W tym eleganckim sklepie kupisz rozmaite i dobrej jakości ubrania. Właściciel ma do zaoferowania szeroki wybór szat wyjściowych, codziennych, szkolnych i roboczych. Można tu także dostać inne części garderoby, jak choćby rękawice ze smoczej skóry, czy tiary.
Zadowolona Farai, której pozwolono przybyć na lekcję, postanowiła jednak nie ufać swym ZDOLNOŚCIOM i jednak uznała, że kupi sobie rękawice ze smoczej skóry. W tym celu zadecydowała, iż odwiedzi sklep z ubraniami jakiegoś Gladraga. Mając nadzieję, iż nie da satysfakcji PEWNEJ OSOBIE i wyjątkowo się nie zrani, umierając na oczach wszystkich uczniów i studentów. Aczkolwiek może wyświadczyłaby im przysługę i dzięki niej widzieliby testrale? To byłoby doprawdy fascynujące, tylko Osei nie miała pojęcia, czy inni podzielaliby jej entuzjazm. Nie mniej, tuż przed lekcją, dlatego ubrana w mundurek, dosłownie wpadła w szaleńczym biegu do pomieszczenia i zażądała upragnionych przez nią rękawic. Sprzedawca patrzył na nią trochę przerażony, ale ostatecznie dał jej to, czego chciała, więc gryfonka zapłaciła należną kwotę i porwała swój niezbędny do zajęć rekwizyt. Następnie szybko się stamtąd ulotniła, nawet nie oglądając się za siebie. Pozostawiła po sobie jedynie nikły zapach czekolady i wspomnienie czarnych, skręconych włosów oraz ciemnej cery. Sups.
Arienne sądziła, ze pracowanie w tym sklepie będzie najprostszą rzeczą. Od takie podaj kawę, pookładaj bluzeczki, pozamiataj. czasem tylko zdarzał się klient, który nie za bardzo wiedział, co chce, jednak oglądał wszystko z uwagą godną konesera mody. Nawet Levittoux zastanawiała się po co jest potrzeba w tej dziurze i skąd jej właściciel bierze kasę na utrzymanie. Jednak czym więcej rodziło się pytań, tym bardziej nie chciała znać na nie odpowiedzi. Zwłaszcza, że słynąc ze swojego niewyparzonego języka, to rano to wieczorem zadawała właścicielowi te niewygodne pytania, narażając się tylko na jego gniew, co tak samo odwzajemniała. Niestety, pracownicą roku to ona nie zostanie. Do momentu, w którym uczniowie Hogwartu przypomnieli sobie o istnieniu tego miejsca. Przychodzili jakby nigdy nic, zawsze pytając o to samo. Wtedy też gryffonka kszątała się z niemrawą miną, proponując coś dodatkowo lub szukając jakiegoś ładnego pudełka do zapakowania towaru. Taki trik handlowy, szef kazał, trzeba robić.Rękawiczki, też mi sprawa. Tyle ich zeszło, że trzeba było zrobić zamówienie pierwsze od niepamiętnych czasów na ten mało dochodowy towar. Życie zmienia ludzi. Może kolejnym razem przyjdą tu znaleźć rozum? Co poniektórym by się przydało.
Słowem wstępu mam czelność marudzić, ze pisze post pod postem. Widać, że sklep doskonale funkcjonuje, ruch jest ogromny i w ogóle. A przechodząc do rzeczy, to Arienne tym razem do sklepu przyszła w nieco innej sprawie niż stanie za ladą, wpatrywanie się w szare wystawy i przechodzących za nimi ludzi. Mianowicie Jeffrey'owi znów coś odbiło i postanowił zrobić reklamę najnowszych rękawiczek, jakby nie zauważył, że ostatnio mu z nich pół sklepu wykupiono i teraz raczej na nie popytu nie będzie. Ale co to obchodzi Levittoux? Ważne, ze daje kasę za prostą i szybką robotę. Mógłby tak zawsze, a zamiast tego siedzi z dupą nie wiadomo gdzie i popija kawę, gdy ona pracuje. Frajer okropny. Gdy już Levi zrobi karierę i zostanie gwiazdą rocka, to jej fani rozniosą ten sklep, podpalą, wysadzą czy coś, bo niedobrze jej się będzie robić na jego widok. Życie zmienia ludzi, nie? W każdym razie przyszła do sklepu, by po chwili zostać pokierowaną na zaplecze, które zmieniło się niewiarygodnie. Ściany pokryto czarny płótnem, przy rogach świeciły białym światłem tworzy magiczne wielkości pięści. Na środku stał stolik z przyszykowanymi już rękawiczkami, które bezzwłocznie kazano jej założyć. Potem kilkadziesiąt zdjęć zarówno samych rękawiczek, jak i póz prezentujących je, by po trzech godzina fotograf wraz z Jeffrey'em wybrali 4 zdjęcia. Arienne oczywiście nie próbowała nawet tego zrozumieć. Tyle czasu straconego dla takiej głupoty. Jednakże nagroda jej nie ominęła, więc zadowolona wróciła do dormitorium, by tworzyć muzykę, o której w natłoku obowiązków nieco zapominała. Tyle wgrać!
Weszła w pośpiechu do sklepu. Do zajęć z opieki nad magicznymi zwierzętami miała jeszcze trochę czasu, jednak zawsze wolała być przed czasem niż po. A przynajmniej starała się, żeby tak wychodziło. Szybko wyszukała półkę z rękawicami ochronnymi. Niby mogła wziąć jakieś porządne, które posłużyłyby jej dłużej, jednak w kieszeni trzymała jedynie kilkanaście galeonów. - Trudno, jednorazowe też się będą dobre. Wzięła parę rękawic ochronnych za dziesięć galeonów i podeszła do kasy. Kładąc pieniądze na ladę ukradkiem spojrzała na zegarek. Przynajmniej nie musiała się martwić o czas, którego jej nie brakowało. Powolnym i ospałym krokiem ruszyła na zajęcia. Tak bardzo chciało jej się spać...
Ivy długo zastanawiała się nad tym, co najbardziej spodoba się jej sympatii. Pomyślała o wielu rzeczach, zaczynając od najdroższych mioteł, na które nie miała dostatecznie wielu galeonów, poprzez dziesiątki czekoladowych żab, które wydawały jej się nieco bardziej realne, a skończywszy... Cóż, właśnie tutaj, u Gladraga. - Dzień dobry - rzuciła radośnie, przekraczając próg sklepu. Zdziwił ją brak klientów. W końcu zbliżał się sezon zimowy i była święcie przekonana, że każdy będzie szukał czegoś dla swoich bliskich. Ciesząc się jednak, że może się spokojnie rozejrzeć, zaczęła oglądać dostępne towary. Nie było mowy o tym, by kupić coś większego od akcesoriów - to zawsze stanowiło ogromny problem, kiedy obdarowany odkrywał, że w rzeczywistości sam jest o trzy rozmiary mniejszy od prezentu. Haden krążyła od półki do półki, szukają tego, co w jej rozumieniu stanowiłoby ideał i wywołało uśmiech przepleciony zachwytem na twarzy tej jednej, wyjątkowej osoby. Jej oczy zabłysły nagle, gdy dostrzegła to, czego potrzebowała. - Poproszę jedne rękawiczki ze smoczej skóry - rzuciła, dumna z siebie, że oto znalazła coś, co będzie tak samo piękne, jak i praktyczne. Położyła odliczoną sumę na ladzie i z uśmiechem na ustach opuściła sklep.
Gdy tylko usłyszała o lekcji Opieki nad Magicznymi Stworzeniami zaczęła szukać swoich rękawic ochronnych i tak jak się w sumie spodziewała, nie znalazła ich. Przepadły, jak kamień w wodę. W sumie nic dziwnego, pewnie je gdzieś zgubiła kiedy pakowała swój kufer na wakacyjny wyjazd. Gdyby jak co roku wróciła na wakacje do domu takie coś by się nie zdarzyło, a nawet jeśli, to babka kupiłaby jej nowe. Wzdychając bezsilnie weszła do sklepu Gladraga i zaczęła rozglądać się za nowymi rękawicami ochronnymi ze smoczej skóry. Nie mogąc ich znaleźć poprosiła sprzedawcę o pomoc, który od razu znalazł dla Scarlett idealną parę. Przymierzyła je, nie były tak znoszone i wygodne jak jej stare rękawice, ale wolała kupić sobie nową parę i jej pilnować niż używać jakichś poniszczonych, nie wiadomo przez kogo noszonych szkolnych rękawic. Zapłaciła 40g i wyszła ze sklepu.
Jak to się stało, że nie posiadał własnych rękawic ze smoczej skóry? Ta wątpliwość nachodziła Enzo dość długo, aby nie zwlekał z wybraniem się do sklepu, kiedy tylko profesor z Salem ogłosiła zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami. Zastanawiające braki w podstawowym wyposażeniu szkolnym wypadało nadrabiać jak najszybciej, dlatego nie ma co się dziwić zapałowi z jakim podjął się zakupom. Zazwyczaj nie przywiązywał do nich większej uwagi, ale tym razem zdarzyła się pewna odmiana, być może ze względu na to, że przecież Mist Pober była odpowiedzialna za ulubiony przedmiot Krukońskiego Halvorsena. Jego dłonie, nieco naznaczone już ciężką pracą, miały nietypowy talent do nie pasowania do większości rękawic, jakie zdarzało mu się przymierzać w przeszłości. Tym razem nie było inaczej i Enzo pozostał w sklepie z ubraniami niemalże pół godziny, próbując wybrać takie, jakie leżałyby jak najlepiej i przy okazji odpowiednio chroniły skórę przed ewentualnymi niebezpieczeństwami, jakie czekały na nich podczas zajęć z onms. Odnalezienie ideału przywołało nieco radości na jego zmęczoną egzystencją twarz i ostatecznie pozbył się znacznej części wypłaty z menażerii, zyskując w zamian idealne rękawice. Ot i naturalna kolej rzeczy.
Zajęcia w rękawiczkach szkolnych? To chyba jakaś kpina! Już widziała te miliard drobnoustrojów, które atakują jej piękną ceramiczną skórę tworząc na jej powierzchni przebarwienia czy krostki. w końcu nie wiedziała kto je nosił wcześniej, nie? Postanowiła więc niezwłocznie przed zajęciami zakupić własny komplet rękawiczek, które po samej lekcji pewnie rzuci gdzieś wgłąb swojego kufra by tam czekały na święte nigdy. - Good Morning - Powiedziała z pewną dozą niezrozumiałego dla sprzedawcy luksemburskiego akcentu. W końcu trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że Cinny nigdy nie przywiązywała wagi do piękna brzmienia języka angielskiego. W końcu jeżyk niewolników nie mógł w jej ustach być melodią, to niedorzeczne. - Te rękawiczki z wystawy poproszę. - Stwierdziła, gdy zauważyła brak innych na stanie sklepu. Czyby w jeden dzień wszystkie wyszły? Może są jeszcze jakieś na zapleczu? Mało ją to interesowało. Najważniejsze, że już po pięciu minutach wyszła z zakupionym towarem, a nauka choć w tym momencie wydała jej się nieco lżejsza niż zawsze. Rękawiczki czy nie to najważniejsze, że etap zakupów miała już dziś za sobą!
Wiedząc, że niedługo czeka go lekcja ONMS postanowił sprawić sobie nowe rękawice. Wszedł do sklepu i zaczął przeglądać ochronę rąk z różnych materiałów. W końcu wziął te ze smoczej skóry i podszedł do kasy. Wypytał się dokładnie o to, czego może sie po nich spodziewać i jaką ma pewność, ze nie rozlecą się po pierwszej lekcji. Kiedy usłyszał ich cenę zastanowił się trzymając dłoń w kieszeni z galeonami. Zrobił skwaszoną minę i uznał, że chyba jednak warto wydać te pieniądze. Dał na ladę 40 galeonów widocznie niezadowolony i wyszedł ze sklepu. Założył swoje nowe rękawice, ponieważ od razu miał iść na lekcję.
No dobra, twardy ze mnie chłopak, ale okazało się, że jakiś rękawic na zajęcia potrzebuję. No jeszcze z mojego ulubionego przedmiotu no. To zasuwam do tego Hogs, mając nadzieję na to, że nikt z mojej rodziny się nie dowie. W Drakensberg to wszystkim było wszystko jedno, czy ci coś palca odgryzie. Przecież i tak się przyczepi, nie ma się co pedalić. No ale jak się jest młodym i daje ponieść emocjom to się później końcu w szkole dla pedałów, ale chyba tak źle być nie mogło, skoro pozwalałem się kisić. Ale do rzeczy. Wchodzę, biorę rękawice z tworzywa sztucznego, bo nigdy nie wiem, jak to jest z tymi ze smoczej skóry... wiecie, za dużo smoków się przewija gdzieś u mnie w domu. Nigdy nie wiem, co się z nimi później dzieje, ale jestem dobrej myśli, bo w końcu moja rodzina ma te swoje złote serca czy coś takiego.
zt
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris ostatnio często pojawiała się w tym sklepie. Jakimś cudem ciągle coś sobie psuła na lekcjach ONMSu... Spodziewała się, że to wina nowego podejścia do tego przedmiotu. Mianowicie zaczęła częściej praktykować zdobyte umiejętności i często obchodziła się z dość niebezpiecznymi zwierzątkami. Ostatnio jeden chory psidwak zniszczył jej rękawice, więc musiała kupić sobie nowe. Miała pieniądze z pracy w sklepie, więc postawiła na naprawdę najlepsze, jakie tylko znalazła. Poprosiła o rękawice ze smoczej skóry i dotknęła jej gładkiej powierzchni. Wyłożyła galeony i zadowolona wróciła do Hogwartu, wiedząc, że szybko nie kupi sobie nowych rękawic.
zt
Aurora Therrathiel
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : Znamię w kształcie listka na barku, tęczówki zlewające się ze źrenicami
Chciałabym zakupić rękawice ochronne oraz rękawice kuchenne. Odpowiednia suma została załączona. Proszę o wysłanie przesyłki na adres podany na odwrocie.
Ten dzień należał do grona dni dłużących się. Takich, podczas których upływające minuty odczuwa się jak godziny, a wskazówki zegara przeskakują tak wolno, iż wydawać by się mogło, że cofają się, zamiast gnać do przodu. Ryan siedział w ławce ze wzrokiem wbitym w ścianę, nie mogąc się już zmusić do słuchania wykładu nauczyciela, mimo iż nie był on wcale nudny. Myśli jego uciekały w kierunku cieplarni i wieści, które zasłyszał od innych uczniów. Ponoć hodowla jadowitej tentakuli wymknęła się spod kontroli nauczycielki zielarstwa, która będąc obecnie jedyną osobą odpowiedzialną za ten przedmiot, potrzebowała pomocy uczniów i studentów w opanowaniu sytuacji. Chłopak szczerze współczuł kobiecie życia z myślą, że pewnego dnia tentakule nauczą się otwierać drzwi prowadzące do cieplarni. Sielanka na błoniach byłaby już wyłącznie powiedzeniem... Miał zamiar pomóc i niesamowicie podniecała go myśl, że będzie miał okazję obcować z jadowitymi tentakulami, jakkolwiek szalenie to brzmiało. Miał ból do systemu nauczania i do wszystkich tych zasad bezpieczeństwa, których należało przestrzegać. Przez wzgląd na to, że byli jeszcze tacy młodzi, a niektórzy z jego klasy zachowywali się mniej dojrzale niż pierwszoroczni, Vicario ociągała się jeszcze z zabraniem ich do cieplarni numer trzy - a to właśnie tam znajdowała się większość tych bardziej niebezpiecznych, tych ciekawszych roślin, o których Ryan namiętnie podczytywał w podręcznikach i o których śnił po nocach, oczywiście wyłącznie wyobrażając je sobie. Nie rozumiał, jakim cudem dawniej pokazywano młodym uczniakom mandragory, a obecnie opieka nad hibiskusem ognistym była najbardziej niebezpiecznym zadaniem, jakie mogli otrzymać. Czy to w ogóle miało sens? Jeśli miało, Ryan go jeszcze nie dostrzegł. Dzwonek rozległ się w sali, skutecznie ocucając młodego Ślizgona, który aż podskoczył w krześle jakby był zaskoczony, że jego męka w klasie właśnie dobiegła końca. Zamierzał podejść do dormitorium, by przebrać się w jakieś bardziej robocze szaty oraz złapać rękawiczki ochronne, toteż skierował kroki w kierunku sypialni. Grzebiąc w kufrze miał niejasne przeczucie, że coś było nie w porządku - nie mylił się, bowiem szybko wykopał spod ubrań rękawice - przedziurawione. Czyżby to znów szczur kolegi z łóżka obok postanowił żerować na cudzych rzeczach? Skurczybyk nawet nie przyznał się, że własność Andersona została zniszczona! Wstrętnie ukrył ją, by nie zobaczył! Ryan ważył rękawiczki w dłoniach, po czym odrzucił je na bok. Nawet nie miał ochoty naprawiać ich zaklęciami. Może zwykłe reparo by pomogło, ale co jeśli w miejscach wygryzionych dziur materiał będzie uboższy we wszystko to, co sprawiało, że chronił skórę przed działaniem toksycznych i żrących substancji roślinnych? Potrzebował nowych rękawic. Z kwaśną miną wyłuskał małą fortunę ze swoich skrzętnie odkładanych pieniędzy, by udać się do Hogsmeade. Miał szczęście, że był to weekend, w który mógł bez przeszkód opuszczać teren szkoły! Oczywiście musiał spieszyć się, jako że brama nie zostawała otwarta wiecznie, a dobrze byłoby, gdyby wrócił jeszcze na kolację, dlatego też czym prędzej owinął szyję szalikiem i niemalże wybiegł z dormitorium, kierując się na błonia. Droga dłużyła mu się i wyklinał w trakcie tego spaceru, ileż by dał za umiejętność teleportacji. Prędko jednak przypomniał sobie, że niewiele ułatwiłaby mu ona życie, jako że na terenie szkoły nie można było jej używać i od razu zrobiło mu się nieco lepiej. Sklep Gladraga nie znajdował się jakoś daleko, więc trafił doń szybko i równie szybko dokonał zakupu. W środku był zaledwie jeden klient w kolejce przed chłopakiem. Ryan czas oczekiwania poświęcił na oglądanie dostępnych za szybką rękawic, kalkulując w głowie względy cenowe oraz estetyczne, po czym odezwał się do ekspedienta: - Te poproszę. Wskazał parę rękawic ochronnych, których materiał imitował skórkę. Spytał, czy mógłby jeszcze przymierzyć je przed zakupem, a gdy naciągnął je na palce, okazały się leżeć niemalże idealnie. Wyłącznie w pochewkach na małe palce dłoni miał odrobinę zapasu, lecz wynikało to z faktu, że jego paluszki były naprawdę drobne. Zadowolony zapłacił i opuścił sklep, kierując się z powrotem do zamku. W myślach już planował cały jutrzejszy dzień, podczas którego spróbuje zwerbować sobie kogoś do pomocy, by udać się do cieplarni i spróbować okiełznać jadowite tentakule. Jednocześnie planował zemstę na tym paskudnym łgarzu, którego szczur siał zniszczenie w kufrze Ryana.
/zt
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
chciałbym zamówić u państwa rękawice ochronne. Proszę o przesłanie ich na wskazany na końcu listu adres. Kwotę przesyłam w kopercie.
Z poważaniem,
Holden Thatcher
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Wszystko ostatnio układało się aż za dobrze i zaczynał robić się z tego powodu podejrzliwy. Mózg sam doszukiwał się problemów, dziur, luk, tak niegotowy na ogarniającego go zbyt silne uczucia. A przecież był po prostu... szczęśliwy. Jasne, ostatni tydzień był dla niego ciężki, bo Finn zdążył już przyzwyczaić go do większej dawki snu, a jednak zaliczenia semestralne zmusiły go znów do powracania do starych nawyków. Spał mniej, ale pilnował wszystkich obowiązków prefekta, a jego oceny wyglądały naprawdę przyzwoicie, więc patrząc w lustro i widząc, że pod jego oczy znów wkradły się sińce... nie żałował. Odbijało się to boleśnie na jego samoocenie, a grzywka zasłaniająca czoło celowo nie była przycinana od dłuższego czasu, by łatwiej mógł skryć za nią wzrok, ale jego samopoczucie było ceną, którą nie miał oporów zapłacić. Czekał za bramą Hogwartu, wypalając błękitnego gryfa i z pochyloną głową rysował jakieś szlaczki butem po wydeptanym śniegu. Czekał oczywiście na przeuroczą @Gabrielle Levasseur, którą poprosił o pomoc w ubraniowych zakupach. Nie znał się na tym zupełnie, ale nowe ubrania zawsze były dobrym sposobem, by poczuł się lepiej sam ze sobą. Co prawda Finn dawał mu jasno do zrozumienia, że woli go bez ubrań, ale miał wrażenie, że ciągłe chodzenie w swetrach rozmiękcza jego wizerunek. Nie żeby od razu zamierzał wskakiwać w skórzaną kurtkę, ale... coś musi zmienić. Chce. Chociażby nie musieć prężyć się i spinać, by podkreślać, że przecież jest męskim prefektem, a nie miękką kluchą z piekarni. Pomachał Gabrielle, gdy tylko zobaczył ją na horyzoncie i dopalił szybko swojego papierosa, nie chcąc drażnić jej dymem, nawet jeśli sam uwielbiał ten miętowy zapach. Gdy tylko znalazła się blisko otulił ją ramionami na powitanie z cichym "Ślicznie wyglądasz, Słońce" i z uśmiechem wyciągnął dłoń w jej stronę, by mogła się jej wygodnie chwycić, po czym teleportował ich tuż przed wystawę sklepową. - O, to by Ci pasowało - powiedział od razu, zupełnie zapominając, że akurat dziś miał się skupić na swoich potrzebach i kiwnął głową w stronę wiszącej na manekinie sukienki. Zaraz jednak przeniósł wzrok na Puchonkę, przypominając sobie, że nie każdy radził sobie tak dobrze ze znoszeniem teleportacji, o czym często zapominał, sam nie odczuwając już nawet najmniejszego dyskomfortu.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Spotkania ze znajomymi czy przyjaciółmi były dla Gabrielle ważnym aspektem życia. Lubiła spędzać czas w towarzystwie osób, które darzyła sympatią, gdyż to zawsze poprawiło jej samopoczucie. Z tego też powodu, kiedy tylko Skyler zaproponował jej wypad na zakupy - mimo nawału pracy i nauki - nie potrafiła odmówić. Potrzebowała wyrwać się z murów szkoły, nieco ochłonąć i pozbierać myśli, które w ostatnim czasie przypominały sztorm podsycany emocjami targającymi jej drobnym ciałem. W przeciwieństwie do życia Skylera, rzeczywistość Gab nie była tak bardzo kolorowa, zaś wir wydarzeń ostatnich tygodni mocno namieszał nie tylko w jej umyśle, ale i sercu; stała teraz na rozdrożu zastawiając się, którą ścieżką iść dalej. Ubrała się odpowiednio do panującej na dworze pogody, pozostawiając rozpuszczone włosy, których ostatnio nie miała w zwyczaju plątać - nawet w kok. Przed czasem pojawiła się za bramą Hogwartu, z daleka dostrzegając palącego papierosa Skylera. Kiedy do niego podeszła najpierw ucałowała go w policzek, by sekundę później pokręcić z dezaprobatą głową. - Cześć! - powiedziała z wyraźnym entuzjazmem w głosie, po czym dodała - Ten nałóg kiedyś cię wykończy. Oczywiście odwzajemniła uścisk Puchona, jednocześnie dziękując za rzucony w jej stronę komentarz, nawet jeśli wyglądała dziś zwyczajnie. Ostatnie przygody z odzieżą w roli głównej nieco ostudziły jej zapędy do noszenia rzeczy zaprojektowanych i uszytych dla niej przez Izaak; dziś postanowiła postawić na klasykę. W jednej sekundzie wydarzyły się dwie rzeczy: zachęcona uśmiechem przyjaciela chwyciła dłoń przyjaciela od razu czując mocne szarpnięcie. To był zaledwie ułamek sekundy, który sprawił, że znaleźli się przed witryną jakiegoś sklepu - tak przynajmniej jej się wydawało. Mimowolnie złapała się za brzuch, czując jak wszystkie wnętrzności wracają na swoje miejsce, jednoczenie wywołując odruch wymiotny. Nie była przyzwyczajona do teleportacji, do tej pory tego "środka transportu" miała okazję używać zaledwie kilka razy przez co nie była przyzwyczajona do tych wszystkich skutków ubocznych jemu towarzyszących. - Daj mi chwilę, dobrze? - poprosiła cichym głosem, kiedy Skyler zaczął coś do niej coś mówić, chociaż nie była w stanie określić słów opuszczających jego usta. Gabrielle odczekał chwilę normując swój oddech. Zawroty głowy ustąpiły. Wyprostowała się, uśmiechając delikatnie do chłopaka. - Teraz już wszystko gra - oznajmiła, wiedząc jego zatroskany wzrok. - Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję - dodała ruszając w stronę drzwi - Wiesz czego szukamy? - zapytała dokładnie w tym samym momencie kiedy dzwoneczek zawieszony na framudze wydał z siebie dźwięk obwieszczający przybicie nowych klientów.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się jednym z tych uśmiechów, który powstrzymywany wyginał mu kąciki ust nieco w dół i choć może nie był tak piękny, jak te prezentowane w piekarni, których wyuczył się do perfekcji, tak posiadał pewien urok przez swoją szczerość i autentyzm. Wywołało go ciepło ust na policzku, które oczywiście odebrał czysto platonicznie, a jednak nie mógł się powstrzymać od pomyślenia entuzjastycznego "Oh, a kiss, ok", pogodzony już ze swoją absurdalnie wręcz dużą potrzebą bliskości i w tym zadowoleniu postanowił całkowicie zignorować komentarz o jego paleniu. Był całkiem pewny tego, że akurat Gryfy miały dość sporą konkurencję na polu do wykańczania go. Miał przecież chociażby cukrzycogenne dawki cukru, które raz na jakiś czas próbował bezskutecznie zmniejszać. Ale nie, wszyscy tylko wieszali psidwaki na tych biednych papierosach. Uniósł zmarszczone brwi, widząc jak Gabrielle się męczy i zaraz ukłuło go poczucie winy, że mógł bardziej skupić się na teleportacji - może wtedy wylądowałby łagodniej, więc i ona zniosłaby to lepiej. Położył dłoń na jej łopatce, w instynktownej próbie pomocy, choć przecież nie mogło to w żaden sposób realnie wpłynąć na jej mdłości i rozluźnił spięte łopatki, przygarbiając się przez to nieco, gdy tylko zobaczył, że szybko dochodzi do siebie. - Jak sama kilka razy się teleportujesz, to będzie Ci łatwiej - zapewnił, wspominając jak to wyglądało w jego przypadku, choć prawdopodobnie na darmo było ich porównywać, skoro mowa była o dwóch, zupełnie różnych od siebie organizmach z indywidualnym wachlarzem reakcji. Spojrzał jeszcze raz na witrynę sklepową, gdy Gabrielle zaczęła już zmierzać w stronę wejścia, zamyślając się na chwilę czy nie przymusić jej do przymierzenia tej uroczej sukienki. - Szczęścia, miłości, ciastek, akceptacji - zaczął wyliczać z poważnym kiwaniem głową, podążając za Puchonką, by chociaż przytrzymać jej drzwi, skoro i tak nie zdążył ich otworzyć przed nią. Westchnął, zastanawiając się czy zna prawidłową odpowiedź i przywitał się ze sprzedawcą od razu po przekroczeniu progu sklepu. - Gdybym wiedział, to bym nie potrzebował pomocy - mruknął, przesuwając wzrokiem po kolorystycznie ułożonych ubraniach i od razu przysuwając się w stronę tych żółtych, bo jaki inny kolor mógłby krzyczeć silniej "PUCHON"? - Mam wrażenie, że ludzie zaczęli na mnie inaczej patrzeć - zaczął, ściągając z siebie kurtkę - wiesz, odkąd wiadomo, że... - urwał, wciskając do rękawa szalik z czapką, wciąż czując niejaki opór, by użyć wobec siebie słowa "gej". - Że wolę facetów - dokończył nieco ciszej, odwieszając swoją kurtkę na wieszak przy wejściu i wyciągając dłoń w stronę Gabrielle, chcąc zrobić to samo z jej odzieżą wierzchnią. - A Ciebie widzę ciągle w otoczeniu jakichś Ślizgońskich samców Alfa - skomentował, posyłając jej przelotem wymowne spojrzenie, które zaraz zakrył zdejmując z siebie sweter. - Więc pomyślałem, że będziesz wiedzieć jak zastąpić TO - dodał, wyciągając przed siebie dłonie ze swetrem, by na szybko zaprezentować domniemanego przez siebie winowajcę swojego kluskowatego wizerunku, od razu odwieszając go na kolejny z wolnych haczyków. Przygładził dłonią koszulkę na torsie i brzuchu, wiodąc zdezorientowanym wzrokiem po całym sklepie, kompletnie nie wiedząc jak takie poszukiwania nowego stylu powinny wyglądać. Nie żeby tak naprawdę obecny mu przeszkadzał jakoś bardzo. Najchętniej by przy nim został, ale czuł też wyraźną potrzebę podkreślenia czymś wizualnym poziomu swojej męskości, by ustabilizować swoją samoocenę. - Pomóż mi po prostu znaleźć coś w czym będę dobrze wyglądał... - poprosił, ściskając krótko przedramię przyjaciółki, by zwrócić na siebie uwagę i ufnie spojrzeć jej w oczy.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Widząc zatroskaną minę Skylera, czarownicy nie trudno było wyobrazić sobie, jaki obraz musi malować się przed jego oczami - na szczęście dość szybko doszła do siebie. Najgorsza dla Gabrielle była pierwsza w życiu teleportacja, jednak nadal każdą kolejną znosiła w podobny sposób. - Śmiem wątpić, ale przekonamy się za jakiś czas - odpowiedziała, w gruncie rzeczy nie dając dużej wiary w słowa przyjaciela. Każdy organizm był inny, jednak potrafił się on z czasem przystosować, wiedziała o tym. Ten jej zdawał się buntować za każdym razem, gdy czuła znajome szarpnięcie, zupełnie jakby drobne ciało blondynki nie było stworzone do teleportacji. Zaśmiała się słysząc odpowiedź przyjaciela, kąciki ust wygięły się mocniej ku górze, a w policzkach pojawiły słodkie dołeczki. - To trafiłeś w odpowiednie ręce - oznajmiła radośnie. Właściwie poza ciastami była w stanie zapewnić mu wszystko, choć nie była pewna czy w takim sensie, jakim tego potrzebował. Ich miłość była platoniczna, szczęście - zdawało się - chwycił już za nogi, a to co tyczyło się akceptacji - ona akceptowała go zawsze takim jakim był. - Znajdziemy coś na pewno - pocieszył go, kładąc dłoń na jego policzku, tak aby wzrok, który zabłądził wśród żółć skierować w inną stronę. - To tylko wrażenie misiu, z resztą mylne - odparła słysząc obawy, które miał, a które jej zdaniem były bezzasadne. Być może jeszcze kilkanaście lat temu ludzie mogliby na niego krzywo patrzeć, lecz ich pokolenie żyło w innych czasach, rzeczywistość - tym samym ludzie - była bardziej tolerancyjna. Skyler zapewne o tym wiedział , jednak Gabrielle miała wrażenie, że gdzieś mu to umknęło. Pozwoliła, aby zabrał jej kurtkę, poprawiła włosy zakładając ich kosmyk za ucho, po czym pociągnęła chłopaka w głąb sklepu. - Poza tym od kilku miesięcy każdy wie, że spotykasz się z chłopakami, więc nie rozumiem co zmieniło się teraz? - zapytała, unosząc do góry prawą brew, po czym dodała Poza tym, że jesteś w stałym związku - co wydawało się być chyba najbardziej istotną kwestią. - Slizgońskich samców Alfa? - powtórzyła, słowa te wieńcząc znakiem zapytania. W pierwszej sekundzie na twarzy dziewczyny malowało się zaskoczenie, by następnie przeobrazić się w grymas subtelnego niezadowolenia, kiedy uświadomiła sobie, kogo Skyler mógł mieć na myśli. W charakterystyczny dla siebie sposób zmarszczyła nos, sprawiając, że obie brwi znalazły się bliżej siebie. Wymowne spojrzenie posłane w jej stronę nie sprawiło, że blondynka poczuła się lepiej i nawet jeśli pierwszymi słowami, które przyszły jej na myśl były "to nie tak jak myśli", ugryzła się w język zanim opuściły one jej usta. -Powiedziałabym, że nie wiem o czym mówisz, ale wtedy byłoby to kłamstwo. - oznajmiła uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Zielone tęczówki dziewczyny lustrowały wiszące na wieszakach ubrania, pośród których próbowała wybrać takie, które jej zdaniem pasowałyby do Skylera jednocześnie zaburzając nieco obraz puchoniastej kluski. - Właściwie…. - tu zrobiła krótką pauzę opuszkami palców sprawdzając miękkość i fakturę materiałów dwóch pierwszych koszulek: białej, trochę pstrokatej oraz zielonkawej, bez nadruku. - Chciałam o tym z tobą porozmawiać - dodała, kierując na niego niepewne spojrzenie. Na usta blondynki mimochodem wkradł się subtelny uśmiech, a policzki zalał mocny odcień różu, gdy do głowy napłynęły wspomnienia. Mimowolnie dotknęła swoich warg, zupełnie jakby wciąż czuła na nich ciężar ust Charliego. Nie potrafiła wyrzucić z pamięci ich ostatniego spotkania, choć teraz za wszelką cenę starała się go unikać. Oferta, którą jej wówczas złożył była zbyt kusząca, a myśli wciąż wypełniła wizja, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tylko pozwoliła, aby hamulce całkowicie puściły. W dodatku był jeszcze Will i jego wyzwanie rzucone niby w żartach podczas balu. Czuła się zagubiona, jednak odłożyła na bok swoje rozterki miłosne, skupiając się na potrzebach Sky'a. Niczym znawczyni mody, Gabrielle na wręcz wydawałoby się błagalne słowa bruneta wydęła usta, w teatralnym geście przytykając do nich palec wskazujący, chwilę mu się badawczo przypatrując, po czym bez słowa zaczęła chodzić między wieszakami wciągając z nich kolejne ubrania, które przerzucała sobie przez rękę. Z coraz większym uśmiechem biegała między stojakami mając w głowie całą wizję nowego wizerunku Skylera, choć nie zamierzała w niej całkowicie rezygnować z koszul czy swetrów, które mu zwyczajnie pasowały. - Zamiast całkowicie odmieniać Twoją garderobę postawimy na bardziej stonowane kolory. Wiem, że mocno utożsamiasz się z barwami naszego domu, ale poza żółcią istnieje w nich również czerń, a jak ona to i odcienie szarości, bieli i wszystkiego poza puchońską żółcią jako dominujący kolor - powiedziała z pewnością w głosie, ale również i wyrazie twarzy na której gościł szeroki uśmiech, wręczyła chłopaki stertę ubrań, poganiając go w kierunku przymierzalni. - Ty ubieraj, ja będę oceniać - oznajmiła. Skyler miał o tyle ułatwione zadanie, że blondynka starała się dobierać poszczególne ubrania w komplety, które wystarczyło na siebie włożyć. Kilkanaście dni pracy na jej nowym stylem z Izaakiem pozwoliło dziewczynie nauczyć się kilku podstawowych łączeń oraz odpowiedniego doboru kolorów i nawet jeśli nie była w tym znawcą, na pewno znała się na tym lepiej niż Schuester. Sama usiadła wygodnie na jednej z kanap znajdujących się tuż przed przymierzalnią, zakładając nogę na nogę. - A jak układa ci się z Finnem? - zapytała, kiedy Puchon zniknął za kotarą. - I dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - kolejne pytanie padło z ust blondynki, okraszone słyszalnym wyrzutem skierowanym w stronę przyjaciela. Czuła się - przez niego, jak i Finna - nieco oszukana, zawsze miała ich za osoby bliskie swemu sercu, a tymczasem okazało się, że mimo zaufania jakim wzajemnie się darzyli chłopaki mieli przed nią tajemnice.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uśmiechnął się do niej lekko, ale to w oczach zamknięte były ciepłe uczucia i komfort psychiczny, który zapewniła mu swoim wsparciem słownym, jak i drobną dłonią na policzku. Może i nie mieli zbyt dużo czasu dla siebie, każdy pochłonięty własnym życiem, nieprzeplatającymi się relacjami czy zainteresowaniami, ale wystarczało jedno prywatne spotkanie, nawet raz na kilka miesięcy, by poczuł jak kochaną i troskliwą osobą jest Gabrielle. - Mięknę - mruknął cicho na jej odpowiedź, nie za bardzo wiedząc jak ma to uczucie wytłumaczyć. Przy stanowczości, a niekiedy wręcz surowości Finna czuł, że to całe jego własne rozmemłanie psychiczne jest przesadą. Mógł się prężyć, chować za niebieskim dymem Gryfów, mruczeć niskim głosem pojedyncze słówka, ale i tak wciąż na wierzch wywlekał się jego zdradzający wszystkie emocje wzrok, uzależnienie od cukru i ta cholerna potrzeba ciągłej bliskości. Gdyby to od niego zależało, to ani na chwilę nie puszczałby dłoni Finna, a jeśli już, to tylko po to, by objąć go ramionami i wtulić się twarzą w szwedzką szyję. Ale dużo prościej było sięgnąć po intensywniejsze doznania. Jak na prawdziwego mężczyznę przystało. Mimo wszystko to jak to wybrzmiało - "jesteś w stałym związku" - rozlało przyjemne ciepło w okolicach jego przepony. Bardzo chciał, żeby właśnie to określenie było trafne i prawdziwe. W końcu jak nazwać to inaczej, skoro widują się praktycznie codziennie, a on coraz więcej drobnych rzeczy "niechcący" zostawia u Finna w domu? - Oj, Słońce - westchnął, przyglądając się wywołanej reakcji na jej twarzy, przemykając spojrzeniem po zmarszczonym nosie i zaróżowionych policzkach. - Zaraz mi wszystko opowiesz - dodał, ściskając lekko jej przedramię, ale wzrokiem powędrował już do wypatrzonej po drugiej stronie sklepu zapasce kelnerskiej, na którą miał ochotę od dłuższego czasu, ale zawsze brakowało mu pieniędzy. - Ale poczekaj chwilę, bo chcę się w pełni skupić na tym co mówisz - dodał i wykorzystał czas, w którym Gabrielle zgarniała z wieszaków ubrania, by samemu upolować zapaskę i wrócić zaraz ze swoją niezbyt modową, ale jednak zdobyczą, by bezdyskusyjnie wrzucić ją do koszyka. - Ufam Ci - zapewnił, wysłuchawszy jej tłumaczenia, które szczerze mówiąc niewiele mu mówiło. Ugryzł się w język, by nie powiedzieć, że ostatnio lubi też błękitny, bo uznał, że wcale nie o to chodziło Puchonce i zwyczajnie postanowił powierzyć się jej gustowi. Skrył się w jednej z przymierzalni i uśmiechnął się sam do siebie, ściągając koszulkę pociągając ją jedną dłonią za materiał na plecach, gdy tylko dosłyszał jej pytania. - Wiesz jaki jest Finn - zaczął, nieco zagłuszony przez zakładane przez głowę ubranie - W sensie dość wyraźnie stawia zasady - doprecyzował, mając nadzieję, że Gabrielle zrozumie o co mu chodzi i zawiesił się na chwilę, patrząc w lustro - Nie żebym nie chciał, żeby... - urwał, krytycznie przyglądając się swojemu odbiciu, po czym odruchowo poprawił dłonią włosy. - Jest cudownie. Jest dla mnie za dobry - odpowiedział w końcu, czując, że i tak nie jest w stanie inaczej zamknąć tak rozległego tematu i wytłumaczyć wszystkich aspektów ich relacji. Zarówno tych przyjemnych, jak i tych nakręcających niepewność. Wolał skupić się na tym, co miała do powiedzenia Gabrielle, więc teatralnym ruchem przesunął zasłonę i oparł się dłonią o bok przymierzalni. - Cześć, mała - mruknął nisko i poruszył zaczepnie brwią. - Często tu bywasz? - dodał, walcząc z zachowaniem pełnej powagi, jednak uśmiech sam wkradał mu się na usta. - To co chciałaś powiedzieć o tej mojej konkurencji? - spytał, chcąc powrócić do przerwanego tematu samców Alfa, samemu wciąż tkwiąc w przybranej roli przymierzalnianego Alvaro.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle nieco ubolewała, że swego rodzaju dorosłość pozbawiała ich wspólnego towarzystwa, lecz harmonię wewnętrzną dawało jej przeświadczenie, że nieważne daleko Skyler znajdowałby się od niej, to i tak mogła na niego liczyć o każdej porze dnia i nocy; ona również nie wahałaby się rzucić mu na pomoc - zupełnie, jak w tym przypadku. Nie potrafiła powstrzymać kącików ust, które mimowolnie - widząc uśmiech Puchona - uniosły się do góry. Słysząc słowo opuszczające jego usta, zmarszczyła czoło w chwilowym zastanowieniu, co też miał przez to na myśli. Czy słowo to oznaczało coś negatywnego? Dla niej miało dość pozytywne brzmienie. Wiązało się z tym, że przy tej drugiej ktoś stawał się bardziej uczuciowy, troskliwy, a przecież to były dobre cechy? A może była w błędzie? Zmarszczyła nos w zabawny sposób próbując rozgryźć tą zagwostkę w głowie, by choć przez chwilę znaleźć się na tym samym torze myślenia, co Skyler. - A to źle bo? - zapytała, po dłuższej chwili ciszy. Wiedziała, że Finn nigdy nie był wylewny jeśli chodziło o uczucia, nawet wobec niej - mimo, że byli rodziną - zachowywał jakiś dystans. Z tego powodu sądziła, że właśnie ktoś taki jak Schuester będzie idealnie równoważył świat jej kuzyna. Finn był osobą, która miała swoje wewnętrzne granice, do których dostępu bronił niczym lew, jednak wystarczyło odpowiednie podejście, aby zrozumieć, że w gruncie rzeczy podobnie, jak wszyscy czuje się zagubiony i potrzebuje oparcia w drugiej osobie. Puchon również musi zdawać sobie z tego sprawę, dlatego Levasseur nie rozumiała zupełnie tego krytycznego podejścia względem siebie samego. Dostrzegła, jak w tęczówkach przyjaciela zamigotały znajome iskierki, kiedy wspomniała stałym związku. - Kto by pomyślał, że tyle szczęścia budzi w tobie bycie z kimś w stałym związku, Skylerze Schuester. - zaśmiała się. Do tej pory chłopak miał dość luźne podejście do relacji z innymi, bawił się życiem przez co wśród Puchonów oraz reszty uczniów krążyła o nim niepochlebna opinia jakoby był bardzo rozwiązły. Gabrielle oczywiście nigdy nie miała z tym problemu, znała bruneta z innej strony i nigdy nie oceniała jego zachowania. Niektórzy po prostu muszą spróbować kilku opcji zanim trafią na odpowiednią osobę; miała tylko nadzieję, że Finn jest tym jedynym w przypadku przyjaciela. Gdyby między nimi wydarzyło się coś złego, ciężko byłoby jej wówczas stanąć po stronie któregoś z nich, gdyż każdy był dla niej ważny - nawet nie chciała o tym myśleć, dlatego pokręciła by odgonić od siebie podobne refleksje. Pokiwała głową, kiedy temat ich rozmowy zboczył na samców Alfa, jakby z lekką niepewnością wymalowaną na twarzy. Na szczęście rzuciła się w wir poszukiwania odpowiednich ubrań dla Skyler, dzięki czemu zyskała czas na ułożenie sobie w głowie wszystkiego, co chciała mu powiedzieć i jednocześnie poprawić o jakąś radę, co powinna z tym wszystkim zrobić. Bała się własnych uczuć, nie było to żadną tajemnicą, tyle że po Elijahu, w życiu blondynki długo nie było kogoś, kto zaintrygowałby ją na dłużej, właściwie to unikała kontaktu z chłopcami; tymczasem pojawiło się ich aż dwoje. Usiadła na jednej z kanap przygryzając dolną wargę w oczekiwaniu, aż Sky pokaże się jej w nowych ubraniach. Uśmiechnęła się. - Zawsze taki był - stwierdziła, machając przy tym ręką, nawet jeśli gest ten był niewidoczny dla przyjaciela. - Jest powściągliwy w okazywaniu uczuć, dlatego musisz wiedzieć, że nawet najmniejsza oznaka czułości czy też zainteresowania z jego strony, to naprawdę… naprawdę dużo. - dodała kładąc nacisk na słowo "naprawdę", chcąc pokazać jednocześnie Skylerowi, jak ważny - w jej odczuciu - jest dla Garda. Może on naprawdę nie do końca zdawał sobie z tego sprawę? Gabrielle miała znacznie więcej czasu - właściwe całe swoje życie - na poznanie kuzyna, on - dopiero uczył się, jak powinien zachowywać się w stosunku do niego. Westchnęła. - Jestem załamana twoim podejściem -oznajmiła, kryjąc twarz w dłoniach. Kolejne westchnięcie opuściło usta zielonookiej, wyprostowała się, poprawiając niesforne kosmyki włosów, kilka z nich zakładając za ucho. - Możesz mi jasno wyjaśnić, co masz na myśli mówiąc "jest dla mnie za dobry? - zapytała dobitnie, skupiając na nim pytające wręcz nachalne. Roześmiała się widząc postawę bruneta, skupiając na nich uwagę kilku osób, które również odwiedzały dziś sklep. Poruszyła zabawnie brwiami. - Czasem się zdarza maleńki - odpowiedziała, puszczając mu oczko. Palcem wskazującym pokazała mu, aby się obrócił, dzięki czemu mogła mu się w pełni przyjrzeć. - Całkiem, całkiem - skwitowała, jednak chciała żeby pokazał się jej w każdym z zestawów, które przygotowała. Mimowolnie zarumieniła się słysząc pytanie. Dała sobie kilka sekund na złapanie oddechu oraz poskładanie chaotycznych myśli. - Właściwie to mam problem. Nie rozumiem, dlaczego nagle zainteresowało się mną dwóch chłopaków….właściwe to chyba jeden jest mną zainteresowany, a drugi… drugi interesuje mnie, ale czy ja jego. Chodzi o to, że Will mnie pocałował, a ja pocałowałam Charliego, ale to nie wszystko. Will jest taki słodki, czarujący, a Charlie. Rowle mnie irytuje, a jednocześnie intryguje. Will zaprosił mnie na bal. Było naprawdę cudownie, sprawia, że czuję się niczym bohaterka romansów, jednocześnie dając mi sprzeczne sygnały: raz jest taki uroczy, pojawia się niczym książę na białym koniu, sprawia, że nie potrafię o nim zapomnieć, a później sam znika na jakiś czas. Nie wiem, próbuje mi dać czas? Chloé uważała, że może to takie zagranie z jego strony, żeby szybko mi się nie znudził, ale ja nie jestem pewna. Za to Charlie, on wyzwala we mnie emocje, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Raz mnie pocałował, ale to nie było do końca z jego woli, a później… później spotkaliśmy się w wieży, tam do czegoś między nami doszło. On złożył mi ofertę, a ja.. Chyba ją przyjęłam? - mówiła, z każdym słowem przez nią wypowiedzianym policzki blondynki nabierały intensywniejszego koloru, jednak miała nadzieję, że przyjaciel coś rozumie z jej bełkotu. Ukryła twarz w dłoniach, była zawstydzona tym co opuściło jej usta. - Jestem złą osobą - stwierdziła.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
- Bo... - bąknął w zamyśleniu, szukając jakiejś innej odpowiedzi niż "bo wtedy wszystko czuje się zbyt mocno". - Bo trudno jest być miękkim nie będąc słabym - rzucił w końcu, wzruszając ramionami i pozwalając sobie na przelotny uśmiech. Jeśli chce być dla kogoś oparciem, to powinien być twardy jak skała, a nie gibać się jak młoda trzcinka. A przecież chce ochronić sobą tak wiele osób. To tak jak ciastka, gdy wyjdą zbyt łamliwe, ozdabia je w całości twardym lukrem, by to on trzymał je w jednym kawałku. W jego wypadku lukrem mają być odpowiednie ubrania. Jeśli trzeba, to zanurzy się w nim cały. Fake it till you make it. - Przecież to nie tak, że... - zaczął, chcąc się wybronić, że nie raz był w jakimś stałym związku (powyżej trzech miesięcy, to już stały związek, prawda?), ale zaraz przypomniał sobie o jednonocnych znajomościach z zeszłych wakacji, o swoim "związku" z Mattem i tych wszystkich sytuacjach, gdzie nawet nie orientował się, że relacja rozwija się bez jego intencji. Zawiesił się na moment, dostrzegając jak długą i różnorodną drogę przebył przez ostatnie kilka lat, po czym z ulgą wypuścił powoli powietrze i przeniósł spokojny wzrok na Gabrielle - Nie zepsuję tego - zadeklarował, nie do końca pewien czy obiecuje to sobie czy przyjaciółce, ani czy mówi o radości z trwałego związku czy o samym związku z Finnem. Jednego był pewien - nie wyobraża sobie teraz odwrotu, gdy rozsmakował się w uczuciu, że i on jest dla kogoś ważny. Ściągnął buty, by łatwiej mu było przebrać spodnie i zawiesił wzrok na żółtych skarpetkach, gdy skupił się na słowach Puchonki, gryząc się w język, by tego nie skomentować. Przecież wiedział jak to działa. Zero czułości przy innych. To nie była zasada, która mogłaby cokolwiek zepsuć, skoro wiedział, że na osobności dostanie co tylko zechce. Po prostu musi pamiętać, że nie chodzi o to, że się go wstydzi. To nie tak, że nie jest wart bycia z nim. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, to też by się tak zachowywał, prawda? - Nie w takim sensie jak pomyślałaś - zapewnił szybko, wysuwając głowę zza zasłony, by na nią spojrzeć - Chociaż może... - wycofał się od razu zarówno ze swoich słów jak i z tego kontaktu wzrokowego, zakrywając się z powrotem kotarą - Dba o mnie bardziej niż powinien - rzucił w ramach wyjaśnienia, przecierając zaspane oko i dokończył przebieranie się. Uśmiechnął się, słysząc jej śmiech i prychnął z rozbawienia, gdy również i jej brwi nie pozostały mu dłużne. Wyprostował się i rozkładając ramiona okręcił się powoli wokół własnej osi, prezentując się dumnie, niczym ogier rozpłodowy na wystawie dla kupców. Wracał już do przymierzalni, gdy usłyszał słowo "problem", więc odwrócił się i spojrzał czujnie na dziewczynę, nadstawiając uszu, zapominając o tym, że w ogóle są w sklepie. Zmrużył oczy, próbując połapać się w tej wyliczance i nie pomieszać która informacja podana jest do jakiego imienia, gdy nagle otworzył je szerzej pytając nieco zbyt głośno: "Jaką ofertę?". Zaraz odchrząknął i pomachał krótko głową, by odgonić od siebie nieczyste myśli. Zrobił zaledwie krok w stronę Gabrielle, gdy uzmysłowił sobie, że mowa jest o starszym od niej chłopaku, któremu tokiem myślenia może być zdecydowanie bliżej do niego. Pochylił głowę, by zawiesić ciepły wzrok na zaróżowionych policzkach i poczuł jak serce drgnęło mu niespokojnie, gdy skryła je za kurtyną drobnych palców, poniekąd potwierdzając, że jego podejrzenia mogłyby być słuszne. Przesunął dłońmi po jej ramionach, chcąc dać jej poczucie wsparcia, czekając aż sama na niego spojrzy, nie chcąc jej do tego zmuszać siłą fizyczną. Westchnął i pokręcił głową z lekkim uśmiechem, instynktownie chcąc zbagatelizować jej wyznanie. - Ej, w to nie uwierzę, Słońce - mruknął nisko, z pogodną nutą niedowierzania, byle dać jej jasno do zrozumienia, że nieśmiałby spojrzeć na nią w tak niekorzystnym świetle. - Zagubioną? Możliwe. Ale złą? Nie ma mowy - kontynuował, kładąc łagodnie dłoń na blond włosach i zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się co jej poradzić, zakładając, że problem polega na tym, że nie wie którego Ślizgona wybrać. - Nie powiem, żeby mi się podobało, że wchodzisz... w bliższe kontakty... w tym samym czasie z więcej niż jedną osobą, ale jeśli nie obiecywaliście sobie wyłączności, to chyba nic złego, więc... - urwał, próbując oddzielić swoje prywatne preferencje od tego co ogólnie rzecz biorąc uznawał za "moralne". - Nie myśl za dużo, to nigdy nie pomaga znaleźć odpowiedzi - westchnął, spoglądając na nią z góry przez dzielącą ich różnicę wzrostu i niemal rozbawiło go jak bardzo sam chciałby móc skorzystać z tej rady, wyłączając niepotrzebnie nawarstwiające się wątpliwości - Może... skup się na tym, czyją stratę odczuwałabyś boleśniej, zamiast myśleć o tym, którego z nich chcesz bardziej przy sobie? - zaproponował unosząc brew pytająco, czy ta rada ma sens tylko w jego głowie.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle przez cały proces tworzenia nowego image starała się wspierać Skylera, oczywiście tłucząc mu wciąż do głowy, że jego podejście oraz myślenie w niektórych sprawach jest dalekie od rzeczywistości. Dziewczynie wydawało się, że niejako zamknął on się na niektóre rzeczy, zwyczajnie ich nie dostrzegając. Patrząc na wszystko z boku łatwiej było jej przedstawić kontrargumenty, w których przekazywała swoje racje. Znała Finna na tyle dobrze, że była w stanie ubrać w słowa każdy gest Garda względem bruneta i co ważniejsze przekazać je dosadnie, głosem nieznoszącym sprzeciwu. W przeciwieństwie do Skylera dostrzegała więcej, być może on również widział to wszystko, jednak wciąż uważał się za tego gorszego? - zupełnie tego nie rozumiała i nie potrafiła pojąć, gdyż w jej oczach był tym kogo Finn potrzebował. Viní, jego wyjazd, podejście niejako zniszyczyło Garda. Gabrielle wiele razy zastanawiała się, czy gdyby Włoch postanowił nagle znowu wrócić do ich życia to czy by mu na to pozwoliła. Chciała chronić Finna, a jednocześnie Marlow był również ważną częścią jej życia, tak samo jak teraz Skyler. Wszystko co ludzie, gdzie pojawiało się wiele emocji było zbyt skomplikowane by poddawać to analizie, należało iść za głosem serca, kiedy już człowiek zostanie postawiony w danej sytuacji. Oczywiście poza wsparciem, które okazywała chłopakowi, ten również dawał jej wiele cennych rad, z których starała się wyciągać wnioski. Zadawał odpowiednie pytania, których ona nie potrafiła odnaleźć w plątaninie myśli, zbyt chaotycznej, aby wyciągnąć z nich i uczepić sie jednej konkretnej. Skyler miał to do siebie, że był dobrym słuchaczem, a jednocześnie jego doświadczenie było w tym momencie bardzo cenne dla Gabrielle. Słowa bruneta przynosiły swego rodzaju ulgę, pozwalały pozbyć się zbędnych emocji, które targały jej ciałem za każdym razem, gdy myśli uciekały w kierunku, któregoś ze Ślizgonów. Miał rację z brakiem wyłączności, a ona nie miała oporów by zdradzić mu, jaka propozycja została jej złożona przez Charliego, dostając przy tym pouczenie do którego zamierzała się zastosować. Cieszyło ją to, że Skyler nie ocenia jej zachowania. Dzień upłynął im naprawdę dobrze, Gabrielle poza wyborem ubrań dla przyjaciela zakupiła kilka bluz Charliemu, zwłaszcza że weszła w posiadanie tych należących do niego. Później wyskoczyli jeszcze na pyszne ciastka i wrócili do Hogwartu.
Sklep z ubraniami raczej nie był miejscem romantycznym, takim, do którego mógłby zabrać kogoś... Kto byłby dla niego na tyle bliski. Od powrotu z ferii nie zamienił z Florą ani jednego słowa, a przynajmniej nie tych, które wyszłoby z jego ust. Nie widział jej reakcji, bo raczej sposób komunikacji, jaki wybrał był niemal bezosobowy. Czy nie umiał sobie z tym poradzić? No zobaczymy, najwidoczniej chciał coś zmienić, skoro zaprosił (?) ją do tego dziwacznego miejsca... To też duże stwierdzenie, bo wyglądało to raczej tak, że ją powiadomił, co będzie robił i to od niej zależało, czy zechce tam przyjść i mu towarzyszyć. Nie wszedł do środka, czekał na zewnątrz, czekając na dziewczynę. Nie wiedział, czy przyjdzie, z racji tego, że nie oczekiwał jej odpowiedzi. Gdyby miał być szczery, nie był w pełni świadom, kiedy ją informował, gdzie zamierza się wybrać. Był bardziej niż pod wpływem, za sprawą nowych informacji, które faktycznie go tutaj przyprowadziły. Wciąż nie wiedział, czy to zrobi. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu rzucał klątwami w każdego, kto tylko przypominał mu to, co się wydarzyło. Był gotów do zrobienia czegoś, do przekroczenia tej jednej jedynej linii, której zarzekał się, iż nie ruszy. Jak mylne było jego wrażenie, jak blisko znajdowało się coś nieosiągalnego. Zaciągnął się dymem papierosowym i przytrzymywał go nieco dłużej w płucach. Poczekał do momentu, w którym ledwo starczyło tam tlenu i wypuścił obłok, w przechodniów, bo przecież gdzie indziej jak nie w przestrzeń, która była tak zapchana ludźmi. Nienawidził podobnych miejsc, zatłoczonych, pełnych ludzi pędzących w swoje strony. Sam nie był lepszy, również pędził do swoich interesów, nie oglądając się nawet na tego, kogo mógł trącić ramieniem.
Od ferii nie miała okazji widzieć się z Lennoxem, chociaż rozmawiali na wizengerze. Trudno z początku było jej znajdywać słowa, bo każde wspomnienie jego głosu czy błyszczących oczu sprawiało, że jej twarz przybierała barwę dorodnej róży i miała ochotę schować się pod kołdrę. Z każdym dniem było jej coraz lepiej, coraz łatwiej akceptować myśli i uczucia, o które samej siebie nie podejrzewała. Nigdy nie naciskała też na spotkanie z nim, nie wymagała od niego uwagi - dając mu całkowitą swobodę i wolną rękę, bo nie potrafiła się narzucać. Nie oznaczało to jednak, że ślizgon nie pojawiał się w jej myślach, nawet jeśli okazało się, że Viní wrócił do szkoły i nawet wiedział, kim była. Nic więc dziwnego, że z rozdziawionymi ustami wpatrywała się w wiadomość od Zakrzewskiego i jego wylogowanie się z wizbooka, zanim zdążyła zareagować. Wcześniej nie dzielił się z nią tak dokładnymi planami, a jednak kilka minut zajęło jej ustalenie, że ów przekaz był w rzeczywistości bardzo Lennoxową formą zaproszenia. Przyłożyła dłonie do policzków, kładąc się do na łóżku i zastanawiając, co powinna zrobić. Pogoda była męcząca. Śnieg stopniał, zostawiając błoto i pluchę, chociaż na zewnątrz wciąż było dość chłodno - zwłaszcza porywy wiatru dawały w kość, gdy znalazło się na otwartej przestrzeni. Drobne dłonie zacisnęły się w pięść w kieszeniach płaszcza sięgającego jej do połowy uda, zapinanego na dwa rzędy guzików w winnym kolorze. Ciemne jeansy niknęły gdzieś w sięgających kolan kaloszach, które wydawały się jej na taką pogodę odpowiednie. Dlaczego akurat wioska? Błękitne ślepia przesuwały po twarzach przechodniów, wędrowały odrobinę po kolorowych witrynach. Poprawiła cienkie, czarne ramiączka od niewielkiego plecaka, który miała za sobą i ruchem głowy zgarnęła za ucho ciemny kosmyk włosów, który uciekł jej z luźnego koka na czubku głowy. Trudno było Zakrzewskiego pomylić z kimkolwiek innym, gdy w końcu go znalazła. Przeszedł ją dreszcz przerażenia i ekscytacji, bo chociaż była pewna, że sobie poradziła - obrazy zatańczyły jej przed oczyma, przez co przesunęła spojrzenie na własne buty, czując, jak się rumieni. Miał rację, nie mogłaby zapomnieć, a jednocześnie wcale nie ułatwiało jej to uciekania od jego przenikliwych oczu. Zatrzymała się więc przed nim, czując w nosie zapach papierosowego dymu, czego jednak nie skomentowała. Zamiast tego podniosła na niego spojrzenie, unikając jednak bezpośredniego kontaktu wzrokowego, uśmiechając się z odrobiną zawstydzenia. - Cześć. Dobrze Cię widzieć, Lennox. - zaczęła nieco bardziej nieśmiało, niż planowała i bezradnie westchnęła, zdając sobie sprawę, jak formalnie to brzmi i jak bardzo dużym wzywaniem będzie dla niej rozmowa z nim. Na nadmiar złego, całkiem nie wiedziała, jak powinna się z nim przywitać. - To dość.. Ciekawe miejsce na spotkanie. Będziemy coś kupować? Dodała jeszcze, robiąc krok w prawo i spoglądając na sklepową witrynę, przesunęła spojrzeniem po manekinach prezentujących nową kolekcję ubrań, mundurków czy śmiesznych nakryć głowy.
Prawie już kończył swojego papierosa, kiedy zobaczył ją w tłumie. Zaciągnął się więc ostatni raz i rzucił końcówkę swojej trucizny na ziemię, przydeptując ją całym butem, prawie tak, jakby miał wpełznąć pod ziemię i tam sobie zgnić. Zero śladów morderstwa. Podniósł głowę i posłał uśmiech, specjalnie dla niej zarezerwowany. Zbyt nonszalancki jak dla osoby, która rzadko kiedy wykazuje się takimi gestami. Spojrzał na witrynę sklepu, a później na jego nazwę, nieznacznie się skrzywił i chwycił bezceremonialnie jej dłoń. Każdy, kto go zna powie, że coś jest zdecydowanie nie tak. Lennox nie potrzebował kontaktu, nawet jeżeli coś naprawdę waliło mu się na głowę... Dlaczego ją tu zaprosił? Czyżby miała być tarczą, która odgradzała go od wszystkiego, co mógł zniszczyć? Tak. Prosta, a zarazem jaka skomplikowana odpowiedź, kryjąca za sobą jeszcze więcej, niż może się wydawać. -Jeszcze zobaczymy... Na razie mam coś... Zobaczyć.-Powiedział, chociaż słowa z trudnością przechodziły przez jego gardło. Ruszył po schodach do sklepu i wszedł do środka, pociągając ją delikatnie za sobą. W pierwszym momencie uderzył go zapach, tak nieprzyjemny dla niego, a tak zachęcający dla reszty społeczeństwa. To jeden z tych chwytów, prawda? Coś nas przyciąga, niekoniecznie towar i bah, orientujemy się przy kasie, kiedy wydajmy ostatnie pieniądze na coś, co w rzeczywistości nam się nie przyda. Niechętnie podszedł do lady, tym razem puszczając jej dłoń.-Rousseau.-Powiedział do kobiety, która już wiedziała, po co przyszedł... Przecież nie wszedłby tutaj z własnej woli, nieprawdaż? Jego odzienie raczej nie wskazywało, aby lubował się w czymkolwiek, co przypomina szyk i elegancję. Kiedy kobieta zniknęła, podszedł do Flory i dopiero tam wypuścił powietrze. Jakby to w sklepie za bardzo go dusiło.-Czym Cię przekonałem, abyś przyszła?-Cóż, niczym, szczególnie że dosłownie jej nie zachęcał ani nie zapraszał. Może zwyczajnie był zwyczajnym sadystą i chciał usłyszeć pewne potwierdzenie z jej ust. Swoją drogą, czy zauważyła, że to właśnie na nich skupił swoją uwagę? Wodził między oczami, a ustami i nie wiedział, na co się zdecydował. Tak, o ten rodzaj rozproszenia błagał.
Fala ciepła rozeszła się po niej od uśmiechu, który jej posłał — nie dlatego, że poczuła się wyjątkowo, ale dlatego, że bardzo rzadko widywała go z tym wyrazem twarzy, który zdaniem Flory, bardzo mu pasował. Nie mogła powstrzymać jednak rumieńców na policzkach i odwzajemnienia go, co właściwie wyszło bez jej kontroli. Kto by przypuszczał, że potrafił być czarującym chłopakiem w całym swoim chaosie, którego Martellówna wciąż całkiem nie potrafiła ogarnąć? Obserwowała kapelusz, a gdy złapał ją za rękę, prawie podskoczyła w miejscu. Jej lodowate palce wydawały się płonąć od gorącej skóry chłopaka. Odwróciła głowę w jego stronę, mrugając w zaskoczeniu tak wielkim, że zwyczajnie brakło jej słów — bo chciała coś elokwentnego powiedzieć, ale zamiast tego spomiędzy warg uciekło jej westchnięcie. Nie cofnęła się jednak delikatnie, zaciskając palce. Nie chodziła za rękę z nikim innym, niż Skylerem, a do tego byli w miejscu publicznym. Co miała sobie myśleć? Przygryzła dolną wargę, pomimo wszystko uśmiechając się pod nosem. Tak już z nim było, że cały rozsądek gdzieś uciekał i ignorowała ten czerwony alarm w swojej głowie, który sugerował jej ucieczkę, dopóki jeszcze mogła. Był wszystkim tym, czego nie powinna była chcieć, a jednocześnie miała wrażenie, że te słowa z wiadomości przyjaciela poniekąd oddawały to, jak Lennox potrafił na nią spojrzeć. Dziwne to wszystko. - Hmmm? Jesteś dziś tajemniczy. Wszystko w porządku? - zapytała z troską, przyglądając mu się uważnie na niemrawą odpowiedź, która całkiem nie była w jego stylu. Przesunęła kciukiem po jego dłoni, bez słowa dając się wciągnąć do sklepu. Otulił ich podmuch ciepła i nowych ubrań, charakterystyczna woń środka do drewnianych mebli. Omiotła spojrzeniem wieszaki tonące pod materiałami w rozmaitych wzorach lub o różnych fakturach. Gdy puścił jej rękę i zajął się sprawunkami, ona podeszła do stojaków na kapelusze i złapała jeden z nich o wielkim i szerokim rondzie, wkładając go na głowę i patrząc na siebie w lustrze, parsknęła cicho rozbawiona. Niczym te czysto krwiste, brytyjskie arystokratki na drogich przyjęciach. Odłożyła dodatek na miejsce, unosząc na chwilę brwi na dziwne.. Nazwisko? Nie pytała i nigdy nie zamierzała ciągnąć go za język. Podszedł do niej, a ona obróciła głowę w jego stronę, posyłając mu pociągłe spojrzenie. Czując jego spojrzenie wędrujące od warg do oczu, sama pomyślała o tym, o czym nie powinna. Nie chcąc jednak kłamać, przymknęła na chwilę oczy. - Jak tak będziesz na mnie patrzył, to już w ogóle będę miała problem z rozmową i patrzeniem na Ciebie jednocześnie. - wytłumaczyła cicho, robiąc krok do przodu i prostując głowę. Przesunęła spojrzeniem po manekinach, wzruszając ramionami. Sięgnęła czarny, męski kapelusz niczym dla włoskiego mafiozy, wsuwając go sobie na głowę i zaraz złapała za biały, obracając się wołku własnej osi i patrząc na niego z dołu, wspięła się na palce. - A bo ja wiem? Dawno Cię nie widziałam, może trochę się stęskniłam.. - wsunęła mu kapelusz na głowę i uśmiechnęła się krótko, niewinnie, znów stając przodem do lustra i przesuwając palcami po rondzie, przyglądała się swojemu odbiciu. Złapała za luźny kosmyk włosów, który już wcześniej z koka uciekł i przełożyła nad górną wargą, robiąc sobie wąs. Tak, teraz wyglądała niesamowicie groźnie, prawie tak, jak on ze swoim białym kapeluszem.