Dziurawy Kocioł mieszczący się przy ulicy Charing Cross Road jest jednym z najpopularniejszych czarodziejskich barów, wszystko za sprawą znajdującego się na jego zapleczu przejścia na ulicę Pokątną. Jest to spory bar mieszczący wiele stolików. Zawsze można tu spotkać dużo osób, a wśród nich zapewne trafi się ktoś znajomy. Na piętrze można wynająć tu niedrogo pokój. Natomiast znajdujące się na półkach różnorakie trunki od rumu po whisky, kuszą klientów.
Jagodowy jabol Smocza Krew Stokrotkowy Haust Różowy Druzgotek Ognista Whisky Sherry Malinowy Znikacz Rum porzeczkowy Papa Vodka Tuică Uścisk Merlina Piwo kremowe Dymiące Piwo Simisona Boddingtons Pub Ale Wino z czarnego bzu Rdestowy Miód Łzy Morgany le Fay
Boginy - 10g Volde-Morty - 12g Feniksowe – 13g Lordki – 13g Magia 69 – 14g Pocałunek Dementora – 13g Wynajęcie pokoju na dobę – 15g Danie dnia (zapytaj obsługę)
Lena uśmiechnęła się skromnie. - Nie, nie jest mi zimno. Jestem tylko trochę zdenerwowana, że tak się zaczeła nasza znajomość. Żeby ukryć trzęsące się ręce, schowała je pod stół. Wyjmowała tylko wtedy gdy chciała wziąść łyka soku. - Jest Pan bardzo miły... - powiedziała cicho - Gdzie Pan pracuje? Gdzies niedaleko?
- Proszę się nie przejmować. Wszystko, można naprawić. - oświadczył, ściskając lekko jej drżącą rękę. Jak to dobrze, że nie jest kobietą i nie musi się denerwować takimi rzeczami. - Taak, prowadzę sklep z biżuteria. Mam nadzieję, ze mnie Pani kiedyś odwiedzi. - odparł, spoglądając na grupkę pijaczków w kącie, którzy już najwyraźniej rozpoczęli imprezę. - Może, pójdziemy na spacer? Jest taki piękny wieczór. Mógłbym przy okazji, pokazać Pani gdzie mieszkam. - zaproponował, zniżając głos do szeptu.
Kobieta przymrużyła oczy. - Dobrze, mozemy pospacerować - uśmiechneła się. Z jednej strony była zadowolona z tego, że może spedzić czas z kimś i porozmawiać. Z drugiej była trochę przerażona tym, że ten czlowiek może zrobić jej krzywdę. W końcu nie znała go wcale. - Ale mam jeden warunek - powiedziała stanowczo - idźmy tam gdzie ktoś będzie. Wiedziała, że jeśli pozwoli mu zaprowadzić siebie w jakieś wyludnione miejsce, to może się to źle skonczyć.
- W takim razie, damy przodem. - uśmiechnął się szelmowsko wstając. Zapłacił za ich zamówienia i poprowadził ją w stronę wyjścia. - Wolałbym nie iść na żadną dyskotekę. W takim stroju, jestem niemalże pewien, iż ktoś zapragnie twojego towarzystwa. A na to nie zamierzam pozwolić. - oświadczył, zerkając na nią przelotnie. - Może pójdziemy... Albo niech to będzie niespodzianka. Zamknij oczy. - uśmiechnął się szeroko. Ponieważ nie miał przy sobie żadnej chusty, lub czegoś w tym rodzaju zdjął swój krawat i delikatnie zasłonił jej nim oczy. Następnie chwycił ją za rękę i poszedł w wybranym kierunku.
Lena chętnie się zgodziła. Wstała, poprawiła włosy i uśmiechnęla się. - Dobrze to prowadź - po tych słowach dała sobie zawiązać oczy. Niepewnym krokiem ruszyła w kierunku, w którym miała iść. Zastanawiała się czy dobrze robi ufając komuś kogo nie zna.
Weszła powoli do dziurawego kotła. Jakl zwykle było tu tłoczno. Ludzie przechodzili na pokątna i wracali z niej, a i wiele stolików było zajętych. Podeszla do lady i wymamrotała cicho. -Piwo kremowe- mruknęła niezbyt przyjemnie. Lekko oburzony właściwiel odwrócił się i odszedł, żeby przygotować jej zamówienie. Po chwili dziewczyna sączyła już napój rozglądając się. Uśmeichnęł się ironicznie pod nosem widząc, jak ludzie wskazują ją sobie palcami. To napewno nie codzienny widok, dziewczyna w potarganej sukni, uplamionej błotem i krwią. Raz po raz Connie druzgotała kogoś spojrzeniem, a ta osoba natychmiast się odwracała jak gdyby nigdy nic. Dziewczyna spojrzała w stronę drzwi. Niedługo ojciec skapnie się, że wyszła z wesela i będzie miała jeszcze większą burę. Mało się tym przejmowała właściwie, ale nie chciałaby, żeby wydarł sie po niej przy wszystkich ciotkach, koleżankach i kolegach. Poprawiłą grzwykę, która luźno spadała jej z twarzy i strzepnęła ostatni ślad kurzy na sukni, który wskazywał, że była nieużywana wcześniej. Następnie upiła jeszcze łyk. Minęło ok. 10 minut, a już kolejna czynność znudziła jej się. Dumnie unosząc głowę zapłąciła i wyszła. Trzeba wrócić na uroczystość.
--------------------------------------------------------------------------------- Arthur pojawił się u wejścia. Był nieco zmieniony, włosy były nieco bardziej potargane, ale nadawały mu nieco zawadiackiego uroku. Opalenizna, jaka zdobył przez wakacje podkreślała kontrast, jaki tworzyły blond włosy. Jego przenikliwe oczy rozglądały się dookoła. Niósł gazetę pod pachą. Podszedł do barku, a Tom wskazał mu miejsce przy jednym ze stołów i poszedł gdzieś. Chwile później przed Arthurem znajdowała się kawa i jajecznica. Chłopak złożył gazetę, ale wtedy ujrzał.....
Cassandra subtelnie otworzyła drzwi. Od razu poczuła zapach jedzenia. Zawsze przychodziła tu przed pracą, bowiem podawali najlepszą kawę. Doskonałe ziarna i mleko sojowe, sprawiały, że nie mogła się nigdy powstrzymać. Stukot obcasów wypełnił pomieszczenie. Jak zwykle elegancka i delikatna, Cassandra Elizabeth Lancaster. Dziś postanowiła założyć szare spodnie do kolan oraz białą bluzkę. Aby nie było za mdło, założyła kamizelkę, podkreślającą jej figurę. Z lekką przesadą położyła dokumenty na barze jej znajomego. - To co zwykle, moja droga? - spytał równie zaspany jak Cass. Pokiwała głową. Oczywiście ona przez jakże poranną godzinę, nie widziała nic ani nikogo. Wpierw magiczny napój. Jeszcze miała przejrzeć te dokumenty dotyczące wyjazdu... Westchnęła ciężko. - Tom, a masz jakiegoś rogalika? - spytała, uśmiechając się lekko. Mężczyzna zniknął za drzwiami i przyniósł jej zamówienie. - Dzięki, jesteś niesamowity. - dodała, od razu biorąc w dłoń szklankę z latte. Gdzież indziej będzie tak genialny smak jak nie tu?
Arthur odwrócił głowę i kątem oka zobaczył znajomą twarz. Napił się kawy i ostrożnie postawił kubek. Położył gazetę na blacie i przyjrzał się osobie, która jeszcze pół roku temu się z niego śmiała. Wyglądała, jakby się spieszyła. Dobrze by było zostawić ja w spokoju, ale... to nie w jego stylu. Uśmiechnął się lekko i powiedział cicho:- No no.. kogo moje oczy widzą....
Rozkoszowała się śniadaniem, popijając kawę. Co i raz przewracała stronę w dokumentach, próbując ujrzeć ten "haczyk". Coś w tym musiało być, powtarzała nieustanie. W końcu usłyszała głos za sobą. Jak na złość wszystkie dokumenty zleciały na podłogę, a Cassandra wbiła morderczy wzrok w owe źródło dźwięku. - Nie wolno straszyć ludzi - rzekła cicho, kucając szybko, zbierając tajne dokumenty. Może i była ufną osobą, ale nikt nie powinien wiedzieć o owym planach, zanim nie zostaną żyć własnym życiem. - Czy Ty nie powinieneś być w Hogwarcie?
Arthur uśmiechnął się szerzej:- Postanowiłem wybrać się w małą wycieczkę i zjeść coś w spokoju.... za to widzę, ze Ty zachowujesz się, jakby ktoś miał Cię szpiegować.... albo masz coś na sumieniu. Chłopak odsunął krzesło obok siebie i wskazał je:- Proszę, usiądź sobie... i spokojnie się napij kawy....-uniósł swój kubek i upił parę łyków. Po chwili zanurzył widelec w talerzu z jajecznicą i zjadł trochę. przełknął i spojrzał wyczekująco na Cassandrę.
Uniosła brew i na zaproszenie przeniosła swoje rzeczy do jego stolika. - Doprawdy? Czyżbyś zaczął się nudzić w Wielkiej Sali albo stawał się odludkiem? - spytała zaciekawiona, zakładając nogę na nogę. Ponownie zamoczyła usta w płynie życia. - Sumienie to rzecz względna. - dodała, lecz dla bezpieczeństwa owe pergaminy schowała do torby, którą przełożyła o oparcie krzesła. - A na serio, wypuścili Cię ze szkoły już w pierwszym dniu? - spytała podejrzliwie.
Arthur odsunął gazetę i upił łyk kawy. Ułożył się wygodniej na krześle i powiedział głosem pełnego zadowolenia:- Mam swoje sposoby.... a nie jestem odludkiem, jednakże gwar w Wielkiej Sali nie dawał mi dzisiaj nawet myśleć.... więc przyszedłem tutaj..-powiedział kończąc swoją wypowiedź gestem złożenia rak, jak do modlitwy. Po czym jego przenikliwe oczy zwróciły się na dziewczynę:- Widzę, że za to Ty lubisz dobre śniadanie przed pracą...coś nie tak w Ministerstwie?
Zauważyła, jak odsuwa gazetę i z jakimś nieznanym jej urokiem upija łyk kawy - przynajmniej tak pachniał owy napój. Nie uśmiechnęła się, mimo to iż to co zrobił, było miłe. Z resztą nie obdarzała nikogo uśmiechem od około tygodnia, pamiętnego wydarzenia. - Tak, sposoby na zwianie woźnemu? Może powinnam o tym napisać dyrektorowi? - zaśmiała się, grożąc mu palcem. - Codziennie tu przychodzę, piję z Tomem kawę, czytam proroka, ewnetualnie dokumenty. - powiedziała, wkładając kosmyk włosów za ucho. Nie chciała przecież, aby jego końcówka zamoczyła się w kawie! - Czy coś nie tak? Aleź skądże. - zaprzeczyła szybko.
Arthur uśmiechnał się:- Za szybko zaprzeczasz, czyli coś jest nie tak.... ale to nie moja sprawa...-machnął ręka:- Nie interesuje mnie polityka..-ostatnie słowo wypluł jak coć niesmacznego. Dokończył jajecznicę i odparł:- Gdybyś naprawdę chciała mnie podkablować, już byś ze mną nie rozmawiała..-spojrzał jej w oczy z ciekawym błyskiem.:- Tymczasem... siedzimy tu i rozmawiamy przy kawie.. przyjemnie, nieprawdaż?
Przytaknęła głową. - Nie będę Ci truć o sprawach Ministerstwa, z resztą wiesz, że nie mogę. - dodała pokornie. Przecież nie chciała, aby czuł się odtrącony. Skosztowała poniwnie ciepłego, francuskiego rogalika. - Dobre spojrzenie, nie pomyślałabym, że jesteś bystry. - uniknęła spojrzenia w oczy, upijając jeszcze kawę. Arthur mógł potraktować to jako komplement, przynajmniej przestała uważać go za prymitywa. - Tak, a czas leci.
-Heh.. Ty tez nie jesteś świętoszka... zawsze możesz sobie "pożyczyć" zmieniacz...-zażartował. Zauważył, ze dziewczyna unika jego wzroku" Mądry ruch.." pomyślał. Dopił kawę i spojrzał na dokumenty:- Wiec , w którym wydziale pracujesz?-spytał bez ogródek. Uznał, że przyda się trochę ta rozmowę przedłużyć, nie była taka chamska, jak przy pierwszym poznaniu.
- Zmieniacze czasu, niestety zostały usunięte jeszcze jak byłam w pierwszej klasie. Głupie posunięcie, chciałabym taki mieć - powiedziała szczerze, rozgrzewając dłonie. Tym razem uniosła wzrok. "Świętoszka?" - Nie czytaj tych głupot. - dodała, napinając się nerwowo. Poprawiła się na krześle. Och, jakże chciałaby już zapomnieć o tym nieszczęsnym wydaniu plotkarskiej gazety. Niby to było ekscytujące, że w niej była, ale nie z tej strony. - Powiem Ci, że to strasznie myląca nazwa. - zaśmiała się - Biuro Brytyjskiego Przedstawicielstwa Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów. Okropnie długa nazwa, czyż nie? - dodała, kolejny raz poprawiając niesforny kosmyk włosów. - A Ty kim chciałbyś być?
Arthur odgarnął nonszalancko włosy i zamyślił się przez chwilę:- wiesz... myślałem nad Aurorami.... ale chyba będzie duża konkurencja, więc jeśli nie.. Łamacz Klątw.. a może gdzieś wyjadę i zostanę nauczycielem w innej szkole....-dopił ostatni łyk kawy i przechylił głowę z zaciekawieniem:- Chyba, że są jakieś dobre posady w Ministerstwie.. kto wie....
Odwróciła wzrok, gdy odgarniał włosy, puszczając oczko do zabieganego Tima. Kłócił się o coś z klientem po francusku. Mimo to, że rozumiała każde słowo, nie chciała się wtrącać. Ujrzała na obydwu twarzach zdenerwowanie. Spojrzała na Arthura. - Auror? Nie ma dużej konkurencji, bowiem większość oblewa testy. - zaśmiała się. O tak, do dziś zapamiętała miny owych kandydatów na strażników dobra. Każdy był załamany, niektórzy nawet ze złości uderzali pięścią w ścianę! - Łamacz Klątw - zastanowiła się chwilę - To brzmi bardzo ciekawie. - przyznała, kończąc rogalika. - W Ministerstwie nigdy nie braknie miejsc. Zawsze jest coś do roboty.
-Ale wole pracować przy klątwach bądź Czarnej magii...-odparł Arthur:- Skoro tak ciężko zostać Aurorem... to mam jeszcze dwa klata solidnych ćwiczeń....-oparł się wygodnie na krześle:- Ehh... w ogóle co robiłaś w wakacje?-spytał po chwili. Zauważył, ze Cassie dosyć przycichła. Może to skutek tego, ze była w gazecie? Nie. Byłaby rozgadana, ze hej. Może po prostu zmądrzała? Wykluczone. Więc prawdopodobnie odrobinę wydoroślała.
- Nie uważasz że bycie aurorem a czarna magia to nieco rozbieżne dwa kierunki? - spojrzała na niego badawczo. Nie mogła ukryć faktu, że to właśnie owa "złe" czary były wyjątkowo frapujące. Sama przecież wiele czytała na ten temat. Praktyki lepiej zostawić w tajemnicy. - Jesteś z Ravenclaw, lubisz ćwiczyć - powiedziała, śmiejąc się cicho, wszak ten dom właśnie słynął z mądrości, oczytania i wielkich ambicji. Zdecydowanie Cassandra przycichła dlatego, że była w owej gazecie. Ona nigdy nie wydorośleje. Chociaż... może przez jedną osobę?
Arthur odchylił głowę do tyłu:- Nie powiedziałem, ze się nie ciesze z treningów i ćwiczeń. A chodziło mi o walkę z Czarną Magia....-spojrzał w sufit. Chwilę milczał, jakby zastanawiał się nad struktura pokrycia sufitu, w końcu sie odezwał:- Zmieniłaś się.... wszyscy się pozmieniali.... już takie mam szczęście...-wzruszył ramionami.
Ponownie zerknęła na Toma, zastanawiając się, jak sobie radzi. Na szczęście już nie kłócił się z klientem, lecz wycierał blat. - No tak, dobry Arthur. - powiedziała lekko wątpliwym tonem - I tak pomiędzy tym jest bardzo malutka granica. Była zła, że czarna magia to temat tabu. Chętnie by z kimś takim porozmawiała. Mimo to że Arthur chciał zostać aurorem. Ta cisza wcale ją nie irytowała. Może była zbawieniem? Chociaż nie, bo słyszała własne serce, które ciągle powtarzało jedno imię. - Zmieniłam? Arthurze, chyba coś dolałeś sobie do kawy. Wolałbyś, abym znów była dla Ciebie niemiła?
Arthur westchnał. Powoli opuścił głowę i utkwił spojrzenie swoich bystrych oczu w jej twarzy:- Nigdy nie bylem dobry. Nie ma takich ludzi.... prawdziwa sztuka....-nakreślił palcem koło i podzielił je na dwie cześci:- To być ponad jednym i drugim.... Czyżby zauważył impuls irytacji na jej twarzy? Przetarł oczy i zerknął na nią z ukosa:- Cassie....nic sobie nie dolałem do kawy. To, ze byłaś chamska, to Twoja sprawa, z pobudek mi nieznanych....i nie będę poruszał tego tematu....
Zerknęła dla niego zainteresowana. Uważnie obserwowała, jak na blacie stołu rysuje koło. - A więc uważasz, że Dumbledore lub Harry Potter byli pośrodku? Nigdy nie odnotowano ich "złych" poczynań. - spytała, odstawiając filiżankę letniej kawy. - Myślę, że to właśnie oni poznali sekret owej sztuki. - dodała, zanim przyszedł Tom i zabrał im naczynia. Uśmiechnęła się do niego blado. - Och, sam poruszyłeś ten temat. Lecz nie rozumiem, dlaczego mówisz tak pesymistycznie o czyiś zmianach. To chyba dobrze, że człowiek się rozwija.