Klasa artystyczna zmienia się jak kameleon w zależności od tego co jest trenowane bądź ćwiczone, więc nigdy nie wiadomo co tutaj dziś będzie się znajdować. Przyrządy do rzeźby, sztalugi, a może zwykłe ławki, by podszkolić się z wiedzy o magicznych artystach. Można tu znaleźć wiele pomysłowych dzieł. Także spora część uczniowskich malowideł zrobi kremowe ściany owego pokoju.
W niektórych sytuacjach lepiej było zachować swoje zdanie dla siebie, niz jej wypowiadać i tak właśnie zazwyczaj robiła Tamara. Aczkolwiek z drugiej strony, jeśli ktoś miał taki, a nie inny charakter, to choćby tego chciał, to nie mógł powstrzymać się przed wtrącaniem własnej opinii. Bo i dyskusje kształtowały charakter, uczyły odpowiedniego wypowiadania swojego zdania, a także dawały możliwość poznania opinii danych ludzi, ich poglądów i przekonań. A poza tym czasem dobrze było tak się pokłócić, wyrzucić z siebie złość, która gromadziła się w tobie i nawet wyżyć się na kimś. To oczyszczało. Na pewno byłoby jej miło, gdyby tylko dowiedziała się, że jednak nie zostanie potraktowana jak osoba niespełna rozumu tylko przez to, że myślała akurat tak, a nie inaczej o tymże geście. Ale... nie powie mu tego. Nie sama z siebie. Bo gdyby jednak postanowił ją o to zapytać, to... może by się odważyła ujawnić swe myśli. Opuściła rękę, gdy tylko Valentin przestał ją ściskać. Dotyk jego dłoni był przyjemny i znowu zaczęły nachodzić ją dziwne myśli. Nagle pomyślała, że chciałaby, aby ten uścisk dłoni nie skończył się tak szybko, żeby mogła nacieszyć się nim. Chciała, aby jeszcze dotknął ją. Jej dłoni, jej twarzy, jej włosów... Czuła, że i wtedy czułaby przyjemność, co najmniej taką samą, a może i jeszcze większą... Znowu się zamyśliła. I znowu sprawił to jego gest. Co on miał takiego w sobie, że myślała o takich rzeczach, o jakich nie myślała dotąd przy nikim innym? Bo przecież wcześniej nigdy nie zastanawiała się nad tak drobnymi rzeczami, gdy kogoś poznawała. Dotychczasowe jej spotkania z ludźmi miały całkiem inny przebieg, odbywało się to wszystko w całkiem odmienny sposób niż ten teraz. Ale to była miła odmiana. Bardzo miła. I nadal patrzył na nią w taki sposób, jak myśliwi, gdy widzą zwierzynę. Przynajmniej tak odczuwała to Rosjanka. A gdyby wiedziała, jak dobrze kojarzyła mu się z pewną osobą... Może przyjęłaby to dobrze, a może i nie. I ach, jak trafne były jego skojarzenia z imieniem panny Markowej! I właściwie zdziwiła się, gdy usłyszała obydwa pytania, związane naturalnie z projektami chłopaka. Można by zastanawiać się, dlaczego się zdziwiła. A właśnie dlatego, że rzadko, mimo wszystko, rzadko ktoś pytał ją o zdanie. Zazwyczaj, choć przysłuchiwała się dyskusjom i wymianie opinii, nie proszono jej, by wypowiadała się na dany temat. Dlatego właśnie tak zaszokowały ją pytania Francuza, co było po niej widać. Znowu. Ach, przy nim jakoś nie umiała ukryć swych emocji, kontrolować ich, tak jak robiła to idealnie przy innych. - Czego potrzebuje... - zaczęła, nie będąc pewną, o co mu chodziło, dopiero po chwili przypominając sobie o swej niedokończonej myśli, wypowiedzianej w chwili, gdy zmierzała już ku drzwiom, aby opuścić pomieszczenie. - Chodziło mi o tę sukienkę, której projektem zajmowałeś się, gdy weszłam do tej sali. Tak, o tę czerwono - czarną. Nie wiem dlaczego tak się stało, ale w chwili, gdy ją ujrzałam, nagle naszło mnie nieodparte wrażenie, że, choć sukienka sama w sobie prezentowała się nieźle, a nawet dobrze, to, mimo wszystko czegoś jej brakuje. Czegoś, co kontrastowałoby zarówno z czernią, jak i czerwienią. Czegoś, co stanowiłoby ciekawy dodatek, być może pozornie niepasujący do całości, ale... ale tak naprawdę stanowiłoby idealną kompozycję z całością. Nie wiem dokładnie, jak miałoby to wyglądać, ale mogłoby to być coś w rodzaju broszy albo kotylionu. I jedyny kolor, jaki przychodzi mi na myśl to żółć. Nic innego, nic nei ma lepszego nad tę barwę... Ale to tylko moje zdanie i nie wymagam od ciebie, byś się do niego zastosował, choć niewątpliwie by mi to pochlebiło. Czyżby sprawdzał ją? Jaką osobą była? Przez poznanie jej gustu i upodobań chciał poznać ją bliżej? A może zorientować się, czy jest osobą wartą uwagi i jeśli nie spodobałyby mu się jej przekonania, po prostu zostawić ją, pożegnać się pospiesznie i odejsć?
Valentin zapewne zapytałby, o tak, on nie miał najmniejszych problemów z zadawaniem jakichkolwiek pytań. I tym razem tak by było. Z tym, że w owej chwili, miął już spory odstęp czasu, a jej zamyślenie miało miejsce przedtem, kiedy jeszcze byli przy stoliku. Czy on teraz pamiętał o tym? Było to mało prawdopodobne. Jednakże jeśli tylko wiedziałby jaka mogła być odpowiedź na pytanie, zadałby je bardzo chętnie, a jeszcze bardziej ochoczo wysłuchałby jej słów. I znów jej wzrok stał się nieobecny, jej myśli powędrowały w jakiś niejasne rejony, których rudowłosy nie mógł odgadnąć. Cofnął rękę chowając ją do kieszeni i uważnie przypatrując się brunetce. Zmrużył lekko oczy chcąc coś odgadnąć z jej zachowania, które z niczym mu się nie kojarzyło. Dziewczyna co chwilę stawała się zagadkowo nieobecna, odpływała gdzieś myślami, a po chwili, zapewne upominając się wewnętrznie, powracała do realnego świata. - Często zdarza Ci się tak uciekać myślami, jak dziś? – Zapytał zaraz analizując wzrokiem dziewczynę, a szczególnie skupiając się obecnie na jej spojrzeniu. Chciał wyłapać je, gdy będzie udzielać odpowiedzi na jego pytanie. Nie znał jej, nie miał pojęcia jak zachowuje się na co dzień. Mogła być jedną z tych eterycznych marzycielek stąpających po ziemi niczym w śnie, a mogła być osobą o zupełnie realnym i twardym podejściu, a owe dzisiejsze ucieczki w świat fantazji, mogły stanowić jedynie nietypowe zachwianie. W pierwszej chwili dostrzegł jej zaskoczenie związane z pytaniem o projekty, w kolejnej, chwilę zawahania, ostatecznie jednak dziewczyna wyraziła swą długą i bardzo konkretną opinię jaką miała. Czyżby nie przywykła do wypowiadania się na wiele tematów? Niedobrze, niedobrze. Jednakże zaraz wsłuchał się w jej słowa, ani na moment jej nie przerywając. Przeczuwał, że jeśli wtrąciłby się w trakcie wypowiedzi, mogłaby ani nie dokończyć swojej teorii. A Valentinowi nie chodziło o to, aby udowodnić, że wie lepiej, przerwać nim zacznie, on chciał usłyszeć jej zdania. Dowiedzieć się jaki ma gust. Valentin był typem obserwatora. Lubił analizować pewne osoby, przyglądać się im i wysuwać jakieś wnioski. Poznawanie zdania różnych osób było dla niego w jakiś sposób fascynujące. To, że był osobą definitywnie trzymającą się na uboczu w niczym mu nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Z pewnej odległości niespostrzeżenie było można spokojnie obserwować. Wszakże czym zajmował się najczęściej w Paryżu, jeśli nie właśnie przyglądaniem się wszelakim przechodniom? To nie była tylko zwyczajna fanaberia, sposób na zabicie nudy. Z tym wiązało się także zainteresowanie modą. Wszystko to miało swoje zawiłe wytłumaczenia. - Biały – powiedział dopiero po chwili, gdy dziewczyna wyraziła swoje zdanie. Jakby uprzednio rozważając jej słowa i nakładając owy żółty kolor w wyobraźni na projekt. – Czerwień i żółć powodują efekt świątecznej bombki choinkowej, natomiast biały jest kolorem zarówno wyraźnym jak i stonowany. Dodanie go do projektu nada wyrazisty wygląd, nie przesadnie optymistyczny, co dała by żółć. Dodatkowo biały, czerwony i czarny są kolorami, których przeplatanie zawsze wychodzi dobrze, a i ma w sobie pewien charakter – zaraz kontynuował swoją wypowiedź, wyjaśniając pewne sprawy z kolorami, a przynajmniej to jak on to widział. Dodatkowo żółty był kolorem ogólnie przez niego unikanym. Wyjątkowo go nie lubił. - Ewentualnie srebrna brosza może stanowić interesujący dodatek, który idealnie – zawahał się na chwilę analizując w myślach, to o czym właśnie mówili. Srebrna brosza, och tak, to był naprawdę idealny pomysł i początkowo mówiąc o tym, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo trafiony. Dopiero chwila zastanowienia mu to w pełni uświadomiła. – Ona nada temu pewien klimat z minionych lat – dokończył ostatecznie, stwierdzając, że koniecznie będzie musiał poszukać starej, srebrnej broszy, która będzie jednocześnie wyglądać na znoszą. Musi mieć pewną historię. - Dodam starą broszę – zakończył w końcu, zupełnie będąc pewnym owego pomysłu. Czyż to co podpowiedziała dziewczyna nie było właściwie idealnym dopełnieniem? Stare brosze były rzeczywiście idealne, oczywiście zamiast niej mógłby to być zegarek. Och tak, Valentin kochał stare zegarki na łańcuszkach, dlatego też zawsze przy sobie jakiś tego typu miał. Do tej sukienki musiał znaleźć jakaś interesującą przypinkę. Jakakolwiek przypominająca kwiaty mogła od razu odpaść z dodatkowym mianem uzyskanym od rudowłosego – tandeta. Och tak, w najbliższym czasie wybierze się na pewne poszukiwania.
Mógł pytać, jeśli tylko chciał, aczkolwiek dziewczyna się nie spodziewała tego już wcale, bo zbyt dużo czasu już minęło od tamtej chwili, gdy myślała akurat o jego włosach. Zbyt dużo się od tamtego czasu zdarzyło, by on mógł jeszcze o tym pamiętać. Ona pamiętała. Ale ona to przeżyła, więc nie mogła zapomnieć. Zbyt osobiste było to przeżycie i zbyt... nadzwyczajne, by tak łatwo mogła to zapomnieć. A przecież znowu zdażyła się zamyślić, znowu znowu jej rozum zajmował się drobnymi szczegółami, co nie było dla niej rzeczą zwyczajną, nie. Ale znowu też właśnie wracała do normalnego świata, jak gdyby nigdy nic się nie zdarzyło. - Nie, właściwie nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało - odparła, czując, jak patrzył na nią wnikliwie, patrząc mu prosto w oczy, chcąc dowiedzieć się, dlaczego właściwie o to zapytał. Choć w sumie odpowiedź mogla być bardzo prosta, wszak człowiek zamyślający się tak często, jak w tym dniu ona, nie był postrzegany zbyt poważnie. I dokładnie, nie znał jej, więc mógł się niepokoić. Ale nie, nie była ona eteryczną marzycielką. Była zazwyczaj trzeżwo myślącą osobą, choć i ona, jak chyba czasem każda przedstawicielka płci żeńskiej uciekała w świat fantazji i pragnień, tych, które nie mogły się spełnić. Owszem, nie było dobrą rzeczą, że nie wypowiadała się zbyt często na dany temat, że tak zdziwiła się na żądanie chłopaka. Ale jak inaczej mogła zareagować, skoro wcześniej mało kto ją o to prosił? I szczerze mówiąc, wdzięczna mu była, że nie przerwał jej w trakcie jej wypowiedzi, bo mogłaby ona stracić swój wątek, zawstydzić się i istotnie nie dokończyć swych myśli, obawiając się dalszych reakcji, a także tego, że powiedziałaby jeszcze coś nie tak i popełniłaby jeszcze jakąś gafę. A udowadnianie, że on wiedział lepiej, nie wyszłoby nikomu na dobre. I tu właśnie widać było, ze mimo wszystko, mimo różnic, jakie między nimi były, tak naprawdę byli do siebie bardzo podobni. Bo ona także obserwowała ludzi i lubiła ich poznawać. Także przyglądała im się uważnie, oceniając ich w swym myślach i na pewno nadajac im jakieś etykietki. Jednak starała się mimo wszystko tego unikać. Tak jak on przyglądał się ludziom w kawiarence paryskiej, tak ona przechadzała się po ulicach Sankt Petersburga i obserwowała życie toczące się na ulicach miasta. Słuchała uważnie uwag młodzieńca, zachowując je w zakamarkach swej pamięci. I właśnie w swym umyśle przyznała mu całkowitą rację, co tylko dowodziło, jak on był bardziej doświadczony od niej w sprawach mody i ogólnie ubierania się. Poza tym tak naprawdę i na niezbyt lubiła żółty i właściwie nie wiedziałą, co spowodowało, że akurat ten kolor przyszedł jej namyśl. Może to jakiś chochlik namieszał jej w głowie. Biel była bardziej elegancka. Poza tym to kolor królewski, a także symbol pokoju. Wszak to białą flagę nieśli posłowie, gdy chcieli zawrzeć pokój. Oczywiscie zaczęła sobie wyobrażać ten strój, jakby on wyglądał z bielą. I teraz już widziała, że prezentował się on lepiej niż z żółcią. A gdy usłyszała wzmiankę o srebrnej broszy, biel zaraz zamieniła się w srebro. Tak, to był idealny dodatek do tej sukienki, perfekcyjny. Akcentujący jej wyjątkowość. I czyżby się przeszłyszała? Czyzby on naprawdę powiedział, że wykorzysta jej pomysł, oczywiście po przeróbkach, ale jej pomysł? To było znowu coś odmiennego od tego, co przeżywała zazwyczaj. Bo mało kto liczył się z jej zdaniem. A szkoda. - Cieszę sie, że moja opinia przypadła ci choć w części do gustu - rzekła, podsumowując ich rozmowę na temat jednego z jego projektów.
weszła, niosą c ze sobą futerał. Jej domowi przeszkadzały mugolskie piosenki, zwłaszcza jedna, którą ostatnio ćwiczyła. Tu żadko kiedy ktoś przychodził. Podeszła do dużego parapetu, na którym usiadła i po chwili strojenia zaczęła grać pierwsze akordy. Po jakimś czasie nuciła już pod nosem: "summer has gone and past the innocent can never last wake me up when september ends" nagle ciszę wokół przerwał dźwięk otwieranych wrót od komnaty. Przestraszona szybko ukryła się za jednym z biurek
Wszystko jej się znudziło. Granie na skrzypcach, chodzenie na spacery, łażenie po lesie w poszukiwaniu zwierząt, które mogłaby szkicować, picie, jedzenie, picie drugiego rodzaju, spanie, płakanie, jęczenie, marudzenie, udawanie, bazgranie, pisanie listów, szukanie skarbu, budowanie zamków ze śniegu (nawet jeśli tego nie robiła...), patrzenie w niebo, czekanie na wakacje, rozmyślanie o tym, jak to będzie, kiedy rodzice zobaczą ją w takim stanie, bezczynne siedzenie, stanie, leżenie, turlanie się, robienie fikołków, rzucanie czym popadnie, warczenie na ludzi, ignorowanie ich, czytanie, pisanie, granie ze samą sobą, łudzenie się, że będzie dobrze. To wszystko jej się po prostu znudziło. Teraz, poza rozpaczaniem z dwóch wiadomych powodów, była wielka obojętność. Chociaż mimo tego, że znudziło jej się picie drugiego rodzaju, miała ze sobą butelkę sherry. Nie to, żeby była jej potrzebna! Audka była już pijana, więc wcale nie potrzebowała sherry. Ale to nic, miała, i tyle. Na zapas, na większą rozpacz. I tak, jakimś cudem, znalazła się w tej sali. Od razu poczuła zapach farb, których jakoś nigdy nie lubiła. Może to odpowiednia szansa? Odstawiła gdzieś swoją butelkę i wyciągnęła farby. Wzięła jedno z naciągniętych płócien i nie trudząc się, aby wyjąć pędzle, zanurzyła dłoń w fioletowym kolorze. Za chwilę zaczęła mazać jakieś nieokreślone kształty, nieprzypominające niczego *dziwne, zupełnie tak jak ona!*. No, ale oczywiście pojawiło się więcej barw, przez co dziełopodobnecoś nabrało... eee... właściwie nie wiadomo czego, ale było inne.
Weszła do klasy, jak zwykle ostrożna, od czasu, kiedy dała się zastraszyć bandzie szczurów, najwyraźniej wiodącej prym wśród fauny tego piętra. Futerał, a raczej wypadałoby powiedzieć, niemiłosiernie poobijane pudełko, kiedyś niewątpliwie obite skórą, dziś ozdobione głównie przez klej i jakże cudowne podpisy całego jej domu, jak zwykle trzymała w ręce. dziś jednak nie była sama. W sali była jakaś istota, w pierwszym momencie stwierdziła, że to duch, jednak przez jej żołądek nie dało się zobaczyć sztalugi, za którą niewątpliwie stała. Zaczęła powoli przemieszczać się do swojej ulubionej wnęki okiennej. Kiedy zobaczyła dziewczynę od frontu uderzyły ją trzy rzeczy- lekko podkrążone oczy dziewczyny, brak pędzla w jej ręku oraz pokaźnych rozmiarów butelka trunku, która właściwie tłumaczyła pozostałe. Uśmiechnęła się do niej niepewnie i zapytała -Czy będziesz miała coś przeciwko, jeśli trochę tu pogram?
Ohohohoh, jej oczy wcale nie były lekko podkrążone. Ach i łatwo byłoby pomylić ją z duchem, ale miała chyba zbyt ludzkie barwy. I dała radę malować, więc raczej nim nie była. Jeszcze... A i tak najbardziej rzucał się w oczy fakt, że waga dziewczyny spadła, brutalnie wręcz. Wracając do tematu - malowała sobie swoje pseudodzieło, w spokoju (znudzeniu), bez większych emocji, byle jak, niedbale, ale jednak coś z tego wyszło. Co o tym świadczyło? A to, że cofnęła się przerażona, kiedy spojrzała na płótno pod innym kątem. Holden chyba ją prześladował, bo widziała go nawet w bezładnym obrazie. Uspokoiła się trochę i wymieniła podstawę na czystą, a tamtą odstawiła gdzieś tak, żeby na nią nie patrzeć. - Nie - mruknęła, nawet nie interesując się, kto przyszedł. Mignęła jej tylko brązowa czupryna, a głosu nie znała zupełnie.
Ekstra. Miała więc zapewnienie, że w sumie obecność dziewczyny nie zrobi jej wielkiej różnicy. W każdym razie odniosła takie wrażenie. W sprawianiu wrażenia była mistrzynią, nie uznawała nigdy niczego za pewnik. Gryfonka rzeczywiście wyglądała na wychudzoną, jednak wątłość nie musiała być wywołana jej stanem, widziałą wiele fanatycznie odchudzających się kobiet, choćby na mugolskich bankietach szlacht, czy też w ich telewizji. Przysiadła cicho na parapecie, wyjęła z futerału ignorance, mając nadzieję, że w sąsiednich klasach nikomu nie będzie przeszkadzała muzyka. Po kilku minutach jednak nie mogła wytrzymać, to po prostu rozpierało ją wewnętrznie. Musiała jakoś nawiązać kontakt z tą dziewczyną, i zrobi to, prędzej czy później. Spytała więc, nie znalazwszy innej zaczepki: -mogę trochę sherry?
Ostatnio zmieniony przez Aniela Lampadaires dnia Pią Mar 18 2011, 19:23, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : stwierdziłąm, że to będzie za nudne)
Pięknie! Wprost cudownie! Któryś z Gryfonów postanowił zrobić jej żarcik Prima Aprilisowy i pochował jej wszystkie pióra. Szukała ich jak głupia po całym zamku, biegając w te i we wte, z góry na dół. Na razie znalazła dwa z trzech, więc powinna być zadowolona i dać sobie spokój z tym ostatnim. Jednak pech chciał, żeby to właśnie to jedyne nieznalezione jeszcze pióro okazało się tym najważniejszym ze wszystkich. Do tego obudziła się wczoraj z zielonymi włosami. Już doprowadziła je do względnego porządku, ale trochę to trwało i co chwila znajdywała coraz to nowe kosmyki w kolorze trawy. Oczywiście pierwszą rzeczą, jaką zrobiła rano, widząc siebie w takim stanie było wybuchnięcie śmiechem. Potem jednak tak wesoło już nie było. Ale wracając... weszła do klasy artystycznej, która była ostatnią deską ratunku dla jej pióra. Zaglądając w każdy kąt po kolei, rozpoczęła żmudne i nudne poszukiwania owego przedmiotu. W końcu znalazła go w jednym z pustych słoików po farbie. Niech ona tylko dorwie tego żartownisia! Nogi mu z czterech liter powyrywa. Wzięła głęboki oddech na uspokojenie i już miała wychodzić, kiedy do głowy wpadł jej pewien pomysł. A może by tak spróbować coś namalować? Odwróciła się, szukając jakiegoś czystego płótna i pędzla. W końcu ze zwycięskim okrzykiem podniosła do góry to drugie i stanęła przed śnieżnobiały materiałem ustawionym na sztaludze. Co by tu namalować? Może... Tak! To jest to! Podśpiewując zaczęła nanosić kontury.
Raźnym krokiem weszła do pomieszczenia, witając wszystkich obecnych wesołym uśmiechem. Ah, jak zwykle aż promieniała szczęściem, do tego miała aktualnie tyle weny, że jeśli zaraz się nie wyżyje twórczo, to pewnie wysadzi coś w powietrze, w dodatku zapewne tym "czymś" byłaby ona sama. Dorwała się do czystej sztalugi i z torby wyjęła swój szkicownik. Chyba każdy kto zna Haer chociaż trochę, wie, że ma zdolności plastyczne. Chwali się tym jak może, bo w końcu praktycznie żadne lekcje jej nie wychodzą. Po prostu zazwyczaj do tego potrzebne są zaklęcia, w których ona jest kiepska. No przepraszam, ale piąta klasa, a ledwo umie użyć prostego zaklęcia przenoszenia przedmiotów, no a i tak nie zawsze wychodzi. Szybko przekartkowała notes w poszukiwaniu szkicu, całkiem wyjątkowego, ponieważ zawierał portret, który rysowała z pamięci. *wzdych* To portret chłopaka, nawet bliskiego przyjaciela Hear. No niestety nie jest świadoma, że nie ma u niego szans, biedna o do tego zauroczona... Ehhh... Może ktoś ją w końcu uświadomi? Halo, ludzie! Ile ona ma jeszcze się tak łudzić? Zaczęła ołówkiem przenosić szkic na sztalugę, wyjątkowo robiła to powoli, miała radość z rysowania najdrobniejszego szczegółu jego twarzy. Może i jest lekką wariatką, ale chyba ma prawo się zauroczyć, a to, że bez wzajemności to już inna sprawa.
Nev z kolei w ogóle nie miała pojęcia, co robi w tej sali. Ona nie ma kompletnie talentu do rysowania, a jej bazgroły zazwyczaj przypominają rzygowiny Lashlo. No cóż. W każdym razie, to umysł ścisły, więc nie wymagajmy od niej zbyt wiele! Wiem, że to nie wyklucza talentu artystycznego, ale po prostu uznajmy to za świetną wymówkę, ot co. Weszła tutaj na czuja, bo ot tak, w zasadzie to miała nadzieję, że znajdzie tutaj swojego kota, który ostatnio jej zwiał, no i szukała go po wielu zakamarkach Hogwartu, ale z marnym skutkiem. Bywa. Rozejrzała się po pomieszczeniu i odgarniając do tyłu swoje włosy, zauważyła gdzieś rysującą Herę. Jak uroczo! Mogłaby zrobić coś nikczemnego teraz. Tylko hm, co to mogłoby być? Ha! Zanim dziewczyna ją zauważyła, Nev wyszeptała zaklęcie Abdico Visus i za pomocą różdżki stała się niewidzialna. Podeszła zatem do biednej Puchonki, zaczęła dla zabawy podnosić jakieś rzeczy, jakby te same z siebie lewitowały! W sumie durny pomysł i mało ciekawy, ale jakoś Krukonce niespecjalnie chciało się dziś wysilać. Wybaczmy jej to!
Uśmiechała się lekko od czasu do czasu do portretu, który z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej realny. No dobra... W zasadzie miała na razie tylko kontur głowy i zarys szopki na głowie, ale to przecież i tak jest to część obrazu przedstawiającego jej idola, więc ma radochę. Kontem oka spostrzegła jakiś ruch z boku, więc odwróciła głowę i ... jej oczom ukazał się latający pędzel. Do tego nr. 15! Jej ulubiony! Przez chwilę ściągnęła brwi, ale potem wystawiła rękę i palcem wskazującym popchnęła pędzel ku dołowi. W zasadzie przyjęła do wiadomości fakt o latających przedmiotach całkiem spokojnie, czasami miewa różne dziwne przewidzenia, więc latający pędzel nie jest niczym zbyt przerażającym. A poza tym wiadomo, to jest Hogwart, takie dowcipy ciągle się tu zdarzają. Rozejrzała się po sali, ktoś musiał rzucić te zaklęcie, ale kto? Każdy jest zajęty swoimi sprawami, a nawet nikt, oprócz Hear, nie zwrócił uwagi na latający pędzel.
Mimo, iż żarcik był durny, Nev jak zwykle bawiła się przednio. Dopóki nie zauważyła, że Herę w ogóle to nie rusza. No halo, mogłaby chociaż udawać, że się śmieje, nie? Szczególnie, że biedna Krukonka ma ostatnio trochę depresyjny nastrój, więc przyda jej się ktoś, kto śmieje się z jej żarcików. Ale widocznie nie było jej to dane. Westchnęła zatem, rzucając rzeczy na podłogę i wyciągając różdżkę szepnęła Finite. Co oczywiście sprawiło, iż znów była widzialna. I patrzyła się na Herę zażenowanym, znudzonym wzrokiem. - Jeny, ale z ciebie wiśnia, mogłaś chociaż udawać rozbawioną - stwierdziła z wyrzutem, po czym schowała różdżkę w odpowiednie miejsce za paskiem. Ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu nikczemnika Lashlo, ale nie dostrzegłszy go nigdzie, stanęła obok koleżanki, patrząc na obraz i zakładając ręce za plecami. - Co tam tworzysz? - spytała niedbale, tak jakby ją to interesowało, no ale dobra. Nie może ciągle chodzić z skwaszoną miną. chociaż taką niewątpliwie teraz miała. Heh, nie ma to jak durne problemy nastolatek!
Skrzywiła się nieco, ale z niej bananowy mózg, nawet nie pomyślała o tym, że to mogło być zaklęcie kameleona! Boo.. To było zaklęcie kameleona, tak? - Wybacz, jak chcesz to mogę się teraz pośmiać. - Kto jak kto, ale ona to umie się śmiać się na zawołanie, nawet brzmi to całkiem prawdziwie. - To będzie portret... Chłopaka. - Westchnęła rozmarzona. Rzeczywiście, trzeba wiedzieć i pamiętać, że nie powinno się zawracać w głowie Hear! O dziwo, pomimo, że jest Bi, jeszcze nigdy tak naprawdę nie zauroczyła się w żadnej dziewczynie. A może to i lepiej? - On jest naprawdę niesamowity. A te jego oczy! - Dodała rozmarzonym głosem. - I ten głęboki, cudny głos... - Przymknęła powieki, a na jej ustach ponownie zagościł uśmiech. Właściwie zawsze mówiła, że miłość jest niepotrzebna, tylko miesza w głowie, ale cóż... Jest lekko świrnięta, więc już o tym zapomniała i teraz szaleje za... Ianem. - Też przyszłaś tu coś stworzyć? Ahh... Na pewno tak! A może też jakiś chłopak zawrócił ci w głowie? - Oczywiście jak to Hear, od razu dopasowała sobie całą historię. Co więcej zdaje jej się, że naprawdę tak jest.
No coś w tym guście. Może nie zagłębiajmy się w to. Była niewidzialna i już! Nev wywróciła oczami. O, świetnie, taaa. - Teraz to wiesz. Możesz mnie pocałować w kant pięty - powiedziała mrukliwie, siląc się na uśmiech, ale w rezultacie wyszedł jakiś krzywy. No cóż, życie jest okrutne! Dziewczyna spojrzała krytycznie na obraz, po słowach koleżanki. Że co? - Uhm - mruknęła więc, bo aż ją zatkało z wrażenia. Po cholerę rysować jakiegoś chłopaka? Bezsens. Nev zauroczyła się w kilku dziewczynach, ale tak jak w przypadku chłopaków, bez szczególnego skutku. No cóż. - Aha, a jakie nosi skarpetki? - palnęła, bo jednak średnio interesowały ją te wszystkie jęki i wzdychania do jakiegoś kolesia. No dajcie spokój, ileż można? Wzruszyła ramionami. - Nie umiem tworzyć. Jestem umysłem ścisłym bez talentu artystycznego. I jakoś nie umiem się tak jak ty nad nikim rozpływać. Zakochanie to strata czasów i nerwów - powiedziała gorzko, bo w zasadzie to dotknęła trochę depresyjnego powodu Nev. Heh.
Właściwie nie wiedziała w jakim stanie są piety Nev, więc wolała ich nie całować, toteż tego nie skomentowała. - Skarpetki? O nie, zupełnie zapomniałam to sprawdzić! - Dłużej, by się nad tym rozczulała, ale doszły do niej kolejne słowa koleżanki. - Co? Miłość jest piękna, nawet jeśli nieodwzajemniona jest uczuciem, a uczucie jest oznaką człowieczeństwa. Powinniśmy cieszyć się z każdej oznaki tego, że jesteśmy istotami rozumnymi i czującymi. Nawet ból i smutek, chociaż nie są przyjemne, są czymś niesamowitym. - No tak, nie oczekujmy od Hear zbyt sensownych słów. Ma duszą artystki, zawsze nosi serce na dłoni, potrafi cieszyć się z najdrobniejszych rzeczy, ale też zasmucić się cudzym nieszczęściem. Po po prostu nie kryła się ze swoimi uczuciami, czy to aż tak źle? Oczywiście są wyjątki, kiedy po prostu kłamie,a le to już inna Historia. - Oh... Nev. Mogłabyś stworzyć przepiękny obraz dzięki swemu intelektowi! Na pewno umiałabyś dobrać jakieś symbole i uwiecznić je na płótnie. Albo stworzyć obraz abstrakcyjny, wystarczy mieć oko do kolorów. - Ojej, rozkręca się! Proszę podciąć jej skrzydła, bo zaraz z tej euforii odleci, a przecież ma do dokończenia portret.
Pomijając oczywiście drobny fakt, że pięty nie mają kantów. Nieważne! Nev po raz kolejny wywróciła oczami, uśmiechając się kpiąco. No tak, jak można się zakochać i nie znać koloru skarpetek wybrańca?! Toż to koszmar. Ale wolała już nie powiedzieć tego na głos. Ściągnęła brwi. - Brak odczuwania jednego z wielu odczuć nie jest oznaką braku człowieczeństwa. Poza tym istnieje wiele rodzajów miłości, nie muszę konkretnie odczuwać tej jednej, wzdychając i jęcząc do jakiegoś chłopaka czy dziewczyny. A poza tym intelekt również jest oznaką człowieczeństwa, więc to w jego kierunku się bardziej przechylam - stwierdziła z przekonaniem i nawet pokiwała głową, chcąc to dobitnie zaznaczyć. No cóż, konflikt poglądów! Och tak, kłamstwa to ich chyba wspólna cecha. Nev wzruszyła ramionami. - Nie mam oka do kolorów. Wolę mieć oko do gwiazd, to mi w zupełności wystarcza. Aha, i do ważenia eliksirów. Ale skoro lubisz malowanie, to proszę bardzo - dodała z lekkim uśmiechem.
Zarysowała dokładniej kształt nosa chłopaka i zlustrowała Nev wzrokiem od koniuszków palców, aż do czubka głowy. - Umiesz dobrać kolory gdy się ubierasz, więc to też nie może być dla ciebie takie trudne. - Uśmiechnęła się i szybkimi ruchami zarysowała barki Iana. Zabrała się do mieszania farb na palecie, ale nagle znieruchomiała, a po chwili spojrzała na dziewczynę. - Po tym roku opuszczasz Hogwart? - No dobra, Nev jest w ostatniej klasie, więc ich drogi już całkowicie się rozejdą, czy jak? Zostanie studentem? W ogóle zdała sobie sprawę, że nic o niej nie wie. Nawet się nie zastanawiała co Nev chce robić w przyszłości. Zostanie nauczycielem, czy raczej urzędnikiem? A może zupełnie kimś innym. Na przykład założy mały sklepik... Chociaż to nie jest do niej zbyt podobne. - Wrócisz tu? No wiesz, jako nauczycielka? - W sumie ta praca, by do niej pasowała. A do Hear? Przecież ona nie ma przyszłości! Nie jest w niczym dobra. No oprócz we wróżbiarstwie, bo przy tym można się fajnie bawić. No i jest jeszcze malarstwo, ale przecież tym nie zarobi na życie!
Nev pokiwała głową. Czy ona umiała dobierać kolory i ciuchy? No różnie to bywało. To znaczy, jej się podobało, ale przecież każdy ma inny gust. Skoro więc Hera uznała, że umie, to może faktycznie coś w tym jest? No mniejsza o to. Kątem oka spojrzała na jej dzieło. Nie, kolesia nie kojarzyła. Nieważne, że to była dopiero pierwsza faza, kto by się tym przejmował! To było... dobre pytanie. Nev odgarnęła włosy do tyłu i przeszła się trochę dookoła dziewczyny. - Najpierw zostanę na studia. A potem... nie wiem. Może zostanę mugolskim astronomem? Nauczycielem raczej nie - odparła spokojnie. Tak, ależ bujne plany na przyszłość. - Nie miałabym cierpliwości do dzieciaków. Studentów raczej też nie. Prędzej paliłabym z nimi trawkę za szkołą - dodała z rozbawieniem. - A ty masz już plany na przyszłość?
Uśmiechnęła się krzywo i spojrzała na Nev. - Daj spokój. Wiadomo, że nie mam przyszłości. - Jest niby szansa, że rodzice ją ustawią, ale znając ich będzie to jakaś nudna praca, do której Hera będzie musiała się ustatkować i takie tam. No a przecież wiadomo, że ona tego nie zrobi. nie umie nawet wytrzymać bez narkotyków. A tak jak już o nich mowa, to całkiem dobrze wychodzi jej ukrywanie, że pozbyła się tego paskudnego nałogu. - A tak właściwie to czym różni się mugolski astronom od magicznego? - Tak dokładnie to nawet nie wie czy istnieje astonom czarodziej, ale skoro muszą uczyć się tej całej astronomii to pewnie jacyś są. Jedno jest pewna, nigdy osobiście nie poznała żadnego astronoma. - Myślisz, że mogłabym tu dostać jakąkolwiek prace? - Dodała po chwili, bo nie byłą pewna czy ma jakieś szanse nawet na zwykłego pomywacza. Zamoczyła pędzel w słoiczku wody, a następnie w farbie po czym zabrała się do nakładania pierwszej warstwy. Właściwie nie wiedziała czy ten cały portret jej wyjdzie, ale jak nie spróbuje to się nie dowie.
Słońce świeci, nauczyciele nie zadają jeszcze zbyt dużo prac domowych. Jednym słowem można by wyjść na słoneczne błonia i nieco się po lenić. Jednak nie wszyscy są tak ambitni. Carmen marzyła o zaszyciu się w sali artystycznej za wielka sztalugą. Ostatnio co noc coś jej się śniło. Naga kobieta. Bardzo drobna, blondynka. Studentka wiedział ze musi ja namalować. Im szybciej tym lepiej. Jako że nie odnajdywała się jeszcze w skrzydle studenckim, podreptał w stronę sali artystycznej an szóstym piętrze. Wszystko przygotowała. Płótno które zakrywało ja w całości i odpowiednie kolory na palecie. Parę pędzli i oczywiście niezastąpiony fartuch. Stanęła w odpowiedniej pozycji do światła, i zaczęła malować, nucą jedną z piosenek Roweny.
proszę nie pisać, bo czekam aż wróci ktoś i mi odpisze. Dziękować
Może nie wiecie, ale Naomka ma to do siebie, że rozkochuje się w każdym przystojnym facecie. Każdym. Do każdego wzdycha sobie po cichu, czasami próbuje flirtować - z różnym skutkiem - ale jednak bez facetów nie może żyć. Niedawno jednak sobie uświadomiła, że nie ma do nich szczęścia. Nie ważne jakby się starała, naganiała, nauśmiechała, to i tak się knopści. Kiedyś nawet udało jej się chłopaka zatrzymać, nie na długo, ale jednak. Później się okazało, że ów facet zostawił ją dla chłopaka. Doszły ją ostatnio słuchy, że się zaręczyli. To jest na prawdę niesprawiedliwe. Przecież Naomi to naprawdę zacna dziewka, no! Uświadomiła sobie owy peszek właśnie przed chwilą i mówiąc łagodnie, trafił ją szlag. Szła teraz korytarzem szóstego pietra zastanawiając się, co może zepsuć rozładowując emocje. Zobaczyła uchylone drzwi do klasy artystycznej i wiedziona niewiadomoczym po prostu weszła. Nie zauważyła naturalnie Karmelka, nawet nie usłyszała jej przyśpiewek pogrążona w szale wściekłości. Rozejrzała się po sali. Znalazła kilkanaście szklanych słoiczków z farbami i kawałek pustej ściany. Wyszczerzyła się diabolicznie, gdy połączyła te dwa ogniwa w całość. - Pieprzony Moraliet! - krzyknęła, zamachnęła się z jednym ze słoiczków w ręku i rzuciła go prosto w pustą ścianę. Efekt był zadowalający - przepiękny brzdęk, cudowna fioletowa plama i odłamki szkła na podłodze. Zadowolona z efektu kontynuowała swe dzieło. - Jebany Gabriel! - trzask - Ciotowaty gej Simonek - trzask - Lalusiowaty Gilbert - trzask - Chujowaty James - Ostatni, satysfakcjonujący trzask. Po wszystkim, trochę zmęczona ale i uspokojona studentka usiadła sobie, chwila, na czym? Oj tam, na czymś usiadła. Najprawdopodobniej było to pudło na....coś. Odgarnęła sobie włosy do tyłu i oparła łokcie na kolanach. I tak na prawdę nie wiedziała za bardzo co zrobić.
Obraz był...pastelowy. Piękny. Była z niego dumna. Oczywiscie ze swoich snów z jej udziałem nieco mniej ale co tam! Czego się nie robi dla sztuki!!!! Chciała żeby wszytko w jej obrazie było idealne. Odgarnęła rudy kosmyk za ucho i nawet przestała nucić gdy doszła do twarzy. Nie zauważyła w tym całym przejęciu że ktoś wszedł do sali. Właśnie wypełniała oko gdy... TRZASK! Dziewczyna aż podskoczyła, a razem z nią tempo jej serca ciśnienie. W panice zerknęła na obraz czy aby na pewno nic się nie rozmazało TRZASK! Nie wytrzymując tego strasznego napięcia, spojrzała za sztalugę i.... O MATKO! Karmelek widziała wszystko jak w taniej komedii romantycznej, gdy główny bohater widzi laskę z którą pod koniec filmu będzie. Wszystko było w zwolnionym tempie, znikąd pojawiła się muzyka. Przerwało to ostanie słowa dziewczyny, bez wahania można powiedzieć że najpiękniejszej istoty myślącej i chodzącej jaka szanowna panienka Gaiman widziała w swoim krótkim życiu. Teraz już nie były ważne obrazy, ciotka, kuzyn, przyjaciele, studia. Teraz liczyła się tylko ONA! Studentka musiała się o niej dowiedzieć wszystkiego!!!Gdy ta usiadła a pudle, Carmen patrzyła na nią z lekko rozdziawioną buzią, na szczęście szybko się opamiętała, i nie zaczęła się ślinić, tylko zagadała: -Chyba musieli Ci nieźle podpaść...- sama byłą pod wrażeniem siły swojego głosu. Zapewne gdyby bł to kto inny dawno dostałby zjebkę za dewastacje sali!!!!!!!!!
Ponura satysfakcja ulatniała się niczym ... wybaczcie, nie znalazłam trafnej metafory. Ulatniała się i już, a na jej miejsce wchodziła ponowna złość. Dlaczego teraz jest sama? Przecież normalnie otoczyła by się ... właśnie, kim? Miała sporo koleżanek, to fakt, ale przyjaciółek niewiele. Naomi - indywidualistka, Naomi - idiotka. Jej doprowadzona do ostateczności dusza doszła do głosu. Z zimną furią, z pełną świadomością tego co robi, przestała panować nad sobą. Miała ochotę krzyknąć do tych wszystkich zakochanych z wzajemnością dziewczyn: - A do jasnej chropowatej cholery! Kurtyzana twoja matuchna w decybele kopana! Jolka spróchniała twojej babki, żeby ją parchy pokryły! Kij ci na monogram złotem haftowany! Ty gumo do żucia! Ja ci pokażę ty KROWO NIEBIAŃSKA! - Ale zatkało ja po prostu gdy usłyszała głosik. Trochę zlękniony, miły głosik. Może nawet Krukonka podniosłaby swoje oczyska i ciekawe przyjrzałaby się dziewczynce. ALE NIE W TYM STANIE. Gdy pierwsze dźwięki wypowiedzi studentki dotarły do uszu Naomi, ta wyskoczyła w powietrze jak kot, również jak kot lądując. Drapieżnie, na ugiętych nogach, pochylona, z wyciągniętymi rękoma lustrowała czujnie otoczenie. Okazało się, że przemawiała do niej niegroźnie wyglądająca osóbka. Zanim to jednak dziewczyna zauważyła... - Co ty tu robisz? Jak na mnie doniesiesz, to obudzisz się bez włosów - wysyczała. Skąd w pannie Young tyle agresji? Sami się spytajcie, ja się boję. Wgapiała się Naomka w Kasztanowca (od włosów, c'nie?) dokładnie 16 s, po czym jak dzika wybiegła z sali trzaskając drzwiami. Kierowała się niewiadomoczym. Może bała się reakcji Kasztanowca, może chciała uciec, zanim tamta ją zapamięta? Nie, nie, nie. Nie ważne, co nią kierowało, ważne, że tam, na korytarzu, miejscu normalnym, codziennym i jakoś tak ułożonym, łatwiej było jej myśleć. Poprawiła więc loczki i ubranko i wślizgnęła się do klasy artystycznej cichutko uchylając drzwi. Nie zaszczycając dziewczynę w środku spojrzeniem przemaszerowała z godnością przez salę do miejsca bałaganu, który stworzyła. Szepnęła Chłoszczyć i Reparto, i przyglądała się jak resztki słoiczków stają się całymi słoiczkami i jak do nich wlewa się farba, która nie ubrudziła ściany, ale spłynęła. Swego dzieła jednaj nie zniszczyła. W końcu to sala artystyczna, no nie? Po jakiś dwóch minutach była psychicznie gotowa odwrócić się do Kasztanowca. Bynajmniej nie chciała jej przepraszać. To ona się schowała i pewnie z rozbawieniem patrzyła na naomkową chwilę słabości. Zaraz jeszcze ją objedzie, że zakłóciła jej ciszę i zdewastowała ścianę. Krukonka była jednak gotowa i odważnie patrzyła Kasztanowcowi w oczy. Przy okazji, zauważyła, że jest ciutkę wyższa. Haha, respekt. Nie wiedziała za bardzo co powiedzieć, więc czekała na cios ze strony Kasztanowca.
Carmen nieco przymuliła. Piękność która stała się sensem jej życia teraz wyglądała jak jakiś wampajr, jakieś dzikie zwierze i groziła ze pozbawi ja włosów! No i po paru sekundach wybiegła z sali. Karmelek już chciała pobiec za dziewczyną, gdy ta wróciła. Bardziej ogarnięta, spokojna. nawet po sobie posprzątała. Studentka jak ta sierota stała z pędzlem na wysokości pępka, patrząc na blondynkę. Nie było wątpliwości że panienka Gaiman się zakochała. I to nie było jakieś tam zauroczenie. Tego co czuła teraz nie czuła nawet, do swojego zmarłego chłopaka Davida. To było tak gorące uczucie ze aż normalnie nie do opisania. Tak więc właśnie przezywając to uczucie zobaczyła że dziewczyna na nią patrzy i na coś czeka. Kasztanowowwłosom zatkało. Oczywiście ta dziewczyna była piękna i tak dalej, ale artystyczny umysł dziewczyny był silniejszy, minęła dziewczynę i uważnie przyjrzała się ścianie ubrudzoną farbą. Byłą przeeeeeeeeeepiękna!!!!!! Poprawiła kosmyk który uciekł z misternie zrobionego warkocza, nadal po wrażeniem odwróciła się do jak się okazało nieco osłupiałej blondynki: -Nie wiem czy to planowałaś, ale stworzyłaś dzieło, warte Pieat Mondriana!-uśmiechnęła się delikatnie. Wyciągnęła w jej stronę dłoń nieco upaćkaną farbą: -Carmen Gaiman. Przepraszam że Cię wystraszyłam, to nie było specjalnie...-spojrzała na nią przepraszająco. Przecież nie mogła pozwolić żeby ta się na nią obraziła, no !!
Nie, nie będę się rozpisywać, choćbym chciała. Chciałabym powiedzieć też, co teraz czuła Naomka ale szczerze to ona mało czuła. Po prostu stała tam jak ta ciota czekając na reakcję Kasztanowca. Patrzyła się mało rozumiejąc, jak dziewczyna najpierw przyjrzała się ze znawstwem jej arcydziełu, a potem zrobiła minę, jak pięciolatek, gdy dostanie trzy gałki lodów. Zaraz potem dziewczyna odwróciła się do Panny Niezdalskiej z tą groźną miną (lepiej byłoby, gdyby Kasztanowiec miała mord w oczach, wtedy było by jasne, że będzie niezłe lanie i Naomi po prostu by się na nią rzuciła pierwsza) i powiedziała coś, ale za cholerę Naomka jej nie zrozumiała. Popatrzyła na nią więc jakby Kasztanowiec mówiła do niej po arabsku. (czyt. wyglądała jak niedorozwój psychiczny) Dziewczyna nadal się uśmiechała, więc poprzednie jej słowa obelgą chyba nie były. Już po uwaga...8 sekundach Naomka zorientowała się, że tamta wyciągnęła do niej rękę. Co to mogło oznaczać? Za dużo myślenia na jeden dzień, jak dla Krukonki, na pewno. Naomkowy wzrok tymczasem wędrował od ręki Kasztanowca do jej buźki i z powrotem. W końcu Naomi bystrzacha jak ich mało wywnioskowała, że gdy poda nieznajomej rękę, owa kończyna jej nie odpadnie. Tak wiec ogarnęła swoją mimikę i podała rękę dziewczynie, nieco zniecierpliwionej nieco już pewnie. Ubrudziła się w ten sposób, ale nie zdążyła jej o coś wytrzeć, bo owa nieznajoma już przestała być nieznajoma. W sensie - przedstawiła się. Naomi sobie pomyślała bardzo roztropnie, że dobrze byłoby zrobić to samo w końcu Karmen jeszcze dodała takie ładne słowa od siebie... Patrzcie, jaka genialna! - Naomi Young, osiemnaście wiosenek. - Krukonka miała nadzieje, że Carmen skojarzy naoomkową szkolną szatę z niebieskimi dodatkami wraz z tym, że powinna w tym wieku chodzić na studia. - Przestraszyć? No co ty, wcale się nie przestraszyłam! Po prostu... Chciałam mieć dobre wejście. Wiesz, podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze. - Och, jak zgrabnie się wywinęła! Po takim wysiłku umysłowym zaczęło ją ciut kuc w skroniach, ale to szczegół. Może to kwestia wprawy, ale Naomka po raz kolejny użyła mózgu i zauważyła, że Carmen trzyma pędzel - Ha! Malujesz coś - odkryła - Co malujesz? - spytała bardzo grzecznie machając rzęsami. Oczywiście, wiedząc co działo się w głowie studentki Naomi próbowałaby zachowywać się jak chłopak.