W okolicach sławnego jeziora znajduje się słynna stajnia z wyjątkowymi końmi. Możesz je podziwiać, ale stojąc trochę dalej od barierki, bo gdy tylko zrozumieją, że za długo im się przyglądasz z zaciekawieniem, albo wpadniesz na jeszcze okropniejszy pomysł jakim jest robienie zdjęć, to zaprawdę potrafią się zezłościć! A wtedy ich grzywy wydają się być jeszcze dłuższe i bardziej lśniące. Choć najpiękniejsze są te białe i niektórzy śmią twierdzić, że to zwierzęce wile, to trzeba wiedzieć, że nie wszystko jest tak kolorowe jak je malują. To magiczne konie zamieszkujące tylko zimne tereny, gdzie mogą pławić się w chłodzie, którym karmią się ich ciała dostające wtedy magicznych właściwości. I tak np. włosie tych zwierząt jest wykorzystywane do produkcji peleryn niewidek, albo magicznych kapeluszy, które odejmują na kilka chwil przeokropny ból głowy! Wszak już samo przyłożenie odzienia do głowy powoduje przyjemny chłodek! Lodowate konie są naprawdę bardzo zimne, więc zanim przystąpisz do skorzystania z propozycji, aby dosiąść któregoś z nich musisz wiedzieć, że bez grubego, ciepłego ubrania ani rusz. Ponadto starsze konie są nieufne, gdyż podobno te konie zapamiętują zachowania ludzi i obawiają się ich, więc pamiętaj by zasugerować, aby nie przyporządkowali Ci jakiegoś starego wyjadacza! W stajni cały czas uwija się w pracy kilkoro ludzi, więc nie obawiaj zapytać się jednego z nich o kilka spraw, które być może Cię nurtują, to oni również opowiedzą Ci o zajęciach z udziałem koni, które są organizowane w wiosce!
Kostki:
1 - 5 - podziwiając konie wydaje Ci się, że są wyrywane jakby z bajki. Chcąc spełnić swoje marzenie z dzieciństwa wyciągasz dłoń ku jednemu przechylając się przez barierkę, przez co wpadasz do zagrody, a właściwie to w coś, co jest sporym śladzie po twoim pięknym koniu. Masz szczęście, że zauważył Cię jeden z pracowników i zaraz rzucił się do Ciebie by Cię uratować, jeszcze kilka chwil, a zauważyłby Cię najmniej ufny koń w stadzie, a wtedy Twój los byłby marny. 2 - 6 - pchnięty do tej stajni zakupioną figurką jednego z koni pragniesz zobaczyć w pełnych wymiarach swojego nowego idola i oto idziesz z pełnym uśmiechem tutaj, aby zrobić mu kilka zdjęć, a później chwalić się znajomym, że sporo na nim jeździłeś. Jednak Twój los jest chyba przesądzony, bo gdy tylko wyciągasz aparat i wydobywa się z niego pierwszy "pstryk" to jeden z koni zaczyna nacierać w Twoją stronę uciekasz w zaspę ze strachu, że ten cienki, drewniany płotek nie uchroni Cię przed gniewem zwierzęcia ze zdziwieniem jednak zauważasz, że ten skacze jedynie w powietrze i zatacza się w nim, aby upaść na ziemię i prychnąć na Ciebie. Za to Ty zauważasz, że bardzo boli Cię ręka, a aparat jest w szczątkach. 3 - 4 - Uśmiechasz się, gdy widzisz, że przed Tobą przybyła tu grupa młodych adeptów magii śpiewającym pod nosem wspaniałe piosenki o wyjątkowości tego miejsca oraz o magii lodowatych koni. Ponadto zauważasz, że zbliżają się oni w stronę sektora z kucykami, więc rzucasz się w ich stronę, aby dołączyć do grupy, ale znikąd wyrasta przemiły pan, który Cię bierze za spóźnionego pracownika, więc jedyne co będziesz dzisiaj oglądał to widełki, szczotki i inne sprzęty, które przydadzą Ci się w pracy. A gdybyś tylko spróbował się tłumaczyć, że to nie chodzi o Ciebie, to mężczyzna pogardliwie prycha i wskazuje na zegarek, że zostało Ci jeszcze tylko sześć godzin pracy... Bez przerwy.
Wszelkie inne akcje związane z lodowatymi końmi będą przeprowadzane z udziałem Mistrza Gry!
Wiele słyszała o tym miejscu gdy tutaj jechali. Słyszała, że jest tutaj miejsce z lodowatymi końmi, która ponoć normalnie funkcjonują. Dlaczego ona się temu dziwi? Przecież w świecie magii wszystko było dziwne i nienormalne, bo dla ludzkiego oka to nie były błache sprawy. Po spotkaniu z Elijahem postanowiła zajrzeć do domku, ale zauważyła wychodzącego dyrektora z ich domku. Cholera! Co oni do cholery tam robili, że aż dyrektor się tam zjawił. I to wyszedł z gryfonem który rozmawiał wcześniej z Ambroge. Była ciekawa, ale postanowiła sobie darować i nie wchodzić tam, bo jeszcze ona przez coś oberwie, a na pewno tego nie chciała. Poza tym po tych opowiastkach dziewczyn musiała zajrzeć do tej stajni. Wyjęła różdżkę. Skoro tutaj istniały lodowe konie i to jeszcze żywe to kto wie czy nie ma tutaj jakiś intruzów. Złapała swój patyk dość mocno i wyciągnęła rękę przed siebie, ale tylko asekuracyjnie. Nikogo nie miała zamairu atakować chyba, że ktoś ją zaatakuje to będzie inna sprawa. Ale gdy zobaczyła te konie ręka sama opadła jej wzdłuż ciała. Były na prawde bardzo piękne. Dziewczyna musiała się jakoś ulokować, ażeby teraz nie wracać do domku, wolała po prostu nie ryzykować.
A może i dobrze, że nie weszła do pokoju. W końcu, to odwalił tam Farid.. Serio, to nie było zbyt miłe. Jaki nauczyciel w ogóle może tak traktować ucznia? Już nieważne, że to niewychowawcze, niepedagogiczne i w ogóle. No ludzie, bądźmy poważni, wiadomo że Sherazi jest nazistą, ale mógłby się czasem powstrzymywać ze swoimi poglądami, prawda? W ogóle, to Piątek zaczął żałować swojego wystąpienia. Miał takie dziwne wrażenie, że w najlepszym wypadku nie zda z ONMSU. No, ale to jeszcze przyszłość. Po wyjściu dyrektora, postanowił poszukać Daidree, która gdzieś zniknęła. Smutno. Połaził trochę po Mandragorze, ale jej nie spotkał. No cóż, koniec języka za przewodnika. Dopiero jakaś młoda Puchonka, powiedziała mu gdzie szukać dziewczyny. Lodowa Stajnia, tak? Okej, podziękował dziewczynie, kolejny raz się zakopując, bowiem za tą informacje zażądała własnego portretu wykonanego przez Piątka. I tyle z odpoczynku od sztuki. Zasadniczo, sam nie wiedział, czy rzeczywiście znajdzie tam Randallównę. W końcu mogła stwierdzić że jednak nie chce tam iść, albo informacja sprzedana przez tamtą puchonkę mogła być zła. Wszystko było możliwe. Szczęśliwie jednak, po wejściu do pomieszczenia, zobaczył przyjaciółkę zabawiającą się z tamtejszymi końmi (hehe). Spokojnie i cicho podszedł do niej, a widząc jak jej ręka opadła wzdłuż ciała, uśmiechnął się lekko. Podszedł bliżej i objął w pasie. Widząc jak się wzdrygnęła, tylko zaśmiał się po cichu – Spokojnie. To tylko ja. – powiedział cicho, następnie przechodząc do zwierzęcia. Uspokoił go, po czym zachęcił do dalszej zabawy. Nieśmiało chwycił rękę Daidree, po czym skierował na zwierzę. Skąd wiedział, jak się obchodzić z końmi? Jego sąsiad miał zagrodę, toteż za młodu, Friday często z niej korzystał. W międzyczasie ręka dziewczyny znalazła się na głowie zwierzęcia. – I jak? Zimna? – zapytał z uśmiechem, kiedy ta gładziła czaszkę konia.
Konie były dla niej na prawdę ważnym zwierzęciem. Była czarownicą która pochodziła z niemagicznej rodziny, a więc wiele o mugolach wiedziała jak nawet nie wszystko. Trochę się odzwyczaiła od przyzwyczajeń jej rodziny i czasami miała problem normalnie z nimi rozmawiać. Cały czas jej rozmowy ze znajomymi przechodziła na tor magiczny, a jednak z rodziną o tym rozmawiać nie mogła. Mimo iż to byli jej rodzice nie mogli wiedzieć wiele o magii już nie raz profesorzy ostrzegali uczniów z rodzin niemagicznych, ażeby trzymali język za zębami, bo za wiele informacji mogli surowo zapłacić. Na szczęście jej rodzina nie przykuwała większej uwagii do jej edukacji. Jedynie do końcowego świadectwa z którego i tak zawsze byli w miarę zadowoleni z czego i ona sama była zadowolona. Dość długo patrzyła na te konie, tęskniła za nimi. Za swoich czasów uczyła się jazdy konno, ale czy teraz dałaby radę? Obawiałaby się wsiąść na grzbiet rumaka. Nagle poczuła czyjś dotyk. Cholera! Ale się wystraszyła. Po chwili jednak usłyszala uspokajający głos Ambroge'a. Mogła tutaj każdego spotkać i to nie zawsze kogos przyjaznego takiego jakim jest dla niej krukon. Dlatego ulżyło jej jak usłyszala jego głos. - Ambroge, grabisz sobie. - powiedziała do niegoi cicho się zaśmiała. Czy on na prawdę chciał, żeby ta dostała zawału czy co? Spoglądała na jego ruchy, nawet sama nie pomyślała o tym, że mogłaby te zwierzęta pogłaskać. Wyciągnęła dłoń w kierunku gdzie Ambroge i pogłaskała łeb konia. O ile w ogóle łbem to można było nazwać. Ciało konia było niezmiernie zimne i gdy potrzymała dłoń przez parę chwil dosłownie jej zdrętwiała z zimna. - Sam zobacz. - mruknęła. Sama już nie wytrzymała i zabrała dłoń chowając ją do kieszeni. Tym samym schowała do kieszeni również swoja różdżkę. Teraz już chyba nie będzie mu potrzebna.
Grabił sobie. Cóż.. Jak długo to mówiła to z uśmiechem, tak długo mu to nie przeszkadzało. Z resztą, sam miał niezły ubaw z reakcji dziewczyny. Szczęście, że nie przepłoszyła zwierzęcia. No, widać nie było takie tchórzliwe jak niektóre, od razu wierzgające. – Przepraszam. – powiedział, po czym cmoknął ją delikatnie w policzek. Fajnie, że ją znalazł. Zaczynał się martwić o to, że tak nagle wyszła, zostawiła ich i w ogóle, choć biorąc pod uwagę rozwój sytuacji, to chyba nawet lepiej, że wyszło jak wyszło. Nie chodziło tutaj o oczywistości, jak wpadnięcie Farida no i całe to kazanie dyrektora, który notabene wiedział kiedy wkroczyć na scenę. Gdyby nie on, z biednego Taki pozostałyby teraz pewnie tylko flaki. Szczęśliwie do niczego takiego nie doszło. Chłopak nieco zwolnił swój uścisk, pozwalając jej w spokoju bawić się ze zwierzęciem, a kiedy sama zaproponowała, by jakoś go dotknął, początkowo podziękował. Po chwili krótkiego namysłu, wyciągnął rękę w kierunku stworzenia, ale ten zaoponował lekko potrząsając głową. Cóż. Widać nie dane mu było poznać temperaturę tamtych stworzeń. Smutne, ale za to znalazł sobie inne zadanie. Oto ręka Panny Daidree była nieco zmarznięta. Całe szczęście, nosił ze sobą cały niezbędnik zimowy, w postaci dwóch czapek, dwóch par rękawiczek (w końcu mogą przemoknąć podczas bitwy na śnieżki) no i czapki, oczywiście odpowiednio potraktowanych zaklęciem zmniejszającym. Wyjął je więc z kieszeni swojego płaszcza, powiększył i rzucił dziewczynie, z uśmiechem dodając, że pomogą. Sam ruszył w kierunku jednego z boksów, w którym znajdował się koń. Długo mu się przyglądał, starając się zapamiętać każdy szczegół anatomiczny zwierzęcia. Chętnie by je teraz uwiecznił, no ale. Nie było jak niestety. Głupie zobowiązanie.. Trudno jednak. Raz powiedzianych słów na wiatr nie rzucał. - Tęskniłem za Tobą.. – rzucił nagle, patrząc na zwierzę, przerywając tym samym chwilę milczenia. – Pewnie mówiłem to już dzisiaj setki razy, ale. Chce żebyś wiedziała. – uśmiechnął się smutno. Jak to było. Tworzyli naprawdę parę zgranych przyjaciół. Wiedziała o wszystkim. O jego planach, rodzicach, marzeniach, byłych. Byłym.. A potem ona sama przestała być tylko przyjaciółką. Zdał sobie sprawę z tego, podczas swoich wojaży. Że nagle za nią tęskni. Ale nie tylko za jej osoba, za rozmowami z nią. Za jej uśmiechem, ciepłem, spojrzeniem, kontaktem z nią. Głupimi przytuleniami, różnymi całusami, dawanymi sobie w policzki przy okazji. Jakoś w tamtym czasie panna Randall przestała być tylko panną Randall. Zaczęła być kobietom. Z resztą, napisał to w jednej pocztówce do niej. „Że przeprasza, ale zniszczył ich przyjaźń”. Chyba z Bratysławy. Tak. Tak sądził. Może i lepiej, że one wcale nie doszły?
Cieszyła się, że Ambroge mimo to potrafił przeprosić. To jednak było bardzo ważne, przynajmniej dla niej. Nawet jeśli Meg uznawała, że to co zrobił to nic takiego nie patrzył na to tylko potrafił użyć to słowo. Na prawdę wtedy lepiej się człowiekowi robi, a jeszcze bardziej wtedy kiedy to mówi osoba na której jej zależy, bo Ambroge właśnie do takich osób należał. Szczerze powiedziaszy jakoś bardzo nie walczyła o krukona, o to jej uczucie do krukona. Nigdy nie myślała, że może być coś więcej niż przyjaźń, a tutaj bach! Przyszło uczucie, sama tego nie odczuwała dopóki gdy nie zaczęła się z nim spotykać i wtedy to poczuła. Poczuła, że Ambroge jest dla niej na prawdę bardzo kimś ważnym którego chciałaby mieć tylko dla siebie. Chcialaby, bo nie wiedziała co na to Piątek, niby dawał jej sygnały, że jednak coś tam do niej czuje, ale przecież to jest tylko chłopak wszyscy mogą ją tak podrywać, prawda? Tylko, że Piątek był jej przyjacielem i chyba nie robiłby sobie z niej jaj. - Nic się nie stało. Serce mi z piersi nie wyskoczyło. - powiedziała z uśmiechem. Dzisiaj gryfonka miała na prawdę bardzo dobry dzień. Może i lepiej, że wyszła z tego domku się przejść, sama. Przestała być nadąsana i o wiele lepiej się czuła. Być może to przez tą drogę którą do tego miejsca przebyli? Może nie jest do niej po prostu przyzwyczajona, bo jednak rzadko kiedy gdzieś wyjeżdżała, a teleportacji unikała jak ognia, bo do tej pory czuje się beznadziejnie. Kręci jej sie w głowie i czuje mdłości. Dosłownie jakby byla w ciąży, ale chyba nie była, nie? Nie, no bo z kim? Rękawiczki? A czemu by nie. Przydadzą się. Założyla je na swoje dłonie i klepnęła w dłonie jakby sobie gratulowała z tego, że zdołała je w ogóle nałożyć. - Wiem Ambroge. Przecież przyjaciele za sobą tęsknią. Ja też się za Tobą stęskniłam. - powiedziała do niego i podeszła do niego od tylu przytulając się do jego pleców. Nie wstydzila się tego, przecież tak też mogą przytulać się przyjaciele, tak? Zresztą Deidree jakoś nie miała problemów z ukazywaniem swoich uczuć. Zawsze była szczera nawet jeśli kogoś by to zabolało.
Też tęskniła… Uśmiechnął się gorzko, słysząc te słowa i wychodząc z jej uścisku. „Przyjaciele za sobą tęsknią..” – te słowa odbijały się echem w jego głowie. Więc. Tylko tyle. Nie był nikim więcej. Cóż, kobiety zazwyczaj go zostawiały na lodzie, powinien już do tego przywyknąć, prawda? No właśnie, powinien. Mimo to, jakoś coś się stało, że sobie uświadomił iż ta Gryfonka to świetna kandydatka na kogoś, z kim można za rękę iść przez życie. Wręcz idealna. Pieprzony wyjazd. Może gdyby wtedy nie opuścił szkoły i w ogóle, wszystko byłoby inaczej? Miałby cały rok żeby w jakiś sposób o nią powalczyć. Choć z drugiej strony, może wtedy w ogóle niczego by nie poczuł? – Gdybanie zostawmy ekspertom.. – pomyślał, chcąc ukrócić tym samym swoje rozmyślania. Fakt, faktem, był w plecy. Cały rok. Niemniej, dobrze się stało, że wyjechał. Bardzo dobrze. Potrzebował tego. Odpoczynku od Hogwartu i w ogóle. No, a przynajmniej wrócił bogatszy duchowo i intelektualnie. Poznał nowe kultury, zwyczaje, namalował kilkanaście obrazów, poznał nowych.. nie. To nie było ważne. Pozostając na swoim miejscu, wykonał jedynie zwrot, odwracając się twarzą w kierunku Daidree. Pozwolił sobie ją przytulić. Początkowo chciał to zrobić bardzo delikatnie, ale sam do końca nie wiedział, kiedy trzymał ją w swoich objęciach tak mocno jak tylko mógł. Oczywiście tak, by nie udusić biedaczki. Miał okropną ochotę ją pocałować. W sumie nawet, miał to zrobić, kiedy znowu wróciły do niego słowa dziewczyny: „Przyjaciele za sobą tęsknią..” Mimo to, zignorował ten cichy głos w swojej głowie, mówiący aby natychmiast ją zostawił. Nieco zwolnił swój uścisk, zwiększając nieznacznie dystans między nimi i chwytając podbródek delikatnie uniósł jej głowę. Chwilę popatrzył jej w oczy, z uśmiechem. - Wiesz, Dai.. – zaczął. Tak. To jest ten moment. Już, miał ją pocałować, kiedy te słowa wróciły kolejny, raz. Ucałował ją zatem w czoło. – Masz racje. .Przyjaciele sza sobą tęsknią.. to takie normalne.. – powiedział gorzko i ironicznie, mimo iż bardzo chciał się tego wystrzec. Niestety, od planów do realizacji.. Aż z tego wszystkiego puścił dziewczynę, wyjął papierosa i odpalił. Na Randall nawet nie patrzył. Nie chciał .Bał się..
Dlaczego tak powiedziała? Ano dlatego, że byli przyjaciółmi nic więcej ich na razie nie łączyło, Meg nie chciała również na niego naciskać, zresztą to chyba nie jest jej zadanie, to chłopak ma się starać, prawda? Tak zawsze uważała i zdania swojego nie zmieni. Chyba, że na prawdę Ambroge nie będzie nic robił w tym kierunku to będzie musiała z nim o tym porozmawiać, bo jednak nie chciała go stracić, a jeszcze bardziej zyskać niż przyjaciela. Podobał jej się, chciała z nim spędzać każdy wolny czas, ale wiadomo, że tak również się nie da. Teraz na feriach mogli cały czas ze sobą być, ale gdy przyjdzie z powrotem szkoła będzie trzeba na niej skupić uwagę tym bardziej, że będzie kończyła Hogwart i miała zamiar wybrać się na studia, dlatego musiała przykuć uwagę bardziej nauce niż do tej pory. Bo doskonałą uczennicą nie była. Zdawała z klasy do klasy, ale jednak na samych wybitnych nie jechała. W tym roku jednak będzie musiała powalczyć o lepsze oceny nie liczyła na wybitne, ale chociaż powyżej oczekiwań by się przydało. Obawiała się tego roku jak żadnego przedtem. Nawet SUM się tak nie obawiała jak tego. Wiedziala, że Ambroge doskonale maluje, nie kiedy miala ochotę poprosić go o swój portret, ale moze wtedy jak będą w Hogwarcie? Chyba, że Ambroge jej to sam zaproponuje. Ale teraz nie portrety były jej w głowie. Gdy Piątek patrzył na nią swoimi pięknymi oczyma już miała nadzieję na jakiś pocałunek, ale łudziła się. Ambroge najwyraźniej tego nie chciał, bo inaczej nie mogła tego odebrać, a sama nie będzie mu się narzucała. Ona należy do takich osób, które potrafią na prawdę dopiec i walczyć o swoje, ale nie jeśli chodzi o miłość. W miłości wszystko musi się dziać indywidualnie nikt nie może nikomu niczego narzucać. Nikt nie może zmusić nikogo do kochania, dlatego też nie mówiła nic na ten temat. Może jakoś to samo się potoczy? - Na prawdę to chciałeś mi powiedzieć? - spojrzała na niego z tak zwanego spod byka. Znała go i nie musiał udawać, bo doskonale wiedziala, że nie to chcial zrobić, ani powiedzieć. Jednak czekała na to co stanie się potem. Mimo iż sama już zamarzała nie chciała wracać do domku ani gdziekolwiek iść. Bylo jej tu bardzo dobrze i w momentach kiedy ich oczy się spotykały nie czuła zimna, a wręcz przeciwnie - całe ciało jej wrzało.
Nie pocałował dlatego, że nie chciał. Po prostu, przestraszył się. Nie chciał, w końcu żeby ich relacje ucierpiały, na tym, że on sobie coś tam wyobraża. No, a poza tym, nie chciał skrzywdzić dziewczyny w żaden sposób. A coś takiego, najpewniej mogłaby w taki sposób odebrać. No bo w końcu związek z nim? Z jego wizytówką, największego podrywacza i ruchacza w Hogwarcie? Raczej słabo. Nie, żeby jemu jakoś przeszkadzała ta etykietka, w zasadzie zlewał wszystkie plotki na ten temat, a jeśli już go poruszał to po to tylko, by wyśmiać osoby, które te informacje płodzą. Cóż. Jak się nie ma życia osobistego, to się chętnie miesza w cudze, prawda? Prawda. - Naprawdę? Nie rozumiem. – spytał, udając lekko zdezorientowanego jej pytaniem. O cóż jej chodziło? No dobra, może nie wybrzmiały jego słowa do końca tak naturalnie jak powinny, ale.. Okej w sumie. To Daidree. A ona zawsze, jakimś dziwnym sposobem wiedziała kiedy kłamał, nie mówił jej całej prawdy, albo po prostu coś ukrywał. Chyba wiedziała o co chodzi. Zatem, co mu szkodziło spróbować? Przecież zawsze mógł nocować gdzieś indziej, prawda? Wystarczyło odpowiednio pogadać z kolegami, koleżankami, albo w ostateczności z nauczycielami. Okej. Więc. Zaciągnął się papierosem. – Masz racje.. Nie to chciałem powiedzieć.. – rzekł neutralnym tonem, ponownie przykładając papierosa do ust. Wdech, wydech. I powrót do normalnej rozmowy – W zasadzie, nie chciałem nic mówić. Miałem zamiar… - urwał. Popatrzył na nią, zaciągnął się papierosem. Już prawie go skończył. Postąpił kilka kroków do wejścia, po czym rzucił papierosa gdzieś tam w śnieg. Teraz trzeba było wrócić jakoś do rozmowy. Tylko jak jej to przekazać.. Wybrał najprostsze, piątkowe rozwiązanie. Podszedł do niej, objął w talii, po czym nieśmiało pocałował. Po kilku sekundach się oderwał od niej. – Mniej więcej to chciałem powiedzieć. Przepraszam.. Ja wiem, to nie jest najodpowiedniejsze miejsce, ale. No. Chciałem to zrobić od dawna… - powiedział, cały czas uśmiechając się do niej ciepło.
Ona również znala te plotki, w końcu to plotki wszędzie dochodzą. A w końcu ona była jego przyjaciółką i to do niej przychodzili, ażeby to ogłosić. Czy w to wierzyła? A dlaczego nie? Przecież to jest jego życie, ona również go trochę zna i widziala go z paroma dziewczynami czy też z chlopakami. Z tego co wiedziała był biseksualny, ale nigdy jakoś nie rozmawiali o swoich orientacjach. Ją to wcale nie odrażało, bo była na prawde bardzo tolerancyjną osobą i potrafiła prawie wszystko zaakceptować. Pewnie i by ich relacje ucierpialy, jakby Deidree sama tego nie chciala, ale tutaj sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Chciała i to bardzo i nawet nie mogla się doczekać kiedy krukon zrobi ten pierwszy krok na który już trochę czasu czekala. Chociaż tak na prawdę do jego powrotu nie była pewna swoich uczuć, ale gdy go po raz kolejny zobaczyło serduszko zabiło jej o stokroć szybciej to było na prawdę bardzo miłe uczucie. Na szczęście nie musiała przez to cierpieć, bo nie widziała go w ten czas z nikim innym z kim mógłby się obściskiwać. Była osobą bardzo zazdrosną i o tym wiele osób wie, ale czy on sam? Na ten moment nie była w stanie tego stwierdzić, chyba nie spotkali się jeszcze w takiej sytuacji. Lekko pokręciła głową z niedowierzaniem, czy on na prawde nie wiedział o co jej chodzi? Po chwili jednak zaczął palić dość nerwowo papierosa i obawiała się, że odejdzie, ale odszedł od niej jedynie w celu wyrzucenia wypalonego papierosa. Odetchnęła z ulgą gdy do niej wróci. Patrzyła na niego gdy ten się do niej przytulił. Była na prawdę bardzo szczęśliwa, a gdy ją pocałował była w siódmym niebie. - Nie jest? A gdzie chciałeś to zrobić w szkole czy może w Miodowym Królestwie? - zapytała lekko się uśmiechając. Każdy moment i każde miejsce było odpowiednie. Nie przejmowała się tym kompletnie. A to miejsce było bardzo piękne, jeszcze przy jej ukochanych zwierzętach. No lepiej trafić nie mógł, na prawdę. - Od dawna? I na co zwlekałeś? - zapytała. Nawet nie musiała znać tej odpowiedzi, bo ona była na prawde wcale nie ważna. Jedynie była ciekawa, a ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ona do piekła nie może trafić! Hehe. Ale pewnie i tak trafi.
Ona była w siódmym niebie, a jemu aż ciarki przeszły po plecach. Z dwóch powodów – po pierwsze tak strasznie tego chciał, po drugie nieco się obawiał, że dostanie w twarz, albo go odepchnie i zapyta co to miało znaczyć lub co gorsza oskarży go o jakieś dobieranie się do niego i nazwie jakimś babiarzem, czy kimś w tym rodzaju. Szczęśliwie jednak nic takiego się nie stało. A po tym wszystkim, uśmiechniętym zostając ucieszył się widząc, że chyba jej też się to spodobało. Kto wie? Może ona też coś do niego..? Nie. Nie. Nie ma mowy. Po prostu wiedziona była chwilą. A może jednak? Kto wiedział? Cóż, będzie musiał to sprawdzić.. - Nie to miałem na myśli.- odpowiedział nieco zmieszany na jej pytanie. Co w tym było złego, że inaczej wyobrażał sobie ich pierwszy pocałunek? Znaczy, dobra Nie wyobrażał sobie. Ale to przemilczmy. – Nie.. Masz racje, tu jest już chyba lepiej.. – dodał po krótkiej chwili nieco zarumieniony. Cóż , no chyba mógł nie? Patrzcie państwo, oto wielki Ambroge Friday, największy ruchacz Hogwartu się rumienił. A to wszystko przez Gryfonkę. Cudownie. Cudownie. Będzie się z czego pośmiać, coś czuł. Trudno jednak. Ludzie plotki płodzą, płodzili i płodzić będą, prawda? Nie oznacza to jednak, że Piątek nie ucieszyłby się gdyby nie zobaczył swojego nazwiska w kolejnym wpisie Obserwatora. Zwłaszcza, że prawdopodobnie i ona będzie brała w tym udział.. - W sumie, czekałem aż wrócę do Zamku. I Cię spotkam. Ale kiedy przyszło co do czego, lekko się przestraszyłem. – wyznał szczerze, po chwili przytulając ją mocno do siebie. Pochylił głowę nad jej uchem, po czym wyszeptał jej, iż zdał sobie sprawę ze swoich uczuć mniej więcej w kwietniu/maju tamtego pamiętnego roku. Potem jeszcze ją przeprosił a na koniec znowu pocałował. Strasznie, strasznie się cieszył, że jednak nie zmieniła szkoły. Że też on uwierzył w te plotki. No dobra, uwierzył, ale to nie było jeszcze nic złego. Gorzej, że od początku tak bezkrytycznie je przyjął. Zamiast szukać ten tylko pogodził się z rzeczywistością.
Pewnie by tak było, gdyby miała o nim inne zdanie, gdyby byli nawet przyjaciółmi oskarżyłaby go o to co sam zawarł w poście wyżej. Dostałby w twarz, wyzwałaby go od najgorszych, ale jednak sama tego pragnęła i wreszcie się doczekała. Mimo iż czuła jakby się całowała z popielniczką to jednak lepsze to niż nic, hę? Może sama zacznie palić i wtedy nie będzie czuła dziwnego smaku tych papierosów. Ale chyba sama się do tego nie nadaje. Raz spróbowała i o mały włos nie wylądowała w szpitalu, bo by się udusiła. Na szczęście nie była wtedy sama, a jej kuzynka, mugolka była w stanie jej pomóc. Meg nie miała najmniejszego zamiaru ukrywać się przed szkołą, że jest zakochana w Ambroge. Bo zdanie innych ją w ogóle nie obchodziło. Rozmawiała z koleżankami i jedni mieli pozytywne zdanie na jego temat, ale i nie. Właśnie przez te plotki, że jest ruchaczem Hogwartu. Szczerze powiedziawszy mogłaby nawet przystać na tę plotkę, bo nie obchodziło ją to jaki był wcześniej tylko jaki jest teraz. Teraz na pewno będzie musiał się pilnować, bo jeżeli ona go znajdzie z inną w jakieś konkretnej sytuacji to biada tamtej o to pannie i Piątkowi, bo takich rzeczy na pewno się nie wybacza, a Meg jest pamiętliwa jak i potrafi dopiec, więc mieliby oby dwoje przekichane do końca swoich dni. - Ty się przestraszyłeś? Normalnie Cię nie poznaje... - mruknęła do niego i zaczęła się cicho śmiać. Miała nadzieję, że ten związek będzie idealny, bo niby dlaczego miałby nie być? Oni się na prawdę potrafili bardzo dobrze dogadać, oczywiście wiadomo, że wcześniej wiele swoich zdań na tematy trzymali głęboko w sobie i nic się zbytnio nie odzywali, bo nikt nikomu nie mógł nic rozkazywać czy nalegać na zmianę, teraz będzie inaczej, o wiele inaczej. Ale wiedziała, że będzie dobrze. Ona potrafiła dość szybko ulegać Ambroge'owi ale to nie znaczy, że może skakać z kwiatka na kwiatek a ona mu to wybaczy, bo tak na pewno nie będzie. Odwzajemniła jego pocałunek. Wyjęła szybko różdżkę z kieszeni i niepostrzeżenie podłożyła mu ją pod podbródek. - Tylko nie rób żadnych głupstw... - powiedziała, bo dużo się od niego nasłuchała do tego czasu, więc na prawdę chciala mu zaufać.
Och. Wiec była w nim zakochana? Dlaczego nie mogła mu tego powiedzieć wcześniej? Albo teraz dajmy na to? W końcu chłopak nadal nie wiedział, na czym stoi. Prawda Daidree to nie jedna z tych uroczych dziewczynek, co to się rzucają na pierwszego lepszego i w ogóle, oddają, całują obcych facetów, chodzą z nimi na randki, do łóżka i w ogóle. Tak. Pod tym względem daleko jej było do niego, ale to bardzo dobrze. O niej świadczyło oczywiście. Natomiast co do krycia się ze swoim uczuciem to i Piątek w tym sensu nie widział. Okej, racja może obściskiwanie się przy całej szkole nie jest zbyt taktowne, jednak dlaczego miałby udawać, że ów Daidree Randall nie jest z nim? Przecież z nim była. Wróć. Nie mógł udawać. Bo nie była. Ale to kwestia czasu. Poza tym, są sytuacje gdzie słowa są zbędne. Piątek miał wrażenie, że to jedna z nich właśnie.. - Tak. Przestraszyłem się. – przyznał, uśmiechając się do niej. – Wiesz, ludzie z miłości robią różne, dziwne rzeczy.. – urwał, mając nadzieję, że dziewczyna wyłapała kontekst wypowiedzi no i co ważniejsze przesłanie, jakie za sobą niosła. W końcu, kto wiedział? Nie każdy był tak wrażliwy i spostrzegawczy, choć Ambroge zapytany, zaliczyłby Dai do tejże wlaśnie grupy wrażliwych oraz spostrzegawczych. Następnie pocałował ją, ona odwzajemniła ów pocałunek przez chwilę znowu było cudownie, to znaczy cudowniej niż było, gdy nagle poczuł swoją różdżkę na podbródku. No i te słowa o nie robieniu niczego głupiego. - Spokojnie. Nie mam zamiaru. Już nigdy więcej nie będę miał oporów przed pocałowaniem Cię. – powiedział, kładąc dłoń na sercu. Widząc jednak minę dziewczyny, na jego ustach pojawił się uśmiech. – Spokojnie. Wiem, co masz na myśli.. – rzucił, całując ją w policzek. Jedno trzeba było Fridayowi przyznać – kiedy już znalazł osobę, która chciała z nim przejść przez życie, robił wszystko żeby jej nie stracić. Niestety, praktyka pokazuje, że było inaczej, choć nigdy z wyraźnej przyczyny. Teraz jednak miał nadzieję, że to przetrwa nieco dłużej. W końcu.. znali się już na długo przed tym, mieli zdrową przyjacielską relację, przynajmniej do pewnego momentu, ale mogli sobie zawsze o wszystkim powiedzieć. Miał cichą nadzieję, że teraz też tak będzie.
No tak mężczyźni takich rzeczy nie widzą, kiedy to Deidree patrzyła na niego inaczej niż inne dziewczyny. Ale tak już bylo, mężczyźni tego nie zauważali, a dziewczyny zazwyczaj przez to spędzały samotne dnie w swoich pokojach i wypłakiwały oczy. Gryfonka na pewno do takich osób nie należała. Nie lubiła płakać, nie lubiła robić z igły widły. Ale czy gryfonka tak na prawdę sie w kimś zakochala jak dopiero nie w Ambroge? Był jeden chłopak rok temu. Ślizgon, miał dość dziwne poczucie humoru, teraz w ogóle go nie widuje, pewnie zrezygnował ze studiów, wtedy byl na pierwszym roku. Ona nie miała zamiaru go nadal poszukiwać, przy niej był idealnym chłopakiem, ale gdy przychodzili jego przyjaciele traktował ją jak zwykłą koleżankę, tego nie mogła znieść. Na początku jakoś jej to nie przeszkadzało, ale później robiło się coraz to gorzej i wręcz nie zauważał jej na szkolnych korytarzach jak z nimi gdzieś szedł. Miała nadzieję, że Piątek będzie inny, że nie będzie musiała go co najmniej prosić o każde spotkanie i że przy swoich znajomych będzie traktował ją jak swoją dziewczynę, a nie jak kogoś całkowicie obcego. Meg drugi raz by tego nie ścierpiała. Liczyła na bardzo długi związek z krukonem, ale wiedziała jaki jest, przynajmniej jaki był, musiała mieć na niego oko. Ba! Nawet będzie wykorzystywała innych znajomych, ażeby przy jakieś dziwnej okazji dawali jej znać, przynajmniej na razie. Ale ciii... Ambroge nie może się o tym dowiedzieć. Ludzie z miłości robią dziwne rzeczy. Doskonale to słyszała i doskonale zrozumiała to co chciał jej przekazać, ale nic się na ten temat nie odezwała. Nie zawsze można facetom wierzyć kiedy tak na prawdę wyznają komuś miłość. Oczywiście serce trzy raz szybciej jej zabiło, ale tego nie chciała po sobie poznać. - No ja mam nadzieję... - powiedziała do niego zniżając różdżkę i chowając ją do kieszeni. Nie miała najmniejszego zamiaru robić mu krzywdy, bo to nie o to chodziło. Czy chciała go tym przestraszyć? Nie... Po prostu dała mu do zrozumienia, że nie będzie na to spokojnie patrzeć i że nie jak inne dziewczyny przymkną na to oko. Ona sobie tego nie wyobraża.
Czy mężczyźni tego nie dostrzegali? Kto wie. Z Piątkiem natomiast było tak, jak pewnie z wieloma, a przynajmniej jakąś częścią. Byli często zbyt zajęci innymi rzeczami, żeby je dostrzec. No i i nie wychodzili nigdy poza tą nieprzekraczalną granicę znajomości. W tym przypadku była to przyjaźń. Nawet gdyby ktoś mu kiedyś powiedział, że Daidree coś do niego, zapewne roześmiałby się, uznając to wszystko za wyjątkowo słaby dowcip. Ale nie o to tu również chodziło. Piątkowi jakoś trudno byłoby uwierzyć, że ta o to wspaniała panna Randall zaczęła na niego patrzeć jak kobieta na mężczyznę. Może dlatego, jakoś nigdy tego nie zauważył? Złośliwi pewnie powiedzieliby, że miał tyle kobiet, że ciężko się było połapać, która coś czuje, a która nie. Do osób zarywających noce, żeby płakać i on nie należał. On miał swój sposób na łzy. Brał płótno i malował. Nieważne co. Czasem w przypływie natchnienia, jakieś naprawdę fajne coś, z czego potem był dumny. Częściej jednak po prostu jakiś artystyczny nieład, byle się po prostu wyżyć w jakiś sposób. Nie znaczy to jednak, że nie zdarzyło mu się kilku łez uronić. Co to, to nie. Chwalebne dla niego, że jednak nie wzięły się z powodu braku znalezienia dziewczyny. Prędzej dlatego, że go zostawiły. Głównie te, na które liczył. Że będzie z tego coś więcej. Oczywiście każdy kij ma dwa końce, ale były sytuacje, które „zjebał”, cytując. Sam do końca nie wiedział gdzie, bo wszysko robił dobrze. Daidree, miło tej całej sytuacji, zdawała się być nieco sceptyczna. Bardzo dobrze, tak stwierdził. W miłości jak w życiu, przychodzi czas na wielkie uniesienia, lecz generalnie buduje ją proza życia codziennego. Nie znaczy to oczywiście, że Ambroge miał już w planach kochanki, kochanków, czy kogoś w tym rodzaju. Broń Boże! Wręcz przeciwnie. Chłopak jakoś tak. Nie można powiedzieć, że się zaangażował emocjonalnie w związek, bo go nie było. Na pewno jednak z dużo większym uczuciem podchodził do Daidree. Do spraw z nią związanych. W zasadzie, ta akcja z różdżką nawet mu się spodobała. Nie, żeby był masochistą, czy coś. Zwyczajnie, faceta trzeba umieć wychować. Szczególnie takiego jak on. Po prawdzie nie znosił ucisku, ale dobrze mu było czasem delikatnie przypomnieć, że są na tym świecie takie rzeczy, jak na przykład normy moralne, czy zwyczajowe. Oczywiście Dai chyba nie miała z tym problemu i wychodziło jej to całkiem nieźle, skoro tak długo się znali i byli w dość bliskiej relacji. - Ja to wiem.. Ale. Osądzą nas czyny.. - skwitował słowa dziewczyny, po czym delikatnie ujął dłoń. Chyba było jej zimno. Na szczęście znał na to sposób. Zdjąwszy swój piątkowy płaszcz, chłopak okrył nim Gryfonkę. Uprzednio wyjaśnił, że dla niego jest optymalnie i tak dalej. A w sumie.. To nawet móglby być chory. Przynajmniej taka jedna panna, którą znał parę lat, a niespełna kwadrans temu pocałował i przeżył jedno z największych miłosnych uniesień, by go odwiedziła w domu, z rosołkiem..
A co ona mogła na ten temat powiedzieć? Ona dopiero byłaby wyśmiana jakby nawet pomyślała, że mogłaby być z Ambroge. On zawsze był w gronie dziewczyn, zawsze ktoś z kimś był, często nawet nie mogła do niego podejść, bo rozmawiał z innymi. Nie kiedy Meg to na prawdę bardzo irytowalo, bo jednak chciała porozmawiać, może nawet zdobyć sie na odwagę, ale nie dano jej takiej okazji. Cholernie się bala mu to wyznać, bo była przekonana, że Ambroge ją po prostu wyśmieje i tym wyznaniem jeszcze zmarnowałaby ich przyjaźń, a jednak ona trochę trwała. Cieszyła się, że jest już po wszystkim, że może mu teraz o wszystkim powiedzieć bez żadnych obaw o swoją stabilność. Bo teraz czuła stabilność, czuła, że stoi twardo na nogach. Zazwyczaj nie miała takich problemów, bo zawsze czuła jakąś przewagę, że jest mocniejsza psychicznie od wszystkich, ale jeżeli kogoś sie na prawde kocha to jednak serce boli bez faktu, że się jest na takie okazje odpornym. A co takiego robiła Deidree kiedy na prawdę przeżywała rozpacz? Czymś całkiem nadzwyczajnym. Po prostu się uczyła i myślami przechodziła w calkowity inny świat, co prawda nie zawsze dało się tak porządnie skupić na tym co się robiło, ale jakoś sobie dawała radę. Ale też nie można ominąć tutaj jej przyjaciół którzy na pewno w jakimś stopniu przyczyniły się do tego, że wszystko z niej uchodziło i przestala myśleć o tym o czym nie powinna. Tak, do związku jeszcze kawałek drogi był, ale jednak powoli już ruszyli tą drogą, aby osiągnąć swój cel. Może być i tak, że do końca nie dojdą, że któreś z nich zboczy w boczną uliczkę. Nie wiadomo kto, ale taka opcja również mogłaby mieć miejsce. Oczywiście bardzo by chciała, ażeby tak się nie stało, ale niczego nigdy nie można być do końca pewnym. Życie pisze różne scenariusze i każdy z nich ma swój indywidualny, a nikt go tak na prawdę nie zna. Już miała się coś odzywać kiedy ten dawał jej swój płaszcz, ale jedynie westchnęła. Skoro zapewnił ją, że jest mu zimno to tak było, a nawet jeśli nie to bylo to na prawdę bardzo miłe. - Dziękuję. - jedynie mu za to podziękowała. Na pewno częstym gościem byłaby Meg, jednak czy z rosołkiem? Ona za bardzo nie znała się na gotowaniu, mimo iż pochodziła z mugolskiej rodziny i dla kobiety powinno być to normalna umiejętność, to jednak nie dla niej. Ona wolała skakać po drzewach w młodości niż bawić się w plastikowe garnuszki i karmić niewidzialnym jedzeniem ukochane lalki.
Czy Piątek by ją wyśmiał? Zapewne nie, gdyż nie należał do takich ludzi. Jedno jest pewne, na pewno mogłyby na tym w jakiś sposób ucierpieć relację tej dwójki, w tym ich przyjaźń, jeśli powiedziałaby mu o tym. Cóż.. Piątek do pewnych rzeczy dość długo dochodził, zabierało mu niezwykle dużo czasu wysnucie pewnych wniosków. Niemniej. To nie tak, że Daidree była mu obojętna. Zawsze, odkąd tylko jakoś bliżej się poznali, traktował ją lepiej niż innych. Lepiej, to znaczy.. jakoś tak bardziej pozwolił jej się poznać. Nie tylko od tej czysto formalnej strony. Także od tej intymnej, czysto piątkowej – artystycznej, czy też codziennej. Nie krępował się, mówiąc o różnych swoich dziwactwach, nawykach podczas rysowania, nawet upodobaniach i preferencjach seksualnych. A ona tego wszystkiego słuchała. I co? Nic z tym nie robiła. Przez pojęcie niczego, rozumiał tutaj oczywiście nie gadanie o tym, rozpuszczanie plotek po szkole na jego temat, ale przede wszystkim tolerancję. Tak.. można powiedzieć, że tym go zdobyła. Późno do tego doszedł, ale lepiej późno niż wcale. Bo przecież Daidree zawsze służyła nie tylko dobrym słowem, ale i radą, tak ważną w niektórych momentach, kiedy jego prześladowcy na zbyt wiele sobie pozwalali.. A co do związku, to tak. Ewidentnie ruszyli w kierunku wspólnej przyszłości. Czy któreś z nich zboczy w boczną uliczkę, Ambroge wiedzieć nie mógł. Jedno, czego był na pewno pewien, to fakt, odstawienia w jak najszybszym czasie wszystkich „zbędnych” kobiet. Oczywiście te najważniejsze i oczywiste w jego życiu, jak mama, czy inne bliskie jego sercu, choć nie w ten „szczególny sposób” musiał pozostawić przy sobie, ze względu na charakter tamtych relacji. Natomiast wszystkie swoje niewinne, mniej lub bardziej zobowiązujące flirty.. cóż. Dla niego to było oczywiste. Kiedy się kogoś miało, nie powinno się mieć kochanek. Natomiast, kiedy inne kobiety nie miały nic przeciwko, być wierzchołkami jakieś tam figury.. Ich sprawa. Piątek najczęściej jednak cieszył się z faktu ich istnienia, szczególnie gdy były mu one potrzebne. Niestety dla nich, stety dla Daidree, jeśli znalazł taką, z którą chciałby coś bliżej, w głowie miał tylko odcinek. Mający dwa końce. Jednym oczywiście była ona, drugim on. Nic więcej nie było mu w życiu uczuciowym wtedy do szczęścia potrzebne. - Nie ma za co. Mam nadzieję, że będzie Ci cieplej.. – odparł z uśmiechem, całując czule czoło gryfonki. – wybacz, że tak nie pomagicznemu. Zamiast użyć jakiegoś zaklęcia ogrzewającego ja tylko ratuje Cię płaszczem.. – powiedział z lekkim smutkiem. Taki już był, cóż. Nie bardzo się kwapił do magii, zwłaszcza, że mugolskie życie i sposoby na radzenie sobie z nim, były całkiem ciekawe. A co do gotowania, to on też tego nie potrafił. I nikogo tego od nikogo nie wymagał, niezależnie od płci..
Nie ma to jak prowadzić zajęcia w ferie, nie? W końcu nasza nadzwyczajna młodzież na pewno pragnie wiedzy po tak długim odpoczynku. Ty pewnie uważasz to za jakiś nieudany dowcip czy przejaw nadmiernej ambicji nauczycielskiej, ale prof. Withman traktuje to całkowicie serio. Może to za sprawą pasji, jaką widzi w oczach córki, która przygotowuje się właśnie do egzaminów w Beauxbatons? Wszystko możliwe! W każdym razie na pewno nie zadziwił nikogo ten nauczyciel, który już od paru dni chodził po hotelu Mandragora zapraszając każdego zauważonego ucznia. Nikt by się jednak nie spodziewał, że Ralph niechcący spóźni się na zajęcia. Niestety, rozmowa z właścicielem stajni okazała się jedną z bardziej pasjonujących jaką zdarzyło mu się w ostatnim czasie prowadzić. W końcu gdzie indzie może się spotkać dwóch wręcz chorobliwych pasjonatów zwierząt? Nawet ja tego nie wiem. Wszedł jednak dość spokojnie, z uśmiechem na ustach i swoją zwyczajową pogodą ducha. Chyba właśnie za to wszyscy lubili jego zajęcia. Przywitał się z wszystkimi, po czym poczekał, aż grupki rozmawiających pomiędzy sobą osób przestaną plotkować. Ach te uroki młodości! - Moi drodzy oto nasz dzisiejszy przewodnik. Pan Glebova właściciel stajni zaraz zaprowadzi was do koni, byście się lepiej z nimi zapoznali. Zostaniecie jednak podzieleni na grupy według uznania zwierząt, bo jak wiadomo do jednych są bardzie ufne, do innych mniej. Nie przejmujcie się, każdy będzie miał okazje choć na chwile pobyć z tymi cudami natury. - Powiedział spokojnie, wskazując na tęgiego mężczyznę, który tylko swoim strojem mógł przypominać kogoś tresującego magiczne wierzchowce. Mężczyźni zaprowadzili grupę zainteresowanych do stajni, w której konie swoim zachowanie pokazywały z kim chcą spędzić pierwszą przejażdżkę. Gdy jednak z niej wracały były już na tyle oswojone z grupą uczniów, że z chęcią zabierali innych uczniów, którzy w czasie pierwszej przejażdżki dość dokładnie poznawali uroki pracy w stajni. Coś za coś, trzeba się do tego przyzwyczaić. Tak wygląda właśnie życie. Pierwszy rzut jest na to w której turze trafiłeś na jazdę na koniach. Od tego zależy czy wpierw pracowałeś w stajni, a potem jeździłeś na koniu, czy na odwrót. Liczba parzysta - Najwyraźniej masz w sobie to coś, bo koń gdy tylko do niego podeszłej bezgranicznie ci zaufał, przez co mogłeś się cieszyć jego towarzystwem jako jeden z pierwszych Liczba nieparzysta - Przykro mi, ale będziesz musiał poczekać na drugą szanse, wpierw zadowalając się przenoszeniem siana ze stajni do szopy i na odwrót.
Drugi rzut jest na zdarzenie losowe jakie przydarzyło ci się podczas przejażdżki, którą razem z resztą grupy odbyłeś w towarzystwie jednego z instruktorów ze stajni: 1,4 - Gdy próbowałeś wykonać jedno z poleceń jakim było położenie się na wierzchowcu plecami, nagle straciłeś panowanie i nie rozumiejący sytuacji koń oddalił się wraz z tobą od grupy. W rezultacie oprócz stracenia nakrycia głowy i tony nerwów przy podnoszeniu się nic ci się nie stało. Następnym razem bądź pewniejszy siebie! 2,5 - Koń czuje się w twoim towarzystwie jak wolny, co na swój sposób jest dużym plusem. Gdy wszyscy gdzieś mkną, wy zatrzymujecie się, a koń odnajduje pomiędzy śniegiem mały Ranunculus lunaglacies. Wyrywa go dla ciebie z ziemi. Gdy widzi to twój instruktor udziela ci tylko paru rad dotyczących radzenia sobie z tą rośliną i zawierającym się w niej płynie. Ciesz się! 3,6 - W czasie jazdy zahaczasz nogawką o klamerkę od siodła, przez co twoje spodnie nadają się wyłącznie do wymiany, taka paskudna robi się w nich dziura. Siedzenie na lodowym koniu przez to też staje się mniej przyjemne, jednak dla prawdziwego miłośnika zwierząt to pryszcz!
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
4 3 Nadish po raz ostatni postanowił zawitać w stajni z wyjątkowymi końmi. Chcąc podziwiać każdego,stając trochę dalej od barierki, co mogą złe zrozumieć że chłopak za długo im się przygląda z wielkim zaciekawieniem, albo pomysł jakim jest robienie zdjęć, to się ze złoszczą nie złe. Puchon przyglądał się ich grzywą co według niego były nieco dłuższe i bardziej lśniące. Choć najpiękniejsze są białe i niektórzy powiadają ze, to zwierzęce wile,to trzeba wiedzieć młodemu instruktorowi zwierząt, że nie wszystko jest tak jak się wydaje. Nadish widocznie ma to coś, chyba rękę do zwierząt a młody instruktor chyba raczej ma,bo gdy podszedł i od razu zaufał chłopakowi i ten mógł jako jedyny chyba być zadowolony z jego towarzystwa. No tak ale jazda to nie była chyba raczej z tych dobrych bo Nadish podczas jazdy zahaczył nogawką o klamerkę siodła,i co ulubione spodnie tylko do zmiany,lub wyrzucenia. A paskudna robi się w nich dziura i to powoduje przyjemny mały chłodek(nie mylić z głodkiem) No ale ciągle siedzenie na koniu i w takich warunkach to mało przyjemne, jednak dla miłośnika wszystkich zwierząt i jako przyszły instruktor zwierząt to nie robi różnicy a dla Nadisha to czysta przyjemność i pryszcz!
To był moment pomiędzy walentynkami a rozprawą sądową. Czyli praktycznie najgorszy okres jaki mógł się trafić. Wypompowana po występie w Miasteczku Zakochanych, czuła, jak wisi nad nią groźba spędzenia reszty jej marnego życia w więzieniu. Czuła się winna, czuła się przytłoczona tym wszystkim. Coraz chętniej sięgała po używki, chcąc uśmierzyć ból. Ból egzystencjalny, zatruwający płuca, serce, rozum. Chciała się odciąć, skoczyć z tej bezdennej rozpaczy w kolorowy świat wróżek i lepszego jutra. Rzeczywistość znów uwierała będąc ostrą drzazgą wbitą w najbardziej wrażliwe miejsce, jakie tylko mogło istnieć. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że wszystko się jakoś ułoży. Że los napisał dla niej bardziej optymistyczny scenariusz, niż mogłaby kiedykolwiek podejrzewać. Nie da się ukryć, iż ostatnio Charlie zdecydowanie straciła swe pokłady pozytywnego myślenia, a bez wrót do Nibylandii niemalże już nie istniała. Tymczasem zaś poszła na zajęcia, co by dać mózgowi odpocząć od trudów codziennego życia i nie zaprzątać sobie głowy niczym innym, jak lekcją. Miała postanowienie, że jeszcze te parę dni przed niewolą nacieszy się świeżym powietrzem i wielką przestrzenią. Dlatego dotarła do stajni, uśmiechając się pod nosem. Znajomy zapach, w dodatku mróz. Czuła się rześko i całkiem dobrze, nie sądziła jednak, iż jakiś koń sam ją wybierze jako swojego jeźdźca. Stanęła sobie z boku, czekając na swoją kolej, kiedy poczuła zimny pyszczek zwierzęcia na swojej twarzy. Zdziwiona i zadowolona jednocześnie postanowiła więc, że spróbuje swoich sił. Kiedy jednak przyszło do zasiądnięcia na nim plecami, miała wrażenie, że nie podoła temu wyzwaniu. W rezultacie koń się spłoszył, odciągając ją gdzieś dalej, a ona poczuła uderzenie o jeszcze zimniejszy, śnieżny puch. Jej blond włosy zrobiły się mokre, a czapka poleciała gdzieś dalej niż jej wzrok ogarniał z tej pesrpektywy. Nie mniej jednak uśmiechnęła się i otrzepała, zastanawiając się nad tym, co dalej.
Fantastycznie. Miała wylegiwać się w salonie przed kominkiem, rozmyślając nad zaklęciami i pijąc herbatę z rumem, próbując zapomnieć o fatalnych walentynkach, które ją tak bardzo rozstroiły. A tu nagle dowiaduje się, że organizowana jest jakaś lekcja. SERIO? O rany. Wywróciła oczami na tą wieść i bardzo nie chcąc, musiała się jednak podnieść z kanapy. Była zbyt ambitna na opuszczanie lekcji, nawet tych dodatkowych. Upewniając się, iż wygląda zniewalająco, opatuliła się co najmniej jakby wysyłali ją na biegun północny, wyszła z motelu. Było zakurwiście zimno, więc walczyła z mroźnym pędem powietrza, mając nadzieję, iż nie dostała zbyt wyraźnych rumieńców. Rumieńce były dobre dla niedostępnych, wstydliwych cnotek a nie dla niej! Dodatkowo już po paru metrach zrozumiała, że ubranie szpilek, gdy idzie się w teren to nie jest najszczęśliwszy pomysł. Idąc więc klęła pod nosem jak szewc na buca, który wymyślił to wszystko. A kiedy dotarła na miejsce, lodowate konie jakoś jej nie zafascynowały. Nie da się ukryć, iż ONMS to był ten przedmiot, który jej nie wychodził, mimo szczerych chęci. Od ostatniego zadniedbania lelków wróżebników, którymi miała się opiekować wraz z Cedem, jakoś straciła zapał do tego przedmiotu. Nie mniej jednak stanęła w kolejce. I wtedy dotarło do niej, że nie może się tak obijać, tylko powinna przerzucać siano w stajni. ŻE CO PROSZĘ? Scarlett zamrugała gwałtownie i patrzyła się na właściciela oraz nauczyciele jak na bandę pomyleńców. Kiedy jednak upomnieli ją, że to wcale nie żarty, zbliżyła się do otrzymanych wideł, które przecież ledwo trzymała w dłoniach! Zrezygnowana odłożyła je więc na bok, po czym wyciągnęła różdżkę i machała nią sobie, aby siano samo się przerzucało w odpowiednie miejsce. Niech żyje magia, niech żyje Saunders!
ONMS. Najlepsza lekcja, która jednocześnie była najbardziej przerażająca. Nie potrafił przemówić tym wszystkim magicznym istotom do rozumu. O ile jakikolwiek posiadały. W każdym razie był trochę niepewny odnośnie tej lekcji, ostatecznie jednak postanowił się na nią wybrać. Był ambitny, co prawda bardziej w kierunku sportu, ale nie oznaczało to, że był ignorantem i nie chciał poszerzać swej wiedzy z innych przedmiotów, to pewne. Chciał się rozwijać, poznawać nowe rzeczy. Nie był typem osoby, która się poddaje, gdy coś jej się nie udaje. Potrafił ciężko pracować, choć jednocześnie jeżeli widział prostszy sposób na osiągnięcie swojego celu, bez wahania z niego korzystał. Nawet, gdy był bardziej niebezpieczny. Ale on przecież lubił ryzyko, lubił adrenalinę, lubił tak naprawdę dostawać kopa od życia. To go mobilizowało, pozwalało brnąć dalej i ćwiczyć charakter. Tak samo było właśnie teraz, kiedy teoretycznie mógł odpocząć po ciężkim treningu, a ostatecznie wybrał się na lekcje. Nie przeszkadzało mu zimno, był do niego nieco przyzwyczajony. Poza tym, jak się okazało, miał zaraz okazję się rozgrzać. Bowiem stanął w kolejce, obserwując zmagania innych. Póki nie nadeszła jego kolej, nie pozwolili mu się nudzić. Przerzucanie siana? No problem! Jednak on nie wspomagał się magią, a używał własnej siły do tego, aby sprzątać stajnię. Szło mu gładko, choć był już nieco zmęczony po dzisiejszej porcji ruchu. Ale nie opierdalał się, to trzeba przyznać! W ogóle szkoda, że było tak zimno. Mógłby zdjąć koszulkę i wtedy wszystkie dziewczyny zaczęłyby się do niego ślinić na widok tych wspaniałych mięśni HEHEHEHE. Jasne.
3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Opieka nad magicznymi stworzeniami, ale ona nigdy wcześniej jakoś się tym przedmiotem nie przejmowała. To Nadia kochała wszystkie możliwe zwierzęta na świecie, a Kattie udawała bardziej, że je toleruje bo bez zwierząt świat byłby nudny. Dlatego przychodziła na zajęcia, by chociaż popatrzeć na to co się dzieje, a nóż widelec dowie się czegoś ciekawego, co jednak w jej przypadku było mało prawdopodobne. Ubrała się na sportowo, a włosy związała w koński ogon, przedtem też je wyprostowała. Chciała wyglądać jak Nadia, skoro nie było dziewczyny to może nabije jej obecność na zajęciach, zamiast niej samej. Dostrzegła konie, jednakże one raczej ją zignorowały, później jeszcze podszedł do niej pewien mężczyzna i powiedział, że nie ma stać jak ten kołek. Ona tylko spojrzała na niego morderczo odbierając od niego widły. Mina jej się trochę rozchmurzyła, gdy dostrzegła Reyes. Posłała w jego kierunku spojrzenie po czym machnęła widłami parę razy, tak dla niepoznaki że ciężko pracuje. Nigdy tego nie robiła, jednakże ćwiczyła więc taka czynność nie była dla niej wyczerpującą aż nadto. W końcu latanie na miotle, bieganie i gimnastyka o czymś musiały świadczyć.
5
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rekin wyjątkowo postanowił wybrać się na lekcje. Co z tego, że to znowu było onms i co z tego, że wcale nie miał ochoty na użeranie się z jakimiś dzikimi zwierzętami? Było mu totalnie wszystko jedno po tych dziwacznych Walentynkach ze Stone’m. W jednej chwili był na niego strasznie wkurzony, a potem… potem już obudził się u jego boku i jak przystało na rasowego uciekiniera - po prostu zwiał. Dziwnie się z tym czuł, ale nie chciał nad tym długo gdybać i po prostu szukał sobie czegoś, co zajęłoby mu czas chociażby na trochę. Po ostatnich zajęciach z Mallory, nie był jakoś specjalnie pozytywnie nastawiony do opieki, ale nie można wszystkich mierzyć jedną miara, nieprawdaż? A nuż będzie coś ciekawszego niż umierające ptaszyska i dzikie kucyki. Szedł więc sobie radośnie, owinięty szalikiem w taki sposób, że wystawały z niego tylko czujne, stalowoniebieskie oczy, taksujące uważnie wszystko co po kolei mijał. Dotarcie na miejsce nie zajęło mu dużo czasu, tym bardziej więc był poirytowany tym co nauczyciel polecił im zrobić. Dosiadanie koni po ostatnim hipogryfie jakoś nie było zbyt fascynującą perspektywą, ale siłą rzeczy postanowił nie narzekać i po prostu spróbował. O dziwo koń od niego nie uciekł, a wydawał się okazać mu pewne zaufanie. To nieco podbudowało Sharkera, sprawiając, że przez sekundę przemknęło mu przez myśl, że może te zajęcia nie będą takie koszmarne, jak sądził z początku. Niestety następne poczynania konia upewniły go w tym, że zdecydowanie nie nadawał się do onms. Położył się na nim plecami, tak jak mu polecono i to był błąd. Zwierzę nie zrozumiało jego intencji i posłało go na plecy, wyrzucając jego czapkę w bliżej nieokreślonym kierunku. Przekląwszy kilkukrotnie i dźwignął się na nogi, rozmasowując energicznie tył głowy. To chyba nie był dobry pomysł by w ogóle ruszać się z pokoju.
Echo nie mogła odpuścić lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami z prostego powodu - była tak zafascynowana otaczającą ją magią, że pragnęła poznać ją z każdej strony. Magia w Lynwood na pewno różniła się nieco od tej, z którą stykała się w Hogwarcie, dlatego chętnie wybrała się na zajęcia z Withmanem, ciekawa co mógł im przygotować w Kanadzie. Nie rozczarowała się, bo konie były cudowne! Zachwyciły ją niesamowicie, potwornie żałowała, że nie wzięła ze sobą szkicownika, w którym mogłaby uwiecznić ich piękno. Stała dobre parę chwil, obserwując cudne stworzenia. Zapewne podeszła do nich zbyt energicznie, bo wcale nie wyglądały na zachwycone jej towarzystwem. Niestety nie załapała się na przejażdżkę, a do tego, ku swojemu niezadowoleniu, musiała zająć się przenoszeniem siana. Nie na to liczyła, wybierając się na zajęcia. Było jej bardzo przykro i smutno, dlatego nie podeszła do nikogo, wykonując zadaną pracę. Foszek, nie miała ochoty na rozmowy!
//nie pamiętam jaka kostka, 1 albo 3, w każdym razie nieparzysta!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skoro dupa już mu marzła, to przyszedł czas odmrozić sobie do kompletu jaja. Cieszył się, że miał u swojego boku tak ciekawą towarzyszkę, której obecność mógł wykorzystać, by podpytać o parę intrygujących go spraw w drodze do stadniny. -Szczerze przyjechałem tu szukać inspiracji w kierunku eliksirów. Słyszałem, że Kanada stoi składnikami odzwierzę... Wybacz... Nie chcę oczywiście wyrywać Ci piór, ale jestem cholernie ciekaw, jak to u was wygląda. Macie jakieś specjalne metody obróbki tych składników? Ciekawe połączenia? - Nakręcił się jak zwykle, gdy na stół wchodził kociołek, ale nie był to koniec jego zajawki. Przecież nie mógł kompletnie zignorować tego, co przed chwilą widział szczególnie, że zrobiło to na nim cholernie duże wrażenie i naprawdę postanowił zacząć swoją przygodę z zamianą w zwierzę. Nie wiedział jednak od której strony to wszystko ugryźć... -No, ale teraz to jednak nie mogę się nadziwić temu, co widziałem. Animagia jest.. Potężną magią, to prawda, ale też wydaje się wspaniałą ucieczką, przynoszącą świeże spojrzenie na świat, prawda? - Upewnił się, spoglądając na towarzyszkę. Nawet nie przeszkadzało mu, że nie zna jej imienia. Wystarczała mu jej obecność, która w pewien sposób go ukoiła. -Jak długo się tego uczyłaś? - Postanowił zacząć od podstaw, ledwo zauważając, że na horyzoncie już jawił się cel ich podróży.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees