Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Liang Manyue
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 1,76m
C. szczególne : tatuaże; kolczyki w uszach; ubrania jakby losowo wyjmował je z szafy
Gdyby ktoś go zapytał czego najbardziej nie rozumie, to na pierwszym miejscu dałby fizykę kwantową i trudniejsze zaklęcia transmutacyjne, a na drugim uprawianie sportów zaraz po śniadaniu. Pech chciał, że na śniadanie zaspał, bowiem poranki nie należały do jego ulubionych rzeczy i zdecydowanie lepiej czuł się wieczorami, które przeciągał w nieskończoność, by wstając po kilku godzinach snu ogromnie tego żałować. Szedł więc na zajęcia z gier miotlarskich, jedząc bułkę w dłoni i trzymając na ramieniu jedną ze szkolnych mioteł, ponieważ miał zbyt dużo innych wydatków, a przecież szkoła oferowała miotły, więc nie widział żadnego problemu. Uświadomił też sobie, jak bardzo zaczął już tęsknić za latem, ponieważ ten poranek był, cóż, całkiem rześki, a Liang preferował ciepło. Doszedł na polanę, kończąc jeść bułkę, trącając przypadkiem@Amanita Coombs i przywitał się ze wszystkimi, by zaraz potem przeciągnąć się i podskoczyć w miejscu parokrotnie, próbując się rozbudzić. Po słowach nauczyciela wskoczył na miotłę i wzbił się w powietrze, mając ogromną nadzieję, że ta rozgrzewka odgoni resztki snu, który kłębił się niemrawymi myślami w jego głowie. Cóż – nie udało się. W wyścigu, czy czymkolwiek to tak naprawdę było pierwszy nie był i nawet był przekonany, że jest jednym z ostatnich, ale prawdę mówiąc nie czuł się jakoś źle z tym faktem. Był za to niesamowicie zadowolony, że mimo poranka był królem kafla, nie pozwalając nikomu go sobie odebrać, ani też wytrącić siebie z lotu. Ha! Czyli to jego grzanie ławki rezerwowych nie było wcale takie nieprzynoszące żadnych efektów. Nie trafił go też ani jeden tłuczek, między którymi lawirował w locie. Ścigający jak się patrzy, a dzień zaczął się tak parszywie biegiem do Wielkiej Sali…
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
miotła drużynowa kuferek 35 który na mecie 33, ale zawodowo, więc 20? kafel 2 tłuczek 3 (-5 od 100) kostki wszystkie
Chociaż mówiłem do Boyda coś w stylu poczekaj albo nie spóźnię się przecież, ten i tak polazł sam , uznając, że się zesra w majty jeśli jest jakakolwiek możliwość, że straci choćby minutę wykładu Josha. Oczywiście ja się wcale nie spóźniłem, po prostu przydreptałem kilkanaście kroków za Najbardziej Frajerskim Irlandczykiem (oprócz Ryżego). Słysząc co dziś robimy, zadowolony z siebie wskakuję na miotłę by pomknąć razem ze wszystkimi, wcześniej machając wesoło do Viks. Wszyscy ruszamy śmieszną chmurą. Mam w ręku kafla i już po chwili ktoś próbuje mi wyrwać go z rąk. A ponieważ ja nie nadaję się do siłowania z kimkolwiek, już wypuszczam go z rąk i próbuję go gonić w pośpiechu, ale aż zrobiło mi się trochę niedobrze, więc musiałem zdecydowanie zwolnić dla dobra sprawy. Prędko jednak wracam na tor, przynajmniej z gracją omijając kilka tłuczków. I już mknąłem do linii mety, znajdując się przypadkiem u boku Boyda. Idziemy dosłownie ramię w ramię, tylko kilka centymetrów za Maxem Felixem (kiepsko) i więcej za mknącą Perpą. Po witkach deptał nam Fitzgerald, ale dzielnie się nie daliśmy. Ponieważ jak bracia dobrnęliśmy do tej mety już nie gniewam się na przyjaciela za to, że mnie zostawił wcześniej. Za to kiedy na niego patrzę widzę drobne ranki na całej twarzy. - Co tak se ryj ujebałeś? Vulnus Elere - wykorzystuję na przyjacielu zaklęcie, którego ostatnio uczyłem się na kółku, taki to jestem sprytny. I teraz mój ziomek wyglądał z powrotem pięknie. Odwracam się w kierunku nadciągających i dzięki temu widzę uderzenie tłuczka w Viks, która po chwili puściła pawia. Niekontrolowanie parskam śmiechem, zasłaniając usta i starając się jak najszybciej przybrać poważny wyraz twarzy, bo póki co próbowałem powstrzymać się od śmiechu. - Jezu Viks, nic ci nie jest? - pytam współczująco, podlatując do dziewczyny, kiedy już mam wyraz twarzy bardziej zmartwiony niż wyrażający lekkie rozbawienie.
miotła Własna kuferek 40 który na mecie65 ale gra zawodowo, więc 20, a jeszcze -5 za kafla, więc 15 kafel3 tłuczekB (+5 dla Huffu)
Chociaż jej podejście do szkolnego quidditcha znacząco się zmieniło, gdy nie mogła już poczuwać się kapitanem drużyny, to i tak nie zamierzała sobie odpuszczać. Nawet jeśli trener notorycznie powtarzał jej, że to jego treningi są najważniejsze i tylko dzięki nim wejdzie do narodowego składu - była Puchonką, więc lojalność zobowiązywała. I Cherry cieszyła się jak głupia, kiedy biegła na lekcję profesora Walsha, z Błyskawicą pod pachą. Jeszcze bardziej wyszczerzyła się na widok @Yuuko Kanoe, zdaniem Wiśni zmierzającej na pewno właśnie w to samo miejsce. Szybko przechwyciła ciemnowłosą, dziękując jej już osobiście za przesyłane pyszności, by jeszcze przy okazji wyrazić swoje zadowolenie odnośnie tego, że faktycznie na siebie wpadły. W końcu listownie ustaliły, że muszą się jak najszybciej złapać na żywo... Nie było piękniejszego uczucia od tego, gdy wiatr otulał całe ciało, a grawitacja zdawała się nie istnieć. Cherry nie potrzebowała wcale wiele zachęty, by wskoczyć na miotłę zgodnie z poleceniem nauczyciela, chcąc już trochę się rozruszać. - Och, cóż, trochę takie wieczne ryzyko, bo mimo wszystko ogólnie więcej może się wydarzyć w powietrzu, niż tak po prostu na ziemi... Ale kolizja sama w sobie raczej nie jest wielkim problemem, nie jest nas aż tak dużo, więc głównie trzeba pilnować tłuczków- no i one są istotne w quidditchu, ale tymi nikt nie atakuje, a one same z siebie nie są takie groźne - zapewniła szybko swoją towarzyszkę, doskonale wiedząc, że sprawa wygląda zupełnie inaczej, kiedy tłuczek sam o kogoś uderzy, a kiedy zostanie w tego kogoś mocno odbity. I może nie miała jakiegoś fenomenalnego czasu podczas okrążeń, początkowo dając się głupio rozkojarzyć rozleniwieniu, a potem już rezygnując z dodatkowych prób nadganiania, nie narzekając na miejsce, któremu daleko było do podium. Grunt, że z kaflem poradziła sobie świetnie, pozwalając na rozbudzenie myśli, wedle których rozważała przebranżowienie z pałkarki na ścigającą, jedynie sentymentem nie potrafiąc zrezygnować z pałki. Ale wystarczył jeden atak tłuczka, przed którym Eastwoodówna uciekła przy pomocy Zwisu Leniwca, by odetchnęła z satysfakcją i przypomniała sobie, że jakiekolwiek zmiany nie mają sensu, bo to właśnie wzbudzana złośliwą piłką adrenalina sprawiała jej najwięcej przyjemności. - Jak tam? - Zagadała do Yuuko, której wcześniej nie mogła zbyt dokładnie obserwować, mając na głowie swoje własne zadania. Z tego co widziała, to nie szło jej źle i nic się nie stało, a to było najważniejsze.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
miotła drużynowa kuferek teraz 35, ale w chwili wstawienia lekcji było 33, więc chyba 33 który na mecie53 kafel4 -> 5 tłuczekG
Ewidentnie miała problemy ze organizacją na początku tego roku szkolnego. Było to dla niej coś nowego, bo wcześniej chodziła prawie jak zegarku, wszystko miała starannie zaplanowane i spokojnie wyrabiała się w czasie, a teraz... było zupełnie odwrotnie. Nie potrafiła się z niczym wyrobić, przez co miała problemy z koncentracją i na ostatnią chwilę pojawiała się na zajęciach. Tak jak w przypadku lekcji miotlarstwa organizowanej przez Walsha, chociaż może i byłaby wcześniej, gdyby nagle na błoniach nie przypomniała sobie, że przecież będzie jej potrzebna miotła, a tej nie wzięła ze składziku. No i musiała się wracać. W końcu jednak dotarła na łąkę. Nieco zziajana, bo musiała biec, jeśli nie chciała się spóźnić, ale dotarła. I zaraz usłyszała polecenie, aby wsiedli na miotły i zrobili kilka okrążeń w powietrzu. Wypuściła powietrze ustami i na szybko związała włosy w luźnego koka, tak żeby tylko nie wpadały jej w oczy podczas lotu, a następnie wzbiła się górę. Miała małe problemy z poprawnym prowadzeniem miotły, które na szczęście zostały dość szybko zażegnane i dwa ostatnie okrążenia udało jej się zrobić bez większych problemów, choć akurat z prędkością to nie poszalała. Fakt, że w wakacje nie ćwiczyła zbyt dużo, ba, prawie w ogóle nie latała, ale takich rzeczy się nie zapominało; potrzebowała jedynie się rozruszać. Czy wyścig miał być po temu idealną okazją? Na dany sygnał ruszyła do przodu, niemal od razu upatrując sobie osobę, której chciała odebrać kafla. Już była tuż koło niej, brakowało naprawdę niewiele, kiedy nieostrożnie wychyliła się za bardzo, tracąc równowagę i lądując twarzą prosto w witkach miotły @Morgan A. Davies. Chyba sam Merlin akurat na nią spojrzał i za jego sprawą zdążyła zamknąć oczy, nie narażając ich na żadne poważniejsze uszkodzenia, ale policzki, nos, czoło - całe były podrapane. Incydent wyraźnie ją spowolnił, nie udało jej się przechwycić tej cholernej piłki, a w dodatku rany niemiłosiernie piekły, co uniemożliwiało jej rozwinięcie przyzwoitej prędkości. Przynajmniej tłuczka udało jej się jakimś cudem uniknąć i nie nabawiła się kolejnych obrażeń. Dotarła na metę z mocno średnim wynikiem, niezadowolona i podrapana. Wiedziała, że stać ją na więcej i właściwie to była zła na siebie za swoją nierozwagę, bo przecież nikt nie kazał jej się wychylać aż tak. Dobrze, że nie spadła z miotły na ziemię, choć jeśli miała być szczera, to i do tego niewiele brakowało. Sięgnęła po różdżkę i już po chwili za sprawą jednego, szybkiego Vulnus Alere z jej twarzy zniknęły ranki, a pieczenie ustąpiło. Rozejrzała się po uczestnikach zajęć, dopiero teraz dostrzegając nikogo innego jak Perpetuę, której najwyraźniej musiało pójść o wiele lepiej. Sądząc po wyglądzie i grymasach na twarzach innych, nie każdy miał takie szczęście.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Zrobił sobie niezłą rozgrzewkę przed treningiem, kiedy biegł na zajęcia, żeby zdazyć o czasie. Poranna przebieszka na krawędzi Zakazanego Lasu nie dała mu tak wiele, jak ten sprint z Wielkiej Sali na błonia. Nie zdążył zdjąć ani amuletu uroborosa ani mjolnera z szyi, ani tym bardziej pierścieni z palców, dlatego biżuteria brzęczała mu podczas biegu. Obok @William S. Fitzgerald zatrzymał się z rozpędu, dopadając jego ramienia i zakleszczając na nim palce. — Spóżniłem się? — spytał, krzywiąc się od kolki, którą dostał zaraz po jedzeniu. Stał zamiast w stroju sportowym, w szkolnym mundurku, który rozchełstany powiewał za nim. Zapewne zgubił kolejny guzik, co wnioskował po tym, że koszula zawisła mu na ramionach do łokci, a nie powinna, bo przecież miał ją jeszcze piętnaście minut temu zapiętą centralnie, jednym zapięciem. Po krótkiej obserwacji, zanim Fitzgerald udzielił mu odpowiedzi, doszedł do wniosku, że wszyscy byli jeszcze w trakcie swoich tur. Dlatego odetchnął, ostatecznie zrzucając z siebie szkolną koszulę. przewiązał ją sobie w pasie, obok Łańcucha Skamandera, który wisiał mu przy pasku jeszcze z poprzednich zajęć ONMS. Zostając w samej bokserce, rozciągnął jedynie ręce przed testem sprawnościowym. — Hej, Fitzgerald. Weź no potrzymaj, stary. Pozdejmował z siebie całe żelastwo. Wisiory z brązu i srebra, pierścienie z dłoni, łańcuch z paska. Pozostawił tylko skórzaną bransoletę, która nie powinna mu w niczym przeszkadzać. I miał nadzieję, że Ślizgon przypilnuje jego dobytku, bo miał on dla niego taką samą wartość sentymelntalną, co materialną. Z wiarą w swojego kolegę z drużyny, podszedł do testu, który kiedy nie skupiał się na strofowaniu Heaven, poszedł mu znacznie lepiej niż się spodziewał.
miotła drużynowa kuferek 12pkt który na mecie25 - 5 z kostki na kafel = 20 kafel3 (-5 do k100) tłuczekD
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
miotła własna - Piorun VII kuferek 30 który na mecie30 kafel 1 > 4 > 2 tłuczekA
Miotły! Wyraźnie wakacjami wciaz żyła, bo zaspała. W biegu przebierała się z piżamy, łapiąc za miotle i wybiegając na błonia. Nie zdążyła zjeść śniadania, ale w usta wepchnela w biegu jedna z czekoladek, otrzymanych od Skylera. O tym, że popełniła błąd, dowiedziała się w trakcie zajęć. Poczatek był świetny! Rozgrzewka spokojna, okrążenia pobudziły do życia, odganiając resztki snu. Gorzej, gdy przyszło do konkretnego ćwiczenia. Start miała nawet niezły, gdy z kaflem w dłoni mknęła do przodu, może nieco za blisko brzegu łąki. W pewnej chwili poczuła, że ktoś chce jej odebrać piłkę. Próbując uniknąć przejęcia kafla, wykonała jakiś ruch, sama nie będąc w pełni pewna, co właściwie robi, a po chwili kręciła się wokół własnej osi, czując jak pozostałość kolacji z dnia poprzedniego, dźwiga jej się do gardła. Zwalczyła wymioty, zorientowała się, że piłka zmieniła właściciela i ruszyła w pogoń za resztą. Nie zdążyła jednak zauważyć tłuczka. Prawdę mówiąc, zapomniała o nich. Zostało jej to jednak brutalnie przypomniane, gdy po uderzeniu w brzuch, zwróciła na trawę wszystko, czego nie zdążyła przetrawić. Szkoda było jedynie porannej czekoladki. Rzuciła szybkie chłoszczyść, po czym zebrała się i podleciała do reszty. - Moe… Wolę skakać na miotłach niż takie kręciołki - jęknęła cicho, zajmując miejsce obok @Morgan A. Davies.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Tegoroczne wakacje nie mógłbym nazwać jakimiś szczególnie wyróżniającymi na tle innych. Sama Luizjana była wspaniała, bardzo klimatyczna, chwile spędzone ze znajomymi dobrze wspominałem. Nie poszczęściło mi się z duchem, artystka, która nie odstępowała mnie na krok była wyjątkowo nieuprzejma i irytująca w swoim zachowaniu, tym, którego najmocniej nie znosiłem wśród społeczności twórczych ludzi. Dlatego też perspektywa przybliżającego się roku szkolnego nie spotkała się z negatywnym odzewem z mojej strony, a wręcz odwrotnie, byłem szczęśliwy, że będę mógł wrócić do tych surowych murów, które emanowały potęgą i dawały do zrozumienia, że było się jedynie małą jednostką, totalnie nieznaczącą w porównaniu do tychże murów i mocy czarodziei, którzy postawili ten zamek. Proxima również cieszył się z kończących się wakacji, na których wymęczył się jak jeszcze nigdy w życiu – nowe środowisko i miejsce źle na niego wpływało, przez co był zdecydowanie mniej małomówny i zadowolony. W każdym razie po powrocie, w ciągu najbliższych dni przeszło mu i na nowo był tym samym cynicznym gadem co wcześniej. Pierwsza lekcja Quidditcha nie mogła być tą, którą już w pierwszym miesiącu przegapię. Dlatego też na wieść o niej, przygotowałem się mentalnie i zapisałem sobie w głowie, by o określonej godzinie wybiec z zamku w kierunku miejsca spotkania. Tak też zrobiłem i nie spóźniłem się, choć mimo takiego przygotowania nie byłem ani wśród pierwszych na miejscu, ani tych ledwo po nich. Kwalifikowałbym się raczej właśnie do tych ostatnich, co zatrwożyło mnie tym bardziej, że wystarczyłaby nutka lenistwa, a nie dotarłbym na zajęcia na czas. Profesor Walsh nie dał mi jednak wystarczająco czasu na tego typu przemyślenia, ze względu na szybkie zaczęcie zajęć. Zrobiwszy rozgrzewkowe pięć okrążeń, zbliżyłem się do profesora, który podobnie jak my, lewitował nad ziemią na swojej własnej miotle. Wysłuchawszy go, uśmiechnąłem się pod nosem, mając w głowie wspomnienie z lekcji mugoloznawstwa. Latanie było zdecydowanie ciekawszą akcją dla mnie od biegania, jako że na miotle spędzam więcej czasu, jednak jeśli chciałem być na wysokim miejscu w wyścigu, to musiałem się postarać. Doskonale wiedziałem jak wielu uczniów Hogwartu poświęcało wszystkie swoje wolne godziny na tę dyscyplinę sportową. Ja taki nie byłem, ja po prostu lubiłem ten sport i traktowałem go bardziej hobbystycznie. Jednak tym razem wyszło mi wyjątkowo dobrze. Wystartowałem i leciałem naprawdę dobrze, nie robiłem żadnych zbędnych ruchów, a także kafla złapałem poprawnie, co zostało skwitowane gratulacjami przez profesora. Nice. Tłuczki tego dnia również się mnie nie imały. Udało mi się uniknąć tłuczka, bawiąc się przy tym trochę w akrobatę – zastosowałem Zwis Leniwca, co ponownie zostało docenione, tym razem pięcioma punktami dla domu.
miotła drużynowa kuferek 10 który na mecie35-5=30 kafel6 tłuczekJ - +5 pkt dla domu
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
miotła drużynowa kuferek 2 pkt który na mecie34 kafel6 (-5 do k100) tłuczekF ostatecznie 34 - 5 = 29
Zapisała się do szkolnej drużyny jako rezerwowa z pobudek czysto egoistycznych – chciała dostać koszulkę z własnym numerem i zachować ja na pamiątkę. Nie posiadała faceta, od którego mogłaby ją ewentualnie wyprosić za piękne oczy, a więc postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Głównym problemem, który ją w związku z tym nurtował, były jej umiejętności miotlarskie, a raczej ich brak… Tak więc kiedy tylko nadarzyła się okazja by się trochę podszkolić, Keyira pojawiła się na lekcji pod okiem Walsha i chwyciwszy szkolną miotłę w dłoń, z zapasem dobrych chęci i w pogodnym nastroju wzbiła się w powietrze by wykonać zalecaną przez prowadzącego rozgrzewkę. Po drodze, w miarę możliwości, przywitała się ze wszystkimi znajomymi twarzami. Dostrzegając @Perpetua Whitehorn uniosła dłoń i pomachała jej energicznie. Była to właściwie najbardziej wylewna reakcja, potem Ślizgonka skupiła się już na właściwym treningu. Kafla udało jej się przejąć zaskakująco łatwo, już przy pierwszej okazji. Sama była tak zaskoczona, że z trudem udało jej się uniknąć nadlatującego tłuczka, który pojawił się dosłownie znikąd. Całkowicie odruchowo nachyliła się nad miotłą, właściwie rozpłaszczając na trzonku, a gdy się z powrotem wyprostowała, w uszach słyszała tylko szum wiatru i okrzyk z gratulacjami, posłany w jej kierunku przez nauczyciela. Cóż, być może jej szkolna kariera w Quidditch'u nie będzie należała do najgorszych. Grunt, że udało jej się utrzymać w powietrzu i nie zginąć... Shercliffe obejrzała się za siebie z uśmiechem, markotniejąc odrobinę dopiero, gdy minął ją @Gunnar Ragnarsson. A to cholera, przemknęło jej przez myśl.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
miotła własna kuferek 69 pkt który na mecie54, ale 40, bo miotła + 5 za drzewo = 45 kafel1 -> 4 -> 5 -> 4 + parzysta tłuczekG
Kiedy wybiegała z zamku, już była spóźniona. Całe szczęście, że na łące przy lesie miały odbyć się zajęcia z quidditcha, a nie jakieś zielarstwo, bo przynajmniej miała ze sobą swojego nimbusa i zamiast biec, mogła po prostu polecieć. Na miejscu nawet nie zdążyła zeskoczyć na ziemię, bo wszyscy już czekali na starcie do małego, rozgrzewkowego wyścigu. Ruszyła za wszystkimi, już na starcie zostając lekko w tyle. Ładnie ominęła pierwsze latające tłuczki, ale chwilę później przypomniała sobie, że w zasadzie powinna skupić się bardziej na szukaniu kafla. Kiedy w końcu dostrzegła piłkę w rękach jednego z uczniów, pomknęła w jego kierunku, kompletnie zapominając o tłuczkach. Była tego dnia dość mocno roztrzepana i trochę nieobecna, dlatego lecącą od strony lasu, żelazną piłkę zauważyła dosłownie w ostatniej chwili. Szarpnęła miotłę, chcąc uchronić swoją twarz przed tłuczkiem, a w efekcie przydzwoniła w drzewo, którego jakimś cudem wcześniej nie zauważyła. Coś nieprzyjemnie chrupnęło, zrobiło jej się ciemno przed oczami, a po twarzy pociekła krew. Zaklęła głośno i starając się ignorować pulsujący ból, skończyła wyścig i wylądowała na ziemi dopiero na mecie. Na zaczerwienionej i obdrapanej twarzy nawet nie widać było rumieńców wstydu i zażenowania. Wyglądało na to, że złamała nos w jeden z najgłupszych możliwych sposobów. Niewiele myśląc, tamując dłonią krwawienie, podeszła do @Violetta Strauss, która na mecie była chyba całą wieczność przed Puchonką i z pewnością obserwowała jej popis braku umiejętności. - Hej... Mogłabyś mnie naprawić? - zapytała z lekkim zmieszaniem. Viola była pierwszą osobą, do której chciałaby się zwrócić o pomoc. Sama nie chciała rzucać żadnych zaklęć, bo była w tym kiepska i jeszcze pogorszyłaby sytuację, a przed Walshem było jej jakoś wstyd przyznać się do spotkania z drzewem, chociaż z pewnością i tak wszystko widział. Poza tym Krukonka nieraz ratowała ją na lekcji miotlarstwa i zaczynało to powoli być jakąś dziwną tradycją.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
miotła własna (moja piękna błyskawico, kocham cię ) kuferek 62 który na mecie39 - 5 = 34 kafel2 tłuczekC
Ostatnio przechodził przez jakiś kapitańsko-meczowy kryzys, ale nie znaczyło to, że chciałby odpuścić sobie lekcję z Walshem - tym samym Walshem, który na meczu pokazał totalną klasę, deklasując nawet Avgusta. Wręcz przeciwnie, wiedział, że Joshua zawsze był i będzie mu wsparciem, i gdyby i tutaj coś poszło mu nie tak, jak trzeba – będzie mógł z tym o tym porozmawiać. Wyścig brzmiał jak świetna zabawa i dobry odpoczynek od wymagających taktyk, nawet jeśli nie było to zwykłe latanie, a zostało specjalnie utrudnione przez profesora. Będąc już na miejscu, niespecjalnie przejmował się witaniem z kimkolwiek; ostatnio był trochę nie w sosie i tak czy inaczej nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Tym bardziej nie trzeba go było namawiać do wzbicia się w powietrze. Kiedy zaczęli, pomknął przed siebie z umiarkowaną prędkością – wolał zacząć nieco wolniej, zobaczyć jak poradzą sobie inni i dopiero potem wyznaczyć sobie rywala, którego będzie musiał dogonić. Chronił jednocześnie kafla, którego od początku miał w ręku i skutecznie uniemożliwiał komukolwiek odebranie mu piłki.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Cieszył się, że zaczął rok od spokojnej lekcji, zamiast testów sprawnościowych, bo zdecydowanie większość poległaby na starcie. Jak chociażby za obecność na zajęciach. Czy powinien już zacząć się zastanawiać, dlaczego tak niewielu uczniów do niego przychodziło? Gdzie kapitan Ślizgonów? Z drugiej strony pojawiły się twarze, których od dawna nie widział. Właśnie... Może zwyczajnie wydawało mu się, że jest mało osób, bo część z nich skończyła już szkołę? Trudno. Za to pojawiły się inne twarze, wprawiając go w dobry nastrój. - Panno Brooks, do osób w moim wieku śmiało można powiedzieć, że się postarzeli, a nie urośli – zaśmiał się, mrugając do niej zaczepnie i przeciągając odruchowo dłonią po włosach, na których widać było siwiznę. Jedne wakacje i zaczęło wychodzić. Obserwował, jak zaczynają się ścigać, śmiejąc się z niektórych, ale daleko mu było do złośliwej satysfakcji. No, chyba że chodziło o Huxleya i Perpetuę, którzy zjawili się na jego zajęciach niby przypadkiem i dla swojej rozrywki, ale zaczął podejrzewać, że tak naprawdę chcą sprawdzić, czy nie połamie dzieciaków. Niestety, nie obyło się bez kontuzji małych i dużych, ale widział, że wszyscy sobie z nimi radzą, więc nie tracił na humorze. - Dobra, podlećcie. Nie schodzimy z mioteł – machnął na wszystkich ręką. Zaklęciem pozbył się kopii kafla i prawdziwego wrzucił do skrzyni. Tłuczki także przywołał do siebie i zamknął przy pomocy łańcuchów na ich miejscach. Otwarł miejsce, gdzie schowany był znicz, po czym przywołał piłeczkę do siebie. - Każdy, kto wymiotował, a nie posprzątał po sobie, lepiej niech to zrobi teraz. Nie chcę mieć problemów z gajowym za zaśmiecanie miejsca, poza tym... Śmierdzi. A teraz przechodzimy do dalszej części lekcji – polecił jeszcze, na koniec uśmiechając się nieco szerzej, obracając zniczem w palcach. - Wiem już jak wam idzie z utrzymaniem kafla... Wiem już jak wam idzie wymijanie tłuczków... Innymi słowy wiem, że po wakacjach wielu z nas musi wrócić do poprzedniej formy, ale nie ma źle. Teraz zabawimy się w łapanie znicza. Na początek poproszę, żebyście przewiązali sobie oczy – machnął różdżką, a przed każdym pojawił się czarny pasek materiału, nieprześwitujący. - Oczywiście proszę o ostrożność i żadnych wygłupów. Zawiązujecie na oczach i czekacie. Ja wypuszczę znicze... Dla każdego będzie po jednym. Po pięciu sekundach opaski znikną i będziecie mieć czas, aby je złapać. Ale nie będzie łatwo. Macie złapać prawdziwy znicz, pamiętajcie – dokończył tłumaczenie, po czym odczekał, aż wszyscy zawiążą przepaski na oczach. Wyciągnął z kieszeni czekoladowy znicz, powielił go kilkadziesiąt razy, a następnie powielił złoty znicz na tyle, żeby było po jednym dla uczestnika zajęć. W chwili, w której wszystkie znicze wzbiły się w powietrze, Walsh zaczął głośno odliczać do pięciu, a gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo, czarne opaski zniknęły z oczu.
Kostunie k6 – żeby wiedzieć jak idzie łapanie znicza – jeśli nie traficie, przerzucacie tak długo, aż traficie i każda doliczacie do czasu
Spoiler:
1, 2 - ZŁAPAŁEŚ czekoladową podróbę... Smacznego, ale musisz lecieć dalej za zniczem (+20s do czasu) 3, 4 - już prawie go miałeś, jednak wyślizgnął ci się z palców (+10s do czasu) 5, 6 złoty znicz próbuje ci uciec, jednak zaciskasz na nim mocniej palce i nie pozwalasz mu się ośmieszyć – gratulacje, jesteś wyjątkowym szukającym na tej lekcji - przy kuferku powyżej 35pkt, można złapać znicz przy użyciu zwodu wrońskiego i wtedy +10pkt dla domu Złapanie od razu - 15pkt dla domu 2, 3 próby złapania - 10pkt dla domu Powyżej 3 prób - 5pkt dla domu
litera – żeby wiedzieć jak szybko zbliżyłeś się do znicza
Spoiler:
A =10s. [...] J = 1min 40s
k100 – dodatkowe atrakcje
Spoiler:
1-40 szum zniczy nieznacznie cię dezorientuje, przez co wpadasz na kogoś, tracisz tor lotu, a profesor woła do ciebie, żebyś się skupił na jednym zniczu, nie na wszystkich (+20s do czasu) 41-80 słońce razi cię, a jego promienie odbijające się w każdym zniczu nie ułatwiają odnalezienia właściwego (+10s do czasu) 81-100 wiatr wyjątkowo ci sprzyja, nawiewając znicze w twoim kierunku, pytanie, czy jest wśród nich prawdziwy? (-5s)
BONUSY - każde 15pkt daje możliwość przerzutu dowolnej kostki - jeśli jesteś szukającym w drużynie (nawet rezerwowy szukający się liczy) masz dodatkowy przerzut
Kod:
<zg>kuferek</zg> bez sprzętu, runę wliczamy w stałe punkty <zg>znicz</zg> Link i wynik kostki/kostek k6 z zaznaczeniem jeśli była przerzucana <zg>szczęśliwy traf</zg> Link i wynik k100 <zg>ostateczny czas</zg> Link i wynik litery <zg>Punkty domu</zg> tu wpiszcie jeśli w pierwszym etapie zdobyliście dodatkowe punkty, dodajcie punkty z tego etapu
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
kuferek 20pkt znicz5 - złapane szczęśliwy traf49, przerzut - 59 ostateczny czasC - 30s + 10 (za słońce) = 40s Punkty domu20pkt (5 pierwszy etap + 15 drugi)
Pierwszy etap nie poszedł Maxowi najgorzej. Był ciekaw, co Josh szykuje dla nich później i o Merlinie, nie zawiódł się. Po błoniach latały zwykłe znicze oraz ich czekoladowe podróbki, a na oczach uczniów pojawiły się przepaski. Gy ciemność opuściła Solberga, ten natychmiast zauważył niedaleko złoty błysk i puścił się za nim pędem. Brak chmur na niebie był ogromnym minusem, bo słońce odbijało się w latających wszędzie piłeczkach, oślepiając ślizgona, co spowolniło jego akcję. Nie minęła jednak minuta, a w zaciśniętej dłoni, Felix poczuł trzepoczące skrzydełka i chłód złotego znicza. Z uśmiechem na twarzy wylądował na ziemi, by nie przeszkadzać reszcie graczy. Z jednej strony był z siebie dość dumny, ale z drugiej chętnie zjadłby teraz czekoladową słodycz.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Trudno było jej nie zauważyć tego jak heroicznie @Nancy A. Williams ominęła tłuczek, by finalnie przyjebać w drzewo. To musiało z pewnością ją zaboleć. Krukonka mogła jedynie obserwować to jak pałkarka w końcu dolatuje na metę, by wylądowawszy podejść do niej i poprosić o pomoc. Strauss miała już w zasadzie wyciągniętą swoją różdżkę, by móc w sposób niewerbalny rzucić kilka zaklęć leczniczych. Zaczęła od znieczulenia okolic nosa, by go odpowiednio nastawić i zaleczyć złamanie, a dopiero później zajęła się zasklepianiem pozostałych mniej poważnych ran. Na sam koniec usunęła pozostałości krwi z twarzy Williams przy pomocy Tergeo i odłożywszy różdżkę, spojrzała na Puchonkę z troską, by upewnić się czy na pewno wszystko już w porządku. Nie miała jak tego zrobić w inny sposób. Miały jeszcze chwilę czasu nim Josh obwieścił wszem i wobec, że ich kolejne zadanie polegać będzie na łapaniu zniczy. Nigdy nie lubiła tego zajęcia, ale ostatnimi czasy szło jej z tym naprawdę dobrze. Tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę fakt, że udało jej się wygrać w Luizjanie swego rodzaju wyścig z Arthemisem. Była dobrej myśli, gdy ponownie wsiadała na swojego Nimbusa. Przepaska na oczach miała być w zasadzie jedyną przeszkodą w złapaniu któregoś ze złotych zniczy. Jednak wciąż była dobrej myśli. Nie bardzo uśmiechała jej się wizja bycia pozbawioną kolejnego zmysłu, ale całe szczęście było to jedynie chwilowe. Nie zajęło jej też zbyt wiele czasu obranie sobie celu, który znajdował się w zasadzie tuż pod nią. Chciała złapać ten znicz. Bardzo... Nic dziwnego, więc, że zanurkowała w dosyć ryzykownym zwodzie Wrońskiego, by finalnie unieść trzonek miotły tuż nad ziemią. Udało się. Znicz był w dłoni, a ona nie wyrżnęła o glebę. Sukces! I to błyskawicznie odniesiony!
kuferek 83pkt (3/5 przerzutów) znicz4 przerzucone na 6 szczęśliwy traf 74 przerzucone na 84 ostateczny czas B (20sek) -5sek = 15sek Punkty domu 15pkt (złapanie od razu) + 10pkt (wzwód Wrońskiego) =25pkt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Naprawdę nie potrafiła odmówić @Cherry A. R. Eastwood przejścia się na lekcję miotlarstwa, gdy tylko zobaczyła jej uśmiech i jak dziewczyna cieszyła się na możliwość polatania na miotle. Oraz z tego, że w końcu miały możliwość, by wpaść na siebie. Wyglądało na to, że... musiała pójść na zajęcia do Walsha. Nawet jeśli normalnie by tego nie zrobiła. Wysłuchała jeszcze słów Eastwood, gdy ta tłumaczyła jej ryzyko związane z grą oraz jak miała się kwestia tłuczków. Cóż... dla niej piłki te wyglądały na takie, które nawet bez dodatkowej siły uderzenia mogły wywołać dosyć spore obrażenia i ból, ale w końcu nie ona była tutaj ekspertką od Quidditcha. Dlatego nawet jeśli miała, co do tego pewne obawy i wątpliwości to postanowiła jednak zaufać bardziej doświadczonej dziewczynie. - Skoro tak mówisz... - odpowiedziała jeszcze zanim wsiadła na miotłę, by przystąpić do wyścigu, który okazał się nie być wcale takim złym. Nie poszło jej najgorzej i znalazła się jakoś w środku stawki, ale najważniejsze było, że uniknęła wlecenia w drzewo i uderzenia tłuczkiem. To już wystarczyło, by mogła czuć się naprawdę z siebie zadowolona i uśmiechnąć się całkiem radośnie do Cherry, która czekała już na nią na mecie. - Nie było aż tak źle - przyznała koniec końców, choć była naprawdę wdzięczna za to, że na chwilę mogła na chwilę zejść z pożyczonej szkolnej miotły, która zdecydowanie nadawała się do tego, by służyć zawodowcom, a ona przecież żadnym nie była. Naprawdę powinna poszukać gdzieś bardziej wyrobionego starego modelu, który byłby nieco bezpieczniejszy dla nielotnych czarownic. No, ale teraz było już na to za późno. Stojąc obok byłej pani kapitan, przysłuchiwała się uważnie słowom Walsha, gdy już wszyscy dotarli do mety, a profesor zdecydował się na przedstawienie im kolejnego etapu lekcji. I powiedzieć, że była sceptycznie nastawiona do jego pomysłu było niedopowiedzeniem. Po raz kolejny zerknęła kontrolnie w kierunku stojącej obok niej Puchonki jakby starając się u niej znaleźć odrobinę wsparcia. Latanie wśród innych uczniów z zawiązanymi oczami zdecydowanie nie brzmiało dla niej jak dobry pomysł. A jednak... nie zamierzała psuć nauczycielowi koncepcji. Przyjęła opaskę i wzbiła się w powietrze zgodnie z instrukcjami mężczyzny, a już po chwili do jej uszu doszedł szum wielu skrzydeł. Jeszcze przez chwilę była pozbawioną wzroku, by po chwili móc ruszyć w pościg za jednym z kilku zniczy, które znajdowały się wokół niej. I choć były blisko to nie było to łatwe zadanie. Wpierw udało jej się natrafić na fałszywkę... Później jedynie musnęła palcami oryginał, za którym musiała przez jakiś czas gonić nim udało jej się go złapać. Niemniej jednak czuła, że chyba powinna być z siebie zadowolona jako praktycznie całkowity nielot. Dlatego też z niejakim tryumfem i niemal dziecięcą radością, postarała się odszukać wzrokiem gdzieś pośród innych uczniów Cherry zupełnie jakby szukała jej aprobaty.
kuferek 2 znicz1 -> 3 -> 6 szczęśliwy traf 98 (-5sek) ostateczny czas I (1min 30sek) +20sek -5sek +10sek = 1min 55sek Punkty domu 10pkt
kuferek 82 znicz4 > 2 > 6 szczęśliwy traf37 > 77 ostateczny czas30s (C) + 10s + 20s + 10s =70s... Punkty domu 10 za ilość prób + 10 za manewr
- Dzięki mordo, ty to jesteś - z uznaniem poklepał Fillina po ramieniu gdy ten szybkim zaklęciem naprawił mu ryj po spotkaniu z witkami czyjejś miotły i aż zrobiło mu się głupio, że przyjaciel jest dla niego taki wspaniały i bardziej opiekuńczy niż wobec Viks, którą tylko wyśmiał za wyrzyganie się, a on nawet na niego nie poczekał, by razem przyjść na lekcję, no ale trudno. Średnio podobał mu się pomysł Walsha z łapaniem zniczy, bo to nie była jego pozycja, nie podobało mu się latanie za migoczącą piłeczką i zwyczajnie wychodziło mu to kiepsko. Niby dobrze, że będzie miał w takim razie okazję poćwiczyć i może poprawić swoje wyniki, ale już wiedział, że na pewno będzie rozczarowany. Wzbił się w powietrze, czekając aż opaska odsłoni mu widok i miał wrażenie, że spędził ze dwie godziny, uganiając się zazniczem. Trzy razy podejmował próbę złapania go: raz mu się wyślizgnął, raz omyłkowo złapał czekoladową atrapę, w międzyczasie oślepiało go uporczywe słońce, znacznie zawężając pole widzenia, no po prostu całkowita kompromitacja, aż wreszcie jak już się porządnie zniecierpliwił, wkurwił i stwierdził, że pierdoli to wszystko, znajomy złoty błysk zaświecił tuż nad ziemią, tworząc idealną okazję do wypróbowania zwodu Wrońskiego, co też zrobił, stwierdzając, że skoro już zajęło mu to milion lat, to chociaż złapie go porządnie. I w końcu się udało, ścisnął w dłoni trzepoczącą skrzydłami piłeczkę i poderwał miotłę w górę, żeby uniknąć zderzenia z glebą. Honor uratowany. Trochę.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
kuferek 35 (0/2 przerzuty) znicz3+ dorzut na 6 szczęśliwy traf37 przerzucone na 65 LiteraJ przerzucone na D ostateczny czas 40s (litera) + 10s (K6) +10s (K100) = 60s Punkty domu 10 pkt za K6 + 10 pkt za zwis Wrońskiego = 20 pkt
Dzisiejszy trening u Walsha z pewnością można będzie zaliczyć do tych bardziej intensywnych. Fałszywe kafle ledwo zdążyły zniknąć, a tłuczki – wylądować w skrzyni, gdy nauczyciel przygotował dla nich kolejne zadanie. Ci, którzy w wakacje nieco sobie odpuścili latanie na miotle, jutro mogą mieć poważne problemy z podniesieniem się z łóżka. Sama Brook, choć w Luizjanie nie próżnowała, dawała sobie radę wystarczająco dobrze, żeby nie zrobić sobie krzywdy, ale wiedziała, że nie jest to wszystko, na co ją stać. Kolejne przedstawione przed nimi zadanie było równie wymagające, jak poprzednie, o ile nie bardziej. W końcu nie tylko musieli złapać znicza ukrytego wśród zaczarowanych czekoladowych atrap, ale również przez pierwsze sekundy mieli założone opaski na oczy. Julia wytężyła słuch, starając się po samym trzepocie skrzydeł odgadnąć, gdzie leci złota kuleczka, ale okazało się to niemożliwe. Krążyła więc na miotle, starając się dopatrzyć znicza, co było niemal niewykonalne, przy takiej ilości uczniów i fałszywek. Do tego niejednokrotnie zmyliły ją refleksy słońca odbijające się od piłeczek. Kiedy kilku bardziej rozgarniętych graczy ruszyło momentalnie w tym samym kierunku, postanowiła polecieć ich śladem. Wyprzedziła ich bez większych problemów i już miała znicza w dłoni… na prawie. Ten jakimś cudem zdołał jej jeszcze umknąć i błyskawicznie zanurkował, a Brooks jego śladem. Tym razem próba pochwycenia zakończyła się sukcesem, i to w najbardziej widowiskowy sposób, bo z użyciem zwodu Wrońskiego, który skutecznie zmylił jej przeciwników.
Druga część zajęć - łapanie znicza. Super. Jeszcze nigdy tego nie robiła, ale skoro można sprawdzić się na różnych pozycjach w grze, to dlaczego by nie? Gorzej tylko, że Odeya nie mogła zupełnie przestawić się z trybu rzucania kafla do tego, aby wypatrywać małej, złotej kuleczki, która latała z taką prędkością, że bardzo ciężko było nawet ją dostrzec, a co dopiero chwycić w dłonie. Nie liczyła już ile razy wydawało jej się, że prawie miała trzepoczącą skrzydłami piłeczkę w rękach, a ta w następnym momencie wyślizgiwała jej się spomiędzy palców. Kilka razy nawet trafiła na czekoladowego znicza, choć nie wiedziała jak to możliwe, że tyle ich znalazło się w pobliżu. W końcu po kilku dobrych minutach czajenia się na znicza, Worthington zacisnęła na min palce, aby triumfalnie uśmiechnąć się do siebie. Z pewnością nie czeka ją kariera szukającej, ale przynajmniej ma wreszcie złota kulkę w dłoniach.
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
kuferek 37 pkt. znicz6 -> złoty znicz próbuje ci uciec, jednak zaciskasz na nim mocniej palce i nie pozwalasz mu się ośmieszyć – gratulacje, jesteś wyjątkowym szukającym na tej lekcji - przy kuferku powyżej 35pkt, można złapać znicz przy użyciu zwodu wrońskiego i wtedy +10pkt dla domu szczęśliwy traf76 -> słońce razi cię, a jego promienie odbijające się w każdym zniczu nie ułatwiają odnalezienia właściwego (+10s do czasu) ostateczny czas3 -> 30s + 10s (słońce) = 40s Punkty domu 5 pkt (Etap I) + 10 pkt (Zwód Wrońskiego) + 15 (złapanie od razu) = 30 pkt.
Pierwsza faza treningu z Walshem okazała się nie być wbrew pozorom taka znowuż trudna. Fakt, wymagała od uczniów i studentów całkiem wysokiej sprawności fizycznej, jednak nie była ona niemożliwa do wykonania. Zadanie polegające na utrzymaniu w swoim posiadaniu kafla i jednoczesnego unikania tłuczków poszło na szczęście Ignacemu całkiem nieźle, za co powinien zapewne podziękować tym kilku osobom, z którymi w ostatnim czasie trenował. W końcu, gdyby nie to, nie zyskałby takiej wprawy w unikaniu zaklętych kamieni. Prawdę mówiąc, jedyne, o co mógł mieć do siebie żal to miejsce zajęte w ogólnym rankingu, ponieważ był pewny tego, że mógłby osiągnąć dużo lepszą pozycję, gdyby się bardziej postarał. Cóż, może przy następnej okazji uda mu się pobić ten wynik. Teraz najwyraźniej miało go czekać starcie ze zniczem, co w sumie także nie byłoby jakoś specjalnie wymagające, gdyby nie brać pod uwagę tego, że szukający mieli w tym przypadku dosyć dużą przewagę nad resztą zebranych tu osób. Puchon musiał się jednak zmierzyć jeszcze z rozproszeniem, które go dopadło, kiedy na jego oczach pojawiła się magiczną opaska. Zaskoczyło go to, przez co przechylił się nieco za mocno na prawą stronę i prawie spadł z miotły. Na szczęście udało mu się uniknąć upadku, dzięki mocnemu zaciśnięciu dłoni na trzonku miotły. Jeszcze tego brakowało, żeby się zbłaźnił przed tak dużą publiką. Gdy zasłona zniknęła, Ignacy od razu zmrużył oczami, porażony zaskakująco mocnymi, jak na tę porę promieniami słońca, które odbijały się od znicza. Nie, zaraz. To nie był jeden znicz. Jeden, dwa, trzy, cztery... Chłopak pokręcił nerwowo głową, próbując zlokalizować ten właściwy i nie zwracać uwagi na podróbki. W pewnym momencie kątem oka dostrzegł charakterystyczną kulkę poruszającą się z jednego miejsca w drugie i popędził w jej kierunku, łapiąc ją w ostatnim momencie oburącz, posiłkując się przy akcji zwodem wrońskiego. Chyba szczęście sprzyjało mu tego dnia.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
kuferek 2 pkt znicz4 (+10s) >> przerzut3 (+10s) >> przerzut 6 szczęśliwy traf85 (-5 s) ostateczny czasJ (1min 40s) + 10s + 10s - 5s = 1min 55s Punkty domu 10pkt (złapanie znicza za trzecim razem)
Całe szczęście, że zakończyła pierwszy etap bez żadnych problemów i nawet udało jej się przechwycić kafla, inaczej jej popisy przy próbach schwytania prawdziwego znicza skompromitowałyby ją chyba kompletnie. Może pozbycie się opaski było błędem... Może o wiele lepiej by jej poszło właśnie z zawiązanymi oczami? W każdym razie, Keyirze udało się złapać złotą, skrzydlatą piłeczkę dopiero przy trzeciej próbie, a i to zawdzięczała bardziej przychylności losu aniżeli własnym umiejętnościom. Dopiero biorąc udział w tym wyzwaniu przekonała się jak trudnym zadaniem jest nadążenie za czymś tak małym i szybkim, co na dodatek robi wszystko, by to zawodnikowi udaremnić i umknąć zarówno przed jego wzrokiem, jak i dłońmi. Sama miała wrażenie, że trwało to wieczność. Shercliffe cieszyła się w duchu, że wybrała dla siebie pozycję ścigającej. Była tym bardziej zadowolona, że pierwsze wyzwanie zakończyło się dla niej sukcesem, bo to oznaczało, że - teoretycznie - wybór ten okazał się całkiem słuszny. Dziewczyna wzmocniła uścisk, po czym niezgrabnie chwyciła trzonek miotły i skierowała ją ku ziemi, uważając by po drodze na nikogo przypadkiem nie wpaść. Dopiero postawiwszy stopy na ziemi, Keyira zorientowała się, że wcale nie dotarła tam jako ostatnia i co najmniej kilku uczniów wciąż próbuje swoich sił. Ślizgonka odetchnęła głęboko, po czym pokręciła głową, próbując pozbyć się z niej dezorientującego szumu setek drobnych skrzydełek, w tej chwili niedostrzegalnych dla ludzkiego oka. Oddaliła się na bezpieczną odległość i wspierając się na miotle, czekała na ewentualne dalsze instrukcje.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
kuferek 92 znicz6, za pierwszym razem - +15 i +10 dla Gryffindoru (z kombinacją!) szczęśliwy traf73 ostateczny czasB Punkty domu 25 Pozostałe przerzuty 0/7 czas 30 sekund
Festiwal śniadaniowych rzygów zaczął się dość szybko, czego zresztą dało się spodziewać po lekcji Walsha, który najbardziej mordercze ćwiczenia zarządzał właśnie po śniadaniu. Skąd te sadystyczne zamiary u profesora miotlarstwa? - Szlag, przepraszam! - krzyknęła, kiedy niby śmignęła przed twarzą Oli, ale potem okazało się, że jednak >po< jej twarzy. Nie przejmując się, że znacznie zwalnia, obejrzała się za siebie i dostrzegła rozdrapane nos i policzki, ale mina Krawczyk sugerowała, że choć poturbowana, mogła lecieć dalej. - Kto tłuczkiem wojuje, Lou. - uśmiechnęła się z lekkim przekąsem, bo choć kompletnie nie życzyła dziewczynie żadnych kontuzji, czy boiskowych nieszczęść, trudno było nie dostrzec pewnej ironii, kiedy to właśnie pałkarka oberwała tłuczkiem. Poklepała Gryfonkę po ramieniu, upewniając się przy okazji, że nie wymagała odwiedzin w Skrzydle Szpitalnym, choć już ton Moreau sugerował, że była gotowa na więcej. A potem podbiegła do Oli, by się upewnić, że i ona była cała po 'stłuczce'. - Hej, nie zabiłam Cię? - aż jej się przypomniał ten przeklęty seans z wzajemnym mordowaniem się, po którym do dziś w niektóre dni prześladowały ją koszmary. Co było o tyle niepokojące, że zaczęły się dopiero jakiś czas po wakacjach, a trwały już, z przerwami, dobre dwa tygodnie. Przypominanie sobie umierania wcale nie było lekkim doświadczeniem. Na szczęście te niezbyt pozytywne sny przeplatały się innymi. Bądź ze spokojnie przespanymi nocami. - Sądziłam, że temat utraty wzroku to będzie jakieś tabu. - skwitowała wyczyny Walsha, kiedy na jej oczach pojawiła się czarna wstążka. Właściwie to, gdyby znajdowali się w zamkniętym pomieszczeniu, złapanie znicza na słuch mogłoby być całkiem ciekawym wyzwaniem. Choć akurat w Hogwarcie to zwykle kończyłoby się rozbiciem sobie głowy na żyrandolu, albo wypadnięciem przez okno. Może lepiej, że mogli używać wzroku do rozróżniania czekolady od złota. Zdecydowanie się rozgadała, a przecież miała przed sobą jasne zadanie, na którym powinna się skupić. Złapać prawdziwy znicz. Ruszyła, rozpędziła się, pomimo błyskających w słońcu zniczy udało jej się wyłapać wzrokiem ten właściwy, który nie był pomarszczonym, czekoladowym złotkiem. Jeżeli Lou szkoda było słodyczy ze śniadania, teraz mogłaby nadrobić zaległości, choć nie było to do końca zgodne z treścią polecenia. Pogoń trwała wieczność, a przynajmniej takie miała wrażenie. Piłka przemykała wokół swojego czekoladowego kuzynostwa, starała się zgubić czający się na nią wzrok, w pewnym momencie prawie została złapana przez kogoś innego. Dopiero wygnana w jakąś odleglejszą część łąki trochę się zamieszała, a Gryfonka z premedytacją wykorzystała to, najpierw rozpędzając się w jej kierunku spiralnym, nadającym prędkości spadem, a potem chwyciła ją w palce tuż nad ziemią. Skąd u tych zniczy takie przywiązanie do murawy?
kuferek 35 znicz6 szczęśliwy traf21 -> 13 -> 34 ostateczny czasC 30s + 20s (za k100) = 50s Punkty domu 15 + 10 za zwis (?)
- Niee, jak widać żyję i mam się dobrze. Powiedzmy. No, w każdym razie magia lecznicza się przydała i nie mam już poharatanej twarzy, więc jest okej. Poza tym to była moja wina, nie powinnam się była tak wychylać - przyznała, krzywiąc się nieznacznie na samo wspomnienie zdarzenia sprzed dosłownie kilku minut, kiedy to witki miotły Moe przebiegły radośnie po buźce Puchonki. Zdecydowanie nie chciałaby powtórki, bo to nie było nic przyjemnego. Spojrzała z zainteresowaniem na profesora, który w palcach obracał znicz. I dość szybko okazało się, że to właśnie tymi malutkimi, złotymi, skrzydlatymi kuleczkami mieli zajmować się podczas drugiej części zajęć. Miała już okazję wypróbować się na pozycji szukającego i nie poszło jej wcale tak źle, ba, na meczu towarzyskim w czerwcu nawet złapała piłeczkę, doprowadzając swoją drużynę do zwycięstwa. Chyba do końca życia miała zapamiętać to wydarzenie, tak błahe dla innych, a jednak dla niej mające ogromne znaczenie. Zgodnie z poleceniem Walsha przewiązała sobie oczy czarną opaską i w napięciu czekała na sygnał. A kiedy usłyszała koniec odliczania i materiał znikł, ruszyła do przodu, zaraz gwałtownie się zatrzymując, dostrzegając o wiele więcej zniczy, niż by się tego spodziewała. Sądziła, że będzie ich tyle, ilu było uczestników zajęć, a tu proszę... Zamrugała kilkukrotnie, żeby zaraz się zebrać i ruszyć na poszukiwanie tego 'prawdziwego', co wcale nie wydawało się być łatwe. Było ich po prostu za dużo. Przez pewien czas latała totalnie bez sensu, wypatrując celu, w pewnym momencie nawet przyspieszyła i takim sposobem władowała się prosto w kogoś innego, kto również był zajęty zabawą w berka ze zniczami. - Przepraszam! - krzyknęła, oglądając się przez ramię, ale nie zatrzymując się na dłużej przy swojej ofierze. Pewnie podejdzie do niej po zakończeniu lekcji, żeby jeszcze raz przeprosić i upewnić się, że wszystko gra, choć jej samej wypadek nie wydał się groźny. Co to w ogóle był za jakiś parszywy dzień, że już po raz drugi w kogoś wleciała? Na litość, przecież nie siedziała na miotle po raz pierwszy w życiu. Westchnęła jedynie zirytowana, słysząc z dołu głos Walsha, który krzyczał do niej coś o skupieniu się na jednym zniczu. Tak, żeby to jeszcze było takie proste! W końcu jednak udało jej się wypatrzyć złotą kulkę nieco różniącą się od innych, które zdążyły już koło niej przelecieć i zaczęła się za nią kierować. Pokusiła się nawet o zwód wrońskiego i niedługo później z uśmiechem przyglądała się z bliska skrzydełkom znicza.
//Ola wpada na osobę piszącą po mnie!
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
kuferek 91 znicz6 szczęśliwy traf68 ostateczny czasE → J → J → I → B = 20s + 10s [k100] = 30s Punkty domu 15 [złapanie znicza w pierwszej próbie] + 10 [manewr] = 25
Pozostał nieco z tyłu, gdy Walsh ich przywołał do siebie, wciąż sfrustrowany tym festiwalem żenady, jaki odstawił przed paroma chwilami. Niewerbalnym chłoszczyć w akompaniamencie dyskretnego ruchu różdżki oczyścił trawnik z zawartości swojego żołądka (niestety dobrze pamiętał, w którym miejscu to się stało), gdy profesor o tym wspomniał, pozbywając się tym samym dowodu, że ta kompromitacja miała miejsce. Z ustami zaciśniętymi w kreskę wysłuchał kolejnych słów nauczyciela. Swojego marnego popisu zdecydowanie nie był w stanie pod spadek formy, bo w końcu nie zrezygnował w czasie wakacji zupełnie z latania i to nie tylko ze względu na fakt, że grał zawodowo i nie mógł sobie na to po prostu pozwolić, ale też dlatego, że po prostu nie byłby w stanie. Nie, musiał chyba mieć jakiś gorszy dzień, to było jedyne sensowne wytłumaczenie, choć oczywiście nie stanowiło dlań żadnej wymówki i powodu, żeby czuć się lepiej. Starał się to jednak odsunąć od siebie i skupić na kolejnym zadaniu, bo wolałby nie zaliczyć kolejnego faila. Tamto to i tak już było nadto. Były kafle i tłuczki, a teraz czekała ich zabawa ze złotymi zniczami, pełen komplet. Uniósł jedynie nieznacznie brew, gdy Walsh nakazał im przewiązać oczy czarnym materiałem, wyjątkowo nie rzucając przy tym żadnym głupawym komentarzem. Zgodnie z poleceniem przewiązał sobie oczy i cierpliwie odczekał na sygnał ze strony profesora, a kiedy tylko przepaska zniknęła z jego twarzy od razu ruszył w pogoń za uskrzydlonymi złotymi piłeczkami. Oczywiście zadanie nie mogło być zbyt łatwe i wokół śmigało całe multum zniczy z czego większość wyglądała na te czekoladowe odpowiedniki, które dobrze pamiętał z testów sprawnościowych; słońce wcale nie okazywało się pomocne – promienie raziły go po oczach, odbijając się od skrzydlatych piłek i utrudniając mu wypatrzenie tej, która była faktycznym zniczem, a nie jedynie jego słodką podróbą. Mało tego, w pewnym momencie ktoś dodatkowo zupełnie bezceremonialnie się w niego wpieprzył podczas lotu. No kurwa mać. Wciąż trzymał się go nienajlepszy nastrój po tym wyścigu-nie-wyścigu, więc w pierwszym momencie miał zamiar warknąć mało przyjemnie w kierunku tego kogoś, żeby patrzył gdzie leci, ale wstrzymał się, gdy tylko usłyszał ten głos i zobaczył oddalającą się sylwetkę rudowłosej Puchonki. Od razu jakoś tak złagodniał, a przez jego wargi nawet przemknął nieznaczny uśmiech, bo na kogo jak kogo, ale na nią to się nie był w stanie gniewać. Nic jej jednak nie odpowiedział na przeprosiny, poza posłaniem jej krótkiego salutu, bo właśnie przed twarzą pojawił mu się jeden ze zniczy i to zdecydowanie jeden z tych prawdziwych, więc skupił swoją uwagę w pełni na nim, nie mając zamiaru dać mu się wymknąć. Ten oczywiście próbował czmychnąć, ale nie miał z nim żadnych szans. Piłeczka najpierw pomknęła ku górze, by następnie zacząć gwałtownie pikować, więc przy złapaniu pokusił się o wykonanie Zwodu Wrońskiego i to mimo tego, że nie miał zbyt wielu okazji do trenowania tego konkretnego manewru, grając na pozycji ścigającego. Wyszło mu jednak całkiem zgrabnie, gdy praktycznie tuż przed spotkaniem z gruntem poderwał z powrotem trzonek swojej miotły, by już zaledwie moment później zacisnąć palce na uskrzydlonym złocie. Nawet czas miał całkiem niezły mimo pewnych… utrudnień po drodze. Przynajmniej to pozwoli mu zachować resztki godności na tych zajęciach. — Aż tak bardzo cię rozpraszam, że aż na mnie wpadasz? — zagaił z wymownym ruchem brwi i nieco szerszym uśmiechem, podlatując do Krawczykówny, gdy tylko zauważył, że i ona sobie w końcu z zadaniem i dzierżyła w dłoni jednego ze zniczy.
kuferek 5 znicz6 szczęśliwy traf68 ostateczny czasG Punkty domu 5 za pierwszy etap + 15 za ten etap = 20 punktów
Zgodnie z poleceniem Josha, po zakończonym wyścigu podleciał na środek, aby wysłuchać co ich czeka w dalszej części lekcji. I gdy dotarło do niego, że teraz będą łapać znicza, omal nie spierdolił się z miotły - nienawidził pozycji szukającego, ilekroć musiał szukać tę małą, skurwiałą, złotą piłeczkę, zawsze kończyło się to jakąś kontuzją albo wkurwieniem osiągającym apogeum. Westchnął zrezygnowany i zawiązał sobie przepaskę, czekając na sygnał i śmierć. Gdy opaska zniknęła, ruszył przed siebie, wyglądając znicza. Słońce raziło go niemiłosiernie, maksymalnie wydłużając proces złapania piłki. Mrużył oczy, przecierał obolałe powieki, jednocześnie krążąc nad łąką, żeby ostatecznie po nieco ponad minucie w końcu dorwać tego małego błyszczącego skurwibąka.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
kuferek 12pkt znicz3 > 4 > 3 > 3 > 6 szczęśliwy traf96 ostateczny czas1min 30s -5 s + 40s = 2 min 5s Punkty domu 5
@William S. Fitzgerald całkowicie go zignorował, ale to nic nie przeszkodziło Gunnarowi w dalszym uczestniczeniu w treningu. Stosując się do zasad wyznaczonych przez profesora, na oślep wsiadł na miotłe. Trzeba było zaznaczyć kilka rzeczy. Po pierwsze, kontrola miotły w warunkach atmosferycznych w Anglii i na innym sprzęcie niż ten, do którego Gunnar był przyzwyczajony, znacząco utrudniała mu trening. Po drugie, nie pomagał wcale fakt, że Ragnarsson ostatnio zlekceważył treningi i całkowicie wychodził powoli z formy w Quidditcha. O ile wcześniej w szkole zaskakiwał sprawnością i gibkością poruszania się na miotle o tyle teraz wypadał po prostu przecietnie. I o ile sprawował się prawie na wszystkich funkcjach w drużynie, szukającym zawsze był słabym. Tym bardziej, kiedy błonnik szalał mu w powietrzu bez czucia i o mało nie spadł z miotły z zawiązanymi oczami. Nie liczył sobie czasu. Zbyt pochłonięty walczeniem o utrzymanie się na kiju.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
kuferek 69 pkt znicz6 szczęśliwy traf76 ostateczny czasG -> E -> B 20s + 10s = 30s Punkty domu 15 pkt za złapanie i 10 pkt za zwód
Kolejny raz mogła sobie powtarzać, że powinna bardziej skupić się na uzdrawianiu, ale doskonale wiedziała, że nic z tego nie wyjdzie. Nie miała ręki do zaklęć, do magii leczniczej również, a zapału do nauki brakowało jej od zawsze... Całe szczęście, że na zajęciach z miotlarstwa mogła liczyć na Violę, która właśnie zajęła się nią niczym profesjonalna opieka medyczna. Cierpliwie czekała, aż studentka skończy ją składać, a kiedy ta odsunęła się, oznajmiając tym samym, że wszystko gotowe, dotknęła delikatnie złamanego przed chwilą nosa, z ulgą stwierdzając, że wrócił na swoje miejsce. - Dzięki... - uśmiechnęła się z wdzięcznością, powstrzymując się od czulszych gestów, o które Walsh mógłby później wypytywać. Chwyciła za miotłę i chwilę później oderwała się od ziemi, żeby wykonać kolejne polecenie nauczyciela. Łapanie znicza zawsze wydawało jej się świetną zabawą, umożliwiającą trening wielu różnych umiejętności jednocześnie. Skupienie, precyzja, szybkość... Na meczu była to ogromna odpowiedzialność, ale tutaj mogła traktować to tylko jako zabawę. Kompletnie zapominając o swoim spotkaniu z drzewem, wyrwała do przodu pchana jakąś nową siłą i rzuciła się w pogoń za zniczem. Szybko dogoniła złotą kuleczkę, ale zamiast po prostu zacisnąć na niej dłoń, zanurkowała ostro w dół, by w ostatniej chwili poderwać się górę i złapać uciekającą, złotą kulkę. Jako pałkarz nie miała zbyt wielu okazji do ćwiczenia zwodu Wrońskiego, czemu by więc nie pochwalić się umiejętnościami na lekcji? Tym bardziej że początek zajęć nie należał do najlepszych... Wylądowała na ziemi z szerokim uśmiechem na twarzy, zadowolona z tego, że przynajmniej w tej części niczego nie zawaliła.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
kuferek 62 (4 przerzuty) znicz za pierwszym razem szczęśliwy traf 64 → 64, potraktuję to jako przeznaczenie XD ostateczny czas F → E → B (20 + 10 za k100 = 30) Punkty domu 10 za kombinacje i 15 za złapanie za pierwszym podejściem - 25
Wyścig nie poszedł mu wyśmienicie, może i udało mu się utrzymać kafla przy sobie i było to niezłe osiągnięcie oraz powód do dumy, ale nie byłby sobą, gdyby mu to wystarczało. Jego czas był stanowczo za słaby, powinien był mocniej skupić się na gonitwie za pierwszym miejscem. Nie okazał jednak w żaden sposób niezadowolenia, które zresztą i nie było zbyt mocne – obiecał sobie przecież, że nie będzie się martwił na zapas. Perspektywa zajęć ze zniczem w roli głównej w ogóle go nie cieszyła, szukający z reguły był z niego marny, mimo artystycznej duszy na boisku o dziwo za serce bardziej chwytały go znacznie prostsze, czasem siłowe zagrywki niż gonitwa za szybką i maleńką piłeczką. Tu było zresztą trudniej, bo w grę wchodziły czekoladowe znicze, z daleka tak podobne do swoich metalowych pierwowzorów. Bardzo nie chciał wyjść na kretyna, ale słońce niczego mu nie ułatwiało. Choć dostrzegł piłeczkę dość szybko, nie łapał jej od razu – przez chwilę leciał za nią, próbując upewnić się w jakikolwiek sposób, że nie ma do czynienia ze znanym przysmakiem. Kiedy już go złapał, trochę pożałował, że nie zrobił tego wcześniej, ale nie potrafił się nie uśmiechnąć. Wzrokiem poszukał kapitan Gryfonów, być może po to, by sprawdzić, czy aby tego nie widziała. W końcu mógł być z siebie dumny.