Jest to niewielki, składający się tylko z jednego pomieszczenia, obskurny bar, zawsze przyciągający tajemnicze i niezbyt sympatyczne osoby. Wewnątrz panuje mroczna atmosfera, a w powietrzu czuć dziwną woń. Poprzez małe, brudne okna wdziera się mało światła, a i słabo palące się świece niewiele go dają. Od czasu zmiany właściciela, stan lokalu trochę się poprawił, część mebli wymieniono i podobno zatrudniono kogoś do sprzątania, jednak daleko jeszcze do ideału. Uczniowie Hogwartu raczej rzadko wybierają ten bar na spędzenie w nim swojego wolnego czasu.
- Nie powiedziałem nic o morderczych bestiach! - Zaśmiał się głośno. - Nigdy tak nie uważałem. Przecież gdyby tak było to by cię dawno zjadły na śniadanie. - Nie przesadzaj. Aż tak źle to chyba jeszcze ze mną nie jest. - Popatrzył na Charliego spode łba. Skończyła się mu Sherry. - Jeszcze raz Sherry, prosz.
- Przecież tylko żartuję. - Śmiał się. - A więc, o czym teraz chcesz rozmawiać? Chyba ciężko Ci jest być tu takim samotnym, z dala od rodziny. Co? - Zapytał, dla podtrzymania rozmowy. Charlie wiedział jak to jest, bez żadnego krewnego spędzać całe lata. W sumie za nimi nie tęsknił. Oprócz swojego zmarłego ojca.
- NO, żarty żartami, ale na temat mojego starego wyglądu żartować nie wolno, jasne? - Popatrzył na niego groźnie. Chciał go troszkę przestraszyć. Nie lubił, kiedy sobie z niego żartowano. Raczej nie posiadał dystansu do samego siebie. Może to i źle. Nieważne. - Nie, nie czuję się jakoś wyjątkowo samotny. Mam Margaret, która zawsze mnie wesprze, gdy jest źle. Ja też jej pomagam, kiedy ma bardzo złe dni, a nie ma w pobliżu żadnej z jej przyjaciółek.
Chyba jednak Aksel nie zrozumiał żartu Charliego. Młodszy nauczyciel momentalnie poczuł się jakoś nieswojo. - Przepraszam, jeśli Cię uraziłem. To był przecież tylko głupi żart. - Tłumaczył swoją winę. Wszystko było w porządku dopóki nie powiedział imienia Margaret. - Margaret!? Margaret Gate? Rudowłosa, niebieskooka, dosyć niska dziewczyna. To Twoja jakaś rodzina? Czemu ja o tym nic nie wiem? - Prawie wykrzyczał ze zdziwienia.
Aksel o mało co nie wybuchnął śmiechem słysząc tłumaczenia Charliego. - No! Żeby mi to było ostatni raz! - Powiedział bardzo surowo. - Tak, Margaret. Nie wiem czemu się tak unosisz. Znasz ją? - Zapytał spokojnie. Dostał właśnie drugą Sherry. Upił łyk i szeroko uśmiechnął się do przyjaciela. - Niedawno zostawił ją chłopak. Przykra historia. - Cmoknął. - Kilka tygodni chodziła nieprzytomna i zapłakana....
- Dlaczego się śmiejesz? - Zdziwił się chłopak. - Tak, znam ją, kilka razy się spotkaliśmy, tak dla towarzystwa. - Miał nadzieję, że Aksel nie miał nic przeciwko. Charlie bał się nawet pomyśleć, co by było, gdyby jego przyjaciel dowiedział się o przygodzie z Margaret w jego gabinecie. Upił trochę kremowego i podparł brodę na ladzie.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Po raz kolejny zaczął czytać list od Cirilli. Zmieniła się. I to bardzo. Na gorsze oczywiście, gdyż kiedyś, dawno temu, kiedy mu się podobała, co zresztą jest nieprawdą, o, była cóż. Nie wiedział jak to ująć. Nieco bardziej ludzka ? Mniejsza o to. On również już stał się innym człowiekiem. O wiele odporniejszym i silniejszym, gdyż od ostatniego spotkania tak bardzo poprawił swoją legilimencję, że Ślizgonka nie miała szans się obronić. Poza tym, ona nawet się nie domyślała, że Gringott jest już aż tak podły, aby "oglądać" czyjeś myśli. Prychnął cicho (jak kot!), podniósł płaszcz z łóżka i zaczął zmierzać w kierunku Hogsmeade, a dokładniej jego celem była Gospoda Pod Świńskim Łbem. Oczywiście Luke uważał, że to miejsce nie zasługiwało nawet na miano meliny, ale cóż. Nie w jego interesie było wymyślać nazwy takich.. lokali. Gdy już dotarł na miejsce, usiadł przy stoliku, który znajdował się na samym końcu sali. Jak będzie chciała to go przecież znajdzie, prawda ? On nie chciał się spotkać. Zamówił u jakiegoś szemranego typka, który uważał się za barmana sherry i zbył go krótkim spojrzeniem. Był podobny do ojca, więc mężczyzna zapewne liczył na jakiś napiwek. Głupiec. Zastanawiał się o co pannie de Sauveterre mogło chodzić. To, że wyjeżdża to tylko i wyłącznie jego sprawa. I nikomu nic do tego. Z nudów zaczął obserwować klientów i dla zabawy próbował nawiązać z nimi kontakt wzrokowy, co oczywiście było łatwe, gdyż jedynym porządnym mężczyzną w tymże miejscu był on. Z obojętnością "przeglądał" płytkie myśli niezbyt urodziwej czarownicy, która wpatrywała się w niego z uwielbieniem. Tak, tak. Nigdy nie narzekał na brak powodzenia, a to czasami mu niezwykle przeszkadzało. Swoje stalowe spojrzenie przeniósł na obskurne drzwi i niecierpliwie oczekiwał na Cirillę.
Oczywiście, że się zmieniła, jakżeby mogło być inaczej. Wszelkie zmiany są naturalnymi procesami zachodzącymi w życiu człowieka i nie można przed nimi uciekać, bo one w końcu, prędzej, czy później, człowieka dopadną. A czy zmieniła się na gorsze? A kto to wie? Niektórzy mówili, że na lepsze. Mniej ludzka, a, być może. Nie domyślała się? A dlaczego miałaby się nie domyślać? Po nim mogłaby się spodziewać wszystkiego. Ale faktycznie, obronić nie umiałaby się, bo nie posiadła tej sztuki - niestety, ale nie miała do swego ojca zaufania, które to mieć powinna. A nikt inny nie wydawał się jej rodzicom kompetentny do nauki tej trudnej sztuki. Akurat pod tym względem się zgadzali, bo ona w sumie nie pałała wielkim afektem do tego miejsca, jednak wiedziała doskonale, że niezbyt duża liczba uczniów Hogwartu tu przychodzi, a liczyła na dyskrecję, zdając sobie sprawę z tego, że w ich rozmowie mogą paść treści, których lepiej, by ktoś niepowołany nie usłyszał. Co był jej do tego? A, to, że zdziwiła się niezmiernie, słysząc, iż chłopak zamierza wyjechać. Gdy dopiero co przyjechał kilka miesięcy temu. Zaintrygował ją ten fakt i po zastanowieniu się nie mogła znaleźć odpowiedzi na zadawane sobie pytania, toteż postanowiła dowiedzieć się wszystkiego od samego źródła. Ona po prostu była ciekawa. Wiedziała, że wyciągnięcie informacji nie będzie łatwe, ale raz już się jej udało. I wierzyła, że uda jej się znowu. Ba! Była tego pewna. Weszła do środka, zwracając na siebie uwagę. Jak to ona. Nic dziwnego, że barman popatrzył na nią łapczywym wzrokiem, jednak ona, nic z tego sobie nie robiąc, rozejrzała się po pomieszczeniu, aż w końcu znalazła tego, kogo szukała. Domyślała się, że nie będzie w dobrym humorze. W końcu wyciągnęła go tu na siłę. - Powinnam przywitać się z tobą, jak robią starzy znajomi, jednak nie będę silić się na uprzejmości - powiedziała, podchodząc wcześniej do stolika, a potem przysiadając się do niego. - Wyjeżdżasz. Nagle. Co takiego musiało się zdarzyć, że ty z tym przegrałeś?
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Jasne. Do przewidzenia. Wszystkich wszystko interesowało. Ale jak on miał odpowiedzieć na jej pytania, skoro sam nie wiedział ? To znaczy powód znał doskonale, ale nie potrafił go wypowiedzieć na głos. Znały go trzy osoby. I na samą myśl o nich odczuwał silny gniew. Bał się ? Chyba tak. Odczuwał lęk przed tym co robi. Już dawno powinien wyjechać. Wziąć swoje manatki i odejść. Tak, żeby wszyscy dowiedzieli się o tym dopiero potem, za kilka dni. Jednak musiało być inaczej. Byłoby źle, gdyby coś poszło po jego myśli po raz kolejny. Wreszcie się doczekał. Uniósł lewą brew i czekał na potok jej słów. Nie zwrócił uwagi na jej ubiór i wygląd zewnętrzny. Wszystko mu totalnie zwisało. Chciał już być daleko. W Plymouth. Wygodnie rozsiadł się na krześle. - Chcesz coś ? - zapytał, kiwając głową w stronę baru. Sam upił dość spory łyk sherry. Chwilę zastanowił się nad tym co mu powiedziała. Miała rację - przegrał. Ale nie mógł tego okazać, prawda ? W końcu ktoś o nazwisku Gringott nigdy się nie poddaje. - Uprzejmości tu są zbędne - stwierdził. - Po co udawać ? Myślał. Intensywnie myślał o tym, co ma jej odpowiedzieć. Nie jest typem człowieka, który mówi co leży mu na sercu. Jeszcze NIKT się nie dowiedział i wiedzieć nie będzie. Nawet Cirilla. Nie łączyła ich przyjaźń. Nie było też romansu. Co za tym idzie ? Nic jej do tego, powtórzył po raz kolejny w myślach. - Tak, wyjeżdżam. Hogwart jest nudny. A poza tym, cóż, w Durmstrangu są znacznie ładniejsze dziewczyny - rzekł ponuro. Ona akurat wiedziała o Anaid. Nieczęsto miała okazję o niej wspominać. I dobrze, bo w zasadzie już zapomniał. Ale Cirilla z pewnością nie. Należała do grupy ludzi, którzy są pamiętliwi. A to wróżyło, że niestety, ale Luke będzie baaaardzo długo męczony. - Satysfakcjonuje cię ta odpowiedź ? - zapytał kpiąco. Chciał upić kolejny łyk, jednak spostrzegł, że szklanka jest pusta. Skrzywił się i poprosił "kelnera", aby tu podszedł.
Nie ma się czemu dziwić. Ona również miała wielkie opory, by komuś się z czego zwierzać. Ogromne wręcz. I może dlatego, na przekór, dążyła do tego, by usłyszeć konkretną i prawdziwą odpowiedź z ust Luke'a. Bo nie wyjechał i zdążyła go spotkać. Bo jego plany nie mogły zostać zrealizowane, bo, im bardziej coś planujemy i na coś liczymy, tym bardziej prawdopodobne jest, że plany się nie powiodą. Trafnie zauważyła, że on miał ją totalnie gdzieś. Trochę ją to dotknęło, bo, choć się tego spodziewała, to jednak... no cóż, życie jest pełne rozczarowań. - Rum - odparła krótko, pierwsze, co jej przyszło na myśl. Ognista już jej się przepiła. Ona również nie okazywała przegranej. Żadnej, nawet, gdy się zdarzały. Zawsze obracała to w taki sposób, że były jej porażki postrzegane jako wygrane. Ale czy tak będzie w przypadku Gringotta? Zbyt długo. Zbyt długo czekała na odpowiedź. Wiedziała już, że myślał nad tym, jak tu wiarygodnie skłamać. Ale on jej nie nabierze, nie. I niby właściwie nic jej było do tego, co robił Luke, ale... - Mówisz to bez większego przekonania - stwierdziła, a potem dodała sarkastycznie - nie wierzę, że chcesz tam wracać. Wiedziała o Anaid. Wiedziała i pamiętała. Dlatego właśnie innym mógł wciskać bajeczki, jej nie. I dobrze przewidywał, zamierzała go męczyć długo. Bardzo długo. - Ty kpisz, czy o drogę pytasz?
przepraszam, że taki krótki
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Więc skoro sama miała z tym problemy to dlaczego wymagała podobnych poświęceń od Luke’a, który miał bardzo podobny charakter ? Czy to w porządku ? Nie. Ale cóż, on sam nie był w porządku wobec innych. Chory egoista, nieprzejmujący się niczym ani nikim. Nieczuły na czyjś ból, zadawany na jego oczach. Podły człowiek żądający od innych, ale nie wymagający od siebie. I na tym polegała jego idea. Och, tylko pogratulować spostrzegawczości. Nie interesował się niczym. Zresztą, nie bez powodów mówili, że jest narcystyczną osóbką. W każdym momencie własnego życia udowadniał, że największym uczuciem darzy siebie samego. I jakoś nikogo to specjalnie nie zaskakiwało. - Rum i sherry w takim razie – powiedział do barmana. Odetchnął z ulgą, gdy ten odszedł, aby przygotować zamówienie. Jako arystokrata gardził osobami z niższego szczebla. Nic dziwnego – był tak wychowywany. Żył w otoczeniu najbogatszych i najidealniejszych, ale tylko pod względem wyglądu. Charakter nie miał z tym nic wspólnego. Najważniejsze pytanie – czy on był już w zupełności zepsuty ? - A czy widziałaś kiedykolwiek, abym mówił z entuzjazmem ? – ironizował. No proszę, kolejne podobieństwo. Luke również potrafił pokazywać swoje wady w takim świetle, że nawet ci najbardziej podejrzliwi sądzili, iż są to jego zalety. Tak samo z przegranymi i wygranymi. – Ty w nic nie wierzysz. – Bronił się i nie chciał ukazywać swych myśli. Wiedział, że jeśli będzie musiał to użyje najsilniejszej formy oklumencji, której go nauczono, aby tylko ukryć swoje wspomnienia oraz myśli. Bo są jego i nikt nie ma prawa ich znać. - Swoją drogę znam…- przerwał. Przeczekał aż mężczyzna w żółwim tempie postawił szklanki przed nim oraz Cirillą. Domyślał się, że ludzie chcieli go podsłuchać. Zmieniali miejsca, jak najbliżej ich, aby mieć nowy temat na plotki. A przecież nie po to tyle lat dbał o swoją reputację! -…i zaraz nią wyruszę – rzekł cicho, a swoje tęczówki wbił w sherry. Po chwili upił łyk, gdyż czuł, że zaschło mu w gardle. – Kpię zawsze, nie pamiętasz ? – spytał retorycznie. Może i był chłodny oraz niemiły, ale do cholery, co ją to obchodziło ? Zażądała spotkania, a teraz ma gdzieś w głębi pretensje, że nie chce odpowiadać. Nie będzie żadnego zwierzania.
Dlaczego? Bo ona wymagała od innych tego, czego sama nie mogła zrobić po to, by ukrywać swoje słabości i śmiać się z nieudolności innych. Poza tym, czy ona bywała w porządku? Prawie nigdy. Bo zdarzały się wyjątki. Które to potwierdzały regułę. Ale zazwyczaj dążyła do tego, by tylko pokazać, że była lepszą od innych. W jakiejkolwiek sferze życia. Każdy jest w jakimś stopni narcyzem, mniej lub bardziej. Jednak on był przykładem stuprocentowego narcyza, zadufanego w sobie, którego obchodził los jedynie jego samego. A przynajmniej na to wyglądało. Bo jak to z nim było, wiedział tylko on. Jej stosunek do ludzi z niższego szczebla był właściwie niejednoznaczny. Z jednej strony pomiatała nimi, jak uczono ją tego w domu, miała ich za nic. A z drugiej strony łamała te bariery, zadając się z ludźmi, nienależącymi do arystokracji, szanując ich, jeśli naprawdę jej czymś zaimponowali. Urodą, prezencją, inteligencją, głosem lub tańcem albo innymi cechami - czymś, co sprawiało, że byli wyjątkowi. Bo takimi ludźmi się otaczała. Wyjątkowymi. - Nie, ale bywałeś bardziej zainteresowany - odparła, także ironizując. Oni naprawdę byli do siebie podobni, jednak to tylko pokazuje, że nie mogliby ze sobą żyć, bo nie wytrzymaliby zbyt długo ze sobą. Prędzej pozabijaliby się nawzajem. - Są rzeczy, w które wierzę, więc nie mów czegoś, o czym nie masz pojęcia - dodała złośliwie. Ona nie chciała poznać wszystkich jego myśli. A może chciała... Ale i tak wiedziała, że wszystkich nie pozna. - Nie wyruszysz nią - rzekła hardo, jakby przepowiadała przyszłość. Pomińmy fakt, że w istocie w jej rodzinie była niegdyś wieszczka. Nagle jej priorytetem stał się fakt, że nie mogła dopuścić do wyjazdu Gringotta, właściwie nie widząc, z jakiego powodu. Po prostu. Taki był jej teraźniejszy cel. - Moja pamięć jest lepsza, niż bym chciała - odpowiedziała już spokojniejszym tonem, jakby z nutką nostalgii? Nie, nie, to tylko jakieś omamy słuchowe. Upiła łyka rumu, który okazał się być podłej jakości, jak zawsze. Co ją to obchodziło? Nie wiedziała tego nawet ona sama. Po prostu czuła jakby... rozczarowanie? Mimo wszystko myślała, że inaczej będzie wyglądać te spotkanie. Trochę się przeliczyła. Ale to nic, kolejna lekcja zaliczona. I do zwierzania dojdzie.
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
I tu tkwi problem, bo Luke tak łatwo się nie otwiera. Ba, można by powiedzieć, że robi to naprawdę rzadko i to tylko przy osobach, którym ufa. A czy ufał Cirilli ? Raczej nie. I to z jasnych powodów – już raz to zrobił, a ona to wykorzystała. I dalej może to zrobić. Jego jeszcze nikt nie urzekł swoją wyjątkowością. A przynajmniej tak sobie właśnie wmawiał. Uważał, że wyjątkowy jest tylko on. Zresztą, czy to dziwne, skoro tak został wychowany ? Od dziecka wszyscy mówili mu, że nie ma lepszego człowieka na świecie niż on. Uwierzył w to tak bardzo, że do tej pory ma problem. Nie potrafi dostrzec piękna w drugim człowieku, a przecież każdy je posiada. - Masz rację, bywałem. Dużo rzeczy zmieniło się od tamtego czasu, naszej poprzedniej rozmowy. Powinnaś zdawać sobie z tego sprawę – orzekł tonem, który zdradzał jego zniecierpliwienie i znudzenie tą całą rozmową. O niczym tak bardzo nie marzył, jak wybyciu z tego obskurnego miejsca. Dokładnie. Podobno można żyć tylko z przeciwieństwem u boku. W zasadzie to jest różnie. Z jednej strony ludzie się wtedy uzupełniają i dopełniają. A z drugiej nie mamy za bardzo o czym z nimi rozmawiać. W końcu mają całkiem inny charakter. Jeśli zaś chodzi o Luke’a i Cirillę to owszem, nie wytrzymaliby ze sobą nawet jednego dnia. Już teraz odczuwali zirytowanie związane z nieudolną próbą poważnej rozmowy. Jednakowo uparci chcieli postawić na swoim. Ślizgonka liczyła na to, że dowie się paru rzeczy, a Gringott był pewny, że zdoła ukryć wiele istotnych faktów. Pominął jej uwagę na temat jego niewiedzy w niektórych sprawach. To chyba jasne, że nie był wszechwiedzący. Ale należy dodać, że pannie Sauveterre również umknęło parę zdarzeń. Chłopak zdziwił się, gdy „wyczytał” z myśli blondynki, że jej najnowszym celem jest jego zatrzymanie. Zaintrygował go powód, którego w zasadzie nie znała sama Cirilla. - Mówisz, jakbyś była pewna. Czyżbyś przeczytała mój horoskop ? – zakpił. Który to już raz ? Ach, nie ważne. Na pewno nie ostatni.
Owszem, prawdą było, że wykorzystała już jego zaufanie dla własnych korzyści. Prawdą też było, ze mogła zrobić to ponownie. Jednak... nie robiła tego ot tak sobie. Robiła to, gdy wymagała tego sytuacja. Gdy bez tego nie mogła zdobyć swych celów. Gdy mogła przez to uzyskać jakieś korzyści. Ją również wychowywano w przeświadczeniu, że jest wyjątkowa. Naprawdę. Przez wiele lat mówiono jej to. Jednak nie zawsze. Mniej chwalących słów było, gdy poszła do Hogwartu i dostała się do Slytherinu, nie spełniając oczekiwań rodziców, którzy chcieli ją widzieć w Ravenclawie. Były jeszcze inne momenty, w których na nią narzekano. A potem zaczęły się plany aranżowania ślubów i wtedy nie chwalono jej w domu. Ale ona sama się wielbiła, a ponadto miała wielu adoratorów. I adoratorki. I to jej wystarczało. - I zdaję, lepiej niż myślisz - odparła. Ona również była zniecierpliwiona, ale wiedziała, że musi wytrwać jeszcze i wyciągnąć z Luke'a wszelkie możliwe informacje. Choć powoli traciła już na to nadzieję. Gdy ludzie są zbyt podobni do siebie, wtedy widzą swoje wady jeszcze lepiej i denerwują siebie nawzajem. A oni? Tak samo uparci i nieustępliwi. Te spotkanie nie mogło mieć dobrego zakończenia. Och, ten cel był najprawdopodobniej jedynie chwilową zachcianką, która nie miała dłuższej racji bytu. - No pewnie. I co całoroczny - zaśmiała się szyderczo.
sorka, ze taki krótki i w ogóle, no ale...
Luke Gringott
Rok Nauki : I
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
I dlatego był niemal pewny, że nie popełni po raz drugi tego samego błędu. Po co niepotrzebnie psuć sobie reputację ? Zresztą, sytuacja nie wymagała niczego. Chciał wyjechać to się spakował, ale mu niestety przerwano. Teraz Cirilla zbyt dużo nie może już zrobić. Nie ma to żadnego sensu, gdyż Luke podjął decyzję. Nigdzie się nie rusza. Przynajmniej chwilowo taka myśl zawitała na dłużej w jego głowie. A poza tym, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, więc ani nie wróci do Durmstrangu, ani nie zaufa Ślizgonce siedzącej naprzeciwko. Ach, to nie tylko u niej. Orion oczekiwał kolejnego Ślizgona, a pojawił się Gryfon. Ojciec nigdy nie ukrywał nienawiści do tych ludzi, choćby dla pieprzonej zasady rządzącej w jego życiu. W rzeczy samej – Luke również pragnął zasilić szeregi domu Salazara Slytherina. Był pewny, że tak się stanie. Niestety, Los uważał inaczej. Wybrał dla niego Gryffindor, gdyż miał w tym swój cel. I Gringott jeszcze nie zdołał go odkryć. - A to ciekawe, doprawdy – zmrużył oczy, dokładnie obserwując jej zachowanie. Nie miał pewności, że Cirilla po prostu chce znać powód. Zwłaszcza, iż była przyzwyczajona do spełniania wszystkich zachcianek, a tu taka miła niespodzianka! Luke stawiał wyraźny opór. – I co ciekawego wyczytałaś w tych bzdurach oprócz tego, że nie wyjadę ? – spytał lekceważąco. Nie interesowało go to zbytnio, jednak warto pomęczyć drugą osobę i zirytować ją jeszcze bardziej. Może wreszcie zrozumie, że tym razem jej się nie uda ?
Och, po co, po co, po co? A nie warto zaryzykować? Zepsucie reputacji było wpisane w to ryzyko, ale czy naprawdę nie było warto czasem postawić wszystkiego na jedną kartę? Ona to robiła nieraz. I wychodziła zawsze ze wszystkiego obronną ręką, jeszcze na tym korzystając. Chociaż nie... bywało kilka wyjątków. Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy, mówił jeden z wierszy. Niestety, Cirilla nie znała go. Bo może, gdyby znała... Nie porywałaby się na to wszystko, a tak... no cóż, jeśli będzie musiała poznać smak porażki... Ale miała godnego siebie przeciwnika. Los bywał przewrotny. Bardzo. Czynił z ludźmi, co tylko chciał. Oni postępowali według jego zachcianek, myśląc, że panowali nad swym przeznaczeniem, co było całkowitą nieprawdą. Prowadził ich coraz trudniejszymi ścieżkami, stawiał przed wyzwaniami, których części było trudno podołać. Splatał losy z ludźmi, których nie chcielibyśmy nawet poznawać. Ach, niezbyt podobało jej się, że stawiał aż taki opór. Zazwyczaj dawała sobie radę z ludźmi, omotując sobie ich wokół palca w krótkim czasie. A tu... było coraz trudniej. - W twoim życiu zajdą duże zmiany, których nie będziesz chciał zaakceptować, ale coś lub ktoś cię do tego zmusi - odparła równie lekceważąco, jak i on. Słowa same wypływały z jej ust, on nawet się nad ich sensem nie zamierzała zbytnio zastanawiać. Ot, słowa.
Roberto wszedł wraz ze swoją towarzyszką i od razu zamówił najbardziej mocny alkohol jak tylko mieli czyli "Sherry" Usiadł przy stoliku i rozlał do dwóch szklanek,które wziął wcześniej.Polał je po połowie,gdyż po pierwsze chciał się upić,a po drugie tego alkoholu było bardzo wiele, podniósł szklankę ku dziewczynie,która wykazywała minimalne nim zainteresowanie,nie żeby jemu to przeszkadzało,ale przydała by mu się jakaś szczera rozmowa... - Tue salute- Powiedział po włosku do dziewczyny,i przechylił wszystko na jeden raz,użycie języka włoskiego w jego przypadku znaczyło,że jest z nim naprawdę źle,nawet jeżeli powiedział jedynie "Twoje zdrowie" - Cholera,ale to ma moc.- Wysapał,i pozwolił by alkohol ogarnął jego ciało...
Uśmiechnęła się. Włoskiego nigdy się nie uczyła, ale domyśliła się co dany zwrot znaczy. Sama nie piła, nie była ani zdesperowana ani zbyt radosna. Oparła się od drewniane krzesło i patrzyła jak upity miłością Roberta upija się alkoholem. Wiedziała, że będzie komicznie, a jeśli "dobrze" mu pójdzie to będzie musiała ciągnąc go aż do Hogwartu. Dobrze, że nie musiała robić tego ręcznie. -Masz zamiar się wyżalać, czy może opowiemy kilka kawałów, żeby się rozluźnić?- zapytała, o wiele bardziej wolała drugą wersję, ale nie narzucała swojej opinii.
- Wiadomość z ostatniej chwili,dzisiaj w nocy będzie ciemno...- Powiedział polewając,sobie i znowu pijąc,nigdy nie pił alkoholu i szybko się już upił,no poważnie nigdy nawet nie pił kieliszka wina... - I co w tym złego?- Zapytał znienacka.- Po prostu byłem szczery,taki jestem,i co?- Roberto już był upity, alkohol szybko na niego podziałał.Roberto ciężko oparł się łokciami o stół. - Pewnie nie chcesz tego słuchać,co nie? Spokojnie,pogadam sam do siebie...- Powiedział znowu sobie polewając.- Cholera,naprawdę mi na niej zależy,i przez to że byłem szczery ją straciłem,więc co powinienem kłamać...?
-Nie powinieneś kłamać - potwierdziła chociaż nie miała pojęcia o co chodzi. Zdziwiła się, że Roberto tak szybko się upił. Nawet ona wytrzymałaby dłużej. Załapała, on jeszcze nigdy nie pił alkoholu. Miała nadzieje, że ma doświadczenie. Żałowała, że się na to zgodziła. - Masakra - wymknęło jej się i odruchowo wypiła końcówkę Sherry. Szklanka była pusta, ale Arabel nie poczuła różnicy. Ostra kuchnia ojca nauczyła czegoś jej organizm. - Rzuciła cię?- zapytała.
- Raczej odrzuciła.- Powiedział Roberto polewając sobie i jej,no może w odwrotnej kolejności. - Najpierw dała nadzieje,komuś takiemu jak ja,komuś tak żałosnemu,wiesz ile to dla mnie znaczyło? Znaleźć osobą która cie rozumie,i akceptuje takim jakim jesteś? Pewnie nie wiesz.Chodzi o to...- Roberto wypił wszystko ze swojej szklanki i kontynuował.- Chodzi o to że mój brat,bardzo dobrze się troszczył bym nie miał przyjaciół,a kiedy już miałem,to zabijał,więc kiedy przyszedł do tej szkoły,i zaczynałem wszystko od początku,poznałem ją...- Roberto an chwilę urwał bo załamał mu się głos,kiedy już się opanował mówił dalej.- Dała mi nadzieje,i dała mi barw do mojego szarego życia,a potem moją nadzieje na lepsze życie podeptała,i wrócił do swojego szarego życia w którym już nie umiem żyć... Ostatnie co powiedziała to "To było piękne" A pewnie miała na myśli "To było śmieszne"...
-Ha, ha, baby - odparła po kolejnej szklance, tak jakby nie była jedną z nich. - Myślisz, że już są twoje, a tu pstryk i cię wyśmiewają. Uznała, że nie umiesz się całować?- spytała ze śmiechem. Tak... Nie ma to jak upić się pod świńskim łbem w towarzystwie prawie nieznanego faceta i rozmawiać o jego dziewczynie. Odgarnęła włosy. Rzeczywiście ściemniało się a do baru wchodziło coraz więcej podejrzanych typów. Ciekawe co zrobiłby nauczyciel widząc jak dwoje piątoklasistów upija się w "świńskim" pubie. Znowu rechot...
Roberto oparł się o krzesło i uśmiechnął się zimno. - Nie wiem za kogo mnie masz,ale nie szukam dziewczyny na wyłączność i nie żadne 'Twoje' To raczej ona znalazł mnie,ten na górze musi mieć cholernie dziwne poczucie humoru.- Stwierdził gorzko i wypił kolejną szklankę po czym ponownie sobie polał. - Nic chodzi tutaj o to że ja szukam jakieś przygody czy coś w tym rodzaju,po prostu mi cholernie na niej zależy to wszystko,a najgorsze jest to że nie mogę przestać o niej myśleć,nawet jak pije to cholerne gówno.- Roberto był zły,nie na dziewczynę,ale na samego siebie,na to że uwierzył w coś co było nie możliwe,nie w jego życiu.
-Znam to - nalała sobie jeszcze i wypiła jednym łykiem. Zaczynał się moment od którego nic nie będzie pamiętała. A po co pamiętać, zapomniałaby że ma nic jej nie mówić i by jej powiedziała, a jak zapomni to nic nie powie. Bez sensu... Czyżby się upiła, nie możliwe... Zaśmiała się głośno. Mama nie była zadowolona, pauza... Mama się nie dowie. Ma szesnaście lat i przejmuje się rodzicami. To sherry... A miała nie pić, co za pokusa, może jeszcze zapali. Zarechotała wyobrażając sobie siebie z fajką w ustach i piwem w ręce. Przypomniał jej się pewien chłopak, jeszcze z czasów mugolskiej szkoły. Zakochała się w człowieku, tylko użalać się nad nią. Jak było pięknie kiedy ją obejmował. Ciągle o nim myślała, czuła się jakby spała na jawie. Siedzisz na lekcji i tu bum, jakby cię uśpili. Chyba go kochała, ale zapomniała o nim. Poznała go w ostatniej klasie, a po wakacjach jechała do Hogwartu. Z żalu wypiła jeszcze jedną szklankę. Zaraz się skończy.
Roberto westchnął,wstał i poszedł po kolejną butelkę tego alkoholu,musiał się dzisiaj upić do nieprzytomności,bo na tym polegał jego genialny plan. Wrócił do stolika i zastał Arabel zamyśloną,usiadł najciszej jak umiał w tym stanie,i jej nie przeszkadzał w jej rozmyśleniach,tak samo jak ona wcześniej nie przeszkadzała jemu.Roberto odniósł dziwne wrażenie że przypomniał jej coś o czym wolała nie pamiętać,ale cóż on miał to tego dziwny talent. - Skoro to znasz,to może powiesz co mogę zrobić? Tylko nie chrzań,ze powinienem do niej puść,lub coś w tym rodzaju,bo dobrze oboje wiemy ze to nie przyniesie żadnego rezultatu,a zapomnieć o niej nie mam jak,bo nie mam czasu by się przyzwyczaić do tego bólu, później już po wszystkim,będę mieć mnóstwo czasu,ale na razie muszę się skopić an innej sprawie,problem w tym że dopóki o niej myślę nie mogę tego zrobić...- Roberto wiedział,że jak już pójdzie siedzieć do Azkabanu,to będzie miał tyle czasu ile mu dadzą dementorzy,ale teraz musiał się skupić nad swoimi zaklęciami,bo jak inaczej będzie walczył ze swoim bratem? Co żuci w niego swoją różdżką?
-Zapomnieć się nie da, nie znam innego lekarstwa niż czas. Możesz zachowywać się jakby nic się nie stało. Mała podpowiedź, ona sama przyleci, jak pies - powiedziała zachowując się dość normalnie jak po kilku szklankach sherry - Jeśli chodzi o tą inną sprawę to musisz przeżyć to, że te inne sprawy ci przeszkadzają- powiedziawszy to wzięła do ręki butelkę i nalała sobie pełną szklankę, po czym wypiła jej zawartość. Ach B... Znowu o nim myślała, nie miała zamiaru wypowiadać jego imienia, nawet w myślach!