Nie, pub nie jest własnością znanego wszystkim zespołu, aczkolwiek Felix Felicis byli w nim parę razy dając kameralny koncert. Kameralny, ponieważ scena w knajpie nie jest zbyt wielka. Głównie znajdziesz tu obszerny bar z krzesełkami (i oczywiście trunkami!) oraz wygodnymi, miękkimi kanapami dookoła stolików. Wewnątrz panuje delikatny półmrok, acz trzeba przyznać, iż to przytulne miejsce na spotkania z przyjaciółmi bądź drugą połówką!
Nie zdąrzyli z Piątkiem zbyt długo pogadać, bo przez drzwi wkroczyła ich wspaniała pani kapitan, a zaraz za nią LSD, która tak niedawno uratowała jej skórę. Chociaż wolałaby być taką szczęściarą jak Ambroge, który nie zaznał żadnego uszczerbku na zdrowiu, to musiała przyznać, że uzdrowicielka poradziła sobie sprawnie i jak na razie nie mogła narzekać na złe efekty jej leczenia. - Taaa... Można powiedzieć, że Twoje zaklęcia spisały się świetnie, ale nadal się wzdrygam na samo wspomnienie... Jeśli miałabym wybierać, to preferowałabym zderzenie ze ścianą, a nie ranienie iglicą. - Skrzywiła się lekko, lecz po chwili dodała z uśmiechem - Ale przecież to nie powód, żeby nie pojawić się na następnych treningach! - Po wypadku dziewczyna dość szybko się pozbierała z pomoca Lunaire i choć czuła się niespecjalnie, to przecież musi się od tego oderwać. Czas na zabawę! Zgodziła się w duchu z Ambrogem. - Masz rację, nie czas na smutki, tym bardziej, że czym prędzej wolałabym zapomnieć o tamtych zdarzeniach.. - Zamyśliła się chwilę. - Ja chyba napiłabym się kremowego piwa. Suszy po tym treningu! - Spojrzała na swoich krukonowych towarzyszy. Zapowiadało się miłe spotkanie.
Alexis miała dość. Po prosu głęboko gdzieś miała pracowanie znów jako barmanka, albo co gorsze kelnerka. Choć Diego, właściciel Bazyliszka, u którego pracowała co od kiedy skończyła szesnaście lat prosił ją prawie dwie godziny by została. Zaczął grzecznie w piękne słowa ubierając powody, dla których to Alexis powinna zostać u niego w pracy. Prawda jednak była mniej kolorowa. Wielu kilentów przychodziło dlatego, że ona tam pracowała. Z reguły były to typki spod ciemnej gwiazdy, które ostatnie galeony wydawały na ognistą i mogły sobie popatrzeć na jej nie brzydką buzię. Gdy to zawiodło Diego postawił na stole Ognistą i zaprosił ją do picia w ramach niby to odpowiedniego pożegnania. Prawdopodobnie chciał ją upić i potem namówić, niestety sam siebie doprowadził wcześniej do stanu marnej używalności swój dialog z Alexis zakończył grożeniem jej i zapewnianiem, że on się już postara by nigdzie pracy nie dostała. Alexis, jako dobrze wychowana dama opuściła lokal wcześnie pokazując swojemu poprzedniemu pracodawcy środkowy palec. I czuła się z tym doskonale. mała trochę odłożone i na razie nie musiała się przejmować o pieniądze. No i chciała robić coś innego niż stać za barem. No i okazja nadarzyła się szybko. Właściwie owa okazja była powodem rzucenia pracy przez Alexis. Szukali muzyka. Lexi już dość nagrała sie po zakazanym lesie. Była odważną i pewną siebie dziewczyną i czuła, że to czas najwyższy pokazać światu swoje umiejętności. Choć granie zawsze wydawało jej się rzeczą dość intymną i obnażającą. Postanowiła jednak się przełamać. Nic poza odmową spotkać jej nie mogło prawda? W całkiem dobrym humorze zjawiła się dzisiaj na rozmowę czy też przesłuchanie. I pomimo wczesnej godzin(o dziesiątej w wakacje to ona spała, a przynajmniej w Indiach spała) miała naprawde dobry humor. Po początkowej rozmowie z właścicielami, którzy zadali podstawowe pytanie jak : Czemu akurat my, czemu jako muzyk, przecież ma doświadczenie za barem. Na które Alexis udzielała odpowiedzi szczerych i wyczerpujących przyszła kolej na prezentację swoich umiejętności. I choć początek nie był najlepszy, bo weszła nie w tą tonację, to zaraz naprawiła wszystko i zachwyciła swoim występem właścicieli. Pomimo braku jej doświadczenia na scenie postanowili na nią postawić. No i z jej barowym doświadczeniem mogli zawsze wrzucić ją na bar, gdyby któryś z pracowników potrzebował wolnego, albo zachorował. Jednym słowem, podpisaniu umowy i umówieniu pierwszego występu na wieczór, godzinę dwudziestą tego samego dnia, Alexis była pełnoprawnym pracowonikiem pubu Felix Felcis.
****
Miała naprawdę dobry humor. Dzisiejszy dzień, był zdecydowanie jej dniem. Miała pracę. Nie musiała stać za barem i miała robić coś co lubiła. Choć właściwie nikt nawet nie wiedział, że to potrafi, bo przez wszystkie te lata utrzymywała to w tajemnicy. Chciała by brano ją za radzącą sobie z życiem dziewczynę, a nie jaką romantyczkę brzdkąkająca na gitarze. Jej edukacja jednak powoli zbliżała się ku końcowi i Alexis uznała, że nie musi już trzymać w sekrecie swojej umiejętności gry na gitarze i całkiem niezłego śpiewania. Zgodnie z ustaleniami zjawiła się pół godziny przed występem. Miała zgłosić się do barmana, który miał jej pomóc w przygotowaniu do występu i przy dużej liczbie osób miała zostać i pomóc mu w zamknięci lokalu. Podgwizdując pod nosem ruszyła do baru. Oparła o bar łokcie i rozejrzała się wspinając się na palce. Za barem nikogo nie było, jednak z zaplecza dochodziły odgłosy. Postanowiła jednak poczekac na swoim miejscu, ściągając z pleców futerał z gitarą i kładąc go obok, sama zaś wgramoliła się na stołek, by poczekać na osobe, która miała jej pomóc i wyjaśnić ostanie rzeczy,
Cesaire już długo pracował w Felix Felicis. Nie pamiętał już dokładnie tego, jak przebiegała jego rozmowa o pracę, pamiętał tylko tyle, że było to niedługo po jego przyjeździe z Kanady na mistrzostwa, kiedy to zamarzyło mu się własne mieszkanie, czyli... ponad rok temu? Praca jak praca, Weatherly dobrze sobie radził za barem i z powodzeniem łączył późne powroty do mieszkania z nauką na zadowalającym poziomie, wypłaty też były satysfakcjonujące, więc dopóki wszystko w jego życiu było na tym samym poziomie, ani myślał szukać szczęścia gdzie indziej. Na poważne zmiany przyjdzie czas w następnym roku, kiedy zostanie oficjalnie w pełni wykształconym członkiem społeczności czarodziejskiej i będzie zmuszony rozpocząć poważne, dorosłe życie. Czy będzie to właśnie w Wielkiej Brytanii? Nie miał pojęcia i szczęściwie w chwili obecnej nie musiał o tym decydować. Tego wieczoru była jego zmiana i co prawda usłyszał od właściciela, że ma przyjść nowy muzyk, któremu należy pomóc w rozstawieniu sprzętu, przygotowania wszystkiego do występu i ogarnąć graty po zakończeniu i zamknięciu pubu, jednak Cezar podszedł do tego z charakterystycznym tomiwisizmem. Był akurat na zapleczu, szukając butelki alkoholu, który już się skończył w barze, kiedy do lokalu weszła następna osoba. Wyszedł zza drzwi, by zapytać nowego klienta co podać, ale zaraz zobaczył futerał na gitarę, więc stało się jasne, że to właśnie muzyk, o którym była mowa. - Zaraz pokażę Ci sprzęt i wszystko, tylko jeszcze znajdę... - zaczął mówić do nowego pracownika, stawiając butelkę na półce i dopiero wtedy obdarzył znajdującą się przy barze osobę spojrzeniem, by zorientować się, że owym muzykiem jest nie kto inny, jak Alexis. Ta sama Alexis, z której z takim zacięciem zrywał ubrania w Pokoju Gier, ta sama, z którą jak na złość wylądował w jednej sypialni na łódce w Indiach i ta sama, z którą w niewiadomych mu okolicznościach spędził ostatnią noc szkolnych wakacji w jednym łóżku, by rano niemalże z przerażeniem próbując bezskutecznie próbować poskładać wydarzenia poprzedniej, mocno zakrapianej nocy. - Serio? Czy to jest jakiś następny wymyślny żart? - po prostu lepiej już być nie mogło!
Może się wam to dziwnym wydać, ale Alexis do Felix Felcis wczesniej nie chadzała. Głównie dlatego, że to jej znajomi wybierali miejsca, w których się spotykali, a jak już Lexi miała gdzieś wyjść, to wolała zjawić się w Londynie. Tam też zresztą pracowała, nic więc dziwnego, że pracy wolała zabawić się w mieście, w którym zostawała na noc. Nie miała więc zielonego pojęcia, kto obsługuje w Felix Felics. I mówiąc szczerze nie bardzo ją to obchodziło. Bo czemu miałoby? Do niej należała scena, z osobami za barem przy dobrym wietrze miała wymienić kilka zdań. No, chyba, że wzięłoby jej się na jakies przyjaźnie, których, powiedzmy szczerze, nie potrzebowała. I tak jak pisałam wcześniej po rozmowie z właścicielami Alexis przez resztę dnia mogła oddać się robieniu niczego, poza tym, jej umowa była naprawdę dobra. Mogła spokojnie powiedzieć Adios Bazyliszkowi i cieszyć się życiem jako nowy muzyk. Siedząc już w pubie czekała, aż z zaplecza wyłoni się postać, z którą przyjdzie jej pracować. W końcu wyłonił się z niego mężczyzna, niestety Alexis uchwyciła tylko jego profil, choć sam on na myśl przyniósł już jej jedną osobę. Osobę, której nie spodziewała się spotkać. I nie chciała spotkać. Osobę, z którą miała pewna niedokończone sprawy z Pokoju Gier, osobę, którą los przydzielił jej na wakacje do pokoju na łódce. Dodajmy też, że zobaczyła osobę, której skrzętnie unikała przez cały pobyt w Indiach, by ostatniego poranka obudzić się w jednym łóżku razem z nim. Nie mając kompletnie pojęcia jak do całej sytuacji doszło, a winą za nią mogła obarczyć tylko Ognistą. Tak. Mówimy o Cezarze, o nikim innym, który jak gdyby nigdy nic wyszedł z zaplecza z butelką alkoholu i poruszał się za barem swobodnie. Na jego widok Alexis zalała fala gorąca, które była jednocześnie swobodna nienawiścią do tego konkretnego osobnika, jak i pożądaniem, do którego głośno by się nie przyznała. Gdy wypowiedział pierwsze słowa była już prawie pewna, że to właśnie nie. Ale dopiero gdy odwrócił się do niej przekonała się na własne oczy. I choć mózg wysyłał jej już wcześniej sygnały, że to właśnie on stoi za barem, dopiero gdy zobaczyła całą jego twarz dotarło to do niej. Zerwała się wtedy ze stołka, wywracając go. Spadł on z hukiem na podłogę, na szczęście pozostając w całości. Sama Alexis zaś cofnęła się o kroków parę i zamrugała parę razy oczętami. -Na Merlina. Wszechświat ze mnie drwi.-wypowiedziała te słowa, kompletnie ignorując pytanie chłopaka. Wzięła dwa głębokie wdechy i wykonała równie głębokie dwa wydechy. -Jakbym wiedziała... Zaczęła podnosząc dłoń i przeczesując włosy, po to tylko, by za chwile zebrać je wszystkie na czubku głowy i zrobić z nich koka, którego obwiązała gumka,która zawsze nosiła na nadgarstku. Zadania nie skończyła, bo jego koniec był oczywisty. Jakby wiedziała, to by nie podpisała umowy. Nigdy stopy bu tam nie postawiła. Przecież to jasne jak słońce było. DO JASNEJ CHOLERY! Powinni wywieszać jakąś listę pracowników czy coś. Nie mogła jednak zrezygnować. Nie teraz, jak dostała pracę, której tak bardzo chciała i, nie okłamujmy się, potrzebowała. -Sprzęt?- spytała, chcąc powrócić na właściwy tor. Choć śpiewanie i granie przed Cezarem zakrawało o jakiś absurd. Nie chciała. Nie mogła. Bała się? Może tak właściwiej. Że nie będzie dobra. Że po wszystkim obrzuci złośliwymi komentarzami coś, co było dla niej tak ważne, coś czego nie potrafiła bronić. Jeszcze nie.
Właściwie to wcale nie jest takie dziwne, że Sky nie chadzała zbyt często do Felix Felicis, raczej duża część studentów spędzała wolne chwile w Londynie, kiedy ten się stawał dla nich dostępny w pewnym wieku, bo właśnie tam mieli mieszkania, pracę lub po prostu przejadło im się Hogsmeade, znajdujące się tuż przy szkole i w którym praktycznie na każdym kroku wpadało się na kogoś z Hogwartu. Wszyscy siebie znali, zero anonimowości, której można było mieć w wielkim mieście. Dla Cezara jednak to nie miało większego znaczenia, cenił sobie wygodę, jaką była praca blisko miejsca zamieszkania i nauki, a i widzianymi twarzami kojarzonymi z zamkowych korytarzy niezbyt się przejmował, jak to on. Bycie barmanem w Felix Felicis było naprawdę dobrą pracą. Wcześniej dodatkowym plusem było to, że barmanką w tym lokalu była Teddra, ekstra ziomek Cezara z Riverside, późniejsi współpracownicy jednak również byli całkiem spoko. Praca nie była zbyt szalona, nie przytrafiało się zbyt wiele dziwnych wydarzeń w stylu kradzież alkoholu czy harce pijusów na barze, a atmosfera była na tyle luźna, że gdyby teraz Cezara ktoś zapytał, czy zrezygnowałby z posady wiedząc, że przyjdzie mu pracować z Alexis, miałby prawdziwy dylemat. I najprawdopodobniej jego wielkie rozważania skończyłyby się przeczącą odpowiedzią. Nie nie nie, dlaczego to właśnie on miałby ustępować? Był tu już od ponad roku, a teraz ona pchała się z buciorami w jego życie, było więc jasne, że jeśli ktoś ma odpuścić, powinna to być Sky. Trwało to chwilę, zanim odzyskał rezon po szoku, jakiego doznał na widok tej niepozornej twarzyczki, którą tak często wykrzywiał grymas złości lub chłodny uśmiech. Kręcił się za barem, bez końca ustawiając wszystkie butelki, szklanki i resztę wyposażenia, w głowie próbując wymyślić cokolwiek sensownego, zanim z w ogóle po raz kolejny otworzy usta, ale niestety, chwile olśnienia nie nadchodziły, kiedy przed oczami cały czas miał wszystkie te dziwne, niezrozumiałe momenty jego relacji ze Ślizgonką, a tych ostatnio była cała masa. Jakie to szczęście, że morze alkoholu i zbieg okoliczności, jakim było to, że oboje znaleźli się w swojej wspólnej sypialni, której tak namiętnie unikali, przytrafiło im się akurat ostatniej nocy wakacji w Indiach. Rano, po obudzeniu się obok blondynki i mając w głowie tylko jedno wielkie "co do kurwy nędzy", dziękował wszelkim możliwym siłom nadprzyrodzonym za to, że musi już się tylko spakować i opuścić łódź, że nie będą już musieli przeżywać tej niezręczności przez następne kilka dni. A teraz Sky po raz kolejny nawiedzała jego prywatną sferę, a on po raz kolejny nie miał absolutnie żadnej innej opcji, jak tylko to zaakceptować. Jedynym pocieszeniem było to, że dziewczyna wcale nie znosiła tego lepiej, bo kiedy on tylko maniakalnie porządkował pedantyczny już bar, Alexis z hukiem opuściła swoje miejsce, a przewracający się stołek ściągnął na nich uwagę okolicznych klientów pubu. - Yhm. - mruknął tylko zbiorczo na wszystkie jej wypowiedzi, nawet te, których ciąg dalszy pozostawał tylko w sferze domysłów. Wiedział aż za dobrze, co dziewczyna ma na myśli. - Tam. - wskazał palcem miejsce na scenie, gdzie stały zgromadzone wszystkie mikrofony, instrumenty i tego typu sprzęty potrzebne muzykom. - Jesteś zręczna, dasz sobie radę. - dodał natychmiast, wyrażając poniekąd swoją niechęć do zbyt bliskich interakcji ze Sky, jak i mimowolnie nawiązując do jej możliwości fizycznych, których miał okazji doświadczyć na własnej skórze. Ale to już zupełnie mimowolnie, przecież takie aluzje nie przystoją w miejscu pracy!
Czy Alexis wybrała Londyn bo miałam dość Homsmade? Raczej nie, udało jej się tam po prostu złapać pracę, A Diego na wakacje dawał jej pokój nad barem za darmo, co całkowicie jej pasowało i nie zmuszało do wynajmowania jakiegoś pokoju. Choć mówiąc szczerze od jakiegoś czasu już zastanawiała się nad tym, czy nie porzucić zamku na poczet własnego kąta. I choć myśl ta była obiecująca jak na razie odkładała szukanie mieszkania tak długo jak się dało znajdując jakieś marne wymówki. Jeśli zaś chodzi o obecną sytuację. Jasnym dla niej było, że gdyby wiedziała, że Cezar tu pracuje prawdopodobnie nigdy nie przyszłaby tutaj na rozmowę. I z całą pewnością nadal mogłaby poszczycić się mianem barmanki z bazyliszka. Niestety nie sprawdziła wcześniej obsługi Felix Felcixs i to postawiło ją w obecnej sytuacji. W sytuacji, w której nie chciała się znaleźć. Los znów skazywał ją nie towarzystwo Cezara. Karma to rzeczywiście suka jest. Najpierw Indie, a teraz to. Indie, kolejna rzecz, która poszła nie po jej myśli. Choć wyjazd zaliczała raczej do udanych. Większość czasu spędziła za łódką poznając mieszkańców i bawiąc się z nimi do białego rana. Tylko jedna, jedyna ostatnia noc poszła całkowicie na wspak. A przynajmniej tak się Alexis wydawało, bo właściwie niewiele z niej pamiętała. Pobudka wydawała sie nadal snem, przynajmniej dla Alexis. Obudziła się w objęciach, nie było to znów niczym dziwnym. Dziwnym i zaskakującym okazał się fakt, że do właśnie w objęciach Cezara się znalazła. Z jego miny też jasno wynikało, że nie miał pojęcia jak do tego doszło. A przynajmniej takie wrażenie miała Alexis. Cieszyła się wtedy w duchu, że wyjazd w Indiach dobiega końca inaczej nie miała pojęcia co by zrobiła. A teraz? Teraz nie miała wyjść jak znów znosić jego towarzystwo. Nie miała zamiaru zrezygnować z pracy. I co, że on był tutaj pierwszy? Gdy w końcu Weatherly zaszczycił ją jakimiś słowami były to ledwie jakieś przytaknięcie i jedno słowo połączone z gestem. Wskazywał coś dłonią, więc i Alexis zwróciła wzrok na to co wskazywał. Następne zdanie sprawiło, że uniosła jedną brew pytająco i zaszczyciła chłopaka spojrzeniem. Doskonale zrozumiała aluzję, nie skomentowała jej jednak. Więc nie zamierzał jej nawet pomóc? dobrze, nie potrzebowała jego pomocy. Mogła to przecież zrobić równie dobrze sama, prawda? Co trudnego mogło w tym być? Musiała tylko rozplątać kilka kabli i odpowiednio je podłączyć. Prościzna. Chyba. Prawda? Nie zastanawiając się więcej ruszyła w kierunku sceny, na której miała spędzić najbliższy czas. Jeżeli Cezar ją obserwował mógł spokojnie zauważyć, jej postawę, która przesiąknięta dumą, aż biła i raziła po oczach przekazem, że świetnie poradzi sobie sama. Choć Sky wcale nie byłą tego taka pewna. Wskoczyła na scenę jednym susem, w duchu dziękując sobie, że się nie potknęła. albo nie zrobiła jakiego innego ujmującego posunięcia. Położyła dłonie na ramionach i rozejrzała się po scenie. Nastepnie westchnęła i uniosła dłonie. Rozpuściła włosy, przeczesała je kilka razy dłońmi i zaczęła je jeszcze raz zbierać na czubku głowy. Wyglądało to naturalnie, jakby właśnie to w tej chwili było tym, co miała robić. Prawda była jednak taka, że stojąc tak tyłem do lokalu na scenie i próbowała rozejrzeć się po scenie i znaleźć jakiś punkt wyjściowy do pracy. W końcu związała włosy i raz jeszcze położyła dłonie na biodrach. A potem ruszyła i znalazła statyw. Więcej niż jeden, było ich kilka, ale Sky wiedziała, że będą jej potrzebne tylko dwa. Jeden dla niej i jeden do gitary. Ustawiła też stołek i na tym jej wiedza się skończyła. Nie zamierzała jednak prosić o pomoc Cezara, dlatego z miną znawcy zaczęła rozplątywać kable od mikrofonów. W końcu gdy udało jej się oswobodzić dwa i umocować je w uchwytach ruszyła z nimi do skrzynki, której nazwy nie znała. Wiedziała jednak, że to własnie tam, należy je wetknąć. To też zrobiła. Ruszyła do mikrofonów, oba jednak były wyłączone. Wykonała więc drogę powrotną do skrzynki, zauważając, że nie jest ona włączona. Wzięła głęboki wdech i nacisnęła przycisk. Cały lokal wypełnił się nieprzyjemnym dźwiękiem sprzęgającego się sprzętu. -Brawo, kurwa, Sky.- mruknęła do siebie w myślach wyłączając pudło. Była pewna, że wszyscy na nią patrzą, a jej wróg numer jeden stojący za barem ironicznie się uśmiecha. Czuła, jak ten jego uśmiech wierci jej w plecach. - Pieprzony Weatherly.
Ech i na co moje szalone elaboraty z rozmyślaniami o tym, dlaczego ktoś spędza gdzieś więcej czasu niż w innym miejscu, skoro wszystko sprowadza się do jednego prostego czynnika, jakim były odpowiednie okoliczności i możliwości, których nie było gdzie indziej. Mieszkanie za free jest dosyć obiecującą opcją, kiedy z hajsem było krucho, ale wiadomo, że lepiej mieć coś własnego, pewnego, na stałe, co można urządzić po swojemu, a nie patrzeć na zasadzie, że teraz jest, a następnego dnia może już nie być. Nieszczęśliwe zbiegi okoliczności zdawały się rządzić ostatnio ich losami, które w złośliwy sposób przeplatały się raz za razem. Alexis była wszędzie, dosłownie wszędzie. Na korytarzach, na lekcjach, w dormitorium, na imprezach, na wyjazdach szkolnych w jego pokoju, a teraz i w jego pracy. Jeszcze trochę i gdy otworzy lodówkę, wyskoczy z niej właśnie Alexis. Nikt właściwie nie wie, jakie wydarzenia miały miejsce tego (nie)pamiętnego wieczoru w Indiach. Może któreś z ich łódkowych współlokatorów powinien mieć przynajmniej mgliste pojęcie o tym, co działo się wcześniej, zanim ta dwójka weszła, a raczej wtoczyła się do swojej sypialni, jednak Weatherly ani myślał kogokolwiek wypytywać o takie rzeczy i jakby otwarcie przyznawać się do tego, że go to nurtuje, że nie pamięta, a może to mieć znaczenie. Z niewiadomych powodów Weatherly miał przeczucie, że spanie w jednym łóżku nie wzięło się bez powodu i że ta dwójka po raz kolejny przekroczyła granice swojej wzajemnej niechęci i pogardy na rzeczy czegoś skrajnie odmienniego, ale przecież obudzili się w ubraniach. Sama pobudka mogłaby być całkiem przyjemna, bo wiadomo, każdy lubi się budzić obok dobrej dupeczki, ale problemy zaczynają się wtedy, kiedy odkrywasz, kim jest ta dupeczka. Cezar w głowie miał jedno wielkie WTF, jednak przyćmione wspomnienie smaku ust Alexis było mimo wszystko zbyt żywe i zbyt świeże. Całe to zamieszanie odbiło się na nim tak mocno, że do Hogsmeade wrócił samodzielnie, unikając jak ognia podróży pociągiem, w którym mogła być Sky. A wszystko po to, żeby po raz kolejny wpaść na nią w miejscu, z którego nie ma drogi odwrotu. Sytuacja patowa, bo oczywistym było to, że żadne z nich nie ustąpi. Nawet nie dlatego, że w grę wchodziły kwestie pieniężne, ale dlatego, że byłoby to niczym otwarte przyznanie się do kapitulacji. A przecież w ich grze liczył się pokaz siły. Czy lśniący już od czystości bar można było jeszcze bardziej wypolerować? Oczywiście, że tak! Weatherly chyba jeszcze nigdy nie był tak pilnym pracownikiem, jak teraz, kiedy miał spędzić kilka następnych wieczornych godzin współpracując z Alexis. Monosylaby wydawały się być odpowiednimi wypowiedziami, bo wiedział, że gdy tylko spróbuje być bardziej elokwentny, z jego ust posypie się cały grad średnio się zapowiadających słów, a Ślizgonka nie pozostanie mu dłużna. Cesaire powrócił do pracy za barem, jeszcze gorliwiej niż kilka minut wcześniej, ale kątem oka cały czas widział ruchy Sky, która zdawała się doskonale wiedzieć, co robi. Kanadyjczykowi wystarczyło jednak tylko kilka spojrzeń na pozornie swobodną dziewczynę, by wiedzieć, że jest wprost przeciwnie, a cała jej nonszalancja jest tylko doskonałą grą pozorów. Tą w końcu miała opanowaną do perfekcji. Przyjął zamówienie od następnego klienta pubu, by następnie oprzeć się o blat i obserwować walkę Sky z kablami. Wbrew temu, co sądziła, wcale nie było mu do śmiechu, przecież nie chciał doprowadzić do otwartego konfliktu, w efekcie którego oboje zostaną wywaleni na zbity pysk z pracy, z której są zadowoleni. Weatherly pomimo swoich wcześniejszych zapowiedzi mimo wszystko miał zamiar pomóc uporządkować Sky te wszystkie kable, z którymi najwyraźniej sobie nie radziła, ale właśnie w tym momencie jak na złość bar przeżył prawdziwe oblężenie ludzi pragnących następnych drinków. Wszyscy ci ludzie, w ciągu pięciu minut, zostali ogłuszeni okropnym, rozdzierającym dźwiękiem, którego źródłem był załączający się mikrofon. Twarz Kanadyjczyka wykrzywiła się na kilka chwil, po których dzielnie dokończył szykowanie ostatniego trunku, przeprosił obecnych barze i szybkim krokiem udał się w kierunku sceny, na którą wskoczył i momentalnie dobrał się do kontrolek przy systemie magicznego nagłośnienia. - Ten przełącznik musi być skierowany w dół, kiedy montujesz mikrofon. Później ten podnosisz, tu przekręcasz w prawą stronę i wszystko gra. - wyjaśnił, pokazując szybko przełączniki i pokrętła i jak nimi operować. Przypadkowo, kiedy pochylał się nad kontrolką, otarł się bok Alexis, co oczywiście dzielnie zignorował. - Już? - zapytał, zerkając na nią przelotnie, by dowiedzieć się, czy teraz już wszystko ogarnia i czy nie wygoni wszystkich klientów pubu następnymi ogłuszającymi falami. Cezar pracownik roku.
Oczywiście, że mieszkanie za free były dobrą opcją. Ale na pewno nie obiecującą. Bo powiedzmy sobie wprost, kto chciałby mieszkać ciągle w miejscu, które nie jest pewne? Diego w każdej chwili mógł ją zwolnić prawda? I wtedy co? W biegu zaczęłaby szukać nowego? Bez sensu. Dlatego postanowiła, że ten rok, będzie rokiem poważnych zmian w jej życiu. I zaczęła od rzucenia starej pracy. A po co? Po to by mieć lepszy start. Ta jasne, już to widziała z Cezarem u boku. Alexis spędziła dwie noce. Dokładnie dwie, leżąc w łóżku i patrząc w sufit. Dlaczego? A tak ją wzięło na rozmyślania. Jej głowę jednak ciągle zaprzątały Indie. Jak? Kiedy? I najważniejsze: Dlaczego? Dwie noce. I ani jednej więcej. Potem po prostu wzruszyła nad problemem ramionami i od niego odeszła. Nie miała zamiaru nikogo o to wypytywać. Zwłaszcza Cezara. Nawet jeśli coś wiedział i tak by jej nie powiedział, a miałby czym jej dogryzać przez resztę jej życia pewnie. Alexis nie wiedziała, czy było dobrym posunięciem zostawiać ich dwójkę samych. Zwłaszcza jak przypomniała sobie jakie pobojowisko ich team stworzył na zaklęciach. Cała szkoła lubi sobie do tej pory wspomnieć o ognistym feniksie i wybuchających kałamarzach. Można by pomyśleć, że sprawa nigdy nie odejdzie. Sky czuła na siebie spojrzenie. Jego spojrzenie. Czuła je dokładnie. Choć nawet nie odwracała twarzy w jego stronę. Z jakiejś strony cieszyło ją to, że na nią patrzy. Jednak gdy podniosła głowę, by posłać mu spojrzenie mówiące "że radzi sobie wyśmienicie bez niego" nie napotkała jego wzroku. Zalało ją dziwne uczucie. Uczucie którego nie rozumiała. Zawód? Zazdrość, że skupia uwagę na innych a nie na niej? Przeklęła cicho w duchu, przecież nie zależało jej na tym. Kompletnie jej odbijało. A potem ogłuszyła cały bar. Krzywiąc się wyłączyła pudło dostatecznie szybko, by nikt trwale nie ucierpiał. Zamierzało w jej stronę nieuniknione. Czyli Cezar. Przestąpiła z nogi na nogę, przygotowując się do czekającej ją tyrady i walki. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Cezar zaczął jej wyjaśniać jak działa. Alexis tak wcięło, że aż rozdziawiła usta jak żaba. Chłopak na szczęście tego nie zauważył, bo zamrugała kilka razy i zamknęła je dostatecznie szybko. Gdy pochylał się nad kontrolką otarł się o jej ramię. Starała się nie odskoczyć jak szalona, choć czuła, jakby uderzył w nią piorun, dlatego odsunęła się pół stopy w przeciwną niemu stronę. Gdy zakończył przekrzywiła lekko głowę i spojrzała na niego. Pierwszy raz od czasu mało przez nią pamiętanej nocy znalazła się tak blisko Kanadyjczyka. Czuła jak jej serce przyśpieszyło razem z pulsem, choć wcale im tego nie kazała. Zamiast coś mówić przytaknęła tylko głowa bojąc się, że zabrzmi nienaturalnie. Odszedł, a ona spojrzeniem odprowadziła go do baru, z brwami ściągniętymi w wyrazie konsternacji. What yust happend? Kołatało w jej głowie. Pokręciła szybko głową, by odepchnąć te myśli. Miała do zagrania parę piosenek, w końcu przyszła do pracy. Czas leciał na szybko. Chociaż podczas pierwszych dwóch piosenek totalnie trzęsły się jej ręce i głos. Co spowodowało, że przestały? Alexis sama nie wiedziała. Może fakt, że nie był to koncert, a występ, który był tylko tłem do wieczoru w pubie. Niczym więcej. Czasem ktoś rzucił jej zainteresowane spojrzenie, ale większość zajmowała się sobą. Alexis naprawdę starała nie patrzeć się w stronę baru, ale jej wzrok zdecydowanie zbyt często tam wędrował a pytania zadawanie przez te dwie noce powróciły. Co jakiś czas Lexi robiła sobie przerwę podchodząc do baru po piwo. W końcu skończyła. Była zmęczona, w jakimś stopniu na pewno. I na pewno nie była do końca trzeźwa. Nie pijana. Bardziej wstawiona. Zostawiła na scenie wszytko tak jak było wyłączając tylko cały sprzęt przy pomocy przycisku. Potem nieśpiesznie spakowała gitarę i ruszyła do baru. -Dzi...-Zaczęła, ale jak widać jedno z magicznych słów bez zawartości tony sarkazmu nie było w stanie przejść przez jej gardło. Odwróciła spojrzenie i podrapała się po karku. Gitarę trzymała przed sobą opartą o ziemię i podtrzymywaną jedną ręką. -Dzisiaj ją zostawię. Spróbowała wybrnąć jakoś z tej marnej próby podziękowania za pomoc. Cóż, bar nadal stał, więc chyba całkiem nieźle im poszło, prawda? Co do gitary zabranie jej ze sobą nie było dla niej żadnym problemem, chciała jednak jakoś zamaskować swoje nieskończone "dzięki" -Nalej mi coś. - rzuciła jeszcze do Cezara podnosząc gitarę i ruszając na zaplecze, miała przecież tam też swoją torbę, sądziła, więc że bezproblemowo może tam wejść bez pytania Cezara o zgodę, co też zrobiła. Wyszła po chwili razem z torbą w ręku, nie bardzo wiedząc gdzie się podziać. Więc ruszyła się tylko kawałek do przodu zostając za barem.
Bycie zdanym na łaskę lub niełaskę kapryśnych pracodawców zdecydowanie nie jest dobrym pomysłem. Nigdy. Tym bardziej, jeśli praca jest tak nieprzewidywalna i niestała, jak kelnerowanie czy robienie kolorowych dronków, bo właśnie w lokalach z napojami wyskokowymi można z łatwością rozstać się z comiesięczną wypłatą i właściwie bez żadnego konkretnego powodu usłyszeć pod koniec dnia, że masz zebrać swoje graty i nie przychodzić następnego dnia. Bo tak. Nie podpisujesz żadnej umowy długoterminowej, nie obowiązuje Cię żadnej okres wypowiedzenia, więc właściciel baru lub pubu może Cię z łatwością odprawić, a Ty kończysz z niczym. Cesaire nie spędził na romyślaniach o ostatniej nocy w Indiach ani chwili. Odciął się od całego zdarzenia, postawił grubą kreskę, odzdzielającą je od całej reszty i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Właściwie bazując na swoich wspomnieniach mógł powiedzieć tylko tyle, że nic się nie stało. Zazwyczaj w takich sytuacjach ludzie próbują się dogadać, z czyjąś pomocą złożyć elementy układanki i ustalić jedną, w miarę spójną wersję wydarzeń, ale właśnie, ta dwójka nie miała zamiaru ze sobą ustalać czegokolwiek, a już na pewno nie tego, co zrobili czy czego nie zrobili po pijaku. Wszystko byłoby zdecydowanie łatwiejsze, gdyby wiedzieli, że ta druga strona ma w pamięci równie czarny obraz tamtej nocy, ale tego pewnie nigdy nie dogadają. Sami czy nie sami, chyba w ogóle nie powinni przebywać zbyt blisko siebie. Z jednej strony, kiedy byli sami, dogryzali sobie, że aż miło, a i ostatnio do klasycznego dogryzania dochodziło dziwne napięcie, które sięgnęło już chyba zenitu i wcale nie pomagało w tym wszystkim to, że gdy już raz mieli zamiar dać upust emocjom, zostało im to brutalnie przerwane. Z drugiej strony, kiedy nie byli sami, wcale nie kończyło się to lepiej, bo oto rykoszetem obrywali niewinni ludzie, a urocza dwójeczka skupiała na sobie sto procent uwagi, zmiatając z powierzchni ziemi wszystko dookoła i wciągając w to każdego, kto się nawinął. I tak źle, i tak niedobrze. Chyba mieli trochę szczęścia i tak się wymieniali spojrzeniami prawie że niepostrzeżenie, bo za każdym razem, kiedy wzrok Kanadyjczyka uciekał w stronę pewnej walczącej ze sprzętem blondynki, ta była pochłonięta szykowaniem się do występu albo udawaniem, że świetnie sobie radzi, a kiedy z kolei Sky zerkała w stronę baru, Weatherly rozlewał do szklanek kolorowe drinki lub wrzucał dzwoniące lekko o szkło kostki lodu, wymieniając kilka uprzejmych zdań z następnym klientem. Nawet jeśli czuł na sobie palące spojrzenie Alexis, bardzo skutecznie je ignorował, w myślach niczym mantrę powtarzając sobie, że chodzi o pracę i tylko to się powinno liczyć, praca, a uwierzcie, że musiał to sobie powtórzyć wiele razy, by przywołać siebie samego do porządku, kiedy jakoś tak jego koncentracja na butelkach o różnych kształtach i cieczach o różnym składzie trochę osłabła, zupełnie niezrozumiale. Przecież to, kto znajduje się w Felix Felicis, nie miało żadnego znaczenia. Nie powinno mieć. Po tym okropnym momencie, w którym prawie że zdesperowany Kanadyjczyk podjął się trudu praktycznie podbiegnięcia do rozrabiającej Alexis i wytłumaczenia jej co i jak, dla dobra wszystkich i przypadkowo w trakcie tych czynności ich ciała się zetknęły, co zostało skwitowane obopólnym, wcale nie takim tajnym odskoczeniem od siebie w przeciwne strony, reszta wieczoru upłynęła całkiem spokojnie. Dystans, jaki był pomiędzy barem a sceną i ludzie, którzy znajdowali się całkiem tłumnie w strefie pomiędzy, z pewnością działali na korzyść Ślizgonów. Cesaire chcąc, nie chcąc, był jednym z widzów występu Sky i całe szczęście, że był barmanem, bo zamiast kręcić cały czas szklanką w dłoniach przy jednym ze stolików i udawać względnie niezainteresowanego człowieka, który słucha jej tylko dlatego, że tak przypadkowo się złożyło, że wylądował właśnie w tym lokalu, właśnie w tym czasie i nie zamierzał odpuścić i wycofać się ze "swojego terenu" tylko ze względu na Alexis, mógł zajmować się wieloma rzeczami, zagadywać do ludzi przy barze i mieć szerszy wahlarz możliwości na odgrywanie całego swojego przedstawienia pod tytułem "mam klapki na oczach i zatyczki w uszach". Ale słyszał Sky, słyszał jej głos, chyba w jednym z nielicznych razów, kiedy nie był uniesiony, zbulwersowany czy agresywny, ale po prostu neutralny czy wręcz przyjemny. Właściwie Felix Felicis nie miał żadnych wytycznych, jeśli chodzi o to, co wolno, a czego nie wolno muzykom, dlatego Watherly bez żadnych pytań czy komentarzy podawał Alexis trunki, o które prosiła w przerwie. Była dorosła, jeśli spije się i rozwali swój występ na scenie, będzie to tylko i wyłącznie jej odpowiedzialność. Nie zamierzał jej pilnować i moralizować. Po skończonym występie, który Cesaire uznałby za dość udany, ale raczej się do tego nie przyznał na głos, spojrzał wyczekująco na Sky, której jakieś słowo kompletnie nie chciało przejść przez gardło. W pewnym momencie nawet Kanadyjczykowi wydawało się, że może są to podziękowania i właśnie stąd cały problem, jednak ostatecznie z ust Lexi wydobyły się odmienne słowa, co nie powinno nikogo zdziwić. - Jasne. - odpowiedział zupełnie na luzie, sprzątając szklanki i kufle po powoli opuszczających lokal klientach. Chłopak przesunął się na bezpieczną odległość, by Ślizgonka mogła przejść na zaplecze i wrócić za bar bez następnego zbędnego przypadkowego i komplikującego wszystko kontaktu fizycznego. Gdy Alexis wyraziła swoją chęć napicia się czegoś, w pierwszym odruchu chciał się zapytać o preferencje, koniec końców jednak ograniczył swoje wypowiedzi pod jej adresem do minimum, sięgając po butelkę Łez Morgany le Fay i nalewając przejrzystego trunku do szklanki, którą postawił przed studentką, która już zajęła miejsce przy barze. Po chwili zastanowienia chwycił jeszcze butelkę Beetle Berry Whiskey i nalał do swojej szklanki, bo w końcu do zamknięcia Felixa pozostało niedużo czasu, a wiadomo, człowiek nie wielbłąd, pić musi. - Zadowolona z występu? - zapytał jeszcze tak od niechcenia, opierając się o blat i upijając łyk bursztynowego trunku. Taka tam normalna rozmowa.
Dlatego też Alexis nie chciała być dłużej zdana na łaskę Diega, który po ich ostatniej rozmowie i tak pewnie nie dałaby jej żadnych referencji. Nic więc dziwnego, że postanowiła spróbować czegoś nowego, prawda? Wszak do odważnych świat należy, a Sky z pewnością nie była jedną z tych niewiniątek, co to chowały się w swoim pokoju i tylko rozmyślały o tym, co chciałby robić. Ona, jak to mówią, chwytała byka za rogi i szła z nim w tan. Chociaż chyba jednak tak nie mówią. Nawet jeśli, to ona właśnie to robiła. Ryzykowała. Szła pod prąd i nigdy nikogo nie pytała o zdanie. I chyba mieli trochę szczęścia. Może to i nawet dobrze, że spojrzenia nie spotkały się tego wieczoru zbyt często, a zostały ograniczone do tych kilku spotkań, które były wręcz nieuniknione. Alexis nie wiedziała, czy może bardziej nie rozumiała tego kompletnie. Tej chore, wręcz wielkiej chęci która sprawiała, że tak bardzo chciała patrzeć na Cezara i gdyby na samym patrzeniu jej myśli się zatrzymywały miałaby tylko lekki problem. Niestety, jego widok przyśpieszał jej puls i sprawiał że serce wywijało fikołka, a mądra Sky tłumaczyła sobie, że jest to efektem nienawiści, jaką do niego żywi. Bo przecież niczym innym być nie mogło prawda? Nie samo to było jednak największą zmorą dziewczyny. Jego widok, za każdym razem, od nowa, przypominał jej o tym, co stało się w Pokoju Gier, a raczej przypominał jej o tym, co się nie stało. Doprowadzało to ją wręcz do szaleństwa. Czuła wręcz chorobliwą potrzebę doprowadzenia tematu do końca, choć sama za żadne skarby świata do tego by się nie przyznała. Wraz z mijającym czasem Alexis uświadomiła sobie, że o ile każde z nich ma zajęcie, i dzieli ich cały bar ludzi są w stanie koegzystować. Jej dzisiejsze zdania względem chłopaka na wyżyny języka za nic nie dało się nieść. Ograniczały się głowie do prośby o alkohol, właściwie nawet z wyłączeniem prośby. Musiałaby skłamać i pewnie gdyby ktoś zapytał właśnie to by zrobiła, gdyby powiedziała, że jej wzrok przemieszczał się w stronę baru zbyt często. Zwłaszcza, że z jej miejsca, był on nad wyraz dobrze widoczny. Alexis zerkała w tamtą stroną zdecydowanie częściej, niż powinna często trafiając akurat na moment, w którym mogła podziwiać plecy chłopaka. Nie przeszkadzało jej to jednak, by zastanawiać się, czy w jego ramionach mogłaby poczuć się spełniona. Rozmawiali z sobą. Czy raczej dukali w swoją stronę zdania, próbując brzmieć normalnie i miło. Przynajmniej Alexis próbowała i wiedziała, że więcej w tym fałszu niż prawdy. Ale można i było chyba dać jakiś bonus za samą próbę prawda? Bar pustoszał, a Alexis weszła na zaplecze by zostawić gitarę i chwilę później siedziała już przed barem pijąc Alkohol nalany jej przez Cezara. Czemu została? Nie miała zielonego pojęcia. Czy nie powinna wiać stąd najszybciej jak się dało? Chyba powinna. Podchmielona jednak już w lekkim stanie upojenia nie myślała trzeźwo uznają, że jeden drink więcej jej nie zbawi. I wtedy z ust chłopaka padło pytanie, które kompletnie zbiło ją z tropu. Nie wiedząc co zrobić, czy raczej co odpowiedzieć podniosła szklanę i przytknęła ją do ust, by dać sobie więcej czasu do namysłu, jednocześnie spojrzeniem uważnie lustrując będącego na przeciw niej chłopaka. Może to było to. Ta przełomowa chwila, w której da dwójka mogłaby w końcu zacząć zwracać się jak ludzie do siebie. Może tak. Jednak Alexis przeraziło to, choć sama nie wiedziała dlaczego. Jej mur, który tego wieczoru opadł na chwilę, a może i nawet otworzył most zwodzony do zamku na nowo wzbił się w górę, kto wie, czy nie rosnąć większym niż poprzednio. -Jasne.bo akurat Cię to interesuje. - odpowiedziała, a w jej głosie znów można było usłyszeć tak charakterystyczny sarkazm. Brawo Sky, nawet nie spróbowałaś.
Chyba właśnie odwaga w połączeniu z determinacją i ambicją była tym, co Cesaire najbardziej cenił w ludziach. Oczywiście pod żadnym pozorem nie przyznałby się do tego, że takie cechy znajduje właśnie w osobie Alexis. Widział je i to niejednokrotnie, tak samo jak jej silny charakter i nieustępliwość, z którą zderzał się raz za razem, przy każdej możliwej okazji, która przeradzała się w następną kłótnię, jednak za nic na świecie nie nazwałby rzeczy po imieniu, bo to byłoby jak otwarte przypisanie dziewczynie jakiś zasług. A jasne było to, że żadnych zasług nie miała. Wychodzi na to, że jeśli bardzo się starali, byli w stanie koegzystować i to wcale nie na zasadzie paranoidalnego wręcz unikania siebie, jak to robili w czasie wakacji w Indiach, gdzie każde z nich prędzej decydowało się na spanie na plaży czy bejowanie u jakiś znajomych, byle tylko nie trafić na swoją łódź i nie ugrzęznąć na całą noc w jednym pomieszczeniu z tą drugą osobą, która mogła w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności pojawić się na pokładzie w tym samym czasie. I tylko zupełnie nie wiadomo, a może raczej wiadomo, ale ani Sky, ani Weatherly, nie chcieli się przyznać przed samymi sobą, dlaczego ich spojrzenia niebezpiecznie uciekały w bok, zamiast skupiać się na tym, na czym miały. Gdy Ślizgonka podchodziła do baru w przerwach koncertowania, Cezar reagował praktycznie monosylabami, ograniczając się do wymaganego minimum i wszystko robiąc niemalże automatycznie. Nie musiał z nią gawędzić jak z przyjaciółką, miał nie utudniać jej pracy i vice versa. Ale przez jedną krótką chwilę Cesaire naprawdę próbował. Zwrócił się do dziewczyny w miarę dobrej wierze, choć z charakterystycznym dla siebie stylem "od niechcenia", a ona nie odwzajemniła się tym samym, tylko zareagowała opryskliwie. Dosyć zaskakujące, bo zazwyczaj trochę podpici ludzie mają tendencję do bycia milszą wersją siebie, ale cóż, najwyraźniej Alexis ta zasada ominęła! - Na gacie Merlina, jestem na to za trzeźwy. - mruknął sam do siebie, słysząc jej jakże słodką odpowiedź, po czym na potwierdzenie swoich słów wychylił zawartość swojej szklanki do dna i natychmiast dolał sobie więcej i już ponownie zatopił usta w bursztynowym trunku. - Twoje zdrowie. - wzniósł w między czasie cudowny toast, unosząc nieco swoją szklankę w górę i po chwili znowu sięgnął po butelkę, by sobie uzupełnić, zastanawiając się przy tym, co właściwie powinien zrobić. W miarę uprzejmie wygonić niezbyt wykazującą chęci resocjalizacji Alexis, tłumacząc, że lokal jest zamykany i musi jeszcze ogarnąć milion spraw, bezceremonialnie wystawić ją za drzwi bez żadnego słowa czy dolewać jej alkoholu i próbować się zachowywać, jakby mieli normalne relacje? Dylemat życia.
Ta nieustępliwość w połączeniu z odwagą nie zawsze była dobrym połączeniem. Zwłaszcza, że osoba tak ambitna i twardo stąpająca po ziemi nie potrafiła przyjąć do wiadomości tego, że czegoś nie wiedziała, albo co gorsza była w błędzie. Zwłaszcza, jeśli do takiego odkrycia dochodziło w gronie ludzi. Wtedy to Sky zaparcie trwała w swojej racji, choć doskonale wiedziała, że jej nie ma. Za nic w świecie jednak by się tego tego nie przyznała, z tego, co mnie wiadomo nazywają to oślim uporem. I trzeba przyznać, że czasem Alexis była tego idealnym przykładem. Oczywiście, że mogli koegzystować razem. Wystarczyło, że każde z nich schowało tylko odrobinę swojej dumy i uporu do kieszeni i postawiło priorytet jakim była praca wyżej, niż niechęć do drugiej osoby. Choć jeśli mamy być szczerzy, to pewnie te dwie rzeczy były naprawdę blisko siebie w rankingu. Alexis nie przeszkadzał fakt, że Cezar nie wdawał się z nią w przyjacielskie pogawędki w czasie przerw w występie. Nie potrzebowała tego. Żadne z nich nie potrzebowało. I byłoby to tak samo sztuce, jak niektóre futra. Całkowicie wystarczał jej fakt, że dostawała alkohol. Zaspokajało to ją kompletnie i monosylaby wychodzące z różowych i jakby nie patrzeć ponętnych ust Kanadyjczyka były i tak dostateczną ilością słów, które irytowały ją samym swym brzmieniem. A przynajmniej tak sobie mówiła. Może właśnie bardziej irytował ją fakt, że chłopak z nią nie rozmawiał rzucając jej jakieś słowne ochłapy. Alexis słyszała jak Cezar do siebie mruczy, ale nie odpowiedziała na to ani słowem, przynajmniej na początku. Obserwowała po prostu jak serwuje sobie szklaneczkę za szklaneczką. On był na to za trzeźwy? Bardzo możliwe, jej alkohol już jakiś czasz temu przyjemnie rozgrzał wnętrze i teraz ogarniał ją całkowity wismitotyzm, tak wielki, że była nawet w stanie siedzieć i patrzeć na chłopaka lekko mętnym wzrokiem. -pierwszym stopniem przy wyjściu z nałogu jest uświadomienie sobie, że ma sie problem. - skomentowała z wrednym uśmieszkiem jego przepiękny spektakl zawierający w sobie ukazanie jego umiejętności picia alkoholu, jednocześnie wskazując na niego palcem. Bycie miłym jest wyborem prawda? Wyborem, którego Sky pewnie nigdy nie dokona względem stojącego na przeciw niej chłopaka.
Jasne, każda cecha ma swoje dobre i złe strony. Nieustępliwość jest świetna, o ile czasem potrafi się odpuścić, zamiast zmierzać w kierunku właśnie wspomnianego oślego uporu. Wtedy osiągniesz wiele, o ile dasz radę mierzyć i sięgnąć równie wysoko, ale nie wpadniesz w zgubny wir własnej pychy i rzucania pustych słów tylko w myśl idei "żeby moje było na wierzchu". Bądźmy szczerzy, Cezarowi całkiem to było na rękę, że Sky trochę się zapędzała w obstawaniu przy swoim, bo wtedy, w czasie ich świetnie już wszystkim znanych kłótni, dawało mu to pewną przewagę, bo przecież Kanadyjczyka przeważnie bardzo ciężko było wyprowadzić z równowagi. Chociaż przyznam, że w towarzystwie pewnej blondynki dał się sprowokować do wtrącania zbędnych wypowiedzi już o wiele więcej razy, niż chciałby się do tego przyznać. Mogli. Ale po co? Żadne z nich nie chciało pierwsze złożyć broni, o ile nie było to absolutnie konieczne i własnie teraz w Felix Felicis mamy piękny tego przykład, bo oto na czas wymaganej współpracy ograniczali swoje średnio przyjazne zapędy do minimum, ale kiedy tłum zaczął się już przerzedzać, atmosfera ponownie się zagęściła. A może była taka cały czas, tylko wcześniej dzielnie ją ignorowali, mając na uwadze większe dobro? Żadne nie potrzebowało tych pogawędek i chyba to właśnie było najpiękniejsze. Gdyby ktoś postronny, niezainteresowany, spojrzał na nich w momencie wymiany owych wymaganych kilku sylab, uznałby pewnie, że są takimi profesjonalistami, że nie tracą czasu na wdawanie się w prywatę, tylko maksymalnie skupiają się na klientach i swojej pracy. Brzmi pięknie i może nie burzmy już tej wizji, bo i tak obie wiemy, jak naprawdę wyglądają sprawy. Wystarczyło tyle, że gdy Sky stała po drugiej stronie baru i niemalże wypluwała pojedyncze słowa pod jego adresem, widział aż za dobrze kontur jej ust, a to wywoływało falę wspomnień w jego głowie, część zupełnie niezrozumiałą. Tak tak, mruczał do siebie, a Ślizgonka nie była nawet na tyle zainteresowana, żeby wyłapać te słowa. Pięknie! On tutaj próbuje chociaż trochę znormalizować sytuację, a do tego najwyraźniej potrzebuje doraźnego znieczulenia w postaci napoju wyskokowego, a ona nawet nie raczy w jakikolwiek sposób zmienić swojego podejścia. - Powiedziała, kiwając się we wszystkie strony na barowym stołku, ale za to pewnie trzymając szklankę. - dokończył jej wzniosłą wypowiedź odnośnie jego rzekomego alkoholizmu lub jego początkowego stadium. - Ee, nikt Ci nie mówił, że to tak nieładnie wytykać innych palcami? - spytał się, chwytając jej palec, który oskarżycielsko na niego wskazywał i odkładając go razem z resztą dłoni spokojnie na blat. Po tym wszystkim dla odmiany chwycił butelkę Morgany i dolał do szklanki Alexis, bo tam już zaczynało się robić sucho. Taki tam syndrom barmana.
Alexis czasem sama siebie zapędzała w kozi róg twardo obstawiając przy swojej racji. Nawet po długich i mozolnych kłótniach, gdy w końcu w jej mózgu trybiki przeskakiwały i zaczynała rozumieć, że nie ma racji, wtedy i tak nie zmieniała swojego stanowiska. Kłócąc się dalej, choć wiedziała, że zwycięsko z tej konkretnej potyczki nie wyjdzie. Była jednak mistrzem manipulacji, może nie we wszystkich przypadkach, ale zgrabnie potrafiła odwrócić kota ogonem i zakończyć dyskusję sprawiając, że większość jej rozmówców czuła się usatysfakcjonowana, choć wychodziła ze świadomością, że zdania Alexis nie zmienili. Wyjątkiem był Cezar. Cezar, który wiedział, kiedy wpadała w swoją własną pułapkę i wtedy bawił się jeszcze lepiej wiedząc, że nie jest w stanie przed nim wybrnąć z niej w jakikolwiek sposób. O dziwo mogli razem pracować nie roznosząc jednocześnie całego lokalu. Co było dziwne. Przynajmniej dla tej dwójki. Mało kto potrafił zapobiec tragediom i zniszczeniom jakich dokonywali w szale wzajemnej niechęci i złości. W sumie dobrze nawet, genialnie wręcz, jeśli ludzie postrzegli ich w sposób wzorowych pracowników, którzy bardziej skupiając się na kliencie, niż na własnych pogawędkach. Sama wizja pogawędki z Cezarem sprawiała, że Sky mimowolnie krzywiła usta w wyrazie niezadowolenie. -Nie. Dotykaj. Mnie. - wyartykułowała powoli i dosadnie nachylając się nad barem i mrużąc oczy ze złości. Nie tyle, co nie podobał jej się jego dotyk. Bardziej nie wiadomo czemu pobudzał krążenie w jej żyłach szybciej niżby chciała, jednocześnie przed oczy podsuwając zdarzenia z Pokoju Gier. Pamiętała jego zapach, jego smak i choć za nic w świecie nie przyznałaby tego chętnie skosztowałaby go raz jeszcze.
/we no daj go przed bar, czy coś, bo inaczej to nigdy nie przejdziemy do sedna xd musimy ich jakoś, no wiesz, pchnąć xd
Ja niedobra, zniknęłam na tak długo i trochę zabiłam nasz cudowny wątek, przez co teraz wszystko, co napiszę poniżej, będzie wyglądało jak najgorsze na świecie lanie wody, by tylko zapchać następne linijki i sprawić wrażenie, że po tej nieobecności mam do powiedzenia tyyyyyle ciekawych rzeczy! Cóż, nie chcę zmylić nikogo, nie mam. Pewnie nawet taki Cezar w chwili obecnej bardziej błyszczy elokwencją niż ja, kiedy już tak naprawdę wszystko zostało powiedziane, a my kręcimy się z tyłkami dookoła tematu, nie za bardzo wiedząc, jak by go tu ugryźć, żeby wszystko poszło po naszej myśli. No ale nic, do dzieła, hej ho przygodo, jakkolwiek dziwnie to brzmi! W oczach Cezara wszystko było banalnie łatwe i od zawsze zaskakiwało go (przynajmniej w takim stopniu, w jakim można stwierdzić, że cokolwiek go ruszało), dlaczego inni nie widzą tego samego, co on - tych drobnych, ale jakże oczywistych aspektów, które są niczym kawałki puzzli. Małe trybiki, składające się w całość i uruchamiające całą machinę w sztampowy i równie oczywisty sposób. Dlaczego więc Sky udawało się mydlić oczy wszystkim naokoło, kiedy tak jasne było to, że była daleka od racji, podczas gdy Weatherly znał na wylot kierujące nią mechanizmy i wiedział dokładnie, w którym momencie się zdenerwuje, w którym coś zignoruje, a w którym niby niepostrzeżenie lub całkiem jawnie zmieni temat? Ludzie chyba po prostu musieli być ślepi. - Robisz się agresywna po wypiciu. - oznajmił zupełnie spokojnie, jakby nie słyszał słów, które niemalże wypluwała. Cofnął rękę, którą nie wiedzieć dlaczego, wcześniej odruchowo chwycił jej palec, zabierając przy tym szklankę Alexis i kompletnie ignorując fakt, że nie wypiła jeszcze wszystkiego. Koniec picia. Machnął krótko różdżką, by wspomniana szklanka, jak i reszta naczyń, pięknie się umyły i oddelegowały na swoje miejsce, a sam wbił spojrzenie w blondynkę, która najwyraźniej jeszcze nie miała zamiaru opuszczać lokalu, chociaż wszyscy inni już to uczynili. - Zamykamy. - obwieścił oschle, udając się na zaplecze po swoje rzeczy, po czym przeszedł na drugą stronę baru, czekając, aż Alexis się ruszy, by mógł jak człowiek zamknąć Felix Felicis i tylko w głowie pojawiła mu się myśl, że jeszcze może będzie musiał bardziej dosadnie prosić ją o opuszczenie pubu albo jeszcze gorzej, bez pardonu ją wyrzucić. - Teraz. - dodał, już odrobinę ciszej, bo przecież stał niedaleko niej, a we wnętrzu nie grała już żadna muzyka, nie było gwaru rozmów ani brzdęku szkła. Powinnaś już iść.
Chciałam tylko zaznaczyć, że to nie ładnie tak mamić ludziom oczy literkami pisząc jakieś niestworzone historie i nie przechodząc od razu do naszych bohaterów, co też ja uczynię od razu, żeby złych nawyków nie nabierać. To dobre pytanie. To, które zostało tam wyżej zadane. Dlaczego udało jej się mamić innych ludzi, podczas gdy doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma racji. Może leżał szkopuł w tym, że był bardzo dobrą aktorką, a może to po prostu ludzie na około byli idiotami. Z facetami zawsze było prościej. Gdy widzieli kawałek cycka i zgrabny tyłek ciężko im się był skupić na jakiejś bardziej wymagając dyskusji, dlatego też Lexi uśmiechając się, i nakręcając włos na palec w okolicach biustu rozpraszała ich na tyle, by jej argumenty stawały się na tyle racjonalne, że je akceptowali. Korzystała z swojego ciała, swojej rudy? Oczywiście, byłaby głupia, gdyby tego nie robiła. Byla jednak jedna osoba, która nie nabierała się na jej sztuczki, jedna, która podważała jej zdanie i ukazywała prawdę nie dając się omamić mimo sztuczek. Może dlatego tak go nienawidziła. Może to było powodem jej niechęci ku jego osobie. Fakt, że nie je jej z ręki, że nie tańczy jak zagra. Ale ona sama nie pozostawała mu dłużna. Wiedziała jak zaatakować i jego. Był wymagającym przeciwnikiem. Jednym z niewielu. Gatunkiem na wymarciu. Może dlatego na spotkanie z nim przebiegał przez jej ciało ten przyjemny dreszcz, który pomimo wszystkie zapewniał trochę adrenaliny do żył. Nie odpowiedziała na jego uszczypliwy komentarz. Wiedział, że nie odpowiedzi. Kiedy zabrał jej szklankę z niedopitym trunkiem otworzyła usta, by zaznaczyć swoje niezadowolenie. Ale zamknęła je nie mówiąc nic. Przez chwilę czuła się jak z Noelem, kiedy to zabierał jej zimną kawę i wylewał do zlewu, choć wiedział, że właśnie taką lubi. Zganiła się w duchu. Cezar nie był Noelem. Noel był jej przyjacielem, a Cezarowi daleko brakowało do tego, by nazwać go choćby znajomym. -Nie. - odpowiedziała spokojnie, normalnym głosem obracając się na barowym stołku w jego stronę. Zawiesiła na nim zawzięte spojrzenie zielonych oczu. Co on sobie myślał, gbur jeden, że może jej wylać drinka i wygonić jak podrzędną laskę z za długimi tipsami. Zdecydowanie się przeliczył. Zostanę. Nie chciała się ruszać. Nie wiedziała czemu tak bardzo uparła się by zostać własnie tutaj. Noela nie było, pewnie znów poszedł do Eiv. A jej kompletnie nie spieszyło się do domu. Czuła się tam samotna? Możliwe. Przybywanie z Cezara miało być alternatywą na samotność? Broń boże! Po prostu dawno nie dorpawdziła go do furii, a to zawsze było dobrą rozrywką.
Hihi faktycznie tak jakoś wyszło, że moje literki zbiegły z głównego tematu, trochę faux pas, ale już wracam na prawidłowy tor! Właściwie ciężko stwierdzić co było głównym czynnikiem tego mechanizmu - czy Alexis faktycznie była taką świetną aktorką, a Cezar po prostu był ponadprzeciętnie przenikliwy, czy też ludzie nie grzeszyli ilorazem inteligencji wyższym od trolla górskiego lub lubili być ślepymi i niewrażliwymi na najbardziej oczywiste rzeczy. Albo typowymi samcami, którzy nie potrafią ogarnąć swoich zwierzęcych instynktów i głupieją, gdy tylko zobaczą jakiś kawałek skóry, a dorzuć do tego jeszcze zalotny uśmiech i ponętne ruchy i mózg już zupełnie idzie w odstawkę na rzecz innej części ciała. Ech. Przyznajmy otwarcie, Sky wiedziała jak korzystać z atutów, jakimi została obdarzona i nie bała się tego robić we własnych celach. Ludzie mogli ją za to potępiać albo podziwiać, ale fakt pozostawał faktem, że w 99% przypadków pozostawała cholernie skuteczna. Niestety dla Alexis, chłodne prawa rządzące rzeczywistością zadecydowały kiedyś, że w pubie pod nieobecność właściciela władzę absolutną sprawuje barman. A ten właśnie stwierdził, że wystarczy już tego picia, szczególnie, że nie jest to prawdziwa klientka, a średnio rozważna pani muzyk, która pije na koszt firmy. Cesaire nie dbał o to, co pomyśli sobie dziewczyna czy nawet co powie, jeśli bezceremonialnie skasuje jej trunek, nie obchodziło go to czy uważa go za swojego znajomego czy nie. W gruncie rzeczy nie chciał być jej znajomym ani nikim innym. Sky była po prostu osobą, która swoją niewyparzoną buźką podnosiła mu ciśnienie, a to wyższe ciśnienie czasami prowadziło do dziwnych, niewytłumaczalnych rzeczy. Jak chwile w Pokoju Gier. Lub na indyjskim stateczku. Teraz niby powinien być już mądrzejszy, ale znowu zapomniał o tym, że w tym przypadku powinien trzymać odpowiedni dystans i nie nawiązywać żadnego kontaktu fizycznego, stał zaraz obok niej, opierając się nonszalancko o bar i czekając na jej reakcję. - Rozczarowałabyś mnie, gdybyś tak po prostu odpuściła. - stwierdził podobnym tonem, jak jej stoickie "nie", wypowiedziane pewnie tylko dlatego, żeby się postawić, kiedy on chciał, żeby odpowiedź była zupełnie odwrotna i w dodatku poparta działaniem, jakim byłoby opuszczenie lokalu. I chociaż głos miał opanowany, w głowie pojawiła się niemiła myśl, że jego opcje dramatycznie się ograniczają w tym momencie. Bo niby co miałby zrobić z taką upartą Alexis, jak nie przerzucić ją przez ramię i po prostu wynieść z Felixa albo opcjonalnie unieszkodliwić ją zaklęciem i również wytransportować ją za drzwi. Przecież nie będzie jej prosił. Nigdy. O nic. - Alexis... - zaczął miękko, zbliżając się do niej jeszcze trochę, by wbić intensywne spojrzenie prosto w jej tęczówki, stojąc tuż naprzeciwko niej i zupełnie nic nie robiąc sobie z jej wcześniejszego warknięcia z serii "nie dotykaj mnie", wyciągnął rękę, by delikatnie odgarnąć z jej twarzy pasmo włosów i założyć na jej ucho, muskając przy tym palcami jej policzek. - ...zamykamy. - dodał jeszcze ciszej, mówiąc już praktycznie szeptem i niemalże modląc się w myślach o to, żeby tym razem nie protestowała. Idź do domu. Teraz.
Odpowiadając na zadane pytanie. Sądzę, że to jednocześnie Cezar był nadprzeciętnie przenikliwi, a i niektórzy ludzie posiadali iloraz nie większy niż troll górski. Zwłaszcza faceci. I zwłaszcza wtedy, gdy przychodziło im do rozmowy z Alexis, która wiedział jak i kiedy się uśmiechnąć, w którym momencie położyć dłoń, a w którym niby przypadkiem schylić się po coś. Rozkojarzenie jej rozmówcy działało na jej korzyść, a ona potrafiła bardzo dobrze rozkojarzać. Przynajmniej większość. Ludzie mogli ją potępiać, albo podziwiać. Nie dbała o to. Mówiąc kolokwialnie, w dupie miała co o niej sądzą. Tak długo, jak długo udawało jej się załatwiać odpowiednio swoje sprawy, tak długo zamierzała korzystać z tego, co jej do ręki dano. Nie jej już wina, że została stworzona taka super, szkoda tylko, że jej stworzyciele tego nie dostrzegli. Trudno, nie jej problem. Była świadoma tego, że Cezara nie interesuje jej zdanie, ani w kwestii trunku, ani w żadnej innej kwestii. Bo niby czemu miałoby? Jej nie interesowało przecież też nic, co on mówił. Niby tak. Co do podnoszenia ciśnienia i Weatherly nie był jej dłużny. Czuła szalejącą w jej ciele ze złości krew. O ile krew ze złości w ciele może szaleć w ogóle. U niej mogła. I doprowadzał do tego tylko on. Powinni się unikać. Albo chociaż ona powinna unikać jego wiedząc, jak na nią działa, wiedząc jaki jest dla niej niebezpieczny, a jednak każde, zazwyczaj przypadkowe spotkanie napawało ją dziwnym uczuciem podniecenia i ekscytacji, co strasznie dobrze jednak potrafiła ukryć na swoje pięknej buźce. Zbliżył się, a jej tętno lekko przyśpieszyła. Nie ruszyła się jednak. Na jego stwierdzenie przywołała na usta lekki uśmiech. O dziwo nie wredny, czy ironiczny. Po prostu czysty i wesoły, zielone tęczówki wlepiając w jego twarz. Zbliżył się jeszcze trochę wymawiając jej imię. Rozbrzmiało ono wokół niej niczym muzyka. Cicho i pogodnie oblepiając całą ją. Swoje spojrzenia ulokował na jej twarzy i tym razem nie zamierzała uciec wzrokiem, jak kiedyś, wcześniej. Dzisiaj była silna. I lekko wstawiona. Odważne spojrzenie nie spuszczało z niej wzroku, a i ona odwdzięczała się tym samym. Nie ruszyła się, gdy wciągnął w jej stronę dłoń. Nie ruszyła się, gdy złapał za kosmyk włosów i założy ja za ucho wręcz z czułością, o którą by go nie podejrzewała, jej tętno jednak w tym momencie przyśpieszyło leciutko. Nie ruszyła się w końcu, gdy jego palce lekko musnęły jej policzek, choć mrugając powieki zamknęła na odrobinę dłużej, cholera wie czemu na ułamek sekundy poddając się temu dotykowi i pozwalając sobie na czerpanie z niego przyjemności. Znów na niego patrzyła. Odważnie i zadziornie jak zawsze, z lekko zadartą głową. Zsunęła się ze stołka, a dzieląca ich odległość ponownie zmalała. Uniosła głowę jeszcze trochę, by nadal obserwować jego twarz i wypuściła z ust jedno, krótkie słowo. Słowo, którego musiał się spodziewać. Słowo, które już raz dzisiaj powiedziała. -Nie.
Z taką Alexis same problemy. Naprawdę nie wiem już, co można zrobić z osobą, która upiera się przy czymś dla samego upierania się i żeby jej słowo było ostatnie. Buntowanie się za wszelką cenę, wbrew jakimkolwiek zasadom, wbrew zdrowemu rozsądkowi, który już dawno powinien powiedzieć STOP. Naprawdę nie mam już nad czym deliberować, skoro ustaliłyśmy, że Alexis jest niezłą aktoreczką, Cezar nie daje sobie mydlić oczu, a cała reszta jest po prostu naiwna, ale tak przedłużam ten moment, bo nie mam pojęcia co biedny Weatherly ma z nią zrobić, kiedy ta tak stanowczo odmawia dobrowolnego opuszczenia lokalu. To, co się działo pomiędzy tą dwójką, kiedy znajdowali się zbyt blisko siebie, było praktycznie niewytłumaczalne. Co prawda mówi się o tym, że od miłości do nienawiści jeden krok i że właściwie i jedno, i drugie jest w stanie równie dobrze napędzać pożądanie, a może i negatywne uczucia nawet lepiej, bo bardziej podnoszą ciśnienie i poziom adrenaliny, która razem z krwią huczy w żyłach znacznie bardziej, niż kiedy hasa się z kimś po łączce w stronę tęczy, ściskając rączki i uśmiechając się pogodnie, jednak chyba nikt nie był pewny, o czym można mówić w przypadku Sky i Weatherly'ego. Czy w ogóle o czymkolwiek można mówić. Byle co działało jak magiczny pstryczek-elektryczek. Pstryk i mnie nienawidzisz. Pstryk i mnie pragniesz. Pstryk i nie potrafisz przy mnie oddychać. Pstryk i nie potrafisz oddychać beze mnie. Pstryk pstryk pstryk, wystarczy już tych wrażeń? Widział dokładnie, jaki wpływ ma na nią zmniejszająca się pomiędzy nimi odległość. Może nie rumieniła się jak wstydliwe trzynastolatki, może nie mdlała z wrażenia, ale mógłby przysiąc, że niemalże słyszał szum krwi w jej żyłach. A może to była jego krew? Nie uciekała spojrzeniem na boki, tylko patrzyła prosto w jego oczy i Kanadyjczyk skłamałby, gdyby powiedział, że mu się to nie spodobało. Może jej spojrzenie było trochę nieobecne, mniej ostre, niż zazwyczaj, ale to było zupełnie inną kwestią, kompletnie nieważną. Cesaire nie był wstawiony, więc jego uwadze nie przemknęło to, że jej powieki zamknęły się na trochę dłużej, niż klasyczne mrugnięcie i uśmiechnął się krótko. Nie szyderczo, nie złośliwie, nie chłodno, tak po prostu. Nie cofnął ręki, dopóki nie zaprotestowała ponownie. Pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem, kiedy jednak wypowiedziała to jedno, krótkie słowo, które musiało przecież paść ponownie, po czym nie czekając na nic, wykorzystując moment, w którym zeskakiwała z krzesełka barowego, schylił się nieco, objął ją rękami i podniósł do góry, by przerzucić ją sobie przez ramię i niczym ostatni troglodyta przedefilować z nią do wyjścia, nie zważając na jakiekolwiek protesty. - Czy następnym razem, kiedy powiem, że zamykamy, wyjdziesz dobrowolnie? - zapytał już na zewnątrz, zamykając drzwi pubu jedną ręką, a drugą dalej ją trzymając przewieszoną przez ramię, żeby szalona jeszcze nie wpadła na pomysł wyrwania się i ponownego wbiegnięcia do środka.
Z Alexis były same problemy? Ona była prosta w obsłudze. Wystarczyło dać jej to, czego chciała, by była zadowolona i więcej już z nią problemów nie było. Żadnych. Naprawdę. Jeśli zaś ktoś miał w sobie tyle siły, by spróbować się z nią sprzeczać, to już nie był jej problem, że kończył potem z szarganymi nerwami przekonany kompletnie o jej racji. Alexis nie lubiła Cezara. Ale zapytana właściwie dlaczego prawdopodobnie wzruszyłaby ramionami i rzuciła „bo tak”. Myślę, że na próżno doszukiwać się sensu ich nienawiści. Nawet po dogłębnych poszukiwaniach i latach badań nie znaleziono pewnie by nic. Bo o ile Cezar irytował ją całą swoją postawą, to jednocześnie spotkania z nim były dla niej swoistego rodzaju rozrywką. Były wymagające. Musiała zrobić więcej niż odpowiednio się uśmiechnąć. A nawet gdy robiła więcej, to i tak rzadko się na to nabierał. Właściwie nigdy. Dlatego był tak dobrym przeciwnikiem. W tym wypadku ładna buźka jej nie ustawiała i choć z początku doprowadzało ją to wręcz do szaleństwa tak po zaakceptowaniu tego faktu mogła przejść na wyższy poziom rozmów, które w ich przypadku głównie ograniczały się do dobrze wymierzonych szpilek. Lubiła to. Choć za nic w świecie tego by nie przyznała. Nie miała pojęcia, czemu codziennie na korytarzach wyczekuje ujrzenia go, zwalała to na chęć kolejnego zmierzenia się. W domu, w myślach rozgrywała jeszcze raz te sceny, łapiąc się na tym, że zwracała uwagę na tak błahe rzeczy jak to, jak słońce padało na jego rzęsy zostawiając pod okiem ich cień. Wtedy też porządnie się opierdalała, bo przecież Cezar był jej arcywrogiem. Był też jednak człowiekiem, którego pragnęła. Tak mocno, że sprawiało jej to aż dyskomfort. Działał na nią. Tak bardzo, jak dawno już nikt tego nie robił. Owszem, gdy oddawała się przyjemnością cielesnym z innymi jej ciało reagowało i odczuwała radość. Jednak nie było to to samo co z nim Gdy jej tętno przyśpieszało na sam jego widok, a przechodziło na wyższy bieg, gdy tylko znalazł się bliżej. Zaś jego dotyk? Opuszkiem palca potrafił zdziałać cuda. Była pewna, że gdyby go tak bardzo nienawidziła, ze jeden dotyk zrobiłaby wszystko o co poprosi. Niedokończona sprawa z Pokoju z Gier zaś przyprawiała ją wręcz o szaleństwo. Chciała wiedzieć. Chciała czuć. Chciała móc zrozumieć. Chciała móc dać sobie spokój. Była pewna, że wszystkie jej reakcje są spowodowane czystym, krystalicznym pożądaniem, chociaż akcja na łodce w Indiach była dziwna i kompletnie do niczego nie pasowała. Nie protestowała, gdy ją złapał. Właściwie nagły kontakt sprawił, że straciła na chwilę dech, kompletnie otumaniona jego bliskością. Dlaczego? Przecież nie był nikim nadzwyczajnym. Był Cezarem. Facetem, którego nienawidziła. Czuła jego dotyk na gołych nogach, gdy podtrzymywał ją, by nie spadła, albo się nie wyrwała. Nie miała jednak takiego zamiaru. Cieszyła się, że założyła dziś szorty, ale kompletnie nie potrafiła sobie uświadomić dlaczego. Wyszli. Nie widziała jak zamyka drzwi, bo wisiała przerzucona przez jego ramię, ale słyszała szczęk zamka, a chwilę później jego pytanie. Łokciem oparła się o plecy, a potem na dłoni podparła głowę. Wolną ręką złapała za końcówkę jego koszulki i podwinęła ją lekko palec wskazujący układając na plecach w miejscu, w którym kręgosłup kończył się, a zaczynały się spodnie. Powoli, z rozmysłem sapera pociągnęła palec ku górze, po linii kręgosłupa, jednocześnie przyciskając go trochę mocniej, tak, by mógł poczuć nie tylko dotyk jej palca, ale jednocześnie i paznokcia. -Nie. -odpowiedziała ponownie tym krótkim słowem, nie po raz pierwszy dzisiejszego wieczoru. Ale inaczej. Tym razem gardło i zmysłowo. Chwilę potem już ich tam nie było. /zt x2
Mokro, zimno i na dodatek wieje. Alan nie znosił takiej pogody. Nie można było wyjść na zewnątrz, nie zabezpieczając się przedtem w solidną warstwę ciepłej odzieży, a i deszcz nie pozwalał siedzieć na zewnątrz zbyt długo. Wprost idealna pogoda do przesiedzenia w cieple całego dnia na wygodnej kanapie z kubkiem kawy w ręku. Przewinęło mu się przez myśl, gdy odkładał kurtkę na wieszak, po czym zamówił sobie smocze espresso i zajął pierwszą lepszą kanapę w pubie. Trzeba było przyznać, że bal założycieli okazał się lepszy, niż wcześniej przypuszczał. Bawił się niezgorzej, nauczył się robić watę cukrową, a na dodatek poznał ciekawą osobę. Można by rzec, że lepiej być nie mogło... chociaż nie, mogło być. Mógł mieć nieco więcej czasu na poznanie Melody, bo na balu panowało takie zamieszanie, że jakoś nie było czasu na dłuższą rozmowę, ale co się odwlecze, to... wiadomo. Szczęście chciało, że dziewczyna uczęszczała do tego samego domu, co on, dzięki czemu znalezienie jej nie było szczególnie trudne. Potem krótka wymiana zdań, zaproszenie do pierwszego pubu, który przyszedł im na myśl i tak oto mógł się cieszyć wygodą kanapy w "Felix Felicis" w oczekiwaniu na dziewczynę. A ubranie? Alan wyjątkowo dziś zrezygnował z szykownego garnituru, żywcem wyjętego z epoki wiktoriańskiej na rzecz wygodnych dżinsów i szarej bluzy. Ot, cały on.
Choć utrzymująca się kiepska pogoda mogła dać nieźle w kość, Melody przyzwyczajona była do tej typowej angielskiej pogody, która potrafiła zmieniać się nawet co godzinę. Z początku chciała przystosować się do owej depresyjno-melancholijnej otoczki, zakopać się pod koc i napchać dyniowymi pasztecikami podkradzionymi z kuchni. Plany pokrzyżował jej nie kto inny, jak partner z balu. Słowo do słowa i z tego właśnie powodu Melody pomimo mało zachęcającej pogody, znalazła się w drodze do pubu zwanego Felix Felicis. Chłodne powietrze smagało ją po twarzy, a wilgotność zawarta w atmosferze powodowała, iż jej włosy w niekoniecznie zaplanowany sposób,kleiły się jej do policzków. Swoją drogą, zapisując się na bal, Melody przygotowana była wyłącznie na niezobowiązującą zabawę oraz rozejście się w swoje strony po przeciętnym wieczorze. Alan jednak okazał się być na tyle ciekawą postacią w jej życiu, że nie pomyślała nawet o tym, aby odmówić mu spotkania. Weszła do pubu i niemal natychmiast wyłowiła wzrokiem chłopaka w szarej bluzie. Uśmiechnęła się promiennie i szybko podeszła do znajomego. - Cześć Al - przywitała się autentycznie szczebiotliwym tonem. Zdjęła czarny płaszczyk i szalik w kolorach jej domu, zostając jedynie w czarnych spodniach, białej bokserce i bordowym sweterku zebranym w pasie. Korzystając jeszcze z chwili, zamówiła Chochlikowe cappuccino. - To... jak leci?
Cóż za piękny dzień na pracę. Tak na serio, mieszkający w kamienicy przy Alei Amortencji Weatherly naprawdę nie miał na co narzekać, skoro do Felixa, którego był szczęśliwym pracownikiem, dzieliło go zaledwie kilka kroków. Niektórzy musieli wszystko planować zawczasu, wychodzić ze swoich cieplutkich mieszkanek o wiele wcześniej, teleportować się do odległego Londynu czy robić jeszcze jakieś inne rzeczy, a Kanadyjczyk mógł poszczycić się elastycznością godzin pracy i w przerwach pomiędzy zajęciami szkolnymi, w których znowu nie brał też udziału tak często, był praktycznie na każde zawołanie szefa. Całkiem ładnie przekładało się to na jego zasoby finansowe, które ostatnimi czasy nie topniały w aż tak zastraszającym tempie jak jeszcze kilka miesięcy temu. Czyżby upragniona stabilizacja? Tak czy inaczej, tego dnia Cezar był pilnym barmanem, który wykorzystując niezbyt duże natężenie ruchu przedwieczornego, ustawiał na półce za barem butelki z kolorowymi alkoholami w pedantycznym porządku. Pracownicy z drugiej zmiany zawsze robili coś nie tak, a to go wyprowadzało z równowagi. Czy tak ciężko jest odstawiać wszystko na swoje miejsce i utrzymywać względny porządek, w którym nic nie ginie w tajemniczych okolicznościach? Gdy do lokalu wszedł wpierw jakiś chłopak, a następnie dołączyła do niego dziewczyna, Cesaire odstawił ostatnie butelki na półce i wyrównał je w stosunku do reszty, dając tym samym nowoprzybyłej dwójce kilka chwil na zdjęcie z siebie okryć wierzchnich i wygodne zajęcie miejsc przy stoliku, a następnie udał się w ich kierunku, by przyjąć zamówienia. Kiwnął głową, kiedy brunetka zamówiła cappuccino i spojrzał pytająco na chłopaka. - Polecam wino skrzatów, dzisiaj w ofercie specjalnej butelka tylko dziesięć galeonów. – oznajmił jeszcze zachęcająco, bo co z tego, że pora była jeszcze całkiem wczesna, Felix Felicis to miejsce zbyt fajne, by pić coś tak zwykłego, jak kawa niepodbarwiana procentami.
Widok Melody wywołał na twarzy Alana niewielki uśmieszek. Fakt, nie było się z czego śmiać, bo na zewnątrz padało i przyjście na miejsce zmokniętym było czymś najzupełniej normalnym... sam nie był zbyt suchym, ale na szczęście jego kurtka byłą zaopatrzona w kaptur... ale widok zmokniętej dziewczyny zawszę go rozweselał. Tak jakoś. -Cześć Melody. Odparł na jej powitania i poczekał, aż ta się rozbierze. Na balu nie zdążyliśmy dokończyć naszej rozmowy... Oznajmił z uśmiechem. W końcu na balu tamtego pamiętnego wieczoru tyle się działo, że trudno było zorientować się, co dzieje się w najbliższym otoczeniu... a jeszcze jak do tego dodać ludzi plujących ogniem (niekoniecznie w bezpieczny sposób), ludzi lewitujących pod wpływem proszku z chochlików kornwalijskich (tak, on też) i różne efekty robienia sobie bezgłowych zdjęć... ogólnie było spore zamieszanie, więc nic dziwnego, że pochłonięci rozmową nie zauważyli, że kiedy bal się skończył. Nie gotuję na co dzień, ale po tym jak wyszła mi ta wata cukrowa zastanawiam się nad zmienieniem tego, a jeśli pytasz o ostatnie dni, to nie mogę narzekać. Tylko raz udało mi się PRZEZ PRZYPADEK zniszczyć czyjś referat, poza tym w ogóle nie widziałem swojego brata, co samo w sobie jest rewelacyjną wieścią, ale powoli zaczynam się o niego martwić... Zamyślił się na chwilę. A może to nie dobrze, że zniknął? Na szczęście barman nie nie pozwolił mu zbyt dużo rozmyślać nad tą sprawą. -Wino? Świetny pomysł, ale za parę chwil... myślę, że wino i kawa to trochę za wiele dla mojego żołądka. Tego Ślizgona to powinni ozłocić. Normalnie Alan sam się zdziwił, że od sam nie wpadł na pomysł zamówienia im czegoś z procentami.
Melody przewróciła oczami, spostrzegając uśmieszek kształtujący się na ustach Alana na widok jej posklejanych kosmyków. Faktycznie, nigdy nie myślała o tym, aby zabezpieczać włosy przed niefortunnym działaniem deszczu, dlatego nie czuła zbytniej potrzeby zaopatrywania się w okrycie posiadające kaptur. Czego skutek był doskonale widoczny. Blackthorne podparła się łokciami o blat stołu i odpowiedziała Alanowi rozbawionym uśmiechem. Na wspomnienie o balu energicznie przytaknęła. Wśród tego całego gwaru i całkowitego pomieszania, nie zdążyli nawet dokończyć rozmowy, a już musieli się rozstać. Taka już charakterystyczna cecha bali. - I słusznie. Zrób sobie jakiś kurs, a po skończeniu szkoły załóż własną restaurację. We mnie masz już stałego klienta... o ile nie przesadzisz z cenami. Plan idealny - oznajmiła, udając zachwyt własnym pomysłem. - Przykro mi, ale mnie nie pobijesz. Na zajęciach Klubu Pojedynków nie udało mi się rzucić zaklęcia Incendio, rozpętałam deszcz i zniszczyłam sobie różdżkę - opowiedziała, śmiejąc się pod nosem z własnej niezdarności. Przyzwyczaiła się już do myśli o nowej różdżce i nie rozpaczała z tego powodu tak bardzo, aby nie móc nabijać się z własnego nieszczęścia. - O, nie wiedziałam, że masz jakieś rodzeństwo. W jakim jest domu? - zainteresowała się Melody. Alan chyba nie przepadał za swoim bratem, co dla niej było abstrakcją, ponieważ ona sama za nic nie chciałaby być jedynaczką. Nadejście barmana na chwilę odciągnęło Krukonkę od tematu rozmowy. Stwierdziła, że cappuccino będzie idealne na rozgrzanie się, jednak propozycja chłopaka i u niej nie pozostała bez odzewu. Uśmiechnęła się lekko. - Jasne, ja tam bardzo chętnie.
-Własna restauracja, co? Ale ja mówiłem o gotowaniu bardziej w kryteriach przydatnej umiejętności, niż sposobie na życie. Ciągle pilnowanie, żeby jedzenie się nie przypaliło jest strasznie frustrujące. Eliksiry są lepsze tak na dłuższą metę.Choć może własna restauracja nie była takim złym wyborem? Oj tam, był dopiero na pierwszym roku studium, więc miał jeszcze czas na takie tematy do rozmyślań. Teraz myślał o... nauce i paru innych rzeczach, ale przede wszystkim o nauce. No dobrze, różdżki JESZCZE nie zdążyłem sobie połamać, więc tu mnie pobiłaś. -Bo taki brat nie jest powodem do chwalenia się. Tak już zwykle bywa z tym rodzeństwem, że jedynaki chciałyby mieć brata, czy siostrę, a... ci co ich mieli wprost przeciwnie. Alan podejrzewał, że działało to na podobnej zasadzie, jak "człowiek docenia coś dopiero, gdy to straci." Czyli nic wykraczającego poza normę. Rok straszy Ślizgon. Właściwie to przyrodni brat, więc... nic szczególnego.