Ten pokój z pewnością ucieszy miłośników herbat. Na wszystkich ścianach są ustawione w rządkach torebeczki ze wszystkimi herbatami świata, które w dodatku same się uzupełniają. Niestety, przygotowanie napoju nie jest już tak magiczne - w kącie stoi stary piecyk z kociołkiem, w którym to trzeba zagrzać wodę. Ta jednak zawsze się w nim znajduje i sama się uzupełnia, więc jeden problem z głowy! Możesz przysiąść na puchowym dywanie, albo niczym cywilizowany człowiek - przy jednym ze stolików.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Przygotowując herbatę, natykasz się na jedną, intensywnie purpurową, która okazała się wiśniowy gryfem, w wyniku czego otrzymałeś zastrzyk energii - Twoje zmęczenie znika, a przez Twoje dwa następne posty nie możesz usiedzieć w miejscu.
2 - niechcący usiadłeś na sakiewce. Po zajrzeniu do środka okazuje się, że jest tam 20 galeonów. Jeśli szukasz właściciela to Ci nie wychodzi - najbliższy obraz mamrocze pod nosem, że ta sakiewka leży tu już tydzień i żebyś wziął sobie, a nie marudził. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
3- Chwytasz za jedną z ziołowych herbatek; Yin i Yang pachnąca mango i miętą wydaje Ci się idealnym wyborem, by się zrelaksować. Wraz z kolejnymi łykami stajesz się bardziej senny (wszystko za sprawą dodatku waleriany), powieki same Ci się zamykają; nastrój ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa następne posty.
4- Masz wyjątkowego pecha - podczas przygotowywania herbaty niefortunnie wrząca woda wpada na Twoją rękę, w wyniku czego skórę okrywa czerwony, bolesny w dotyku rumieniec. Może nie jest to stan wymagający natychmiastowej pomocy, co nie zmienia faktu, że uporczywe pieczenie na pewno nie należy do najprzyjemniejszych; potrzebujesz odpowiedniego zaklęcia leczniczego okładów ze szczuroszczeta albo szybkiej wizyty w skrzydle szpitalnym (jeden post na minimum 2000 znaków, gdzie pielęgniarka udziela Ci pomocy).
5 - Eliksir Gregory'ego? Najwidoczniej. Ktoś musiał coś pomieszać, a przede wszystkim dodać go do już wyschniętych listków herbaty, którą przygotowałeś. Substancja ta powoduje, iż pierwsza osoba, na którą spojrzysz, staje się Twoim najlepszym przyjacielem do tego stopnia, że możesz rozmawiać z nią o wszystkim i o niczym. Efekt ten będzie utrzymywał się przez Twoje dwa-trzy następne posty.
6 - Na stoliku znajduje się nieznana książka, którą uczeń wcześniej zasiadający w Herbacianym Raju najwidoczniej pozostawił w wyniku nadmiernego pośpiechu. Gdy zaglądasz do niej.... Rzuć kostką: parzysta: dowiadujesz się tym samym ciekawostek z zakresu Zielarstwa. Otrzymujesz 1 punkt z tej dziedziny - zgłoś się po niego w odpowiednim temacie; nieparzysta: niestety nachylając się filiżanka z herbatą wyślizguje Ci się z ręki i niszczysz książkę. Oby jej właściciel się o tym nie dowiedział...
Autor
Wiadomość
Symphony O. Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : Piegi porozsypywane po całej twarzy
Od bardzo dawna nie widziała swojej kuzyneczki aż tak zdenerwowanej, jednak nie dziwiła jej się ani trochę. To co nagadali w psidwaku było po prostu jakieś inne i wyciągnięte wszyscy dobrze wiedzą skąd. - No przydałoby im się chyba dostać łyżwą, masakra z nimi - prychnęła niezadowolona. - Ja myślałam, że psidwak to taki super jest, a to ci niespodzianka. - Dopowiedziała i z powrotem sączyła swoją herbatkę.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała. Chyba jednak nie tylko psidwak miał ze sobą problem. - ... Nie no nie jesteśmy na "ty". Jakoś tak mi się po prostu wymsknęło - uciekła wzrokiem w kierunku podłogi niezbyt wiedząc co ma jeszcze dodać. No bo w końcu powiedzenie jej wprost "po prostu nasz profesor mi się podoba" było kompletnie nie na miejscu.. Przynajmniej w tym momencie. Nawet nie była pełnoletnia. No ale ukryć się nie dało jej uśmieszku na twarzy, który próbowała zasłonić filiżanką.
W ostatnich dniach wszystko było... Nie takie, jakie powinno być. Miała wrażenie, że pech przyczepił się jej jak rzep psiego ogona i nie zamierzał odpuścić, póki nie doprowadzi ją na skraj wytrzymałości. No, może przesadzała, nie było tak źle - ale zdecydowanie częściej jej starania kończyły się niepowodzeniem, niż faktycznym sukcesem. Przez cały poprzedni miesiąc atakowało ją absolutnie każde zwierzę, z którym miała do czynienia - chciałaby powiedzieć, że z wyjątkiem jej osobistego kocura, lecz nawet Gizmo chciał się z nią kłócić i dotkliwie ją pogryzł. Na zajęciach nie szło jej najlepiej, większość prac, które oddawała nie otrzymywały oceny wyższej niż Zadowalający i wcale nie miało to związku z tym, że robiła je na odwal się. To były efekty jej starań! Gorzej było tylko jak przestawała się starać. Nawet nowo podjęte hobby, jakim była gra na pianinie, nie szło jej najlepiej. Mimo pojęcia zupełnych podstaw, ostatnie ćwiczenia sprawiły, że z klawiatury starego instrumentu odpadł klawisz. Czego by się nie dotknęła, psuło się. Była jeszcze jedna rzecz, która nie dawała jej spokoju. Od dobrego miesiąca próbowała skontaktować się z Amaruqiem, wysyłając sowę za sową. Jedna w ogóle nie wróciła, druga wróciła po dwóch tygodniach bez żadnej odpowiedzi. Nie chciało jej się wierzyć, by chłopak celowo nie odpisywał, przecież mieli razem coś niesamowitego! Może pierwszą sowę napadł jakiś drapieżnik, a drugiej odwiązał się list nad oceanem? Nie wiedziała, co o tym sądzić i potrzebowała się kogoś poradzić, toteż czekała w pokoju z milionem herbat na przyjście @Scarlett Norwood, by wygadać się z wątpliwości i problemów.
Trzeba było przyznać, że Carly była właściwą osobą do takich rozmów. Umiała słuchać, choć było to jednocześnie nieco niebezpieczne, bo wiedziała doskonale, jak wykorzystać to, czego się dowiedziała. Zapamiętywała rzeczy, jakie dla innych osób nie były zbyt ważne, trzymała się spraw, które dla innych w ogóle nie miałyby znaczenia, tylko po to, by później zrobić coś nieoczekiwanego. Niemniej jednak nie szła na to spotkanie z nastawieniem, że faktycznie sięgnie po wszystko, co tutaj usłyszy, żeby zrobić coś nieodpowiedniego, nie była takim potworem, a osoby, które lubiła, mogły zdecydowanie czuć się bezpiecznie. W końcu nie miała w zwyczaju krzywdzić ich w taki, czy inny sposób, uważała ich za ważnych w swoim życiu, aczkolwiek musieli uważać na to, co robili. W końcu zdrada była czymś, na co należało odpowiedzieć. Te wszystkie ponure rozważania nie miały jednak w tej chwili najmniejszego nawet znaczenia. Liczyło się coś zupełnie innego, a mianowicie to, że zmierzała na miejsce spotkania z koszykiem pełnym świeżo upieczonych ciastek. W końcu, skoro miały spotkać się na herbatce, nie było nic lepszego od odpowiedniej zakąski, słodkiej, słonej, a właściwie każdej. Trzeba było się zwyczajnie posilić, jeśli chciało się dzielić wiadomościami, jakie niekoniecznie były łatwe do powiedzenia, a przynajmniej dokładnie tak uważała Carly. W końcu to właśnie przyjemności rozwijały innym języki, a nie coś innego. - Ależ ładnie pachnie - stwierdziła, kiedy znalazła się we właściwym pomieszczeniu i aż westchnęła z zadowoleniem, po czym usiadła, wyciągając przed siebie nogi, zaś koszyk powędrował na stolik. W końcu miały się z niego posilać obie, a nie tylko ona, kradnąc po cichu ciastka, jakby nikt nie miał zobaczyć, do właściwie robi. - I jak tu przyjemnie. Możemy sobie posiedzieć i niczym się nie przejmować, czyż to nie jest cudowne?
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Miejmy nadzieję, że to, czego Carly dowie się od Kate podczas spotkania nie wypłynie radośnie na światło dzienne przy najbliższej możliwej okazji. Bądź co bądź Gryfonka szukała w niej powierniczki czegoś na kształt sekretu, bo jak inaczej nazwać informacje, że w raju źle się dzieje? Amaruq i cały ich związek w zeszłym roku przepełniał ją szczęściem i uskrzydlał, cudem tylko nie zapomniała w tym miłosnym ferworze, by jednak poświęcać też czas na naukę do owutemów (tak naprawdę to chłopak ją do tej nauki zaciągał). Przyznanie przed kimś, że coś jest nie tak prowokowało to nieprzyjemne uczucie ścisku w żołądku. O ile słowa nie staną jej w poprzek gardła, jak trudna do przełknięcia kula, zamierzała wygadać się z absolutnie wszystkiego, co ją w tej sprawie dręczyło. @Scarlett Norwood, szykuj się na istny word vomit. Podniosła głowę znad woreczków z herbatami, które z uwagą studiowała, by jej wzrok spoczął na Puchonce, promiennej jak słoneczko. Dopiero jej widok uświadomił ją, jak spięta siedziała w swoim fotelu - uśmiechnęła się, a później strząsnęła stres z barków. - A co tam masz? - zapytała z daleka nie dostrzegając, co leżało na dnie koszyka, lecz gdy tylko ujrzała partię świeżo upieczonych ciastek, prawie pisnęła z zachwytu. - Tak! Wiedziałam, że nie zawiedziesz! - wydała z siebie okrzyk zadowolenia i bezpardonowo złapała jeden z wypieków, by zatopić w nim zęby i uraczyć nim swoje kubki smakowe. - Mmm, ambrozja! - skomentowała, wywracając oczami z zadowoleniem i jeszcze przez kilka sekund wydawała podobne mruczące i cmokające odgłosy, delektując się ciastkiem. - Dzięki, że przyszłaś. Już się bałam, że zapomniałaś, ale rozumiem, że ciastka wymagały uwagi - powiedziała, strząsając okruszki gromadzące się na jej dekolcie. - Jak nie zacznę komuś czegoś mówić, to chyba niedługo wybuchnę - dodała, przybierając nieco poważniejszą minę. Musiała wiedzieć, że widzą się w naprawdę istotnej sprawie! Ale zanim cokolwiek o Amaruqu, to jeszcze jedno ciastko, siup!
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly nie była paplą. Zbierała informacje i wykorzystywała je, kiedy to było potrzebne, więc @Kate Milburn mogła spać spokojnie, nie było bowiem powodu do stresu, nie było powodu do tego, żeby czuć się, jakby cokolwiek miało popłynąć dalej. W końcu faktycznie nie spotykały się tutaj po to, żeby wszystko i wszystkich zdradzić, ale po to, żeby dowiedzieć się, co się działo. Co prawda Puchonka nie miała na pewno trosk, jakimi mogła się dzielić, ale miała uszy i dzięki tym uszom mogła słuchać dosłownie wszystkiego, co ją otaczało. Bo też, dlaczego miałaby tego tak po prostu nie robić? Dlatego też rozsiadła się wygodnie, spoglądając na herbaty, nie do końca wiedząc, jaką z nich miała wybrać, bo to był wybór ciężki, trudny i w swej całości wręcz straszliwy, a później uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Gdybym je spaliła, nie byłoby z nich żadnego pożytku, nie da się jeść spalonych ciastek, to w niczym nie pomaga! A my potrzebujemy czegoś, co da nam dużo sił, bo skoro chcesz mówić, to trzeba mieć siły mówić. A ja muszę napchać swoje uszy słodyczą, żeby na pewno nie uroniły ani jednego słowa - powiedziała, zupełnie jakby w tej chwili dawała jakiś wykład, czy coś podobnego, wyraźnie zadowolona z otrzymanej pochwały. Kochała to, że inni kochali jej kuchnię, a ponieważ zawsze chciała być lepsza, z każdą kolejną chwilą, każdym kolejnym dniem, robiła coraz to więcej, żeby osiągnąć szczyty, pułapy, jakich inni zwyczajnie nie widzieli, jakie były im wręcz obce! Ale ona je dostrzegała, a to wystarczyło, żeby zwyczajnie chciała do nich sięgać. Jednak te senne marzenia musiała odłożyć na razie na bok, zostawić tam i pozwolić, żeby sobie same dojrzewały, bo zwyczajnie miała przed sobą coś innego. Nic zatem dziwnego, że postanowiła wybrać herbatę na chybił trafił i spojrzała na Kate. - A wiesz, zostały jeszcze w kuchni, gdyby było nam ich potrzeba - zapewniła, przeciągając słowa, robiąc to w sposób, który z pewnością miał w sobie coś kuszącego.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Pokiwała ze zrozumieniem głową - ciasteczek się nie spala, nie, nie! O ciasteczka trzeba dbać! Sława Carly związana z jej rozlicznymi talentami kucharskimi niosła się już echem po całej szkole i Kate mogłaby się założyć, że osiemdziesiąt procent społeczności hogwarckiej przynajmniej raz w życiu miała do czynienia z jej wypiekami. Ona sama, gdy tylko miała okazję, korzystała z niej, bo każda styczność z potrawami wychodzącymi spod jej ręki była czystą przyjemnością. Gryfonka z kolei w kuchni miała lewe ręce, choć może gdyby była zmuszona, szybko nauczyłaby się jednej czy dwóch sztuczek. Całe życie jednak nie musiała pracować w kuchni - w dzieciństwie gotowała jej babcia, a teraz ósmy rok z rzędu wykarmiana jest przez ciężko pracujące skrzaty domowe i nie miała prawa narzekać na taki stan rzeczy. Ponadto nigdy nie zapuściła się w pobliże kuchni. Szczerze mówiąc nawet nie wiedziała, jak miałaby do niej dojść. Ostatnio odnosiła wrażenie, jakby była jedyną osobą w zamku, która nigdy nie widziała skrzatów w akcji, bo nawet Lockie zaglądał do nich, by zdobyć jakieś łakocie. - Muszę w końcu trafić do tej kuchni - skwitowała, ale nie rozwijała tego tematu dalej. Potrzebowała zacząć zrzucać z siebie balast ciążących jej wiadomości, bo im dłużej czekała, tym większa szansa była, że wyleje się z niej niekontrolowany potok słów i powie zbyt dużo, niż by chciała. - Och, Carly, ostatnio wszystko jest nie tak - jęknęła na starcie, zapadając się nieco w fotelu. Trzymała ciastko w obydwu dłoniach, jakby była to jej ostatnia deska ratunku z tej beznadziejnej sytuacji, w której się znajdowała. - Nie wiem, co się dzieje. Bardzo możliwe, że ciąży na mnie jakaś klątwa albo gorzej... Prawdopodobnie ghostuje mnie mój własny chłopak - wyrzuciła to z siebie i zrobiła zbolałą minę. Nie była to łatwa rzecz do przyznania, żadna dziewczyna nie chce być widziana w tak bezbronnym położeniu i to w roli tej ignorowanej. Everyone wants to be a heartbreaker, a to niestety serduszko Kate bolało.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Puchonka uśmiechnęła się kącikiem ust, kiedy tylko druga dziewczyna wyraziła prostą chęć dostania się do kuchni, ale nie skomentowała tego, odnotowując jedynie, że faktycznie mogła, a jakże, zabrać ją w to miejsce. I zamierzała to zrobić, choć to musiało poczekać do następnego razu, bo w chwili obecnej byłoby to raczej niemożliwe, niepotrzebne, ani nic z tych rzeczy. Nic zatem dziwnego, że zwyczajnie odsunęła to na bok, skrupulatnie odnotowując w pamięci, uznając, że tam właśnie mogło sobie to zostać i poczekać na, cóż, zdecydowanie lepsze czasu. Bo już teraz wietrzyła w powietrzu jakieś problemy, jakiś dramat, po który należało sięgnąć, dokładnie tak, jak po herbatę. Zapewne właśnie uwaga Kate spowodowała, że Carly udało się wylać na rękę wrzątek, jaki natychmiast zmieszała z chłodną wodą rzuconą przez aquamenti, modląc się, żeby skóra jej za bardzo nie ścierpła i nie pojawiły się na niej bąble. - Masz Merlinie placek, mówię ci, że też takie rzeczy! Jaka znowu klątwa! Chyba że podejrzewasz, że to on ja na ciebie rzucił? Musisz mi dokładnie wszystko opowiedzieć, bo wiesz, tak z domysłami, to czasem bywa strasznie ciężko i wychodzą nie takie, jak wychodzić powinny. Lepiej mieć wszystko przed oczami, żeby to dobrze ocenić! - zakomunikowała, potrząsając ręką, starając się pozbyć uciążliwego bólu. Nie próbowała nawet łagodzić tego podrażnienia, bo wiedziała, jak to się skończy, ostatecznie znała swoje uzdrawiające zdolności i była pewna, że nazwanie ich marnymi, było zdecydowanie zbyt łagodne. Były, prosto mówiąc, tragiczne, więc lepiej było ich nie ruszać, żeby przypadkiem nie doprowadzić do jakiegoś wybuchu, tragedii albo czegoś podobnego. - Co takiego zrobił, czy właściwie chyba powinnam powiedzieć, że nie zrobił, że tak myślisz? - zapytała, spoglądając na Kate, czekając na to, co miała do powiedzenia. Jednocześnie zaś dla samej siebie zatrzymała, na razie, myśl, że mężczyźni byli tacy sami i można było spodziewać się po nich tego samego, czyli niczego. Można było się nimi bawić i z nimi również, ale poleganie na nich na dłużej wiązało się, a jakże, z katastrofą.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Oj tak, miała naprawdę dużo do rozpakowania! Chociaż z Carly łączyły ją przyjacielskie relacje i Kate bardzo chętnie dzieliła się z nią szczegółami swojego życia (ale umówmy się, robiła tak z większością swoich znajomych, zupełnie nie mając wyczucia, których rzeczy nie powinna powierzać osobom ledwie poznanym), nie wiedziała na ile dziewczyna była wtajemniczona w całą tę relację, którą nawiązała w zeszłym roku z przyjezdnym chłopcem. Nie ukrywali się z tym szczególnie, ale Gryfonka zauważalnie zniknęła z głównego, huczącego życia towarzyskiego zamku, by, jak to ująć - pogłębiać i konsumować swój nowy związek. Wspomniała pewnie słowo lub dwa tej i tamtemu, lecz czy było to przez kogoś traktowane jak poważna rzecz? Nie wiedziała. Dla niej oczywiście nie było to zwykłe zauroczenie, dlatego też przeżywała obecne katusze. Widząc, jak koleżanka oblewa się wrzącą herbatą, Kate wydała z siebie zduszony okrzyk i rzuciła się do przodu, by jakoś jej pomóc. Niestety jej działania odniosły zupełnie odwrotny skutek, bo gdy tylko chciała odstawić swoją filiżankę z równie gorącą herbatą, napój postanowił poparzyć jej własne dłonie. Syknęła, instynktownie wkładając poparzony palec do ust, dopiero po kilku sekundach orientując się, że kontaktowanie oparzenia z ciepłymi powierzchniami to nie jest dobry pomysł. - Klątwa! Widzisz?! Mówiłam! - jęknęła żałośnie, zmieniając metodę i tym razem dmuchając zimnym powietrzem na palce. Na pewno skończy się to wizytą w Skrzydle Szpitalnym, cholera. - W dużym skrócie - zaczęła, choć ciężko jej było zebrać myśli przez to pieczenie skóry. - Od ostatnich trzech miesięcy nie mam od niego żadnej informacji. Nic, null, nawet nie wiem, czy żyje. I nie bardzo wiem, jak miałabym się do niego dostać. Wysłałam mu dwie sowy, boję się wysyłać trzecią. Jedna nigdy nie wróciła - pierwsze świadectwo klątwy, na pewno ją coś pożarło po drodze! Uznałam, że trudno, zdarza się, ma do pokonania naprawdę ogromny dystans, a wypadków nie brakuje. Druga wróciła, po dwóch tygodniach, ale nie miała listu. Wtedy uznałam, że może się odwiązał albo też został stracony w walce, ale Carly, jakie jest prawdopodobieństwo, żeby dwie sowy z rzędu walczyły o życie, by dostarczyć mi wiadomość? - rzuciła tym pytaniem czysto retorycznie, bo chyba obie zdawały sobie sprawę, że teoria jest nieco naciągana. - Boję się, że to oznacza definitywny koniec... Bo gdyby mu zależało, zrobiłby coś, żeby mi to pokazać, prawda? - Na to pytanie już chciała odpowiedź uzyskać. Westchnęła ciężko. - No i wszystko się tak skomplikowało, że naprawdę nie wiem, czy to w ogóle cokolwiek znaczyło. Dla niego, no bo przecież ja go ciągle kocham.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Kto miał uszy, ten słuchał, a Carly miała te uszy naprawdę ładne i wiele mogły przyswoić. Dlatego też wiedziała, co wiedzieć powinna, a teraz miała okazję dowiedzieć się zdecydowanie więcej, o ile oczywiście nie skończą obie poparzone w takim stopniu, że nie będą w stanie kontynuować dyskusji. Bo trzeba było przyznać, że na razie nie prezentowały się najlepiej, machając tymi rękami, jak jakieś łupduki, starając się zapanować nad pieczeniem skóry, starając się w ogóle zrobić coś, co zostałoby uznane za poważne, a nie komiczne. Bo też nie dało się jednak prowadzić rozmowy w takim stanie, kiedy miała dotyczyć czegoś tak poważnego, jak problemy w związku. Z czegoś podobnego nie można było robić sobie żartów, a przynajmniej tak uważała Puchonka, która jednocześnie nie stosowała tej zasady do samej siebie, nie będąc w stanie wejść w żadną poważną, logiczną relację, która przyniosłaby ze sobą cokolwiek dobrego. I, prawdę mówiąc, nie zamierzała nawet się w taką pchać, bo była na to zwyczajnie za młoda, a życia miała przed sobą jeszcze tyle, że była pewna, że ze wszystkim zdąży. - Jakby mu zależało, to sam by do ciebie cokolwiek napisał, dał ci znać, w ten czy inny sposób, bo wiesz, nie tylko sowy służą do tego, żeby się komunikować. Nie, nie, wierz, coś tutaj strasznie śmierdzi i to na pewno nie jest ten brak sowy, jestem o tym przekonana – powiedziała, machając ręką, jakby zakładała, że w ten sposób zdoła jakoś zapanować nad tym paskudnym poparzeniem, które zdawało się z każdą kolejną chwilą coraz bardziej rozwijać. Nie podobało jej się to i czuła, że będzie musiała pobiec do skrzydła szpitalnego, jeśli chciała jakoś sobie z tym poradzić, jeśli chciała zrobić coś naprawdę mądrego, a nie tylko cierpieć w sposób, który na pewno przyciągnąłby do niej innych. Co do tego nie miała wątpliwości, ale pewnych rzeczy lepiej było nie sprawdzać. - Wiem, że jak teraz powiem ci, że związki na odległość często nie wychodzą, to nie będziesz zbyt pocieszona, tak samo, jak ci powiem, że w związki trzeba się angażować, ale niestety, to właśnie jest taka tajemnica, której nikt z nas nie chce sobie uświadomić – dodała, wzdychając i kręcąc głową. – Skoro faktycznie nie masz żadnej wiadomości, dosłownie niczego, to cóż, istnieją właściwie tylko dwie możliwości. Albo zjadł go wściekły smok, albo uznał, że już nie chce być w związku i zwyczajnie postanowił to wszystko zakończyć, tylko jest zbyt tchórzliwy, żeby to zakończyć. Takie jest moje, brutalne, stanowisko – stwierdziła, by sięgnąć po ciastko i wbić w nie zęby, zaraz też kręcąc głową z cieniem niedowierzania.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
No i stało się to, czego się obawiała - Carly przyznała rację jej czarnowidztwu. Niby nie powinna pytać, jeśli nie chciała poznać szczerej odpowiedzi, a nie wątpiła, że Puchonka uraczyła ją najszczerszą szczerością, jaką mogła, ale i tak była zawiedziona. Jakieś pięć procent jej podświadomości wciąż liczyło, że dziewczyna powie jej, że bez sensu się przejmuje i na pewno wszystko jest okej, tylko ma strasznego pecha i sowy umierają w drodze, lecz może taki właśnie ich los, rozdzielonych oceanem kochanków, że mimo przeciwności w końcu do siebie dotrą... Westchnęła i zapadła się nieco w swoim fotelu, mając minę na poły rozżaloną, na poły wściekłą. Mocno zamrugała, żeby przegonić nadciągające do oczy łzy. Gdy sięgała po filiżankę z herbatą, jej ręka zadrżała dziwnie, jednocześnie z bólu poparzenia, jak i tego wewnętrznego, który pomalutku zaczął się rozlewać po całym jej ciele. Shit, shit, shit, shit, shit! - Ja wiem Carly, ale na przykład... No dla mnie to teraz jedyna metoda. Nie mam pieniędzy na świstoklika w dwie strony na taką odległość, nie podejmę się teleportacji, bo prędzej się rozszczepię niż się tam pojawię. No i nie umiem patronusa, nie wiem czy on potrafi. A może jeśli, chociażby, zmarła mu matka, kot czy jakiś kolega, nawet nie byłby w stanie go przywołać w żałobie... - Włączył jej się zarówno słowotok, jak i overthinking, więc wyciągała z rękawa coraz to bardziej dziwaczne scenariusze. Musiała przecież znaleźć sobie jakieś wytłumaczenie takiego stanu rzeczy. Nie mogło jej się wydawać, że ten związek był czymś wyjątkowym - cały poprzedni rok był świadectwem tego, jak mocno się w sobie zakochali. Czy to mogło ot tak prysnąć? Czy problemy w dostarczaniu wiadomości były na tyle uciążliwe, by o niej zapomniał? Wykreślił ze swojego życia ten aspekt silnego uczucia i przyciągania? By zaczął po prostu żyć swoim starym życiem, szukając szczęścia bliżej? Gdy Carly powiedziała o smoku, Kate wybałuszyła oczy. We wszystkich potencjalnie rozgrywanych w głowie scenariuszach nigdy nie rozważała opcji, że to jemu mogła stać się krzywda, potencjalnie śmiertelna. I szczerze mówiąc nie wiedziała, czy bardziej bolałaby jego śmierć, czy wstyd takiego porzucenia. - To prawda, nie pocieszasz mnie, Carly - przyznała grobowym głosem, ale w gruncie rzeczy nie żywiła do niej urazy. No, może tylko troszkę, bo wypowiedziane ku niej zdania mogła ubrać w nieco inne słowa, zamiast tego godziły w nią jak pociski, jeden po drugim. Mimo wszystko tego w sumie oczekiwała - prawdy. - Moja mama mnie ostrzegała przed takim rozwojem spraw, a ja oczywiście jak zwykle byłam naiwna - rzuciła jeszcze, by wyrzucić resztę ciążącego jej balastu i oczywiście wziąć całą winę na siebie, a jakże!
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Oczywiście, mogła słodzić, mogła opowiadać jakieś niesamowite niesamowitości, ale miała świadomość, że to tak nie działało, a mając doświadczenie z mężczyznami i to zdecydowanie niemałe, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że brnięcia w kłamstwa, zarzekanie się, że wszystko będzie dobrze i tego typu rzeczy, było po prostu całkowicie idiotyczne. Miała tego pełną świadomość i mimo wszystko uważała, że Kate powinna mieć tego pełną świadomość, nawet jeśli była młoda i wierzyła w różne rzeczy. Ona również w nie wierzyła, ale ponieważ zaczęła naprawdę wcześnie zadawać się z płcią przeciwną, dość prędko pojęła, że znalezienie odpowiedniego mężczyzny, było właściwie zupełnie niewykonalne. I, gdyby się nad tym poważniej zastanowiła, doszłaby do wniosku, że nie było to aż tak istotne, a co za tym idzie, zaliczyłaby to raczej do kategorii czegoś, co odłożyłaby na później i zwyczajnie pomyślałaby o tym jutro. Teraz jednak należało gasić pożar i to nie tylko ten na jej ręce, który dawał się jej we znaki, ale przede wszystkim ten, którym zajmowała się obecnie Kate. Podsunęła więc jej kolejne ciastka, starając się machając ochłodzić rękę i zacmokała. - Mogę ci kupić odpowiedni świstoklik, to w ogóle nie jest problem, ale najważniejsze pytanie jest takie, czy chcesz przekonać się na własne oczy, jak mają się sprawy. Bo wiesz, z mojego doświadczenia wynika, że raczej nie chcesz i możesz usłyszeć, że to wszystko nie tak, że się postara i w ogóle, tylko z góry ostrzegam, że najpewniej znajdziecie się dokładnie w tym samym miejscu i cała zabawa zacznie się od samego początku! Chcesz tego, czy jednak wolisz uznać, że skoro zapadła cisza, to masz już swoją odpowiedź? - powiedziała, wzruszając lekko ramionami, bardzo wdzięcznie, jakby chciała powiedzieć, że owszem, była niezbyt pocieszająca, ale jej rolą w tej chwili nie było poklepanie Kate po plecach i zapewnienie jej, że wszystko będzie dobrze, a zwyczajne uświadomienie jej, że dobrze nie będzie i raczej nie powinna o tym w ogóle myśleć, bo skoro już teraz została porzucona, to spotka ją to z tym samym chłopakiem zapewne jeszcze raz.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Na tym polegało posiadanie przyjaciółek - można im było powiedzieć wszystko i nie spotkać się z osądem, a jednocześnie dostać szczerą prawdę w pakiecie z najprawdziwszą prawdą, owinitą złotą radą. Kate cieszyła się, że na swoją powierniczkę w tej sytuacji wybrała Carly - nie miała pewności, czy inne koleżanki zrobiłyby to samo co Puchonka i powiedziały jej prosto w twarz, co myślą na temat jej obecnej sytuacji. A nie była to na pewno sytuacja komfortowa, więc już dzielenie się nią stawiało Kate w wyjątkowo bezbronnej pozycji. I chociaż było jej przykro, no bo komu by nie było źle, gdyby usłyszał, że jego związek jest w strzępach, to mimo tego czuła wdzięczność. Bogatsza w nową perspektywę mogła nabrać nieco więcej dystansu, by ujrzeć, że faktycznie było beznadziejnie, a ona sama odznaczała się wyjątkową naiwnością, zrzucając brak wiadomości na fatum lub, nie wiem, trójkąt bermudzki wciągający sowy z jej listami. - Nieee, nie, kochana, tu nie chodzi o pieniądze - zaprzeczyła, kręcąc głową, gdy zaoferowała jej kupno świstoklików. Chyba dopiero poruszenie tego tematu sprawiło, że w istocie pojęła, w czym tkwił szkopuł - nie w stanie konta bankowego (bo choć jej matka była sceptyczna, gdyby Kate naprawdę chciała, dostałaby wszystkie potrzebne do tej wyprawy pieniądze i zasoby), a w fakcie, że nie wiedziała, czy była gotowa na tę podróż. Nie zebrała jeszcze wystarczająco odwagi, by stanąć twarzą w twarz z potencjalnym zawodem. Jeszcze takim naocznym, to przecież sto razy gorzej! Ignorowanie w listach, choć trudne do przełknięcia, miało miejsce na odległość. Frustrowało ją, złościło, smuciło i naprawdę podburzało jej pewność siebie, ale nie równało się z np. zobaczeniem go w towarzystwie innej dziewczyny. Taka świadomość mogłaby ją nawet zabić, Kate była tego pewna. Może jednak wolała jeszcze czekać, w myślach pomału uśmiercając go jadowitym smokiem, niż przyspieszać tę katastrofę? - Chyba... Chyba mam odpowiedź - przyznała, kiwając głową. Jeszcze chciała chwilę wytrzymać, zanim łzy stoczą się po jej policzkach, więc podniosła do ust filiżankę. Upiła łyk - kolejny był już posolony jej żalem.
+
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Domyślała się, że tak naprawdę pieniądze grały tutaj najmniejszą rolę, ale znowu, były takie rzeczy, które trudno było z kogoś wyciągnąć i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wychodziła również z założenia, że Kate zwyczajnie sama musiała dostrzec to, co się dookoła niej działo, że musiała zwyczajnie zrozumieć, w jakiej znajdowała się sytuacji. To polegało na tym, że to właśnie ona sama musiała zrozumieć, że nie ciążyło nad nią żadne fatum, a zwyczajnie została wykiwana, wystawiona do wiatru, a wielka miłość zginęła, nim się tak naprawdę zaczęła. I dla Carly nie było to nic dziwnego, bo zwyczajnie wiedziała, że takie przypadki były bardzo częste, a już zwłaszcza kiedy było się młodym, a cały świat zdawał się wręcz czekać na to, co się wydarzy. Ona sama by nie rozpaczała, a przynajmniej nie tak mocno, bo zwyczajnie była kobietą, która zwykła deptać innych, ale nie zamierzała mówić innym, co mają czuć albo myśleć, chociaż bywała, jak teraz, naprawdę brutalna. - Wiem, jak to brzmi i jak bardzo, ale to bardzo, nie chcesz, żeby takie było i tak brzmiało, i ja wiem, dlaczego tak jest, ale powiem ci, że im wcześniej pozwolisz sobie na to, żeby to bolało i minęło, tym lepiej. Jak będziesz dalej próbowała i się łudziła, to zamienisz się w takie wielkie, błędne koło, z którego nie będzie dało się uciec. Ale, słuchaj, to już twój czas i twoje siły, więc to jest coś, nad czym musisz sama popracować, niestety! - zakomunikowała poważnie, całkiem taktownie nie dostrzegając jej łez, bo nie wiedziała, czy Kate chciałaby, żeby się nad nią w tej sytuacji litowała. Zamiast tego podsunęła jej jeszcze ostatnie ciastka, pijąc herbatę i strojąc miny, świadczące o tym, że ręka mimo wszystko ją bolała, a to zwyczajnie ją złościło, co również nie było trudne do odgadnięcia. - Musimy pójść do pielęgniarki. Co prawda poparzone ręce to nie złamane serce i szybciej się zagoją, ale nie ma po co cierpieć dla zasady! - zakomunikowała, odstawiając pustą już filiżankę i wzdychając przy tym, jakby nie wiadomo co się działo, po czym spojrzała uważnie na Kate, odnotowując w pamięci, że musiała jej dać coś, co skoncentruje jej myśli i pozwoli jej się bawić. - Na pewno znajdzie dla nas jakieś rozweselające kropelki, mówię ci - powiedziała, chwytając ją za rękę i ciągnąc za sobą, paplając przy okazji o jakichś głupotach, by zaraz opuściły pokój.
Zasady rozgrywek znajdują się tutaj, zasady gry z kolei tutaj. Przypominam, że na odpis jest 48h. Jeśli dojdzie do remisu – edytujcie swoje posty i dopiszcie kostki z dogrywki. Możecie mi dać cynk, że runda została zakończona. Potem możecie dalej ze sobą pisać w wątku, jeśli zechcecie. Zaczyna dowolna osoba. Z pytaniami proszę do @Blaithin 'Fire' A. Dear.
Jenna nie podchodziła do turnieju durnia jak do zwykłej rozrywki. To była dla niej okazja do wyjścia ze swojej skorupki i podjęcia ryzyka. Bała się tych wszystkich okropieństw, z którymi wiązały się efekty kart, tym bardziej, że nie znała ich na pamięć. Kiedy dostała list z wyznaczonym miejscem i terminem, wzięła głęboki oddech, a potem zebrała całą odwagę i ruszyła jak na skazanie. - Cześć - przywitała się z @Daniil Egorov ledwie słyszalnym głosem i wyciągnęła do niego rękę. - Jestem Jenna. Jenna Hastings, trzecia klasa. Nie wiedziała, czy powinna się przedstawiać aż tak dokładnie, ale wyszła z założenia, że lepiej tak, niż wcale. Okropnie zmieszana zajęła swoje miejsce, wyciągnęła zakrytą kartę, a potem kulnęła kostką. Jeden. Poczuła gulę w gardle. Co się teraz stanie? Uderzy w nią piorun i umrze? To chyba nei mogła być aż tak niebezpieczna gra, prawda?
Widziadła:J nie Scenariusz: - Kość zadania:3 (pląsy)
Umówili się z Solbergiem, że zajmą się problemem materiałów przesiąkniętych wróżkowym pyłem. Prawdę powiedziawszy, Victoria zupełnie nie wiedziała, co w tym przypadku miałaby dokładnie zmienić transmutacja, ale nie zamierzała protestować, zdając sobie sprawę z tego, że jeszcze wiele musiała się nauczyć, a przy okazji, w takiej, a nie innej sytuacji, mogła sobie spokojnie nagimnastykować umysł, by znaleźć właściwe rozwiązanie. I było to coś, co w pełni Brandon odpowiadało, stawiając ją przed wyzwaniem, a nie przed zadaniem, na które właściwie mogłaby jedynie splunąć, żeby osiągnąć sukces. To nie było coś, co sprawiałoby jej przyjemność, chociaż z oczywistych powodów, starała się nadal uczestniczyć w szkolnym życiu. Widać jednak było, że jej myśli znajdowały się gdzie indziej, że zwyczajnie zaczęła sięgać tam, gdzie inni nie sięgali, zbyt zajęci życiem studenckim, żeby przejmować się tym, co dalej. - Cóż, tutaj mamy naprawdę sporo foteli, sof i kanap, więc będziemy mieli na czym pracować. Nie jestem co prawda pewna, jaki dokładnie materiał okazałby się lepszy przeciwko pyłkowi, bo ten osadza się wszędzie, ale może coś wymyślimy - stwierdziła, kiedy już się spotkali i weszli do pomieszczenia, obecnie, na całe szczęście, pustego. Pełnego pyłu, który natychmiast dostał się do jej nosa i aż kichnęła, kręcąc lekko głową, po czym poruszyła się lekko, sprawiając wrażenie, jakby miała zamiar coś zatańczyć. Tak zwyczajnie, tak po prostu, chociaż jednocześnie nie wiedziała, skąd właściwie wzięła się jej ta potrzeba, skoro przyszli tutaj w innym celu, a ona, co było dość powszechnie wiadome, nie była osobą rozrywkową. By nie powiedzieć, że była raczej całkowicie sztywna, ale widać coś było w powietrzu, coś, co zachęcało ją do ruchu, do tych pląsów pośród mebli, co wydawało jej się nieco irytujące, a jednocześnie, na swój sposób, zabawne.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widziadła:Nie Scenariusz: n/d Kość zadania: 2 - śmieszek bez powodu
Skoro i tak już babrał się w tym pierdolonym pyłku, równie dobrze mógł zabezpieczyć jakąś część zamku i mieć pewność, że istnieje jakiekolwiek miejsce, gdzie nie dopadną go te pojebane halucynacje. Tak, robił to bardziej dla siebie niż większego dobra, ale to nie miało znaczenia, skoro ostatecznie, jak grzeczny student, wraz z Panią Prefekt Naczelną, zakasał rękawy i brał się do roboty. -Też nie wiem, czy jest jakiś materiał, który by temu zaradził. Szczerze, bym po prostu to poodświeżał i rzucił zaklęcie odpychające, ale nie wiem, czy to ma sens. - Przyznał prosto. Na włókiennictwie znał się wcale i liczył, że może Victoria ma jakąś wiedzę, która będzie mogła mu pomóc, ale na ten moment wyglądało na to, że się mylił. Niestety, bo to trochę wszystko komplikowało. Nie miał jednak czasu na dalsze rozkminy, bo ledwo uniósł różdżkę, a krukonka już zaczęła...Tańczyć? No tego to jeszcze nie widział. Max zaczął się chichrać, niekoniecznie z własnej woli, bo i on padł ofiarą wróżkowych odpadów. -Na bal to jeszcze za wcześnie. Musimy poczekać do Celtyckiej Nocy. - Zaśmiał się znowu, próbując na chwilę opanować tę radość i wziąć się do cholernej roboty, bo w końcu po to tutaj się znaleźli.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Trudno powiedzieć mi, czy istnieje materiał, który naprawdę niczego by nie pochłaniał. O ile nie mówimy o lakierowanym i impregnowanym drewnie, bo to jest najmniej narażone na przenikanie tego typu drobin. Lub też, co pewnie lepiej by pasowało, po prostu może dłużej ich unikać, powodując, że materiały są dłużej świeże - wyjaśniła, dodając, że ona sama wolałaby mimo wszystko nie siedzieć na kanapie wykonanej z jednego kawałku drewna. Ani nie byłoby to wygodne, ani nie byłoby to miłe i zapewne komplikowałoby wiele spraw. W przypadku kanap, w których znajdowały się różnego rodzaju wkłady, sprawa się komplikowała i zauważyła, że pył na pewno był także w wypełnieniu, co oznaczało, że musieli popracować również nad tym. - Może skóra albo bawełna... To mogłoby nam pomóc - stwierdziła, dosłownie w chwili, w której nagle zaczęła tańczyć, nie będąc w stanie się powstrzymać. Poruszała się pewnie, choć nie znała kroków tańca, jaki tutaj właśnie uskuteczniała, zupełnie, jakby faktycznie wiedziała, dokąd zmierzała i po co. Problem polegał na tym, że nie miała absolutnego pojęcia, co właściwie wyprawiała, ale wprawiło ją to raczej w rozbawienie, niż jakąś głęboką rozpacz. Pokręciła głową, kiedy Max zaczął się śmiać, patrząc na niego, jakby chciała mu powiedzieć, że może chciała w tej chwili poćwiczyć, nigdy nie wiedział. - Bal możemy urządzić sobie w każdej chwili, nawet teraz. Będziemy tańczyć z belami materiału, bo możemy - dodała niesamowicie poważnie, mając świadomość, że to nie brzmiało jak żart, choć w jej mniemaniu dokładnie tym właśnie było. Max znał ją jednak na tyle dobrze, by wyłapać tę nutę świadczącą o braku powagi dla tego, co mówiła i co się właśnie działo. Ot, anomalia, jaka wydawała jej się w tej chwili co najmniej komiczna i absolutnie, ale to absolutnie niepoważna. I była w tym jakaś niepowtarzalna magia, jakiej Victoria nie umiała nawet dobrze opisać.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak się obawiał, nawet Victoria nie do końca znała sposób na rozwiązanie problemu, przed którym dzisiaj stanęli. -Nie wiem, czy ktokolwiek by się ucieszył z drewnianych kanap. Ja wiem, że tu trąci średniowieczem bardziej niż w średniowieczu, ale bez przesady. - Zdecydowanie wolał odrzucić ten pomysł. Nie po to znajdowały się w zamku takie miejsca, żeby odbierać uczniom namiastkę wygody. Już i tak wystarczyło, że musieli na lekcjach męczyć się z tymi cholernie niewygodnymi krzesłami. Przynajmniej jak dla kogoś, kto miał rozmiary Maxa. Jak widać byli zgodni w tym temacie, bo Brandon zaraz też uznała, że woli coś bardziej miękkiego pod tyłkiem. -Skóra brzmi dobrze, tylko czy nie będzie się za bardzo kleić do ciała? My to tam chuj, ale wy i te wasze spódnice... To może być średnio przyjemne. - Zauważył, bo choć zaproponowany materiał wyglądał dobrze i był całkiem miły w dotyku, to jednak przy kontakcie z ciałem nie tylko niesamowicie się grzał, ale i przyklejał do ciała, a wstawanie potrafiło być w takich przypadkach udręką. Nie wspominał już nawet o oddawaniu się przyjemniejszym rzeczom na tutejszych meblach, bo spodziewał się, że dziewczyna wolałaby o tym nie słuchać. Chichrał się jak pojebany, gdy Victoria pląsała między meblami. Zresztą, pani prefekt też nie wyglądała, jakby się źle bawiła. Max roześmiał się jeszcze bardziej, gdy zauważył jej spojrzenie. No takiego dnia to on się nie spodziewał chyba nigdy. -Pani Victorio! Taki brak powagi nie przystoi. - Zabawnie ją skarcił, choć zaraz sam dołączył do tego jej tańca, przy okazji machając różdżką, by zmienić teksturę jednego ze stojących nieopodal foteli.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Może niektórym przydałyby się podobne meble, Max. Chociaż nie jestem pewna, czy Irytek cierpiałby z powodu spędzania czasu na drewnianej ławie – stwierdziła, jak zawsze stosując to swoje dziwne poczucie humoru, które nie trafiało do nazbyt wielu osób. Nie zamierzała jednak tego jakoś szczególnie zmieniać, wiedząc, że powinna po prostu być sobą, a nie udawać kogoś, kim nie była. Skoro więc dla niej coś podobnego było komiczne, to trzymała się tego, choć jednocześnie było wyraźnie widać, że jej gorset z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się rozluźniał, w pełni ujawniając jej osobowość, powodując, że nie była już taka zamknięta w sobie, że nie gubiła się aż tak mocno pośród ludzi. - Możemy spróbować też z bawełną albo jedwabiem, ewentualnie sięgnąć po alkantarę, aczkolwiek nie jestem do końca przekonana, czy nie będzie chłonęła mocno pyłku. Gdybym miała zapytać mamę, co by polecała, pewnie zaproponowałaby jakieś wodoodporne materiały, ale nie sądzę, żebyśmy chcieli spędzać czas na namiocie – stwierdziła, jednocześnie uśmiechając się kącikiem ust, jakby chciała zasugerować Maxowi, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak zabrzmiało to, co powiedziała. Nadal oczywiście zachowywała się, jak należało i trudno było powiedzieć, żeby w jej głowie kryło się coś niewskazanego. Choć przy tych radosnych pląsach pomiędzy meblami, jakie właśnie uskuteczniała, wszystko zdawało się co najmniej dziwne. I śmieszne. - Mam sama odebrać sobie punkty? – zapytała zmartwiona, kiedy wykonała bliżej nieokreślony obrót – z prawdziwą gracją, wskazującą na to, że doskonale tańczyła – a później machnęła różdżką, posyłając chłoszczyść w stronę najbliższej kanapy, wiedząc, że najpierw musiała ją wyczyścić, zanim zabierze się za transmutowanie materiału, bo takie działanie nie przyniesie jej absolutnie niczego dobrego.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie był pewien, czy zrozumiał jej żart, choć i tak się uśmiechnął. Co jak co, ale uwielbiał to dziwne towarzystwo Victorii. Może była to kwestia tego, że widział, jaka zmiana zaszła w dziewczynie przez te kilka lat, kiedy to wydobycie z niej czegoś, co nie trąciło straszną wyższością było praktycznie niemożliwe, a teraz proszę, jak sobie tutaj żartowali. -Nie wiem, co to ten alcatraz, ale jedwab to chyba przesada w drugą stronę, co? Bawełna brzmi jak dobry pomysł. - Przemyślał jej wypowiedź, choć niezbyt dobrze, jak widać. -Wiesz, głupio mi odmawiać...- Rzucił ze zdecydowanie bardziej łobuzerską miną, skoro już sama przeszła w podobne tony. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z czegoś, co usłyszał po raz pierwszy w życiu. -Twoja mama kuma te wszystkie materiały? - Zapytał, bo był pewien, że wszyscy Brandonowie siedzą w transporcie, a tu proszę, wyglądało na to, że chyba niekoniecznie. W tańcu starał się rzucić zaklęcia i zmienić materiał na pozornie najlepszy, co wcale nie było proste, gdy ciągle się ruszał i do tego chichrał, jakby był naćpany po kurek, co tym razem nie było prawdą. Nie miał pojęcia, co wprawiło ich dziś w tak doby nastrój, ale nie narzekał ani trochę. -Czy nie na tym polega sumienność u władzy? Sprawiedliwość dla wszystkich i inne pierdolenie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, nie wyobrażając sobie, by Victoria kiedykolwiek straciła jakikolwiek punkt, nawet w mokrych snach samego Pattola.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Victoria spróbowała zmienić materiał powlekający najbliższy fotel w lśniący, delikatny jedwab, co wcale nie było proste, kiedy tańczyła, ale nie chciała się zatrzymywać. Uznała również, że mogą po prostu sprawdzić większość możliwości i przekonać się, jak właściwie zachowuje się przy tym pył. Tak było najwygodniej, musiała to przyznać, bo mogli wtedy na własne oczy przekonać się o tym, co wypadało dobrze, a co wręcz przeciwnie i na czym zdecydowanie nie powinni się koncentrować. Dlatego też spojrzała dość krytycznie na ten błyszczący jedwab, by zaraz spróbować z kolejnym fotelem, sięgając po strukturę czystej bawełny, próbując tak to upleść w wyobraźni, żeby materiał prezentował się całkowicie i absolutnie należycie, co wcale nie było takie proste. Nie była w stanie do końca się skoncentrować, kiedy tak tańczyła po pomieszczeniu. - Moja mama jest projektantką, zajmuje się modą, ale ma świetne wyczucie stylu, więc pomaga z elementami dekoracyjnymi samochodów i powozów, dobiera świetnie kolorystykę i zajmuje się tego typu sprawami – wyjaśniła Maxowi, kiedy już wymienili się znaczącymi spojrzeniami na jej niezbyt górnolotny żart i przyznała, że to właśnie dzięki niej była w stanie teraz rzucać nazwami, jak z rękawa, starając się przywołać w głowie obraz i fakturę poszczególnych tkanin, chcąc przekonać się, która będzie najbardziej odporna na pyłek i jego zachowanie. Musiała przyznać, że chociaż to ułatwiało jej pracę. - Sprawiedliwość jest wtedy, kiedy każdy dostaje to, na co sam zasłużył i zapracował, Max. To jest idea sprawiedliwości, a nie to, że każdy powinien dostawać dokładnie to samo. Musisz przyznać, że takie coś wypacza właściwie całkowicie sens sprawiedliwości. Więc, skoro nie zrobiłam niczego naprawdę złego, za co miałabym się ukarać? – odpowiedziała, spoglądając na niego, kiedy spróbowała na chwilę usiąść na jednym z foteli, ale było to właściwie niemożliwe z powodu na to, jak radośnie chciała nadal pląsać, sprawiając wrażenie, że miała pełne pojęcie o tym, jak prowadzić samą siebie w tańcu. I nikogo nie powinno to dziwić.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
O ile Victoria miała problem natury tanecznej, to Max nie potrafił do końca się skupić, bo ciągle się z czegoś nalewał. Oczywiście zaklęcia niewerbalne z transmutacji miał opanowane, więc tu nie leżał problem, ale jednak wypadało przez chwilę się skoncentrować, by nie podpalić zaraz przypadkiem wszystkiego wokół. Z Victorią i nim samym włącznie. Sprytnie podpatrywał to, co robi dziewczyna, uznając, że zna się na tym o wiele lepiej niż on i czekał, aż zobaczy jakikolwiek znak zadowolenia w jej postawie, by potem pójść w jej ślady. Bawełna zdawała się takim właśnie znakiem być, więc zaraz zmienił materiał najbliższego podnóżka, dodając mu stylowy wzór w szkocką kratę. Ot, z kaprysu. -O, dobrze wiedzieć. Jak będę chciał odświeżyć motor, to wiem do kogo uderzać. Albo kupić jakąś koszulę dla Paco, na pewno się ucieszy z czegoś designerskiego. - Nie musiał już dodawać, że na pewno matka Victorii nie oszczędza na jakości. Miał wrażenie, że nie ma Brandona, który by był w stanie wyluzować w jakiejkolwiek kwestii, a co dopiero biznesowej. To się po prostu nie kleiło z jego światopoglądem. I dobrze, bo przynajmniej wiedział, gdzie iść po wartościowe usługi, a to też miało czasami znaczenie. -Pewnie masz rację. Ale i ja też mam. Nauczyłem się, że przynajmniej w tej szkole, sprawiedliwość zależy od tego, skąd patrzysz. - Odpowiedział jej zaskakująco rozsądnie, jak na siebie. Tak pozostać nie mogło, więc zaraz znów rozchichrany, odpowiedział na jej pytanie. -Za kradzież mojego serca tymi ruchami. - Komplement był szczery, ale musiał dodać do tego nieco swojego charakteru i magii wróżkowego pyłku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bawełna okazała się całkiem dobrym rozwiązaniem, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Była dość miękka i delikatna, ale nie sprawiała wrażenia, jakby zamierzała chłonąć pył, jak jakaś gąbka. Nic zatem dziwnego, że Victoria pozbyła się jedwabnego obicia, które ani trochę jej tutaj nie pasowało i zamieniła je w turkusową bawełnę, bo dokładnie taki kolor przyszedł jej teraz do głowy, jednocześnie sprawiając jej tym jakąś nieopisaną przyjemność. Była, wyraźnie, zadowolona, chociaż jednocześnie można było odnieść wrażenie, że szukała czegoś jeszcze, chociaż bardzo trudno było jej powiedzieć, czym miało to być. Nic zatem dziwnego, że zmarszczyła lekko nos i przekrzywiła głowę, wykonując całkiem elegancki piruet pomiędzy stolikami kawowymi. - Zapraszam, w każdej chwili - odparła i brzmiała całkiem szczerze, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę, że faktycznie była zaangażowana w biznes rodzinny z każdej możliwej strony. - Max, co powiesz na to, żeby spróbować pokryć materiał powłoką wodoodporną? Może to będzie miało jakiś wpływ na pył? Ale nie jestem pewna, czy będzie przyjemne w dotyku - dodała, próbując na chwilę zatrzymać się przy jednym z foteli, ale nie była w stanie, więc zamiast tego zerknęła w stronę kanapy, która wciąż była skórzana, dostrzegając pył, który osiadł na niej już dość gęsto. To zdecydowanie nie było dobre rozwiązanie i teraz już zdawali sobie z tego w pełni sprawę. Nim jednak to skomentowała, Max odezwał się ponownie, a ona parsknęła, gdy dodał swój żart, całkowicie przełamując chwilową powagę, jaka między nimi zapanowała. Spojrzała na chłopaka ponad jednym z foteli, zupełnie, jakby chciała mu powiedzieć, żeby przestał żartować i zmieniła materiał sofy, by również był bawełną, przy okazji wzbijając w powietrze mnóstwo pyłu. - Och, wierz mi, na balach to nie robi takiego wrażenia.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Maxowi w tej szkole nic nie pasowało, jak miał być szczery, więc nieodpowiedni materiał nie robił mu za bardzo różnicy. Był jednak w towarzystwie Victorii, więc przynajmniej starał się jakoś porządnie robotę wykonać. Ucieszył się też, że ma dojście do dobrego tapicera i projektantki w razie potrzeby. Kontakty były tym, co cenił w życiu, bo często mu je po prostu ułatwiały. -A co nam szkodzi? Zawsze można usiąść na ziemi, albo cofnąć czar, jak będzie wyjątkowo tragicznie. - Powoli robił się już zmęczony tym projektowaniem wnętrz i myślał o jak najszybszym zakończeniu pracy by powrócić do kociołka. Zgodnie z rozmyśleniami rzucił więc czar na najbliższy mebel by sprawdzić, czy wodoodporna powłoka jakkolwiek pomoże im w tym pyłkowym zamieszaniu. Ciężko było mu ocenić rezultaty na pierwszy rzut oka. Pyłek, który odgarnął uprzednio, oczywiście zniknął, ale musiałby tu chyba kwitnąć godzinami, żeby przekonać się, czy nowy nie przenika przez zaklęcie, a zdecydowanie miał co robić. Wyszczerzył się do granic, gdy parsknęła na jego żart. Wiedział, że było to totalnie głupie i psuło całą powagę, ale nie mógł nic poradzić na to, że komórkę mózgową, jaka mu przypadała, miał dzisiaj ktoś inny. Równie mocno nie przejmował się spojrzeniem krukonki, kompletnie nie mając zamiaru porzucić żartów. -Bo chodzisz na same nudne. - Wytknął jej oczywistą oczywistość. Jeśli te kocie ruchy nie robiły na balach wrażenia, to musiało być coś z tymi imprezami nie tak. Stawiał na niewystarczającą ilość odpowiednich używek. -Musiałbym wziąć Cię kiedyś w naprawdę skandaliczne miejsce. Zrobiłabyś furorę na parkiecie. - Brzmiało jak żart i lekkie wtrącenia, ale w jego oczach była to już misja, którą zamierzał wykonać i to im szybciej, tym zdecydowanie lepiej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees