Lokal dobry na każdą porę roku, nie tylko zimę! Przyjdź i zajmij miejsce przy ogromnym kominku, w którym wesoło skaczą magiczne płomienie i który zimą wytwarza przyjemne ciepło, a latem, o dziwo, działa niczym najlepsza klimatyzacja i chłodzi wnętrze. W pubie obowiązuje zakaz palenia, nie kupisz tu również wyrobów tytoniowych.
Dostępny asortyment:
■ Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ■ Ognista Whisky ■ ”Najlepsza Stara Whiskey Campbell'a” ■ Wino skrzatów ■ Wino z czarnego bzu ■ Sherry ■ Piwo kremowe ■ Miętowy Memortek ■ Absynt ■ Rum porzeczkowy ■ Malinowy Znikacz ■ Rdestowy Miód ■ Łzy Morgany le Fay ■ Papa Vodka
Znali się z Anthonym. W sensie znali siebie. Czasem zdawało jej się, że Roberts wie o niej najwięcej spośród wszystkich żyjących ludzi. Zakładała, że jest tak dlatego, że był on w sumie bardzo podobni. Oboje mieli ambiwalentny stosunek do wszystkiego, a zwłaszcza do seksu. Ludzie zazwyczaj z seksu robili wielkie tabu, o którym nie rozmawiali, kobiety lubiły robić z niego świętość, kazały zapracowywać na to mężczyzną i za nic w świecie nie chciały się przyznawać, że lubiły go tak samo, a czasem nawet bardziej niż mężczyźni. Alexis nie miała tego problemu. Właściwie, to miała całe szerokie pole do popisu, bo gdzie reszta kobiet chowała się za swoją świętością, ona korzystała z tego, co ofiarował jej ten świat i mówiła głośno o tym czego chce, albo kogo. Z Antkiem tak nie było na początku, jednak przyjaźnienie się im nie wychodziło, za to jak już pisałam wcześniej, seks a i owszem. Lexi mogła na niego liczyć zawsze, kiedy tylko jej cielesne potrzeby zaczęły wołać o uznanie. Dzisiaj aż zawodziły. Zdecydowanie za długo go nie widziała. Kolejny krótki i spontaniczny śmiech wydarł się z jej krtani, gdy Roberts porwał ją w ramiona. Lubiła go, zdecydowanie poprawiał ją humor i nie tylko humor jej poprawiał. -Anthony! - powiedziała, a właściwie nawet krzyknęła przez śmiech, gdy zrzucił wszystko ze stolika. Zadziwił ją zdecydowanie tym ruchem, ale jednocześnie pochlebił jej nim. Chwilę potem jej pośladki dotykały już drewna stolika, oczywiście jeszcze przez spodnie, ale to niedługo miało się zmienić. -Tak lubię najbardziej - odpowiedziała mu gardłowym szeptem, w którym aż wyczuć można było zniecierpliwienie. Jedną dłoń położyła na jego klatce, drugą zaś złapała za klamrę paska i za nią właśnie pociągnęła, by przyciągnąć go jeszcze bliżej. Ich usta wcześniej dzieliły centymetry, teraz były to już tylko milimetry. Lexi przygryzła wargę zastygając, by pozwolić Robertsowi wykonać następny ruch.
Zna ją. Prawie jak siebie(choć tę kwestię wypadałoby jeszcze przedyskutować, ale cisza) Dlaczego tak dobrze się znali? Bo wiedzieli o pragnieniach drugiego, wiedzą jak takowe zaspokajać i jeżeli tego chcą, robią to. Ważne są też myśli, które w odgadnięciu nie są dla niego problemem, jeżeli chodzi o nią. Jak i pewnie u większości. Zapomniał jak to jest, kiedy między dwojgiem ludzi istnieje prosta, nienaruszalna więź... Tak zwyczajna i normalna. Wiedział, że zawsze będzie o niej pamiętał i wracał. Tak samo jak ona, dlaczego? Bo tego chcieli, bo potrafili nie robić z tego afery i wiedzieli, że nigdzie indziej tego nie dostaną. Tego, co dzielili jedynie we dwoje... A seks? Kochanie, nie będę zdradzał szczegółów bo dżentelmenowi nie przystoi... Najważniejsze, że w tym momencie była jego. I vice versa. Jednak nie miało to żadnego dalekobieżnego znaczenia. Ten jeden wieczór. Jeden na milion innych. I właśnie za to, że nie robiła z tego jakieś wielkiej afery oraz wiedziała czego chciała, wracał po więcej. Lubił ją. Na swój sposób. Teraz, była jedyna stałą osobą w jego życiu, Brzmi banalnie i kompletnie nie w jego stylu ale to prawda. A on zawsze był szczery. Uśmiechnął się szeroko, niemalże dumny, że potrafi doprowadzić jej osobę do tak uroczego śmiechu. -Tak mam na imię, fajnie, że jeszcze pamiętasz.-Mruknął z tą swoją charakterystyczną chrypą, powstrzymując się przy okazji od śmiechu, który gdzieś się krył za jego słowami i tonem. Może się nazbyt rządził ale... On również brał to, czego chciał. A teraz jedyne o czym myślał, to właśnie o tej osóbce, która siedziała przed nim, i która wprost uwielbia go drażnić. I doskonale wiedziała gdzie uderzyć. Jego uśmiech się poszerzył a prawa rękę powędrowała do góry, aby spocząć na jej dolnej żuchwie i lekko odchylić jej głowę do tyłu. Jego palce po chwili gładzenia jej skóry, wsunęły się w włosy dziewczyny a jego usta jeszcze przez moment wisiały nad jej wargami. Jakby chciał powiedzieć, że to on teraz tutaj dowodzi i wszystko zależy od niego. Widział ten niemalże błagający wzrok. Nie musiała nic mówić ani nic więcej robić, pozbycie się paska w zupełności mu wystarczyło. Pocałował ją , napierając na nią bardziej, tak jakby nigdy wcześniej nie smakował jej ust. Zachłannie, jakby naprawdę należały jedynie do niego. Tak, zapomniał o ich miękkości i o tym, co potrafiły cudownego uczynić. Teraz chciał sobie przypomnieć a ona musiała mu to ułatwić. Lewa ręka wsunęła się pod jej koszulkę i spoczęła na talli, na której zacisnął niemalże boleśnie palce.
Alexis wiedziała, że jej relacja z Anthonym do normalnych nie należała. Ale ona sama nie była normalna. A przejmowanie się tym, co sobie ludzie pomyślą, czy co ludzie powiedzą, nigdy nie było czymś, czym zaprzątałaby sobie głowę. Rozumieli się i dogadywali, a ich ciała zgrywały się idealnie, dlatego oboju był im dobrze z sobą. Nie zależało im jednak na uwiązaniu. Pokazywaniu, że są tylko dla siebie, bo nie są i nie byli. I nawet nie chcieli być. A przynajmniej ona nie chciała. I z tego, na ile znała Robersta, wiedziała, że on też tego nie chciał. Gdyby jednak coś się zmienił, któremuś z nich miałby przeszkadzać ten układ, wtedy na pewno, ten któremu owy układ by przeszkadzał na pewno by o tym powiedział. Alexis była zbyt prostolinijna by bać się, że kogoś zrani. A Anthony za prawdę by się nie obraził, przynajmniej taką miała nadzieję. Zaś co do seksu, nie było tutaj z czego robić afery. Był zwykłym aktem cielesnym, nie znacącym tak naprawdę nic, poza spełnieniem swoich pragnień. Ludzie lubili dopisywać mu wielu znaczeń. Kobiety budowały wokół niego wielkie legendy. Albo zamykały się ze swoim dziewictwem w wieży, czekając na księcia z bajki, który nigdy nie nadchodził. Siedziały i głowiły się dlaczego się nie zjawia. A odpowiedź była taka prosta. Nie istniał, tak samo jak nie istniała miłość. -Niedługo zapomnę. - mruknęła jeszcze, bo pomimo tego, że ich sytuacja zdawała się robić intymniejsza, to Alexis nadal była sobą i nie mogła sobie odebrać możliwości dogryzienia ślizgonowi. Zaraz potem jednak zamilkła, chcąc rozkoszować się doznaniami, które chłonęło jej ciało. Jego pierwszy dotyk sprawił, że poczuła przyjemy dreszcz. Choć przyznać musiała, że jego dłoń zdecydowanie okazała się zimniejsza niż jej ciało. Z pewnością była to zasługa zimnej szklanki z alkoholem, nie zamierzała jednak dłużej nad tym rozmyślać. Czuła, jak jego dłoń spoczęła na żuchwie, a zaraz potem, jak jego palce wplatają się jej włosy. Spojrzała na niego, zielonymi oczętami. Zawisł nad jej spragnionymi pocałunku ustami. Drażnił ją, chciał pokazać, że to on jest tutaj teraz władcą. A ona nie miała nic przeciw temu, chciała po prostu, żeby ją w końcu pocałował. I jej prośby zostały szybko spełnione, gdy Anthony naprał na nią z namiętnością swoimi ustami. Jej dłoń powoli zaczęła zsuwać się z karku. Po chwili poczuła jego dłoń na swojej tali, zacisnął ją. Normalnie mogłaby poskarżyć się, powiedzieć, że złapał za mocno, w tym momencie jednak dotyk ten, spotęgował tylko w niej pożądanie. Splotła nogi za nim, dłoń zaś położyła na jego pośladku kompletnie nieświadomie ciągnąć go bliżej siebie. Drugą wolną rękę plotła w jego włosy, również jego głowę mocniej przyciskając do swoich ust. Tak, zdecydowanie za nim tęskniła.
*przypominam, że Roberts został już tylko w spodniach, podczas gdy Alexis dzierży na sobie cały ubiór.
I nigdy nie będą. On niszczył kobiety, czy tego chciał czy nie. Nie potrafił dać im tego, czego oczekiwały, bo oczekiwania są do dupy i nie zamierzał robić czegoś, wbrew sobie. Był wrakiem, zniszczonym i nie do ratunku, z czym się nie kłócił bo to prawda. Ktoś, kto próbuje lub myśli, że cokolwiek zdziała prędzej czy później przejdzie się na swojej idiotycznej wierze w siebie. A Alexis nie mógłby zniszczyć, bo wydawała się tak porąbana jak on. Kierowała się podobnymi zasadami i dlatego, jeszcze żadne komplikacje z tego nie wyszły... Nie chcieli aby z tego wyszło coś więcej, bo tego nie potrzebowali ani nie chcieli. A gdyby coś się zmieniło? Cóż, zawiódłby się nieco. Czy to na sobie czy na niej. Ale nie byłoby dramatu, każde by zrozumiała i poszło w swoje strony, jak zawsze. Tylko tym razem, pewnie już na dobre nigdy nie spotkaliby się w tym jednym, krótkim ale jakże intensywnym momencie. -Ooo, nie pozwolę Ci...-Powiedział, a na jego ustach pojawił się lekko sarkastyczny uśmieszek. Oczywiście, uwielbiała mu dogryzać i nie jest to istotne, jaki byłby to moment, zawsze mu o tym przypominała. A on nigdy nie pozwala zapominać, nikomu. Ale nie mógł się nad tym dłużej skupiać, bo miał coś o wiele ważniejszego. Dokładnie tuż przed sobą. Nie wiedział, czy potrafiłby trzymać łapki z dala od niej. Ewidentnie, sama dziewczyna tego nie chciała więc... Nic nie mógł poradzić, jak bardzo się przyciągali i jak bardzo chciał się temu poddać. Dostał zielone światło? Naprawdę? Mógłby się zaśmiać niemalże triumfalnie, gdyby nie te rozpraszające malinowe usta, które prosiły aby nie odstępował ich na krok. Była drobniutka, wręcz mikroskopijna przy nim, a proszę ile siły posiadała. Przelewał w pocałunek wszystko to, co w nim tak długo siedziało. Złość, pożądanie, tęsknota. Wszystko, co nie powinno się znaleźć w jego zasięgu. Dłoń, która wcześniej zaciskała się na jej skórze, postanowiła ułatwić wszystko chłopakowi. Sunęła do góry, tak, jakby doskonale pamiętała tę drogę, nie to co właściciel. Po chwili można było usłyszeć cichy, charakterystyczny odgłos rozpinanego stanika. Po co miał się bawić, skoro tak bardzo pragnął ją zobaczyć? Przerwa, która wciąż między nimi była, mimo, że na skórze czuł jej dotyk była wręcz frustrująca. Odchylił się lekko do tyłu, przy okazji nabierając trochę powietrza, zwinnym, szybkim ruchem, jak u profesjonalisty, zdjął jej górne odzienie. Wraz z tym niewielkim ustrojstwem, które za chiny nie wiedział, po co służy. Jedynie przeszkadzał. Jemu. Bardzo. Uśmiechnął się do siebie, jakby to co zobaczył było jeszcze lepsze niż to, co zapamiętał. Ujął jej twarz w obie dłonie i pocałował, ponownie i ponownie. Z gorliwością, jakiej pewnie nikt by się po nim nie spodziewał. Pochylił się tak, że czuł jej nagą skórę, która styka się z jego. Boże...
Alexis nie zamierzała nikogo naprawiać, ani ratować. Nie byłą supermenem i nie do niej należało to zajęcie. Poza tym, mówiąc ogólnie i brutalnie, poza paroma osobnikami resztę miała kompletnie gdzieś, więc nie mogli spodziewać się od niej żadnego ratunku. Zaś jeśli mowa o wybrakowanych towarach z pewnością była jednym z nich, choć z wierzchu nie można było tego zobaczyć. Dopiero po dogłębnej analizie jej osobowości można było to stwierdzić. A ona sama niewielu na taką pozwalała. Wolała uchodzić za porąbaną sukę, niż skrzywdzoną przez życie dziewczynę, która w ten sposób sobie radzi. Odsunęła większość uczuć i nie przywiązywała się do ludzi, z doświadczenie nauczona, że Ci zawsze odchodzą, lub zawodzą. Czasem nawet obie te rzeczy. Wolała więc polegać na sobie i zaspakajać żądze swojego ciała, odsuwając od siebie jakieś niestworzone historie o miłości. Miłość nie istniała, była wymysłem, które wpajano młodym kobietą, karmiono nią je od małego wieku. Bajki o księciuniach, romantyczne opowieści. To wszystko było fikcją, którą wiele z jej znajomych chciała przeżyć. Ona była inna. Może nawet lekka nadzieja tliła się w niej i lekko wierzyła że miłość istnieje. Stanowczo jednak zakładała, że owa miłość na jej drodze nie stanie. -Nie masz nic do gadania. - mruknęła jeszcze, między pocałunkami i łapczywym łapaniem powietrza między nimi i jej słowami. Alexis słyszała oddech Robertsa, był równie nierówny jak jej. Urywany i przyśpieszony. Jej kucyk, który miała zrobiony na czas pracy prawie całkowicie się rozwalił. Kosmyki włosów latały na około całej jej twarzy. Dłoń, którą wcześniej trzymał na jej tali powędrowała w górę jej pleców, by odnaleźć zapinanie stanika. Na chwilę oderwali się od siebie, gdy chłopak ciągnął w górę jej bluzkę wraz z stanikiem. Uniosła do góry dłonie by pomóc swemu towarzyszowi w oswobadzaniu jej z materiału. Alexis widziała wchodzący na usta Robertsa uśmiech, gdy wyswobodził ją z górnej garderoby. Odchyliła się lekko do tyłu, opierając za sobą dłoń i eksponując piersi jeszcze bardziej. Nie wstydziła się swojego ciała, była z niego dumna i wręcz uwielbiała, gdy podziwiał je wzrok mężczyzny. Jej twarz została złapana w jego dłonie, nie przeszkadzało jej to. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Przyciągnął ją bliżej i znów zaczął całować, pochylając się lekko nad nią. Zeszła ze stolika, który w jakiś sposób zaczął jej przeszkadzać, widziała w nim przeszkodę nie udogodnienie, jedną dłonią objęła chłopaka, druga zaś zarzuciła na jego ramię. Stykali się od bioder po klatki piersiowe a Alexis czuła, jak pożądanie zaczyna w niej rosnąć, krew przyśpieszyła sprawiając sprawiając wrażenie, że zaraz rozsadzi jej żyły. Odchyliła się biodrami od Robertsa by sięgnąć paska od jego spodni, jej usta nadal nie były w stanie zostawić jego. Z zapinaniem zarówno paska jak i spodni uporała się szybko, gdy to zrobiła pociągnęła je na możliwą odległość w dół. Za długo, to trwało za długo, w tym momencie miała wrażenie, że ludzie noszą zdecydowanie za dużo ubrań.
Dojście na miejsce nie zajęło dużo czasu, zwłaszcza, że w między czasie chłopak jakoś starał się zagadywać dziewczynę. Wolę od razu przechodzić do kwestii łóżkowych, zero gadki, więcej roboty… ale za to przyjemniej Pomyślał i usiadł przy jednym ze stolików. - Na co masz ochotę kociaku? – zapytał z szerokim uśmiechem. Chyba ma deja vu… ach no tak ostatnio takim tekstem strzelił do Voice… powinien czasem zmienić repertuar, bo się jeszcze pogubi i co wtedy? W tej zabawie nie ma żadnych możliwości na pomyłkę. Pomyłka jest równoznaczna z klęską.
Dziewczyna bardzo chętnie z nim rozmawiała. Mógł jednak zauważyć, że z tej słodziutkiej, speszonej dziewczynki z samego początku nie zostało już nic. Nie miała problemu z tym żeby go pociągnąć za rękę do jednej z wystaw i przez chwilę nie puszczać, czy rzucić śnieżką w tyłek. Tak czy siak dotarli, a ona rozpłaszczyła się i usiadła na krzesełku. - Absynt skarbie – Odpowiedziała tak, jakby to było całkiem naturalne jednocześnie nadal zaglądając w menu. No proszę, toć kobieta zaczyna od mocnego alkoholu. Ale nie myśl Nick, że dzięki temu stanie się łatwiejsza. A właśnie właśnie, przecież się oni nawet sobie nie przedstawili! Kiedy jej to umknęło? Pamiętała, żeby swoje pisemka zgarnąć zaklęciem Accio. Żeby zapiąć porządnie płaszczyk. Żeby uważać na tego gwałciciela, bo jest nieobliczalny. Ale imienia swojego nie powiedziała. Gupia... - A poza tym jestem Lish... Wiesz, prawie jak te takie upiory zimowe. Na twoim miejscu bym się bała – Założyła nogę na nogę i oparła się na tej położonej wyżej. Dzięki temu mogła się bez problemu wpatrywać w niego. Może liczyła, że to go speszy?
Speszona i słodka dziewczynka odpłynęła w siną dal, a mu to jak najbardziej się podobało. Na cholerę mu coś takiego? Z czymś takim nie dało się nawet porozmawiać! Miał jedną taką szarą myszkę nad którą się znęcał i zawstydzał ją na każdym kroku. Coś takiego można podręczyć, a nie przelecieć. Coś takiego nie należy do gatunku kobiet. Gdy zamówiła trunek uśmiechnął się i zamówił Absynt dla dziewczyny i dla siebie Ognistą Whisky. Po jakimś czasie dostali alkohol, a on nie odrywał od niej swojego zaciekawionego spojrzenia. Co mi jeszcze zaprezentujesz kochanie? Był ciekawy czego może się spodziewać po tej dziewczynie. - Takiemu ‘upiorowi’ dałbym się zabić z łatwością – odpowiedział na jej ostrzeżenie natychmiast puszczając oczko. W tym czasie upił trochę Whisky – Nick… – dodał po chwili bez żadnego dodatkowego ozdobnika. Po prostu Nick… miał już w głowie kilka fajnych tekstów, ale wolał się powstrzymać na ten moment, nie chciał jej przestraszyć przecież… powoli i ostrożnie do celu. Dziewczyna nie mogła się bardziej pomylić. On uwielbiał czuć na sobie wzrok innych i dziewczyna po prostu dodawała mu otuchy tym intensywnym spojrzeniem.
Więc Nick. To faktycznie jest on. Ten dupek, za którym większość dziewczyn biega, a potem płacze. Ale skoro idiotki same pchają mu się w łapy, to co w tym dziwnego? Ona nie zamierzała. Nawet jeśli faktycznie uważała, że jest przystojny. To nie wszystko, trzeba mieć coś w głowie. - Więc Nick... Powiedz mi dzidzia. Co zamierzasz, skoro już zdałeś sobie sprawę, że żeby akurat mi się dobrać do majtek nie wystarczy mnie spić, powiedzieć kilka udawanie czułych słówek czy po prostu z miejsca zauroczyć? - Zagadnęła zastanawiając się co takiego odpowie. Szczerze mówiąc nie wiedziała jakie są jego praktyki, po prostu zgadywała. Jej zdaniem był typowy – nie pierwszy i nie ostatni dupek.
Nie zamierzał się kryć, że jest kimś innym niż w rzeczywistości. Nie obchodzi go to, nawet jeżeli plotki ją odwiodą od niego, to co z tego? Jej popularny, a na wiele lasek nie działa coś takiego. Dzięki temu ta opinia często mu nawet pomagała. - Staram się obmyślić plan awaryjny, jakieś pomysły? – zapytał z uśmiechem. Nie wyglądał, a raczej nie zachowywał się jak gościu, który chce za wszelką cenę dobrać się do dziewczyny. Nie śpieszył się. Wiedział, że prędzej czy później uda mu się ją zaciągnąć do łóżka, a w jaki sposób? To już zależy od dziewczyny. Nie jest pierwszym lepszym dupkiem. Po prostu miał sposoby, miał taktykę, dostosowywał się do każdej kobiety. Nawet jeżeli trwało to długo poświęcał się. A czemu nie?
Chcąc nie chcąc większość panien to po prostu dziwki. Ale jak już mówiłam ich sprawa, niech się wpychają mu do sypialni. Miała tylko nadzieję, że Nicholas nigdy się nie napali ani na Vivi ani na Aleks. Obie były śliczne, kochane i zadziorne. Może nie tak, jak ona, ale to nie zmieniało faktu, że mógłby się nimi zaciekawić. A wtedy by mu normalnie jaja urwała. Więc niech uważa lepiej. Już się zdarzyło, że bez problemu złamała komuś nos i dobrze teraz nie wygląda. - No niech się zastanowię... - Poważnie? Ona mu pomaga zaciągnąć się do łóżka? Rly Elishia? Rly?! No dobra, to jedziemy. - Mógłbyś mnie obsypać kwiatami – Nienawidzę kwiatów – Napisać dla mnie wiersz – Poezja to dno – Zabrać mnie na kolacje przy winie i świecach – Nienawidzę wina - Coś tego typu? - Zagadnęła uśmiechając się do niego i przekrzywiając lekko głowę w bok. Potem upiła mały łyk absyntu. Ahh wypala. Mniam.
Chłopak nie miał zamiaru robić z nimi cokolwiek. One są zbyt… niewinne. Nie potrafiłby rozegrać tego tak, żeby zrobić to po swojemu. Zresztą było to zbyt nudne i… no cóż miał jeszcze jeden powód, o którym dziewczyna nie musiała wiedzieć. Nikt nie musiał. Kiedy El zaczęła wymieniać wszystkie te rzeczy zaśmiał się pod nosem i upił znowu Whisky. - Czyli muszę zapamiętać, że mam Ci nie przynosić kwiatów, nie pisać żadnych poematów i tym bardziej olać wino i świecy. Czyli chyba dobrze trafiłem z drinkiem – zaśmiał się nie odrywając od niej spojrzenia. Ciekawe jak zareaguje na jego wypowiedź. - A co ty na to, żeby porwać cię hmmm… – przyjrzał się jej dokładnie i zastanowił się – do wesołego miasteczka… albo na lodowisko?
Zaskoczył ją tym. Jak się domyślił, że opowiada mu bajki? Czyżby było to widać po jej minie? Starała się wyglądać naturalnie i prawdziwie. Cóż, może jest gorszą aktorką niż jej się wydaje? Najwyraźniej tak. Trudno, jakoś się będzie musiała z tym faktem pogodzić. - Lubię być porywana. Nie ważne gdzie – Tylko tyle mu odpowiedziała. Ale... Trafił doskonale. Wesołe miasteczku czy lodowisko. To były miejsca, które jej zdaniem idealnie nadawały się nie tylko na randkę, ale by spędzić tam cały dzień. Szczególnie lodowisko. Już Vi ostatnio dowiedziała się wiele na temat jej miłości do łyżwiarstwa. Zdecydowanie się z nią nie kryła. Ponownie upiła trunek, tym razem trochę więcej na jeden raz. Uh, nadal palił. Nadal mniam.
To nie była kwestia dostrzeżenia tego że kręci. Bardziej to było przeczucie oraz doświadczenie z takimi dziewczynami. Większa część ślizgonek nie lubiła romantyzmu, od tego były puchonki, albo gryffonki. Więc zaryzykował i… strzelił. Upił kolejny łyk whisky i oblizał się nie odrywając od niej spojrzenia. - Więc wystarczy, że cię uprowadzę, któregoś dnia i tak zacznie się nasza prywatna przygoda – powiedział po czym odłożył szklankę – a na razie możemy po prostu delektować się swoim towarzystwem – uśmiech na jego twarzy wydawał się być bardzo cyniczny i złowrogi, jednak nie powinien zniechęcić dziewczynę, wręcz przeciwnie, dlaczego użył go w tej sytuacji? Jaki miał powód? Co chciał tym osiągnąć? Tylko on to wie. - Chyba, że masz ochotę już teraz odebrać mi duszę swym pięknym lamentem Lish…
Ryzyko najwyraźniej w jego przypadku bardzo się opłaciło, bo nadal była zaskoczona. Może to spotkanie jednak nie będzie standardowym „dawaniem popalić” kolejnemu dupkowi, który myśli, że może ją mieć od tak. Zobaczymy... - Pod warunkiem, że nie będę się spodziewać. W innym przypadku albo nic Ci to nie da, albo dostaniesz w twarz – Poinformowała go jednocześnie puszczają oczko. Potem zagryzła lekko wargę wcześniej dotykając ją językiem. Zagrajmy w twoją grę Nicholas. Powinieneś się poparzyć, może przejdzie Ci ochota na podrywanie właśnie jej. Właściwie, to miała konkretny powód dla którego właśnie tak zrobiła. Niegdyś wykorzystał ją facet jemu podobny. Razem z kilkoma osobami postanowili jej dopiec za to, że jest ślizgonką nie będąc czystej krwi. Skończyło się to tym, że naprawdę mocno zmieniła. Na lepsze. - Nie... Pożyj jeszcze trochę. Może podarujesz mi jakąś korzyść z tego dzisiejszego spotkania...
- To nie będzie problemem – wyszeptał. Był pewny siebie, był wręcz przekonany, że da radę ją zaskoczyć jeszcze nie raz. Czy naprawdę miał dobry asortyment do tej wojny? Czy przechwalał się bez powodu? Tego nie wiadomo, tylko on był świadomy tego na co go stać. - Muszę poćwiczyć uniki, tak na wszelki wypadek – dodał po chwili puszczając jej oczko i śmiejąc się pod nosem. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. - Nie wiem czy mam być zawiedziony, czy szczęśliwy z tego powodu – przerwał swoją wypowiedź upijając trunek. Uwielbiał go, był dla niego jednym z najlepszych – sądzisz, że ktoś mojego pokroju może przynieść Ci jakąś korzyść? – chyba był świadomy tego jak dziewczyna go ocenia. To nie było trudne, wszyscy go tak oceniali. - Ciekawe… a jakie to korzyści mogą być?
- To dobry pomysł. Szybkie zaklęcie żądlące to nic fajnego. Coś o tym wiem – Zaśmiała się przypominając, jak sama miała zdeformowaną buzię. Nie przez zaklęcie, tylko przez próby z metamorfomagią, ale efekt był bardzo podobny. Wyglądała jak opuchnięta dynia! Pielęgniarka prawie ścigała ją po szkole i trzeba było jej jakoś naściemniać co jej się stało. Więc co powiedziała? Właśnie „zaklęcie żądlące”. Jakaż zdziwiona była kobieta, gdy jeszcze nie zdążyła nic zrobić a efekt nagle zniknął. - Myślę, że jeszcze mnie zaskoczysz. I sam wiesz o tym doskonale, prawda Mysia? - Ponownie zbliżyła się do niego, ale na odległość 20 cm. To nadal na tyle daleko, by zdążyła zareagować, ale na tyle blisko, by stworzyć pewną intymność. Matko, tak dawno nie była taka śmiała. I z jednej strony to było swobodne... Z drugiej jednak czuła się z tym paskudnie. Bo w jej głowie raz na jakiś czas pojawiał się ktoś inny.
- Zaklęcie żądlące powiadasz? – no cóż na pewno będzie musiał poćwiczyć samoobronę w zaklęciach i nie tylko jeżeli chce się do tej dziewczyny zbliżyć. Zaczyna się z tego robić wyzwanie… i to mu się najbardziej podobało. - Wiesz, że nawet po tym zaklęciu będę wystarczająco przystojny? – powiedział to dla żartów, a równocześnie chcąc się pochwalić jaki to on jest zajebisty. To jak to dziewczyna zrozumie zależy tylko od niej. - Jestem o tym przekonany… – na chwilę zamilkł i spodobałaby mu się ta bliskość, gdyby nie jeden mankament. Kiedy już zaczęła się ta intymność, on pochylił się delikatnie w jej stronę i wydukał jedno słowo. - Mysia? – ponowił pytanie któryś raz z rzędu.
Co zrobiła? Wyśmiała go? Nie. Niech sobie myśli, że jest bóg wie kim. Poudawajmy, że to niesamowite ciacho faktycznie ma aż tak wiele do zaoferowania i... Czekaj moment. Zaprzeczyła sama sobie właśnie. Kobieto chwała bogu, że nie powiedziałaś nic na głos w tym momencie, a jedynie wystawiłaś w jego stronę rękę i identycznie jak on wcześniej pstryknęłaś go w czoło. Czyżbyś nie pokazała w ten sposób pewnej swojej przewagi nad nim? Ciężko było zgadnąć kto tu rządzi sytuacją. - Mysia... Coś Ci nie pasuje? – Już nie zamierzała się zbliżać dalej nawet, jeśli jego oddech mile łaskotał jej wargi, a ją samą przeszedł nieopanowany dreszcz. Niestety reakcje organizmu nie zawsze jest się w stanie powstrzymać.
Och jak dobrze, że chłopak nie słyszał jej wypowiedzi. Ego urosłoby mu dwukrotnie i całkowicie by się popsuł! A tego nawet ja nie chcę! Pstryknięcie było dla niego zaskoczeniem. To jego gest! To jego znak firmowy! Nie będzie mu go kradła jakaś śliczna ślizgonka! Nie ma szans! A zresztą co za różnica. Ta sytuacja sama w sobie była bardzo trudna i on sam nie do końca był świadomy co się teraz dzieję. On miał kontrolę? A może ona ją przejęła? A może w ogóle nie działo się nic niezwykłego? Co za różnica, na randkę taką już w stu procentach zabierze ją za niedługo, ale musi coś wymyślić, bo to nie będzie takie proste jak się wydaje. - Dlaczego akurat mysia? – to uderzało w jego męską dumę. Nie wiedział czemu, ale to było jak na razie irytujące. Może w dalekiej przyszłości pozwoli komuś tak na siebie mówić, ale teraz? Nie, nie ma szans. Nawet jak dziewczyna go interesuje, to nie ma zamiaru na to pozwolić, ale jak ma jej zabronić, żeby nie zwiększyć trudności zadania? Oto jest pytanie.
To on już nie jest całkowicie popsuty? Bo mam co do tego pewne wątpliwości. Choć co fakt zaskakiwało ją jedno – będąc z nią na 'randce' nie rozglądał się za nikim innym. Czuła, żę jego całą uwaga skupia się na niej. I to było przyjemne. Nic dziwnego, że tyle kobiet zatraciło się przy nim. Ten uśmiech i te oczy mogły uwodzić. Ale ona trzymała fason. - Ponieważ... - Tu nastąpiła chwila oczekiwania. Werble i te sprawy. Co by mu tutaj powiedzieć? - Masz jasne włosy i jesteś słodziutki, więc kojarzysz mi się z taką białą myszką – No i to była odpowiedź, w której prawdy było w sumie niewiele. Tak naprawdę miała po prostu tendencję do wymyślania słodkich powiedzonek do osób, z którymi miała pewne określone stosunki – nie zawsze bliskie. Ci najważniejsi raczej słyszeli coś w stylu „Ty małpo!”.
Był wyjątkowy. Miał to coś w sobie, co pozwalało uwieść kobietę i był tego świadomy. Do tego fakt jak analizował kobiety i dawał im to czego pragną sprawiał, że ułatwiało mu to całą zabawę. Nauczył się tego, że żadnej lasce nie podoba się to, że ogląda się za kimś innym, zwłaszcza w trakcie spotkania. Wolał skupić się na tej jednej i mieć pewność, że ma większe szanse na sukces i później w między czasie pobawić się z kimś innym bez wiedzy poprzednich. Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że się dowiedzą o sobie, ale co to za zabawa bez ryzyka? Żadna. Gdyby nie był na to za poważny to spadłby z krzesła słysząc jej wypowiedź, a tak to zaniemówił i wpatrywał się w nią zdezorientowany troszkę. - Okey… – nie wiedział jak ma na to zareagować, ale uśmiechnął się – pierwszy raz ktoś porównał mnie do… myszy. Całe życie mamy nowe doświadczenia. Zaśmiał się pod nosem i wypił do końca whisky. Nagle zbliżył się do niej niebezpiecznie, jednak nie stało się nic, po prostu wstał po tym jak gdyby nigdy nic. - Słońce musisz mi wybaczyć, ale muszę spadać… trzeba zacząć opracowywać plan porwania Cię, nie sądzisz? - Zapytał nie odrywając od niej wzroku. Nie jest dżentelmenem nie będzie jej całował w rękę ani nic. Jedyne co teraz chciał to pocałować ją, ale się powstrzymał. Oblizał usta i zapłacił za nich obu. Puścił jej oczko i zniknął za drzwiami lokalu.
Pocałować ją? Więc tak kusiła go owa dziewczyna. Cóż, musiała być wyjątkowa. O! Teraz jej kolej na podnoszenie sobie ego. I w pewien sposób żałowała, że wykręcił się z ich spotkania, ale nie zamierzała go zatrzymywać. Nawet się nie odezwała tylko kiwnęła mu ręką na pożegnanie. Pijąc absynt postanowiła, że jeszcze jakiś czas tu posiedzi. Przecież bycie samotną kobietą w barze nie jest żadną ujmą. W końcu jednak dokończyła alkohol i będąc przekonana, że nic ciekawego się nie wydarzy wycofała się do domciu.
Dziewczyna wpadła tutaj z bardzo ważnym powodem. Właściwie, to był on wagi życia i śmierci... Nie, żartuję. Generalnie, to u Vittori bardzo charakterystyczne jest, że ma ochotę iść się napić i to właśnie poszła zrobić. Czemu w samotności? Nie była sama. Przez dobre kilka godzin siedziała tu z niewielką grupką uczniów Hogwartu, aż w końcu nadchodzący zmrok wypłoszył ich z powrotem do zamku. Ona ostatnio uwielbiała noc. Uwielbiała przesiadywać przy oknie i wpatrywać się w księżyc jak zaczarowana. Natomiast potem odsypiała na lekcjach to też ostatnio na mało których była. Co za różnica? I tak ma zaległości więc nic się nie stanie, jak będą one trochę większe. Zepnie się na koniec roku i jakoś na pewno zda owutemy. Nie ma co się spinać. Życie jest zbyt krótkie żeby się przejmować takimi problemami. Trzeba korzystać z jego przyjemności. Dlatego kiedy jej znajomi poszli do Hogwartu ona postanowiła jeszcze trochę tu posiedzieć. Z Ognistą Whisky w ręku i delikatnym uśmiechem, którym obdarzała przechodzących ludzi. Wyglądała na osobę sympatyczną, jednak jednocześnie niepokojącą. Spoglądała na swoje przedramię, na napis „RIP” wyryty tam trwale żyletką. Wzięła łyk i oblizała po nim wargi ze smakiem. Uwielbiała swoje nowe życie i chciała się nim napawać.
/ Nie mam pojęcia, czy właśnie wbijam Ci w jakiś zaplanowany wątek, ale trudno! Takie jest życie, nie da się wszystkiego zaplanować :3
Już dawno nie czuł się tak wykończony i co gorsza był wykończony mentalnie, a nie fizycznie. Jako, że był ektomorfikiem to nawet jeśli zasypiał cały obolały to już rano mógł żyć normalnie, ewentualnie z zakwaszonymi mięśniami, ale jednak mógł funkcjonować. Tak przez ciągłe ględzenie, bycie chłopcem na posyłki, wykonywaniem prawie wszystkiego co chciały te cztery baby, jego baby. To już wysiadał mentalnie. Miał już wszystkiego dosyć i musiał gdzieś się zaszyć i zażyć lekarstwa. Tak jak na zmęczony organizm lekiem był odpoczynek, tak na tą dolegliwość był tylko jeden sposób. Zalanie dziada alkoholem. I tak! W tym przypadku alkohol to rozwiązanie wszelkich problemów! Postanowił zaszyć się w Pubie Zimowym, uznając to miejsce za idealną kryjówkę. Dlaczego? Sam pewnie nie wiedział, a uznał tak pewnie tylko dlatego, że przechodził obok i zobaczył szyld przy drzwiach. Wszedł więc do środka i odetchnął z ulgą jakby uciekał przed samą śmiercią i dobiegł do Bazy w którym ta nie może go klepnąć. Tutaj jej moc nie działała i nie mogła wejść do tego miejsca. Czy jakoś tak się w to bawią mugolskie dzieci... Kolejną czynnością jaką musiał zrobić po wypuszczeniu powietrza było wpuszczenie nowego. Woń alkoholu i dymu spowodowała, że na jego ustach pojawił się od razu drobny uśmieszek. Ruszył dalej w głąb pomieszczenia nie rozglądając się nawet. Jego cel i tak był tylko jeden, przynajmniej na chwilę obecną. Szynkwas - za którym stał barman. - Jedną ognistą - rzekł do niego siadając przy ladzie na jednym z krzesełek barowych. Uregulował rachunek i dopiero teraz zakręcił się na krzesełku opierając plecami o szynkwas. Zlustrował pomieszczenie dokładnie, zauważył tylko jedną personę którą można było powiedzieć, że znał. W dodatku siedziała ona sama i nie rozglądała się po pomieszczeniu, ani nie wpatrywała w drzwi jakby na kogoś konkretnego czekała. Wstał więc i ruszył w stronę @Vittoria Brockway. - Cześć, czekasz na kogoś, czy poczułaś chęć do popicia w samotności? - Odezwał się stając naprzeciwko niej, nie zajął jeszcze jednak miejsca siedzącego. Nie miał zwyczaju w ten sposób załatwiać sobie towarzystwa. I nawet jeśli nie czekała na nikogo to musiał się o to zapytać. - Bo jeśli ta druga opcja to chyba nie będziesz miała nic przeciwko jeśli się dosiądę i również będę pił w samotności? Będzie to wtedy najbardziej osamotniony stolik w tym pubie. - Dopowiedział zanim to jeszcze padła jej jakakolwiek odpowiedź.
Pub Zimowy faktycznie był dobrym miejscem na kryjówkę. Wiele ludzi kojarzyło nazwę z miejscem, w który można pojawiać się tylko zimą i wiosną już mało kto tu zaglądał. Tymczasem wielki kominek w tym miejscu potrafił dawać zarówno ciepło jak i przyjemny chłód, to też temperatura w środku zawsze była idealna. Dowiedziała się tego jakiś czas temu podczas swoich podróży po pubach gdy to jeszcze miała problemy z alkoholem. Potem przez chwilę była odsunięta od tego środowiska, gdy starała się rzucić nałóg. Jak widać jednak nie udało się to na zbyt długo i dziewczyna ostateczni i tak wróciła do whisky (i oczywiście nie tylko). Miała ochotę pić, to nie będzie się ograniczać. I tak zapewne zdrowie ma lepsze niż jeszcze jakiś czas temu, więc zamierzała z tego skorzystać. Założyła nogę na nogę odsłaniając jedną z ukrytych pod stołem szpilek, które świetnie pasowały do dopasowanych dżinsów i luźnego sweterka w czarno-czerwone paski, który ciągle spadał jej z jednego z ramion. Ziewnęła przeciągle. Nudziło jej się i dlatego zastanawiała się nad zmianą miejsca. Dlatego właśnie spojrzała w stronę drzwi i stało się to akurat w tym momencie, w którym wszedł do baru uczeń z Hogwartu. A dokładniej student. Trudno było by go nie poznać, gdyż miał bardzo charakterystyczną urodę, która jej zdaniem podobało się bardzo wielu kobietom. Nie zwrócił na nią uwagi to też odwróciła od niego wzrok i wróciła do swojej whisky. Nie zamierzała go wołać, bo i po co? Domyśliła się, że w którymś momencie ją zauważy i podejdzie. Jakiś czas temu uwielbiał ją irytować, gdy ta starała się wszystkich od siebie odtrącić. Ni cholery nie dało się go wyprowadzić z równowagi i odrzucić, co by się raz na zawsze odczepił. Starała się go unikać i być wredna, a ten i tak wciąż wracał. Jak bumerang. Teraz? Oczywiście odpuściła sobie zabawę w „samotną, potępioną przez los dziewczynkę”. To było żałosne. Obecnie nie zamierzała odmawiać sobie kontakt z ludźmi tylko dlatego, że może być dla nich niebezpieczna. Ich problem. Poza tym gdyby kiedyś zyskali tą moc i potęgę, którą ona posiadła zapewne nie mieli by jej za złe małego wypadku z kłami... Zaśmiała się cicho słysząc jego gadkę o osamotnionym stoliku. - Czekam, aż ktoś podejdzie do mnie i spyta, czy może się dosiąść – Uśmiechnęła się do niego zadziornie i wskazała krzesło obok siebie – Siadaj. Skoro mamy być samotni, to będę udawać, że Cię tu nie ma – Przeczesała palcami swoje czarne włosy, których kilka kosmyków spadło jej przed chwilą na policzki. Wpatrywała się w niego zagadkowym spojrzeniem. Świdrowała go najwyraźniej będąc czegoś ciekawa. I nie zastanawiała się. Po prostu zapytała wbrew obietnicy o ignorowaniu go. - A ty? Gdzie masz stadko znajomych? - Zagaiła opierając się łokciami o stół a twarz podpiierając na dłoniach. Wciąż gapiła się w niego tymi dużymi, błękitnymi oczami.