W praktyce przeznaczona wyłącznie dla dziewcząt, przestronna łazienka, w której unosi się miły zapach różnorakich kwiatów. Idealne miejsce do odświeżenia się czy poprawy makijażu!
Autor
Wiadomość
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie wiedziała, że dla kogoś takiego, jak Hunter, miejsce w którym mieściła się niezwykła toaleta, będzie tak fascynującym, że aż postanowi przyczaić się tam na Robin, by sprawdzić, co robiła. Wiele można robić w toalecie, ale nie zamierzała się chłopakowi z tego spowiadać. Swoją drogą jak nudne trzeba było mieć życie, skoro ślizgon uznał, że fajną rozrywką tego dnia będzie poczekać na to, jak Dopplerówna wyjdzie z toalety, aby ją nastraszyć? Wciąż jeszcze oddychała ciężko, kiedy do jej uszu dolatywały kolejne jego słowa. Jak miała być teraz spokojna, kiedy jej serce wciąż waliło jak oszalałe. Nie przywykła do tego, że ktoś od tak atakuje ją, kiedy jest bezpośrednio po medytacji w toalecie. Prychnęła w odpowiedzi na jego propozycję uspokojenia się. Miała ochotę zrobić o wiele więcej, niż się uspokoić. Przede wszystkim najchętniej uderzyłaby chłopaka prosto w łeb. Albo kopnąć w te rejony które normalnie nie są odwiedzane przez słońce... - Istnieje szansa, że byłabym znacznie spokojniejsza, gdyby ktoś nie postanowił mnie napastować w kiblu - wysyczała w jego stronę, dalej zbierając upuszczone szpargały. Nawet na niego nie zerkała, bo miała zwyczajnie ochotę go zabić. Wyobrażała sobie, jakby cudnie wyglądał, gdyby wepchnęła mu różdżkę prosto w... w oko. Miała ochotę wybuchnąć, kiedy usłyszała jego kolejne słowa. Wiedziała jednak, że dokładnie na to liczył. Nie zamierzała dać mu satysfakcji. Skoro już się napatoczył i nieświadomie rozpoczął ich standardową gierkę, zamierzała ją kontynuować, szybko dostosowując się do niewypowiedzianych reguł. Również się podniosła, by zatrzepotać rzęsami. Raczej bez znaczenia był teraz fakt, że robiła to raczej niekoniecznie z takich pobudek o jakie mógłby ktoś ją podejrzewać. Rozłożyła szeroko ręce, patrząc prosto w jego jasne tęczówki. - Kotku, sprawdzaj jak tylko zapragniesz - uniosła jedną brew do góry, ciekawa czy odważy sie na cokolwiek. Szczerze w to wątpiła i nawet nie próbowała udawać, że jest inaczej. Po chwili opuściła jednak ręce i uśmiechnęła się, już ze znacznie milszym wyrazem twarzy niż ten, którym do tej pory go częstowała. Poprawiła torbę na ramieniu. - Daj spokój, Irytek by mnie nie ruszył. Mam dość dzisiejszego dnia i w ogóle kto wymyślił transmutacje - jęknęła pod nosem, pozwalając sobie jeszcze na głębokie westchnięcie. - A ty co tu robisz? Bo jeśli tylko mnie stalczysz, to świadczy o tobie to gorzej, niż o mnie - jedna jej brew uniosła się ku górze, kiedy zadawała to pytanie. Bo przecież Dear nie powinien się tutaj szwendać.
Fakt, Hunt miał swoje jakieś dziwne odpały i jednym z nich była właśnie chęć wystraszenia blondynki, która weszła po prostu do łazienki za potrzebą. Czy ktoś powiedział, że wszyscy z rodu Dearów są z pełna rozumu? Uwielbiał jak dziewczyna była wściekła i widać było po jej twarzy i słychać po głosie, że ma ochotę go udusić. Albo zrobić coś bo bardziej by go zabolało. Jeśli będzie robił tak jak do tej pory, musiał przygotować się na to, że kiedyś prędzej czy później, dostanie od niej w ryj. - Ojej, przyznaj po prostu, że dzięki tym moim zaczepkom masz charakterek. Bo bez złości na tej pięknej buźce byłabyś nudna, maleńka - odparł, zupełnie nieświadomy, że prawdopodobnie w tej właśnie chwili Robin ma dylemat, w którą jego gałkę oczną wsadzić mu czubek magicznego patyka. Jednak widząc, jak Ślizgonka prostuje się i zerka na niego zalotnie, w pierwszej chwili nie wyczuł podstępu. Serio. Właśnie idiota uznał, że otrzymał jasne zaproszenie do flirtu. Dopóki nie przypomniał sobie z kim ma do czynienia. Patrzył z uwagą, jak rozkłada przed nim ramiona, a po jej słowach, zasznurował usta i spuścił wzrok na swoje buty. - Ej, jak możesz zgarszać młodszego kolege takimi dziwnymi propozycjami? - odezwał się, używając wyrzutu w głosie, który był na tyle wiarygodny, że przez chwilę sam uwierzył, że jest biedakiem, którego molestuje rok starsza koleżanka. Kiedy podniósł wzrok, przybierając już bardziej "swój" wyraz twarzy, Doppler opuściła ramiona. Posłał jej łobuzerski uśmiech, po czym zaśmiał się. - Nie wiem kto wymyślił, ale był całkiem mądry. Wiesz, to czasami bardzo się przydaje - przyznał już całkiem poważnie. Słysząc jej pytanie, wyszczerzył zęby w uśmiechu, wiedząc, że na sto procent dziewczyna nie uwierzy w to co jest prawdą. - Zgubiłem się - odparł lekko, nadal z zadowolonym wyrazem twarzy, wzruszając ramionami.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Tak, Hunter prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko otrzymania pięknej, wychowawczej plomby się znajdował. Robin nie była grzeczną dziewczynką i nigdy nawet nie udawała, że mogło by być inaczej. Tym samym była dosyć słynna ze swojego... niestandardowego zachowania względem innych ludzi. Ale kto by się tym przejmował, prawda? Ona z pewnością miała to w szerokim poważaniu. Jedna jej brew bezwiednie powędrowała ku górze, kiedy usłyszała kolejne jego słowa. Ktoś, kto śmiał powiedzieć o niej jako o nudnej osobie, oczywiście musiał mieć coś nie w porządku z głową. A skoro Hunt uważał, że bez gniewnego wyrazu twarzy, byłaby zwyczajnie nudna, to widać wyraźnie, że nie wiedział jeszcze w jaką relację nieświadomie wstąpił. - Oj kochanie, jesteś taki słodki, kiedy pierdolisz takie kocopoły - wymruczała przymilnym tonem w jego stronę, ponownie pozwalając sobie na sugestywne mruganie powiekami. I tak, miała wielki problem aby ostatecznie zdecydować, które jego oko powinna zaatakować. Wydawało się, że to prawe mruży trochę bardziej... może powinna pomóc mu w tym, aby nie otwierało się zbyt często? Z magicznym patykiem w źrenicy z pewnością miałby bardzo mocno utrudnione zadanie. Zaśmiała się głośno, kiedy zobaczyła jego postawę i usłyszała kolejne jego słowa. Zły nastrój w skutek spotkania ślizgona tego dnia na swojej drodze, powoli odchodził w niepamięć, za co przecież powinna po części być mu wdzięczna. Ale oczywiście nie powinna tego powiedzieć głośno, bo wtedy otwarcie przyznała by się do przegrania jakiegoś niepisanego konkursu. - Ja ciebie zgorszyć? - prychnęła głośno, tym samym w dosyć oczywisty sposób obwieszczając co sądziła na temat jego słów. Ponownie poprawiła torbę na ramieniu i podeszła do niego, skoro on nie odważył się podjąć nieświadomie rzuconego wyzwania. Sięgnęła ręką w stronę jego twarzy i złapała jego policzki między palce, tym samym zmuszając do zrobienia komicznej w jego wykonaniu miny, gdzie miał mocniej ściśnięte usta, w bardzo charakterystyczny, kaczy dzióbek. - Coś mi mówi, że to ja bym mogła się jeszcze wiele od ciebie nauczyć - cmoknęła głośno, puszczając jego twarz i automatycznie odsuwając się na bezpieczną odległość, która miała za zadanie zapewnić jej możliwość ewentualnego spierdolenia z tego miejsca, w momencie gdyby Hunter postanowił pospieszyć w jej stronę z jakimkolwiek odwetem. Wyszczerzyła się również, bo po prostu uwielbiała tego chłopaka i to ich przekomarzanie się. - Zgubiłeś się? - nie do końca wierzyła w taką możliwość, ale wystarczająco mocno dawała o tym znać całą swoją postawą, aby jeszcze mówić o tym na głos. - Jęcząca Marta się o ciebie pytała tam w środku. Obiecałeś jej coś? - nie mogła odmówić sobie takiej możliwości wykorzystania nadarzającej się okazji do kolejnej, malutkiej zaczepki z jej strony.
I właśnie dlatego, że Doppler nie była grzeczna, Hunt postawił sobie za punkt honoru, żeby ją kusić do złego. Nikt tak cudnie się z nim nie droczył jak ona. Więc tylko czekać, aż ta dwójka wyląduje na wyprawę do Działu Ksiąg zakazanych w ramach wyzwania, które wyjdzie od jednego z nich. Ahoj, przygodo! Dziewczyna znała go już chyba na tyle, że powinna doskonale zdawać sobie sprawę z jego obłąkania. A tak naprawdę przecież nie wiedział dokładnie na jakiej podstawie określić kogoś mianem nudnego. Tym bardziej nabijał się z dziewczyny, bo wiedział, że może ją to rozjuszyć. - Kocopoły? - powtórzył, marszcząc brwi i patrząc na nią bliżej nieokreślonym wzrokiem. - Boszz, Doppler, mów jak człowiek - wywrócił oczami, chociaż czuł w kościach, że plany na jego morderstwo z sekundy na sekundę są coraz obszerniejsze. Przynajmniej zginąłby z pięknych rączek. To zaszczyt. Gdyby wiedział, ucieszyłby się szczerze, że poprawia nastrój Ślizgonce i sam też miał radochę z tej ich wymiany zdań, choć dla niewtajemniczonych mogła wyglądać na wymianę złośliwości. Cóż, po prostu tak bardzo się lubili, że musieli okazać to w inny sposób niż robili to normalni ludzie. A jeśli im się to podobało, to w czym problem? - A co robisz? Proponujesz mi jakieś... - urwał, kiedy Robin wspięła się na palce, aby chwycić jego policzki i tym samym zrobić mu na twarzy najdurniejszą minę świata. Zamrugał zniesmaczony, bo tylko tyle mógł wtedy zrobić. - A chcesz? - zapytał, kiedy już go puściła, po czym poruszał sugestywnie brwiami i chciał złapać ją za biodra, jednak mu uciekła. Pokręcił głową z rozbawieniem i schował ręce do kieszeni mundurka. Usłyszawszy o Marcie, spojrzał na nią z ukosa i przez chwilę udał, że się zastanawia. - Obiecałem, że będzie mogła popatrzeć, jak wezmę dziewczynę na stronę. Jesteś chętna zrobić jej pokaz? - odparł atak, posyłając jej łobuzerski uśmiech. No dawaj, mała. Stać Cię na więcej - pomyślał, spoglądając na nią i czekając aż wypali z jakąś ciętą ripostą. Z Robin to była często naprawdę wyrównana walka i choć ona zwracała się do niego często per Mendo, a on czasami na złość mówił do niej specjalnie pełnym imieniem, uwielbiali się w ten sposób przekomarzać.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kuszenie do złych zachowań potrafiło być bardzo przyjemne, jeśli robiła to odpowiednia osoba. Nie ma wątpliwości co do tego, że te metody, które stosował względem niej Hunter, były bardzo ciekawym sposobem na to, aby sprowadzić dziewczynę na te teoretyczne, złe ścieżki. Robin wolała jednak nie zastanawiać się nad tym, kto tak naprawdę mógłby kogo sprowadzić w złe rewiry. Wciąż jej się wydawało, że Hunter jeszcze nie miał najmniejszego pojęcia odnośnie tego, do czego dziewczyna mogła być zdolna. Wyglądała przecież dosyć słodko i niewinnie, w szczególności kiedy postanowiła uśmiechnąć się w odpowiedni sposób. Prawda wyglądała natomiast tak, że była tak daleko od teoretycznej blondynki, bądź panienki z dobrego domu, jak to tylko możliwe. No bo chociażby która panienka z dobrego domu otwarcie rozważa, w jaki sposób powinna zamordować kolegę, by ten poczuł to w jak najbardziej dotkliwy sposób? No właśnie... Niewiele było takich. - Wiesz, czasami jak cię tak słucham, to mam wrażenie, że mówisz do mnie w kompletnie innym języku - mruknęła pod nosem by po chwili głośno westchnąć. Tak, nadawali na kompletnie różnych falach. Ale co ciekawe, niekiedy te fale spotykały się i mogło być naprawdę przyjemnie. Jak widać, słusznie założyła, że Dear wpadnie na jakiś głupi pomysł i odsunęła się od niego odpowiednio wcześniej. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy jego ręce nie odnalazły jej ciała, w duchu chwaląc się za swoje przebiegłe zachowanie. Jak to mówią, być krok przed przeciwnikiem, czy coś takiego... W tym spotkaniu było to chyba nader ważne, choć nie była taka pewna. Nic nie mogła poradzić na to, że chwilę później po prostu parsknęła głośnym śmiechem. O ile wcześniej nie próbowała wyobrażać sobie Hunta z innymi kobietami, bo wizja ta była dla niej przynajmniej mocno nieodpowiednia, tak teraz ten widok stanął przed jej oczami. Widziała wyraźnie, jak Hunter wije się z jakąś dziewczyną w akcie uniesienia i po prostu nie wytrzymała, musiała zacząć się śmiać. - My Dear... - wypuściła z siebie tylko te słowa, kiedy próbowała się uspokoić na tyle, aby powiedzieć cokolwiek więcej. Niestety, zadanie to nie było takim łatwym, jakby się mogło wydawać, więc ślizgon musiał poczekać jeszcze chwilę na kontynuowanie przez nią wypowiadania myśli. - Kijem od miotły bym cię nie tknęła, a ty byś nie miał jaj, aby zrobić cokolwiek więcej. Pewnie gdybyś tylko zobaczył cycki, to rozdziawił byś paszcze, wytrzeszczał oczy i doszedł w spodnie - znów parsknęła śmiechem, nie mogąc nic poradzić na to, że właśnie taka wizja jeszcze chwilę temu pojawiła się w jej głowie. No i sam się prosił... Musiała mu kolejny raz dogryźć, a przecież wcale nie chciała. Poprawiła jeszcze torbę na ramieniu, dalej uśmiechając się szeroko. Nie miała pojęcia, co mógłby w tym momencie powiedzieć, ale przeczuwała, że albo poniesie sromotną porażkę, albo cudne zwycięstwo. Nic pomiędzy nie wchodziło w tym momencie w rachubę.
Rzeczywiście, wydawało się to być taką niewinną zabawą, drażnieniem jeden drugiego, tak aby tylko móc przez chwilę postawić na swoim. To fakt, Hunter chyba nigdy nie wybadał granic, do jakich mógłby się zbliżyć czy on czy Doppler, jednak nigdy też nie potrzebował ich sprawdzać. Bardzo często zwyczajnie żartowali i na żartach właśnie się kończyło. Jednak może dziewczyna zmieniła się przez ten czas, kiedy jej nie było? Może teraz podchodzi inaczej do ich wzajemnych dogryzek i przez to bierze na poważnie niektóre rzeczy, przez co może postąpić w sposób, którego Dear się zupełnie nie spodziewa. Uśmiechnął się do niej tylko uroczo, szczerząc ząbki, kiedy uznała, że nadają na innych falach. Może i tak było, ale jakoś wychodziła im rozmowa, a często nawet sprawiała im przyjemność. Cóż, może i Hunt nie miał tak bogatego słownictwa jak ona, nie mógł pochwalić się doskonałą znajomością wydarzeń z magicznego społeczeństwa, nie miał nosa do skandali, ale to nie znaczyło, że nie mają o czym ze sobą rozmawiać. Wręcz przeciwnie, czasami ta dwójka znajduje tyle rzeczy, z których trzeba podrwić, że aż czasu brakuje (to nic, że zazwyczaj są to elementy wyglądu czy zachowanie tego drugiego). - Chcesz, żebym Cię czegoś nauczył? - zapytał jeszcze raz, po tym jak dziewczyna zignorowała jego pytanie, kiedy zamachnął się rękami, żeby ją złapać, a ostatecznie odpuścił. - Bo wiesz... mogę Ci coś tam pokazać - dorzucił po chwili, widząc jej szeroki uśmiech, który trochę przygasł, gdy zaczął ją czepiać się jej własnych słów, którymi jeszcze przed chwilą cisnęła mu w twarz. A kiedy nagle wybuchnęła śmiechem, cóż, nie wiedział o co jej chodzi. Stał, zwyczajnie oparty nonszalancko o wnękę w zimnej, kamiennej ścianie, patrząc na jej nagły przypływ radości (choć ewidentnie go wyśmiewała, ale przecież nie od razu pokojarzył fakty). Dopiero kiedy wreszcie odezwała się, pomiędzy salwami śmiechu, dotarło do niego, że wątpi w jego słowa. Prychnął, słysząc ostatnie zdanie i aż wywrócił oczami. - Taka wybredna jesteś, kochanie. To tłumaczy dlaczego jesteś sama - odparł, nadal stojąc tam gdzie stał, chociaż ewidentnie podpuszczała go słowami "nie miałbyś jaj, aby zrobić cokolwiek więcej". Jednak chwilę później zmienił zdanie i wyprostowawszy się zrobił krok w jej kierunku. - Masz jeszcze bardziej cięty język, niż to zapamiętałem. Gdzie nauczyłaś się tak zgasić faceta? - mruknął do niej, patrząc przenikliwie i robiąc kolejny krok, a prawy kącik jego ust, nieznacznie uniósł się do góry. Nagle zatrzymał się przed nią, stając tak o głowę wyższy od niej pochylił twarz i przekręcił głowę na bok, aby móc uważnie zlustrować ją wzrokiem. Przez chwilę tak po prostu się przyglądał, aby dłużej zatrzymać spojrzenie na jej "drugiej parze oczu" i poszerzyć uśmiech. Ostatecznie jednak spojrzał w jej prawdziwe oczy i potrząsnął głową. - Nieeee, jednak nie warto niczego Ci udowadniać. Może gdybyś miała naprawdę czym się pochwalić... - zaczął wyraźnie rozbawiony, z uśmieszkiem na ustach, oczywiście mając na myśli jej biust. Nie podniósł rękawicy, którą mu rzuciła bo uznał, że jeszcze nie czas na to, na jakieś gwałtowne ruchy z jego strony. To tylko nic nieznaczące słowa, które owszem, nieco tknęły jego męskie ego, ale stwierdził, że nie da jej tej satysfakcji.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Niewątpliwie zmieniła się przez ostatni rok nieobecności w szkolnych murach. Stwardniała, bo po prostu musiała. W większości czasu podróżowała po świecie samotnie, a każdy wie, że jest to raczej nie do końca bezpiecznym dla kobiet. Dlatego musiała pokazać, że nie jest miękką kluchą i że nie boi się wielu rzeczy. Dzięki temu zyskiwała spokój. I zmieniała swoje nastawienie względem świata. Także teraz te wspólne rozmowy z Hunterem, były dla niej bardzo proste do zrealizowania. Postawa godna silnej i niezależnej kobiety, czyli nie dać się stłamsić i odpowiadać pięknym za nadobne. - Uwierz, że w ostatnim czasie nabyłam wiele nowych, praktycznych zdolności - wymownie poruszyła brwiami kilka razy, tym samym dalej tocząc tę grę, którą nieświadomie rozpoczęli. I kompletnie nic nie była w stanie poradzić na to, że Hunter zupełnie nieświadomie spowodował, że pewne procesy myślowe zaczeły zachodzić w jej głowie. Uśmiech powoli gasnął na jej wargach z każdą kolejną sekundą. A ona po prostu milczała, roztrząsając to wszystko w towarzystwie własnych myśli. Bo faktycznie, Dear miał rację. Była sama. Kompletnie sama. O ile każda normalna osoba w jej wieku powoli znajdowała kolejne osoby, z którymi chciałaby spędzić więcej czasu, tak jej nigdy nie było to dane. Każdy potencjalny związek kończył się po drugiej randce, bądź po pierwszym pójściu do łóżka. Nigdy nie dobrnęła do trzeciej randki. Nigdy nie miała też perspektyw na spotykanie się z jedną osobą dłużej niż miesiąc. Delikatnie przekrzywiła głowę na bok, kiedy zbliżał się do niej, jednak kompletnie tego faktu nie rejestrując. Kosmyk jej włosów wysunął się zza ucha, lecz na to również nie zwróciła najmniejszej uwagi. Była sama. On miał rację. Odpychała od siebie każdą kolejną osobę, z nieznanych dla niej kompletnie przyczyn. Dopiero po dłuższej chwili zamrugała kilkukrotnie, kiedy zauważyła, jak uważnie zaczął się w nią wpatrywać. Widziała, jak jego wzrok zszedł znacznie niżej, niż znajdowała się jej twarz, gdzie, jak sama doskonale zdawała sobie sprawę, tak jak chłopak stwierdził, nie było kompletnie nic czym mogłaby zaimponować. Nie miała figury dziewczyn z okładek "Czarownicy" czy jakiegoś innego cholernego magazynu. Była filigranowa, jej biust oraz biodra dalej sugerowały, że bliżej jej do nastoletniej dziewczynki, niż do dorosłej kobiety. Nigdy szczególnie mocno się nad tym nie zastanawiała. Do teraz... Rumieniec wystąpił na jej twarz, kiedy usłyszała kolejne jego słowa, choć nawet nie wiedziała, że tak się właśnie działo. Czyli to tak wyglądała w oczach innych ludzi... Jako ktoś, kto nie miał czym się pochwalić. Trawiła te dwa zdania w myślach czując, że po prostu robi jej się słabo. Nie wiedziała, co mogła mu teraz powiedzieć. Jednak jedno musiała przyznać: osiągnął swój cel. Niewątpliwie wygrał. Brawo, panie Dear... Jest pan z siebie dumny? - Masz rację - powiedziała w końcu, po dłuższej ciszy. Jej ton głosu zupełnie się zmienił. Stał się cichszy i uleciała z niego całkowicie pewność siebie, jaką okazywała na co dzień. Gdzie się podziała, kiedy najbardziej jej potrzebowała? - Jestem sama - dodała po chwili spoglądając wszędzie, byle tylko nie w oczy Deara. Zrobiła krok do tyłu, a za nim kolejny. - Wiesz co, muszę już iść. Muszę skończyć ten esej dla Whitelighta. Pozdrów ode mnie Martę, jak już będziesz w toalecie - rzuciła nie do końca wyraźnie, czując jak coś dziwnego zaczyna się dziać z jej przełykiem. Nie mogła pozwolić sobie jeszcze na upokorzenie w postaci płaczu tutaj przy nim! Szukała jakiejkolwiek wymówki, która pozwoliła by jej tylko uniknąć dalszej kompletnej kompromitacji. Wiedziała, że zapewne jej nie uwierzy, ale miała to głęboko w dupie. W tym momencie znaczną większość rzeczy miała w dupie, a ta i tak nie mogła urosnąć...
Niedużo wiedział o tym co się z nią działo w tym okresie, gdy skończyła szkołę i nagle zniknęła. Podobno podróżowała, tyle gdzieś tam słyszał. Odkrywanie świata zawsze do niej pasowało. Raczej by nie zginęła. Z tym charakterkiem... Na pewno ten koczowniczy tryb życia także uwydatnił w niej niektóre cechy, stworzył nowe, potrzebne do przetrwania. Dlatego Hunter nie miał wątpliwości co do tego, że Ślizgonka ma duży dystans do siebie, a co dopiero do słów, które do niej kierował. Przecież praktycznie nigdy nie były one mówione szczerze i celowo, aby ją urazić. Jednak chłopak jeszcze nie wiedział, że niektóre rzeczy powiedziane nawet w żartach, mogą zaboleć... Zaśmiał się, słysząc, że nauczyła się wielu "praktycznych umiejętności" bo takie zaczepki uwielbiał najbardziej. Gra słów, udowadnianie, że ten drugi nie ma racji - to były zagrania, którymi posługiwali się oboje. Była to swoista gra, którą się między nimi stworzyła i każde z nich chciało być wygranym. Dlatego właśnie nie hamował się w słowach, nie warzył ich i zupełnie nie brał ich na poważnie. Bo przecież po co chciałby tak na serio wypominać Robin, że jest sama? Jakby dłużej nad tym pomyślał, to stwierdziłby, że to było chamskie i zachował się jak skończony dupek, ale kilka chwil wcześniej nie zastanawiał się nad tym dokładnie. Ona zadrwiła z niego, więc chciał się jej odpłacić. Chciał, żeby ją coś ugodziło, tak jak jego, prosto w pierś, kiedy usłyszał, że jest tchórzem i nawet się do niej nie zbliży, że nawet jeśli miałby okazję, to by jej nie wykorzystał. Z tą jednak różnicą, że on nie brał tego na poważnie. Wiedział, że powiedziała to tylko dlatego, aby mu pocisnąć i aby ucierpiało jego ego. A on, z premedytacją dotknął jej czułego punktu, jednak zupełnie nieświadomie. Przyglądając się jej reakcji, kiedy tak milczała, wodził wzrokiem po jej twarzy, gdy już podniósł wzrok. A potem - jak to on, bez namysłu, bez jakiejkolwiek chwili rozważania - dołożył jeszcze do pieca. Że nie dostrzegł tego wyrazu twarzy, który pokazywał niejako bezbronność i niepewność. A przecież jeszcze przed momentem z tych oczu biła determinacja i pewność siebie. Ale zniknęły, a Ślizgon mimo to powiedział jej prosto w twarz to czego sam nie chciałby nigdy usłyszeć. Że nie jest warta... Nie był z siebie dumny. Po słowach, które wypowiedziała po długiej ciszy, zupełnie zbaraniał i rozwarł szeroko powieki, ciągle wpatrując się w jasnowłosą, która kontynuowała swoje zdawkowe odpowiedzi, aby ostatecznie uciec. Zasłoniła się jakąś pracą, tym, że się śpieszył, jednak Hunter rzeczywiście nie uwierzył w tę wymówkę i jak tylko odsunęła się od niego i zdawało się, że ruszy za chwilę korytarzem, wyciągnął ręce przed siebie i złapał ją za przeguby nadgarstków, aby ją zatrzymać. - Heeej, nie potrafisz się bawić, słońce - mruknął, starając się wyłapać jej spojrzenie, które ciągle gdzieś mu uciekało. - Przecież umiesz mi dokopać. Zrób to. - dorzucił po chwili, wodząc wzrokiem po jej twarzy, po czym puścił jedną z jej rąk, aby ostrożnie odgarnąć kosmyk włosów, który gdzieś zabłądził. Zakładając jasny pukiel za ucho, jego dłoń pozostała już na policzku Ślizgonki, a sam Dear niewiele myśląc pochylił się ku jej wargom, aby złożyć na nich delikatny, lekki niczym muśnięcie skrzydeł motylich pocałunek. Sam nie wiedział po co to zrobił, ale czuł w tym momencie, że ma na to ochotę oraz, że musi w jakiś sposób wynagrodzić dziewczynie słowa, których użył. Były zbyt ostre, bolesne i wywołały w niej niepotrzebnie emocje, które nie były jego celem. Odsuwając się na kilka centymetrów od jej ust, podniósł wzrok, aby przyjąć ewentualny policzek, który był bardzo prawdopodobny. W końcu to była charakterna Robin, tego właśnie można było się po niej spodziewać.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie miał prawa wiedzieć, bo i ona sama się tym nie chwaliła. Uznała, że nie po to decydowała się na samotne podróżowanie po świecie i dokładne badanie jego zakresów, by prosić kogoś o towarzystwo. Prawda była jednak jeszcze bardziej brutalna i zwyczajnie dobrze czuła się nie mając nikogo na głowie oraz nie musząc martwić się o to, co ktoś powie, bądź jak zareaguje na jej pomysły. Mogła się też w ten sposób rozwijać, w końcu poznawanie nowych kultur zawsze było w jakiś sposób budującym doświadczeniem. Może bardziej wartościowym, gdyby jednak chciała przeżywać to z kimś innym, ale cóż... Świadoma konsekwencji zdecydowała się właśnie na takie rozwiązanie. A przynajmniej była o tym przekonana do tego momentu. Zapewne w normalnych okolicznościach kompletnie nie przejęła by się podobnymi słowami ze strony Deara. Jednak Hunt nie miał prawa wiedzieć, że to dla niej nie były normalne okoliczności. Jak to mówią, możesz znosić jakiś komentarz raz, drugi i nawet piąty. Ale zwyczajnie, za piętnastym razem ten sam, głupi żart zwyczajnie nie będzie już śmieszył. W szczególności jeśli jeszcze trafi na tak podatny grunt, jak ten, który tworzył się tego dnia pod stopami Doppler. Nie miała siły na śmiech, nie miała ochoty na zabawę. Wolała przeczekać ten moment w najbezpieczniejszym dla niej miejscu. A że aktualnie nie mogła pozwolić sobie na komfort, jakim było użycie świstoklika i udanie się do Austrii, musiała korzystać z półśrodków. Dlatego zmierzała do dormitorium. I dlatego świadomie unikała ewentualnych spotkać. Nikt jednak nie powiedział, że będzie miała to szczęście, aby trafić akurat na Deara... Naprawdę chciała odejść z tego miejsca czym prędzej. Wiedziała, że dłuższe pozostawanie w jego obecności, nie może przynieść ze sobą niczego dobrego. Wolała uniknąć tego ze względu, przede wszystkim, na samą siebie, ale również i na niego. Naprawdę lubiła ślizgona i uważała go za bliską sobie osobę. Nie chciała, aby oboje zrobili bądź powiedzieli coś, czego będą bardzo żałować. Beżpośrednie konfrontacje nie leżały w jej nautrze i nigdy nie miały się nimi stać. Zwyczajnie odwróciła się na pięcie, pozostawiając za sobą wszystko to, co wciąż uparcie brzęczało w jej głowie. Nie mogła pozbyć się jego słów, które okazały się tak prawdziwymi w swojej prostocie. Może właśnie dlatego początkowo nie zwróciła uwagi na to, że on nie chciał, aby odeszła. Westchnęła głośno, przymykając powieki, kiedy poczuła jego dłonie na nadgarstkach. To nie mogło się dobrze skończyć i naprawdę chciała tego wszystkiego uniknąć. A ucieczka wydawała jej się jedynym rozwiązaniem. - Daj spokój Hunt - mruknęła pod nosem, próbując mimo wszystko iść dalej. - To nie ma sensu - chciała powiedzieć coś więcej, ale głos ugrzązł jej w gardle, nie wiadomo czy przez zbliżający się płacz, czy przez to, co działo się dalej. Bo kompletnie nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji. Czując dotyk jego dłoni na swoich policzkach, automatycznie otworzyła oczy, akurat w momencie, aby zobaczyć, jak jego twarz nieubłaganie zbliża się do jej własnej. Chwilę później czuła już, jak jego wargi stykając się z jej własnymi. Stała tak, kompletnie oniemiała i zupełnie niezdolna do zrobienia czegokolwiek. Nawet myślenie w składny sposób przychodziło jej teraz z wielkim problemem, chociaż trybiki w jej głowie obracały się z zawrotną prędkością. Dopiero kilka sekund później, po uporczywym wpatrywaniu się w jego twarz, coś zaskoczyło. Ponownie westchnęła przeciągle, przymykając na chwilę powieki. Próbowała się w ten sposób uspokoić, pokazać, że jest pond to. - Serio Hunter? - wyrwało się z jej ust. I to chyba tyle, jeśli chodzi o bycie ponad to. - Okazujesz mi w tym momencie litość? Czy może próbujesz poprawić swoje własne samopoczucie? Po co to robisz? Przecież nie warto. Przecież nie mam cycków jakie byś chciał i nikt mnie nie chce. Daj sobie spokój - względem tego, czego się po niej aktualnie spodziewał, nie zamierzała go bić. Nie była taką osobą i nigdy nie zamierzała nią się stać. Choć prawda była taka, że z chęcią by coś roztrzaskała w drobny mak. Niekoniecznie nos Deara...
Tej jej strony nigdy nie poznał i nie zdawał sobie sprawy, że na pozór pewna siebie i zaradna dziewczyna może czasami brać do siebie więcej niż powinna. Że niektóre komentarze powoli stapiają tę maskę osoby z wysoko podniesioną głową, której nie zdoła powalić żadna ludzka opinia. Ślizgon miał w pamięci nie takie sytuacje, gdzie Doppler sobie radziła. A może to były tylko pozory? Może wewnątrz zawsze czuła się samotna i słowa innych tylko gruntowały w niej ten stan. Albo trafił nie w porę, akurat wtedy gdy była słabsza i los chciał aby ta cienka bariera między jej skrytymi głęboko emocjami a otoczeniem prysła. A Hunter przyczynił się do tego by nastąpiło to dosłownie w przesiągu chwili. To normalne, że pierwszym odruchem obronnym przed wyjawieniem światu swoich słabości była ucieczka. Jednakże mimo wszystko to właśnie przez niego zaistniała ta cała sytuacja, dlatego nie chciał pozostawić jej tak bez jakiejkolwiek reakcji. Chciał obrócić to w żart, jakoś załagodzić to wszystko, próbując sprawić aby wróciła ta Robin, która jeszcze przed kilkoma minutami mu dogryzała. Bo przecież wtedy była sobą. Wtedy czuła się pewna siebie i poniekad niepokonana, próbując mu udowodnić, że jej jest na wierzchu. Ale nie rozumiał, że trudno było tak po prostu przestawić się na ten tryb, po usłyszeniu tam mocnych w jej osobistym mniemaniu słów. On nie był w stanie sobie tego wyobrazić, nie będąc świadomym. Dlatego jedyne co mu pozstało to próby przemówienia do niej w twn naturalny dla niego sposób, zmienienia tematu, aby poczuła się pewniej. Myślał, że to wystarczy. Że jeśli ją zatrzyma na siłę i sprowokuje pocałunkiem do gwałtownej reakcji (tak bardzo do niej podobnej) jest szansa, że dziewczyna nie będzie na niego patrzyła przez pryzmat tych słów, ale wkurzy się o to co zrobił. I owszem, rozjuszyło ją to, ale oczywiście w innym stopniu. Odsuwając się od niej, nie myślał, że ten drobny gest, którym próbował załagodzić sprawę okaże się być zupełnie odwrotny w skutkach. Ślizgonka od razu uznała, zgodnie ze swoim aktualnym stanem, że zrobił to z litości lub miał w tym nieczyte intencje. I oczywiście wypomniała mu także jego wcześniejsze słowa. Słuchając dziewczyny, wpatrywał się w nią z widocznym zdezorientowaniem, przez co nie mógł logicznie myśleć. To wszystko już go przytłaczało. Zatarły się granice między tym co było żartem, a tym co było powiedziane na poważnie. Między Robin, która chciała towarzystwa, zabawy, przekomarzania, a tą która czuła się samotna, smutna, zgryźliwa. Przede wszystkim nie potrafił określić gdzie on jest w tym wszystkim, dlaczego próbuje ją zrozumieć, stara się pocieszyć? Dobre było także pytanie dlaczego ją pocałował... Po prostu chciał to zrobić, co tu więcej tłumaczyć? - Nie dam Ci spokoju. - odezwał skę po długiej ciszy, która nastała, a on ciągle nieświadomy trzymał ją jedną dłonią za rękę a druga spoczęła bezwładnie na barku dziewczyny. - Spokój to nuda, a Ty nie jesteś nudna. I możesz mieć każdego i każdego możesz uczyć zgarszania. I masz tyłek idealny do masowania. - oznajmił najpierw niezwykle poważnie i szczerze, jednak przy ostatnim musiał unieść kącik ust do góry. Zaśmiał się pod nosem i dopiero wtedy puścił ją, odsuwając się o pół kroku. Trzeba było to sprostować, żeby było jasne, że tamto to była tylko gra i nie miała za bardzo powiązania z rzeczywistością. Wynajdywanie ludzkich słabości dla żartu musiało mieć pewne granice, a on zwyczajnie ich nie zauważył.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Na każdego przychodził słabszy dzień. I często ci, którzy pokazywali się jako najsilniejsi, okazywali się być słabymi i skrytymi w sobie. Zakładali maski, które pięknie zakrywały wszelkie słabości wewnętrzne. Cięty język mógł być dodatkową tarczą, którą Robin chętnie stosowała. Pomimo tego, że naprawdę była osobą pewną siebie, dokładnie znała swoją wartość jak i słabości, czasami każdego spotykał kryzys. Nieświadomie Hunter zwyczajnie dołożył do niego rękę, pogłębiając złe samopoczucie. I uświadamiając, że wcale nie jest tak kolorowo, jak zawsze sądziła, że jest. Uciekać było łatwiej niż zderzyć się z niemiłą rzeczywistością, skonfrontować z własnymi problemami. Nie chciała tego robić. Wolała przemilczeć parę spraw i pozwolić, by po prostu rozeszło się to wszystko po kościach. Po co to roztrząsać? Z tego nie mogło wyjść kompletnie nic dobrego! I pokazywał jej to w dosyć dosadny sposób, jeszcze bardziej mieszając w i tak już cholernie zakręconych myślach. Widziała, że był tym wszystkim kompletnie zdezorientowany. Pewnie nie co dzień spotykał się z tego typu reakcją na swoje absurdalne zachowanie. Nie wiedziała, czy takie zagrywki używał względem innych dziewczyn, czy nie, ale na nią to kompletnie nie podziałało. Jeszcze bardziej wbiło w ziemię, tak, że niemalże nie było już jej widać z pod warstwy wstydu, którą właśnie się pokrywała. Tak, zdecydowanie powinna uciekać. Nie pozwolić, aby cokolwiek podobnego mogło mieć miejsce. A jednak wciąż stała obok tej przeklętej łazienki, próbując zrozumieć, co tu się odpierdala... Wciąż trzymał jej nadgarstek, na który wymownie spojrzała, a drugą dłoń z jej policzka przeniósł na jej bark. Nie dam Ci spokoju. Kolejne słowa, które dźwięczały w jej głowie. I których kompletnie nie potrafiła zrozumieć. Co prawda ich znaczenie docierało i było zrozumiałe, jednak nie wiedziała, jakie intencje towarzyszyły Hunterowi, kiedy je wypowiadał. Z jednej strony mówił, że jest nic nie warta, że nie ma większego znaczenia, by potem powiedzieć, że mimo to, nie zamierza się od niej odczepić. Myśli gnały w dziwnych, kompletnie niekonwencjonalnych kierunkach, kiedy próbowała ogarnąć co tak naprawdę jest jego celem. Nie podejrzewała go o zdolność pozyskiwania znajomości w jakimś głębszym kontekście. Więc kompletnie było to wszystko niekompatybilne z tym, co do tej pory na jego wiedziała. Jedna jej brew uniosła się ku górze, kiedy mówił dalej i dalej. I nie zatrzymał się na normalnym dla normalnych ludzi pocieszeniu, ale musiał brnąć... Wspomnienie o jej tyłku było tym, czego najbardziej nie chciała w tym momencie. Uśmiechnęła się w pogardliwy sposób, nawet nie próbując ukryć, że zamiast jej pomóc, to jeszcze pogarszał całą sytuację. Zresztą, po co miałaby to robić? - I myślisz, że tekst odnośnie mojego tyłka wszystko załatwi? - zapytała w końcu, znów spoglądając mu prosto w oczy. Bezwiednie pokręciła głową, zastanawiając się w myślach, jak można być tak głupim i irracjonalnym, wyrośniętym dzieckiem. - Serio Hunter, przestań, bo nie pomagasz, tylko sprawiasz, że czuję się jeszcze gorzej - dodała po chwili, mając nadzieję, że może dzięki temu stwierdzeniu, przyspieszy proces zakończenia tego festiwalu żenady i kompromitacji. - Jesteś palantem i tyle, Dear - nie omieszkała jeszcze wspomnieć, co w tym momencie sądziła na jego temat.
Nie był dobry w analizowaniu ludzi. Zazwyczaj nie musiał tego robić, nie zadawał sobie tego trudu, aby spróbować kogoś zrozumieć. Owszem, były sytuacje, kiedy było to konieczne (zazwyczaj jeśli chodziło o bliskie mu osoby), jednak często czytał to co "na zewnątrz" - jak to facet. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym co mówił, tylko walił prosto z mostu, chociaż zazwyczaj widział, że płeć przeciwna tego nie lubi. Niby mówią, że pragną szczerości, ale jeśli ją dostają, złoszczą się. Hunter uważał, że gdyby każdy dzieliłby się tym co tak naprawdę myśli, życie nie byłoby tak bardzo skomplikowane. To prawda, ludzie mają odmienne zdania i inne podejścia, ale przecież zawsze jest jakiś kompromis, prawda? Gdyby tylko ludzie nie bali się wyznawać tego co naprawdę siedzi im w głowach... Zwłaszcza kobiety były pod tym względem tysiąc razy bardziej zafiksowane. Miały jakieś swoje tajemnice, przypuszczenia, domysły. I wiecznie były one przez nie analizowane, zazwyczaj w myślach. Tylko czasami można było usłyszeć jakieś fragmenty wniosków, do których dochodziły, poza rzeczywistym światem. Bo jak można było inaczej to nazwać? Życie toczyło się własnym biegiem, a one w swojej głowie roztrząsały kilkanaście innych opcji, które mogłyby się wydarzyć. Po co? Żeby tylko pokazać, że alternatywa byłaby lepsza, żeby uznać, że nie są wystarczająco dobre, bo mają za duży nos, za małe usta, za szerokie biodra. Eh. Ale tym razem, Dear dał się złapać w ten rollercoaster emocji, choć nawet sam nie wiedział już co dokładnie było problemem. Czy to, że powiedział coś co było niezgodne z prawdą czy właśnie coś co o tą prawdę zahaczało. Co można było zrobić w tym pierwszym, a co w tym drugim przypadku? Przy tym ostatnim wystarczył się grzecznie zgodzić i uciec, a sprawa rozwiązałaby się sama, tak? I naganianie się coraz to gorszych myśli, które tylko pogłębiały stan beznadziejności miało być lepsze niż towarzystwo, które "poprawiało jej humor"? Nie był dobry w pocieszaniu. Potrafił tylko zabawiać laski, tak żeby dobrze czuły się w jego towarzystwie. Nie umiał wyciągać z doła, dobrze doradzić. Poważne sprawy go przerastały, choć czasami stawiał im czoła, ale za bardzo nie wiedział jak postępować, kiedy sytuacja zbytnio go nie dotyczy. Kwestia myślenia i do jeszcze kobiecego... to było dla niego za dużo. Nic więc dziwnego, że zamiast pomóc, kopał leżącego. Każde kolejne posunięcie, kolejna mina. Wyraz jej twarzy, zdawał się mówić wszystko i gdyby tylko ten ułamek sekundy wcześniej wiedział jak zareaguje na jego słowa, nie wypowiedziałby ich. Ale był sobą i uważał za dobry pomysł pochwalenie jej tyłka, bo przecież skoro wszystko zaczęło się tych prześmiewczych słów, to taki komplement musi coś zdziałać, prawda? A poza tym, jego logika podpowiadała mu, że wraz z momentem, kiedy ich rozmowa przeszła na poważne tory, trzeba było uściślić co było mówione w ramach żartu, dogryzek, a co myślał naprawdę. Ale... chyba źle to rozegrał. - Doppler, czego Ty w końcu chcesz? Zastanów się, dziewczyno - wypalił nagle, po jej słowach, którymi skomentowała jego wcześniejszą wypowiedź. No i już nie będzie próbował jej pocieszać, zadowolona? Wypuścił gwałtownie powietrze z płuc i schował z powrotem ręce do kieszeni spodni. - Każde słowo Cię uwiera. Wszystkiego się czepiasz... Może idź napij się ognistej, może Ci przejdzie - mruknął, widocznie zirytowany. - Może i jestem palantem, ale przynajmniej nie użalam się nad sobą, jak ostatnia sierota. - dodał po chwili, po czym pokręcił lekko głową z niedowierzaniem i zwyczajnie odwrócił się, zostawiając ją ze swoimi nadąsanymi myślami. Próbował coś zrobić, jakoś pomóc, ale widocznie jest na to za głupi, albo ona za bardzo przemądrzała i honorowa, aby przyjąć jakiekolwiek pocieszenie. Naprawdę ją lubił i nie chciał, żeby poczuła się dotknięta jego słowami, ale ile można próbować naprawiać swój błąd? Może rzeczywiście potrzebowała chwili spokoju i samotności, aby sama ze sobą rozwiązać swoje własne problemy...
//zt x2
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Dalej nie rozumiała czemu właściwie Patton był na nie tak cięty i tak bardzo wyolbrzymiał całą tę sprawę z dumbaderem. W końcu do niczego nie doszło więc po co to wszystko? Jeszcze na domiar złego zdecydował o tym, aby oddzielić ją od Harmony i sprawić, że będą sprzątały różne łazienki. Głupi chuj pozbawił ją towarzystwa. Westchnęła ciężko, ale praktycznie nic nie mogła na to poradzić. Naciągnęła jeszcze głębiej czapkę z daszkiem na czoło, gdy tylko odbierała od woźnego potrzebne przybory. Była sobota, nie było lekcji więc postanowiła ubrać się jak cieć w całkiem uroczy czerwony dresik z trzema paskami, który na pewno dodawał jej powagi. Podobnie jak osadzona na głowie bejsbolówka. Oczywiście Patol zapowiedział wcześniej, że nie będzie mogła używać magii, ale kim byłaby Mulan Huang gdyby nie próbowała kantować w tej kwestii? Dlatego też różdżkę trzymała schowaną w staniku tuż pod biustem, aby nie była ona widoczna dla mężczyzny. Całe szczęście nie miał siedzieć z nią przez cały czas w pomieszczeniu, a to dawało jej pewne drobne okienko do działania. Nie chciała, żeby cieć przyuważył to, że pewne przybory zniknęły z wózka, z którego miała korzystać dlatego też wpierw rzuciła na nie Geminio, aby stworzyć ich kopie, które następnie wysłała do poszczególnych kabin, by zajęły się szeroko pojętym szorowaniem oraz czyszczeniem powierzchni wszelakich. Starała się zagłuszyć ich dźwięk przez głośne pogwizdywanie i śpiewanie repertuaru takich wielkich gwiazd jak The Ministress czy Abraxan, który ostatnio wydał nowy singiel. Singiel, którym postanowiła zakatować biednego woźnego, który zgodnie z przykazaniem Patola co chwila jej doglądał. Miała jedynie nadzieję, że ten nie skapnie się, że coś było nie tak i oszukiwała w czasie wykonywania swojego szlabanu. Starała się sprawiać wrażenie takiej, która faktycznie solidnie pracuje, ale nie wyobrażała sobie żeby miała przechodzić przez ten sam proces tydzień w tydzień. Jebany Patol... Normalnie nie miała nic przeciwko niemu, ale najwyraźniej faktycznie mścił się za to, że ktoś miał dużo barwniejsze życie niż on sam i posiadał odrobinę szczęścia w życiu. On z kolei był jedynie Panem Marudą. Niszczycielem dobrej zabawy i uśmiechów studentów. Na pewno jednak nie chciała mu dać satysfakcji, że da się zgnoić i złamać swojego pogodnego ducha. Mógł naprawdę dawać jej tyle szlabanów ile będzie chciał, a ona i tak będzie robiła po swojemu. Gryfonka mopowała podłogę bez większego entuzjazmu, wiedząc, że i tak finalnie ślady, których nie domyje pociągnięciami mopa przy którym tańczyła do kolejnego przeboju Felix Felicis i tak usunie później przy użyciu Chłoszczyść albo Tergeo zależnie od rodzaju zabrudzenia. Może i miała to być dla niej jakaś kara, ale bawiła się świetnie. Przynajmniej tak było za każdym razem, gdy wymyślała sobie jakieś zajęcie dla samej siebie. Chociaż nieco żałowała, że do sprzątania nie przypadła jej akurat łazienka Jęczącej Marty, bo przynajmniej miałaby z kim pogadać. No, ale chociaż Seaver będzie mogła liczyć na duchowe wsparcie i towarzystwo. Chwilę przed ostatnim zajrzeniem ciecia do pomieszczenia, anulowała wcześniej rzucone zaklęcia, aby ukryć rozmnożone szczotki i detergenty, które pomogły jej wszystko doczyścić. Przynajmniej nie miał do czego się doczepić. Starała się sprawiać wrażenie takiej, która kompletnie nic nie kombinowała więc w czym problem? Różdżka po raz kolejny skończyła schowana w staniku, a Gryfonka pogwizdując, wyjechała wózkiem, który mogła zaparkować w kanciapie. Misja zakończona sukcesem. Nic tylko trzymać tak dalej, a Patol nie będzie mógł do niczego się doczepić.
Świeci piękne słońce, które wpada do zamku przez wysokie, strzeliste okna i zdaje się, że wszyscy marzą o przyjemnym, spokojnym spacerze po błoniach. To ostatnie takie piękne dni, wkrótce niewątpliwie nadejdą ulewne deszcze, a później mrozy, więc przez chwilę całkowicie zapominasz o tym, co cię otacza. Twój dyżur staje się wątkiem bardzo, ale to bardzo odległym.
Aż nie słyszysz głośnego wybuchu! Dobiega z damskiej toalety znajdującej się za załomem korytarza, a kiedy się tam kierujesz, znajdujesz oszołomionego ucznia, który nie do końca wie, co się wydarzyło. Ty z kolei masz przed sobą odpowiedź na to pytanie w postaci kociołka, zniszczonych składników i śladów jakiejś mazi, jaka zapewne jeszcze chwilę wcześniej miała być doskonałą miksturą. Wszystko, co nielegalne, a do tego składniki pewnie też kradzione! Co robisz?
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
To był zaskakująco spokojny dyżur i choć gdy takie rewelacje się działy, słowa tego nie powinno się wypowiadać czy chociażby i myśleć, nie miała na to innego opisu czy słowa. Słońce jeszcze pięknie świeciło, zaskakująco jak na Anglię nie padało o tej porze, a złota jesień zaszczyciła ich najpiękniejszą plejadą kolorów. Był to jeden z nielicznych dni, gdy naprawdę nie przeszkadzało jej, że była właśnie tutaj, w Hogwarcie, dostrzegając wszystkie jego uroki w jesiennym świetle. Oczywiście, że coś musiało to zepsuć i na wielki, na pewno godny zapamiętania wybuch zareagowała nie przestraszeniem i nie konsternacją, a ciężkim, pełnym zmęczenia westchnieniem. Łomotnęło tak głośno, że martwych by z grobów wyrwało, niestety efekt odwrotnie proporcjonalny miało to zdarzenie na jej siłach i wierze w uczniów. Jeżeli dało się uśmiercić coś, co nie istniało, to znaczy. Trzeci miesiąc prefektowania, a ona zdążyła już zdać sobie sprawę, że żaden poziom głupoty nie mógł jej zaskoczyć i na każdy należało być gotowym. Stukając z należytą intensywnością obcasami po kamiennych płytkach, z pełnym dystyngowaniem poszła do źródła dźwięku – toalety. Nie spieszyła się, nie pędziła i ani na chwilę nie dała swojej lodowej aurze stopnieć pod kotłującą się wściekłością na coraz to durniejsze pomysły uczniów. Z pełną klasą, elegancją i właściwie uniesionym noskiem stanęła w drzwiach, badając spojrzeniem straty. Na nieszczęście dla społeczeństwa, nie odnotowała takowej w liczbie uczniów w Hogwarcie. - Nie muszę pytać, żeby wiedzieć, co tu się wydarzyło – zaczęła z lodowatym spokojem, który nie miał nic wspólnego z wyrozumiałością, czy chociażby jakimś stopniem zrozumienia. Tego zdecydowanie jej brakowało i surowy wzrok był na to wystarczającym potwierdzeniem. – Mimo to może miałabyś ochotę pomóc mi wytłumaczyć, co tu właściwie zaszło, bo nie wiem, czy sama skończę do wieczora wypisywanie wszystkich twoich przewinień – dokończyła, po czym kiwnęła na nią głową i, niczym nauczyciel, prawie że zachęcająco wyciągnęła w jej stronę dłoń. – Proszę zaczynać – i skrzyżowała ręce na piersi, czekając na wyjaśnienia, bardziej dla własnej satysfakcji niż faktycznej chęci kupienia jakichkolwiek bajek, które miała jej zamiar sprzedać. Naprawdę nie sądziła, że miała usłyszeć tutaj cokolwiek więcej poza stertą kłamstw. Zaskakująco, choć dziewczyna plątała się w zeznaniach, przynajmniej połowa tego, co mówiła, była prawdą. Fakt, ta mniej inkryminująca połowa, ale jednak miała w sobie resztki przyzwoitości, żeby chociaż spróbować wyjaśnić, dlaczego warzyła bez nadzoru eliksir i to, że kociołek wykradła. O tym, że składniki były nielegalne jednak nie powiedziała i nawet z „to wszystko?” od Charlotte, skwitowanym uniesieniem na nią brwi – wyjątkowe danie szansy na zmniejszenie poziomu kłopotów, w jakich się znalazła – niestety nie wykorzystała danej jej szansy. Tak więc, dając jej chwilą, złudną nadzieję, że spisze ją tylko za wybuch w toalecie i podwędzenie kociołka, po zacytowaniu wszystkiego, do czego się przyznała – zaczęła pisać dalej. O podejrzanie idealnej ilości grzybów, które zniknęły profesor Grey i etykietach na kilku półproduktach, które zdecydowanie nie były licencjonowane ani zatwierdzone i każdy głupi zauważyłby, że to podróbka. O tym głupim oczywiście wspomniała tylko w myślach, dodając od razu, że równie idiotycznym było kupowanie ich tylko dlatego, że były tańsze. Cały raport zamierzała zanieść do jej opiekuna i to wraz z winowajczyniom. Oczywiście od razu po tym, jak ta najpierw posprząta swój bałagan.
/zt
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Aneczka była naprawdę nieziemsko cierpliwą i wyrozumiałą osobą. Naprawdę starała się podchodzić do innych z domniemaniem niewinności, tym bardziej że wciąż huczały jej w głowie pouczające i stanowcze słowa Victorii, która napomniała ją w tym temacie na początku roku. Niemniej jednak każda cierpliwość, nawet ta anielska, miała swoje granice. I tę granicę właśnie dziś przekroczono. Aneczka spędziła naprawdę miły dzień i miała ochotę odpocząć i delektować się słońcem. Zawsze gotowa do pelnienia służby prefekckiej, zawsze w poczuciu obowiązku, zawsze na straży, tym razem czuła potrzebę, by odetchnac i najzwyczajniej się odprężyć. Niestety w chwili najbardziej błogich rozmyślań wytrącił ją z równowagi huk, który z miejsca podniósł jej ciśnienie. Tak się składało, że nie miała nikogo pod ręką, kto by jej pomógł rozwiązać sprawę, której była świadkiem w następnej chwili. Zerwała się z miejsca, a choć nie powinna biegać, do łazienki dostała się naprawdę szybko. Pobojowisko, które tam zastała, wprawiło ją w stan grozy. Wybuch to jedno, ujemne punkty zawsze zdąży wlepić, ale co z uczniem, który ponosił za to wszystko odpowiedzialność i który najwyraźniej stał się ofiarą własnego eksperymentu? Na szczęście Ania miała ukończony kurs pierwszej pomocy i wiedziała jak się zachować. Najpierw sprawdziła, czy są bezpieczni i czy mikstura nie zamierza zrobić im jeszcze jakiejś niespodzianki. Kiedy była pewna, że przestrzeń w żaden sposób im nie zagraża, zajęła się uczniem. Sprawdziła na ile jest kontaktowy i czy w jakikolwiek sposób ucierpiał. Wszystko wskazywało na oszołomienie, ale należało być czujnym i nie bagatelizować żadnych objawów. Nawiązała rozmowę i z ulgą stwierdziła, że uzyskuje co prawda przerażone, ale jednak odpowiedzi. Potem sprawdziła odruchy źreniczne za pomocą różdżki i zaklęcia Lumos, a następnie obejrzała dzieciaka w poszukiwaniu obrażeń fizycznych na ciele. Na szczęście wszystkie testy wypadły korzystnie dla ucznia, więc Aneczka mogła z pełną powagą i niespotykaną u niej surowością zabrać się za temat od strony regulaminowej. Zebrała wszystkie niezbędne dane na temat ucznia, a potem kulturalnie, z klasą, ale nie pozostawiając na nieszczęśniku suchej nitki, wypunktowała mu wszystkie zasady szkolne (i nie tylko), które delikwent złamał. Przewinienia były naprawdę poważne. Kradzież, narażenie życia i zdrowia swojego lub innych uczniów. A kto wie czy ta mikstura w ogóle była dozwolona? Zapewne nie. I Aneczka mimo zamiłowania do eliksirów po prostu nie mogła przejść obok tego obojętnie. Przecież mieli dużo okazji by zaszaleć nad kociołkiem. Były lekcje, które dawały spore pole do popisu, a jeśli nie, to przecież labmed był prowadzony przez osobę mającą osobliwe podejście do regulaminu. Można tam byli poeksperymentować zupełnie bezkarnie. A to? Puchonka pokręciła głową z dezaprobatą i zaczęła spisywać raport, bawiąc się w tę całą papierologię tak, jak uczyła ją Charlotte. Skrupulatnie, nie omijając żadnych szczegółów spisała wszystkie informacje, dodatkowo załączając zdjęcie, które zrobiła aparatem, którego wciąż nie oddała Remci. Na koniec zabezpieczyła teren, zamykając łazienkę zaklęciem, a potem poprowadziła winowajcę prosto do opiekuna domu, by ten nałożył stosowną karę, dużo większą niż ta, którą mogła nałożyć Aneczka.