Zbroja rozleciała się na kawałki, a gdy otrząsł się z ogólnego huku i krzyków w głowie, miał chwilę by spojrzeć w stronę Trevora, gdy on położył swoją dłoń na jego nim. Mina Collinsa wskazywała, że coś było zdecydowanie nie w porządku i nie musiał długo szukać wzrokiem by zobaczyć halabardę, która paskudnie przebiła mu się ramię. Choć głosy w głowie dalej wyły, skłaniając do złożenia zbroi, on całkowicie je zignorował. Pomógł Tevorowi usiąść, a przy okazji mógł chwilę dłużej spojrzeć na ranę i zastanowić się czy któreś zaklęcie by pomogło. Eliksir wiggenowy na pewno, ale jego nie nosił na co dzień z sobą. Będzie musiał zacząć.
- Albo pielęgniarka do nas. - odpowiedział stanowczo, sięgając do swoich rzeczy po wizbooka. Musiał napisać do kogoś, kto szybko zawoła pielęgniarkę na miejsce zdarzenia by oceniła, czy będzie potrzebne przeniesienie do skrzydła szpitalnego. Pomyślał o Valerii, którą widział już kilka razy na korytarzu tego dnia i drżącą ręką wypisał lakonicznie, że bezzwłocznie ma pójść po panią Finch, bo jest potrzebna w szkolnej zbrojowni. Nie czekał długo na potwierdzenie, że dziewczyna przyjęła informacje, po czym odrzucił książkę gdzieś w stertę metalowych kawałków.
Uklęknął przed nim na jednym kolanie, chciał być na wysokości jego wzroku, a jednocześnie w gotowości się podnieść jeśli zajdzie taka nagła potrzeba. Słowa Trevora dochodziły do niego jak przez mgłę, przygłuszane ciągłymi jękami w głowie. Zrozumiał je jednak i jego pierwsza reakcja, odruchowo, nie była tak jaka być powinna.
- Ja będę gorszy jak nie przestaniesz. - powiedział lekko zirytowany przez zęby. Zdenerwowany tym, że Trevor umniejsza temu co się stało. Patrzył na krwawiącą ranę chłopaka, ale to spojrzenie na jego twarz, dopiero przypomniało mu, że musi trzymać teraz nerwy na wodzy.
- Odetnę drewno od ostrza, przytrzymaj się mnie. - stwierdził już zdecydowanie trzeźwiej i poważniej, wyciągając różdżkę z tylnej kieszeni. Nachylił sylwetkę bliżej Trevora, by mieć dobry dostęp różdżką do wbitej broni. Drugą rękę skierował za zdrowe ramię Trevora, by móc osłonić jego plecy, gdy drewniana część będzie upadała po odcięciu. Za pomocą zaklęcia
"Diffindo" odciął drewnianą trzon kilka centymetrów od miejsca, gdzie łączył się on z metalowym ostrzem. Włożył w to całe swoje skupienie, robiąc to powoli i precyzyjnie, by nie naciąć zaklęciem niczego poza przewidywanym miejscem. Gdzieś z tyłu głowy wziął pod uwagę, że właśnie zniszczył kilkusetletnią broń, ale jeśli ktoś będzie miał mu to za złe, to zdecydowanie później. Wtedy będzie się tym przejmował.
- Mogę zrobić coś jeszcze. - Stwierdził przykładając różdżkę delikatnie do miejsca gdzie metal wychodził z ramienia i leciała krew. Zaklęciem
"Tuus claudere varices" spowolnił krwawienie, warunek był tylko taki, że różdżka musiała być ciągle przyłożona do rany, którą blokowała.
- Zdrową ręką przytrzymaj moją różdżkę dokładnie w tym miejscu, w którym jest. - mówił stanowczo, już całkowicie zapominając o wcześniejszej chwilowej złości. Zdawał sobie sprawę, że pewnie brzmi teraz jak własna matka, bo od niej też znał to zaklęcie, ale była to najlepsza postawa jaką mógł sobą zaprezentować.
Gdy już poczuł, że ręką Trevora trzyma jego różdżkę, zabrał swoją dłoń. Zdał sobie sprawę, że za bardzo się pośpieszył i wpierw mógł wyczarować bandaże, a dopiero później tamować krwawienie. Nie zamierzał teraz tego rozdrapywać. Rzucił spojrzeniem w stronę drzwi. Słyszał jak coś się za nimi dzieje, nie był jednak pewien czy to Valeria z pomocą czy jednak prefekta naczelna lub dyrektorka ze szlabanem w zanadrzu.
@Valerie Lloyd @Noreen Finch