Jest to niewielki, składający się tylko z jednego pomieszczenia, obskurny bar, zawsze przyciągający tajemnicze i niezbyt sympatyczne osoby. Wewnątrz panuje mroczna atmosfera, a w powietrzu czuć dziwną woń. Poprzez małe, brudne okna wdziera się mało światła, a i słabo palące się świece niewiele go dają. Od czasu zmiany właściciela, stan lokalu trochę się poprawił, część mebli wymieniono i podobno zatrudniono kogoś do sprzątania, jednak daleko jeszcze do ideału. Uczniowie Hogwartu raczej rzadko wybierają ten bar na spędzenie w nim swojego wolnego czasu.
Zbyt wiele, zbyt wiele jednocześnie na zamroczony alkoholem umysł. Czasoprzestrzeń rozdarła się nieznośnie, przeciągając w nieskończoność moment, w którym przestała przylegać do niego, bicie serca zaniknęło, uniesione w dal przez jasnowłosą istotę z twarzą spływającą kroplami od deszczu i łez; słodycz zapachu zdawała się tkwić jeszcze chwilę tak boleśnie blisko, nie była już nawet na wyciągnięcie ręki. Gardło wypełniło się goryczą. Rozczarowanie, ale i zaduma nad własną głupotą. Czego oczekiwał? Nie miał już do niej prawa, najmniejszego, nawet na muśnięcie czoła wargami, na pogładzenie jedwabistych włosów. Samo patrzenie w tęczówki zakuło w serce. Wargę przygryzł niemal do krwi. Rozluźnił uścisk zębów na ustach, kiwnął powoli głową. Pijany byłem, nic nie pamiętam. Morpheus cierpiał na brak "urwanego filmu". Dotknął lekko dłonią jej ramienia, już nie w czułym geście, chociaż jagodowy płaszcz i miękka skóra pod nim zdawały się palić dotykiem.
Puff, trzask deportacji, dwie sylwetki zniknęły z Hogsmeade, a pusta przestrzeń po nich szybko wypełniła się deszczem.
Connie weszła powolido gospody pod świńskim łbem. Liczyła na to, że nie chodzi tu zbyt wielu uczniów. W końcy, bylo to daleko od głownej drogi. Podeszła do niebyt przyjaźnie wyglądającego barmana. -Piwo kremowe- Powiedziała wyciągając swoją sakiewkę. -Szesnaście sykli i pietnaście knutów- Człowiek wyciągnąl rękę, czekając na zapłatę. Dziewczyna zamruczała coś pod nosem, co brzmiało bliskoznacznie do "kurcze pieczone". -W takim razie sok dyniowy- Zapłaciła dziewiętnaście knutów i westchnęła, czekajac na swój "trunek". Kiedy go wreszcie dostała, piła powolutku, łyk za łyczkiem i spoglądała niepewnie w stronę drzwi.
Jacqueline weszła do Świńskiego Łba spokojnym krokiem. Jak tu przyjemnie, same podejrzane kreatury. I ten zaduch, panujący tutaj! Rozkosznie. Usiadła przy obskurnym, brudnym stoliku tak, by była w miarę widoczna i zajęła się fascynującym czekaniem na Angie. O ile w ogóle przyjdzie. Wlaśnie do niej dotarło, że jest pierwsza. PRZYSZŁA PIERWSZA. Apokalipsa.
Davis, ubrała się w trzy bluzy. Nie lubiła kurtek, a na dworze było zimno, przynajmniej jak dla niej. Umówiła się z Żak, to nie wypadało nie przyjść. Spotkanie, z kim jak z kim, ale z nią?! Przyśpieszyła kroku i tak była już trochę spóźniona, no cóż. Jeżeli się pojawi, to spóźnienie na pewno jej wybaczy. Pannie Davis zawsze wszystko uchodziło na sucho, przynajmniej wśród uczniów, z nauczycielami było gorzej, ale jej to latało. - Hey! - Otworzyła drzwi do Pubu, i od razu podeszła ku przyjaciółce. Dużo ludzi nie było, zresztą jak zawsze, więc ciężko jej zobaczyć nie było. Przysiadła się, pytając co u niej. Jak one się dawno nie widziały! Można powiedzieć, że to było po części zabawne. Może tylko dlatego, że akurat dziś Angie miała całkiem dobry humorek.
Alleluja, przyszło zbawienie! Już zastanawiała się, czy nie zacząć zamawiać Ognistej Samotnie, stwierdziła jednak, że picie bez towarzysza jej nie satysfakcjonuje - już chyba wolałaby to robić z Sverre niż w pojedynkę. O tak, zdecydowanie. Na szczęście dzięki Angie nie musiała się dłużej męczyć z tym dramatycznym wyborem. - Cześć, cześć - przywitała się z uśmiechem (!), bo humor miała całkiem niezły - U mnie... cóż... dużo się dzieje. Poznałam parę nowych, uroczych osób, które wręcz uwielbiam - miała tu na myśli głównie Louisa i Sverre, ach, tej znajomości nie da się ot tak pominąć, o nie - A także dowiedziałam się, że mój kochany ex-William spiknął się z Gabrielle. A teraz się napijmy.
Mimo, że dobrze ukrywała emocje, tym razem średnio jej to wyszło. Co? William zaczął kręcić z Gabrielą? No, no, kto by pomyślał. Davis uważała, że kto jak kto, ale Gab, cóż... co ten chłopak robi! Przecież on był całkiem fajny! - No nie wierzę, haha. - Przyłożyła dłoń do oczu, śmiejąc się. - Może ma złe dni, czy coś? - Zasugerowała. - Zresztą pewnie pod koniec będzie jak z tobą. - Wzruszyła ramionami. Czasami Will zachowywał się trochę jak panienka, ale szyku mu nie brakowało. - Zamawiałaś już coś, tak poza tym? - Odbiegła od tematu, by po chwili znów rzucić kilka innych zdań. - Ja tam wiesz, zarywam do kogo się da, chociaż tak jakby. - Podkreśliła dwa ostatnie słowa. - Chodzę z Davidem. - Uniosła delikatnie wzrok, a jej uśmiech delikatnie się uniósł. Kpiący wyraz twarzy? A no, może coś na ten styl.
Pchnął drzwi i ukazał się, przystojny facet o kruczoczarnych włosach. Zobaczył jak zawsze Angie, puścił jej oczko. Przysiadł się szybko nie pytając o zgodę. -Postawić wam coś?? Albo bardziej tobie Angie. Bo ty jesteś za małą dziewczynką. Kiwną głową w stronę drugiej dziewczyny, niedługo Halloween. -Idziecie na Hallo? Ty Angie nie musisz się przebierać. Zaśmiał się, po czym podrapał się po głowie.
Tak, bardzo możliwe. - Nie zdziwiłabym się! - stwierdziła, kiwając głową. Biedna, słodka Gab! No, ale mam nadzieję, że będziecie razem (nie)długo i (nie)szczęśliwie. W odpowiedzi na pytanie odparła, że nie, ale ma zamiar jak najprędzej! Ognistej? Następnie na chwilę ją zatkało. Da-vid? - Eeeeee... z tym Davidem? Z Davidem z Hufflepuffu? - upewniła się, bo innego nie znała. Hoho. - Niemożliwe! Jak to się stało? O rany. Już miała się odwrócić, by coś zamówić, kiedy ktoś się dosiadł. Co to za palant?! Zrobila zirytowaną minę i zmarszczyła brwi. Mała dziewczynka? Ha-ha. - Dziękujemy bardzo, ale to impreza zamknięta. Nie jest pan mile widziany, żegnam - stwierdziła sucho, jednocześnie rzucając Angie spojrzenie "skąd-znasz-tego-gościa?".
No nie! Jak ona mogła nie kojarzyć tego gościa? Przecież był ich nauczycielem! Co prawda stażu nie miał jakiegoś wybitnego, ale skoro sama Davis już go poznała, to jak Moreau mogła go nawet nie kojarzyć? W tym momencie, prawdą było, że im przeszkodził, ale jeżeli miał stawiać to dlaczego miały go wyganiać? Chociaż, widząc jak reaguje Jac, było jej obojętne czy Martin zostanie czy nie. Stanęło na tym, że nawet go nie przedstawiła. Uwcześniej skończyły na tym, że Angie odparła Krukonce "owszem, z tym Krukonem", ale nie mogła skończyć opowieści, z oczywistego powodu - przyjścia Martina. - Tak jak koleżanka mówi, Martin. Impreza zamknięta. Musisz nam wybaczyć. - Wzruszyła ramionami. Próbowała jej przekazać, że to nauczyciel. No ale łatwe to nie było.
Niewysoka, ubrana na czarno postać, wślizgnęła się do gospody. Chyba niedługo miała być na jakiś tam lekcjach, ale co tam. Należy oblać (samotnie, stety niestety) zmianę szkoły, hehehe. Nawet ten śmiech w myślach zabrzmiał jakoś gorzko, więc Pat poprawiła grzywkę, skierowała się raźno do baru i ochrypłym głosem zamówiła Ognistą Whisky. Jeszcze rok, jeszcze rok, niecały rok, rok, rok. Cholera, jak ona wytrzyma w tej dziurze?! No dobra, Durmstrang był może i większą "dziurą", z dala od miast i dalej od miasteczkowiosek, ale tam było....fajnie. No.
Dorian... a właściwie jaki Dorian? Dante, tak to na pewno był on, stawiał pewne, długie kroki. Głowę trzymał wysoko uniesioną, jakby wszystkim dookoła chciał pokazać swą wyższość, jakby tylko on jedyny miał prawo stąpać po tym padole, a reszta była jedynie robactwem. Tak, cały Dante, nic dodać nic ująć. Odziany jak to miał w zwyczaju, w czarny, szeroki i nieco znoszony sweter, ciemne spodnie włożone w wysokie oficerki i brązowy kożuch, na szyi miał zawiązany gruby, wełniany szalik. Wszedł do gospody i rozejrzał się zniesmaczony. Jakby właśnie do jego nozdrzy dotarł jakiś nieprzyjemny zapach, a wcale tak nie było, jednak zauważył, iż nie jest tu sam. Kroki swe skierował do szynkwasu i tam przystanął. Nie miał ochoty na ognistą, a na najzwyczajniejszą w świecie czystą, taką więc zamówił. Kiedy tylko dostał trunek zerknął na dziewczynę stojącą gdzieś nieopodal. Skrzywił się, jak to miał w zwyczaju i ze szklanką w jednej ręce, a butelką w drugiej ruszyła do jakiegoś stolika w kącie sali. Zasiadł przy nim, butem odsunął krzesło stojące na przeciwko niego i zaraz wyciągnął nogi zakładając je na nie. Odkorkował butelkę z alkoholem i nalał go nieco do szklanki, po czym pociągnął łyk krzywiąc się nieznacznie. Chociaż krzywił się tak często, że można było przypuszczać, iż to jego naturalny wyraz twarzy.
Omiotła wzrokiem chłopaka dokładnie w tej chwili, gdy on zdecydował się zerknąć na nią. Ich spojrzenia spotkały się na moment, jednak Patricia nie zdążyła go nawet spiorunować/zachęcić by się przysiadł, bowiem po pierwsze, młodzian odszedł w kąt, a po drugie, pozostawił ją w niebagatelnym zdumieniu. Hej, to ONA zawsze spoglądała na ludzi z bezbrzeżną pogardą, i...i rzadko kiedy tak po prostu ją ignorowali! A do tego nie założyła dziś wszystkich piercingów, nie pofarbowała włosów na zielono, ani nic, więc nie znajdowała nawet sensownej przyczyny takiego traktowania. Zapomniawszy na chwilę, że trzyma w ręku kieliszek Ognistej, przerwała picie i obserwowała przybyłego kątem oka. Po chwili uspokoiła się na tyle, aby wmówić sobie, że to jego zwykły wyraz twarzy, i postanowiwszy przejść do działania, założyła nogę na nogę. Tego dnia Camille Patricia była ubrana bez zbytnich ekstrawagancji, za to w swoim zwykłym stylu. Czasami przez postronnych uważanym i tak za "ekstrawagancję". Grzywka zasłaniająca połowę twarzy, silnie umalowane oczy, burgundowe usta. Do tego ramoneska, skandalicznie wręcz krótka mini, kabaretki i glany sięgające kolan. Przypomniawszy sobie o własnym napoju, upiła łyk alkoholu i zerknęła na bar. Barman na moment gdzieś zniknął, a kelnerki albo krżątały się w innej sekcji, albo szukały czegoś na zapleczu. Idealnie się składa. Uniosła leciutko kąciki ust, znów skierowała wzrok w stronę chłopaka, i rzuciła przez salę. -Mają przyzwoitą czystą, czy rozcieńczają, jak w Londynie?
Dłuższą chwilę wpatrywał się w dziewczynę wyłapując dokładnie w co jest ubrana. Przez moment zdawało się nawet, że zaraz się uśmiechnie, jednak skrzywił się tylko i odwrócił spojrzenie zatapiając je we własnej szklance, a właściwie cieczy, która się w niej znajdowała. Przez chwilę kołysał dłonią nie podnosząc wzroku znad szklanki. Zaraz jednak znudzony ponownie spojrzał na dziewczynę. Rzeczywiście była ubrana bardzo specyficznie, co nawet podobało się Dantemu. Jednak nie na tyle by chłopak się odezwał, właściwie chyba bardziej podobały mu się kobiety starsze, a przede wszystkim bardziej eleganckie mniej rzucające się w oczy. Dziewczyna przejęła inicjatywę i zagadała do niego pierwsza. Przez myśl przeszło mu, że mu to nie pasuje, jednak zaraz przywołał na uta coś w rodzaju uśmiechu, chociaż właściwie był to jedynie grymas takowy przypominający i odezwał się, przy okazji zdjął buty z krzesła i oparł jeden łokieć na blacie stolika. - Całkiem... przyzwoitą, chociaż piłem i lepszą - rzucił dolewając trunku do szklanki. Spojrzeniem wychwycił, co dziewczyna popija. - A ognista, dobra, czy raczej nie polecasz?
Zmieniła nieco ułożenie nóg, dla odmiany zakładając drugą nogę na pierwszą. Tak wyglądały chyba trochę korzystniej, chociaż i tak na ogół wyglądały Korzystnie. Skrzyżowała ręce na piersiach, na moment odstawiając szklaneczkę na ladę. Odwzajemniła grymasouśmiech czymś, co prędzej można było uznać za uśmiech prawdziwy, chociaż w przypadku Pat i ta kategoria była specyficzna- bowiem zwykle jedyne na co było ją stać to nieco wyższe i wciąż ironiczne uniesienie kącików ust do góry. Tak też zrobiła i teraz, łapiąc kontakt wzrokowy z osobnikiem przy stole. -Cóż, to w końcu specjalność zakładu...- wzruszyła lekko ramionami. -Też pijałam lepszą. -Durmstrang, Durmstrang, te czasy już nie wrócą. -Ale jestem usatyfakcjonowana. Pat również zamówiła cała butelkę, profilaktycznie. To, czego nie wypije, zabierze do Hogwartu, więc... -Ale sam się przekonaj. Chętny na wymianę kieliszek za kieliszek? -zaproponowała.
Tak, tak, tak, Ślizgonka była dziś w takim nastroju, że gdyby miała się komuś przedstawić, to podałaby swoje wszystkie imiona i pozwalała zmieniać ich formę dowolnie, zależnie od danej zachcianki. Czyli, krótko mówiąc, w dobrym. W tak dobrym, że mogła nawet sama iść do Hogsmeade tylko po to, by napić się alkoholu. Tak, tak, bo Cir to niezła pijaczka jest! Ale potrafiła się kontrolować, ot co. Weszła do Świńskiego Łba [tak, tak, małe szanse, by któryś z nauczycieli tu ją dojrzał]i zamówiła szkocką whisky. Ognista jej się już przepiła [?]. Gdy tylko otrzymała swoje zamówienie, rozejrzała się po sali. Ach tak, Camille, te bezguście, ych. I... Dante! Och, jak dobrze było znaleźć kogoś ciekawego! Hm, czyżby jakaś ciekawa konfrontacja? No, to sobie poobserwuje. A w razie czego wkroczy w odpowiednim momencie. W tym celu usiadła przy jednym z wolnych stolików i przypatrywała się dwójce. Och, oczywiście bardziej Dantemu, na Patricię tylko zerkała (oczy bolały od patrzenia na nią, ach, ach, ach!).
Oczywiście to co zrobiła z nogami nie umknęło uwadze chłopaka i on również mógł stwierdzić, że w obu pozycjach wyglądały one ciekawie, ale to zapewne zaleta glanów i kabaretek, swoją drogą Dante uwielbiał dziewczyny w kabaretkach, mimo, iż nie były one eleganckie, a wręcz przeciwnie. Oparł głowę na nadgarstku nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Ponownie przez jego twarz przemknął jakby cień uśmiechu, kiedy usłyszał o tym, iż i ona lepsze trunki pijała. Słysząc propozycję Pat zerknął na swą szklankę i zaraz odłożył ja na stolik, butem kopnął krzesło znajdujące się n przeciwko niego odsuwając je. Cóż nie wyglądał na dziewczynę, która wymagałaby od niego, żeby powstał i odsunął krzesło w inny sposób. - Czemu nie. Dawno nie piłem tu ognistej - odpowiedział, po czym chwycił za szyjkę butelkę i dolał jeszcze nieco wódki do szklanki. W tym momencie do gospody weszła kolejna osoba. Tak, Dante od razu ją rozpoznał. Tym razem jego usta wygięły się jakby w prawdziwym i szczerym uśmiechu, czyżby w jakimś stopniu przemawiał przez niego Dorian? A może to osoba Cirilli tak na niego wpływała? Nie ważne, ważne jednak było to, że niezbyt eleganckim gestem zaprosił do stolika Pat, a wzrok wlepiał w drugą ślizgonkę, co mogło się zdawać nieco dziwne i niegrzeczne.
Uśmiechnęła się odrobinkę szerzej, dostrzegając zarówno jego spojrzenie (ha!), jak i uśmiech. Kabaretki i dobre trunki zawsze pomagają zawrzeć ciekawe znajomości. -A ja czystej nigdy. -odparła, wesoło ześlizgując się z barowego krzesła i porywając do ręki zarówno butelkę, jak i szklaneczkę. Już miała ruszyć w kierunku stolika nieznajomego (o, to trzeba zmienić), gdy otworzyły się drzwi. Oho. Pat zmrużyła lekko oczy. Rzecz jasna, po tygodniu w Hogwarcie nie kojarzyła jeszcze wszystkich Ślizgonów, toteż nie mogła skojarzyć twarzy dziewczyny z jej imieniem, niemniej wiedziała, że była z nią na roku. I przez te kilka dni zdążyła się domyślić (chociaż nie zamieniły ani słowa, może poza cześćcześć), jaki stosunek ma pannica do niej, bądź jej strojów, i w głębi duszy postanowiła odpłacać pięknym za nadobne, ot przy okazji. Niemniej zauważywszy jak nieznajomy się uśmiecha, i jak się na nią, ordynarnie mówiąc GAPI, uniosła brwi do góry jeszcze wyżej. No to po miłych chwilach w gospodzie? No nic, zachowujmy twarz i udawajmy, że nic się nie dzieje. Jedynie skinąwszy Ślizgonce głową na powitanie, ruszyła do stolika i usiadła, znów zakładając nogę na nogę. -Do pełna?
Przez moment patrzył jeszcze na Cirillę z dziwnym grymasem na twarzy, a właściwie chyba z uśmiechem. Zaraz jednak wzrok przeniósł na ślizgonkę, która się do niego przesiadła. Kabaretki, glany, nogą na nogę. To ponownie zwróciło jego uwagę i można była zauważyć, że zmierzył spojrzeniem jej nogi od góry, do dołu i z powrotem do góry, raz jeszcze na dół i znowu góra, potem dopiero zerknął nieco wyżej, po prostu zajrzał jej w dekolt, aż w końcu patrzył jej w oczy. Skinął delikatnie głową. - Pewnie, że do pełna, jak już się upić to porządnie... - rzekł i uśmiechnął się, tak uśmiechnął się do Pat. Właściwie ona też miała na niego dobry wpływ. Zaraz podsunął dziewczynie prawie pełną szklankę wódki. - Na zdrowie... - rzekł zerkając to na butelkę, to na dziewczynę.
Hm, hm, hm, hm. Pięknie. Jak dobrze zrobiła, że to przyszła. No bo jak na razie to było coraz lepiej. Nie dość, że miała ze sobą butelkę niezłego alkoholu, którego zresztą sobie nalała dopiero co do szklanki, to jeszcze wzbudzała zainteresowanie swą osobą. Żyć, nie umierać! Ach, ach, uwielbiała, gdy mężczyźni [i kobiety także!] rozbierali ją wzrokiem. I gdy wzbudzała zazdrość w innych. No bo czy to nie było piękne? I tak to pochlebiało Cir, podbudowywało jej jakże wysoką już samoocenę. No po prostu idealnie! I nie zamierzała odkłaniać się Camille, nie, ona nie była tego godna, nie! Ona ma się kłaniać komuś, kto się TAK ubiera? Niedoczekanie! No ale chwila, czyżby ją zignorowano? Nie, nie, nie, nie! Tak nie moze być. - Ekhm, ekhm - chrząknęła znacząco, ze niby to chce się pozbyć chrypki, jakoby miała ja gdzieś wcześniej nabyć. Ale tak naprawdę chciała zwrócić na siebie uwagę, ot co.
A ona wydawała się być z tego całkiem zadowolona. Nie miała nic przeciwko rozbieraniu jej wzrokiem, wręcz wprawiało ją to w doskonały humor. Zresztą, gdyby było inaczej, musiałaby diamentralnie zmienić styl ubierania się. Jako, że uwaga znów przeniosła się na nią, uśmiechnęła się szczerze, co stanowiło ciekawy, rzadki i ładny widok. Na jego słowa uśmiech poszerzył się jeszcze, i z cichym, rozbawionym parsknięciem skinęła głową. -Widzę, że wyznajemy podobną filozofię życiową- nalała mu suto ognistej, po czym uniosła w górę swój kieliszek. -Na zdrowiie! -zgięła rękę w specyficznym geście "pijemy jak Rosjanie, łokieć pod łokieć i do dnaaaaaaaa!" -O właśnie, jako że zaraz będziemy mieli za sobą pierwszą wspólną kolejkę, wypada chyba poznać swe imiona. Pat jestem. -dodała. NieCamillenieCamilleCamilletoOKROPNEimię.
Ekhem-srem. Jak mi się nie odkłaniasz, to czemu mam zauważać, że istniejesz?
Uniósł szklankę z ognistą, już miał się napić nie spuszczając wzroku z Pat, jednak Cirilla dała o sobie znać. Ręka mu się zatrzęsła i prawie wylał zawartość szklanki, zdołał jednak utrzymać równowagę podnosząc nieco dłoń. - Cholera... - mruknął niezadowolony mrużąc oczy, że też w tym momencie musi siedzieć w tej gospodzie z dwoma tak zjawiskowymi, tak różnymi od siebie kobietami. Pech to pech. Zerknął, bo jakże miał nie spojrzeć na Cir, zaraz na Pat i ponownie na Cir. W końcu uniósł kieliszek i opróżnił go za jednym zamachem, skrzywił się delikatnie i odstawił z hukiem szklankę. - Dante - przedstawił się dopiero teraz i dolał sobie wódki - to co, jeszcze jedna kolejka Pat? - zapytał kątem oka zerkając na drugą ślizgonkę. Dorian... Dante... właściwie pomieszanie z poplątaniem. Dorian zapewne poleciałby do Cir, ale Dantego coś kusiło by zostać z Pat.
Uniosła brwi jeszcze wyżej, z nieco cynicznym uśmieszkiem. Żeby komuś się tak ręce trzęsły na widok jakiejś blondyneczki? Cóż. może i Dziewczyna Idealna powinna skulić uszy i spokojnie patrzeć jak jej towarzysz podejmuje decyzję czy coś tam, ale Pat nigdy nie ukrywała, że od ideału odbiega, i nigdy celowo nie tłumiła swoich opinii. -Dante. -potwórzyła melodyjnie. Miała zadziwiająco miękki głos, nie pasujący do jej całego image. -Jak z Boskiej Komedii. -mruknęła. No, to faktycznie jakaś komedia, a on wyglądał bosko, więc się nawet zgrało. -Oczywiście! -ożywiła się ochoczo! No, ma kompana do picia! -Teraz miksujemy alkohole. -zarządziła twardo, lejąc do połowy wódkę do obu kieliszków, a potem doprawiając ognistą.
Od ciebie nie wymagam uwagi, ty bezguście jedne, nie martw się, tyś nawet niegodna butów mnie czyścić, a co dopiero rozmawiać ze mną. No, odpowiednia reakcja. Przynajmniej tak jej się wydawało na początku. Bo przecież powinien był zostawić Camille i przyjść do niej, Cirilli. Ale teraz na pewno to był Dante. Swoją drogą, jak ciekawa sytuacja była pomiędzy nimi. Cir fascynował Dante, próbowała zwrócić na siebie jego uwagę za wszelką cenę, a ten ją odtrącał. Natomiast Dorian uganiał się za Ślizgonką, a ta go odrzucała. To było jak łapanie białego króliczka. No ale przecież jej nie zależało, nie, nie, nie, wcaaaale. Mogła siedzieć i pić i się nie przejmować niczym, nie. I tak właśnie zrobi, o!
Przez dłuższą chwilę nie mógł oderwać spojrzenia od Pat, zwłaszcza kiedy powtórzyła jego imię, a głos jej okazał się bardzo melodyjny. Tak, wydało mu się to dziwne, ale od zawsze podobały mu się kobiety, które potrafiły go zaskoczyć. Kiedy zarządziła mieszanie alkoholi i przyrządziła "drinki" ponownie uśmiechnął się delikatnie. Wspaniale, wreszcie będzie się z kim napić. Chwycił jedną ze szklanek i przysunął do siebie. - Ta... jeśli się po większej ilości takiej mieszanki nie porzygam, to będzie dobrze - rzucił zerkając na alkohol. Dobrze wiedział, że zazwyczaj kiedy mieszał alkohole w sporych ilościach nie kończyło się to dla niego zbyt dobrze, a coś mu się wydawało, że jeśli pozostanie tu z Pat to skończy się na sporych ilościach. Kątem oka Dante zerkał na Cir. Cholera... miał przed sobą taką dziewczynę jak Pat, a jednak nie mógł się na niej skupić i Cirilla odwracała jego uwagę, ale cóż miał poradzić. Dorian, Dante, obaj mieli słabość do Cir.
Pat przechyliła się lekko na krześle, tak że beztrosko zasłoniła blond główkę "koleżanki" własnymi plecami. No. Jak się pije, to się pije, a nie podrywa wzrokiem. Wszystko musi mieć swoje miejsce! Roześmiała się cicho. -Nie wyglądasz na faceta, który wymięka po szklaneczce alkoholu. -podłechtała z uśmiechem jego ambicję, i wstrząsnęła lekko swoim kieliszkem. Potem podniosła go do ust i jednym łykiem wypiła całość. Skrzywiła się jedynie minimalnie. -Zresztą, to mniej prędzej będą ścigać za rzyganie pod barami, więc powinnam się bać. -dodała jakoś bez śladu strachu. Nie rzygała po alkoholu!
A niech sobie piją, phi! Niech robią, co chcą, co ją to... zaraz, zaraz, ją to obchodzi, nie będzie kłamać przed samą sobą. Choć w sumie, niby Dante mógł robić, co chciał. Ale, ale, ale... No właśnie, ale. Było cholerne ale, które nie dawało wytłumaczyć się w żaden sposób. A niech to szlag jasny trafi, takie podchody! Ale bawmy się w nie dalej, bo przecież życie to tylko gra, oparta na pięknych kłamstwach i perfekcyjnych zaprzeczeniach, czyż nie? A więc bawmy się! Dlatego z chęcią zaprosiła do swego stolika przystojnego bruneta, który nie przychodził z pustyni rękami. Dlatego też zaczęła z nim odpowiednio rozmawiać, gdy tylko wyczuła, że owszem, facet jest inteligentny, ale też i wrażliwy na punkcie swego jestestwa. Tak, tak, proszę państwa, flirtowała z nim! A wszystko po to, by wzbudzić zazdrość [?] w Dantem. I tylko szkoda jej było trochę tego bruneta, Matta, czy jak mu tam było. No ale nie musiał on wiedzieć, że został wykorzystany do tak niecnych celów. Ach, jakże była wyśmienitą aktorką!