Hogwart Express jak zawsze oferuje wygodne siedzenia i wspaniałe wrażenia z podróży. Z powodzeniem możesz tu zmrużyć oko, albo oddać się zażartej dyskusji ze swoimi przyjaciółmi. Nie trać czasu. Pewnie wszyscy już się pchają, żeby zająć miejsca przy oknie. Przybierz na twarz najładniejszy uśmiech i bądź bohaterem, który jako pierwszy wciągnie swoje bagaże do przedziału!
Nie pozbędę się już ciebie? Podróż zaczynała go męczyć. Słuchanie jej było jedną z ostatnich rzeczy jakie chciał teraz robić, a paradoksalnie była jedyną z normalniejszych osób w przedziale. Super. Po prostu zajebiście. - To co. Ja tak wyglądam? - zgubił się gdzieś po drodze w tej rozmowie, bo nie wiedział dlaczego Voice mówi o tym, że nie wygląda jak napalona. Może i tak wyglądała. Teraz jednak nie będzie tego oceniał to byłoby niesmaczne. W końcu jest jego siostrą. Skrzywił się do swoich myśli, nawet nie ukrywał tego, że po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Powinien do tego przywyknąć, a nie za każdym razem zachowywać się jak popierdolony. To już się stało i nie miał na to najmniejszego wpływu. - Czyli chcesz? - bawił się różdżką jakby rozważał czy na pewno chce jej zrobić kolejną przysługę. W końcu wyciągnął jej plastik z oka, a to już dużo. - Ufasz mi? Wiesz zawsze zamiast pomóc mogę ci zrobić krzywdę. Zamiast uśmierzyć ból zadać ci jeszcze większy… - zaczął mówić, a z każdym kolejnym słowem widać było, że bawi się coraz lepiej. Obracał różdżkę między palcami czekając tylko na jakiekolwiek jej słowo. Pozwolił jej zdecydować, jednocześnie po raz pierwszy ciekawy tego co od niej usłyszy. - Tam są drzwi. Jak coś nie pasuje to wypierdalaj, tęsknić nie będę, ani rozpaczliwego listu za tobą nie wyślę. Może znajdziesz kogoś kto będzie chciał ciebie pooglądać. Kogokolwiek. - Powinien się zamknąć i tyle. Zamiast tego ciągnął bez sensu wymianę zdań. Tak. Zupełnie bez sensu, bo nic nie wnosiła, a tylko dodatkowo się nakręcał. Tak jak wtedy kiedy spotkali się przy wraku samochodu. Był pewien, że Voice doskonale pamiętała jak to wtedy wszystko się zakończyło… Słyszał pytanie chłopaka, ale nie odwrócił głowy w jego kierunku, w końcu nie był na tyle miły, aby pomóc. - Masz okazję, aby zdobyć przyjaciół. Może nie znikniesz mu wszystkich kości z ręki, chociaż wiesz co? Zabawnie by wtedy było. Nie obiecuje ci nic. Nie obiecuje, że będę bratem.
Nie będzie tak łatwo. - Nic nie sugeruję. Po prostu gram na twoich uczuciach, Toinen - uśmiechnęła się triumfalnie, odsuwając z twarzy kosmyk włosów. Miała to, czego chciała. Zobaczyła to. - Przez chwilę pomyślałeś o mnie jako o swojej siostrze - dodała, usiłując, by nie zabrzmiało to jak oskarżenie. Nie powinna była tego mówić. Nie powinna była tego robić. Nie powinna była na nowo mu uświadamiać, jakie więzi ich łączą, ale nie mogła się powstrzymać. - Chcę - wiedziała, o co zapyta. W dodatku wiedziała, że jest zdolny zadać jej jeszcze większy ból, zwłaszcza po tym, co powiedziała przed chwilą. Ale w dupie mu się chyba jeszcze do tego stopnia nie poprzewracało, żeby odwalić jej taki numer. - O to właśnie chodzi, że ci nie ufam, Toinen, ale nie jesteś takim skurwysynem, żeby mi nie pomóc... A może mylę się tak, jak ostatnio? Może nim jesteś? Może jednak pozbędziesz się ze mnie tych resztek zaufania do ciebie? - jej mina znów była kompletnie obojętna, irytująca. Tylko w jej szarych oczach tańczyły rozbawione ogniki. Pytał ją o to, czy mu ufa? Naprawdę? Odpowiedź była jedna i oczywista - nie. Ostatnio jej wpierdolił, a teraz pytał o takie rzeczy. - Nie umiesz się powstrzymać, co nie, Toinen? Nie umiesz zamknąć mordy w odpowiednim momencie. Nie chcę żadnych listów od ciebie, bo pewnie skończą się dla mnie kolejnym siniakiem. - Również usłyszała pytanie, ale niespecjalnie spieszyło jej się z odpowiedzią. Oczywiście jej braciszek musiał gdzieś wepchnąć dwa słowa za dużo. - Jedna rzecz nas łączy, Toinen, wiesz? Nie jesteśmy specjalnie skłonni do pomocy. Z tym, że to ty powinieneś ruszyć swój kościsty tyłek, skoro taki dobry jesteś w zaklęciach, nie wydaje ci się? Pobaw się tym swoim patykiem, no! Nie obiecuj. Spróbuj.
Znasz to uczucie, gdy jesteś kompletnie pogubiony? Leah właśnie czuła się jak kosmita, albo mugol który przypadkiem trafił na Pokątną. Wystraszona i nieogarnięta. Do tego ludzie dookoła chyba nie darzą się zbyt wielką sympatią. Przynajmniej pewne dwie osoby. Miała żelazną zasadę się nie mieszać, więc ignorowała to. Mają swoje sprawy i muszą je załatwić. Do tego ma dość emocji jak na dzisiejszy dzień, cudze jej nie potrzebne. Za to złamana ręka jej jednego z nich to już większy problem. Dziwny system wartości, ale co się poradzi? - Chwilowo tak - odpowiedziała mu na pytanie o obecny stan. Nie miała pewności, czy wszyscy wyjdą z tego cało. Do tego średnio ogarniała stan wszystkich dookoła. W końcu trochę ją ominęło. Spojrzała na chłopaka i mogła stwierdzić, że nie było ciekawie. Nie mogła go tak zostawić. - Będę. Ale niczego nie obiecuję - Nie była bardzo tragiczna, lubiła zaklęcia, ale... Stres, niepewność i odnalezienie się w sytuacji nie były proste. Mimo to nie była bez serca. Strasznie się bała, że ręka zostanie tak dziwnie wygięta, ale kiedy rzuciła już zaklęcie okazało się, że jest dobrze. Bezproblemowe zakończenie sprawy i chwała Merlinowi za to. Tak jej się wydawało, więc musiała się jeszcze upewnić. - I jak? Żyjesz? - zapytała i puściła jego rękę. Była z siebie dumna. Zaczęła dziwnie rok, ale chociaż coś jej w główce zostało jeszcze po poprzednim. Uśmiechnęła się do chłopaka i liczyła na to, że rzeczywiście nie pogorszyła jego stanu. Głupio, by tak było skrzywdzić rannego bardziej, a szczególnie nieznajomego.
Że go irytowała to mało powiedziane. Serio. Ona jednym zdaniem potrafiła podnieść mu nieźle ciśnienie. Chyba nikomu wcześniej to tak dobrze nie wychodziło. Działała na niego lepiej niż czerwona płachta na byka. O wiele lepiej. To na pewno o czymś świadczyło, ale wolał to odsuwać gdzieś dalej niż zajmować tym swoje myśli. - Taaa? Pomyślałem tak? Dobrze, więc o czym teraz myślę, skoro tak dobrze mnie znasz? - wydawało mu się to wszystko żałośnie śmieszne. On się sobie taki teraz w tej chwili wydawał. Rozmawiał z nią, wypowiadał kolejne słowa chociaż wiadomo było, że skrajnie go irytowała. Ale mimo wszystko odciągała myśli od innych rzeczy. Zajmował się jedną popierdoloną sprawą, aby nie myśleć o drugiej. Sam zamknął się w tym pociągu, na własne pierdolone życzenie się w nim znalazł, więc nie było co jęczeć. Ale to robił raz za razem. - Nie ufasz, ale mam się bawić różdżką przy twoim oku. Chyba serio jesteś jebaną masochistką. Zobacz jak tamci skaczą wokół siebie, może starczy im trochę miłości i dla ciebie. - Nadal obracał różdżkę między palcami, w sumie już wcześniej zdecydował co zrobi i teraz słuchanie jej żali tylko przysparzało mu bólu głowy. - Rzucę to jebane zaklęcie, a ty sobie stąd pójdziesz pierdolić takie gadki komuś innemu. Skąd możesz wiedzieć kim jestem, a kim nie jestem. Nie znasz mnie ani trochę, a zachowujesz się jakby było zupełnie inaczej. Takie pierdolenie w niczym nie pomaga. Zaufanie? Do mnie? Niby czym sobie kurwa na nie zasłużyłem? Nawet na te śmieszne resztki - złapał ją mocno za brodę wpijając jej palce w delikatną skórę twarzy. Nie dbał o to, że mogą później zostać ładne ślady po tym wszystkim, ale co mu za różnica. - Asinta mulaf - wypowiedział formułę zaklęcia, odpowiedni ruch nadgarstka i już uwalniał jej twarz z uścisku w jakim się znalazła. Nie musiał się jej nawet pytać czy jest lepiej, bo wiedział, że było. Znał zaklęcie uśmierzające ból dobrze, więc żadnego problemu z nim nie miał. Zaśmiał się tylko na jej słowa o pomocy. Dobre sobie. Już i tak niepotrzebnie zrobił to z nią. Mógł ją zostawić i patrzeć jak reszta rzuca się jej na pomoc, bo z pewnością tak by się stało. Zamiast tego sam to zrobił. W ogóle zastanawiał się po co? Nie, nie. Odgonił od siebie wszystkie te myśli, bo czuł, że tak naprawdę nie chce znać odpowiedzi. Chcesz, żebym nim był? Znajdź sobie lepszego. Tak będzie najlepiej.
Lloyd doskonale wiedziała, do jakiego stopnia rozwściecza go sama jej obecność i nie zamierzała nic z tym robić. To był jego problem. Nie była w końcu wobec niego tak uciążliwa, jak dla niektórych innych osób, które lepiej znosiły jej obecność. Sama sobie tłumaczyła, że problem leży w nim, nie w niej. Że to on nie jest w stanie zaakceptować rzeczywistości. - Nie muszę czytać w twoich myślach, żeby zauważać niektóre rzeczy, Toinen - bawiła się świetnie. Może nawet lepiej, niż kiedykolwiek. Odnalazła w sobie nowy talent - wkurwianie Madnessa niczym. Podobno trudno było go wyprowadzić z równowagi, ale po świecie chodził w końcu jeden wyjątek - Voice, która nie musiała robić absolutnie nic, by zadziałać mu na nerwy. - Ale nie starczy im do mnie cierpliwości. W twoją też wątpię, ale na razie nieźle sobie radzisz - zdobyła się na wredny, rozbawiony uśmiech. - Wątpię, czy zasługujesz na cokolwiek, Toinen. Proponuję inny układ - zostanę tu i przestanę się do ciebie odzywać. Będę pierdolić twoją obecność do tego stopnia, że w ogóle o mnie zapomnisz. Nie zamierzam sobie nigdzie stąd iść. Miałeś pecha, że trafiłam akurat do tego samego przedziału, co ty, a ja nie roznoszę szczęścia jak jakiś pieprzony jednorożec i nie spełniam życzeń jak pojebana wróżka - stwierdziła. Zacisnęła mocno zęby, gdy chwycił jej brodę. No tak, jego delikatność. Wszystkie ślady jakichkolwiek obrażeń na jej twarzy były spowodowane przez niego. Niedługo zepsuje jej i tak już paskudną buźkę. - W takim razie miłej podróży, Toinen. - Uśmiechnęła się w fałszywie uprzejmy sposób, odwracając się od niego i wyjmując z torby notatnik. Najwyższa pora wypełnić swoją część umowy, czyż nie? Otworzyła zeszyt na stronie ze szkicem ręki w półrękawiczce i zaczęła uzupełniać rysunek. W końcu para, którą właśnie miała na sobie popękała na grzbietach dłoni, a druga gdzieś przepadła, więc przyszła pora na złożenie zamówienia na nowe. Starała się nawet oddychać ciszej, żeby znowu nie doprowadzić Toinena do białej gorączki. W końcu jej pomógł, a ona i tak z nim zadarła, nie wynosząc się z przedziału. Chcę Ciebie. Ciebie albo nikogo. Zrozum to w końcu.
Gdy po wcześniejszym, gwałtownym hamowaniu pociągu wydaje Wam się, że wszystko jest już w porządku i nic więcej nie może zburzyć idealnej atmosfery tej podróży, staje się coś niezwykłego. Mniej więcej w trzech czwartych czasu Waszej podróży w przedziale zaczyna panować chaos. Na początku nikt nie wie, co się właściwie stało i dlaczego z ust Waszego kolegi wydobył się tak przeraźliwie głośny, cienki pisk. Jeden z pasażerów (osoba, która pisze posta jako pierwsza po tej informacji) poczuł na swoim ciele coś mokrego i obślizgłego. Nagle zrywa się on z miejsca, panikując i rozglądając się ze zdziwieniem po całym przedziale. Reszta patrzy na niego zdezorientowana, starając się dostrzec, co się dzieje. W tym momencie wszyscy rzucacie jedną kostką – osoba z największą liczbą oczek zauważa ropuchę i zobowiązana jest przejść się do przedziału prefektów, żeby zgłosić jej zaginięcie i zostawić ją u nich. Kto chciałby opiekować się takim paskudztwem?
Droga do Hogwartu powoli dobiegała końca. Lloyd zdążyła już zdjąć kurtkę i założyć szkolną szatę, dokończyć rysunek i zapomnieć o obecności Toinena. Śmiertelnie się nudziła, przerzucając leniwie kartki nowego podręcznika do eliksirów i obskubując czarny lakier z małego palca. Broda wciąż lekko ją bolała, ale Voice miała nadzieję, że do końca podróży będzie mogła umierać z jednego powodu - z nudów. Odpocząć. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nagle w przedziale nie zawrzało; gdyby jej ciała nie przeszył nieprzyjemny dreszcz wilgoci. Coś na niej usiadło... Zerwała się z miejsca i gwałtownie chwyciła za dłoń, ale niczego na niej nie dostrzegła. Zdała sobie sprawę z tego, że wyglądała jak idiotka, ale ewidentnie coś właśnie siedziało na jej ręce. Żaba? Ropucha? Może to tylko złudzenie? Usiadła z powrotem, ale do lektury podręcznika już nie wróciła. Rozglądała się tylko bacznie, szukając powodu swojej kompromitacji.
Wszedł, albo raczej wpadł do przedziału i złamał rękę. Ewidentnie, była złamana, bo przecież jej „naturalną” pozycją nazwać nie można było. Szczęśliwie znalazła się na tyle miła, pomocna, a przy tym umiejętna osoba, by jakoś rozwiązać problem chłopaka. Problem, który nie ma co ukrywać nie był tylko chwilową i nic nie znaczącą niedogodnością, jak na przykład bólem w plecach, czy atakiem migreny. Nie, nie. To było naprawdę coś wielkiego. I przy okazji bolesnego, tak w kurwe. Może dlatego, gdy tylko zobaczył, jak nieznajome dziewczę postanawia mu pomóc, posłał jej pełen radości i wdzięczności uśmiech, który oczywiście miał w sobie bardziej nieprzyjemne elementy, ale jak uniknąć grymasu bólu, gdy ten był naprawdę duży i nie do zniesienia? No, ale jak wielka radość zalała jego serce i duszę gdy widział, a także czuł, że ręka jest w coraz lepszym stanie. Naprawdę, cieszył się coraz bardziej. – Dziękuje! – rzucił tylko, całując dziewczynę w policzek, w ramach okazania wdzięczności. A co? Nie może?! Może! Poza tym, prawdziwy Casanova, którego tak podziwia, pewnie postąpiłby podobnie. Zdecydowanie! I nie ma tego w ogóle, co tłumaczyć. Tak miało być i koniec! Tak sobie postanwił. Oczywiście po wszystkim wyciągnął w jej stronę dłoń, jednocześnie podając swoje imię, czekając przy okazji na rewanż. Potem chwile pogadali, Thomas zajął się wrzuceniem swoich rzeczy na górę i jakoś tak podróż minęła. I mijała, mijała, mijała, rozmawiali ze sobą tam, śmiali się, oczywiście nie wszyscy. W końcu widać było znajomą okolicę. Coraz bliżej Hogwart, coraz bliżej Hogwart i tak dalej. Matko jakie to wspaniałe uczucie patrzeć na tą szkołę z perspektywy studenta. Oj tak, oj tak. Ale i tak najcudowniejszym był fakt, że teraz bez żadnych większych trudności i problemów będzie mógł uczestniczyć w lekcjach profesora Price’a, już jako pełnoprawny adept sztuki żywiołów. Tyle wygrać! Poki co jednak fajnie byłoby wstać, zebrać się, ubrać te całe szaty rytualne, no i nie zaliczyc przy tym kolejnego kontaktu z podłogą, tak ochoczo na niego patrzącej i wysyłającej mu jakieś dziwne matrymonialne sygnały. Mimo wszystko postanowił nie skorzystać. Tak też przywdziewał właśnie na siebie swe szaty, gdy ni z tego ni z owego coś poczuł. Prawdopodobnie coś go dotknęło. A może to tylko złudzenie. Pewnie tak. Albo to szata, gdzieś dotknęła jego ciała. Postanowił się tym nie przejmować, a kiedy już ubrał się spokojnie, obdarzył ponownie uśmiechem swoją poprzednią wybawicielkę. – No i jak tam? Zadowolona jesteś po wakacjach? – zapytał, jakby nigdy nic, no ale jakoś trzeba było rozmowę rozpocząć, nie?
-Luz, nie zbieram wywiadu. Miło mi swoją drogą. - Odpowiedziała ze śmiechem. Nawet chciała chyba zacząć jakąś rozmowę skoro wydawało się być już wszystko opanowane, ale nagle znów coś się stało. Nie miała pojęcia co, wszak Voice narobiła paniki tak nagle. Kaia wraz ze wszystkimi zaczęła rozglądać się co właściwie się dzieje, aż w końcu dostrzegła sprawcę całego wydarzenia i skrzywiła się lekko. Nie lubiła żab, były takie obślizgłe i nieprzyjemne w dotyku. Tym razem nie rwała się więc do pomocy tylko usiadła z boku mając nadzieję, że to nie jej przyjdzie się z tym małym stworzeniem rozprawiać. Pociąg już dojeżdżał, więc postanowiła przebrać się w szkolną szatę. to też z resztą zaraz uczyniła szczęśliwa, że wraca do swojego ukochanego zamku. Już za moment spotka się ze swoimi znajomymi, a potem rozpocznie kolejny pracowity rok szkolny. I pielęgniarka obiecała przecież, że rozważy możliwość kontynuacji kursu medycznego w szkole. A to była kolejna zachęta do tego, by już wakacje zakończyć. Na tamtym zaliczyła każdą możliwą lekcję i wierzyła w to, że tu będzie dokładnie tak samo. Chociaż nie, wiara to złe określenie. To było raczej przekonanie wynikające z własnego postanowienia. A ona żadnych wyzwań, które podejmowała, nie łamała.
Nie było źle. Po zachowaniu chłopaka mogła to powiedzieć. Podziękował jej, podróż mijała spokojnie, rozmawiali. Udało się jej przedstawić normalnie. Same plusy. Nie licząc tego, że w mózgu ma wielką dziurę. Po za tym było dobrze. Wszyscy żyją, coś musnęło jej dłoń i było trochę obślizgłe... Co to było? Chyba ktoś zgubił towarzysza. To te uroki jazdy pociągiem. Kiedyś kochała to, ale po drugiej dziwniej wycieczce zmieniło się to o 180 stopni. Teraz będzie się chyba modlić za nim do jakiegoś wsiądzie. Tak jak wszyscy przebrała się w szatę, bo rzeczywiście byli już blisko, a w jej serduszku było wiele niepewności. Radość, przerażenie i inne skrajności. Była ciekawa, czy kolejny rok przyniesie jej znów to samo. Miała nadzieję, że wreszcie będzie lepiej. Musi kiedyś być. - Chyba dobrze. Nie licząc tego, że jestem w pociągu, a ostatni raz pakowałam kufer. Szybki przeskok w czasie - Wolała obrócić w żart złe chwile tego dnia. Gorsze rzeczy ją spotkały, więc da radę. A jak nie to zmieni środek transportu kiedyś, o ile to możliwe. - Raczej tak. A ty? - Dobrze rozpoczęty rok. Kontaktuje z ludźmi, nie robi z siebie posążka milczka i uśmiecha się. Postępy w kontaktach międzyludzkich! To chyba trzeba zapisać w kalendarzu i ustanowić świętem. Rozejrzała się po przedziale z raczej dobrym humorem. Gdyby nie to, że znów coś jej dotknęło. Nie był to jej rozmówca. Z resztą nie przesadzajmy, nikt nie ma takich śliskich dłoni. - Nie pamiętam Cię zbytnio. Z którego domu i na jakim roku jesteś? - Istotne pytanie. Leah ma pamięć do ludzi, z zasady. Ale on był dość dużą zagadką. Do tego dobrze byłoby wiedzieć, gdzie go można w przyszłości spotkać, bo zachowuje się normalnie. O ile jej to oceniać.
Voice stwierdziła, że ma to dziwne coś, co usiadło na jej ręce głęboko gdzieś. Naprawdę. Nie zamierzała się tym przejmować, skoro właśnie dojechali na miejsce. Nie należała do osób uprzejmych, a szukanie czyjejś (zapewne) zguby w postaci prawdopodobnie ropuchy nie należało to rzeczy, które zrobiłaby z ochotą. Z trudem zdjęła więc z półki swój kufer, mało co nie urywając sobie rąk i wyszła z przedziału. Ktoś krzywo na nią spojrzał, zastanawiając się zapewne, czemu Lloyd nie ruszy głową nie użyje magii, by pomóc sobie z bagażem. Nie było nawet mowy o takich cudach. Chciała zamęczyć się do tego stopnia, by móc paść na łóżko i nie myśleć o alkoholu, imprezowaniu i innych bzdetach, do których zaliczała się krzywa morda Toinena i drżące ręce jej matki. Hogwarcie, za jakie kurwa grzechy muszę do ciebie wracać? A no tak. Jesteś moją jedyną szansą ucieczki.
Jeszcze miał ochotę odpowiedzieć coś Voice, ale ostatecznie nic już nie powiedział. Zacisnął tyko zęby i odwrócił się w stronę okna. Nie za bardzo też wiedział co działo się w przedziale, bo to nie było ważne. Miał one rzeczy w głowie i to je próbował w jakikolwiek sposób uporządkować. Jakby się w ogóle dało. Ta cała Voice… Po spotkaniu w Indiach próbował sobie przypomnieć sobie coś o niej. Jakkolwiek to nie brzmiało po prostu chciał wiedzieć. Ale nie zamierzał się wypytywać o nią innych. Po prostu zaglądał w zakamarki pamięci, próbując coś z nich wydobyć. Pamiętał jak napisała mu jakieś prace, jak później uczył ją jakiegoś zaklęcia i to na tyle. Nigdy ze sobą więcej nie rozmawiali. Mijali się na korytarzu i w pokoju wspólnym. Kolejna nic nie znacząca znajomość z której jedno i drugie wyciągnęło tyle ile chciało. A teraz? Odwrócił wzrok od okna i wbił w nią ciężkie spojrzenie. Oceniające. Wiedział, że łatwo się jej nie pozbędzie. Za bardzo już na początku odsłonił się. Pokazał, że go irytuje i ta irytacja rośnie z każdym kolejnym spotkaniem. A ona się tym wszystkim wyśmienicie bawiła. Nawet patrzenie na nią był bolesne. Tak samo jak przebywanie z nią na tak małej przestrzeni. Jeszcze zanim pociąg zatrzymał się na stacji wyszedł z przedziału. I zniknął na korytarzu.