Lokal dobry na każdą porę roku, nie tylko zimę! Przyjdź i zajmij miejsce przy ogromnym kominku, w którym wesoło skaczą magiczne płomienie i który zimą wytwarza przyjemne ciepło, a latem, o dziwo, działa niczym najlepsza klimatyzacja i chłodzi wnętrze. W pubie obowiązuje zakaz palenia, nie kupisz tu również wyrobów tytoniowych.
Dostępny asortyment:
■ Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ■ Ognista Whisky ■ ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ■ Wino skrzatów ■ Wino z czarnego bzu ■ Sherry ■ Piwo kremowe ■ Miętowy Memortek ■ Absynt ■ Rum porzeczkowy ■ Malinowy Znikacz ■ Rdestowy Miód ■ Łzy Morgany le Fay ■ Papa Vodka
/W zasadzie to nadal nie wiem co takiego zrobiłem, ale bardzo się cieszę, że to zrobiłem. :D
On natomiast ubrany był dość luźno, w końcu nie zamierzał się cisnąć w garniakach i przy okazji cieszyć ładną pogodną, wręcz tak bardzo niepasującą do tutejszego klimatu. Podchodząc do niej uśmiechał się już dość szeroko, jakby chciał tym uśmiechem wypowiedzieć nieme "Tak to znów ja". Sam jeszcze nie wiedział co miał o niej myśleć. W końcu nie dała mu ani jednego powodu by miał ją lubić, w końcu tylko mu dokuczała, starała się odtrącić, a ten zaczarowany bumerang i tak wracał. Nie ważne jak krętą i skomplikowaną drogę musiał przebyć. No ale to może też dlatego, że był tak bardzo uparty w swoim przekonaniu, że Ona na pewno chce aby dalej wracał. Zwłaszcza kiedy to chodziła jakaś taka przybita, musiało się dziać coś w jej życiu niedobrego, więc choć był cały czas odpychany to nie dawał za wygraną i starał się jej dotrzymywać towarzystwo na ile tylko mógł i pozwalała mu na jego natarczywość. No ale kiedy tylko zauważył jak na jej ustach pojawia się zadziorny uśmieszek sam uśmiechnął się ciut ciut szerzej. Nie usiadł jednak tak od razu. -Wydawało mi się że widziałem gdzieś tutaj znajomą, ale teraz zwątpiłem- odezwał się pomimo, że mieli być najbardziej samotnym stolikiem i dopiero wtedy usiadł. - I z wyglądu bym powiedział, że to Ty, ale jakoś nie poznaję Cię - rzekł tłumacząc swoje poprzednie słowa. Oczywiście nie wyglądał na wcale zakłopotanego możliwą pomyłką, a raczej rozbawiony. No ale jej zaproszenie go zaskoczyło. Bo jak to tak, od razu? Bez biadolenia na jego temat? Trochę smutno się mu zrobiło i tak jakby tęskno do tamtej dziewczyny. Zamierzał jednak bliżej poznać tą dziewczynę, bo czemu by nie! Lubił poznawać nowe osoby, a już tym bardziej odkrywać prawdziwą głębie duszy osób które zdawało mu się, że zna. Czuł i widział doskonale to, że się mu przyglądała, w końcu on sam nie zdjął z niej swojego spojrzenia choćby na chwilę. Beznadziejnie byłoby tracić tak cenne sekundy w swoim życiu by oglądać coś innego, co nie miałoby w porównaniu żadnej wartości. Nie chcąc pozostać panience Vittorii dłużny tego perfidnego wgapiania się w jego osobę sam ułożył się na dłoniach w identyczny sposób co ona pozwalając by ich błękitne oczy spotkały się na tej samej wysokości geograficznej. Między dłoniami trzymał szklankę którą bawił się jeżdżąc po krawędzi jednym palcem. Och, och, czyżby to był pojedynek na spojrzenia? Jeśli tak to nie zamierzał go przegrać. - Nie można mrugać, czy kto pierwszy odwróci wzrok? - Zapytał chcąc upewnić się, że nie pomylił intencji i wyzwania dziewczyny. Kiedy to jednak zapytała się o jego towarzyszki uśmiechnął się szeroko i chicho zaśmiał. - Aż tak bardzo widoczne jest to, że ciągle chodzimy razem, że kiedy to pojawiam się sam to jest to aż tak dziwne? - odpowiedział pytaniem na pytanie i dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę więc otworzył już usta by kontynuować odpowiedź na pytanie tej persony, którą to zaczynał lubić coraz bardziej. - Postanowiłem nie męczyć ich swoją osobą i dać im od siebie odpocząć - dodał, choć było zupełnie na odwrót. No ale jeśli ktoś go znał choć trochę to powinien wiedzieć o tym, że on nigdy nie powie złego słowa na te dziewczyny. A jeśli już musiał i chciał to tylko wtedy, gdy były obok i doskonale słyszały to co mówi. Chociaż to i tak było w ramach złośliwości.
Jakiś czas temu przybita, to ona była przez cały czas. Zdecydowanie jej życie było utrudnione przez swoje głupie decyzje, których żałowała. Całe szczęście, że jej się odmieniło i obecnie nie przejmuje się żadnym potknięciem z przeszłości. Bo i po co? Jeszcze mnóstwo ich będzie miała w swoim życiu! Dlaczego miała by każdym kolejnym się załamywać tyle czasu? Nie ma sensu ani rozpamiętywać, ani tym bardziej żałować jakiejkolwiek swojej decyzji. Trzeba się cieszyć życiem i tyle. Miała zamiar czerpać z niego ile tylko się da. I pewnie dlatego ludzie patrząc na nią mieli sprzeczne odczucia – z jednej strony wyglądała dość niepokojąco z rankami na brzuchu, plecach, nogach i jeszcze pociętym żyletką nadgarstku. Z drugiej jednak strony cały czas uśmiechała się, co wzbudzało opinię osoby przyjaznej. Łatwo się w tym pogubić, ale to zdecydowani mogło ciekawić. Dlatego podejrzewam, że choćby nadal chciała odrzucać od siebie Norberta, to teraz mogło by być jeszcze trudniej niż wtedy. Wprawdzie nie potrzebowała pomocy, ale „dotrzymywanie towarzystwa” było jak najbardziej mile widziane. Poczekała aż usiądzie, a potem odpowiedziała mu na jego przekomarzanki. - Znajomą? To ja Ci już nie wystarczam? Jestem tym faktem oburzona – I jakby chcąc potwierdzić ten fakt założyła ręce pod piersiami, fuknęła i odwróciła twarz w bok. Nie potrafiła jednak zbyt długo udawać, że się boczy szczególnie, że rozmowa zapowiadała się całkiem ciekawe. Nie miała jeszcze okazji wymienić z nim więcej słów niż „Odpierdol się, nie masz lepszych zajęć do roboty?”. To może być ciekawe doświadczenie obcować z kimś tak upartym i namolnym w inny sposób. Poza tym nie miała powodów żeby się obrażać, skoro wyjaśnił jej chwilę później, że ów znajomą była ona. - To dlatego, że jestem tu incognito – To mówiąc pochyliła się w jego stronę, by słyszał jej głos mimo iż szeptała. By było bardziej dyskretnie – Widzisz tego faceta? - To mówiąc wskazała na jakiegoś brązowowłosego brodacza siedzącego przy barze i pijącego jakiś tandetny jabol – Mam na niego zlecenie. Mam go śledzić. Żona chce u udowodnić zdradę, żeby się rozwieść i przejąć cały jego majątek – Jej głos i mina była tak poważna, jakby faktycznie to właśnie o to chodziło. Jednak co jakiś czas kącik jej ust drżał ku górze, a to oznaczało, że ledwo się powstrzymuje ze śmiechu. Zaraz po tych słowach odsunęła się podobnie siadając w swojej wygodniejszej pozycji i znów się niego wgapiając. Znów dość natarczywie. Może mu zagląda do wnętrza duszy i odczytuje wszystkie sekrety? Mimo to nie wyglądał na zakłopotanego tym faktem. Wręcz przeciwnie, zaczął się z nią droczyć. Właściwie, to zabawnie musieli teraz wyglądać. Identyczne pozycje. Oboje mieli niebieskie oczy. Dość jasną karnację. Różnicą były słowy. Jej były czarne, jego praktycznie białe. Jak jakieś szalone bliźniaki. - Kto pierwszy odwróci wzrok – Odpowiedziała mu dlatego, że wiedziała iż mrugać to na pewno musi, bo inaczej jej oczy wypadną. Pokulają się i zatrzymają w pępku. Taki mini golf. Poza tym ostatnio te jej duże oczy były mistrzami w ciągłym wpatrywaniu się i często ludzie nie wytrzymywali i albo uciekali z rumieńcem, albo zwracali jej uwagę, że ich to irytuje. Zobaczymy jak długo Norbercik wytrzyma. - To naprawdę szczodrze z twojej strony, że zamiast męczyć ich postanowiłeś znowu pomęczyć mnie – To mówiąc dźgnęła go palcem między żebra i wzięła swoją whiksy by napić się trochę (oczywiście patrząc się na niego znad szklanki (wzywanie wciąż aktualne!). Generalnie to lubiła te „dziewczyny Norberta” (prawie jak dziewczyny Charliego), ale jednak nie czuła się aż tak dobrze w większym gronie kobiet. Zawsze miała lepszy kontakt z facetami, co widać na załączonym obrazku.
Niestety, ale nie miał jeszcze okazji aby podziwiać jej nagi brzuch, zakrywany przez sweter, albo rany na nogach umiejętnie zakryte spodniami tak bardzo podkreślającymi jej kobiece kształty - które oczywiście nie zbadał dokładnie idąc w jej stronę. Był na to za porządny... Może. No i nadgarstki również umiejętnie przed nim schowała wystawiając twarzyczkę. Przez co nie tyle, że musiał, co sam bardzo mocno chciał się jedynie w nią wpatrywać. Tym bardziej kiedy to postanowiła udać, że jest na niego obrażona. Układając ręce pod piersiami, tym samym jeszcze bardziej je akcentując. Ach te kobiety i ich sztuczki! I choć wpierw dał się w nie złapać to szybko się opamiętał i zamrugał by podnieść swój wzrok. Pewnie nie raz zatęskni za tym "Odpierdol się", bo jeśli tak prężnie rozwijać się będzie ta znajomość, to już nigdzie nie będzie mógł się schować przed kobietami. Jednak przez każdą taką sytuację może i czuł się jeszcze bardziej wykończony, to zdecydowanie najszczęśliwszym człowiekiem. Kiedy to przesunęła się jeszcze bliżej niego aż zwątpił przez moment co chce zrobić. Przez co jego źrenice powiększyły się na sekundę. Stłumił śmiech jak najbardziej tylko mógł i starał się zachować powagę. Był jednak słabym aktorem. - Pana Johna śledzić? Jego majątek? Przecież on jest tak biedny, że właściciel założył nowy zeszyt pod tytułem "Dary za które dostanę się do nieba". Bowiem pan John jest tak biedny,że aż zbyt biedny by go wpisać do normalnego Zeszytu. No wiesz co... Jak możesz pomagać tamtej kobiecie? Chcesz go oskubać jeszcze bardziej? Niby z czego? Z tych łachmanów, by nieszczęsny miał chodzić w samych gaciach? Czy to też mu odbierzecie? - A co! Postanowił zabawić się w jej grę i o dziwo powiedział to wszystko tak poważnie, że nawet brewka mu nie drgnęła. Ba dało się wyczuć nawet pewien żal w głosie. Jakby to zamierzała oskubać jego starego, dobrego kumpla. Nie przeszkadzało mu to wwiercała się w jego duszę. Nie miał raczej sekretów, no chyba, że ten sprzed chwili, kiedy to wymyślił cała historię z panem Johnem. Pomysł z szalonymi bliźniakami mu by się nawet spodobał, chociaż do tego jest daleka droga. Przecież dopiero co zaczynają się poznawać, przynajmniej on zaczyna Vitti, chociaż też nie wiedział, czy chciałby aby ich relacje zatrzymały się na bliźniakach. - No i bardzo dobrze, bo już mnie oczy szczypią, więc za moment bym się jeszcze rozpłakał a to nie przystoi facetowi. - rzekł i szybko zamrugał by nie zmieniła zdania. Widząc w tym szansę na szybką wygraną. W momencie jak wbijała mu palec po swoich słowach, zginął się nieco podnosząc jednak wzrok wyżej. Też coś! Tak łatwo nie miał zamiaru przegrać. - Jesteś zdecydowanie przyjemniejszą osobą do męczenia. - odpowiedział uśmiechając się przy tym zadziornie. Wtem uniósł swoją szklankę z ognistą i stuknął lekko w jej. - Wypijmy więc za moje zwycięstwo i za to, że wpadłem tutaj na ciebie. - Wzniósł toast po czym upił nieco trunku z szklanki, nadal patrząc się w te oczka.
Ostatnio zmieniony przez Norbert O. Czarnkowski dnia Nie Kwi 10 2016, 15:02, w całości zmieniany 1 raz
Czyżbym widziała tu nadzieję, że jeszcze będzie miał okazję „podziwiać” to, w czego podkreślaniu kobieta była zawodowce? No cóż, Vittoria nie myślała o tym, ale pewnie odmieniło by się to gdyby usłyszała jak bardzo Norbert uważa się za porządnego. Wyczuła by w tym pewnego rodzaju wyzwanie by udowodnić mu, że wcale tak nie jest. Generalnie w demoralizowaniu ludzi wokół siebie była całkiem dobra, choć nie jest to powód do dumy. Jej w tym podobał się fakt iż wywiera wpływ na otoczenie. W głębi duszy miała jakiś kompleks tego, że nikogo nie obchodzi odkąd matka postanowiła ją olać na rzecz ojczyma i ich nowej córci. Może to było powodem dla którego z każdym dniem bycie w centrum uwagi stawało się dla niej bardzo przyjemne. Szczególnie, że jeszcze miesiąc temu zaszywała się w bibliotece i unikała ludzi, a tych którzy już podeszli obdarzała fałszywym uśmiechem. Jak to się człowiek szybko potrafi zmienić. Na lepsze oczywiście, choć wiele osób mogło by temu zaprzeczyć. Myślę, że wystarczy ją trochę poirytować by jeszcze nie raz usłyszał ten fakt szczególnie, że obecnie dziewczyna nie uznawała czegoś takiego jak hamulce. Ostatnio powiedziała do nauczyciela eliksirów, że może sobie w dupę wsadzić chuja jakiegoś faceta. Dostała za to 20 ujemnych punktów dla domu, ale było warto. Zdecydowanie było warto szczególnie, że miała z nim również prywatne porachunki o których nikt nie miał pojęcia – i na pewno nigdy to nie ujrzy światła dziennego, bo on stracił by prace, a ona musiała by znów zniknąć. Wystarczy, że już przez tego dupka nie było jej miesiąc w szkole i do teraz nie potrafiła nadrobić cholernych zaległości z Historii Magii czy Astronomii. - No dobrze, przejrzałeś mnie – Nie wychodząc ze swojej roli (choć słysząc o zeszycie szybko zastała usta, żeby stłumić prychnięcie. Było widać, że ją to totalnie rozwaliło) westchnęła pod nosem wydając się zrezygnowana. Czyżby poprzednia wersja nie była prawdziwa? Czyżby tak naprawdę było w tym wszystkim jeszcze więcej tajemnic? Może jakiś mrocznych? Biedny pan John nawet nie zdawał sobie sprawy, co mu grozi. - Więc... - To wydawało się jeszcze bardziej poufne, więc przysnęła krzesło do niego w taki sposób, że ich ramiona się zetknęły. Obróciła ciało w jego stronę jedną rękę kładąc mu na ramieniu oraz zbliżając się do jego ucha i zasłaniając swoje ust drugą dłonią. - Tak naprawdę jestem płatnym mordercą – Wyszeptała drażniąc ciepłym powietrzem płatek jego ucha – Mam na niego zlecenie. Czekam, aż wyjdzie z baru żeby dorwać go w zaułku. Jeśli mi pomożesz, to dostaniesz 5% z obiecanych mi galeonów – Gdy skończyła swoją propozycję odsunęła się od niego jednak krzesła już nie przesuwała, bo oczywiście czekała na jego równie dyskretną odpowiedź. Muszę przyznać, że dobrze się bawiła podczas tego filmu akcji, który właśnie tworzyli. Na pewno będzie to bardzo miło wspominać. - Możesz płakać, a ja się będę z Ciebie nabijać. Zawsze to dla mniej jakaś rozrywka – To mówiąc wystawiła lekko język w jego stronę, żeby mu w ten sposób trochę podokuczać. Sama mrugała cały czas ze względu na to, że alkohol którego trochę we krwi miała (w końcu nie przyszła tu tak jak on przed chwilą) sprawiał, że raz na jakiś czas przed jej oczami pojawiały się na krótko mroczki. Na szczęście nie była na tyle wstawiona, by nie kojarzyć faktów, także jutro na pewno będzie pamiętać całe ich spotkanie. Choć stało przed nią whisky i zobaczymy, czy będzie to ostatnia szklanka. Chwyt z palcem się nie udał to też zastanawiała się nad jakimś nowym pomysłem. W międzyczasie jednak wpadła jej do głowy pewna myśl. - Właściwie, to o co my walczymy? - Skoro jedno z nich miało wygrać, to musi być za to przewidziana oczywiście nagroda! - Może zróbmy tak. To, które nie wytrzyma i odwróci wzrok będzie musiało przez następną godzinę robić wszystko, co to drugie będzie chciało – Jej uśmiech nie zwiastował nic dobrego. Czyżby ta dziewczyna miała jakieś niecne pomysły? Jeśli tak, to lepiej było uważać na przegraną. To mogło się dla puchona skończyć tragicznie. - Jak miło. Kiedyś Ci się odpłacę, zobaczysz. Będę chodziła za tobą przez cały dzień, gapiła się w ciebie tak jak teraz, gadała jak najęta i przyklejała się do twojego ramienia jak zakochana fanka – Zagroziła mu. Czy była do tego zdolna? Oczywiście, że tak. Już oczami wyobraźni widziała jak Norbert idzie przez Hogwart kulejąc, bo do nogi ma przyklejoną pijawkę imieniem Vittoria. Obserwator ostatnio umieścił ją warz z Orianą na Wizbooku jako dziwkę Hogwartu. Po takiej akcji to dopiero by miał co pisać. - Za to drugie jak najbardziej. Za zwycięstwo? Niedoczekanie twoje – Wzniosła wraz z nim ten toast po czym odłożyła szklankę, co by wygodniej jej było wciąż się w niego gapić. Przez chwilę myślała, aż nagle z jej twarzy zniknął prowokacyjny uśmiech, a ona sama powiedziała tonem jakby miała zaraz umrzeć: - Kuźwa, muszę do łazienki – Ta powaga, przerażenie i rozpacz w jej głosie mogło by w tym momencie rozbroić nawet najbardziej poważną osobę na świecie.
Tutaj niestety trafiłaby by na przeszkodę której nie dało się obejść. Bowiem tutaj już chodziłoby o coś znacznie więcej niż niewinny zakład i mogłaby sobie nie poradzić. A on nie chciałby sprawiać jej przykrości, przez swój iście ośli, uparty charakter. On miał o tyle lepiej, że w jego rodzinie nie było żadnych dram. Nie takich większych, bo w każdej są. Ale jego rodzina wydawała się być taka wręcz za idealna. Jeden pasjonata magii, druga pasjonatką mugoli. Mimo to kochający się ponad wszystko, a gdzieś w tym wszystkim był i on. Wychowany na baśniach rodzimych, nie na Królu Arturze i jego rycerzach, lecz na Zawiszy Czarnym i jego dokonaniach. Podziwiając go pod każdym możliwym kątem. I choć przestał okłamywać się, że będzie taki jak tamten, to nadal ponad wszystko stawiał swój honor i to, że nie postąpi wbrew temu co sobie ustalił. O jej problemach oczywiście nie miał pojęcia, bo i też nigdy nie interesował się zbytnio ploteczkami. Nie, to nie tak, że nie plotkował. Bo przypominam, że mieszkał z czterema dziewczynami, które to notorycznie przesiadywały na jego kanapie. No i chcąc nie chcąc był tutaj zapisany do tego kółka plotkarskiego. To nie znaczyło, że wierzył we wszystko o czym tam się mówiło. A już tym bardziej co gadało się w szkole o pewnych uczniach... O pewnej uczennicy. Miał swój własny mózg i sam oceniał ludzi, na własnych odczuciach. Udawał, że nie widział tego jak się śmieje ujawniając tym samym to, że zmyśla. No bo niby po co miałby kończyć zabawę, kiedy to ta tak bardzo ciekawie zaczęła się rozwijać. Przyjrzał się jej dokładnie gdy zbliżyła się do niego, a ich ramiona się zetknęły. Wtedy usłyszał szept który drażnił jego zmysły i powodował dreszcz na kręgosłupie. Pomimo to zaczął sam chichotać nie mogąc się powstrzymać i zanim jeszcze się zdążyła odsunąć od się odwrócił w jej stronę również szepcząc. - Na prawdę? Pięć procent? Chcesz bym pomógł Ci go zabić za sumę która może starczy na jedne kremowe szczochy? Serio? Jego życie jest warte tyle samo co kremowe "piwo". - Jego szept był przerywany przez ciągłe starania powstrzymywanie śmiechu. - Daj chociaż dziesięć procent. Bym mógł kupić za to ognistą. Wtedy się podzielę też z tobą ma płatna zabójczyni. - Teraz jego szept był spokojniejszy i już równomiernie łaskotał jej ucho ciepłym oddechem. Kiedy to tak patrzył się na to ucho i miał je na wyciągnięcie szyi to przyszło mu do głowy coś niegodziwego. Ale przełamał się i nie zrobił tego co kazał mu instynkt. Panował nad tym zwierzakiem tkwiącym gdzieś tam głęboko w nim. - Ha, ha, ha. Zapomnij Vitti, nie dam Ci tej przyjemności- odrzekł podczas trwającego pojedynku i jako, że tak się w siebie już wpatrywali to mrugnął jednym okiem i uśmiechnął się tajemniczo. Na wzmiankę o wygranej zamrugał kilka razy szybciej jakby się zastanawiając, czy to aby na pewno dobry pomysł. Bo wiedział, że to i tak wykorzysta dziewczyna, a on tutaj może być tym głównym przegranym. No ale co tam! YOLO i do przodu, bez ryzyka nie ma wygranej. A wygrana zdaje się być na prawdę interesująca. - Zgoda! - Zawołał wesoło i złapał, a raczej próbował z początku złapać jej dłoń przez co musiał pomacać jej rękę i dopiero później wymienić się uściskiem dłoni. - Zobaczysz jeszcze tego pożałujesz - dodał podekscytowany i również uśmiechnął się tajemniczo. Co nie mogło nic dobrego wróżyć. - Tylko godzina liczy się od sekundy wygrania, czy wyjścia z pubu? - Tak to zdecydowanie była bardzo istotna informacja, którą trzeba było uzgodnić. - A i jeszcze jeden warunek. Nie zrobię niczego co mogłoby zhańbić moją dumę, albo inaczej... Czegoś co jest sprzeczne z moim kodeksem. - Dokończył i dopiero po tym puścił jej dłoń. No chyba, że sama miała coś do dodania. Słysząc jakże straszliwą karę dla niego wymyśliła nie mógł się powstrzymać od śmiechu i jedynie to, że nie chciał przegrać to zmuszał się do ciągłego patrzenia się jej w oczy. Co swoją drogą musiało być niegrzeczne. No ale nic na to nie mógł poradzić. - Przepraszam, ale wspominałaś coś o jakiejś karze, nadal czekam na to, aż powiesz co mnie złego czeka. Bo jak na razie to jedynie byś połechtała czule moje męskie ego. - No tak, bo który to facet nie chciałby mieć własnych psychofanek. Stuknął się z nią szklanką i wypił za to spotkanie. Odstawił szkło szukając wpierw jednak odpowiedniego miejsca i upewniając się, że nie przewróci swojego trunku. Już miał coś odpowiedzieć kiedy dostrzegł jej niemrawą minę i zaraz po tym dowiedział się o co chodzi. Uśmiechnął się tryumfalnie szczerząc swoje ząbki. - Więc już wygrałem, poddaj się. Ja tam mogę czekać tak długo jak będzie trzeba. - Mruknął podczas wyszczerzania zębów, ale szybko jego uśmiech zniknął i jego miejsce zamienił lekki, lecz nieporównanie sympatyczny do jakiegokolwiek poprzedniego uśmiech. - Żartuję. Zawieszam pojedynek. Idź do toalety, za chwile go dokończymy. - Kiedy to powiedział wstał z miejsca i stojąc przy siedzeniach podał jej dłoń by pomóc jej szybko wstać i wtedy usiadł na jej miejscu, albo i wręcz głębiej się schował przy stoliku. Mając teraz świetny widok na cały lokal.
Był facetem. Chyba w naturze faceta było radzenie sobie z takimi sytuacjami, kiedy to kobieta za wszelką cenę próbuje... No cóż, zszargać opinię porządnego. Oczywistym było by w jaki sposób by działała, a to na pewno musiało by w końcu zmiękczyć jego upór. Szczególnie, że i ona była osobą, która odznaczała się tą cechą. Dlatego pewnie w przekomarzankach i wszelkich zakładach trafił swój na swego. Vittoria generalnie odcięła się od rodziny to też również nie miała już z nią większych dramatów. Czasem tylko gdy dostawała kieszonkowe przypominało jej się, że jest ktoś w domu, w mieście Moira, kto powinien na nią czekać, ale raczej tego nie robi. Poza tym brak zainteresowania rodziców odkąd skończyła 17 lat to więcej swobody, z której mogła korzystać choćby w ten sposób – siedzi w barze i nikt jej nie powie „jest późno, marsz do domu”. Są więc tego jakieś plusy i to przede wszystkim na nich skupiała się jeśli kiedykolwiek jej myśli próbowały odlecieć w stronę rodzinnego domu. To miłe, że nie obchodziły go plotki. Choć było w tym ziarno prawdy, bo jednak w przeciągu ostatniego miesiąca gdzieś wokół niej kręciło się trzech facetów i każdy mógł to zinterpretować na różny sposób. Ona natomiast nie chciała stałości. Nie wiem jak doskonały, uparty i jak wyjątkowy musiał by być facet, by wywołać w niej potrzebę bycia tylko we dwoję, bez pobocznych znajomości. Który przede wszystkim musiał by ją przekonać do tego, że nawet największy potwór może się ustatkować (jednocześnie nie wiedząc, że jest wilkołakiem, bo to jej największa tajemnica). To było wyzwanie, którego jak na razie nikt jeszcze nie wypełnił. - Dobra... - Udawała, że zastanawia się chwilę nad logikom jego słów i tym, czy jej się podniesienie stawki opłaca - 7% i dzielisz się Ognistą mój parobku – Nie dość, że i tak zgodził się na małą sumkę, to ta się jeszcze chciała targować. Jednak tego już nie szeptała mu do ucha, a powiedziała to normalnym tonem jednocześnie odwracając twarz w jego stronę. Przez chwilę byli naprawdę bardzo blisko siebie, bo i w końcu oboje musieli szeptać sobie do uszu, a teraz nagle ich twarze były dokładnie naprzeciwko siebie. - Pasuje? - Zapytała jeszcze nim ponownie odsunęła od niego krzesło tak, by odległość nie wzbudzała w żadnym z nich „zwierzaka tkwiącego gdzieś tam głęboko”. Szczególnie, że już chwilę później miała zakład do wygrania! Gdy ten puścił jej oczko po swoich słowach (które wskazywały na długi i męczący pojedynek) ta tylko prychnęła pod nosem i ledwo się opanowała, żeby przy tym jak zwykle nie odwrócić wzroku. Całe szczęście, że kontrolowała ten odruch bo już by przegrała! A to zdecydowanie nie wchodziło w grę. Złapała za jego dłoń co by biedny nie macał nadgarstka i czekała na jego warunki również zastanawiając się nad swoimi. - Od wyjścia z Pubu – Zadecydowała. Jeśli stąd pójdą będzie jeszcze większe pole do popisu w wymyślaniu jakiś niecnych pomysłów, co by na godzinę uprzykrzyć życie drugiej osobie i wzbogacić swoje o zabawne doświadczenie. - W porządku. Oczywiście też niektórych rzeczy nie zrobię, które będą jakąś przesadą – Dobrze Vittoria. Musisz wykreślić z listy uwiązanie go na smyczy i ciągnięcie przez Hogsmeade jak psa. Choć to i tak nie była jedna z tych najbardziej interesujących inicjatyw, które dawały zarówno jej jak i jemu wielkie pole do popisu. - Jeśli taka kara Ci nie odpowiada, to zawsze mogę Ci wlać do picia Amortencję tak żebyś zakochał się bez pamięci... Na przykład we mnie? - To mówiąc spojrzała na niego tak, jakby to było bardzo chytre i podłe posunięcie. Już dwa razy w swoim życiu (Co zabawne akurat w Hogwarcie) była pod wpływem tego eliksiru. Za pierwszym razem jedynie zauroczyła się w Edwardzie. Natomiast za drugim musiała wypić eliksir sporządzony przez Belpha, który okazał się być nie miłości, a pożądania. Rzucała się wtedy na niego właśnie jak szalona psychofanka tak długo, aż ktoś jej nie przywiązał do krzesła. Nie wspominała tego za dobrze. Już miała go ochrzanić, że nie liczy się z jej uczuciami i spowodować by ten jednak się zgodził, a tu proszę. Sam był na tyle miły, by na kilka chwil jej odpuścić. No bo co poradzić, że po alkoholu człowiekowi się po prostu chce! - No, honorowy z ciebie facet – Pochwaliła go podając mu rękę i wstając. I dżentelmen. Kto by się spodziewał po tak namolnym i irytującym puchonie? Być może będzie musiała trochę zmienić zdanie, które ma na jego temat. Choć tak naprawdę i tak ich relacja stopniowo ulegała dziwnym modyfikacjom. Gdy ten ją podsiadł spojrzała na niego jak na idiotę i uniosła brew w zaskoczeniu. Przez chwilę milczała. - Wiesz co, to nie fair by na tak długo przerywać rozgrywkę. Idziesz ze mną do łazienki i poczekasz przy umywalce przez te trzy minuty – To mówiąc tym razem ona wystawiła do niego dłoń czekając, aż za nią złapie i będzie go mogła faktycznie pociągnąć w stronę toalet. Po minie było widać, że mówi poważnie szczególnie, że wciąż nie spuściła z niego wzroku. - Jak takie najlepsze psiapsiółki pójdziemy razem do kibla. Chyba, że się boisz, że nie dasz rady dojść tam ze mną wciąż na mnie patrząc – Prowokowała go. Generalnie co chwilę robiła to od początku ich spotkania i bardzo ją to bawiło.
Tym bardziej ich pojedynek wydawał się być ciekawszy i gdyby o tym wiedział to dwa razy, dokładnie przemyślałby to, czy podjąć takie wyzwanie. Bo choć nie cierpiał przegrywać, zresztą jak każdy, to wiedziałby jak to się skończy. A to wszystko przez jego charakter i durne życiowe zasady, w obecnych czasach tak bardzo nieżyciowe... Wyglądał na zadowolonego słysząc jak ta podnosi stawkę. I zgodziłby się na wszystko do czasu aż nie padło ostatnie słowo. Przez które ściągnął brwi na sekundę. - Zgoda, ale zapomnij, że się podzielę - mruknął aż chyba za stanowczo jak na taką zabawę, ale widocznie coś go dotknęło. Westchnął posyłając Johnowi długie spojrzenie. Zostałeś sprzedany stary za szklankę whisky. Ta myśl przywróciła na usta jakiś uśmiech i jakby chciał zapić to, że też i swą duszę zaprzedał za ten oto trunek. Było warto? Ależ oczywiście, że tak. I choć nie z samego powodu trunku to z tego, że komu postanowił ją zaprzedać. Był jej wdzięczny za to, że postanowiła mu pomóc z chwyceniem jej dłoni i nie musiał długo błądzić. - Spokojnie, nie będę zbytnio przesadzał z jakimiś głupotami - odrzekł mając nadzieję, że i ona choć troszkę łagodniej go potraktuje. Choć widząc, że ewidentnie chce się na nim zemścić za to ciągłe naprzykrzanie się jej. Zaśmiał się krótko słysząc o pomyśle z Amortencją, lecz i teraz nie zamierzał dać jej powodu do satysfakcji by wyszło na to, że to najgorsza kara jaką może mu wymyślić. - Więc z uprzykrzającego Ci życie faceta stanę się jeszcze bardziej maniakalnym facetem nie dającym Ci spokoju. Nieźle pokręcona logika - Powiedział i wystawił jej język drocząc się cały czas. - W dodatku uważasz, że potrzebujesz takiej sztuczki by wywołać taki efekt? - dodał i na jego licu pojawiły się dwa lekkie rumieńce. Jakże mocno musiał teraz ze sobą walczyć by zmusić kark i gałki oczne do tego by pozostał nieruchomo. Jakże to był wysiłek. Przez co karcił się dość długo w myślach i przeklinając swój język i whisky która to postanowiła pomóc mu w dokonaniu tego czynu. Na szczęście zaraz po tym postanowiła pójść do toalety więc miał te kilka sekund by się doprowadzić do porządku. Wstając przejechał dłońmi po swoich ubraniach chcąc je poprawić i złapał dwa głębsze oddechy. - Postanowiłem, że nie pozwolę by takowi zniknęli z tego świata i co najwyżej wspominano o nich w legendach. "Ponoć kiedyś żyli honorowi faceci" - Odpowiedział szczerząc się bo widocznie trafiła z komplementem w temat bardzo wiele znaczący dla niego, więc jakiekolwiek czułe słówka na ten temat działały z podwójną mocą. Kolejne słowa wywołały w nim zaskoczenie pomieszane z zmieszaniem. Nie wiedział przez chwilę co ma powiedzieć. Bo wspólne chodzenie do toalety w takich miejscach jak to odbierane było tylko i wyłącznie w jeden sposób. - Chcesz bym poszedł razem z Tobą do damskiej ubikacji? Nie chcąc przedłużać naszego niepojedynkowania się? Hmm więc może wejdę od razu z Tobą do kabiny? Po co mamy czekać te trzy minuty? - Ciężko było określić, czy mówił na serio, czy też każde słowo wypowiedziane ociekało sarkazmem. Pewnie sam nie wiedział. Bo ta sytuacja go tak zmieszała, że nie wiedział co miał zrobić, więc jedynie wpatrywał się w twarz Vitti. Choć obawiał się, że prędzej teraz ta umrze ze śmiechu niż otrzyma jakąś konkretną odpowiedź.
Zobaczymy ja długo jeszcze będzie trwał ten pojedynek i co z niego wyniknie. W końcu któreś z nich musi pęknąć. Miała nadzieję, że będzie to właśnie Norbercik. - Dobra. W takim wypadku poczekamy aż wyjdzie i go dorwiemy – Zadecydowała zastanawiając się jak to będzie jeśli mężczyzna faktycznie wstanie i wyjdzie. Czy ta ich głupawka skończy się tym, że faktycznie za nim wyjdą? Oczywiście o jakimkolwiek zaatakowaniu tego faceta nie było mowy, ale najwyraźniej Norbert i Vittoria byli mistrzami w tworzeniu głupich pomysłów to też nigdy nic wie wiadomo. Szczególnie, że parobek w ten sposób pozwolił jej się od siebie uzależnić. W końcu to jej robota, a on ma tylko pomóc. A to oznacza, że będzie się dzisiaj musiał jeszcze trochę wokół niej pokręcić. O dziwo tym razem jej to nie przeszkadzało. - A ja się zastanowię – Zaśmiała się jednocześnie sugerując, że puchon jest w maleńkim niebezpieczeństwie. Szczególnie, że to raczej jego łatwiej było zawstydzić, speszyć niż ją. Raczej uważała o sobie, że jest na tyle twarda i opanowana by móc kontrolować swoje reakcje i spojrzenie, którym tak ciągle się przeszywali. Tak czy siak raczej nie chodziło jej o zemstę, a o możliwość zabawy. Faktycznie. Pomysł z amortencją jednak nie był zbyt inteligentny, ale to było pierwsze co pomyślała. - Nie potrzebuję – Wymruczała widząc te jego rumieńce – Ale jestem grzeczną dziewczynką i nie podrywam facetów w pubach – Dodała chwilę później zanim jeszcze się od niego odsunęła i nim wpadło jej do głowy pójście do toalety. - Będziesz ostatnim dżentelmenem na świecie? - Zaśmiała się. Nawet nie wiedziała, że trafiła w jego czuły punkt. Po prostu uważała, że tego typu faceci nie istnieją. Sama już od dawna nie spotykała honorowych facetów. Ostatnio tylko takich, którzy nie bardzo dbają o kobietę. Na przykład taki Lucas. Szkoda gadać. Mina i ton jakim to wypowiedział. Ta mieszanina speszenia, z próbą żartu i czymś jeszcze czego nie mogła skonkretyzować. No nie mogła. Po prostu nie mogła. Zasłoniła dłońmi usta, wydała z siebie prychnięcie i mimowolnie przesunęła dłonie wyżej zakrywając całą twarz i zaczynając się śmiać. I tak oto trwale straciła z nim kontakt wzrokowy w pierwszym momencie nawet się nie orientując, że to zrobiła. Tak jak się spodziewał. Umarła ze śmiechu jednocześnie przegrywając ich walkę na spojrzenia. A co najlepsze wciąż jeszcze się o tym nie połapała nawet, gdy ponownie podniosła na niego spojrzenie. - Jesteś uroczy wiesz? - Wypowiedziała te słowa wciąż śmiejąc się pod nosem i nie mogąc się uspokoić. Odwróciła wzrok na stół. Wzięła whisky i … - Kuźwa mać – O proszę. Ogarnęła, że na niego nie patrzy... Więc spojrzała na niego wzrokiem pełnym irytacji i niezadowolenia – To był chwyt poniżej pasa!
Wpierw był nawet gotów się podłożyć by ta wygrała i mogła się nad nim poznęcać, ale kiedy to tak coraz dłużej jej się przyglądał był pewien, że się nada. Ojj jeszcze będzie przeklinać ten dzień, że się zgodziła na ten zakład. Może miał własny czerwony pokój? Gdzie to zapraszał tylko wyjątkowe dla siebie osoby i wyczyniał tam z nimi takie rzeczy jakie innym się nie śniły. Dlatego teraz o podkładaniu się dziewczynie nie było najmniejszej mowy. - Nie wiem czy zechce się tak szybko ulotnić, ale mogę czekać, oby z Tobą - rzucił ukazując ponownie ząbki. Teraz łażenie za nią wydawało mu się jeszcze przyjemniejsze niż wcześniej, ba! Nie było porównania. Na potwierdzenie jego słów starał się wyglądać poważnie i skinął kilka razy głową aby przyznać, że to mądrość która nie śniła się nawet filozofom. Oczywiście ruchy były tak delikatne i powolne by gałki oczne mogły bez problemu podążać za błękitem jej oczu. - Ufff, no to poczułem się spokojniej. Bo już myślałem, że mnie podrywasz - zażartował i obrócił się nieco, ponieważ ręka zaczęła mu drętwieć, więc zmienił i jej ułożenie by mogła tam drętwieć dalej, ale w innej pozycji. - Co gorsze od pewnego czasu mam wrażenie, że ja już jestem ostatnim dżentelmenem na świecie. Co jest wręcz, żałosne zważywszy na to, że jesteśmy w kraju dżentelmenów - zaśmiał się krótko, bo właśnie Vitti zaczęła się z niego śmiać... Chociaż tutaj śmiać to zdecydowanie za łagodne słowo. Zrobił skwaszoną minę i czekał cierpliwie kiedy to skończy. I nawet jakoś tak sam nie zwrócił uwagę na to, że dziewczyna spojrzała na szklankę i chwilę po tym oznajmiła mu, że właśnie wygrał. Uniósł obie ręce wysoko jakby się rozciągał, lecz po tym się podniósł i chyba tańczył swój taniec zwycięstwa, ruszając biodrami i barkami w jakiś dziwny takt, ale jedno było pewne. Robił to z niezwykłą gracją, no ale w końcu te wszystkie lata jakie spędził w klubach musiały czymś zaowocować. Znów klapnął na swoim miejscu jakby to co robił nigdy nie miało miejsca. - No dokładnie, tak się nie godzi! Kto tutaj postawił te szklanki z whisky? Tylko popsuły nam zabawę. - Przyznał jej udając niby to oburzenie tą nieczystą zagrywką barmana. Chociaż uśmiech nie schodził mu z twarzy. - Co prawda mieliśmy zacząć na zewnątrz, ale myślę, że i Ci to będzie na rękę.- Powiedział do dziewczyny i spojrzał na nią już trochę poważniej. - Na samym początku to idź do toalety nim się tutaj zesikasz. Tylko nie myśl by uciekać przez okienko. Wtedy czas się przedłuża do czasu wykonywania zadania. - Nie wiadomo dlaczego ale właśnie taki obraz stanął mu przed oczyma. Titti przeciskająca się przez okienko byleby nie musieć wykonywać swoich zadań.
Kiedy to wróciła zaprosił ją dłonią by się ponownie dosiadła. Wstał więc na tą chwilę i przysiadł się obok nadal chcąc złapać długi kontakt wzrokowy - Kolejną rzeczą jaką bym chciał to to byś mi coś obiecała, zostawisz biednego Johna w spokoju i porzucisz to zlecenie - rzucił chcąc ją jakoś rozśmieszyć i pokazać, że nie ma czego się bać. On zdecydowanie nie był jak ci faceci, których do tej pory poznawała. - No i jest jeszcze jedna sprawa... - powiedział robiąc dłuższą przerwę. Zastanawiał się jak jej to miał powiedzieć. I najwyraźniej czuł się ponownie bardzo zakłopotany. To było wręcz zaskakujące i dla niego, że tak się dziwnie zachowywał przy uczennicy z Salem. Przecież nie miał większego problemu by z nią rozmawiać kiedy to się wcale nie znali, wpatrywać się bez przerwy w oczy niczym z odbicia lustrzanego widząc w nim swoje własne tęczówki. - Chciałbym... Bardzo chciałbym abyś została moją partnerką - W końcu mu to przeszło przez gardło i choć to ostatnie słowo tutaj było najważniejsze, to wypowiedział je tak błyskawicznie, że ledwo co zrozumiale. Ale pewnie Vitti nie miała problemu z rozszyfrowaniem tego słowa. Zwłaszcza, że ponownie byli blisko siebie. A i jeszcze jedno. To nie tak, że on jej kazał zostać swoją partnerką. To tak nie działało nigdy, nie to było wręcz niedopuszczalne. Dlatego zostawił to na koniec i tutaj ładnie ją prosił, a nie czegoś żądał od dziewczyny. - No bo widzisz, już od dawna nie posiadam żadnej partnerki, a szkoda byłoby mi porzucać taniec. - dopowiedział patrząc się na nią bardzo poważnie. Nawet nie zdając sobie sprawę z tego, co tamta mogła sobie myśleć. Chciał być jednak dla dziewczyny Danielem, a ona miała być jego Desireé. Chciał być jej Korke, a ona jego Judith. Złączeni czymś więcej niż tylko uczuciem. Ale wybaczcie mu, on był w ogóle z zupełnie innej gliny ulepiony co wszyscy normalni ludzie. - A jeśli nie będzie Ci się podobać to będziesz mogła zrezygnować, myślę, że jakoś to przeżyję wtedy. - Zakończył łapiąc delikatnie jej dłonie i otulając je własnymi.
Czerwony pokój brzmi intrygująco, aczkolwiek strach się bać na wzmiankę o wyczynianiu w nim różnych rzeczy. Dlatego przegrana nadal nie wchodziła w grę, broń boże! Nie pozwoli Bercikowi na takie niecne intrygi z jej osobą. - Ja i podrywanie? No co ty. Ja takich rzeczy nigdy nie robię – Zaśmiała się wiedząc, że za grosz nie ma w tym prawdy. Generalnie to lubiła flirtować z chłopakami jeśli jakiś jej się spodobał. Rzadko kiedy wychodziło z tego coś więcej, bo często wycofywała się przed jakąkolwiek większą intymnością. Musiała by naprawdę być mocno zauroczona, by już na pierwszy spotkaniu pozwolić sobie na jakieś pocałunki. Albo mocno pijana... I ta druga wersja mówiła wszystko na temat jej rozwiązłości. Bo akurat pijana była bardzo często. I mnóstwo osób wokół niej walczyło by porzuciła paskudny nałóg. Bezskutecznie jak na razie. Ona pochodziła z Nowego Yorku, a dokładnie z Moiry. Mała mieścina, dużo jedzenia z McMagic i zero dżentelmenów. Potem mieszkała z ojczymem, a tam cóż. Sprawy biznesowe, mnóstwo różnych facetów, a zachowywali się jak zwierzęta. Nic więc w tym dziwnego, że zwracała na to uwagę w Anglii, ale i tutaj nie było ich zbyt wielu. Fajnie, że chociaż jeden się zachował, choć nie miał tego typowego angielskiego akcentu więc wiedziała, że nie jest stąd. Ale nigdy go nie pytała o narodowość i teraz również jakoś się nie złożyło. Gdy ten zaczął tańcować jej irytacja wymalowana na twarzy miała kryzys, ponieważ znów miała ochotę zacząć się z niego nabijać. Zmarszczyła nosek pilnując się, by utrzymywać chociaż namiastki złowrogiego spojrzenia. Nie wyszło więc klepnęła się otwartą ręką w czoło pokazując w ten sposób „Boże, z kim ja tu siedzę”. - Nie znoszę Cię – Nie ma to jak najpierw powiedzieć mu, że jest uroczy, a potem stwierdzić, że jednak go nie lubi. No super. Coś mi się wydaje, że to wszystko skończy się dla niej śmiercią. Albo ze śmiechu, albo z jakiegokolwiek innego powodu. W każdym razie ponownie założyła ręce pod piersiami w geście obrazy majestatu, obróciła się na pięcie i poszła w stronę toalety. Czy szukała okienka? Z ciekawości się rozejrzała, ale nie było. Załatwiła swoje sprawy rozmyślając jak się teraz z tego wycofać. Nie miała pomysłu. Najwyżej uda atak serca i postąpi jak surykatka. Będzie udawać zmarłą tak długo, aż napastnik zostawi ją w spokoju. Jednak na razie była strasznie ciekawa co też wymyśli więc szybko wróciła z powrotem. - Co?! Ale dlaczegooooo – Przeciągnęła ostatnią literę spoglądając na niego wzrokiem zbitego psa. To było jej pierwsze poważne zlecenie, poza tym miał mieć z tego korzyści! I teraz kazał jej odpuścić? Czyżby jego plan był bardziej mroczny niż zakładała? No cóż. Vitt stwierdziła, że skoro to była pierwsza i najważniejsza sprawa, to najwyraźniej kolejne jego małe prośby będą w podobnym klimacie. I była jeszcze bardziej ciekawa. Kiedy zrobił tą przerwę przekrzywiła twarz lekko w bok w oczekiwaniu. Czemu się tak speszył? Co też on wymyślił? CO?! Partnerką?! ŻE CO!? Złapała chwilowy wytrzeszcz oczu. Zakład mówił, że przez godzinę ma robić to, czego tylko sobie zamarzy. Czy w takim wypadku dobrze zrozumiałam, że on chce żeby przez godzinę byli.. Parą?! Chyba nie, bo ostatnie słowo wyleciało z jego ust taką torpedą, że pewnie tylko jej się wydawało. Tylko czy mogłaby je pomylić z czymkolwiek innym? To nie tak, że by jej to przeszkadzało. Generalnie Norbert był ciekawą osobą i bardzo pozytywną. Tylko, że nie spodziewała się, że po poprosi ją właśnie o to. Bo jakie można mieć korzyści z bycia z kimś w związku przez godzinę? Potem się wyjaśnił, a ta uniosła brew w jeszcze większym zaskoczeniu. - Partnerką do tańca? - Dopytała jakby jeszcze nie do końca ogarniając czego on tak naprawdę od niej chce. Szczególnie, że mówił to w takiej niepewności, zarzekając się, że oczywiście będzie mogła zrezygnować. Zerknęła na ich złączone łapki. Poważnie? To chodzi o partnerkę do tańca? - Ja... Hm... No dobrze – Odpowiedziała nadal zagubiona w jego propozycji. Przede wszystkim z jednego powodu. Nie była pewna, czy ona w ogóle umie tańczyć. Znaczy się to, co się robi na imprezach, krótki taniec w parach do szybkiej muzyki to nic trudnego. Tylko, że jemu ewidentnie nie chodziło o takie wygibasy. - Rozszerz mi tylko, czego dokładniej być ode mnie chciał – Poprosiła unosząc delikatnie kąciki ust. Kiedy spotkali się tu jakiś czas temu była taka pewna siebie, jak wielki tygrys. Teraz natomiast wydawała się być owieczką, która nie do końca wie w co się pakuje. I przede wszystkim poczuła, że nie chciała by go w tym zawieść. Nie wiem czemu jej tak na tym zależało.
Kolejny rutynowy dzień w pracy. Została jej do końca zmiany jeszcze godzina, ale każda kolejna minuta ciągnęła się nie do wytrzymania. Klientów nie było dzisiaj jakoś szczególnie dużo, to też zarówno barman jak i reszta kelnerów nudziła się okropnie. Każdy starał sobie znaleźć jakieś zajęcie, ale bezskutecznie. Sama Tori co jakiś czas podchodziła do obecnych w środku kilku klientów bajerując ich na kolejną ognistą whisky. Nie sprawiało jej to trudności nawet bez wykorzystywania hipnozy, to też szef był ewidentnie z niej zadowolony. Jednak gdy wszyscy mieli już co pić jedyne, co pozostało to ewentualne wycieranie stołów. Tym się właśnie zajęła. Kończyła właśnie ścierać spod jednego z blatów rozlane piwo, gdy usłyszała jak ktoś wchodzi do baru. Jej reakcja była trochę zbyt spontaniczna, bo uderzyła głową o drewniany stół. Coś mi się wydaje, że jutro pod jej włosami będzie znajdował się porządny guz. Powoli wstała rozmasowując bolące miejsce i zerknęła w stronę drzwi. Jak zwykle tylko na krótko. Jednak te kilka sekund gdy zerkała w jego oczy wystarczyło. Niestety Adaś był zbyt podatny na jej urok. Ciekawe, co tu robił?
Adaś nie wiedział, że jest taki straszny. nie musiał nic robić by niewinnej dziewczynie nabić guza. Nie miał zielonego pojęcia dlaczego właśnie wybrał ten pub. Przecież rzadko można go było zobaczyć samego w takim miejscu. Może to dlatego, że czuł, że ma doła? To wszystko przez Clarissę. Każde spotkanie z nia bolało go coraz bardziej i bardziej. Jednak była jego przyjaciółka. On nigdy nie zostawiał przyjaciół w potrzebie, a że inni mieli na niego wyjebane to już inna sprawa. Zawsze się dowiaduje o wszystkim ostatni. ale nie spodziewał sie, że tak późno dowie się o ciąży. Zdecydowanie musiał ochłonąć. Wybaczył jej w pewnym sensie i teraz będzie musiał ją częściej widywać, a to nie jest za dobre dla jego zdrowia. Ale co miał zrobić?! Popatrzył na dziewczynę, która właśnie rozmasowywała głowę. Ah, biedna. jesli tak reaguje na każdego klienta to naprawdę musi nienawidzić swojej pracy. Usiadł przy stoliku i głosno westchnął. - mocno boli?
Nie przeszkadzała jej ta praca. Zdecydowanie była spokojna - to jeden z tych barów, z których rzadko kiedy dzieją się burdy. Ludzie przychodzili tu napić się na spokojnie. Jednak to zdecydowanie nie było jej marzenie. W swojej przyszłości planowała zajmować się... Właściwie, to nie wiedziała czym. Jednak na pewno nie będzie kelnerką w pubie. Nie zdziwiła się, że pierwsze co wyrwało się z jego ust to zaniepokojenie o jej stan. Już dawno zauważyła, że chłopak jest osobą bardzo miłą. Wprawdzie niektórzy mówili o nim, że niby ma zmienne nastroje i potrafi być też zimny i nieprzyjemny, ale jakoś nie potrafiła w to uwierzyć. Ktoś tak uroczy? Taki słodki chłopak? Na pewno daleko mu było do drania. I dlatego za każdym razem gdy przypadkiem trafiała go jej hipnoza miała wyrzuty sumienia. Nie chciała mu odbierać rozsądku. Dlatego też nie wykorzystywała tych momentów, gdy Adam uważał ją za bóstwo czy coś innego. - Nie, ale gdybym nagle padła z powodu opóźnionego wstrząśnienia mózgu, to możesz mnie zabrać do Munga - Odpowiedziała uśmiechając się delikatnie i odwracając od niego spojrzenie. Swego czasu nauczyła się nie patrzeć na ludzi. Wiele osób to irytowało. Myśleli, że jest zbyt dumna by kogoś zaszczycić spojrzeniem. A ona? Po prostu nie chciała ryzykować, że rzuci na kogoś urok. - Napijesz się czegoś? - Zagaiła jak przystało na dobrą kelnerkę, jednak poza tym tematem poruszyła jeszcze jeden - Idziesz na bal na zakończenie roku? - Widocznie to był ostatnio dobry temat do rozmowy. Wszyscy w Hogwarcie niesamowicie się tym podniecali. Tori nie do końca wiedziała, co ma o tym myśleć. Zastanawiała się, czy iść.
Może i Adam był zazwyczaj miły i uroczy i mógł się wydawać naprawdę kochany, ale nie zawsze. Nie zawsze potrafi trzymać nerwy na wodzy. Czasami eksploduje, chociaż stara się takich momentów unikać. Tori była urocza więc jak miał inaczej reagować? Wiedział, że to zakazany owoc, ktoś niedostępny dla niego, ale i tak było w niej coś... tajemniczego, pociągającego. To nie tak, że rzuca go dziewczyna i jest gejem, a potem jednak stwierdza, że nadal go pociągają. Stwierdzał sam fakt. - Jasne, możesz na mnie liczyć- mruknął szczerze. Każdy prawie mógł na niego liczyć. Miałby dziewczynę z wstrząśniętym mózgiem tak po prostu zostawić? To zupełnie nie w jego stylu! Czy się napije? W końcu nie przyszedł tutaj po to by tylko robić komuś krzywdę. Prawie zapomniał jak bardzo chciał się napić. I to do nieprzytomności! Tylko nie chciał być jak menel i spać pod pubem. Kiedyś by tak zrobił może, teraz był porządniejszym chłopakiem mimo, że rodzice go wywalili z domu. Nie poddał się, doskonale wie kim jest. - Absynt poproszę- powiedział słuchając kolejnego zdania. Trudno było nie słyszeć o tym całym balu. Słabo widział się w tej roli. Co miałby tam robić? Jednak musiał się zastanowic. Przecież był mistrzem zabaw, to on większośc z nich organizował, grał na nich czasami nawet. - Myślę, że zajrzę przynajmniej na chwilę, a ty?- zapytał ciekawy. Miał cholerną nadzieję, że będzie.
Eksplodujące emocje, szczególnie te gniewne to zdecydowanie nie jest nic dobrego. Tori coś o tym wiedziała. Była osobą, która nawet jeśli mówiła jadowitym głosem, to i tak zawsze trzymała nerwy na wodzy. Kilka razy zdarzyło jej się stracić nad sobą panowanie... No cóż. To nie jest przyjemny widok, gdy jest się pół wilą. Poza tym utrata kontroli nad tym, co się robi w jej życiu nie mogła mieć miejsca - ona musiała wszystko kontrolować i o wszystkim decydować. Po ataku gniewu harpii nie pamiętała co robiła w tym czasie i to przerażało ją najbardziej. Na szczęście jednak Adam ani trochę jej nie denerwował w przeciwieństwie do innych zombie. - Wiem. Jesteś jak rycerz. Aż dziwne, że nie zrobili z Ciebie gryfona - Skomentowała choć tak na prawdę dobrze było widać czemu barwy domu Adama są niebieskie. Był to chłopak na prawdę inteligentny, a poza tym dość spokojny. To właśnie z takimi osobami kojarzyła ten dom. Poza tym każdy z nich specjalizował się w jakiejś dziedzinie, choć na razie nie udało jej się ukryć w czym świetny jest Adam. - Daj mi moment - Odpowiedziała na jego zamówienie na chwile przerywając ich rozmowę. Przeszła się w stronę baru i poprosiła pracującego za nim mężczyznę o Absynt. Nie minęło kilka minut, jak ponownie stanęła przy Adamie. Trochę zignorowała zasady, jakie panowały wśród personelu, ale było tak pusto... Usiadła na krześle obok niego. - Ciężki dzień, co? - Pracując w barze mniej więcej kojarzy się co klienci zamawiają dla przyjemności, a co z powodu problemów. Szczególnie, że co trzecia pijana osoba dostaje jakiegoś dziwnego ataku żalu i zaczyna się zwierzać komu się tylko da. Nasłuchała się już nie jednej historii o utraconej miłości, spalonym domu czy innych katastrofach. - Co do balu, to nie wiem. Prawie każdy z kimś idzie. Nie uważasz, że to będzie dziwne jak przyjdę sama i będę przez pół imprezy stała pod ścianą? - Zagaiła faktycznie pytając się go o radę. Wprawdzie zdanie facetów nigdy nie interesowało ją za bardzo, no ale jego po prostu lubiła. Nawet, jeśli jest w jakiś sposób nią ogłupiony.
Kolejny dzień w pracy. Toralei nie była jakąś wielką fanką bycia kelnerką, ale skądś musiała dostawać pieniądze. Ileż można polegać tylko na rodzicach? Dziewczyna była indywidualistką i zamierzała się w najbliższym czasie uniezależnić. Podawanie napoi czasem ledwo przytomnym facetom, mycie stolików i często zamiatanie kibli było tego wszystkiego warte? Zazwyczaj wydawało się, że tak. Tym razem jednak było bardzo poirytowana, gdy wychodząc z zaplecza usłyszała, że trzeba umyć podłogę, bo druga kelnerka oblała jakiegoś dzieciaka piwem. Tori mruknęła pod nosem kilka przekleństw po czym poczęła przeszukiwać kieszenie chcąc znaleźć w jednej z nich różdżkę. W pierwszej chwili spanikowała nie czując jej w tym miejscu, w którym powinna być. Rozejrzała się wokół siebie, czy nie wypadła. Szybko jednak dotarło do niej, że przecież niedawno była w łazience, więc pewnie zostawiła ją gdzieś na umywalce. Boże. Dobrze, że sobie o tym przypomniała. Nie bardzo marzyło jej się kupowanie nowej. Lubiła swoją, była niemalże niezawodna i idealnie do niej dopasowana. Nie mając zamiaru słuchać marudzenia barmana ruszyła w stronę łazienki żeby jak najszybciej załatwić tą sprawę i wrócić do gapienia się na tych wszystkich żałosnych idiotów, których celem życiowym była walka z trzeźwością. Stojąc przed drzwiami poprawiła sukienkę, która zdecydowanie pasowała do jej dzisiejszego nastroju. Nie zastanawiając się i nie pukając otworzyła drzwi. To, co zobaczyła w środku zdecydowanie ją zamurowało. Ciekawe, czy chłopak zauważył, że nie jest już sam. Że ktoś się na niego gapi. Zapewne tak, bo oparła się o drzwi zatrzaskując je za swoimi plecami.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Jem nie miał w zwyczaju bywać w barach czy pubach, ale ostatnio miał jakiś mizerny humor i stwierdził, że pójdzie na butelkę piwa kremowego. Odkąd doznał lekkiej zmiany w swoim zachowaniu, średnio dogadywał się z Naeris. Stwierdził zatem, że pójdzie sam, zapomni na chwilę o wszystkim. Słyszał, że w Pubie Zimowym mają dość niezły alkohol i miłą obsługę, dlatego zdecydował się pójść akurat tam. Gdy wszedł do środka, zobaczył spory tłum ludzi. Był on zdecydowanie skromniejszy, niż ten w Trzech Miotłach, za to dużo większy, niż w Gospodzie pod Świńskim Łbem. Usiadł przy jednym ze stolików, ale później stwierdził, że lepiej, gdy usiądzie przy barze. Był sam, więc po co miałby zajmować stolik dla czterech osób? Jak na złość, gdy szedł w stronę barmana, jedna z kelnerek musiała go potrącić i oblać całego piwem. Niestety, była to plama na 3/4 jego koszulki, więc poszedł w stronę łazienki, aby móc to przeprać, a potem, za pomocą magii, osuszyć. W toalecie nie pachniało może fiołkami, ale i tak nie było najgorzej. Co dziwnego, na jednej z umywalek leżała różdżka. Nikogo w pobliżu nie widział, więc zostawił ją tak, jak leżała. Powoli zdjął z siebie bluzę i koszulkę. Ostatnio, jego styl zmienił się na trochę luźniejszy i nie chodził już tak często w koszulach i krawatach w barwach Ravenclawu. Otworzył kurek z wodą i zmoczył koszulkę w umywalce pełnej cieczy, gdy nagle usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Instynktownie spojrzał w lustro, spodziewając się jakiegoś nietrzeźwego mężczyzny, gotowego do wymiotowania. Ujrzał jednak @Tori Lacroix, jedną ze Ślizgonek, którą kojarzył z twarzy ze szkoły. Stanęła w drzwiach i patrzyła się na to, co robi.
Dziewczyna nie kojarzyła tego chłopaka. Generalnie znała dużo ludzi w szkole jednak facetów starała się zdecydowanie omijać. Zazwyczaj źle się to kończyło i dlatego starała się trzymać kontakty wyłącznie z kobietami. Te jednak z powodu zawiści czy zazdrości nie były zbyt chętne na wypady na piwo, więc wybór miała jeden - zostać sama. Z czasem pojawiło się kilka wyjątków jak Ben, który olewał jej wilowatość czy Rience, który miał ten sam problem. Mimo to jednak większość swojego czasu spędzała w pracy. I widywała tu już na prawdę różne rzeczy. Ale zdecydowani bardziej spodziewała by się właśnie obleśnego typa rzygającego do umywalki niż pół nagiego chłopaka mniej więcej w swoim wieku, który stoi sobie i gapi się w lustro. - No więc. Hm... Jeśli na kogoś czekasz, to to nie jest najczystsza łazienka do... TYCH spraw. Złapiecie jeszcze jakąś rzeżączkę, czy coś - Zasugerowała w swojej nadmiernej szczerości nie zauważając, że ten nie jest nagi bez powodu. Zresztą nie koniecznie wiedziała, co innego by mogła powiedzieć. Szczególnie, że powiedzmy sobie szczerze, rozpraszał ją trochę. Konkretnie widok jego pleców, które wyglądały po prostu fatalnie. Nic dziwnego, że machinalnie zrobiła kilka kroków w jego stronę. Pewnie się nie spodziewał tego, że dziewczyna położy dłoń trochę poniżej jednego z jego największych siniaków. -Spadłeś ze schodów, co? - To są ślady po bójce. I to ostrej bójce, którą ewidentnie przegrał. Jednak takimi rzeczami nikt się nie chwali. Cóż, ciekawość to taka cecha tej dziewczyny, która nie pozwoliła jej tak po prostu go zignorować. Chciała wiedzieć, co się konkretnie stało. Z kim pobił się aż do tego stopnia? Kto był aż tak na niego wściekły, że zostawił takie sińce na ciele chłopaka? Aż źle się na to patrzało. Dlatego odsunęła się i podeszła do swojej różdżki - O, tutaj jesteś - Wypowiedziała to zdanie typowo do siebie i zgarnęła do kieszeni swojego magicznego kija.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Jak widzisz, piorę jedynie koszulkę. - stwierdził obojętnie. Zaczęło go irytować, że dziewczyna tak się na niego wpatruje. No tak, pewnie miał mnóstwo siniaków na plecach, które ta mogła uznać za jakieś wyjątkowo zjawiskowe. Może lubi plotkować i dlatego ją tak zainteresowały? - Nie jestem na tyle głupi, by robić TE sprawy w łazience jakiegoś obleśnego baru. Zresztą, nawet nie mam z kim, więc... - Ostatnie zdanie chciał ewidentnie cofnąć. To coś w rodzaju wyżalenia się czy chwalenia? Dlatego dodał szybko: - Nie wiem czy mnie kojarzysz, czy nie, ale jestem James. Waters. Z Ravenclawu. Rok siódmy. Nic ci to nie mówi? - spytał, widząc niepewną minę dziewczyny. Wytarł mokre ręce i podał jedną z nich na przywitanie. Gdy poczuł dłoń dziewczyny na plecach, jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie. Pomimo tego, że bójka była dość dawno, nadal odczuwał dyskomfort. Chwilę potem wyjął mokrą koszulkę z umywalki pełnej brudnej już wody, złapał za różdżkę i osuszył ubranie jednym krótkim zaklęciem. Pospiesznie założył ją na siebie, mając nadzieję, że dziewczyna nie zwróciła, aż takiej uwagi na jego sińce. Co jeśli zacznie go dopytywać? Historia z miotłą nie do końca może ją przekonać... Zobaczył, że sięga po różdżkę na umywalce. - Ach, więc jest twoja? - spytał, gdy po chwili usłyszał jej pytanie odnośnie plam na plecach, szyi i ramionach. - Spadłem z miotły. - wymamrotał pospiesznie, próbując jak najszybciej zbyć temat, ale zauważył, że dziewczyna nie za bardzo to kupiła.
Chłopak ewidentnie nie był zadowolony z jej komentarza. Albo z tego, że gapiła się w niego w ten idiotyczny sposób. Dlatego może dobrze, że już chwilę później przestała to robić. Nie dlatego, że się wstydziła, czy coś. Przyzwyczajenie. Toralei rzadko patrzy na ludzi, a już praktycznie nigdy nie patrzy im w oczy. Środki ostrożności trzeba zachowywać przez cały czas. Już chciała mu odpowiedzieć, ale ten zaczął się w wielkim tempie przedstawiać. Nie mogła się nie zaśmiać pod nosem. Mistrz zmiany tematu to z niego nie był. Dlatego poczekała, aż się wygada po czym ewidentnie zignorowała jego próby i odpowiedziała mu na pierwsze stwierdzenie. - Zabrzmiało jak propozycja. Oschła, ale propozycja - To mówiąc złapała za jego dłoń żeby się grzecznie przywitać, choć to niby kobieta powinna wyciągać pierwsza dłoń. Ale spokojnie, zasady poprawnego zachowania nigdy nie były jej mocną stroną. I zdecydowanie nie była damą - uwielbiała siedzieć z nogami na stole i zdarzało się, że klęła jak szewc. Normalnie kobieta idealna. - Tori. Lacroix. Slytherin. Rok ósmy. Nic Ci to nie mówi? - Spapugowała chłopaka nie mogąc przestać się uśmiechać. Cały czas pilnowała po prostu, żeby nie zacząć się śmiać otwarcie. Nie zamierzała go w końcu jakoś szczególnie uradzić. Ot po prostu lekko się podroczyć, jak to miała w zwyczaju. -Moja. Ostatnio wszystko gubię. Jak znajdziesz gdzieś mojego bazyliszka, to daj znać - Warto spróbować. Kto wie, kiedy dzięki jakiemuś szaleńcowi wejdzie w posiadanie swojego największego marzenia. Natomiast mimo powagi w głosie można było i tak odebrać to za żart. Tori spoglądała przez krótką chwilę w lustro oglądając swoją twarz, włosy. Mruknęła coś pod nosem ewidentnie z czegoś niezadowolona. Jednak jak na normalną kobietę przystało zamiast coś poprawić po prostu odwróciła się tyłem do umywalki i spojrzała na pana "spadłem z miotły". -Czyli grasz w Quidditcha. Fajnie. Jaka pozycja? Na boisku oczywiście - Tak, doskonale widać było, że tego nie kupiła. Mimo wszystko jednak nie dopytała, a pociągnęła ten temat w całkiem inny rejon. Ciekawe, czy tego się właśnie spodziewał.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Mnie to mówi bardzo dużo. Gdybym nie kojarzył cię ze szkoły, najprawdopodobniej nie rozmawiałbym z tobą. - stwierdził obojętnie. Ostatnio na wszystko reagował albo z obojętnością, albo z irytacją. Chciał wrócić do swojego starego zachowania, nowy James wkurzał każdego. Tori uśmiechała się szeroko. Nic dziwnego, kiedy zachowujesz się jak kretyn. Sam dajesz pretekst drugiej osobie, aby ta śmiała się pod nosem, z tego co wygadujesz. Oj James, James. - To dlatego Komnata Tajemnic nadal jest zamknięta? - spytał, marszcząc brwi i uśmiechając się lekko. Tori zapewne pierwszy raz widziała, jak ten się uśmiecha, a podobno działało to na ludzi hipnotyzująco. Jednak, dla Jamesa hipnotyzująca była Tori. Miała w swoim wyglądzie, jakby coś z wili... Była piękna, nie da się zaprzeczyć, jednak nie otumaniła chłopaka swoim wyglądem. Wzbudziła lekki zachwyt, ale nie wprowadziła w amok. Z całą pewnością zirytowałaby się, gdyby Jem zaczął na nią patrzeć rozmarzonym wzrokiem i otwartymi z wrażenia ustami. - Wszystko by się zgadzało... Następczyni Slytherina, geny wili... jeśli się nie mylę. - odrzekł spokojnie, tonem klasycznie dla niego obojętnym. Pogawędka była miła, a Tori dość sympatyczna, jednak chłopaka wkurzały ciągłe pytania. Najpierw o siniaki, a teraz o Quidditcha. Nie grał na żadnej z pozycji, choć bardzo by chciał. Nie chcąc okłamywać jej kolejny raz, tym razem powiedział szczerze: - Nie jestem w drużynie. Ćwiczyłem, a wiesz, jestem... em... niezdarny, no i spadłem z wysokości... trzech, niee, jakichś pięciu stóp... I tak dobrze, że to skończyło się tylko na tym... Mogło być gorzej. - stwierdził cicho. Zastanawiał się, czy dziewczyna specjalnie zeszła na ten tor rozmowy, próbując wyciągnąć z niego więcej informacji, czy może taktycznie przeszła na inny temat, widząc, że chłopak chce go zbyć jak najszybciej. - A ty, grasz?
- Zazwyczaj nie rozmawiasz kobietami, które zagadują Cię w łazience? - Zagaiła nadal nie zrażona jego obojętnym zachowaniem. To dość uparta kobieta. Choć gdyby nie ciekawość, to pewnie by go zignorowała. Nie zależało jej na tym, by mieć pozytywne kontakty z cały światem. Wręcz przeciwnie. Odrzucała ludzi, a przede wszystkim armię swoich zombie. A pro po, chłopak wydawał się nią nie zachwycać jakby była jakimś cudem, więc czuła się zdecydowanie bardziej swobodnie dzięki temu. Przynajmniej nie martwiła się, że ten nagle zapomni jak się oddycha, co się ostatnio zdarzyło z Casimirem. Uh, aż ją ciarki przechodziły na samą myśl. - Otóż to. Zresztą, dopiero będę się uczyć wężowego. Musicie jeszcze trochę poczekać zanim spetryfikuję całą szkołę - Odpowiedziała mu tak, jakby jej wielką misją było otworzenie komnaty tajemnic. Powiem w ścisłej tajemnicy, że planowała się tam dostać w najbliższym czasie. I poważnie napisała ostatnio list do wężoustego, czy może ją trochę pouczyć. Jednak jak na razie nie zamierzała się z nikim dzielić się tym swoim "genialnym" pomysłem. Zresztą zobaczymy, czy kogokolwiek będzie chciała ze sobą zabrać by pooglądać szkielet zmarłego bazyliszka. Ah ta Tori i jej faza na węże. -Em... Niee... Eee Chodź młody, stawiam Ci piwo - Spapugowała go raz jeszcze po czym bez ociągania przeszła do swojej propozycji nie do odrzucenia i ruszyła w stronę wyjścia z łazienki. Obejrzała się tylko za siebie, czy chłopak za nią podąża nim całkiem opuściła obskurne WC i podeszła do barmana prosząc go o jedno kremowe. Następnie podeszła do jednego stołu i postawiła je czekając, aż krukon przyjdzie. -Robię sobie przerwę - Poinformowała barmana po raz... Trzeci tego dnia. Nie zdziwi się, jeśli ją za te akcje dzisiaj wyrzucą. Szczególnie, że w końcu nie posprzątała bałaganu jaki powstał przez niezdarną kelnerkę i Jamesa stojącego w niewłaściwym miejscu i czasie. -Zdarza się. Zamierzam dostać się do drużyny jako pałkarz po wakacjach. A właśnie, jedziesz na ten cały wielki wypad z Hogwartem? - Pozwoliła sobie już na ostateczną zmianę tematu.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Zazwyczaj, w ogóle nie rozmawiam z ludźmi. - powiedział ponuro. Nie przeszkadzał mu fakt, że jest nieśmiałym samotnikiem-introwertykiem, ale jednak wolałby być trochę odważniejszy, w związku z kontaktami ze światem. Miło mu się z nią rozmawiało, ale nadal obawiał się, że jest jakąś okropną plotkarą i rozpowie wszystkim uczniom Hogwartu, jak James kiepsko się bije. Albo lata na miotle. Nie sądził, by ta przekonała się do tej wersji, a nawet miał wrażenie, że ta wie coś więcej na ten temat, dlatego aż tak bardzo go nie drąży. - Jeśli twoje korepetycje nie są zbyt drogie, mnie też możesz na nie zapisać. Chętnie pomogę zwieńczyć twój istnie niecny plan. - powiedział ochoczo. Czyżby wracał stary, dobry James, który potrafił, w dobrym towarzystwie, co chwilę się uśmiechać i żartować? Och, czy ona naprawdę musiała się, aż tak z niego nabijać? Jem już i tak dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że rozmawiać ani kłamać to on nie potrafi, ale Tori musiała go jeszcze w tym utwierdzać? - To nie ja powinienem postawić ci piwo? - spytał, marszcząc brwi. Zawsze mu się wydawało, że to faceci powinni robić takie rzeczy. Czyżby się mylił? - I aż taki młody już nie jestem! - krzyknął, próbując ją dogonić i przedzierając się przez tłum klientów pubu. Czy uraziło go to, jak się do niego zwróciła? Nie był typem faceta, który się dąsa, ale pewność siebie, jaką emanowała Tori trochę go przytłoczyła. On nigdy nie nawiązywał tak łatwo kontaktów. Gdy wreszcie przedarł się przez grupkę pijaków stłoczonych w jednym miejscu, zobaczył siedząca przy stoliku dziewczynę i stojącą na nim butelkę piwa kremowego. - Nie wypijesz ze mną? - spytał, a po chwili zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu i zauważył coś w rodzaju fartuszka i przewieszoną przez niego szmatę. - Ach, no tak, pracujesz tu. Czasem naprawdę w ogóle nie myślę, taki ze mnie kretyn... Kto mnie przydzielił do Ravenclawu? - powiedział z uśmiechem na twarzy, ukazując te swoje przeurocze dołeczki. Chwycił butelkę w dłoń i wziął łyka piwa kremowego. Było przepyszne, ostatnio pił je na balu, czyli stosunkowo dawno. - Mam nadzieję, że się dostaniesz. - powiedział szczerze. Polubił ją. I choć spodziewał się, że będzie ona dla niego dość... wredna, mylił się. Była naprawdę sympatyczna i Krukon szczerze jej życzył, by dostała się na wybraną pozycję w drużynie Ślizgonów. - Taa, jadę. Skoro o tym wspomniałaś, ty zapewne też będziesz?
- A wyglądasz na gadułę - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Wprawdzie starał się być obojętny, ale wydawało jej się, że jest to trochę wymuszone. Może się myliła, może nie. Nie znała chłopaka, więc mogła mieć jedynie swoje domysły. Na różne tematy. Między innymi na temat siniaków, no ale ten chwilę później już odstawiła na bok jak przystało na grzeczną Ślizgonke. Jak widać nie tylko ona nie do końca pasuje do swojego domu... Choć miała inne cechy. Była dumna, ambitna, nie potrafiła przegrywać. Coś jednak z tą tiarą musi być na rzeczy. -zgoda. Ale wiesz, jeszcze nie poznałam ceny za te moje korepetycje. Jeśli mój korepetytor każe się ze sobą przespać, to rozumiem, że się dołączasz, tak? - Wyszczerzyła się do chłopaka w jednym ze swoich zadziornych uśmiechów. Ewidentnie prowokowała go do tego, by trochę się rozluźnił i dał się ponieść rozmowie na jeden z głupszych tematów, jakie mogły jej przyjść do głowy. Po Tori jednak można się było spodziewać właśnie takich rzeczy zazwyczaj. -Nie wpadłeś na to, więc ja stawiam - Ledwo się pohamowała by nie zasugerować, że to raczej kobiety są od stawiania. Jej mroczny i niezadowolony humor jakoś przeminął i zamienił się w coś o pewnym stopniu zboczenia. Powinna się opanować, zanim zacznie gadać totalne głupoty. -Zawsze lepiej młody niż Dziabąg. No chyba, że wolisz to drugie - Uniosła brew czekając na jego wybór. Słowo "Dziabąg" lub "Dziubek" czasem używała w odniesieniu do facetów, z którymi rozmawiało się jej swobodnie, z którymi przyjemnie się żartowało. Trochę denerwowała ich w ten sposób. Chwilowo James miał ten przywilej, że mógł sobie wybrać, czy woli mniej czy bardziej wstydliwe określenie. Tu jednak krukon miał jak najbardziej prawidłowe odczucie. Jej pewność siebie mogła przytłaczać. Przez sporą część życia rządziła ludźmi wokół siebie, między innymi jako jedyna córcia swoich rodziców. Nie jest rozpieszczona, ale pewny rodzaj dominacji wszedł jej na stałe w krew. To mogło przerażać, albo zachwycać. Różnie ludzie reagują. -Wierz mi, że chętnie po godzinach się napiję. Normalnie bym się zgodziła i teraz, ale tak podejrzewam, że barman zrobi mi niezłą reklamę u właściciela, więc odpuszczę - Wyjaśniła nie chcąc, by ten uznał się za jakiegoś szczególnego idiotę. Bo owszem, zdarzało jej się pić w pracy. Szczególnie, że byli tacy klienci, którzy upierali się by postawić jej kolejkę. A szczęśliwy klient pił więcej. Zwykły marketing. - Dzięki. Będę Ci rezerwować wtedy miejsce daleko ot tłuczka - Założyła nogę na nogę i oparła się łokciami o blat stołu. Generalnie to ta dziewczyna zazwyczaj była miła. Jedyne, co mogło wkurzać to ta niemożliwość spojrzenia jej w oczy. Niektórych to mocno irytowało. Inni jednak wiedząc, że ona pilnuje w ten sposób swoją hipnozę starali się to akceptować. -Jasne, będę. Masz jakiś pomysł, gdzie pojedziemy w tym roku? Szczerze mówiąc po balu stawiam na jakiś Dziki Zachód - Ostatnio uważała, że Indie. Potem jednak się dowiedziała, że Indie i Indianie nie mają ze sobą nic wspólnego. No tak. Tori nie dostała się do Ravenclawu. Nie musiała wszystkiego wiedzieć, choć i tak wiedziała, że to trochę obciach.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Co za pytanie! - powiedział oburzony, uśmiechając się delikatnie. - Macie się tylko dobrze zabezpieczyć, konusy. - szepnął łobuzersko. Żartował! I naprawdę się rozluźnił, właściwie pierwszy raz od kilku tygodni. Cieszył się, że jego stary charakter choć trochę wraca na swoje miejsce. - No i znowu wychodzi na to, że jestem kretynem... Następnym razem o tym pomyślę. - przyrzekł sobie, lekko rozmarzonym głosem. Ostatnio cały czas chodził zamyślony. Myślał o niczym i o wszystkim. Irytowało go to, bo marząc wcale nie czuł się jak w stanie nieważkości, jakby skakał po chmurach i jeździł na jednorożcu. Zazwyczaj myślał o rodzinie, o ojcu przede wszystkim i analizował wydarzenia z urodzin. Za każdym razem czuł wtedy ten sam ból, jakby ktoś ponownie rzucił nie niego Cruciatusa, ale to uczucie trwało tylko sekundę czy dwie. - Dziabąg brzmi fajnie. Na obrażę się, jeśli zaczniesz tak na mnie mówić, Tori. - stwierdził z uśmiechem. "Dziabąg" naprawdę mu się spodobało, brzmiało dość zaczepnie, uroczo i kretyńsko zarazem, więc jeśli Ślizgonka zacznie tak na niego mówić, na pewno się nie wkurzy. Nie był taki, jak wszyscy faceci. - Chyba nie zaryzykowałabyś stratą posady... dla mnie? - westchnął cicho. Chwycił za butelkę i ponownie wziął sporego łyka. Wypił już połowę zawartości. - Nie chciałbym nim dostać w głowę. Zresztą, tym kijem, którym się go odbija też. - powiedział cicho. Nigdy nie dostał z tłuczka, ale nie był ciekawy, jak tępy i mocny ból powoduje, gdy w kogoś uderzy. - Szczerze mówiąc, mam średnio wesołe wspomnienia z tym całym Dzikim Zachodem i balem. Mam nadzieję, że wycieczkę zrobią w innej tematyce. - odrzekł, wspominając, jak dostał z miłosnego rewolweru i przez dobre półtorej godziny latał za partnerką jak szalony. Najgorsze jest to, że ona również była w miłosnym amoku i nikt tej dwójki nie chciał rozdzielać. Przyszli na bal jako przyjaciele, a już na samym jego początku ocierali się o ciebie, obściskiwali i całowali. - Co robisz, kiedy nie pracujesz? - spytał z ciekawością, licząc, że Tori dużo czasu spędza np. w bibliotece. Choć nie wyglądała na miłośniczkę literatury czy eliksirów, spytał, rzeczywiście zastanawiając się, czym jest hobby dziewczyny.
- No proszę, jaki chętny i odważny! Zapamiętam to sobie - Zaśmiała wyobrażając sobie przez chwilę w głowie trójkącik ze szkolnym Rekinem, jednak ta wizja była tak popaprana, tak chora, że szybko postarała się wyrzucić ją ze swojej głowy. Nie wiem, czy byłaby w stanie zapłacić taką cenę za naukę wężoustości więc liczyła, że pan prefekt wymyśli coś innego, kiedy już zabiorą się za lekcje. W końcu chodziło tylko o kilka potrzebnych słówek, żeby móc pozwiedzać komnatę tajemnic. -Ja wiem, że masz zboczenie wynikające z bycia krukonem, jakim jest wieczne myślenie, ale daj se czasem wytchnienie. Nie cały czas trzeba być geniuszem i pupilkiem belfrów - Stwierdziła zastanawiając się, czemu chłopak ma właśnie taki, a nie inny wyraz twarzy. Miała wielką ochotę wejść mu do głowy. Szkoda, że to nie było możliwe. Może kiedyś jak opanuje swoją hipnozę, to nauczy się też oklumencji. Wtedy na prawdę stała by się niebezpieczna. -Jesteś dziwakiem, wiedziałeś? Jaki normalny facet chce żeby mówić do niego jak do... Jak do... W sumie, to ja nie wiem jak do czego - Oczywiście nie omieszkała tego skomentować z wielkim zaskoczeniem. Ona to by chyba zamordowała, gdyby ktoś tak do niej wołał. Generalnie w jej akceptacji pozostawało jedynie Tori, bo i ewentualnie Toralei, choć tak mówili do niej głównie rodzice. Czasem jeszcze panna Lacroix przy znajomych ojca postawionych trochę wyżej. Ah te Francuzy. -Nie ta praca, to następna. Uwierz mi, że barów jest od groma, a ja się nawet nie muszę starać żeby dostać posadę. Podobno przyciągam klientów - Na te słowa przewróciła oczami -To strasznie denerwujące - Wszystko przychodziło jej łatwo. Nic dziwnego, że osoby, które nigdy z nią nie rozmawiały były o nią zazdrosne. Tymczasem widać było, że ta ślizgonka nie jest zadowolona z takiego stanu rzeczy. Nie odpowiadało jej życie, w którym nic nie jest dla niej wyzwaniem. W którym wszystko wokół niej układa się samo, bo przypadkiem użyła swoich zdolności. Bo jest przepiękna. I nawet tatuaż w kształcie, który poruszał się po jej ciele co jakiś czas nie zmienił tego, choć poniekąd po to go zrobiła. -W głowę ciężko dostać, bo łatwo się uchylić. Łatwo w ręce albo w bok - Gdyby jednak zamierzał grać kiedyś w Quidditcha, to jeśli będę w przeciwnych drużynach to cóż, ewidentnie James będzie już wiedział na co musi uważać z jej strony. Choć skoro "spada z miotły" to raczej nie ma szans by grał. Ciągle ta wymyślona historia nie dawała jej spokoju. Nie wiedziała jednak z której strony spytać żeby się czegoś dowiedzieć. Jak to ugryźć. -Hm... Ja się spiłam, więc nawet nie wiem, co robiłam. O, pamiętam, że przyprawiłam jakiejś puchonce rogi, bo mnie denerwowała. To było zabawne - Skomentowała ewidentnie ciesząc się z tego, że sprawiła komuś takiego psikusa. Ale cholera, ta tępa laska pocałowała Casimira! Było się hamować. Apff... I nie była zazdrosna, tak? To było chwilowe przebudzenie w pełni ślizgońskiego charakteru. Tak samo, jak satysfakcja, którą miała wręcz wymalowaną na twarzy. -Imprezuję. Ćwiczę OPCM - Rzuciła jakby zastanawiając się, czy jest coś ciekawszego w jej życiu. Ah, no tak. Jak mogła o tym zapomnieć - Jeżdżę figurowo na wodzie(ew. Łyżwach jeśli mi nie zaakceptują butów :D) - Pochwaliła się sportem, który uprawiała od najmłodszych lat dzieciństwa. Wygrywała sporo konkursów, choć to też raczej zawdzięczała urodzie. W końcu nie była jedyną profesjonalistką w tej dziedzinie. Natomiast jedyną, która ze względu na choćby srebrzysto blond włosy niemal błyszczy przy ślizganiu się i prezentowaniu przeróżnych akrobacji. - A ty? Czekaj, zgadnę. Latasz na smokach i skaczesz z nich ze spadochronem - To był chyba najbardziej nienormalny pomysł jaki przyszedł jej do głowy, więc wyszczerzyła się do chłopaka. Kątem oka zerknęła na barmana. Był zajęty. Dlatego pochyliła się w stronę Jamesa (co mogło być zdecydowanie różnie odebrane) i będąc już praktycznie przy nim zaiwaniła mu na chwilę kufel po to, by upić kilka łyków i wrócić na miejsce jak gdyby nigdy nic. Jak to zwykle mówiła, grzeczną dziewczynką jest się tak długo, aż nikt Cię nie złapie na niegrzecznym uczynku. Dlatego czekała, aż ten donosiciel nie będzie się gapił. Teraz natomiast zerkała, czy James się bez problemu po niej napije. Chyba chodziło jej coś po głowie.