W ostatnich latach małe, magiczne zabawki przypominające zwierzęta, cieszą się niesamowitą popularnością. I w Hogsmeade nie mogło więc zabraknąć niezwykłej maszyny w której wszystkie te zabawki zdają się żyć. Wystarczy wrzucić pięć galeonów i już po chwili można wylosować wybraną, niezwykłą maskotkę.
Aby dostać maskotkę należy w odpowiednim temacie rzucić kostkami. To ile oczek uzyskamy oznacza, którą zabawkę zdobywamy:
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Dlaczego Harmony chciała przyjaźnić się z Jinem? Cóż, to trochę tak, jakby się zapytać, dlaczego ryba lubiła żyć w wodzie. Gryfonka była strasznie społeczną istotką i zwyczajnie lubiła otaczać się ludźmi. Szczególnie, jeżeli mieli pozytywną aurę dookoła siebie. Może i Jin dużo nie mówił ani nie był najbardziej otwartym człowiekiem na tej planecie, ale wiedziała, że był godny jej zaufania. Dodatkowo dzielili kilka pasji! No i bardzo dobrze jej się z nim rozmawiało… Monologowało? Po prostu lubiła przebywać w jego towarzystwie i miała nadzieję, że chłopak też nie mógł na jej obecność narzekać. - To zdecydujesz, jak już ją znajdziemy! – zaśmiała się i przyspieszyła kroku, rozglądając się po różnych budkach z jedzeniem i magicznymi wyrobami. – Ja bym chciała jakieś urocze zwierzątko – kontynuowała swoje wesołe ćwierkanie. – Najlepiej, żeby było puszyste! Jak puszek pigmejski! W sumie mogłabym mieć puszka na żywo… Jakie jest twoje ulubione zwierzę? – jak zwykle przeskakiwała na milion różnych tematów w swoim rozentuzjazmowanym trajkotaniu. Szukali jeszcze chwilę i bała się, że już jej nie znajdzie, ale wtedy usłyszała dźwięk uruchomionej maszyny! Ktoś niedaleko musiał na niej grać!
Słuchał jej spokojnie i także starał się wypatrzeć maszyny o której mówiła nastolatka… Chociaż nie było to łatwym zadaniem, nie miał pojęcia jak ona wygląda. - Nie wiem czy w ogóle się zdecyduje… Nie lubię tego typu maszyn – przyznał się bicia, nie chciał załamywać dziewczyny, ale też nie chciał jej okłamywać. – Urocze puszyste zwierzątko? Tak, zdecydowanie pasowałoby do ciebie i twojego pokoju. – Dodał jeszcze. I faktycznie! Pluszak o jakim marzyła blondynka serio by do niej pasował i choć Jin nie chciał wcale tej zabawki, to był gotowy by pomóc Remy w zdobyciu jej wymarzonej. Brunet jak najbardziej lubił przebywać w jej towarzystwie, w końcu nie bez powodu się przyjaźnili, no nie? Nie wyobrażał sobie spędzać czas, z kimś kogo nawet nie lubi… Z kimś kto go denerwuje. Harmony zdecydowanie dużo gadała, ale ten jakoś się do tego przyzwyczaił i co najbardziej go dziwiło, to jej gadanie nie było denerwujące! Po parunastu kolejnych metrach oboje zauważyli maszynę z pluszowymi zabawkami, Jin prawie ją minął, ale na szczęście zdał sobie sprawę, że to o niej mówiła jej przyjaciółka
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Harmony spojrzała na niego zaskoczona, do tej pory nie poznała nikogo, kto byłby w stanie odeprzeć od siebie urok pluszaków lub zignorować hazardową nutę, jaką ich łowienie uruchamiało. - Nie lubisz? Czemu? – zapytała, będąc szczerze zaciekawioną dlaczego też chłopakowi nie podobała się ta zabawa. – Ja mam z nimi dobre wspomnienia! Mój starszy brat często grał ze mną na takich maszynach. Oczywiście, że mądrala był lepszy – wywróciła oczami w rozbawieniu. – Zawsze później się ze mną droczył, że to on złapał więcej pluszaków, ale później i tak mi wszystkie oddawał, więc można mu wybaczyć bycie tymczasowym dupkiem – zażartowała, śmiejąc się na wspomnienie dziecięcych czasów. Uśmiechnęła się z rozbawieniem na komentarz Jina. - No pewnie, że puszek pigmejski do mnie pasuje, też jest malutki! – wyszczerzyła się, chichotając ze swojego żartu. Nie miała żadnych kompleksów na punkcie swojego wzrostu, a nawet go lubiła, był przydatny w sportach, które uprawiała, więc przykrości nie sprawiało jej śmianie się z tego. Aż zaklaskała w dłonie, gdy Jin wypatrzył maszynę. - Jesteś naszym bohaterem! – wykrzyknęła i złapała go pod ramię, by czym prędzej stanąć w kolejce do gry, nie tylko oni byli nią zainteresowani.
Nie spodziewał się aż takiej reakcji ze strony dziewczyny, brunetowi wydawało się, że widać po nim… - Denerwuje mnie przegrana w tym, za dużo razy w to grałem i jeszcze ani razu nie udało mi się zdobyć żadnego pluszaka – przyznał i on sam zdziwił się, że ot tak powiedział o tym Harmony… Ale stało się. Aż zaśmiał się pod nosem słysząc Harmony. - Nie często słyszę, jak na kogo narzekasz – prychnął. – Choć skoro to twój brat to zapewne takie wyzwiska są normą. – Dopowiedział jeszcze. Na jej następny komentarz jedynie przytaknął głową. - Nie powiedziałbym, że bohaterem… Ale niech ci będzie, a no i pamiętaj, że to ty grasz, a nie ja – odparł nieco w szoku z początku. Patrząc się na tą kolejkę chciał się złapać za głowę, albo sobie pójść… Nawet jeśli przed nimi było tylko 5 osób.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Ani razu?! – dziewczyna nie kryła zaskoczenia. Pamiętała, jak nawet za dzieciaka chociaż nie była w to najszybsza, to zawsze kończyła z nagrodą! I to wcale nie tylko tą wyłudzoną od starszego brata. – To macie jakieś lewe te maszyny u Was – prychnęła, przytakując sobie samej kiwnięciem głowy. – Na naszych zawsze idzie coś wygrać! To prawda, rzadko zdarzało się jej na kogoś narzekać, ale to dlatego, że uważała, że mało osób dawało jej do tego powody. Raczej nie było osobą, która z własnej woli wchodziła z kimś w konflikty, co więcej zawsze starała się być swoją najbardziej promienną wersją siebie i umilać innym dzień. Jeżeli więc ktoś wszedł na jej złą stronę to zwyczajnie musiał aż tak sobie nagrabić, że dziewczyna nie chciała już nigdy więcej kogoś takiego widzieć i zrywała wszelkie kontakty. Co sprawiało, że i wtedy nie miała jak narzekać, no bo już tej osoby przy sobie nie miała. - A jak! – potwierdziła wręcz z dumą do swoich rodzinnych potyczek. – Jesteśmy rodzeństwem, to jest wpisane w regulamin rodzeństwa! Musimy się wzajemnie wkurzać! Taki wiesz, wyjątkowy sposób okazania miłości… Poprzez wpierdol – wyszczerzyła się głupkowato, będąc jeszcze bardziej rozbawioną na samo wspomnienie wszystkich durnych bijatyk z bratem. Aż spojrzała się w pełnym szoku na Jina, gdy powiedział, że on nie gra. - No nie na mojej warcie! – aż przytupnęła nogą. – Mówię ci Jin, czuję, że będziesz mieć szczęście! Nawet postawię ci jedną rundkę, ale spróbuj! Zobaczysz jak jest fajnie – i choć tego mu nie powiedziała, była tak zmotywowana, żeby chłopak zagrał, że jakby było trzeba to by mu ręce do tej maszyny przykleiła.
Wzruszył ramionami. Sam był lekko w szoku, że nigdy nie udało mu się wygrać... Może po prostu nie umiał w to grać? Nie no po takim czasie to na pewno miał przetestowane wszystkie techniki. - Cóż... Nie zaprzeczam - prychnął śmiechem przyznając jej racje. On sam nie chciał nawet myśleć jakim cudem nie miał ani jednej maskotki z takiej machiny. Oczywiście, miał pluszaki... Ale nie takie legendarne, o które trzeba było walczyć. Gdyby tylko był ktoś, kto zdobyłby mu pluszaka...
- Powiedzmy, że wiem o jaki regulamin ci chodzi, nie mam rodzeństwa - zaśmiał się pod nosem. To był właśnie ten jeden minus jego dzieciństwa, że nie miał rodzeństwa... I niby miał się z kim bawić, w końcu na jego ulicy było pełno dzieciaków, ale to nie to samo.
Aż wzdrygnął się, gdy ta tupnęła nogą. - Dobrze już dobrze... Spróbuję - westchnął i przytaknął na jej właściwie to nakaz, nie chciał jej sie sprzeciwiać, w sumie to nie było czemu się sprzeciwiać... Choć ten wciąż miał co do tej gry mieszane uczucia.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
- Jesteś jedynakiem? – zapytała a zaraz się do niego uśmiechnęła. – No cóż, to rodzice oszczędzili ci kopania się po tyłkach. Dosłownie! – prychnęła śmiechem, wspominając jak to ze starszym bratem potrafili się naparzać. Oh, ile razy oberwała w kość ogonową czy nerę tak mocno, że nie mogła się podnieć… A ile razy tylko udawała, żeby zemścić się na bracie, żeby rodzice zwrócili mu uwagę! To były naprawdę piękne czasy. Co prawda swoim tupnięciem nie chciała go przestraszyć, ale skoro udało jej się osiągnąć efekt zachęcenia go do spróbowania swojego szczęścia w tej maszynie, to nie zamierzała za nic przepraszać. Jeszcze go nauczy cieszyć się tą zabawą, o! Tak sobie postanowiła i jeżeli ta maszyna postanowiłaby mu nie dać pluszaka, weszłaby do środka i sama by mu go wyjęła! Jin przecież nie mógł mieć tak kluczowego wspomnienia, jak pierwszy raz zdobyć zabawkę z claw machine. I tak, w tamtym momencie, kiedy sprawa była świeża a ekscytacja pluszakiem niezwykle żywa, było to w jej mniemaniu zaiste kluczowe. Kolejka przeszła całkiem szybko i już zaraz był czas na nich. - No dobra! – przygotowała pięć galeonów. – Jak kiedyś grałeś to pewnie wiesz, jak to działa. Tym ruszasz, tym klikasz, żeby podniósł pluszaka. Mówię ci, wygrasz! – poklepała go po ramieniu, chuchnęła jeszcze na szczęście na monetę i wrzuciła ją do maszyny, z której wydobyła się muzyka. Gra się rozpoczęła.
Przytaknął jedynie na pierwszą część jej odpowiedzi. - Cóż, można tak powiedzieć - zaśmiał się cicho i podrapał się po karku. W sumie to nie wiedział czy miał się śmiać czy płakać, odkąd tylko pamiętał to chciał mieć młodsze rodzeństwo, najbardziej siostrzyczkę.
Wziął głęboki wdech i wydech zanim przyjrzał się maszynie i zobaczył gdzie leży jaki przycisk... Choć wiedział dokładnie jak się w to gra. - No dobra, zaraz zobaczymy jak mi pójdzie - odparł zerkając przez chwilę na przyjaciółkę po czym wrócił wzrokiem na machinę i skupił się na grze. Ku jemu zdziwieniu, faktycznie ten sprzęt działał jak powinien! Maszyna po paru chwilach przeniosła jedną z maskotek i... Wypadła! - O matko... Remy ja wygrałem! - wyciągnął swoją pluszową zabawkę Lunabally. Z uśmiechem na twarzy odwrócił się do przyjaciółki i wystawił dłoń chcąc zbić z nią pionę.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Remy tak mocno trzymała kciuki, że aż jej knykcie zbielały, wszak gra na maszynie łowiącej pluszaki była najwyższej wagi sprawą! Tak, było to tylko odczucie w tamtej chwili, dziewczyna jako ktoś w pełni i głośno żyjący swoimi emocjami, co kilka godzin odkrywała kolejne sprawy wagi najwyższej. Czy to cokolwiek zmieniało w ważności ich w tamtym momencie? Ani trochę! Nawet jeżeli z perspektywy czasu miała na to wszystko spojrzeć jak na durne wygłupy, i tak będzie to wspomnienie bliskie jej sercu. Bo przecież naprawdę jej zależało, żeby Jin poznał fantastyczność wygrania swojego własnego miśka. Nie wiedziała, czy on sam miał pojęcie, jaką maskotkę chciał złowić, podejrzewała, że „jakakolwiek” była dobra. A kiedy wyłowił prześliczną lunaballę, aż pisnęła z zachwytu! Złapał chyba najbardziej uroczy okaz, jaki tylko mógł być. Replika stworzonka była naprawdę przesłodka. - O rany, Jin! Mówiłam! – przybiła z nim piątkę, skacząc przy tym wysoko. A po wylądowaniu natychmiast wyciągnęła kolejną monetę pięciu galeonów. – Teraz ty chuchaj! – podstawiła mu pod buzię pieniążka. – Tak na szczęście, pożycz trochę swojego! – wyszczerzyła ząbki i, gdy chłopak chuchnął, wrzuciła ją do maszyny. Sama też próbowała złapać lunaballę, ale zamiast tego szczypce chwyciły… - O Merlinie – z przerażeniem spojrzała na maskotkę o twarzy ryczącego człowieka, ciele lwa i ogonie skorpiona. Czy naprawdę ze wszystkiego co było cursed w swoim wyglądzie, ona musiała trafić na mantykorę, króla cursed maskotek? Aż prychnęła śmiechem, unosząc wysoko zabawkę. – Jesteś najcudowniejszą karykaturą natury – zaśmiała się w głos i udała, że jej pluszak atakuje Jina. Po tym z chichotem schowała mantykorę do torby. – Nazwę go Greg – oznajmiła z największym przejęciem, jakby to było bardzo ważne, żeby nadać maskotce imię. – Twoja lunaballa też musi mieć swoje, w końcu to twój pierwszy wygrany pluszak! I tak oto usatysfakcjonowani wygraną, mogli wrócić do Hogwartu. A całą drogę Remy trajkotała o wszystkich faktach związanych z mantykorami, jakie opowiedział jej ojciec.
Brunet nie spodziewał się, że naprawdę wygra, może chuchanie Remy pomogło? Dlatego przytaknął na jej prośbę i chuchnął w galeona. - Co to jest i czemu tak wygląda... - oczywiście wiedział, czym jest pluszak którego wylosowała dziewczyna, ale w tamtym momencie także przeraził się. - No, faktycznie karykatura - prychnął i dodatkowo potem zaśmiał się w głos gdy usłyszał imię maskotki. - Hmm... No to może... Albert? - zerknął na Harmony, której to imię zdawało się podobać. Jemu również owe imię się podobało, jego lunaballa była przeurocza, miał zamiar położyć ją sobie na szafce. Tak też ruszył za przyjaciółką i dał się poprowadzić z powrotem do Hogwartu, a w drodze uważnie słuchał opowieści dziewczyny.
/zt +
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Nadeszła ta wiekopomna chwila - stałam się osoba pełnoletnią. Przynajmniej w rozumowaniu czarodziejów, bo w mugolskim świecie potrzebowałam jeszcze rok. Ta rozbieżność była dla mnie nieco dziwna, chociaż gdyby wziąć wszelkie prawa i zakazy na świecie, to prędzej bym osiwiała niż znalazła logiczne wyjaśnienie tego wszystkiego. Wracając do stanu obecnego, postanowiłam zaprosić Maxa na herbatę, stosując się do jego propozycji kilkanaście dni temu. Zapewne powinnam była wysłać listy do większej liczby ludzi i zorganizować co nieco. Wciąż pamiętając wydarzenia z urodzin Cleo, wolałam ominąć powstałe tam problemy. Mnie jako solenizantce trudno byłoby wyjść, gdyby mój umysł stwierdził, że naoglądał się zbyt dużej ilości twarzy w jednym miejscu. Miałam większą swobodę działania i swego rodzaju komfortowe zaplecze. Jeśli gdzieś mi się nie spodoba, to po prostu zmienimy lokacje. Spotkaliśmy się w wiosce, gdzieś na głównej drodze. Nie wpisywałam w liście dokładnego miejsca, bo sama nie wiedziałam gdzie by najlepiej iść. - Cześć Maksiu. - powiedziałam do chłopaka, kiedy znaleźliśmy się naprzeciwko siebie. Pozwoliłam sobie na przytulenie się do wielkoluda, obejmując go rękami na plecach, a głowę wtykając w jego tors. - Dziękuję, że przyszedłeś. - wymamrotałam w jego koszulkę, zapewne w niezbyt zrozumiały sposób Kierując się do kawiarni, natknęłam się na automat z zabawkami. Zatrzymałam się przy nim, zerkając niepewnie na sprzęt. Pamiętałam, jak za dzieciaka próbowałam chwycić szczypcami misia - skończyło się na płaczu i zmarnowanych pieniądzach rodziców. Mugolski sprzęt był zrobiony tak, aby mały odsetek prób był udany. Czy po tym względem czarodzieje są bardziej uczciwi? - Chodź, może zlowię lunaballe! - powiedziałam, podbiegając do sprzętu. Uwielbiałam te płochliwe stworzonka i bardzo chciałam mieć jedno na własność. Jako, że hodowczyni że mnie mierna, to musiałam się zadowolić pluszakiem. Obym tylko trafiła na nią, a nie na, ugh, akromantule.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdziwił się widząc list od Elaine. Pamiętał dobrze, że dziewczyna nie za bardzo miała ochotę na świętowanie swoich urodzin, czy to siedemnastych, czy jakichkolwiek innych. Nie zastanawiał się jednak dwa razy, w ciągu kilku sekund odsyłając puchonce odpowiedź, że oczywiście, pojawi się na proszonej herbacie. Nie chciał robić z tego wielkiego halo, szanując decyzję Elaine, ale też nie zamierzał do końca olewać faktu, że jest to swego rodzaju wielki dzień. Postanowił więc założyć jedną z luźniejszych koszul i nawet ogarnąć swoje włosy, co raczej nie zdarzało się za często. -No hej, piękna! - Przywitał ją z szerokim uśmiechem na ustach, zaraz rozkładając ramiona, by ją przytulić. -Wszystkiego co najlepsze. - Złożył dziewczynie skromne życzenia, ucałowując jej delikatny policzek, po czym wyciągnął w jej stronę niewielką sadzonkę rumianku oraz małą paczuszkę, zawierającą amulet kamienia filozoficznego. -To niewiele, ale zawsze jakiś początek własnej cieplarni. - Wyjaśnił skąd taki, a nie inny prezent. Pamiętał dobrze, jak opowiadała, że lubi babrać się w ziemi i choć łatwiej byłoby mu znaleźć coś przydatnego w kontekście eliksirowarstwa, w którym dziewczyna radziła sobie naprawdę dobrze, to jednak było to jej święto i chciał, by główna część podarku nawiązywała do jej upodobań, nie jego. Ruszył za nią w stronę kawiarni, ze zdziwieniem zatrzymując się przy maszynie z zabawkami. Wielokrotnie przechodził obok, choć nigdy nie miał okazji się z nią zapoznać w praktyce. Sam posiadał kilka tych pluszaków, głównie ze względu na jakieś wygrane loterie, czy inne znaleziska. -W takim razie trzymamy kciuki za lunaballę! Ja stawiam. - Nie czekając na protesty, wrzucił pięć galeonów do maszyny, zachęcając dziewczynę do wzięcia sterów i próby wylosowania wymarzonej przytulanki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Słysząc słowo "piękna", parsknęłam śmiechem i lekko pacnęłam Maxa w tors, zanim to nie wtopiłam się w jego cielsko. Na moje usta cisnęły się wszelkiego rodzaju riposty, jednak żadna z nich nie została ostatecznie wypowiedziana. Dlaczego miałam psuć ten miły gest? Może i nie brzmiało to tak samo, jak z ust innej osoby, co nie zmieniało faktu, że i tak było przyjemne. - Dziemkuje. - wypaplałam w jego koszulkę, po czym się odchyliłam do tyłu. Akurat, by zostać pocałowaną w policzek. Nieco się zarumieniłam na ten gest. Wynikało to bardziej z faktu, że kompletnie się tego nie spodziewałam, aniżeli z samej czynności. Moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwony, kiedy ujrzałam prezent. - Jooo... - złączyłam ręce przed sobą, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Tak, ostatnim razem mówiłam, że nie lubię dostawać prezentów. Zazwyczaj były one albo kompletnie nietrafione, albo tak drogie, że aż mi uszy więdły, kiedy je widziałam. Widok cholernej sadzonki był dla mnie o wiele milszy, niż miotły, o której tak marzyłam. - Ojaciekręcetobardzomiłedziękuje. - wypowiedziałam z prędkością karabinu maszynowego, łapiąc sadzonkę w swoje dwie łapki i podskakując nisko dwa razy. Następnie sięgnęłam niepewnie po pakunek, zerknęłam na twarz Maxa, po czym pozwoliłam sobie go otworzyć. Na widok amuletu aż mnie zatkało. No, kolejna rzecz, która musiała kosztować fortunę. - Max! - rzuciłam słabym głosem, kiedy zdołałam wyartykułować cokolwiek. - Przecież to musiało kosztować fortunę, na kapcie Merlina! - gdybym miała takiego różowego papcia, to w tym momencie zdzieliłabym ślizgona z całą swoją złością w ten jego łeb. Musiałam się niestety zadowolić dzikim fuczeniem. Oczywiście, że oponowałam przed tym, aby to Max zapłacił za los. Ponownie go ofuczałam, co raz bardziej się zastanawiając, po jakiego grzyba ja go tu zapraszałam. Niech jeszcze spróbuje zapłacić za herbatę, to już nie wytrzymam. - No i widzisz? To przez Ciebie! - rzuciłam do niego, kiedy chcąc ucapić lunaballę, szczypce złapały wielką, owłosioną akromantulę za jedno z jej odnóży. Wzdrygnęłam się i pisnęłam, zasłaniając sobie twarz rękami. No to był jakiś cholerny żart. Tak bardzo się zestresowałam, że nawet nie zauważyłam, jak pająk spada ponownie do zabawek, a szczypce utrzymują słodkiego bzyczka, niesionego dosłownie na ostatnim płatku jego skrzydełka. - Powiedz mi, że to nie pająk. - rzuciłam błagalnym głosem, wciąż nie odważając się na otworzenie rąk, a co dopiero pchanie ręki do klapy, w celu wyciągnięcia zabawki.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lubił sprawiać innym radość w ich urodziny. Każdy, a przynajmniej Ci, których lubił, zasługiwali na to, by poczuć się wyjątkowo w ten dzień, a jeśli Max mógł się do tego przyczynić, to zawsze się starał. Sam nie bez powodu uwielbiał własne święto i kochał dzielić się tą magią urodzin z każdym solenizantem. Obserwował jak Elaine z radością otwiera prezent i aż sam szerzej się uśmiechnął na ten widok. Obawiał się lekko, że podarunek nie przypadnie jej do gustu, ale jak widać niepotrzebnie, bo puchonka wyraźnie się uradowała. -Daj spokój. Siedemnastkę kończy się raz. - Machnął ręką, bo pieniądze nie miały dla niego wartości i wolał wydać je na coś, co uraduje jego znajomych, niż trzymać je bez sensu w skrytce w banku. Sam preferował raczej bardziej osobiste podarunki, czy chociażby dobre wspomnienia, więc bez problemu wydawał kasę na innych, niekoniecznie zastanawiając się, jak mogą to odebrać. Choć raczej mało kto narzekał, jak nie musiał płacić za szamkę, czy dostawał prezent, na jaki inaczej nie mógłby sobie pozwolić. Za herbatę nie miał zamiaru płacić, skoro Elaine zapraszała, ale pięć galeonów nie robiło mu różnicy. Sam miał zamiar wylosować też maskotkę, bo bywały cholernie przydatne. Szczególnie te, które zamieniały się w ciepły kocyk. -Wybacz. Ale hej, zawsze możesz sprzedać z zyskiem i spróbować szczęścia jeszcze raz! -- Od razu znalazł rozwiązanie problemu. Akromantule nie były najbardziej przyjaznymi stworzeniami, ale sam posiadał je w wersji pluszowej i raczej nie narzekał. -Może mi się uda, poczekaj. - Wrzucił kolejne pięć galeonów do maszyny, ale niestety i on nie miał szczęścia. Zamiast uroczej lunaballi trafiła mu się śmierciotula. -No i znowu duplikar. Bez sensu. - Mruknął, choć mogło być gorzej. Bzyczków to miał z trzy, tak samo jak popiełków i jakby dostał kolejnego, chyba by je wyjebał na śmieci.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Cokolwiek się nie działo, o czymkolwiek by nie rozmawiali i czegokolwiek by nie planowali, jeśli w ogóle mieli jakieś zamierzenia, wszystko to zniknęło i rozpłynęło się gwałtownie w powietrzu. Wszystko za sprawą bliźniaczek, które mogły mieć maksymalnie lat dziesięć i chociaż nie były niesamowicie nachalne, chociaż nie robiły wszystkiego, by zwrócić na siebie uwagę, i tak znalazły się w orbicie tej dwójki. Czy raczej, znalazły się w orbicie maszyny z zabawkami, jaka wyraźnie je przyciągała, a co więcej, może to właśnie ona była powodem, dla którego dziewczynki opuściły dom. Nawet o tym szeptały, choć robiły to na tyle głośno, że Max z całą pewnością słyszał wszystko to, co miały do zakomunikowania. Jedna z nich skierowała się do towarzyszącej mu dziewczyny, a druga spojrzała na chłopaka nieco błagalnie. - Mógłby pan pomóc nam z tymi zabawkami? - zapytała, a jej głos nieznacznie drżał, choć trudno było powiedzieć, czy z podekscytowania, czy ze strachu. Widać było jednak, że cała ta sytuacja dziewczynkę pociągała, jakby robiła coś niesamowicie wręcz nielegalnego.
Christopher Walsh
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie zwracał uwagi na kręcące się obok bachory, bo uwagę skupił na solenizantce, ale jak już się zaczęły odzywać ostentacyjnie głośno, automatycznie przeniósł na nie spojrzenie. Dwie diablice, bo inaczej nie mógł ich określić, pałętały się obok i Max już wiedział, że cierpliwości będzie mu potrzeba cały wór. W momencie, gdy usłyszał "Pan", skierowane do swojej osoby, był pewien niestety, że ten wór jest mocno dziurawy. -Nie, jak nadal będziesz mi mówić "Pan". - Odpowiedział ze śmiechem, po czym przeniósł wzrok na maszynę. -A jaki dokładnie macie z nimi problem? - Potrzebował wyjaśnienia, bo pierwsze, co przyszło mu do głowy, to włam na automat, a to raczej nie było specjalnie wychowawcze. W takich chwilach nie szkodziło jednak dopytać, żeby przypadkiem nie narobić dzieciakom niepotrzebnej traumy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Max miał wyraźnie problem, chociaż jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę. Dziewczynka, która na niego patrzyła, sprawiała wrażenie diabła, nad którym nie dało się zapanować, choć jednocześnie przypominała nieco aniołka i to pięknie się ze sobą kłóciło. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, jakie na pewno zmyliłyby niejednego człowieka, powodując, że uległby jej namowom i czarom, ale tę kwestię należało pozostawić samemu Solbergowi do oceny. Tak czy siak, dziewczynka uśmiechnęła się do niego promiennie, zaraz po tym, jak cała się spłoniła i wyciągnęła w jego stronę sakiewkę z monetami. - To pewnie nie starczy na nie wszystkie, a chcemy wszystkie – wyjaśniła niesamowicie poważnie, jakby to cokolwiek wyjaśniało. Nic jednak nie wskazywało na to, by te słowa prowadziły do jakiegoś rozwiązania, jakiego oczekiwały, czy czegoś podobnego. Ot, wyraźnie rozwiązaniem miał się okazać Max, odpowiednio dorosły, by zaradzić problemom, z jakimi dziewczynki właśnie się mierzyły.
Chsitopher Walsh
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widząc dziewczynkę, miał wrażenie, że patrzy na innego dzieciaka, który już dawno wyrósł, choć pewne niebezpieczne iskierki w oczach wciąż mu zostały. Uśmiechnął się bardziej zawadiacko, gdy przez myśl przemknęły mu skojarzenia i już wiedział, że musi dowiedzieć się, co ta młoda knuje, a jednocześnie na nią i jej koleżankę uważać. Włożył więc ręce do kieszeni, w nonszalanckim geście, jednocześnie zabezpieczając swoje drogocenne rzeczy, po czym przechylił głowę, patrząc na sakiewkę z galeonami. -Wszystkie? Na nielegalny handel, czy jesteście aż takimi fankami? - Uniósł brew w nieco ironicznym geście. Nieco go to wszystko bawiło, nie potrafił ukryć. -Święta idą, mogłybyście zostawić coś dla innych. - Zasugerował, nie dotykając jednak pieniędzy, które wesoło przed nim pobrzękiwały.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Mamy mnóstwo przyjaciół, którzy muszą dostać swoje prezenty! - zakomunikowała dziewczynka, uśmiechając się w sposób, który świadczył o tym, że niewątpliwie kłamała, chociaż nikt jej na tym za rękę nie złapał. To były tylko i wyłącznie domysły, nic innego, nie dało się tego w żaden inny sposób nazwać. Intuicja jednak musiała Maxowi dobrze podpowiadać, żeby uważał na swoje kieszenie, bo dziewczynki sprawiały wrażenie, jakby zamierzały za chwilę znaleźć sposób na wykorzystanie okolicznych przechodniów, jako wspaniałych darczyńców. Zupełnie, jakby miały jakiś cel, ale nikt nie był w stanie powiedzieć, jaki konkretnie. Może faktycznie chciały obdarować swoich przyjaciół prostymi pluszakami, a może chciały wszystkich ograbić i coś na tym zyskać. Były jednak, bez dwóch zdań, bardzo sprytne, a kiedy ta, która nagabywała Maxa, pięknie się do niego uśmiechnęła, zaczęła przypominać bardzo łagodne, spokojne i cudownie grzeczne dziecko, jakie nie umiało po prostu poradzić sobie z jakąś wydumaną przeszkodą.
Christopher Walsh
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skinął niemo głową na słowa dziewczynki. Nie wierzył jej ani trochę, ale trochę dobrze się bawił w tej sytuacji. Pozostawał jednak czujny, nie bez powodu wkładając dłonie do kieszeni, pozornie nonszalancko, ale debilem nie był. Znał wiele sztuczek i nie miał zamiaru sam się tak łatwo nabrać. -Kupcie wszystko, na co was stać, a ja chętnie wam te zabawki pomnożę i w ten sposób będziecie mieć wystarczająco dla wszystkich swoich przyjaciół. - Zaproponował spokojnie, w duchu świetnie się nawet bawiąc i czekając, co też dalej się wydarzy. Nie wątpił w spryt i wyobraźnię dzieci, po prostu chciał sam sprawdzić, w którą stronę to pójdzie, bo Merlin mu świadkiem, że z nim tak łatwo nie miały mieć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Dziewczynka patrzyła na niego, jakby zastanawiała się, czy jego propozycja była prawdziwa, czy jednak robił sobie z niej żarty. Widać było, że trybiki w jej głowie obracały się na najwyższych możliwych obrotach, że niemalże się paliły, zamieniając się w coś, co wręcz trudno było zrozumieć, ale opracowywała w tej chwili wyraźnie plan idealny. W końcu uśmiechnęła się, szeroko rozdziawiając przy tej okazji buzię, przez co wyglądała nieco upiornie, tym bardziej że nie miała górnych dwójek, jakie najwyraźniej niedawno straciła w jakimś straszliwym boju o dorosłość. - Dobrze! To fantastyczna wiadomość! - powiedziała, a później pokazała Maxowi, ile ma galeonów. Oczywiście, nie dała mu całej kwoty, a jakże, a jedynie kilka, robiąc przy tym niesamowicie smutną minę i sprawiała wrażenie, jakby miała się rozpłakać. Jednak skoro zawarli układ, to zawarli układ, on miał zdobyć dla niej zabawki, a później niezmordowanie je powielać, ot co! Mówiąc najprościej, częściowo się wkopał, częściowo wkopała się ona, a jej bliźniaczka czarująca Elaine najwyraźniej starała się wyciągnąć z dziewczyny galeony na ten jakże szczytny cel.
Christopher Walsh
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wciąż podejrzliwie patrzył na dziewczynkę, gdy ta zgodziła się na jego propozycję. Poczekał więc, aż ta sama włoży galeony do automatu, po czym spojrzał na zabawki, które z niego wypadły i zastanowił się, jakby tu sobie przyspieszyć robotę. Nie widział opcji innej niż Geminio, więc szybko wziął się za machanie różdżką, a przedmioty duplikowały się przed ich oczami w zawrotnym tempie. W końcu uznał, że dość tej charytatywnej roboty i schował swój magiczny kijaszek. -Tyle musi wam wystarczyć. Ja się zawijam. - Powiedział w końcu, po czym nie oglądając się za siebie, odszedł w kierunku zamku.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Ruszyli alejką z kawiarenki do szkoły, jako że pomimo tak dochodowych zawodów, jakie oboje mieli to nichuja nie było nikogo stać na wynajem nawet pół kąta w kawalerce. Było zimno, ale nie na tyle okrutnie, żeby z rękoma głęboko w kieszeniach chować twarz w kołnierzu i pospiesznie uciekać do jakiegoś bezpiecznego od mrozu miejsca. Spojrzał w dół uliczki, dziwnie zaniepokojony czymś, czego wcale tam nie było, ale zdawało mu się, że cienie in majaki na krawędzi widzenia zaczynają być kolejną normą jego codzienności. - Jak Ci idzie fortepian? - zapytał, skoro już ją przecież gry na klawiszach uczył i czas poświęcił, to niczym rodowodowy stary z dowcipów domagał się, żeby to nie poszło na marne. Spojrzał na nią z góry, unosząc lekko brwi w wyrazie groźnego zniecierpliwienia, jednak jakiś uśmieszek błąkał mu się po ustach- Idziemy tam. - wskazał podbródkiem miejsce po drugiej stronie ulicy i starając się nie poślizgnąć na ośnieżonym bruku, skierował ich kroki właśnie do budynku, w którym mieścił się salon gier. Dojrzałe miejsce, tak jak Lockie.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Och, jakże Kate żałowała, że nie miała kawalerki, do której mogłaby zaprosić @Lockie I. Swansea... Jej było jednak mimo wszystko trochę zimno, choć okutała się swoim płaszczem naprawdę szczelnie. Ręce trzymała głęboko w kieszeniach - bo przecież bezsensu było w nie marznąć. Co innego, gdyby mogła je schować w jego dłoniach.* Nie przeszkadzał jej jednak spacer, jakkolwiek długo miałby trwać. Policzki już się jej nieco zaróżowiły od chłodnego powietrza, choć przynajmniej wiatr był łaskawy i nie rozwiewał jej włosów na wszystkie strony. Na straży stał również jej czerwony berecik, który ostatecznie założyła na głowę. Jak większość nastolatek była trochę too cool for hats, ale w obecnej sytuacji klimatycznej wolała to, niż późniejsze smarkanie. - A tak średnio jak mam być szczera - powiedziała zgodnie z prawdą. Była w pokoju z fortepianem jeszcze z raz czy drugi, ale samej było jej bardzo ciężko czegokolwiek się nauczyć. - Szło mi lepiej, jak tam byłeś - dodała, bądź co bądź nieco zaczepnie. Pamiętała, że nie był wtedy w zbyt dobrym nastroju, ale przecież powiedział jej, że kiedyś będą mogli to powtórzyć, prawda? Nie zdawała sobie sprawy, że była to z założenia złamana obietnica, bowiem Lockie prawdopodobnie nie miał zamiaru więcej bawić się w jej nauczyciela. Miał za to ochotę pobawić się maszyną z zabawkami. Parsknęła śmiechem, przeskakując nad niewielką zaspą na chodniku. - Wyłowisz mi coś ładnego? - zapytała z szerokim uśmiechem. Była prostą dziewczyną, niewiele jej do szczęścia było trzeba.
* Przepraszam, to na tym etapie wyłącznie fantazje autorki, Kate nie jest aż tak obsesyjnie wpatrzona w Lockiego
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiedy ukryli się w salonie gier przed ziąbem rozpiął pilotkę i poklepał się po kieszeniach. Uśmiechnął się do Kate zaczepnie, mrużąc jedno oko. - Doprawdy. - pokręcił głową - No to chyba muszę częściej pon nocach zaglądać do pustych klas w zamku. - wyciągnął z kieszeni papierosy, bo jeszcze nie wiedział jak bardzo faje przeszkadzały Milburn, a z drugiej strony trudno powiedzieć czy gdyby wiedział, to by się tym specjalnie przejmował, zjeb. Zatrzymali się przy maszynie z pluszakami, o którą Swansea oparł się nonszalancko, obracając papierosa palcami w ustach, drugą ręką poszukując w spodniach zapalniczki - Że ja? - uniósł rozbawiony brwi - Myślałem, że to Ty wyłowisz coś ładnego mi. -odsłonił zęby w lekkim uśmieszku i wetknął papierosa za ucho wzdychając jakby był wielce zawiedziony takim obrotem spraw. Znalazł w kieszeni kilka galeonów, które wrzucił do maszyny, by ją uruchomić. - No dobra, to którego na pewno nie chcesz. - zapytał, odrywając bark od urządzenia i podchodząc do panelu sterowania szczypcami. Patrząc na pluszaki, zorientował się z dziwnym uczuciem w środku, że nigdy nie bawił się maszyną z zabawkami. Nigdy nie był dzieckiem, które miało szanse na takie rozrywki. Parsknął pod nosem: - Wiesz, starzy mnie nigdy nie zabierali do takich parków rozrywki. - odkrył jakiś szczątkowy fragment prawdziwego siebie, kręcąc gałeczką w próbach złapania jakiegoś miśka z pudła- W zasadzie nigdzie mnie nie zabierali. - dodał z dziwnym rozbawieniem, uświadamiając sobie, że starzy Swansea to byli z gatunku tych, co impreza przychodziła do nich, a nie oni na imprze, a fakt, że w domu było dziecko, był przypadkiem pomijany. Mantykora wypadła z urządzenia, a Lockie wyciągnął ją z włazu, jednak zanim przekazał ją Kate, podniósł ją wyżej nad głowę, by mieć pewność, że jej nie dosięgnie. - Całus za fatygę. - zażądał haraczu za pluszaka, co za dzban.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Tupnęła parę razy, gdy schowali się pod zadaszeniem, by zrzucić z butów i ubrania zalegająca warstewkę śniegu, którym zdążyła się pokryć w drodze do maszyn. Odwzajemniła ten jego zaczepny uśmiech, podchwytując niemal natychmiast temat. - Zaglądaj, kto wie, może kiedyś znajdziesz mnie w nocy w pustej klasie samą - rzuciła z miną, która dogłębnie wyrażała, jak kosmate myśli biły się w jej głowie. Powiodła spojrzeniem za jego dłońmi, gdy wyciągał papierosy - one na szczęście nieszczególnie jej przeszkadzały. Choć osobiście nie marnowała galeonów na kupowanie paczek, korzystała, czy uprzejmie oferowano jej palenie w towarzystwie. Najczęściej z większą grupą ludzi, tak sam na sam w zależności od nastroju i szczerze mówiąc od tego, co mogła z tego mieć. Z takim Lockiem na przykład nie wiedziała jeszcze, czy wspólne zapalenie da jej jakieś punkty sympatii w jego oczach, czy raczej je straci. Parsknęła śmiechem, gdy był taki wielce zawiedziony łowieniem dla niej maskotki. Ona jemu też zamierzała jakiegoś pluszaka wyłowić, ot co, ale chciała, by czynił honory! - Byle nie pająka! - odparła z rozbawieniem, choć gdyby specjalnie celował, by wyjąć jej pająka, byłaby to najbardziej ukochana przez nią akromantula. Oparła się o maszynę barkiem, zwracając twarz w jego stronę i będąc w dość bliskiej odległości, lecz nie na tyle bliskiej, by znaleźć się w zasięgu ruchów jego dłoni umieszczonych na gałkach kontrolnych. Patrzyła bardziej na niego niż na to, co działo się w maszynie. Nie zwracała uwagi nawet na to, czy faktycznie próbował pluszaka wyłowić - dla niej już sama ich wspólna obecność w tym miejscu wydawała się snem na jawie. - Mnie w sumie też nie. No, czasem tak, ale bardzo mało - zrewanżowała się równie zdawkowo. Oczywiście ich historie rodzinne nijak miały się do siebie, lecz tego mogła się wyłącznie domyślać. - Sama się zabierałam - dodała, podsumowując swoje dzieciństwo. Jej matka wiecznie siedziała w pracy, interweniując i zarabiając na życie ich małej, trzyosobowej rodziny. Jej babcia zajmowała się mieszkaniem, a Kate wysłano do mugolskiej szkoły, pewnie głównie po to, by dać jej jakieś zajęcie w ciągu dnia i znajomych, z którymi nie była spokrewniona. Z dzieciakami już wykonywała różne eskapady i może nawet łowili fanty w maszynach z łapką, ale kto by pamiętał takie pierdoły? Usłyszała dźwięk wypadającej z maszyny zabawki i z zaskoczeniem spojrzała na pluszową mantykorę. Udało mu się! Już miała wyciągnąć ręce po zdobycz, lecz @Lockie I. Swansea był znacznie szybszy. Zaśmiała się, słysząc stawiane przez niego warunki - jej uśmiech szybko ustąpił zaskoczeniu, gdy zorientowała się, że mówił poważnie. Ale czy trzeba jej było mówić dwa razy, żeby pocałowała Ślizgona? Nie. Na fali całego tego snu na jawie, miała głębokie poczucie, że może wszystko! Skoro więc miała odkupić zabawkę z jego rąk całusem, nie marnowała ani chwili na wahanie. Chwyciła dłonią materiał jego kurtki, by nie stracić równowagi, gdy stawała na palcach. Nie tylko rękę trzymał w górze, brodę też zadzierał. Był w tym taki zuchwały! Nie kryła uśmiechu, zanim ich usta spotkały się na tę krótką chwilę. Może spodziewał się, że wywróci oczami lub w ostateczności da mu buziaka w policzek - cóż, dostał nieco więcej, a to wyłącznie przedsmak tego, na co gotowa była Kate.