Gwen szła na przodzie ich dwuosobowej wycieczki. Ubrana była ciepło, jak przystało na zimę. Mimo, że w tym roku ta pora trwała dość długo, to jednak dziewczyna chciała iść do owej Krainy. Słyszała o niej, nie była tam osobiście. Zawsze coś jej się przypominało innego. A teraz miała ku temu powód. Postanowiła zacząć przyzwyczajać Maxa to tego, co go może czekać jeśli zostaną razem na dłużej. Gwen nie zamierzała spędzać życia na wegetowaniu w jednym miejscu. Nie zniosłaby tego. Takie życie nie było dla niej, bo ona nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu na dłużej. Szli dość długo, ale kiedy tylko pojawiły się pierwsze oznaki śniegu, Gwen przyspieszyła i prawie wybiegła z lasu. Już żałowała, że wcześniej nie dane było jej tu przyjść. Chociaż mogła,ale jakoś nie mogła tu trafić. Przed nią rozciągał się widok iście bajkowy. Wszystko to, co było najpiękniejsze na tym świecie. Bezchmurne niebo, niezamarznięte jezioro, biały śnieg. - Pięknie tu, nie sądzisz?
No Max również musiał się ubrać, bo nie wiedział czy długo tam będą siedzieć, a bardziej patrzył na Gwen jakby ona zmarzła żeby miał czym ją odziać, on tam mógł później leżeć w łóżku, a ona lepiej, żeby nie leżała. Nie chciał aby się rozchorowała, zresztą Max był odporny i to aż za bardzo. Już nie pamiętał kiedy był na cokolwiek chory. Jemu się to bardzo podobało, wcale nie musieli siedzieć w jednym miejscu. Jemu to było na prawdę bardzo obojętne, a najwazniejsze, żeby jej się wszystko podobało i odpowiadało. Maxowi zależało jedynie na jej szczęściu i na jej towarzystwie, a więc jeśli ona chciała tam iść to on nie widział żadnych przeciwskazań, nawet jeśli to miejsce by go nie interesowało, a prawda była taka, że nigdy tutaj nie był, więc chcial je zobaczyć i sam ocenić. To miejsce w które zabrała go Gwen było na prawdę bardzo piękne. Bardzo mu się tutaj podobało i chciał spędzić tutaj z nią jak najwięcej czasu ile tylko będzie to możliwe, bo wiadomo, że nie będą tutaj siedzieć cały dzień, chociaż on z pewnością by nie zaproponował jej pójścia do zamku, czekał tylko i wyłącznie na jej ruchy. - Tak, jest tutaj bardzo pięknie. - powiedział do niej. Przytulił ją i spojrzał jej w oczy. - Dziękuję Ci, że mnie tutaj zabrałaś.
- Masz duże braki w zwiedzaniu, więc trzeba zacząć jak najwcześniej. Okolice szkoły to tak na prawdę drobna część tego, co jeszcze można zobaczyć. Wyswobodziła się z objęć Maxa i uśmiechnęła się do niego szeroko. Naprawdę cieszyła się, że mu się podoba. Miała nadzieję, że nie mówił tak tylko ze względu na nią. Bardzo chciała mu pokazać jak najwięcej. Ona widziała dużo, bo rodzice podróżowali. Głownie tata Gwen. - Chodźmy dalej - powiedziała Puchonka biorąc chłopaka za rękę. Skierowała się na jedno z wzniesień. Było dość strome i na tyle zasypane śniegiem, że bez problemu da się po nim zjechać. - Teraz będziesz zjeżdżał z jabłuszka - oznajmiła mu puszczając jego rękę. Z plecaka wyciągnęła plastikowe zielone jabłuszko. - To coś jak sanki, ale znacznie lżejsze do noszenia. Umiesz chyba zjeżdżać na sankach? Gwen czasami miewała szalone pomysły, ale taka już była.
Uśmiechnął się do niej lekko gdy ta oznajmiła, że jeszcze wiele jest miejsc, których z pewnością nie widzieli. Dlaczego by nie zobaczyć ich. On tam lubił takie wycieczki, tym bardziej, że w każdym miejscu może znaleźć jakieś rośliny, a przecież on te rośliny uwielbiał. Mógłby nad nimi siedzieć godzinami, marzyła mu się w przyszłości jakaś praca z nimi, ale żadnej takowej nie widział w okolicy. Nauczyciel? Oj on by się chyba do tego nie nadawał, on ma za dobre serce do wyzywania na te bezbronne dzieciaki, chyba, że by go na prawdę wkurzyli to wtedy by nie patrzył czy ma lekcje z pierwszakami, czy z klasą o sześć lat starszą. - Widzisz. To dobrze, że mam Ciebie, teraz chociaż zobacze wszystkie tajemnicze miejsca magicznego świata. - powiedział do niej. W Hogwarcie raczej nic by go nie zdziwiło, bo co tam mógł szczególnego zobaczyć. Wszystko było praktycznie takie same, a zresztą podczas siedmiu lat chyba zwiedził już cały Hogwart. Na pewno zostało parę miejsc, które nie widział, ale te które najbardziej go interesowały z opowieści mial już za sobą. Nie, miejsce było na prawdę przepiękne, wcale nie mówił tak, bo dziewczyna znajdowała się koło niego. Lubił nowe miejsca, ale też szybko mu się nudziły i pewnie gdyby był tutaj sam już by się zbierał do opuszczenia go. Kiwnął jedynie głową i objął jej dłoń idąc za nią. Sanki, sanki... Co to były sanki? Ano tak. Już wiedział, tylko problem polegał w tym, że on raczej na takich mugolskich sprzętach nie jeździł, ale nie chciał się do tego przyznać, bo aż mu było wstyd. Przecież nad morzem nie był, w górach też nie to nie chciał się już do niczego przyznawać. - Jasne, umiałem, ale już jestem dużym chłopcem i dawno nie jeździłem, ale postaram się spróbować, ale Ty musisz zjechać pierwsza. - powiedział do niej lekko się uśmiechając. Chciał sobie w ten sposób przypomnieć ten sposób zjeżdżania i tyle.
Można było powiedzieć, że po części Gwen nadal była dzieckiem. I jakoś specjalnie nie chciała tego zmienić. Lubiła siebie taką, jaka była. A skoro Maxowi to nie przeszkadzało, to nie widziała sensu się zmieniać. - Jak rozumiem chcesz zobaczyć moją porażkę? No, ale niech ci będzie. Położyła jabłuszko na ziemi i zajęła pozycję do zjazdu. Max na bank będzie miał z niej niezły ubaw. Jednakże na ogół Gwen specjalnie się tym nie przejmowała. A mugolskie zabawki były dla niej czymś całkiem normalnym mimo, że jej rodzice wychowali się w rodzinach magicznych. Wynikało to z faktu, że Gwen miała nie magicznych znajomych w dzieciństwie. Po za tym była jeszcze jej ciocia. Puchonka odepchnęła się mocno nogami i zjechała czując na policzkach pęd powietrza. Dla podkreślenia wagi tego zjazdu zaśmiała się. Zjazd niestety nie trwał długo. Górka nie była znów tak duża. Osobiście von Ingersleben zjeżdżała z większych. Wolała jednak nie połamać swojego chłopaka, bo jeszcze da nogę i co wtedy? - Teraz ty - powiedziała wbiegając sprawnie pod górkę.
Każdy po części zawsze będzie dzieckiem na pewno dla swoich rodziców. Max nie raz również zachowuje się jak dziecko, jeśli coś mu nie pasuję to jest zły na cały świat, a czy małe dzieci właśnie tak nie mają? Oczywiście, że Gwen nie może się zmienić nawet o jeden procent. Poznał ją taką, pokochał ją taką i ona taka ma zostać no chyba, że jakieś drobne zmiany, ktore może jakoś przecierpi, ale jak na razie na to się nie zanosiło. Zaśmiał się. Nie, po prostu chciał zobaczyć jak ona to robi, ten przyrząd widział chyba po raz drugi w swoim życiu. Nigdy go to jakoś zbytnio nie interesowalo, bo niby po co miał się tym interesować. Był mały to miał inne zajęcia w świecie czarodziejów na prawdę nikt się nie potrafił nudzić. - Ja? No dobrze... - mruknął i w mgnieniu oka wsiadł na to jabłuszko odpychając się. Dość, że górka była mała to jeszcze chłopak zrobił fikołka i leżąc na śniegu zaczął się śmiać.
Gwen wybuchnęła śmiechem widząc, jak Max ląduje w śniegu. Przypominało jej to, jak ona wiele razy spadała z sanek w śnieg lub jak ją z sanek spychał brat czy kuzyn. Dla Gwen każda pora roku miała swój jedyny i niepowtarzalny urok, którego brakowało pozostałym. Puchonka zeszła szybkim krokiem z górki uwaliła się na ziemi koło chłopaka. - A teraz robimy aniołka- oświadczyła mu. Zaczęła machać rękoma i nogami rozgarniając w ten sposób śnieg. W Śnieżnej Krainie na pewno i tak zaraz wyczyny Gwen zostaną zasypane śniegiem. I to było bardzo dobre, ponieważ za każdym razem, kiedy będzie tu przychodzić Kraina na nowo będzie wyglądać jakby była przez nikogo nie tknięta. - Powiedz mi tka szczerze - zaczęła po chwili. - Nie denerwuje cię, że zachowuję się, że tak powiem, mało dziewczęco?
Ta zabawa wyglądała jakby dwoje małych smarkaczów bawiły się w śniegu, ale dlaczego nie cofnąć się trochę w rozwoju? Przynajmniej jest bardzo dobra zabawa, a on nie miał zamiaru tego przerywać. Teraz nie przejmował się tym, że ma siedemnaście lat i pewnie uczniowie z jego wieku by się z niego nabijali, ale niech sobie sami tego spróbują to zobaczą jak jest fajnie. On niestety aniołka nie potrafił robić, albo inaczej nigdy nie robił i chyba nie chciał tego spróbować. Przyglądał się Gwen i śmiał się pod nosem. - Nie, wręcz przeciwnie. Taką Cię poznałem i wolałbym, żebyś się nie zmieniała. - powiedział do niej i uśmiechnął się do niej. Po chwili leżał już obok Gwen przytulając się do niej. Przeturlikali się tak, że dziewczyna w tym momencie leżała na nim. Czy powiedzieć jej o ślizgonce? Nie chciał tego tematu poruszać, ale może warto powiedzieć prawdę i poczekać na reakcję Gwen niżeli dowie się od kogoś innego, prawda? Bał się tego co zrobi Gwen, ale nie miał innego wyjścia. - Gwen musimy porozmawiać, porozmawiać poważnie. - mruknął nie zmieniając swojej pozycji. Najchętniej przytuliłby ją tak, aby ta mu nie uciekła. Bo kto wie jaka będzie jej reakcja. O Quinn musiał jej powiedzieć. Niby dziewczyna obiecała mu, że nie będzie rozmawiała z Gwen, że ona o tym nigdy się nie dowie, ale mimo iż byli przyjaciółmi średnio jej ufał w tych sprawach. Potrafiła się zdenerwować i co będzie wtedy?
- Miło mi to słyszeć - zaśmiała się Gwen. Przytuliła się na chwilę do Maxa. Podświadomie wiedziała, że przecież gdyby mu to przeszkadzało nic by z tego nie wyszło. A przecież zawsze tak się przy nim zarachowywała, więc z wyprzedzeniem wiedział, co go ewentualnie czeka. Poważne rozmowy? Oj jakże bardzo ona ich nie lubiła. Zawsze się starała przed nimi uciekać i wzbraniała się wszelkimi możliwymi sposobami. No, ale przecież nie można tak robić. Dorosłe życie wcale nie jest takie proste i łatwe jak się wydaje. A ona przecież w grudniu będzie miła już osiemnaście lat. Po wakacjach zaczną się studia. Mimo, że wiedziała, co chce zrobić ze swoim życiem zawsze chciała jak najdłużej cieszyć się beztroską. I może to był błąd w jej wychowaniu? Cała rodzina pozwalała Gwen, jej bratu i kuzynowi na wiele i za bardzo nie przejmować się niczym. Czemu nie można być wiecznym dzieckiem? - O co chodzi? Wolałaby mieć to z głowy, cokolwiek to miało być. Puchonka zeszła z Maxa i usiadła wygodniej na śniegu. Łatwiej jej się przetrawiało poważne rzeczy jak zajmowała swoją ulubioną pozycję.
To przytulenie było dla niego bardzo wazne, bo kto wie czy to nei będzie ostatni ich uścisk. Nie chciał stracić Gwen, ale co będzie jeśli ona nie zareaguje tak jak Max sobie tego życzył? Oczywiście, to nie jest koncert życzeń, ale nie mógł sobie wyobrazić dalszego życia bez niej, będzie mu na pewno trudno, ale może Gwen wcale nie będzie aż tak bardzo zła, a jak z nim zerwie? Wiele pytań błądziło po jego głowie i nie wiedział, cały czas nie był przekonany czy jej o tym powiedzieć. Ale jeśli dowie się od kogoś innego będzie jeszcze gorzej, wolał jej powiedzieć to sam, bo potem uzna go za tchórza, który kręci na boku i nie potrafi się do tego przyznać. Gwen mu mówiła, że Max jest jej pierwszym takim poważnym chłopakiem, więc jej reakcja może być bardzo sprzeczna. A kto lubił poważne rozmowy? Chyba nikt tak na prawdę, ale w związku tak właśnie było, czy by się chciało czy nie te poważne rozmowy zawsze nadejdą. Wiecznym dzieckiem... Byłoby super, ale tak niestety nie było. Dorosłe życie zbliżało się wielkimi krokami, skończenie Hogwartu, a pójście na studia to jest wielki przełom, którego Max się trochę obawiał, nie wiedział jak to będzie wyglądało, czy nadal będzie mieszkał ze swoimi rodzicami, czy Gwen, lub Cait zgodzą się z nim mieszkać? Wolałby oczywiście mieszkać z Gwen, ale jeśli ona się nie zgodzi, być może siostra na to pójdzie? Nie znał dobrze ich rodziców, bo to tak już było w ich dziwnych rodzinach, więc wszystkiego nie można było mieć. - Gwen... Wiesz, że bardzo Cię kocham... - zaczął trochę dziwnie. Mogła się spodziewać czegoś najgorszego i to właśnie była ta najgorsza informacja. Nie chciał jej o tym mówić, ale serce mu podpowiadało inaczej, a on zazwyczaj słucha się serca. - Zdradziłem Cię... - mruknął spuszczając głowę w dół. Pewnie nie spodziewałaby się tego po nim, jeszcze miesiąc wcześniej sam by się tego nie spodziewał.
- Czemu? Tylko tyle była w stanie z siebie wyksztusic. Siedziała na ziemi z szeroko otwartymi oczami. Jej umysł nie ogarniał tego, nie chciał wierzyć. Ale to się stało. Nie da sie cofnąć tych słów. One już na zawsze będą odbijać się echem w głowie Gwen. Czy teraz mu wierzyła, że podoba mu się taka jaka jest? A może kłamał? Dziewczyna nie wiedziła czy ma mu wierzyć. Jej rodzina nie przygotowała jej na coś takiego. U niej wszyscy byli sobie wierni. A szczególnie dziadkowie. Wytrwali razem tyle lat. Dla Gwen było to coś nie zrozumiałego. Jeżeli się kogoś kocha to nie zdradza się tej osoby. Tak przynajmniej widziała to ona. Skoro on się tego dopuścił fo coś było w ich związku nie tak. A byli razem ledwo parę miesięcy. Dziewczyna nie wiedziała czy powinna rozpaczać. Zamiast tego czuła złość. Tyle chciała mu pokazać. Tyle miejsc, których nie widział. Nawet zaprosić go do Monachium. Kochała go. Był jej pierwszym poważnym chłopakiem i zrobił jej takie świństwo. Dobrze że miał odwagę się przyznany. Chociaż tyle. Ale Gwen nie wiedziała czy jeszcze coś z tego będzie. Zazwyczaj nie chowa długo urazy. Ale to inna sytuacja.
Wiedział, że to Gwen strasznie zrani. Ale chyba dobrze, że powiedział jej prawdę. Nie mógłby ją okłamywać, bo bardzo ją kochał, miał nadzieję, że ona to zrozumie, jednak miał do tego mieszane uczucia. Gwen była dla niego wszystkim, więc utrata jej nie byłaby dla niego tego czego najbardziej by pragnął. - Gwen, przepraszam Cię. Wiem, zachowałem się jak świnia, ale na prawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Będziesz mi w stanie kiedyś to wybaczyć? Zależy mi na Tobie jak na nikim innym. Kocham Cię i nie chce przez Cię stracić przez moją głupotę. - powiedział. Kompletnie nie wiedział jak miał jej to wytłumaczyć. Był w stanie zrozumieć, że Gwen może zakończyć ten związek nikt ją bardziej nie zranił jak Max. Była z nim szczęśliwa, a teraz? Teraz pewnie w ogóle mu nie będzie potrafiła zaufać. Max będzie robił wszystko, aby to jakoś nadrobić, aby jakoś jej to wynagrodzić, ale czy będzie w stanie? To było chyba najgorsze co można zrobić w związku. Zdrada. Tego się nie wybacza, przynajmniej trudno wybaczyć. - Daj mi drugą szansę. Nie zmarnuję jej. Z nią sobie już wszystko wyjaśniłem i zerwaliśmy bliski kontakt. - co miał powiedzieć? Z Quinn zostali przyjaciółmi, ale nie mógł jej o tym powiedzieć, nawet lepiej będzie jak się w ogóle nie dowie z kim ją zdradził, jednak jak się spyta to jej to powie. Skoro powiedział jej najgorsze to to też jej powie. Teraz już chyba nie było dla niego zadnego ratunku, chyba, że Gwen na prawdę go bardzo kocha i będzie w stanie mu to wybaczyć.
- Trzeba było myśleć, zanim postanowiłeś zrobić to, co zrobiłeś! Gwen wstała ze śniegu. Była zła, to delikatnie powiedziane. Nikt, nigdy tak jej nie skrzywdził i nie upokorzył jaka w tamtej chwili Lambert. Chciało jej się płakać, ale postanowiła sobie, że nie będzie. Nie tu i przy tej osobie. - Więc, coś na rzeczy jest ze mną nie tak, skoro jednak zaliczyłeś skok w bok - drążyła. Czy dbała w tym momencie o to, co mówiła. Bynajmniej. A nie należała do tych osób, co to długo duszą w sobie negatywne emocje. Miała złamane serce i była tak głęboko zraniona jak jeszcze nigdy w życiu. A myślała, że tak dobrze go zna. Przyjaźnili się do pierwszej klasy! I jak na złość wszystko zaczęło się tak romantycznie w walentynki. Szlak by to. Jeśli zaraz nie przestanie o tym myśleć to się rozklei. Za nic. Nie pozwoli mu widzieć swoich łez. - Na chwilę obecną nie wiem, co dalej będzie - powiedziała krzyżując ręce na piersi. Cieszyła się, że głos nie zdradził jej prawdziwych emocji. - Potrzebuję czasu! Ale raczej na wiele nie licz. Gwen z natury wybaczała. Nie chowała urazy, lecz to, co się wydarzyło znacznie odbiegało od tego, z czym przyszło jej się zmierzyć. To nie zwykła kłótnia z koleżanką czy jakieś kłamstwo o cokolwiek. Nie wiedziała, nie miała pewności czy potrafiłaby mu ponownie zaufać. Owszem uczucia łatwo nie da się wymazać. Skąd miała mieć pewność, że znów do czegoś takiego nie dojdzie? Mógł zapewniać, ale na ile mógł dać jej pewność?
No tak, rzeczywiście mógł o tym wcześniej myśleć, a nie teraz kiedy już wszystko jest stracone. Szczerze powiedziawszy nie wierzył w to, że Gwen będzie w stanie mu to wybaczyć. Miała swoje zasady, a ona była pewnie jedną z pierwszych, żeby takich rzeczy nie wybaczać. Nawet zastanawiał się, aby za chwilę jej nie powiedzieć, że to był jedynie głupi żart, ale nie chcial już tego komplikować. Powiedział jej prawdę i musiał się z tym pogodzić, jakoś, ale musiał. Będzie dobrze, mówił sobie w myślach, ale za bardzo w to nie wierzył. - Nie Gwen, z Tobą jest wszystko w porządku. Sam nie wiem co się wtedy ze mną działo. Nie mam pojęcia jak do tego doszło... - powiedział. Wtedy jakoś nie myślał o Gwen. Nie wiedział dlaczego tak sie właśnie stało, ale tak było. O Gwen całkowicie wtedy zapomniał i myślał tylko o tej dziewczynie. Chociaż tak na prawdę nic do niej nie czuł. To było jakieś dziwne i krótkie zauroczenie, które najwyraźniej musiało sie tak skończyć, nic na to teraz nie mógł poradzić. Gdyby tylko mógł cofnąć czas. - Gwen będę czekał. Jeśli będziesz chciala się zobaczyć pisz o każdej porze dnia i nocy... - powiedział i odwrócił się na pięcie. Nie chciał jej już przeszkadzać to chyba było ostatnią rzeczą jaką w tym momencie chciała, obecność Maxa. On był jej teraz w ogóle nie potrzebny, bo po co? Poszedł w swoją stronę ze spuszczoną głową. [zt]
Ona przylazła tutaj ubrana całkiem, a całkiem ciepło. W torbie szkolnej wypełnioną po brzegu książkami i potrzebnymi akcesoriami szkolnymi znalazła także na pergamin oraz parę dobrych ołówków. Tak będzie tutaj szkicować owy krajobraz, który już pokochała. Takie widoki są niezwykłe, ceniła sobie je bardzo i wiedziała, że pewnego dnia je zapomni gdy już będzie starą kobietą, wspomnienia będą bardziej realne niż wszystko inne. Ona z całego serca zapragnie upamiętnić ten obraz i zabrać go ze sobą, byłoby jej znacznie łatwiej gdyby miała ze sobą farby, wprost niezwykłe. Nic nie wskazywało na to, aby ktokolwiek był przed nią, sama przebywała. Złapała wenę i nie ma zamiaru ją wypuścić tak łatwo. Zaśmiała się cicho pod nosem. Schyliła się, aby dotknąć nigdy nie zamarzniętej wody tak przeźroczystej iż z łatwością można byłoby się w niej przejrzeć. Co ujrzała? Szczęśliwą, młodą kobietę, która być może niedługo zostanie żoną, a potem idealną matką. Tak bardzo się z tego powodu cieszyła. Gdyby jej to nagle zostało odebrane: prawdopodobnie by popełniła samobójstwo. Nie było, aż tak zimno, ale szatę położyła na kamieniu, aby nie zmarznąć czy nie zachorować potem. Wyciągnęła pergamin i ołówek. Wpatrywała się w krajobraz w, którym żyła od zawsze i zaczęła go po prostu rysować.
Biegł, biegł przez las ile sił w łapach, polował na zwierzynę...wielkie i masywne cielsko przebiegało pomiędzy drzewami tak zwinnie niczym łania. Lucas pod postacią wilkołaka uwielbiał biegać po lesie, gdzieś gdzie nikt go nie zobaczy, a jeżeli ujrzy to nie dożyje chwili by o tym opowiedzieć. Łowca, bo tak siebie nazywał pod postacią wilkołaka pragnął krwi, jakie to obrzydliwe żeby zjeść surowe mięso dla zwykłego człowieka, lecz on pod postacią bestii nie zamierzał na to zważać uwagi. Dopadł tego jelenia...obalił go na ziemię wbijając ostre jak brzytwy zęby w szyję zwierzęcia...śnieg w lesie spowiła plama krwi. Dyszał, nie ze zmęczenia, z ekscytacji i wentylacji swojego ciała. Tak dawno tego nie robił, tak dawno nie zabił, więc ofiarą musiało być to zwierze. Wszystko się zmieni, już niedługo...Ten zapach. Nowa woń pojawiła się niedaleko, zakłóciło mu to posiłek, musiał to sprawdzić. Stanął na skraju lasu, niby tak daleko od dziewczyny, a tak blisko dla niego by się rzucić i ją rozszarpać. Poznałby te perfumy wszędzie. Już wtedy pierwszego dnia kiedy pojawiła się w szkole, pierwszy kontakt z Lucasem spowodował że zapamiętał tę woń. Kłapnął tylko szczękami co mogło w tym wypadku zwiastować śmiech. Wycofał się do lasu, nie widziała go...to dobrze, sama...łatwa do zabicia, ale nie. Była mu potrzebna. Przemienił się z powrotem, założył ubranie zostawione w jednej z kryjówek. Owinął arafatkę dookoła swojej szyi, poprawił koszulę w kratę i ruszył w tamto miejsce. Nadal tam była, stała przy wodzie. Doszedł bezszelestnie do dziewczyny. Gdy patrzyła się w swoje odbicie, wyjrzał zza niej i w wodzie pojawiła się jego twarz. Niczym koszmar psujący przecudowny sen. -Czasem odbicie które widzimy...nie musi być najpiękniejszą wizją. Powiedział tak zawile i kucnął koło niej. Dugnął palcem swoje odbicie powodując powstanie wielu krążków rozmazujących jego twarz. -Bo świat jest niczym ta tafla wody. Oferuje nam wszystko co byśmy chcieli, a potem napotykamy właśnie takie przeszkody. Wskazał palcem na krążki które właśnie znikały. Usiadł na jednym z wystających kamieni. Otrzepał go ze śniegu spoglądał na dziewczynę.
Prawie się przeraziła gdy tylko usłyszała ten głos. Tak zdecydowanie był przerażający, straszny, ale nie dała tego po sobie poznać. Niby po co? W jakim celu? I dlaczego on tutaj się tak nagle pojawił? Zupełnie jakby się teleportował, ale to przecież nie możliwe. Chyba nie ma takiej zdolności. - O pan profesor - udawała zdziwienie - Widzę, że pan również lubi te miejsce, nie dziwię się gdyż jest niezwykle dlatego też tu przyszłam, idealne, aby stworzyć kolejne arcydzieło. Woda to moje drugie imię - zdecydowanie posiadała duszę artysty. - Kiedyś sama się w nią zamienię. Wierzę w to. Stanę się wtedy prawdziwym żywiołem... - wyszeptała. Dzięki dość dużym piersiom oddychała bardzo powoli, usta miała wymalowane lekko czerwoną szminką. Ten kolor przypominał krew... - Skąd się tutaj pan profesor wziął? - spytała nagle i spojrzała na mężczyznę - Myślałam, że dopiero pana zobaczę na zajęciach - Ciekawe czy woda jest zimna czy ciepła... - wymruczała.
Rozejrzał się od tak po okolicy. Tak, widok był niesamowity, tyle razy się tutaj pojawiał, że praktycznie zapomniał przyjrzeć się uważniej krajobrazom. Jedynie las, mrok, który panował w tamtym miejscu nocą. Nie miał potrzeby pojawiać się tutaj za dnia. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie ona, nie jej zapach, to zapewne dziś również by tutaj nie zawitał. Uśmiechnął się delikatnie, taka otwarta dziewczyna zdarza się raz na...rzadko. Mógł się dowiedzieć o niej wszystkiego, gdy tylko będzie miał ochotę. Uwielbiał taką zawiłość w relacjach. Pokazuje się tylko że jest się miłym, a inni się przed tobą otwierają, lokują w tobie swe sekrety. Przepiękna sprawa, a później źli ludzie tj. Lucas wykorzystują wszystko dla swoich widzimisię. Młoda dziewczyna, dojrzała kobietka, nie wiedząca nic o świecie. Zaręczyła się, a była w sidłach Lucasa, mężczyzna działał niczym ryba wampir, mając wabik na swoim ciele zachęcał te wszystkie niczego nie świadome rybki i je pożerał. Tak właśnie mógł wyglądać Lucas, zachęcając Mari, która lgnęła niczym ćma do światła. On nie zawaha się przed niczym, weźmie wszystko co będzie chciał. Przeleciał po jej ciele wzrokiem, lokując swoje spojrzenie na jej piersiach, ustach, oczach. -Wierzysz w reinkarnację? Nie wiem czy można zamienić się w wodę. Możesz chyba zamienić się w stworzonko żyjące w niej. Stwierdził uśmiechając się delikatnie, on nie wiedział kim, czym chciałby być po śmierci. Gdyż śmierć go nie może zabrać, bał się tego, to właśnie jest jego bogin. Teraz trzeba zasiać ziarenko które będzie kiełkować. -Chyba cię śledziłem... Powiedział spoglądając na jej reakcję, po czym jednak się zaśmiał, nie można dać od tak do zrozumienia czego się oczekuje. -Sądzę, że to zbieg okoliczności. Lubie spacery, dlatego korzystam przed powrotem do szkoły. Niesamowite, ona sama go kusiła, a on nie miał nic przeciwko temu. Wiedział że należy do kogoś innego, lecz to nie był związek. To był układ, a on mógł korzystać. Oczywiście że to mogła być korzyść dla przyjemności...jego przyjemności, lecz Lucas potrzebował informacji, a wiedział do kogo Mari należy. Jej narzeczony był teraz numerem jeden na jego liście. -Sprawdź a się przekonasz. Zasugerował, a raczej podjudzał dziewczynę, by weszła do wody.
- Panie profesorze nie mam zamiaru. Nie chcę chorować. Jest jednak ostrożna. Coś w jej się nie podobało temu mężczyźnie, miał przerażającą aurę wokół siebie i odnosiła ciągłe wrażenie, że jakby ciągle go ktoś wolał. Owszem jest przystojny, ale to naprawdę wszystko. Nie koniecznie musiała się z nim od razu przespać, poza tym: miała już narzeczonego, a on jest i będzie szanowanym profesorem. W ogóle co to za myśli? Westchnęła i spojrzała na na niego. Wydawał się być taki inni, a może Huan był taki sam jak on? Kim naprawdę jesteś panie profesorze? Posiadała na tyle odwagi, aby zadać mu te pytanie. Zastanawiała się jaką by uzyskała odpowiedź. - Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się panie profesorze iż pan coś przede mną ukrywa - zauważyła, no tak w końcu była nie tylko ładną Krukonką, ale także inteligentną - Pan jest inny, prawda? - dała mocny nacisk na słowo ''inny'' i doskonale znała odpowiedź. Zaskakująca jej była czujność, ostrożność, ale także spokój jaki w niej był od samego początku. Nie bała się iż ją zaatakuje, rozszarpie na strzępy. Czyżby chciała walczyć? Toż to głupota, ale on i tak nie mógł jej zaatakować. Jest przecież uczennicą. - Kim pan tak naprawdę jest panie profesorze? Stwierdzam inność po zachowaniu, zapachu, a także... po... spędzaniu czasu - wymruczała.
Jest tylko przystojny? A inteligencja gdzie? Lucas miał tyle masek, tak teatralnie grał grzecznego, miłego i sympatycznego profesora. Od tylu lat! Więc czyż nie był inteligentny? Och jakie egoistyczne podejście. Z resztą nie obchodziło go, co, kto o nim myślał. Najważniejsze było to, że każda jego zagrywka się udawała. Przysiadł się do niej i przyglądał temu jak szkicuje, talent...miała naprawdę talent. No co się tutaj dziwić, dziewczyna była czystej krwi, dlatego miała zdolności dużo wyższe niż jakiś mugol. Można powiedzieć, że nie obchodził go jej chłopak, on chciał dotrzeć do niego, chciał pokazać mu, że nie jest odpowiednim kandydatem do bycia wilkołakiem. Chce pokazać mu każdą jego słabość. Pierwszą słabością będzie Mari, to raz, a dwa, był szlamą, nie było możliwości, aby dołączył do nich. Mimo że Farid twierdzi inaczej, ale to Lucas zrobi selekcje. Uniósł brwi kiedy powiedziała o jego inności...Ech, ale jesteś przebiegła mała dziewczynko. Nie sądzisz jednak, że od tak ci wyjawię swój sekret...Co towarzystwo mugoli robi z mózgami czystych czarodziei. Pomyślał i po chwili się zaśmiał na jej słowa. -Twierdzisz że jestem inny po moim specyficznym zachowaniu? Moja droga...żaden nauczyciel nie zachowuje się normalnie w towarzystwie uczniów. Wiesz dlaczego? Zapytał i przybliżył twarz do jej ucha. -To mogłoby być źle odebrane, przez innych uczniów i innych nauczycieli. Oświadczył szepcząc jej do ucha, chce gry? Proszę bardzo, teraz Lucas jej zrobi prawdziwe przedstawienie. Zapachu? Czy ona się czegoś naćpała? Hahaha! A może faktycznie śmierdzę zmokniętym psem. Zapytał sam siebie i zaśmiał się w duchu. O tak, ona potrafiła poprawić mu humor. Nawet taki zimny jak lód mężczyzna, został rozbawiony. -Zapachu? Twierdzisz że jestem brudny i wytwarzam nieprzyjemną woń? Uwierz mi, myłem się wczoraj. Powiedział rozbawionym tonem.
- Nie skądże panie profesorze. Ja... - zawiesiła głos - Przepraszam. Wydawało mi się przez chwilkę iż pan jest wilkołakiem. Nie to nie może być prawdą, dyrektor postąpiłby ogromny błąd zatrudniając wilkołaka. ''Ja... Dlaczego moje serce bije tak mocno? Co się ze mną dzieje?'' - znów tak pomyślała tak jak wcześniej. Owszem była inteligenta bardzo, ale czasami po prostu siebie nie rozumiała, nie mogła, albo też po prostu nie chciała. Wiedziała dobrze, że tego pana profesora za bardzo nie rozgryzie, nie ma mu tego za złe, że nie chce jej powiedzieć prawdy. W pewnym stopniu ona go rozumiała. Czy on to dostrzegł? - Dawno, dawno temu... - dziewczyna przypomniała dawnego przyjaciela, który gdy miał niecałe jedenaście lat musiał już umrzeć - Miałam przyjaciela wilkołaka dlatego nie boję się tych istot. Wiem jak z nimi się obchodzić, ale wiem także iż potrafią zdradzić. On nie zdążył tego zrobić gdyż został zdemaskowany i nazajutrz odnaleziono go martwego. Do tej pory nie odnaleziono mordercy... Z jej oczu spłynęły na ziemię przeźroczyste łzy. Zacisnęła mocno pięść z złości i z tego iż nic może zrobić. - Gdybym ja była także wilkołakiem, miałabym więcej siły to byłabym go w stanie obronić! - krzyknęła - To on pierwszy mnie zrozumiał i uznał, że mam talent. Moi rodzice wiedzieli, że te dziecko było taką istotą, matka na to jedynie przytaknęła, ale ojciec... nie chciał, abym się zbliżała do niego. Bał się, że stanę się taka jak on. Wiem, że wilkołaki noszą ciężkie przekleństwo, ale chcę tylko pomścić swojego przyjaciela... Z nim mam najpiękniejsze chwile i dlatego też szybko nauczyłam się szybko przywoływać swojego patronusa. - dziewczyna przez chwilę wzięła odrobinę śniegu i ścisnęła go. - ... dlaczego mi nie dałeś szansy? Dlaczego?! W czym byłam gorsza od Ciebie? Bo zadawałam się z szlamami?! - krzyknęła i pojawiły się dziwne błyski prawdziwej nienawiści w jej oczach - Niech Cię... Pomszczę Cię obiecuję... Przyjdzie dzień, że odnajdę mordercę... Rozszarpię go... Tak jak przedtem Ciebie... Mój przyjacielu... Uspokoiła się wreszcie. Może to nie był jakiś nagły przejaw emocji, ale wspomnienia czasem mocno bolą i bardzo rzadko są ujawniane. Czasami same dają o sobie znać poprzez nawet sny. On naprawdę istniał. Nie był wcale szlamą. Był normalnym czarodziejem co miał dopiero przyjść do Hogwartu razem z nią, ale niestety tak się nie stało...
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriela nie było w zamku od dwóch tygodni. Może nawet więcej? Sam już stracił rachubę w tym wszystkim. Ciągle się bawił, pił, zażywał wszelkiej maści używki i poznawał nowe kobiece znajomości. Ktoś, kto, by spojrzał się z boku mógłby uznać, że jego obecne życie to sielanka i świetna zabawa. Jednak wcale tak nie było a było zupełnie na odwrót. Gdy Gabriel świetnie się bawił i nie przebierał w alkoholu i narkotykach znaczyło to , że boleśnie cierpi i ucieka od problemu zatapia smutki oraz wszelkie uczucia i emocje. Nie chciał walczyć ani nawet próbować wolał się odizolować ponownie wyłączyć i stać się głuchym na prośby i ślepym na cierpienie. Tak uciekał i był tchórzem i nie zamierzał postępować, inaczej nie w momencie, kiedy podjął już decyzję. Będzie jej pilnować, ale tylko, jako cień, lecz najpierw musiał się „wyleczyć” O, ile naprawdę można z tego się wyleczyć. Przez te dwa tygodnie nadchodziła go myśl, czemu jednak Viki nie postanowiła w niego wbić tego noża? Przynajmniej, by skończył z tym marnym życiem jednak zaraz powraca wizja Nikoli, która mogłaby tego nie znieść. Nie tak było lepiej ona i on żyją i, chociaż wciąż osobno i, chociaż jest dla niego po za zasięgiem marzeń to już na zawsze będzie pamiętał chwilę, gdy przez te kilka minut była w jego ramionach a on mógł ją ochraniać przed światem. Tylko te kilka minut szczęścia za całą wieczność cierpienia.. To byłą dobra wymiana. Gabriel pojawił się wczesnym porankiem jeszcze przed słońcem i wszedł do kaplicy siadając w pierwszym rzędzie. Wyjął butelkę Jacka Danielsa i szklankę nalewając sobie zawartość i rozkładając się wygodniej. Po co tu powrócił? Wracał tutaj codziennie, chociaż nikt o tym nie wiedział codziennie badał umysły różnych uczniów sprawdzając jak ma się Nikola. Jeszcze nie nauczył jej wszystkiego, ale nie mógł też zrobić więcej niż wskazać drzwi, przez, która ma przejść. Nikola świetnie sobie radziła zresztą wiedział ze tak będzie a on tak jak sobie poprzysiągł stał w cieniu i pilnowałby nic złego jej się nie stało, a nawet, jeśli coś się stanie to, żeby dana osoba mu, za to zapłaciła. Nie mógł zrobić nic więcej, chociaż mógł i dobrze o tym wiedział, ale ryzyko było zbyt wysokie a on nie mógł aż tak zaryzykować. Gabriel zamknął oczy i popijał swój trunek. Ktoś, by powiedział, że w końcu się zabije na śmierć lub przedawkuje i, kto wie, ile miałby w tym racji? Lecz obecnie nic go nie obchodziło, bo zawsze, gdy cierpiał zaczynał jechać po krawędzi nie bacząc na to czy wypadnie z toru czy jakoś się na, nim utrzyma. Zawsze, gdy cierpiał tańczył na cienkiej linie i huśtał się na samej granicy. Taki był i taki pozostanie… Chyba. Kiedy butelka została opróżniona Gabriel postanowił się przenieść w inne miejsce i tak trafił do bardzo ciekawego miejsca. Uwalił się na zimnym śniegu i zamknął oczy po drodze oczywiście kupując nową butelkę Whisky, która teraz obok niego się chłodziła.
Dziewczyna spacerowała dosyć długo, jednak nie tak jak zawsze, tym razem miała swój cel. Pewien chłopak pomógł jej, bardzo jej pomógł. Coraz bardziej kontrolowała to co się z nią dzieje, coraz bardziej była świadoma tego co robi. Można powiedzieć, że powoli zaczęła się scalać z Victorique… jednak wiedziała, że na tym się nie skończy. W końcu przecież znowu dziewczyna wyjdzie i będą musiały się dzielić, jednak Nikola nie będzie już wtedy taka słaba. Nie tylko nauczyła się jak przyćmiewać jej umysł, ale również nauczyła się nie myśleć. Jej umysł był pusty, a ona potrafiła nawet w takiej postaci funkcjonować. Niektóre rzeczy robiła instynktownie, nie myśląc i były one zazwyczaj właściwe. Teraz zauważyła chłopaka i podreptała do niego w swojej nowej króliczej bluzie. Stanęła za nim i pochyliła się obok. Nie dość, że nie myślała o niczym, to wyciszyła całkowicie swoją obecność, więc wątpię, żeby chłopak ją dostrzegł. Uklękła obok niego i wpatrywała się w niego w ciszy. Po jakichś pięciu minutach zbliżyła swoją twarz do jego ucha i… chuchnęła w nie chcąc uświadomić chłopaka, że pojawiła się tutaj ni z gruchy ni z Pietruchy. Tak po prostu się objawiła przed nim. Spojrzała niespokojnie na Jack’a Daniels’a nie wiedząc co ma o tym myśleć.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Tak zdecydowanie Nikola nauczyła się więcej niżby Gabriel mógł przypuszczać, ale to tylko tym lepiej. Oczywiście dla kogoś, kto naprawdę chciałby przeczytać jej myśli nie było to przeszkodą po prostu musiałby się bardziej wysilić, lecz na całe szczęście nasz Gabriel jest leniem, zwłaszcza , gdy pije, bo w, tedy jest pijanym leniem. Kiedy chuchnęła mu do ucha otworzył oczy i spojrzał się na nią. - Buu – Powiedział a wręcz wyszeptał uśmiechając się tym swoim uśmiechem. Los lubił chyba sobie z niego drwić, skoro właśnie ją teraz spotyka w miejscu, gdzie nie powinien jej spotkać. To chyba była ich ulubiona rozrywka „Zadrwić sobie z Gabriela” Chłopak wstał opierając się o pobliskie drzewo i nalewając sobie szklankę mocnego trunku, którą zresztą zaraz wypił. Skoro nie mógł od tak bezpiecznie usunąć się w cień, bo i tak ją spotykał to może skutecznie ją zniechęci na tyle, by przestałą chcieć z, nim rozmawiać. Naprawdę nie chciał tego robić, ale nie widział innego wyjścia bynajmniej nie takiego, które nie wymagało ryzyka i wielu wyrzeczeń. Nie chodziło o to czy mógł się dla niej zmienić czy nie czy chciał czy nie. Nie stawiał sobie tego pytania, bo dla niego sprawa była jasna. Mógł jej przynieść więcej bólu i cierpienia niżby byłby w stanie to wynagrodzić a tego nie chciał. Wolałby była szczęśliwa w ramionach innego, lecz nadal szczęśliwa. -, Co tam słychać u was dziewczyny? – Zapytał spoglądając się na dziewczynę i po chwili rzucając pośpiesznie spojrzenie. – Uff na szczęście nie ma tu żadnego noża. Chyba, że zechce udławić się śniegiem! – Tak kpił sobie i żartował z wcześniejszej sytuacji, bo nie zważał już na wszystko ani na nic on ją już utracił i nie podejmował nawet walki, więc czy tak nie było łatwiej? Może nie koniecznie lepiej, ale wciąż łatwiej.
Nie jesteś zły na pewno nie dobry, bo nawet psychopata do boga wznosi modły.
- Och, zamknij się wreszcie. – Warknął sam do siebie machając ręką jak, gdyby przeganiał jakąś muchę. – Dupek jest naprawdę irytujący mówię ci. – Powiedział do Nikoli uśmiechając się krzywo i lekko pijacko. W końcu pił od ponad dwóch tygodni, więc trzeźwym to on dawno już nie był. Nie , nie miał żadnego rozdwojenia czegoś tam tylko miał taki mały irytujący głosik, który strasznie go irytował w ostatnim czasie. To chyba jego sumienie czy coś takiego. Wlewa w siebie złoty trunek i sam już nie wie , co robi, gdy nie zażywa jest na głodzie, więc wypija klina… Tak to idealnie podsumowuje obecny stan i okres Gabriela, lecz cóż poradzić? On się już raczej nie zmieni.
Uśmiechnęła się kiedy powiedział „Buu”. Włączyła swoje myśli. Nie musiała się przy nim denerwować, ani nie chciała niczego ukrywać, dlatego puściła je wolno i tak by je przeczytał jakby chciał. Trochę nie podobał się jej stan w jakim był. Spoglądała na niego niepewnie, nie wiedząc dlaczego wygląda tak, a nie inaczej, jednak wolała nie pytać, bynajmniej na razie. Odchrząknęła kiedy zadał pytanie i wspomniał o sytuacji z nożem. Ona jedynie się zaśmiała i posłała mu szeroki uśmiech. Trochę było tu chłodno, dlatego narzuciła króliczy kaptur na głowę i spojrzała na niego spod niego. Kolejne słowa zdziwiły ją nieziemsko. Wpatrywała się w chłopaka niepewnie. Wstała wyprostowując się i nie odrywając od niego swojego spojrzenia. - Gabriel… – wyszeptała i spojrzała na butelkę. – która to jest butelka? – spytała i opuściła wzrok, włosy przysłoniły jej oczy, a ona stała wpatrując się ślepo w butelkę – Nie dzisiaj… w ciągu ostatniego czasu… – jej głos był poważny, a ona podniosła w końcu spojrzenie i wpatrywała się w jego twarz z przerażającą powagą. Nie czekając na odpowiedź podeszła do niego i po prostu wyrwała mu butelkę. - Co ty do diabła ze sobą robisz?! – warknęła na niego wściekle, dlaczego on to robił? Nie miała zielonego pojęcia dlaczego.