W praktyce przeznaczona wyłącznie dla dziewcząt, przestronna łazienka, w której unosi się miły zapach różnorakich kwiatów. Idealne miejsce do odświeżenia się czy poprawy makijażu!
Płynięcie łódką do Hogwartu zrobiło na niej wrażenie, tak samo zresztą jak sam zamek, chociaż przecież była w nim już w zeszłym roku. Uwielbiała jednak takie tajemnicze budowle, a taką właśnie wydawała się jej tymczasowa szkoła. Może więc powiedzieć, że była całkiem pozytywnie nastawiona do całego tego zwiedzania i dlatego zapisała się na nie, kiedy ktoś wcześniej spytał ją o chęć udziału. Spodziewała się, że będzie ono wyglądać... odrobinę inaczej. Na przykład, że pozwolą jej najpierw zjeść kolację i nie będzie musiała szukać jakiejś łazienki dziewczyn? Miała wrażenie, że w całym zamku może być ich przynajmniej kilka... I jeszcze sama treść listu. Nie wiedziała co o niej myśleć, ale postanowiła postępować według wskazówek. Spytała się przypadkowej postaci na obrazie o kierunek i poszła do miejsca, w którym miała się znaleźć. Przynajmniej tak jej się wydawało. Uchyliła ostrożnie drzwi łazienki, na pierwszy rzut oka nikogo tam nie było. Chyba ci jej przewodnicy z Hogwartu też dostali takie listy i zaraz się tu zjawią? Och, bo tak bardzo nie mogła się doczekać ich towarzystwa. Gdyby wiedziała na czym to będzie polegać, zjadłaby sobie teraz spokojnie posiłek w Wielkiej Sali a zwiedzała potem, na własną rękę. Podeszła do łazienkowego okna, żeby powyglądać sobie na błonia, nim ktoś raczy się tu pojawić.
I hopsa! Jej własna koperta wyleciała za okno! Wujek Mistrzunio poleca: złap ją.
Kostki: 1, 3 - nie udaje Ci się jej dosięgnąć, ledwie muskasz ją palcami, wyleciała za daleko, czekaj na dalsze wskazówki 2, 4 - gdybyś była Bell to pewnie Twój miotlarski refleks by ci pomógł, ale jako, ze jesteś tylko kimś kto lubi wkradać się na Bocianie Gniazda... koperta, przepadła! Przynajmniej na tak długo, jak nie wpadniesz na pomysł jak ją inaczej zdobyć 5, 6 - łapiesz ją. Zawiało nudą.
Jak się okazało, okno było otwarte. Pewnie nie pomyślałaby, że to w czymś przeszkadza, bo przecież nie była ta głupia, żeby przez nie skakać, ale niestety koperta myślała trochę odmiennie i postanowiła wylecieć. - Stój! - krzyknęła do niej, ale ta nie myślała jej słuchać i po tym, jak Daisy dosyć niebezpiecznie wychyliła się (całe szczęście w porę się opanowała, że dalej już lepiej nie), zniknęła jej z oczu. Magiczny głosik w jej głowie szeptał, że to bardzo źle, co z tego, że zapamiętała treść kopert niemal na pamięć. Głupia koperta. Wyjęła różdżkę, skierowała ją gdzieś tam na zewnątrz i szpenęła Accio, koperta.
I nadszedł dzień rozpoczęcia roku szkolnego. Zdążyła się już przyzwyczaić do Hogwartu i reguł które w nim panowały. Nieraz, nie dwa którąś złamała, lecz na szczęście nigdy nie skończyło się to w drastyczny sposób - czyli wyrzuceniem ze szkoły. Na ogół szkoła rozpoczynała się ucztą, tym razem jednak dziewczynę owa uczta ominie. Była tak cholernie głodna po tej całej wyprawie do szkoły. Ale co miała poradzić? Jak każą, tak zrobi. Zdziwiła się, gdy dostała list w którym była napisana informacje na temat łazienki. Po co miała się kierować do łazienki, skoro było rozpoczęcie roku szkolnego? Zdziwiła się, i to nawet bardzo. Kto by pomyślał, że dyrektorzy na sam początek odwalą taką akcję? Po jakimś czasie odnalazła w końcu ową łazienkę. Korytarze nic się nie zmieniły, wszystko było takie samo. Dziewczyna weszła do łazienki. Jak widać, nie była sama. W sumie to się z tego cieszyła. - Hej, Ty też jesteś tu z powodu jakiejś karteczki? Zapytała, podchodząc bliżej dziewczyny.
Pozwolę sobie stwierdzić, że kopertę udało się przywołać, bo w końcu to było całkiem proste zaklęcia, a Daisy sobie w nich nieźle radziła. Przytuliła do piersi swoją zdobycz, żeby znowu nie odleciała, wyjrzała podejrzliwie na błonia, ale nie widać tam było potencjalnego sprawcy tego wydarzenia i musiała uznać, że to było po prostu wiatr. Obróciła się do drzwi, słysząc jak ktoś wchodzi. Jakoś tak się złożyło, że nadal nie schowała różdżki. Niech się jej hogwarcka dziewczyna boi, hehs. Spojrzała na nią podejrzliwie, bo miała wrażenie, że nie mówi tego co powinna mówić. Dla pewności zajrzała do koperty, a zaraz potem schowała ją bezpiecznie do kieszeni. Musiała sprawiać dziwne wrażenie, tak długo milcząc, tym bardziej, że kiedy już się odezwała, nie raczyła odpowiedzieć na jej pytanie. - Ymm, cześć, gumochłonie? - przywitała ją trochę niepewnie, bo brzmiało to przekomicznie i aż się jej humor poprawił. Teraz tylko patrzeć czy przybyła załapie o co chodzi!
2 * 2 + 12 > 15, czyli się udało złapać
Ostatnio zmieniony przez Daisy Manese dnia 15.09.15 15:08, w całości zmieniany 1 raz
Też nie była pewna co do dziewczyny z którą właśnie dzieliła łazienkę. Była podejrzana, a w liście w końcu pisało, by uważać na gumochłonów. Dziewczyna w jasnej bluzce prychnęła, słysząc jej powitanie Niestety, wiedziała co odpowiedzieć. Podeszła bliżej i uśmiechnęła się do niej, by ją uspokoić. Zaśmiała się melodyjnie. Od razu wiedziała o co chodziło dziewczynie, ruda taka głupia nie była! Co najwyżej, mogła udawać, że wie o co chodzi. - No, to teraz mam chociaż pewność, że jesteś w mojej drużynie, i nie będziemy rozmawiać o gumochłonach. Więc jest dobrze. Odparła z rozbawieniem, faktycznie to było śmieszne. Ruda miała tylko nadzieję, że nie będzie miała okazji spotkać typowego gumochłona, były obrzydliwe. - Zastanawiam się, czemu kazali nam przyjść do damskiej łazienki. Rzekła po chwili ciszy, zastanawiając się nad tym w co grają dyrektorzy szkoły.
Ostatnio zmieniony przez Morticia Slippery dnia 16.09.15 10:33, w całości zmieniany 1 raz
Zły nastrój już całkiem jej minął i kiedy dziewczyna się odezwała, Daisy zaczęła się śmiać. Co prawda w jej słowach nie było nic śmiesznego, ale... to wszystko wydawało jej się okropnie zabawne. Tym bardziej, że jej koperta jasno mówi co powinien odpowiedzieć członek jej grupy, a to co wydobyło się z ust czerwonowłosej baaardzo się różniło. Daisy trochę nie wiedziała co robić i czy powinna udawać, że wszystko jest okej, czy może zaraz oznajmić, że nie będzie z nią gadać, bo tak. Jednak nie od dziś zajmowała się takimi podejrzanymi sprawami i wiedziała, że trzeba udawać. W końcu koperta nie mówiła nic konkretnego. - Tak, tak, super, że się znalazłyśmy. Czy twoja koperta mówi co teraz mamy zrobić? - pytała się, wciąż jeszcze z roześmianą twarzą. Bardzo ją ciekawiło co wydarzy się dalej. - Nie mam pojęcia, ale to dziwne miejsce na spotkanie. Wyobrażasz sobie jak ciężko było mi tu dotrzeć? Całe szczęście, że macie te obrazy na ścianach, bo bez nich bym sobie nie poradziła. Och, masz takie dziwne włosy. Specjalnie taki kolor czy wyszły ci przez przypadek? - Oczywiście zaraz musiała podejść i dotknąć chociaż jednego kosmyka.
Ogólnie ta sytuacja była dość dziwna i niepewna. Może to i lepiej, że się z niej śmiały. Jakby miały tak stać i zastanawiać się nad tym, czy obie koperty kryją tą samą treść, to trochę by im to zajęło. Szkoda, że poza tym, by przyszły do łazienki i unikały osób, które mówiły o gumochłomach, nie było nic innego. Słysząc pytanie dziewczyny, wzruszyła bezsilnie ramionami. - Nie, nic poza tym by tu przyjść nie pisało. Dlatego jestem pod wrażeniem pomysłowości i w sumie niedopowiedzeń dyrektora. Odparła w końcu, opierając się o okno. Wyjrzała przez nie, nie wiedziała w sumie po co, tak po prostu. Odruch, zawsze będąc przy oknie wyglądała przez nie. Hogwart był ogólnie dziwnym miejscem, z jednej strony tajemniczym i niekiedy może strasznym, z drugiej zaś fascynującym. - No wiem. Domyślam się, że było Ci ciężko. Przychodząc tu pierwszy raz też miałam ten problem. Obrazy w sumie są zawsze pomocne i wszystko wiedzą, tak samo jak duchy, a ich też jest tu dużo. Odpowiedziała ze spokojem. Na początku trochę ją zaskoczyło pytanie dziewczyny o włosy. - Wiesz co? Naturalnie są w sumie dość podobne do tego koloru, ale mniej intensywnie rude. Co do tego, ten kolor uzyskałam przez przypadek. Wiesz, chciałam wypróbować nową piankę i wyszło co wyszło. Nieudane farbowanie włosów, chyba większość kobiet zna ten problem. Bardzo lubiła swoje włosy, w sumie miała na ich punkcie obsesje. Musiały być cudownie wypielęgnowane i miękkie. - Jesteś tu nowa. Gdzie wcześniej chodziłaś do szkoły? Niby głupie pytanie, bo się domyślała, lecz wolała się upewnić czy dziewczyna przed nią uczyła się w Salem, czy jeszcze gdzieś indziej.
Na ogół Jack nie angażowała się zbytnio w życie szkoły, a jakieś tajne korespondencje czy inne zabawy omijała szerokim łukiem. Może to wspomnienia (albo ich brak) z ostatniej statkowej imprezy albo po prostu ktoś najzwyczajniej w świecie wyprał jej mózg, ale kiedy otrzymała tajemniczą kopertę zamiast ją wyrzucić, otworzyła i przestudiowała jej idiotyczną treść. Chociaż ten jeden raz w życiu postanowiła postąpić zgodnie ze wskazówkami jakiejś durnej gry i kiedy tylko udało jej się prowizorycznie rozpakować, powolnym krokiem skierowała się w stronę łazienki na drugim piętrze. Przekraczając jej próg, zdążyła zauważyć dwie dziewczyny w środku, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, jej koperta nagle zaczęła żyć własnym życiem i odleciała z jej rąk wprost przez okno. Na szczęście ślizgonka była ścigającą nie bez powodu (i nie miała tego wpisanego w profil, jak to tak!) i jej refleks pozwolił na szybkie złapanie tego świstka papieru. 1:0 Jack! - Siema - rzuciła, ziewając. Na wylewność z jej strony raczej nie ma co liczyć.
Był zirytowany całym obrotem sprawy. Gdyby nie D'Angelo czuł, że byłoby po wszystkim. Jednak skoro ktoś ma zamiar pokazywać wszystkim naookoło, że ma zły dzień to później tak się to kończy. Powinna zacząć panować nad emocjami, a nie dawać im przejąć kontrolę. Ale co on tam wie, jest tylko Salemczykiem, który zmierzał właśnie do łazienki dziewczyn. - Rozumiem, że nie chcesz, abym się zgubił - stwierdził do Voice, która szła obok niego. Wolał się nie oglądać za siebie, bo nigdy nie wiadomo czy D'Angelo nie podąża za nimi. To byłaby przesada, ale nigdy nie wiadomo. Wolał póki co nie psuć sobie humoru, który i tak już był w wątpliwej kondycji. Zaczął się zastanawiać nad treścią listu. Skoro w pierwszym miał napisane, żeby pilnować koperty i nikomu jej nie dawać, a było inaczej, więc teraz może powinien pójść do męskiej toalety albo dalej postępować na opak? Wszedł do łazienki i jak się spodziewał było tam już kilka osób. Jak łatwo się domyślić większości nie znał, ale za to Daisy już tak, a przynajmniej ją kojarzył. Oby to był dobry znak, że wpadł na kogoś z Salem. - Cześć gumochłony - już wolał się sam się tak powitać. Najwyżej coś głupiego z tego wyjdzie, ale nie przekona się dopóki tego nie zrobi.
Wreszcie przestała się śmiać. Może powinna być jednak trochę ostrożniejsza? Nie ufała czerwonowłosej, skoro nie była gumochłonem. - Jak z tymi wakacjami! - podłapała temat, myśląc sobie, że ich dyrektor, ten z Salem niepamiętamnazwiska, był jednak jeszcze bardziej szalony niż dobroduszny Hampson, który po prostu starał się zapewnić zabawę swoim podopiecznym. - Ale sekrety są fajne. I labirynty też - zmrużyła oczy, znowu przez chwilę łypiąc na dziewczynę podejrzliwie. - Aha - odpowiedziała mądrze, głaszcząc jej włosy jeszcze przez chwilę. - Są bardzo rażące. Pewnie widać cię z daleka. Pytanie gryfonki rzeczywiście nie było zbyt mądre, w dodatku Daisy się nie spodobało, bo hogwartczycy mieli tendencję do rozmawiania na ten temat. - No ciekawe gdzie, domyśl się - prychnęła i całe szczęście, że akurat ktoś wszedł. Ale ale, też nie był gumochłonem! Daisy odpowiedziała dziewczynie niezbyt entuzjastyczne "cześć", gdzie te jej gumochłony, czyżby koperta kłamała, że się zjawią? Wreszcie przyszedł Zoell. Nie wiem jak bardzo się lubili, ale Daisy zareagowała entuzjastycznie na sam widok znajomej twarzy. - Zoell! - krzyknęła radośnie i jeszcze się na niego rzuciła, zamykając go w uścisku. - To dobra pora na zjedzenie sałaty - wyszeptała mu do ucha. - Tylko ja nim jestem, one udają, musimy uciekać - powiedziała mu jeszcze cicho uważając, żeby dziewczyny nie usłyszały.
- Tak, sekrety są spoko. Do tajemnic nic nie mam, ale czasem potrafią zirytować. Pojawiła się też druga osoba, którą była jakaś dziewczyna, na pewno nie z Gryffindoru. Po chwili ponownie przeniosła wzrok na dziewczynę z Salem. - Nie wiem, możliwe. Odparła, zerkając jeszcze raz na dziewczynę, która przyszła. Nie była chyba gumochłonem, tak jak Daisy, która chyba nim była w przeciwieństwie do Jack. Dobra, to robiło się coraz bardziej śmieszne. Ach ta podejrzliwość niektórych osób. Ruda już po uwadze dziewczyny miała podstawy do myślenia, że jest w "jej drużynie", najwidoczniej tamta miała inne zdanie na ten temat. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc oburzenie dziewczyny. - Różnie bywa. Rzuciła obojętnie i wzruszyła ramionami. Szczerze mówiąc jakoś szczególnie ją ta zabawa nie interesowała. Jakoś nie miała zbyt dużej ochoty na przebywanie w towarzystwie osób, które się tu znajdowały. Była tu, bo musiała i była ciekawa co będzie dalej, proste. Chwilę później wszedł Zoell, no cóż - znała go. Na ogół próbowała go zirytować, lecz tym razem będzie musiała się ogarnąć. - Cześć. Odparła na przywitanie, po czym przez chwilę zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze odebrała Daisy. W jej kopercie był prosty napis głoszący, że Ci którzy będą gadać o gumochłonach nie są z jej drużyny. Faktycznie, będzie musiała zachować większą czujność. Oni faktycznie gadali o gumochłonach, to robiło się coraz bardziej pokręcone.
Koperta w ręku Daisy się zatrzęsła i... i nic. Po prostu się zatrzęsła. Panno Manese? Niech Pani odczytuje znaki, tylko dobrze! I czyta co dokładnie ma Pani na magicznym zwitku papieru!
Powiedzieć, że trochę był nie w temacie to mało. Nie zamierzał jednak za bardzo wnikać o czym rozmawiały wcześniej dziewczyny. Wylądowanie w damskiej toalecie w takich okolicznościach też nie należało do czegoś o czym marzył, ale tutaj przynajmniej było mniej tłoczno niż w wielkiej sali. No tak, przyzwyczajony do tego, że Daisy ma w zwyczaju rzucanie się na ludzi chciał zrobić unik, aby wylądowała na ścianie za nim, tak w ramach pieszczotliwego przywitania, a nie złości. Jednak zrezygnował z tego ostatecznie o odpowiedział lekki uściskiem. Po tym co powiedziała miał wątpliwości czy są w jednej drużynie, ale nie zamierzał mówić tego głośno. Może zawszze się okazać, że trzeba wiadomości z koperty interpretować na odwrót. Nigdy nie wiadomo, poza tym na chwilę obecną jej towarzystwo było najlepszą z opcji. Miał cichą nadzieję, że Morticia nie będzie w jego drużynie, bo bardzo możliwe, że ta znów nie przetrwa za długo. Nie jego wina, że uczniowe Hogwartu w większości były nieprzystosowani do życia w społeczeństwie czego dawali dowody na każdym kroku. - Może zmieńmy zasady i sami dobierzmy się w drużyny? Biorę Daisy! - zaklepał ją sobie od razu, a co. Nie ważne, że instrukcje mówiły co innego, ale wcześniej było podobnie, więc dlaczego ma ich trochę nie ulepszyć?
No wiesz co! Żeby nawet myśleć o tak wrednym potraktowaniu? Daisy na pewno nie byłaby szczęśliwa gdyby wpadła na ścianę. Trochę się zmartwiła, bo Zoell nie zareagował... właściwie nie wiedziała jak powinien, ale na pewno nie tak jak jej się wydawało. Dziwna sprawa. Więc dlaczego powiedział to co powiedział - może to był podstęp? Nim zdążyła się spytać o co chodzi, jej koperta dała o sobie znać i Daisy wpadła na jakże genialny pomysł, że powinna do niej zajrzeć. Czytając treść listu, zupełnie nie wiedziała co o nim sądzić. Prawdę mówiąc, była jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed chwilą. Ale Zoell zaproponował nowy, świetny plan, a ponieważ strasznie się w tym wszystkim pogubiła, to z chęcią na niego przystała. - Zgadzam się! - oświadczyła z nowym entuzjazmem. - A wy możecie być razem. - Machnęła ręką w stronę dziewczyn. - Tylko co teraz, mamy nowe zadania? Zajrzała do koperty, zastanawiając się co ona na tę zmianę planów powie.
Tak to już było kiedy za długo przebywało się z Hogwartczykami, widać złośliwość przenosiła się tutaj powietrzem. Zawsze będzie tak się mógł tłumaczyć kiedy ktoś zacznie mu coś zarzucać. Nie żeby pchał się z wyjaśnieniami, ale zawsze może rzucić coś takiego na odczepnego. I gdzie ta Voice? Ją też zgarnąłby do drużyny i po kłopocie. Skoro miały być trzy osoby, to takie rozwiązanie byłoby najlepsze. A tamte dwie niech się martwią, może jeszcze ktoś tu zabłądzi i wtedy po kłopocie. - Byłaś w ogóle w wielkiej sali? - spytał Daisy i tylko przelotnie zerkając w stronę tamtych dwóch dziewczyn. Póki co Morticia nie rzucała w jego kierunku żadnymi złośliwościami co było podejrzane. Wolał mieć na nią oko, bo nie ufał jej w żadnym stopniu - Zadania - przypomniał sobie w momencie kiedy Daisy o tym wspomniała. Może koperty znów postanowią zrobić bum i poślą go na drugi koniec zamku? Zajrzał jeszcze raz do swojej. Niewykluczone, że przeoczył coś istotnego i dlatego nic się nie działo. Ale nic tam więcej nie było, poza wiadomością, która była dla niego szyfrem. - To chyba nie działa - ten jego wspaniały pomysł, aby sami dobrali się w drużyny. Tak czy inaczej był ich za mało, bo mieli stworzyć trójki. No chyba, że to już też się zmieniło. I oby nie skończyło się tak, że jednak nie będzie z Daisy w jednej drużynie. Zawsze lepiej mieć przy sobie przyjazną duszę.
/znikam i pewnie dopiero jutro odpiszę. wolę nie obiecywać, że uda mi się to zrobić późnym wieczorem. tak tylko wolę uprzedzić.
Koperta ożywiła się w kieszeni Daisy. Tak nie mogło być! Coś tu na pewno nie grało, bo wszystkie poszły za jej śladem, wyleciały wszystkim z rąk, zakręciły się wokół nich bardzo zgrabnym kołem i zgodnie się nastroszyły, stając przed grupką w papierowym murze. by zaraz potem podrzeć się w pół i wylądować w jednej stercie na podłodze.
LOSOWANIE: Morticia i Jack rzucają po jednej kostce
parzyste - kartka głosi, że trafiasz do drużyny Daisy
nieparzyste - kartka głosi, że trafiasz do drużyny Zoella
Karteczki losowane przez Zoella i Daisy za każdym razem wskazują jeden napis: "Jesteś liderem. ciamciało! Idź szukaj szczęścia w losowaniu gdzie indziej, bo to Cię nie dotyczy!"
Czekacie na 2 pozostałych członków drużyny, którzy trafią do tej grupy, która pozostanie, bądź przeprowadzą własne losowanie, w zależności od waszych wyników.
Drugi list, jaki dostał, spodobał mu się o wiele mniej od pierwszego. Oczywiście nie to, żeby było w nim cokolwiek zdrożnego czy niestosownego, ale... Chociaż nie, niestosowny to on był. I Felix zdecydowanie czuł, że ktoś robi sobie z niego przykre żarty. Nie rozumiał czemu, w końcu z tego, co mu się zawsze wydawało, nikomu nie podpadł jakoś szczególnie, bo nawet nie było jak i kiedy. Ale dobrze, niech będzie, pogodzi się z losem, bo przecież nie zostało mu nic innego. Dlatego teraz stał pod drzwiami łazienki dziewczyn i, po pogodzeniu się z losem, wciąż nie wiedział, co zrobić. Bo żarty żartami, ale to nie w porządku. W końcu to jest łazienka dla dziewczyn. A on nie jest dziewczyną. Może być zainteresowany chłopcami, ale to ani trochę nie czyni z niego dziewczyny. W jego przekonaniu łazienka, a przynajmniej damska łazienka, była jakimś mistycznym miejscem, w którym dziewczyny robiły rzeczy, o których on wcale nie chciał wiedzieć. To nie było nic, co powinno go interesować ani tym bardziej do czego powinien mieć wstęp. I dlatego właśnie im dłużej tam stał pod tymi drzwiami, tym bardziej czuł, że to jest bez sensu. W jaki sposób postawienie go w niekomfortowej sytuacji miało sprawić, że Salemowicze poczują się przywitani? Ktoś gdzieś chyba zgubił pierwotną myśl na rzecz durnych żartów. No nic. Jeszcze się nie wycofa i zobaczy, co dalej. Może w tym jednak tkwi jakaś głębsza idea. Ostatecznie podjął decyzję i co prawda nie wszedł, ale po wzięciu głębszego oddechu po prostu zapukał.
O rety, to prawie jak choroba. Czy Daisy też powinna się bać i nie zbliżać się do hogwartczykó bliżej niż będzie zmuszona? Gdyby tylko Zoell jej zdradził tę tajemnicę, z pewnością by tak robiła! - Nieee, a powinnam? - zapytała, zaintrygowana, bo bo przecież jej koperta nic nie mówiła o Wielkiej Sali. - To znaczy, byłam przez chwilę ale zaraz potem koperta kazała mi przyjść tutaj. Pozwolili wam zjeść kolację? - Gotowa była się oburzyć, że ona stała tutaj cały czas z pustym brzuchem, kiedy oni się obżerali, tym bardziej, że końca zadania (i jedzenia), nie było widać. Jakoś wtedy, kiedy Zoell twierdził, że to nie działa, zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Daisy patrzyła na to z fascynacją. - Och, chyba chcą nam coś powiedzieć! - zawołała i pierwsza rzuciła się do karteczek. Wylosowała ich chyba z dziesięć i nie miała pojęcia jaka to magia, że cały czas miała to samo. Spojrzała żałośnie na kolegę. - Ale ja się na to nie zgadzam. Czemu nie możemy być razem? Podczas jej fochania się na niewiadomo co, rozległo się pukanie do drzwi. Któż inny miałby je otworzyć, jak nie ona? Zaraz szeroko jest otwarła i jej oczom ukazał się kolejny przybyły. - Czeeeść, ty do nas? - zapytała, trochę się uśmiechając, widząc jego niepewną minę. Nie wpadła na to, że przecież to damska łazienka, Zoell nie miał z tym problemu. Od razu rozpoznała w nim kolejnego hogwartczyka. To znaczy, właśnie go nie znała, więc na pewno nim był. - Zapraszam, mamy jeszcze całe mnóstwo karteczek do wylosowania.
Drogi pamiętniku. Dzisiejszy dzień to jedna, wielka masakra. Nic już nie rozumiem.
Z początku podążając za Zoellem szła w stronę łazienki, ale w trakcie drogi na drugie piętro gdzieś się rozpłynęła. Otóż musiała jeszcze raz przeczytać treść koperty, zastanowić się nad wszystkim, zapomnieć o D'Angelo i upewnić się, czy tym razem na sto procent ma swoją różdżkę. Weszła do dziewczęcej toalety (w której, o zgrozo, byli również mężczyźni) i pierwszym, co zauważyła... No, byli ci mężczyźni, w tym Wells. Dopiero potem zorientowała się, że na podłodze leżą jakieś podarte karteczki, wszyscy chyba nie do końca rozumieją, co się dzieje, a poza dwojgiem Salemczyków w pomieszczeniu są też Felix i Laurent, i jakaś dziewczyna, chyba z Gryffindoru. - Cześć, bestie - przywitała się, nieznacznie nawiązując do treści swojej koperty. - Czy wszyscy są tu w celu wyższym, niż... Potrzeba? - tu uniosła brwi i zbliżyła się na kilka kroków do sterty świstków papieru. - Była tu D'Angelo? Szuka mnie? - zakpiła, bo, cóż... Dziś najwścieklejsza była właśnie Kapitan Ravenclawu, mogła przecież coś rozszarpać, rozerwać, albo zniszczyć w jeszcze mniej delikatny sposób.
//ślicznie przepraszam, jeśli coś pomyliłam, ale zgubiłam się już mocno, więc naprowadzajcie, kto bystrzejszy ;/
Wszedł niepewnie do pomieszczenia, zachęcony przez nieznaną mu dziewczynę. Podejrzewał, że przyjechała z Salem, w przeciwnym razie nawet, gdyby nie pamiętał jej imienia, to chociaż jakoś kojarzyłby ją z twarzy. Teraz jednak miał pewność, że widzi ją pierwszy raz w życiu, a przynajmniej pierwszy raz się jej przygląda. Szybko okazało się, że w toalecie znajdują się jeszcze trzy osoby, z czego dwie kojarzył, a trzecią był chłopak. Płeć tu odgrywa ważną rolę, bo skoro tamten był w łazience i nic złego się z tego tytułu nie działo, to znaczy, że on też może tu być. Nieco go to uspokoiło, ale nie do końca. Najbardziej chyba jednak podobał mu się fakt, że nie padło to dziwne hasło z listu, bo już sama myśl, że miałby się porozumieć przy pomocy takich dziwnych szyfrów sprawiała, że czuł się dziwnie. A już chyba wystarczy niezręczności na dzisiaj. Przywitał się, ale zanim zdążył się dowiedzieć, o jakie karteczki chodzi, do pomieszczenia weszła kolejna znajoma osoba. Szybko okazało się, że też przyszła tu przysłana przez tajemniczą instrukcję, więc wszystko wydawało się być w porządku. Uśmiechnął się do Voice i zwrócił ponownie do dziewczyny z Salem. - Jakie karteczki? O co właściwie chodzi? Wiecie coś więcej?
Jako, że jest nierówna aktywność wśród użytkowników, prawo do losowania otrzymują dwie pierwsze osoby (prócz Zoella i Daisy) Dodatkowo, kolejna jedna, tylko jeśli dwie poprzednie trafią do grup przeciwnych. Ostatnia osoba trafia do drużyny, której braknie jednego członka.
Ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła, jak to mówią, a walające się po podłodze karteczki były dosyć... Intrygujące. Tak więc Voice, wbrew podpowiedziom rozsądku, który nakazywał jej pytać, co się właściwie dzieje, podeszła do tej nędznej kupki świstków i wzięła pierwszy lepszy z wierzchu. Ten oto świstek zaprzeczył, że los ciągnie ją do Zoella, bo tym razem szarpnął ją w stronę jakiejś Daisy. Cheney rozejrzała się po wszystkich obecnych i analizując twarze dziewcząt doszła do wniosku, że jedyną opcją jest ta... Urocza panienka. W sumie pasowało do niej to imię. - Wiesz... Jakiś kawałek papieru powiedział mi, że jestem w twojej drużynie, a w Hogwarcie najmądrzejsze są najzwyklejsze rzeczy, na przykład klamki... Voice jestem - przedstawiła się, posyłając przyjezdnej delikatny uśmiech. Nie wyglądała na kolejną D'Angelo, która jest gotowa wydłubać jej oczy, więc może nie będzie źle? Ale, ale! Pozostali chyba też musieli jakąś drużynę wylosować, czyż nie? Całe to zamieszanie z kopertami było na tyle interesujące, że Voice zaczęło zależeć na dowiedzeniu się, o co tak właściwie chodzi i jak do tego dojść. No i chciała zobaczyć treść kolejnego zadania! Tak ponownie przypominając, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła...
Zanim dostał odpowiedź od Salemowiczki, Voice zdążyła sięgnąć po jedną z kartek. Uznał, że może też powinien tak zrobić. W końcu nic nie świadczyło o tym, że sugerowane jest coś innego, prawda? Najprawdopodobniej to właśnie była prawidłowa droga. Niemniej nie znosił brać udziału w takich zabawach bez dokładnych wskazówek. Kreatywność zostawiał na czas, kiedy podstawowe reguły były już jasno rozpisane. Tak więc sięgnął po kartkę i przeczytał napis. Daisy. Czyli tak jak Voice. Ciekawie. I znajomo, tak w zasadzie, mimo że niespecjalnie rozmawiał ze Ślizgonką od czasu, kiedy ją ostatnio rysował. Zawsze to jednak jakoś lepiej. Jako że jeszcze się nie przedstawił, co generalnie było koszmarnym nietaktem - choć w pewnym sensie usprawiedliwionym tym, że czuł się niesamowicie zagubiony - postanowił nadrobić to teraz. - Ty musisz być Daisy - zaczął, zwracając się do dziewczyny, która go wpuściła. - Ja jestem Felix. Wygląda na to, że również jestem w twojej drużynie. Bardzo mi miło - uśmiechnął się. Tak. Więc co dalej?