Wiosną i latem trawy w okolicy Zakazanego Lasu potrafią sięgać aż do kolan. Miejsce odwiedzane jest przez zapalonych zielarzy, bowiem okolica obfituje w ciekawe zioła. Poza tym nieczęsto ludzie tu przychodzą z prostej przyczyny - wśród traw królują szkodniki.
Uwaga. Jeśli używasz tu czarów bądź Twoja różdżka jest gdzieś w widocznym miejscu, istnieje ryzyko, że do Twojej przekradną się do niej okoliczne chropianki. Rzuć wówczas kostką, by dowiedzieć się czy uszkodzą Ci rdzeń. Parzysta - nadgryzły nieco drewno Twojej różdżki i prawie dostały się do rdzenia. Różdżka wymaga drobnej naprawy u twórcy różdżek. Nieparzysta - na szczęście w porę je dostrzegłeś i mogłeś się ich pozbyć.
Autor
Wiadomość
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Uśmiechała się szeroko przez całą drogę na miejsce zbiórki, wyraźnie zadowolona z rezultatów. Nie byli pierwsi, ale liczyła na to, że nie będą ostatni. Obserwowała wstążki, które trzymał Felinus, przypominając sobie zadania, jakie musieli wykonać. Było ciekawie i to bardzo! Spojrzała na chłopaka nieco roziskrzonym wzrokiem, kiedy spytał ją o wrażenia z lekcji. - I to bardzo! Lubię zajęcia Voralberga, zawsze coś nowego i ciekawego wymyśli. W Riverside zazwyczaj kończyło się na pojedynkach, albo takim... Sztywnym ćwiczeniu zaklęć, ich powtarzaniu. Tutaj jak nie przeciąganie kuli to podchody... Podobało mi się - odpowiedziała Puchonowi, starając się powstrzymać od zbyt szerokiego uśmiechu. Voralberg mógł wymyślić nawet beznadziejną lekcję, a i tak byłaby wniebowzięta. Choć, nie mogła powiedzieć, żeby towarzystwo działało na niekorzyść zajęć. Felinus okazał się całkiem ciekawym Puchonem, w którym było coś, jakaś forma melancholii, a może po prostu niezdrowy kolor skóry, który mógł nakłaniać do większego zainteresowania się jego osobą. Kto wie, może przyjdzie im jeszcze współpracować na jakichś zajęciach? - Właściwie nic konkretnego... Pewnie albo trening, albo coś poczytam... Albo, jeśli pogoda dopisze, pójdę nad jezioro. A ty? - odpowiedziała, od razu odbijając piłeczkę, stając w miejscu i opierając dłonie na biodrach.
Ofelia zadowolona wróciła na miejsce zbiórki. Podobała jej się współpraca z gryfonką. Zebrały wszystkie wstążki, nie myląc się ani razu. Również się nie śpieszyły, przez co na miejscu zbiórki były pewnie jako ostatnie, ale dla Willows liczył się miło spędzony czas. Zadziałało to idealnie na stres z którym ostatnio się borykała. Wręcz zapomniała o tym wszystkim, może na chwilę, ale czuła się znowu szczęśliwa. - Dzięki za współpracę - Uśmiechnęła się w stronę Lary - Mogłabym to jeszcze kiedyś powtórzyć! - Zaśmiała się w kierunku dziewczyny. Teraz zostało już tylko czekać na koniec czasu...
Niesamowite, ale w końcu, bez większego problemu, dotarły do celu końcowego. Lara uśmiechnęła się szerzej do ludzi, którzy już znajdowali się na miejscu i prawdopodobnie biegali ile sił w nogach, byle tylko być pierwszymi na mecie. Razem z Ofelią przyjęły kompletnie odwrotną taktykę. Dla nich to był przede wszystkim fajny spacer z przygodami. Obu dziewczynom nie zależało na tym, aby zajmować wysokie miejsce na podium. I dobrze się pod tym względem dopasowywały. Kiedy przybyły, Lara podeszła do profesora i z delikatnym uśmiechem wręczyła mu wszystkie zdobyte przez nich wstążki, tym samym dając do zrozumienia, że podołały zadaniu. W kieszeni dźwięczało jej kilka dodatkowych monet, które już planowała wydać na kolejne paczki mugolskich fajek. Wspaniały interes! Zażyła zdrowia, to teraz ponownie je pogorszy. Uśmiechnęła się do puchonki. -Tak, zabawa była niezła. Dobrze, że na Ciebie trafiłam, bo nie wiem, jak mogłoby być w innym wypadku. - stwierdziła szczerze, jak to zwykle miała w zwyczaju. Sensu w kłamaniu nie widziała żadnego.
Byli chyba na miejscu na ostatnią chwilę, choć dałaby głowę, że to już był moment, gdzie Voralberg mógł uznać, że się spóźnili. Z kompletem wstążek oraz, w przypadku Davies, całą masą fantów, dotarli na miejsce zbiórki, mając za sobą całkiem niezłą przygodę, która w międzyczasie wymusiła na nich zmiany w parach. Początki też mieli dość ciężkie, na szczęście ostatecznie się udało. Czy byli ostatnią parą na miejscu? Dopóki można było uznać, że udało im się ukończyć zadanie, nie miała z tym żadnego problemu. Po takich perturbacjach to i tak cud, że w pośpiechu tak dobrze im poszło w porównaniu do zagadki numer 1. - Nie udałoby się, gdyby nie mój niesamowicie przystojny towarzysz. Dzięki, Fill. - była zmęczona bieganiem, ale i podekscytowana, że wspólnie dobrnęli do końca. Ostatecznie chyba całkiem nieźle im się współpracowało. Pozostało im jedynie przekazać wstążki profesorowi, co bez wahania, choć ze swego rodzaju namaszczeniem (udało się!), uczyniła.
W końcu po wykonaniu wszystkich ze sześciu zadań, Niemiec wraz z Darrenem mogli odpocząć w miejscu, z którego wyruszyli. Stanął z boku czekając aż Shaw wróci od profesora, do którego poszedł ze zebranymi przez nich wstążkami. -No mogło pójść lepiej- odpowiedział Krukonowi, gdy wrócił. Faktycznie na początku nie poradzili sobie najlepiej, ale zawsze mogli dalej chodzić po błoniach, albo zgubić się w lesie, a tak to chyba nie byli nawet ostatni.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Przybiegam dzikim pędem razem z Moe, jako jedni z ostatnich, ale przynajmniej nam się udało dotrzeć. Wstążki chyba wszystkie mamy, Morgan zyskała mnóstwo fantów (ja nawet nie wiedziałem, że z kolei potraciłem), mogliśmy z czystym sumieniem zakończyć nasze poszukiwania. Wracamy na łąkę na której zaczynaliśmy. - No, do usług. W końcu szukaniu nie mamy sobie równych - mówię z uśmiechem do Moe, również zadowolony z naszej współpracy. - Moe dziękuję, również jesteś piękną towarzyszką; uważaj żeby o tym nie wspominać przy drużynie Krukonów będziemy wtedy oboje w tarapatach - mówię żartobliwym tonem, machając brwiami.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Był świadom, że znajdą się śmiałkowie, którzy postanowią zakończyć grę w jak najszybszym tempie, ale nie spodziewał się, że minie zaledwie parę godzin, kiedy pierwsze pary w odstępach kilkunastu minut pojawią się na mecie. A po nich kolejne i kolejne, i następne. Przyjmował od każdej z nich wstążki, kolejne słowa uznania czy ewentualnej krytyki i oczekiwał następnych dochodzących. Czas był jasny, a kiedy nie pojawili się ostatni maruderzy to wystrzelił flarę oznaczającą zakończenie lekcji. ....- Zapraszam wszystkich. - zaczął, czekajac aż podejdą bliżej. - Przede wszystkim gratuluję, poszło Wam świetnie i jest to godne uznania. Nie będę jednak przedłużał i powiem, że dzisiejszą grę zwyciężyła Victoria i Thaddeus, którzy - choć jedynie z minimalnym wyprzedzeniem - pojawili się na mecie pierwsi. - zerknął na swoją prefekt i kiwnął jej głową z uznaniem, a po chwili zrobił to samo w kierunku Puchona. Wyjął z kieszeni dwie niewielkie sakiewki i wręczył im do rąk. - Wasza nagroda. - w środku znajdowało się po jednym światełku dźwiękowym*. Pogratulował też kolejnym osobom na podium, a później wszystkim innym i każdemu z osobna. A poźniej oznajmił koniec lekcji**.
*rozliczę Wam to; o światełku możecie poczytać w spisie przedmiotów. **Jeśli ktoś ma ochotę jeszcze napisać tu posta, to proszę bardzo. Alex jest również po lekcji więc można z nim porozmawiać. Dla całej reszty:
[zt Ci którzy nie zostają]
ZAKLĘCIA zakończenie
Rozliczenie punktów kuferkowych będzie chyba dzisiaj, punktów domów prawdopodobnie zrobię jutro, ponieważ mam bardzo dużo liczenia. Rozliczenie przedmiotów i galeonów pojawi się w rozliczeniach jeszcze dzisiaj TAK WIĘC NIE RÓBCIE TEGO. Jeśli ktoś już rozliczył swój przedmiot/galeony i mod mu to klepnął DAJCIE ZNAĆ.
Do rzeczy.
Dziękuję wszystkim za przybycie. Lekcję ukończyło 14 z 18 par, co daje nam łącznie 28 osób. Jestem mega zadowolony, szczególnie godny podziwu jest sprint trzech pierwszych par, które całość zakończyły w niepełne dwa dni (każda z różnicą max 10 minut!). Szok! Kolejne duety nie pozostawały dłużne i całkiem szybko tabelka zakończenia lekcji się uzupełniała.
Pełne statystyki tej lekcji pojawią się w moim dzienniku, jak już zrobię odpowiedni panel.
Generalnie to następnym razem za złe wypełnienie kodu będę pałował po łapach. W kodach powpisywane, że nie ma posta partnera, a tu niespodzianka. I byłoby spoko, gdyby takich przypadków nie było DWADZIEŚCIA. Ogólnie chciałbym, żeby następnym razem przykładać większą wagę do kodów... przy tak dużej lekcji naprawdę ułatwia to sprawę. I do zasad gry, bo nie będe wspominał o pojawiających się rozliczeniach, których miało nie być... i innych. Pamiętajcie, że do przewertowania miałem około 200 postów łącznie z wejściem, wyjściem, kostkami i postami karnymi. 200. A teraz wyobraźcie sobie o wiele łatwiej by było z dobrze wypełnionym kodem.
No ale przejdźmy od konkretów. Po podliczeniu wszystkich postów, czasów etc. etc. sprawdzeniu co tam się w tych postach zadziewało i czy były regulaminowe:
Zażaleń/skarg i innych nie przyjmuję, wszystkie kwestie były rozpisane w zasadach początkowych lekcji.
Dodatkowe wyróżnienie: @Ezra T. Clarke - za ryzyko użycia zaklęcia innego niż nakazywała kostka. @Aleksandra Krawczyk - za oustanding move w postaci poproszenia kolegi o pomoc w rzuceniu zaklęcia z kostki, ponieważ nie miała wystarczająco dużo punktów.
_________________________________________
Bardzo chętnie przyjmę feedback odnośnie lekcji. Każda opinia jest dla mnie na wagę złota, zarówno ta pozytywna jak i negatywna. Jeśli ktoś ma ochotę - może mi napisać na priv. Nie mam problemu jeśli komuś się nie podobało i nie będę oceniał wypowiedzi w żaden sposób.
Kod:
<zg>Jak oceniasz lekcję:</zg> <zg>Co Ci się najbardziej podobało:</zg> <zg>Co byś zmienił:</zg>
Pełna treść wszystkich zagadek, miejsc i kostek
Zagadka nr 1:
1. Niesamowity widok się stamtąd rozchodzi niewiele osób tam jednak chodzi gruszki na wierzbie na pewno tam nie rosną w przód i tył latać tam można wiosną
Udało Wam się odnaleźć pierwsze miejsce gry, do którego zmierzyliście czym prędzej, aby zdążyć jak najszybciej przed kolejnymi grupami. Odnalezienie wstążki nie było jednak takie proste. W końcu jednak waszym oczom ukazał się niewielki skrawek materiału w kolorze szparaga.
Jeśli masz 10 punktów w zielarstwie, możesz zrobić przerzut.
Kostki: 1,2- pomyślałeś, że w sumie dlaczego po prostu nie wejść na drzewo i nie zdjąć stamtąd wstążki? Szybko przekonałeś się, jak błędne było Twoje rozumowanie, kiedy odbiłeś się od zaklęcia. Co gorsza, nie zauważyłeś, że z sakiewki wypadło Ci 5 G. A wystarczyło rzucić zwykłe Accio. Co w sumie po chwili zrobiłeś. 3,4 - dostrzegasz, że wstążka przyczepiona jest do dojrzewającej gruszki. Chciałeś zrzucić owoc, ale żadne zaklęcie atakujące drzewo nie zadziałało. A może by tak... Baccifero? Owoc dojrzewa i spada sam z siebie. Wstążka jest wasza, a i można coś przekąsić. 5,6 - podchodzisz bliżej drzewa, aby przyjrzeć się położeniu wstążki. Nie wygląda na to, aby zadanie miało być mocno skomplikowane, więc zaryzykowałeś z najprostszym locomotor. Wstążka wdzięcznie pomknęła tam, gdzie jej nakazałeś - co więcej po chwili dostrzegłeś w drzewie dziuplę, a w niej 10G.
Przyglądacie się wstążce, wygląda na całkowicie zwyczajną. Po chwili jednak dostrzegacie na niej napis - treść następnej zagadki:
Zagadka nr 2:
2. Dużo deptania, pod górkę, z górki kamienne ławki wyciągają pazurki na wiosnę miło jest na nich odpocząć latem jednak w cieniu nie da się spocząć
Już z daleka w tym miejscu możecie dostrzec kształt, a kiedy zbliżacie się do nań dostrzegacie... konia? A przynajmniej jego całkiem wierną kopię. Na dodatek świecącą. Hologram? Patronus? Ciężko powiedzieć. Najważniejsze jest to, że na szyi ma zawiązaną wstęgę w kolorze marchewkowym. Wy marchwi do przekupstwa natomiast nie macie.
Jeśli masz 10 punktów w ONMS możesz zrobić przerzut.
Kostki: 1,2 - nawet nie próbujesz się bawić w ganianie zwierzęcia. Od razu rzucasz zaklęcie Icalius i patrzysz jak pnącza przywiązują zwierzę za kopyta do ziemi. Możesz podejść i odebrać wstążkę - nie kopnie. Ale zawsze może ugryźć. Może spróbuj najpierw uspokoić? 3,4 - nie masz pojęcia dlaczego przyszło Ci to do głowy, ale rzuciłeś oppungo i nakazałeś dziobać konia. Jeszcze bardziej zastanawiającym było, że ten jak gdyby nigdy nic, zadowolony z drapania ich małych dzióbków położył się zrelaksowany w trawie. Tak miało być? Podejrzliwie podchodzisz do rumaka i bez problemu zdejmujesz z niego wstążkę. Co więcej, tuż obok znajdujesz Kamień Ukrycia. Zgłoś go w kodzie. 5,6 - podchodzisz do zwierzęcia licząc na cud, ale szybko się przekonujesz, że choć nie wykazuje agresji to jednak nie ma zamiaru dać do siebie podejść. Jak dogonić konia w galopie? Może immobilusem? Na pewno się obrazi i parsknie niezadowolony, ale wstążka będzie Wasza.
Kolejny napis pojawia się na wstążce już po chwili:
Zagadka nr 3:
3. Zbyt wiele osób tam raczej nie chadza potężne drzewo na wszystkich się zasadza jest stamtąd ładny widok na zamek szumiące liście robią akompaniament
Od razu zauważacie, że nie musicie podchodzić aż tak blisko do drzewa. Charakterystyczny kamień ze wstążką w kolorze lodowca widać już z daleka. Jesteś podejrzliwy - to jest zbyt proste.
Jeśli masz 15 punktów w Zaklęciach i OPCM możesz zrobić przerzut. Jeśli potrafisz rzucić zaklęcie Saperum Nom - możesz go użyć i pominąć kostki zabierając wstążkę.
Kostki: 1,2 - w sumie to... nic się nie dzieje. Idziesz do kamienia jak gdyby nigdy nic, kiedy nagle ziemia pod Twoimi nogami zaczyna się ruszać. Odwracasz się, a przed sobą widzisz korzeń wierzby - młody i cienki jak bicz. To chyba czas na szybkie i proste zaklęcie Protego i rzucenie w długą? Uprzednio oczywiście zabierając wstążkę. 3,4 - z jakiegoś powodu uznałeś, że najlepiej będzie szybko chwycić wstążkę i równie prędko stąd odejść. Kiedy Twoja ręka zbliża się do kawałka materiału ten ochoczo podskakuje do góry i nie daje się złapać. Trzeba go zatrzymać. Może Aresto Momentum? Sprawnie użyte ułoży tasiemkę na gęstej trawie, a tam... znajdujesz przy okazji 10G. 5,6 - z najwyższą dozą podejrzliwości podchodzisz do kamienia powoli, zastanawiając się czy w istocie będzie to tak proste czy czeka Cię jakaś pułapka. Nie musisz długo czekać, kiedy niewidzialna siła podnosi Cię do góry za kostkę. Może czas na liberacorpus? Co prawda gdzieś w gęstą trawę wypadło Ci 5g, ale wstążka jest Wasza.
Odczytujecie szybko napis i pędzicie dalej:
Zagadka nr 4:
4.Niebieski, czerwony, żółty, zielony nie zawsze razem, dwójkami na pewno budzi ich krzyk nieposkromiony dostrzeżesz ich z tego punktu lornetką
Wbiegacie na trybuny od najbliższej strony i w sumie od razu dostrzegacie niewielki stoliczek z trzema elementami. Znowu jakaś zagadka?
Jeśli masz 10 punktów z DA możesz zrobić przerzut.
1,2 - wybierasz element pierwszy na którym narysowane są nuty. To ewidentnie piosenka znanego magicznego zespołu wymyślonego na potrzeby tej fabuły, na pewno ją kojarzysz. Przypomnij ją sobie za pomocą Cantus Musica, a wkrótce na karteczce pojawia się napis "idziemy krok do przodu, później dwa w tył, wtedy już wiemy gdzie jest nasz cel". Oczywiście po wykonaniu tego manewru dostrzegasz wstążkę. 3,4 - wybierasz element drugi, na którym całkowicie losowo w różnych miejscach, wielkościach i położeniu znajdują się litery. Przez chwilę nie masz pojęcia o co może chodzić, lecz wkrótce Cię oświeca - Condere! Ułożony napis każe iść do jednej z trybun i obluzować tam deseczkę. Brawo, znalazłeś wstążkę i 10G! 5,6 - wybierasz element trzeci, małe płótno z namalowanym na nim, nieruchomym obrazem. Chyba brakuje mu trochę magii? Imaginem Animati szybko pomaga, a postać na malunku wskazuje Ci kierunek ręką. Wstążka jest całkiem niedaleko, ale twoje buty ślizgają się na trybunie przez co tracisz równowagę i wypada Ci 5G.
Wstążka ma kolor łososiowy. Natychmiast odkrywa przed Wami swoją tajemnicę:
Zagadka nr 5:
5. Duchota lekka się w środku rozchodzi ale o klimat tu przecież chodzi czujesz przepiękny zapach trawy humor poprawia, skłania do zabawy
Wchodzicie do środka oranżerii, ale choć rozglądacie się na wszystkie strony to w żaden sposób nie dostrzegacie wstążki. Czyżbyście się pomylili? Waszą uwagę przyciąga jednak podejrzana zastawa, w środku której znajduje się niezidentyfikowane substancje lub składniki.
Jeśli masz 10 punktów z eliksirów możesz wybrać sobie scenariusz.
Kostki: 1,2 - przyglądacie się zawartości z ciekawością, ale nie próbujecie jej pić. Mimo, że wierzycie że nauczyciel zaklęć Was nie otruje (tsa...) to jakoś... nie macie ochoty. W końcu z braku laku wpadasz na pomysł, aby rzucić Liquidus Revelio, które sugeruje CI, że w środku jest... zaraz zaraz, szampan? Rozglądasz sie za butelką, z której mógł zostać nalany. W istocie ją znajdujesz. A w środku pływa wstążka. Wyjmujesz ją zgrabnie, ale nie zauważasz, że po drodze zahaczasz kieszenią o stolik, a z jej środka wysypuje się 5G. Alkohol szybko zmienia się w wodę, na wypadek jakbyście jednak nabrali ochoty. 3,4 - subtancja jest dziwnie twarda, w dotyku przypomina korzeń imbiru. To ma w jakiś sposób podpowiedzieć? Absolutnie nie macie pojęcia. Szukacie wstążki wszędzie - na nic. Twoją ostateczną myślą jest złamanie korzenia na pół, jednakże mugolski sposób go nie ugina. Rzucasz Cofminuo. To strzał w dziesiątkę - korzeń się rozsypuje, a w środku jest wstążka. 5,6 - mleko. To ewidentnie jest mleko. Wygląda jak mleko, pachnie jak mleko ale nawet nie śmiesz tego dotykać, bo może się okazać, że jednak się mylisz, a zawartość wypali Ci palec. Z ciekawości rzucasz Spumato, zawartość zaczyna się gotować - więc tak, to mleko. Ostatecznie definitywnie. Dlaczego go w sumie by nie wypić? Kiedy wstążka wchodzi Ci między zęby rozumiesz jak zły pomysł to był - dostajesz ataku kaszlu i lecisz do okna bo dołączył do tego odruch wymiotny. Ostatecznie nic się nie stało. A nie dość że napiłeś się smacznego mleka, to za oknem zauważasz 10G.
Wstążka ma kolor szampański. Szybciutko wskazuje Wam ostatnią zagadkę:
Zagadka nr 6:
6.Za moją zgodą ostatnia stacja prawie już zakazana - i w sumie racja Kilka par oczu czujnie z mroku patrzy cienie się jednak chowają za zaklęciem tarczy
Dotarliście na obrzeża lasu, przy których znajdujecie głęboki dół. Na samym dnie dostrzegacie wstążkę w kolorze dymu. Za nic nie działają zaklęcia przyciągające, nie możecie też wskoczyć do środka.
Jeśli masz 15 punktów w Zaklęciach/OPCM możesz zrobić przerzut.
Kostki: 1,2 - rzucasz aquamenti #pdk. To pierwsze co przychodzi Ci do głowy - wyprzeć wstążkę z dołu czymś innym. Faktycznie, dziura się zapełnia, a tasiemka wypływa na górę. Bez problemu można ją teraz pochwycic. 3,4 - jeśli nie przyciąganie, to w takim razie co? A może by tak... to się chyba nie uda... a może jednak? Rzucasz Chorus Omnia i ku Twojej uciesze wstążka wyskakuje do góry. Włożyłeś w zaklęcie tyle serca, że teraz musisz czekać aż opadnie do Twojej ręki. Kiedy tak ją obserwowałeś w tle zamigotał Ci wiszący na gałęzi Łapacz Snów. Możesz go zabrać do kuferka. 5,6 - pierwsze do głowy przyszło Ci Volate Ascendere. Rzuciłeś je, jednak wyrzuciło wstążkę tak mocno, że chwilę zajęło oczekiwanie aż opadnie niżej. Dopiero po chwili zorientowałeś sie, że mogłeś rzucić accio - przecież nie znajdowała się już w zaczarowanym dołku.
Wstążka ma kolor dymu. Przekazuje wam komunikat:
Komunikat końcowy:
Gratulacje, zapraszam do punktu zbiórki. (pamiętaj, aby nie pisać, że jesteś szybciej niż osoby, które napisały posta w ciągu 12 godzin przed Tobą. Ci, którzy są już na miejscu więcej niż 12h są już zaakceptowani jako obecni na polanie)
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zaklaskał krótko po ogłoszeniu zwycięskiej pary, natomiast zaśmiał się po wymienieniu Finna i Rasmusa; pierwsze pięć miejsc wskazywało, że duety Krukońsko-Puchońskie były mieszanką szczególnie predestynowaną do odnoszenia sukcesów. Przynajmniej tam, gdzie współpraca faktycznie miała znaczenie. Trącił więc lekko Skylera łokciem, by zwrócić na siebie jego uwagę. - Zadanie zweryfikowało, że dobra z nas para, Panie Schuester. - Skinął głową ze stonowanym uznaniem, zaraz jednak to poważnie dystyngowaną postawę zamieniając na szeroki uśmiech. Wysłuchał do końca ogłoszenia wyników, czekając aż wreszcie nauczyciel wszystkich ich puści z lekcji. Bynajmniej nie dlatego, że gdzieś mu się spieszyło. - Dogonię cię, dobra? - rzucił do chłopaka, patrząc jak grupa powoli się rozchodzi. Sam wsunął ręce do kieszeni, nie kryjąc się ze swoim ociąganiem przed Voralbergiem. - Profesorze, mogę zająć chwilę? Lub kilka, w zależności od tego, jak będzie Pan współpracował - zagaił, uśmiechając się zaczepnie, bo przecież pokorna postawa nawet w sytuacji, gdy przychodził z prośbą, była poza granicami jego wyobraźni. - Jak informowałem listownie, chodzi mi o sprawę, którą wolałbym zachować w dyskrecji. I oczywiście mógłbym się zwrócić do innych nauczycieli, którzy już mnie uwielbiają i nie widzieliby przeciwwskazań, ale uznałem, że będzie sprawiedliwe taką rzecz omówić z opiekunem domu. Jeżeli będzie to miało wpływ na rozmowę, to możemy oficjalnie uznać, że ze względu na szacunek, którym Pana darzę, ale jeśli nie, to zapomnijmy. - Machnął ręką lekceważąco, stwierdzając w duchu, że wystarczy tego kluczenia wokół tematu; wszyscy uczestnicy lekcji w tym czasie najpewniej znajdowali się już poza zasięgiem ich głosów. Powstrzymał odruch ściągnięcia okularów z czubka głowy i zabawy zausznikami. - Nie będę owijał w bawełnę. Potrzebuję dostępu do działu ksiąg zakazanych. - Nie dodał nic więcej, za to uniósł wyżej podbródek, czekając na naturalnie przychodzące do głowy pytanie po co, na które odpowiedź miał już na końcu języka. Uważał jednak, że to grzeczność z jego strony, by dać Voralbergowi poczucie sterowania tą rozmową.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Kapitan zawsze ostatni opuszczał swój statek i tak również było w tym przypadku, kiedy Voralberg czekał, aż do ostatniego ucznia powoli znikającego z zasięgu jego wzroku. Nie było zbyt wielu rzeczy, które miałby zbierać, niemniej jednak teraz sam musiał obejść wszystkie miejsca z gry i je ogarnąć, a przy okazji upewnić się, że są całe. Kto wie, co poza wykonaniem zadania przychodziło uczniom w jego trakcie do głowy i czy ułożenie w rankingu było skutkiem niektórych ich ponadprogramowych poczynań. Chyba wolał się nad tym nie zastanawiać. Pozgarniał wszystkie wstążki i poukładał je sobie według kolorów, a następnie bezróżdżkowo spalił, gdyż w gruncie rzeczy nie były mu one już w żadnym stopniu potrzebne. Kątem oka widział Krukona, ale nie zwracał na niego zbytniej uwagi, dopóki ten w istocie nie odezwał się w jego kierunku. Dopiero wtedy z delikatnym zaciekawieniem uniósł brew i przyjrzał się jego osobie. Trzeba było temu chłopakowi przyznać, że aktorem był pierwsza klasa. - Słucham panie Clarke? – wiedział doskonale, że ten moment o którym Krukon wspominał w liście kiedyś nastąpi, bo co jak co ale Ezra cechował się nadzwyczajnym brakiem zamiaru zmieniania swoich planów. Tak mu się przynajmniej wydawało. Obserwował go z najwyższą uwagą swoimi białymi oczami, choć nie można było być do końca pewnym czy ze zwyczaju w jakim to robił, czy też była w tym krzta podejrzliwości wokół osoby wiecznego studenta. - Nie mogę zaprzeczyć, że ma pan gadane panie Clarke. – prychnął lekko, unosząc kącik ust do góry. Zmrużył lekko oczy, bo miał tę niechybną sposobność do stania pod światło, a jego tęczówki raczej nie były ostoją tolerancji promieni słonecznych. Zsunął sobie okulary przeciwsłoneczne z głowy na nos, uprzednio uprzejmie przepraszając swojego rozmówcę, że ich spojrzenia będzie dzielić bariera w postaci szkieł. Co jak co, ale ich postawa wobec siebie nie zdejmowała z niego poczucia jakiegokolwiek wychowania czy szacunku. - Zapewne ma pan już przygotowaną odpowiedź, ale niech mi pan wierzy, że moim obowiązkiem jest spytać: do czego to panu potrzebne? – i niech mu zaufa, że im bardziej szczerze tym lepiej dla niego. Może i nie znał aż tak dobrze Ezry, niemniej jednak w jakiś sposób zdołał rozpracować mniej więcej jego sposób myślenia, co pozwalało mu jako-tako nie dać się ponownie wybić z pantałyku. Wskazał mu dłonią drogę przed nimi, jednoznacznie i niewerbalnie sugerując, że fakt iż rozmawiają nie zmienia tego, iż mogą powoli wrócić do zamku, a przynajmniej przemierzyć część drogi, bo później Voralberg musiał się odłączyć, aby po lekcji nie został żaden ślad.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Obserwował poczynania Voralberga, sądząc że kolorystyczne ułożenie wstążek miało w sobie jakiś większy cel. Mógł się jednak spodziewać takiego końca; skutkiem segregacji najwyraźniej zawsze był ten przysłowiowy piec. Liczył, że z podobną łatwością nauczyciel nie pozbędzie się jego ambicji. - Dziękuję, niektórzy zatrzymują się przy określeniu "bezczelność". - Skłonił głowę, przykładając prawą rękę do serca, jakby dziękował za pochwały po udanym aktorskim wystąpieniu. Bo w istocie większość relacji opierała się na tej cesze, którą ludzie decydowali się najsilniej eksponować. Przy Éléonore nie szczędził wewnętrznego ciepła, przy tych, którzy wpadali mu w oko ujawniał w pełni swoją bogatą jak wachlarz paqui kokieteryjną stronę, natomiast przy nauczycielu zaklęć czuł się prowokowany do pewności siebie. Być może próbując niwelować nierówność pozycji? - Rzecz jasna, ale cieszę się, że nie pomija pan formalności. - Zdążył się przed tą lekcją zastanowić nad wyważeniem informacji; szczerość była dobra, ale znacznie lepiej wypadała w otoczeniu kilku innych wartości. Rozmyślając nad argumentami, uznał, że uderzenie w nutę wiedzy będzie odpowiednim wyważeniem w oczach opiekuna Ravenclaw. Odetchnął, uznając, że nawet łatwiej będzie mu wyrazić swoje myśli bardziej w przestrzeń podczas drogi do Hogwartu niż gdy drętwo skanowali się z profesorem drobiazgowym spojrzeniem. - Potoczne wyjaśnienie, dlaczego nie uczymy się formuł czarnomagicznych brzmi "ponieważ wyrządzają krzywdę". Jednocześnie... przeglądając księgi dotyczące magii ofensywnej, trafia się na pozycje jak Corrogo, Incarcerous, Rumpo, także bardzo niebezpieczne. Z tą myślą zacząłem pisać pracę dyplomową na temat relacji między białą i czarną magią z analizą, w którym momencie jedno staje się drugim oraz próbą zrozumienia, dlaczego każdy produkt związany z czarną magią od razu zostaje zaklasyfikowany jako zły. Ale... trudno o tym pisać, kiedy dostęp do wielu cennych materiałów jest ograniczony. - Zamilkł na moment, by tymi kilkoma sekundami ciszy podkreślić, że w tym momencie wkraczał on, Alexander Voralberg z magicznym świstkiem otwierającym wszystkie drzwi w bibliotece. Pretekst, choć prawdziwy, pozostawał jednak tylko pretekstem, co łatwo mogło zostać mu wytknięte, gdyby tylko nauczyciel chciał znać tytuły przeglądanych ksiąg. Kontynuował więc, ani na moment nie uciekając się do żartów, co wskazywało, że faktycznie ten temat traktował poważnie. - Wychodząc jednak z tego co pożyteczne, do tego co przyjemne. Dwa lata temu poruszyłem temat, w jaki sposób można wpływać na innych poprzez magię. Jednym ze sposobów jest hipnoza i mimo że nie chcę kontynuować tego tematu stricte naukowo, hipnoza jest... - Zmarszczył brwi, szukając dobrego określenia. - powiedzmy moim osobistym zainteresowaniem i to w zasadzie od niej wziął się we mnie sprzeciw z tak niesprawiedliwym, zero-jedynkowym podejściem. Nie ukrywam, że tutaj przede wszystkim chodzi o mnie. Jakkolwiek egoistycznie to brzmiało. Voralberg w istocie nie znał Ezry, a dwuletnie oblewanie ostatniej klasy, bardzo obciążające plotki dotyczące jego związku z narkotykami i dosyć specyficzny sposób bycia nie przemawiały na jego korzyść. Gdyby Ezra obiektywnie sądził siebie samego, prawdopodobnie nie wykazałby dużego entuzjazmu nowiną, że do tego całego pakietu miała dołączyć umiejętność wpływania na innych ludzi. Zdecydował jednak, że kolejne próby racjonalizacji własnych motywów bez uprzedniego poznania zdania mężczyzny mogłyby tylko zaszkodzić. Dlatego, kopiąc tylko kamyk, który potoczył się przed nimi i wzbił odrobinę pyłu, czekał na jakiś komentarz.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
On nie oceniał. A przynajmniej nie przez pryzmat innych osób czy poprzednich osiągnięć. Prawda była taka, że nie znał Ezry aż tak dobrze i nawet jeśli o uszy obiło mu się cokolwiek na temat narkotyków, czy innych poprzednich przewinień Krukona, tak teraz w ostatnich miesiącach nie dostał na niego ani jednej skargi. To mogło oznaczać dwie rzeczy: albo zwyczajnie nie wychylał się przed szereg, albo po prostu skrzętnie ukrywał swoje występki przed jego może nie do końca czujnym, opiekuńczym okiem. Jedno było pewne – z uwagą słuchał tego, co chłopak miał do powiedzenia, a szczerze mówiąc jego wypowiedź była dłuższa niż Voralberg zakładał. Cóż, najwyraźniej dość mocno zależało mu na zdobyciu tego dostępu, skoro jego duma nakazała mu przyjść do własnego opiekuna, a nie do, jak to sam ujął, nauczycieli którzy go uwielbiają. Alexander chyba nie chciał się nad tym szerzej zastanawiać. - Tak Wam mówią na OPCMie? Że robią krzywdę? Co za…ignorancja. Nie dziwię się, że się pan z tym nie zgadza. Choć w istocie sam czarnej magii szczególną sympatią nie darzę, to jednak spłaszczanie jej do wymiaru argumentacji „bo jest zła” to zdecydowana obraza dla tej dziedziny. – prychnął wyraźnie rozbawiony, wyciągając z kieszeni paczkę fajek i odpalając jedną, gdyż zdecydowanie doskwierał mu aktualnie brak nikotyny. Wyciągnął papierosy w kierunku Ezry, tym samym jednego mu proponując, a uprzednio jeszcze rzucając pytaniem czy w ogóle pali. No co, chłopak był dorosły, w zasadzie to nawet starszy od swojego rocznika – o ile dobrze pamiętał – ze dwa lata. Może i nie powinien, ale z drugiej strony co mu zależało. I tak byli tu sami, a nie miał zamiaru absolutnie z nikim rozmawiać na temat tego spotkania. Zaciągnął się fajką i wypuścił niewielki obłoczek dymu przyglądając mu się zanim rozwiał go wiejący spokojnie wiatr. Rzadko to robił, zwykle niwelował te opary magią, zanim zdążyły się skądkolwiek wydostać. - Panie Clarke praktycznie we wszystkim w ostateczności chodzi o nas samych. Nawet w pobudkach altruistyczno-bezinteresownych. – przemierzał kolejne metry, analizując to co usłyszał od Krukona i marszcząc przy tym z lekka brwi. Dość szybko skończył swojego papierosa, wypalając go - jak to miał w zwyczaju - na własnej dłoni, aby nie śmiecić. Zerknął na chłopaka przyglądając mu się przez chwilę w skupieniu. – Nie będę wygłaszał panu mów w stylu ‘wierzę, że nie chce pan tego wykorzystać w niecnych celach’, czy coś podobnego…jest pan inteligentny panie Clarke, w to nie wątpię i wierzę, że myśli pan racjonalnie na temat różnorakich granic moralności. – może to był jego błąd, kto to wiedział, ale dla chłopaka z pomyślunkiem Ezry raczej nie było problemem zdobyć materiałów, które miałyby go zainteresować. I bynajmniej nie miał tu na myśli tak prozaicznej rzeczy jak po prostu zapytanie kolejnego nauczyciela. Czy chłopak chciał szukać wyzwania w osobie nauczyciela zaklęć? Coś dowieść? Stały za tym jakieś inne pobudki? Być może było w tym jakieś drugie dno, ale Voralberga nieszczególnie to interesowało. Jeśli chciałby pogrywać w jakieś gierki, to zostałby nauczycielem miotlarstwa, a nie zaklęć. Jeśli szukał wyzwań, to na pewno nie w przekomarzaniu się ze studentem. - Prześlę panu sowę, gdy wrócę do zamku. Jest jeszcze jakaś kwestia, którą chciałby pan poruszyć? – mieli jeszcze kawałek do najbliższego rozwidlenia, gdzie będą musieli się rozstać, ale jeśli chodziło o Alexandra, to tak naprawdę mogli przebyć te kilkadziesiąt metrów w absolutnym milczeniu i w żaden sposób nie będzie mu to wadziło.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Miały być zwykłe, spokojne wakacje. Były. Miał być równie spokojny powrót do pracy. Nie był. Najpierw problem z Alexem, który wciąż mu ciążył. Później pojawienie się nowego profesora uzdrawiania, co akurat było miłym akcentem. Informacja o głosie Violetty, ogromny sarkazm ze strony Morgan, wyraźny problem Elijah. Czuł, że zaczyna siwieć i prawdę mówiąc, tak też było, bo poza martwieniem się o współpracowników oraz młodzież, miał jeszcze problemy z babcią, która nie chciała przeprowadzić się do niego. Ostatecznie skończył z ogromnym domem, za dużą ilością sypialni i wciąż musiał chodzić do babci do domu. Zmartwienia, zmartwienia i jeszcze raz zmartwienia. Co na nie było dobre? Zajęcia. Najlepiej znów ledwie po śniadaniu. - Bez ociągania! Wsiadać na miotły i w górę! Pięć okrążeń dla rozgrzewki, dla oswojenia się z wiatrem i słońcem! - wołał do dzieciaków z góry, siedząc na swojej miotle. Sam był już po kilku okrążeniach, zastanawiając się, jak przeprowadzić ich zajęcia. Chciał, żeby się rozruszali, żeby minęło wakacyjne odrętwienie, aby każdy na nowo uśmiechnął się szeroko w czasie lotu. Obserwował, jak kolejne osoby wzbijają się w niebo i zaczynają swoje okrążenia. Co jakiś czas poganiał ich, rzucał uwagami, jeśli ktoś nie przykładał się do poprawnego prowadzenia miotły. Cieszył się, że Chris oczyścił łąkę z chrobotków i nikt nie musiał się martwić uszkodzeniem różdżki, albo miotły. - Dobrze! Wszyscy do mnie - zawołał, zatrzymując się na środku polany, tuż nad skrzynią z piłkami do quidditcha. - Zrobimy sobie niby wyścig. Macie znów pięć okrążeń łąki, w czasie, których jednocześnie unikacie tłuczków, jak i próbujecie przejąć kafla. Nie ociągamy się - wyjaśnił początek zajęć, zaklęciem otwierając skrzynię i przywołując do siebie kafla. Następnie powielił go tak, aby co druga osoba miała kafla w dłoniach. Później na jednym z drzew wyczarował białą wstążkę, aby wiedzieli, z którego miejsca mają zacząć. Kiedy miał pewność, że wszyscy są już gotowi, dał sygnał do startu, wypuszczając jednocześnie tłuczki. Oba. Obserwował wszystkich, krążąc wolno po mniejszym okręgu, niż reszta, co jakiś czas, samemu unikając tłuczków.
Kosteczki k100 - na ustalenie, kto pierwszy skończył okrążenia, ale uwaga im MNIEJSZA, tym LEPSZA, co oznacza, że mając 1, jesteście pierwsi na mecie.
k6 - żeby wiedzieć, jak wam idzie utrzymanie, bądź przechwycenie kafla.
Spoiler:
1 - pilnujesz kafla, jak oka w głowie, a zwiększona ilość chętnych na niego nie ułatwia prowadzenia miotły. Do tego tłuczki… Nic dziwnego, że nie dostrzegasz wystającej gałezi drzewa, w którą uderzasz czołem, co odrzuca cię w tył, strącając z miotły. Kafel przejmuje ktoś inny, a ty masz szczęście, że leciałeś na tyle nisko, żeby nie skręcić karku, choć masz zawroty głowy i lekkie mdłości. Nieco gorzej z kostką (+5 do k100 oraz dorzuć k6): parzysta jest jedynie stłuczona nieparzysta jest skręcona i gwałtownie zaczyna puchnąć - sięgnij po episkey lub zawołaj Walsha
2 - czujesz, że ktoś chce odebrać od ciebie kafla, więc zaciskasz mocniej na nim ramię. Niestety przez to zostajesz odepchnięty na środek łąki i kręcisz się na miotle w kółko, tracąc orientację. Kafel wypada ci z ręki, więc teraz ty musisz gonić. Szkoda tylko, że zatrzymujesz się z powodu nudności. Spokojnie, szybkie chloszczyść załatwi sprawę.
3 - król kafla to ty, nie pozwalasz nikomu odebrać ci piłki, ani wytrącić siebie z toru lotu. Wyraźnie jest to twój dzień (-5 do k100)
4 - kafel, kafel, gdzie ten kafel… jest, widzisz go, lecisz wprost na niego, gotów zaskoczyć dotychczas trzymającego kafla, gdy nagle z lasu wylatuje tłuczek, a ty nie chcą cna niego wpaść, skręcasz gwałtownie i cóż, wpadasz na drzewo (+5 do k100 oraz dorzuć k6) parzysta zderzasz się z drzewem twarzą, co skutkuje krwotokiem ze złamanego nosa - lepiej sięgnij po episkey, albo wezwij Walsha nieparzysta udaje ci się odwrócić tak, że lądujesz na drzewie bokiem, nic nie jest złamane, ale piekielnie boli
5 - już prawie masz kafla, ale za bardzo się wychyliłeś, co zaburzyło twoją równowagę i spadając ze swojej miotły, wylądowałeś twarzą w witkach miotły przeciwnika, co skutkuje lekkimi zadrapaniami. Nie bój się, wciąż wyglądasz pięknie
6 - podlatujesz, przechwytujesz i lecisz dalej, a Walsh krzyczy gratulacje w twoim kierunku - zdecydowanie to jest twój dzień i czas, aby każdy o tym wiedział (-5 do k100)
literka - w koncu po łące latają radośnie tłuczki, zobacz, jak mogą zamieszać w twoim przypadku
Spoiler:
SAMOGŁOSKA tłuczek wyskakuje nagle przed tobą i trafia prosto w brzuch. Puszczając pawia, odkrywasz nie tylko, która część śniadania nie była jeszcze strawiona, ale także, że tłuczki zostały dziwnie spowolnione. Widać Walsh NIE CHCE WAS ZABIĆ, niespodzianka. spółgłoska udaje ci się uniknąć tłuczka, choć wymaga to od ciebie nie lada akrobacji na miotle: B, J - kończysz w Zwisie Leniwca, co skutkuje +5 pkt dla domu
BONUSY - każde 15pkt (bez wliczania sprzętu) daje przerzut k6 - granie w drużynie zawodowej = nie więcej niż 20 w k100 (czyli jeśli wyrzucisz powyżej 20 oczek - automatycznie wpisujesz sobie 20, jeśli wyrzucisz niżej to dobrze), dodatkowo masz przerzut k6 - posiadanie własnej miotły = nie więcej niż 40 w k100
PRZYKŁAD:
:
członek drużyny, posiadający 60pkt z GM wyrzucił 76 i 1 - w miejscu “który na mecie” wpisuje 20 - ma jeden przerzut k6 za drużynę, a także 4 za ilość pkt, łącznie ma 5 możliwości przerzutu k6
ktoś posiadający 30pkt z GM z własną miotłą wyrzucił 99 i 4 - w miejscu “który na mecie” wpisuje 40 - ma dwa przerzuty za ilość pkt
Kod:
<zg>miotła</zg> własna/drużynowa <zg>kuferek</zg> punkty podstawowe bez sprzętu (jak ktoś dostał +1 za runę z rytuału WLICZA ją) <zg>który na mecie</zg> wpisz wynik k100 (link) <zg>kafel</zg> wynik k6 (link) <zg>tłuczek</zg> wynik literki (link)
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Ostatnio zmieniony przez Joshua Walsh dnia Wto Wrz 15 2020, 15:56, w całości zmieniany 2 razy
miotła drużynowa kuferek 33 który na mecie69 kafel5 tłuczekA
Kolejne zajęcia, ale tym razem takie, których zdecydowanie nie mogła sobie odpuścić. Nie latała właściwie przez całe wakacje, zajęta zdecydowanie innymi rzeczami, nie wiedziała więc, jak obecnie prezentuje się jej forma i co jej z tego wszystkiego wyjdzie. Nie zamierzała jednak zwlekać, ociągać się, czy w jakikolwiek sposób marudzić i po prostu przyjęła do wiadomości, co mają zrobić. Tym razem nie miała brać udziału w nadchodzącym meczu, miała w tym czasie nieco inne zajęcia, więc chciała się przekonać, jak na razie prezentuje się jej forma, a mimo wszystko lekcja z profesorem Walshem była do tego odpowiednia. Podejrzewała jednak, że jak zazwyczaj, daleko będzie tym zajęciom do całkowitego spokoju. Wyścig, chwytanie kafla, to nie było nic trudnego, o wiele gorzej było z tłuczkami, które przecież uwielbiały trafiać w nią na treningach. Miała szczęście, że w czasie meczów nie była jedną z tych osób, za którymi pędziły te wściekłe piłki, ale podejrzewała, że dzisiaj nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Skoro profesor nie chciał, żeby się obijali, wzięła się po prostu do działania. Nie szło aż tak źle, aczkolwiek musiała przyznać, że była w dużej mierze zastana i nie czuła się w pełni sprawna. Może właśnie dlatego źle wymierzyła i pochyliła się za mocno, gdy chciała złapać kafel. Witki miotły jej oponenta przesunęły się po jej twarzy, ale zdecydowanie nie to było najgorsze. Gdy próbowała wykonać odpowiedni zwrot, żeby spróbować jeszcze raz, spotkała się z tłuczkiem, który wkomponował się prosto, bez większych problemów, w jej żołądek. Nie była w stanie powstrzymać odruchu wymiotnego, który gwałtownie wycisnął z niej śniadanie, a ona aż cała zadrżała i miała wrażenie, że jej od tych przygód zaczyna dzwonić w uszach. Wspaniały początek dnia, doprawdy.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
miotła Błyskawica II własna osobista najpiękniejsza kuferek 90 który na mecie72 → 3 nie wolmo przerzutów k100 kafel 3 (-5 do k100) tłuczek C pozostałe przerzuty: 6/6 finalny wynik k100 35/100
Biegnąc na ogłoszoną lekcję Walsha mało się nie zabiła. I chyba właśnie pod znakiem pośpiechu miały minąć jej całe zajęcia. Nie zdążyła się z nikim za bardzo przywitać, choć do Profesora oczywiście uprzejmie skłoniła główkę, a potem hops na nową Błyskawicę i wykonywanie poleceń. Oczywiście jej obietnica na temat tego, że Gryfoni nie mieli w tym roku ochoty na miotlarskie sporty była tak abstrakcyjna, że dziewczyna nawet nie brała pod uwagę, by ktokolwiek wziął ją na poważnie. Sama zresztą udowodniła to najpierw poprowadzeniem treningu w pierwszym tygodniu szkoły, a teraz swoim zaangażowaniem na lekcji. Jej lot wokół łąki sprowadził się do tego, że skupiła się wyłącznie na sobie. Kafel w jej rękach stał się nietykalnym i nieosiągalnym dla innych artefaktem, tempo jej lotu, jak przystało na najlepszą miotłę na świecie, wyróżniało się na tle wszystkich i wszystkiego. Być może jej skupienie wynikało ze zbudowanych w niej w ostatnim czasie złości i zdeprymowania animagicznymi staraniami? W końcu cel ten przyświecał jej już na tyle długo i wokół niego budowała już tyle narracji oraz elementów, że dawno powinna mieć to za sobą. Z jednej strony zatem nie mogła się doczekać, z drugiej - miała już tego serdecznie dość i była najzwyczajniej wyczerpana wysokimi obrotami, na jakie wprowadziła ostatnio organizm, który przecież ledwo zebrał się w sobie po wakacjach.
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Wto Wrz 15 2020, 20:19, w całości zmieniany 1 raz
Ignacy Mościcki
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : Blizna na prawym policzku sięgająca do podbródka oraz oczy, które wyglądają jakby były lekko podbite
Miotła: Drużynowa Kuferek: 33 Który na mecie:38 - 5 (kafel) = 33 Kafel:3 Tłuczek:J Przerzuty: 2/2
Biorąc pod uwagę treningi, które z własnej woli fundował sobie Ignacy przez sporą część wakacji, wydawało mu się, że zwykła lekcja latania prowadzone przez profesora Walsha będzie stanowić raczej formalność i nie sprawi mu zbyt wielu problemów. W końcu nie był to nawet trening stricte dla szkolnych zawodników, więc poziom trudności całego przedsięwzięcia mimo wszystko musiał być odpowiednio obniżony, aby każdy miał szansę się chociaż trochę wykazać. Być może to właśnie przez uśpioną czujność, młody chłopak maszerował prężnie przez błonia w całkiem niezłym humorze, ciesząc się z porannej wrześniowej pogody. Zbliżając się do miejsca zbiórka, zaczął się uważnie rozglądać po kolejnych twarzach, wyraźnie szukając wśród nich kogoś znajomego. Skrzywił się lekko, gdy zorientował się, że Cassian nie pojawił się na zajęciach. Pamiętał, że w wymienianych listach wspomniał coś o tym, że nie przepadał za lataniem, jednak sądził, że ta obawa nie jest na tyle poważna, aby powstrzymać gryfona przed wzięciem udziału w zajęciach. Cóż, będzie musiał z nim o tym pogadać. A co jeśli koniec końców będzie musiał zdawać z latania jakiś dodatkowy test? Nawet jak nie na zakończenie roku, to na studiach? Musiał brać to pod uwagę! Kiedy tylko rozpoczęła się właściwa lekcja, puchon wyrzucił z głowy zmartwienia dotyczące kolegi, starając się skupić wyłącznie na chwili bieżącej. Może i był dosyć pewny swoich umiejętności, jednak wypadałoby wypaść co najmniej dobrze, biorąc pod uwagę formę zajęć. Poza tym mógł to potraktować, jako swoisty trening przed najbliższym meczem. Rozgrzewka na szczęście nie stanowiła zbyt dużego wyzwania, chociaż dłuższą chwilę zajęło Mościckiemu ulokowanie się na miotle, która akurat tego dnia niezbyt chciała z nim współpracować. Eh, złośliwość rzeczy magicznych w pełnej krasie. Wieść o wyścigu nieco go zmartwiła, gdy przypomniał sobie feralny wypadek w Luizjanie, gdy razem z Julią próbowali umilić sobie czas tą grą. Tak, to zdecydowanie nie skończyło się dobrze. Na szczęście tym razem sytuacja prezentowała się nieco inaczej. Ignacy musiał przyznać, że był z siebie całkiem dumny. Nie dał sobie tak łatwo odebrać kafla i nawet tłuczki miały problem z tym, aby w niego trafić. Cholerne kamulce. Może panowanie nad nimi nie należało do zakresu umiejętności, jakimi dysponował, jednak zdecydowanie nauczył się ich unikać z większą lub mniejszą gracją.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
miotła drużynowa kuferek 15pkt który na mecie19 kafel1 ---> przerzut na 5 tłuczekJ Inne +5 dla Slytherinu <3
Latanie było zaraz po eliksirach lekcją, na którą Max najbardziej czekał w tym roku. Po tylu własnych treningach, jakie zorganizował sobie ze znajomymi w pierwszym tygodniu nauki, był przygotowany na wszystko, co Josh mógł im zaplanować. Albo tak mu się przynajmniej wydawało. Gdy tylko przyszedł na boisko ze szkolnym Nimbusem pod pachą wiedział, że Walsh szykuje dla nich coś ciekawego. Zgodnie z poleceniem wskoczył na miotłę i rozgrzał się podczas tych pięciu kółeczek. Gdy wylądował znowu przy nauczycielu i wysłuchał instrukcji co do kolejnej części zajęć, uśmiech na mordce Maxa od razu się poszerzył. Bez zbędnego ociągania się, ponownie dosiadł swojego Nimbusa i rozpoczął wyścig. Właśnie przyszła pora na złapanie kafla, więc wychylił się, by lepiej dosięgnąć czerwonej piłki. Zbyt późno zorientował się, że stracił równowagę. Poleciał do przodu, uderzając twarzą prosto w witki osoby przed nim. Na twarzy od razu pojawiły się świeże zadrapania. Dzięki temu jednak, że miotła złagodziła jego upadek, mógł odepchnąć się od niej i znów złapać równowagę na swoim Nimbusie. Ledwo to się stało, a już zauważył zapierdalającego w jego stronę tłuczka. Zamiast zrobić zwykły unik, ślizgon zastosował zwis leniwca. Tłuczek przeleciał dokładnie w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowało się jego ciało. Gdy poczuł się już bezpiecznie, wrócił do normalnej pozycji i kontynuował wyścig.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
miotła: własna osobista Błyskawica kuferek: 91 z runą który na mecie:64, ale gram zawodowo, więc 20 + 5 za kafla = 25 kafel:4 → 4 → 2 → 4 → 1 → 4 → 1 + parzysta tłuczek:E
Zajęcia z miotlarstwa z profesorem Walshem brzmiały jak coś czego absolutnie nie mógł sobie odpuścić – ze wszystkich na te zawsze czekał najmocniej, niezmiennie ciekaw co tym razem jego ulubiony nauczyciel ma dla nich w zanadrzu; podczas minionego roku szkolnego nie zawiódł go w końcu ani razu i miał dużą nadzieję, że podobnie – a może nawet i lepiej – będzie teraz. Poza tym każda okazja do wskoczenia na miotłę i polatania była dobra, a fakt, że od wakacji grał zawodowo wcale nie zwalniał go z tego, żeby nadal się wciąż doskonalić, ba, tym bardziej powinien to robić, a lekcja z byłym profesjonalistą na pewno temu sprzyjała. Zgodnie z wytycznymi nauczyciela od razu po lekkim, ale zarazem solidnym śniadaniu stawił się na łące wraz ze swoją wierną Błyskawicą. Jedynie krótkim salutem przywitał się z Walshem i bardziej znanymi sobie twarzami, które dojrzał wśród obecnych, by następnie bez zbędnego ociągania wskoczyć na swoją miotłę i wznieść się w powietrze, a potem zrobić pięć okrążeni wokół w ramach rozgrzewki, pamiętając przy tym o odpowiednim rozgrzaniu mięśni w czasie lotu, w szczególności tych w górnych partiach ciała, które były najbardziej narażone na kontuzje. Po raczej krótkiej, ale dość solidnej rozgrzewce Walsh wezwał ich do siebie, żeby objaśnić na czym będzie polegała pierwsza część dzisiejszych zajęć. Niby wyścig wokół łąki z kaflami i tłuczkami w rolach głównych brzmiał na całkiem przyjemny wstęp – co w końcu mogło się złego stać? Nie takie rzeczy w końcu już się działy na zajęciach u Josha. Otóż, moi mili, bardzo dużo złego mogło się stać, o czym Fitzgerald miał nieszczęście przekonać się na własnej skórze i to całkiem szybko. Udało mu się zgarnąć jednego z kafli i pilnował go jak swojego skarbu przed pozostałymi uczestnikami zabawy, którzy ewidentnie mieli chrapkę, żeby mu piłkę odebrać. Jednocześnie musiał uważać na śmigające wokół mordercze żelazne kule, a także utrzymywać się na dość szybko lecącej miotle… nic dziwnego, że w ferworze tego wszystkiego trochę mu umknęło, że wokół łąki są drzewa, które mają wystające gałęzie. I jedna z ów gałęzi ni stąd ni zowąd nagle pojawiła się tuż przed jego twarzą. Nie miał czasu na to jakkolwiek zareagować poza bezgłośnym „o kurwa” nim jego czoło zaliczyło bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze wspomnianą gałęzią. Uderzenie było na tyle niespodziewane i mocne, że aż zwaliło go z miotły, a kurczowo trzymany kafel łukiem poszybował w górę, dzięki czemu któraś z osób za nim mogła go bez przeszkód zgarnąć, ale tym się obecnie nie przejmował w ogóle. Upadek okazał się na tyle niefortunny, że coś sobie zrobił z kostką, ale szybkie oględziny pozwoliły mu stwierdzić, że jest jedynie stłuczona. Przynajmniej tyle, choć od kostki zdecydowanie bardziej jednak oberwała jego miotlarska duma. Nic to jednak, nie z takimi urazami musiał się borykać i choć po zderzeniu z gałęzią kręciło mu się w głowie oraz trochę go przez to mdliło, wezwał do siebie z powrotem swoją Błyskawicę i jakby nigdy nic wskoczył na nią, żeby kontynuować wyścig, bo jeszcze nic nie było stracone – na początku udało mu się zdobyć całkiem niezłą przewagę, więc wciąż miał szansę zająć jakieś przyzwoite miejsce w tym wyścigu-nie-wyścigu. Znalazł się więc z powrotem w powietrzu… tylko po to, żeby po paru chwilach spokojnego lotu wyrwać jednym z tłuczków, którego kompletnie nie zauważył, prosto w brzuch i choć nie stało się to z pełnym impetem, krwiożercza piłka musiała mieć na sobie jakieś zaklęcie spowalniające, to w połączeniu z wciąż nękającymi go po wcześniejszym upadku mdłościami mogło dać tylko jeden efekt – wyrzucił z siebie całą zawartość żołądka, czyli całe spożyte wcześniej śniadanie. Po wszystkim otarł sobie wierzchem dłoni usta, wciąż czując w nich posmak żółci. Mógł mieć jedynie nadzieję, że większość była zbyt zajęta przejmowaniem kafla, unikaniem tłuczków i utrzymaniem się na miotle, by zwrócić jakąś większą uwagę na ten festiwal żenady. Nie ma co, pięknie się zapowiadały dzisiejsze zajęcia.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie było żadnych wątpliwości, co do tego, ze pojawi się na lekcji robionej przez Josha. W końcu jakby nie patrzeć miotlarstwo było jej ulubionym przedmiotem, a do tego ostatnio wkroczyła na ścieżkę zawodowstwa także musiała być w formie i uczęszczać na regularne treningi. Nieważne w jakiej formie. Wiedziała jednak, że z pewnością Walsh sprawi, że jego zajęcia będą ciekawe. W końcu u niego zawsze coś się działo. A to złamana ręka, a to nos... Zawsze trzeba było się pilnować i trzymać się miotły, by nie spaść. Wyglądało na to, że tym razem czekał ich pełen wrażeń wyścig z tłuczkami latającymi po polanie. Czyli to, co Krukonki lubią najbardziej. Albo po prostu Strauss lubiła. Niemniej dosiadła swojego Nimbusa, który towarzyszył jej od dawna i oderwała się od ziemi. Przejęcie kafla nie sprawiło jej większego problemu. Zdawało się być w zasadzie naturalne. Nieco trudniej jednak sterowało jej się miotłą, którą trzymała zranioną lewą dłonią przez co musiała stale ignorować ból bijący od miejsca, w który widniało niegojące się rozcięcie. Niemniej uniknęła uderzeń wszystkich tłuczków i przeleciała linię mety w dosyć dobrym czasie, a to było przecież najważniejsze, prawda?
miotła własna kuferek 81pkt który na mecie79 -> 20 (za zawodowstwo) -5 (k6) = 15 kafel 6 tłuczek F
Amanita Coombs
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 162 cm
C. szczególne : karnacja, jasne oczy, wiecznie zmieniająca się fryzura, okazjonalnie noszony kolczyk w nosie
miotła: jakaś szkolna, drużynowa? kuferek: 0 która na mecie: 96 (XD) - 5 = 91, proszę nie bić się o ostatnie miejsce kafel: 3 tłuczek: G wszystkie kostki
Amanita zawsze doceniała drużynowe sporty. W ogóle lubiła rzeczy, które łączyły ludzi i sprawiały, że gromadzili się w jakichś wspólnych celach. Sama jednak nie była specjalnie usportowiona. Nie była zupełną łamagą, obowiązkowe zajęcia z miotlarstwa wspominała dobrze - minął od nich jednak dość długi czas... Ale to ponoć jak z jazdą na rowerze, prawda? Podstaw się nie zapomina! Zamierzała się nieco przetestować i na lekcję miotlarstwa wbiła sobie tak o, dla funu, a może spróbuje później załatwić z dyrektorem wpisanie na listę obecności na stałe? Nie było jednak tak lekko jak jej się wydawało na początku... Pięć okrążeń to niby nie tak wiele, ale na wyścigi, z rzucaniem kafla i latającymi tłuczkami? Nie błaźniła się jako tako, nie upuszczała kafla, jak już go dostała w ręce, a z tłuczkiem też nie zaliczyła żadnego zderzenia. Szkoda tylko, że leciała w zawrotną, żółwią prędkością. Niektórzy mijali ją podwójnie na jej jednym okrążeniu. Była pewna, że w tym tempie zostanie ostatnią latającą osobą...
miotła drużynowa kuferek 24 który na mecie34 kafel2 tłuczekA
Trenowanko u Morgan już było, teraz czas na zajęcia z miotlarstwa. I chociaż trening nie poszedł jej do końca tak jakby chciała (bo na pewno nie chciała skończyć z poobijanym tyłkiem) to liczyła na to, że lekcja z Walshem pójdzie jej lepiej. Zaraz po śniadaniu skierowała się w stronę błoni, a konkretnie na niewielką łąkę, gdzie miały odbyć się ćwiczenia. Kilka okrążeń na miotle w ramach rozgrzewki dobrze jej zrobiło i miała nadzieję, że jej entuzjazm pozostanie z nią tym razem dłużej niż tylko w tym wstępnym etapie zajęć. Oczywiście usłyszała kilka uwag na temat tego jak prowadzi miotłę od profesora, ale były to czysto techniczne szczegóły, do których oczywiście próbowała się zastosować. W pierwszej części lekcji mieli ścigać się na miotłach, jednocześnie odbierać sobie kafla i unikać tłuczków. A jako, że Odeya nie miała nigdy dobrej podzielności uwagi, to już na wstępie widząc, że ktoś się za nią czai, żeby wyrwać jej piłkę z rąk, zacisnęła mocniej na niej ramię, aby chwilę później zostać odepchnięta na środek polany, kręcąc się wokoło. W efekcie kafel wyleciał jej z rąk i kiedy wreszcie, mogła zorientować się gdzie się znajduje, sama musiała gonić osobę, która była w jego posiadaniu. Nie zaleciała jednak daleko, ponieważ poczuła mdłości, zapewne po tej "karuzeli" na miotle i musiała na moment przystanąć. Na szczęście zaklęcie oczyszczające zadziałało... Aczkolwiek byłoby zbyt nudno gdyby po tych kilku problemach mogła normalnie wrócić do wyścigu. Jakby tego było mało, w pewnym momencie zobaczyła przed sobą tłuczka, który w spowolnionym leciał wprost na nią. Przygotowała się na falę bólu, bo wszystko wskazywało na to, że oberwie w brzuch, jednak szalona piłka nagle zwolniła, nie zostawiając o dziwo paskudnego siniaka, za to jej ucisk na wysokości żołądka wystarczył, aby Worthington zwróciła to, co nie zostało strawione ze śniadania. Cudownie, pech ostatnio się jej trzyma. Ostatecznie jednak nie była ani pierwsza na mecie, ani ostatnia. Podejrzewała, że przez te wszystkie "przygody" będzie miała większe opóźnienie, jeśli chodzi o zakończenie wyścigu, ale chyba nie było tak źle. Ale to nieprzyjemne uczucie w żołądku jeszcze pozostało...
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Dopiero co wróciła do Hogwartu po krótkim pobycie w Mungu. Całe szczęście doszła do siebie naprawdę szybko po spotkaniu z trollami rzecznymi. Chyba nie chciała powtarzać tej przygody i postanowiła przynajmniej na jakiś czas trzymać się z dala od Doliny Godryka, nie chcąc kusić losu. W końcu powinna na siebie uważać, nie przemęczać się i ogólnie unikać pewnych sytuacji, które mogły się dla niej skończyć jakimś nieprzyjemnym urazem. Dlaczego więc pojawiła się po raz pierwszy w swojej hogwarckiej karierze na lekcji latania? To proste... Bo była zbyt wielką uległą kluską, by w momencie, gdy spotkała gdzieś na błoniach @Cherry A. R. Eastwood zaprzeczyć na pytanie czy idzie na lekcję Walsha i przyznać się otwarcie, że nie lata na miotle, a ostatni raz kiedy na nią wsiadła był wyjątkiem, bo po prostu chciała robić za wsparcie dla Nancy w czasie jej pierwszego treningu. Yuuko była totalnym nielotem. Wiedziała jedynie jak trzymać się na miotle, lecieć do przodu i wykonać kilka naprawdę nieskomplikowanych manewrów, których nauczyła się na początku swojego pobytu w Mahoukotoro... Zamiast jednak powiedzieć dziewczynie o tym wszystkim, uśmiechnęła się do niej i stwierdziła, że... w sumie czemu nie. Chyba miała jednak zero instynktu samozachowawczego... Po drodze musiały jeszcze oczywiście zahaczyć o puchońską szatnię, z której Kanoe mogła wybrać sobie szkolną miotłę jako, że sama nie posiadała własnej. Dopiero wtedy mogły się stawić na miejscu zbiórki. Szczerze powiedziawszy pierwsze ćwiczenie polegające na wykonaniu kilku okrążeń nie było aż takie złe. Mogła się przyzwyczaić do miotły i tego, że cóż... znajduje się w powietrzu. Nie było to dla niej coś naturalnego i z pewnością nie czuła się tak dobrze na wysokości jak niektórzy z zebranych. Chociażby @Ignacy Mościcki, z którym wcześniej przywitała się krótkim uśmiechem i pomachaniem ręką. Miała tylko nadzieję, że nie będzie miał jej za złe, że przyszła na miotlarstwo zaraz po pobycie w Mungu. Jeśli zaś chodziło o kwestię wyścigu... Tu już było o wiele gorzej. Tym bardziej, że po pierwsze: brzmiało to o wiele bardziej skomplikowanie ze względu na przejmowanie piłki, a po drugie: tłuczki bolały. W sumie jeszcze nie dostała w życiu żadnym, ale wyglądały one naprawdę boleśnie. Zerknęła jedynie na znajdującą się obok Cherry jakby w nadziei, że w razie czego będzie mogła na nią liczyć. W końcu dziewczyna była pałkarką, prawda? - Czy zawsze... lekcje latania grożą jakąś kolizją w powietrzu? - spytała ją, mając tutaj na myśli oczywiście wielkie latające w powietrzu pociski, które piłkami trudno było nazwać. Chciała się upewnić czy był to jakiś standard czy po prostu kiepsko trafiła. Niemniej jednak zgodnie ze słowami Walsha ustawiła się na odpowiednim miejscu i ruszyła na jego wyraźny sygnał. Nie chciała lecieć zbyt szybko, ale miała wrażenie, że jeśli będzie się zbytnio ociągała to sięgnie ją któryś z tłuczków. I była nawet gotowa na to, że przejęcie kafla pójdzie jej... delikatnie mówiąc beznadziejnie, ale tutaj czekała ją naprawdę miła niespodzianka. Z jakiegoś powodu piłka znalazła się w jej rękach bez większego problemu, a żaden z krążących po polanie tłuczków jej nie uderzył. Do mety co prawda nie doleciała jako pierwsza, ale przynajmniej bezpiecznie i z pewnym poczuciem... satysfakcji? Chyba tak mogła to określić. Może jednak latanie nie było aż takie złe. Pomijając partie, gdzie można było się najzwyczajniej zabić lub narazić na uszczerbek zdrowia, oczywiście.
miotła drużynowa kuferek 2pkt który na mecie59-5=54 kafel 6 (-5 na k6) tłuczek C
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
miotła drużynowa? kuferek punkty podstawowe bez sprzętu (jak ktoś dostał +1 za runę z rytuału WLICZA ją) który na mecie 34 kafel 5 tłuczek D całe kostki
Kiedy tylko okazało się, że nie mamy akurat lekcji do prowadzenia, wyciągam Perpetuę na zajęcia miotlarstwa (co zajęło mi mniej więcej dwie sekundy namawiania). Po drodze opowiadam przyjaciółce jak świetnie mi poszło na treningu Gryfonów, nie szczędząc żadnych szczegółów, głównie tych najbardziej żenujących. Dlatego kiedy jesteśmy już na boisku śmiejemy się wspólnie z moich marnych wyczynów, na pewno nie mogąc się doczekać co przyniesie kolejny mój dzień na miotle, z którą ostatnio miałem tyle wspólnego co z Perpetua z praktykowaniem Czarnej Magii. Macham wesoło do Josha, o ile ten mnie widzi górując nad resztą. - Bez ociągania Whitehorn! - powtarzam po Walshu, próbując imitować głos nauczyciela, który odpowiadał za miotlarstwo ponad dwadzieścia lat temu, kiedy to sami faktycznie uczestniczyliśmy w zajęciach. - Oswoić się z wiatrem i słońcem! - krzyczę jeszcze, po czym chichoczę sobie, pyrgając Perpę łokciem. Podlatujemy na miotłach razem z uczniami, jakby były szalone lata 90, by rozpocząć wyścig. - Kto będzie pierwszy ten stawia piwo - oznajmiam, bo po moich ostatnich wyczynach spodziewam się ostatniego miejsca. Jednak kiedy wsiadam na miotłę okazuje się, że idzie mi całkiem nieźle. Nawet omijam te wszystkie tłuczki, chociaż nie tak spektakularnie jak Perpetua, którą właśnie widzę kątem oka wykonującą niesamowite akrobacje. Zachęcony swoimi świetnymi wynikami aż postanawiam odebrać kafla, ale oczywiście wychodzi, że wywalam się na jakieś witki, drapiąc się po twarzy. Przez to kilka osób mnie wyprzedza, a ja muszę pędzić z powrotem na metę, wciąż wyprzedzając i tak część uczniów. Od razu podbiegam truchtem do Perpy, której poszło niesamowicie i łapię ją znienacka, wykonując kilka obrotów z półwilą, jakby właśnie wygrała jeden z meczy, a ja przybiegam z gratulacjami. Oczywiście na takim na którym nie grała przeciwko mnie. Ponownie mam wrażenie, że śmiesznie cofamy się w przeszłość. - Perpi, ty to jesteś, powinno się zakazać być zbyt perfekcyjnym! - mówię radośnie, wypuszczając nauczycielkę z ramion, jak zwykle nie przejmując się nikim i niczym wokół. Pokazuję na swoje lekko podrapane obliczę. - Jak to wygląda? - pytam z nadzieją o pomoc, podciągając rękawy bluzki z której wypadają drobne iskierki i odsłaniając część tatuaży.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
miotła własna kuferek 30 który na mecie 27-5=22 kafel 6 tłuczek D przerzuty 2/2 kostkiKLIK
Koniec zeszłego sezonu był dla Brooks momentem ważnych życiowych decyzji. Już od dłuższego czasu latanie z kaflem przestało jej dawać tyle radości, co wcześniej, a cichym marzeniem było dla niej sięgnięcia po pałkę i tłuczek. Powodów, żeby tego nie robić, było wiele – była szczupła, odstawała fizycznie od tuzów pałki pokroju Callahana, a pozycja ścigającego była czymś, co znała i w czym była niezła. Nadszedł jednak czas, aby pójść za głosem serca, a nie rozumu, dlatego dziewczyna poinformowała kapitana o swojej decyzji dotyczącej zmiany pozycji i postanowiła poświęcić całe wakacje na to, aby udowodnić wszystkim, że jak nikt inny nadaje się do pełnienia wybranej przez siebie boiskowej roli. Kiedy więc inni cieszyli się urokami Nowego Orleanu i korzystali z magicznych atrakcji oferowanych przez Luizjanę, ona trenowała, i to ciężko. Niemal cały plan dnia podporządkowała temu jednemu celowi i nie zamierzała zwalniać ani na chwilę. Odkąd przybyła do Hogwartu, ciężko zasuwała w towarzystwie znajomych, takich jak @Maximilian Felix Solberg czy @Ignacy Mościcki, z którym zresztą ćwiczyła również w USA. Kiedy więc przyszła na zajęcia do Walsha, wcale się nie zdziwiła, że ci również postanowili się na nich zjawić. Pomachała im więc, po czym ruszyła dalej.
– Dzień dobry, profesorze – przywitała się z sympatycznym nauczycielem miotlarstwa. – Czy mi się wydaje, czy profesor urósł przez wakacje? – dodała z uśmiechem, zwracając uwagę na wzrost, z którego ten słynął.
W oczekiwaniu na resztę uczniów Krukonka założyła i zawiązała dokładnie kask i ochraniacze, a następnie zaczęła się dokładnie rozciągać i rozgrzewać, dbając o to, aby nie pominąć żadnego mięśnia ani stawu. Wystarczająco wiele czasu spędziła w skrzydle szpitalnym, żeby wiedzieć, iż nie karmią tam tak dobrze, jak w wielkiej Sali, dlatego za wszelką cenę chciała uniknąć głupiej kontuzji. Kiedy tylko nauczyciel polecił im zrobić kilka rozgrzewkowych kółek, bez ociągania włożyła do ust ochraniacz na zęby (używała go od czasów feralnego wypadku w Luizjanie), wsiadła na miotłę i podążyła za resztą.
Trening szybko przeobraził się w regularny chaos, w którym dziewczyna odnajdywała się zaskakująco dobrze. Tłuczki, które krążyły między uczniami, brutalnie ich atakując, jej się nie imały, a do tego pokazała, że przez wakacje nic nie straciła ze swojego repertuaru zagrań ścigającego, bo płynnie podleciała do znajdującego się przed nią uczniaka z kaflem, lekkim ruchem podbiła od dołu trzymaną przez niego czerwoną piłkę, chwyciła ją w locie i przyspieszyła, zajmując ostatecznie całkiem wysoką pozycję końcową. Zawsze mogło być lepiej, ale mimo wszystko czuła się szczęśliwa, o czym świadczył szeroki uśmiech na jej twarzy. Zajęcia grupowe to jednak zupełnie inna bajka, niż samotne treningi, a i frajdy z nich było znacznie więcej. Co jak co, ale Walsh potrafił sprawić, by uczniowie z chęcią wracali na jego zajęcia.
miotła drużynowa kuferek 5 który na mecie53 kafel 2 tłuczek B (+5 dla Krukonów)
Nie wiedział czy dobrym pomysłem jest zjedzenie śniadania, zważając na to, że tuż po nim musiał zapieprzać na łąkę na lekcję latania. Stwierdził jednak, że może warto coś przekąsić, bo Walsh słynął z wyczerpujących zajęć, a zdecydowanie chciał uniknąć sytuacji, w której nie potrafi się utrzymać na miotle i mdleje z braku sił. Tak więc po dość obfitej uczcie, z drużynową miotłą pod pachą, wkroczył dziarsko na polanę, witając się ze zgromadzonymi uczniami i nauczycielem. Nie czekając ani sekundy, wsiadł na miotłę i rozpoczął rozgrzewkę, zgodnie z poleceniem Josha. Wiatr dość ostro smagał go po twarzy, a słońce agresywnie świeciło w oczy, ale nie przeszkadzało to Coltonowi po prostu cieszyć się prędkością i adrenaliną, którą zwykle czuł w trakcie latania.
Z kaflem w dłoni, podleciał do białej wstążki, a gdy usłyszał sygnał startu, ruszył przed siebie. Czując za sobą kogoś, kto chce mu odebrać piłkę, przyspieszył, jednocześnie tracąc kontrolę nad miotłą, która zepchnęła go na środek łąki i zaczęła wariować. Zaczął kręcić się w kółko, w międzyczasie gubiąc kafla. Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Słusznie zastanawiał się czy zjeść śniadanie, bo tak oto poczuł nieprzyjemne torsje i cały posiłek wylądował na ziemi. Zaklął cicho pod nosem i posłał w tamtym kierunku zaklęcie czyszczące (a więc może powinien zmienić profesję, skoro notorycznie, czy to w szkole, czy to w pracy, jedyne co robił to rzucał naokoło Chłoszczyść?). Musiał jak najszybciej odrobić straty, ale co ważniejsze - odzyskać piłkę. Wciąż czuł mdłości, ale uparcie je ignorował, lecąc przed siebie. I wtem na horyzoncie dojrzał tłuczka, który zbliżał się nieubłaganie, zwiastując upadek albo roztrzaskaną kość. Chcąc uniknąć kontuzji, postanowił zaryzykować i niczym król przestworzy, wykonał zwis leniwca. Błyskawicznie rozejrzał się dookoła i gdy uznał, że zagrożenie minęło, kontynuował szaleńczy wyścig, ignorując kolejne odruchy wymiotne.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Specjalnie dla partnera w miotłach! Obiecałam: Perpa rozmawiająca z Huxem.
miotła: drużynowa! kuferek: 10!!! która na mecie:2 minus 5 za kafla... a więc -3 kafel:6! tłuczek:J i Zwis Leniwca
Rzeczywiście - niewiele trzeba było, żeby namówić ją na uczestniczenie w zajęciach miotlarstwa - zwłaszcza, jeśli było się Huxleyem Butcherem, który zawsze miał magiczną zdolność odganiania ponurych myśli. A one ostatnio wyjątkowo Perpetuę nękały - wyjątkowo nie dotyczące aspektu zawodowego, a prywatnego, który najwyraźniej u siebie zaniedbywała. Nie spała specjalnie dobrze, co widocznie - przynajmniej dla wprawnego oka - odznaczało się delikatnymi cieniami pod jasnymi ślepiami. Bez większych - czyli żadnych - sprzeciwów powędrowała wraz z przyjacielem na łąkę nieopodal Zakazanego Lasu, gdzie Joshua organizował lekcję. Po drodze przywołując jeszcze dla ich dwójki szkolne miotły - trącając trzonkiem Huxleya za każdym razem, kiedy wybuchała śmiechem. Czyli praktycznie co kilka kroków - gdy przedstawiał jej swoje ostatnie sportowe wyczyny. Policzki powoli zaczynały ją boleć od uśmiechów, a ekscytacja Williamsa zaczęła przechodzić i na nią. — Joshua! Dzień dobry! — Musiała zaznaczyć swoją obecność na zajęciach, widocznie zaczynając się rozchmurzać, machając energicznie do kolegi po fachu. Jednocześnie prychnęła z rozbawieniem na małe przedstawienie towarzyszącego jej mężczyzny - znów fundowali sobie powrót do przeszłości. Nie mogła się nie uśmiechać. Z niejaką, dość niewyjaśnioną obawą - ale i ogromnym podekscytowaniem, znów wzbiła się w powietrze. Po tak długim czasie, było to... Niesamowicie satysfakcjonujące uczucie. Zdawało jej się, że nawet po tylu latach nie zapomniała jak to jest latać na miotle - jej drobne ciało dalej pamiętało odpowiednie ułożenie, ale i towarzyszące temu emocje. Nawet biodro nieszczególnie jej dokuczało - choć to może endorfiny odgoniły tak skutecznie wiecznie towarzyszące jej uczucie dyskomfortu. — Przynajmniej się postaraj Huxy! — zakrzyknęła jeszcze do Williamsa - nim wyścig się rozpoczął, puszczając mu zawadiackie oczko, kiedy poprawiała chwyt na swojej miotle. Momentalnie poczuła się młodsza i nagle naprawdę zatęskniła za pędem powietrza. I wtedy się zaczęło. Nie chciała się popisywać - serce zwyczajnie rwało jej się do lotu, kiedy wystartowała. Filigranowa, złotowłosa sylwetka śmignęła między tłumem uczniów, natychmiast chwytając wyrzucony w górę kafel i mknąc w kierunku mety. Nie myślała wiele, zwyczajnie ciesząc się z lotu. Dynamicznego - wyrzucającego do krwiobiegu musującą porcję adrenaliny, której dawno nie smakowała. Poczuła co prawda ukłucie strachu, gdy jeden z tłuczków obrał ją za cel - zareagowała jednak dość instynktownie, przechodząc gładko w Zwis Leniwca - by jeszcze w pędzie wrócić na miotłę i wraz z kaflem dokończyć wyścig. Wylądowała dość miękko, by jedynie z lekkim grymasem wykrzywiającym jej szeroki uśmiech, przyjąć bolesny dreszcz przeszywający jej biodro. Musiała oprzeć się o miotłę - sięgając po swoją różdżkę, wetkniętą za pasek spodni, z pomocą której zaraz rzuciła na siebie serię przeciwbólowych zaklęć. Ledwo skończyła - a czyjeś ramiona objęły ją w talii, porywając ponownie w powietrze. — Huxley! — omal nie zadławiła się śmiechem, kiedy Williams wykonywał z nią radosne piruety. Rzeczywiście, przez ten krótki moment znów poczuła się jak Puchonka ze szkolnej drużyny - niemal zupełnie zapominając, że jest poważną nauczycielką po czterdziestce. Że, w sumie, oboje tacy byli. Choć razem niezupełnie poważni. — Przypomniałam sobie jak bardzo lubiłam kiedyś latać — uśmiechnęła się, nieco nostalgicznie, odrobinę może nieco onieśmielona jego słowami, poprawiając koszulę, podwiniętą przez lot w ramionach przyjaciela. Podniosła roziskrzony wzrok - żeby zaraz zmarszczyć brwi w zatroskaniu. — Jak tyś to zrobił Hux? Na litość Helgi, jesteśmy na łące... Pokaż. — Ujęła podbródek przyjaciela w drobną dłoń, obracając jego twarz to w prawą, to w lewą stronę, badając uważnym spojrzeniem jego obdrapane policzki. Cmoknęła z pobłażliwą dezaprobatą, machnięciem różdżki pozbywając się nabiegłych krwią pręg - palcami przebiegając po zaleczonej skórze. I strzelając mu delikatnego pstryczka w nos. — Pamiętaj, że to ja mam monopol na miotlarskie urazy — zaśmiała się - rzucając okiem na odsłoniętą mini-Perpetuę, która jak na zawołanie, zaczęła tańczyć po przedramieniu mężczyzny - w asyście laski jako rekwizytu. — Jestem Ci winna piwo? Wychyliła się zza przyjaciela, czujnym okiem badając resztę uczestników zajęć - nie tyle, żeby ocenić czy była pierwsza, co oglądając się za kolejnymi poszkodowanymi.
miotła własna kuferek 82 który na mecie 20 (zawodowa drużyna) kafel5 tłuczekH
Z wielkim entuzjazmem udał się na pierwszą lekcję miotlarstwa w tym roku; po dotarciu na miejsce i szybkim przywitaniu się ze wszystkimi (okazało się że zaszczycił ich nawet duet szkolnych ambulansów, no proszę, czyżby Huxowi aż tak się spodobało na ich treningu, że postanowił się przebranżowić w miotlarza i w dodatku wciągnąć w to Perpę?) nie tracił czasu i zgodnie z poleceniem Josha zajął się najpierw rozgrzewką, a potem zasadniczym zadaniem. Wyścig brzmiał super, zwłaszcza z takimi atrakcjami jak kafle i tłuczki, ale okazało się że to nie był jego dzień i nie poszło mu zbyt spektakularnie. Skupiony na piłkach, nie rozwinął aż takiej imponującej prędkości, która pozwoliłaby mu na znaczące wysunięcie się na prowadzenie, a do tego był raczej nieprzyzwyczajony do manewrów przechwytywania kafla, dlatego przesadził z wychylaniem się i w efekcie upadł ryjem prosto w witki lecącej przed nim miotły. Nie było to przyjemne, a bardziej niż podrapana twarz bolała jego duma. Dobrze, że przynajmniej tłuczek udało mu się zgrabnie wyminąć.