Dziurawy Kocioł mieszczący się przy ulicy Charing Cross Road jest jednym z najpopularniejszych czarodziejskich barów, wszystko za sprawą znajdującego się na jego zapleczu przejścia na ulicę Pokątną. Jest to spory bar mieszczący wiele stolików. Zawsze można tu spotkać dużo osób, a wśród nich zapewne trafi się ktoś znajomy. Na piętrze można wynająć tu niedrogo pokój. Natomiast znajdujące się na półkach różnorakie trunki od rumu po whisky, kuszą klientów.
Jagodowy jabol Smocza Krew Stokrotkowy Haust Różowy Druzgotek Ognista Whisky Sherry Malinowy Znikacz Rum porzeczkowy Papa Vodka Tuică Uścisk Merlina Piwo kremowe Dymiące Piwo Simisona Boddingtons Pub Ale Wino z czarnego bzu Rdestowy Miód Łzy Morgany le Fay
Boginy - 10g Volde-Morty - 12g Feniksowe – 13g Lordki – 13g Magia 69 – 14g Pocałunek Dementora – 13g Wynajęcie pokoju na dobę – 15g Danie dnia (zapytaj obsługę)
-Tak, wszystko jest dobrze -powiedział i oblizał lekko językiem górną wargę. -To nic. Nie przejmuj się -uśmiechnął się by dać znać, że naprawdę nic się nie stało. Zerknął ukradkiem na parującą herbatę i kilka kropel rozlanych wokół niej. Poczekam chwilę zanim znów podniosę kubek do ust. Chłopak nie gniewał się. Wypadki się zdarzają, a ten będzie dla niego nauczką by następnym razem odczekać dłuższą chwilę. Wzrok Elijahy znów powędrował w kierunku Nikoli. -Nie wiedziałem cię od ponad trzech miesięcy. Właściwie to przez ten cały czas nie miałem kontaktu z nikim z Hogwartu -przyznał. -Co u ciebie? -spytał. Zdecydowanie bardzo brakowało mu rozmowy z przyjaciółmi i znajomymi ze szkoły. Choć czas spędzony w Marsylii był ja sen na hamaku w czasie lata i O'Conneght z wielką chęcią by tam wrócił to brytyjskie (irlandzko-angielsko-londyńsko-hogwarckie) życie też miało swoje plusy. Elijah był pełen energii do nauki i spędzania czasu na lekcjach...
Widząc, że z nim wszystko w porządku posłała mu delikatny uśmiech. Histeryczka z niej była. Zawsze martwiła się na zapas, taka natura, nic z tym już nie zrobimy. Jej spojrzenie utkwiło na książkach, które położyła na stole. Spoglądała na tytuły czytając kolejno i analizując wszystkie. Wszystko związane było z psychologią. Zamknęła oczy i słysząc jego pytanie zaczęła myśleć. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na chłopaka przyjaźnie. - Nic ciekawego, jak zawsze, bez zmian. Dowiedziałam się jedynie paru ciekawych rzeczy i poznałam wielu ciekawych ludzi. – powiedziała. No przecież nie powie mu, że jej życie się zawaliło prawie że, uważa się za wariatkę i że jest chora psychicznie. Nie powie mu, że jej druga jaźń niszczy jej życie i bawi się wszystkim wokoło, dodatkowo ma dwóch facetów na raz i przez to czuje się jak szmata. Łatwiej powiedzieć, że wszystko w porządku. - A co u ciebie? – spytała chcąc zejść z tematu, który dotyczył jej osoby – Gdzie byłeś przez te trzy miesiące? Nie widziałam Cię w Hogwarcie. – wyszeptała i spojrzała na jego herbatę. Może też sobie coś zamówi.
Elijah również zwrócił uwagę na książki przyniesione przez koleżankę. Kiedy Nikola odpowiadał na pytanie, chłopak prześledził szybko wzrokiem ich tytuły. Psychologia. Czyżbyś miała jakieś nowe zainteresowania, o których nie wiem? Właściwie... to ja w ogóle niewiele o tobie wiem. Podręczniki szkolne miał już dawno zakupione natomiast co do książek czytanych dla przyjemności... hmm.. zawsze trzymał przy sobie (w torbie) kilka małych tomów francuskiej literatury pięknej. O dziwo, mugolscy pisarze także potrafili tworzyć wspaniałe powieści. Elijah próbował kilku ich dzieł. Wracając jednak do Dziurawego Kotła i tego co w środku. -Jeszcze przed końcem roku szkolnego wyjechałem do Francji i tam spędziłem te trzy miesiące -wyjaśnił. -Znów się tam zadomowiłem i ciężko było mi wrócić. Nie żałuję jednak powrotu do Anglii lecz pogoda mogłaby być tu odrobinę lepsza -w tym momencie wyjrzał przez okna na zewnątrz gdzie padał przeciętny deszcz. Elijah postanowił zadać pytanie co do którego się wahał. Nie wiedział jak dziewczyna może zareagować na odświeżenie ewentualnych wspomnień. -Przepraszam, że o to pytam ale czy byłaś na balu z okazji zakończenia poprzedniej klasy? Nie było mnie, prawie nic nie wiem , a trochę się martwię... -powiedział ostrożnie lekko zaniepokojonym głosem.
Dziewczyna słuchała go z uwagą, na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. To dobrze… Nie wiem czemu, ale zawsze myślę o najgorszych rzeczach. Trochę się martwiłam, ale skoro nie było źle to dobrze. Zamknęła powieki i wzięła głęboki wdech. Przyjemny zapach. Unosił się tutaj aromat soku dyniowego wymieszany z rumem porzeczkowym. Dziwna, ale przyjemna dla nosa kombinacja. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała ponownie na chłopaka. Widocznie humor jej się poprawił. Słysząc jego słowa o pogodzie wyjrzała za okno i przymknęła oczy przysłuchując się kroplom uderzającym o szybę. - Ja tam lubię deszcz – wyszeptała bardziej do siebie niż do niego – takie pukanie w szybę mnie uspokaja, a jak wyjdę na spacer, to czuję się jak nowo narodzona. – dodała po chwili, znowu bardziej do siebie. Po chwili dziewczyna westchnęła i wróciła do chłopaka jakby nigdy nic nie powiedziała, ani nigdy nic nie zrobiła. No tak bal… przez to co działo się ostatnio całkowicie zapomniała o wydarzeniach na balu. Nikola spojrzała w sufit i przytaknęła głową. Nie bardzo pamiętała co się stało. Ciemność, zaklęcia, później oszołomienie i spokój. Wszystko działo się tak szybko, że do teraz nie jest pewna o co chodziło. - Prawdę mówiąc to do teraz nie mam zielonego pojęcia o co chodził… ale nie martw się. – powiedziała i posłała mu delikatny uśmiech, można powiedzieć, że nawet było w nim i w jej spojrzeniu trochę uczucia. Jakby starała się go uspokoić.
Następny post będzie w niedziele, albo poniedziałek, ponieważ jadę w góry i nie będę miała dostępu do komputera <3
Chłopak zerknął na herbatę -nadal dość mocno parowała ale już któryś raz parę zdmuchiwał mocniejszy powiew wiatru (btw. jedno skrzydło okna przy którym siedzimy jest otwarte ^^). Może nie zaszkodzi spróbować... Elijah chwycił delikatnie ucho kubka i podniósł do ust. Zawahał się chwilę lecz pociągnął łyk. Nadal była bardzo ciepła ale już nie gorąca. Teraz można było poczuć jej smak. Była lekko słodkawa ale zioła nadawały jej pewną wyrazistość. Rozgrzewająca i orzeźwiająca jednocześnie. -Właściwie... to mój pierwszy angielski deszcz od trzech miesięcy więc nie jest jeszcze taki zły. Podejrzewam jednak, że za miesiąc albo dwa będę miał go dość -odpowiedział uśmiechem ale też pewną obawą bo wiedział, że dokładnie tak będzie. A skoro już mowa o obawach. -No dobrze. Skoro tak mówisz... To wszystko nadal nie daje mi spokoju. Moja matka uważa, że Hogwart nie jest już bezpieczny. Jeśli sytuacja z balu się powtórzy, będzie nalegać bym poszedł do Wyższej Szkoły Magii we Francji. Decyzja jednak należy do mnie. -wyznał. -Czy ktokolwiek wie kto stał za tym atakiem? Czy ktokolwiek wie cokolwiek o napastnikach? -spytał już z pełnym spokojem.
Widziała jego zawahanie i rozmyślanie na temat kubka, w którym znajdowała się herbata. Zaśmiała się pod nosem i zadała sobie jedno strategiczne pytanie. Wypić, czy nie wypić? Oto jest pytanie. Spojrzała na chłopaka, który podjął już decyzję i odważnie chwycił za uchwyt kubka. Spojrzała na niego z wyczekiwaniem, w jej oczach można było znaleźć coś co mogło przypominać dodawanie otuchy lub kibicowanie. W końcu mu się udało. Na jej drobnej twarzyczce pojawił się delikatny uśmiech, można powiedzieć gratulujący. Nie wyśmiewała go, po prostu się wygłupiała. Wolała robić to niż zamartwianie się lub załamywanie nad swoim losem. Słysząc jego odpowiedź wyjrzała za okno i utonęła w milionach kropel, które uderzały o szybę, oraz parapet. Niczym kołysanka puszczana ze starej pozytywki. Przymknęła powieki wysłuchując melodii, która kształtowała się powoli, która ujawniała się tylko tym, którzy cierpliwie wsłuchiwali się w jej piękno, którzy je oczekiwali z utęsknieniem. Jakoś żaden deszcz nigdy nie przypominał mi poprzedniego. Każdy był inny i każdy zawsze wzbudza we mnie inne uczucia. On mi się chyba nigdy nie znudzi. Cóż na to poradzę? - Wybacz – odpowiedziała na jego pytanie i uchyliła powieki. Spojrzała na chłopaka lekko zamyślona – niewiele pamiętam, z tamtego wydarzenia, wydaje się takie odległe, takie obce. Dlatego nie mogę Ci pomóc. Mój dziadek kiedy dowiedział się o tym co się stało, nie chciał mnie puścić do Hogwartu. Po prostu powiedział, że nie pojadę, ale ja tak po prostu nie mogłam się poddać, nie mogłam zrezygnować. – powiedziała, a jej wzrok ponownie powędrował za okno, jednak tym razem znalazł się naprawdę daleko – Hogwart to mój dom, nie mogłabym go od tak porzucić… – ostatnie zdanie wyszeptała, jednak wystarczająco wyraźnie, mimo iż skierowała je do siebie, to chłopak mógł je usłyszeć.
Ogłaszam powstanie nowej dyscypliny olimpijskiej. Picie gorącej herbaty. Myślę, że Elijah mógłbym spokojnie wystartować i do tego miałby już swojego pierwszego fana. Teraz tak na serio. Wyjątkowy smak napoju zaskoczył chłopak, który już chwilę później wziął następny łyk. Zamknął także to jedno otwarte skrzydło okna ponieważ poczuł na twarzy dwie krople. Zanim zdążył otrzymać jeszcze kilka ciosów ze strony deszczu, uniemożliwił mu przedostawanie się do pomieszczenia. -Rozumiem -zaczął i zawiesił na chwilę głos. -Wątpię w to żebym opuścić Hogwart nawet jeśli naprawdę nie będzie już bezpiecznym miejscem -postanowił. -Będę jednak próbował się dowiedzieć czegoś więcej. Nie jesteśmy już dziećmi. Możemy się bronić przed ewentualnym niebezpieczeństwem -w jego oczach pojawiło się coś nowego. Jakby wola walki i chęć bronienia tego co ceni i w co wierzy. No dobra. Jeszcze jeden łyk herbaty...
Jego fanka skoczyłaby za nim w ogień, albo sama by wystartowała i pokonała go. Ona potrafiła wypić gorącą herbatę bez problemu… no może był problem, miała poparzony cały język, ale odczuwała to dopiero po wypiciu herbaty. No cóż tak już było. Ją nie obchodziło to co się działo w czasie balu. Pokiwała głową jedynie potwierdzając jego słowa i odwróciła wzrok w stronę okna. Jakby o tym pomyśleć, to co rok działo się coś złego, niektórzy umierali, niektórzy kończyli ranni, a innym nie działo się nic nadzwyczajnego. Przypomniała sobie ten jeden rok, kiedy koleżanka z jej domu podczas jakiejś imprezy została porwana, nie tylko ona, zostali porwani wszyscy azjaci i byli torturowani, dziewczyna później chodziła z bliznami na ciele po tych torturach… niedługo później została zabita przez innego ucznia (dop. true story xD). Nikola nie pamiętała kiedy ostatnio czuła się w Hogwarcie bezpiecznie, wszyscy mówią, że to właśnie tam jest najbezpieczniej, ale wróg, który może zrobić krzywdę uczniom już dawno wniknął do tej szkoły i wątpiła w to, żeby tak po prostu odpuścił. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech na wspomnienia, które ją opętały. Ona miała szczęście, przez te siedem lat nauki ani razu nie przydarzyło jej się nic złego. Miała ogromne szczęście…
Elijah dopił herbatę i odstawił kubek na bok by przechodząca kelnerka mogła go zabrać. Koniec rozwodzenia się nad herbatą. Teraz kt... Chłopaka naszła ochota na to by rozłożyć parasolkę i pójść na spacer w deszczu, Nieważne. Znów przyszły melancholijne myśli. -Brakuje mi dawnego Hogwartu gdzie dominowała codzienność. Czasy kiedy największym zmartwieniem były lekcje, nauka i oceny. Zwyczajny bal bez ataków, niebezpieczeństw. Nawet bez międzyszkolnych zawodów w Q -stwierdził. -Nie zrozum mnie źle, goście są bardzo mili i fajnie jest mieszkać z nimi w Hogwarcie. -wyjaśnił szybko ponieważ mogło to wyglądać tak jakby nie życzył sobie intruzów w szkole. Tak wcale nie było. Przeczesał ręką włosy i, podobnie ja dziewczyna, wyjrzał przez okno. Ciekawe jaka jest pogoda we Francji i co teraz robią uczniowie Beauxbatons. Oni zapewne nie zmagają się z tym z czym muszą Brytyjczycy. A może ta cała akcja jest zakrojona na większą skalę i wszystkie szkoły są atakowane. Nieważne. Z pewnością tak nie jest... Chłopak postanowił oderwać swoje myśli od całej tej sytuacji i ponownie skupił się na Nikoli. -Byłaś w Japonii?
No tak Japonia. Nie wiem czy najlepsze, czy najgorsze co ją spotkało. Wszystko się skomplikowało i mimo tego, że spotkała kogoś kto ją pokochał i zrozumiał to była w całkowitej rozsypce. Uśmiechnęła się delikatnie i spojrzała na Elijaha. - Tak byłam… – wyszeptała widocznie niezbyt szczęśliwa z tego powodu – było… hmmm ciekawie – wydukała w zamyśleniu i spojrzała za okno – tam nie działo się nic… niebezpiecznego – powiedziała spokojnie, bynajmniej chciała to tak powiedzieć. Była zdenerwowana, na samo wspomnienie co działo się w Japonii robiło jej się słabo. Niecodziennie każdy dowiaduje się, że jest chory psychicznie i ma rozdwojenie jaźni, ne? Dodatkowo nie wiedziała co się działo z jej ciałem, podczas jej… jakby to nazwać, nieobecności. Victorique mogła zrobić wszystko, a z tego co słyszała, to zawarła związek z niejakim Japończykiem i bawiła się bardzo dobrze z pewnym krukonem. Można nazwać, że ta choroba jest dla niej przekleństwem. Uśmiechnęła się smutno w stronę chłopaka, powinna już iść. - Powinnam już iść – wypowiedziała swoje myśli na głos i wstała – jestem już trochę spóźniona, więc wybaczysz mi? – spytała i zasunęła za sobą krzesło – Możemy spotkać się w Hogwarcie, więc jak będziesz miał czas to wyślij do mnie sowę czy coś – wyszeptała, po czym podeszła do niego. Ucałowała go w policzek i uśmiechnęła się delikatnie – No to cześć – po tych słowach skierowała się w stronę wyjścia. Jeszcze przed zamknięciem drzwi spojrzała na krukona ostatni raz i poszła.
Chyba trafiłem na czuły punkt. Lepiej więcej nie będę o to pytał. Chłopak wyjrzał przez okno. Miał ochotę wrócić do Hogwartu. Pójść na jakąś lekcję i posłuchać wykładu. Cokolwiek. Nakarmić hipogryfy, nauczyć się jakiegoś zaklęcia, pogrzebać w doniczce, uwarzyć miksturę. Albo nie. Przespać się. Tak. Sen to teraz bardzo dobry pomysł. Śpiąc popołudniu można poczuć się jak kot. Rozłożyć się jakkolwiek na łóżku. Nie dbać o nic. Zamknąć oczy i pozwolić sobie na pełne odprężenie. Zamknąć oczy i otworzy je kilak godzin później. Brutalnie zamordować kilka tych godzin. Jego myśli na chwilę oderwały się od łóżka w dormitorium Krukonów. Nikola musiała już go opuści. Uśmiechnął się ciepło czując jej pocałunek na swoim policzku. -Pa i do zobaczenia w Hogwarcie -odpowiedział jej. Ich spojrzenia spotkały się jeszcze ostatni raz przed jej wyjściem. Chłopak ponownie pogrążył się w marzeniach o śnie. Przymknął oczy i lekko puścił głowę. Poderwał ją jednak natychmiast. Czas iść na pociąg. Zapłacił i wyszedł. [zt]
Percy odetchnął głęboko wieczornym powietrzem i uśmiechnął się pod nosem, owijając szyję szalikiem. Wepchnął klucze do kieszeni płaszcza i ruszył szybkim krokiem w stronę Dziurawego Kotła. Lubił Londyn, zdążył się do niego przyzwyczaić, mimo że brakowało mu świeżego powietrza, cichego szumu drzew, przy którym zasypiał odkąd pamiętał. Arthur czuła się fantastycznie, był zdecydowanie typem mieszczucha i dopiero teraz Percy zaczynał rozumieć, dlaczego jego brat tak bardzo się wściekał na życie w puszczy, nienawidził łazić po lesie, tylko zamykał się w swoim pokoju i tworzył (a przynajmniej tak utrzymywał). A jednak Londyn miał coś w sobie, coś, co nawet Percivalowi przypadło do gustu. Obejrzał się za jakąś rudowłosą dziewczyną, która szła, rozmawiając przez telefon i żywo gestykulując. Kiedy ich oczy się spotkały, zapowietrzyła się gwałtownie i zarumieniła, po czym przyspieszyła kroku, ale odwróciła się jeszcze dwa czy trzy razy, a jej głos zdradzał podekscytowanie, którego jeszcze przed chwilą nie było. Percy uśmiechnął się pod nosem, mile połechtany wrażeniem, jakie zrobił. Był niestety próżny, jak każdy facet, a zwłaszcza przystojny facet, który jest świadom swojego uroku. Ale prawdę mówiąc, dla niego ród żeński mógłby właściwie nie istnieć- od kiedy miał Zoe i od kiedy uświadomił sobie, co do niej czuje, żadna dziewczyna nie mogła się z nią równać. Jeśli nawet była ładna, brakowało jej Zosinej ikry, jeśli miała ikrę, wydawała się wulgarna albo brzydka, brakowało jej słodyczy i blasku oczu, które niezmiennie go fascynowały w pannie Champion. Jednym słowem- wpadł po uszy, zakochał się po raz pierwszy w życiu i gdyby ktoś mu powiedział, że to chwilowe zauroczenie, zapewne dostałby fangę w nos. Wszedł do Dziurawego Kotła i zajął jakiś stolik pod ścianą. Zamówił piwo i zajął się beznamiętnym obserwowaniem pozostałych klientów, mając nadzieję, że Bruce nie każe długo na siebie czekać. W sumie był chyba jedynym facetem, którego był skłonny określić mianem przyjaciela. Kilka razy wdali się ze sobą w bójkę, poszło o jakieś bzdury, ale ten fakt jakby przypieczętował ich przyjaźń. Lubili siedzieć razem nad kielichem i rozmawiać o kobietach albo po prostu na nie patrzeć z miną koneserów. Bruce i Percival stali za sobą murem, mimo że niektórym ich przyjaźń wydawała się wręcz niemożliwa z wiecznymi przycinkami i bolesnymi kuksańcami pod żebro, ale kto zrozumie mężczyzn!
"Jak to kurwa leciało... I ain't superstitious, but a black cat just crossed my way... But a black cat... Kurwa!" - tkwiło w głowie Bruce'a podczas coraz to kolejnych prób stworzenia własnej wersji jednej z najlepszych piosenek, jakie słyszał w całym swoim życiu. Niestety, nie dane mu było pamiętać podstawowych słów, więc jedyne, co mógł robić, to "udoskonalać" wynalezione przez Upholsterersów riffy. Tak więc siedział sobie z zapalonym papierosem i uwalniał kreatywność, kiedy to przez okno dojrzał lecącego w jego stronę Andy'ego. Parry westchnął głęboko, zaciągając się przy tym mocno dymem tytoniowym i wypuściwszy go z płuc, papierosa wcisnął pomiędzy struny swojej gitary, tą opierając o stojący niedaleko stolik. Upewniwszy się, że instrument nie poleci z hukiem na ziemię, a fajka niczego nie podpali, brunet poszedł otworzyć pierzastemu towarzyszowi okno. Prędko wyrwał mu ze szponów list od, najwidoczniej, Fiuta, dał posłańcowi coś do jedzenia i przysiadł nieopodal gitary z dodatkiem tlącego się papierosa, aby przeczytać jakże treściwie napisane zaproszenie na wspólne picie. Parrington stwierdził, że dobrze byłoby najpierw dokończyć swojego szluga - i jak planował, tak zrobił. Dopiero potem zorientował się, że Follett nie chciał upijać się w Hogsmeade, a w Londynie. "I po chuj on mnie tam ciągnie..." - pomyślał. W Londynie Parry był tylko trzy razy. Raz, kiedy razem z ziomkami z drużyny zwiedzali jakieś niezwykle nudne "symbole brytyjskiej stolicy", drugi raz kiedy sam chciał znaleźć jeden z miejscowych squatów (co swoją drogą się udało, a sam dziewiętnastolatek ma tam teraz wielu dobrych kumpli), trzeci raz kiedy akurat potrzebował nowego efektu do gitary. Jakoś nigdy nie dane mu było odwiedzić Dziurawego Kotła, ale powiedziano mu, że znalezienie tej speluny jest prostsze niż znalezienie jakiejś dziwki w Dzielnicy Czerwonych Świateł w Amsterdamie. W takim wypadku nie pozostało mu nic, niż tylko aportować się w tym samym miejscu, w którym aportował się za drugim i za trzecim razem. Ubrany w jakiś pierwszy lepszy biały T-shirt, jedne z najbardziej zadbanych jeansów, jakie miał w szafie, ciemne buty, a oprócz tego ciemnoszarą marynarkę i płaszcz, który to właśnie płaszcz miał chronić go od kaprysów angielskiej pogody. Czemu ubrał się tak porządnie, zamiast po prostu narzucić na siebie skórę i jakieś wygodniejsze, podarte jeansy? Bo spotykał się z Percivalem! A spotkania z Percivalem zawsze miały to do siebie, że panowie wypatrzą jakąś niczego niespodziewającą się dziewczynę (ewentualnie dziewczyn kilka), a w takim wypadku trzeba dobrze wyglądać. Cóż, niektórym mogłaby też pasować skórzana kurtka, ale tak na dobrą sprawę bezpieczniejszym wyjściem była marynarka. Tak więc, ubrany w bardzo przyzwoity sposób, Bruce przeniósł się do jednej z zatęchłych uliczek Londynu, gdzie nikt nie mógł go nigdy zobaczyć. Wolał nie brać głębokiego wdechu miejscowego powietrza, bowiem niedaleko stało kilka niebywale przepełnionych, a przy tym w istocie cuchnących śmietników. Dopiero kiedy wyszedł na główną ulicę - jak się okazuje, nie tak znowu bardzo oddaloną od Dziurawego Kotła - mógł wciągnąć chłodne, miejskie powietrze. Wzdrygnąwszy się lekko, brunet wcisnął dłonie w kieszenie płaszcza i ruszył tam, gdzie go pokierowano. I rzeczywiście, Kocioł dał się znaleźć w miarę łatwo. Kanadyjczyk, niezbyt wzruszony rzucającymi się w oczy obskurnymi cechami lokalu wszedł do środka, przez chwilę tępo rozglądając się po wnętrzu knajpy, aby po wspomnianej chwili odnaleźć swojego przyjaciela. Momentalnie skierował swe kroki w jego stronę, w międzyczasie unikając zderzenia z jakimś mocno podchmielonym gościem, który chyba usilnie szukał okazji do dostania w twarz. Ale Bruce nie chciał nikomu dzisiaj poprawiać rysów jego facjaty. W końcu miał się pokazać z jak najlepszej strony. Chociaż, prawdę mówiąc, w Dziurawym Kotle nasi panowie nie mieli zbyt dużych szans na znalezienie właścicielek ładnych twarzy i ładnych charakterów. A takie właśnie interesowały Parry'ego i Folletta. Ale nie wiadomo, może temu drugiemu coś się odmieniło! - Dawno nie wybrałeś takiej zjebanej meliny, Fiucie... - mruknął cicho Parrington, siadając obok swojego przyjaciela chwilę po tym, jak wymienili uścisk dłoni. Bujając się na krześle, greaser obserwował otoczenie. Prawdę mówiąc, w jego głowie pojawiły się chwilowe wątpliwości. Może ich spotkanie wcale nie miało skończyć się obserwowaniem dziewczyn? Ale w takim razie czym? Mieli rozwalić wszystkie stoliki w efekcie kumplowskiej bójki? Albo w ogóle siedzieć tylko nad piwskiem i gadać na poważne tematy? Przecież Percy nie był taki nudny, co to ma być!
Percival uśmiechnął się szeroko, po czym wzruszył ramionami. Marudzenie Parringtona zupełnie nie robiło na nim wrażenia, za długo i za dobrze się znali, żeby się tym przejmował, zresztą co on biedaczysko mógł wiedzieć o Londynie i jego kultowych miejscach, skoro był Kanadyjczykiem, który, z tego co Percy się orientował, nie miał absolutnie żadnych związków z Europą. Co innego on sam, który na święta przyjeżdżał często do dziadków do Londynu, czasem odwiedzał resztę irlandzkiej rodziny i właściwie to stał okrakiem między dwoma kontynentami, na obu czując się tak samo dobrze i tak samo u siebie. Zresztą Percy w ogóle należał do osób, które dość szybko się odnajdowały w nowym otoczeniu- jasne, brakowało mu Kanady, rodziny (no, oprócz Arthura, którego miał teraz niestety przez większość dnia w zasięgu wzroku i słuchu) i dziczy, w której dorastał, ale nie dawał tego po sobie poznać jak na przykład Deven Quayle, który wydawał się nierozerwanie związany z Kanadą i dziwnie niedopasowany. Nie. Follett sobie trochę tęsknił, ale miał teraz przecież Zoe, która stała się pępkiem jego wszechświata, na której punkcie kompletnie zwariował, ale nie widział w tym nic złego, przeciwnie- swoje szaleństwo uważał za coś doskonałego, pięknego i uskrzydlającego. Co prawda cholernie tęsknił za Estelle, ale była to tylko kropla w goryczy w morzu szczęścia i euforii, więc można śmiało powiedzieć, że Percival był naprawdę zadowolony z życia. - Mędzisz gorzej niż moja ciotka Prudence, która cierpi na hemoroidy- prychnął bez specjalnej złości, bujając się na krześle i błądząc wzrokiem gdzieś w przestrzeni. Czy to zbrodnia mieć ochotę zobaczyć swojego najlepszego kumpla i napić się z nim piwa? Zamówił piwo dla Bruce'a i uśmiechnął się szeroko.- Ja stawiam. Dziurawy Kocioł to najbardziej kultowe miejsce w Londynie, nie czujesz tego klimatu?- spojrzał na Parringtona z niedowierzaniem, po czym wywrócił oczami i upił łyk piwa, domyślając się, co tamtemu chodzi po głowie.- Rozczarowany, bo nie jest to dobre miejsce, żeby wyrywać dupy? Sorry, stary- rozłożył ramiona, uśmiechając się łobuzersko.- Teraz musisz się w to bawić solo. W sumie powinieneś się cieszyć, mniejsza konkurencja- dodał złośliwie, po czym uśmiechnął się do jakiejś dziewczyny, która w sumie nie wiadomo, co tam robiła. Biedaczka spłonęła rumieńcem i szybkim krokiem ruszyła do damskiej toalety, nie mogąc się jednak oprzeć pokusie zerknięcia jeszcze raz w stronę Percy'ego, który z szalenie zadowoloną miną rozparł się na krześle, przeczesując palcami ciemne włosy. - Zamiast się rzucać jak wesz na grzebieniu, lepiej mi powiedz, co u ciebie stary, bo Hogwart cię wchłonął i jakoś wypluć nie chce, zupełnie nie wiem, dlaczego- Merlinie, jak oni sobie lubili docinać! Prawdziwa męska przyjaźń, no naprawdę! Dziewczyny by się już miliard razy obraziły za takie teksty, a u nich to było na porządku dziennym. Dziwactwa.
Zatem siedział w słynnym Dziurawym Kotle. Sam nie do końca wiedział czemu zdecydował się akurat na to miejsce.. Szczerze mówiąc w planach miał powrót do domu, tudzież zahaczenie o tutejszą Herbaciarnie. Cóż. Nie wyszło. Co tu robił? Sam do końca nie wiedział. Wybrał się na spacer po mieście, przechodził akurat Pokątną, kiedy to jakimś magicznym sposobem stanął przed drzwiami Pubu. Czemu miałby nie wejść? No i tak to się stało. Teraz siedział tam sam, paląc spokojnie papierosa. Tłumnie tu dziś było. Z resztą nie tylko dziś. Odkąd pamiętał, ilekroć tu przyszedł, czy to za uczniaka na piwo kremowe, czy to teraz na normalny alkohol, pusto tu nie było. I dobrze. Interes się kręcił. To najważniejsze. Po prawdzie, to on sam chciałby kiedyś takowy otworzyć. Na razie jednak pozostawało to wszystko w sferze marzeń i planów. Cóż.. Takie jest życie. Nie można mieć wszystkiego. Nie od razu.. Chociaż? Czy aby na pewno? Anton dał sobie rękę uciąć, że wystarczyłaby jedna rozmowa ze starym, aby mógł rzucić Hogwart i zająć się czymś innym. Pytanie tylko, czym? Jakoś nie bardzo sobie wyobrażał samego siebie pracującego jak większość ludzi. Oj nie. On musiał w przyszłości otworzyć coś swojego. Inaczej to nie miałoby sensu. Żadnego. Taaak.. Właśnie dopalał swojego papierosa. Zaczepił barmana. Spytał o kawę. Oczywiście nie było, a jakże. – Cóż. Wobec tego. Może Piwo Kremowe? – zastanowił się. Tak, to było rozsądne rozwiązanie. Tak też zrobił. Po krótkiej chwili siedział tam, paląc kolejnego papierosa i popijając Piwo.
Dzień jak co dzień.Louis obudził się w wielkiej stercie brudnych ubrań , wstał spojrzał na to pobojowisko i wzdychnął.No cóż kiedyś trzeba będzie posprzątać...ale to kiedyś.Fieber nie należał do ludzi którzy dbają o porządek, matka często mu to wypominała nazywając jego pokój burdelem na kółkach.Bywa.Podreptał do łazienki ,zrzucił ubranie i wziął zimny prysznic.Woda od razu rozbudziła jego zaćmiony umysł.Wychodząc z pod prysznica przegarnął włosy ,wysuszył je zaklęciem i ubrał się.Czarna bluza , granatowe jeansy i tenisówki idealnie pasowały do jego osoby.Nie mając nic do roboty wskoczył do kominka by zaraz znaleźć się w dziurawym kotle.Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do barmana prosząc o kremowe piwo.Usiadł w kącie, wyciągnął nogi rozkoszując się chwilą spokoju przymknął powieki.
Od rana po głowie chodziła jej jedna myśl. Tak, dokładnie ta. I wcale nie przesadzała, obudziła się po prostu z taką dziwną zachcianką. Od czasu do czasu potrzebowała tego miłego zatracenia w postaci kilku procentów. Nikt jej tego nie odmówi, a nawet gdyby... Miała to gdzieś. Znudziły jej się Trzy Miotły. Poza tym, chodziło to grono nauczycielskie i uczniowie... Nie żeby obawiała się przyłapania... Nie przesadzajmy. Po prostu nie czułaby się komfortowa, chyba. Poza tym, miała ich wszystkich powoli dosyć. Ah, te wszystkie niewdzięczne twarze, które jedynie czekają na twoje najmniejsze potknięcie aby potem Ci to wypomnieć. Nie jej klimaty. Już bardziej wolała swoje towarzystwo, choć czasem i z nim nie dawała rady. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Nawet największemu wrogowi nie zrobiłaby tej krzywdy i nie zostawiła go sam na sam z jej myślami. Najlepiej byłoby się czymś zająć. Kreatywnym. Cicho westchnęła i przekroczyła próg Dziurawego Kotła. Już tutaj doszła do niej ta przyjemna woń, która miała w sobie coś ciężkiego. Lubiła takie klimaty. Przegryzła dolną wargę i podeszła do baru, tam ktoś przywitał ją cichym burknięciem i przyjął jej zamówienie. Wzięła swoje piwo i odwróciła się, aby rozejrzeć się w spokoju po pomieszczeniu. W końcu stać nie będzie. Nie było tu za wiele osób, jednak jedna zdecydowanie przykuła jej uwagę. Jej oczy zrobiły się jak dwa, wielkie, kosmiczne spodki. Nawet nie myślała zbytnio nad tym, co dokładnie robi. Po prostu usiadła naprzeciwko ów osobnika. Z wielkim bananem na twarzy(inaczej nie można tego opisać) Przypomina sobie, że nawet wysyła mu sowę jednak nie uzyskała odpowiedzi... I lepiej. Tak właściwie to nie wiedziała co powiedzieć, przypływ emocji zatkał jej buzię. A w głowie powstał taki chaos... Brzmi to idiotycznie. Przecież to tylko Louis... A jednak. Coś tam w środku tknęło jej małe serduszko i no... Skończyło się na tym, że jak skończona idiotka patrzyła się na niego. Zapewne rzuciłaby się na szyję chłopaka, ale ręce w tym momencie kurczowo trzymały piwo, które pewnie w zamiarze miało gdzieś polecieć. Wolała poczekać na chłopaka. Rozpozna ją? Choć w sumie... Jak tu można się pomylić!
Zamówił sobie to piwo. Spokojnie, zadowolony z siebie i z życia wracał do stolika, gdy stracił równowagę. Potknął się, niemal lądując na ziemi. Cała zawartość kufla zapoznała się jednak z podłogą. Nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu przeszkody, dzięki której zrobił z siebie idiotę. Szczęśliwie nie było tu dużo ludzi. A i sprawca szybko się znalazł. - Mógłbyś tak proszę, schować te nogi, jakoś bardziej pod stół? – zwrócił uwagę chłopakowi siedzącemu w kącie. Matko.. siedzi sobie taki, w dupie ma innych. I jak tu żyć?! Po krótkiej chwili zauważył, że spodnie ów nieuprzejmego jegomościa także zostały potraktowane alkoholem. Mniej więcej do kolana prawej nogi miał plamę. - Cóż. Zdarza się. Gdyby kózka nie skakała.. – pomyślał. Mimo to, z uśmiechem na twarzy, przemawiał do chłopaka. - Widzisz. Przez własną i moją nieuwagę, też zostałeś oblany. Przepraszam. – mówił szczerym, przepraszającym tonem, a jego usta wygięły się w grymasie, przypominającym uśmiech. Nienawidził płaszczyć się przed kimkolwiek. Miał zatem nadzieję, iż ów młody mężczyzna należał do wąskiej grupy ludzi, którzy powiedzą „siadaj stary, nie gadaj, tylko pij!”. Tak. Świat byłby piękniejszy, gdyby wszyscy tak robili…
Taa, idź do dziurawego kotła mówili , odprężysz się mówili.Gdy Louis poczuł czyjeś nogi zahaczającego o jego i usłyszał dźwięk tłukącego szkła natychmiast zerwał się i rozejrzał po pomieszczeniu.Przed nim leżał jak długi jakiś chłopak. -Trzeba patrzeć gdzie się chodzi, cukiereczku.-zaśmiał się i spojrzał na swoje mokre spodnie.Merlinie! Teraz i on śmierdział piwem.-No dzięki za prysznic, jeżeli chciałeś mnie zobaczyć mokrego to trzeba było tak od razu.Ale ostrzegam że nie zamierzam się bawić w mistera mokrego podkoszulka.-prychnął i po chwili zastanowienia wybuchnął śmiechem.Podał rękę nieznajomemu i pomógł się podnieść.-Tak w ogóle to jestem Louis , miło mi-przedstawił się i jakby nigdy nic wrócił do swojego stolika.Na miejscu przed nim usiadła jakaś dziewczyna.Zaraz...zaraz..czyżby...nie ,nie to nie możliwe.Ale zawsze warto sprawdzić.Podszedł i spojrzał na jej twarz.-Angven!Jak miło cię widzieć!-krzyknął i przytulił dziewczynę podnosząc tym samym z miejsca.-Co słychać?
Uh... Sytuacja z początku nie wyglądała na ciekawą. Nie lubiła takich sytuacji... Były nieprzewidywalne. W końcu nie wiadomo jak zareaguje druga osoba, czy nie dojdzie do jakieś idiotycznej bójki, która w skutkach będzie tragiczna. Upiła łyk swojego piwa i uniosła delikatnie brwi, zaciekawiona tym wszystkim. Nie wyglądało to tragicznie, przynajmniej na początku. Znając siebie, pewnie rzuciłaby się na takową osobę. Nikt nie lubi lądować na ziemi i tracić cenny trunek. Przynajmniej ona tak miała. Jak zwykle Louis musiał dodać swoje trzy grosze a na jej ustach pojawił się uśmiech, który wyszedł zupełnie naturalnie. Lubiła to jego przekomarzanie się. Tak po prostu. Chyba właśnie dlatego już wcześniej zwróciła na niego uwagę. Mówił co mu do głowy przyszło i nie martwił się o to, co ktoś inny powie. Zaśmiała się cicho i odłożyła swoje piwo, jakby wiedząc, że coś może się z nim stać. A nie chcemy powtórki z rozrywki, jeszcze ktoś ich wywali za to, że tu rozrabiają a za nimi rzucane będą wściekłe spojrzenia kobiety, która będzie musiała to wszystko posprzątać. To niedowierzanie na jego twarzy całkiem jej się spodobało, zawsze to jakaś reakcja. Nie stał jak ten słup jak ona. -Dostałeś moją sowę? Czy rzuciłeś na stertę innych?-Uniosła lekko brwi i objęła jego szyję, mocno się w niego wtulając. Zamachała nogami w powietrzu. Tak, ten moment również lubiła gdy tak "wisiała" w powietrzu. -To ja się pytam, gdzie Ty byłeś!-Zaśmiała się.
Poczuł jak dziewczyna wtula się w niego.Wykorzystał sytuacją i musnął ustami jej ucho.-Wiesz jaki ze mnie ogier,te sterty listów które przychodzą.No nie ma kiedy tego przeczytać a Twój się akurat napatoczył-Powiedział z poważną mina po czym roześmiał się.Stęsknił się za Ang,minęło tyle czasu od ich ostatniego spotkania. Postawił dziewczynę na ziemi po czym posadził sobie na kolanach i obejmując powiedział.-Hmm , gdzie byłem?Tu i tam. Odwiedziłem Patricka, stary maruda z kotami , nie zmienił się. Poza tym to nic ciekawego.A co u Ciebie?Tęskniłaś?-zapytał i z miną małego szczeniaczka spojrzał na dziewczynę.
A co innego miała zrobić? Najchętniej to udusiłaby tego idiotę, co postanowił zostawić ją na tak długo. Już nie miała swojej ukochanej psiapsióły, której wszystko by wygarnęła. Pokrzyczała i obżerała się wszystkim, co popadnie. Nienawidziła takich momentów, naprawdę. Zaśmiała się cicho. -Sterty listów? Od kogo? Mnie nie oszukasz Lou... I żaden z Ciebie ogier.-Powiedziała całkiem poważnie i spojrzała na chłopaka. No co. Teraz trzeba wykorzystać chwilę i poznęcać się nad nim. Niech wie,co stracił. Chłopak bardzo często wykorzystywał fakt iż była od niego mniejsza i teraz również to zrobił. Czuła się jak mała dziewczynka, która siedzi na kolanach taty aby dostać upragnioną nagrodę. Upiła łyk swojego piwo i przegryzła dolną wargę.-Tylko tyle? Przez cały ten czas się obijałeś?-Uniosła lekko brwi. To było wręcz niemożliwe! -Żądam szczegółowego sprawozdania! Chyba nie sądzisz, że coś takiego mi wystarczy.-Pokiwała powoli głową i zawiesiła ręce na jego szyi. Uśmiechnęła się szeroko.-Głównie to nauka... Nie widzę świata poza książkami . Ojciec domaga się przyłożenia do nauki...-Powiedziała i wzruszyła lekko ramionami. To prawda, cały ten czas ślęczała nad książkami... Może i były otwarte ale czy coś z nich wyciągnęła? Mm.-Oczywiście, że nie!-Zaśmiała się-Nie było za czym-Dodała po chwili i wywróciła oczyma. Droczyła się, doskonale znał odpowiedz tylko chciał to usłyszeć z jej ust. A ona tak łatwo się nie da, oj nie.
Z podłogi pomógł wstać ten chłopak. Bardzo miły, trzeba przyznać. Tylko.. no. Należały mu się jakieś przeprosiny, prawda?! W końcu, jakby na to nie patrzeć, to wszystko jego wina! Gdyby nie wykładał nóg, gdzie popadnie, do żadnego wypadku by nie doszło, a tak? No właśnie. Mimo to, Antoine postanowił zachować spokój. Wszak, pomógł mu wstać, no i przedstawił się. Wypadało by zrobić to samo, choć wcale nie miał ochoty. Trudno.. – Antoine. Mnie również – uścisnął dłoń chłopaka, który jednak ruszył w stronę jakieś dziewczyny. Zdaje się, że kojarzył ją z Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Mógł się jednak mylić. Wszystko było prawdopodobne. Cóż. Chłopak w tym czasie, chcąc jakoś zrewanżować się tamtemu za spodnie, no i podziękować przy okazji, że nie zrobił jakieś większej awantury, zamówił trzy piwa kremowe. – No moi państwo. To skoroście się już spotkali, to może to oblejemy? – wskazał gestem głowy na niesione w rękach kufle z piwem. Mało go obchodziło, czy się stęskniła, czy nie, kto tu był ogierem, czy dostał list, co z nim potem zrobił etc. Nie, to nie jego rzecz. I tego się trzymał. Miał jednak ochotę napić się w miłym towarzystwie, a to jego zdaniem, takim właśnie było. Czemu więc nie spróbować? Wręczył każdemu po piwie, po czym usiadł przy stoliku obok, który szczęśliwie okazał się wolny.
-Oj uśmiechnij się bo z uśmiechem Ci do twarzy.-powiedział i dźgnął dziewczynę w bok.-No dobrze już opowiadam o moim jakże emocjonującym życiu.Więc nie tylko się obijałem,nie myśl o mnie aż tak źle.W czasie wakacji odwiedziłem ojca i to był mój największy błąd.Wszedłem do kuchni a on sobie spokojnie spał z twarzą w śniadaniu a w ręce trzymał butelkę wódki.Nie ma co piękne spotkanie po latach.-prychnął i upił łyk piwa-Pojeździłem trochę do krewnych a resztę wakacji przesiedziałem w Londynie.Teraz jak widzisz jestem tu i "pilnie się uczę"-zachichotał i spojrzał na dziewczynę.Nic się nie zmieniła , ta sama uparta i zawzięta Ang co kiedyś.-Widzę że u Ciebie też ciekawie.Coo?Nie tęskniłaś?! Ja Ci zaraz pokażę!-Powiedział , wstał i szybkim gestem chwycił dziewczynę za nogę po czym ją uniósł tak że wisiała głową w dół.Gdy zobaczył jak próbuje wrócić do dawnej pozycji, chwycił ją w pasie, przekręcił i przyciągnął do siebie.Ich twarze były w odległości centymetra.Fieber nachylił się nad nią i wyszeptał do ucha-Jeszcze sprawię że zatęsknisz-posłał jej jeden ze swoich słynnych uśmieszków i usiadł na dawnym miejscu.Zza Angven wyłonił się Antoine z piwami.-Ależ nie mam nic przeciwko ,tylko nie wylej-zaśmiał się po czym chwycił kufel-Za spotkanie!
Uniosła lekko brwi i oparła się na stole, aby móc w spokoju wysłuchać chłopaka. Tak, naprawdę chciała wiedzieć co robił przez ten czas... Bardzo długi swoją drogą. Przegryzła lekko wargę a gdy wspomniał o wizycie u ojca, utkwiła w nim spojrzenie. Na jej twarzy pojawił się grymas... Jeszcze pamięta, że sama chyba namawiała go do tego, aby odwiedził ojca. Uważała, że to w jakikolwiek sposób mu pomoże... A tu proszę... Tak bardzo się myliła. -Przykro mi...-Powiedziała spokojnie, bo tak naprawdę nie miała niczego więcej do powiedzenia. Nie wiedziała nawet, jak mogłaby to skomentować czy jakoś mu pomóc. Cóż, przynajmniej był u reszty krewnych, więc nudzić się nie nudził. -Ty?-Wywróciła oczyma, w jej głośnie był jawnie słyszalny sarkazm... Co oni się będą oszukiwać, faktem oczywistym jest, że w jego niewielkiej główce nie ma miejsca na naukę. Tak było zawsze. W końcu zawsze znajdzie się coś bardziej interesującego. Jeszcze nie zdążyła nic powiedzieć ani zrobić a już wisiała do góry nogami. Co do cholery? Czy ona była jakąś pieprzoną lalką? Zaczęła machać rękoma, aby jako tako dotknąć nimi ziemi. Nikt nie lubi tak wisieć. Jednak, zanim ponownie cokolwiek mogła zrobić, była już w pionie dokładnie przed twarzą Louis'a. Oberwie za to, nawet nie będzie wiedział kiedy. Uderzyła go w ramię i usiadła na swoim miejscu., cicho coś pod nosem burcząc. -Nie licz na to.-Pokazała mu język i zaśmiała się. Chwyciła swoje piwo i upiła łyk. Spojrzała w bok, a raczej bardziej do góry. Najwidoczniej rozpoznała chłopaka, który zmierzał do nich z piwem. Antoine, tak, musieli się pewnie kilka razy minąć, jak nie na korytarzach w szkole to w Pokoju Wspólnym. Uśmiechnęła się lekko. Cóż, napić zawsze się mogli... W końcu właśnie z takim zamiarem tutaj przyszła, nieprawdaż? Chwyciła piwo i uniosła je w teatralnym geście.
Dziwna parka. Ale ładnie razem wyglądali. Nawet bardzo ładnie. Pasowali do siebie. Przynajmniej jego zdaniem. Jakoś tak.. nie wiedział czemu, ale było w nich coś takiego. Zakładając, że rzeczywiście byli parą. Równie dobrze mogli prowadzić tak zwany luźny związek. Osobiście, takie lubił najbardziej. Niezobowiązujące, przelotne, ale przede wszystkim namiętne no i z otwartą furtką, choć nie zawsze. Jakie były ich relacje, nie wiedział, ale i tak twierdził, że naprawdę do siebie pasowali. Bonnet popatrzył na nich z pewną dezaprobatą, kiedy uniósł dziewczynę do góry. Kątem oka zauważył, że nie był jedyny, bowiem obecny tutaj barman również wyrażał pewne niezadowolenie z ich zachowania. Szczęśliwie szybko ogarnęli się i złapali za swoje kufle. Usiedli spokojnie przy stoliku, a te kilka sekund, zamieszania wystarczyło, by przyjrzeć się im dokładnie. No tak. Nie kojarzył oczywiście obojga. Ale nie byli studentami. Przynajmniej tak sądził. W końcu, gdyby byli z jednego rocznika, albo przynajmniej nieco starsi, znaliby się, prawda? Mieliby dobre kilka lat, żeby chociaż kojarzyć się z widzenia. A tak.. Nie, na bank nie byli studentami. Chociaż.. Ta dziewczyna. Wydawało mu się, że ją kojarzył. Nie mógł sobie tylko przypomnieć skąd. Chodzili razem na zajęcia? Na pewno nie. Zatem, może też była Ślizgonką? Bardziej prawdopodobny scenariusz.. - Antoine. Miło mi – powiedział, podnosząc się lekko i wyciągając dłoń do dziewczyny, zanim jeszcze zdążyła usiąść. Może zaraz się wszystko wyjaśni? Kto wie? Trzeba jednak przyznać, że temu całemu Louisowi trafiła się panna. Oj tak. I to niezła z resztą.. Ant szybko się jednak ogarnął, wracając do swojego kufla i siadając wygodnie przy stole.