Adelaide akurat dosyć często błądziła gdzieś myślami, jednak obecnie nie było to zbyt groźne dla niej samej, nie zadręczała się, choć czasem były takie dziwne momenty, jak ten ostatnio w kawiarni. Czasem po prostu nie mogła tego powstrzymać, tego smutku, który gdzieś tam jeszcze w niej siedział. Ale radość, jaką okazała na widok Maxa, również była szczera. - Max! - zawołała radośnie i uścisnęła ochoczo jego rękę. - Jak dobrze cię widzieć - dodała i to również było szczere. Naprawdę cieszyła się, że był cały, zważając na to, jaki zawód wykonywał. - Co ciebie tu sprowadza? - zapytała ze słyszalną w głosie ciekawością. Może i Adelaide nie znała zbyt długo i dobrze Maxa, ale z tego, co zdążyła zauważyć, raczej nie był typem romantyka wybierającego się na spacery po parku. Toteż nie dziwnym jest, że jego obecność w tym miejscu najzwyczajniej ją zdziwiła. Jednak to dosyć miłe zdziwienie, bo polubiła go, pomimo tego zajścia w kawiarni. I nawet chciała do niego napisać, ale pomyślała, że to niestosowne.
- Czyli mam rozumieć, że dla ciebie spacery nie są relaksujące? - zdziwiła się. - W takim razie ponawiam pytanie, bo nadal nie rozumiem, co tu robisz - dodała. Widać było, że Max jej dał niezłą zagadkę. Cieszyła się, że zrobił coś nie w swoim stylu i dzięki temu mogła go spotkać, jednak z drugiej strony nadal nurtowało ją, dlaczego to zrobił. A może była po prostu ciekawska? Jednak to dzięki ludzkiej ciekawości świat się rozwija. - Och, no bez przesady, mnie się nie musisz tłumaczyć, nie jestem świętoszką - zaśmiała się i mrugnęła okiem. Faktem było, że sama nie wyobrażała już sobie występu na trzeźwo, musiała coś wypić przed. Całe szczęście, że szef przymykał na to oko. Sam lubił nieźle wypić. - U mnie? Och, mam tygodniowe wolne. Prezent na urodziny od szefa - zaśmiała się wesoło. - Już słyszę te głosy, jak wrócę do pracy, od klientów "tak długo pani nie było, gdzie się pani podziewała"?.
Kiwnęła głową w zrozumieniu. Nie dziwiła się wcale, że nie lubił siedzieć sam. Większość ludzi jednak chciała przebywać z ludźmi albo przynajmniej tam, gdzie ludzi można było spotkać. - Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Czy jakoś tak - odpowiedziała, w duchu współczując Maxowi. - Tylko nie myśl, że mój szef jest taki wspaniały, ile ja się z nim nerwów natraciłam... sam z siebie raczej tego wolnego mi nie dał - dodała, samej zastanawiając się nad tym faktem. Zauważyła ostatnio, że jakoś lepiej się do niej odnosił, łagodniej... to było podejrzane. Będzie musiała o tym pomyśleć w domu. Teraz to nie był na to odpowiedni moment. - Nie, nie dzisiaj. A nawet, jeśli by były, to i tak nic bym od ciebie nie wymagała - odpowiedziała, jakby chciała go pocieszyć. Zamilkła na chwilę i zastanawiała się nad słowami Maxa. - Wiesz, chyba nie mówiłam. Aż dziwne... Pracuję w pubie jazzowym jako muzyk. Akompaniuję na pianinie, nieraz też śpiewam.
Cóż, rzadko trafiało się na naprawdę dobrego szefa. Który z jednej strony byłby liderem i dobrym koordynatorem, menadżerem, a z drugiej był wyrozumiały i umiał się wczuć w sytuację pracownika. Takich szefów tylko ze świecą szukać. Ale nie każdy był potworem, do niektórych można było się dostosować. W miarę. - Nie trzeba. Naprawdę - odparła i poczuła się nieco nieswojo. W końcu nie znała jeszcze Maxa dobrze, choć dobrze czuła się w jego towarzystwie. Obawiała się, co może dostać... a poza tym, czy obietnica spóźnionego prezentu urodzinowego to nie za wiele na, było nie było, dopiero drugie ich spotkanie? - Pub Jazzowy, tutaj w Hogsmeade. Zresztą mieszkam też w wiosce... niezbyt lubię się teleportować. A tak to problem odpada - odpowiedziała, nieco zbaczając z tematu, ale i mówiąc o tym od razu coś więcej o sobie, więc chyba był z tego jakiś pozytyw - Max mógł lepiej poznać Adelaide. Tylko czy lubił takie lekkie dygresje? Tego już dziewczyna nie wiedziała. - Zapraszam chętnie, mam nadzieję, że ci się spodoba - dodała z nadzieją. Widać było, że ucieszyła się na tę deklarację Maxa.
- W sumie... jak już się tak uparłeś, to cię nie przekonam - oznajmiła poddanie się w tej małej walce, a na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec. Czyżby Max ją onieśmielał? Może trochę swoją bezpośredniością. A może to tylko ta wiosenna pogoda tak na nią wpływała? - Nauczyciel był chyba dobry... To tylko uczennica niezbyt dobra, wiesz, nie, żeby coś ale dopiero za czwartym razem mi się udało zdać i to całkiem niedawno - przyznała się do swoich błędów i porażek w tej dziedzinie. - Wcześniej mi na tym chyba nie zależało. A teraz mi się jednak przydaje. Wcześniej... jakoś się obywałam bez tego - odparła, sama zdziwiona faktem, jak jej się to udawało. Zaraz jednak przypomniała sobie, że musiała czasem nieźle kombinować, żeby się gdzieś przemieścić. Tym bardziej, że nie wsiadała w ogóle na miotłę od czasu tego upadku... dawno temu. - Zapraszam, zapraszam - uśmiechnęła się szeroko. - Ale jakby mnie nie było, to też warto przyjść i posłuchać - dodała, nie wiedząc, że Max już był wcześniej w pubie. Może trafiał zawsze na moment, gdy jej nie było?
Antoinette nadal wspominała to, co się wydarzyło podczas kiedy postanowiła zostać w Wielkiej Sali nieco dłużej niż to odpowiednie, chcąc znaleźć nieco spokoju kiedy na stołach poszczególnych Domów stały półmiski z – niestety – już w większości wyjedzonym jedzeniem. Ale po jakimś czasie uznawszy, że nie ma co roztrząsać przeszłości, udało jej się wymazać z pamięci tamte wydarzenia, a przynajmniej częściowo, ale, co trzeba było uwzględnić, była na dobrej drodze ku zapomnieniu. Dzisiaj była w miarę ładna pogoda, więc Antoinette postanowiła udać się na spacer do Hogsmeade. Ah, tego jej było trzeba! Świeże powietrze, wiele sklepików z różnymi cudami, w tym niezwykłymi słodyczami. Ale nie, nie. To nie był cel jej wędrówki (a przynajmniej cel w pewnej części). Już prędzej wybrałaby park, gdzie było o wiele ładniej, niż pośród poszczególnych uliczek. Widząc, że ta część wioski jest tuż przed nią, pobiegła radośnie w tę stronę, a rude włosy ciągnęły się pasmami tuż za nią. Tuż za jej głową. Lubiła taki podmuch wiatru, czuła się wtedy taka... rześka, pełna energii. I w tym przypadku nie było inaczej. Po jakimś czasie, Antoinette przysiadła na pewnej ławce i zamknęła oczy, by się zrelaksować. I dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że... tuż przed oczami ma piękną sadzawkę! Antoinette nie mogła lepiej trafić. Dobrze, że jej paskudny charakter nie ma wpływu na odbierane i odczuwane przez nią emocje. A te był naprawdę przyjemne. Widok sadzawki był przyjemny. Antoinette przynajmniej przestała myśleć o tym, jaka to ona sama jest cudowna, piękna, niepowtarzalna, najmądrzejsza... ah, można by tak wymieniać w nieskończoność. Tak więc, ruda pannica siedziała nad sadzawką i z błogością patrzyła na wodę. I, jak na zawołanie, w jej głowie pojawiły się wspomnienia dotyczące jej rodziców. Ale nie, ich obraz nie pojawił się jej bynajmniej przed oczami. Przed oczami miała czysty obraz sadzawki i nic nie wskazywało na to, by to się szybko zmieniło. Przypomniała sobie stosunek jej matki do dziewczyny i aż się wzdrygnęła na samo wspomnienie. Dziwne, że osoba magiczna, jaką jest jej mama, nie była dla niej miła, nie opiekowała się nią w prawidłowy dla typowej matki sposób... inaczej było z ojcem, mugolem. Dziwne, prawda? Według Antoinette powinno być inaczej! Odwrotnie! No ale takie anomalia się zdarzają, trzeba to przyznać. Przykładowo to, że czasami stawała się miłą i pomocną panienką Apsley. Jednak zazwyczaj była niemiła, przemądrzała... Westchnąwszy głośno, założyła nogę na nogę i skrzyżowała ręce. I kontemplowała widok, który był cudowny...
Elena średnio co tydzień albo dwa wybierała się do Miodowego Królestwa po jakieś słodycze, od których chyba się uzależniła. W magicznym świecie wszystko było wspaniałe, w szczególności jedzenie, które w sumie zawsze kochała. Uczęszczając do Tecquala myślała, że widziała już wszystko, jednak to była tylko niewielka część tego, czym w rzeczywistości był świat czarodziejów - przekonała się o tym po przyjeździe do Wielkiej Brytanii. Tutejsze jedzenie było wspaniałe, choć brakowało jej przysmaków z węży, wyluzowanych ziomków z Kuby, czy ulubionej rozrywki Meksykanki, jaką były pojedynki odbywające się dość często na tyłach szkoły i rytuały odprawiane głównie przez potomków Azteków. Niezbyt pasowały jej jednak mundurki - w poprzedniej szkole liczyło się tylko to, by mieć herb na piersi. Tyle. Żadnych szat, żadnych głupawych spódniczek i przede wszystkim, żadnych krawatów. Naprawdę nie znosiła tego wiązanego pod szyją kawałka materiału, przez który czasem odnosiła wrażenie, że się dusi. Santiago zbierałby szczękę z podłogi, gdyby zobaczył mnie w takim uniformie. Ubierać się po swojemu mogła jedynie w czasie wolnym, jak na przykład teraz. Dopasowane jeansy, bejsbolówka, t-shirt, flanelowa koszula i wypchany słodyczami plecak. Tak, właśnie ten styl najbardziej jej odpowiadał. Nie chciało jej się wracać od razu do zamku, dzień był zbyt ładny na siedzenie w dormitorium albo wałęsanie się bez celu po korytarzach, więc spacer był najlepszym pomysłem, na jaki wpadła. Tęskniła za taką pogodą, a Anglia była dla niej zupełną odwrotnością Meksyku, w którym niemal ciągle było słonecznie. Szczególnie w tej części, w której mieszkała przez siedem pierwszych lat życia - było upalnie, dość sucho, ale nie duszno. W Leon i miejscu, w którym położona była jej pierwsza czarodziejska szkoła było podobnie. Radośnie się przechadzając i gwiżdżąc sobie melodię jakiejś ulubionej piosenki dotarła w końcu na miejsce, jakim była sadzawka. Słyszała od kogoś o tym miejscu i w sumie nie mogła się doczekać aż je odwiedzi. Nawet lubiła wodę, w Xul-Ha często zdarzało jej się przesiadywać nad brzegiem Laguna Bacalar, ogromnego, a przede wszystkim długiego jeziora, które rozciągało się wzdłuż niemal całej drogi do Pedro Antonio Santos. Miała już nawet pewien plan odnośnie spędzenia czasu nad sadzawką, jednak coś jej w tym planie przeszkodziło. A raczej ktoś. Tym ktosiem była siedząca na ławeczce rudowłosa dziewczyna. Chwila, z jakiego ona jest domu? Wzdychając cicho podeszła bliżej. - Cześć - przywitała się, przybierając przy tym pogodny wyraz twarzy. - Chcesz może dyniowego pasztecika? - spytała grzecznie, wyciągając w kierunku dziewczyny rękę, w której trzymała torbę z tymi przekąskami. Przez chwilę nawet chciała coś dodać na ich temat, jednak uświadomiła sobie, że mówienie o tym, jakie są dobre byłoby wręcz idiotyczne. - Przyjemny dziś mamy dzień, nie sądzisz? - dodała, przysiadając, trochę niepewnie, na skraju ławki, ciągle podsuwając dziewczynie pod nos torbę z pasztecikami.
Tak więc, ruda pannica nadal siedziała nad sadzawką i kontemplowała ten cudowny widok. Musiała przyznać, że zapach, który badała nozdrzami również był przyjemny. Taki... świeży, nieprawdaż? Ale najlepszy był widok, nie mogła zaprzeczyć. Poprawiła się z lekka na ławce, a raczej wierciła się, aż znalazła odpowiednią dla siebie pozycję. Wkrótce potem zauważyła, jak jakaś dziewczyna o lekko ciemnej karnacji podchodzi do niej. A że Antoinette nie miała w zwyczaju posługiwać się w życiu powiedzeniem "nie szata zdobi człowieka" (przy czym należałoby zaznaczyć, że to powiedzenie nie tyczy się tylko samego ubrania), zlustrowała ją krytycznym spojrzeniem od stóp i głów i skrzywiła się lekko w duchu. Czy owo skrzywienie było widoczne również na twarzy rudej, jej twarzy, tego wiedzieć nie mogła. Tak czy owak, Antoinette woli ludzi białych. A najlepiej tak bardzo białych, jak ona sama. I żeby najlepiej mieli ciekawy pigment włosów, jak przykładowo... no, wiemy, kto. Apsley lubiła się nimi wyróżniać, zwłaszcza że rzadko kto miewa rude, naturalne włosy. Najlepiej żeby ją chwalili. O tak. Sądziła przecież, że na każdym kroku zasługuje na pochwały, nieprawdaż? Kiedy dziewczyna zagadała do Antoinette, ta ostatnia spojrzała na nią jak na wariatkę. Potem jej wzrok przystanął na tym, co ciemna dziewczyna trzyma (nie chodzi tylko o odcień jej skóry, włosy również miała ciemne, bardzo ciemne, kruczoczarne, no ale wiadomo, że osoba o takiej karnacji raczej nie urodzi się blondynem, w tym przypadku – blondynką) i krzywiła się nieco, chociaż nie bardzo odczuwała czegoś podobnego. Ot, po prostu chciała by dziewczyna odczytała to na określony sposób. - Cześć – odparła sucho na powitanie. - Nie, dziękuję. – wzdrygnęła się nieznacznie – Nie chcę jeść niczego, co dotknęło chociaż trochę twych brudnych rąk. – miała tu oczywiście na myśli karnację dziewczyny. - I owszem – odparła na wspomnienie czarnowłosej dziewczyny o pogodzie równie sucho, jak na poprzednie słowa. Mogło to wyglądać tak, jakby Antoinette nie bardzo paliła się do rozmowy, jednakże było zupełnie inaczej – ruda bardzo chciała z nią pogadać, spędzić z nią czas... aczkolwiek chęć bycia wredną przewyższało poczucie, że powinna być miła, uprzejma, a w rezultacie poczęstować się pasztecikiem. Ewentualnie, jeśli już miała zaprzeczyć, powinna grzecznie odmówić. Ale nic takiego się nie stało. Raczej źle. Oj, Apsley, zły ruch, Bardzo zły. Przecież chcesz spędzić nieco czasu z tą dziewczyną, prawda? No właśnie, więc z łaski swojej bądź osobą uprzejmą, kulturalną. Ale nie. Owa Apsley musiała być taka, jak nakazuje jej własna natura. Ciekawe, co potem będzie. Jak zachowa się ciemnowłosa dziewczyna...
Niezbyt zaskoczyła ją reakcja dziewczyny, bo w sumie... Wiadomo, każdy jest inny, a Elenę traktowano na wiele różnych sposobów. Przywykła więc do chłodnych powitań, dziwacznych uwag pod jej adresem i innych tego typu rzeczy. Zapewne jeszcze parę lat temu słysząc coś w stylu brudnych rąk nie wytrzymałaby nerwowo i postanowiłaby pokazać dziewczynie, jak silne są jej ręce. Chociaż w sumie ciekawe, kto w Meksyku mógłby tak powiedzieć, pewnie tylko jacyś jankescy turyści uważający mieszkańców jej kraju za ludzi gorszego gatunku, zważywszy jedynie na odcień skóry. Teraz natomiast Elenie zaśmiała się, zupełnie jakby usłyszała od dziewczyny całkiem dobry żart. - Akurat to było niezłe - skwitowała, wyraźnie rozbawiona. - Zabawna jesteś, wiesz? A skoro nie chcesz, to więcej dla mnie - wzruszyła ramionami, zajadając kolejnego dyniowego pasztecika. - Tak w ogóle to Elena jestem - przedstawiła się, nie przejmując się zbytnio niechęcią, z jaką rudowłosa się do niej zwracała.
Szczerze powiedziawszy Antoinette oczekiwała innej reakcji ze strony dziewczyny z ciemniejszą karnacją. Ruda chyba chciała, by ta, która podeszła do Apsley z zamiarem poczęstowania ją pasztecikiem, odezwała się w podobny sposób. Ale nie. Była uprzejma. I wtedy dopiero w pełni uświadomiła sobie, że słowa ciemnowłosej być może są naszpikowane sarkazmem? Co prawda, od początku podświadomość podsuwała jej pod nos podobne przypuszczenia, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Teraz otworzyła tę część swojego umysłu na oścież, dając jej prawo głosu. Antoinette uważnie jej się przyglądała, jakby chciała zbadać każde zmarszczenie skóry, kiedy ciemnowłosa pokazała na swoim obliczu rozbawienie. Każdy ruch gałek ocznych, każde, chociażby najmniejsze zadrżenie jej ciała, kiedy tak stała, ale to ostatnie już wkrótce uległo zmianie. A ów sarkazm? Nawet nie dopuszczała do głosu myśli, że może się mylić. Przecież – przynajmniej ona sama tak sądziła – jest osobą nieomylną, nieprawdaż?I tak chyba pozostanie – oprócz, co jest oczywiste, chwil kiedy zachowuje się nieadekwatnie do swojego charakteru. - Antoinette – odpowiedziała. I ani na chwilę nie odjęła swojego wzroku, ale, zupełnie tego nie kontrolując, dała jej usiąść obok siebie, przesuwając się nieznacznie na bok. Nie wiedziała, co jeszcze od siebie dodać, co powiedzieć. Dlatego z anielską cierpliwością, oczekiwała następnej reakcji ze strony "brudnej" dziewczyny. A była tego ciekawa, lecz, spójrzmy prawdzie w oczy, kto by na jej miejscu nie był? No okej, może jakieś pojedyncze przypadki. W końcu doszło do tego, że Antoinette oderwała spojrzenie z oblicza swojej aktualnej "towarzyszki" i ponownie zapatrzyła się w sadzawkę. I znowu zaczęła zachwycać się tym widokiem, i chociaż starała się nie bardzo tego po sobie pokazywać, Elena mogła coś tam spostrzec, jeśli oczywiście w tej chwili patrzyła się na rudą. Przełożyła nogę na nogę i pochyliła się nieco w kierunku sadzawki, chwilowo zupełnie ignorując dziewczynę, ale po chwili powróciła do swojej pierwotnej pozycji uznając, że jest jej niewygodnie. Westchnęła głęboko, co nie miało niczego sugerować, ale to od Eleny zależało, co o tym pomyśli.
Czuła na sobie uważne spojrzenie rudowłosej, i w sumie także na nią zerknęła, gdy tylko się przedstawiła. Zarówno w Meksyku jak i w Wielkiej Brytanii nie spotkała jeszcze nikogo o podobnym imieniu. - Miło cię poznać - odparła, z jej twarzy ani na chwilę nie znikł pogodny uśmiech. Miała dobry dzień, i niczyja niechęć nie była jej w stanie tego zepsuć. Może i sprawiała takie wrażenie, jednak w jej słowach nie było ani krztyny sarkazmu. Lubiła poznawać nowych ludzi, więc trzymała się tego, by zawsze zachowywać się sympatycznie. Właśnie dzięki temu zawsze była w stanie znaleźć znajomych, którym później mogła zaoferować pieniądze w zamian za coś, co mogliby dla niej zrobić. Szczerze powiedziawszy, w wielu wypadkach wystarczały tylko pieniądze. Teraz jednak niczego jej nie było trzeba, z resztą nie dysponowała aktualnie dużą ilością gotówki, więc nie zamierzała w żaden sposób przekupywać Antoinette. Zamierzała się zaprzyjaźnić, tak jak zaprzyjaźniła się z Pandorą. No, może pomijając tę część z płaceniem komuś za wypchnięcie drugiej osoby pod przejeżdżające auto. - Jestem z Ravenclaw, a ty? - spytała, w sumie uświadamiając sobie, że owszem, kojarzy rudowłosą z twarzy, jednak tak, jak do tej pory nie znała jej imienia, tak ciągle nie zna jej przynależności. Ale z całą pewnością nie widziałam jej w pokoju wspólnym Krukonów. Po zachowaniu w sumie też nie za bardzo wiedziała, jaki dom obstawić, co prawda potraktowała wypowiedzi Antoinette jako żarty, ale kto wie? Może mówiła poważnie?
- Słuchaj – odezwała się po dłuższym namyślaniu się na ten temat – Masz jeszcze trochę tego pasztecika? – Antoinette zaczynała robić się głodna. Nie zamierzała oczywiście przepraszać dziewczyny za tamtą zniewagę, gdy ciemnowłosa poczęstowała tym pasztecikiem, wedle zasad ogólnej kultury osobistej, rudą pannicę. A raczej... usiłowała poczęstować, bo wiemy przecież jak zareagowała Apsley. Teraz czekała tylko na odpowiedź dziewczyny, mając nadzieję że owa odpowiedź zawrze w sobie również poczęstowanie pasztecikiem. - Bo ja chętnie bym zjadła. – wyszczerzyła się nienaturalnie w jej stronę. A kiedy sprawa pasztecików była już załatwiona, nieważne z jakim finalnym wynikiem, Antoinette powiedziała nowo co zapoznanej koleżance, że i jej jest miło ją poznać. I wcale nie kłamała. To był fakt najprawdziwszy. Najczęściej Antoinette kłamała w żywe oczy i można nawet powiedzieć, że opracowała tę sztukę do perfekcji. Nie zawsze jednak uciekała się właśnie do niej. To zależało od okoliczności. Od ludzi, w których towarzystwie właśnie przebywała. Od swojego stanu... i tak dalej, i tak dalej. - Jestem ze Slytherinu. Mam nadzieję... – tu zrobiła kilkusekundową pauzę – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? – sama nie wiedziała, co kryje się pod tymi słowami. Ale nie rozmyślała nad tym ani – tym bardziej – zamartwiała. A jak Elena to odbierze, to już jej problem.
Czekając na odpowiedź ze strony towarzyszki, gotowa była raczej na to, że dziewczyna po prostu powie, do jakiego domu została przydzielona przez Tiarę. Swoją drogą trochę ją to śmieszyło, w Tecquala nikt nigdy nie bawił się w jakieś domy, wszyscy uczyli się razem. Z kolei tutaj jakaś stara, gadająca czapka decydowała o tym, co komu będzie pisane. No, może nie do końca, ale zdarzały się osoby, przy których Tiara miała wątpliwości. Przy niej tak nie było, gdyż w głównej mierze o domu, do jakiego dostała przydział zadecydował status jej krwi, jednak widziała, jak długo czapka zastanawiała się przy niektórych pierwszakach. W końcu jej uszu dobiegł głos Antoinette, która... Ku zaskoczeniu Eleny spytała o pasztecika. Spojrzała na nią, lekko przechylając głowę, po czym znów posłała jej uśmiech. - No pewnie, częstuj się - odparła, kolejny raz tego dnia podsuwając dziewczynie torbę z dyniowymi pasztecikami. - W plecaku mam jeszcze trochę innych przekąsek. Swoją drogą, Miodowe Królestwo to niezły biznes, w Meksyku nie ma aż takiej różnorodności jeśli chodzi o słodycze - dodała. El dopiero po przyjeździe do Anglii zaczęła naprawdę odkrywać piękno kuchni czarodziejów, w Meksyku główną atrakcją były przysmaki z węży. I w sumie tyle, jak dla niej - nic ciekawego. - Z kolei tamtejsza kuchnia mogłaby nie przypasować czarodziejom z innych krajów - lekko wzruszyła ramionami, przypominając sobie, jak kiedyś na wymianę przyjechali uczniowie z Kanady. Miała niezły ubaw, kiedy jedna dziewczyna dostała ataku paniki dowiadując się, że ma na talerzu gada. Z perspektywy czasu wydawało jej się to trochę wredne, ale cóż, taka już bywała. - O. To nieźle - skwitowała informację o przynależności Antoinette, w jej głosie dało się wyczuć nutkę respektu. - I w sumie dlaczego miałoby mi to przeszkadzać? W Tecquala nie ma takich podziałów jak tutaj, więc przywykłam do różnorodności ludzkich charakterów - dodała szczerze. Jeszcze w czasach, w których nie miała zbyt dużej styczności z czarodziejskim światem zauważyła, jak diametralnie mogą się różnić ludzie, chociażby najbliższa rodzina.
Ucieszyła się, że dziewczyna poczęstowała ją przysmakiem i od razu wzięła duży kęs. Kolejne kęsy były co prawda mniejsze, a to wszystko przez jej chęć delektowania się przez jak najbardziej długi czas – ot, by starczyło jej na dłużej, chociaż była pewna, że Elena ma tego więcej. Zwłaszcza, gdy ciemnowłosa powiedziała rudej, iż ma przy sobie jeszcze więcej przysmaków. A że Antoinette nie dbała zazwyczaj o żadne grzeczności, wypaliła: - Skoro tak, to poczęstujesz mnie? – zamrugała pry tym zalotnie rzęsami, jak to lubiła często robić, jako dodatek do własnych słów, często niezależnie od tego, co te ze sobą niosły. Siedząc, znowu założyła nogę na nogę i kończyła dyniowego pasztecika, a skończywszy, otrzepała o siebie dłonie i westchnęła głęboko, ponownie pogrążając się w kontemplacji widoku przed sobą, jakim była sadzawka z fontanną, a jeśli Elena poczęstowała ją czymś jeszcze, Antoinette chętnie przyjęła dar i ponownie starała się jeść jak najwolniej. Nie tylko po to, by się delektować. Po prostu chciała, by ta chwila trwała o wiele dłużej, gdyż bardzo jej się owa chwila podobała. Już nie była niegrzeczna... no, może poza temu wymuszaniu jedzenia od koleżanki, ale bez czegoś takiego Antosia po prostu nie byłaby Antosią. - A ja bym nie wyobrażała sobie szkoły bez podziału na domy – odparła z pełną buzią. Przełknęła i kontynuowała – Tak jest jakaś selekcja, masz bliższy kontakt z ludźmi bardziej podobnymi do ciebie. – spojrzała na nią i uśmiechnęła się sympatycznie. Wredność minęła, pozostała sympatia, jak to czasami z nią bywało. Ale i tak jej nie przeprosiła za to, jak ją nazwała. I nie zamierzała. Nie to, że zapomniała! Ba, pamiętała, ale ani nie myślała do tego wracać. Po pierwsze, nie chciała jej przepraszać, a po drugie, nie chciała powracać do tego co było. Może to się zmieni? Może... Nagle wpadła na dobry pomysł, o co ją zapytać. - A opowiedziałabyś mi trochę o swoim kraju i o szkole, w której wcześniej byłaś? – mówiąc to, nie nawiązała kontaktu wzrokowego. Nie tym razem. No bo znowu wpatrywała się w wodę. Było to dla niej takie kojące... takie uspokajające.
Kolejny nudny dzień szkolny. Po co ona w ogóle wracała do tego Hogwartu? Żeby umrzeć tu z nudów? Musiała gdzieś wyjść bo nie wytrzyma w mieszkaniu. Na szczęście uratował ją @Kieran Percival Horan z którym zawsze mogła gdzieś wyskoczyć. W jego towarzystwie nie istniało słowo nuda. Całe szczęście. Po umówieniu się z nim i wybraniu odpowiedniego miejsca, przebrała się w krótkie spodenki, top a na nos założyła przeciwsłoneczne okulary. Przecież było ciepło prawda? Zadowolona tak po prostu założyła czarne trampki i wyszła z mieszkania z szerokim uśmiechem na twarzy. Udała się w wybrane przez obojga miejsce, a gdy znalazła sie już tam gdzie chciała zatrzymała się i zaczęła rozglądać dookoła w poszukiwaniu Kierana. Niestety jeszcze go nie było. Tak więc Sunny powoli podeszła do kamiennego murku wokół sadzawki i usiadła na nim. Po chwili jednak westchnęła głośno i odwróciła się bokiem do tafli wody. Podciągnęła kolana pod brodę tak by nie zamoczyć butów. Musiała się skupić by nie wpaść do wody. Z kolejnym tym razem cichszym westchnięciem przymknęła powieki. Gdzie on się do jasnej cholerki podziewał? Miał być punktualnie a tu co? Spóźnialstwo trzeba karać. Tak więc jaką by tu karę mu zafundować? Kąpiel w sadzawce? Nie w taki upał to by była czysta przyjemność a nie kara. Może, może..W sumie nie wiedziała co wymyślić. Jakoś dziś nie miała do tego głowy. Na pewno później coś przyjdzie jej na myśl. A teraz wróćmy do pytania: Gdzie on kurka wodna jest?! Nabrała powietrza do ust po czym powoli je wypuściła. Jak mógł ją olać? Ta zniewaga krwi wymaga! Trzeba go zamordować. Nic dodać nic ująć. Gotując się z wściekłości poderwała się ku górze i to był błąd. Zachwiała się niebezpiecznie i .. i .. ( Czy Kieran zdążył na czas i uratował ją przed kąpielą? A może jednak Panienka Saltzman runęła jak długa do zimnej wody? )
Od jakiegoś czasu pisanie z Sunny sprawiało mu niesamowitą przyjemność. Dlaczego nigdy z tą dziewczyną jakoś specjalnie nie spotykali się? Jedynie wyjście na piwo kremowe w chłodne dni. Dzisiaj było dość ciepło, a oby dwoje nudzili się w domu. Może i Kieran się nie nudził, bo akurat ogarniał lokum. Mieszkanie samemu sprawiało, że wariował w domu. Kieran i sprzątanie? O niego w słowniku nie było słowa jak porządek. Zawsze miał wszędzie burdel, a nie raz chłopcy z dormitorium darli na nim koty z tego powodu. Nigdy się tym specjalnie nie przejmował, bo był u siebie, tak? A doskonale wiedział, że robili sobie z niego żarty. Umówił się z puchonką w Hogsmeade. Ostatnimi czasy bardzo dużo czasu spędzał właśnie w tej wiosce. Zresztą gryfon zawsze lubił tutaj spędzać czas. Hogwart i Hogsmeade to były jego ulubione miejsca. Zwłaszcza jeżeli była taka pogoda jak dzisiaj. Poza tym zimą było tutaj bardzo pięknie, te wiszące lampki świąteczne na każdym sklepie czy pubie. Naprawdę to nawet jego poruszało. Pojawił się w ostatnim momencie. Przyśpieszył nawet do biegu kiedy widział, że puchonce groził upadek, upadek i to do wody. Nawet się zaśmiał pod nosem, bo sam nie wiedział czy pomóc czy też nie. Śmiesznie i przede wszystkim seksownie by wyglądała taka cała mokra. Ale jak na gryfona przystało postanowił jej pomoc. Pojawił się w mknieniu oka obok niej i złapał ją w talii przytrzymując ramię drugą dłonią. - I co tutaj teraz z Tobą zrobić... - zaśmiał się nadal trzymając ją w lekkim ukosie. Sunny była na tyle drobną dziewczyną, że nie miał problemu z tym, że zaraz razem wpadną do tej wody. Znając dziewczyny to pewnie broniła się przed tym rękami i nogami. Zresztą mieli różdżki, byli na tyle wykształconymi studentami, że bez problemu mogli sprawić, że po zmoczeniu nie byłoby znać.
Z otworzonymi szeroko oczyma wymachiwała rękoma starając się złapać równowagę. Niestety przynosiło to marne skutki. Kiedy już miała lądować w wodzie poczuła jak ktoś obejmuje ją w pasie i podtrzymuje. Odwróciła głowę by spojrzeć kto to. Widząc Kierana odetchnęła z ogromną ulgą. Jednak jej nie olał. Całe szczęście, już myślała że uważa ją za jakąś świruskę nie dającą mu spokoju a tu proszę. Pojawił się i jeszcze uratował ją przed kąpielą. Cóż za prawdziwy mężczyzna. -Myślałam, że nie przyjdziesz. Dziękuję, że mnie uratowałeś.-powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy i próbując stanąć na nogi szarpnęła go tak niefortunnie, że niestety żadne z nich nie mogło ominąć kąpieli. Ona nie miała najmniejszych szans bo wisiała w powietrzu, a przez jej wierzganie i bezmyślność jej towarzysz również nie miał szans. Runęli do wody jak dłudzy. Sunny wynurzyła się oddychając szybko. -Matko boska..!-wrzasnęła odgarniając mokre włosy, oblepiające jej policzki. Na szczęście woda nie była lodowata a wręcz bardzo przyjemnie chłodząca w takie gorące dni. Powoli spojrzała na Kierana przepraszającym spojrzeniem i westchnęła cichutko. Podpełzła do niego powoli i zaczęła mu się uważnie przyglądać. -Hmm, właśnie wygrałeś konkurs na mistera mokrego podkoszulka.-powiedziała rozbawiona po czym zaczęła się cichutko śmiać. Kiedy już skończyła rozejrzała się dookoła czy nikt na nich nie patrzy. Przemoczone ubrania nie były najwygodniejsze. Mokry podkoszulek jak na złość przylepił się do jej ciała na wysokości biustu odsłaniając brzuch. Sunny nawet tego nie zauważyła, przecież miała na sobie bieliznę. -A tak na prawdę to nie myślałam, że oboje tu wpadniemy.-powiedziała zerkając na chłopaka kątem oka.
Gdyby to Sunny powiedziała głośno mogłaby dostać nijaki opieprz. Może i nie zna go bardzo dobrze, ale chyba powinna wiedzieć, że Kieran nigdy nikogo nie olewa. Owszem, może się spóźnić, ale jednak nie olać całkiem. Jeżeli miałby się nie zjawić na pewno by dostała od niego jakąś wiadomość. Przecież w świecie czarodziejów istnieją sowy, listy dzięki którym czarodzieje mogą się komunikować. Sunny była swego rodzaju ważna w jego życiu i na pewno by jej nie odmówił spotkania. Tym bardziej teraz kiedy każde takie spotkanie dla niego to jak różdżka dla czarodzieja, niezbędna. Pokręcił lekko głową, jak tak mogła pomyśleć. Wzruszył jedynie ramionami i nic nie zdążył powiedzieć, bo oby dwoje wylądowali w tej sadzawce. O cholera. Wynurzył się otrzepując głowę. - Mister mokrego podkoszulka? - spojrzał na nią i zaczął się śmiać. No nic się teraz nie poradzi. Na szczęście na dworze było na tyle przyjemnie, że chłód im nie groził. Przyjrzał się temu co Sunny sobą reprezentowała. Była naprawdę bardzo pociągająca, a mokre ubrania jeszcze bardziej sprawiały, że Kieran zaczął powoli świrować. Szkoda, że miała bieliznę, bo dosłownie mógłby przejrzeć ją na wylot. Nie czekając dłużej wyskoczył z sadzawki i podał jej dłoń, żeby pomóc wyjść. - No ja też nie myślałem, ale przyznaj się, że zrobiłaś to specjalnie. - mruknął do niej i spojrzał na nią podejrzliwie z lekkim uśmiechem. - Wychodź, wychodź, bo jeszcze nas zamkną w Azkabanie za naruszenie spokoju publicznego. - mruknął żartobliwie. Poza tym pogoda była bardzo zgubna i mimo iż było im ciepło jutrzejszy dzień może wszystko wywrócić do góry nogami. Kieran był odporny, nie raz w samym koszulku wychodził w zimę na zewnątrz i nic mu nie było, ale obawiał się tego, żeby Sunny tego nie odchorowała.
Tak, tak chłopak miał rację powinni wyjść bo jeszcze ktoś to zgłosi. Ujęła jego dłoń i wyskoczyła z sadzawki. Stanęła obok niego i otrząsnęła się z wody jak przemoczony kociak. Mogło to wyglądać na prawdę zabawnie i pewnie tak też wyglądało. Nie przejmowała się tym zbytnio. Ostatnio zbliżyli się do siebie z Kieranem na tyle iż mógł widzieć takie głupkowate zachowania z jej strony. -Na prawdę nie zrobiłam tego specjalnie.-powiedziała przybierając smutny wyraz twarzy, oczywiście na żarty. Szturchnęła go delikatnie w ramie i zaśmiała się. -Całkiem przyjemna i orzeźwiająca kąpiel. Nie uważasz?-spytała a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Zaczęła mu się uważnie przyglądać od stup do głów. No..no wyglądał bardzo przystojnie w tych przemoczonych ubraniach. Nic dodać nic ująć. -Na prawdę do twarzy Ci w przemoczonych ciuszkach.-dodała nie przestając się uśmiechać. Poprawiła swój podkoszulek tak by zakrywał jej ciało. No cóż i tak prześwitywał, ale nie siejmy paniki. Nikogo prócz nich tu nie było. Odgarnęła kosmyki mokrych włosów i spojrzała na gryfona. -To na co masz ochotę? Usiąść gdzieś i porozmawiać, czy może masz inny pomysł?-spytała zerkając na niego z ogromnym zaciekawieniem, którego nie miała zamiaru ukrywać. Była otwarta na jego propozycję, w końcu to przez nią był cały przemoczony więc wypadało mu to jakoś wynagrodzić. -Mów, nie krępuj się. Muszę ci jakoś wynagrodzić tą kąpiel.-dodała pospiesznie nie przestając się uśmiechać.
Z Sunny jakoś nigdy specjalnie nie spędzali ze sobą wolnego czasu. Do tej pory Kieran zawsze był w towarzystwie swoich kumpli i jak się z nią widział to i ona z nimi. Może nie było kiedy normalnie pogadać? A Kieran też nigdy nie patrzył na nią inaczej. Była jedynie koleżanką z roku i tyle. Lubił ją, podobała mu się, ale nigdy nie patrzył na nią inaczej jak na inne dziewczyny. Może to był jego błąd? - Oj bardzo przyjemna. - zaśmiał się nie ukrywając tego, że dziewczyna podobała mu się w takim stanie. Patrzył na jej ciało jak sęp na mięso, ale chyba na tyle go znała, że wiedziała iż nigdy nie kalkuluje, mówi to co tak naprawdę myśli. Gdyby był pewny swoich uczuć mógłby od razu palnąć do niej zdanie po którym dziewczyna pewnie by uciekła i nie chciała go już więcej razy widzieć. - A Ty? Nic dziwnego, że pochodzisz z francuskiej szkoły. Słyszałem, że tam co jedna to ładniejsza. - mruknął do niej. No ta szkoła słynęła z pięknych kobiet i doskonale o tym wiedział. Już kilka dziewczyn z tamtej szkoły przeniosła się tutaj i doskonale wiedział co mówił. - Wiesz pomysłów to ja mam wiele... - oznajmił i zaśmiał się. Chyba głupi by się domyślał co ten żart mógł znaczyć, ale nie ukrywał zainteresowania dziewczyną. Oczywiście nie oczekiwał tego, że dziewczyna od razu pójdzie z nim do niego i ten teges. Kieran słynie z tego, że właśnie takie relacje miał z kilkoma studentkami, ale do Sunny darzył sympatię, oraz szacunek więc zwyczajnie nie wypadało. - Już mi wynagrodziłaś... Naprawdę wyglądasz słodko. - wyznał i poruszał z niedowierzaniem głową. Jak dobrze, że on się dzisiejszego dnia spóźnił na to spotkanie inaczej pewnie te widoki by mu przeszły koło nosa, a to byłaby naprawdę olbrzymia strata.
Zaśmiała się cichutko słysząc jego słowa. Oczywiście, ze zauważyła jak na nią patrzył i schlebiało jej to. Podobała mu się a on jej. Jednak nic z tego nie będzie. Byli tylko dobrymi znajomymi. Tak szczerze to pierwszy raz spotkała się z nim sam na sam. Zawsze był ze swoimi kolegami. Gdzie oni tam i on, gdzie on tam i oni. A dziś? Nie było ich, szok. Dla Sunny była to doskonała wiadomość. Jakoś nie miała ochoty by oglądali ją w przemoczonych i prześwitujących ubraniach. Już wyobrażała sobie ich miny i teksty. Na samą myśl o tym wywróciła teatralnie oczyma. Słowa Kierana wyrwały ją z zamyślenia. -Tak uważasz? No jakoś nigdy nie przyglądałam się żadnej francuzce.-stwierdziła z rozbawieniem i zaśmiała się cichutko. Jeszcze raz przyjrzała się z ogromną uwagą Gryfonowi. Byl przystojny, bardzo..bardzo..bardzo przystojny. Ale co z tego? Nie mogła jakoś wyobrazić sobie Kierana jako swojego chłopaka. Dlaczego? Może dlatego, że nigdy o tym nie myślała, ani nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób. Zresztą on pewnie też nie. Jakoś nie słyszała od niego nic co by chociaż sugerowało, że na prawdę mu się podobała i myślał o niej w TEN sposób. -Na prawdę? A mogę wiedzieć jakie masz te pomysły?-spytała z zaciekawieniem robiąc kilka kroków w jego stronę. Zatrzymała się tuż przed nim, tak że ich ciała prawie się ze sobą stykały. Oczywiście iż wiedziała jakie to ma pomysły. Chciała się jednak z nim troszeczkę podroczyć. Jego kolejne słowa były no cóż bardzo miłe. -Ah, dziękuję to na prawdę miłe z twojej strony.-dodała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Pewnie tak. Gdyby byli tutaj jego koledzy to Sunny miałaby przechlapane. Może i Kieran by ich nieco uciszał, ale czy to by coś dało? Na pewno puchonka prędzej czy później uciekłaby stąd w popłochu. Dzisiaj ich tutaj nie było i miał nadzieję, że żaden z nich się tutaj nie zjawi. Chociaż kto to wie? Oni byli nieobliczalni, ale od jakiegoś czasu nie mieli tak zażyłych relacji jak to było wcześniej. Od kiedy poszedł na studia miał wrażenie, że dorośli i przestali się tak wydurniać. Owszem od czasu do czasu ktoś palnął jakimś tekstem, ale to jednak nie było to samo co kiedyś. Kiedyś potrafili spędzać godzinami na szkolnych korytarzach zaczepiając innych uczniów, czy też nawet znęcając się nad niektórymi. O tak. Sunny chyba nie znała Kierana od tej strony, ale swego czasu nie jeden młody ślizgon był ofiarą ich zabaw. Czy się tego wstydził? Na pewno w jakimś stopniu tak, ale kto tak nie robił? Gryffindor, a Slytherin to można powiedzieć byli książkowi wrogowie. On na to nigdy specjalnie nie patrzył. Miał znajomych z tego domu i uznawał, że nie wszyscy są tacy sami. Ale jak sięgnie głęboko w pamięci to zdarzały się osoby, którymi gardził z tego domu i jedynie zasługiwały na podbicie oka w dość zaistniałych sytuacjach. Sam nie rozumiał ruchów puchonki. Ona naprawdę zachowywała się tak jakby zaraz miała skoczyć mu do łóżka. Może i się z nim bawiła, ale Kieran można powiedzieć był spragniony krwi i odbierał wszystko tak jak to widzi. Poza tym który facet tak nie reaguje? Stała przed nim dziewczyna, piękna dziewczyna, której praktycznie wszystko widział przez prześwitującą bluzkę, która jeszcze pięknie układała się na jej zgrabnej sylwetce. Widząc, że dziewczyna się do niego zbliżyła, dość mocno zbliżyła Kieran uniósł prawą dłoń i wierzchem pogładził ją po policzku. Sam nie wiedział czy to już nie był ruch przez który zaraz dostanie porządne lanie, ale nie przejmował się tym. Bo to pierwszy raz dostanie w mordę za takie zachowanie? - Nie wiem czy chciałabyś je znać. - mruknął do niej cały czas trzymając dłoń na jej policzku. Spojrzał jej głęboko w oczy. Cholera! Kieran. Ty jeszcze myślisz o Clary, a tu już następna? Ale szczerze powiedziawszy nie uważał, że z tego może wyjść coś poważnego, dlatego na takie kroki sobie pozwalał, ale los płata różne figle i nie wiadomo co im przyszykował.
Z ogromnym zainteresowaniem wpatrywała się w Kierana. Jego wyraz twarzy i spojrzenie mówiły dosłownie wszystko. Jego myśli miała podane na tacy i nawet troszeczkę ją to rozbawiło. Taki niewinny ruch a zdziałał cuda. Stała od niego dosłownie parę milimetrów w milczeniu czekając na jakąkolwiek jego reakcję. Kiedy ten uniósł dłoń zmrużyła delikatnie powieki i już po ułamku sekundy czuła opuszki jego palców na swoim policzku. Drgnęła niespokojnie nie przestając się w niego wpatrywać. Czy cała ta sytuacja była dobrym pomysłem? Z ogromną intensywnością zastanawiała się nad tym co mogło się stać. Analizowała każdy możliwy scenariusz i dziwnym trafem każdy kończył się w bardzo podobny sposób. Na jego słowa odpowiedziała cichutkim westchnieniem. Powoli uniosła dłoń i ujęła jego rękę powoli odsuwając ją od swojego policzka. Zrobił krok w tył po czym wykonała piruet z ogromną gracją. Zatrzymała się na powrót na przeciw Kierana i posłała mu słodki uśmiech. -Ok, więc usiądźmy gdzieś gdzie nikt nam nie przeszkodzi i tam zdradzisz mi swoje pomysły.-zaproponowała a uśmiech nie znikał z jej twarzy nawet na sekundę. Złapała jego dłoń i pociągnęła go w nieznanym dla siebie kierunku. Miała nadzieję, że natrafią na jakieś zaciszne miejsce gdzie oboje będą mogli się zrelaksować po rozpoczęciu szkoły. Puchonka tak jak i Gryfon byli studentami więc nauka i zajęcia były stresujące. Chwila relaksu im nie zaszkodzi. Już po kilku minutach wędrówki Słoneczko znalazła idealne miejsce. Pociągnęła delikatnie Kierana za sobą w wyznaczonym kierunku. Znaleźli się na trawie pod jednym z drzew znajdujących się przy sadzawce. Wypuściła dłoń gryfona i oparła się plecami o drzewo wpatrując się w niego z zaciekawieniem.
Zbyt bardzo się zagalopowali? Kieran czuł, że jednak tak, że Sunny zaraz wymyśli coś przez co Kieran będzie zdala od niej. Na dobrą sprawę to wcale by się takiego zachowania się zdziwił w końcu wykonał ruch dość jednoznaczny przez co dziewczyna mogła się go zwyczajnie przestraszyć. Czy się tym przejmował? Na pewno, ale czym jest życie bez ryzyka. Nikt im nie kazał się wiązać od razu na całą wieczność chociaż w ich przypadku są już na tyle dorośli, że można o takich sprawach myśleć. Jednak czy oni są dla siebie pisani? Kieran miał bardzo mieszane uczucia i sam nie wiedział za bardzo co robi. Chciał się nieco zabawić, a tutaj takie bum. Nie czekając długo poszedł za Sunny w końcu nie miał wyjścia, bo ta ciągnęła go za rękę. Ale wcale się też nie miał zamiaru przeciwstawiać. Doszli w miejsce gdzie mogli sobie usiąść i porozmawiać. Za bardzo też nie mieli o czym. Przecież mało co się znali, a tutaj tylko takie mizianie po policzku, ale sprawiło, że Kieranowi i za pewne Sunny serduszko zabiło kilka razy mocniej. Czy Kieran chciał się zakochać już teraz? Chyba nie miał wyjścia, jak to mówią miłość przychodzi z nienacka i nikt się tego nie może spodziewać. Trudno tutaj mówić o miłości co najwyżej mocne zauroczenie. - Jak tam powrót do szkoły? - zapytał nieco uspokoić atmosfere. Nie chciał mówić teraz o tych jego pomysłach, bo jednak to nie był czas i miejsce na takie wyznania. Poza tym mało co się znali, a Sunny chyba doskonale zdawała sobie sprawę z tych pomysłów. Kieran sam wpadł we własne sidła.
Nie przestraszyła się zbliżenia ze strony chłopaka. Podobało jej się to, ale jakoś nie mogła pozwolić na więcej. Czuła, że jeszcze nie przyszła na to odpowiednia pora. Mieli przecież dużo czasu dlatego też sprytnie wywinęła się od tego i zmieniła też przebieg spotkania w bardziej naturalny. Oczywiście, że spodobał jej się gest Gryfona. Jednak miała dość mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Przecież tak właściwie w ogóle się nie znali. Spotkali się parę razy w gronie jego znajomych, ale nie rozmawiali ze sobą na jakieś poszczególne tematy. Nie poznali się bliżej ani nic podobnego. Teraz oczywiście mieli okazję, ale czy oboje byli chętni na to bliższe poznanie? Na zacieśnienie swoich więzi? Na długą rozmowę o czym lubią a nie lubią? Sunny sama nie była do końca tego wszystkiego pewna. Westchnęła bezgłośnie opierając się o drzewo, przeniosła spojrzenie z Kierana na drzewa, które znajdowały się za nim. -Ciężki. Nie spodziewałam się, że będzie tak trudno wrócić po roku. Myślałam, że wrócę i będzie jak dawniej.-odpowiedziała wracając spojrzeniem do gryfona. Czy była aż taka naiwna myśląc że wróci jak gdyby nigdy nic? Zostawiła wszystko i wszystkich bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, nie dając znaków życia i chciała wrócić od tak do dawnego życia. Toż to szaleństwo, naiwność która nie znała granic. -A Ty? Jak tam? Wpakowałeś się już w jakieś kłopoty czy jeszcze nie zdążyłeś?-zagaiła z rozbawieniem zerkając na chłopaka.
To wszystko potoczyło się za szybko. Kieran na siłę chciał sam siebie uszczęśliwić. Zbyt wiele niedobrego stało się ostatnio w jego życiu i chciał sobie to jakoś zrekompensować, ale czy to rozsądne dla własnego dobra uszczęśliwiać się na siłę? Sunny była bardzo fajną dziewczyną i dopiero teraz do niego dotarło, że nie może jej traktować jak inne dziewczyny. To byłoby okropne. Mieli czas, żeby się bliżej poznać. Kto wie co z tego wyniknie, ale nie można od razu iść do łóżka, prawda? Gryfon już na tyle wydoroślał, że całkiem inaczej sobie postrzegał związek męsko damski. Kieran za bardzo nie wiedział i nie znał życiorysu kobiety więc tak naprawdę trudno mu było cokolwiek powiedzieć. Na pewno zostawiając wszystkich jest trudno wrócić i żyć jak dawniej. Pewnie jej przyjaciele się od niej odwrócili i teraz zachowują się jakby nigdy się nie poznali. On doskonale znał to uczucie. Co prawda nikogo nigdy nie zostawił, ale jednak relacje się z roku na rok pogarszają. Czy w ogóle istnieje prawdziwa przyjaźń? Chłopak do tej pory nie znalazł odpowiedniego kandydata na przyjaciela. Co z tego, że ze sobą rozmawiali jak przychodzi odpowiedni moment a ten się od niego odwraca. Przyjaźń? - Wrócić? Czyli wyjechałaś, tak? - zapytał patrząc na nią. Może i czegoś ciekawego się od niej dowie trochę ją pozna. - Sunny ja już z tego wyrosłem. Pakowanie się w kłopoty w szkole to błahostka z tym co się działo w moim życiu. - mruknął i westchnął głośno. Sam nie wiedział czy jest w stanie o tym rozmawiać i wyjawić jej to czego większość znajomych mogłaby się jedynie domyślać. - Ale nie chce o tym gadać. - oznajmił od razu ostrzegając dziewczynę, że nie jest zdolny do wyjawnienia swojego stanu rzeczywistego. Nie chodziło o to, że jej nie ufał czy coś, ale zwyczajnie nie miał ochoty wracać do tego. To wszystko za wiele go kosztowało, żeby opowiadać o tym na lewo i prawo. Kto wie może Sunny nigdy się nawet o tym nie dowie. Nie ma co wracać do przeszłości, bo to jedynie zawracanie sobie nie potrzebnie głowy, a też nie ma co rozmyślać nad tym co się mogło stać gdyby postąpił inaczej.