Ciemny, brudny, zresztą jak wszystko na Nokturnie, sklep. Skrzypiące drzwi informują właściciela, że pojawili się klienci. Można by pomyśleć, że w takim brudzie biżuteria to ostatnie co byłoby możliwe do sprzedania, jednak nie, ten jubiler jest najlepszym spośród wszystkich magicznych sklepów tego rodzaju. Jest tutaj niezwykle wysoka jakość, a co za tym idzie - cena. Sprzedawane jest tutaj tylko czyste złoto i srebro oraz kamienie szlachetne. Specjalni klienci, którzy znają prawdziwą ideę powstania tego sklepu, wiedzą, że w tym miejscu mogą kupić to, czego nie kupiliby w żadnym innym sklepie, jednakże szczęśliwców nazywanych mianem „specjalnych” jest bardzo niewielu. Według wielu plotek można tu nabyć przedmioty czarnomagiczne, a i aurorzy nie raz interesowali się tym miejscem. Sklep przeszedł już niejedną kontrolę, a właściwe przechodzi je praktycznie co miesiąc, jednak nigdy nic tu nie znaleziono. Mała lampka stojąca na ladzie jest jedynym źródłem światła w pomieszczeniu. Cały towar jest schowany na zapleczu, a co za tym idzie - jedyną osobą, która może pokazywać klientom biżuterię jest sprzedawca.
Pierścionek ze złota / srebra - 19G / 13G Pierścionek z kamieniem szlachetnym - 28G Bransoletka ze dowolnego materiału - 23G Bransoletka z kamieniami szlachetnymi - 35G Dowolne korale - 42G Naszyjnik z kamieniem szlachetnym - 58G Zegarek na rękę - 50G Dowolny zegar naścienny - 70G Dowolna zastawa stołowa - 150G Zestaw spinek do mankietów - 55G Broszka - 40G Biżuteryjne ozdoby do włosów - 27G Specjalne zamówienie - cena nieokreślona
Podobnie jak Carver, podniósł się z miejsca tyle, że niemal od razu ruszył na swoje zaplecze. Tam natomiast musiał spędzić nieco więcej czasu. Przeszedł się po całym, ciemnym pomieszczeniu w końcu rękoma wymacując małą klapę. Stamtąd wyjął małe, granatowe pudełeczko. Wyglądało jak zwykłe, niewinne pudełeczko. Pozory jednak mylą, nieprawdaż? Wolnym krokiem, uprzednio rzecz jasna skrzętnie chowając resztę przedmiotów, skierował się do głównej sali sklepowej. Ponownie usiadł na krześle i powoli, bardzo ostrożnie otworzył owe tajemnicze pudełeczko. Jego zawartość, nawet w tak ciemnym miejscu, wręcz raniła oczy swoim błyskiem. Od razu było jasne, że nie jest to zwykła biżuteria. Takowej przecież Florentin, posiadał naprawdę niewiele. - To bardzo ciekawe okazy. - szepnął, odwracając je ku Waltersonowi. - Ten, jest najstarszy i zarazem mój ulubiony - wskazał palcem spory, srebrny łańcuch - kiedyś służył do porozumiewania się... ale z czasem stracił tą moc. Co prawda, niektórzy z moich znajomych twierdzą, że z pomocą - tu spojrzał znacząco na Carvera - odpowiednich zaklęć, można by mu te właściwości przywrócić. - dokończył, odwracając od niego wzrok, a kierując go na jakiś drobny, złoty łańcuszek. - Każdy z nich ma swoją historię. Poza tym, nie radziłbym Ci ich dotykać... większość zabija lub sprawia ból z samym dotykiem. - szepnął, posuwając pudełko w stronę mężczyzny tak, by ten usiadł. Cóż, miał nadzieję że Carver jest na tyle inteligentny by nie ruszyć od razu z łapami w stronę złota.
W Londynie była zaledwie od paru dni, ale już zdążyła zatęsknić za tymi wszystkimi grubiańskimi marynarzami, łowieniem ryb i oglądaniem zachodu słońca razem z ojcem. Nie, cuchnący Londyn zdecydowanie nie był Pacyfikiem. W dodatku od paru dni nieustannie szukała rozrywki. Oprócz tych nieco obskurnych pubów i barów, gdzie oprócz drinka i pigułki gwałtu, mogła zostać potraktowana obmacującym spojrzeniem, nie było tutaj co robić. Jej ziomki były jeszcze w tej Japonii, sniff, ile ona jeszcze będzie czekać tutaj, w Londynie? Umrze z nudów, albo przyjdzie po nią bohater z jej historyjki, tak, te ściany ubabrane keczupem w jej motelu, mogły być również ubabrane krwią, jak stwierdziła, z niewielkim uśmiechem. Właściciel również nie chciał jej zdradzić więcej, dlatego Curtis uznała, że coś musi być na rzeczy. Nigdy nie dotykała plam z krwi, ale po przejechaniu dłonią po owych zabrudzeniach, stwierdziła, iż tak. To musiała być krew. Być może maczał w tym palce Arnold Piło Ręki? Włócząc się po pokątnej, w poszukiwaniu chociażby skrawka jakieś rozrywki, natrafiła na jakieś tajniackie przejście, które prowadziło do uliczki równie urokliwej co gospoda, w której się zatrzymała. Dziwny splot zapachów, wykrzywionych twarzy i równie cuchnących osobowości omijał ją, szczerząc się wrednie. Wystawy sklepików były tak zakurzone, że czasami trudno było dostrzec co ma do zaoferowania dany sklep - do jednego takiego właśnie została wepchnięta Curtis, po tym, jak jakiś gbur przedzierał się przez wąską uliczkę. Nie widząc nigdzie wokół sprzedawcy, podeszła do pierwszej lepszej witryny, oglądając równie zakurzoną biżuterię - niezbyt gustowna, uznała. Gdyby ją opylić z Georgią na wizbooku, niewiele by zarobiły.
Całe życie Matta interesowało co takiego może znajdować się Nokturnie. Nigdy nie miał czasu zajrzeć tam, żeby pooglądać wystawy. Po drugie nie chciał napatoczyć się na kogokolwiek, kto mógłby chcieć z nim chwilę porozmawiać. O ile na Pokątnej można spotkać było tłumy dzieciaków, które nie interesowały się niczym poza swoją paczką, to na Nokturnie mógł spotkać więcej osób, które chciałyby go zagadnąć. Nie miał chyba za bardzo ochoty na rozmowy w dzisiejszym dniu. cześć pani profesor, hehe. Planował sobie zrobić dłuuugi spacer, szukając czegoś ciekawego. Zbliżały się urodziny jego mamy. Nie myślał nawet o tym, gdy wchodził w tą przeklętą ulice. Wydawało mu się, że znajdzie dla niej jakiś prezent gdzie indziej. Ale rozglądając się co chwila dostrzegł coś, co go zaintrygowało. Nie wiedział nawet czemu. Może to przez jakieś zaklęcie, które miało przyciągać klientów. Powoli ruszył nogami do sklepu. Wydawał mu się taki.. Brudny. Widział, że szyby były mocno zakurzone, a wnętrze.. Wręcz odpychające. Ciekawe czemu ta ulica nazywała się Nokturnu? Wydawało mu się, że wszystko było takie szare i ponure. W sklepie zauważył jakąś postać. Wydawała mu się trochę za młoda jak na sprzedawczynię. Zresztą stałaby chyba za ladą. Ale przecież istniało tyle eliksirów odmładzających.. Najwyżej ją urazi, co mu tam. - Przepraszam, Pani tu sprzedaje? - zapytał lekko zestresowanym i niepewnym głosem. Sam nie wiedział, czemu tak się zachowywał. Może to miejsce na prawdę go troszkę przerażało?
Odwróciła się, słysząc czyjś głos. Czy to seryjny morderca czyhający na dziewczyny spacerujące po Nokturnie? Nie słyszała o takim, ale to przecież nie wykluczało jego istnienia, prawda? Co prawda różnił się znacząco od tego pozostałego elementu, poruszającego się nierównym krokiem po wąskich, brukowanych uliczkach, ale przecież mógł być sprytny i się nawet umyć! Skąd ona miała wiedzieć, czy to nie jakaś mistyfikacja? W jej historiach takie rzeczy zdarzały się przecież cały czas... A nawet jeśli nie, to yolo, co jej szkodzi go wkręcić. Może wciśnie mu, że jej ojciec, właściciel owego jubilera, zmusza ją do niewolniczej pracy? Obciągnęła krótką sukienkę, na zdjęcie długiego sznura pobrzękujących łańcuszków było już trochę za późno. Żeby bardziej wyglądać na mieszkankę Nokturna, pochyliła się i potarła oczy, rozcierając makijaż. - Tak, pracuję tutaj. W czymś... w czymś panu pomóc? - zapytała, podchodząc do jednej lady i dyskretnie rozejrzawszy się w poszukiwaniu prawdziwego właściciela, weszła za nią. - Oferujemy piękną biżuterię na pogrzeby! - uśmiechnęła się lekko, przybijając sobie w duchu piątkę. Chyba odgadła profesję tego podejrzanego sklepiku.
Czy tylko on był normalny na tej posranej ulicy? Po co w ogóle tutaj przyszedł? Nigdy nie będzie słuchał już głosu ciekawości, nie wychodzi na tym za dobrze. Poprzednim razem rzucił zaklęcie przywoływania butelki piwa jak leżał w salonie. Szkoda tylko, że nie sprecyzował jakiego piwa i chwilę później mógł się nim kąpać. Po co mu w ogóle były cztery zgrzewki w mieszkaniu? Na prawdę powinien słuchać bardziej głosu rozsądku. Chyba wyjdzie na tym dobrze. Rozejrzał się jeszcze raz uważnie po pomieszczeniu. Po co on tu przylazł? Przecież nie powie matce, że kupił jej naszyjnik na Nokturnie. Bóg wie jakie właściwości by miał. Jeszcze by ją okaleczył. Ale musi przecież już z tego wyjść z twarzą. Może trochę powybrzydza, żeby go miała dosyć? Trzeba jej trochę umilić życie, żeby go sama przepędziła. Lubił docinki. A, że zachowywała się na taką, co do tego prowokuje. Zerknął na dziewczynę badawczym wzrokiem. Co Ty tu robisz, życie Ci nie miłe? Wydawała się jakaś dziwna.. Jakby miała ze sobą jakiś problem. Może poważnie miała? Na tej ulicy są chyba sami niezrównoważeni psychicznie. - Proszę wybaczyć, ale.. Sama się chyba Pani nadaje na pogrzeb. - powiedział lekko zestresowany. Jakby pierwszy raz się z kogoś nabijał. W końcu Bóg jeden wie kim ta kobieta w ogóle była. Zachowywała się co najmniej dziwnie. Niech ją diabli biorą. Po co on tu w ogóle przyszedł..
Powaga i obojętność Curtis były już tak wystudiowane, że nawet nie musiała się starać, aby powstrzymać uśmieszek, który zaczynał wypływać na jej usta. W tym wypadku nie musiała nawet nic mówić, a nieznajomy już z góry założył, że ma jakiś poważny problem. A NIE MIAŁA HALO, WCALE NIE BYŁA PSYCHICZNA i każdy znajomy, który zna ją chociaż trochę dłużej, przyznałby mi rację, o! I tak właściwie, mogłaby zapytać Matta o to samo. Curtis ze swoim ciemnym makijażem, krótką sukienką, toną naszyjników i ciężkimi butami w tym tłumie dziwnych osobistości Nokturnu wyróżniała się zdecydowanie mniej niż Matt, który w porównaniu do tych wszystkich rzezimieszków, wydawał się ostoją niewinności. - Właśnie z niego wracam. - odparła beznamiętnie, ponownie posyłając drzwiom (prawdopodobnie prowadzącym na zaplecze) uważne spojrzenie, po czym wyjęła z przeszklonej lady poduszeczkę z kilkunastoma, wyjątkowo brzydkimi, pierścionkami. Sama wolała nie przymierzać, jeszcze by jej palec odcięły czy coś, w końcu to Nokturn. - Zapraszam do obejrzenia, dla pana... będą po jakieś trzydzieści galeonów. - plan życia! O ile właściciel nie wróci wcześniej. Swoją drogą, bardzo bawiło ją to, że chłopak zwraca się do niej per pani. On chyba naprawdę nie był stąd.
Nigdy w życiu nie spotkał jeszcze osoby, która mogłaby go przerazić. Nie chodzi tu nawet o samo przestraszenie się kogoś i unikanie go. Po prostu na widok tej dziewczyny coś w głowie podpowiadało mu, że jest zwyczajnie inna niż reszta. I to nie określało stanu jej wyjątkowości. Zachowywała się jakby coś ją opętało. Od kiedy sprzedawca w sklepie mówi o pogrzebach? Poza tym.. Powinno jej chyba zależeć na tym, żeby coś u niej kupił, a robiła wszystko wręcz po to, żeby stąd uciekł. Pal licho. Najwyżej się teleportuje albo zginie. Nikt nie mówił, że będzie lekko. - Zgaduje, że była Pani tam główną atrakcją? - zapytał ją retorycznie czując, że uśmiech sam pojawia się na jego twarzy. Przecież nikt mu nie zabroni dogryzania. Skoro ona mogła tak się wobec niego zachowywać to trudno. Przecież ludzie psychicznie chorzy i tak się cieszyli z tego, ż ktokolwiek z nimi gada, no hello ziomal. Obejrzał wszystkie pierścionki, które dziewczyna mu pokazała i się zamyślił. Po co on właściwie tu przyszedł? Nigdy więcej nie będzie się kierował instynktem. Nigdy. - Bardzo ładne pierścionki, pasują Pani. - powiedział i powstrzymał się, żeby się nie zaśmiać. Jeszcze zamieni się w jakiegoś bazyliszka, czy innego potwora, jeden Bóg wie kim ona tak naprawdę jest.
Sprzedawca? Ona tylko odpowiedziała Mattowi, który zaczął ten temat. Równie dobrze można zapytać od kiedy to klient mówi o pogrzebach? Curtis miała uniknąć tematu i udawać, że tego nie słyszała? No wolne żarty, nie trzeba było przychodzić na Nokturn! Jeśli miał zamiar kulturalnie porozmawiać o najnowszym modelu miotły czy coś, polecamy bary w Hogsmeade. I zdecydowanie towarzystwo kogoś innego niż Juvinall. - A wyglądam jakbym nie żyła? - uniosła lekko brwi w geście zdziwienia. Co prawda to pytanie zadała celowo, raczej spodziewając się jaka odpowiedź może paść, wszakże teraz faktycznie wyglądała, jakby stoczyła jakąś walkę ALBO własnoręcznie wykopała się z grobu heheh. Specjalnie rozmazany, ciemny makijaż, potargane włosy. A wszystko to, aby zmylić Matta! Curtis kawalarka. - Dziękuję. - odparła, nie uśmiechając się. Nie wiem czy to miało być złośliwe hehe, ale chyba trochę nie wyszło, zważywszy, że Matt określił pierścionki jako ładne! A ironia w tym wypadku nie była wyczuwalna. - Ten - tutaj pokazała na jeden, z dużym, zielonym oczkiem. - podobno został ściągnięty z palca jednej wiedźmy, która oddała ducha na tej ulicy. Podobno napadł ją Ernest Odcinam Palce z Pierścionkami.
Jakby nie patrząc to jedyne co w Macie pasowało do Nokturnu to chyba jego podły charakter. Chociaż nie za bardzo mu się uśmiechało tu skończyć. A jeśli już.. Przynajmniej dwóch Cunninganów byłoby blisko siebie. Ale skąd Matt mógł wiedzieć, że jego ojciec tu pracuje? Nigdy przecież się nie miał sposobności o tym dowiedzieć. To chyba po nim odziedziczył skłonność do okłamywania innych. To było rodzinne. Tak jak większość cech w Ślizgonie. Popatrzył na dziewczynę z lekkim poirytowaniem. Dlaczego mówił do niej 'per Pani'? To chyba resztki kultury się w nim odezwały. Po co słuchał wywodów rodziców, którzy mówili, że sposób wypowiadania świadczy o człowieku? W życiu nie słyszał większych głupot. - Widzę w Pani wielki potencjał. Wiedza o wiedźmach jest bardzo przydatna.. Trzeba się znać na swoim fachu, prawda? - zapytał dziewczyny wprost. Nie miał chyba uwagi wprost się zaśmiać ale zrobił to w myślach. Odważna była, nie ma co. No i gdyby nie ten wręcz upiorny makijaż byłaby całkiem ładna. Jaka szkoda, że ludzie tak sobie marnują życie. Chociaż wie, czego ma unikać, żeby nie skończyć jak Ci z Nokturnu.
Akurat skłonność do kłamstwa, Curtis mogłaby w ślizgonie polubić. Oczywiście o ile robiłby to w sposób oryginalny - wszakże prawda rzadko bywała tak ekscytująca jak bajeczki, które można było sprzedać ludziom. Jasne, zdarzały się wyjątki, które potrafiły mówić o wszystkim, nawet o nudnej rzeczywistości, w sposób całkowicie inny. Do takich wyjątków należał na przykład Raphael. - Oczywiście, nie chcę, aby ktoś zarzucił mi niekompetencję. - wzruszyła ramionami, chowając za ladę poduszeczkę z pierścionkami. Już wcześniej zauważyła, że pod przeszkloną, brudną szybą leżą też równie bez gustowne bransoletki. Wyjęła je na ladę, stawiają przed Mattem. - A może obejrzy pan bransoletki? Są bardzo oryginalne i rzucające się w oczy, zapewniam, że żadna inna kobieta takich nie będzie mieć! Obdarowana wybranka poczuje się naprawdę wyjątkowo. - stwierdziła, obserwując reakcję ślizgona. - Tę obcięto wraz z dłonią jakieś wiedźmy, która została wyklęta za praktykowanie czarnej magii. Podobno bransoletka ma jakieś magiczne działanie, dlatego musiałabym podnieść cenę do jakichś stu galeonów. - wskazała na srebrną, ciężką bransoletę, wysadzaną jakimiś tandetnymi kamieniami. Równocześnie obejrzała się za siebie, bowiem chyba usłyszała coś ze strony drzwi prowadzących na zaplecze. Dziwne.
Matt może i był inny do reszty, ale nie na tyle, żeby znać się na biżuterii. Tutaj podzielał umiejętności typowego faceta. No i poza tym miał słabość do kobiet. Czy to już czyniło go takim typowym? Pewnie tak. Ale zawsze lepiej sobie wmawiać, że jest się innym. Skoro przekonamy siebie do jakiejś racji, to czemu to nie miałoby się udać z całą resztą? Po słowach tej dziwnej, bardzo dziwnej dziewczyny rozejrzał się wokoło. Nic nie wyróżniało się zza brudnych szyb, które dla Cunningana wyglądały tak samo. Żadna rzecz nie była dla niego specjalnie szczególna (XD). Każda gablota jakby była wypełniona tym samym, szarym bytem. Po chwili rzucił okiem na propozycje sprzedawczyni. Czyżby ona była ślepa? Przecież nawet on wiedział, że żadna kobieta by tego nie przymierzyła. A może jednak? - Wie Pani... Bo ja do tego nie pasuje.. Może Pani przymierzy, a ja ocenię go na jakże pięknym tle? - zapytał sprzedawcy śmiejąc się w myślach. I co teraz zrobisz? Hmm? Znajdź jakąś dobrą wymówkę. W końcu jesteś taka cwana. Pani profesor, heheszky.
Urocza była ta próba przechytrzenia Curtis, ale ani pani profesor, ani tym bardziej Juvinall, na takie próby cwaniactwa się nie nabiorą, o nienienie! - Ale my, zwykłe, szare pracownice nie możemy przymierzać takich klejnotów. - pokręciła smutno główką, wzdychając i posyłając tęskne spojrzenie naszyjnikowi, który z wielką chęcią wyrzuciłaby za okno. - Właściciel sklepu tego nie lubi. A w środowisku Nokturnu nazywają go Włóż Naszyjnik To Utnę Ci Głowę, dlatego sam pan rozumie. - wzruszyła ramionami, jeszcze raz oglądając się za siebie, aby sprawdzić, czy właściciel naprawdę nie zamierza nagle wyskoczyć z jakąś chimerą na smyczy. - Ale jesteśmy przygotowani na takie sytuacje. - uśmiechnęła się ponuro (jak na sprzedawczynię z Nokturnu przystało, o!) i ruchem głowy nakazała Mattowi, aby podążył za nią. I kiedy chłopak się dostosował, oboje podeszli do witryny, na której stał stary, zakurzony manekin-popiersie, z którego to Curtis delikatnie ściągnęła jakiś wiszący tam przedtem naszyjnik, a założyła ten, który "interesował" ślizgona. - I co pan sądzi? - uniosła brwi, przyglądając się temu niebywałemu pokazowi tandety, zaklętego w kamieniu i pseudo srebrnym łańcuchu.
Jedyne co każdy mógł powiedzieć o Macie to było to, że był bardzo bezpośredni. Chyba klątwa tego sklepu przestawała na niego działać. Zrozumiał, że wejście tutaj to był wręcz idiotyzm. Kto mógłby tutaj przyjść o zdrowych zmysłach? Trzeba było mieć nieźle narąbane pod sufitem, żeby odwiedzić taki sklep. A już na pewno nie, żeby sprawić komuś MIŁĄ niespodziankę. Zdziwiło go tylko zaangażowanie, jakie wyczuć można było u tej dziewczyny. Albo nieźle się bawiła jego kosztem, albo była naprawdę dziwna. A może po prostu dawno tu nikogo nie spotkała? Z jej wyglądem nie zdziwiłby się, jeśli nie miałaby się do kogo odezwać przez kilka tygodni. Pewnie należała do tej grupy kobiet, które skończą jako stare baby gadające do swoich równie starych zwierząt. - Wie Pani co, chyba już Pani jest bardziej atrakcyjna od tego asortymentu. Nie wiem czy jest sens kupowania czegokolwiek. - powiedział Matt z lekko drżącym głosem. Nie był pewien reakcji dziewczyn, ale wiedział, że chce stąd jak najszybciej odejść. Nawet jeśli miałby wyjść na idiotę.
Ojtam ojtam, komuś asortyment na pewno by się spodobał! Wszakże, gdyby było inaczej, sklep, zwłaszcza umieszczony na tak parszywej ulicy, dawno by już zbankrutował. No, przynajmniej jeśli zakładamy, że w piwnicy wcale nie ma maszyny wyrabiających galeony, którą obsługują niewolnicze skrzaty, za pewne zmuszane do tego w sposób niegodny czarodzieja. Być może właściciel, którego nie było od dłuższej chwili, właśnie poszedł trochę takie skrzaty ponadzorować? Curtis odepchnęła jednak te myśli, zostawiając je na później, kiedy to już będzie w gospodzie z pustką kartką papieru przed sobą, na którą będzie mogła przelać te dziwne domysły. Jubiler Rzeźnik Od Skrzatów. - To niebywale miłe z pana strony, ale jeśli pan nic nie kupi, nic się nie stanie, wszakże moi pozostali klienci - tutaj wykonała okrężny ruch ręką, wskazując na pusty sklep. - zaraz zainteresują się tym naszyjnikiem. - zabawa w nawiedzoną ekspedientkę coraz bardziej zaczynała ją bawić!
Święta tuż-tuż, a ona jeszcze chodziła i szukała prezentów. Po ostatnim meczu stwierdziła, że powinna kupić coś Lope, który… był opiekuńczy? W każdym razie przejął się bardziej niż miał to w zwyczaju. Prawie jak Leo, kiedy z nią chodził. Zapierała się, że przecież nie powinno ją to obchodzić, ale skapitulowała i tak oto wylądowała u jubilera (chociaż nie obyło się bez problemów, przecież nie powinno jej tu być i najwyraźniej ktoś się zorientował, bo nie dość, że jeszcze jakaś kobieta próbowała ją okraść, to ktoś rzucił na nią zaklęcie; na szczęście udało jej się umknąć i bezpiecznie dojść do sklepu) i rozglądała się za prezentami. Zanim dotarła do czegoś dla mężczyzn, zwróciła uwagę na biżuterię ze szlachetnymi kamieniami. Od razu spodobał jej się pierścionek z czarnym kamieniem, a gdy właściciel wyjaśnił, że to onyks i powiedział, czego jest symbolem, wzięła bez zawahania. Praca się przydała. Zarobiła tyle, że mogła zafundować sobie prezent świąteczny. Do pierścionka dobrała naszyjnik – nieco droższy, ale kto by się przejmował – i już miała odejść od działu z biżuterią, gdy zobaczyła małą perłę zawieszoną na srebrnym łańcuszku. Natychmiast pomyślała o Dulce i stwierdziła, że jej też mogłaby coś kupić. Tak, kojarzyła perłę z uzdrowicielstwem (a przynajmniej leczniczymi eliksirami). Poprosiła o zapakowanie i ruszyła w kierunku męskiego działu. Jakieś broszki, spinki do mankietów… o, zegarki! Były tutaj zarówno duże, jak i małe, eleganckie i te mniej eleganckie. Zdecydowała się na średni, srebrny, z jasną tarczą. W dormitorium spróbuje rzucić zaklęcie rozświetlające tarczę. Zegarek był typowo mugolski. Taki, jakiego pewnie Lope nigdy by sobie nie kupił. Najwyżej sprzeda. Skończyło się na tym, że w jednym sklepie wydała prawie 200 galeonów, ale nie żałowała. Gdy wychodziła, nawet się uśmiechała.
KUPUJĘ: zegarek na rękę (50G), pierścionek z onyksem (28G) i naszyjnik z onyksem (58G) oraz naszyjnik z perłą (58G)
KOSTKA: 3
Casper Angel Tease
Wiek : 30
Wzrost : 185cm
C. szczególne : "Puste" spojrzenie; lewa ręka w geometrycznych tatuażach ze słowem "PAST" na kłykciach; zapach
Casper wpadł do jubilera wyjątkowo zabiegany. Miał masę spraw do załatwienia przed wyjazdem na te idiotyczne ferie, który jakoś mu się tajemniczo zakorzenił w głowie. Powinien myśleć o remoncie w Oasis, powinien go pilnować, powinien planować imprezę zarezerwowaną na okres po wyjeździe... Ale nie, jemu w głowie były broszki. Srebrne broszki z kamieniami szlachetnymi. Nie miał na początku pomysłu, musiał pokręcić się po lokalu. Kiedy jednak dostrzegł dwie, jedne jedyne, z idealnymi kolorami... No cóż, musiał je zdobyć. Uzgodnił ze sprzedawcą cenę i kupił upatrzone ozdoby. Wyszedł z niewielkim zawiniątkiem, głową pełną pomysłów i dziwnym uczuciem. Casper Angel Tease kupujący prezent, no proszę. To dopiero nowość...
Ten rok był naprawdę gorący w Wielkiej Brytanii, a Ty akurat dostałeś nową pracę i nie mogłeś jechać na wakacje z Hogwartu! Starałeś się szukać pozytywów, jednak siedząc w sklepie i wachlując się pergaminem, popijałeś zimny napój, czekając na klientów. Niewielu ludzi wynurzało się jednak z domów, gdy na bezchmurnym niebie górowało słońce, a temperatura była bardzo wysoka. Zerkałeś na zegarek, a Twój optymizm gasł..
Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1 Już myślałeś, że masz towarzystwo, a jednak okazało się, że to tylko przechodzący przy sklepie człowiek zahaczył o klamkę. Westchnąłeś zrezygnowany, sięgając dłońmi pod blat i szukając jakiegoś kreatywnego zajęcia, bo wszystkie obowiązki zdążyłeś wykonać już wcześniej. Wyjąłeś tajemniczą, czarną księgę — o złotych literach w nieznanym Tobie języku na okładce. Wzruszasz ramionami i zabierasz się do czytania, dopiero później rozumiejąc, że to tak naprawdę opisy zaklęć z czarnej magii! Zdążyłeś już zdobyć trochę wiedzy, a do Twojego kuferka trafia 1 Punkt Czarnej Magii! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
2,5 Po godzinie bezczynnego siedzenia, do lokalu wszedł potencjalny klient. Ponętna blondynka i czerwonych ustach rozglądała się po sklepie, szukając czegoś konkretnego. Z nonszalanckim uśmiechem podchodzisz i proponujesz pomoc, na co przystaje z ochotą.. Rzuć Kostką! Parzysta: Opowiedziała Ci historię swojego pięknego związku, który trwał od czasów szkolnych i zakończył się ślubem. Okazuje się, że zdradza ją mąż i szuka odpowiedniego "upominku" dla jego kochanicy. Trochę jej współczujesz, więc wybierasz odpowiedni pierścień i pakujesz w piękne pudełko, tłumacząc jego działanie — dostanie paskudnej wysypki, jej aura będzie dla mężczyzn zniechęcająca. Blondynka jest zachwycona i dziękuje Ci, wręczając dodatkowe monety jako napiwek! Gdy wychodzi, okazuje się, że to aż 30 Galeonów ! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Kobieta jest dziwna i nie mówi zbyt wiele, nie potrafi też jasno powiedzieć, jakiej biżuterii poszukuje. Ostatecznie chodzi czterdzieści minut po sklepie, marudzi pod nosem, zajmuje Ci czas. Nie zrobiłeś już do końca dnia nic pożytecznego, zmarnowałeś go na niezdecydowaną babę, bo musiałeś pilnować, czy aby niczego nie ukradła.
3,6 Minęło popołudnie, a Ty sprzedałeś tylko jeden komplet biżuterii ze szmaragdem. Znudzony kręcisz się po sklepie, przyglądając się ekspozycji. Nie mogłeś doczekać się, aż właściciel pozwoli Ci samemu coś stworzyć! Rzuć Kostką! Parzysta: Nie mogłeś się powstrzymać i wziąłeś w rękę naszyjnik, który przedstawiał feniksa zawiniętego dookoła rubinu. Przyglądałeś się medalikowi, obracając go między palcami i podziwiając kunszt, z którym go wykonano. Czujesz pieczenie, a wisior wypada Ci z rąk. Dostrzegasz, że masz całą rękę poparzoną i pokrytą bąblami! Musisz kupić maść w aptece za 25 Galeonów! Odnotuj utratę pieniędzy w odpowiednim temacie! Nieparzysta: Dostrzega Cię właściciel, który przygląda Ci się z uśmieszkiem. Wychodzi między wami konwersacja, w której poznajesz jego historię i sposób, w jaki znalazł się na Nokturnie. Wasza relacja się bardzo poprawiła, a on mówi Ci, że jest zadowolony z Twojej pracy i widzi potencjał! To był dobry i spokojny dzień.
4 Po wypiciu zimnej kawy masz pełno energii. Z uśmiechem zabierasz się za porządki w sklepie, przecierając z kurzu półki i poprawiając wystawę tak, aby bardziej zachęciła do wchodzenia do jubilera. Zamiatając podłogę, dostrzegłeś leżący pod regałem dziennik w sztywnej, niebieskiej oprawie. Przecierasz go z kurzu i zaglądasz do środka, nie wierząc własnym oczom! Pomiędzy stronami wycięta jest dziura, w nich tkwi Bezoar! Trafia on do Twojej kieszeni, a stary dziennik wsuwasz pod blat. Upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie!
Zjawiłem się w pracy na czas, choć mało brakowało, bym spóźnił się na początek swojej zmiany. W progu mojego mieszkania postanowiła stanąć Lotta Hudson, wywracając moje życie do góry nogami w przeciągu pięciu sekund, toteż powrót do normalności zajął mi trochę czasu. Nokturn o dziwo przyjaźnie przyjął mnie w swoje progi - odkąd zacząłem tu pracę, miałem wrażenie, że co rusz czyhało na mnie coraz większe niebezpieczeństwo, ale może magia ulicy i tutejsi przyzwyczaili się, że ten wysoki, wymuskany chłopaczek to jeden z nich? No, na tyle, na ile umiałem być... W każdym razie dzień minął mi o dziwo spokojnie, a przez całe popołudnie udało mi się sprzedać wyłącznie jeden komplet biżuterii ze szmaragdem. Poza tym było pusto - zbyt pusto. Brak ruchu oznaczał niestety brak dochodów, a to z kolei mogło prowadzić do kiepskiego humoru mojego przełożonego, z którym co prawda nie miałem zbyt wiele do czynienia, ale z którym wolałem trzymać relacje w miarę neutralne. Z drugiej strony fakt, że akurat dziś nikt nie potrzebował pierścienia z topazem nie było moją winą, prawda? Wszechobecna cisza nie pozwalała mi skupić się na niczym innym poza rozmyślaniem o tym, jak dalej będzie wyglądało moje życie. Przemyślenia dotyczące mojej relacji z Lottą zawładnęły moim umysłem, gdy przechadzałem się leniwie po sklepie, nie wiedząc już, co miałbym ze sobą zrobić. Przyglądałem się gablotom, za którymi połyskiwały kamienie szlachetne zatknięte w złote i srebrne okowy pierścieni, bransolet, sygnetów, broszek i zawieszek. Aż mi się przypomniały czas spędzony na kursie jubilerskim, kiedy to sam próbowałem robić podobne rzeczy. Zacząłem zastanawiać się, czy kiedykolwiek istniałaby możliwość, bym został dopuszczony do prac na zapleczu, do faktycznego wytwarzania - nie byłem mistrzem, lecz w końcu jakoś trzeba wyrobić fach, prawda? Dopiero głos szefa nieco mnie otrzeźwił. Odwróciłem się w jego stronę, widząc uśmieszek błąkający się po jego twarzy i spróbowałem go odwzajemnić. Od początku nie wiedziałem o nim zbyt wiele, był jedną wielką zagadką - a tego dnia postanowił się otworzyć. Wywiązała się między nami rozmowa, w której wyjaśnił mi, jak znalazł się na Nokturnie i jaka była jego droga do założenia biznesu jubilerskiego. Wymieniwszy kilka uwag i opowiedziawszy o sobie wzajemnie, poczułem, że zawiązuje się między nami pewnego rodzaju nić porozumienia. Tremlett był bardzo ciekawym człowiekiem, noszącym w sobie bardzo wiele doświadczeń i opinii, którymi, jak się przekonałem, wcale nie bał się dzielić z ludźmi. Poczułem do niego szacunek! Dodatkowo pochwalił mnie za moją dotychczasową pracę, co zwiastowało dobrze. Może niedługo dostanę podwyżkę? Wieczorem zebrałem rzeczy i wyszedłem z pracy, żegnając się z szefem w nieco innej atmosferze niż wczoraj i przedwczoraj.
Powroty do pracy po upadku zdrowia zawsze są ciężkie, szczególnie w miejscu takim, jak słynący ze złowrogiej opinii jubiler na Nokturnie. Ciężko było stwierdzić, czy byłeś równie przestraszony, jak właściciel, swoim pierwszym dniem po urlopie. Wiedziałeś, że staruszek będzie Cię pilnował i upewniał się, że zaniki pamięci nie pojawiają się w momencie wydawania przez Ciebie niebezpiecznego towaru! Zupełnie jakbyś od nowa przechodził pierwszy dzień w pracy! W otoczeniu przeklętych przedmiotów nie trudno było o serie niezbyt fortunnych zdarzeń... Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,4 Na szczęście dla Ciebie — dzień przebiegał spokojnie i nie pojawiło się wielu klientów, których obsługiwał szef, a Ty miałeś się tylko przyglądać. Ze spokojem mogłeś słuchać wskazówek i recenzji przedmiotów tkwiących w witrynkach, które dawał Ci właściciel. Była to ciekawa powtórka informacji, zwłaszcza z zakresu klątw! Zyskujesz 1 punkt Czarnej Magii! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
2,6 Jak na złość, ludzie ciągle przychodzili! Dzwoneczek przy drzwiach wyjątkowo Cię irytował, wywołując irytujący ból głowy i ogólne rozdrażnienie. Nawet jeśli właściciel starał się, abyś tylko się przyglądał — musiałeś pomóc! Trafił się wyjątkowo ciekawski i zadający tysiące pytań klient, który dość piskliwym głosem brzęczał Ci nad uchem. Trzymałeś w dłoniach kielich na specjalne zamówienie i już podchodziłeś do lady, gdy po raz kolejny zapytał o pewność w działaniu narzuconego na przedmiot zaklęcia! Aż krzyknąłeś, odwracając się do niego napięcie i wyrzucając mu w twarz, co o nim myślisz. Kruchy przedmiot upadł na podłogę i rozleciał się na tysiące kawałeczków, a w sklepie nastała cisza. Wysłuchałeś reprymendy od szefa, a poza tym musiałeś pokryć koszt wytworzenia nowego kielicha z grawerowanym imieniem i kryształami. Odejmij ze swojego konta 35 galeonów w odpowiednim temacie!
3,5 Szef widział, że nie czułeś się najlepiej i polecił Ci pójść posprzątać na zapleczu. Wszechobecny brud nie zniechęcał Cię w ogóle, zwłaszcza że panowała tam błoga cisza i miałeś święty spokój. Układałeś towary, podpisywałeś listy i przygotowywałeś pakunki dla sów, które przeznaczone były na wysyłkę. Jedno z pudełek, które miało czerwoną wstążkę, okazało się mokre od spodu i musiałeś przedmiot przepakować. Niestety, zapomniałeś, że przeklętą biżuterię należy brać przez rękawice i się poparzyłeś! Zaniepokojony właściciel przybiegł na zaplecze i dał Ci maść, jednak w następnym wątku musisz pamiętać, że przez sygnet masz niedowład prawej dłoni!
______________________
Matthew Alexander
Wiek : 43
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizny na nadgarstkach, pogodne spojrzenie, towarzystwo Euthymiusa oraz zapach wody kolońskiej.
Nie był w stanie stwierdzić tego, czym się dokładnie kierował. Jakby nie było, sam dla siebie stanowił trudną do zrozumienia zagadkę, dzięki której zatracał się bardziej w myślach. Kim był. Co znaczył. Jaka była jego rola w zakresie czysto życiowym? Pomijając rutynę profesji, którą wykonywał bez większego problemu, nie potrafił odpowiedzieć na zadane przez siebie pytanie. Niestety, ale robota zaczęła ciążyć na jego barkach bardziej, niż w rzeczywistości mógł się tego spodziewać. Westchnięcie wydobyło się z jego ust, kiedy to przekroczył bezpieczną granicę Londynu, dostając się do bardziej zakażonej, przesiąkniętej poniekąd dżumą części stolicy. Złe wspomnienia - nader złe. Rzadko kiedy tutaj bywał; prędzej wolał znajdować się po tej jaśniejszej dla niego stronie, natomiast ulice charakterystycznego Noktrunu były dla niego wyjątkowo obce - nie potrafił w żaden sposób zadziałać na swój umysł w tej kwestii jakkolwiek pozytywnie. Ani neutralnie. Uraz pozostał - niechęć także. Udał się w stronę jubilera. Tam miał do wypełnienia jeden cel - zakupić odpowiednie materiały. Wcześniej nie skontaktował się ze sprzedawcą, nie miał ku temu okazji, ulice zgniłych dusz parających się czarną magią nie znajdowały w nim żadnego większego zainteresowania. Owszem, czasami takie znajomości wydawały się być zbawienne - czym było jednak zbawienie w obliczu tego, jaką ceną się za nie płaciło? Czy byli skazani Ci wszyscy na zasiedlanie najniższych pięter, gdy podczas walk stawali się wręcz niepokonani? Papranie się czymś takim nie przynosiło mu radości. Cierpienie ludzkie - również. Czy był człowiekiem - a może jedynie chodzącą po ziemi maszyną? Niezbyt zaintrygowaną tym, jakie korzyści mogłaby mu przynieść znajomość czarnej magii, przekroczył próg sklepu, by następnie poprosić sprzedawcę o pewne materiały. Czerwony kamień szlachetny o określonym kształcie i strukturze, na który wpłynie przy pomocy magii; pewne podstawowe dodatki w postaci srebrnych elementów. Za całość zapłacił oczywiście należną kwotę - czterdzieści pięć galeonów zniknęło z jego portfela, zanim zdołał kompletnie opuścić Śmiertelny Noktrun.
Zgodnie z umową przesyłam przedmiot oraz połowę opłaty. Sowie, która dostarczy przedmiot przekażę drugą ratę. Na załączonym pergaminie zawarłam oczekiwany projekt, jednak zdaję się na Państwa doświadczenie w temacie przerabiania magicznych amuletów.
Z poważaniem D. Harlow
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą o wycenienie załączonego do listu szmaragdu, którego sprzedażą jestem zainteresowana. Proszę o w miarę szybką odpowiedź zwrotną
Z poważaniem, Violetta Strauss
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie przepadał za spacerami po alejach nokturnu. Pomimo dawnych mrzonek o aurorskiej karierze oraz wymagań stawianych mu przez bankowe stanowisko, nigdy nie był w stanie przywyknąć do tych brudnych i obskurnych ulic, noszących jeszcze gdzieniegdzie ślady zaschniętej krwi, nad którymi to wiecznie unosił się duszący zapach stęchlizny. Po prostu wiedział, że tutaj nie pasuje. W swojej śnieżnobiałej, idealnie wyprasowanej koszuli, jaśniutkim, kremowym garniturze i wypastowanych do czysta, ciemnobrązowych lakierkach – wyglądał niczym jednorożec wyprany w perwollu. Może gdyby nie zasinione, mieniące się obecnie w półmroku latarni nie tylko czerwienią, ale i wieloma innymi kolorami tęczy lica, które zdawały się jako jedyne współgrać z odstraszającym klimatem tutejszego rynsztoku. Odstraszającym dla wszystkich wokoło, ale nie dla tubylców, którzy przyglądali mu się z zainteresowaniem, jakby tę obitą twarz potraktowali jako zaproszenie do brutalnych w swym wyrazie pertraktacji. Jednorożec pośród wysysających duszę dementorów. Mimo całej tej niechęci, nie czuł się jednak zagrożony. Śmiertelny Nokturn miał też swoje plusy, a największym z nich z pewnością było to, że plotki rozchodziły się tutaj niezwykle szybko. Niemal wszyscy kojarzyli go już jako wysłannika Banku Gringotta, a to sprawiało, że złowrogie spojrzenia rzucane w jego kierunku pozostały zwykle wyłącznie złowrogimi spojrzeniami. Przepisy przydające mu ochronę równoważną funkcjonariuszom ministerstwa czyniły go nieopłacalną ofiarą; a przynajmniej mniej opłacalną niż zagubieni w ciemnościach turyści albo poszukujący guza studenci. Nic więc dziwnego, że jego sporadyczne wycieczki do półświatka obywały się raczej bez konsekwencji. Kroczył pewnie, starając się nie przyglądać zbytnio paskudnym, zażółconym ślepiom zwróconym w jego kierunku, ale odetchnął z ulgą dopiero, gdy wreszcie pchnął dłonią drewniane, skrzypiące drzwi, prowadzące wprost do przybytku słynącego ze swych zdobniczych wyrobów jubilera. – Dzień dobry, panie Tremlett! – Rzucił od wejścia na przywitanie, nie spoglądając nawet na mężczyznę stojącego za sklepowym kontuarem. Sięgał już bowiem do trzymanej między palcami aktówki, przebierając w obszernym pliku dokumentów. Zdecydowanie zbyt obszernym. – Theodore Kain. Rzeczoznawca Banku Gringotta. – Przedstawił się, nadal nie odrywając wzroku od stosu papierzysk, z których to wreszcie wyciągnął ten przeznaczony dla jubilera. – Rozmawiał pan kilka dni temu z moim asystentem. Spisałem nasze ustalenia co do przekazywanych przez pana zestawień sprzedażowych… – Przerwał, bo kiedy podniósł wreszcie głowę, przed jego oczami wyrosła postać, której aparycja odebrała mu dech w piersiach. Trudno było nie docenić urody młodego mężczyzny, bo choć w jego spojrzeniu tkwiło coś niepokojącego, tak powiedzmy sobie uczciwie, spodziewał się raczej kolejnego starca z szemraną reputacją i niepełnym uzębieniem. – Emm… – Zupełnie nagle pogubił wątek i profesjonalny ton, a kiedy tylko złapał się na tym, że zbyt długo i natarczywie wpatruje się w ciemnobrązowe ślepia swojego rozmówcy, zmieszany spuścił wzrok na podłogę, dopiero po chwili odzyskując zdolność kontynuowania podjętego tematu. – Kwestia wynagrodzenia została uregulowana na ostatniej stronie. Gdyby miał pan jakieś pytania… – Nie dokończył już, układając na ladzie formularz, w którym potrzeba było wypełnić jeszcze ręcznie kilka rubryk.
Nie do końca wiedział która była godzina. Jeszcze kilka godzin wcześniej siedział z Emerie w Czarnym Kocie, ustalając szczegóły transakcji jaka wpadła mu w ręce i którą mógł z jej pomocą zrealizować. Natomiast od kiedy wrócił do sklepu i zabrał się za pracochłonne rzemiosło biżuteryjne, kompletnie stracił rachubę czasu. Tak już miał, kiedy skupiał się całkowicie na precyzyjnym dopracowaniu kruszców czy też metali, które ulegały jego magii, tworząc najróżniejsze kształty i w kolejnych etapach pracy także nabywały niezwykłych właściwości magicznych. Tak też było ze srebrnym wisiorem na grubym łańcuszku, który trzymał w dłoni, sprawdzając jak karmazynowy kamień mieni się pod nielicznymi promieniami światła lampy nieopodal. Unosząc różdżkę, przyłożył jej czubek w sam środek minerału, rozpoczynając proces tchnięcia w niego magii, jednak nie dane mu było doprowadzić do końca, ponieważ usłyszał dzwonek przy drzwiach, który sygnalizował przybycie klienta. Zaklął pod nosem i odwrócił się w tamtym kierunku, po tym jak odłożył wisior do starego futerału. Potrzebował chwili, aby przyzwyczaić wzrok do półmroku, który panował w pozostałej części pomieszczenia, albowiem tam gdzie pracował zazwyczaj miał dodatkowe źródła światła, a przy obsłudze klientów były tylko nieliczne punkty, które były dobrze oświetlone. Za to kiedy zobaczył osobę, która weszła do sklepu, zmrużył niemal niezauważalnie oczy na widok posiniaczonej twarzy klienta. Wróć. Rzeczoznawcy Banku Gringotta. Czego u licha chciał od niego jakich elegancik z Gringotta? Ah, tak - zwrócił się do niego nazwiskiem właściciela tego przybytku. W dodatku ciągle patrzył w swoje papierzyska, czym od razu złapał kilka minusowych punktów u niego. Jaki profesjonalny specjalista wlatuje do lokalu na Nokturnie z nosem w formularzach, zaczyna gadkę i nawet nie patrzy z kim ma do czynienia? Pomijając to, że wygląda, jakby brał udział w ustawce. Samu za to, tylko go obserwował, zawieszony nad kontuarem, jakby niekontrolowanie zastygnął w wyprostowanej pozycji, spoglądając na przybysza. Dopiero kiedy ten wspomniał coś o zestawieniach sprzedażowych, zrozumiał o co może chodzić panu Theodorowi Białemu - bo tak go nazwał przez jego niecodzienny ubiór. -Wybaczy pan... - zaczął w końcu, zwracając na siebie jego uwagę i wtedy młody mężczyzna w końcu podniósł na niego spojrzenie i wyglądało to tak jakby nagle zapomniał języka. -...ale chyba nie jestem do końca wprowadzony w temat. - skrzyżował z nim spojrzenie orzechowych tęczówek, po czym znów minimalnie zmrużył powieki, poświęcając chwilę na uważniejsze przyglądnięcie się delikatnym rysom twarzy Kaina. Zrobił krok do przodu i przeniósł wzrok na dokument, kiedy ten położył przed nim jakiś formularz. Spojrzał na niego, próbując przywołać jego błądzący gdzieś po podłodze wzrok, po czym wyjaśnił: - Ale ja nie jestem właścicielem. Tremletta nie ma w tej chwili. Postaram się pomóc na tyle na ile jest to możliwe, ale musi pan wyjaśnić mi o co chodzi z tymi zestawieniami. Coś z nimi nie tak? Sam je sporządziłem. - i między innymi dlatego go niepokoiło, że Gringotta aż przysłało rzeczoznawcę. Coś musiało byś nie tak.
Theodore Kain
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : delikatne piegi na nosie i w okolicach oczu / wyraźne oznaki niewyspania - sińce pod oczami, podkrążone ślepia
Styczeń nie był dla niego najwdzięczniejszym miesiącem, o czym świadczyć mogły chociażby barwne ślady przyozdabiające jego delikatną twarzyczkę. Nie ma to jak oberwać po mordzie tuż przed powrotem do pracy, i to na urzędniczym stanowisku. Prawdopodobnie powinien ukryć te sińce za pomocą prostego zaklęcia maskującego, ale nie zrobił tego z prostej przyczyny – przeglądając się w lustrze, przypominał sobie bowiem o bolesnych skutkach autodestrukcyjnych zapędów, jakie towarzyszyły mu w ostatnim czasie, dzięki czemu nabierał swego rodzaju motywacji, świadomości że powinien odrzucić smutek na bok i zająć się czymkolwiek, co pozwoli mu zapomnieć o złamanym sercu. Najlepiej pracą. Problem w tym, że niełatwo było powrócić do niej po urlopie, na nowo wczuć się w rytm zawodowych obowiązków, do których zawsze starał się podchodzić z sumiennością i zaangażowaniem. Nadal zdawał się rozkojarzony, tak jak i teraz, kiedy gorączkowo poszukiwał potrzebnych dokumentów i nawet nie zweryfikował tożsamości swojego rozmówcy. Co gorsza, śmiałe spojrzenie orzechowych tęczówek wcale nie ułatwiało mu uprzątnięcia tegoż wewnętrznego bałaganu, wprawiając jedynie w jeszcze większe zakłopotanie. - Ah… no tak. – Mruknął cicho pod nosem, próbując się przy tym nie zadręczać gafą popełnioną już na samym początku spotkania. Niewątpliwie nie wypadł tak pewnie i profesjonalnie, jakby sam by sobie tego życzył, a przecież nigdy wcześniej nie miał żadnych kłopotów w kontaktach z klientami. – Nie, nie, nie…. wszystko z nimi w porządku. – Uniósł dłonie, dość wyraźnym gestem odżegnując podobne insynuacje. Nie miał żadnych zastrzeżeń do przedłożonych mu danych, nawet jeśli domyślał się, że nie zostały w nich zawarte wszystkie transakcje. Niektóre z nich najpewniej miały miejsce „pod stołem”, wszak zestawienia dotyczyły sklepu na Śmiertelnym Nokturnie, a każdy przeciętnie rozgarnięty czarodziej wiedział, że część przedmiotów można było tutaj zakupić również poza granicami prawa. – Mówiąc między nami, nie jesteśmy zbyt wybredni, bo i niewielu sprzedawców z nokturnu w ogóle decyduje się na współpracę z bankiem, a przez to i nam trudno zbadać tutejszy rynek. – Niewykluczone, że nie powinien dzielić się podobną informacją, ale czasami uczciwość popłacała, a naprawdę nie chciał po raz kolejny spotkać się z odmową. Pozyskanie wiedzy o działalności handlowej prowadzonej w tych cienistych alejach niemalże graniczyło z cudem, a każdy kontrahent był na wagę złota. – Umowa jedynie porządkuje przesyłany przez państwa formularz. O, tutaj wpisuje się na przykład specyfikację wystawianego towaru, a tutaj cenę za jaką ostatecznie został sprzedany. Stwierdziłem, że najwygodniej będzie nam rozliczać się z końcem każdego kwartału. – Wskazał palcem na odpowiednie rubryki, dając mężczyźnie chwilę na zapoznanie się z dość rozwiniętą i skomplikowaną tabelą, a potem przewertował kilka stronic dalej, by przejść do obowiązków ze strony Gringotta. – Została zawarta także klauzula ochrony danych, zgodnie z którą my – jako bank – zobowiązujemy się nie przekazywać informacji dalej i wykorzystywać je tylko w celach statystycznych. Określone zostało również wynagrodzenie, jakie będziemy wypłacać cyklicznie w zamian za świadczoną przez państwa pomoc. – Wyjaśnił pokrótce znaczenie zapisów umieszczonych na ostatniej stronie, na tyle drobnym druczkiem, że mało kto z własnej woli gotów byłby je przeczytać. – Nie wiem tylko, czy dysponuje pan pełnomocnictwem do podpisania umowy w imieniu Pana Tremletta? – Podniósł głowę, obdarowując ekspedienta wyczekującym, niby to stanowczym spojrzeniem, chociaż miał wrażenie, że jego policzki pokryły się już nie tylko kolorowym sińcem, ale i przyróżowionym, zawstydzonym odcieniem, który mimo jego woli wypływał pod skórę zawsze wtedy, gdy czuł się nieco zmieszany.