Nie wiadomo, czy o dekoracjach znajdujących się w parku decydowała jedna i ta sama osoba, ale z pewnością do takich właśnie wniosków może dojść każdy, kto widział zarówno pomnik Piotrusia Pana, jak i Bajkową Fontannę. Jeśli w wrzucisz monetę, do znajdującego się obok fontanny pojemnika, z którego później środki są przekazywane na organizację charytatywną dbającą o renowację zabytkowych londyńskich budynków, z fontanny zaczną dobiegać dźwięki znanych wszystkim melodii z bajek. Czy już przeniosłeś się wspomnieniami do słodkiego okresu dzieciństwa?
Ostatnio zmieniony przez Anthony Roberts dnia Pon Lis 04 2013, 22:10, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Ettie nigdy w życiu nie przyznałaby, że jest sentymentalna i wzruszliwa. Mało kto zresztą by ją o to podejrzewał. Parła przez życie jak taran – śmiało, szybko, awanturniczo. Wrażliwą i delikatną część siebie chowała gdzieś głęboko, udając na ile się dało, nawet przed sobą, że taka nie istnieje. Ale czasem potrafiła się zatrzymać, równie gwałtownie i zapamiętale co rwała zwykle naprzód. Wszystkie jej myśli, chaotycznie obijające się w jej głowie jak gromada ciem zamkniętych w słoiku, zamierały nagle, a z obsypanej przez nie pyłem kryjówki wychodził Zachwyt w swojej najczystszej postaci. Ettie nie była w żadnej mierze koneserem sztuki i być może właśnie dzięki temu potrafiła tak mocno upajać się najdrobniejszymi rzeczami, które uznała za piękne – parą kłębiącą się nad kubkiem herbaty, odbiciem płomyka świecy w zaparowanej szybie, płatkami śniegu tańczącymi w świetle latarni, czy tak jak teraz tęskną melodią rozedrganych strun na brzegu fontanny. Nie istniał czas, nie istniał Londyn, nawet jej tu nie było. Był tylko ten mały czarujący skrawek parku i uniesienie rosnące w niej tak bardzo, że aż bolało… … dopóki nie kichnęła. Nie zdążyła się nawet powstrzymać. Poniewczasie przycisnęła dłonie do ust i nosa, jakby chciała je za wszelką cenę powstrzymać przed wydaniem jakiegokolwiek kolejnego dźwięku. Wielkimi z przejęcia oczami spojrzała na wiolonczelistkę. Świat się właśnie skończył! Jej przeklęty odruch bezwarunkowy zabił magię!
The author of this message was banned from the forum - See the message
Kiedy człowiek gra, zatraca się zupełnie w myślach, doznaniach. Czas nie grał roli, liczyła się tylko spokojna muzyka. Lubiła i słuchać i grać, jakoś tak od dzieciństwa, to było jej schronienie od świata, który ją otaczał, zwłaszcza po pierwszym roku w szkole. Kiedy oczekiwała od siebie wiele, a mocno się zawiodła. Zderzyła z rzeczywistością, marzeniami, planami, które już chyba nigdy nie zostaną zrealizowane. Okazała się być kiepska ze wszystkiego, do czego trzeba użyć różdżki. Kilka razy wybiła okno w sali, podpaliła ławkę. Miała problemy z opanowaniem swoich rozbuchanych emocji, które w niej siedziały. Gniew, smutek i tęsknota. Przez to wszystko, tylko było gorzej. Sama do końca nie widziała jak okiełznała w końcu swoje emocje. Chyba z tego po prostu "wyrosła". Tak jak w pewnym wieku wyrasta się z potworów czających się pod łóżkiem, czy zabawy pluszakami. Momentami była bardzo niestabilna do tego stopnia, że stwarzała zagrożenie dla siebie i innych. Wielka moc skryta w jej ciele, której nie mogła opanować. Chyba dopiero w czwartej klasie przestały pękać jej kubki w dłoniach, jednak nadal mogło się coś wydarzyć i tego bardzo się bała. Kiedy chciała ukierunkować tą magiczną moc nie mogła nic, najprostsze zaklęcia bywały zbyt trudne, co innego, kruszenie murów, kiedy była ewidentnie zła. Usłyszała za sobą kichnięcie. Nawet nie zauważyła, że przestała grać, bo ciągle miała zamknięte oczy, brodą oparta była o pudło rezonansu. Odwróciła się powoli otwierając oczy. Była taka spokojna, bez emocji, bez smutku, żalu, namiętności. Roosevelt, potrafił bez wątpienia leczyć jej serce. Ujrzała młodą dziewczynę. Miała blond włosy i... to rzadkie, orzechowe oczy, które lśniły jak milijon gwiazd złotem. -Na zdrowie-odezwała się do nieznajomej lekko się uśmiechając. Położyła wiolonczelę na schodkach i otworzyła pokrowiec, schowała go razem ze smyczkiem. Jaka, szkoda była, że znajdowała się w mugolskim parku, nie była pewna więc, czy dziewczyna nie zareaguje zbyt nerwowo na zmniejszenie instrumentu. Wolała nie ryzykować. -Od dawna tu jesteś? Jak przyszłam to chyba cię tu nie widziałam- zwróciła się do dziewczyny twarzą i usiadła bokiem. Poprawiła jeszcze swoją sukienkę. Granatową, utkaną z delikatnego, lekko transparentnego materiału. Przepasana była skórzanym, szerokim paskiem z błyszczącą, srebrną klamrą. Kasztanowe włosy Dulce opadały swobodnie na ramiona od czasu do czasu przeczesywane przez wiaterek, które podrywał je do tańca.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Stało się. Swoim kichnięciem poszerzyła ramy prześlicznego obrazu, który podziwiała, wpuszczając do niego otaczającą go, pozbawioną mistycyzmu codzienność. Bez słowa obserwowała jak wiolonczelistka pakuje. Właściwie to nawet się nie ruszyła. Przez moment chciała ją zatrzymać i poprosić, żeby nie przestawała grać, ale ta chwila już minęła. Ocknęła się, gdy dziewczyna zadała jej pytanie. Zdjęła ręce z twarzy i wyprostowała się, zamiast jednak odpowiedzieć od razu, wbiła wzrok w ziemię i zarumieniła się. Ettie nigdy nie była nieśmiała, ale wiolonczelistka trochę ją peszyła. Chwilę temu wydawała jej się nierealna i nieosiągalna, teraz mówiła. I to do niej. - Przyszłam jak cię usłyszałam – przyznała powoli podnosząc na nią wzrok – Ładnie grasz. Powinnaś grać też dla ludzi. Próbowała mówić i zachowywać się jak normalna ona – na luzie, na wesoło, ale gdy patrzyła na dziewczynę robiło jej się gorąco i drętwiały jej stopy. To było najgłupsze, a zarazem najprzyjemniejsze uczucie jakiego w życiu doświadczyła. Uśmiechnęła się kącikiem ust, żeby przykryć zakłopotanie.
The author of this message was banned from the forum - See the message
-Dziękuję-szepnęła. Nigdy jej nie powiedział, by grała dla kogoś, uważała, że ma do tego zdecydowanie zbyt mało talentu. Wstała, podeszła do młodej blondyneczki i przyjrzała się jej uważnie swoimi brązowymi oczami. Wyglądała na przerażoną, małą przerażoną sarnę na widok myśliwego. Młode jagnię zamarło w bezruchu czekając aż zostanie oddany strzał. -To bardzo miłe, jednak uważam, że brakuje mi talentu. Poza tym, chyba zjadłaby mnie trema. Jestem Reina Miramon-przedstawiła się młodej dziewczynie. Nie wyciągnęła jednak do niej dłoni, nie chciała jej bardziej stresować. -Gdzie mieszkasz?-spytała. Najpewniej nie daleko, bo raczej rzadko widywała tutaj przejezdnych z innych krajów. Właściwie wiedział tylko, że jest tu jej brat i siostra, ale z nimi się nie widywała. -Jak chcesz kiedyś mogę cię nauczyć grać, co ty na to?-zaoferowała jej miłym, uprzejmym tonem i rozejrzała się za ławeczką, na której mogłyby spokojnie usiąść i porozmawiać.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
O Morgano! Idzie tu! Sama nie mogła uwierzyć w to jak głupio się zachowywała. Wzięła głęboki wdech żeby się ogarnąć. Wolałaby strzelić się w twarz, ale to raczej nie sprawiłoby, ze wyglądałaby na normalną. Skoczyła na nogi, żeby nie musieć patrzeć na wiolonczelistkę z dołu. - Ettie Wykeham - przedstawiła się. Nie skojarzyła, że zna już jedną pannę Miramon. Miała wrażenie, że gdzieś już to nazwisko słyszała, ale mentalna papka, która zrobiła jej się z mózgu, nie była w stanie połączyć tego z Candidą. Zresztą Ettie zawsze traktowała nazwiska znajomych jako coś mniej istotnego niż imię – wpadało jednym uchem, wypadało drugim. Zawahała się słysząc pytanie o miejsce zamieszkania. Z góry założyła, że Reina jest mugolką. Jakie są szanse natrafienia na drugą czarodziejkę w ogromnym mugolskim parku? Uświadomiwszy to sobie zestresowała się jeszcze bardziej. Ettie nigdy nie rozmawiała sam na sam z mugolem. Co jeśli dziewczyna zada jej jakieś pytanie, którego nie zrozumie? Albo jeżeli ona nie chcący coś palnie? Nie wiedziała czy powinna mówić o Hogsmeade. Co jeżeli będzie chciała dowiedzieć się o nim więcej. Udawać, że jest z Londynu też nie mogła – nawet nie wiedziała, gdzie jest teraz. - A, w takim małym miasteczku. Na pewno o nim nie słyszałaś – wykręciła się – Moi dziadkowie mieszkają w Londynie. A ty? – Odbiła szybko piłeczkę, żeby uniknąć dalszych pytań. - Chciałabym, ale chyba nie mam do tego cierpliwości – przyznała. Próbowała kiedyś kilku instrumentów. Niestety początki okropnie ją irytowały. Jak ze wszystkim, za co się brała, chciała być dobra od razu.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dziewczyna wyglądała na przerażoną tym spotkaniem. Cóż. Dulce była w jakiś sposób też zestresowana, tylko, że ona potrafiła wybrnąć z sytuacji "oko w oko z mugolem." Gdyby było dla niej jeszcze mniej talentu niż obecnie zapewne chodziłaby do szkoły średniej, planowała studia, miała zwykłe przedmioty szkolne zamiast magicznych. Dzieliło ją od tego świata bardzo niewiele. - Miło mi poznać - uśmiechnęła się do nieznajomej bardzo życzliwie. Odetchnęła z ulgą, że nie kojarzyła jej siostry, wolała być anonimowa. Postanowienie na nowy rok szkolny? Unikać Candy, która mogła znowu wszystko zniszczyć w jej życiu. Wtedy musiałaby uciech chyba na inny kontynent by znowu nie palić się ze wstydu. - Hmm... Z Hiszpanii i tak w zasadzie nie znam bardzo Londynu i okolic, więc pewnie nazwa miasteczka z jakiego pochodzisz wiele by mi nie powiedziała - stwierdziła optymistycznie cały czas się szczerząc do dziewczyny. - Pochodzę dokładnie z Walencji - dodała po chwili. Rozmowa zeszła na kolejny temat jakim była muzyka oraz zdolności. - Cóż, wiesz, nie każdy ma talent wybitny, ja się nie uważam za mistrza, a coś brzdąkam, może przynajmniej spróbujesz? To zawsze nowe doświadczenie więc warto - zachęciła dziewczynę i przywołała ją gestem, bo właśnie wypatrzyła wolną ławkę pod starą, rozłożystą gruszą. - Co warto zwiedzić w Londynie? - zapytała z czystej ciekawości. Chciała koniecznie coś zobaczyć, może nawet zrobić kilka zdjęć i wysłać rodzinie.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Bardziej niż sytuacja przerażało ją to co działo się z nią. Uwielbiała poznawać nowych ludzi. Normalnie nigdy nie przepuściłaby okazji, żeby zakolegować się z kimś kto gra na wiolonczeli w środku parku. To było piękne, odważne, niezwykłe. Wręcz polowała na znajomości z tak niepospolitymi ludźmi. Czemu więc krępowała się przy Reinie? Czy to przez czarujące dźwięki wiolonczeli? Czy dlatego, że zgubiła się wśród mugoli? - Wow, z Hiszpanii… – powtórzyła jak echo - mam w sumie koleżankę z Hiszpanii, ale nie wiem skąd dokładnie. Masz bardzo ładny angielski. Po niej od razu słychać, że jest skądinąd. Już właściwie mówiła o Candidzie, ale nadal nie dotarło do niej, że ona i jej nowopoznana koleżanka mają jedno nazwisko. Ale przynajmniej trochę się rozgadała. - Spróbować nie zaszkodzi – przyznała z uśmiechem, ale nie robiła sobie większych nadziei. Próbowała już gitary, ukulele, pianina, akordeonu i harmonijki ustnej – rezygnowała równie szybko, co się za nie brała. Argument o nowym doświadczeniu jednak ją kupił. W najgorszym wypadku będzie mogła dopisać wiolonczelę do listy instrumentów, na których próbowała grać, a to też zawsze było coś. Zamarła słysząc kolejne pytanie. Tego typu pytań właśnie się obawiała. Nie miała pojęcia co można zwiedzić w Londynie. Nie była też pewna czy coś co jej wydało się niezwykle ciekawe, zainteresuje mugola. Metro na przykład… Sama dobrze znała właściwie tylko Pokątną i Tojadową. Ba, formalnie to teraz była na Pokątnej. Dziadkowie byli raczej domatorami, a już szczególnie nie przepadali za zgiełkiem mugolskich części miasta. Tato zabierał ją gdzieś czasami po pracy, ale raczej tego unikał odkąd w zoo obwieściła pracownikowi, że jej się nie podoba, bo nie mają mantykor i buchorożców. - Eeee… London Eye? – przypomniała sobie jedną atrakcję – Stamtąd widać wszystko… Wiesz co… tak właściwie to ja sama do końca nie wiem. Nie miałam zbyt wielu okazji do zwiedzania. Ale możesz kupić sobie przewodnik. Na pewno będzie bardziej pomocny niż ja. Na długo przyjechałaś do Anglii? – chciała szybko zejść na jakiś bezpieczny temat. Zakładała, że Hiszpanka trochę posiedzi na Wyspach skoro oferowała jej naukę gry. Z drugiej strony to chyba i tak nie miało sensu skoro Ettie niedługo wracała do Hogwartu. Na Merlina! Po co ona się zgadzała?! Przecież będą musiały utrzymać jakoś kontakt. Co jeżeli dziewczyna poprosi ją o numer telewizora… telefonu… Niee, chyba telewizora. Zawsze jej się te dwa myliły.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- Dziękuję, to miłe, staram się dbać o rozwój języków. Przynajmniej mam teraz sposobność ćwiczyć mój angielski. Samodzielnie uczę się też francuskiego, chciałabym też zacząć naukę języka rosyjskiego - dodała śmiało do wypowiedzi dziewczyny. Usiadły razem pod drzewem na ławce. Było tu cicho i spokojnie. Chmury z wolna sunęły po niebie, wiatr, który wiał od czasu do czasu przynosił ukojenie, w ciepły dzień. Nie było co prawda upalnie jak w Hiszpanii, ale nadal było lato. - No co ty? Rzadko odwiedzasz dziadków? - zdziwiła się. Ona wraz z rodziną często do nich jeździli w wakacje, święta. W czasie kiedy nie podróżowali. - Z pewnością jest coś w Londynie, co możesz mi polecić prócz punktu widokowego, może nadrobimy twoje braki w topografii Londynu i coś zwiedzimy? Może jakieś muzeum? - zaproponowała dziewczynie i widziała, że mina Ett nieco zrzedła. Może się gorzej poczuła? Nie chciała być wścibska więc nie drążyła tematu. Uśmiechnęła się tylko pod nosem będąc szczęśliwa, że może tu być. Wyciągnęła z torebki telefon i sprawdziła godzinę, była najwyższa by zjeść lunch, więc czemu by tego nie zrobić wraz z nową znajomą? -Cóż, przyjechałam tu do szkoły, ale wiesz jak to jest, jak się zacznie nowy rok, nie ma się czasu na nic. - wyjaśniła w razie gdyby chciała się z nią spotykać w ciągu jej trwania.- Późno już, może coś pójdziemy zjeść? Poszukamy baru? - zaproponowała uprzejmym jednak nie narzucającym się tonem.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nigdy nie umiała wziąć się za siebie na tyle, żeby nauczyć się porządnie jakiegoś obcego języka, chociaż miała przecież plany zwiedzić cały świat. Z drugiej strony wierzyła, że kiedy zajdzie faktyczna potrzeba przyswojenia jakiegoś, da radę. Nigdy nie umiała sporządzać dalekosiężnych planów ani przygotowywać się do czegoś inaczej, niż na ostatnią chwilę. - Nieźle – przyznała – Ja się kiedyś chciałam nauczyć migowego, ale umiem tylko alfabet… I to – wystawiła środkowy palec gdzieś w przestrzeń przed nimi – Ale to chyba nawet nie jest migowy. - Dość często, tylko że… mój tato jest supernadopiekuńczy i nie chciałby żebym łaziła sama po Londynie, a jak byłam mała to ciągle gdzieś uciekałam i chyba mieli dość ciągłego mienia mnie na oku – wyznała bez cienia żalu w głosie. Dziadków nigdy o nic nie winiła, tatę… no to trochę inna historia. Kiedyś wydawało jej się, że taka rodzicielska troska jest zupełnie normalna, dopiero w szkole, kiedy poznała wystarczająco dużo ludzi i wystarczająco dużo rodzinnych modeli, by móc wyznaczyć jakąś normę, dotarło do niej, że Harrison się w niej nie mieści. Zdecydowała jednak nie zastanawiać się nad tym za bardzo. Kochała tatę i nie pozwoliłaby nikomu go skrytykować, również sobie. Zazwyczaj. Raczej nie zwierzała się obcym z sytuacji rodzinnej, ale kłamać też nie umiała, więc nie bardzo miała wyjście. Pomysł ze wspólnym zwiedzaniem Londynu bardzo jej się podobał, ale mógł się okazać trudny w realizacji. W te wakacje zmyśliła już tyle historii, żeby wyrwać się z domu, że kończyły jej się pomysły, a naprawdę nie chciała tłumaczyć kim jest Reina, skąd ją zna, kim są jej rodzice etc. etc. tylko po to, żeby i tak potem usłyszeć, że nie powinna nigdzie iść. Kiedyś dziadkowie puściliby ją bez problemu, póki ojciec był w pracy, ale kiedy na początku wakacji, wróciła z imprezy przytruta eliksirem dolanym do drinka i błagała ich żeby pomogli jej to ukryć przed tatą, przestali jej ufać. Nie mówiąc już o tym, że jeśli nie uda jej się wrócić do Dziurawego Kotła zanim Harrison skończy dyżur, nie wyjdzie z domu do końca wakacji. - Brzmi fajnie, ale może być trudne logistycznie – skrzywiła się. Spojrzała przez ramię dziewczyny na jej telefon z niezbyt mądrą miną, powstrzymując chęć pomacania urządzenia. Cała ta czarodziejska konspiracja była do dupy! Jakby nie można było sobie żyć bez żadnych tajemnic. Swego czasu Ettie, w akcie solidarności z nieświadomymi mugolami, postanowiła nie zaznajamiać się z ich technologiami i trzymała się tego dzielnie. Gdy Reina znów się odezwała, Ettie spojrzała w drugą stronę, udając niezainteresowaną telefonem. - Tak, chodźmy – zerwała się z ławki. Pośpieszyła się z tą decyzją, biorąc pod uwagę, że nie wiedziała ile ma czasu. Nie przyszło jej do głowy, że to coś, co dziewczyna przed chwilą trzymała w ręku pokazuje godzinę, więc zamiast zapytać ją o godzinę, spojrzała ukradkiem na własny zegarek na nadgarstku. Jeszcze nie było tak późno. Zresztą może uda im się zajść gdzieś, gdzie będzie jej się łatwiej zorientować w terenie.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Zmrużyła brwi, kiedy jej znajoma pokazała środkowy palec gdzieś w przestrzeń. Nagle w młodej Hiszpance coś zaczęło wrzeć, nawet nie wiedziała kiedy uderzyła ja w potylicę otwartą dłonią, aż jej czarny kapelusz upadł na kolana. Poderwała się rozgorączkowana na równe nogi. - Co ty sobie myślisz? Czemu mi pokazujesz penisa? Chcesz się ze mną bzykać czy co? Czy ja mam mieć penisa?! - komuś z boku z pewnością się wydawało, że Dulce zwyczajnie krzyczy na Gryfonkę, prawda była jednak inna. Była rozemocjonowana tym co dziewczyna pokazała, na tyle, że poczuła, jak jej serce mocniej bije. Mówiła głośno, szybko, a w jej głosie było słychać groźbę, ale tak zwykle mówią Hiszpanie pod wpływem silnego impulsu. Nawet nie zauważyła, że mówiła do niej po hiszpańsku. - Głupek z ciebie, cholera jasna! - wycedziła po angielsku przez zaciśnięte zęby nadal zdenerwowana. - Przepraszam, w Hiszpanii to co zrobiłaś, pokazałaś, ma bardzo negatywny wydźwięk - podniosła jej kapelusz z kolan i ponownie umieściła na głowie patrząc jej cały czas wo czy. Powiadają, że są one zwierciadłem duszy, dlatego, chciała mieć pewność, że mała, wątła dziewczyna się nie rozpłacze. W Hiszpanii takie zachowanie uchodziło za normalne w rodzinie i wśród bliskich przyjaciół.
Nie używaj kolorów niestandardowych w postach. Są one przeznaczone dla moderatorów.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zaskoczona patrzyła to na kapelusz na swoich kolanach to na Hiszpankę. - Okeej… - powiedziała cicho, nic z tego nie rozumiejąc – Nie rozumiem ni słowa z tego co mówisz… Siedziała nieruchomo zupełnie nie wiedząc co się dzieje. Czy możliwe, że dziewczyna miała rozdwojenie jaźni? Wow, Londyn… Duże miasto… Wariaci chodzą po parku… Niesamowite. Zanim na dobre uformowała te myśli, Reina przerzuciła się z powrotem na angielski. Ettie siedziała z rozdziawionymi ustami. Ocknęła się dopiero, kiedy Hiszpanka wyjaśniła jej błąd. - Oooł… przepraszam – przygryzła dolną wargę – Coś jak zgięty czwarty palec? – zapytała zanim pomyślała, że może nie powinna tego mówić. Nie powinna tego wiedzieć, ale w te wakacje spędzała czas z naprawdę dziwnymi ludźmi. Szybko więc dodała: - Zresztą nieważne, zostawmy palce! Pokazywałam to gdzieś tam – machnęła ręką przed siebie – tak czy siak przepraszam. Ale wyszło trochę śmiesznie… - nie mogła powstrzymać uśmiechu. Podniosła rękę do miejsca, w które uderzyła ją Reina – Konkretna jesteś… - stwierdziła trochę z rozbawieniem, trochę z podziwem.
The author of this message was banned from the forum - See the message
- Jej przepraszam, hiszpańska, gorąca krew, często mówimy coś głośno by zaznaczyć, że nasza wypowiedź jest ważniejsza, machamy rękoma jak powaleni, przepraszam - powtórzyła jeszcze raz i spojrzała na Ettę. Było jej głupio, że tak potraktowała dziewczynę, ale po prostu coś nie wytrzymało i pękło. Ach ta gorąca krew. Dopiero teraz poczuła, że utraciła część magicznej mocy a zaraz później swąd palonego plastiku. Rozejrzała się dyskretnie. "O kurwa!" śmietnik obok nich płonął. W koło nie było nikogo, nikogo by na kogoś zwalić to podpalenie. Złapała pospiesznie za dłoń Ettę. "Ale robię z siebie kretynkę, kurwa...'" Pociągnęła ją pospiesznie za sobą oddalając się od śmietnika, który energiczniej buchnął płomieniami. "Nie patrz tam, nie patrz tam, proszę, nie patrz tam." Miała nadzieję, że tego nie zauważyła, z czegoś takiego to nawet jej będzie się trudno wywinąć i zmyślić jakąś głupotę. Cholerny los, cholerne jej umiejętności, czemu akurat teraz, kiedy jakaś mugolaczka siedzi razem z nią w tym pieprzonym parku. Miała tylko nadzieję, że nic Ett nie poczuje, nie zauważy, już tysiąc razy wolała dostać list z ministerstwa na rozprawę sądową za nieumyślne użycie czarów niż za nieumyślne użycie czarów w obecności mugola. Ciągnęła ją wzdłuż alejki jak najszybciej chcąc się oddalić od tego miejsca.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
- Hej, czujesz to? - pociągnęła nosem i skrzywiła się. Coś ewidentnie się paliło. Nie zdążyła się rozejrzeć, kiedy Reina pociągnęła ją za rękę. Obejrzała się jeszcze do tyłu i... szybko odwróciła wzrok. "Czy to ja?!" Kiedyś w sumie podpaliła łóżko, ale wtedy było ciemno, a teraz... właściwie nie było powodu... Ale jak piekły ciasteczka Candy stwierdziła, że Ettie ma naturalny talent do palenia rzeczy... A może ktoś tam wcześniej wrzucił niedopałek? Może Reina! Zanim zaczęła grać. To by wyjaśniało czemu ją tak pogoniło. W każdym razie, czy nie wypadałoby tego zgasić? Trochę będzie słabo jak się spali cały park. - Eeeem... - zatrzymała się i wskazała na kosz - kosz się pali... Może to niedopałek... albo szkło - "Błagam, żebym to nie była ja". Właściwie to nie wiedziała co powinna zrobić. Normalnie zgasiłaby to zaklęciem, ale głupie przepisy nie pozwalały. Spojrzała pytająco na Reinę i zobaczyła, że ma przerażoną minę. Że też od razu nie przyszło jej to do głowy?! Pewnie bała się ognia! Z identycznym popłochem Ettie uciekała z ciemnych miejsc. Jak się tak zastanowić to strach przed ogniem był bardziej logiczny niż nyktofobia. No to musiała działać sama. Skierowała się w stronę płonącego kosza, skubiąc zębami dolną wargę. - Myślę, że mogłaby to zadeptać - powiedziała niepewnie. Stanęła na długość nogi od śmietnika i kopnęła go. Gdyby udało się go przewrócić, byłoby znacznie łatwiej. Ale płomień buchnął właśnie w jej stronę. Odskoczyła, ratując nogę. Do głowy przyszedł jej inny pomysł. Pstryknęła palcami i wyciągnęła rękę w stronę Reiny. Miała przecież telef...wiz... to coś! - Możesz zadzwonić do tych, no - Merlinie jak oni się nazywają - kolesi od pożarów!
The author of this message was banned from the forum - See the message
- Nie - skłamała. Modliła się tylko o to by dziewczyna się nie odwracała. Coś w jej żołądku się skręcało i wywracało. Jej serce biło jak oszalałe ze strachu przed odkryciem prawdy, przed ujawnieniem i konsekwencjami. Chciała się najnormalniej w świecie rozpłakać i czuła, że brakuje jej tchu w piersiach. Oddychała szybko niemiarowo, płytko. Mimo próby uspokojenia, czuła, że histeria jej nie przechodzi. To mogło tylko pogorszyć wszystko co się stało. Stała wgapiona w śmietnik i czuła, że to będzie wyrok jej śmierci, zawiśnie. Zwyczajnie zawiśnie, siostra i brat już ewidentnie i ostatecznie zerwą z nią kontakt, wyrzucą ją z nowej szkoły, później czeka ją proces i Azkaban. Jednak Ett okazała się większym mugolem niż się zdawało Dulce. Sama wymyśliła przyczynę pożaru. To było niczym wybawienie. -Strażaków? Nie, nie, nie - zaprotestowała ostro i odciągnęła Ett od ognia, aby się nie poparzyła. -Zostaw, nic nie było, ten śmietnik nie płonie, tylko tak ci się wydaje, wszystko jest dobrze! - tym razem Reina nawet nie poznawała samej siebie. Mówiła jak obłąkana, z dwojga złego wolała być uznana za obłąkaną niż by dziewczyna odkryła jej tajemnicę. Emocje były tak wielkie, że płomień buchnął na kilka metrów do góry, a Dulce złapała tylko dziewczynę za dłoń i próbowała ją odciągnąć. -Proszę, chodź za mną, tu się nic nie dzieje. To wszystko nam się zdaje, to tylko sen... - głos dziewczyny zaczął się łamać, nie mogła dłużej powstrzymywać tego wszystkiego i mimo, że mocno zgryzła dolną wargę, to i tak miała mokre policzki. Jej oczy świeciły jak małe światełka w mroku, połyskiwały i mieniły się. Były piękne i smutne. Ogień szalał w najlepsze zajmując cały śmietnik. Nie wiedziała jak ma to wszystko wyjaśnić, co powiedzieć. Chciała by ten dzień nigdy nie nastał. Miała same ponure myśli, jak nic pójdzie siedzieć za to wszystko, jak nic! Jak miała to wyjaśnić Ettcie? Jeśli nawet była naiwna i łatwowierna, to się nie wywinie, w żaden sposób tego nie wyjaśni.
Płacz Dulki
Ostatnio zmieniony przez Dulce Reina Miramon dnia Sob Wrz 03 2016, 21:23, w całości zmieniany 1 raz
Eddie otrzymał kolejne zlecenie tej nocy. Co za głupota latać do każdego nieumyślnego użycia czarów przez nieletnich czarodziejów, myślał, spacerując spokojnie ulicą do miejsca, w którym nakazano mu się zjawić. To już chyba dziesiąte jego wezwanie dzisiaj. Ale czegoż innego mógłby się spodziewać podejmując pracę w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. A mógł zostać jakimś głupim urzędasem. Dotarł na miejsce i stanął przed dwoma dziewczynami. Wyglądał bardzo poważnie - ubrany był w elegancki garnitur (żeby przypadkiem nie rzucać się w oczy mugolom), a na nosie widniały ciemne okulary. Rzucił okiem na płonący przeraźliwie śmietnik. - Subjugatio - rzucił, wykonując krótki, prawie niewidoczny ruch różdżką. Ogień przybrał wybrany przez niego kształt małego stożka, dzięki czemu rozmiar płomienia nie był już taki trudny do opanowania - Aquamenti - skończył swoje dzieło, zażegnując problem małoletnich czarodziejek. Schował różdżkę i spojrzał na obie dziewczyny, raz na jedną, raz na drugą. Niewiele mogły wyczytać z tego spojrzenia, gdyż niewiele widziały znad jego ciemnych okularów. Wyjął z kieszeni kopertę opatrzoną pieczęcią z Ministerstwa Magii. Odchrząknął głośno. - Nazywam się Eddie Wholestorm. Jestem wysłannikiem Ministerstwa Magii. Pracuje w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, a dokładniej w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów. Która z Was, panny czarodziejki to... - tu spojrzał na kopertę - Dulce Reina Miramon? - spytał, unosząc wzrok znad koperty, tym samym pokazując swoje jasnoniebieskie oczy po raz pierwszy od swojego przybycia.
______________________
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Spojrzała na dziewczynę z niedowierzaniem. - ZWARIOWAŁAŚ?! – jasna cholera, ona naprawdę nie była normalna! Przecież… w ogóle… C-co to miało być?! Wyrwała swoją rękę z dłoni Reiny. Odwróciła się od niej i złapała się za głowę, próbując zebrać myśli. Co niby miała zrobić?! No przecież nie może. Nie może, nie może, nie może użyć zaklęcia! Ani zostawić kosza, żeby tak sobie płonął! Dlaczego w tak ogromnym parku nie było żadnych ludzi?! A ona… Spojrzała na Reinę… - Zwariowałaś. Okej. Nie miała wyjścia. Była zdecydowana rzucić zaklęcie. Prawo prawem, ale to byłą sytuacja wyjątkowa. I nagle znikąd pojawił się facet w garniturze. Ettie podskoczyła lekko zaskoczona. Mężczyzna wyjął różdżkę i ugasił ogień. Gapiła się na niego z półotwartymi ustami, powoli zaczynając odczuwać ulgę. Zamarłą kiedy mężczyzna się przedstawił. „Kurza dupa! Czyli to jednak ja…” Moment! Czarodziejki? W sensie, że… obie? Zerknęła w stronę Reiny jakby chciała się upewnić czy to ona tam stoi. Wyglądała żałośnie i Ettie natychmiast zrobiło jej się szkoda. - To ja! – obwieściła odważnie. Zrobiła krok w stronę pracownika MM i… uświadomiła sobie, że podszywanie się pod kogoś innego wysłannikiem prawa nie jest ani mądre, ani nie pomoże Reinie. Cofnęła się powoli. - Tak właściwie to nie – spuściła głowę cichnąc z każdym kolejnym słowem – Nie wiem czemu to powiedziałam. To było głupie… Stanęła z boku czerwona jak burak i zajęła się oglądaniem własnych paznokci.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Miał nogi jak z waty a jej serce biło jak oszalałe, kiedy pojawił się znikąd mężczyzna w garniturze. Przestała płakać, nie zwróciła nawet uwagi, kiedy mężczyzna zwrócił się do nich w liczbie mnogiej. Miała podkrążone oczy, a makijaż spłynął po policzkach. Widać było, że płakała. Jej umysł był wolny od wszelakich myśli, nie to co przed chwilą. Nagłe zmiany nastrojów i to skręcające uczucie w żołądku. Oprzytomniała, kiedy zwrócił się do niej po imieniu i nim zdążyła odpowiedzieć, Ett, wyrwała się. "Czemu?' Zadała sobie natychmiast to pytanie, ale dziewczyna już się wycofała. Rozumiała ją. - To ja - odparła. Liczyła się z tym, że zawartość listu będzie jeszcze mniej przyjemna, ale chciała wziąć na siebie całą odpowiedzialność za całe wydarzenie, nawet jeśli to był tylko przypadek. - Dziękuję - szepnęła zachrypniętym głosem i odebrała lis. Przyjrzała się mu przez chwilę i otworzyła czytając pospiesznie, chciała się dowiedzieć, jaki los ją spotka. Miała nadzieję, że czarodziej zostanie jeszcze z nią przez chwilkę w razie ewentualnych pytań i wątpliwości.
Eddie nie był zaskoczony reakcją dziewczyn. Obie spanikowały, za pewne bojąc się konsekwencji. Na szczęście dla nich, w Hyde Parku zaskakująco nie było żadnego mugola, a więc całą sprawę rozpatrywano jedynie pod kątem nieumyślnego użycia czarów. Co prawda, Eddie był z tych wrednych absolwentów Slytherinu i za cel obrał sobie właśnie Dulce, którą zupełnie legalnie chciał trochę wystraszyć. Cała sytuacja musiała wyglądać kompletnie niedorzecznie, a wręcz komicznie dla kogoś, kto w niej nie uczestniczył. W każdym razie Eddie zachował zupełną powagę na twarzy, kiedy młoda czarodziejka z Ravenclaw studiowała list. Jakież musiało być jej zdziwienie, kiedy okazało się, że treść tego listu zupełnie z Ministerstwem nie miała nic wspólnego. Dla osób bardzo rozkojarzonych sytuacją - Eddie w drodze na miejsce wyzwania napotkał jakąś zbłąkaną sowę, która miała problem z doręczeniem ów listu - chyba jej sowi instynkt zawiódł i nie potrafiła znaleźć adresatki. Eddie oczywiście list przejął, zbywając zwierzę. Domyślał się, że to właśnie tam, dokąd zmierza, odnajdzie osobę, do której nadano kopertę. Eddie powstrzymywał uśmiech, kiedy zdezorientowane dziewczyny same nie były pewne, która z nich to Dulce. - Znalazłem po drodze zbłąkaną sowę, która chyba zmierzała, by przekazać pani jakąś wiadomość - wyjaśnił krótko, uspokajając uczennicę - Wracając do sprawy płonącego śmietnika - powiedział równie poważnym głosem - Macie niezwykłe szczęście, że żaden mugol nie zainteresował się tym niecodziennym zjawiskiem - zaczął je upominać - Proszę się natychmiast przyznać, która z Was spowodowała pożar - spróbował mówić do nich trochę jak do dzieci. Nie wiedzieć czemu miał taki nawyk, ilekroć wzywany był do nieletnich czarodziejów.
_____ Wybaczcie niemały poślizg, ale musiałam zmienić konwencję z listem, bo jak słusznie zwrócono uwagę, nie była do końca zgodna z realiami kanonu.
______________________
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Zupełnie się pogubiła. Czego w końcu chciał ten facet? Pewne za to było, że Reina jednak nie zwariowała i że to ona, niechcący, spowodowała pożar. Mimo to, zamiast ulgi, odczuwała wyrzuty sumienia. Praktycznie doprowadziła ją do łez, a potem nazwała „wariatką”. Spuściła wzrok i grzebała butem w ziemi. Traktowanie ich jak dzieci musiało działać, bo w pierwszym odruchu chciała dziecięcym zwyczajem naskarżyć na Krukonkę i mieć spokój. W sumie przecież nic nie zrobiła. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy. Uparcie wpatrywała się w wykopywany przez siebie dołek. Jeszcze niedawno była gotowa podszywać się pod Reinę, żeby uchronić ją przed konsekwencjami (przecież płakała, więc trzeba ją było koniecznie wziąć w obronę), ale teraz kiedy musiałaby się zmierzyć nie z listem, a z żywą osobą, sprawa nie wydawała jej się tak oczywista. Postanowiła, więc po prostu milczeć i nawet nie patrzeć na winną dziewczynę, żeby przypadkiem nie zdradzić jej wzrokiem.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wszystko nie było ani odrobinę bardziej jasne odkąd pojawił się mężczyzna. Jego tłumaczenia wydały się dziwne, dlatego Dulce zrobiła krok do tyłu. Przestała płakać, za to wyglądała okropnie. - Skąd mamy wiedzieć która z nas to zrobiła? - zapytała spostrzegawczo, ale wydało się jej, że było to zbyt śmiałe posunięcie. - Prawdopodobnie ja, zdenerwowałam się i tak wyszło - dodała zdezorientowana. Ta przejęta sowa, wzmianka o niej nie dawała jej spokoju. Spojrzała na Ett, która najwyraźniej w tej sytuacji była bardziej zakłopotana od niej. - Nie martw się, będzie dobrze - nie wiedzieć czemu zaczynała ją pocieszać, może dlatego, że w głównej mierze tego potrzebowała. Złapała ją za dłoń palcami chcąc dodać nieco swojej odwagi i otuchy. - Niech będzie, że ja spowodowałam pożar, to było nieumyślne, przepraszam za to i za kłopot w związku z tym - jej przeprosiny były szczere, w końcu musiała fatygować urzędnika ministerstwa aż tu w sprawie głupiego śmietnika. Wypadki w końcu się zdarzają, śmietnik sam by się kiedyś zgasił a one uciekły by z tego miejsca jak najszybciej.
Dziewczyny rzeczywiście okazały skruchę, jak powinny. Taki był zresztą zamiar Eddiego i cel jego wizyty. Ciężko było radzić sobie z takimi przypadkami, kiedy to młodzi czarodzieje wybuchają ze złością i powodują jakieś szkody. Chociaż z drugiej strony, takich przypadków uczniów na tak zaawansowanym poziomie w szkole, było zdecydowanie mniej i właściwie nieczęsto zdarzało się, żeby ktoś, kto już rozpoczął naukę, miał problemy z panowaniem nad swoją mocą. Niemniej jednak, taki jednorazowy przypadek mógłby się zdarzyć każdemu. - Dulce Reina Miramon, jak dobrze pamiętam - powiedział, a samonotujące pióro wyskoczyło jakby z jego kieszeni i nabazgrało coś na skrawku papieru. Wtem urzędnik wyciągnął z marynarki jeszcze jeden list i wręczył go Krukonce. Tym razem nie był on osobowy, a stanowił jedynie upomnienie o nieużywaniu czarów przed ukończeniem 17 roku życia, poza szkołą rzecz jasna. - Tym razem będzie to tylko pouczenie, ale upominam o panowaniu nad swoimi czarodziejskimi zdolnościami. Następnym razem może się to skończyć dużo gorzej - zwrócił się oficjalnym tonem do Dulce. Nie miał zamiaru nikogo pocieszać i utwierdzać w przekonaniu, że wszystko będzie okej. To nie zadziałałoby tak, jak powinno. Odwrócił się na pięcie, uszedł kilka kroków za pobliskie drzewo i upewniwszy się, że nie ma wokół żadnego mugola, aportował się z powrotem do ministerstwa.
______________________
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Nie unosząc głowy podprowadzała mężczyznę wzrokiem, a kiedy zniknął zaczęła na szybko trawić nowe informacje. Więc Reina miała na imię Dulce. Ładnie, ale skoro się tak nie przedstawiała to jej sprawa. Ettie też raczej nie chwaliła się wszystkim swoim pełnym imieniem, więc doskonale rozumiała brak sympatii do własnego miana. Poza tym była czarownicą… jaki ten świat mały. Albo czarodziejów dużo. Albo są strategicznie porozstawiani. W każdym razie to było ciekawe i teraz przynajmniej mogła nią normalnie rozmawiać. To było bardzo uspokajające. - Przepraszam, to trochę moja wina – zwróciła się do dziewczyny – Nic by się nie stało, jakbym cię nie zdenerwowała. Cały przepis o nieużywaniu czarów przez nieletnich poza szkołą uważała za nieludzko głupi. To że ktoś nie ma 17 lat nie oznacza, że jest idiotą, który będzie rzucał zaklęcia na prawo i lewo bez zastanowienia. Gdyby nie ten zakaz zgasiłyby ogień zanim na dobre by zapłoną. Nikt by nie zauważył, nikt nie musiałby się fatygować z ministerstwa. A tak… Dobrze, że w tym czasie nie zajęły się okoliczne drzewa, bo byłby ubaw po pachy… No ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. - Więc Hogwart, co? – kiedy już wiedziała, że Reina nie jest mugolką, znalezienie tematu do rozmowy było tak proste – Ciekawe do którego domu trafisz... Słyszałaś o domach, nie? Obstawiasz któryś?
The author of this message was banned from the forum - See the message
Coś w żołądku dziewczyny intensywnie się mieszało, powodowało nieprzyjemne kurcze, że chciała wymiotować. Powstrzymywała się od tego ostatkiem sił. Cała zbladła niesamowicie na twarzy i w osłupieniu trwała. Nawet nie odprowadziła wzrokiem mężczyzny. Było jej zwyczajnie wstyd przed inną adeptką magii. Jak w tym wieku można nie panować nad swoją mocą, mieć ją tak rozszalałą i niestabilną. Czasami twierdziła, że lepiej by było ją zamknąć lub pozbawić tej nadprzyrodzonej siły. Stwarzała zagrożenie dla siebie i innych a wcale nie zdziwiłoby ją gdyby wysadziła kiedyś połowę piętra w powietrze w nowej szkole. Kiedy adrenalina jeszcze bardziej uderzyła w jej głowę, pulsowała w skroniach, czuła się dziwnie. Surrealistyczne poczucie świata, jakby się śniło świadomie. Spojrzała nieprzytomnym wzrokiem na Ett, nie bardzo docierało to co do niej mówi, nawet nie czuła dotyku ich dłoni w uścisku. Ignorowała większość bodźców bez znaczenia a jej oczy było rozszerzone złowieszczo. Spojrzała na nią tymi dziwnymi, pustymi, brązowymi oczami. Nie przejawiały w tym momencie żadnej inteligencji. Wiedziała, że musi iść. Puściła dłoń dziewczyny i znowu dopadła swoją wiolonczelę, uszła kilka kroków w milczeniu, usiadła na trawie po turecku. Ułożyła pokrowiec na kolanach i próbowała się dotlenić. Nic nie było proste, gdy przeżyła taki stres, który wyrywał jej trzewia, odbierał zmysły i zdolność myślenia. Gdyby wiedziała tylko jak to jest być pijanym, z pewnością tak opisałaby stan w którym się znalazła. - Tak - mruknęła lakonicznie bezbarwnym głosem. - Słyszałam. Macie dom dla idiotów? Nadam się tam idealnie - ostro skrytykowała swój wyczyn. Znowu wyszła na miernotę. Znowu utwierdziła się, w przekonaniu, że magia nie jest dla niej, najprościej by było złamać w cholerę ten kawałek drewna i gdzieś uciec, do domu, no Walencji. Położyć się na łóżku i znowu płakać w poduszkę nie będąc zrozumianą przez nikogo. Ba. Nawet przez nikogo nie pocieszoną, kiedy tego potrzebuje.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Chwilę patrzyła na Reinę w milczeniu, po czym usiadła obok niej na trawie. - Idiotyzmem byłoby podpalenie kosza celowo. Nie musisz się wstydzić - wypadki się zdarzają… Widziałaś? Tamten facet wyglądał na przyzwyczajonego – uśmiechnęła się do niej delikatnie. Chciała żeby wiedziała, że wcale nie uważa jej za ułomną. Kto wie przez ile stresów musiała ostatnio przejść Hiszpanka? Zmiana szkoły, przeprowadzka itp… Zresztą Ettie też nie była wszechstronnie uzdolniona. Niejednokrotnie schrzaniła jakieś zaklęcie, a choć odrobinę poprawnie uwarzone przez siebie eliksiry mogła zliczyć na palcach. - Eeeej… a może to jest tak, że masz w sobie tak potężne pokłady magii, że aż ci wychodzą uszami i każdemu byłoby trudno nad nimi zapanować. Może jesteś najbardziej uzdolnionym czarodziejem na świecie, bo udaje ci się je utrzymać na wodzy przez większość czasu. Nigdy nie wiadomo – bujnęła się w jej stronę i delikatnie szturchnęła ramieniem.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Długo milczała z wyraźnie skwaszoną i posępną miną, widać było po niej ogromne przejęcie, stres jakiego doznała dzisiaj, był nieporównywalny do niczego czego doświadczyła już w swoim szesnastoletnim żywocie. Zacisnęła wargi na słowa dziewczyny. Najwyraźniej słuchała jej, lecz nie patrzyła. Wgapiona natomiast była w swoje, czarne buciki. - Wszystko jest moją winą, to było niebezpieczne - przemówiła po dłuższej ciszy. - Niekontrolowane działania magiczne mogą nie tylko zwrócić uwagę osób postronnych, nie magicznych - mówiła zachrypniętym i ciężkim tonem głosu. - Mogą być niebezpieczne w skutkach dla osób postronnych, w tym również dla magów. Niekontrolowana magia, może przybierać bardzo różne oblicza, najczęściej destrukcyjne. Mówiąc wprost, powinno się mi ograniczyć moc, bo kiedyś mogę zamienić chociażby ten stawik - skazała brodą na gładką taflę wody. - W skwierczący, wzburzony olej, który może zabijać - skończyła swój wywód ponuro. Nie wątpiła, że takie rzeczy mogą mieć miejsce. Czytała niegdyś traktaty o tym, że jeśliby akceptować, że ma większe pokłady magiczne, to jest to szalenie niebezpieczne. Nie bez powodu w końcu zabierano ich do szkół i rygorystycznie szkolono. Tylko dyscyplina, cierpliwość mogły dać pożądane rezultaty. Słyszała niegdyś, że można nawet stracić zupełnie postradać zmysły nie panując nad magią, zamienić się w coś, co tylko będzie pragnąć mordu i rozlewu krwi. Nikt nigdy do końca przecież nie badał wpływu magii na rozwój psychiki czarodzieja.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Słuchała wkładu Hiszpanki, ale nie skupiała się za bardzo na słowach. Rozumiała ogólny wydźwięk wypowiedzi i jej to wystarczyło. "Ravenclaw"– pomyślała – "Oni tak dużo gadają." - Nie powinnaś tak sobie podcinać skrzydeł – zmarszczyła nos próbując zebrać w logiczne zdania filozoficzne wywody, które właśnie tłukły jej się pod czaszką – Wielu ludzi będzie próbowało to zrobić, nie powinnaś ich wyręczać. Gdyby mi chcieli odebrać moc za to, że niechcący podpaliłam śmietnik, specjalnie zamieniłabym wodę ze stawu w olej. Nie bardzo wiedziała jak powiedzieć to co miała na myśli lub czym to zobrazować. - Chodzi mi o to, że zawsze powinnaś się bronić. Może być tak, że nie będziesz miała nikogo, kto stanąłby po twojej stronie. Nie bądź własnym wrogiem, to głupie. Będziesz ich miała wystarczająco dużo z zewnątrz. Po świecie chodziły miliony ludzi, szukających w innych najgorszego. A kto szuka zawsze znajdzie. Dlaczego tak wielu ludzi pozwalało oceniać się tak jednowymiarowo? Dlaczego, znając siebie samych do głębi, dawali się tłamsić, zamiast sprzedawać światu swoją niezwykłą osobę. Zamiast pokazać tym wszystkim mizantropom, że mają do zaoferowania dużo więcej i że mogą osiągnąć coś wspaniałego, jeżeli tylko dostaną trochę wsparcia, poddawali się i siedzieli na trawniku, kontemplując własne wady i bojąc się wychylić. A tymczasem do głosu dochodziły naprawdę złe jednostki. Bo oni nie zastanawiały się nad tym czy komuś szkodzą, oni charyzmatycznie usprawiedliwiali swoje poczynania, zdobywając kolejnych popleczników. Jak Voldemort albo Hitler… Tego już jednak nie umiała ubrać w słowa.