Nie polecamy tu robić zbiorowiska, ani rodzinnych spotkań, bo to miejsce jest zwyczajnie ciasne i historia odnotowuje fakty, kiedy nawet utknął tu odrobinę bardziej puszysty Puchon! Dlatego lepiej szybko chowajcie się do swoich przedziałów. Wszak inni też pragną zająć swoje miejsca!
Nadszedł czas stawienia czoła rzeczywistości. Wakacje minęły. Nadszedł nowy rok szkolny. Z jednej strony Charles w końcu mógł uciec od domu, którego całym sercem nienawidził. Od dość bogato zdobionych zewnętrznych ścian budynku, starych i dużych ciemnobrązowych drzwi wejściowych, w końcu jego pokoju, który był nieprzyzwoicie mały w porównaniu do pokojów w reszcie domu. Od matki i babci, o których wolał nawet nie pamiętać, bo tak było łatwiej. Mógł wrócić do miejsca, które zawsze dawało mu pewne poczucie bezpieczeństwa i swobody, miejsca, do którego na początku wakacji szczerze tęsknił. Potem udał się do Japonii z nadzieją, że nieco wcześniej dane mu będzie odpocząć od życia. Nie spodziewał się jednak, że właśnie tam wszystko stanie na głowie… A to, co tam się wydarzyło, a także to, co wydarzyło się po jego powrocie do domu sprawiło, że na myśl o Hogwarcie szczerze się krzywił. Kiedyś to wszystko miało swoją magię… Magiczne przejście na peron, czerwony Hogwart Express, w końcu jazda z przyjaciółmi i zapychanie się słodyczami. To był jego ostatni rok w szkole jako uczeń. Tyle lat spotykał się tu z Lailą, wybierali sobie dobrą miejscówkę, a potem żartowali o wszystkim, ani trochę nie zamartwiając się faktem, że właśnie rozpoczyna się kolejny rok nauki. Teraz nawet nie był pewien, czy ją tu spotka. Ostatecznie była prefektem, więc wydawało się, że to było jej obowiązkiem, lecz… Sam nie wiedział, ale jakaś nuta niepewności wciąż w nim drgała, że może jednak jakoś się wywinęła, że właściwie nawet obowiązki nie są w stanie zmusić ją do jazdy pociągiem. Wszystko robił automatycznie. Automatycznie wszedł na peron, omijając wszystkich, czy to osoby znane, czy nieznane. Chyba nawet ktoś go wołał, ale ani myślał się odwracać. Automatucznie parł przed siebie. Niektórzy dopiero zaczynali swoją własną przygodę, przygodę z szkołą magii i czarodziejstwa. Przed nimi pierwsze trwałe przyjaźnie, pierwsze miłostki… Charlesowi wydawało się, że mu to wszystko wyrwano. Że nie ma teraz nic, a nie ma na tyle dużo szczęścia, by móc tak jak te dzieciaki sięgać po wszystko jeszcze raz. Bywało i tak. Wszedł do środka z swoją walizką i znalazł się na korytarzu, który dobrze znał. Ruszył przed siebie, rozglądając się dokoła. Musiał znaleźć jakieś miejsce, byleby z dala od wszystkich. Nie miał zamiaru wysłuchiwać złośliwości prawionych w jego stronę, a tym bardziej nie chciał, by ktoś pokazał mu, że ma do niego żal. To byłoby nawet gorsze. Byleby tylko znaleźć dobre miejsce, właśnie tak…
Mogła się wywinąć. Mogła dalej opowiadać wszystkim, że jest w ciąży, ale nie. To było żałosne. To był głupi żart. Musiała być teraz odpowiedzialną starszą siostrą. Choć nie niosło to dla niej żadnych nowych obowiązków czuła, że wiele się zmieniło przez te wakacje. Po raz ostatni słuchała Adelaidy, która postanowiła ją odprowadzić na pociąg. Oczywiście Alan się wyrywał, ale jej matka pragnęła się tu dziś z nią stawić, aby wygłosić jej przemowę o tym, że jest wartościową dziewczyną i spotka kiedyś kogoś kto na nią zasłuży. To nie musi być koniecznie ktoś ze szkoły. To musi być ktoś kto otworzy jej serce... Blabla. Gadaj sobie gadaj. Ona nie potrzebowała tego pieprzenia o niczym. Gdyby nie była prefektem pewnie by coś wymyśliła, ale to i tak była droga, którą zwykle jeździła do szkoły, więc... Nie miała wyjścia. Uśmiechnęła się do matki machając głową na znak, że rozumie sytuację i docenia jej słowa. Nawet musnęła ją w policzek mówiąc, ze wszystko będzie w porządku. Szczerze mówiąc powinna teraz się denerwować. Wszak w jej przedziale jadą same gwiazdy, z którymi ona zwyczajnie nie miała kontaktu. No może Clara. Clara była cudowna, wspaniała z niej koleżanka, ale ona przecież na pewno ich zna wszystkich. Laila byla późno mianowana na prefekta ze względu na szybką rezygnację Cassandry ze stanowiska. A żeby Hufflepuff nie został bez Puszka fioletowego wepchnęli ją tam jak pączka. Teraz dorzucili jeszcze tego Bennett'a. Mianowali nawet Saunders. Cieszyła się w sercu, ze Scarlett również tam jest, choć raczej nie liczyła, że jedzie pociągiem. Wszak ruszyła w magiczną podróż. Laila uśmiechnęła się ciepło do matki po raz ostatni i wciągnęła do pociągu swój kufer, który udało się jej zanieść do rzeczonego przedziału. Lecz nie została tam. Musiała przecież pomóc wszystkim pierwszakom. Ona matka Polka Laila, ruszyła na ratunek. Może nawet odnalazlaby Samanthę? Ale idąc ciasnym korytarzem nie widziała znajomej brunetki. Mijała mnóstwo pierwszaków, którym kolejno pomagała wchodzić do kolejnych przedziałów, aż nagle natknęła się na jakiegoś chłopaka. Pewnie w normalnej sytuacji od razu by sie zorientowała, że to Charles, ale teraz jedynie uderzyła go dłonią w plecy. - Kimkolwiek jesteś wracaj do przedziału. Nie mam czasu na zabawę w identyfikację. - Lecz ta okazała się niepotrzebna, bo zaraz spuściła wzrok na podłogę, a potem szybko uniosła głowę do góry odrzucając dłonią włosy do tyłu. Ups? - Charles, serio. Blokujesz przejście. - Rzuciła już nieco bardziej ludzkim tonem tłumacząc mu, że chyba nie tędy droga. No ale czy ktoś jej tuta słuchał? Dobrze, że jeszcze nie ruszyła tu ta kobieta z wózkiem. Całe szczęście.
Charles o niczym nie wiedział. O ciąży jego matki, o jej udawanej ciąży, o całym tym przedstawieniu, które odgrywało się gdzieś daleko za jego plecami. W tym momencie nie uczestniczył w życiu Laili Howett czynnie, a informacje dawno nie zostały zaktualizowane, bo po prostu nie rozmawiali. Wtedy, kiedy wyszła, nie potrafił nic więcej powiedzieć. Nie miał dość odwagi, by za nią ruszyć, ale za to miał dość czasu, by ślęczeć tam jeszcze przez parędziesiąt minut, nim zdecydował się wrócić do domu. A teraz w końcu było dane mu ją usłyszeć. Poczuł, jak ktoś go dotyka, a zaraz potem wiedział już, że to Laila, kiedy się odezwała. Tak, więc jednak zajmuje się swoimi obowiązkami… Odwrócił się leniwie. Nie chciał nabierać dystansu, a jednak ten wytworzył się jakoś wbrew niemu. Teraz to widział. Te czasy, kiedy rzucali się sobie na szyje… Czemu wydawały się tak okropnie odległe? -Wybacz, pani prefekt – odparł z cichym westchnięciem. Pamiętał, jak wiele razy go pouczała. Nie rób tego, rób to, a jak Ty tak w ogóle możesz, Charles, znowu coś odpieprzasz, weź Ty się… -Zaraz coś znajdę. Jestem na tyle duży, że nie musisz się przejmować, serio – dodał jeszcze, obserwując ją dość uważnie. Starał się wyczytać coś z jej twarzy, ale dość dobrze kryła się za maską obowiązków. Będzie musiała przywyknąć do tego, że w Hogwarcie mogą się na siebie natykać. On również będzie musiał. Chyba że w końcu to rozwiążą… A będą musieli. Czas leciał, a odkładać tego w nieskończoność nie można było. Choć… Laila poniekąd to już zakończyła. Sam nie wiedział, czy nie odłożyła go już na półkę oznaczoną jako „przeszłość”. Nie zdziwiłby się. A to, co było między nimi, już nigdy nie miało mieć znaczenia… Na Merlina, Charles, o czym Ty teraz myślisz? Serio blokujesz to cholerne przejście. No już, do przedziału. Ech. Tak, już idę. Już. -No, w każdym bądź razie życzę Ci udanej jazdy – powiedział i rozejrzał się pokrótce. Ciekawe, czy w ogóle jeszcze było gdzieś jakieś wolne miejsce? Wolałby nie pałętać się Howettowej pod nogami, bo nie potrzebowała więcej nerwów z jego powodu. Odwrócił się trochę za nerwowo, jakby serio chciał jej jak najszybciej zniknąć z oczu. Tak jakby wiedział, że jego obecność nie jest dla niej ani trochę przyjemna.
Nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie tak się cieszył z powrotu do „domu”. Nie pokusiłby się nawet nazwać jakiekolwiek miejsce domem. Hogwart stał się mu bliższy niż myślał. Wydawało mu się to w zasadzie abstrakcyjne. Nie miał tu przecież rodziców, którzy całowaliby mu czółko przed snem. U siebie w Australii też tego by nie doświadczył, lecz nie o to tu chodziło. Czuł, że zaczął należeć do chłodnych murów zamku, który krył w sobie tyle tajemnic. Jezus odliczając do pociągu, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Liczył nawet zacieki na suficie oraz ścianach. W głowie nawet skakały mu małe kangury, którym nadawał określony numer. Chciał zasnąć, lecz był zbyt podekscytowany. Będzie mógł napić się prawdziwego, kremowego piwa, a następnie rozłożył w dormitorium Slytherinu, czując w głębi, że gdzieś należy. Przypomniał sobie, że umówił się z Filipem na „poważną rozmowę” w pociągu. Nie rozumiał go. Obydwoje byli ostro pijany, więc yolo, nic się nie liczyło. Natomiast chłopak wspominał mu o jakimś zakochaniu? O jakim uczuciu na Merlina? Nie zaprzeczajmy Jezusowi było bardzo dobrze! Mógłby mieć takiego przyjaciela, do którego nie przyznaje się publicznie, a tutaj pod drzewem… Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba! Nie miał pojęcia, jak powinien podejść do tematu. W końcu w Jezusie nie kryły się żadne wyższe uczucia. Dla niego wszystko było proste. Nie rozumiał dram i wielkich przedstawień w stylu: kocham cię a ty śpisz. On miał niestety na wszystko stosunek dość lekceważący. Postanowił jednak nie uciekać przed Filipem, który jak widać podchodzić do życia o wiele poważniej od niego. Stanął na korytarzu, nie wiedząc, który przedział ma zająć i w zasadzie, gdzie będzie rozmawiał ze swoim… Właśnie kim był dla niego Stone? Wrogiem, kochankiem, przyjacielem?
On zaś cieszył się umiarkowanie. Nie skakał z radości, ale też nie podcinał sobie żył łyżką na myśl o powrocie do szkoły, spotkani z Lailą i takie tam. Powrót do Hogwartu oznaczał dla niego jeszcze większa liczbę treningów, nową miotłę, którą obiecali mu rodzice i wygranie rozgrywek. Bo nie przewidywał innego scenariusze. Skopią tyłki tym z Australii i z Hogwartu. A co! Teraz targał swój wielki bagaż do pociągu, omal nie zderzając się z jakimś mugolem, który był w wyjątkowo podłym nastroju. Potem szybko przez magiczną ścianę i już był na peronie, gdzie panował gwar, tłok i ogólne zamieszanie spowodowane rozpoczęciem roku. Pierwsze września zawsze w jakiś sposób przygnębiał Filipa, bo to szkoła, wiecie. Wydaje mi się, że czarodzieje też woleli by jeszcze trochę powakacjować niż wracać do nauki. No i umówił się z Joshuą. Na to wspomnienie aż westchnął głęboko, starając centralnie w przejściu do pociągu. Z tej głębokiej zadumy wytrąciła go jakaś mała Gryfoneczka, której sowa prawie go ugryzła przez kraty swojej klatki! Chłopak szybko wtargał swój bagaż do środka, uważając przy tym na nowiutką miotłę, która wciąż błyszczała i pachniała nowością. Jego jedyna kochanka...! Zajął przedział na początku pociągu, rzucając torbę na półkę, a miotłą kładąc ostrożnie na niej, by potem raz jeszcze na nią spojrzeć i wyjść z przedziału, zasuwając za sobą drzwi. Bo jak ktoś zobaczy jego miotłę to na bank mu ją ukradnie! Wytarł dłonie o kolorowe spodnie i zaczął przepychać się przez korytarz, by w końcu zobaczyć znajomą sylwetkę. I nie, wcale nie mówię tu o Charlesie i o Laili! Chyba wylądowali w dwóch różnych końcach korytarza. Lepiej dla nich. -Cześć- wyszczerzył zęby w uśmiechu, nim przypomniał sobie, po co właściwie tu przyszedł. Mieli porozmawiać. O TYM. O tym co zdarzyło się pod koniec wakacji, o czymś o czym Filip nie mógł przestać myśleć i co sprawiało, że chciał płakać i krzyczeć, ale w dziwny sposób łaskotało go w żołądku. Wiecie, o czym mówię? Pewnie nie. -Jak tam wakacje?- spróbował jeszcze zagadnąć, jakby nigdy nic.
Howett nie zastanawiała się długo nad tym, co robi, a co powinna zrobić. Uśmiechnęła się trochę żałośnie. Wszak jej to nie wyszło. Obserwator ostatnio donosił jej więcej co się działo u Cartwright'a niż on sam. Choć to bardziej wynikało z jej woli, każdy list do Gryffona potrafiła po prostu wyrzucić. Nawet bez zaglądania do środka. Nie miała do niego żalu. Nie robiła scen. Ludzie się rozstawali, kłócili, zabijali. Nie istniał powód, dla którego mieliby odgrywać między sobą jakieś pieprzone przedstawienie. Przynajmniej to była ostatnia rzecz, o której "marzyła". Wzruszyła ramionami, kiedy Charles ją minął, a ona nie potrafiła wytłumaczyć dzieciakowi, w którą stronę do łazienki. W końcu posłała go w przeciwną, a tam zobaczyła Josuhę Williamsa. Tego kolesia, który wszedł w Filipa w całym impetem. Do niego też nie miała pretensji/żalu czy coś. Posłała mu pojedynczy uśmiech, który pewnie ugrzązł nad głowami innych. To nic. Musiała już iść. Musiała, bo po prostu nie chciała tu teraz być. Cholera chciało się jej płakać. Była słaba. Nie była taka jak mówiła o niej Adelaida. Adelaida próbowała jej wmówić siłę, piękno. A gdziekolwiek nie poszła Laila okazywała się być jeszcze zbyt krucha, żeby istnieć. Cholera... Korytarz skumulował się osobami, które wiązały się ze wszystkim o czym chciała zapomnieć. Poniekąd była gotowa na tą całą sytuację. Wiedziała, ze pomiędzy nią a Gryffonem będzie panował teraz chłód... Odeszła przecież i pomimo tego, że teraz darzyła go zimnym nic nie znaczącym spojrzeniem, to nadal coś w środku chciało z niej wyjść i mocno się do niego przytulić... Ale Lai karciła się w myślach. Charles to nie była osoba, którą mogła przytulać, to nie była osoba, którą miała kochać. To nie był nikt o kim mogła myśleć przed snem. Ale pomimo tego, że nie był tym, tym, ani jeszcze tamtym... To był kimś, w kim Laila ułożyła za dużo uczuć. Wciągnęła do płuc sporą dawkę powietrza i zamknęła oczy czując, że napływają do nich łzy. Jeśli poszłaby za tym dzieciakiem, to pewnie natknęłaby się na Williams'a, który przekaże Filipowi, że ona sobie wesoło płacze w pociagu... Więc żeby temu zapobiec szybko otarła pojedyncze łzy i ruszyła za Charles'em, którego udało się jej jakoś wyminąć. Podobno plątał się tam gdzieś jeszcze Stone, ale nie chciała dac nikomu żadnej satysfakcji. Uciekała już. Jak dzieciak. Ej, Laila co jest? - Dało się słyszeć gdzieś w tle... Ale ona już tego nie słyszała. Po omacku szukała swojego przedziału. Boże jak najszybciej. Chciała stąd wyjechać, chciała zapaść się pod ziemię. Była słaba. Zbyt słaba, żeby podołać. To nie ta magia, to nie ten pociąg, to nie ta Laila.
Pierwszoroczni jak zwykle pchali się. Jezus próbował ich kierować (oczywiście w złą stronę), ale zaraz przechodzili obok niego. Podstawiał im wtedy nogi i śmiał się głośno. Pożałował tylko, gdy kanciasta torba ugodziła go w piszczel. Syknął głośno, chciał już popchnąć tego gościa, ale zaczął uciekać przed nim. Uznał, że nie będzie się rozdrabniał i latał po całym pociągu, zwłaszcza, że musiał odnaleźć Filipa, który pewnie zaraz zrobi mu awanturę o jakieś kwiatki. Wianek, co za prastare określenie! Była dobra zabawa, tak powinien o tym mówić Filip, a nie rozdrabniać się. Zauważył w miarę ładną gryffonkę z którą męczyła się znana już mu postać. Gdy podszedł do niego, chwycił chłopaka za szczękę, obracając ją a to w lewo a to w prawo. Chciał zobaczyć, czy jest pobity, bo nie rozumiał, dlaczego aż tak przejmował się tym seksem. Może ktoś mu dał wpierdol i wyzwał od gejów? Kiedy zobaczył, że wszystko z nim w porządku, wzruszył ramionami. Pocałował go przelotnie tylko w usta, a następnie oparł się o ścianę, wciskając ich do jakiegoś kąta, aby nikt ich co chwila nie potrącał. - Filip, błagam, przejdź do konkretów, a potem poopowiadamy sobie o wakacjach, co? – powiedział prosto z mostu, czując jak ściska mu się żołądek. Oj, nie to nie z nerwów. Chciało mu się okropnie palić. Jezus naprawdę miał wszystko w głębokim poważaniu. Co chwilę machał do znajomych, którzy wchodzili do pociągu. Wszak był towarzyski. - To chyba bardzo zatłoczone miejsce jak na takie rozmowy… – skomentował , gdy ktoś popchnął go na Filipa, tak, że chłopak mógł poczuć jego oddech w okolicach szyi.
Trzeba było pogodzić się z tym, że życie bywało ciężkie. Tym razem musieli pójść każdy w swoją stronę i chyba tak po prostu było lepiej. Gdyby kontynuowali, gdyby zatrzymali na dłużej… Co zrobiłby Charles, gdyby zobaczył jej łzy? Już teraz czuł niesmak, kiedy myślał o sobie, a jeżeli teraz otrzymałby żywy dowód na to, jakim człowiekiem był i do czego potrafił doprowadzić przyjaciółkę, chyba znowu coś by w nim pękło i do końca by podupadł. A już się staczał. Ostatnio, kiedy się upił… Trzeba było iść dalej, choć było to okrutne. Okrutne było to, że nic nie zauważył. Jej prawdziwe uczucia zapewne odbijały się w jej oczach, ale nie był w stanie w nie spojrzeć, bo chyba właśnie obawiał się tego, co mógłby w nich zobaczyć. Łatwiej było zawrócić i szukać dalej wolnego przedziału, tak. To w końcu w stylu Charlesa. Był mistrzem w unikaniu starcia z rzeczywistością. Ruszył więc dalej, starając się nie myśleć o tym spotkaniu. Będzie musiał się przyzwyczaić do nowej sytuacji i do tego, jak bardzo się poróżnili. Choć wiedział, że lada moment, gdy tylko usiądzie, oczami wyobraźni będzie widział przed sobą Lailę, która zawsze mu towarzyszyła. Oczywiście nim została prefektem. Stare, dobre czasy… które trzeba było jakoś od siebie odtrącić. Życie bywało ciężkie, tak. [zt]
-Co...?- zmarszczył brwi, gdy chłopak zaczął go oglądać ze wszystkich stron. No, prawie, jak jego mamusia! Tylko jego mamusia nie całowała go w usta odkąd skończył trzy latka i... hm... no cóż. Chyba PRAWIE zapomniał, jak to jest być całowanym, bo od tego incydentu z Joshuą z nikim nie się miział. Smutne, co? Nawet bardzo. Chyba nie był aż tak towarzyski, jak Jezus. -Myślałem, że mój pierwszy raz przeżyję z osobą, którą będę kochał, a tymczasem straciłem cnotę pod drzewem z chłopakiem, którego chyba nawet nie lubię- mruknął cicho, tylko z uwagi na przepychających się obok nich uczniów. -Byłem pijany. Ty też. Nie powinieneś mnie tak wykorzystywać- dodał, trochę ostrzej niż zamierzał. -Poza tym, wiesz kto napisał po tym wszystkim do mnie pierwszy? Laila. No ja pierdziele. Tego tylko brakowało. Uważa mnie za jakąś puszczalską ciotę. Cały Hogwart myśli, że jestem pieprzonym gejem!- uniósł ręce do góry, w wyrazie niezadowolenie i wtedy właśnie Joshua na nim wylądował. Chyba wbrew sobie zaczął oddychać szybciej. -Kurde, Joshua, nie chcę nigdy więcej uprawiać seksu w lesie. Nigdy więcej, okej?- zapytał, chwytając go za ramiona i odsuwając od siebie nieznacznie. Brzmiało to, jak "Nigdy więcej w lesie, ale gdzie indziej bardzo chętnie". -Możemy pogadać w przedziale albo... -wzruszył lekko ramionami. Szczerze to nie wyobrażał sobie rozmowy z Australijczykiem w przedziale pełnym innych osób. A co, jakby nagle się na siebie rzucili? Chyba nikt nie chciałby na to patrzeć.
- Patrzę Ci ktoś Ci nie obił mordki, bo wydaje mi się, że zachowujesz się jakbyś miał wstrząśnięcie mózgu. - prychnął, że w tym chłopaku ewidentnie nie było życia. Nie miał takiej woli, ciekawości, która powinna wypełniać przeszło osiemnastoletniego chłopaka. W ogóle fakt, że Filip należał do prawiczków, mocno zdziwił Jezusa. Wszak był przystojny, no nie? Miał dziewczynę. Dlaczego go łapki nie swędziły? Joshua też byłby w zasadzie grzeczny, gdyby nie ta paskudna tanabata i seks z Skylą. Boże, powinien do niej napisać, jakoś to wszystko wyjaśnić. A może była w którymś z przedziałów? - Przestań zachowywać się jak ciota. Czasy kochania kogoś już dawno za nami - fuknął na niego, nie rozumiejąc kompletnie podejścia. Gdyby Jezus miał czekać aż łaskawie cokolwiek do kogokolwiek poczuje, to miną naprawdę wieki i może się to zdarzy w jego piątym bądź szóstym wcieleniu. Filip naprawdę powinien nauczyć się życia. - Ehe, widziałem jak Ci się nie podobało - odpowiedział z przekąsem, unosząc brew ku górze. Tego na pewno nie mógł negować! Swoją drogą, to było szalenie dziwne! Nigdy z nikim nie rozmawiał o seksie, jaki obydwoje przeżyli, a teraz nie dość, że czeka go rozmowa z Filipem to jeszcze Skylą! Parsknął śmiechem. - Laska, z którą byłeś i zdradziła Cię z jakimś gryffonikiem, uprawiając z nim seks, bez miłości, bez uczuć, z wielkim orgazmem, mówi Ci, że jesteś puszczalski? To że jesteś ciotą to widać, bo strasznie się nad sobą użalać, zamiast potraktować to jako nowe doświadczenie. Co innym do Twojej orientacji? - spojrzał mu w oczy, przytrzymując go za ramiona. Naprawdę miał ochotę mu przyłożyć za to mazanie się. Zachowywał się jak laska, która schizowała, że może mieć dziecko z nieznajomym. Tu nie będzie dzieci. Była czysta zabawa, nawet jeśli to było przy drzewie. Zaśmiał się. - Ach, jasne, jest jeszcze wiele innych miejsc. - przytaknął głową. Szarpnął Filipem tak, że stali blisko siebie w tym obskurnym kącie, w którym mogli porozmawiać na tyle, aby żadne dziecko znów ich nie pchało i trącało torbami. - Dlaczego nie możesz mieć innych zdania w dupie i robić to, co Ci się żywnie podoba? - spytał, łapiąc go za podbródek. Chciał patrzeć mu w oczy, czy nie kłamie. Musiał znać prawdę, o co chodziło temu facetowi.
Lucas musiał tutaj być, jako że był profesorem, musiał zadbać o bezpieczeństwo uczniów. Taa zadbać! Już on im pokaże jak bezpiecznie podróżować pociągiem. Uśmiechnął się sam do siebie, ekscytacja która w nim drzemała wzięła górę. Wyciągnął piersiówkę z kieszeni swojego garnituru. Można by powiedzieć, że płyn znajdujący się w środku był równie mocny co ognista whiskey. Jak on dawno nie spożywał tego eliksiru. I już wiedział dlaczego! Był ohydny, duszący i w ogóle najgorszy! Stanął przy oknie, odsunął je na dół bo potrzebował świeżego powietrza. A więc to już dziś...przepuszczał wymijających go uczniów, sam się rozejrzał czy nikt go nie obserwuje, z resztą kto by chciał obserwować nauczyciela. To był jeden z tych najgorszych profesorów, którego większość uczniów unikała jak ognia i nie chciała mieć z nim do czynienia. W dodatku bali się go, więc tym bardziej unikali spojrzeń w jego stronę. I bardzo dobrze. Lucas rozejrzał się po przedziałach, widział w jednym z nich swój cel, a kim on był? O tym dowiecie się później, bowiem miał wiele zadań do wykonania, co się równa wiele celów. Potrzebował ustronnego miejsca, zabrał więc swój kufer i poszedł do przedziału z bagażami, bo kto będzie w takim momencie podejrzliwy. Szukał potrzebnych mu osób. Przechodząc pomiędzy przedziałami i widząc wszystkie twarze które są mu potrzebne jedynie skinął głową...czas zacząć, przygotujcie się. Tak mógł brzmieć ten gest.
-Bo się tym wszystkim przejmuję, tak?- zapytał i prychnął, niczym rozzłoszczony kociak. Próbował być groźny, ale jak to kociak; one są takie słodkie, że nawet, jak drapią to każdy chce je przytulać! Filip w ogóle nie rozumiał osób, takich jak Joshua. Takich, którzy kochali się... nie, cofnij. Oni się nie kochali. Oni po prostu uprawiali seks. A to zasadnicza różnica. Filip chciał SIĘ KOCHAĆ. Seks bez emocji, bez żadnego uczucia był dla niego czymś wręcz przerażającym. Może był staroświecki. I trochę naiwny. I jeszcze świat nie dał mu porządnie w tyłek, by zrozumieć, że nic tu nie jest takie proste. Ale Filip należał do tych, którzy chcieli, wierzyli w szczęśliwe zakończenie. -Nie. Ty nic nie rozumiesz- fuknął. -Może ciebie to nie obchodzi, ale mnie bardzo. Nie jestem tak zepsuty, jak ty- warknął, próbując strącić jego dłonie ze swoich ramion. Ale w tym ciasnym koncie szarpanie się z Joshuą było ostatnią rzeczą na którą Filip miał ochotę. Było za to milion innych rzeczy, które chciałby zrobić, a ta myśl go przerażała. -Jeśli ty nie potrafisz kochać to nie moja sprawa. Nic mnie to nie obchodzi. Nie jestem żadną ciotą- dodał, teraz już naprawdę zdenerwowany i poirytowany. Tym, że go tak nazwał, tym, że jest tak blisko, zdecydowanie za blisko, tym, że wyraźnie sobie z niego kpił, prosto w twarz. -Tu nie chodzi o Lailę. Po prostu... gdy tylko wrócę do Hogwartu wszyscy będą na mnie krzywo patrzeć. W Kanadzie nikt by sobie nic z tego nie zrobił, ale ci tutaj, z Hogwartu, rety. Jakby nie mieli własnego życia. Wszystko spieprzyłem. Nie powinienem zniżać się do jej poziomu- powiedział cicho, spuszczając łeb, by Joshua nie widział wyrazu jego twarzy. Zbierało mu się na płacz, a to raczej na pewno było mało męskie. No cóż... Długo tak sobie z głową w dół nie potrwał, bo Australijczyk złapał go za brodę i pociągnął w górę, a Filipowi nie chciało się nawet mu wyrywać. -Bo nie- odparł, jakże inteligentnie. -Mnie obchodzi, co inni o mnie pomyślą. A teraz mają mnie za puszczalską ciotę, która całe życie ukrywała swoją orientację. Laila uważa, że była tylko przykrywką i każda inna dziewczyna będzie myśleć tak samo- kopnął butem ścianę obok i oparł czoło na ramieniu chłopaka, przyciągając go do siebie jeszcze bliżej, w tym strasznie ciasnym, brudnym kącie. -Nie potrafię być, jak ty i nie przejmować się niczym. Chcę po prostu wrócić do domu. Do Riverside, bo tam nikogo, by to nie obeszło. Tutaj czuję się wiecznie wystawiony na pokaz, jak jakaś głupia małpa w zoo, na którą wszyscy się gapią. Wtulił twarz w zagłębienie szyi chłopaka, ani na chwilę nie rozluźniając uścisku. Joshua ładnie pachniał, stwierdził Filip, z walącym sercem, mając ogromną ochotę go pocałować. Ale wiedział, że na jednym pocałunku się nie skończy, na pewno nie. I chyba trochę się bał. Jak na ciotę przystało.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
W całym tym zamieszaniu pojawił się również Archibald, mający iście świetlany zamiar sprawowania częściowej kontroli nad podróżą, tudzież zapewnienia jakiegokolwiek bezpieczeństwa. Był bardzo niezadowolony (czytaj - wściekłość aż kipiała w nim, czemu ulegał sporadycznie), że jego opinia na temat ochrony w pociągu została praktycznie zignorowana, a Hogwart postawił jak zwykle (!) na swoich niezawodnych nauczycieli. Klął w duchu na Hampsona i jego nieostrożność, a Ministerstwu nie omieszkał wspomnieć o tej ignorancji. Dyrektor był jedną z głównych przyczyn zguby tej szkoły. Blythe nie potrafił zrozumieć dlaczego nie ściąga aurorów, kiedy miały już miejsce zabójstwa. Niewinne robienie dzieci po kątach musiało być kontynuowane, bo po co nam dyscyplina? Pieprzcie się wszyscy, na zdrowie, moi kochani studenci! Och tak, dziś Archibald miał bojowy nastrój. Co nie przeszkadzało mu w zauważaniu drobnych szczegółów na dworcu. Tym sposobem skonfiskował kilka butelek, które nie powinny znaleźć się w posiadaniu uczniów, zgasił kilka papierosów sprytnym zaklęciem i udzielił krótkiej reprymendy jakimś głośnym studentom. A potem pojawił się w pociągu, aby tam siać zamęt. W jego wykonaniu zamęt obrazował się jako spokojne, ale nie powolne, przejście korytarzem i wypowiadanie krótkich uwag. Różdżka także była w pogotowiu. Skinął głową do Godfrey'a, aby przywitać kolegę z pracy (TROLOLOLOLOLOLO), zaniósł swoją małą walizkę do przedziału nauczycieli, witając przy okazji tych, którzy tam siedzieli, i wrócił na korytarz, aby mieć lepszy wgląd w to, co dzieje się w pociągu. Stąd mógł zaglądać również do przedziałów.
Nie wiedział, jak powinien nauczyć Filipa tego dystansu do świata. Chciał tego. Filip wbrew pozorom obudził w Jezusie uczucia, których nie potrafił zdefiniować. Uciekał od świata, bo bał się, że znów zrani kogoś bliskiego, jak swoją siostrę. Wyraźnie posmutniał. Może miał rację Stone? Był jak kamień z wiersza Wisławy Szymborskiej. Zrobił to. Po prostu ot tak, przygarnął Filipa i go przytulił. Jezus rzeczywiście mało co rozumiał. Pogłaskał jego policzek. Niech się wykrzyczy, niech uspokoi. Nie chciał być zepsuty, ale taka była prawda. Stał się już dawno temu psychopatą, który nie liczy się z żadnymi uczuciami. Lekko musnął jeszcze raz usta chłopaka, chwytając go gdzieś w pasie. Zacisnął dłonie na koszulce. Słuchał prawie że uważnie, ale nie rozumiał dlaczego Filip się tak roztrząsa na swoim losem. Czy nadal kochał Lailę? To było absurdalne. Jeszcze raz się nachylił do niego, całując namiętniej. Znów się w tym zatracił, chcąc pokazać mu, że nie jest w zasadzie obojętny, nie jest żadną zabawką w rękach Jezusa. Przygryzł lekko wargę chłopaka, a następnie odsunął się od niego nieznacznie. Wypuścił ciężko powietrze, przeczesując swoje włosy. - Stone, osoby, które czytają obserwatora nie mają życia, ba i jeszcze mu wierzą. Hogwart właśnie tym żyje. Jesteś bi i nic na to nie poradzisz, ale biorąc pod uwagę zdanie ludzi, którzy cię gówno obchodzą, możesz stracić coś, czego będziesz żałował – odpowiedział jakże inteligentnie jak na Jezusa. Brzmiało to bardzo głęboko i obiecująco, ale w sumie mógł mówić o zajebistym seksie! Skarcił go wzrokiem, gdy ten zaczął kopać po ścianach. Jeszcze tego mu brakowało, aby rozwalił pociąg. Szarpnął nim mocno, przytulając do siebie. Joshui zdaniem Filip za bardzo się rozdrabniał. - Tu jest twój dom, teraz. Złap dystans. Zrób chociaż raz dziennie coś, czego bardzo pragniesz. Pokazujesz innym ludziom, że możesz kierować twoim życiem, a to ty jesteś jego panem, to ty musisz je przeżyć… - szepnął, głaszcząc plecy chłopaka. Nie wiedział, co ma jeszcze mu powiedzieć.
Filipowi na pewno by się to przydało. Taki dystans do siebie, do otaczających go ludzi i świata. Naprawdę chciałby być, jak Joshua. Nie przejmować się niczym, do niczego nie przywiązywać wagi, żyć tak zwyczajnie, z dnia na dzień i nie doszukiwać się drugiego dna tam, gdzie go nie ma. Chciałby stać się mniej wylewny, mniej wrażliwy, nie taki emocjonalny, z sercem na dłoni. Bo ludzie lubili ranić takie jednostki, jak nasz Fifi. Był łatwym celem, powiedzmy wprost. Dziewczyny doskonale zdawały sobie z tego sprawę, dlatego pewnie nigdy nie traktowały go poważnie. Miał dość bycia ciągle tym poszkodowanym i biednym. Postanowione! Od dziś się zmienia. W końcu obiecał sobie, że od września będzie prawdziwym badasiem. Tia... Pozwolił mu się pocałować, raz i drugi, sam wczepiając palce w materiał jego koszulki. Tym razem nic nie wbijało mu się w plecy, ale i tak było mu trochę niewygodnie. Nie miał jednak zamiaru narzekać, bo Jezus całował tak, że zapomniał o tym, że powinien go odepchnąć i uciec. Zamiast tego postanowił się zastosować do jednej jego rady; rób to, na co masz ochotę. Przesunął dłońmi w górę, wzdłuż kręgosłupa chłopaka, potem w dół i uniósł delikatnie skrawek jego koszulki... i bum. Koniec. Chyba się opamiętał. Ale jego serce wciąż łomotało, jakby chciało wyrwać się z tej żelaznej klatki żeber, co wcale mu się nie podobało, zważywszy, że to na Joshue tak reagowało. Dobrze, że Jezus nie potrafi czytać w myślach... O rety, a jeśli potrafi? Nie, nie, niemożliwe! -Nie chcę być już kimś, kim każdy może się bawić. Chciałbym być, jak ty- powiedział, to o czym pomyślał już wcześniej, robiąc poważną minę. -By niczym i nikim się nie przejmować. Tak musi być zdecydowanie łatwiej. Ja... ja za bardzo przejmuje się innymi. Nigdy nie stawiałem siebie na pierwszym miejscu- wzruszył lekko ramionami, kładąc dłonie na jego biodrach. -Więc już zaliczyłem dzienne minimum- dodał, uśmiechając się głupkowato, gdy chłopak wspomniał o tym, by choć raz dziennie robił to "czego bardzo pragnie". Ciekawe, czy Joshua załapie, o co mu chodziło. -Wtedy, w lesie faktycznie byłem pijany. Ale nawet potem, następnego dnia nie żałowałem. Czułem się potwornie, no bo, jak to? Chyba każdy oczekiwał, że będę się kajał i przepraszał, czy coś w tym stylu. Ale naprawdę mi się podobało. I wtedy, i dzisiaj.
Zdecydowanie Filipowi przydałby się Jezus. Wiele od siebie mogliby się nauczyć. Filip zmieniłby jego podejście do świat na mniej wyjebane. Joshua czasami chciał widzieć piękno innych ludzi, natury. Mógłby się w tym zatracać, wspominać, roztrząsać, lecz on wszystko widział czarno na białym. Nie było w jego świecie szarości i nie porozumień. Najważniejsze, aby robić to, na co ma się ochotę. Wtedy życie nie mija między palcami. Uświadomił sobie to, gdy zabił siostrę. Musiał się z nią pożegnać na zawsze. Nie była lalką ani kotem, który miał siedem żyć. Posmutniał, może tak naprawdę był zepsuty? Chciał zmienić Filipa i pokazać mu, jak wygląda australijska rzeczywistość. Nie wiedział, czy Kanada kształtowała jego życie podobnie. Carpe diem, i nic więcej. Uśmiechnął się do Filipa. Zaimponował mu tym, że wcale się nie odsunął, że wykazał się jakąś inicjatywą. W porównaniu z jego wcześniejszym wycofaniem i złością to był duży postęp. Położył mu dłoń na torsie, chcąc poczuć jego szybko bijące serce. - Tym kimś już jesteś, ale tu. Przestań się ograniczać. Nie myśl o innych. To ty masz być szczęśliwy. Jeśli osiągniesz taki poziom, wszyscy wokół będą dla Ciebie Pikusiem i zobaczysz, że są zupełnie inni. Olej ich. To co czujesz do mnie, nie powinno być kierowane bądź ograniczane przez laskę, która zarzuca ci puszczalstwo. Ty nikogo nie zdradziłeś, nie zadałeś najmocniejszego ciosu poniżej pasa osobie, którą kochałeś. Dlaczego w ogóle słuchałeś tej laski? Trzeba było wypierdolić ten listy i tyle – mówił, patrząc mu cały czas w oczy. Co jakiś czas pogładził a to jego policzek, a to dłoń. Nie wiedział, jak ma przemówić do rozsądku i co powiedzieć, aby nie stał się zepsuty? Bardzo chętnie pokazałby mu, że seks nawet „bezuczuciowy” ma w sobie uczucia. Zastukał kilka razy w jego pierś, gdy mówił, że naprawdę czuje się przy nim dobrze. Jasne, wszyscy musieli się tak czuć przy nieograniczonym Joshua. Uśmiechnął się, zaczepnie szarpiąc go o pasek od spodni. - Dlatego nie mów sobie stop, rób co chcesz i kiedy chcesz. – chciał znów go pocałować ale zauważył w okolicy nauczycieli. Mogą dostać punkty ujemne? Kij z tym. Nie będzie się powstrzymywał. Tym razem gwałtownie na niego naparł. Miał nadzieję, że jest już wszystko wytłumaczone. Gdy oderwał się od jego ust, szepnął: - Zwłaszcza jeśli chodzi o mnie, Stone
Filip mógłby go nauczyć, że ludzie wcale nie dzielą się tylko na dobrych i złych, a świat ma jeszcze całą masę kolorów, nie tylko czerń i biel. Mógłby mu pokazać, że w życiu chodzi o coś więcej niż tylko seks. Że można kogoś polubić i chodzić z nim na randki! I, że można czuć coś do drugiej osoby, coś więcej niż czysty pociąg fizyczny. Mógłby mu pokazać jeszcze wiele rzeczy, gdyby tylko Joshua by mu pozwolił. Byli swoimi zupełnymi przeciwieństwami, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Bo teraz, gdy tak stali w tym kącie w zatłoczonym korytarzu w pociągu zmierzającym prosto do Hogwartu, wyglądali całkiem... uroczo. Nie wyglądali, jakby się mieli pozabijać. I ktoś, kto by ich teraz zobaczył mógłby powiedzieć, że tworzą fajną parkę. Dooooobra, to jednak za dużo! -Bo ją kochałem! Nawet po tym, jak mnie zdradziła. Na serio, myślałem, że coś nam z tego wyjdzie. Dla niej zostałem w Hogwarcie, choć wcale mi się tam nie podobało. I wiesz, nie potrafię jej znienawidzić, nie tak do końca. Zrozumiesz, jak też będziesz kiedyś zakochany- dźgnął go palcem w bok, uśmiechając się przy tym wrednie. -To by było dziecinne. Gdybym postanowił ją olewać- dodał, całkiem spokojnie. Wspomnienie Laili już nie bolało tak bardzo, nie piekło, gdy tylko zobaczył dziewczynę podobną do niej. Czuję, że spory udział miał w tym właśnie ten tutaj Jezus. -Ja nie będę wtrącał się w jej życie, a ona w moje. Tak postanowiliśmy- powiedział, pewnym siebie głosem, choć sam nie wiedział, czy uda mu się dotrzymać obietnicy. Bo, czy gdy Laila przybiegnie do niego z płaczem, kto, jak nie on będzie miał się nią zająć? Nie był bez serca. Była kobietą jego życia. Przynajmniej przez ten krótki czas. Nie mógłby odmówić jej pomocy. Nawet, gdyby przyszła wypłakiwać mu się z powodu Charlesa. Nie spodziewał się tak gwałtownego pocałunku i nim jeszcze zdążył go oddać, zauważył kątem oka nauczyciela, który gdzieś tam kręcił się z boku. Zacisnął mocno powieki i objął jego (nie nauczyciela, Joshuę xD) szyję ramionami, atakując go swoimi ustami. I tak oberwał już jednym szlabanem. Drugi mu nie zaszkodzi. Zresztą, kto mógłby rozdzielić te gołąbeczki? Hłe hłe. -Jesteś strasznie pewny siebie- stwierdził, ciągnąc go za szlufki spodni, po czym wsunął dłonie w kieszenie swoich własnych. -A jeśli zechciałbym rzucić się na kogoś innego? Wieeesz, twoi koledzy z Australii też są całkiem nieźli. I koleżanki. A mnie chyba kręcą takie zakazane romanse- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Joshua wcale nie dzielił ludzi. Może właśnie dlatego traktował ich jak zabawki? Nie chciał więcej słuchać o jego byłej. Miał jej dosyć. Dlaczego Filip się aż tak tym przejmował? W ogóle zmień av, wygląda na nim paskudnie! Randki, czym na Merlina była randka! Teraz Joshua musiał ciągać go do Hogsmeade na herbatkę? Nie mógł serio znieść tego jęczenia o Laili. Kochał ją czy nie kochał. Niech rzuci kurde kostkami może się w końcu dowie! Nie chciał tego słuchać. Jezus nie był nigdy zakochany. Nie oczekiwał od ludzi uczuć wyższych. Nie jestem pewna, czy miał nawet przyjaciela. Spędzał czas ze znajomymi czasem miło, czasem szaleńczo, ale nigdy nie czuł się jak Filip. Trudno było go zrozumieć. Zatracił się w pocałunku, który znaczył więcej niż mógł nawet przypuszczać. Naparli bardziej na drzwi od toalety, otwierając je. Nie mógł dopuścić, aby jakiś nauczyciel przerwał im rozmowę albo JAKIŚ TAM PREFEKT. Odsunął się od Filipa, ciężko oddychając. Nie chciał, aby skończyło się ich spotkanie po raz kolejny seksem. Pewnie byłoby to przegięcie. Przekręcił zamek, spoglądając na chłopaka. Klatka piersiowa unosiła mu się szybko na znaczą odległość. Musiał opanować pożądanie, a nigdy tego nie robił. Zawsze mówił sobie carpe diem i yolo. Oparł się o drzwi, patrząc w oczy Filipa. Zaśmiał się, przygryzając wargę, która nie dawno całowała jeszcze chłopaka. Dlaczego wróg aż tak na niego działał? Czuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. - A zechciałbyś się rzucić na kogoś innego? – spytał z lekko kpiącym uśmiechem. Jeszcze niedawno Filip przeklinał wszystko i wszystkich, że uważali go za geja. Ledwo stracił dziewictwo i już chciał szaleć? Jeden krok, a Jezus już był przy nim. Opuszkiem palców wodził po zarysie szczęki chłopaka aż po jego szyję. - Chciałbyś? – spytał ponownie. Wspomnienia o Laili natomiast piekły Joshua. Chyba był o nią zazdrosny. Dlaczego ona miała prawo całować wszędzie Filipa a on nie? Okej, oni byli w związku, a ci chłopcy nie. To było chamstwo. Joshua nagle zamarł. - Myślisz, że dalibyśmy radę… – zawiesił się. Nigdy czegoś takiego nie proponował! To było czyste szaleństwo. Nie mógł przyrzec mu wolności ani nic innego. Chciał mieć do niego monopol, to abstrakcja – Tak razem? Romantyczność tego pytania nie znała granic! Toaleta w pociągu do Hogwartu i dwóch napalonych chłopców.
Ej! Nie czepiaj się avka, piękny jest. A te okulary muszą być naprawdę smaczne, skoro Filip tak zawzięcie je gryzie. Lepsze to niż fajka w gębie. Może jest właśnie na terapii? Skoro na wakacjach tak poszalał i wypalił całego JEDNEGO skręta od bliźniaków to odwyk by mu się przydał. ZWŁASZCZA, że to był papieros od bliźniaków. To przez niego wylądował w lesie z Joshuą! A Isolde i jej chłoptaś poszli w ich ślady i też zrobili to pod drzewkiem. Ale pfff, i tak Filip i Joshua byli pierwsi. Z tymi kostkami to nie jest głupi pomysł. Filip nie umiał się zdecydować, cz powinien ją dalej kochać, czy nienawidzić. Wierzył po prostu, że to uczucie samo minie, z czasem. Niektórzy mówią, że czas leczy rany. Jeszcze inni, że po prostu przyzwyczaja do bólu. A Stone nie miał zdania. Ale tak było łatwiej; zostawić wszystko losowi, niech on to załatwi, bo ja nie umiem. Takie podejście. Ja pierdziele. Serio? Toaleta. No to żeś wybrał, pomyślał Filip, ale nie powiedział nic, tylko zmarszczył lekko brwi. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy chłopak przekręcił zamek. A potem się przeraził. CO on chce mu zrobić? Chce go zgwałcić? Zamordować? Wsadzić mu głowę do tego wypasionego kibla? Na pewno coś z tych rzeczy! Filip przełknął ślinę nerwowo i oparł się o przeciwległą ścianę, ręce chowając za siebie. -Może- odparł krótko, drżąc pod jego dotykiem. Czemu ten chłopak przyprawiał go o takie dreszcze, szybsze bicie serca i robił Meksyk w jego brzuchu? To było po prostu nie fair. Działał na niego, jak Laila. A nawet bardziej. Nie wiem, jak to jest, ale faceci zawsze działają "bardziej". Bo są tacy męscy. Bo przejmują inicjatywę i go zaskakują. Bo w związku z kobieta to Filip miałby kontrolę. A teraz stał i nie wiedział, co zrobić. -Co razem? Grać w Quiditcha? Przecież jesteśmy w inn...- przerwał, z jakże inteligentnym wyrazem twarzy, kiedy dotarło do niego, o co tak naprawdę Joshui chodzi. O TO. Przed chwilą się całowali, tulili, a teraz byli w toalecie i Australijczyk pytał go, czy mogliby być razem. -Jak para?- zapytał głupio, mrugając oczyma. -Ja... ja myślę, że tak, że moglibyśmy spróbować. Że to byłoby coś nowego, fajnego. Myślę, że fajnie by nam było razem- zapewnił go gorliwie, chwytając jego dłoń w swoją, nie mając zamiaru pozwolić mu odejść. -A ty? Myślisz, że mogłoby się nam udać?- zapytał, chwytając też jego druga dłoń i odpychając się od ściany, stając najbliżej niego, jak tylko mógł, nie dotykając go jednak w ogóle.
Teraz jest piękny. Wcześniej był fuj. Może te okulary były i przepyszne, ale to Jezus mógł tylko dotykać ust Filipa i tyle! Co też ten Filip miał do fajek? Jeszcze zapali sobie z Jezusem i zobaczy, że po zielsku czasem dobre efekty są. I nie zawsze kończą się pod drzewem! Już niech nie narzeka też nad ten las. Podobno było mu dobrze. Nie wiedział, co tak też narzekał na używki. Joshua przecież w sumie dzięki nim żył! Rzeczywiście to wielkie chamstwo powtarzać nas seks, ale pewnie ją tyłeczek nie bolał (:*) Chyba teraz przydałyby się mu kostki. Być czy nie być z Jezusem, o to pytanie. Jeszcze się nie nauczył, że chłopak nie zrobi mu krzywdy? Aż zaśmiał się, gdy zobaczył w oczach Filipa to przerażenie. Czego się po nim spodziewał? - Może? – złapał go za słówko. Teraz w końcu byli sami. Może toaleta nie była zbyt romantycznym miejscem, ale zazdrość pobudzała Joshua. Pokazywał mu, że musi walczyć o Filipa. Polować na niego, gonić za króliczkiem. Czubkiem nosa przejechał po jego szyi. Nie chciał usłyszeć o żadnej konkurencji. W końcu był egoistą, wolał mieć wszystko dla siebie. - I tak Was ogramy – szepnął, śmiejąc się. Ciepłym oddechem otulił szyję Filipa. Nagle naparł na niego i został popchnięty aż pod samą ścianę. Oddychał znów ciężej, serce zdecydowanie zaczęło szybciej bić. Otworzył szerzej usta, zastanawiając się, co ma odpowiedzieć. Przejechał dłońmi po klatce piersiowej Filipa. - Tylko jest taki… mały problem. – dodał, zatrzymując dłonie na jego barkach, które mocniej ścisnął. Zaciął się na chwilę. Jak miał mu to wszystko powiedzieć? Na Merlina, czuł się jak ciota. Przygryzł wargę, wypuszczając głośno powietrzę. Fajerwerki, fanfary, czas mijał, a Joshua milczał. Zaczął skubać spierzchnięcia ust, gdy w końcu bardzo cicho wydobył z siebie: - Nie byłem nigdy w związku I cisza. Milczenie. Strach przed tym, że Filip go wyśmieje. Wszak znał się na seksie jak nikt inny, a nigdy na randce nie był. Czekał. Myślał, że Filip może go uderzyć. Zamknął nawet oczy czekając na werdykt. Teraz żałował, że zamknął zamek. Najchętniej by stąd uciekł, odnalazł jakąś swoją przyjaciółkę na przykład Madison i położył jej głowę na kolanach.
W ogóle, fajnie by było, jakby razem palili zioło! I jakby się razem upijali. Jakby razem imprezowali i robili jeszcze masę głupich rzeczy. Mogliby też kiedyś skoczyć do jakiegoś klubu i zacząć wyrywać małe Gryfoneczki, by na końcu rzucić tekstem w stylu "sorry, jestem gejem" albo coś w tym stylu. Mads na pewno ucieszy się z tego, że są razem. No bo... są, czy nie są? Zagadka na dziś! Gdy Filip mówił o tym wszystkim swojej koleżance, o tym, że co to będzie, jak się w nim zakocha, a co jak Joshua poczuje to samo i takie tam, ona go zwyczajnie wyśmiała. Powiedziała, że to niemożliwe i ma nawet o tym nie myśleć. Coś takiego. To się zdziwi! Ale super! Uśmiechnął się lekko i objął jego kark dłonią, odchylając nieznacznie głowę w tył. Potem jednak się wyprostował, przypominając sobie, że, na Merlina, są w kiblu. Nie wiadomo, kto tu i co robił. Filipa nieszczególnie kręciła myśl, że ktoś tu mógł być przed nimi i robić RÓŻNE DZIWNE rzeczy. -Nie ma mowy. Nie, gdy ja wyjdę na boisko- odgryzł się, dźgając go lekko w bok, coby sobie Joshua nie myślał, ze skoro teraz jest jego chłopakiem to da mu jakieś fory na boisku. Mowy nie ma. Tym bardziej będzie się starał. No, chciał mu zaimponować. I zrobi to, nawet jeśli będzie musiał walnąć go tłuczkiem w łeb. -Problem?- uniósł do góry brew, czekając aż Joshua powie coś w stylu "Mam HIV" albo "Jestem bezpłodny" (ale heloł, chyba dzieci i tak im z tego związku nie wyjdą) lub "Nigdy nie byłem z chłopakiem", co było dość prawdopodobne. To co usłyszał nie zdziwiło go jednak zbytnio, bo tego właśnie się po Jezusie spodziewał. Wyglądał na typowego casanovę, ale sam mu powtarzał, że miłości na tym świecie nie ma i takie tam, co wyraźnie wskazywało na to, że chłopak unikał związków. -Zawsze musi być ten pierwszy raz. Ten przynajmniej ja ci zabiorę- wyszczerzył zęby w uśmiechu, chwytając go za podbródek i całując lekko. -Nie martw się, wszystkiego cię nauczę- dodał, wypinając dumnie pierś, wciąż nie mogąc pozbyć się tego głupkowatego uśmiechu z twarzy. Ale to było naprawdę urocze. To, że Joshua mówi mu takie rzeczy. Że chce z nim spróbować. A to, że Filip teraz go trochę pognębi to już inna sprawa. W końcu mu wolno! Joshua zabrał mu wianek, to Filip też mu coś zabierze. Pierwszą randkę na przykład. -Czuję się zaszczycony- powiedział, już nieco poważniej, znów go całując. Czuł się w pewien sposób dumny, wyróżniony. Że teraz to on będzie mógł mu pokazywać i uczyć go wielu nowych rzeczy. Miał tylko nadzieję, że ten związek potrwa dłużej niż dzień i Joshua go nie zdradzi z jakimś swoim koleżką!
Na pewno nie raz jeszcze ze sobą zapalą. W końcu... byli parą. Jakże to było abstrakcyjne. Joshua w związku. Madison to chyba od razu padnie martwa. Może powinien ją najpierw upić, a potem obwieścić tę cudowną nowinę? Chociaż z tego związku nie będzie dzieci! Mieszanka Filipa i Joshua byłaby zabójcza. Miałaby pewnie rude włosy, bo charakter wyszedłby aż na zewnątrz. Połączenie człowieczka bez uczuć i tego który chce zbawić świat. Urodziłby się superbohater! Mogliby tak robić jak w Plotkarze było. Tutaj jednej z nich wyrywa dupeczkę, wpada drugi i zaczyna robić dramę, a potem uroczo pieprzą się po kątach. Rewelacja! Skąd nagle w Filipie pojawiła się ta nagła żądza "bycia górą"? Joshua wręcz był zaskoczony, poddał się temu, chcąc zobaczyć, na ile skusi się Filip. Parsknął śmiechem. - Będziesz zbyt wpatrzony we mnie, i tak znajdę znicz. - rzekł przesłodzonym głosem. W końcu był szukający! Bystry, sprytny, zwinny. Na pewno ogra Filipa! Joshua był też waleczny. Nie poddawał się aż do końca samej walki. Musiał wygrać. Całe życie poświęcił lataniu na miotle i żaden... związek mu w tym nie przeszkodzi. Aż pogładził go po głowie, tak dla udobruchania. Zdziwiła go reakcja Filipa. Wiedział o tym? Ale nikt o tym nie miał pojęcia! Zarumienił się, wbijając wzrok w podłogę. Jak to tak? Tak nie można! Nie lubił mieć świadomość, że musi się opanowywać, bo jest tam jakiś ktoś. W zasadzie nie wiedział, na czym polega związek i Filip rzeczywiście będzie miał czego go uczyć! - Mam nadzieję, że mnie po tym tyłek nie będzie bolał - zażartował, wystawiając język w stronę swojego... chłopaka. O zgrozo, jak to fatalnie brzmi! Aż trzasnął go w wypiętą pierś, aby przestał się tak głupkowato uśmiechać. On tu był śmiertelnie poważny! Już miał mu odpowiedzieć jakoś chamsko, ale Filip zaczął go znów całować. Pocałunek był inny. Nie wiedział, że status "związku" tak zmienia doznania. Przyciągnął go bliżej siebie. Miał w sumie niezły zaciesz. Niedawno Filip był prawiczkiem, a teraz całował go tak jakby świat miał się skończyć. Włożył dłonie do tylnych kieszeni spodni swojego... chłopaka, przerywając na chwilę pocałunek. - Naprawdę tutaj? - spytał ze śmiechem, wsuwając jedną z dłoni pod koszulkę Filipa. Niewyżyci jacyś!
Nie, nie, nie, nie. To byłaby prawdziwa katastrofa. Dziecko Jezusa i Filipa, ogarniacie? Bo ja nie. To dziecko miałoby przekichane już na starcie. Co z tego, że byłoby zabójczo przystojne, nawet z tymi rudymi włosami, skoro miałoby taki spaprany charakterek? No i do jakiej szkoły je posłać? Na pewno nie do Hogwartu! Dziecko Laili gnębiłoby je do końca życia. Poza tym to byłaby mieszanka wybuchowa, bo oni obaj byli tak różni, jak słońce i deszczówka. A ta akcja z Plotkary- o tak, niech tak kiedyś zrobią! Koniecznie. No bez przesady. Jeden pocałunek nie czyni z niego tego dominującego. Już nie może pocałować własnego chłopaka? To serio dziwnie brzmi. -Tiaa, na pewno. Lepiej nie wpatruj się za długo we mnie, bo oberwiesz tłuczkiem- odparł, równie słodziutkim głosikiem. A Filip był w końcu pałkarzem! Na boisku przeistaczał się w prawdziwą bestię. Raz nawet zdzielił kolegę z drużyny, tak mocno, że tamten musiał udać się do SS. Tak się rodzą przyjaźnie w Kanadzie. Filip był szybki i silny, a wszystkie sentymenty i tą swoją "miętką" stronę zostawiał w szatni. Jeśli było trzeba, atakował nawet dziewczyny. Bo wygrana była najważniejsza! Nie wiedział, ale się domyślał. Bo to było takie podobne do Joshui. Zresztą, warto było, dla tych rumieńców, które pojawiły się na jego twarzy. Filip z trudem stłumił chichot i chrząknął cicho. -No wiesz! W przeciwieństwie do ciebie, ja jestem delikatny- pacnął go paluchem w pierś, uśmiechając się przy tym łobuzersko. -Ale wszystko ma swoje granice- dodał i wzruszył lekko ramionami, że niby on taki niewinny i wcale nic nie sugerował. Tiaa, jasne. Mruknął coś pod nosem, czując dłonie chłopaka na swoim tyłku i odsunął się od niego nieznacznie, rękami jednak obejmując go w pasie. Serio lubił się z nim całować. Chyba za bardzo. A fakt, że teraz byli... parą, przerażał go jeszcze bardziej. Nie żeby się nie cieszył, bo cieszył. Ale nigdy nie był z facetem w typie Jezusa. Jego chłopcy byli mili i sympatyczni, a temu tutaj raczej daleko do takich. Choć teraz, gdy byli tu sami, Filip mógłby go tak nazwać. Ciekawe, co się stanie, jak stąd w końcu wyjdą. Stone chyba wolał nie wiedzieć i najchętniej przesiedziały tu całą podróż do Hogwartu. A potem mogliby się tu ukryć i czekać do następnych wakacji! Impreza w pociągu, to jest to. Pisnął cicho, zupełnie, jak panienka, gdy Joshua wsunął mu dłoń pod koszulkę. Była zimna, a on w ogóle nie był na to przygotowany. -Myślę, że będziesz musiał poczekać, aż dojedziemy do Hogwartu. Seks w toalecie nie jest szczytem moich marzeń- poklepał go lekko po torsie, ale potem sam bezczelnie zsunął dłoń na jego podbrzusze i uniósł materiał koszulki chłopaka w górę. -Moglibyśmy pójść na randkę, na spacer, a potem do kawiarni, a potem może pozwolę ci się pocałować na pożegnanie- kiwnął głową z powagą, sunąc palcami po jego brzuchu. I kto tu był niewyżyty, co?
Szczerze to strasznie się nudziła. Nie miała z kim pogadać, bo w przedziale panowała grobowa cisza, a Hannah nie ma w zwyczaju zaczynać rozmowy, szkoda. No ale, może i ktoś się złamie i zacznie rozmowę na jakiś mało ciekawy temat, może i Hannah się tym zainteresuje? Wątpię. Trzeba sobie jakoś radzić, wszyscy jej znajomi gdzieś indziej się porozsiadali. To znaczy widziała ich gdzieś w innych przedziałach, jednak wszystkie miejsca były już zajęte. Ale przecież spotka ich na stacji King Cross, nie ma co się martwić. Przeżyje, nie musi z tymi ludźmi w ogóle rozmawiać. Z resztą widać, że są bardzo towarzyscy. Jednak tą jakże przygnębiającą ciszę przerwała pewna dziewczyna. Adison? Skądś ją kojarzyła, psycholka jakaś. Czego ona chciała? Gazety? Ledwo co Hannah się odezwała ta z jej rąk zabrała pismo. Oczywiście nie ukrywała, że była na nią oburzona. Jak to? Zabierać komuś z przed nosa gazetę? No ludzie! Jednak rzekomo ktoś jej szukał. Hm, ciekawe kto? Może jeden z jej znajomych. Jak dobrze, w końcu coś się zaczęło dziać. Nie będzie musiała siedzieć w tym przedziale. Szybko oderwała się z miejsca, zamknęła drzwi i nieco się oddaliła. No i? Gdzie ona lub ona jest? A może ktoś ją zwyczajnie wrobił? Nie, to nie możliwe, na pewno tak nie było. A może? Stop! Jezu , co ja piszę, kocham moje nieskładne zdania! No dobra, zaczeka, a jak nie przyjdzie to się po prostu wróci do przedziału. Gazetki raczej już nie odzyska, będzie musiała napawać się tą niezręczną ciszą, albo będzie tak zdesperowana, że zacznie gadać jakieś bzdury, amen.
Ach, te przedziwne przypadki! Kiedy Charlotte miała już zawrzeć kolejną przyjaźń, do ich przedziału wpadła ta mała, ruda paskuda. I o ile do rudych dziewczyna tak naprawdę nic nie miała (bo sama dosyć często zastanawiała się nad przefarbowaniem własnych kudłów), to ta drugoroczna była naprawdę wredna i denerwująca. Najlepiej przekonali się o tym pasażerowie przedziału szóstego, których wysmarowała swoimi lepkimi paluchami, niektórych zaś opluwając. Charlie myślała, że zwymiotuje, kiedy zobaczyła ten drugi przypadek dotyczący Huana i Marigold. Niech ktoś uświadomi tą dziewczynkę, że jest ohydnym, małym gnomem, co? Brr! No ale nie o tym teraz. Windsorówna już miała zagadać do Melody na temat jej koszulki z najwspanialszą na świecie maskotką, kiedy mały rudzielec postanowił do niej zagadać. Fakt, że wypowiedziała jej pełne imię i nazwisko nie naprowadził studentki na konkluzję, że wydarła się o wiele za mocno, wręcz przeciwnie. Uznała po prostu, że to albo ten szukający ktoś powiedział Jackie, jak nazywa się dziewczyna, której szuka, albo dzieciak był sam na tyle obeznany w towarzystwie, że Lottę już znał. Tak czy inaczej, lepka łapa złapała za szatę Brytyjki i pociągnęła ją na korytarz. "Za jakie grzechy?" - powiedziała w myślach, patrząc tęskno za Mel, jeszcze w przedziale. I pomimo faktu, że sama szatynka nie była ani trochę religijna (ba, prędzej Bogiem nazwałaby Godryka Gryffindora niż jakiegoś dziwnego człowieka w chmurach), to została wychowana w rodzinie z silnym wpływem anglikańskim. Oprócz tego musiała też chociażby udawać, że jakoś tam wyznaje ten przeklęty anglikanizm - bowiem kto będzie głową Kościoła, kiedy to ona obejmie tron? I owszem, kiedy, bo nawet jeśli szansa była praktycznie nikła, to Charlotte miała sporą pewność, że kiedyś to ona będzie wielką, wspaniałą królową. Tyle że wszystkie te zbędne pierdoły typu berła i korony (no dobra, koronę może sobie zostawi, jedną, małą) odda biednym dzieciom z Afryki. A wtedy wszyscy będą zadowoleni! Ale dobra, znowu schodzę z tematu. Tak więc dwie Gryfonki szły korytarzem, czasami przepychając się między losowymi grupami uczniów, którzy postanowili sobie wyjść na pogawędki poza przedziałami. Szatynka tylko czekała, aż ktoś ją wygoni z powrotem do szóstki. - Dobra, dziewczynko, szczerze mówiąc to nie sądzę, żeby ktokolwiek wzywał mnie do toalety więc już mi tu gadaj, o co naprawdę chodzi! - mruknęła Charlie, wyrywając rękaw swojej szaty z lepkich łapek Jackie. Natychmiastowy chłoszczyść na ubranie i powinno być w porządku. Tylko o co chodziło z tą całą toaletą?