Na to pomieszczenie nałożone jest zaklęcie wyciszające. Nie słychać nic z zewnątrz i wewnątrz, bowiem czar jest bardzo skomplikowany i zmaksymalizowany. Świetne miejsce do nauki, ćwiczeń czy potajemnych schadzek.
Autor
Wiadomość
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Staż w Hogwarcie nie był żadnym problemem dla April. Nie mogła się wręcz doczekać powrotu do zamczyska, w którym spędziła tyle pięknych chwil. Nic więc dziwnego, że na stażu pojawiła się punktualnie, pełna chęci do podjęcia pracy. Zapukała w ciężkie drzwi nauczyciela wróżbiarstwa, po czym weszła do pokoju z wielkim uśmiechem na twarzy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, chłonąc otępiający zapach kadzidełek. Wszystko wyglądało tak, jak sobie zapamiętała. Nawet filiżanki w ten okropny wzorek stały w tym samym miejscu co zawsze. Chwyciła jedną z nich i szybko, jednym machnięciem różdżki, naprawiła uszczerbione ucho. Odstawiła naczynie z głuchym dźwiękiem na spodeczek, dokładnie w tym samym momencie, kiedy za swoimi plecami usłyszała chrząknięcie. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej (co w jej przypadku mogło wydawać się odrobinkę nierealne) i jedynie jakieś głęboko ukryte pokłady opanowania sprawiły, że nie przytuliła stojącego przed nią nauczyciela. Profesora, który prowadził jej staż znała od dawna. Spotkali się na jakimś zebraniu w ministerstwie na temat jasnowidzenia i od tamtej pory złapali nić porozumienia. Chociaż April nie lubiła chwalić się swoją zdolnością, to jemu się przyznała, może dlatego, że on był w stanie zrozumieć jej problemy z tym związane? Who knows. Można było powiedzieć, że byli dobrymi znajomymi, a to że miała mieć u niego staż nic nie zmieniało. I tak ciężko pracowała, próbując wytłumaczyć cokolwiek uczniom i prowadząc różne zajęcia dodatkowe. Grupa owutemowa była na tyle kochana, że na lekcjach z nimi April zawsze pokazywała i tłumaczyła odrobinę więcej, co odbiło się na ich ocenach. Okazało się, że jak dajesz z siebie wszystko na lekcji, to uczniowie przynajmniej starają się napisać porządne wypracowania. To wszystko tak ucieszyło nauczyciela wróżbiarstwa, że wcisnął rudowłosej premię w wysokości piętnastu galeonów. Miała tylko nadzieję, że ta premia byłą spowodowana jej pracą, a nie powiązaniami i tym,że się przyjaźniła ze swoim szefem. Pracowało jej się całkiem dobrze. Może czasami odpuszczała sobie, kiedy dzieciaki nie chciały słuchać, może czasami wystawiała lepsze oceny, nawet kiedy widziała, że wszystko w wypracowaniu jest wyssane z palca. Ludzie mogli nie wierzyć, ale wróżbiarstwo było dziedziną tak samo magiczną jak taka Obrona Przed Czarną Magią i było widoczne, kiedy zmyślali. April nie chciała ich zrazić - ani do siebie, ani do przedmiotu, więc im wybaczała. Pisała tylko pokrzepiające serce i ducha adnotacje na górze strony. Czasami upuściła filiżanki, czasami sturlała kulę ze schodów, ale nic złego się nie wydarzyło. Może i nie spędzała zbyt wiele czasu ze swoimi kolegami z pracy, ale to nie była jej wina, że wieża była tak daleko od wszystkiego i nigdy jej się nie chciało biegać po zamku. Znała kilka osób, niektórzy byli całkiem mili, jednak jak to w Hogwarcie na koniec maja - nikt nie miał na nic czasu, wszyscy zabiegani. Nic więc dziwnego, że na April nikt nie zwracał uwagi, a i ona sama o uwagę się nie ubiegała. Wolała zdać dobrze staż i dopiero potem zawierać przyjaźnie.
Kiedy zaczynała swój staż, wiele myśli kłębiło jej się w głowie. Głównie tych kompletnie nie związanych z zawodem i takich, które bardzo chciała wyplenić. Dlatego angażowała się i niemal wpadała w pracoholizm, większość myśli oddając pracy. Albo tej, albo swojemu drugiemu zajęciu. Wykonywała swoje obowiązki sumiennie i obserwowała starszych nauczycieli, żeby wiedzieć, czego mniej więcej powinna się spodziewać. Prawdę mówiąc, chciała ten staż jak najszybciej skończyć i zabrać się za prawdziwą pracę. Zwłaszcza, że tutaj absolutnie nikt nie traktował jej poważnie. Przełożony, opiekun na stażu cały czas uparcie ją ignorował i zachowywał się, jakby nic nie wnosiła. Może na początku za bardzo obniosła się ze swoją niechęcią do astronomii? Z drugiej strony, zrobiła to na polu prywatnym, wiec nie powinien mieć o to pretensji. Starała się działać i skupiać na sobie, ale brak atencji, zwłaszcza dla niej, potrafił być demotywujący. Trudno było powiedzieć, czy to przez ciągłe uciekanie myślami, czy przez irytacją narastającym bo byciu traktowanym jak powietrze, ale zrobiła się strasznie niezdarna. W dodatku chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo nie radziła sobie z najprostszymi czynnościami. Cóż, to nie wróżyło dobrze biorąc pod uwagę przedmiot, którego miała nauczać. Nie dziwiła się nawet, że ludzie patrzą na nią krzywo. Sama by prychała pod nosem na taką ofermę. Nienawidziła niezdarności, a teraz została przeklęta i nie potrafiła zrozumieć o co chodzi. Starała się nad tym pracować, ale jeszcze nigdy nie miała tak dużej zbitki pecha naraz. Miała tylko nadzieje, że z czasem ten staż będzie szedł jej lepiej, bo póki co wszystko wskazywało na to, że miała dostawać jedynie kolejne kłody pod nogi. To co dopiero z prawdziwą pracą? Przecież to był tylko wstęp, później czekała dużo trudniejsza rzeczywistość.
Naprawdę lubiła pracować w Hogwarcie. Czuła się w nim jak w domu, a praca nauczyciela nie wydawała się aż taka zła i męcząca. Jej szef był bardzo miły, doceniał starania rudowłosej, pozwalał jej samej prowadzić zajęcia dla młodszych roczników. Nawet nie narzekał, kiedy April wymyślała wróżenie z ruchów gwiazd o 3 w nocy na wieży Astronomicznej. Rudowłosa spotkała się z tak ciepłym przyjęciem, że sama praca była dla niej czymś bardzo przyjemnym. Z uśmiechem sprawdzała wypracowania uczniów, nie karcąc ich za definitywnie wymyślone sny pod interpretacje z tyłu podręcznika. Próbowała przekonać do przedmiotu nawet najbardziej opornych uczniów, którzy wszelkie omeny przyszłości uznawali za bujdy. Nawet jeżeli przychodzili tylko dla herbatki i ciastek, to liczyła się sama obecność. Przynajmniej dla April. Oczywiście, jeżeli Jones coś dłużej wychodzi, to musi prędzej czy później coś się stać. W przypadku tej roboty, na szczęście, krzywdę zrobiła sobie, a nie jakiemuś biednemu trzecioklasiscie. Rudowłosa z nudów czy z jakichkolwiek innych powodów uznała, że posprząta szafkę, która wyglądała jakby nikt jej nie ruszał przez sto lat. Może to powinna być dla niej przestroga? No nawet jeżeli, to Jones się niezbyt tym przejęła. Już po chwili z zakurzonej szafki zniknęło prawie wszystko, oprócz złotego widelca z wygrawerowanym pentagramem. Może powinno ją zastanowić co robi złoty sztuciec w szafce, ale przecież był taki ładny. Chwyciła go zgrabnie, czego od razu pożałowała, bo przez jej ciało przebiegła fala ciepła, a na jej dłoni od razu pojawiła się wielka, czerwona plama. Upuściła przedmiot i zaklęła cicho. Podciągnęła rękawy, żeby się upewnić, że krosta nie była tylko w tym jednym miejscu. Co prawda mogła tak wnioskować, przez piekące uczucie, które towarzyszyło jej skórze, jednak wolała się upewnić. Tak jak sądziła, całe jej ciało przypominała ciało jakiejś czerwonej krówki, więcej było pokryte czerwonymi, swędzącymi krostami niż jej skórą. No cóż, w końcu to Szkoła Magii i Czarodziejstwa, a nie jakaś podstawówka w Bristolu. Postanowiła, że posmaruje to wszystko jakąś maścią. Nie zamierzała rezygnować z prowadzenia lekcji, przez jakąś wysypkę. Miała jakieś tam doświadczenie w lecznictwie, więc coś wymyśli, na pewno. Pracowała nadal, ale zdrowie coraz bardziej jej przeszkadzało. Czuła się coraz gorzej, zaczynała mieć jakieś zwidy, często kręciło jej się głowie. Pewnego dnia to wszystko musiało się źle skończyć. W trakcie lekcji z jedną ze starszych klas, po prostu zrobiło jej się ciemno przed oczami, chwilę później czuła jak leci na podłogę i tyle zapamiętała. Obudziła się już w św. Mungo. Opiekował się nią jej znajomy lekarz, który w niecenzuralnych słowach nakrzyczał na nią, że tak długo zwlekała z udaniem się do Uzdrowiciela. Uświadomił ją, że prawie nie przeżyła tego wszystkiego i ma szczęście, że jeszcze oddycha. Inni ludzie by byli wściekli na swoje miejsce stażu, ona jednak cieszyła się, ze tak się stało. Uświadomiło jej to, że powinna być ostrożna nawet w zamku, w którym pracowała.
Staż nauczycielski - etap 1* Choć lubiłem się uczyć to ze względu na wojnę moje studia niezwykle się dłużyły - w gruncie rzeczy skończenie trzyletniej nauki zajęło mi prawie siedem lat, dlatego byłem niezwykle szczęśliwy gdy ten moment w końcu nadszedł i mogłem podjąć pracę. Dyrektor Souhvězdí od razu przystał bym rozpoczął asystenturę w szkole, którą ukończyłem, niemniej jednak zanim to mogło nastąpić musiałem odbyć miesięczne przygotowanie na stanowisku stażysty. Od początku w głównej mierze zajmowałem się papierkową robotą i sprawdzaniem kartkówek oraz pilnowaniem korytarzy - moja praca była doceniania nie tylko przez nauczycieli, ale również przez kierującego moim stażem nauczyciela astronomii oraz dyrektora, który uwielbiał mnie ze względu na moje wyniki w nauce, a także energię włożoną w staż. Pewnego razu nagrodził mnie nawet piętnastogaleonową premię. Musiałem jednak przyznać, że pierwsze dni stażu mijały mi dość trudno - ze względu na świeżo przechodzona kontuzję byłem dość niezdarny i często zdarzało mi się coś upuścić, co było źródłem kpin ze strony kolegów i koleżanek. Przywykłem do bycia centrum śmiechu, jednak zazwyczaj to ja byłem prowodyrem żartów, dlatego ta sytuacja wywoływała we mnie pewien dyskomfort, miałem jednak szczerą nadzieję, ze to się wkrótce zmieni.
5,2 *drugi staż uzasadniony fabularnie, za zgodą Mefa
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nienawidził bycia w centrum ciągłej uwagi i nadzoru. Może to dlatego tak bardzo odpowiadała mu absolutna ignorancja jego osoby przez szefa. Innymi słowy – mógł robić to co do niego należało i nikt nie skwierczał mu nad głową z jakimś bzdurnym „bardzo dobrze”, „oby tak dalej!” albo innym pseudomotywującym crapem. Działało to też w drugą stronę, bowiem moment, w którym coś nie poszło po jego myśli mógł sprawnie i szybko zatuszować bez większych konsekwencji. Już dawno uznał, że ten staż jest absolutnie najbardziej bzdurną rzeczą, w jakiej przyszło brać mu udział (okej, może głupsze były jedynie niektóre przedmioty, których uczył się jeszcze niedawno) i choć angażował się w to co robił, to nie mógł powiedzieć, że wkładał w to maksimum swojego serca i umiejętności. Z jednej strony marzył o posadzie nauczyciela w tym starym zamczysku, z drugiej jednak bycie czyimś przydupasem i robienie kawy raczej nie było tym, co wyobrażał sobie w związku ze swoją posadą. Szczególnie jeśli rozbił swoją niezdarnością już kilka porcelanowych filiżanek i zapomniał o tym, że mógł je naprawić zaklęciem. W zasadzie to, co najbardziej mu tutaj odpowiadało to inni stażyści – dogadywał się z nimi całkiem i nie miał żadnych problemów, jeśli chodziło o wzajemną pomoc, wieczorne pogawędki czy ewentualne wyładowanie emocji po całodziennej frustracji. Wciąż jednak nie mógł nazywać ich przyjaciółmi, co w jakiś sposób było mu na rękę. Im więcej bliskich osób, tym więcej problemów w życiu, a mu nie były potrzebne, zważywszy, że ten staż już był istną udręką.
April Jones
Wiek : 36
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : mnóstwo piegów, niski wzrost, często nosi kwiaty we włosach
Staż April trwał w najlepsze, a ona bawiła się jak nigdy. Powrót na stare śmieci, nie mógłby być lepszy. Bardzo dobrze dogadywała się z uczniami i innymi nauczycielami, miała doskonałą frekwencję na lekcjach, a co najlepsze - czuła, że ludzie w końcu lubią przychodzić na to okropne wróżbiarstwo. Wszystko zmierzało ku dobremu końcowi, aż do przedostatniego dnia pracy. Kto by się spodziewał, że ludzie potrafią przywiązać się do wazonów? Nie spodziewała się, że informacja którą podsłucha, o jakimś stłuczonym naczyniu, który stał na biurku szefa okaże się taka istotna. April byłp bardzo szkoda jej szefa, który najwyraźniej nie mógł przeboleć swojej więzi z martwym obiektem i warczał na wszystkich, krzyczał i wyczyniał różne rzeczy. Kiedy prawie wyrzucił biedną gryfonkę z klasy, rudowłosa uznała, że weźmie sprawy w swoje ręce. Poszła na jakiś bazar, ale nigdzie nie było wzoru w kotki. Możliwe, że to był specjalny wazon przekazywany z pokolenia na pokolenie starych panien, co by nie wyjaśniało skąd profesor go ma. April, mimo praktycznie zerowych umiejętności z transmutacji starała się bardzo, by biały wazon zaczął przypominać poprzedni. Nawet jeżeli koteczki nie wyszły idealne, to przynajmniej były bardzo urocze, co April odpowiadało na tyle, że taki podrobiony (ale dalej bardzo uroczy) wazon postawiła na biurku szefa z karteczką, że to od niej. Niestety, nie wyszło tak jakby chciała - szef nie docenił jej starań i nie dość, że na nią nakrzyczał, czym prawie doprowadził ją do płaczu, to jeszcze potrącił jej dwadzieścia galeonów z pensji. No cóż, przynajmniej próbowała poprawić mu humor. Chyba nauczyciel sam to zrozumiał, bo kiedy żegnała się z nim następnego dnia, w ramach pożegnania przeprosił ją i wręczył premię za dobre sprawowanie. Ucieszona ucałowała go w oba policzki i pobiegła poprowadzić ostatnią w tym semestrze lekcję, psychicznie już szykując się na następny rok.
Staż w Souhvězdí mijał wyjątkowo spokojnie - początkowe docinki kolegów z czasem ucichły, a ja czułem się w szkole wyjątkowo dobrze. Nie mogłem doczekać się już prawdziwej pracy, lecz na razie byłem głównie pracownikiem papierkowym, a także pokornym obserwatorem poszczególnym lekcji. Wiedziałem, że czeka mnie jeszcze równie męcząca asystentura, lecz mimo to nie mogłem się doczekać końca stażu. Pewnego dnia znalazłem na biurku samonotujące pióro - wszystko wskazywało, że była to zagubiona własność jakiegoś ucznia, niemniej jednak znalezienie właściciela mogło się okazać zdecydowanie trudniejsze niż mogło się wydawać, dlatego zdecydowałem się przygarnąć przedmiot. Miałem szczerą nadzieję, że nikt nie zorientuje się, ze przywłaszczyłem sobie przedmiot.
5
Vanja A. I. Northug
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 157cm
C. szczególne : Silny Szwedzki akcent, bardzo młody wygląd
Formalności związane z pragnieniem zostania pedagogiem, zmusiły Vanje do udziału w stażu, dla przyszłych nauczycieli. I w taki oto sposób pojawiła się w wyznaczonym miejscu, aby jak najbardziej skrupulatnie pełnić powierzone jej obowiązki. Nie spodziewała się, aby na początek miała otrzymać nader ważne zadania. W końcu była tylko stażystką, ci zawsze mieli najgorsze rzeczy do zrobienia na początek. Tylko jakoś tak wyszło, że wszystko, co jej zalecili, wykonywała skrupulatnie i z uśmiechem na ustach. Na pewno pomogła znacząco świadomość, że z każdym kolejnym przepisywanym schematem zbliża się do upragnionego celu. Wychodzi na to, że wyrabia się ze swoimi zadaniami szybciej, niżby powinna. Inni, starsi rangą i wiekiem pracownicy są pełni podziwu względem jej zaangażowania i rzetelności. Słyszy komplementy skierowane z ich ust w jej stronę. Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Skoro zaczynało się tak wspaniale, może dalej będzie już tylko lepiej? W końcu powoli zmierzała do celu. Kończąc jeden z pierwszych dni była naprawdę zadowolona z rezultatów. Myślała, że poradzi sobie o wiele gorzej. Nie oceniłaby siebie na najwyższą notę, ale na dosyć przyzwoitą. Jak się okazało, mocno zaniżyła swoje osiągnięcia, bo w ramach wynagrodzenia jej pracy, na koniec dnia dostała premię. 15 galeonów to nie za dużo, ale wystarczając, aby Vanja uwierzyła, że kroczy właściwą ścieżką.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Zdaje się, że szef się do niego przekonał, ba! Przynajmniej zaczął zwracać na niego uwagę. Nie to, żeby Alexowi tak bardzo na tym zależało, niemniej jednak miło było dostać pochwałę z raz czy dwa na tych kilkadziesiąt dni i nocy które miał tu spędzić. Jego przełożony zdecydowanie nie był człowiekiem wylewnym, ale niewielkie gesty jednak dały po sobie poznać jego podejście do stażysty. Zresztą, w drugą stronę działało to bardzo podobnie, w końcu Voralberg nie był typem emocjonalnego ekstrawertyka, zachwycającego się nad wszystkim co go otacza, a już na pewno tego nie okazywał. Szybko odkrył, że praca sprawiała mu przyjemność toteż wykonywanie obowiązków - choć nudnych - zajmowało mu mniej czasu niż innym, przez co mógł poświęcać się innym zajęciom, takim jak np. praktykowaniu prób bezróżdżkowości albo ćwiczeniu zaklęć, które chciał opanować w czystej perfekcji. Innymi słowy - pracę zamieniał na pracę, tylko że nad sobą. Wychodziło mu to na dobre - co prawda bezróżdżkowość nadal pozostawała dla niego zagadką, ale niektóre zaklęcia szły mu już zdecydowanie lepiej - szczególnie skupiał się na tych związanych z ogniem. Ogniem odstraszającym bestie towarzyszące mu w wielu koszmarach. To chyba również nie umknęło jego szefowi, który już kilka dni później zaproponował mu jego pierwszą, prawdziwą samodzielną lekcję, otwierając przed nim naprawdę olbrzymi szereg możliwości jej poprowadzenia. Nie czuł się na tyle dobrze, żeby pokazywać im zaklęcia ofensywne... to może... defensywa? Nie, też nie była dobrym pomysłem. W końcu uznał, że zaklęcia zwykłe w ciekawej formie również się sprawdzą i w istocie tak było. Pokazywanie uczniom bardziej angażujących zastosowań tak zwyczajnych inkantacji dość mocno ich zaskoczyło, ale jednocześnie zaintrygowało. Cóż, chyba najwyższy czas zmienić program nauczania w tym starym zamczysku.
To były ostatnie dni stażu - zostało mi kilka klasówek do sprawdzenia, a potem musiałem uzupełnić dziennik stażu. Siedziałem przy biurku popijając kawę i próbując uporać się z tą masą roboty, aż w końcu zachciało mi się do łazienki. Jakież było moje zdziwienie, gdy po poderwaniu się z krzesła wylądowałem twarzą na ziemi jak długi - najwyraźniej jakiś żartowniś przywiązał moje sznurówki do krzesła. Nic powaznego się nie stało, ale musiałem poprosić o pomoc asystenta magii leczniczej, gdyż nie mogłem zahamować krwawienia z nosa. Po wszystkim wróciłem do pracy, jednak tym razem byłem zdecydowanie ostrożniejszy i przyglądałem się osobom kręcącym po okolicy. Popołudniu zostałem zaproszony na rozmowę z dyrektorem - mężczyzna podarował mi dużą premię, jasno zaznaczając, że ma szczerą nadzieję iż podejmę pracę jako asystent profesora astronomii jak najszybciej, tak też się stało, ale to zupelnie inna historia.
3 i dorzut na 2 (parzysta), upominek: 2
Vanja A. I. Northug
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 157cm
C. szczególne : Silny Szwedzki akcent, bardzo młody wygląd
Powoli zaczynała mieć dość tego całego stażu. O ile pierwsze kilka dni było pełne emocji, tak teraz powoli popadała z paskudną rutynę, która zmuszała ją wręcz do nadmiernego zastanawiania się, czy aby na pewno było jej to potrzebne. Nuda zaczynała jej mocno doskwierać i nic nie mogła poradzić na to, aby ją zwalczyć. Niejednokrotnie powieki same się zamykały, kiedy to ponownie czytała setki dokumentów, które należało przygotować, dla kogoś wyższego rangą. Wiedziała, że cel uświęca środki. Tylko powoli przestawała go dostrzegać. Potrzebuję przerwy, pomyślała pewnego dnia, zrywając się na równe nogi w połowie zdania, które próbowała przyswoić. Za chwilę ta monotonia by ją wykończyła. Wiedziała, że musi odetchnąć świeżym powietrzem, być może nawet zapalić (oczywiście tak, aby nikt nie zauważył, bo cóż by był z niej za pedagog, który nadużywa nikotyny!) i pozwolić sobie na niewielką chwilę wytchnienia. Jak pomyślała, tak zrobiła. Ruszyła żwawym krokiem w kierunku drzwi, nawet nie oglądając się na nikogo starszego rangą, aby dowiedzieć się, jak odebrane zostanie jej zachowanie. To dziwne jak na nią, ale w tym momencie w ogóle się nie przejmowała tak małostkowym faktem. Wyszła na korytarz i po chwili rzucił się jej w oczy leżący na podłodze przedmiot. Rozejrzała się wokół, próbując ocenić, czy znajdował się w pobliżu prawdopodobny właściciel. Jak się okazało, samopiszącego pióra. Nie dostrzegłszy nikogo takiego, ukucnęła, aby podnieść znalezisko. Niewielki uśmiech pojawił się na różowych wargach. Chociaż tyle dobrego, że nie odejdzie stąd z pustymi rękami. Uśmiechnęła się szerzej na tę myśl, po czym ruszyła dalej na swoją małą, upragnioną przerwę.
Vanja A. I. Northug
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 157cm
C. szczególne : Silny Szwedzki akcent, bardzo młody wygląd
Koniec zbliżał się nieubłaganie. Czuła to wszystkimi receptorami zebranymi na jej ciele. Cieszyła się, choć jednocześnie ogarniała ją swojego rodzaju nostalgia. Spodobało jej się tutaj. Wiele nauczyła się podczas tego stażu. Nie uważała go za czas stracony i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Zawsze to jakaś lekcja pokory, którą chętnie przyjęła. Teraz odczuwała dziwną pustkę na myśl, że pozostawało rozpocząć normalną pracę. I strach, że jednak sobie nie poradzi. Młodzież była wymagająca, tylko ona nie zamierzała się łatwo im poddać. Już miała nadzieję, że wszystko zakończy się względnie dobrze. Chciała wyróżnić się na tle innych stażystów, oczywiście w ten pozytywny sposób. Przewrotny los zapewnił jej jednak zapamiętanie, tylko że z tej gorszej strony. Ostatnie zadanie, jakie otrzymała, to dostarczenie strasznie poufnego listu do jednego z pracowników. Sądziła, że jest ono banalne. Jak bardzo się myliła! List już po kilku minutach przepadł nie wiadomo gdzie i nie mogła za żadne skarby przypomnieć sobie, gdzie go ostatnio widziała. Zimne poty pojawiły się na jej ciele. Bała się przyznać do tego pracodawcy. Niestety, po godzinie stwierdziła, że nie ma innego wyjścia. Dlatego też udała się do niego i wyjaśniła wszystko po kolei. Reprymenda, jaką otrzymała, została zapamiętana przez nią do końca życia. Niestety, nie mogła cofnąć czasu i wszystkiego naprawić. Dlatego po prostu złapała "podziękowanie" za staż w dłoń i bogatsza o 100 galeonów wyszła. Jej praca tutaj dobiegła końca.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Staż Nauczyciela Historii Magii I tydzień, ostatni tydzień sierpnia 2019 roku
Miał wrażenie jakby przeżywał deja vu. Tak samo, jak i wcześniej, 20 lat temu, podczas stażu na prawnika magicznego, pierwsze tygodnie stazu przebiegły mu bez zarzutu, tak samo tutaj dyrektorstwo Hogwartu było zadowolone z efektów jego pracy. Pomimo trudności podczas kursu zawodowego, dyrekcja nie zauważyła nawet najmniejszych nieprawidłowości w jego sposobie pracy i rozwiązywania problemów. Nie miał jeszcze bezpośredniego kontaktu z uczniami, ale wszelkie pomysły działania i przeciwdziałania działaniom studentów, jakie proponowal, spotykały się z aprobatą kadry nauczycielskiej. Wydawał się niczym nie odstawać od licencjonowanych profesorów na najwyższych stopniach kariery zawodowej. Dorównywał swoją wiedzą im swoją wiedzą i kompetencjami. W pierwszym tygodniu trwania stażu nikt nie poznałby się na nim, czy jest tu nowy, czy może uczył tu już od skończenia szkoły. Za szczególne, dobre sprawowanie się na pełnionym stanowisku otrzymał premię od Dyrektora. Obejmowała marne piętnaście galeonów, które nie starczyłoby mu nawet na kupno porządnego krawata, a jednak liczyła się myśl i gest, oraz zadowolenie pracodawcy, bardziej niż wysokość jego premii czy grubość portfela profesora. Wolał mu tam nie zaglądać, bo byłby mógł się wtedy zawieść zarobkami, jakie w przyszłych miesiącach na stanowisku nauczyciela będzie osiągał… Jako prawnik z pewnością cieszył się większym prestizem i wynagrodzeniem finansowym, aczkolwiek z wiadomych dla siebie powodów, z niedawnej pracy musiał zrezygnować.
Ostatni dzień stażu. Z jednej strony w jakiś sposób mu ulżyło, bo mimo, że było całkiem miło, to jednak w jakiś sposób wolał ten etap w swoim życiu zakończyć. Po prostu. Nie, żeby użytkownikowi po prostu nie chciało się pisać tego stażu, bo w kostkach jest przegrywem. Ilość papierkowej roboty jaka spadła na niego w ten - jak na złość - słoneczny dzień była zatrważająca. Jedno zerknięcie na biurko wystarczyło, aby z łatwością wykalkulować, że do późnego wieczora on tego pomieszczenia nie opuści. Nie pozostało mu nic innego jak po prostu od razu się za to wziąć i po cichu liczyć, że nagle ta szkoła stanie w płomieniach i wszystkie dokumenty spłoną jak nadzieje studenckich absolwentów na inną pracę niż ta w gastro. Najpierw jednak zrobił sobie kawę. A nawet dwie. Choć może to była jedna, ale samonapełniająca się? Albo po prostu duży kubek? Nie trzeba było długo czekać na efekty, kiedy odczuł nagłą potrzebę pójścia do toalety. Pech chciał, że jakiś kurwa śmieszek spod piątki dowciapny kolega uznał, że cudownym pomysłem będzie przywiązanie go do krzesła. Sznurówkami. Nawet nie wiedział kiedy upadł na ziemię, bo po drodze zdążył oberwać biurkiem w głowę. Przynajmniej szlachetnym, dębowym drewnem, więc to się ceni. Bądź co bądź po przebudzeniu miał wrażenie, że boli go nawet otwieranie oczu, a kiedy zaczął gadać, to zdaje się, że wyrecytował przepis na sos habanero. A może to była sriracha? Nie wiedział, był półprzytomny. Dojście do siebie zajęło mu pół, a może nawet i całą godzinę. Na dodatek ta cała sytuacja pozostawi mu zapewne ciekawą pamiątkę. A jak dopadnie tego śmieszka to wsadzi mu te sznurówki w gardło i zaleje habanero. Plusem było to, że do końca dnia już nie musiał pracować, tylko kazali mu odpoczywać. Mimo, że strasznie bolała go głowa, a momentami też obraz mu się dwoił i troił, to jednak ten dzień oscylował jeszcze w jedną niespodziankę. Był pełen zdziwienia, kiedy na pożegnanie szef wręczył mu sakiewkę z pieniędzmi na dobre rozpoczęcie kariery. Choć jeśli ma wyglądać tak jak dzisiejszy dzień, to on podziękuje.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Staż Nauczyciela Historii Magii II tydzień, pierwszy tydzień września 2019 roku
Uczniowie w Hogwarcie znacząco różnili się od tych, jakich zapamiętał za czasów, w jakich on się tu uczył. Czasami zapominał, że ma już na karku ponad czterdzieści lat i młodzież się zmienia. Przechodząc jednak korytarzami szkoły, pytał siebie – aż tak?. Myślał, że to jego córka jest zbuntowana i tylko ona wydaje się mu nienawistna i nadgorliwa. Jednak to może była kwestia tych roczników? Zapalczywców i mścicieli. Przystanął na korytarzu, opierając się plecami o ścianę cichej klasie, w której miał zgromadzone wszystkie swoje stażowe dokumentacje. Miał je dzisiaj uzupełnić, ale zadanie to, po zdecydowanie bardziej skomplikowanych protokołach w Wizengamocie, wydawało mu się na tyle proste, że pozwolił sobie na chwilę wytchnienia na korytarzu. Obserwacja miała go przygotować do przyszłych zajęć. Jednak nie był wcale przekonany, czy cokolwiek było w stanie pomóc mu zebrać w sobie siły do uczenia tak trudnej młodzieży. Jakby wszyscy urwali się z Durmstrangu, czy innych szkół, pełnych zapalczywców. Miał właśnie cofnąć się do sali, kiedy w rogu piętra dostrzegł lewitujące samotnie pióro, porzucone przez swojego właściciela. Podszedł tam, odczekując kilka minut, czy ktoś się po nie nie wróci, ale kiedy tak się nie stało, zgarnął je, z sentymentu. Poczuł bowiem kolejne deja vu. Historia zataczała koło. Przebieg tego stażu, jak i stażu na prawnika magicznego, przebiegał mu praktycznie identycznie. Przeznaczone mu było osiąganie tych samych sukcesów. Czy również tych samych upadków? Czy to znaczyło, że za dwadzieścia lat opuści szkołę, rezygnując z pracy nauczyciela, za sprawą skrywanego romansu z uczennicą? Zanim ktokolwiek by się o nim dowiedział i miałby większy problem? Na przykład z prawem?
Trafiła pod dobre skrzydła - przynajmniej tak mogło się zdawać na początku. Szef niezwykle pozytywnie podchodził do każdorazowej wymiany zdań z Eve, a nawet dał jej premię już w pierwszym tygodniu. Harlow nie wiedziała, co o tym sądzić, bowiem chyba pierwszy raz w życiu była czyimś "pupilkiem". A może to kwestia tego, że na staż zazwyczaj przychodziły małolaty, a ona była dojrzałą kobietą z niemałym doświadczeniem? Liczyła, że to jej dawna praca oraz pewnego rodzaju renoma jako smokologa sprawiała, że otrzymywała inne traktowanie niż reszta. Niestety taki stan rzeczy utrzymywał się wyłącznie od strony szefostwa, bowiem współpracownicy i koledzy zaczynali powoli podśmiechiwać się z jej okazjonalnej niezdarności. Gdyby wiedzieli ile razy te "niezdarne ręce" zostały w życiu dotkliwie poparzone i okaleczone... Eve nie robiła sobie nic z tych śmiechów i szeptów za plecami, choć była ich świadoma. Zamiast się przejmować, przechodziła obok żartownisiów z wysoko uniesioną głową. Była za stara, żeby się martwić takimi bzdurami...
kostki: 5, 2
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Staż Nauczyciela Historii Magii III-IV tydzień, drugi i trzeci tydzień września 2019 roku
Dyrektor Hogwartu od kilku dni chodził jak zdzielony maczugą przez trolla. Snuł się, denerwował, mimo, że zwykle wydawał się oazą spokoju. Caine nie znał przyczyny jego zdenerwowania. Ilekroć pytał o to kolegów z kadry nauczycielskiej, żaden z nich nie udzielał mu odpowiedzi. Czuli się albo zbyt lojalni wobec szefa i jego prywatnych spraw, albo nie uznawali jeszcze Shercliffe’a za swojego kolegę po fachu, biorąc pod uwagę, że mężczyzna był zaledwie jeszcze stażystą. Ponad czterdziestoletnim, z dwudzizestoletnim stażem jako prawnik magiczny, ale jednak… dalej tylko stażystą. W końcu, kiedy trzeciego dnia tych podchodów, Caine usłyszał wymianę zdań pomiędzy profesor Bennett, a Morissem, szybko kojarząc fakty dotarło do niego, jaka była przyczyna. Wazon. Jakiś dziedziczony po krewnej. I ktoś go stłukł. Dziwiąc się z podniesienia rangi powagi problemu do niesamowicie wielkiego, Caine postanowił zastąpić go innym, podobnym do tego, który posiadał Hampton. Jeśli jedna ozdoba gabinetu dyrektora miała aż tak rzutować na nastroje całej kadry nauczycielskiej, należało coś z tym zrobić. Znalazł we własnej kolekcji rzeczy zbędnych, jakie z żoną dostali na ślub i którymi podzielili się po równo przy rozwodzie, wazon łudząco podobny do tego posiadanego przez profesora. Podrzucając go po którejś lekcji dyrektorowi, spróbował zwrócić na niego jego uwagę, podczas rozmowy ewaluacyjnej stażu. Dytektor zachwycony odnalezieniem wazonu wynagrodził Shercliffe’a dodatkową premię uznaniową. Dwadzieścia galeonów Caine mógł wydać teraz na dobre skarpetki… A za premię za całokształt w wysokości stu galeonów może dokupi sobie koszulę, którą zwinęła mu Keyira.
Gdyby ktoś poprosił Liama o podsumowanie stażu za pomocą jednego słowa, nawet by się nie wahał. "Porażka" cisnęło mu się na usta z każdym dniem, podczas którego tylko próbował udobruchać swojego pracodawcę. Brakowało mu zaradności, uroku osobistego, umiejętności, pewności siebie? Nieustannie doszukiwał się własnych błędów, nie wiedząc czym dokładnie udało mi się zawinić. Modlił się tylko o jak najszybszy koniec, chcąc już przejść do prawdziwej praktyki. Przecież wiedział, że chce uczyć... Ten staż nie mógł niczego zmienić. Nie tak w pełni. Tragedia z rozbitym wazonem początkowo przemknęła koło niego, ale najwyraźniej Dearowe szczęście wyjątkowo się na niego wyparło. Liam z zaskoczeniem przyjął postawione przed nim oskarżenia, początkowo broniąc się, a później poddając. Nie mógł wpłynąć na decyzję odnośnie ucięcia z jego wypłaty trzydziestu galeonów, toteż zacisnął zęby i przymknął się. Nie takie rzeczy się już w życiu znosiło, prawda? Zaskoczył go też upominek, który pojawił się na biurku stażysty. Wcisnął lewitujący kapelusz do torby, spiesząc się na odebranie zaświadczenia o ukończeniu stażu; nie przyłożył zbyt wielkiej wagi do tej nagrody pocieszenia.
Staż dłużył się niemiłosiernie i Eve liczyła, że ta męka skończy się jak najszybciej. Nie łudziła się, że bycie nauczycielem to bułka z masłem, raczej liczyła się z tym, że to ciężki orzech do zgryzienia jak być dobrym pedagogiem, a jednocześnie nie pozbawić życia żadnego z uczniów. Lub osoby z personelu. Miała jakiegoś pecha i nieszczęścia trzymały się jej jak rzep psiego ogona - pewnego dnia zorientowała się, że zaginął ważny przedmiot, który miała przynieść przełożonemu. Poszukiwania były bezowocne, ale czemuż się dziwić - rzecz mogła być dosłownie wszędzie. I ciekawe kto ją zabrał? Jakiś klasowy żartowniś, czy może siła wyższa w postaci Irytka? Tworząc w głowie listę ogniw do eliminacji i przerzucając rzeczy w gabinecie po raz setny o dziwo udało jej się znaleźć zgubę! Westchnęła z ulgą i od razu poszła do szefa, tak jak stała, by dostarczyć mu przedmiot i mieć to z głowy. Kurtuazjom i przeprosinom nie było końca, wszak zwlekała z tym zbyt długo, ostatecznie jednak udało jej się uniknąć jakichkolwiek kłopotów.
Bycie stażystką nie należało do ulubionych stanów Eve. Była już za stara na bycie traktowaną w taki sposób, jednak po kilku potknięciach wszystko zaczęło się już dobrze układać. A im bliżej końca, tym bardziej była zadowolona. Była jednak sprawa, która nie dawała jej spokoju - wciąż nie błyszczała wśród współpracowników. Nie żeby jej to jakoś zawadzało, uważała, że osiągnęła na tyle, że nie potrzebowała już dodatkowych reflektorów skierowanych na jej osobę. Nadarzyła się jednak okazja, by nieco się wykazać, bowiem zaginął jakiś kot i wszczęto poszukiwania. Zguba zdawała się zapaść pod ziemię. Eve próbowała, szukała, nawoływała, starała się wabić, ale nic z tego. Już się pogodziła z faktem, że nie zdobędzie uznania szefa i kolegów, gdy nagle odkryła, że zguba była znacznie bliżej niż sądziła! Mianowicie - w jej gabinecie, w klatce, na biurku. Do tego jakaś karteczka, ale nie przywiązała uwagi do napisanego na niej zdania. Złapała koszyk z kocurem i zaniosła szefowi. Przynajmniej zakończyła staż w dobrych stosunkach.
2014, wiosna Początki pracy jako nauczyciela łatwe nie były, szczególnie, że jako studentka zasłyneła z dość kontrowersyjnych zachowań. Mimo to na stażu starała się pokazywać swoje najlepsze strony i świecić przykładem, atutami i wszystkim innym czym można świecić nie będąc świeczką ni lampionem. Wychodziło jej to z początku dość pokracznie przez co jej szef wcale nie wykazywał wielkiego entuzjazmu widząc ją stawiającą się do pracy i choćby nosiła naręcza materiałów, przygotowywała najbardziej skomplikowane lekcje i najbardziej rozwinięte zagadnienia to i tak, nigdy, absolutnie nie było wystarczające. Na całe szczęście, choć opinia szefa była ważna, to bycie pedagogiem dla niej samej liczyło się bardziej. Uczniowie wykazywali duże zainteresowanie zajęciami, a dni mijały stabilnie na systematycznym rozwoju i realizowaniu założonych przez nią planów. W szkole powoli budowała sobie renomę pracoholika i nadgorliwego try-harda, bo nierzadko ochoczo zgłaszała się do wszelkich form dodatkowych zajęć ze studentami, prawda jednak była taka, że ona rzeczywiśćie lubiłą spędzać z dzieciakami czas. Wielokrotnie z własnej inicjatywy organizowała wyjścia i czasem nawet niewielkie wernisaże, by uchylić swoim podopiecznym rąbka artystycznej rzeczywistości, a tych, którym sztuka nie w smak może zasadzić małe ziarenko ciekawości.
Etap II:6, 5 (rzuciłam z rozbiegu dwiema, więc rozpatrze pierwszą a w związku z tym też i drugą)
2014, późna wiosna Kolejne tygodnie w pracy nie przyniosły wiele szczęścia. Otrzymała od dyrektora pudełko pełne bajońsko drogich farb i pamiętała jedynie, że schowała je w legendarne bezpieczne miejsce, czyli tam, gdzie diabeł ogonem przykrywa wszystko, tak zwana ZONA. Jako, że farby znalazły się w zobnie spędziła paniczne kilka godzin w przewracaniu całego swojego skromnego mieszkania do góry dnem - za co później musiała się gęsto tłumaczyć swojemu ukochanemu Martinkowi - by potem zrobić równie dramatyczny armagedon w gabinecie, co zostało ocenione jako próba włamania w celach rabunkowych. Czuła się w sumie jak rabuś, tracąc tak cenny podarek, który w zasadzie nie był podarkiem tylko wypożyczonym narzędziem pracy, miała wrażenie, że uszczupliła dobytek szkoły przez co czuła się parszywie. W stresie i nerwach pognała przed zajęciami odkupić taki zestaw, co znacząco poczuła w późniejszych rozliczeniach miesięcznych wydatków. Jej budżet na ten miesiąc zapowiadał się okropnie i wszystko wskazywało na to, że poza stażem czas poszukać też innych źródeł dochodu.
(-20g)
Scully Morton
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Blizny po poparzeniach na prawej dłoni. Prawe ucho ozdobione małym, czarnym kolczykiem.
Każdy w swoim życiu słyszał przynajmniej jedną dramatyczną historię na temat odbywania stażu. I tak samo każdy nie dowierzał w nią w mniejszym lub większym stopniu. Prawda? Ale przychodzi taki moment w życiu, że to właśnie my powinniśmy podjąć się odbycia stażu powiązanego z wykonywanym w przyszłości zawodem i ocenić, czy opowiadane przez wszystkich plotki są nimi w rzeczywistości.
Tym razem trafiło na Scully’ego. Zazwyczaj reagował zbywającym machnięciem ręki na tego typu historie, jednak kilka dni przepracowanych jako stażysta wystarczyło, by zrewidować tę opinię. Czy ktoś w ogóle wiedział, gdzie podziewa się szef? Plotka mówiła, że przesiadywał w prywatnym gabinecie, ale nie było na to żadnych dowodów. Raz spytał się innego stażysty, czy wskaże mu drogę do aktualnego miejsca pobytu dyrektora, ale jedyne, co otrzymał, to przewrócenie oczami i zniknięcie w kolejnym korytarzu. Nie tylko ciszę otrzymywał od współtowarzyszy niedoli – niejednokrotnie rzucali mu kłody pod nogi. I to całkiem dosłownie. Był święcie przekonany, że jeszcze chwilę wcześniej ławka znajdowała się zdecydowanie bliżej ściany a nie na środku pomieszczenia. No trudno, to tylko kilka prostych do zdobycia składników, które wylądowały na posadzce i o które musiał postarać się na własną rękę, zgodnie z rozporządzeniem prowadzącego jego staż. Pozostali nauczyciele, widząc jego niezdarność i nieuporządkowanie, nie pałali do niego zbytnim szacunkiem i zaufaniem. Jak to ocena człowieka zmienia się zależnie od punktu siedzenia. Wcześniej Ci ludzie wydawali mu się o wiele cieplejsi we wzajemnych relacjach. Teraz odczuwał na własnej skórze błędy tych opinii. I kto mu kazał iść na nauczyciela? No kto?! Mógł skończyć jako nudny właściciel kolejnej kawiarni czy pubu na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Na szczęście, biorąc pod uwagę całą obecną sytuację, nieobecność szefa działała na jego korzyść. Nie widział bezpośrednio każdego potknięcia jego nowego podopiecznego i może końcowa decyzja nie będzie taka sroga. Wszystko właściwie zależało od oceny nauczyciela prowadzącego staż. A ta na tę chwilę nie rysowała się w kolorowych barwach. Wrzucając kolejną jagodę z jemioły do pojemnika, podjął decyzję, że od teraz będzie bardziej skupiać się na wykonywanych zadaniach i nie pozwoli by ktokolwiek zepsuł mu szansę stania się pełnoprawnym nauczycielem w Hogwarcie. Uwierzył, że da radę. Jeśli nie on, to kto? Ten rudzielec, który ledwo wiedział, jak trafić do szklarni a chciał zostać nauczycielem Zielarstwa? Dobre sobie!
2014, wczesne lato Staż był pasmem nieszczęść, już od pierwszych dni jest mierzyła się z brakiem przychylności swojego przełożonego musiała wkładać zdwojony wysiłek w wykonywanie wszelkich zadań bo nie dość, że musiała je wykonać dobrze to jeszcze musiała nadrobić za złe wrażenie. W takie dni jak ten przypominało jej się o o cholernym fatum i głupiej opowiastce jej matki, która przekonywała ją o tym, że została przeklęta będąc jeszcze fasolką w jej łonie. Pospiesznie niosąc dyrektorowi dokumenty z planami opracowań zajęć na przyszły rok potknęła się lawirując między ławkami i wyrżnęła na głupi pysk nieporadnie wrzucając papierzyska do wiadra z brudną wodą do mycia podłogi! To już był szczyt wszystkiego, kiedy podniosła się obolała do klęczek aż sapnęła ze złości czując cisnące się pod powieki łzy. Dlaczego bycie stażystą to tylko ciągłe pasmo porażek, niepowodzeń i smutnych doświadczeń?! Wyciągnęła w końcu papiery starając się strząsnąć z nich wodę, większość jednak jest w stanie opłakanym i raczej nie przypominającym profesjonalnej dokumentacji. Cała kadra pedagogiczna wysłuchała niemal godzinnej tyrady odnośnie tego jaką była porażką a nie stażystą i że średnio widzi ją na stanowisku nauczycielskim.
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Można by się spodziewać, że będzie podekscytowany albo chociaż podenerwowany, ale to, co odczuwał Nathaniel, dziwiło chyba nawet jego samego. Był to spokój – głęboki, niezmącony, nienaruszalny, trochę beznamiętny. Nie cieszył się, ale i nie smucił, po prostu skupiał się na swoim zadaniu, które przecież sam przed sobą postawił. Może w tym właśnie tkwił cały sekret? Po raz pierwszy nie robił czegoś tylko dlatego, że tak należało, nie musiał sprostać niczyim wymaganiom, zwłaszcza tym wyjątkowo wygórowanym, które miał wobec niego ojciec. Jeśli pójdzie mu źle, nie dostanie tej pracy i nawali po całości, zawiedzie wyłącznie siebie... a i tak wyjdzie na tym na plus, bo przecież nie będzie mógł już dłużej się obwiniać, że nigdy nie spróbował, choć tak bardzo o tym marzył. Dziwnie było stanąć znów na korytarzu Hogwartu. Włożył dużo starań w to, by nie dać ponieść się wspomnieniom, choć te nawiedzały go na każdym stawianym tutaj kroku. Jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałby, że nic nie zmusiłoby go do tego, by znów pojawić się w tej szkole... i oto stał tutaj, z kubkiem kawy w ręku i idealnie dopasowaną marynarką, bo skrycie liczył, że nie nakażą mu nosić tych paskudnych szat. I nie kazali, choć nie wiedział czy była to kwestia tego, że w istocie mógł nosić co mu się żywnie podobało, czy może nikt nie zwrócił na niego uwagi? Czuł się niezauważony... wykonywał cicho swoją pracę, przyglądał się jak wygląda praca w szkole i sporządzał notatki – tak w głowie, jak i na papierze. I nikt go nie dostrzegał – zwłaszcza ten stary dziad, Hampson, który czasem nawet nie odpowiadał mu na powitanie. Podobnie było ze współpracownikami – czasem wdawał się w pogawędkę z Wielkiej Sali, ale czuł, że nie czuje się z nimi swobodnie, a i oni niezbyt lgnęli do jego towarzystwa. Wbrew pozorom ta dziwna atmosfera na stażu wcale mu nie przeszkadzała... wręcz przeciwnie – była bardzo wygodna. Potrzebował czasu, by na dobre wdrożyć się w nowe obowiązki, a przy tym wciąż pracował nad odświeżeniem swojej przykurzonej wiedzy z zakresu eliksirów. W przeciwieństwie do większości asystentów, nie był świeżo po studiach i musiał przypomnieć sobie to i owo, zanim będzie mógł (czy chociaż potrafił...) jakkolwiek tu zabłysnąć. Kupował sobie czas.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Szczęście, które dopisało mu na egzaminach po zakończonym kursie, najwyraźniej miało krótką datę przydatności. Staż rozpoczął praktycznie od razu, gdy tylko dostał dyplom. Kto wie, może gdyby odczekał do września, byłoby odrobinę łatwiej? Ostatecznie zdecydował się od września rozpocząć pracę, więc staż musiał zrobić szybciej. Gorzej, że wybrał sobie czas zbliżających się egzaminów, gdy wszyscy, zarówno uczniowie, jak i nauczyciele, byli poddenerwowani… Początki naprawdę miał trudne. Nie wiedział, kto właściwie kieruję jego stażem, a prowadzący nie wiedział, że on już się stawił. Cóż, dobrego złe początki? Liczył na to, tym bardziej, gdy usłyszał, że jest nazywany Panem Niezdarą. Do tej pory najwięcej czasu spędzał na miotle. Czy to naprawdę było takie dziwne, że na ziemi był odrobinę gapowaty? Choć sam już miał tego dosyć. Liczył na to, że kolejne tygodnie będą lepsze, dlatego zaciskał zęby i starał się bardziej.