Jest to najbardziej oblegany przez uczniów sklep w Hogsmeade. Cały to obszerne i przytulne pomieszczenie jest bardzo kolorowe i pełne regałów wypchanych po brzegi niezwykłymi i bardzo smakowitymi słodyczami. Mając taki wybór zawsze trudno zdecydować się co najlepiej kupić. A można tu dostać Gumy do żucia Drooblesa, Lodowe myszy, Czekoladowe żaby, Cukrowe pióra, Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta i wiele innych pysznych słodyczy.
- Barbados. - odpowiedziała krótko, ale rzeczowo. - Więc na brak słońca nie mogę narzekać. - przyznała i zerknęła na Fasolki. - Tak, nigdy nie wiadomo, na co się trafi. - nieznacznie się skrzywiła po czym zatrzymała się przy półce z kociołkowymi pieguskami.
Zmarszczył lekko nos i powtórzył kilka razy: - Barbados, Barbados - starając się umiejscowić go gdzieś na mapie. Nie udało mu się to jednak - Brzmi egzotycznie, gdzie to dokładnie jest? Lubił dużo wiedzieć, a bez zadawania pytań byłoby to trudne. Owszem mógłby poczytać ale zajmuje to dużo czasu, plus dochodziły do tego poszukiwania odpowiedniej książki. Dlatego prościej było zasypać pytaniami Apple. - Kwachy i Pieprzowe Diabełki! - krzyknął uradowany po czym ściągnął obie rzeczy z półki po dwie sztuki każdą. Lepiej żeby mu zostało niż miałoby zabraknąć. - Jeszcze Eksplodujące Cukierki i będę miał wszystko. Rolvsson ruszył na dalsze poszukiwania, ale po chwili przystanął przy Apple i spytał: - Oprócz Piegusek bierzesz coś jeszcze?
Z zaciekawieniem obserwowała reakcję Rolvssona. - Ameryka Środkowa. - wyjaśniła. - A Ty, skąd pochodzisz? - spytała, zainteresowana odpowiedzią. Zaczęła się zastanawiać, co jeszcze wziąć. - Hmmm... chyba zdecyduję się na kociołkowe pieguski i kwachy. Zdecydowanie kwachy! I może jeszcze lukrowane pałeczki. - zaczęła wymieniać i sięgać produkty z półek. Ustawiła się w kolejce do kasy.
Teraz już miał chociaż blade pojęcie skąd pochodzi Apple. - Nie mogłaś tak od razu? - spytał przyjaźnie, zaoszczędziłaby zarówno sobie jak i jemu strzępienia języka. Sięgnął ponad jej ramieniem po paczkę Eksplodujących Cukierków. I po raz kolejny przeszedł wzdłuż regałów. Może o czymś zapomniał, a chciał mieć pewność, że wszystko na co miał ochotę trzymał właśnie w rękach. Ustawił się za nią w kolejce i po namyśle odpowiedział, bez większego entuzjazmu: - Z Londynu, tam przynajmniej mieszkałem długi czas. W porównaniu z Barbadosem za mało jest tam słońca.
- Londyn. Czasem chciałabym tak pomieszkać i przekonać się, jacy są Anglicy. - uśmiechnęła się lekko po czym zapłaciła należność sprzedawcy i odsunęła się, robiąc miejsce chłopakowi. Oparła się o ścianę, obejmując rękoma torebkę z łakociami. Lekko przekrzywiła głowę, obserwując ludzi znajdujących się w sklepie.
Zapłacił szybko za wszystko co miał w rękach, część upchnął do kieszeni aby nie wysypywało mu się to na brudną podłogę. - Anglicy jak to Anglicy bywają różni, zależy wszystko od człowieka. Wyprzedził i przepuścił ją ponownie w drzwiach, nie mógł pozwolić aby jego nieskazitelne wychowanie poszło w zapomnienie. Zmarszczył nos i powiedział: - Jeszcze tylko wejdziemy po drodze po kremowe piwo i możemy udać się pod chatę.
- Ja już nie idę po piwo. - mrugnęła do niego. - Poczekam na Ciebie przed Chatą. - dodała, wychodząc ze sklepu. Było nieznośnie gorąco, dlatego marzyła tylko o cieniu. Tylko i wyłącznie o tym. Obróciła się i spojrzała na Rolvssona, lekko mrużąc oczy. - No to do zobaczenia za chwilę. - uśmiechnęła się po czym ruszyła w stronę Chaty.
Wszedł do sklepu, poczuł mocny i słodki zapach słodyczy. Nie miał zamiaru nic kupować, ale uwielbiał ten duszący aromat. Kusiło go by kupić Cukrowe pióro, czy choćby czekoladową żabę. Niestety wiedział, że ma złą przemianę materii i słabą wole oraz, że jeśli kupi jedną rzecz, po niej przyjdą kolejne. Bardzo lubił swoją sylwetkę i nie chciał jej zmieniać, a już zwłaszcza na gorsze.
Elianna weszła do sklepu. Uwielbiała zapach słodyczy, a zwłaszcza sklepy z słodyczami. Ona uwielbiała przeróżne słodkości, a sylwetka o którą też dbała także się zachowa. Zauważyła, że nie ma zbytnio dużego ruchu. To dobrze. Przynajmniej nikt nie będzie jej dokuczał z powodu okularów... Zaraz... To co ona chciała sobie kupić? Acha; paczkę żelków, blok czekoladowy, paczkę fasolek wszystkich smaków BB, miętową ropuchę i lizaki... Ojej! Dobrze, że jej rodziciele mają pieniądze to przynajmniej pozwoli sobie na ''odrobinę'' słodyczy.
Namida od dłuższego czasu kręcił się po mieście aż w końcu trafił do Miodowego Królestwa... Rozejrzał się, ogarniając towarzystwo... Zauważył nawet dziewczynę z Hufflepuffu... ładną dziewczynę... Jakoś tak odruchowo się uśmiechnął. Podszedł i zerknął jej przez ramię, po czym spytał cicho, aż nazbyt banalnie - Lubisz słodkości?
Odwróciła się na pięcie i spojrzała na mężczyznę młodego. Miał nietypową piękną urodę. Był inny i to widać było. Znała tego chłopaka... znała... nie do końca... wiedziała, że popularny w szkole. Wszystkie dziewczyny za nim ganiały, a ona mogła o nim pomarzyć. - Tak - powiedziała. W jej oczach było coś dziwnego; smutek, który zapragnął odrobinę czułości, prawdziwego ludzkiego serca, którego nawet od rodziców nie znała.
Nami zmierzył jeszcze raz dziewczynę uważnie od góry do dołu... Głównie zwrócił uwagę na śliczne oczy... - Może polecisz mi coś? Sam mam na coś ochotę, ale nie wiem na co... - Zaśmiał się cicho, posyłając brunetce jeden ze swoich firmowych uśmiechów...
- Cóż. Mi osobiście strasznie smakują lizaki wszystkich smaków oraz fasolki Bertiego Botta. - powiedziała Eli. Kiedy mężczyzna uśmiechnął się do niej to sama się zaczerwieniła i poczuła dziwne ciepło w żołądku. Takich emocji jeszcze nie zaznała w życiu. - A tak poza tym... to jestem Elianna Bryant - powiedziała ostrożnie i uśmiechnęła się do niego.
- Namida Kirei. - niczym dżentelmen ujął jej dłoń i ucałował ją lekko. - Miło mi... Jesteś z Hufflepuffu, prawda? Kojarzę Cię... - dodał, nadal się uśmiechając. Odwrócił się i rozejrzał się za czymś słodki. Od razu rzucił mu się w oczy ogromny, kolorowy lizak. Chwycił go i podał dziewczynie - Chcesz?
- Tak. Jestem dumna, że jestem Puchonem. - powiedziała szczerze. - Nie, dziękuję. Już dzisiaj za dużo zjadłam słodyczy. Chciałam całą paczkę żelków, fasolek i czekoladę. - powiedziała dziewczyna płacąc już za swoje słodycze, które wcześniej wybrała. Potem schowała je do torby ulubionej. - Ładne masz imię. - wyszeptała.
Nami zapłacił za lizaka i wziął jeszcze trochę rodzynek i orzeszków w czekoladzie, po czym wszystko schował do torby. - Dzięki. Za to Ty masz śliczne oczy... - odparł, całkiem szczerze. Nie mógł przestać w nie patrzeć.
- Dziękuję. Ty... też. - powiedziała trochę zawstydzona i usiadła jednych z przy stoliku, aby trochę odpocząć. Miała nadzieję, że młody mężczyzna także to zrobi. Odstawiła torbę na bok. Westchnęła do siebie wpatrywała się w Ślizgona.
Namida zaśmiał się tylko cicho i usiadł obok. Podobał mu się sposób w jaki dziewczyna się rumieniła, i to, jak prawiła mu komplementy... Był strasznie próżny, jak na Ślizgona przystało i strasznie mu się to podobało. - Mogę się przysiąść? - spytał, dla czystej formalności... chyba znał odpowiedź...
Wszedł do sklepu z zamiarem kupienia trochę słodyczy, by dodać je do prezentu urodzinowego dla Seleny. Nie za bardzo wiedział co lubi wiec wziął kilka przypadkowych słodyczy. Kanarkowe kremówki, eksplodujące cukierki, słoik waniliowo-czekoladowych, karaluchów, czekoladowa żaba, miodowe Toffi, lodowa kulka umożliwiająca lewitację, musy-świrusy, kociołkowe pieguski, paczka fasolek Bertiego Botta, cukrowe pióro. Podszedł do kasjerki, wręczył jej 10 galeonów. -Reszty nie trzeba, do widzenia.-Powiedział po czym wyszedł ze sklepu.
- Tak - powiedziała dziewczyna uśmiechając się. Wyciągnęła z torby paczkę żelków malinowych i podała je na środek stolika. - Poczęstuj się, jeśli masz ochotę. - powiedziała i znów posłała mu uśmiech - Wiesz trochę tęsknie za Hogwartem. Powoli nudzą mi się te wakacje, a w szkole zawsze się coś dzieje. Sięgnęła do kieszeni po truskawkowy błyszczyk i pomalowała nimi usta, które po chwili pięknie się mieniły.
Nami sięgnął po jedną z żelek podrzucając ją do góry, aż wpadła mu prosto do ust. Z uśmiechem cały czas na ustach obserwował malującą się dziewczynę. - No, ja w sumie też... Nigdzie nie wyjechałem i trochę się nudzę... Mogę? - spytał, sprowadzając wzrok na błyszczyk...
- Jasne. Mam takich mnóstwo. Kocham błyszczyki - powiedziała. Wzięła jedną żelkę i skonsumowała ją szybko. Westchnęła do siebie. Tęskniła za rodzicami bardzo, a Ci nie dawali żadnego znaku życia. Wątpiła w to, czy nawet jej list doszedł do domu. Myślała o tym, aby to wszystko zostawić i wyjechać tam do rodziców. - Masz jakiś rodziców? Rodzeństwo? - spytała.
Namida, zupełnie bez skrępowania pomalował sobie usta, zaraz przejeżdżając po nich językiem, by posmakować błyszczyka... mm, słodki... - No, jakiś tam mam... Rodziców znaczy. I młodszą siostrę. Teraz po wakacjach przyjdzie do Hogwartu. - powiedział, oddając błyszczyk.
- Ja niestety nie mam. Masz szczęście, że nie jesteś sam. Moi rodzice są wiecznie zajęci czymś. Jak nie pracą to czym innym - zasmuciła się Elianna. - Czym się interesujesz, Namido? - powiedziała nieco poważniejszym tonem, ale troszeczkę też się zaśmiała. Widocznie dziewczyna miała dobry humor.
- No nie wiem, czy tak fajnie... Negai, moja siostra, nieźle potrafi zajść za skórę... A co do rodziców... widzę się z nimi tylko w wakacje i przerwy świąteczne, chyba, że mogę zostać w szkole... A czym ja się interesuję... Modą, szczególnie biżuterią... no i muzyką... - rozgadał się, jak to miał w zwyczaju. - Gram na fortepianie i gitarze, no i śpiewam, podobno całkiem nieźle. Śliczny wisiorek... - dodał jeszcze, zerkając na różę na wisiorku.
- A, dziękuję. Dostałam go od ciotki na urodziny. Mam go już trochę czasu - powiedziała dziewczyna, a wisiorek dziwnie błysnął. Może jednak był magiczny? Może coś w nim jest? Interesujące... Dziewczę wzięło jeszcze z dwa żelki. Niby tyle dużo jadła, a dobrze, nawet bardzo wyglądała. - Co Twoje imię znaczy? Jest bardzo ciekawe - spytała.