Patrząc na siebie z perspektywy Sharkera, pewnie by sobie sama nie uwierzyła. Nikt o zdrowych zmysłach nie połknąłby haczyka ze zmyśloną historyjką Lance, która może i pamięć miała dobrą, ale nigdy wcześniej nie przejawiała zainteresowania czarną magią nawet w najmniejszym stopniu. Po prostu nie było to potrzebne. Westchnęła z rezygnacją, wywracając mimowolnie oczyma, bezradnie przywołując na usta grymas delikatnego uśmiechu. Walka z tym przypominała tą bezskuteczną z wiatrakami, musiałaby chyba pójść do Azkabanu z Alkiem, żeby zmienili zdanie. - Nie jest, łudziłam się, że chociaż Ty jeden widzisz coś innego. Nadzieja umiera ostatnia i podobno kocha swoje dzieci, więc czasem udaję, że jest szansa na inną łatkę. Odparła równie cicho, sama nie wiedząc dlaczego. Czyżby poszła jego śladem? Odgarnęła kosmyk włosów za ucho, wbijając spojrzenie w przestrzeń. Bycie czystokrwistym pomimo większego potencjału magicznego miało strasznie dużo wad. Te wszystkie aranżowane małżeństwa, ustalenie ścieżki kariery, często kosmiczne wymagania względem absolutnie wszystkiego.. Aż ją dreszcz przeszedł i poczuła ciężar tego nieszczęsnego pierścionka, który kołysał się leniwie na szyi, zawieszony na łańcuszku i schowany pod bluzką. Jej spojrzenie jednak wróciło do gburka, podobnie jak uwaga. - Nie ma sensu nad tym gdybać, bo i tak z losem nie wygrasz, a jutro możesz — nie wiem, spaść z wieży. Jak to moja stara przyjaciółka powtarzała: Nie odkładajmy ludzi na później, życia też nie odkładajmy. Szkoda tylko, że to tak łatwo się nie sprawdza. Wciąż mówiła ciszej, niż brzmiało to w jej głowie. Nie miała też pojęcia, dlaczego uzewnętrzniała się aż tak bardzo — ostatnimi czasy jej rozmowy z ludźmi z reguły zamykały się na wysłuchiwaniu o ich problemach i mówieniu tego, co chcieli usłyszeć. Na formalnościach. Może dlatego, że go nie znała i jak zawsze, dużo łatwiej było rozmawiać z kimś obcym, kto nie mógł ocenić człowieka na podstawie przeszłości i słów, czy czynów, które miały miejsce. Bycie pustą stroną miało wiele zalet. Prychnęła na jego słowa z rozbawieniem. - Zaufanie przychodzi z czasem, nawet do nauczycieli. Zwłaszcza gdy siedzą w gnieździe węży i mogą z nimi rozmawiać, a przy tym zlecać zabójstwa czy coś — nie, żebym Cię podejrzewała o złe zamiary, wbrew wyrazowi twarzy, całkiem ludzko z oczu Ci błyszczy. Na szczęście nie czytała w myślach, żyjąc w błogiej nieświadomości na temat przemyśleń towarzysza. Sprawiał wrażenie znacznie sympatyczniejszego, niż musiał być w takim razie i ruda uparcie twierdziłaby, że to przez oczy. Niemniej jednak Nessa po przyglądaniu mu się chwilę, westchnęła tylko bezgłośnie, uciszając już wewnętrzne debaty na temat zaufania westchnięciem, a jego słowa kwitując delikatnym uśmieszkiem. Cudownie, cała relacja i rozmowa z brunetem, będzie jej teraz przywodziła na myśl węzę. W każdej postaci oby tylko pozostały gadami. Drgnęła z miejsca, dając się głupio sprowokować. Ta cholerna duma, wpojona od dzieciaka konsekwencja za własne słowa i czyny, która były momentami prawdziwym wrzodem na tyłku, bo nawet jeśli miała ochotę coś rzucić, to nie umiała. Kamienna posadzka była chłodna i mało wygodna, jednak przyzwyczajenie sprawiło, że rozsiadła się w miarę możliwości na tyle, ile mogła. Rosnący gad nie ułatwiał jej życia, podobnie jak intrygujący nauczyciel. - Nie wiem, czy byś wszedł do jakiejkolwiek szuflady — rzuciła, zanim ugryzła się w język, bardziej skupiona na utrzymywaniu już teraz gadziego cielska od swojej szyi niż na nim. Zwłaszcza gdy ta nieszczęsna ręka ciągnęła za sobą w stronę podłogi resztę ciała. Posłała mu jednak krótkie spojrzenie. Brak spanikowanej buzi nie świadczył o braku niepokoju, który rozlewał się po jej ciele z każdym biciem serca mocniej i mocniej. - Mogłeś zostać psychologiem albo aurorem, może byłbyś szczęśliwszy. Wąż nie był zachwycony jej reakcją obronną, którą było złapanie go za szyję, ale nie miała lepszego pomysłu. Jakby tylko zmieniła się w kota, to na bank by ją zeżarł, a różdżka była daleko. Może to był dobry moment na to, aby wzięła pod uwagę naukę magii bezróżdźkowej, która okazywała się aż tak przydatna? Na pewno by na nią przychylniej spojrzeli w ministerstwie. I pewnie kombinowałaby dalej, gdyby nie dotyk ciepłej dłoni w okolicach obojczyka, który całkiem zbił ją z tropu. Poczuła, jak przechodzi ją dreszcz, bo szyja oraz jej okolice były wrażliwym punktem u Lanceleyówny i raczej nie pozwała nikomu ich dotykać. Mimowolnie zamknęła na kilka sekund oczy, czując jakiś bezradny bezdech, który niczym zaklęcie, przejął na nią kontrole. Było to dla niej tak obce, tak dziwne, że robiła z tego nie wiadomo co, całkiem niezwyczajna do kontaktu fizycznego. Na jego słowa jednak wyprostowała głowę i złapała oddech, odwzajemniając spojrzenie. Uniosła delikatnie brwi, przez chwilę tkwiąc w milczeniu i po prostu patrząc, aby zaraz przekręcić delikatnie głowę na bok. - Teraz nie wiem, czy mi grozisz, czy może obiecujesz? Przypominał takiego węża teraz bardziej niż wcześniej. Zupełnie jak ten pyton, który zaciskał się na jej ciele, aby spróbować zrobić z niej wieczorną przekąskę, on też sprawiał wrażenie polującego, rzucającego wyzwanie ofierze. Było to niepokojące, dziwne. Nawet nie drgnęła, a przynajmniej próbowała, gdy poczuła znów dotyk na odkrytej skórze, gdy zabierał stworzenie. O dziwo, gad znów był normalny, jego gabaryty już nie kolidowały o ludożercę. Prychnęła na ten widok, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy, aby znów lepiej przyjrzeć się wężowi. - Ktoś tu lubi nieczyste zagrania. - mruknęła tylko z niezadowoleniem, uświadamiając sobie, że ta cwana bestia w postaci Rasheeda była na wygranej pozycji od samego początku. O dziwo jednak posłuchała, bez zbędnych pytań. Może dlatego, że brzmiał inaczej niż wcześniej, a może przez delikatne złudzenie odzyskanej kontroli, która pozwoliłaby się jej poczuć znacznie pewniej. Przyglądała się, jak owija się jej dookoła rąk, jednak cała agresja zdawała się ulecieć, niczym za dotknięciem różdżki. Cóż, właściwie syknięciem pewnego kanciarza. [b]- Jest znacznie ładniejszy niż bransoletka, ale dziękuję. Twój naszyjnik, a raczej szalik też był stylowy.[/b] Rozluźniła się nieco, czując, jak spięte wcześniej mięśnie wracają do normalności. Wpatrywała się niczym omamiona w gada, czując bijące od niego ciepło, widząc błyszczące łuski. Były ślizgon miał olbrzymie szczęście, mając taki dar, chociaż nie wiedziała, czy było to dziedziczne, czy raczej wyuczone. Uśmiechnęła się pod nosem na brak zaprzeczenia z jego strony, a następnie wydała z siebie cichsze "hmm", zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie miała pojęcia, jak mu na to odpowiedzieć. Nie posiadała relacji, w których mogłaby się o tym przekonać, a jednocześnie sama była dość dominująca i lubiła mieć kontrolę. - Nie miałam okazji sprawdzić. - odparła w końcu z tą naturalną dla siebie, brutalną szczerością i podniosła na niego wzrok, wzruszając delikatnie ramionami. - A raczej nikt nie próbował sprawdzić lub gdy chciał, to nie dostał takiej możliwości. Wybierz sobie. |