W tym eleganckim sklepie kupisz rozmaite i dobrej jakości ubrania. Właściciel ma do zaoferowania szeroki wybór szat wyjściowych, codziennych, szkolnych i roboczych. Można tu także dostać inne części garderoby, jak choćby rękawice ze smoczej skóry, czy tiary.
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
- Daniillo! - krzyknął za chłopakiem głośno, gdy tylko dostrzegł go z daleka przed sobą, więc i mimowolnie dopuścił do swojego akcentu całą tę językową mieszankę zakorzenianą w nim przez dzieciństwo w Rezerwacie, nie potrafiąc opanować się teraz w pełni. Podbiegł do niego z lekko ociężałym od wysiłku na chłodnym powietrzu oddechem i nieposkromionym iskrami rozbawienia w oczach, od razu wciskając mu do ręki torebkę z rogalem zgarniętym z pracy. - Ty nawet jeszcze nie wiesz co się odjebało, ale idealnie, że się odjebało dzisiaj - wyrzucił z siebie, od raz sięgając do swojej kurtki, by rozchylić ją nieco, przez chwilę świecąc spod niej gołą klatą, nim nie zakrył ją z mimowolnie cisnącym mu się na usta śmiechem. - Pani Chambers eksperymentowała z jakimiś, nie wiem, jakieś zaklęcie na nasionach hibiskusa ognistego testowała do ozdób świątecznych już, ale tak jebła tym zaklęciem, że pojemnik wystrzeliła w powietrze i po całej kuchni skakały płonące nasiona i no ogólnie tak wiesz, jakichś kolosalnych szkód nie było, ale no, ona była przygotowana i miała strój ze smoczej skóry, a ja akurat się przypałętałem na zaplecze, więc mnie tam trochę poparzyło, koszulkę osmoliło - wyrzucał z siebie, ewidentnie nie tylko zadowolony z tego, że coś przerwało rutynę jego pracy, ale wciąż jeszcze na haju adrenaliną lub po kilku Alakazamach, układając już dłoń na Daniilowych plecach, by łagodnym naporem zachęcić go do dalszej drogi. - No wiesz, nic wielkiego, raz dwa mnie Dante podleczył, bo on to się zna na tym całym uzdrawianiu, ale mówię Chambers, że nie mam czasu aż ona mi połata te dziury na koszulce, bo jestem umówiony, no to nie dość, że mi na jutro dała wolne, to jeszcze mi sypnęła galeonami w ramach odszkodowania.
Strasznie się cieszę na ten wypad, nie tylko dlatego, że lubię towarzystwo Wilkiego, ale ze względu na samo wyjście poza teren szkoły i przespacerowanie się do wioski, która mimo niewielkich rozmiarów jest dla mnie jak centrum ogromnego miasta – bo przecież wcale jej nie znam. Byłem tutaj raz czy dwa, ale na krótko, zresztą dopiero teraz czuję, że emocje związane z pójściem do nowej szkoły i wdrażaniem się w szkolne życie, którego w ogóle nie byłem nauczony, trochę opadły, w efekcie zostawiając mi w głowie trochę przestrzeni na faktyczne cieszenie się tym, co robię. No i cieszą mnie same zakupy, bo chociaż pieniędzy mam niewiele, to dawno nie odświeżałem swojej szafy (tudzież kufra) i nie mogę się doczekać, aż poszerzy się o nowe rzeczy. Idę bezpośrednio do sklepu, gdzie się umówiliśmy, kiedy słyszę okrzyk, który bardziej niż moim imieniem – którego z początku wcale w nim nie odnalazłem – zwraca moją uwagę samym brzmieniem. Odwracam się wpierw przez ramię, tylko zerkam, żeby sprawdzić, o co chodzi, a kiedy widzę Wilkiego, przystaję i cały odwracam się w jego stronę, machając na znak, że go zauważyłem. Tak jakby dało się nie. Chwilę potem w ręku trzymam rogala niespodziankę, a przed oczami mam gołą klatę Ślizgona, bo ten ewidentnie nie wie, że pod kurtką należałoby nosić coś jeszcze. Jestem tak skonsternowany, że ręka zatrzymuje mi się wpół drogi do ust, bo przecież chcę ugryźć tego rogala, skoro jest świeży i wygląda tak smakowicie. Nie bardczo nadążam za całą opowieścią, po pierwsze dlatego, że chłopak nawija jak nakręcony, a po drugie ze względu na rozciągający się przed moimi oczami widok, którego nie umiem tak po prostu zignorować. Z zadziwiającą skutecznością wmawiam sobie, że to ze zmartwienia, czy nie jest mu zimno i się nie rozchoruje, i z czystego niezrozumienia dlaczego wybrał akurat taki outfit. — Ogniste nasiona? — powtarzam po nim to, co głównie udaje mi się dosłyszeć w tej historii. Jest tam też jakaś pani, chyba ta jego szefowa. Całkiem szybko składam wszystko w sensowną opowieść, jestem w tym niezły, tuż po przyjeździe do Londynu musiałem nauczyć się klecić zdania ze strzępków rozumianych słów na tyle, by na każdym kroku nie robić z siebie półgłówka. — Ty w porządku? — martwię się, kiedy w końcu łapię co do mnie powiedział i z uniesioną nieco brwią mierzę go badawczym spojrzeniem. Kiedy już upewniam się, że tak, nie potrafię zareagować inaczej niż śmiechem. Sytuacja jest przekomiczna i wygląd Wilkiego poza paroma innymi epitetami, które przychodzą mi do głowy – też. Parskam śmiechem, kiedy popycha mnie do przodu i śmieję się przez dobrą chwilę, tak, że właściwie to docieramy na miejsce. W tym wszystkim zapominam mu powiedzieć, że wcale nie musi mnie pchać naprzód, bo sam poszedłbym równie chętnie. — No to teraz to nam nużno znaleźć Ci coś do ubrania. Ty myślał trochę o tym, co byś chciał? — pytam go jeszcze przed wejściem i zaraz chętnie zatapiam się w cieple sklepiku. — Bo ja trochę nad tym dumał, ale nie wiem, co ty lubisz. Ja myślę, że na tobie dużo rzeczy będzie wyglądać dobrze... ale tobie trzeba się w tym czuć dobrze. Jak ty. Ja myślę, że czarny albo biały, chyba że bardzo lubisz kolory? — paplam sobie wesoło, zupełnie ożywiony. Wziąłem sobie na poważnie dobranie mu ubrań w chwili, kiedy rozmawialiśmy o tym na wycieczce, więc nie zamierzam pozwolić mu teraz wyjść z pustymi rękami. A już szczególnie ubranym w coś, co nie wygląda dostatecznie dobrze.
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Tylko uśmiechem odpowiedział na zadane mu pytanie, po części przez szczere rozczulenie tym, że chłopak w ogóle na nie wpadł, po części zwyczajnie chcąc wykorzystać okazję do pełnego pozowania lekceważącego wzruszenia ramionami na znak, że co to dla niego kilka poparzeń. W końcu ból to tylko informacja - a przynajmniej tak go uczono w teorii, bo w praktyce ból był przede wszystkim okazją do udowodnienia swojej siły. Należało zawsze przyjąć go do siebie tak, jak w gości przyjmuje się wpływowego, acz niezbyt lubianego przez siebie znajomego - z godnością i cierpliwością do pożegnania go dopiero wtedy, gdy on sam o tym zadecyduje. - Nie wiem czy efektem, którego szukamy ma być to, żebym czuł się "jak ja" - zdradził z pogodnym śmiechem, skutecznie zakrywając nawet przed samym sobą wątpliwość czy aby na pewno czuje się dobrze w tym, w czym czuje się sobą. W końcu sobą czuł się w luźnych dresach i nawet w tym gdzieniegdzie już kilkukrotnie pozszywanym podkoszulku, który zabrał ze sobą jeszcze z Luizjany. Nie czuł się za to sobą w Ślizgońskim mundurku, a jednak niewątpliwie czuł się w nim dobrze. Jakby dane mu było nosić na sobie przypomnienie o tym, że sam zapracował na swoje miejsce w tej szkole. - Chyyyba wiem czego dokładnie bym chciał... - podjął po chwili namysłu, przystając między wieszakami, by poważniej złapać dla siebie uwagę jasnych oczu. Rozchylił usta, a jednak w ostatniej chwili rozmyślił się i zamiast wydobyć z siebie jakieś wyjaśnienia uśmiechnął się tylko, jeszcze na moment uciekając spojrzeniem do jakiejś koszuli, którą złapał bezmyślnie. - Musisz obiecać, że nie będziesz się ze mnie nabijał i że wszystko o czym będziemy dziś rozmawiać zostawisz dla siebie - zastrzegł nieco ciszej, bo i przysuwając się nieco bliżej, znów łapiąc spojrzeniem jego oczy; czując, że musi zabezpieczyć się na wypadek, gdyby jednak poczuł się zbyt swobodnie i zaczął paplać zbyt dużo. - Chcę... - podjął, ale urwał od razu z ciężkim od drobnej irytacji westchnieniem, gdy próbował z powrotem nasunąć na wieszak wciąż spadającą z niego koszulę, tak naprawdę jednak denerwując się niewiedzą, jakimi słowami mógłby tę swoją potrzebę Daniilowi wyjaśnić. - Chcę wyglądać tak, jakby miało mi się udać. Wszystko. Jak ktoś, kto... Wiesz, wyobraź sobie, że patrzysz na mnie i... - zaczął tłumaczyć, niby jeszcze ciszej, a jednak już nieco szybciej od łapanej pewności siebie, w rozbawiony uśmiech przerabiając całe swoje skrępowanie, gdy tak gestykulując pochylał się do chłopaka w iskrzącej się już w nim ekscytacji. - ...nie wiem, patrzysz na mnie i wiesz, że mi się w życiu układa. Że można mi zaufać. Że zawsze dostaję to czego chcę - wyliczył, chcąc wierzyć, że ma w sobie potencjał na to wszystko, wystarczy tylko lepiej się ubrać, choćby miał to być tylko ten jeden strój zakładany na specjalne dni. - Że takim jak ja wolno więcej.
Nie jestem pewien czy żartuje, czy mówi poważnie. To nie pierwszy raz, kiedy zastanawiam się nad tym w jego towarzystwie, Wilkie jest taki... wesoły, jakby zawsze sobie żartował, ale czasem mam wrażenie, że to tylko taka gra. Nie znam go na tyle dobrze, ba, właściwie to wcale, ale zdaje mi się, że nikt nie jest w stanie zawsze podchodzić do wszystkiego niepoważnie i z radością. Nawet o ognistych nasionach mówił z taką lekkością, a przecież nie chce mi się wierzyć, że mogło go to wyłącznie bawić. Próbuję wyczytać coś z jego twarzy, ale znów mi się nie udaje, dlatego uśmiecham się i kręcę z dezaprobatą głową. — Ty głupij, Wilkie. Ja myślę, że próbować być kim drugim to wredno dla zdrowia. Na dłuższą metę. — Taka ze mnie chodząca dobra rada, co to nic z tego nie umie zastosować do samego siebie. Może nie próbuję dosłownie przebrać się za kogoś, kim nie jestem, ale za to bez przerwy ukrywam tę część siebie, która stanowi moją większość, moją esencję. Kiedy tak o tym myślę, to jestem o wiele głupszy od Wilkiego, a moje oszustwo bardziej krzywdzące i zakłamane. Zastanawiam się nad swoimi słowami, palce zajmując przeglądaniem ubrań. Wybór w tym sklepie nie jest zbyt duży, ale chyba nie mamy wyjścia. Ubrania za to wydają mi się porządne, nawet jeśli żaden ze mnie znawca; chętnie dotykam przyjemnych w dotyku, różnobarwnych tkanin. — Chcesz, żebym złożył wieczną przysięgę? — pytam go bez grama powagi, ale zaraz przywołuję się do porządku i z cichym „przepraszam, przepraszam, niech będzie” zbieram się na powagę. Lustruję go wzrokiem i w końcu zatrzymuję go prosto na ciemnych oczach chłopaka, które w świetle niewielkiego sklepiku zdają się być prawie czarne. Z bliska nawet bardziej. Myśląc o lekcji działalności artystycznej na łące, czuję potrzebę, by cofać się za każdym razem, kiedy on robi krok naprzód – a jednak stoję w miejscu, wpatrując się w niego pytająco, żywo zainteresowany tym, co chce powiedzieć. Przysuwam się i bez słowa przejmuję z jego rąk koszulę, którą wprawnie strzepuję i zakładam na wieszak, używając przymocowanych do niej sznurków, by już z niego nie spadała. Mam wprawę, kostiumy sceniczne zwykle nie chcą współpracować. — Wiesz, może ty nie takoj głupi, może każdy trochę przebiera się za kogoś, kim chce być... — mówię w końcu cicho, bo łatwiej kogoś nazwać głupkiem, zwłaszcza w żartach, niż przyznać się do pomyłki. A przecież przede mną wciąż są przeprosiny za wycieczkę, które odkładam na lepszy moment. W jakiś dziwny sposób poruszają mnie jego słowa, to jakie są – a przynajmniej zdają mi się – szczere, jaka w nich tkwi... prostota i siła jednocześnie. I nawet jeśli od początku miałem zamiar mu pomóc, to teraz czuję jeszcze większą potrzebę, by to zrobić. Pytanie tylko, czy potrafię. — Ja nie wiem, czy ja umiem. Ale ja spróbuję. Jak ty chcesz być elegancki to chyba jednak czarny albo biały. I rzeczy, które są dobrze skrojone i z dobrych materiałów, ale tu to chyba tylko takoj. Koszula? I jakiś płaszcz. I koniecznie spodnie, ale nie jeans. — Wyliczam, szukając wzrokiem czegoś, co się nada. Przyglądam mu się, zastanawiając się nad rozmiarem i wybieram M-kę, choć zastanawiam się, czy na pewno zmieści się w barkach. W każdej innej sytuacji wolałbym się nad tym nie zastanawiać, ale dzisiejszy dzień traktuję jak wyjątek. — Ty chyba musisz po prostu zacząć przymierzać, żebyśmy wiedzieli, co na tobie jest dobre. — Pewnie wszystko — Ufasz mi? – kończę wesoło i wciskam w jego ręce czarny, sztywnawy materiał koszuli i ponownie nurkuję pomiędzy wieszakami, żeby dobrać mu jakieś spodnie.
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Uśmiechnął się, by nie dać poznać po sobie spięcia, które wywołało w nim nazwanie go głupim. Nie dlatego, że Daniil uraził tym jego ego, ani nawet nie dlatego, że nie chciał, by ktokolwiek za głupiego go uważał, a zwyczajnie dlatego, że dotarło do niego nagle, że chłopak tego nie rozumie. Nie rozumie przed czym ucieka, czego pragnie i co chce dla siebie zdobyć, bo dla niego ta elegancja jest czymś naturalnym, czymś co nie wyklucza wcale komfortu. Czymś co jest nim, a nie czymś na nim. Zdążył ledwo utwierdzić się w tym przekonaniu, a już chłopak temu zaprzeczał, wymuszając na wilczych brwiach ściągnięcie w zagubionym braku zrozumienia. W naturalnym odruchu miał ochotę zapytać, zupełnie wprost, na czym niby polega jego przebieranie się, a jednak tym razem - przesuwając czujnym spojrzeniem po Daniilowej sylwetce - zmusił się do milczenia, dochodząc do wniosku, że na razie powinien dać jeszcze szansę chłopakowi na to, by ten przedstawiał mu się tak, jak sam sobie tego życzy. - Oczywiście, że Ci ufam - zapewnił poważnie, jakby zależało od tego życie ich obu, przejmując podaną mu koszulę i od razu odkładając ją na szczyt wieszaka, by w zupełnym braku poszanowania do istnienia przebieralni zdjąć z siebie kurtkę dokładnie w tym miejscu, w którym stał. - Ale co jest złego w jeansie? - podpytał, cichym prychnięciem rozbawienia dając przywołać się do tego bardziej beztroskiego tonu, gdy zaczepiał już kaptur kurtki na brzeg wieszaka. - Wiem, że dresy odpadają, ale jeans chyba pasuje do koszuli... - dodał, ale nie w akcie protestu czy podważania zdania swojego modowego mentora, a zwyczajnie próbując zrozumieć, bo i do tej pory uważał, że ubranie jeansów jest już ogromnym krokiem do przodu. - ...jak o tym myślę dłużej, to faktycznie- Ej, Daniil - przerwał sam sobie nagle, gdy narzucił już koszulę na ramiona, bo i przebiegając wspomnieniem po wszystkich znanych sobie eleganckich osobach, przypomniał sobie nagle o treści Daniilowego listu. - Pisałeś, że chcesz ze mną pogadać. Chodziło Ci o coś konkretnego czy tak w sensie, że chcesz się lepiej poznać? - podpytał wprost, próbując już przepchnąć pierwszy guzik koszulki przez niewyrobione jeszcze dziurki, przy okazji zdradzając, że rozmowa o ubraniach interesuje go bardziej rzeczowo niż dyskusyjnie. - Bo nie wiem czy jesteś gotowy na niezręczność moich pytań w drugim przypadku - ostrzegł, tym razem uśmiechając się nawet bardziej do samego siebie niż do Ślizgona.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Chciałbym zakupić u Państwa jeden fartuch madame Pudee oraz komplet rękawic kuchennych z podanym wzorem. Proszę o przesłanie przedmiotów na podany na odwrocie adres.
Maximilian Solberg
Do listu dołączono 110g.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees