Oficjalnie jest to po prostu składzik na drewno. Ale jeżeli znasz hasło, możesz dostać tu różne eliksiry, również te zakazane, oczywiście słono za nie płacąc!
Rzuć DWIEMA kostkami, by sprawdzić, czy zdobędziesz jakieś nielegalne skarby!
PIERWSZA KOSTKA : - parzysta liczba oczek - znasz hasło, drzwi otwierają się same! Możesz wejść do środka i sprawdzić, jaki eliksir możesz tu nabyć! - nieparzysta liczba oczek - ups, albo nie masz pojęcia, jakie jest hasło, albo ktoś wpuścił cię w maliny i podał niewłaściwe. Tak czy inaczej - nic z tego, kochanie, dzisiaj będziesz się grzecznie bawić.
DRUGA KOSTKA (o wylosowanych eliksirach możesz więcej przeczytać tutaj. 1 - Eliksir Otwartych Zmysłów - ciekawe, jak dotrzesz do swojego pokoju... 2 - Eliksir Psylocybinowy - hmm, na pewno będzie ci bardzo lekko na duszy - uważaj, żeby gdzieś nie zamarznąć! 3 - Eliksir Euforii - możesz być trochę irytujący ze swoim radosnym chichotem, ale grunt, że dobrze się czujesz sam ze sobą! 4 - Amortecja - podał ci go twój towarzysz, nie wiedząc, co znajduje się w fiolce... może się zrobić niezręcznie. 5 - Eliksir rogu - bardzo możliwe, że na pewien czas staniesz się obiektem kpin kolegów i koleżanek... 6 - Eliksir Muzyczny - uch, teraz będą ci się kołatały w głowie jakieś piosenki! Niekoniecznie te ulubione!
Frajerstwo. Taka piękna cecha większości ludzi. Piszesz się na coś. Masz pewność, że to jest, ale nie. Tego nie ma. Ostatecznie ktoś Ci to zabiera, a sam możesz poczuć się jak zabawka w rękach kolejnej osoby, która ma po prostu ochotę Cię wykorzystać. I właśnie to robi. Bawi się. Pociąga za sznureczki, bo myśli że jest górą. Ma nadzieje być najlepszym lalkarzem, który decyduje o losie swych kukiełek. Myślisz, że jest to realne? Nie do końca. Nie do końca, bo potrafimy się zorientować w sytuacji gdy ktoś wrednie próbuje nas zniszczyć, ale to my jesteśmy górą. Nadal obojętne maszyny, które nie są zdolne do odczuwania wyższych emocji, ale oni o tym zapominają. Przybyli tutaj żeby wykonać na nas ostateczny wyrok, ale wiesz co? Nie uda im się. Zastanawiające dlaczego? Niekoniecznie. Patrzymy na nich z pogardą bo są emocjonalni. Potrafią mówić, że nas kochają. Potrafią wmawiać, że chcą z nami być i im zależy, ale rozumiesz abstrakcję tej sytuacji? My do nich nie czujemy nic, po za tym, że są nam zupełnie zbędni. Dostarczają nam rozrywki. I czy naprawdę chcemy żeby od nas odeszli? Możemy poudawać, że to oni mają nas w garści, ale w ostatecznym starciu wypalimy ich do cna i zniszczymy w nich wszystko to co jest piękne. Chcesz tego? Chodź, zabawmy się w tę grę razem. I oczywiście, że ludzie nie są jacy są. Kształtowało ich wszystko. Człowiek nie rani, bo chce. Człowiek rani, bo boi się kolejnego zranienia. Lepiej jest kogoś odtrącić niż samemu zostać odtrąconym, ale w dużej mierze jest to tchórzostwo przed czymś co może zabić w nas pokłady obojętności, i gdzieś tam zakiełkuje ziarenko miłości, które będziemy chcieli rozwijać. Jednak czy aby na pewno w przypadku Cezara i Szafira miało mieć coś takiego miejsce? Wszyscy w to wątpili, a najbardziej główni bohaterowie. Miejcie jednak świadomość tego, że ta parka będzie przyczyną niejednych kłopotów, bo toksyczna relacje, w której się zapętlali doprowadzi ich gdzieś dalej niż tylko… Łóżko. Chcesz wiedzieć co może się wydarzyć? Po prostu musisz podać rękę i dać mi się poprowadzić. Obiecuję, że nikt nie będzie miał przetrąconej szczęki, przecież Sparks nie należała do nikogo. Nikt nie mógł czynić z niej swojej własności. I koło się zapętla, czyż nie? Dochodzimy do punktu kulminacyjnego, w którym chcemy poznać finał, ale do tego jest przecież tak daleko. Nie brnijmy w coś co jest nieznane. Trwajmy w tym co daje nam teraźniejszość. Bądźmy w tym, bo przecież jest to najlepsze co możemy w tej chwili otrzymać od losu. Seks. Jeden z przyjemniejszych aspektów naszej egzystencji. Cezar uchodził za skurwiela? Dobrze. Szafir była dziwką, bo rozkładała nogi przed kolejnym facetem. Traktowała erotyzm jako grę, w którą trzeba grać, bo gdy się ją odstawi na jakiś czas to stracimy na atrakcyjności, a ona przecież była piękna. Idealnie zarysowane ciało. Podkreślone piersi oraz wcięcie w talii. Biodra, które chciało się posiąść, i miałeś niemal wrażenie, że będzie z Tobą idealnie współgrała, jednak… To Weatherly przerwał jej miesiące celibatu. Wiele miesięcy wstrzemięźliwości, a ona już teraz wiedziała, że ten seks będzie trwał do rana. Czuła napięcie, które było spowodowane każdym pchnięciem. Nawet parę razy skrzywiła się nieznacznie, ale nie z bólu. Nie sądziła, że seks po takiej przerwie może być tak… Intensywny. A może to Cezar sprawiał, że każdy ruch nabierał większej wyrazistości? I nie ważne, że ktoś będzie miał o to pretensje. Nie miało znaczenia to, że ktokolwiek będzie to wypominał. Właściwie to nawet zabawne. Pretensje o coś co robiła z własnym życiem nie będąc w związku? Urocze! Czuła jak zimny chłód ściany pieści jej plecy, a on coraz to odważniej dotyka jej ciała. Chciała więcej. Musiał dać jej więcej. Musiał dać jej coś co było fenomenalne. Musiał dać jej orgazm. Gdyby tego nie zrobił to przecież męskie ego z pewnością by podupadło, prawda? Jednak teraz bawił się jej ciałem. Zmysłami, które były otwarte, a każdy oddech, uderzenie serca… Teraz wszystko było intensywniejsze. Bardziej chciała to chłonąć, bo dawało jej to coś, bo ja wiem? Możliwe, że była to kwestia, która sprawiała, że uzależniała się od fenomenalnego zapachu Weatherlyego. Od jego nieziemskich perfum. Od jego ciała i napiętych mięsni, które teraz napierały na jej drobne ciało. Uzależniała się od rąk, które obejmowały ją na wysokości bioder i ust, które raz po raz gwałciły jej szyję. Kąsały delikatną skórę. -Tylko Twoja… - Wyszeptała gdzieś między kolejnymi oddechami, kolejnym biciem serca, a zastanowieniem się nad sensem tych słów. Była to obietnica? Przecież skończoną nim świt w stanie. Powtórzą to przez całą noc kilka razy, a potem uśmiechną się wrednie i pójdą w swoją stronę. Dlaczego by nie, skoro łączył ich tylko jeden drink i kilka pocałunków? -Tylko Twoja… - Powtórzyła raz jeszcze, a po chwili wbiła paznokcie w jego kark, gdy ruchy stawały się agresywniejsze, ale to właśnie do tego dążyła. Do perwersji, która miała dać jej spełnienie. Czy dawała? Wszystko zależało od niego, na jak wiele sobie pozwoli. Nie hamuj się. Nie musisz. Wiem, że on chce. Wiem, że ona tego chce. I tak spędzili dłuższą część nocy. Bo nad ranem, gdy zaczęło świtać... Już ich tam nie było.
Wszedł do chatki pierwszy, hasło do składzika znajdując na zżółkłej karteczce przed spadzistą klapą w dół pomieszczenia. I tylko tyle pamiętał. Nie wiedział, jak dokładnie znalazł się z powrotem na górze, moszcząc się wygodnie na składzie drewna, jakby była to najwygodniejsza sofa pod słońcem. W stanie, w jakim się znajdował tak samo się też czuł – jakby miał miękko pod dupą za sprawą desek, chociaż faktyczną miękkość i ciepło czuł od nóg przerzuconych przez kolana Bazory’ego i kominka skwierczącego wesoło obok nich. Żaden z nich nie odezwał się do siebie od przeszło godziny. Trwali w stanie absolutnego rozluźnienia i wychillowania, w czym zapewne pomogły spożyte eliksiry. Ike, z przyzwyczajenia bawił się transmutowaniem włosów na dłuższe i z powrotem na krótkie, jakby nie mógł się zdecydować w jakich lepiej wygląda. Z jednym buchem zioła nabytego legalnie w jednym z mugolskich sklepów, był przekonany, że świetnie mu w przydługich pasmach opadających na czoło, ale już przy drugim pociągnięciu z jointa, kiedy twarz owiała kurtyna dymu, patrząc w kawałek porzuconego w kącie pomieszczenia szpachla, w którym odbijała się jego facjata, transfigurował się z powrotem do stanu, w jakim tu przyszedł. Włosy nabrały jaśniejszego, prawie miodowego, albo może karmelowego koloru i tylko oczy pozostały niezmiennie chłodne i wyraziste, kiedy pozbawionymi zmęczenia tęczówkami pokierował się w stronę Bena, tak, jakby prowadził z nim rozmowę cały czas, a nie wyrwał się z pytaniem, jak Phillippe Lorrain ze stanu wolnego i beztroskiego kawalera w szkole. Bardzo dynamicznie. — Blizna. Lewa czy prawa strona? Pytał, nie po to żeby znać zdanie Benjamina, a żeby zrobić dokładnie na odwrót niż mu podpowie. Od tak, bo lekko znużony, ale pełen wewnętrznej energii Ike musiał ją na coś zuzytkować, a w tym momencie była to zabawa metamorfomagią i przekładanie jointa z palców jednej ręki do drugiej, kiedy podparł się na swojej dominującej ręce, żeby zaprezentować zmieniające się detale twarzy kumplowi. Tak było już od kilku godzin. Ben myślał niewiadomo o czym, a Ike raz na jakiś czas zadawał mu bezsensowne pytania, kiedy zabawa transmutacyjna mu się nudziła. Tylko nie jak myślał, co kilkanaście sekund, a co kilkadziesiąt minut – czas mijał szybko. Szybciej niż by chcieli w nie tak mroźnej jak straszyli Kanadzie w weekend wolny od szkoły.
Pierwszy trip, pierwszy wieczór — obowiązkiem wręcz było zapoznanie się z lokalną kuchnią. Celowo wybrali właśnie to miejsce, tak daleko od ich codzienności. Tu mogli bez przeszkód próbować czegoś mocniejszego niż hogsy, z którymi w Wielkiej Brytanii trzeba było ostrożnie się obchodzić. Dodatkowo brak spaceru po Śmiertelnym Nocturnie, z oczami dookoła głowy, był dla Benjamina jak oddech świeżego powietrza, uwalniający i odświeżający. Wystarczył świstoklik za połowę jego miesięcznego wynagrodzenia u Dearów. Spora cena jak na studenta, ale nie zamierzał narzekać. Spokojna, rozluźniona głowa była dla niego cenniejsza w tym momencie. Miał spory burdel w głowie; w ostatnim czasie miał wrażenie, że jego relacje z ludźmi były nieprzewidywalne. Kłótnie małe i duże z Trevore, późniejsze godzenia się, dziwna intensywność spotkań z Nicholasem oraz wiadomość, że Baxter zaczął nauczać w szkole, to tylko przebitki z brazylijskiej telenoweli, jaka ostatnio się u niego odgrywała. W tym wszystkim tylko na kumpla mógł liczyć, jak zawsze mogąc w ciszy i spokoju oderwać się od rzeczywistości. Wybór miejsca był dość nietypowy, ale podobał mu się. Idealny by zapomnieć i zostać zapomnianym. Drewniane belki okazały się całkiem wygodne w połączeniu z tym jak niedbale uwalili się na nich. Każdy buch sprawiał, że Londyńskie sprawy, jedna po drugiej, znikały, ustępując miejsca wpierw pustce, a potem przemyśleniom natury wszelakiej. Widział, że Ike'owi również to odpowiada, jego włosy zmieniały długości, czasem tekstury, a usta wydychały dym, powoli, ale nieco niedbale. Uniósł lekko brew, słyszą pierwsze słowa z jego ust. - Żadna. - sądził, że ta odpowiedź nie będzie dla niego zaskoczeniem. Lubił te jego metamorfomagiczne kłamstewka, ale i tak zamierzał nie patrzeć na jego twarz, a jedynie z zamkniętymi oczami, dawać się ponieść wyobraźni. Posiłek już zaczynał działać, leniwie przesuwając mu za zamkniętymi powiekami fale kształtów, kolorów i odbić światła, czasem przedostającego się przez drgania poruszających się pod powiekami gałek ocznych. Otworzył oczy, chwile po tym, gdy przez głowę przeszła mu myśl równie śmieszna co interesująca. Spojrzał na Ike'a, który jeszcze nie świadom, co miał dla niego przygotowane, spokojnie opierał pięty na jego udach. - Czym różni się klata napakowanego kolesia od małych cycków? - rzucił lekko w powietrze, chcąc te rozkminkę skonsultować ze ślizgonem. Nie wiedział jak wiele męskich klat obejrzał Ike w swoim życiu, ale cycków był pewny, że przynajmniej tyle co miesięcy w roku. Każdym. Wspólnie mieli więc pewną bazę danych, która potrzebna była do tej rozmowy. - Jakbym tak miał sobie wybrać, tylko po tym to dało by rade? - formułował pytania, które na co dzień zostawiłby do cichych rozmyślań w zakamarkach swojej podświadomości. Wziął kolejnego bucha, chcąc w ten sposób nakarmić swoje myśli nowymi spostrzeżeniami. Spodziewał się, że ta wymiana myśli będzie potrzebowała całkiem sporo takich zielonych, zadymionych przekąsek.
Czy uzyskał odpowiedź jakiej oczekiwał? W żadnym razie. Czy się tym przejął? W żadnym razie. Pokręcił ledwie dostrzegalnie głową na boki, na przekór kumplowi lokując więc dwie blizny, jedną mniejszą na prawej brwi, a drugą znacznie wyraźniejszą i dłuższą, sięgającą aż kości policzkowej po drugiej stronie twarzy, chociaż utrzymanie ich w stanie, w jakim się znajdował wymagało od niego dużego skupienia. Jednocześnie, nie gubiąc także kierunku “rozmowy”, nawet jeśli ta uwzględniała odzywanie się do siebie w bardzo dużych odstępach czasowych. Nie wiedział ile czasu od kolejnej wypowiedzi Benjamina minęło tym razem, ale raczej niewiele, bo zdążył jedynie podnieść bibułkę z ziołem do ust i przenieść na niego intensywnie niebieskie spojrzenie oczu, kiedy próbował zinterpretować sens zadanego mu pytania. Oboje byli odpowiednio rozluźnieni, żeby nie dostrzegł w nim żadnego absurdu, a jedynie potrzebował chwili, żeby w odmętach własnej pamięci dotrzeć do wiedzy bardziej konkretnej, mającej swój zalążek w teorii transmutacji — Anatomicznie czy wizualnie? Anatomia była dużym uproszczeniem w przypadku metamorfomagii, ale czy właśnie o taki przypadek Benjamin pytał? — W dotyku? W strukturze? – zadawał kolejne pytania, jakby naprawdę rozmawiali o pojęciu naukowym, a nie czyjejś klatce piersiowej. Ale przecież klatka piersiowa też mogła być przedmiotem badań. Aż podniósł się na łokciach, korzystając ze swojej biegłej umiejętności palenia bez użycia rąk, kiedy spojrzał kumplowi prosto w oczy. — Zmieniasz fronty? Co by dało radę? Czyjeś cycki, czy mogłyby Cię przekonać? Pytanie, na ile możesz się obyć bez sprzętu między nogami. Klatka piersiowa kobiet to głównie tłuszcz, napakowany facet mięśnie. Czysto teoretycznie, łatwo poznałbyś różnicę. Ale ulany facet i kobieta…? Tu sam musiał się zastanowić. Haptycznie mógł zbadać własną klatkę piersiową, jak wyciągnął rękę w bok, dosięgnął nawet torsu Benjamina, ale jeden był zbyt umięśniony, a drugi zbyt smukły, by wydać jakieś osądy. — Myślisz, że moja Isabel ma za małe cycki? Większe trudniej transmutacją odtworzyć, kiedy jest się metamorfomagiem płci-męskiej, a Ike zależało na autentyczności, kiedy ją tworzył. Świat Ike kręcił się tylko wokół niego i jego zainteresowań, więc potraktował pytanie kolegi bardzo personalnie, teraz zastanawiając się, czy o to chodziło Benjaminowi, kiedy mówił, że Isabel wygląda jeszcze jak trans przed zabiegiem.
Chwile zajęło mu spostrzeżenie, że Ślizgon zrozumiał pytanie i zamierzał na nie odpowiedzieć. Choć może to Ike'owi odpowiedź zajęła więcej czasu niż powinna? Trudno mu było określić. Słyszał jak w powietrzy zawisło pytanie, które brzmiało dość poważnie i rzeczowo, zupełnie inaczej niż by się tego w pierwszej chwili spodziewał. Na szczęście, pierwsza chwila dawno minęła, obojgu umknęła i zostawiła miejsce na dyskusje, która miała być pozbawiona ich niskich lotów żarcików czy niedopowiedzień. - We wszystkim, nie chce półśrodków. - temat wydawał się szeroki. Przez to, ze Skylight zwrócił uwagę, że temat może mieć wiele aspektów, Benjamin sam zaczął się nad nimi zastanawiać. Teoretycznie wiedział, że w obu przypadkach to jakaś tkanka podskórna. Kobiece gruczoły i tłuszcz na pewno miały inną strukturę niż mięśnie, ale przecież w jego myślach piersi były naprawdę drobne, przez co klatka mężczyzny do porównania też nie musiała być przesadzona by w ogóle można było je pomylić. Widział w obecnym i zainteresowanym spojrzeniu Ślizgona, że za mało określi w pierwszym zdaniu, dlatego przeszedł do opisania tematu. - Chodzi mi o naprawdę podobne warunku. Takie w których mięsień pod może być wyczuwalny w dłoniach, a sutki nieprzerośnięte u kobiety. - czuł dotyk Skylighta na skórze, dość mocno oceniający jego kształty. Nie przeszkadzał mu, przywykł do nieposiadania przy nim fizycznych granic, w końcu Ike'a nie interesował w ten sposób. Czekał więc niewzruszony jak kolega sobie wybada co chciał, podobnie jak siedzi się u lekarza na wizycie. - Nie, fronty bez zmian. Jakby anatomia się zgadzała, to temperament mają inny. - to przecież nie było zaskakujące, że w przypadku seksualności nie tylko budowa ciała miała znaczenie. Wiedział, że instynktownie oglądał się za kolegami, nie koleżankami, ale nie zawsze to rozumiał. Okres dojrzewania, tak samo jak pewne doświadczenia, miał już za sobą. Wiedział, że kobieca energia nie zawracała mu w głowię, więc nawet najsmuklejsza nie sprawiłaby, że miałby ochotę na coś więcej. Jego pytania były czysto teoretyczne, zrodzone z kształtów i kolorów, które majaczyły mu pod powiekami, a nie z rzeczywistej potrzeby. Temat okazał się mimo to na tyle interesujący, że brnęli w te rozważania dalej. Z każdą chwilą mocniej chciał rozumieć jakie drobne różnice, przemiany, funkcje, decydowały o tym czym były lub nie były klatki piersiowe. - Jak ją pamiętam z baru, była całkiem trans. Jak ma się teraz? - od zdarzeń ze Starego Wilka minęło już dobre kilka tygodni i choć widział w łazience zostawione świerszczyki, nie przypisywał ich transmutacyjnemu treningowi Skylighta. Sądził, że służyły do szlifowania nieco innej anatomii.
Ike starał się zachowywać powagę, ale powaga po przelaniu eliksiru euforii to było pojęcie względne. Może powinni zacząć się martwić tym, że eliksir nie sieknął ich tak mocno, jak powinien, że uodpornione organizmy były odporne na skutki uboczne łapania się za nosy czy chichotania, jak małe dziewczynki. Zamiast tego Skylight czuł wyraźne rozluźnienie i rozemocjonowanie, które nie miało nawet nic wspólnego z tym, że rozmowa zeszła na cycki. Parsknął jednak z wyraźnym rozbawieniem, a może uznaniem, że Benjamin w końcu dojrzał do tej rozmowy. Podniesiony na łokciach obrócił papierosa w ustach przekręcając go językiem na kącik ust, ale i nawet wtedy ten przeszkadzał mu w kontynuowaniu rozmowy, dlatego ostatecznie szarpnął się dość dynamicznie w górę, podpierając ciężar swojego ciała na własnym podciągniętym w górę kolanie, zapewne wbijając teraz stopę Benjaminowi w udo, zbyt przejęty tokiem rozmowy, żeby to zauważyć. — Nie ma dwóch tych samych kobiet – podsumował w końcu, w dwóch czy trzech buchach kończąc papierosa, żeby móc przeciągnąć się w miejscu, zanim rozciągając ręce nad głową przemetamorfomagował się w Isabel, ze zbyt dużą skrupulatnością rozpraszając spojrzenie rozmówcy, zeby uznać, że to tylko przypadek, że Bazory nie widział odkształcenia twarzy, ani wyraźnej zmiany w sylwetce Ike. Zrobił to tak, żeby spojrzenie Bena podążyło dokładnie tam, gdzie chciał, żeby podążyło w odpowiednim momencie, dając mu czas na przemianę w kobietę, która nie będzie przemianą wywołującą nieprzyjemny dreszcz dziwactwa. W jednym momencie był Ike, w następnym Isabel. A Isabel była znacznie bardziej bezczelne i pezpruderyjna, bo wsunęła się okrakiem na nogi Benjamina, tylko trochę niezgrabnie. Ike musiał przyznać, że ta zmiana ról dla niego była też czymś zupełnie nowym i nienaturalnym, co wychodziło mu tylko przez zręczność i upartość w urealnianiu swoich zamiarów. — Nie wiem. Jak mam się teraz? Pytał kobiecym głosem, bo gdzieś przed tym, jak to powiedział, mruknął inkantację zaklęcia, chociaż moment kiedy wyciągnął różdżkę nie był wcale tak oczywisty. Teraz jednak trzymał ją nad karkiem Benjamina, dokładnie tam, gdzie znajdowały się jego ręce. — Jak TO może Cię nie pociągać? Pewnie rozmawiali już na ten temat nie raz, ale Isabel poruszyła biodrami na jego nogach, choć przez nią przemawiał Ike, całkowicie pełen… podziwu wobec Benjamina, że był absolutnie odporny na tę kobiecą broń, na jaką on nigdy odporny nie mógł być.