Nie polecamy tu robić zbiorowiska, ani rodzinnych spotkań, bo to miejsce jest zwyczajnie ciasne i historia odnotowuje fakty, kiedy nawet utknął tu odrobinę bardziej puszysty Puchon! Dlatego lepiej szybko chowajcie się do swoich przedziałów. Wszak inni też pragną zająć swoje miejsca!
Nastasja nie byłą jedną z tych osób, co drążyły i oczekiwały odpowiedzi na każde zadane pytanie. Chociaż dla niej wypowiedzenie całego zdania w obecności osoby innej niż Felka, Snow czy Filip było nie lada osiągnięciem i człowiek, który owe zdanie usłyszał powinien czuć się nie lada wyróżnionym. Właściwie cieszyć się, że nie zostaje skazanym na prowadzenie monologu przy jąknięciach Wodnicov, które rzadko kiedy prowadziły do jakiś głębszych przemyśleń. Znaczy u niej do takich prowadziły, bo jej dialogi z samą sobą byly obfite w wiele ciekawych stwierdzeń, jej rozmówca nie był w stanie jednak ich uraczyć. I w sumie nawet dobrze. Owe pytanie, skierowane do Emmeta było raczej napędzane jej troską, która objawiała w stosunku do każdej żywej istoty, począwszy na człowieku, a kończąc na robalach, których była się okropnie. -Intensywne wakacje. - powtórzyła po nim,po czym skinęła lekko głową z ustami związanymi w linijkę. Ta, ona akurat była w Indiach, ale swoje wakacje też spokojnie mogła nazwać intensywnymi. Z pewnością z perspektywy Nastki właśnie takie one były. No bo, ona wcale nie chciała, żeby Stone jej miłość wyznawał. Na co jej to było? Sama nie wiedziała, mogła spędzić wakacje w Rosji, z zamiast tego wybrała wakacje z przyjaciółmi, którym zebrało się na jakieś dziwne wyzwania. Westchnęła sobie sama do siebie, czy też do swoich rozmyślań. -Przynieść coś?-zapytała zerkając na chłopaka. Ona wiedziała, że na uczcie się zjawi, wiedziała, że w skrzydle jej rękę poskładają raz dwa i za nic nie opuściłaby ceremonii przydziału. - Znaczy z niej. - dodała, gdy uświadomiło sobie, że jej zdanie jest kompletnie bez składu. Nie no, może było całkiem nieźle złożone, tylko że nie wiadomo było konkretnie do czego się odnosi. Jej próba poprawy sytuacji zdaniowej wcale nie poszła najlepiej, a cała ta akcja sprawiła, że na Nastki szyi i policzkach pojawił się rumieniec. - Z uczty. Zakończyła w końcu koślawo. Jednak na razie bez jąknięć. Brawo Emmet, powoli wchodzsz w Dream Team, do którego Wodnicov potrafi mówić pełnym zdaniem. Na razie krótkim, ale pełnym. To nie lada wyczyn. Na jego kolejne słowa odnośnie pani z wózkiem Nastka zareagowała kompletnie dziwacznie. A mianowicie najpierw jej oczy rozszerzyły sie jak pięciozłotówki po to, by zaraz jej brwi zeszły się na ułamek sekundy w wyrazie złości. Otóż zdarzyło się kiedyś tak, że Nastaka miała małą potyczkę z panią z wózkiem i chodź ta pani zawsze miła i uśmiechnięta jest, to Nastka dostała od niej niezłą reprymendę dokładnie za nic. Nikt jej w to jednak nie uwierzył, bo każdy panią z wózkiem uważał za miłą, a Nastka wiedziała jaka z niej podstępna diablica. I od tego czasu zaprzysięgła sobie, że nic, ale to nic, nawet jednej czekoladowej żaby od niej nie kupi! A jak! I trwała w tym swoim postanowieniu przez lata, do teraz nawet, choć kompletnie nie pamiętała czym pani z wózkiem zaszła jej za skórę, a było to przed jej drugą klasą. Na ziewanie Emmeta, czy może raczej jego przeprosiny machnęła tylko ręką w geście mającym oznaczać, że nic się nie stało. No bo tak było, każdy sobie ziewnąć przecież mógł. I przy tej myśli jama Nastki sama się rozpostarła i wydostał się z niej ziew, na szczęście skrzętnie ukryty pod jej dłonią. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że ziewanie jest zaraźliwe i westchnęła do siebie. Ręka? Bolała, ale nie tak jak na początku. Był to ból porównywalny do lekkiej migreny, kiedy to człowiek wie, że tabletki brać nie warto, ale przeczekanie jej jest jednak męczące. Gdy odwrócił się w jej stronę w końcu mogła przyjrzeć się jego twarzy, choć jej nieśmiała dusza mocno napierała na to, by odwrócić wzrok i próbowała jej wmówić, że siedzą zdecydowanie zbyt blisko siebie. Nastka jednak zignorowała to dzisiaj. Może to zaklęcie łagodzące ból na nią tak działało? W każdym razie Emmet nie wyglądał najlepiej, miała wrażenie, że wysuwa się na prowadzenie w porównaniu z jej nienaturalnie złamaną ręką. Twarz miał przystojną, ale wory dodawały mu lat i wyglądał na naprawdę zmęczonego. -Moje kolana nie gryzą. - powiedziała, czym kompletnie zaskoczyła siebie, pewnie i jego też. Po czym poklepała się po udzie zdrową dłonią, dając do zrozumienia, że tam jego głowie powinno być wygodnie. - Wyglądasz koszmarnie. - Dodała jeszcze, jakby to przeciwieństwo komplementu miało w jakiś sposób przekonać puchona, że czas najwyższy zmrużyć powieki. W sumie nawet nie zająknęła się na temat ręki. No i jak to ona nie odpowiedziała na połowę zadanych jej pytań. Cała Wodnicov. Czuła jednak, że samą jej miarowe stukoty kół o tory zaczynają powoli wprowadzać w senny stan
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Obserwowanie Nastazji. Tępe spojrzenie na kolejną stronę książki. Krótka myśl o bagażu, który zapewne zleciał z półki w wyniku hamowania. Kolejne zerknięcie na dziewczynę. Na lekturę i powracające rozmyślania o własnym bagażu. Czym się martwił? Ano tym, że jego niekoniecznie ciężka walizka mogła kogoś zranić. W przedziale był prefekt, więc rozkradanie czy przetrząsanie ubrań nie wchodziło w grę. O czym ty myślisz?, skarcił siebie w myślach, prychając cicho pod nosem. Zaraz szybko przesłonił twarz książką, jakby zrobił coś okropnego i zaśmiał się nieco głośniej. W całej sytuacji nie było ani krzta radości, ale co mógł poradzić na to, kiedy zmęczenie osiągało apogeum, a on sam zaczynał robić rzeczy zakrawające o złamanie jakiegoś niepisanego kodeksu moralnego. Właściwie zachowywał się nadzwyczaj głupio, gdyby spytać go o zdanie i całość podsumowałby jedynie wzruszeniem ramion, gdyż nie widział żadnego sensownego wyjaśnienia; dodatkowo wbiłby w rozmówcę najbardziej tępy wyraz twarzy zwiastujący całkowite zignorowanie tematu. - Eeee... - Zdołał z siebie wydobyć, kiedy Nastazja zadała pytanie. Musiał wyglądać naprawdę inteligentnie w tym wszystkim, lecz naprawdę nie miał pojęcia, o co dziewczynie chodziło. Dopiero jej powolne uzupełnienie poprzedniej wypowiedzi naświetliło Emmetowi sytuację. Uśmiechnął się z wdzięcznością i odłożywszy książkę na bok, wyciągnął nogi przed siebie. - To bardzo miłe z twojej strony, dziękuję - odpowiedział cicho, ściskając palcami kolana. Propozycja Puchonki odrobinę wytrąciła go z równowagi, ale starał się nie dać po sobie poznać. Nie był szczególnie przyzwyczajony do takich ofert, kiedy sam zachowywał, czasami zbyt zimną, obojętność. - Oczywiście nie chcę cię fatygować, w końcu do kuchni nie jest tak daleko i wątpię, bym był w stanie coś dzisiaj przełknąć... W każdym razie, jeśli nikt nie zauważy, możesz przemycić dla mnie jedno ciasteczko. - Dokończył po krótkiej chwili ciszy poświęconej na refleksję, ale gwałtownie poderwał głowę, krzywiąc się, by powiedzieć coś jeszcze: - Albo dwa ciasteczka. - Uśmiechnął się szerzej, jakby opowiadał najśmieszniejszy dowcip na świecie. Chociaż nic zabawnego w jego słowach nie istniało, to wyraźnie rozświetlało i na kilka sekund załamywało zmęczenie odbijające się na twarzy. Cały kontrast dawał za to inne spojrzenie na osobę Emmeta. Jeśli ktoś miał ochotę coś takiego robić. W każdym razie, nieważne. - Twoje kolana raczej mnie nie utrzymają, ale dziękuję. No i myślę, że lepiej tu nie zasypiać nawet, jeśli wszystkie te odgłosy są takie uspokajające. Zaraz ktoś tu wpadnie, zdepcze cię i tyle przyjemnej drzemki. We własnym przedziale też nie można posiedzieć, bo się zebrało ludziom na miłosne schadzki. - To nie tak, że bronił im tego. Zawsze uważał to za coś osobistego, a w takim pociągu każdy mógł wejść, zobaczyć. Merlin jeden wie, co sobie pomyśli i jakie będą tego skutki. No, ale fakt, że Emmet bronił swojej prywatności, a szczególnie tych kilku poważnych sekretów, nie oznaczało, iż inni będą postępować tak jak on. Nic jednak nie zabraniało mu mieć własnego zdania, którego na ten temat nie zamierzał szczególnie ujawniać. Po prostu siedzenie w przedziale na pewno było wygodniejsze i obfitowało w jakieś rozrywki, jeśli tak mógł nazwać tę niezręczność, kiedy tam wszedł. Zdarza się, prawda? Nieodpowiedni czas, nieodpowiednie miejsce, nieodpowiednia osoba. Przypadki chodzą po ludziach. - Byłaś w Indiach? - Zapytał nagle, przerywając swój smęcący, wewnętrzny monolog, chcąc jakoś podtrzymać tę odrobinę niezręczną konwersację. Był ciekawy tego, co czekało na chętnych w tym odległym kraju, ale w czasie swoich własnych wakacji nie miał żadnej możliwości, by wysłać listy do tych, którzy zdecydowali się tam pojechać. Właściwie nie miał pojęcia, kto znajomy wyjechał. Może to i dobrze. Jeszcze próbowaliby go namówić na wyjazd, a to wiązałoby się z całą masą kłopotów. Szczególnie w czasie pełni. Spędziłby połowę czasu na szukaniu odpowiedniej kryjówki, tylko po to, żeby kogoś nie skrzywdzić. Z resztą, było minęło. Nie żałował. Chciał tylko usłyszeć, co nieco o tym kraju. Nic więcej.
Nastka obserwowała Emmeta, czasem całkiem do niego zwrócona, a czasem tylko kątem oka. Wewnątrz siebie walcząc jeszcze z bólem, który przyćmiewał trochę jej umysł. A może był to skutek uboczny zaklęcia? Nie miała zielonego pojęcia. Normalnie pewnie poddałaby te przemyślenia głębokiej analizie, ale dokuczająca jej ręka i miarowe poruszanie się pociągu powoli zadawało się zsyłać na nią chęć uśnięcia. Gdy Thorn zaśmiał się Nastka zwróciła w jego stronę swoje lico które wyrażało zdumienie i zapytanie. Sama jednak nie zamierzała o nic pytać. Sądziła, że mógł być to jeden z tych stanów zmęczenia, kiedy to łapała Cię głupawka, bezpodstawna i oparta kompletnie na niczym. Nastka wiedziała, że jej propozycja przyniesienia czegoś z uczty była niejasna, dlatego też zaczęła wyjaśniać swoje słowa, co też nie szło jej za dobrze. Spokojnie możemy stwierdzić, że mistrzem konwersacji to ona nie była. A rozmówczynią była raczej ciężką. Nie tyle, co ze względu na swój brak wiedzy, co na nieumiejętność wysławiania się długiego i składnego, zwłaszcza przy płci przeciwnej. EAT jednak zdawał się po wytłumaczeniach wszystko zrozumieć i wystosował nawet prośbę o ciastko, a dokładniej dwa. Nastka nie chciała już się pytać które konkretnie, bo przecież na stołach w wielkiej sali z pewnością będzie ciastek pełno. Uznała, że najwyżej zrobi wyliczankę i już. -Och proszę pana, rosyjskie kolana są wytrzymałe. - zastrzegła raz jeszcze klepiąc się w udo. No ale chyba znów się nie zrozumieli, bo przecież Nastka proponowała tylko by chłopak głowe sobie wygodnie położył na jej nogach, bo przecież pomógł jej z tą ręką najlepiej jak potrafił no i on teraz odwięczyć mu się chciała za to, że tak miły był. A on nie chciał. Jednak po tym zdaniu co powiedziała znów rumieniec zalał jej twarz. -Większej głupoty palnąć nie mogłaś? Naprawdę Wodnicov, jesteś mistrzem kompromitacji-zganiła samą siebie w duchu. Cóż, jej wewnętrzna ona zawsze miała coś ciekawego do powiedzenia naszej puchonce, i zazwyczaj udzielała się w chwilach dla Nastki najbardziej kompromitujących. Nastka odwróciła głowę tak, że jeśli chłopak na nią spojrzał mógł podziwiać jej nie najgorszy profil, po czym oparła głowę o ścianę i przymknęła powieki. -Byłam.-Chociaż lepiej by było, jakbym w ogóle tam nie pojechała-dodała cicho w myślach. Emmet usłyszał jednak tylko jedno słowo. I dobrze. Nie zamierzała przecież biegać po pociągu i skarżyć się na swoje skomplikowane życie miłosne. Od tego miała Felkę. No, przynajmniej wcześniej, jak to teraz jest to nie wiedziała, tak samo jak nie wiedziała, od kiedy tamta z Slimem w bliższe kontakty weszła, bo przecież z tego co Nastka pamiętała, to Joyner nogami i rękami zapierała się, że Slim to przyjaciel jej jest tylko. Na koniec tych wszystkich przemyśleń i tego jednego słowa pojawiło się westchnięcie, bo Nastka uznała, że tym to nalezy skwitować.
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Wziął głęboki wdech, próbując skupić myśli na czymś niezwiązanym z żadną przyjemnością. Dawno nie rozmawiał z nikim bez powodu. Thomas chciał wiedzieć, jak czuł się po przemianie. Brat bez słowa się nim zajął, choć na pewno jego życie było dużo ciekawsze, a Nastazja... Dziewczyna po prostu spędzała z nim czas. Nie musiała, a jednak cały czas siedziała. Zapewne, gdyby nie złamana ręką, robiłaby coś innego, ale nie narzekał. Nie umiał. Cieszył się tym, co w danej chwili miał. Co prawda pozostawała jeszcze sprawa z Felicie i ta niezręczna sytuacja w przedziale... Och, Emmet, dałbyś sobie spokój. Jest dużą dziewczynką i wie, co robi. Uśmiechnął się do Puchonki bez żadnego powodu. Nie chciał nic mówić, a jedynie dać znak, że cały czas słuchał. Ignorowanie nie wchodziło w grę. Nastazja - mimo swojej nieporadnej nieśmiałości - radziła sobie naprawdę dobrze. I była w Indiach, więc w końcu poddał się swej ciekawości, by zadać jej kilka pytań. - Jest tam naprawdę tak ciepło, jak mówią? Na peronie chyba coś słyszałem o tym, ale nie gwarantuję, że rozmawiali właśnie o tym - wzruszył ramionami. - Zorganizowali jakieś fajne zajęcia? Wiesz, coś w typowym Hogwarckim stylu. - Przymknął oczy, mając na uwadze słowa dziewczyny. W pierwszej chwili chciał się zaśmiać i zbagatelizować krótki komentarz o rosyjskim kolanach, ale skoro się upierała, najwyraźniej była całkowicie pewna swoich racji. Niemniej jednak utkwił w niej wzrok, gdyż chciał zyskać co do tego pewność, po czym odwrócił się do niej tyłem i oparł głowę trochę powyżej kolan Nastazji. Kości wbijające się w kark nie byłyby niczym przyjemnym. - Faktycznie dość wytrzymałe - zaśmiał się, kładąc książkę na torsie. Nie będzie jej czytał w takiej pozycji, no i temat rozmowy najzupełniej odbiegł od powieści, więc nie przejmował się taką błahostką. Korzystał z chwili wytchnienia, zamknął oczy, by całkowicie wsłuchać się w słowa Nastazji. Chociaż zajmował kawałek przejścia, to nie powinno być problemu z przejściem obok nich, ale mimo to podciągnął kolana i w takiej oto dziwnej pozie oddychał, mrużąc mocniej powieki. Te przeklęte światełka były naprawdę uciążliwe szczególnie, że powoli nadciągała noc. Odruchowo zasłonił twarz rękawem bluzy. - Dobrze się bawiłaś w Indiach? - spytał, jednak po chwili zaraz się zreflektował. - To znaczy, na pewno było fajnie, ale opowiedz coś więcej. Na pewno coś ciekawego się działo. - Emm, zamknij się. Zaczynasz bredzić. Tak, gadał od rzeczy. Ale Nastazja nie powinna mu się dziwić! Naprawdę, to było tylko zmęczenie. I jakaś forma nieśmiałości, kiedy jego głowa znalazła się na jej kolanach. Nie wiedział, o co dokładnie chodziło. Z prawie obcą dziewczyną był w tak bliskich kontaktach. Pewnie nie martwiłbym się tym jakoś szczególnie, gdyby nie to przeklęte hamowanie pociągu. No i w pewnym sensie jej pomógł z tą ręką, chociaż zaklęcie składające kości gdzieś mu w tym wszystkim umknęło. Całe szczęście potrafił uśmierzać ból. Na tyle przydało się sześć lat nauki. - Z czego zdawałaś OWuTeMy? - Odezwał się cicho, jakby to pytanie miało nigdy nie wyjść z jego ust. W sumie to nie jego sprawa, ale skoro rozmawiali, mogli i takich informacji sobie udzielić. W końcu to niewiele, prawda?
Wychodząc na korytarz, odciągnęła Bell jak najdalej od tego wagonu, mrucząc pod nosem dużo rzeczy. Typowo dla siebie marudząc na wszystko i wszystkich, a najbardziej na Salazara Slytherina, że się w ogóle urodził. I słusznie, że nie było Ślizgów w pobliżu, bo takich bluźnierstw jakie rzucała pod adresem założyciela ich domu, nie słyszał dawno świat. A atakowanie Założyciela, było poważnym postępkiem, nawet dla D’Angelo, która była pewna, że poradzi sobie z ewentualnymi anty-fanami jej tez. — Przyjaźń z Sharkerem, Bell?! SERIO? — spojrzała na nią typowo krytycznie, jakby dziewczyna postradała wszystkie zmysły i mówiła do niej w jakimś niezrozumiałym bełkocie. Zatrzymała się na końcu korytarza, daleko od przedziału prefektów i splotła ręce na piersi. Wzrok szybko się jej zmieniał. Teraz był karcący, oczekujący wyjaśnień. — Jeszcze czego. To juz nie lepiej od razu podpisać sobie cyrograf własną krwią? Na jedno wyjdzie. Tylko unikniesz smrodu, przebiegłości i całego tego gówna tych ślizgających się zielonych knypków. Zaprzyjaźnisz mi się z Sharkerem, a Cię wypierdzielę ze składu! Z nim można się bujać i seksie, tak słyszałam, a tym chyba nie jesteś zainteresowana? Od czasu do czasu pograć w Quidditcha, żeby poznać słabe strony, ale nie się… tfu, tfu! Przyjaźnić! Nakręciła się mocno, ale może dlatego, że wyładowała całą swoją wewnętrzną frustrację za te spierniczone wakacje. W rzeczywistości nie była wcale zła na Bell. Ale kto wie, jak dziewczyna to odbierze. — A… no tak. Bo miałam Ci w ogóle mówić, że wracam na kapitana — zapomniała o najważniejszym, przypominając sobie o tym dopiero teraz — mówiłam już? — zgubiła się. Była trochę zmęczona i podrażniona, bardziej niż zwykle. Co było śmieszne, bo każdego dnia to jej „bardziej” nabierało głębszego znaczenia. Tym razem jednak miało uzasadnienie. — Nie spałam w nocy. Rozplanowywałam treningi na cały rok i… i wszystko szło zajebiście i jest zajebiście i wgl perfekcyjne, gdyby nie drobny szczegół. NIE MAMY POŁOWY DRUŻYNY. Jak to się stało? Co ta Russeau z wami robiła jak mnie nie było? Chwaliła się bielizną, zamiast szukać nowego składu? To w sumie byłoby u nich rodzinne. Studenciaki już pokończyli szkołę, a my jesteśmy w czarnej dupie. Jean zgodziła się brać udział w naszych treningach… chociaż w zasadzie jej nie pytałam, ale niewiedza zwykle znaczy zgodę. Jakoś uzbieram kulawy skład, ale…. musimy kogoś zrekrutować, Bell. Jakieś pomysły? Może przypadkiem jakieś magiczne kuzynostwo, które w zjawiskowy sposób będzie ratować mecze jak ty? Bo jak nie, bedę musiała użerać się z Riencem! A mówiąc użerać mam na myśli... Merlinie, nawet nie zrozumiesz. Musiałabyś zobaczyć. Brak snu widocznie wpływał na ilość wypowiadanych przez nią słów, skoro w ogóle przestawała analizować swoje wypowiedzi, skoro to było zbyt frasujące umysł.
Bell śmieszyło całe to wściekanie się Shenae, ale nie śmiała okazywać tego w bardziej widoczny sposób niż lekki uśmieszek, przez cały ten jej wywód. Jakby sobie do takiego Sharkera nie pomogła pogadać, przecież wcale nie liczyła na przyjaźń z jego strony, chociaż może miała nadzieję, że nie będzie jej utrudniał życia na każdym kroku... Gdyby przypadkiem na niego wpadła. A teraz okazało się być to nieco bardziej możliwe, skoro jakimś dziwnym trafem został prefektem. - No wiesz... - zaczęła całkiem poważnie, wciąż jednak lekko się uśmiechając. - Zawsze podobali mi się ślizgoni. Są tacy... jak ślizgoni - mówiła, aż w końcu całkiem się wyszczerzyła. - Serio? To cudownie! - powiedziała czy może wykrzyknęła z nieukrywaną radością. - Jak ci się udało? - Miała całkiem dobry humor, a teraz to już w ogóle cudowny. Czy mogło istnieć coś lepszego niż powrót Shenae na kapitana? Ona na pewno też się cieszyła, chociaż niespecjalnie to okazywała, jak zawsze wynajdowała nowe problemy. - Calusieńkiej połowy? Niemożliwe, tylko Jeane i Amelia odeszły - stwierdziła prawie, że beztrosko, nie widząc tego wielkiego problemu. Kiedy wspomniała o magicznym kuzynostwie, Bell na chwilę pomyślała o pewnym trenerze quidditcha... Ale on był już za stary, zresztą nigdy tak naprawdę nie upewniła się czy rzeczywiście jest tym, kim podejrzewała. - Cassidy? Była raz i niby została szukającą, może się nada, jest przecież jeszcze Ambrodge, czy on jest oficjalnie w drużynie? Widzę go przecież na każdym treningu. I mogę spytać Melody. Może będzie chciała. - Bell wysiliła pamięć i wszystko co się dało, żeby przypomnieć sobie coś, co mogłoby być przydatne. Pociąg chyba powoli dojeżdżał do Hogsmeade, bo na korytarzu powoli zrobiło się jakby głośniej i nieco tłoczniej.
Nastka rozmawiała z ludźmi, ale oni głównie mówili. Ona tylko stała. Zazwyczaj jąkając sie tylko. Co każdy brał za "urocz" tego też miała zdecydowanie dość. Bycia uroczą. Była kobietą, nie małą dziewczynką. Prawda? Prawda. Chociaż miała wrażenie, że wszyscy właśnie ją za taką mają. Za małą bezbronną dziewczynkę, którą trzeba zawsze uratować. Emmest sprezentował jej uśmiech, który spokojnie przyjęła, patrząc na jego twarz swoimi błękitnymi ślepiami, po to, by potem poczęstować go jednym należącym do niej, całkiem podobny, powiedziałabym. W końcu chłopak rozwinął swoje pytanie, a ona otworzyła usta jak karp, by po chwili je zamknąć, bo nie bardzo miała pojęcie, o czym mu powiedzieć. On zaś w końcu przekonał się do jej kolan i postanowił je wypróbować. I bardzo dobrze, bo Nastce ulżyło. Znaczy nie dlatego, ze się na jej kolonach położył, ale dlatego, że wyglądał jakby tego potrzebował. Jeszcze raz, nie jej kolan, tylko jakiejkolwiek formy odpoczynku. -Ja..-zaczęła raz jeszcze, ale nadal nie miała pojęcia co powiedzieć. -W sumie, organizowali różne rzeczy. Wydusiła z siebie w końcu. Emmet przymknął oczy, a ona sama nie bardzo wiedziała, co ma zrobi z dłońmi, toteż splotła je na klatce piersiowej i sama przymknęła oczy. Przez myśl jej przebiegło, że może nie będzie tak źle, jak oboje się zdrzemną. Zaraz jednak je otworzyła słysząc kolejne pytanie. -Było ciepło. - stwierdziła w końcu-nie było tak źle.-poza tym, że chowałaś się przed przyjacielem, którego kochasz i unikałaś tego, który kochał Ciebie. dodała w myślach i zaraz pojawił się w nich obraz Riggsa, który zniknął gdzieś którego brak bolał. Nastka westchnęła. Cieszyła się, że chłopak zapytał o coś innego, bo nie była jakoś w humorze na mówienie o Indiach. Były.. męczące. Przynajmniej dla niej. -Zielarstwo, zaklęcia, historie i runy choć te kompletnie nie wiem po co, transmutację i zielarstwo. -odpowiedziała przez chwilę wpatrując się w sufit i próbując przypomnieć sobie wszystkie egzaminy. Tak, chyba wymieniła już wszystkie. O dziwo OWUT'emy nie wydawały jej się dzisiaj tak straszne jak wtedy.
Odkaszlnęła kilka razy, wyraźnie ostentacyjnie, uderzając się teatralnie w pierś. – Ślizgoni? — powtórzyła nie kryjąc wcale ani swojego zdziwienia, ani pogardy, ani nutki drwiny — ty chyba żartujesz, Bell? To co ty robisz w Ravenclawie? Czy Kruczki nie powinny być bystrzejsze? Nie pakować się w takie gówno, jak zainteresowanie zielonymi? Naprawdę, Bell… Pokręciła lekko głową, ale nic już więcej nie powiedziała, żeby nie padło za dużo. No dobra, aż tak wspaniałomyślna nie była, żeby się tym przejmować. Po prostu sama wolała sobie nie psuć nerwów, kiedy miała ważniejsze kwestie do omówienia. Splotła ręce na piersi, słuchając okrzyku Bell i uśmiechnęła się kątem ust. Dobrze było wiedzieć, że jakiś członek jej drużyny cieszy się z jej powrotu. —Nadii nie ma. Więc automatycznie wróciłam na swoje miejsce. Opanuj radość. Czeka nas wycisk w tym roku. To co było ostatnio, kiedy było wolne to nic. Musimy podwoić, ba, potroić ilość treningów, ostatnio było tego za mało. Spotykamy się minimum raz w tygodniu, od czasu do czasu będę przeprowadzać alternatywne treningi, dla podszkolenia nas z innych umiejętności. Generalnie… Meksyk. Zrzygam się, jak w tym roku nie wygramy międzyszkolnych. Po tej porażce na rozgrywkach juniorów? To byłoby…. — urwała – O, wprowadzam dodatkową zasadę. ŻADNYCH KANADOLI W DRUŻYNIE. Urwała słysząc o Fridayu… jakby nie patrzeć Rodwick miała rację. Jako jedyny nie opuścił żadnego treningu. Tylko… nieustannie się spóźniał. Nic dziwnego, że She nie brała go pod uwagę jako potencjalnego członka. Może jednak tym razem dobrze byłoby dać mu szansę. Jakby byli w patowej sytuacji skoro nie mieli części drużyny. — Cassidy nie wiem co się z nią dzieje. Pamiętam tylko, że jak była w drużynie, nie uświadczyłam jej na żadnym treningu. Ambroge…. Ambroge, kurde, Bell, z jego podejściem? Nie wiem. Będzie na Ciebie. Trochę go pognębię, może zacznie traktować to poważnie. Znasz Rience’a? Ostatni trening. Zwalił Amelię z miotły. Musimy popracować na odporności na jego… — zawiesiła się, nie potrafiąc tego nazwać — urok? Ja nie wiem. Ma w sobie coś tak wkurzającego, że chce się na niego patrzeć. Przy odrobinie szczęścia, wystarczy, że będziemy mieli go w drużynie. Niewiele zrobi i pozwalamy przeciwników z kijów, co? Z resztą się zobaczy. Po odejściu Jean, nie mamy też Nickodema. Będę musiała z nim pogadać. I obrońcy, Bell. Najistotniejsze. Zachwiała się, bo pociąg stanął w miejscu. Oparła się już zdrową ręką o ściankę wagonu i syknęła. Nie z bólu. Pomyślała sobie kto złożył tą rękę do kupy i robiło jej się niedobrze. — Merlinie — mruknęła pod nosem niezadowolona —chodź, zajmę Ci godzinkę. Idziemy po Trzy Miotły, zwołałam już całą drużynę. To nie wróżyło nic dobrego. D’Angelo prawdopodobnie chciała zabić wszystkich nużącym wykładem o nadchodzącym roku i strategii Quidditcha na cały ten czas, obiecując, że szczegóły szczegółów objaśni już przed każdym czekającym ich treningiem. Nie ma to jak skrupulatny krukon nastawiający drużynę psychicznie do treningów.