Kawiarnia idealna dla pasjonatów kawy i dobrej muzyki. Od razu gdy wejdziesz do Oazy poczujesz się spokojny i odprężony. W powietrzu unosi się cudowny zapach świeżo zmielonej kawy. Małe, okrągłe stoliki z ciemnego drewna zwrócone są ku tyłowi kawiarni gdzie znajduje się mała scena dla ewentualnych muzyków chcących jeszcze bardziej umilić czas spędzony w tym miejscu. Wokół pomieszczenia stoją beżowe sofy, a najwięcej przy scenie, dla tych, którzy wolą wygodnie usiąść i posłuchać muzyki niż siedzieć przy stoliku. Dla pragnących napić się czegoś mocniejszego w mniejszym, oddzielnym pomieszczeniu widnieje barek, który obsługuje pewien młody, przystojny barman. W Oazie można spokojnie usiąść, pomyśleć, spotkać się z przyjaciółmi, napić się wielu rodzajów kaw i zjeść deser. Przydymione światło nadaje pomieszczeniu jeszcze bardziej specyficzny nastrój. Gdy już tam wejdziesz nigdy nie będziesz chciał wyjść.
Siedział w rogu sali, przy fortepianie grając spokojną muzykę nastrojową, delektując się dźwiękami i atmosferą. Ubrany był w ciemny dopasowany garnitur, na wieszaku obok wisiał jego prochowiec i kapelusz, w stojaku stał parasol, a na stojącym opodal stoliku stała wpól ukończona filiżanka z kawą, i kawałek tiramisu. Czuł się zobligowany zagrać i dodać trochę uroku, żałował że dopiero teraz znalazł to miejsce.
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Pią Lis 18 2011, 17:23, w całości zmieniany 1 raz
W to piątkowe popołudnie siedziałam sobie w Pokoju Wspólnym czytając książkę na temat hipogryfów, które były jednymi z moich ulubionych magicznych stworzeń, gdy nagle, nie wiadomo dlaczego naszła mnie ochota na kawę. Na kubek gorącej, pyszniutkiej kawusi zagryzanej kawałkiem dobrego ciacha. Natychmiast postanowiłam przejść się do Hogsmeade by spełnić ową zachciankę. Moim pierwotnym celem była cukiernia. Wstałam, ubrałam swój beżowy płaszcz, chwyciłam czarną torebeczkę i wyszłam w kierunku czarodziejskiego miasteczka. Będąc już na miejscu skierowałam się w kierunku cukierni ale przechodząc przez ulicę usłyszałam nagle przepiękną muzykę, ktoś grał na fortepianie. I to tak pięknie, magnetyzująco, że od razu zmieniłam kierunek podróży i ruszyłam za tym cudownym dźwiękiem. Na uboczu Hogsmeade stała mała kawiarenka, w której jeszcze nigdy nie byłam więc weszłam do środka. Oniemiałam. Było tu tak ślicznie, tak przytulnie, i tak słodko pachniało kawą...I ta muzyka...Podeszłam do lady i zamówiłam sobie duże latte plus kilka kokosowych kostek, które były idealne do kawy. Gdy już siadałam przy stoliku dopiero zauważyłam kto gra. Aleksander Brendan, nasz profesor! Kiwnęłam mu głową i usiadłam przy stoliku opierając głowę na rękach, upijając pierwszy łyk kawy i spoglądając ku scenie rozkoszując się muzyką.
Sięgnął po filiżankę, gry skończył utwór, upiwszy z niej łyk, lekko zasalutował filiżanką unosząc ją w górę w kierunku Vic, skłoniwszy głowę. Odłożył ją na bok na stolik i spodek, spojrzał za okno i po momencie znów zaczął grać tym razem był to inny utwór. Miło było mu że ktoś wszedł do kawiarni zwykle tak opustoszałej, sprawiającej wrażenie że było się tu samemu, tylko ty i barista za kontuarem, a otaczał cię tylko delikatny zapach kawy, muzyka którą tu grają, możesz stać się tu sobą nikt Cię nie ocenia, gdy czerpiesz tu chwilę wytchnienia.
Gdy Rhea weszła do kawiarni z gitarą basową na plecach, uderzył ją cudowny zapach i bardzo nastrojowa muzyka. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, gdy spostrzegła kto gra. Był to już jej znany nauczyciel w Hogwarcie. Grał tak pięknie, delikatnie, idealnie komponując się z wystrojem kawiarni. Podeszła do lady, zamówiła sobie kawę Espresso Con Panna, i nagle zauważyła swoją koleżankę, Victorię Silverstone. Ukłoniła się nauczycielowi, i przysiadła się do Ślizgonki. - Dzień Dobry - powiedziała kładąc gitarę obok krzesła.
Gdy profesor Aleksander skończył utwór zaczęłam bić brawo, grał naprawdę piękny jazz. Następny numer rozbrzmiał chwilę potem. Naprawdę pasował do wystroju kawiarni. Kurczę, szkoda że nie znalazłam tego miejsca wcześniej. Było tutaj coś...magicznego. Czułam się tutaj jakbym umarła i trafiła do raju. Naprawdę. Wsłuchując się w muzykę i pijąc kawę, która od razu mnie rozgrzała i postawiła na nogi wypełniając ciepłem całe moje wnętrze nie usłyszałam otwieranych drzwi. Otrząsnęłam się z euforii w której byłam dopiero gdy usłyszałam powitanie. Podniosłam wzrok znad czekoladowo-kokosowego przysmaku i zauważając niedawno poznaną Puchonkę uśmiechnęłam się i wymamrotałam. -Dźyń bhy. - przełknęłam kawałek deseru,który miałam w ustach i ponownie odparłam: -Cześć. -zatoczyłam ręką koło wskazując pomieszczenie. -Jak ci się tutaj podoba? Musieli ją otworzyć niedawno, nigdy wcześniej tu nie byłam. -zauważyłam że dziewczyna nie wzięła sobie nic słodkiego. Wskazałam na tacę czekoladowych kulek posypanych wiórkami, które właśnie jadłam i spytałam. - Poczęstujesz się? Są świetne do espresso. -uśmiechnęłam się.
Dziewczyna zaśmiała się na dzień dobry Victorii. - Tak, chyba to otworzyli niedawno, ja tam nie wiem, nie chodzę w takie miejsca - uśmiechnęła się. - Dziękuję - wzięła jedną czekoladową kulkę i delektowała się nią. - To magiczne miejsce, musimy tu chodzić częściej. Przyniosła ze sobą gitarę basową, ponieważ lubię sobie grać w jakiś miejscach, gzie nie byłam, ponieważ to dodaje do nich mojej własnej,osobistej głębi. Dalej chcesz się nauczyć grać ? - zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. -Wiesz, tu jest tak fajnie, że chyba zostanę tu na zawsze. Swój aparat mam, szkicownik i węgiel też to nic więcej mi do szczęścia niepotrzebne. Zdrzemnę się raz czy dwa na tej sofie, nie wiem, odzwyczaiłam się od spania i jakoś będzie mi się żyło. Zostaniesz ze mną? - spytałam Rheę chichocząc. Oczywiście żartowałam ale sam pomysł był niezły. -Jasne, że chcę. Zagraj coś ładnego. -poprosiłam.
Zaśmiała się. - Jasne, że z Tobą zostanę, będę spała na stole - zachichotała. -Chyba wolę nie grać, jeszcze ktoś wejdzie - rzuciła niespokojne spojrzenie na drzwi. Wiesz to typowe dla Puchonki - wyszczerzyła zęby w kierunku Tori. Wyciągnęła gitarę, i zaczęła na niej brzdąkać.
-A po co na stole? Ja tam będę spała albo na scenie, będę gwiazdą snu, albo na sofie, wydaje się być miękka. -upiłam łyk kawy i wpatrzona w okno słuchałam, z jednej strony profesora Aleksandra jak tak pięknie grał na fortepianie a z drugiej Puchonki, która brzdąkała tak sobie na gitarze. Podobały mi się te dźwięki i żałowałam że nie umiem grać na żadnym instrumencie. -Ładnie grasz.
Wchodzę do kawiarni. Siadam przy jednym z wolnych stolików i uśmiechając się mówię do wszystkich znajdujących się tu osób: - Cześć! Siedzę sobie i rozglądam się dookoła. Jest tu bardzo ładnie i przytulnie oraz panuję fajna atmosfera. Rozglądam się za Victorią, a gdy ją tylko dostrzegam wołam: - Victoria! Podejdź na chwilkę jak możesz - i czekam, aż Ślizgona zbliży się do mojego stolika. Po chwili jednak dostrzegam, że Vici jest zajęta i posyła na mnie mordercze spojrzenie. Od razu odwracam się, wstaję z krzesła i wychodzę po cichu z budynku.
Ostatnio zmieniony przez Daisy Coxer dnia Nie Lis 20 2011, 13:10, w całości zmieniany 1 raz
- To nie jest granie, to tylko wydobywanie dźwięków, jeszcze nie słyszałaś grania na gitarze basowej. - Zaśmiała się. Nagle Rhea poczuła zimny wiatr, skuliła się szybko i zobaczyła kto śmiał wedrzeć się w to piękne miejsce z zimnem. Była to znowu ta mała Gryfonka. Usłyszałam, jak woła moją towarzyszkę, co było bardzo niegrzeczne z jej strony. Byłam na nią zła, że burzy tą piękną równowagę. Popatrzyłam na Victorię - No idź, bo widać że nie może się Ciebie doczekać - uśmiechnęła się do niej. - Ja postaram się nastroić bas, a potem może uda mi się coś zagrać, chociaż nie obiecuję - wystawiła jej język.
Zauważyłam że Rhea kuli się z zimna, ja byłam do niego bardziej przyzwyczajona więc jedynie odwróciłam się by zsobaczyć kto wtargnął w to miejsce. Była to Daisy więc lekko się skrzywiłam. Zawołała mnie co było niegrzeczne z jej strony, przecież widziała że jestem tu z Rheą. -Nie, jak będzie chciała to sama przyjdzie, może poczekać przecież. -rzuciłam Gryfonce mordercze spojrzenie bo i takim w swoim arsenale min dysponowałam. -Posiedzę tu grzecznie patrząc jak nastrajasz gitarę. -gdy dziewczyna szykowała się do gry zauważyłam że mała Gryfonka sobie poszła. Całe szczęście, nie będzie mi przecież przeszkadzać. Jednak w duchu miałam nadzieję, że się na mnie nie obraziła. Szczerze mówiąc była podobna do Marie, oczywiście gdy moja przyjaciółka miała tyle lat co ona. Tak młodo skończyła swoje życie...Nie. Nie będę teraz o tym myśleć bo jeszcze się popłaczę. A jestem tu sobie w tej fajnej kawiarni i przecież nie mogę narzekać.
Ostatnio zmieniony przez Victoria Silverstone dnia Nie Lis 20 2011, 13:15, w całości zmieniany 1 raz
Rhea uśmiechnęła się, że Victoria wypowiedziała na głos jej myśli. - Nie musisz jej zabijać spojrzeniem - zaśmiała się. Rhea łapie za gryf gitary i delikatnie wydobywa z nich dźwiek, by się dowiedzieć jak trzeba ją nastroić. Zaczyna dostosowywać instrument do danej piosenki Zaczyna grać, po chwili zamyka oczy wczuwając się. Szubko je jednak otwiera mówiąc : - Ymm,przepraszam, poniosło mnie - zaśmiała się cicho
/Ok, moim zdaniem dobre rozwiązanie XD Trochę bardzo denerwujące ...
Od pewnego czasu już nie grał, i siedział za stolikiem, dopijając kawę i delektując się tutejszym tiramisu, nie przeszkadzał pozostałym i nawet z dozą przyjemności wysłuchał gru dziewczyny na basie, Uśmiechnął się do nich wszak siedziały niedaleko, słyszeć szczególnie jej przeprosiny, lekko się zaśmiał swoim basowym głosem. -Nikogo tą grą nie uraziłaś ani niczyjego koncertu nie przerwałaś, następnym razem wparuj na scenę to może spróbujemy razem coś zagrać, przy okazji masz tam wzmacniacz to jedno z niewielu miejsc w Hogsmade posiadającym sprzęt elektroniczny jak wzmacniacze-wskazał na scenę.
Spojrzała na Profesora. - Dziękuję za uwagę, bardzo gra genialnie, mam nadzieję,że uda nam się wykonać duet - zaśmiała się delikatnie - A co to wzmacniaczy, przydadzą się - uśmiechnęła się szeroko i wróciła do picia kawy. Spojrzała na Victorię, wydawała się być zamyślona. - Czy pokażesz mi kiedyś woje rysunki ? Jestem strasznie ciekawa, czy korzystamy z tego samego natchnienia, czy jesteśmy różne duchowo itp. - zapytała się z zainteresowaniem Tori.
Skłonił się w podzięce, wstając zza stolika i po cichutku, spokojnie z powrotem zasiadł za klawiaturą. założył kapelusz lekko zsuwając go na oczy. Popatrzył w kierunku Baristy, dając mu znak że prosi jeszcze raz filiżankę kawy którą pija. Delikatnie nacisnął klawisze fortepianu grając powoli melodie po chwili lekko nucąc na początku, ale w końcu zaczynając do melodi dodając cichy śpiew. W tym czasie barista pojawił się przy stoliku i niczym duch zniknął pozostawiając na stoliku znów pełną filiżankę świeżej kawy. Śpiewając Aleksander skłonił się doń w podzięce, przez moment unosząc kapelusz nie przerywając gry.
Rzeczywiście zamyśliłam się gdy Rhea grała. Robiła to bardzo nastrojowo i cudownie. Nic tylko siedzieć i słuchać. Gdy się otrząsnęłam z zamyślenia zauważyłam że Puchonka rozmawia z profesorem o duecie. -O tak,tak! Ty, Rhea, grasz świetnie, profesor gra cudownie! Wszystko pasuje, jak zagracie w duecie to naprawdę pięknie będzie się słuchało. -Kiwnęłam w stronę profesora z aprobatą gdy ten zaczął grać następny kawałek. Skądś go kojarzyłam ale nie wiedziałam skąd. A gdy profesor zaczął śpiewać po prostu oniemiałam. Podczas jego lekcji na których byłam jakoś nie zwróciłam uwagi na jego głos a gdy teraz śpiewał zauważyłam jaki był ładny i głęboki. Aż się rozpłynęłam w zachwycie. Dopiero po kilku sekundach spostrzegłam się że koleżanka o coś mnie pyta. Wsłuchałam się przez chwilę i naprędce odpowiedziałam. -O tak, tak! Pewnie że ci pokażę. Nie wiem czy mamy te same natchnienie i inne rzeczy, bo moje rysunki dotychczas były smutne i mroczne, no wiesz, przez te smutne doświadczenia w moim życiu. Ale mam też parę krajobrazów, szkiców zamku, zwierzęta, moje autoportrety a także portrety Marie. Nie są jakieś specjalnie dobre ale nie są też okropne. -zaśmiałam się. Upiłam kawę i ponownie spojrzałam w kierunku sceny wsłuchując się w tą piękną melodię.
Aleks, normalnie uwielbiam cię że zagrałeś Hallelujah xD Kocham ta melodię...taka nastrojowa, no i Shrek
Spacer poza murami zamku był moim najgorszym pomysłem ostatnich dni, co mi przyszło do głowy że postanowiłem wyjść z całkiem ciepłych ścian budynku szkolnego! No cóż teraz pozostało mi tylko cierpieć za swoją głupotę. Szczęście w nieszczęściu że znalazłem kawiarnię, zaskoczony takim obrotem spraw szybko wtargnąłem do ciepłego pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Miałem na sobie za dużą mugolską kurtkę z nasuniętym kapturem na głowę i rękawiczki na rękach, a i tak trząsłem się z zimna jak mały krzaczek przy burzy piaskowej. Podszedłem do lady i zamówiłem gorącą czekoladę, bezwzględnie musiała być gorzka! Nawet nie zastanowiłem się czy coś takiego się znajdowało w menu, ale widocznie tak bo moje zamówienie zostało szybko zrealizowane. Ściągnąwszy rękawiczki pochwyciłem kubek obiema rękami i ruszyłem w kierunku wolnego stolika. Dopiero teraz zacząłem dostrzegać otaczający mnie świat, ktoś grał przy fortepianie...było to Aleksander. Okazuje się że to człowiek wielu talentów. Właśnie mijałem dwie uczennice radośnie rozmawiające, a że jedną z nich przynajmniej z widzenia znałem skinąłem głową na powitanie, niestety nie byłem w stanie wydobyć jak na razie żadnych słów jedynie szczęk zębów, więc nawet nie próbowałem. Dopiero teraz skinąłem znajomemu i usiadłem robiąc dwa głębokie łyki napoju. Od razu poczułem się lepiej przyjemne gorąco rozchodziło się po moim ciele łagodząc dreszcze, ściągnąłem kaptur i zacząłem rozmasowywać zdrętwiałe palce. Zastanawiając się co mnie podkusiło do dzisiejszej wycieczki choć dobrze znałem na to odpowiedź.
Pchnęła drzwi niedawno otwartej kawiarni, Była ciekawa co zastanie w środku. Wnętrze było przytulne i najważniejsze w tym momencie było to, że było ciepło. Przecież Marg jak zwykle była ubrana tak cienko jak tylko się da na tę porę roku. Jej okryciem wierzchnim była tylko jesienna, skórzana kurtka. Roztarła swoje zmarznięte dłonie i rozejrzała się. Widziała może ze dwie znajome twarze, to wszystko. Zaraz, zaraz! To jej Yavan! Jej usta otworzyły się na ułamek sekundy w zdziwieniu, po czym na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jakże ona dawno go nie widziała! Nie mogłaby powiedzieć, że się nie stęskniła, bo okropnie by skłamała. Zdała sobie sprawę, że pewnie teraz musi wyglądać jak jakaś ostatnia bieda: rozczochrana, blada, ubrana nie tak jak być powinna. Bezsensownym pomysłem byłoby stąd wyjść, więc Gryfonka odgarnęła lekko swoje rude pasma włosów do tyłu i ruszyła szybkim krokiem w stronę swojego, jakby nie było, narzeczonego. Pochyliła się najpierw nad nim, cmokając go w policzek i usiadła na krześle naprzeciw niego. - Cześć, kochanie. - Powiedziała słodko i uśmiechnęła się.
Z zamyślenia wyciągnęła mnie zbliżająca się postać, zamrugałem oczami by mieć pewność że mnie nie mylą i naprawdę widzę ukochaną. Moje serce się radowało na ten widok, a po chwili było to widać także w moich oczach i na ustach. Wyglądała cudownie, Jej płomieniste włosy w lekkim nieładzie zawsze przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Tylko lekka bladość mnie niepokoiła oraz strój Jej strój, zbyt lekki do takiej pogody. Poczułem wargi Marg na swojej twarzy i od razu zrobiło mi się cieplej, a zły humor wydawał się bladym wspomnieniem minionego roku. - Witaj Płomyczku. - odpowiedziałem lekko zachrypniętym głosem przyglądając się ukochanej. Dawno nie wsłuchiwałem w wypowiadane przez Nią słowa, jak ja za tym tęskniłem! - Niesamowite że się tu spotkaliśmy, zawitałem w to miejsce całkowitym przypadkiem. Cieszę się z tego. - dodałem głębszym i cichszym głosem spoglądając na jedyną kobietę mojego życia.
Machnęła ręką. - Ja tam uważam, że to nie żaden przypadek, tylko zwykłe przeznaczennie. - Zachichotała. - Ale dośc tych żartów! - Przecież nie mogła zauważyć, że coś gryzie jej faceta. Nie chciała od razu pytać i sprawdzić czy może sam zechce się z nią podzielić swoimi troskami. Zdjęła kurtkę, oparła się wygodnie na krześle, założyła nogę na nogę i wpatrywała się w Yavana zmrużonymi oczami. Jej mina i wzrok wyrażały niesamowity upór i miała nadzieję, że tyle wystarczy aby zrozumiał na co teraz czeka. Żeby dodać jeszcze trochę dramatyzmu, skrzyżowała ręce na piersi i nie odrywając od niego wzroku zamówiła sobie lody i ciasto. Musiała jakoś poradzić sobie z tą pogodą i ze swoimi nie najlepszymi humorkami ostatnio.
Ukochana szybko postanowiła dać mi wyraźnie do zrozumienia że wręczy muszę się podzielić swoimi myślami właśnie z Nią i to zaraz. Czasami zastanawiałem się skąd Ona wiedziała co mnie gnębi w środku mojej duszy, przecież teraz o tym nie myślałem! Wiedziałem też że próba wykpienia się nie ma sensu, nigdy tego nie próbowałem w stosunku do Płomyczka i nie zamierzałem. - Dobrze już dobrze Marg, wygrałaś. - powiedziałem z lekkim uśmiechem na ustach. - Przejdę od razu do tych najważniejszych spraw. - na mniej istotniejsze nie powinniśmy tracić czasu, szczególnie że nie miały żadnego znaczenia. - Tęskniłem Kochanie i to bardzo. Próbowałem skupić się na nauce, ale jakoś nie wyszło...- spojrzałem z w zwierciadła duszy Płomyczka i zamyśliłem się przed kontynuacją następnego tematu, nie byłem pewny czy chciałem go poruszać, ale widziałem że powinienem...
Kiedy usłyszała jego słowa, na jej twarzy można było zobaczyć cień satysfakcji zmieszanej z ulgą. Usiadła teraz normalnie i pochyliła się delikatnie w jego stronę, żeby na wszystkim lepiej się skupić. Na jej twarzy malowało się zaciekawienie i oczekiwanie na słowa ukochanego. To, co usłyszało wydawało jej się niecałą prawdą. Nie byłby aż tak zmartwiony i zmęczony, gdyby chodziło tylko i wyłącznie o te dwie rzeczy. Szczególnie o tą drugą. Musiała poświęcić całą swoją siłę woli, żeby nie zaśmiać mu się w twarz i nie powiedzieć, że wie, że coś kręci. Zacisnęła mocno usta i na chwilę zamknęła oczy. - Rozumiem, że to już wszystko... - Zaczęła podpuszczać go tak zimnym tonem, jakiego Yavan z jej ust jeszcze nie słyszał. Otworzyła oczy i patrzyła na niego niezwykle zdenerwowana. Nie będzie tolerowała tego, co własnie robi. Postanowiła poczekać jeszcze pół minuty i wyjść jeśli to, co teraz zrobiła nie przyniesie skutku.
Zaskoczył mnie ton jakiego użyła, nigdy wcześniej z Jej ust nie padły tak nacechowane słowa. Spokojnie spoglądałem w oczy ukochanej, trudno było wytrzymać Jej spojrzenie które tak raniło mnie w tej chwili. Pozostawało mi tylko przejść do sedna jak najszybciej i najprościej to przecież nie powinno być takie trudne. - Rozmyślam nad zrzeczeniem się tytułu głowy rodu. - powiedziałem poważnie choć w moich słowach pobrzmiewały nuty bólu. Nie chciałem tak szybko poruszać tego tematu, jak dla mnie był zbyt świeży i nie nabrałem jeszcze do niego odpowiedniego dystansu. - Jak na razie to tylko myśli i szczerze nie zamierzałem podejmować decyzji bez rozmowy z Tobą Płomyczku, tylko chciałem do tej sytuacji przywyknąć. Wybacz że od razu nie wspomniałem o tym, - moje mięśnie do te pory napięte lekko się rozluźniły i na mojej twarzy mógł się odmalować wyraz ulgi że wreszcie wyrzuciłem to z siebie. - Jest to dla mnie ważna sprawa, od małego mi wpajano że zostanę głową rodu i odziedziczę wszystko po ojcu. - na tym postanowiłem skończyć i poczekać czy Marg będzie miała jakieś pytania, a może po prostu wyjdzie zdenerwowana tą sprawą. Tego wolałbym za wszelką cenę nie oglądać!
Aż uderzyła otwartą dłonią w stół. Dosyć mocno. Zakryła twarz dłonią. Musiała trochę pooddychać spokojnie. Nie miała pojęcia czemu tak nagle się zdenerwowała. - Przepraszam. - Szepnęła i spojrzała mu w oczy. - OD kiedy tak sobie o tym rozmyślasz, hm? - Gardło jej się zacisnęło przy ostatnim wyrazie. Co się, do jasnej cholery, dzieje?! Znów kilka głębokich wdechów i próba większej koncentracji na Yavanie i całej tej sprawie. - W ogóle jakie są powody tego, że chcesz to zrobić, ja nic nie rozumiem. - Na szczęście w tym momencie stanęły przed nią jej lody i placek. Zabrała się czym prędzej do pałaszowania lodów. Miała nadzieję, że jej nie zaszkodzą, bo niedawno miała grypę żołądkową i jeszcze powinna być na diecie. Lody troszkę ją uspokoiły.