Dziewczyna o brązowych włosach przechadzała się znudzona przy brzegu jeziora Kawaguchi. Nieważne ile razy starała się wypowiedzieć tą nazwę za każdym razem plątał się jej język, a kwiatuszki, które ślicznie dekorowały tutejszy krajobraz kończyły zgniecione pod jej butem, który beznamiętnie i z delikatną wściekłością wgniatał je w ziemię. Nie mogli wybrać jakiegoś lepszego miejsca na wycieczkę? Pomyślała, po czym jej szmaragdowe oczy przeleciały po całym uroczym krajobrazie. Aż mi się rzygać chcę od tego wszystkiego. Może jednak nie było tak źle, jednak ona taka była, nie chciała się nawet przed samą sobą przyznać, że jest tutaj pięknie. Ale cóż poradzić? Przecież panienka Nikola Nightmare… ach nie… przepraszam Victorique de Blois była skrytą osobą, uważała, że ukazywanie pozytywnych uczuć jest słabością, którą trzeba wyplewić i to jak najszybciej. W końcu Victorique dotarła do miejsca, z którego dokładnie było widać górę Fuji. Tam postanowiła zrobić sobie postój z nadzieją, że żadna natrętna istota nie przerwie jej tego pięknego spokoju.
Chłopak dzisiejszego dnia zdecydowanie nie miał zamiaru spędzić w domu. Było zdecydowanie zbyt ładnie. Postanowił więc, że dzisiejszego dnia odświeży swoją ścienną fototapetę. Wziął z dębowej półki stojącej przy łóżku swój mugolski aparat marki Cannon, który to niegdyś uważał za spełnienie swoich marzeń, a obecnie rozglądał się za czymś lepszym i czarną torbę na niego, która oklejona była naszywkami zespołu Giętkie Różdżki. W każdy przedmiot starał się wkładać trochę siebie – stąd to zdobiennictwo. Mimo że na dworze było naprawdę ciepło to na jego głowie pojawiła się czapka. Posiadał ich tak dużo, że zawsze musiał mieć jakąś na głowię. To było coś na kształt jego fetyszu, a może wręcz nerwicy natręctw? Ale o tym nie każdy musiał wiedzieć. Ludzie wspominali jedynie o tym, że jego kapelusze zajmują więcej niż jego ubrania i buty razem wzięte. Kobiety mają podobnie z torebkami, ale on wcale nie czuł się z tym niemęsko. W każdym razie ubrany tak, jak najbardziej lubił, a więc szara koszula luźno oparta na czarnych spodniach wyszedł z domu przechodząc przez znane sobie uliczki. Był od jakiegoś czasu na wakacjach i właśnie w tym miejscu, w posiadłości jego dziadka, miał odpocząć od życia razem ze zbyt wymagającym ojcem i matką, która bała mu się sprzeciwiać. Naprawdę potrzebował spokoju. Nic więc dziwnego, że jego kroki poprowadziły go w bardzo miłą okolicę, w której rzadko można było spotkać żywego ducha. Mianowicie jezioro, a konkretnie śliczną polankę w jego okolicach. Często wychodziły mu tam naprawdę zajebiste zdjęcia, to też znał to miejsce perfekcyjnie i można by powiedzieć, że każdy kadr nie był mu obcy. Ah, ależ co ja mówię. Przecież niebo zmieniało się tak często. To dlatego tak go fascynowało. Nawet noc – choć pozornie taka sama, to nie zawsze księżyc jest w tym samym miejscu i nie zawsze otaczają go te same gwiazdy. To było piękno świata, jaki pokazywali mugole za pomocą aparatu. Zabrał się niemal od razu za robienie zdjęć w o dziwo dość profesjonalny stylu mimo iż nigdy nie brał udziału w żadnych zajęciach pod tym kątem. I kiedy tak zrobił już piątą fotografie nagle przed obiektywem pojawiło mu się coś... A raczej ktoś równie interesujący jak chmury przelatujące nad nim leniwie i roztaczające wszędzie swój puch. Aż szkoda byłoby nie zrobić zdjęcia. A jeszcze większa szkoda byłaby nie podejść. - Ohayo – Przywitał się oczywiście w swoim ojczystym języku, w końcu są w Japonii – Anata wa kawaii onna desu. O namae wa?
No cóż panienka de Blois siedziała sobie spokojnie pozwalając, by wiatr delikatnie muskał jej skórę. Było tak przyjemnie, że mogłaby się teraz tu położyć i zasnąć. Jednak nie było to jej dane. Nagle ni z tego ni z owego pojawił się jakiś fagas i zaczął coś pieprzyć po japońsku. Jedyne co Victorique znała z japońskiego to pojedyncze słówka takie jak: ‘Ohayo’… i to chyba wszystko. Tak więc wpatrywała się w pana fagasa wzrokiem niepewnym, ale po chwili znalazła wyjście z sytuacji. - Możesz sobie pieprzyć ile chcesz, a ja i tak cię nie zrozumiem stary – wydukała niewzruszona – podejrzewam, że umiesz angielski chłopczyku… byłabym wdzięczna gdybyś się do cholery jasnej przestawił! – warknęła na niego, po czym założyła ręce na piersi. Można powiedzieć, że dziewczyna co nieco zrozumiała, a raczej podejrzewała co chłopak właściwie chciał, dlatego na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek, a ona miała w głowie już swój własny, wspaniały plan.
No proszę, proszę. Spodziewał się raczej, że ktoś wybierający się na wakacje do Japonii będzie kojarzył chociaż podstawowe zwroty takie jak „Dzień dobry. Jesteś śliczną dziewczyną. Jak się nazywasz?”. Ale najwyraźniej będzie trzeba ujawnić jakim to jest się geniuszem i zacząć jak to bardzo elegancko powiedziała 'pieprzyć' po angielsku. - Nazywam się Naoki – Przedstawił się kładąc dłoń na torsie i lekko się dziewczynie kłaniając. Właściwie to tak ociupinkę. Do pięknych kobiet w końcu należy mieć chociaż odrobinę szacunku, prawda? Tak tyci tyci dopóki nie pokażą, że na niego zasłużą. A jak na razie ta mała panienka bardzo go zaintrygowała. Tyle agresji w tak drobnym ciele. Zaskakujące. - Widzę, że porwała cię 'Nuda'. Może pozwolisz mi zostać twoim wybawcą słodka? Na drugie imię mam 'Dobra zabawa' – Powiedział poprawiając swoje nakrycie głowy w taki sposób, jakby ta rzecz była tak drogocenna, że nie można jej było za żadne skarby uszkodzić. Zrobił krok w tył i jak to miał w zwyczaju zrobił dość spontaniczną rzecz. Uniósł aparat i najzwyczajniej zrobił z bliska zdjęcie jej twarzy. Spojrzał na ekran wstępu i jak gdyby nigdy nic zaczął je kadrować. Podobno oczy są zwierciadłami duszy. Nic dziwnego, że to właśnie na nie zrobił największe zbliżenie by obejrzeć dokładnie ich pustkę. - Jak się nazywasz słoneczko? - Spytał nawet nie odwracając wzroku od swojego drogocennego sprzętu jakby to, co tam robił było teraz bardzo, bardzo ważne. A robił... Coś ciekawego. Chociaż może nie do końca dla nieznanej mu puchonki.
Dziewczyna wpatrywała się w niego… z irytacją. Przyszedł sobie jakiś chłoptaś i wydaje mu się, że jest bogiem, który może mieć wszystko i wszystkich. O nie, nie mój drogi, tak nie będzie. Japoński to ona miała głęboko w d… przyjechała tu, bo miała taką ochotę, a dogadać może się równie dobrze po angielsku, czego chłopak jest dowodem. Kiedy chłopak zaczął ten swój ‘interesujący’ wywód i zaczął wykorzystywać tanie teksty na podryw to zielonookiej zrobiło się aż żal tego chłopca. Tak bardzo się stara, a nadal jest taki żałosny… Kiedy wypowiedział ten tekst z dobrą zabawą chciała go wyśmiać, już uchyliła usta, żeby coś powiedzieć, kiedy nagle przed jej oczami pojawił się aparat, natychmiast zamknęła usta i usłyszała dźwięk migawki, potem chłopak zainteresował się aparatem i wpatrywał się w niego jak zwierciadło. Dziewczyna przegryzła wargę wręcz wściekła. Kto mu pozwolił robić jej zdjęcia? Jak on miał w ogóle czelność zachowywać się w ten sposób do arystokratki. Co za żałosny kmieć, śmieć i nic nie warte g… no właśnie. Kiedy spytał ja o imię dziewczyna uśmiechnęła się chytrze. Położyła rękę na monitorku OLED i stanęła na palcach zbliżając się odrobinę w stronę twarzy chłopaka. Również drugą rękę położyła na aparacie. Jej oczy wpatrywały się głęboko w jego, a złowieszczy uśmieszek nie znikał z jej ust. - Posłuchaj chłopczyku, jeżeli uważasz, że coś takiego jak ty zasługuje na poznanie mojego imienia, to się grubo mylisz. – po tych słowach odeszła od niego natychmiast. Wolnym krokiem kierowała się w stronę jeziora, w prawej ręce pomiędzy palcami przelatywała jej… karta pamięci? Chyba dosyć znajoma dla Naoki’ego.
Nie każdy Japończyk mówi po angielsku. A szczególnie w tym miejscu. Tylko ci, którzy są bardziej zakorzenieni w branży turystycznej. On był ewenementem, który do tego mógł się poszczycić znajomością wielu innych języków na czym nie zamierzał poprzestać – planował dodatkowo naukę Niemieckiego, ale chwilowo pozostał tylko na zamiarach. Ma lepsze rzeczy do roboty niż zajmowanie się szkołą w domu. Jedna z tych rzeczy stoi przed nim. Nawet nie zauważył, kiedy się aż tak do niego zbliżyła. A szkoda, bo skorzystał by z tego i to niezmiernie miło dla ich obojga. W tej chwili musiał przyznać, że to była kobieta, która potrafiąc mówić nie i potrafiąc być niemiłą wzbudzała sympatię akurat tego dziwaka. Widząc więc jak odchodzi z jego kartą uśmiechnął się po czym chyba z niej zaśmiał. No i nic dziwnego. - Accio, karta – Wystarczyło tylko tyle, żeby ów przedmiot ponownie znalazł się w jego dłoni. Najwyraźniej nie miał jakiś dużych problemów z tym, że jeśli to nie jest czarodziejka to wszystko się wyda. Mimo wszystko nie wyglądała na zbyt rozgarniętą osobę. Raczej popisującą się przed całym światem jaka to ona nie jest. Ale to nie zmienia faktu, że ma całkiem pokaźny i kuszący tyłek. - Posłuchaj dziewczynko. Albo właściwie nie mam nic do dodania. Wolę byś do mnie nie mówiła, bo ulegnę na dźwięk słodyczy twego wysokiego głosiku – Odpowiedział przypatrując się jej. Piękna i zabawna. Dość niecodzienne połączenie. - Kto by pomyślał, że zrobi na mnie aż tak efektowne wrażenie czternastolatka? - Powiedział sam do siebie, ale dość głośno i wyraźnie, chowając sprzęt do swojej ulubionej torby, która to zamykała się na kilka suwaczków i zaklęcie ochronne. Dziadek zdecydowanie za bardzo lubił wkładać łapy nie tam, gdzie powinien. Jeszcze by zepsuł jego cudeńko.
Victorique wpatrywała się jak karta wraca do rąk właściciela. Odwrócił się na pięcie i podparła ręce na biodrach. Nie była zaskoczona, ani nie była zła. Widocznie wiedziała, że odbierze kartę w ten właśnie sposób. Więc przeczucie mnie nie myliło i jest to czarodziej. Pomyślała po czym wpatrywała się w niego z chytrym uśmieszkiem. Jak na razie nie odzywała się. Wpatrywała się w niego jakby z triumfem. Nawet jeżeli odebrał jej kartę, to wyglądała tak jakby wygrała, ale co? No tego nie wiadomo, wiadomo jednak, że czuła się lepsza od niego i wcale tego nie ukrywała. Kiedy wspomniał o jej wyglądzie warknęła cichutko pod nosem i wpatrywała się nadal niego, jednak ponownie z irytacją. Odwróciła się do chłopaka tyłem i spojrzała niezadowolona na wodę. - Czternaście, czternaście, ja ci dam dupku czternaście lat. – wysyczała tak cicho, że gdyby chłopak to usłyszał, graniczyłoby to z niemożliwością. Kątem oka spojrzała na Japończyka po czym uśmiechnęła się pod nosem. - Poprawka – powiedziała już głośniej i zaczęła się rozciągać zadowolona – zrobiła na tobie efektowne wrażenie wiecznie młoda dwudziestolatka – po czym z dumą wypisaną na twarzy odwróciła się do Naoki’ego i zaczęła zbliżać się do niego wolnym krokiem. Zatrzymała się obok niego, kątem oka spojrzała na niego i powiedziała. - Wybacz chłopczyku, ale twoja ‘czternastolatka’ idzie się trochę zabawić w towarzystwie dużych chłopców, a nie – zatrzymała się i obejrzała go od góry do dołu jednak nawet go nie skomentowała – Dla twojej wiadomości dobranocka już dawno się skończyła, pewnie rodzice szukają Cię skarbie. – powiedziała niby to z troską w głosie. Dobrze wiedziała, że jest od niej starszy, jednak takim gadaniem chciała pokazać mu, że jednak mimo wszystko jest żałosny, on i jego idiotyczne teksty… chociaż, czy aby na pewno Victorique de Blois tak uważa?
Nie było trudno się domyślić, że jest to czarodziej, skoro znajdują się w miejscu, które przez czarodziei było bardzo mocno oblegane. Dlatego na jej miejscu nie cieszył by się jakoś szczególnie z tego powodu, bo maksymalnie co dziesiąta osoba, którą można tu spotkać jest człowiekiem, - W więc wiecznie młoda dwudziestolatko, której tak zależało, żeby zmienić moje postrzeganie. Jesteś tu na wakacjach? - Spytał obserwując ją przez cały czas jak gdyby była jakąś antylopką, a on głodnym tygrysem. Zabawny był fakt, że w momencie, kiedy ona patrzyła na niego z wyższością on wcale nie czuł się gorszy. Dlaczego? Bo i on uważał ją tylko za jakąś rozpieszczoną pannicę, która myśli,że jest Bóg wie kim i sam oglądał ją tak, jakby był zdecydowanie pod nim. A to, że się jeszcze aż tak nie odgryzał to kwestia dobrego wychowania, a nie tego, że się czuł gorszy. Szczególnie, że to będzie jego zabaweczka... - Ha, jesteś żałosna – Tylko tyle udało mu się z siebie wydać, bo zasłonił usta w taki sposób, jakby naprawdę ledwo się powstrzymywał, żeby jej nie wyśmiać. I taka była prawda. Dopiero po chwili uspokoił się i spojrzał na nią z rozbawionymi ognikami w oczach. - Dziewczyna metr trzydzieści zachowująca się jak wielce dorosła pani to niecodzienny widok – Posikać się ze śmiechu, to mało powiedziane, ale taka reakcja byłaby naprawdę najodpowiedniejsza w tym momencie.
Może tak, może nie. Co dziesiąty jest zwykłym człowiekiem, ale ona prawie wszystkich czarodziei, którzy mogliby tu przyjść znała, albo bynajmniej kojarzyła. A nawet jeżeli pojawi się jakiś czarodziej jakiego nie zna, co według niej nie jest prawdopodobne, to może się okazać, że to akurat człowiek. Ale nie ważne, ona miała zrytą psychikę i jej rodzaj rozmyślań różnił się od normalnych ludzi. Później to już go tylko słuchała, a jej uśmiech nie schodził z jej ust. Ona śmiała się z niego i z każdego słowa. - Może tak, może nie – wyszeptała i wróciła wolnym krokiem pod jezioro. Coś było nie tak. Poczuła silny ból w skroni, który sprawiał, że przestawała logicznie myśleć. Cholera jasna, co się dzieje. Odwróciła się do niego, a jej wyraz twarzy lekko złagodniał, uśmiech nie znikał, jednak stała się trochę inna. Zaśmiała się pod nosem. Zbliżała się do niego wolnym krokiem, językiem zaczęła bawić się swoim kiełkiem (dop. Mój nawyk nene xD), a uśmiech z minuty na minutę poszerzał się. Zatrzymała się przed nim, opuściła głowę i zaśmiała się pod nosem. - Z minuty na minutę coraz bardziej mam ochotę zrobić Ci krzywdę chłopczyku. – wysyczała, a uśmiech znikł z jej ust. Westchnęła. Ból nasycał się cały czas. Wzięła głęboki oddech, chyba jest chora, ale on nie musi o tym wiedzieć. Minęła go i chciała od niego odejść.
- Czyli tak. To naprawdę dobre miejsce na spędzenie urlopu od szkoły poznawanie nowych ludzi... O ile zna się Japoński – To mówiąc puścił jej oczko, które trzeba było przyznać, że w jego wykonaniu wyglądało naprawdę bardzo uroczo szczególnie, że był cholernie przystojny – przynajmniej on tak o sobie uważał i nie zgadzał się z żadnym sprzeciwem. - To zrób. Może się okaże, że mam jakieś sado-maso skłonności? Nigdy nic nie wiadomo, nie uważasz? - Spytał mając z niej i z tego spotkania coraz większy ubaw. Nie zatrzymywał jej, bo po co. Wystarczy porozmawiać z jedną czy dwoma osobami i niemal od razu dowie się jak się nazywa, do jakiej szkoły chodzi. Wystarczy, że spyta o niziutką dwudziestolatkę z wysokim ego. Na takie osoby zwraca się uwagę i to niemal od razu. A czy się już je lubi, to inna sprawa. W końcu sam był narcyzem, ale był chociaż miły dopóki nie doszło do jakiś mniej fajnych ceregieli. - Do widzenia ohime-sama - Powiedział jeszcze nim sam zrobił kilka kroków przed siebie, by potem stanąć i odwrócić się tylko po to, by zerknąć na jej plecy. Zabawna kruszyna. Na prawdę zabawna. Później postarał się zniknąć z pola widzenia. [z/t]
Ostatnio zmieniony przez Naoki Shindo dnia Sro Lip 10 2013, 11:56, w całości zmieniany 1 raz
Vctorique słuchała go uważnie, każde słowo uderzało w jej głowie i powiększało ból. Musiała odpocząć, koniecznie. On sobie gadał, a ona wkurzała się coraz bardziej. Ja ci dam sado-maso skłonności. Miała już na dzisiaj dosyć tego chłopczyka. Nie zwracając już na niego żadnej uwagi wracała do domu. Och, gdybym tylko wzięła ze sobą sztylet i gdyby głowa mi tak nie pękała, to bym pewnie trafiła. Do dupy Dosyć szybko zniknęła z pola widzenia chłopaka, musiała się przespać.
Matt lubił spacerować. To było chyba już jego pasją. Zwłaszcza jeśli miał na czym zawiesić oko. I nie mowa tu o żadnych dziewczynach. Chociaż je lubił. Najbardziej trafiało do niego piękno przyrody. Mógł się wtedy zrelaksować. Nad polanę przy jeziorze trafił całkiem przypadkiem. Nie wiedział co ma robić sam w w tym kraju więc udał się na spacer. Zawsze tak robił jak chwytał go chwile, w których się nudził. Największe wrażenie wywierało na nim piękno krajobrazu. To jednak co innego niż Wyspy Brytyjskie. Znajdując polanę zdziwił się niezmiernie. Nie spodziewał się, że kiedyś zobaczy taki widok. Najbardziej spodobał mu się widok góry. Nic tylko położyć się i odpłynąć. Nie zastanawiając się długo usiadł wśród bliżej mu nieznanych kwiatów i zaczął się napawać pięknem przyrody.
- Matt... - rozpoczął zwyczajowo, gdy tylko ślizgon znalazł się w zasięgu jego wzroku. Aaron uśmiechnął się bez większego wyrazu. Jego oczy pozostały chłodne. Niekoniecznie był tego dnia w dobrym nastroju, chociaż starał się, żeby inni zbytnio tego nie odczuli. Korzystając z samotności robił jedną z dwóch rzeczy, którą lubił najbardziej: uczył się nowych sztuczek, tym razem z wykorzystaniem prawdziwej magii i transmutacji. Wystarczyło jeszcze parę razy i... ale Cunningan mu niestety przerwał. A może to i lepiej? "Zmarnować" cały dzień, na ćwiczeniu kuglarstwa? Niezbyt chlubne osiągnięcie. - Widzę, że też korzystasz z uroków tego miejsca? - Pytanie rzucone zamiast zwyczajowego "co tam?", którego tak szczerze nie cierpiał. Z resztą - na to również nie oczekiwał odpowiedzi. Czuł się trochę wyzuty z koncepcji, co mógłby mu powiedzieć? Czego chcieć? O co pytać? Nie byli sobie bliscy, nie znał jego dylematów, jego życia, żadnych konkretów. Co więc mogłoby Aarona zainteresować na tyle, by od razu ubrać ciekawość w odpowiednie słowa?
Elijah po jakimś czasie (długim czasie) dotarł właśnie tutaj. Piękna polana z widokiem na błękitne jezioro. Mimo że było już dość ciemno, to widok był powalający. Chłopak usiadł sobie na trawie, wśród kwiatów i napawał się tym widokiem przez kilkanaście minut. Po chwili jednak przypomniało mu się o Corin i Nikoli i o tym zdarzeniu na tańcach. Współczuł Cornelii. Nikol to była jej najlepsza przyjaciółka... i coś takiego... nie do pomyślenia. Elijah miał wielu przyjaciół, ale w San Diego. Nie chcieli przyjechać z nim do Hogwartu, a szkoda. Miałby z kim pogadać, a tak to... Pełno tu nowych, nieznajomych osób, a nawiązywanie nowych znajomości niestety trochę trwa. Oczywiście może pisać listy do starych przyjaciół, ale to przecież nie to samo. Ah ta samotność, cisza raniąca uszy i duszę... niefajnie, oj niefajnie. Trzeba chwilę odpocząć i iść gdzieś, gdzie są ludzie. Poznać kogoś, może w końcu ze Slytherinu...? Przydałoby się .
Elijah nudził się jak cholera. Nie miał co tu robić, co, kurde, będzie siedział przez cały dzień wśród kwiatów i patrzył na wodę? O nie, nie... trzeba by tu gdzieś się wybrać. Tylko dokąd? Jakoś nie miał pomysłu. Może znów wróci na festyn...? O ile on jeszcze trwa, i o ile ktoś tam na nim jeszcze jest. Chłopak sam nie wiedział, co może ze sobą zrobić. Może by się po prostu przejść gdzieś tam? Gdzieś tam, znaczy, że przed siebie. Może by poznał kogoś nowego. Nie wiedział, gdzie jest Corin, a poza tym tak jakoś nie chciał jej się narzucać. Znali się dopiero jeden dzień, a ona na pewno miała swoje sprawy i nie chciałaby znów spędzać jakże cennego czasu z Elijah. Dlatego trzeba by wymyślić coś innego. W głowie miał, hm... jakby to ująć... masło maślane. Nie wiedział co,gdzie, kiedy, jak. Po prostu. Postanowił wstać i pójść tam, gdzie go nogi poniosą.
Nie spodziewał się, że nawet w takim miejscu, gdzie ciężko kogoś spotkać, ktoś go zaczepi. Nie miał za złe nikomu. Mimo wszystko niezmiernie się zdziwił. Wydawało mu się, że ludzie już zapomnieli o czymś takim jak piękno natury i żyją z dnia na dzień nie ciesząc się niczym poza własnym dobrobytem. Tymbardziej zdziwiło go, że ktoś podzielił jego pasję. To na prawde rzadko spotykane. Nie poznał po głosie od razu osoby, która go tu znalazła. Ale jedno spojrzenie mu wystarczyło. Ah. Aaron. Pozytywnie go zaskoczył. Sama obecność tutaj dobrze o nim świadczyła. Może jednak ten świat da się uratować? - Jak widać. Zaskoczyłeś mnie swoją obecnością tutaj. - powiedział Matt śmiejąc się. To był bardziej radosny śmiech. Rzadko takimi częstował ludzi. To miejsce chyba wywołuje w nim pozytywne emocje. To dobrze, z takim rzeczy warto czerpać garściami. Ciekawe co jego tu sprowadza? Może ciekawość? Albo nuda.
Ciekawość? Nuda? Raczej nogi. Uśmiechnął się nieco mniej sympatycznie. Nie dlatego, że nie cieszył się, że go tutaj spotkał. Po prostu ostatnie dni miał trochę bardziej napięte, trochę trudniejsze, trochę bardziej wypełnione obowiązkami, niż powinny być dni wakacyjne. Przynajmniej cieszył się, że wakacji nie spędza w Londynie. Tutaj miał dużo więcej do roboty, chociaż czasami trochę żałował matki, której nie widział już od dłuższego czasu i przez jeszcze dłuższy jej nie zobaczy. Nie było mu specjalnie przykro, ale wiedział, że dla niej to już większy problem. Ostatecznie atmosfera w domu ostatnio trochę zgęstniała, więc... Jak to było z Mattem? Aaron miał nadzieję, że chłopak ma to, co każdy facet powinien mieć przy sobie podczas takiej wycieczki. Mianowicie: alkohol. Aaron dysponował papierosami i butelką skołowanej na lewo saki. Chociaż miał poważne wątpliwości co do jej zawartości, to waliła wódką na kilometr, więc pewnie jakieś procenty się w niej znajdowały, a to oznaczało, że tego wieczoru nie będzie skazany na trzeźwą kontemplację swoich myśli. Przydałaby się jeszcze jakaś muzyka, albo przynajmniej gitara, skrzypce. Skrzypce... zostawił je w domku. - Ty mnie również Matt. - Schował ręce w kieszenie, po czym wyciągnął paczkę Marlboro. Wyciągnął ją w stronę ślizgona. - Oscylujesz? - zagadnął. - Mam jeszcze saki. Mówiąc szczerze - nie dam rady jej podołać samemu. Na dwóch może być trochę mało, ale jakoś damy radę, o ile nie masz nic przeciwko? - Prawdę mówiąc miał ochotę po prostu się napieprzyć, ale picie z kumplem zawsze lepsze, niż do lustra.
Nie miał Aarona nigdy za takiego śmiałego. Kto by się spodziewał, że skończą razem w Japonii nad jeziorem pijące sake. Nie miał nic przeciwko takim wypadom. Sam był zdziwiony, że nigdy wcześniej na to nie wpadł. Chociaż. Picie do lustra już kiedyś źle się dla niego skończyło. Ale jeżeli teraz ma towarzystwo, które go świetnie zrozumie? Nie można odtrącać takich prezentów. To wręcz byłoby niegrzeczne. Popatrzył na swojego nowego towarzysza i się uśmiechnął. Wyciągnął dłoń zgarniając papierosa. Troche dziwnie się poczuł. Zwykle nie pali. Nie miał jednak żadnych zasad, które mu zabraniały, bo i po co? Mógł to zrobić dla towarzystwa. - Wiesz, czemu nie. Zawsze można załatwić więcej. - powiedział z uśmiechem na twarzy. Nie wyczaruje mu saki, ale przecież na pewno gdzieś w pobliżu ktoś będzie miał. Chyba nikt nie będzie miał za złe jak sobie przywłaszczą nieznaczną ilość dla siebie? Nawet zasady kultury nakazywały częstować tym co mamy, więc w czym problem! Japończycy to nie taki wrogi naród, trzeba mieć nadzieję, że okażą się na tyle sympatyczni, żeby nie mieć im za złe.
Przede wszystkim, trzeba było mieć nadzieję, że nie okażą się samurajami, bo wtedy to ho, ho! Chłopak skinął głową, puknął w butelkę, przygryzając tradycyjnie papierosa zębami i odkręcił ją. - Nie mam kieliszków, ale właściwie... niepotrzebne nam - powiedział, po czym odpalił swojego papierosa i upił spory łyk z butelki. Kopało jak skurwysyn. Wstrząsnęło nim lekko. Otarł usta przedramieniem, usiadł na ziemi obok ślizgona i podał mu otwartą butelkę. - Mocne. Chyba to faktycznie saki. - Proste stwierdzenie faktów. Z resztą Matt zaraz się samemu przekona. Lawyers spojrzał w niebo i zaciągnął się dymem, padając na plecy. Naprawdę brakowało mu teraz muzyki. Mugolskich kawałków rockowych. Najlepiej ballad, które wprost IDEALNIE nadawały się do picia i palenia papierosów. Gdyby był mugolem, z całą pewnością byłby muzykiem, rockmanem, prowadzącym niezdrowy do granic możliwości tryb życia, który umarłby młodo i pozostał legendą. Był jednak czarodziejem, ale czy to teraz miało znaczenie? Cholera... był w japonii, pił doskonałą, mocną saki, palił fajki i siedział tu z kimś, kogo znał i kto nie robił mu żadnych wyrzutów. Do domku mógł wrócić o której chciał, z zachowaniem pewnej ostrożności oczywiście, potem walnąć się na łóżko i przespać najgorsze godziny, kiedy procenty schodzą, a głowa zaczyna pękać od tępego bólu. - Zobaczymy po tej butelce. Nie ma co się rozpędzać. - Nie wierzył w to, że na jednej skończą. On nie lubił pić kulturalnie, a jak to się mówi: pół litra na dwóch jest tylko wtedy, kiedy jeden nie pije.
W Japonii spędził już kilka dni. Dziwne zarazem było, że nie zdążył spróbować ich specjały. O sake słyszał wiele. Jego rodzice lubili podróże. Niejednokrotnie słyszał jak ojciec chwalił ten specjał podczas rodzinnych zjazdów. Wiedział, że ma problemy z powstrzymywaniem się od alkoholu. Już i tak długo wytrzymał. A co to za życie, w którym trzeba się wyrzekać przyjemności? Butelkę od Aarona wziął niepewnie. Nie próbował nigdy tego, a skoro nawet on uznał, że jest mocna, to trunkiem musiała być na prawdę godnym. Sake w dłoni obracała przez dobrą minutę. W międzyczasie zdążył odpalić papierosa i zaciągnąć się dobre trzy, może cztery razy. Nawet tego nie liczył. Bez przekonania zbliżył butelkę do ust i pociągnął największy łyk jaki mógł. Uhhh. Ognistej Whisku do Sake brakuje na prawdę całkiem sporo. Nie spodziewał się, że tak na nią zareaguje. Nie minęło kilka sekund a gardło go zaczęło piec. Odkaszlnął dwa razy i poczuł, że łzy napływają mu do oczu. - Cholera, mocne to. - powiedział, jakby nie wierzył w słowa Aarona. Nie chodziło w brak wiary co do nowego towarzysza. Nie spodziewał się, że coś może tak na niego jeszcze zadziałać. Wciągające. Rozejrzał się dookoła jakby nie wiedział co ma zrobić i zaciągnął się jeszcze raz papierosem. Po chwili zamyślenia wyciągnął butelkę w stronę Aarona i się uśmiechnął. - Nie wiem skąd ty to masz, ale dobre cholerstwo. Warto zrobić sobie zapas po wakacjach. - powiedział i spróbował się zaśmiać. Spróbował, bo zakrztusił się dymem z papierosa. Nie był przyzwyczajony do palenia i jeszcze zapominał, że można się tym czymś zapowietrzyć. Nie każdy może być tak wprawiony. Poza tym, nie martwił się kompromitacji, bo nie było do tego żadnych powodów.
Noooo zapitka by się przydała. No dobra - przynajmniej coś do zagryzienia. Najlepiej coś o intensywnym smaku, pozostawiającym na długi czas swoje wspomnienie na ustach. Pozostał tylko papieros. Mentol, który tylko pogarszał sprawę, bo zwiększał intensywność doznań smakowych. Z drugiej strony: czy nie tego właśnie teraz potrzebował? Pił jak opętany, jak skończony idiota, który ucieka w alkohol od problemów, nie chcąc się przyznać, że boi się szukać ich rozwiązania. Ktoś NAPRAWDĘ powinien mu pomóc. Chyba. Z drugiej strony - nie było tak źle. Nie zapyta, jak mijają wakacje. Cieszył się, że ma towarzystwo do picia. Brakowało mu dobrych kumpli, którzy obalą z nim flaszkę, pogadają na serio i ponarzekają na płeć przeciwną, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami i przy okazji prowadząc rozważania typu: jaki ten świat byłby ubogi, bez kobiet. - Wartooo - przytaknął. Na pewno było mocniejsze, niż zwykła wódka. Nie miał pewności co do zawartości butelki, ale przydałoby się więcej. - Tylko jak to przemycić... - stwierdził, krzywiąc się, bo nie mógł pozbyć się ostrego posmaku trunku. Pociągnął kolejny łyk - a jakże! Będzie grubo... - Tobie też wydaje się, że te wakacje generują więcej problemów, niż czystej przyjemności i odpoczynku? - zagadnął w końcu, próbując uporać się z kolejnymi falami ciepła i dreszczy, które rozchodziły się po jego ciele.
Dziewczyna aportowała się na to miejsce i ledwo kiedy się tu pojawiła poczuła jak jej się słabo robi. Czuła jak jej nogi drżą i nie potrafią utrzymać ciężaru jej ciała. Oparła się na chłopaku i wtuliła w jego tors, chowając twarz w jego kimono. Zamknęła oczy. Victorique? To była Victorique? Ta silna dziewczyna, która nie obawiała się niczego, która uważała się za panią świata? Na sto procent coś było z nią nie tak, coś ją gryzło, coś siedziało na sercu. W końcu dziewczyna podniosła wzrok i spojrzała na Japończyka. Bała się, ale nie było tego po niej, aż tak bardzo widać. - Przepraszam. – wyszeptała i ponownie opuściła wzrok. Pozwoliła, by kosmyki włosów wisiały na jej twarzy zasłaniając jej oczy. Nie chciała, żeby na nią patrzał, czuła się okropnie.
Teleportacja była trudnym zajęciem, ale tylko dla uczących się dzieciaków. Dlatego też złapał ją mocno i przytulił do siebie. Biedna. Była aż tak wykończona rozmową jego z tym całym krukonem, którego tak naprawdę nie znał, czy kryło się w tym wszystkim jakieś drugie dno? Jeśli tak, to musiał je poznać. Nie pozwoli za wodzenie się za no jak jakiś piesek i do tego jeszcze na ślepo. - Kochanie co się dzieje? - Nie wiedział już co ma robić. Nigdy by się po niej nie spodziewał takiego zachowania. Słyszał jak wali jej serce i nie mógł wytrzymać tego napięcia. Mocno ją do siebie przytulił tak, jakby obejmował cały swój świat. - Co się dzieje? - Spytał po raz kolejny najzwyczajniej w świecie podnosząc jej nogi z ziemi tak, jak w świątyni otulając nimi siebie. Ale tym razem służyło to bardziej intensywnemu przytuleniu jej. Jego cudnej kruszynie coś się stało i jeśli ten ćwok miał z tym coś wspólnego, to dorwie go i zamorduje...
Dziewczyna pozwoliła mu się podnieść. Spojrzała na niego niepewnie i przegryzła wargę, odwróciła wzrok. - Powiem Ci pod jednym warunkiem… – zaczęła i westchnęła pod nosem – nieważne co usłyszysz, pozwolisz mi najpierw dokończyć całą historię. – powiedziała i spojrzała na chłopaka tymi swoimi zielonymi oczkami (dop. mi mi mi mi xD). Nawet jeżeliby się nie zgodził to i tak by to powiedziała, ale co tam. Przygotowała się. Chciała mu powiedzieć. Będzie gorzej jeżeli dowie się od kogoś innego. - Całowałam się z tym gościem. – spojrzała mu głęboko w oczy. Wiedziała, że pojawi się w nich złość, zdenerwowanie, może i nienawiść, jednak zanim chłopak zdążył o czymkolwiek pomyśleć dodała – Ale nie miałam innego wyboru! – musiało to dziwnie brzmieć, zatem postanowiła jak najszybciej przejść do historii. - Ten gościu musiał rozmawiać z Nikolą i nagle się zamieniłyśmy, chciałam odejść, ale mnie powstrzymał. Powiedział… – przegryzła wargę. Mówiła prawdę… ale czy on jej uwierzy? – że czekał na mnie, szukał mnie, robił wszystko żeby się do mnie dostać… psychopata… prześladowca, chciałam po prostu odejść… ale w momencie kiedy się pojawiłam… trzymał wycelowaną we mnie różdżkę… – powiedziała i opuściła wzrok. Bała się wtedy. Niewiadomo co takiemu psychopacie strzeli do łba! – Nie pokazałam tego po sobie… później… zaczął mnie całować, odsunęłam się… starałam jakoś wybrnąć słowami, ale… znowu się na mnie rzucił i… i… – zamknęła oczy i wtuliła się w Japończyka. Nie wiedziała, czy jej uwierzy, może ją nazwać dziwką, suką, ale pragnęła wsparcia od niego – kiedy rozerwał moją bluzkę straciłam świadomość… dlatego Cię uderzyłam... wydawało mi się, że nadal jestem w tej sytuacji… – wyszeptała. Musiała mu powiedzieć, nawet jeżeli by ją teraz zostawił, musiała. Dziewczyna spojrzała na niego niepewnie. Powiedziała to wszystko... tak po prostu mu powiedziała. Mogła to przemilczeć, mogła udawać, że nic się nie stało, mogła zaprzeczać, jakby się dowiedział, ale... nie potrafiła, chciała, żeby wiedział. - Przepraszam. - jest taka silna... taka potężna... a gdy przychodzi co do czego nie potrafi sobie poradzić, tak samo było z tym ślizgonem. Gdyby pan sumoka nie przybył w odpowiednim momencie byłaby pewnie teraz cała poobijana, ranna. Do dupy z tym wszystkim, dodatkowo tak po prostu się poddała i oddała ciało Nikoli, może się modlić, że jednak z niej nie jest podła suka, która jedzie na dwa fronty i że chłopak nie zrobił im nic złego.
Słuchał. W ciszy. Nie obiecał, że jej nie przerwie, nie przyjął tego warunku. Ale słuchał. I już pierwsza chwila sprawiła, że postawił ją na ziemi i odsunął do siebie wpatrując się. Owszem – początek zabrzmiał dziwnie. Chociaż on by raczej powiedział, że fatalnie. I co jej miał powiedzieć? Dobrze, że historii nadszedł ciąg dalszy. Więc milczał czekając na ostatnie słowo i ostatnią literę. - Nie wiem, co mam o tym myśleć – Powiedział szczerze odchodząc od niej na dwa kroki. Z jednej strony ktoś ją skrzywdził. Ten cały frajer chciał się nią zabawić ówcześnie prześladując ją i to w paskudny sposób. Z drugiej jedna strony dziewczyna mu uległa i czuł się o to zazdrosny. Jednak z tego, co mu przedstawiła... To nie zrobiła nic złego. Tylko czy mógł jej wierzyć? Tyle dobrze, że nie powiedziała mu jak dokładnie wyglądała ta sytuacja. Gdyby wiedział, że droczyła się z nim i bawiła w taki sposób, jak zazwyczaj robiła to z Naokim... Wyzwałby ją od szmat. Może nawet zareagowałby jeszcze gorzej. Byłby wściekły też na nią. Teraz był przede wszystkim na tego sukinsyna. - Postaram się o to, by nigdy Cię już nie dotknął. Nie będę opuszczać Cię na krok. A on zapłaci za to, że Cię tak wystraszył... - Westchnął ponownie odwracając się do niej i natychmiast ponownie do siebie przyciągając – Mój mały, bezbronny króliczek...