym domino wpadł na Maxa, przez co we trójkę rozplaszczyli się na parkiecie. - Kurwa Max weź, nie wiedziałem, że te bułeczki takie zajebiste, że nawet małoletni puchoni będą na nie lecieć... - szepnął dramatycznie do kumpla - To jak broń masowego rażenia. - ale powagi długo nie utrzymał, bo zaczął rżeć jak hiena, widząc plejadę barw przepływającą przez twarz Andersona.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max wiele sobie z tego nie robił. Nie był to pierwszy kumpel, z którym polazł w ślinę i nie pierwszy hetero. Ten przynajmniej był trzeźwy, a to już jakiś postęp. Zabawa się kręciła, jak oni w tańcu i to się liczyło. -Z każdego wiechcia upichcę coś w kociołku. - Wzruszył ramionami, bo po co innego byłyby mu kwiaty od Swansea to nie wiedział. O mało co nie popluł się zaraz, gdy Lockie z takim zaangażowaniem chciał postarać się jednak o te kowbojki. Cóż, wiele nie było trzeba, by Swansea zwabić w ramiona. A przynajmniej nie te Solbergowe. Romantyczne marzenia zostały jednak przerwane przez wpadającego jak bomba Terryego, który runął jak długi między nimi. A właściwie to razem z nimi, bo polecieli jak domino. -Terry po prostu poczuł się zazdrosny. Buziaka? - Wyszczerzył się do puchona, po czym złożył usta w dzióbek, jakby faktycznie szykował się do pocałunku.
k100:60 + 10 (zwinny jak lunaballa) = 70 (2 błędy) Wylosowane błędy:F, I (noski noski i wywrotka)
Równie dobrze ktoś mógłby go w tej chwili spetryfikować, bo dokładnie tak się czuł, podźwigając się na łokciu pośród plątaniny nie swoich kończyn. Pół biedy, gdyby wpadł na jakąś przypadkową parę – byłoby mu głupio, przeprosiłby, obrócił wszystko w żart. Ale nie, jego głupie szczęście pokierowało go wprost do paszczy lwa… która w tym wypadku przyjęła postać dwóch prawie dwumetrowych węży. Przez chwilę wydawało się, że chłopak próbuje wydusić z siebie jakieś zdanie, jednak żaden dźwięk nie dobył się z Andersonowego gardła, a jedynie nozdrza falowały mu tak, jakby zaraz miał się zapowietrzyć. Czuł kołatające się w piersi serce, kiedy szeroko otwartymi oczyma błądził od jednego do drugiego Ślizgona, wyglądając przy tym jak skazaniec czekający na wyrok. - C..co? – zamrugał, bo akurat takiego pytanie się nie spodziewał – N.. nie, ja… sorry! – jąkał się głosem o oktawę wyższym niż normalnie, czując jak oblewa go tym intensywniejszy rumieniec. Skąd Max wiedział? Czy w ogóle wiedział? Nie, to nie mógł być przypadek… Nie miał pojęcia, jak Solberg dowiedział się o czymś, o czym w Hogwarcie wiedziała zaledwie garstka osób, ale nie miało to teraz większego znaczenia. Skoro wiedział on, to za chwilę wiedzieć będzie cała szkoła. Puchonowi zrobiło się gorąco, kiedy wyobraził sobie te wszystkie żarty i kpiny, z którymi będzie się musiał mierzyć. Miał wrażenie, że parkiet zapada się pod nim, a świat dookoła zaczyna wirować. W panice zerwał się na równe nogi i praktycznie na oślep czmychnął jak najdalej od dwójki śmiejących się w niebogłosy Ślizgonów. Nie miał pojęcia, kogo mijał po drodze i niewiele brakowało, a wypadłby z klasy jak strzała, mając w głębokim poważaniu, że nadal trwała lekcja, po drodze wpadł jednak na kolejną osobę – mało tego, na kolejnego Ślizgona! Danil najwyraźniej był w trakcie zmieniania partnerów, bo ich zderzenie przerodziło się bardziej lub mniej zgrabny obrót, od którego płynnie przeszli do dalszej części układu. - Cześć. -wydukał, kiedy udało mu się skupić wzrok na twarzy chłopaka – Jak tam lekcja?
Trafiła na kogoś kogo znała, dzięki czemu odetchnęła z ulgą. Wolała czuć się bezpiecznie, aniżeli upadać z wysokości, przy tym skręcając kostkę, bo... Choć rzeczywiście często chodziła w obcasach i nie stanowiły one dla niej problemu - w objęciach z kimś, kto nie potrafił postawić kroku na parkiecie, mogłaby skończyć z kontuzją. Clementine jednak ufała Honeycott i miała szczerą nadzieję, że gryfonka nie postanowi jej zabić, a już tym bardziej uszkodzić. To pierwsze było mniej obojętne Francuzce, bowiem po śmierci i tak mogłaby tylko nawiedzać przyjaciółkę, aniżeli szukać zemsty jak w przypadku urazu. Oczywiście - wszystko było w żartobliwym tonie, wszak Bardot zamierzała się dobrze bawić. Bez względu na potencjalny wypadek. Zaczęły tańczyć, niemal płynąć w tańcu, robiąc kroki, które zdawały się całkiem nieźle wykonane. Lawirowały w tłumie uczniów, aż do pewnego momentu, kiedy to wyślizgnęły się Adeli z rąk. Czuła, że jej zbyt szybko obrót, to nie jest dobry pomysł, a kiedy tylko cicho jęknęła z powodu uderzenia kostką w jakąś szkolną ławę, usłyszała jej głos. - To nic - szepnęła, mimo iż w kącikach oczu zebrały się łzy. - Gapa ze mnie, nie powinnam tak szybko wirować, bo przecież to tylko szkoła, a nie salony ministra Francji - zażartowała, przygryzając nieco wargę, by złagodzić odczuwanie bólu w kostce. Chwilę potem jednak jej wzrok osiadł na pewnym chłopcu, którego znała z tamtego klubu. Nie wiedziała jak o niego zapytać i co właściwie powinna powiedzieć, ale postanowiła zaryzykować, bo i tak była nowa, a wszelkie błędy towarzyskie należało jej wybaczyć. - Znasz go? - spytała, wskazując subtelnie podbródkiem na Lockiego.
k100:74 + 10 (gibki jak lunaballa) = 84 Wylosowane błędy:E - wpada na @Daniil Egorov & @Malakai O'Malley, bo po co się ograniczać do jednego
- No ba! Duet doskonały! - zaśmiała się pogodnie Lily w odpowiedzi na słowa @Aiyana Mitchelson. Jeszcze bardziej rozbawiło ją pytanie dziewczynki, która przecież nie mogła wiedzieć zbyt wiele o jej pochodzeniu, nawet jeśli czuła bijący od niej urok. - Ja kocham tańczyć! Co prawda z baletem nie miałam zbyt wiele do czynienia, dlatego puenty to dla mnie względna nowość. Ale moja matka jest wilą, taniec mam we krwi! I dla zobrazowania swoich słów zaczęła tańczyć solo w podstawowych krokach pokazywanych przez nauczyciela, ale że robiła to w nietypowych do tanga butach, po kilku wdzięcznych krokach straciła równowagę i przewróciła się na tańczącą obok parę. - OCH! - kompletnie zaskoczona tym, że wylądowała praktycznie pomiędzy nimi, choć przy splecionych w tangu ciałach było to naprawdę trudnym wyczynem. Z tego samego powodu praktycznie utknęli na moment zaplątani, zbliżając się bardziej, niż którekolwiek z nich planowało. - Panowie wybaczą - wykrztusiła, nie mogąc odzyskać pionu, dlatego dla równowagi złapała się ramion Malakaia. - To mój pierwszy raz... Udało jej się przywrócić stabilność, a kiedy zorientowała się, że jest praktycznie twarzą w twarz z puchonem, dała krok w tył, wpadając wprost na Daniila. - ...w puentach. - dokończyła, czując, że niezręcznie wyszło. Miała nadzieję, że nie przeszkodziła im w niczym ważnym. Ostatnie, czego teraz chciała, to zburzyć nieśmiało rozkwitającą namiętność między dwójką nastolatków.
— A tak, to dlatego. Minęliśmy się, zacząłem naukę tutaj w tamtym roku. Ja nigdy nie słyszał takiego imienia, ładne. To zabawne, mijam się w ten sposób z co najmniej kilkoma osobami. Z Gaelem, który pojechał na wymianę, z Lyssą, którą kojarzę tylko z pokoju wspólnego, ale słyszałem, że zrobiła sobie przerwę od studiów i teraz Malakai przyznaje się do tego samego. Jest to o tyle zabawne uczucie, że znów czuję się trochę jak nowy, tylko bez całego tego stresu. Całkiem przyjemne, jeśli mam być szczery. — To może ja podominujet? — mówię, nie zastanawiając się zbyt wiele, niestety. Pojmuję swój błąd dość szybko, choć być może pod wpływem jego miny. Macham nerwowo rękami. — Poprowadzę, ja chciałem powiedzieć poprowadzę. Trochę umiem tańczyć. Ale tylko trochę, oczywiście. Jeśli chodzi o tango, to wcale nie jest to kłamstwo, ale doświadczenie z baletem sprawia, że łatwo przyswajam kroki i mam ogólne obeznanie w temacie. Im dłużej jestem na zajęciach, tym trudniej wierzyć mi we własne założenia, ufać przekonaniu, że mówienie otwarcie o mojej pasji poniesie ze sobą jakieś tragiczne konsekwencje. W końcu mam na sobie obcasy, a jedyne co usłyszałem na ten temat, to że wyglądają stylowo. Już samo to tak diametralnie różni się od mentalności w Durmstrangu, że omal nie przepalają mi się zwoje. Okazuje się, że mam rację i kroki w tangu łapię dość szybko, na tyle, by po przyjrzeniu się profesorowi rzeczywiście być w stanie poprowadzić Malakaia. Łapię go w sztywną ramę ramion i choć w każdej innej sytuacji byłbym zakłopotany, stojąc tak blisko twarzą w twarz z innym chłopakiem, to teraz przecież mamy tańczyć. Taniec nie zna przestrzeni osobistej i ja też jej nie znam, wyglądam więc, jakby tak niewielki dystans nie robił na mnie wrażenia i faktycznie tak jest. To jakbym przestawił w głowie jakąś dźwignię, wcisnął przycisk. To właśnie dlatego bardziej niż ręka na pośladku szokują mnie słowa, które im towarzyszą i może ogólny wydźwięk, jakiego przez to nabrał ten gest. Przez jeden oddech nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy, co jest dość kłopotliwe, skoro są wprost na linii mojego wzroku i w dodatku wpatrują się we mnie z bliska z niemym pytaniem. Nie bardzo wiem, jak zareagować, więc wpierw uśmiecham się lekko, z zakłopotaniem, a zaraz potem przekuwam ten uśmiech w coś mocniejszego, nacechowanego większą pewnością siebie. — Ty myślisz, że to było wspaniałe? To patrz na to. Coś we mnie bardzo próbuje mu zaimponować, ale coś idzie nie tak. Ostatecznie zamiast zrobić imponującą figurę taneczną z planowanym obrotem w jego wykonaniu, kończymy posplatani w bardzo dziwny sposób, ja za jego plecami, z rękami obejmującymi go zdecydowanie mocniej, niż wypadałoby na lekcji. Bardzo próbuję nie roześmiać się w głos, bo zrobiłbym to wprost do jego ucha. — Wybacz — mamroczę z rozbawieniem zamiast tego i próbuję jakoś to odkręcić. Straciliśmy rytm, ale i trochę czasu, bo moment prób z partnerem mija i ludzie zaczynają zmieniać partnerów. Ogarniam to dopiero w chwili, gdy do naszej dwójki dołącza @Lily Blackwood, wciskając się pomiędzy nas. Z zaskoczeniem odkrywam w sobie nuty zazdrości, gdy nagle kradnie atencję Puchona, tym bardziej, że jest tak nieziemsko i onieśmielająco piękna, że całe moje bycie „niesamowitym” traci na znaczeniu. Godzi to niestety w moje ego, bo przecież najbardziej kocham, kiedy całe przedstawienie należy właśnie do mnie. Kiedy na mnie wpada, to i tak tylko pomaga mi w podjęciu decyzji o ustąpieniu miejsca. Nie jest to też do końca personalne, bo przecież tak czy inaczej muszę zmienić partnera. — Jak tylko prywykniesz, to ty nie będziesz chciała nosić innych buta. Do zobaczenia na parkiecie — wpierw zwracam się do dziewczyny, a potem mówię już do obojga, puszczam do Kaia oczko, po czym odwracam się i... wpadam prosto w ramiona @Terry Anderson. To tak jakby wpaść z deszczu pod rynnę, ale kiedy jest się żabą. Całkiem nieźle, jeśli mam być szczery. — Priviet — celowo witam się z nim po rosyjsku i uśmiecham się mimowolnie, odruchowo. — Okazuje się, że niezło radzę sobie na obcasach, ja dumaju czy nie nosić ich częściej. To normalne u was? — zaczynam żartem, ale kończę szczerze zaciekawiony odpowiedzią. W międzyczasie oczywiście nie próżnuję, od razu łapię go w ramę, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości, kto prowadzi w tym tańcu. — Jak ja prowadzę to Ty może powinien zrobić tak — wyciągam do tyłu nogę i czubkiem buta rysuję ładne półkole na parkiecie. Rzucam mu wyzywające spojrzenie, czekając, czy pójdzie w moje ślady. Zwłaszcza że też trafiły mu się buty na obcasie.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas naprawdę próbował tańczyć w szpilkach. Już niemal rok trenował łyżwiarstwo figurowe i był naprawdę dobry w łapaniu równowagi. Niestety niewielki obcas łyżew nie przygotował go na wyzwanie, które postawił przed nim profesor Rain. Szło mu nawet znośnie, kiedy nagle przewrócił się z takim hukiem, że ściągnął na siebie uwagę nauczyciela. Poobijany tyłek został tak szybko "naprawiony" przez Issyego, że Nicholasa wprawiło to w lekką konsternację, no ale grunt, że obyło się bez kontuzji - na te nie mógł sobie pozwolić przed nadchodzącym sezonem sportów zimowych. Przeprosił @Iris Skylight za wpadkę i resztę ćwiczeń z nią przetańczył jedynie w czarnych skarpetkach. Szło mu dzięki temu o wiele lepiej, póki nie przeszli do końcowego zaklęcia, które zamiast rozbłysku fajerwerków przyniosło pojawienie się jakiejś damskiej przerażonej facjaty w otoczeniu chochlików. Bywa, trudno. Nadszedł czas na zmianę partnerów i wtedy amulet znów rozgrzał się zaskakująco mocno. Podniósł wzrok na osobę, obok której się znalazł i zobaczył @Imogen Skylight. - Zdaje się, że tango chce nam coś powiedzieć - zwrócił się do gryfonki z roziskrzonym spojrzeniem i szarmancko skłonił się, zanim wyciągnął do niej rękę. - Pani pozwoli? Co z tego, że był boso, że wokół byli inni studenci, a to miał być ich pierwszy wspólny taniec. W tej chwili zdawało mu się, że na całym świecie istniała tylko ona i muzyka, w rytm której chciał prowadzić ją w sensualnym tańcu.
Lekcja toczyła się dalej i wszystko szło dobrze. Z @Terry Anderson tańczyło się jej naprawdę dobrze. Nie miel większych problemów z poprawnym wykonaniem układu tanecznego, który to profesor Rain postawił przed nimi. Niemniej nie było w tym nic z namiętności, które tango jednak powinno mieć w sobie. Nic w tym dziwnego, chłopak był od niej zdecydowanie młodszy i Imogen czuła się, jakby tańczyła z młodszym bratem. Poprawnie tańczącym, ale jednak młodszym bratem. - Powodzenia dalej! - pożegnała się z nim, kiedy nadszedł czas na zmianę partnerów. Znów ujęła w dłoń swój kamień i poczuła, że ten ciągnie ją w stronę @Nicholas Seaver. Kamień wręcz parzył ją między palcami, toteż Imogen szybko schowała go do kieszeni spodni, zanim ujęła dłoń Nico, aby zacząć z nim tańczyć. - Cóż, chyba nie możemy sobie tego odmówić - oznajmiła, nie wiedząc nawet czemu wypowiada te słowa. Ciągnęło ją do niego niemiłosiernie i nie potrafiła tego w żaden sposób okiełznać. Niemniej, każdy krok w towarzystwie Gryfona był jakby idealnie wywarzony i zsynchronizowany. Ich ciała znajdowały się zdecydowanie bliżej, niż taniec tego wymagał, a Imogen cały czas nie mogła oderwać wzroku od jego oczu. Oddychała szybciej, choć niekoniecznie za sprawą zmęczenia. Kiedy Nico przechylił ją, w rytm wyznaczonych kroków, Imogen oplotła jego nogę swoją własną, nie przejmując się tym kto może patrzeć i jak może na to reagować. Powoli unosiła swoje ciało do pionu, wciąż wpatrzona w niego niczym w obrazek, przesuwając swoim udem po jego własnym. Ten moment był tylko ich, nic nie mogło tego powstrzymać. Dlatego, popchnięta jakimś dziwnym działaniem magii, przyciągnęła chłopaka bliżej do siebie, aby go namiętnie pocałować, bo tak podpowiadały jej gorejące kamienie, kroki i wszystko inne w tym momencie.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
k100:43 Wylosowane błędy:B, J, E, D, a gdzie A? Kasia jest gwiazdą tej sceny i nie pozwala, abym ją puściła, czyli B do kosza. Robimy za to J
Nie mogła uwierzyć, że po prostu się do niej uśmiechnął i dał jej te cholerne buty. Stała tak na uboczu przez chwile wpatrując się w baletki, prawie nie zauważając kiedy je założyła na nogi i ustawiła się do tańca w parze z Kate, bo kamień zdecydowanie zaczął wibrować przy gryffonce. Fern przyszło tylko bezgłośnie wypowiedzieć, przepraszam, a kiedy profesor zaczął prezentacje ćwiczeń z Solbergiem, nie mogła uwierzyć, że podniósł Maxa, czyli buty dawały nadludzką siłę. Starała się zapamiętać kroki nauczyciela, tak aby móc to odwzorować w pamięci i przy okazji nie zabić Kate, ale już przy ćwiczeniach Fern miała problemy. Zwłaszcza przy obrocie, na szczęście Milburn chyba w pieluchach robiła karierę w Tańcu z Gwiazdami, dlatego mocno trzymała się Young, a ta jakimś cudem nie wypuściła gryffonki z rąk. Musiała przyznać, że zaczynało ją to stresować, nawet jeśli nie musiała wykręcać się na obcasach, to jednak wyczucie rytmu było trudne, pierwszy raz chyba to robiła i to tak na poważnie. Jakby tego było mało kamienie, które podarował im profesor Rain zaczęły się dziwnie zachowywać, a na pewno ten, który miała Fern. Za nim się zorientowała razem z Kate były tak blisko, że już bliżej się nie dało. Naprawdę Young nie spodziewała się, że można tak tańczyć, wydawało się jej, że to już nie był taniec, a jakieś obmacywanie. Nie sądziła, że robi to specjalnie, ani że Katarzyna na nią leci. Dlatego właściwie nie mogąc nic zrobić, zdała się na rytm i muzykę, której nie słyszała, a jej usta zbliżyły się niebezpiecznie do karminowych ust ślicznej studentki.
k100:82 + 10 (cecha) = 92 Wylosowane błędy: brak, ratuję @Fern A. Young przed popełnieniem błędu B
Skinęła głową z zadowoleniem, gdy @Aiyana Mitchelson pochwaliła jej transmutacyjne umiejętności, co było chyba pierwszym budującym ją eventem tego roku, bo akurat w tej dziedzinie magii była absolutnie najgorsza, jeśli o rzucanie zaklęć chodziło. Na szczęście ani jej różdżka, ani pamięć nie zawiodła jej na tak podstawowym poziomie, dzięki czemu dziewczynka mogła swobodnie uczestniczyć zajęciach w płaskim obuwiu. Ona sama stanęła w szpilkach dość pewnie, przyzwyczajona do chodzenia w obcasach (bo taka z niej książniczka). - Cześć krasnalu, jaka pogoda u Ciebie? - zapytała @Adela Honeycott, waląc jednym z bardziej oklepanych sucharów, ale Adela to był swój człowiek, przy niej można było powiedzieć cokolwiek i nie narażało się na osąd i krzywe spojrzenie. Zaraz później dołączyła do nich @Clementine Bardot ze swoją francuską uczuciową wylewnością. Kate odwzajemniła jej przyjacielski uścisk z uśmiechem na ustach. - Siostry! - dodała entuzjastycznie, gdy zauważyła w jakich butach przyszła Gryfonka. Też była ciekawa, czy się nie pozabijają, ale nim zdążyły rozwinąć temat, nauczyciel przeszedł do omawiania tematu zajęć a także do... prezentacji. Wybranie do tego @Maximilian Felix Solberg było ciekawym posunięciem, ale nawet istotna różnica wzrostu nie sprawiła profesorowi Rainowi problemów w podniesieniu swojego partnera. Kasi trochę nie uśmiechało się, żeby podnosić takie klocki jak ślizgońscy pałkarze, więc los się do niej uśmiechnął, gdy w pierwszej parze wylądowała z @Fern A. Young. - Cześć - przywitała się z uśmiechem, nie zdając sobie sprawy z faktu, że jej partnerka w tańcu była głucha. Ćwiczenie tanga okazało się być... Dużym wyzwaniem. I to nie ona była "problemem", a jej młodsza koleżanka, której najwyraźniej słoń nadepnął na uszy (gdyby miała świadomość, jak niedelikatna była to myśl, prawdopodobnie poczułaby się ze sobą bardzo, ale to bardzo źle). Cudem uratowała się od upadku, gdy ta puściła ją w najmniej oczekiwanym momencie, później kolejne boskie objawienie uchowało ją przed potknięciem. Kątem oka zdążyła zauważyć przypadkowe migdalenie się w wykonaniu @Veronica H. Seaver i zaśmiała się pod nosem, mentalnie zapamiętując ten obrazek na wieki. Tak się zagapiła na podboje Krukonki, że prawie przeoczyła podboje @Lockie I. Swansea, który składał gorący pocałunek na ustach Maxa. Kate opadła kopara, zgubiła rytm, pominęła jeden krok... I nagle Fern znalazła się zdecydowanie zbyt blisko. Musiały jakoś wybrnąć z tej dziwnej, mało komfortowej sytuacji. Ręka tu, druga tam, nogi w prawo, może jednak w lewo, auć, stopa... Usta? - Co Ty robisz? - zapytała z lekka poirytowana tym nagłym, nieproszonym muśnięciem, bo nawet ciężko było to nazwać całusem. Czy w pokoju paliła się jakaś świeczka z amortencją? O co tu chodzi?
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Przez moment docierało do niego niewiele z tego, co działo się dookoła. Nie zwracał uwagi na wirujące dookoła postaci, które zlały się w jedną smugę, podczas gdy on w panice kierował się w stronę wyjścia. Nie chciał brać udziału w tych zajęciach ani minutę dłużej – a szkoda, bawił się bowiem całkiem nieźle, dopóki nie wpakował się między Maxa i Lockiego. To wszystko nie miało jednak teraz najmniejszego znaczenia, blednąc w obliczu przerażającego obrazów, które podsuwała mu wyobraźnia. Znów będzie pośmiewiskiem całej szkoły, wszyscy będą o nim gadać, wskazywać go palcem, naśmiewać się… Serce biło mu jak szalone i gdyby nie był w stanie histerii, zapewne rozpłakałby się tu i teraz. Kręciło mu się w głowie, w uszach szumiało a przed oczami widział mroczki, nic więc dziwnego, że nawet nie zauważył Daniila, nim na siebie nie wpadli. Trudno powiedzieć, czy na jego widok chłopak poczuł ulgę, czy może ogarnął go tym większy popłoch. Skoro Max wiedział, to każda sekunda spędzona w towarzystwie Puchona narażała Daniila na plotki i pomówienia, a te z całą pewnością okazałyby się gwoździem do trumny ich powoli budowanej przez cały poprzedni rok relacji. Rzucił jedno wystraszone spojrzenie w kierunku Ślizgonów, nim skupił wzrok na twarzy partnera, która była… Ah! Nawet w tak niekorzystnych okolicznościach Terry nie mógł nie zauważyć, że taniec ewidentnie chłopakowi służył. Twarz Ślizgona była zdrowo zarumieniona, w atramentowych oczach jarzyły się iskierki, a uśmiech, który mu posłał, mógłby roztopić dowolny lodowiec. Nie był to może najlepszy moment na podziwianie kolegi, jednak prawda była taka, że w całym tym zamieszaniu i emocjonalnym wzburzeniu, które Puchon przeżywał, Daniil okazał się wyjątkowo skutecznym punktem zaczepienia. Szesnastolatek powoli wracał do siebie i choć serce nadał łomotało mu jak oszalałe, to udało mu się odzyskać panowanie nad resztą ciała. Uśmiechnął się, słysząc jak chłopak przemawia w swoim ojczystym języku. Uwielbiał to, jak melodyjnie brzmiał on w jego ustach, nawet jeśli rozumiał może ze trzy słowa, z czego jedno niecenzuralne. Było coś naturalnego w tym, jak Daniil przerzucał się na rosyjski i Puchon po cichu liczył, że będzie mu się to zdarzało coraz częściej wraz z rozwojem ich znajomości. Może kiedyś chłopak zgodzi się nauczyć go jakichś podstaw? Niby istniały tłumaczki (które zresztą dostał od Daniila na gwiazdkę), chciałby jednak móc sam porozumiewać się ze Ślizgonem w jego ojczystej mowie. Może przez wakacje powinien był zainstalować Duolingo na telefonie? - Nie jest to głupie, te buty są zaskakująco wygodne. – zgodził się, podłapując żartobliwy ton – Jestem ciekaw, jak taki Patol zareagowałby na widok faceta w obcasach. Gdyby się przyczepił to technicznie byłaby to dyskryminacja… - udał zadumę, pozwalając prowadzić się Daniilowi w tańcu, na którym sam skupiał się zdecydowanie mniej, niż kiedy ćwiczyli z Gryfonką. Może to kwestia wprawy, a może po prostu Daniil starał się za ich oboje, w każdym razie nie szło im wcale tak najgorzej – ba, Terry miał wrażenie, że im mniej myślał o tym, jakie kroki ma stawiać, tym lepiej mu ten taniec wychodził. Z każdą chwilą czuł się coraz bardziej rozluźniony w ramionach kolegi, wracał mu też dobry humor, kiedy wiec Ślizgon zaproponował szeroki łuk obcasem, Terry z błyskiem w oku powtórzył jego ruchy, po wszystkim uśmiechając się z dumą, pomimo że nie było w tej figurze nawet ułamka gracji, którą zaprezentował Daniil. - Dla Ciebie to chyba bardziej zabawa, co? - zapytał bez cienia złośliwości, zwyczajnie ciekaw, jakie to musiało być przeżycie dla profesjonalnego tancerza, kiedy ćwiczył z ludźmi, którzy nie dorastali mu umiejętnościami nawet do pięt. – Nie kusi Cię? Żeby wyjść na środek i pokazać co potrafisz? Nawet nie zauważył, że w międzyczasie zbliżyli się do siebie zdecydowanie bardziej, niż to miało miejsce kiedy ćwiczył z Imogen. Wbrew temu, co można by przypuszczać, Terry czuł się znacznie swobodniej tańcząc z Danile, miał bowiem świadomość, że dla chłopaka nie było to nic nadzwyczajnego – trenował przecież całe życie. Zdał się całkowicie na umiejętności Ślizgona, pozwalając mu prowadzić się w tańcu, i bardziej niż na krokach, których uczyli się jeszcze kilkanaście minut temu, kierując się instynktem, czy może po prostu dopasowując się i odpowiadając na ruchy partnera. Jak już zdążył odkryć podczas swojej krótkiej znajomości z Cahilem, było coś niebezpiecznie pociągającego w oddawaniu kontroli innym, w wyłączaniu myślenia i pozwalaniu, by to inny kierowali rozwojem wypadków. Może to właśnie ta analogia stała się przyczynkiem do tego, co wydarzyło się chwilę później. Tańczyli ze sobą już dłuższą chwilę, na tyle długo, że udało im się całkiem nieźle zgrać, dzięki czemu byli w stanie mniej lub bardziej przewidywać swoje ruchy i odpowiednio na nie reagować. Wykonywali właśnie jakiś wyjątkowo efektowny obrót, czy może figurę wymagającą podnoszenia, w każdym razie sunęli płynnie po parkiecie w jedną i w drugą, aż wreszcie Terry wylądował z powrotem twarzą w twarz ze Ślizgonem, tyle że teraz dzieliły ich milimetry. Czuł na policzku wydychane przez chłopaka powietrze, widział ciemniejsze plamki w jego granatowych tęczówkach. Boże jaki on jest piękny. Nie mógł nie zauważył podobieństwa między nim a Caelanem… a może po prostu chodziło o bliskość, której nie dzielił dotąd z nikim innym, nie mógł więc porównać jej do nikogo poza nim. Na samą myśl o poznanym w wakacje chłopaku poczuł biegnący od kręgosłupa aż po kark dreszcz. Tak blisko. Miał ogromną ochotę pocałować te uśmiechające się niewinnie usta, wiedział jednak, że nie powinien – mało tego, on nie mógł tego zrobić. Z nieco smutnym uśmiechem pozwolił obkręcić się jeszcze raz, kiedy jednak po raz drugi wylądował w ramionach Danila, coś poszło nie tak. Może byli zmęczeniu, a może to on zapatrzył się i pomylił kroki. Ich ciała były tak mocno splecione ze sobą, że wystarczył najmniejszy błąd, by zderzyli się czołami, nosami, ustami. Poczuł muśnięcie ciepłych warg i nie mógł się powstrzymać, mimowolnie otwierając je nieco szerzej, desperacko spragniony czułości, którą dopiero co poznał kilka tygodni temu, a której teraz brakowało mu jak tlenu w powietrzu. Trudno powiedzieć ile to trwało, kiedy jednak Terry zdał sobie sprawę z tego co robi – a może to Daniil go odepchnął – Puchon poczuł, jak ziemia osuwa mu się spod nóg. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Serce, które jeszcze chwilę temu łomotało mu w piersi jak szalone, teraz niemal zatrzymało się z czystego przerażenia. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w Ślizgona, szukając na jego twarzy jakiejkolwiek reakcji, prędko doszedł jednak do wniosku, że nie był w stanie w tej chwili zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań. Z rosnącą gulą w gardle i rumieńcem zawstydzenia na piegowatych policzkach cofnął się krok, dwa, trzy, po czym wybiegł z klasy, czując napływające mu do oczu łzy. Co on najlepszego uczynił?!
Staram się o wiele mocniej, niż planowałem, kiedy dowiedziałem się o temacie zajęć. Przecież jeszcze na początku celowo zamieniłem buty na takie, które są dla mnie o wiele mniej oczywiste i wygodne, by utrudnić sobie sprawę... teraz zaś staram się stać na wysokości zadania i wydobyć z obcasów tyle gracji, ile tylko jestem w stanie. Staram się już przy Malakaiu, odnajdując w sobie potrzebę zaimponowania drugiej osobie, skoro w końcu robię coś, czym mam realną szansę zaimponować, ale prawda jest taka, że dopiero przy Terrym zastanawiam się nad każdym ruchem i układam je w głowie w przód, żeby wyszło jak najlepiej. Możliwe też, że dopiero teraz jestem na tyle roztańczony i oswojony z tangiem, że czuję się w tym wystarczająco swobodnie. Jeśli to jest powód, to cieszę się, że trafiam na niego właśnie w tym momencie. Staram się tym bardziej, że wiem, jak wiele zależy od osoby prowadzącej w tańcu, i że mogę mu tym dużo ułatwić. A przecież chcę, żeby zapamiętał dobrze ten taniec i nie zniechęcił się już na starcie. I może spojrzał na siebie trochę przychylniejszym okiem... — Elegantno! — chwalę go szczerze i z uśmiechem, widzę i czuję jak się rozluźnia. Taniec w duecie ma to do siebie, że nie da się wiele ukryć. Nie chodzi tylko o bliskość, w której trudniej jest kłamać, a to, jak zdradzieckie jest ludzkie ciało. Każde napięcie odbija się na mięśniach, w oddechu, w postawie. Czuję, jak w moich ramionach stopniowo mięknie i nie powstrzymuję uśmiechu pełnego satysfakcji, bo i ja nie chcę teraz nic ukrywać. — Kusi — przyznaję wprost, bo dla mnie nie jest to żadne zaskoczenie. Kusi mnie to bez przerwy od roku. Mogę na to nie wyglądać, ale nie jestem ani skromny, ani nieśmiały, jeśli chodzi o widownię. Uwielbiam, kiedy wszystkie oczy są zwrócone w moją stronę, a słowa zamierają na ustach pod wpływem tego, co robię. Jak to robię. — Ale teraz nie aż tak bardzo, ja nie umiem tańcować tanga... chyba że mam dobrego partnera. Mrugam do niego trochę filuternie i wpatruję się w niego, doszukując się jakichś reakcji. Czy piegowate policzki zabarwią się na różowo? A może wygnie wargi w uśmiechu? Lubię, kiedy się uśmiecha, jest w tym taki... szczery, zupełnie inaczej, niż zwykle bywam ja. Ciekawsko zaglądam w zmącony zielenią błękit i trochę żałuję, że nie jestem w stanie wyczytać z niego zbyt wiele. Nie mam pojęcia, jak wiele dzieje się w głowie Terry'ego, kiedy ja najzwyczajniej w świecie czerpię radość z tego, że mogę tańczyć na zajęciach i faktycznie uczyć się w tym tańcu czegoś całkiem nowego. Czy gdybym wiedział, byłbym w stanie coś z tym zrobić? Nagła zetknięcie się nosami i ustami jest wyraźnie nieplanowane z obu stron, ale wprawia w osłupienie tylko jego. Dla mnie to normalne, takie rzeczy w tańcu po prostu się zdarzają. Jestem oswojony z dotykiem drugiej osoby, z tym, że moja prywatna przestrzeń jest przez nią naruszana, że czasem któreś z nas potknie się lub pomyli i dzieje się coś takiego. Nie zwróciłbym na to większej uwagi, wszak sam przed sobą nie umiem do końca przyznać, że brak mi bliskości. Nie zwróciłbym jej, gdyby nie to, że Terry zatrzymał się w tym geście dłużej, niż powinien i zareagował tak, że z ułamka sekundy na ułamek sekundy coraz trudniej było brać to za przypadek. Najbardziej zaskakująca jest w tym jednak moja reakcja, bo zamiast przerwać to natychmiast, ujęty chwilą zmniejszam dystans jeszcze odrobinę i nieco mocniej zaciskam palce na jego dłoni, którą trzymam przez cały ten czas. Niezbyt wyraźnie, niezbyt widocznie, może nawet niezauważalnie. I wtedy do mnie dociera. Na Rasputina, co ja robię? Nie jestem przecież... nie jestem taki. Czy ktoś to widział? Nie jesteśmy sami, sala jest pełna innych osób i w dodatku... jasna klątwa, tutaj przecież jest profesor. Prostuję się, korzystając z tego, że przewaga wzrostu narzuca między nami dystans. Minę mam zupełnie neutralną i tylko ja jeden wiem, jak wiele siły kosztuje mnie to, by nie odbił się na niej strach. Ten wspina się po moim kręgosłupie, oplata mięśnie swoją ciasną siecią i sięga aż do karku. Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa jakoś nie nadchodzą, zupełnie nie wiem jak się zachować. Do tego jego mina... coś w jego oczach. Na chwilę przed ucieczką widzę w nich to, czego widzieć nie chcę – panikę i smutek, wstyd. Powinienem go pocieszyć, ale nawet gdyby nie wyślizgnął się z moich rąk i nie uciekł z sali, prawdopodobnie nie starczyłoby mi czasu, by spróbować to zrobić. Jak sparaliżowany zerkam jeszcze przez moment w stronę drzwi, z jednej strony chcę popędzić za nim, a z drugiej nie sądzę, by był to dobry pomysł. Następuje kolejna zmiana partnerów i nawet nie zauważam, gdy zaczynam ponownie tańczyć z kimś innym. Robię to z automatu, bez głębszego zastanowienia. Myśli pochłania mi wszystko, tylko nie tango.
k100:43 Wylosowane błędy:B, J, E, D, robię teraz E i D, zostawiam już w spokoju Kasie, męczę teraz puchonkę
Miała szczęście, że profesor Rain dobrał ją w parę z Milburn. Fern nie znała Kate, żeby wiedzieć, czy to dlatego, że dziewczyna wybitnie tańczy, ale na to wyglądało. Czuła, że nie powinna tu przychodzić. Właściwie to miała nadzieje, że nauczyciel każe jej siedzieć i się przyglądać, ale on chyba sądził, że nawet głucha powinna się świetnie bawić na jego zajęciach. Nie bawiła się świetnie, wręcz przeciwnie, chociaż gryffonka prowadziła ładnie i nie pozwalała się im obu zabić to jednak Young, kiedy tylko musnęła usta Kasi, miała ochotę uciec z tego cyrku. Widocznie nie ona jedna. Ślizgonka nie mogła za wiele odpowiedzieć @Kate Milburn, dlatego tylko milczała, a potem zostawiła bez słowa gryffonkę. Bo faktycznie na sali DA dzisiaj dużo się działo, ale Fern nie przyglądała się temu za bardzo, trafiając w ramiona tym razem @Lily Blackwood, lądując z nią w takich pozycjach, o jakich nigdy nie śmiałaby śnić, a potem po całej tej żenującej sytuacji przewróciła się, zbierając się przy pomocy profesora Raina, obiecała sobie, że już nigdy nie przyjdzie na żadne magiczne tango. Już dawno nie czuła się tak żałośnie jak dzisiaj.
Nie przeszkadzała już Kate, zamiast tego, skupiła się na dobrze jej znanej, Puchonce. Nawet, jeśli wspólny taniec z Lily ograniczał się do kilku minut, zamierzała je jak najlepiej wykorzystać. Zarówno na zabawie, jak i tej przyjemniejszej pogawędce. A jakby nie patrzeć, starsza dziewczyna poruszyła temat, który mocno zainteresował pierwszoroczniaczkę. - Kim są wile? To jakieś magiczne tancerki? Było to jej pierwsze skojarzenie, kiedy usłyszała o tańcu. Wciąż nie znała tych wszystkich pojęć, ale przyzwyczaiła się już do słowa "mugol". Poczyniła zatem mały kroczek do bycia bardziej integralną częścią czarodziejskiej społeczności. Nawet, jeśli ten kroczek zaliczał się do tych naprawdę tycich, niemalże niezauważalnych. Nie narzekała na wspólny taniec z Lily. Może to wynik wcześniejszej pomyłki starszej puchonki, ale jedenastolatka czuła się przy niej, jakby ta rzeczywiście była jej starszą siostrą. Nawet nie zwróciła uwagi na to, jak szybko upłynął im czas. Dopiero zachowanie nauczyciela jej to uświadomiło. Wyjaśnienia wystarczyły, aby zrozumiała konieczność zmiany poniektórych kroków. Dziewczynka nie pojmowała jednak parawanu, którym została odizolowana od reszty uczniów. Mimo wszystko wzięła się za trenowanie tańca, choć samemu, ćwicząc przed lustrem, nie było już tak samo. Zdecydowanie zabrało to pierwszoroczniaczce całą zabawę. A przynajmniej na dłuższą metę. Czuła, że z Lily albo Fern, byłoby znacznie lepiej.
Cieszyła się, że @Clementine Bardot nie miała jej za złe tej drobnej wtopy, bo było jej niezmiernie głupio, że naraziła dość wycofaną koleżankę nie tylko na kontuzję, ale również na niepotrzebne zwrócenie na siebie uwagi. W finalnym rozrachunku, mimo bólu, który dotknął drugiej Gryfonki, na całe szczęście udało się uniknąć poważniejszych kontuzji. Adela podała Clementine dłonie, by mogła skorzystać z nich do stabilizacji własnej pozycji - rzecz jasna była to jedynie pomocna sugestia, z której druga dziewczyna wcale nie musiała skorzystać. Gdy wróciły do tańca, wirowały dalej bez zbędnych problemów - Bardot poruszała się z wybitną gracją, której pozazdrościła jej nawet Honeycott. Z drugiej jednak strony, Adela wcale nie radziła sobie źle, nawet jeśli nie miała w ruchach tyle delikatności i dystynkcji, by jej taniec przyciągał uwagę. - To Lockie - szepnęła, po upewnieniu się, że przyjaciółka wskazuje właśnie na jej ulubionego Ślizgona - Przyjaźnimy się. Ale chyba mają trochę na pieńku z Kasią. Adela dawno rzuciła w niepamięć tamto wyznanie z Izby Pamięci, bo skoro nie poszły za nim inne czyny, najrozsądniej było pozostać na stopie przyjacielskiej. Z drugiej jednak strony poczuła się odpowiedzialna, by dać Clementine znać o Lockiem i Kate - nie z jakiejś zazdrości, czy chęci plotkowania, ale dlatego, by koleżanka czasem nie wpakowała się w jakieś kłopoty z udziałem Swansei.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Sala zapełniała się, ale nie zwracała uwagi na pojawiające się postacie, swoją uwagę skupiając na rudowłosej przyjaciółce (@Veronica H. Seaver). Całkiem naturalnie w ich znajomości pojawiło się pęknięcie, pogłębiająca się przepaść spowodowana nagłym zniknięciem Larson, które z boku nosiło cechy egocentrycznego porzucenia, którego nie miały jeszcze czasu sobie wytłumaczyć — pierwsze tygodnie w szkole spędziła na reorganizacji życia, łączenia końca z końcem, co by stworzyć chociażby mierne fundamenty do odbudowania sensu swojego bytowania. Dlatego tak ceniła sobie te małe, zwykłe momenty, które mogła dzielić z Rony, nawet jeśli to tylko kilka zdań rzuconych w przelocie, więc od razu przesunęła tyłkiem po ławce, co by się bliżej niej znaleźć. — Muszę się później wytłumaczyć bibliotekarce, czemu wciąż nie oddałam książek z zeszłego semestru — zagaiła zgodnie z prawdą, bo faktycznie gromy z jasnego nieba w postaci opierdolu o przetrzymanie kilku podręczników wciąż nad nią wisiały — Chcesz być moim mentalnym wsparciem? Nie, żeby takowe było potrzebne, ale w zawoalowany sposób proponowała spędzenie czasu sam na sam, bo zwyczajnie tęskniła za swoją najlepszą przyjaciółką. Kiedy przestała być bezpośrednia? Chyba chciała jeszcze coś dodać, ale czarny rynek handlowania obuwiem wziął górę i pochłonął Veronice.
Nie miała problemu tańczyć z kimkolwiek. Jej dłonie przyzwyczajone były do mniej lub bardziej subtelnego i celowego kontaktu z ludzkim ciałem — w końcu była rzeźbiarką, której największą inspiracją byli właśnie ludzie. Kamień, który jej przypadł nie rozgrzał się jednak przy nikim, właściwie był ledwo letni, gdy krążyła pomiędzy ludźmi i jedyną subtelną różnicę temperatur odczuła przy @Ced Savage. Wyciągnęła do niego dłoń, dygając rozbawiona. — Pozwolisz? Dlaczego akurat na niego padło, nie była pewna, ale aura spokoju puchona zawsze otulała ją szczególnie ciasno, jakby jego osoba stanowiła barierę ochroną przed egzystencjonalnym szumem. Pozwoliła się objąć, poustawiać, jak Issy nakazał z dłońmi opartymi na barkach chłopaka — ledwo, bo chociaż kowbojki dodawały jej kilku centymetrów, wzrost Ceda stanowił dla niej wyzwanie. Muzyka grała już w najlepsze i na peryferiach wzroku rejestrowała pierwsze, śmielsze ruchy innych par. — Możesz mnie podeptać, bez obaw, nie zrobisz mi krzywdy — zapewniła z uśmiechem, bo na tyle, na ile go znała, przeczuwała, że pewnie przeprosi ją jeszcze zanim zrobi pierwszy krok. Podglądając nauczyciela, pozwoliła się mniej lub bardziej płynnie prowadzić. Taniec nie był czymś, co kiedykolwiek sprawiało jej większe kłopoty. We krwi płynęły jej oficjalne spotkania podczas których spotkania na parkiecie były wyczekiwanym elementem wieczoru, aczkolwiek tango nigdy nie było gatunkiem, który głębiej eksplorowała. Tym bardziej w kowbojkach. Wydawałosię jej to nieco kuriozalne, że ona tutaj w skórzanych butach do połowy łydki, ktoś inny w baletkach, a niektórzy w szpilach, ale nie kwestionowała jednak wyborów Raina, bo w końcu przewidywalność niewiele miała w sobie z artyzmu. Pozwoliła się prowadzić, raz lepiej, raz gorzej, bo przecież w tangu musieli też odgrywać rolę skłóconych kochanków i co jakiś czasu dobiegały ją uwagi nauczyciela, by więcej emocji, a najlepiej szczypty pasji. Posyłała wtedy Cedowi porozmumiewacze spojrzenie, wywracając oczami, bo chociaż może w innej, odległej rzeczywistości pasja byłaby tym, co aktywowało się w niej w jego obecności, ta wersja Saski nawet w tańcu trzymała się na dystans. — Myślisz, że przez cały semestr będziemy tańczyć? — zagadnęła przy jednym ze zbliżeń, jednocześnie kreśląc czubkiem buta półkole na podłodze, całkowicie polegając na tym, że w razie potknięcia, Ced uratuje ją przed upadkiem. — Bo jeśli to jednorazowa akcja to… tango? Musiała się obrócić, by zrobić wykop z którego, przynajmniej w teorii, szybko miała zrobić przejście do pozycji, w której powinna przykleić sie plecami do torsu chłopaka, ale uśmiechem losu pech chciał, że potknęła się o czyjąś nogę i w podświadomej próbie ratunku przed zaliczeniem gleby, objęła Ceda nieco niefortunnie. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy jej dłoń złapała jego pośladek, jak deskę ratunku? Mógł wyczytać to na jej twarzy, tą nagłą świadomość, rzucone pod nosem holy shit, ale też bezpardonowe: — To chyba nie jest część układu — gdy równie pośpiesznie się zreflektowała, odejmując dłoń. Wróciła do poprzedniej pozycji, odrzucając włosy do tyłu, gotowa by kontynuować przerwany taniec. Specjalnie nie zrobiła z tej sytuacji żadnej sceny, bo o ile dla Larson cielesność była naturalna i obdarta z wszelakich tabu, nie była pewna, czy Ced miał to samo podejście. Poklepała go dla kurażu po barku, mrucząc pod nosem raz, dwa, trzy, cztery. Jakie jednak było jej zdziwienie, gdy wir zamieniania partnerów ją porwał, wypluwając tuż przy @Kate Milburn. Merlin jej świadkiem, że jeśli lekcja ta odbyłaby się przed kilkoma miesiącami, odwróciłaby się na pięcie i zabawiła w odbijanie nawet z samym Patolem, gdyby tańczył obok. Teraz jakakolwiek animozja, którą wobec niej czuła, ta podsycana plotkami i niedomówieniami niechęć, wszelkia nadanaliza jej zachowań, migawki jej powłóczystych spojrzeń rzucanych w kierunku, który obie obrały, wspomnienia karminowych ust rozciągających się nad rzędem prostych zębów, gdy dobrze znany im głos przecinał ciszę, każde pytanie, które Kia zadawała samej sobie, a tylko Kate mogła na nie odpowiedzieć — wszystko to straciło na znaczeniu. Nie wyblakło całkowicie, ale nie zbierało się żółcią. Bez słowa zbliżyła się do niej, od razu wcielając się w damską rolę. Uznała to za logiczne, nawet jeśli gryfonka będzie musiała się nadwyrężyć, improwizując w krokach, to w tych szpilkach sprawiała wrażenie niewiele niższej, niż Ced. A to był wystarczający powód, by w tym układzie przejęła prowadzenie. Powoli i dosadnie, opuszczała każdy z palców — jeden po drugim, na jej barki. Robiła to specjalnie, lawirując w tej sytuacji, bo pierwszy raz znalazły się (dosłownie i w przenośni) na przeciwko siebie. Gdyby były mężczyznami, pewnie właśnie porównywałyby, która ma większego, ale w takim wydaniu to mierzenie sił miało więcej smaku. — Musisz mnie podnieść, Katie — umyślnie zdrobniła jej imię, chociaż wyglądała, jakby nie przywiązywała do tego żadnej uwagi. Zamiast tego wskazała podbródkiem pierwszą lepszą parę tańczącą obok, która faktycznie szykowała się do tego ruchu.
Jego ironiczna reakcja wcale jej nie pomogła. Przez krótką chwilę była przekonana, że to wcale nie naigrywanie się z niej a komentarz na poważnie. Ranisz mnie, okej, po chwili dotarło do niej prawdziwe znaczenie tych słów. Prawda była jednak taka, że według Verki nie oni byli tu pokrzywdzeni, a winni. No cóż, przynajmniej ona. Gdyby był bardziej uważna na pewno by zdołała uniknąć tego niepotrzebnego zbliżenia. Zraniony to w jej sytuacji mógł się poczuć jej chłopak, który całą tę akcję mógłby zinterpretować nieopatrznie. A może jednak nie powinna mu o tym mówić? Patrzyła na Benjamina, nie do końca wiedząc, co mu odpowiedzieć, bo przez jej głowę przebiegało już milion innych myśli. - Shit happens, jak to mówią. Wiesz, zazwyczaj to mi dawano kosza, więc to miła odmiana. - Trybiki w jej mózgu pracowały jak należy, intuicja podpowiadała jej, aby podążać tropami Bazorego i zamienić to wszystko w żart. Co innego mówiło jej serce, a z pozoru chłodna i wyrachowana czasami Verka od czasu, gdy poznała lepiej Ricky’ego właśnie serca słuchała najczęściej. Wrócili do tańca i kto wie, co spowodowało następną katastrofę. Jej zamyślenie, chwila nieuwagi, a może niewprawność w tym stylu tańca? W każdym razie - Benajmin zakręcił Veronką, a ta wypadła mu z rąk. Upadła co prawda na podłogę jak długa, ale nie ucierpiało nic oprócz jej dumy. - Nic mi nie jest, nic mi się nie stało - odpowiedziała ze śmiechem, podnosząc się z ziemi. Zdecydowanie bardziej lubi te błędy, niż te z gatunku macalsko-buziaczkowych. A patrząc na to, co działo się dzisiaj w tej klasie… no cóż, jak na wielu lekcjach - totalny chaos, trochę dobrej zabawy, choć oczywiście wszystko zależy, jak kto na co patrzy. Kątem oka ujrzała Sasię, której wcześniej powiedziała, że owszem pomoże jej z ogarnięciem tego bibliotecznego bałaganu. Choć szczerze mówiąc, zbiło ją z tropu to, że brata się z Kasią, to jest verkowym wrogiem, szczególnie po tym wszystkim, co obie o niej wiedziały. A może to tylko taniec? Nie sposób powiedzieć, czy Saskia wyglądała na zadowoloną czy to tylko dobra mina do złej gry.
k100:1 → 3 za 10 pkt DA – jestem urodzonym tancerzem Wylosowane błędy:A F A F D I → –5 dla domu
Gdyby akurat nie przechodził swojego pierwszego (miał nadzieję na ten moment – ostatniego), nastoletniego zakochania, może nawet krótkie “kocham cię”, spłynęłoby z jego ust w kierunku Daniila, ale pierwsze “kocham” miało duże znaczenie dla młodzieńczego języka, dlatego kąt ust drgnął mu zamiast tego z wdzięcznością. Ced miał wrażenie, jakby uśmiechał się do niego szeroko i wyraźnie, kiedy gest ten nie sięgał w rzeczywistości nawet jasno rysów jego twarzy. Sytuacja w klasie szybko się zmieniła. Ledwie pochylił się żeby założyć czarne baletki, kiedy rozpoczęło się poszukiwanie partnera. Ced, jako typowy obserwator, zdał się na bierność. Kiwnął głową do Veronici, na Trevorze zatrzymał na dłużej wzrok, patrząc na energię przebiegającą między nim, a Imogen, co z kolei spowodowało, że na chwilę spojrzenie skierował także na Benjamina, ale nigdzie nie widział Holly. Kiedy przeszukiwał wzrokiem salę w poszukiwaniu blondynki, w zasięg jego spojrzenia weszła Saskia. Skupiła jego uwagę szybko, a on – bardzo ugodliwie, w odpowiedzi przysunął się do niej, chociaż poczuł się w przyzwoitym obowiązku ostrzec ją przed sobą: — Możesz zacząć tego żałować. Znał swoje możliwości taneczne, ale nie oponował. Towarzystwo Saski przyniosło poczucie chwilowej ulgi, bo wiedział, że przy niej nie może się wygłupić, a jeśli nawet, nie zostanie poddany ocenie. Jej pytanie potraktował jako zgodę na ułożenie rąk w jej talii, ale nawet pomimo tej zgody, delikatnie objął jej pas, a dlatego, że nie od razu udało mu się spełnić wymagania Issy’ego i poprawiał ułożenie rąk na jej bokach, kontrolnie złapał złotem swoich oczu jej spojrzenie, obiecując: — Poprawię się. Przynajmniej spróbuje, właśnie to dało się wyczytać w jego krótkim komunikacie. — Ale się nie skurczę – dodał, jakby odczytał jej myśli, ale nie było to trudne, kiedy jego własne zaprzątały teraz te same spostrzeżenia. Widział jej zmagania z tym, żeby wygodnie ułożyć ręce na jego barkach i nie pomagało nawet płaskie obuwie. — A z propozycji… pewnie skorzystam. Krótka pauza w jego wypowiedzi była miejscem na nadanie tonowi głosu mieszanki łagodności i odrobiny sarkastycznego tonu, który mimo wszystko, przepełniony był przede wszystkim cedową, niegroźną aurą, przez którą trudno było doszukiwać się w jego słowach zgryźliwości. Jeśli już to autokrytyki do jego własnych umiejętności, obróconej w specyficzny żart. — Prze… Oczywiście, że już ją przepraszał za pierwszy popełniony błąd, ale jednocześnie odezwała się ona, uciszając go swoimi słowami. Zamiast tego posłał jej tylko spojrzenie w podobnym tonie co niedokończone słowo i próbował nadążać za rytmem tango i jego sensualnymi figurami. Kiedy Saskia pilnowała charakteru ich tańca i efektywności, on prowadził walkę o życie. Niewiele brakowało, żeby oddał jej całkowicie przywództwo w tym tańcu. Mimo wszystko – to dalej on prowadził, chociaż lepiej dla nich obu byłoby, gdyby było odwrotnie. Prawdziwy efekt tańca zawdzięczali krukonce, której wykopy, obroty i precyzyjny, synchroniczny ruch bioder, nóg i elastycznego ciała, uratował taneczny układ. — Będę modlił się o to, żeby nie – odpowiedział zbyt szczerze, skoncentrowany na każdym ruchu. Kiedy akurat przesunął dłonie z jej bioder do jej pasa, poczuł niespodziewany ciężar w rękach – bardzo nieadekwatny do tego, jak lekko i zwinnie Saskia poruszała się wokół niego wcześniej, ale intuicyjnie usztywnił przedramiona, w charakterystycznej postawie puchońskiego obrońcy. Skrócił między nimi dystans i nie wiedział, czy z jego winy, czy z jej, ale jej dłonie opadły na jego pośladki, jego wzrok skrzyżował się z jej oczami i chociaż miał przed sobą dziewczynę, którą traktował z bardzo profesjonalnym wyczuleniem, bez seksualizacji, na tę chwilę był po prostu młodym chłopakiem dotkniętym chwilową niezręcznością. Wdzięczny reakcji Saski, która rozwiała ją pomiędzy nimi, pozwalając jej ulotnić się w niezapomnienie, klepiąc go swobodnie z pokrzepieniem w ramię. Pech chciał, że mimo odzyskanego rezonu i jego ręce uciekły w kierunku jej pośladków, kiedy próbował ją podtrzymać, a następnie odsunąć od siebie na bardziej przyzwoitą odległość, bardzo niewymierzonym ruchem trącając jej pupę. — Jesteś pewna, że to nie część układu? Ręce same wędrują w tych kierunkach – wyjaśnił, bo trudno było w tej bliskości i tanecznym szale nie zgubić rytmu i nie sięgnąć tam, gdzie sięgać nie powinno żadne z nich. Potrzebował chwili przerwy, pochylił się, szukając dla siebie przestrzeni żeby się odsunąć, ale źle wymierzając odległość owiał oddechem jej szyję i musnął wargami kark. Seria przypadków jakie nastąpiły później, była jak dyktowana mocą miłosnego bożka, bo chociaż już dawno powinni być bezpieczni od kłopotliwego, przypadkowego dotyku, jak tylko próbował naprostować swoją pozycję, Saskia musiała wpaść na ten sam pomysł, bo on przechylił głowę, a ona szyję i przekręciła twarz i zanim się obejrzał, stuknął się czołem o jej czoło i spojrzał jej głęboko w oczy, jak patrzył dotąd jeszcze tylko jednej dziewczynie. Raz, że nie potrafił oderwać spojrzenia, dwa, że zażenowanie nie pozwoliło mu okazać swojego skrępowania, więc uparcie, mimo dyskomfortu patrzył jej w oczy, próbując obrócić sytuację w żart. — Sassy, Sas… Z pomocą przyszła zmiana partnera, więc były to ostatnie słowa, jakie do niej skierował. Przynajmniej miały być, bo kiedy się od siebie odsuwali, oczywiście, to Ced zahaczył długimi nogami o czyjąś stopę. Runął w jej kierunku jak kłoda i chciałby móc powiedzieć, że był tym rycerzem, który podsunął ramię pod jej plecy i zamortyzował jej upadek i chociaż była to nawet prawda, był też winny samego upadku i przygwożdżenia krukonki do ziemi w pozycji przypominającej bardziej grę wstępną niż taniec. Wisząc nad nią w pozycji co najmniej dwuznacznej, westchnął w jej ramię. — Żyjesz? Tylko tyle dodał, kiedy zebrał się na odwagę, żeby znów spojrzeć dziewczynie w oczy. — Nie dzięki mnie – podsumował i jeszcze chwilę utrzymał się w obecnej pozycji, ciałem przylegając do jej ciała, za co dostał najbardziej niefortunnie odjęte punkty od początku swojej historii z Hogwartem. Nimi i poczuciem wstydu miał się przejąć później, teraz, szukał sposobu, żeby możliwie jak najbardziej bezinwazyjnie osunąć się z jej drobnej sylwetki i pomóc jej wstać. — Zamiana? Minęło już wystarczająco czasu, ale kiedy wygramolili się z posadzki, Ced stracił już orientację, gdzie powinien teraz odejść. Profesor Issy Rain, odprowadzający go jak najdalej od Saski był bohaterem tej lekcji.
k100:86 Wylosowane błędy:A już rozegrane wcześniej
- A dominuj, dominuj - zgodził się z wesołym machnięciem ręką, bo akurat w tym przypadku całkiem by to pasowało, on kompletnie nie zamierzał poczuwać się jakkolwiek w tańcu i wolał po prostu... próbować, a najlepiej podążać za kimś. Wydawało mu się, że są naprawdę dobrze zgrani, nawet jeśli po jego bezpośredniości - którą @Daniil Egorov odebrał tysiąc razy lepiej, niż Kai mógłby sobie wymarzyć - udało im się nieco poplątać. - Wiesz co, mi to nawet pasuje - stwierdził, śmiejąc się cicho. Bliskość raczej go nie onieśmielała, zresztą byli teraz na lekcji i i tak do niczego by nie doszło... chociaż nieco zwątpił w niewinność sytuacji, gdy nagle między nimi pojawiła się @Lily Blackwood. - ...przyjemność po naszej stronie - odbił natychmiast jej przeprosiny, bo musiałby być skończonym durniem, żeby mieć problem przy staniu twarzą w twarz z taką piękną Puchonką. - Daniil ma rację, ja już nie mogę się pogodzić z myślą, że będę musiał zrezygnować z tych butów na rzecz moich normalnych - westchnął żartobliwie, stukając mocniej obcasem w kowbojkach. Zaraz i tak musieli wymieniać się już dalej partnerami, ale przynajmniej nie szło mu tragicznie...