Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
AutorWiadomość


Keith Everett
Keith Everett

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Galeony : 270
  Liczba postów : 300
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3795-keith-everett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3797-keith-everett
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Mar 23 2013, 11:53;

First topic message reminder :


Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"

Największy pub na ulicy Tojadowej. To tutaj przychodzą czarodzieje po ciężkim dniu pracy, jak i Ci po prostu spragnieni odrobiny rozrywki. Pub posiada kilka mniejszych sal, w jednej z nich znajduje się nawet niewielka scena przygotowana na drobne występy. Bar jest zawsze dobrze zaopatrzony i można dostac tu przeróżne rodzaje alkoholi, od magicznej ognistej whisky, poprzez zapożyczony od mugoli zwykły gin.

Woda Goździkowa
Piwo kremowe
Sok Dyniowy
Kłębolot
Ajerkoniak
Absynt
Dymiące Piwo Simisona
Smocza Krew
Boddingtons Pub Ale  
Beetle Berry Whiskey
Ognista Whisky
Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem
Rum porzeczkowy
Wino skrzatów  
Sherry
Rdestowy Miód
Łzy Morgany le Fay
Tuică




Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Claude Faulkner
Claude Faulkner

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 31
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 184
C. szczególne : miedziane włosy, piegowata twarz
Galeony : 593
  Liczba postów : 687
https://www.czarodzieje.org/t15209-claudius-faulkner
https://www.czarodzieje.org/t15222-claude-faulkner#406465
https://www.czarodzieje.org/t15208-claudius-faulkner
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Gru 30 2017, 02:07;

Claude parsknął śmiechem.
- Pewnie myślą, że skoro ich siostra pracuje w kadrze nauczycielskiej to nagle wszystko im wolno. Ale poważnie, nie dajesz im jakichś forów? Ja nie wiem, czy umiałbym nie być stronniczy w chwili, gdy chodziłoby o moje rodzeństwo - powiedział, zastanowiwszy się chwilę nad tym. Jego obie siostry były tymi starszymi i gdyby uczęszczały do Hogwartu, a Claude jakimś cudem miałby odznakę prefekta, chyba nawet po przyłapaniu na gorącym uczynku bałby się wlepić im punkty. Dostałby od nich potem po głowie i mógłby nie wyjść cało z ich zmasowanego ataku. - Tak poważnie, postawiłaś już jakiś szlaban? - zapytał jeszcze, autentycznie ciekawy, czy napotkała na swojej drodze delikwentów zasługujących na karę czyszczenia toalet w Hogwarcie. Słysząc natomiast historię o jej licznym rodzeństwie i ojcu rozsiewającym swoje nasienie po całym globie, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Nie tylko on zdradzał jego konkretne upojenie alkoholowe - cała twarz Faulknera jarzyła się wręcz różowym blaskiem, na tle którego jego piegi wydawały się być czerwono świecącymi diodami widocznymi z przestrzeni kosmicznej. - Och, Rosalie, mój bełkot to nie wina brytyjskiego wychowania, lecz tych szklaneczek rumu! - zaprotestował, gotów bronić swojego akcentu. - Jeśli czegoś nie rozumiesz, śmiało powiedz, a ja powtórzę. Ale i tak powinnaś się cieszyć, że nie jestem rodowitym Szkotem ani nie pochodzę z okolic Essex. Tamci to dopiero mówią... - dodał, kręcąc głową z politowaniem. On naprawdę pięknie mówił - na co dzień bardzo wyraźnie artykułował wszystkie głoski i w ogóle miał przyjemną barwę głosu, wręcz stworzoną do słuchania, a mimo tego poczuł się dotknięty uwagami Rosalie! W jego oczach to ona brzmiała momentami nieco śmiesznie, przeciągając niektóre wyrazy z amerykańską manierą, ale czy atakował ją z tego powodu? Oczywiście, że nie! - Niestety nie wiem, ale może masz więcej rodzeństwa niż sądzisz? - odparł, po czym zaśmiał się i długo nie mógł się opanować po rzuconym w przypływie geniuszu żarcie. Nie wiedział jednak, czy przypadkiem nie przekroczył jakiejś granicy dobrego smaku w owej rozmowie. Chyba nie był to popis grzeczności z jego strony, skoro postanowił zażartować z rodzica Rosalie. To, że sama wypowiadała się o nim średnio pochlebnie nie był gwarantem, że Faulknerowi również było wolno.
Stracił już rachubę w wypitych szklankach rumu, bowiem jedyne, co teraz się dla niego liczyło, to ciągnięcie tej pasjonującej rozmowy z dopiero co poznaną, przepiękną dziewczyną, która nie tylko była mądra, ale również zabawna. A czy wspomniałam, że niezwykle atrakcyjna? Claude wydawał się przewijać te myśli w swojej głowie w kółko, nie mogąc skupić się już na niczym innym poza dokładnym analizowaniem kształtu jej ust czy też koloru jej tęczówek, co robił na zmianę z wyjątkową pasją. Nigdy, no przenigdy nie spodziewał się, że od podobnej panny usłyszałby te słowa. On przystojnym facetem? Z cudownym poczuciem humoru? No okej, na to drugie mógłby przystać, w końcu nieraz słyszał, że potrafi nieźle zażartować, ale to pierwsze? Poważnie? I jeszcze dalsza część wypowiedzi... Gdyby nie fakt, że Claude w tej chwili trzymał ręce na barze, wywróciłby się ze swojego wysokiego stołka. Spojrzał na nią nie kryjąc zaskoczenia, ale również emanując wszechogarniającą... Ekscytacją. Nigdy czegoś takiego nie przeżył.
- No właśnie, dlaczego? - wypalił, łakomie zerkając na jej pełne, różane usta. - Ach, Rosie... - To wszystko wydawało mu się po pierwsze zbyt piękne, a po drugie niezwykle podniecające. Nie chciał wyskoczyć jak Filip z konopi z propozycją zbyt zuchwałą, lecz skoro sama zaproponowała... Stop, czy to właściwie była propozycja?
Powrót do góry Go down


Rosaline Zakrzewski
Rosaline Zakrzewski

Nauczyciel
Wiek : 30
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 31
  Liczba postów : 93
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15498-rosaline-cordelia-zakrzewski?nid=2#416487
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15505-borowka#416528http://czarodzieje.my-rpg.com/t15505-borowka#416528
http://czarodzieje.forumpolish.com/t15499-rosaline-cordelia-zakrzewski
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Sty 07 2018, 00:26;

Słysząc jego pytanie zaśmiała się cicho. Szlaban? Wolne żarty.
- Myślisz, że chciałoby mi się później siedzieć razem z nimi na tym szlabanie? Halo, halo! Dla kogo ma to być kara? - przewróciła teatralnie oczętami i zaśmiała się lekko, ale już nie tak cicho. Rum porzeczkowy w połączeniu z whiskey robiły z niej jeszcze bardziej chichotliwą dziewczynę niż była nią na co dzień, a to już naprawdę wysoko zawieszona poprzeczka, albowiem uśmiech niezwykle rzadko opuszczał oblicze Rosaline. Teraz jednak wydawał się przyrosnąć do jej twarzy.
Pijacki entuzjazm nie opuszczał jej nawet w chwili w której zorientowała się, że jej mało wybredna uwaga odnośnie sposobu mówienia Brytyjczyków faktycznie uraziła Claude'a. No bo czemu tu się obrażać, skoro takie są fakty?
- Rozumiem co mówisz, ale są bardziej brytyjscy Angole niż Ty! I nie obrażaj się, po prostu w moim kraju mówimy kompletnie inaczej a to podobno ten sam język - wyjaśniła szybko wciąż się uśmiechając. O tak, osobiście miała wielki problem ze zbyt angielskimi Anglikami. No bo jak na litość boską można tak bełkotać? Nawet po paru szklaneczkach mocniejszego alkoholu nie była na tym poziomie! Chociaż może trochę jednak była.
Z pewnością była jednak trochę świnką, co zdradził jej śmiech przerywany chrumknięciami godnymi małego prosięcia które właśnie dostało wiadro pełne paszy. Oczywiście rozbawiła ją ta uwaga odnośnie ilości rodzeństwa, choć osobiście nie wykluczała możliwości, że może ich być więcej. W końcu nie miała jeszcze skośnookiego krewniaka.
- Mam nadzieję, że nie. I tak wydaje mi się, że zbankrutuję z okazji świąt - przyznała wyraźnie zadowolona z tego faktu, że będzie miała komu kupić prezenty i że prezenty zostaną zapewne kupione także jej. Jakby na to nie patrzeć nie każdy ma w życiu tyle szczęścia, prawda?
- Jak masz tylko gdzie... - powiedziała cicho przechylając zalotnie głowę w bok, zanim przechyliła się lekko do przodu i przylgnęła swoimi ustami do jego ust opierając przy okazji dłoń o jego udo, inaczej prawdopodobnie już dawno spadłaby z krzesła obrazując idealnie słowa "obraz nędzy i rozpaczy".
Powrót do góry Go down


Claude Faulkner
Claude Faulkner

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 31
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 184
C. szczególne : miedziane włosy, piegowata twarz
Galeony : 593
  Liczba postów : 687
https://www.czarodzieje.org/t15209-claudius-faulkner
https://www.czarodzieje.org/t15222-claude-faulkner#406465
https://www.czarodzieje.org/t15208-claudius-faulkner
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Sty 13 2018, 18:12;

To, o czym rozmawiali jeszcze przed momentem przestało mieć jakiekolwiek znaczenie z chwilą, w której poczuł na swoich ustach rozpalone wargi Rosalie. Nie zorientował się, w którym momencie jego ręce powędrowały do jej kobiecego ciała, oplatając ją i przyciągając bliżej. W ich stanie upojenia alkoholowego to cud, że nie stoczyli się z wysokich stołków przy barze i zachowali względną równowagę, nie przerywając jednocześnie owego przeciągającego się pocałunku. Pierwszy przerwał Claude, chcąc popatrzeć na nią jeszcze raz, mimo że spojrzenie miał średnio przytomne i nieco zamglone. Pragnął jednak ponownie przekonać się, że nie była ona wyłącznie iluzją stworzoną przez jego kwilącą z samotności podświadomość. Równocześnie bardzo chciał zapewnić samego siebie, że porwał do pocałunku odpowiednią osobę, a nie siedzącego obok randoma.
Na szczęście Rosalie była równie materialna co przed kilkoma sekundami. Jego oddech przyspieszył, gdy spojrzał na jej policzki spowite rumieńcem. Była taka śliczna... Nie czekali zbyt długo, szybko dopili zawartość szklanek, po czym zarzucili na plecy płaszcze i wyszli. Na szczęście wciąż byli przy ulicy Tojadowej, toteż spacer w kierunku mieszkania Faulknera nie trwał zbyt długo. Trzeba jednak nadmienić, że podczas tej jednej alkoholowej libacji oboje się nieźle porobili. W mieszkaniu zgodnie wybrali się do kąpieli, a następnie padli na łóżko, by... Zasnąć.
Poranny kac niemal uniemożliwiał stukanie sztućcami o talerze, jednak śniadanie zjedli, a następnie rozstali się w towarzystwie ciepłych uśmiechów i głęboko skrytego wstydu w związku z całą tą sytuacją. Claude zaproponował jej załatwienie świstoklika, lecz dziewczyna wydawała się być wystarczająco zaradna i zniknęła na klatce schodowej kamienicy.

/zt x2
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Lut 18 2018, 00:36;

Czy to na pewno jest dobry pomysł, Danielu?
Nie wiedział. Niczego już nie był pewien - nawet własnego spokoju, własnej niezależności przy poruszaniu się komplikacją londyńskich ulic; od pamiętnego zdarzenia (lub raczej zderzenia) z magimilicją. W nieobarczonych warunkach był w stanie zaproponować jej przecież urokliwą kawiarnię na zatłoczonej Pokątnej; ta jednak wydawała się częstym miejscem patroli, a on - nie miał ochoty po raz kolejny robić już zamieszania próbą swojej ucieczki. Nie chciał ponadto narażać Li, która - jako niezarejestrowany animag również mogła wpaść w szpony oraz zostać przy (nie daj Merlinie) wykryciu zmuszona do nieodzownej współpracy. Czasy stawały się beznadziejne.
Drugim powodem tej niepewności była niestety sztywność wiążących zasad - jakby nie patrzeć, zapisanego kodeksu, który odwiecznie trąbił o braku większego spoufalania się między nauczycielem a uczniem. Oczywiście każdy miał przede wszystkim na myśli kontakt fizyczny, z drugiej zaś strony każdy czyn inny niż powiązany z nauką, wzbudzał mnóstwo podejrzeń w zasięgu postronnych spojrzeń. Nie miał pojęcia, jak potoczy się wszystko, a jednak chciał ją zobaczyć.
Szklaneczka whisky podczas oczekiwania pozostawała niemal nietknięta; zresztą, napój ten należało sączyć powoli, zgodnie z regułą równego braku pośpiechu produkcji bursztynowego trunku, intrygująco zwanego też wodą życia. Choć nie rozglądał się zbyt przesadnie, liczył, że wkrótce Li zdoła zagościć tutaj; oraz, że - nie należy ukrywać - nie będzie specjalnie zirytowana oraz mrukliwa jak ostatnimi czasy.
Powrót do góry Go down


Mistrz Gry
Mistrz Gry

Czystość Krwi : 100%
Galeony : 32729
  Liczba postów : 108458
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7560-wielka-poczta-mistrza-gry#211658
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Specjalny




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Lut 18 2018, 13:37;

To był ostatni dzień pracy w tym miejscu dla Hugh Marlowa - i bardzo, kurwa, dobrze! Popularny pub z przyjemną atmosferą od zaplecza wcale nie był już taki wspaniały. Hugh dałby sobie rękę uciąć, że pracownicy mieli lepiej w podejrzanych spelunach na Nokturnie. Może ze strachu, a może z lenistwa nie rzucał jednak tej pracy z hukiem - po co tracić czas na szukanie nowej pracy nie będąc pewnym, czy będzie lepiej?
Trwał więc na swojej śmieciowej umowie, wytrzymywał długie i późne godziny pracy, starał się nie podpaść szefowi, który raz nawet rzucił w niego brudną szklanką i najgorszych klientów od pijanych awanturników, których siłą trzeba było wyrzucać z pubu po dziwnych, nie wiadomo co robiących w tym miejscu bufonów, dla których "szkląka była berudna". Ale nigdy więcej! W końcu miał już pieniądze na wyjazd do Brazylii, w końcu miał tam dobry kontakt, w końcu mógł ruszyć dalej ze swoimi badaniami na caiporach - jeszcze tylko jeden dzień!
Hugh nie zamierzał jednak odejść cicho. Miał ogromna potrzebę zrekompensować sobie półtora roku mąk w tym miejscu, a wyładowywał się na przypadkowych klientach, tak jak oni wyładowywali się do tej pory na Merlinowi ducha winnemu barmanowi. Nadgryzał zamówione przekąski, mówiąc co grubszym, że i tak mieli już za dużo, celowo podawał złe drinki, każąc skarżącym się wypierdalać itp, gwoździem programu było jednak dolanie do niektórych trunków eliksiru bujnego owłosienia. Zdążył już wdrożyć go w życie i uciszając jakiegoś upierdliwego czarodzieja, zamawiającego ognistą, obserwował @Daniel Bergmann oraz kilka innych osób, którym zaserwował niespodziankę.
Wszyscy pili, ale nic się nie działo. Hugh zerknął jeszcze raz na fiolkę z eliksirem i zbadał resztki zawartości. No nie... jak mógł aż tak to zjebać? W drinkach wybrańców zamiast eliksiru bujnego owłosienia, znajdowało się veritaserum.

______________________

takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Tumblr_myxyl0JKkN1s94thyo1_500
Powrót do góry Go down


Li Na
Li Na

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Zadrapania na policzku.
Dodatkowo : animagia (wiewiórka)
Galeony : 317
  Liczba postów : 786
https://www.czarodzieje.org/t11900-li-na
https://www.czarodzieje.org/t11912-poczta-li#319860
https://www.czarodzieje.org/t12044-li-na
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Lut 18 2018, 19:15;

Londyn? Aż tak bardzo Daniel obawiał się tego spotkania?
Rzadko kiedy dziewczyna znajdowała się w Londynie, ale wykorzystując okazję, że mogła się teleportować zrobiła to. Zawsze to lepszy środek transportu, prawda? Nie lubiła tego systemu poruszania się z prostego powodu, że kręciło jej się zawsze w głowie i miała dziwne objawy. Jednak teraz musiała z tego skorzystać i tak też zrobiła. Pojawiła się w ciemniejszej części ulicy, żeby nie wpaść na nikogo.
Otrzepała się i poprawiła włosy. Co prawda dzisiaj miała związane w koka, jak nigdy. Znała dobrze Londyn, jednakże na ulicy Tojadowej rzadko bywała, ale dobrze wiedziała gdzie owy pub się znajduje.
Chwilę później ruszyła przed siebie i dotarła pod pubu.
Zauważyła przez szybę mężczyznę i westchnęła. Co ją dzisiaj czekało ze spotkania z profesorem? Czy się obawiała? Nie, ciekawiło ją tylko dlaczego chciał się spotkać w Londynie skoro było o wiele bliższych miejsc, choćby nawet Hogsmeade.
Weszła do środka i otrzepała się z zimna. Kiwnęła głową osobie, która pracowała dzisiaj i obsługiwała klientów. Miała udawać, że jest zaskoczona widokiem profesora dlatego podeszła do niego i wcale nie siadała na miejscu przeznaczonym dla niej - Daniel... Londyn? - zapytała kiwając lekko głową. Zaczęła rozbierać się z kurtki i przyglądała się profesorowi. - Możesz mi powiedzieć co Twój list miał znaczyć? Przecież już chyba bezpieczniejszego miejsca jak Londyn nie ma... - mruknęła do niego. Dopiero po chwili zasiadła na przeciwko niego i złożyła dłonie na stole. Po chwili pojawił się barman jednak nie zamówiła nic, zwyczajnie podziękowała.
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyWto Lut 20 2018, 00:11;

- Wszędzie jest niebezpiecznie - przeszedł do swoich prostych wyjaśnień; w pierwszej chwili chciał zwrócić dziewczynie uwagę - skoro jednak nie podnosiła głosu, zaś gwar dookoła wytwarzał barierę dźwięków, prędkie zrzucenie dystansu nie zagrażało im dwojgu. - Z kolei tutaj istnieje mniejsze ryzyko ujrzenia co chwilę uczniów - dodał. Ale to nie był koniec, to było niepełne, zaś na usta Bergmanna pchały się nowe słowa, słowa, których nie umiał powstrzymać a które były stuprocentowo prawdziwe; zgodne z powstającymi niegdyś, własnymi spostrzeżeniami.
- Mam dość Pokątnej, o Hogsmeade słyszałem zresztą analogiczne plotki. Całkiem niedawno chciała mnie oraz znajomą uzdrowicielkę dopaść magimilicja. Na nasze szczęście w porę spostrzegłem ich, nadchodzących dokładnie w stronę zajmowanego stolika. Uciekłem im - tutaj uśmiechnął się lekko - pod postacią kruka. Udało mi się, to prawda, ale i oni postępowali niczym kretyni. - Wyraził się z niechowaną pogardą. - Nie mam ochoty mieć z tym cokolwiek wspólnego. Jeszcze brakuje, żeby szperali w aktach i przypomnieli powód, przez który musiałem opuścić Trausnitz. - Wtem zamilkł. Coś było nie tak. Daniel Bergmann nie mówił n i g d y aż tak wylewnie, przez większość nie miał w zwyczaju ciągnąć swej wypowiedzi dłużej niż jedno, dwa precyzyjne zdania. Mało tego, wiedział, jak niewiele zabrakło, aby znów chętnie kontynuował ten wywód. Wyraźnie skonsternowany, spojrzał to na barmana, który dziś dokazywał swą nieprzyjemną postawą, to na naczynie pełne Ognistej Whisky (upił zaś kilka kropel, Merlin świadkiem!), to wreszcie na swą towarzyszkę. Niedobrze. Bardzo niedobrze.
A przecież nie był pijany.
Powrót do góry Go down


Li Na
Li Na

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Zadrapania na policzku.
Dodatkowo : animagia (wiewiórka)
Galeony : 317
  Liczba postów : 786
https://www.czarodzieje.org/t11900-li-na
https://www.czarodzieje.org/t11912-poczta-li#319860
https://www.czarodzieje.org/t12044-li-na
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyWto Lut 20 2018, 10:15;

No tak, do Londynu jednak uczniowie praktycznie się nie wybierali, a jedynie Ci którzy pracują w tym miejscu, ale może i Daniel miał rację. Londyn będzie bardziej stabilniejszym miejscem do spotkań dla nich i może faktycznie przeniosą się tutaj? A może Daniel już więcej razy nie będzie miał ochoty na spotkanie? Zawsze Hogwart, a teraz Londyn co bardzo wyglądało podejrzliwie dla niej, ale cóż. Może się myliła. - No tak. Poza tym Londyn to bardzo piękne miejsce. - powiedziała do niego i westchnęła. Przecież ona pochodziła z Londynu jednak z tych mugolskich dzielnic, więc na ulicy pokątnej bywała bardzo rzadko, ale wiadomo trzeba było zaglądać, żeby zrobić magiczne zakupy.
- No tak, słyszałam o tym. Mnie osobiście jeszcze nie dopadli, ale dziewczyny mi opowiadały, że nie można sobie spokojnie wypić piwa kremowego... - oznajmiła i westchnęła. Naprawdę robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. Owszem, od tego jest magiczna policja, żeby panować, ażeby był spokój, ale oni tylko bardziej rozsyłali panikę, a nic poza tym. Ale nic nie można było z tym zrobić. Trzeba było jedynie czekać na moment kiedy sobie zwyczajnie odpuszczą i nastanie spokój, jak wcześniej. Nawet to spotkanie z Danielem było podejrzliwe i kto wie jak ta 'randka' może się skończyć.
Więc wcześniej Daniel nauczał w innej szkole? Ona o tym nie miała zielonego pojęcia, ale przecież nie wypytywała Daniela o jego wcześniejsze życie, bo zwyczajnie obawiała się, że ten nie będzie miał ochoty się jej spowiadać, bo niby dlaczego miałby to robić? Li wcale nie przeszkadzało to, że psor pił whisky. Przecież był dorosłym czarodziejem i wiedział co robi, tak? Li jednak nie miała ochoty na żaden alkohol dlatego też siedziała o suchych wargach.
Powrót do góry Go down


Daniel Bergmann
Daniel Bergmann

Nauczyciel
Wiek : 43
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : animag (kruk), magia bezróżdżkowa
Galeony : 2330
  Liczba postów : 2139
https://www.czarodzieje.org/t15073-daniel-alexander-bergmann
https://www.czarodzieje.org/t15099-krebs
https://www.czarodzieje.org/t15076-daniel-bergmann
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyCzw Lut 22 2018, 22:22;

- To prawda - musiał oraz chciał się z nią zgodzić. - Mam sentyment do tego miasta. - Dodał. Nie wywodził się stąd; nie powinien właściwie wychowywać się w Wielkiej Brytanii. Urodzony w Berlinie, miał mieszkać, miał wzrastać (kto wie, jaką formę przybrałoby wówczas życie?) dokładnie tam; dlatego, aby zachować resztki tradycji został wysłany do Trausnitz. Z Hogwartem pierwszy raz w życiu zetknął się blisko dwa lata temu - dokładnie, kiedy rozpoczął pracę. Londyn jednakże był wyjątkowy, był jego pierwszą ucieczką po ukończeniu studiów. Spędzone lata wspominał (oraz wspomina) dobrze; nie chciał z początku zajmować się nauczycielską profesją - a jednak, skończył obecnie w takim nie innym układzie. Nie żałował jednakże swojej decyzji - jakby nie patrzeć, dobrze odnalazł się w swym zawodzie.
Obecnie panoszył się w nim niepokój.
Zaledwie znikoma dawka rozwiązała mu język - omal nie opowiedział o swoim (domniemanym, nieudowodnionym zresztą! kłam Bergmann, kłam dalej) romansie. W owym momencie mógłby już całkiem pogrążyć się w jej opinii. Pewnie nie chciałaby jego znać, gdyby na zewnątrz wypełzły dotychczasowe kłamstwa.
- Chodźmy się lepiej przejść - zaproponował. Nie chciała czegokolwiek zamawiać - i dobrze. Aktualna, karygodna obsługa omal nie wywołała awantury w lokalu, zawsze o dobrze, bezkonfliktowo zarysowanym klimacie. Odsunął od siebie szklaneczkę. O jedno przechylenie za dużo.
Powrót do góry Go down


Li Na
Li Na

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Zadrapania na policzku.
Dodatkowo : animagia (wiewiórka)
Galeony : 317
  Liczba postów : 786
https://www.czarodzieje.org/t11900-li-na
https://www.czarodzieje.org/t11912-poczta-li#319860
https://www.czarodzieje.org/t12044-li-na
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyPią Lut 23 2018, 19:05;

Li bardzo cieszyła się ze spotkania z Danielem, zaczynała naprawdę za nim tęsknić. Cholera, żeby tylko się w nim nie zakochała. Dbała o to, nie chciała się bardzo przywiązywać, bo doskonale wiedziała, że jest podatna na takie mocne zauroczenia. Może nie zapanowała nad tym i to już się wydarzyło? Nawet nie potrafiła o byłym normalnie myśleć i wywnioskować czy mają ze sobą rozmawiać czy też nie. Nie wiedziała czy robi dobrze czy też źle. Tom na pewno zasługiwał na drugą szansę, ale Li nie potrafiła o niczym innym myśleć jak o nauczycielu. Teraz to on był numerem jeden na jej liście. Ehh.
Spojrzała na nauczyciela i podniosła się z krzesełka. Bardzo dobrze, że Daniel oczekiwał spaceru, dobrze widziała, że coś jest z nim nie tak. Czyżby za dużo alkoholu? Dobrze, będzie łatwiejszy, ale kto znał Li dobrze wiedział, że ona nie miała tego w zamiarze.
Ubrała się z powrotem w kurtkę i opatuliła się w szalik. Czekała aż Daniel wyjdzie pierwszy, bądź też jak na prawdziwego gentelmana otworzy jej drzwi i ją przepuści. Tak czy siak pożegnali się z kelnerem i wyszli na zewnątrz.

/x2 zt.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Lip 08 2018, 21:56;

Po odebraniu od Deara wiadomości i po umówieniu się na miejscu o konkretniej godzinie, ruda podniosła się z łóżka, odkładając książkę od transmutacji na bok. Pomimo wakacji i pomyślnie zakończonych egzaminów, nadal powtarzała i utrwalała materiał, a wieczorami przeglądała ukradzioną z Hogwartu księgę, która podczas nieobecności Nessy w domu, leżała w najbezpieczniejszym miejscu, które miała w swoim pokoju. Dziewczyna zerknęła na zegarek i zsunęła ze stóp kapcie i skarpetki, a następnie skierowała się do łazienki, aby odświeżyć się przed wyjściem. Nie była jedną z tych panienek, którym godziny zajmowało przygotowanie się do opuszczenia domu, przez dłużący się wybór ubrania czy skrupulatnie nakładany makijaż. Zdawała się nie przykładać do tego aż takiej wagi, a raczej przez brak czasu, nauczyła się działać szybko. Po piętnastu minutach już wciągała bluzkę, łapiąc następnie za szczotkę do włosów i rozczesując wilgotne kosmyki rudych włosów, siadając przed toaletką. Rozejrzała się po pokoju, zarzucając niewielki, czarny plecak na ramiona i upewniając się, że wszystko ze sobą zabrała — od pieniędzy aż po różdżkę i książkę, której okładkę zmieniła dla niepoznaki, tak, że teraz na szarym papierze wiły się podobizny smoków, tym samym sugerując, że tomisko jest właśnie o nich.
Przed pubem była chwilę przed czasem, pojawiając się w jednej z bocznych alejek z charakterystycznym dla teleportacji świstem. Miała z początku skorzystać z motoru, jednak uświadomiła sobie, że cholernie ciężko będzie się jej powstrzymać przed alkoholem, więc wybrała swój najmniej ulubiony sposób poruszania się. Skrzypnięcie drzwi i powiew świeżego powietrza do izby oznajmił gościom lokalu jej pojawienie się. Wolnym krokiem, któremu towarzyszył stukot obcasów o drewnianą podłogę, szła przed siebie, rozglądając się i wybierając stolik. Nie była to najpopularniejsza miejscówka, więc nie było dzięki temu tłumów, tak było lepiej. Wybrała kameralne miejsce, gdzieś w kącie, skryte przed wścibskimi oczyma siedzących przy barze, jak i wchodzących do lokalu. Zsunęła plecak z ramion i usiadła na wygodnym, obitym miękką skórą krześle. Założyła nogę na nogę i rozejrzała się dookoła. Pub był bardzo kameralny i przytulny, a czerwona cegła doskonale komponowała się z zielenią na ścianach i jaśniejszych, drewnianych meblach. Na stoliku poza kartą stała jeszcze zapalona świeczka o przyjemnym, leśnym zapachu i kwiatek w wazonie. Westchnęła cicho, przeczesując włosy rękoma i odrzucając ja na plecy, czekając na @Calum O. L. Dear. Swój pakunek wciąż trzymała na kolanach, na nim tkwiły ułożone grzecznie drobne dłonie o czerwonych paznokciach. Odpuściła sobie mocny makijaż, maskując tylko cienie pod oczyma i podkreślając rzęsy, na usta nakładając pomadkę w naturalnym kolorze. Zerknęła na tkwiący na ręku zegarek, którego wskazówki leniwie snuły się po tarczy. Był niewielki i klasyczny, zapinany na skórzany pasek. Było gorąco, więc Lanceley postawiła na lekki i wygodny strój. Białe szorty w czarne grochy miały wyższy stan, natomiast do nich dobrała luźną, czarną i pozbawioną nadruku koszulkę na krótki rękaw. Miała wyższe buty oraz tkwiącą na ręku przeciwnym do zegarka gładką, srebrną bransoletkę. Oparła się wygodnie na krześle, posyłając kelnerowi krótkie spojrzenie, sugerujące, że na kogoś czeka i wstrzyma się jeszcze z zamówieniem. Była chłopakowi winna co najmniej drinka za to, jak się poświęcił. Bo nawet jeśli to był jego pomysł, to konsekwencję powinni podnosić obydwoje. Wciąż było jej głupio i źle za tą bibliotekę, tym bardziej że go tam tak zostawiła. Spomiędzy warg uciekło jej ciche westchnięcie, a brązowe ślepia zatrzymały swoje spojrzenie na tlącym się płomieniu świeczki. Ogień zawsze ją uspokajał, a jednocześnie skłaniał do nostalgii i przemyśleń. Trochę też przez kolor jej włosów, które w promieniach popołudniowego słońca, swoimi refleksami trochę go przypominały. Tkwiły teraz rozpuszczone, rozsypane po ramionach i plecach, łaskocząc kosmykami delikatną membranę skóry przy każdym jej ruchu. O dziwo, proste, pozbawione naturalnie wijących się, delikatnych loków.



*
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyPon Lip 09 2018, 00:13;

Niestety od czasu złapania w dziale ksiąg zakazanych nie miałem zbyt wiele okazji, by spotkać się z Lanceley i wykorzystać wspólnie wiedzę, którą zdobywała ze skradzionej książki. Fairwyn, któremu oczywiście nie przyznałem się do tego, co robiłem w bibliotece w miejscu, do którego nie powinienem wchodzić bez pozwolenia, wysłał mnie na dywanik do dyrektorki, ale jako że Bennett chyba nie lubi sprawiać swoim uczniom wielu problemów, odpuściła mi nawet szlabany. Zagroziła jedynie, że w przyszłym roku będzie miała na mnie oko i przy każdym następnym wybryku oberwę ze zdwojoną siłą, lecz w perspektywie kończącego się niedługo obecnego roku szkolnego, miałem to, krótko mówiąc, gdzieś. I tak prawdopodobnie zapomni, że złamałem szkolny regulamin, a nawet jeśli miałbym zarwać dwa szlabany zamiast jednego przy kolejnym wybryku, chyba aż tak mnie to nie skrzywdzi.
Generalnie nie obijałem się, lecz próżno byłoby szukać w pamięci okazji, kiedy to dowiadywałem się czegoś na temat animagii. Nie miałem do tego głowy, bowiem Dorien dał mi zagwozdkę w postaci podwójnego zaproszenia na swoje wesele, przez co musiałem kombinować z zapraszaniem partnerki na uroczysty spęd rodzinny. Wtedy padło na Wykeham, co okazało się nie być najgorszą opcją z możliwych - przeciwnie nawet, bawiłem się w jej towarzystwie znakomicie, poniekąd zaczynając rozumieć, dlaczego Lysander tak cenił sobie jej towarzystwo. Przy okazji wesela nie chciałem zagadywać Nessy o książkę, ufając jej, że trzymała ją w bezpiecznym miejscu i nie robiła zbyt wiele beze mnie (chociaż już samo przeglądanie jej stron było znacznym postępem). Zamierzałem się odezwać do niej w tej sprawie, ale rzecz jasna wyleciało mi z głowy w obliczu zaliczania przedmiotów, ocen końcowych i finalizowania spraw związanych z nowym mieszkaniem w Londynie. Tak mnie to pochłonęło, że w pierwszej chwili w ogóle nie skojarzyłem, o co chodziło w listach od Nessy, że jaka książka niby? Na szczęście szybko zaskoczyłem i umówiłem się z nią w pubie przy ulicy Tojadowej na dogodną godzinę, niemalże zaraz po skończeniu roboty na Nokturnie.
Praca u jubilera nie była taka zła, jak sądziłem. Okazało się, że czas poświęcony na kursy, do których przygotowywałem się też mniej więcej rok temu, opłacił się, bowiem z góry otrzymałem podwyżkę pensji, która wyglądała teraz nie najgorzej i zapowiadała wiele możliwości na spędzenie czasu podczas wakacji. Po skończonej robocie, a było już całkiem późno, zamknąłem sklep i wyszedłem na zimną ulicę Nokturnu. Po plecach przebiegł mi dreszcz, nawet miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Szybkim krokiem przeszedłem kawałek ulicy i tylko raz obejrzałem się za siebie na wejście do sklepu, po czym obróciłem się na pięcie, intensywnie skupiając uwagę na ślepej uliczce, przecznicy Tojadowej. Zmaterializowałem się z głośnym pyknięciem i odczekawszy chwilę, ruszyłem przed siebie, kierując kroki do pubu. Mantykora była ciekawym miejscem, w dodatku na tyle kameralnym, że bez problemu mogłem obgadać z Nessą kwestie wspólnych przygotowań.
Wszedłem do środka i od razu obrzuciłem wzrokiem sylwetki siedzące przy barze, w żadnej z nich nie rozpoznając drobnej postaci Ślizgonki. Dopiero wchodząc nieco głębiej do lokalu odnalazłem ją w kącie.
- Cześć - przywitałem się z szerokim uśmiechem, zajmując miejsce naprzeciwko. Oparłem przedramiona na blacie, splatając ze sobą palce. - Zamówiłaś już coś? - zapytałem. Spojrzeniem obrzuciłem jej ubiór oraz włosy, uwagę zawieszając na zegarku, a zaraz po nim na pakunku, który spoczywał na jej nogach. - To ta książka? - dodałem, nieco ściszywszy głos. Sięgnąłem przy okazji po kartę, chcąc rzucić okiem na serwowane w lokalu trunki.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySro Lip 11 2018, 15:03;

Każdy przed końcem roku był zabiegany, więc Nessa wcale nie miała mu za złe braku kontaktu czy jakiejkolwiek wiadomości odnośnie do kary, którą zesłać miał na niego opiekun Slytherinu. Trzeba jednak przyznać, że siedziało jej gdzieś to z tyłu głowy, pobudzając rycerską stronę, a razem z nią, wyrzuty sumienia. Cały czas pytała siebie, czy nie powinna była z nim zostać i jakoś pomóc, wciąć winę na siebie. Najważniejsze jednak, że książka była ich i mogli przez całe wakacje korzystać z jej mądrości i przygotowywać się do podjęcia próby na zdobycie umiejętności animaga.
Ruda westchnęła, przymykając na chwilę oczy i rozkoszując się przyjemnym chłodem panującym w tym kameralnym pubie. Ulżyło jej, że nie musiała spędzać wieczoru w domu, słuchając dyskutującego z jakimś Panem z Ameryki ojca, który był w trakcie załatwiania dodatkowych dostaw drewna pod zamówienia indywidualne. Z racji tego, że bardzo chciał, aby córka przejęła interes, wymagał od niej powolnego wdrążania się w jego prowadzenie. I początkiem miała być pomoc w sklepie, na którą się zgodziła, rezygnując z Oasis. Nie sądziła, że w jakikolwiek sposób pomoże jej to z bezsennością. Nauka w nocy przychodziła jej jednak znacznie łatwiej, a do tego rodzice zaoferowali jej większą wypłatę, niż miała w klubie. Dlaczego więc odmówić? Gderanie ojca było doskonałym patentem na trening cierpliwości. Na weselu u Doriena nie miała z Calumem styczności, jedynie przywitali się ze sobą i posłali delikatne uśmiechy, ponieważ każde z nich było zajęte sobą i swoim towarzyszem. Nie spodziewała się, że Dear zaciągnie ze sobą akurat wojowniczą gryfonkę, jednak wyglądało na to, że bawią się i dogadują wyśmienicie. A to było najważniejsze.
Z zamyślenia wyrwało ją skrzypienie podłogi, a powieki pofrunęły do góry, odsłaniając czekoladowe ślepia. Dostrzegając znajomą postać, uśmiechnęła się, lustrując wzrokiem twarz krukona, śledząc jego poczynania wzrokiem. Nigdy nie sądziła, że ich relacja pójdzie w tak pozytywnym kierunku i trzeba przyznać, że ją to bardzo zaskakiwało, bo dogadywali się naprawdę dobrze. Może to kwestia osobowości i dominującej u nich szczerości? Nie miała pojęcia. Zwykle będąc u nich, spędzała czas z Beatrice albo Vivi, a one miały różne etapy miłości do brata w swoim pokręconym i intensywnym życiu. Poprawiła się na krześle, przysuwając nieco do stolika i unosząc jedną z dłoni, odgarniając kosmyk włosów za ucho.

— Hej Cal. Nie, czekałam na Ciebie. Co pijemy? Ja stawiam oczywiście. Trzeba uczcić koniec egzaminów i nasz przestępczy sukces. No, prawie sukces.. — odparła ciszej, idąc jego śladem i również nachylając się nad drewnianym blatem, aby oprzeć o niego przedramiona. Dzięki temu mogli być bezpieczniejsi przy wymianie informacji. Westchnęła cicho, odwracając wzrok gdzieś na bok i zastanawiając się, na co właściwie miała ochotę, bo teoretycznie miała wolny jutrzejszy dzień od pracy, wiec nie musiało być to zwykłe i nudne piwo. — Też.
Mruknęła, zawieszając spojrzenie na jego twarzy, zaraz po tym, jak rozejrzała się dookoła. Na szczęście nie było nikogo znajomego czy jakiegoś członka kadry Hogwartu. Ci z pewnością przygotowywali się do wyjazdu na zaplanowane wakacje, na które Lanceleyówna z braku laku się zapisała. Była już za stara na podróże z rodzicami.
— Mam też Twoją pelerynę, którą mi tak brutalnie wcisnąłeś... Swoją drogą, użyteczny przedmiot. I jak to w przyszłym roku będzie Cię pilnowała? Nie powinieneś teraz kończyć? — zaczęła z delikatnym zmarszczeniem brwi i nosa w akcie zaskoczenia, ostatecznie jednak kręcąc delikatną głową i chcąc zmienić temat. Może nie było mu przyjemnie o tym rozmawiać? — Dziękuje za tamto. Bez Twojego heroicznego poświęcenia obydwoje mielibyśmy kłopoty. Nie podejrzewałam Deara o takie szlachetne zapędy. Jestem Ci winna ogromną przysługę, więc śmiało. Lancelot jest do Twoich usług, które nawet mogą troszkę przekraczać granice rozsądku.
Dodała jeszcze z nonszalanckim i zadziornym uśmiechem, przenosząc spojrzenie na trzymaną przez niego kartę. Niech on wybierze, jej to właściwie bez różnicy, bo lubiła każdy alkohol. Przesunęła wzrokiem po tlącej się świeczce i kwiatku w wazonie, starając się skupić rozszalałe i swobodnie wędrujące myśli tak, aby szły w jednym kierunku. Nie było to jednak łatwe, trochę minęło od ostatniego spotkania, a ona nie chciała tak od razu przechodzić do animagii i transmutacji, bo wyglądałoby to, jakby go wyzyskiwała.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyCzw Lip 12 2018, 03:08;

Machnąłem ręką, gdy wspomniała o stawianiu alkoholu dzisiejszego wieczoru - w zasadzie może powinienem się kłócić, nie pozwalać dziewczynie wykładać za mnie pieniędzy, lecz ostatecznie "była mi coś winna", chociażby brak szlabanu, który z pewnością by dostała (jeśli nie gorzej), gdybym nie przykleił jej do czubka głowy swojej peleryny niewidki. Zamiast licytować się, kto przyszedł dziś z większym zapasem galeonów w sakiewce, postanowiłem skupić się na tym, co oferowali w karcie pubu. Zlustrowałem wzrokiem listę procentowych trunków i musiałem poświęcić trochę czasu analizie tego, co widziałem - wino brzmiało dobrze, ale obawiałem się porannego bólu głowy. Przychodzenie do pracy u jubilera, by pracować z metalami i kamieniami, które pod wpływem wielu zaklęć polerujących, szlifujących, tnących czy rozdrabniających wywoływały głośne, nieprzyjemne dźwięki, w perspektywie kaca nie jawiło się jako zachęcająca opcja. Wino skreśliłem, za to mój wzrok padł na ognistą whiskey. Nie było trochę za wcześnie na tak mocne trunki? Może powinienem standardowo zacząć od kłębolota, który zawsze potrafił wprowadzić mnie w dobry stan, poprawić humor, a także zapewnić rozrywkę w postaci wróżenia z bąbelków?
- Standardowo, kłębolot - powiedziałem, brzmiąc pewnie jak stały bywalec miejsca, choć w praktyce moja stopa stanęła tu wyłącznie dwa razy, w tym owym drugim był właśnie ten wtedy. - Od siebie polecam kłęboloty, nie wiem, czy pijasz. Dobrze smakują, są lekkie, a nieźle kopią - zrobiłem jeszcze małą reklamę alkoholowi, po czym zamknąłem kartę i odłożyłem ją na bok, gotowy do złożenia zamówienia.
Nachyliłem się trochę bardziej, gdy zorientowałem się, że rozgląda się prawdopodobnie w celu zachowania dyskrecji w przekazywanych mi wiadomościach. Usłyszawszy, że posiada ze sobą moją pelerynę niewidkę, kiwnąłem głową na znak, że aprobuję i dziękuję jej za pamięć. W myślach szybko zdecydowałem, czy będę miał na nią miejsce w torbie, ale chyba powinna się bez problemu zmieścić.
- Może i użyteczny, szczerze mówiąc wziąłem ją z kufra pierwszy raz właśnie na naszą eskapadę - powiedziałem, wzruszając delikatnie ramionami. Z pewnością znalazłaby jeszcze wiele zastosować, co do tego nie miałem wątpliwości, lecz nie była w moim bagażu rzeczą, o której pamiętałem zawsze i z której korzystałem często. Raczej zwracałem na nią uwagę właśnie w podobnych kryzysach jak potrzeba włamania się. - Swoją drogą znalazłem ją w Dolinie Godryka, leżała sobie tak po prostu na ziemi. No, przy okazji się o nią potknąłem i obiłem tyłek, ale to już poboczna historia - dodałem, parsknąwszy śmiechem. Chyba spacerowałem wtedy po rezerwacie Shercliffe'ów, kiedy dosłownie peleryna wpadła mi pod nogi. Słysząc zdziwienie i powątpiewanie w jej głosie, pospieszyłem z odpowiedzią. - Zacząłem rok później. Niby powinienem kończyć, ale w pierwszej klasie bardzo długo chorowałem i musiałem ją powtórzyć. Swoją drogą to cud, że nie muszę powtarzać i tej - byłem prawie przekonany, że Fairwyn obleje mnie z run tylko po to, żeby dać mi nauczkę za tą bibliotekę - dodałem. Wspominanie o mojej chorobie z dzieciństwa nie było dla mnie czymś wstydliwym. Może odrobinę niekomfortowym, bowiem zmuszało mnie do przyznania się, że posiadałem wiedzę mniejszą niż wskazywałby na to mój rocznik, lecz i tak była lepszym wytłumaczeniem niż kiblowanie tak o. - Daj spokój - machnąłem ręką, chcąc, by już nigdy, broń Merlinie, nie dziękowała mi za tamten wybryk. - Nie mogłem pozwolić, żebyś wpadła w tarapaty u opiekuna domu, złapana na tak poważnym łamaniu regulaminu. Podejrzewam, że poniosłabyś jeszcze większe konsekwencje... Ja to tam wiesz, nieistotne. Nawet jakby mnie zostawili w tej samej klasie albo wywalili z Hogwartu, nikogo by to nie zdziwiło - stwierdziłem, zaciskając na moment usta w cienką linię.
A w międzyczasie zdążyły dojść nasze drinki, więc przykleiłem się do swojego kłębolota, upijając dwa łyki.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyPią Lip 13 2018, 23:58;

Nessa i tak sądziła, że głupi drink to wierzchołek góry lodowej tego, co powinna była dla niego zrobić, aby się odwdzięczyć. Edgar znany był z wyjątkowo surowego i oschłego podejścia do swoich podopiecznych i była pewna, że w najlepszym wypadku załatwiłby ją tak, że powtarzałaby klasę. Jej duma i ambicja by tego nie zniosły. Szlaban był naprawdę przyjemną opcją, gdy przychodziło do Fairywna. Dlatego właśnie nie zamierzała mu się pokazywać w następnym roku szkolnym — nie tyle ile przez samą bibliotekę i wyraz jego twarzy, gdy tam wszedł, który zapamięta chyba do końca życia, co przez jej egzamin z run, który gorzej chyba pójść nie mógł. To był jej pierwszy i ostatni w życiu Troll, bo więcej na starożytnych runach jej nie zobaczą.
Czekała, aż Calum wybierze coś odpowiedniego, wędrując spojrzeniem pomiędzy twarzą chłopaka a rzeczami znajdującymi się na stoliku. Cieszyło ją to, że nie było tłumów i dzikich wrzasków, a muzyka delikatnie i spokojnie roznosiła się po lokalu. Zastanawiała się nawet, dlaczego trzy miotły były popularniejsze, kiedy ten pub wydawał się jej zwyczajnie lepszy i ciekawszy? Westchnęła cicho, kręcąc delikatnie głową i tym samym wprawiając w ruch włosy, których miedziane kosmyki odbijały subtelne światło świeczki.

— Dobrze. Niech będzie i kłębot, chociaż spodziewałam się większego bum, Panie Dear.— odparła z uśmieszkiem, napotykając swoim spojrzeniem jego. Nie znała tego trunku, ale postanowiła zaufać mu w tej kwestii. Nessie nie trzeba było dwa razy mówić, żeby się napiła. Lubiła alkohol. Piła go zdecydowanie za dużo, zwłaszcza whiskey, do której słabość otrzymała chyba w genach po ojcu. Ciężko było jej skojarzyć spotkanie ze znajomymi, które pozbawione było rozweselająco — rozluźniających wspomagaczy.— Smakują jak co? Możesz do czegoś porównać?
Dodała z ciekawością, nie mogąc znaleźć żadnej sugestii w nazwie. Bo jedyne co przychodziło Lance do głowy, to były kłęby kociej czy psiej sierści, popychane i toczące się wzdłuż szafki, zbierające kurz. Tego raczej by nie podali do wypicia. Tkwili tak nachyleni nad blatem stołu, mówiąc przyciszonymi głosami i nadając ich spotkaniu tajemniczej, konspiracyjnej zapewne w oczach tutejszych kelnerów, barwy. Czuła się w ten sposób jednak pewniej, zwłaszcza że nie wiedziała, czy peleryna jest przedmiotem legalnym, czy nie. Dopóki tkwiła bezpiecznie w tobołku, razem z książką i innymi pierdołami, wszystko było w porządku.
— Takie cudo, a wykorzystałeś je dopiero ze mną? To właściwie jak dwa pierwsze razy w jednym. Burżuazja.— mruknęła rozbawiona, puszczając mu zadziornie oczko. Złośliwość miała we krwi, ale to ponoć dotyczyło wszystkich osób o miedzianych włosach. Nigdy więc z tym nie walczyła. Trochę może bezczelnie lustrowała jego twarz, zwyczajnie lubiąc utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcą. Tak wydawało się jej grzecznie i przyzwoicie. Przekręciła głowę, podpierając się policzkiem o jedną z dłoni i słuchając jego słów, nie mogąc powstrzymać parsknięcia i roześmiania się. Cały on. Miał niesamowite pokłady szczęścia w nieszczęściu. — Idealnie do Ciebie pasuje. Nie mogłeś przecież jej znaleźć ot, tak, równowaga musiała zostać zachowana. Zrobię Ci jakiś talizman na szczęście, naprawdę. Jesteś bardziej niezdarny niż ja.
Kontynuowała, wciąż rozbawiona, chichocząc cicho pod nosem. Czemu tak łatwo było sobie go wyobrazić w scenariuszu, który przedstawił? Chyba taki był jego urok. Na jego słowa kiwnęła głową, a spomiędzy warg uciekło jej ciche "ahh", rozumiejąc już, o co chodzi. Zapominała o tym, że chorował, chociaż Beatrice i Viviene jej o tym wspominały. Zapewne przez to, że wcześniej nie byli ze sobą blisko i praktycznie nie rozmawiali, czego Lance było całkiem szkoda. Zyskiwał przy bliższym poznaniu.
— No tak, to byłoby bardzo w jego stylu.. Powiem Ci w sekrecie, że sama bym chętnie oblała rok, gdyby jakoś moja ambicja to zniosła. To jednak niemożliwe. Cudownie byłoby zostać w zamku rok dłużej. W ogóle nie mogę sobie wyobrazić rozstania z Hogwartem.. — westchnęła nieco może nazbyt sentymentalnie, spuszczając wzrok gdzieś w dół i tym samym częściowo przymykając powieki. Na jej bladej i drobnej buzi zatańczyły cienie rzucane przez rzęsy. Milczała jednak chwilę, pozwalając, aby chaotyczne obrazy pojawiały się przed oczyma, powracając do wspomnień minionych lat. Na "Daj spokój", nie zrozumiała, o co chodzi z początku, wyrwana z zamyślenia. Uwaga Ness znów skupiła się na kruokonie, podobnie jak jej brązowe ślepia. Na tyle, ile ją znał — powinien wiedzieć, jak honorowa i słowna była. Nie mogła tego tak zostawić, bo zwyczajnie było jej głupio.. Przecież to ona była Lancelotem!
— Pewnie masz rację.. Niemniej jednak siedzieliśmy w tym razem. Jakby wywalił Cię ze szkoły, poszłabym do niego i to odkręciła, naprawdę. Nie zostawiłabym Cię tak.. Właściwie, skoro już mamy książkę, będziesz miał czas, żeby się tym zająć? Potrzebujesz podszkolenia z transmutacji? — monolog, który jej wyszedł, wypowiedziany był nieco ciszej. Powinien jednak bez problemu dotrzeć do jego uszu. Uśmiechnęła się delikatnie, łapiąc za drinki i jego śladem, unosząc szklankę do góry. Na początku powąchała, a później zrobiła małego łyka, kosztując nieznanego sobie alkoholu. Ku zadowoleniu, wcale kurzem nie podchodził, z żadnej ze stron. Wzrok świdrował napój, który pod wpływem ruchu jej dłoni, zakołysał się nerwowo w szklance. Jej propozycja nie była oczywiście złośliwa. Po prostu każdy wiedział, że ruda kochała ten przedmiot i poświęcała mu bardzo dużo uwagi, dawno wychodząc umiejętnościami poza szkolny materiał.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyWto Lip 17 2018, 03:33;

Fairwyn jaki był - wiedział każdy. Ja to nawet miałem tę przyjemność być z nim w pewien sposób spokrewniony! Rodzice mówią, że jest naszym wujem, choć szczerze powiedziawszy nie zdziwiłbym się, gdyby w rzeczywistości nie łączyły go z nami żadne więzy krwi, bo np. podmienili go w szpitalu i trafił do nieodpowiedniej rodziny. Zresztą chyba nie tylko ja odnosiłem wrażenie, że jego potrzeba izolowania się od innych jest wręcz patologiczna, a to świadczyć mogło o wielu odchyleniach w jego psychice. Jak dla mnie był po prostu nieprzewidywalny - normalny nauczyciel po prostu odjąłby kilka punktów i wlepił szlaban, podczas gdy nie dostałem ani jednego, ani drugiego, jedynie pogadankę z Bennettową. Niby nie było źle, ale też zastanawiałem się nad kontynuowaniem runów w przyszłym roku szkolnym. Chyba nie były mi już do niczego potrzebne, wobec czego z lekkim sercem mogłem je porzucić.
To dobrze, bo po ostatniej lekcji oraz teście i tak prawdopodobnie nie przetrwałbym do końca semestru.
Wywróciłem oczami w odpowiedzi na jej słowa.
- Nie mów hop, póki nie skoczysz - skomentowałem, parsknąwszy śmiechem. Może z Nessy była twardsza zawodniczka i od lekkiego wina wolała cięższe trunki, lecz ja nie zamierzałem sobie dziś wykrzywiać ryjca, szczególnie że mieliśmy rozmawiać na poważne tematy! - Smakuje jak morela, może jeszcze trochę jak brzoskwinia... Zawsze mieszam te smaki. To takie białe wino musujące. I można z niego wróżyć - dodałem jeszcze, chcąc jakoś zapowiedzieć drink. Swojego czasu udało mi się z niego co nieco wywróżyć, chociaż podejrzewałem, że po prostu trafiło mi się jak ślepej kurze ziarno.
Również utrzymywałem kontakt wzrokowy, wbijając spojrzenie w jej czekoladowe oczy, ciemniejsze w półmroku panującym w pomieszczeniu. Mimo lampki na stoliku, nie opływaliśmy w świetlnych promieniach, wobec czego kontury rozmywały się, tworząc bardzo klimatyczny widok, nieco oniryczny, jeśli miałbym się wypowiedzieć. Parsknąłem ponownie śmiechem, kręcąc w niedowierzaniu głową.
- Niezdarny powiadasz? Chciałbym Ci przypomnieć, że w tym roku MOJA drużyna zdobyła Puchar Quidditcha, a ja nie dość, że zdobyłem mnóstwo punktów w ostatnich dwóch meczach, to jeszcze nie spadłem z miotły ani razu i nie straciłem żadnego zęba! - powiedziałem z wyczuwalnym w głosie tryumfem, szczególnie ze względu na tą ostatnią uwagę. Wciąż mi się śni, jak obrywam tłuczkiem w twarz i wypluwam zakrwawione zęby, jak rok temu na wakacjach w Grecji, kiedy to Dorien w meczu wybił mi prawą dwójkę. A może lewą?
Słuchałem jej dalej i nie mogłem mimowolnie powstrzymać się od kiwania głową. Ja również nie mogłem sobie wyobrazić opuszczenia szkoły. Nessa miała jeszcze dwa lata przed sobą, ja zaledwie rok i perspektywa zbliżającego się końca edukacji była przerażająca, szczególnie że nie miałem do końca sprecyzowanego planu na przyszłość.
- To może wrócisz jako asystent? Wielu studentów tak wraca, chociaż na chwilę - rzuciłem. Zawsze była to opcja, którą Lanceley mogła rozważyć. Temat szybko przeszedł jednak na książkę, która była głównym powodem dla naszego spotkania. - Zerkałaś tam już? Faktycznie jest napisane coś o animagii? Da się z niej czegoś nauczyć? - zadałem serię pytań na start, bacznie obserwując jej twarz, ukradkowo zerkając na pakunek na jej podołku. Miałem szczerą nadzieję, że Nessa wyciągnęła z regału wartościową pozycję, która będzie w stanie przeprowadzić nas, możliwie bezboleśnie, przez tajniki sztuki animagii. - Wiesz co, jakieś podszkolenie zawsze się przyda. Craine nie naucza zbyt dobrze, w zasadzie wyłącznie się znęca - stwierdziłem po bardzo krótkiej chwili namysłu. Na lekcjach starucha zazwyczaj miałem cholernego pecha, z czego on sobie nieźle potrafił skorzystać. Czasem odnosiłem wrażenie, że nabijanie się ze mnie i mieszanie mnie z błotem było jedną z jego ulubionych rozrywek, zaraz po grożeniu Twisleton utratą życia.
A kłębolot rozlewał się miłym ciepłem po ciele.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySro Lip 18 2018, 19:59;

Nie mogło być tylko nauczycieli dobrych i miłych, w kadrze zawsze mile widziana była osoba pokoju Fairwyna. Nessa na swój sposób bardzo szanowała opiekuna węży, jednocześnie czując niechęć do przedmiotu przez personę, która go wykłada. Może dlatego, że był tak strasznie uparty na te runy i miał klapki na oczach, nie dopuszczając do siebie myśli, że ktoś mógł być gorszy i nie wiązał z nimi przyszłości? Nie wiedziała. Westchnęła cicho. Nie wiedziała, że to wuj Caluma i z pewnością oczy wyszłyby jej z orbit, gdyby usłyszała to z jego ust. Jakoś nigdy nie widziała go u Dearów, a spędzała tam olbrzymie ilości czasu, czasem wręcz czując się niczym kolejna z licznego rodzeństwa. Zawsze byli dla niej gościnni, dobrzy i mili, przyjmując ją bez słowa pod swój dach podczas wakacji czy zabierając na wyjazdy, głównie za namową Beatrice i Vivien. Miała wrażenie, że po części przez to była tak uniwersalna w doborze towarzystwa, bo chociaż łączyła ich i krew i nazwisko, to sami byli skrajnie różni. A dogadywała się ze wszystkimi.
Po wydarzeniach na ostatnich zajęciach z run w roku szkolnym, Nessa z pewnością nie pokaże się Edgarowi na drugim roku szybko, o ile w ogóle. Sama zrezygnowała ze zdawania ich, przechodząc na historie magii, która do głowy wchodziła jej znacznie szybciej i łatwiej. Ten Troll na zawsze zostanie w jej pamięci. Sromotna porażka ślizgońskiego kujona.

— Zawsze zaczynasz mówić literkę "h"chwilę przed skokiem, mądralo. — odparła niemalże natychmiast, mając odpowiedź na wszystko. Niczym adwokat diabła, którego włosy ubarwione były na cześć piekieł. Wydała z siebie głośniejsze 'hmmm", a kąciki ust uniosły się ku górze, tworząc delikatny uśmiech. Zdecydowanie opisany przez Deara trunek przypadnie jej do gustu, uwielbiała owoce. Kiwnęła więc delikatnie głową, widocznie zadowolona z wyboru, chociaż miało to też na celu pochwalenie jego gustu. — Brzmi smacznie. Nie mogę się doczekać. Jak wróżyć? Spróbujemy?
Dodała jeszcze z entuzjazmem w głosie, szukając jego spojrzenia. Cóż, był w te klocki znacznie lepszy od niej, bo ona o wróżbiarstwie pojęcia nie miała żadnego, a plotki o uroczym krukonie i jego szklanych kulach krążyły po korytarzach, obijając się nawet o Nessowe uszy. I sama też często myliła smak brzoskwini z morelą, chociaż to pierwsze chyba było nieco słodsze i miała jaśniejszy kolor, niż sok z tego drugiego. Ręki jednak by nie zastawiła.
Siedzenie z nim w pubie było przyjemną perspektywą wieczoru, bo chyba obydwoje nieco się zmienili i potrafili znaleźć wspólny język, a do tego łączył ich tajny projekt A, któremu ruda była poświęcić każdą chwilę, rezygnując nawet ze spania. Na jego parsknięcie i słowa, sama się roześmiała, ponownie kiwając głową i wprawiając tym samym miedziane kosmyki włosów w ruch.

— No tak, Kapitanie! Gratuluję!— powiedziała nieco głośniej, niż chciała, jednak niezwykle pogodnym tonem głosu, przesuwając spojrzeniem po jego twarzy. Poprawiła się na krześle, siadając wygodniej i układając dłonie na kolanach, wzruszając delikatnie ramionami. Znał ją tyle, że jej pojęcie o tym sporcie i brak sympatii do mioteł znał doskonale. Była absolutnie beznadziejna i niezdarna, nie lubiła być ponad ziemią na wszystkim, co nie było jej motorem. — Jestem z Ciebie dumna, świetnie Ci poszło. Wiesz jednak, jak traktuję te wasze siedzenie na drewnianych patykach i rzucanie piłkami, unikając tej dzikiej. Wydaje mi się, że ta gra to kwestia szczęścia bardziej niż samych umiejętności, jeśli chodzi o samego znicza. Mogę się jednak mylić, nigdy nie grałam. Aczkolwiek moje węże faktycznie były w złym stanie, zwłaszcza Lope i Twoja słodka siostrzyczka.
Zakończyła westchnięciem, wciąż nieco im współczując. Wiedziała, ile wysiłku i treningu włożyli w ten sezon, zwłaszcza wyżej wymieniona dwójka. Była pewna, że poza alkoholem lejącym się strumieniami, były również łzy. Jednak takie jest życie, nie zawsze można wygrywać. Mina nieco jej spoważniała, gdy tematy nabrały innego, doroślejszego wydźwięku. Życie bez Hogwartu było dla niej niedorzeczne, nie potrafiła sobie teraz go wyobrazić. Pokręciła przecząco głową.
— Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą. Poza tym, Profesor Bergmann ma już asystenta. Zresztą, mamy rodzinny interes. Wiesz, że mają tylko mnie. Nie mogę ich tak zostawić, młodzi nie są i rodzeństwa się raczej nie doczekam. Praca przy instrumentach też nie jest taka zła. A co z Tobą? Będziesz bawił się w Mistrza Eliksirów?
Odparła z ciekawością, kończąc pytaniem skierowanym bezpośrednio do Caluma, podpartym krótkim i intensywnym spojrzenie brązowych oczu ślizgonki. Z każdym nazwiskiem, tworzącym elitę magicznego świata wiązały się przywileje, jak i obowiązki, pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Na jego pytanie, znów kiwnęła głową. Otworzyła plecak i grzebała w nim chwilę, peleryny jeszcze nie wyjmując, nie chcąc wzbudzić podejrzeń. Później ją odda. Zamiast tego w drobnych dłoniach znalazła się tajemnicza księga, której okładka sugerowała historie o smokach. Położyła ją na drewnianym blacie stolika, przesuwając palcami w jego stronę.
— Tylko trochę. Jest znacznie dokładniejsza i lepsza od tych drobnych wzmianek o animagii, które mamy w podręcznikach i książkach polecanych na rozszerzeniach. Zamierzam jednak wypytać jeszcze Bergmanna dla pewności. — rzuciła ciszej, łapiąc dłonią, która wcześniej tkwiła na przedmiocie swój trunek. Powąchała go najpierw, następnie upijając łyka. Z zadowoleniem kiwnęła głową, oblizując wargi. Pyszny, słodki. Idealny do kolacji! Aż się jej wierzyć nie chciało, że miał tak mocno działać. Jej wzrok powrócił jednak na chłopaka, a głowa przekręciła się nieco w prawą stronę.
— Wzięłam się za samodzielną naukę, nie martw się. Receptura i sam proces nie jest łatwy, a nawet jak Ci się uda, nie jest powiedziane, że przemiana nastąpi. Craine? On już jest stary, zgorzkniały i samotny. Ma stare metody, chociaż szanuję jego wymagania odnośnie do znajomości teorii. Zamierzam przysiąść mocniej do transmutacji we wakacje, chociaż mając za ścianą połowę szkoły, do łatwych to nie będzie należało. Rozumiem, że będziemy się uczyć razem? — zakończyła swój monolog, który był na tyle ostrożnie wypowiedziany, że powinien dotrzeć tylko do jego uszu. Uśmiechnęła się zadziornie, nieco podekscytowana tym, czego mieli dokonać. Zawsze to było jej marzeniem. Upiła kolejne dwa łyki brzoskwiniowo-morelowego alkoholu, czując, jak robi się jej nieco cieplej. Nie były to jednak z wolna krążące po ciele procenty, tylko emocje związane z leżącą przed jej towarzyszem, książką.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Lip 21 2018, 03:07;

Fairwyn chyba po prostu nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że ktoś jest w stanie marnować swój czas i siły na przedmiot, w którym i tak nie zamierzał się rozwijać. Miałem wrażenie, że jedyne, co go obchodziło, to wyhodowanie sobie grupy składającej się z wybitnych uczniów, recytujących przez sen runy, malujących na ślepo symbole i opisujących kręgi energetyczne podczas towarzyskich rozmów na kremowym piwie. Najgorsze było chyba to, że w praktyce karał on nie tylko niewiedzę, lecz także wiedzę zbyt małą, jego zdaniem oczywiście, a to z kolei sprawiało, że przedmiot nie cieszył się takim zainteresowaniem wśród tych, którzy podczas studiów wybierali swoje bloki do rozszerzania. Nie dziwiłbym się decyzji Nessy, bowiem sam zamierzałem podobną podjąć, korzystając ze szczęścia, że w ogóle zdaję klasę mimo ogromnej wpadki u Edgara.
Zaśmiałem się, słysząc jej szybką i niezwykle błyskotliwą odpowiedź.
- Kto tu się wymądrza? - odbiłem piłeczkę, szczerząc zęby w uśmiechu. Na jej późniejszy entuzjazm nie zareagowałem już podobnie, bowiem w mojej pamięci ożyło wspomnienie, kiedy to ostatni raz wróżyłem komuś z kłębolota. W pubie jazzowym w Hogsmeade, siedziałem przy stoliku z Ruth Wittenberg i przewidziałem coś, co później doprowadziło do nakrycia jej z moim własnym starszym bratem w sytuacji zgoła intymnej, co wyrządziło wiele, naprawdę wiele szkód. Nie mówiąc już o zachwianym zaufaniu między mną, a dziewczyną, trzeba wspomnieć koniecznie o niemalże wrogiej relacji, którą nawiązałem tamtego wieczoru z Dorienem, a kończąc warto dodać o wielkiej rysie na mojej dumie. Teraz już zarosła, zabliźniła się, lecz rozpamiętywanie tamtej sytuacji sprawiło, że poczułem wyimaginowanie swędzenie, jakby rana ta zamierzała się za chwilę otworzyć. Otrząsnąłem się z tych myśli i spojrzałem ponownie na podekscytowaną Nessę. - Jasne, spróbujemy - stwierdziłem, bo w ostateczności i tak nic nam przecież nie groziło.
Słysząc, jak mnie komplementuje, zaplotłem ręce z tyłu na karku i odchyliłem się nieco na krześle, przymykając powieki i uśmiechając się błogo. Byłem pewny, że do końca mojej kariery w Hogwarcie nie osiągnę niczego porównywalnego z odbieraniem pucharu Quidditcha jako kapitan Ravenclawu. Była to rzecz, którą zapewne będę chwalił się wnukom, wspominając rok 2018 jako ten najowocniejszy w moim życiu. W praktyce nie mijało się to z prawdą - był zdecydowanie lepszy i opływający w większe sukcesy niźli ten poprzedni, podczas którego zdążyłem stracić mnóstwo przyjaciół, zyskać wielu wrogów, wywalić sporą sumę pieniędzy w błoto i opuścić się w nauce tak drastycznie, by kolejny rok szkolny rozpocząć z zalążkiem depresji.
- Może trzeba też szczęścia, ale sam balans na tym, jak to ujęłaś, drewnianym patyku i unikanie dzikich piłek wymaga trochę umiejętności, tego nie możesz odmówić - stwierdziłem, kiwając na nią paluszkiem. Jasne, można było przyznać rację co do łapania znicza, że poza umiejętnościami liczyło się posiadanie ogromnego szczęścia - żeby nie zawiało piaskiem w oczy, żeby tłuczek nie przyleciał, żeby słońce nie raziło, żeby deszcz nie zalał gogli, żeby wiatr nie zmienił kursu miotły; ale gra poza ściganiem złotej, uskrzydlonej kuli wymagała nieco więcej. Nie zamierzałem się jednak kłócić, bowiem do niedawna sam nie byłem wielkim fanem Quidditcha, nie mówiąc już o upokorzeniach przeżytych ledwie rok temu, kiedy straciłem w meczu zęba, a wybił mi go sam Dorien. Jej ostatnie słowa sprawiły, że uśmiech powrócił na moją twarz. - Och tak! To było chyba najpiękniejsze w całej tej wygranej, zmazanie im uśmiechów z twarzy - przyznałem jej rację, kiwając głową.
Machnąłem ręką.
- Głupoty gadasz, czemu nieodpowiednią? Już wymiatasz w transmutacji, aż strach pomyśleć, co będzie za te dwa lata jak skończysz szkołę - stwierdziłem, unosząc brwi w górę. Jakim cudem dziewczyna z jej umiejętnościami mogła tak bardzo w siebie nie wierzyć? - Nie wiadomo, czy ta wygolona laska zostanie. Zauważyłem, że ma jakieś ciśnienie z Bergmannem, może się okaże, że we wrześniu nie wróci do asystowania - dodałem, spekulując szybką rezygnację Thildey. - Co?! - zapytałem, wybuchając krótkim śmiechem. Napad ten był jednak na tyle mocny, że kilka głów spojrzało w naszym kierunku, a ja udałem, że wycieram łzę spod oka. - Matka nigdy w życiu nie dopuściłaby mnie do kociołka w piwnicy, nawet pod nadzorem - wyjaśniłem, wciąż trzęsąc się ze śmiechu. - Jestem pewny, że prędzej sprzedałaby całą firmę komuś innemu, niż przekazała ją w moje ręce lub dopuściłaby mnie do pracy w niej. Niestety w eliksirach jestem beztalenciem, to chyba domena bab - rzuciłem. - Ja chyba pójdę w ślady ojca. Ministerstwo nie brzmi tak źle. Rozmawiałem już z Dorienem, miał podpytać kilka osób w kwestii interesujących mnie posad, więc zobaczymy jeszcze - zakończyłem, wzruszając ramionami. Departament Tajemnic był raczej marzeniem odłożonym w czasie, toteż nie chciałem się rozwodzić i stwierdzać, że tam będę pracował po skończeniu szkoły. W praktyce nie miałem bladego pojęcia, jak potoczą się moje losy.
Uwagę skupiłem jednak na książce, która była głównym powodem naszego spotkania.
- To dobrze - przyznałem, gdy powiedziała, że posiada więcej szczegółowych informacji. O to nam przede wszystkim chodziło, by odkryć proces i mieć instrukcje krok po kroku, co musieliśmy zrobić, by posiąść umiejętność animagii. Kiwnąłem jeszcze głową, gdy powiedziała o wypytaniu Bergmanna - zdecydowanie był lepszą opcją niż Craine. Poza tym wydawało mi się, że niemiecki nauczyciel posiadał bardzo dużą wiedzę w tej dziedzinie. Czy to przypadkiem nie przy jego pomocy Leonardo nauczył się animagii? A warto dodać, że z Gryfona nigdy nie był orzeł z transmutacji... - Razem? - powtórzyłem, a potem posłałem jej nieco przepraszający uśmiech. - Obawiam się, że to będzie... Trudne. Zdobyłem pracę w Londynie, a na wycieczkę ze szkołą się nie wybieram - wyjaśniłem pokrótce, czując się, jakbym własnie zawalał cały nasz misternie tkany plan. Może jednak byliśmy w stanie załatać dziury samodzielnie? - Co w ogóle należy zrobić na początku? Jaki jest pierwszy etap? - zapytałem, chcąc dowiedzieć się nieco więcej. Upiłem łyk kłębolota, z przyjemnością odczuwając bąbelki łaskoczące podniebienie, po czym przechyliłem się nieco do przodu, opierając łokcie na blacie stolika i chcąc zajrzeć na stronice skradzionej księgi.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyPon Lip 23 2018, 22:56;

Gdyby znała jego myśli, przytaknęłaby. Calum miał rację, Edgar nie mógł się pogodzić z tym, że osoba słabsza, która nie wiązała z runami żadnej przyszłości, starała się, jak mogła. Oczywiście oceny jak Wybitny czy Powyżej Oczekiwań wydawały się niemożliwe do osiągnięcia, jednak przy odpowiedniej ilości poświęconego czasu lecenie na Zadowalającym było całkiem prawdopodobne. Dla Nessy opanowanie wszystkich alfabetów runicznych było tak samo niezrozumiałe, jak czarna magia i była pełna podziwu dla osób, które potrafiły z pamięci to recytować. Nie rozumiała systemu oceniania według Fairwyna, chociaż szanowała jego miłość do przedmiotu i zaangażowanie. Był wymagającym nauczycielem i niezbyt troskliwym opiekunem domu Salazara. Do tej pory pamiętała swoje rozczarowanie, kiedy to on, a nie Bergmann otrzymał ten tytuł.
— Obydwoje?— odparła z uśmieszkiem, pytaniem na pytanie. Była niczym adwokat diabła, mając odpowiedź w sekundę po zakończeniu przez niego wypowiedzi. Dyplomatyczną nawet! Cieszyła się, że Dear potrafił w jej towarzystwie być sobą i nie przejmować się absolutnie niczym, a przynajmniej to sugerowała jej mimika twarzy chłopaka. Ludzie uśmiechnięci zawsze budzili w niej optymizm. Ceniła sobie bardzo słowność krukona, która doskonale zgrywała się z jego specyficznym sposobem bycia, który jednak nie przez wszystkich został doceniony. Zrobiła łyka trunku, zwilżając wargi i przyglądając mu się chwilę w milczeniu, po czym wzrok uciekł na tlący się płomień na knocie świeczki. Miała wrażenie, że wydobywający się z niej zapach staje się coraz intensywniejszy.
Jego dumny i błogi wyraz twarzy, gdy stwierdziła fakty, będące dla niego jednocześnie komplementami sprawił, że z trudem powstrzymywała złośliwy uśmieszek i chęć dogryzienia mu. Ostatecznie jednak uznała, że niech to zwycięstwo należy do niego — spisał się naprawdę dobrze jako kapitan, niezależnie od tego, do którego domu należała. To była tylko gra, nieprzewidywalna. Każdy czasem potrzebował celebrować swój osobisty sukces, niezależnie od płaszczyzny, na której został osiągnięty. Dla niej jednak chęć latania na miotle była niedorzeczna. Bo kto chciał mieć kija pomiędzy nogami?! Ona się ledwo na niej utrzymywała. Milczała więc na pierwszą część odpowiedzi, decydując się ostatecznie na kiwnięcie głową i częściowe przyznanie mu racji. No tak, utrzymanie się na niej podczas akrobacji, które wykonywali podczas gry, wcale nie należało do łatwych. Prychnęła cicho, wywracając oczyma.

— Liczyłam na coś głębszego, Cal. Nie wiem, że najpiękniejsza była radość i chwile z drużyną, gdy odbieraliście puchar, a nie utarcie nosa Vivien i rywalowi. — przerwała, posyłając mu krótkie spojrzenie, po czym powróciła wzrokiem do kłębota. Czując na ustach brzoskwiniowo-morelowy smak, czuła się jakoś weselsza. Zrobiła więc jeszcze łyczka, czując przyjemnie rozgrzewający dreszcz na ciele. Oparła się wygodniej o krzesło, przysuwając nieco do stolika. Jedną z dłoni ułożyła na kolanach, drugą zaś bawiła się szklanką, sprawiając, że płyn niczym wzburzone morze, uderzał o brzegi.
— To wciąż za mało. Mam wrażenie, że dużo mi brakuje do osiągnięcia odpowiedniego poziomu, aby przemiana się udała. — kontynuowała w końcu, wzruszając delikatnie ramionami. Była ambitna, nauka to było jej hobby i jej opinia nie była kwestią skromności czy braku wiary w siebie, a czystych faktów. Na wzmiankę o asystentce Bergmanna posłała mu pytające spojrzenie, bo zwyczajnie nie była na temat i nie wiedziała, o co chodzi. Niczego nie zauważyła, pewnie skupiając się tylko na lekcji. — Skąd takie wnioski? Powinieneś bardziej uważać na omawiany materiał, a nie ich relacje, złotko.
Rzuciła, unosząc na chwilę brwi. Jego kolejne słowa sprawiły, że roześmiała się pogodnie, kiwając głową. No tak, zapomniała! Eliksiry to domena damskiej części rodziny Dearów i to całej — od Beci aż po Heaven. Miała wrażenie, że to wielki krąg wzajemnej rywalizacji w tej dziedzinie. Może to i lepiej, że Calum w tym nie uczestniczył.
— To dobrze, że już myślisz nad przyszłością. Jestem pewna, że Dorien Ci pomoże. Jesteście w końcu braćmi, na kim macie polegać, jak nie na sobie. O jakim departamencie myślałeś? — zapytała z ciekawością, zawieszając spojrzenie na jego twarzy, a następnie odszukując jego wzroku. Nie mieli wcześniej okazji na takie rozmowy albo nie chcieli o tym rozmawiać. Docierał do niej upływ czasu. Wszyscy jej znajomi brnęli do przodu, snując plany i Nessa miała wrażenie, że tylko ona tkwi w miejscu.Wahając się. Westchnęła, zawieszając wzrok na książce.
— A nie razem..? — dodała jeszcze, od razu, gdy powtórzył po niej, unosząc brew i posyłając mu pytające spojrzenie. Było coś, o czym nie wiedziała? Przecież cała ta animagia była jego pomysłem, chociaż jej marzeniem. I co? Teraz chciał ją zostawić samą? Im dłużej mówił, tym bardziej jej mina była niezadowolona i jakoś smutna. Miała nadzieję, że dadzą radę jednak dojść do tego razem. Odkryć tajniki tej niezwykłej sztuki, wszystko przygotować. Znów jednak pojawiła się dorosłość. Kiwnęła tylko głową. — A więc to tak. Rozumiem.
Milczała chwilę, przenosząc wzrok na tkwiącą przed chłopakiem książkę. Na jego pytanie westchnęła głośniej, palcami przeczesując kosmyki włosów. Pierwszy etap brzmiał niezwykle prosto, jednak należał chyba do najtrudniejszych. Uwarzenie mikstury to przy tym pikuś.
— Najprościej? Od pełni do pełni, równy miesiąc, trzeba mieć w ustach liść mandragory. W żadnym wypadku nie należy go połykać ani wyjmować z ust. O żuciu nie wspominali. — wyjaśniła pokrótce, uśmiechając się pod nosem, jakby rozbawiona metodą przemiany. Transmutacja była jednak nieprzewidywalna i obydwoje powinni o tym pamiętać — Jeśli coś z wyżej wymienionych nastąpi, to trzeba zacząć od nowa. Oczywiście to nie jest gwarancją, że Ci się uda. Lepiej, żeby się nie udało, niż żeby nastąpiły komplikacje lub przemiana częściowa. Sprawdzałam już kalendarz, pełnia wypada bodajże dwudziestego siódmego lipca.
Wyjaśniła jeszcze, robiąc kolejny łyk alkoholu. Nie spuszczała z niego wzroku, obserwując twarz. Była ciekawa jego reakcji na prostą i pozornie banalną recepturę do osiągnięcia zwierzęcego wyglądu.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Lip 28 2018, 15:45;

Kwestia zwycięstwa w ostatnim meczu oraz zdobycie pucharu Quidditcha było dla mnie sprawą mającą naprawdę horrendalne znaczenie. Nigdy jeszcze nie udało mi się osiągnąć sukcesu na tę miarę, a nawet t jedna rzecz wydawała mi sie zbyt piekna, by była prawdziwa. Przyzwyczajony byłem do porażki - jeśli nauczyciel miał w planach wywalić kogoś z sali bez konkretnego powodu, zazwyczaj byłem to ja; jeżeli tłuczek miał uderzyć w meczu tylko jedną osobę i zrobić jej krzywdę, również to ja nią byłem; jeśli na oblodzonej posadzce ktoś miałby fiknąć koziołka, spodziewajcie się po mnie salta z lądowaniem na twarzy. To jasne, że byłem dumny - poniekąd czułem się, jakbym oszukał przeznaczenie. Dodatkowo miałem ogromną chęć, by ponownie wsiąść na miotłę i poćwiczyć, by rzucać kaflem, unikać tłuczków czy też rozglądać się za złotym zniczem. A pomyśleć, że w dzieciństwie i wczesnych latach szkolnych nic, ale to nic nie wskazywało na to, by sport kiedykolwiek miał się stać moją pasją.
- Najpiękniejsze chwile spędzone z drużyną? - parsknąłem śmiechem, kręcąc przy tym głową. - Daj spokój, mnóstwo z nich szydziło ze mnie i marzyło o tym, by stała mi się krzywda i bym oddał tytuł kapitana komuś innemu. Raz zostałem nawet oskarżony o zażywanie felix felicis przed meczami i granie wbrew zasadom. Miałbym się cieszyć z podobnych interakcji? Oczywiście, że bardziej satysfakcjonuje mnie zmycie komuś z twarzy szyderczego uśmiechu - wyjaśniłem pokrótce. Raczej nie należałem do osób zawistnych i szukanie sposobności do zemsty nie było moim hobby, lecz mając sposobność do udowodnienia tym wszystkim, którzy we mnie wątpili i którzy się wyśmiewali, że jednak coś potrafię i coś mi w życiu wychodzi, jasne było, że skorzystam z niej. Oczywście wszystko mogło potoczyć się innym torem, równie prawdopodobnie mogłem przegrać i się ośmieszyć. Szczęście jednak ten jeden raz stało po mojej stronie i właśnie zbierałem jego żniwa.
Słysząc jej słowa, nie potrafiłem się powstrzymać przed wywróceniem oczami w geście zrezygnowania. Tak jak mnie trzeba było wiecznie przekonywać, że wcale nie jestem taki zły w niektórych rzeczach, tak i ją należało strofować, że była znacznie zdolniejsza niż jej się wydawało. Nigdy nie wiedziałem, czy to faktyczny brak wiary w siebie, czy zwyczajna skromność przemawiająca przez Nessę.
- Widzisz, nawet w ten sposób udowadniasz mi, że jesteś znacznie lepsza w transmutacji. Zauważyłaś w ogóle, że Bergmann posiada asystentkę? - rzuciłem, śmiejąc się cicho pod nosem i starając się mimo wszystko zachować poważny wyraz twarzy, tak o, dla jaj. Rozmowa jednak zeszła na moje plany dotyczące przyszłości i odrobinę się zamyśliłem. Za każdym razem, gdy przyszło mi wspominać o moich "marzeniach" względem pracy po studiach, miałem wrażenie, że są one zbyt zuchwałe. Brałem pod uwagę wiele czynników - moje oceny, moje wady i zalety, moje szczęście w życiu i wielokrotnie zastanawiałem się, czy to wszystko w ogóle ma sens? Czy Dorien miał po co kontaktować się z tą znajomą? - Departament Tajemnic - odparłem po chwili, po czym uśmiechnąłem się z lekką nieśmiałością. Z jednej strony spodziewałem się od niej zapewnienia, że mój pomysł jest cudowny, a z drugiej nie mogłem wykluczyć opcji, że po prostu zacznie się śmiać. - Wiem, że jest trudno... Dostać się i utrzymać w tym zawodzie. Podobno ciężko działa na psychikę i to duża odpowiedzialność, dlatego wciąż się waham - dodałem, pocierając ręką kark. Zwilżyłem gardło łykiem kłębolota. - Ale chciałbym chociaż pobieżnie dowiedzieć się, co tam robią. Podobno zajmują się przepowiedniami, ale także różnymi, dziwnymi rzeczami i gałęziami magii, które nie są do końca poznane. Obawiam się jednak, że kiepski ze mnie naukowiec - wyrzuciłem z siebie jeszcze, po czym zamilkłem, by wysłuchać jej zdania na temat mojej potencjalnej przyszłej pracy.
Dalej skupiłem się już na przygotowaniach do przemiany animagicznej. To, co opisała Nessa, wydawało mi się nieco śmieszne - serio mieliśmy po prostu... trzymać w ustach jakiś liść? Co prawda w praktyce nie wyglądało to tak prosto, jak się o tym mówiło, ale mimo tego parsknąłem śmiechem.
- Okej, a w przypadku, gdyby liść wypadł albo nie wiem, zjadłbym go, bo byłbym strasznie głodny, następnym razem również trzeba zacząć od pełni? - dopytałem. Kiwnąłem głową, kiedy podała datę. - Jak wypijemy, możemy iść do jakiejś apteki, może znajdziemy jeszcze jakąś otwartą. Myślisz, że sprzedają pojedyncze liście mandragory, czy będziemy musieli kupić całą roślinę? - spytałem. - To w sumie przypomina mi, że na pewno mam w domu jakieś liście, do eliksirów czy coś. Może wolisz, żebym Ci wysłał w liście jakieś dwa czy trzy na zapas? - zaoferowałem. Nie miałem pojęcia, ile mogły kosztować liście mandragory, lecz uznałem, że firma nie ucierpi, gdy straci cztery sztuki, prawda?
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Sie 04 2018, 14:34;

Nic dziwnego, że się cieszył. Calum nie miał łatwego życia i każdy sukces warto było celebrować, zwłaszcza tak duży. Musiał wszystkich zaskoczyć swoim odnalezieniem się w roli kapitana, kiedy to poprowadził drużynę do zwycięstwa. Slytherin zawsze miał dobre zgranie, a Lope pilnował wszystkiego osobiście, stąd też Dear miał utrudnione zadanie. Nessa zawsze była pełna podziwu, że się nie zniechęcał i nie rezygnował, nawet jeśli pech otaczał całą jego personę. Może trzeba załatwić mu jakiś talizman? Bransoletkę z czterolistną koniczynką w kamieniu lub coś w tym stylu, co mogłoby go ochronić. Bo jak nie wyleci z lekcji, to straci zęby albo stanie się jeszcze coś innego. Zdawała sobie sprawę, że o połowie Calumowych ekscesów nawet nie wiedziała. Miała nadzieję, że chłopak jeszcze mocniej zaangażuje się w ten sport i w kolejnym roku szkolnym znów odniesie sukces, chociaż może być mu nieco trudniej, jeśli kapitanem węży zostanie jego siostra. Ruda z pewnością byłaby rozdarta pomiędzy tym, komu kibicować jako człowiekowi, bo drzemiące w niej braterstwo nie pozwalało na ubranie innych barw niż zielono-srebrne do strefy kibica.
Westchnęła cicho na jego parsknięcie, kiwając głową i tym samym jeszcze raz utwierdzając go w przekonaniu, że właśnie o to jej chodziło. Twarz Lanceley nadal pozostawała pogodna, pomimo gorzkich słów, które wychodziły spomiędzy warg chłopaka. Zdawała sobie sprawę, że tak negatywne uczucia nie stwarzały żadnych możliwości na szczęśliwe wspomnienia, a jednak to jedno zwycięstwo — najważniejsze - powinno odwrócić wszystko i sprawić, że zaczną go szanować.

— Ktoś mi kiedyś powiedział, że karma zawsze wraca i nie warto życzyć takich wypadków drugiej osobie. Miarą siły człowieka jest odnajdowanie jakiegoś pozytywnego brzmienia w każdym aspekcie życia, a przynajmniej tak czytałam. — odparła w końcu, wzruszając delikatnie ramionami. Odgarnęła kosmyk włosów za ucho, upijając kolejny łyk słodkiego drinka, który polecił jej krukon. Zlustrowała jego twarz wzrokiem, a kąciki ust drgnęły jej subtelnie ku górze. — Nie zrozum mnie źle, jestem z Ciebie dumna i ciesze się, że coś udowodniłeś sobie i im. Rozumiem Twoje podejście i położenia. Teraz będzie lepiej, zobaczysz. Może po prostu Ci czegoś zazdrościli, dlatego tak się zachowywali? Zresztą, ja mało się znam na ludziach.
Dodała, ostentacyjnie machając dłonią po odłożeniu na stół szklanki. Przysunęła krzesło, przewieszając plecak przez oparcie mebla, zapinając go wcześniej tak, aby peleryna z niego nie wypadła. Nigdy nie lubiła stawiania siebie na piedestale, chwalenia swoich zdolności. Zawsze uważała zachowania i cechy tego typu wśród czarodziei czystej krwi jako te, która sprawiały, że pozostała część społeczeństwa ich nie lubiła. Wywyższanie się było czymś okropnym. Szkotka doskonale znała swoje słabe strony i wady, miała ich przecież znacznie więcej niż zalet. Najlepiej się czuła, gdy traktowano ją w sposób obojętny, przeciętny, mało atrakcyjny dla towarzystwa. Była tylko Nessą. Zaśmiała się cicho z niedowierzaniem, przewracając oczyma. Nie można było odmówić mu upartości.
— Nie jestem lepsza, po prostu dużo czasu nad nią spędzam i powtarzam materiał. Byłbyś znacznie zdolniejszy w tej dziedzinie niż ja, gdybyś poświęcił jej trochę czasu i uwagi.— odparła ze spokojem, jakby oznajmiała mu najbardziej oczywistą i prawdziwą rzecz na świecie. Orzechowe ślepia sunęły po jego sylwetce, a następnie wertowały twarz, zupełnie jakby szukały najmniejszych zmian w mimice. Uniosła brwi, wydając z siebie ciche "uuu", gdy w końcu podzielił się z nią swoim wymarzonym miejscem pracy. Znała trochę posady w Ministerstwie i doskonale wiedziała, że departament, który sobie wybrał, jest tym, do którego praktycznie najciężej było się dostać. Uważała jednak, że uda mu się bez problemu, gdy tylko trochę się postara. Calum był naprawdę niegłupi i zdolny, miał nietuzinkowy charakter i gdyby nie pech i lenistwo, mógłby być jednym z lepszych uczniów w szkole. Niestety często zdarzało się tak, że człowiek utożsamiał się z łatką, którą mu przypięli. Kiwnęła głową, wysuwając się do przodu i unosząc nieco na krześle. Wysunęła dłoń w jego stronę i pieszczotliwie poczochrała go po włosach, aby następnie delikatnie, stuknąć mu palec w czoło.
— Więc musisz się postarać, nie? Potrafisz. Musisz tylko odkryć potencjał. Kiedyś mi chyba Mall powiedziała, że im bardziej czegoś pragniesz i im ciężej nad tym pracujesz, tym bardziej wszystko dookoła Ci pomoże. Tylko się nie rozpraszaj. Wierzę w Ciebie, Dear. To świetny pomysł. Z Tajemnicą i wróżbami Ci do twarzy. — zakończyła z uśmiechem, opadając na krzesło i krzyżując ręce pod biustem. Oparła się wygodnie, znów zakładając nogę na nogę. Cieszyła się, że ich relacje poprawiły się na tyle, że zdradzał jej swoje plany na przyszłość. Nigdy nie podejrzewałaby go o zapędy w stronę Ministerstwa, jednak ambicja i chęć samodoskonalenia były w życiu bardzo ważne.
Parsknięcie na temat procesu przemiany sprawiło, że prychnęła cicho i uśmiechnęła się nieco złośliwie, jak na ślizgonkę przystało.

— To nie jest tak banalne, jak brzmi. — zaczęła w końcu po chwili milczenia, aby następnie zostać zasypaną przez jego pytania. Bez słowa przysunęła się do krawędzi stołu i zabrała księgę, obracając ją przodem do siebie. Jej dłonie szybko zaczęły sunąć po starym papierze, podobnie jak ślepia, w poszukiwaniu konkretnego fragmentu. Podzielność uwagi sprawiała jednak, że nie miała problemu z dalszą konwersacją. — Tak. Wszystko szlag trafi, jak Ci wypadnie albo go zjesz.. Nie orientowałam się co do sprzedaży listków, chciałam to właściwie zostawić Tobie. One są również używane do eliksirów, prawda?
Przerwała, podnosząc na chwilę spojrzenie, aby odszukać jego wzrok. Nie trwało to jednak długo, bo ślepia dziewczyny wróciły do książki. Gdy znalazła to, czego szukała, obróciła tomisko znów w jego stronę. Tkwiące na stronach obrazy przedstawiały niepoprawnie wykonaną transmutację. Makabryczne rękodzieła przedstawiające pół ludzi- pół zwierzęta, często martwe lub bez możliwości powrotu do formy pierwotnej.
— Możesz wysłać dwa, chociaż będę się z tym pilnować. To nie będzie problem? Oczywiście Ci zapłacę. Jesteś pewien, że dasz sobie z tym radę, Calum? Do pełnej przemiany poza znajomością zagrożenia, praw transmutacji czy odpowiedniej ilości wiedzy, trzeba być także przygotowanym psychicznie. Dopytam jeszcze Bergmanna o wszystko, gdy będę miała okazję. Wydaje mi się jednak, że w przypadku animagii, strach nie jest Twoim przyjacielem. Każda wątpliwość może zostać źle odebrana przez Twoją energię magiczną.
Zakończyła swój monolog westchnięciem, sięgając po tkwiącego w szklance kłębota. Została go jeszcze połowa. Upiła małego łyka, następnie zawieszając wzrok na krzywych postaciach z rysunków. O siebie się nie bała. Zawsze marzyła o osiągnięciu mistrzostwa w magii transmutacyjnej, ciężko pracowała i przygotowywała się do tego. Wciąż miała miesiąc od rozpoczęcia procesu z liściem, aby wszystko dopracować. Czy z brakiem szczęścia u Deara, proces ten był bezpieczny? Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Sie 05 2018, 22:05;

Nie podejrzewałem, żeby Mondragón łatwo oddał mojej siostrze stanowisko kapitana drużyny Quidditcha, jakkolwiek mocno by tego chciała. Koleś wydawał się być zajawiony wyłącznie na karierę w tym sporcie i bycie kapitanem chyba stanowiło sens jego życia. Uważałem tak oczywiście na bazie obserwacji, które miałem okazję prowadzić raz tu, raz tam podczas rozgrywanych meczów, bo osobiście nie miałem z nim do czynienia poza boiskiem. Niemniej jednak nie zaprzątałem sobie tym myśli, nie miałem pojęcia, jak będzie wyglądał wrzesień czy październik w moim wykonaniu, ani czy nie znajdzie się w tym czasie jakiś nowy aspirujący kapitan dla Ravenclawu. Może to i lepiej? Wtedy uniknąłbym ewentualnego rozczarowania i bycia pośmiewiskiem ludzi, za to byłbym zapisany w historii Hogwartu jako ten kapitan, który poprowadził domową drużynę do zwycięstwa. A to już coś!
Parsknąłem śmiechem w odpowiedzi na jej słowa.
- No, karma przyszła i zebrała żniwa - to ja wygrałem! - powtórzyłem jeszcze raz, nie kryjąc w głosie satysfakcji. Naprawdę zamierzałem chełpić się z tego powodu przy każdej możliwej okazji. - Nie mam czasu na szukanie pozytywnych aspektów we wszystkim, ale mam nadzieję, że będzie lepiej. A czy zazdrościli? Szczerze wątpię. Pewnie po prostu nigdy nie doceniali, a gdy w końcu zaczęło mi coś wychodzić, dostali bólu dupy, bo się nie spodziewali - podsumowałem, wzruszając ramionami. Nikt z drużyny nie brał mnie na poważnie, gdy startowałem na kapitana i gdy miałem w ogóle wsiadać na miotłę w meczu. Teraz mieli za swoje, bo pokazałem im, że nie jestem tak wielkim beztalenciem, za jakie mnie mieli. I choć sam się tego nie spodziewałem, tego typu zemsta była jeszcze słodsza.
Jej kolejne rady wywołały u mnie z kolei wywrócenie oczami. No nie mogłem się powstrzymać, po raz kolejny słysząc gadkę, że gdybym tylko pracował ciężej, to miałbym lepsze wyniki. Nie byłem głupi, wiedziałem, że bez pracy nie ma kołaczy i tego typu sprawy - niemniej jednak nie sądziłem, bym olewał temat! Łaziłem na te zasrane zajęcia do Craine'a ciągle łudząc się, że wysiadywanie w jego sali i słuchanie obelg przyniesie jakiś efekt i stanę się lepszy w transmutacji. Gówno prawda, wyłącznie dawałem się ośmieszać. Bergmann miał inne podejście, ale u niego też nie robiłem szybkich postępów. Po prostu nie byłem aż tak zdolny w czarach jak Nessa i denerwowało mnie to, że nie dostrzegała swojego talentu, przy czym próbowała mi przypisać podobny, jednocześnie siebie dyskredytując.
- Brzmisz jak moja matka - rzuciłem na początku, po czym machnąłem ręką. - Uwaga i czas w moim wykonaniu nigdy nie wyniosły mnie na piedestał. Zaakceptuj fakt, że jesteś geniuszem, a nie szukaj wymówek dla mojego braku talentu - dodałem, tym razem uśmiechając się szeroko. Trochę się z nią droczyłem, ot co.
Upiłem łyk kłębolota. Okazało się, że był ostatni. Kelner!
Nie przywykłem do tylu słów pochwał i dodawania wiary i otuchy naraz, toteż po jej wypowiedzi niezbyt wiedziałem, co sam miałbym odpowiedzieć. Trochę zakłopotany zająłem się nowo przyniesionym do stolika kłębolotem, wychylając kolejny łyczek. Na odwagę. Kaszlnąłem cicho, zasłaniając usta pięścią, po czym odłożyłem rękę na stolik, a spojrzenie skierowałem na twarz rudowłosej.
- Przypomnij mi, czy ja Ci płacę za motywacyjne gadki? - zapytałem, posyłając jej przy tym uśmiech pełny wdzięczności. - No muszę się przyłożyć, muszę. Zobaczymy, jak to będzie. Wiesz, czas zweryfikuje, czy coś nie stanie mi na drodze - odparłem jeszcze wymijająco. Nie lubiłem obiecywać, że coś zrobię, bowiem wielokrotnie przekonywałem się, że los miał co do mnie inne plany niż ja sam.
Temat przemiany pochłonął nas jednak całkowicie i już zdążyłem zapomnieć o ckliwych momentach sprzed kilkunastu minut. Pochyliłem się trochę bardziej, chcąc wodzić wzrokiem po dokładnie tym tekście, którego szukała i który pokazywała mi Lanceley, na własne oczy chcąc zobaczyć widoczne tam napisy. Kiwałem głową, choć w środku miałem przeczucie, że część z tego to w istocie pic na wodę. Bo niby po co miałbym żuć ten liść? Czy on potrzebuje stałego kontaktu ze śliną? Może mógłbym napluć do słoika i go tam po prostu zamknąć? W moim odczuciu był to etap, który rzekomo miał badać czyjąś determinację i wytrzymałość, pewnie by wyselekcjonować wątłe dusze od tych twardszych. Po co to komu?
- Mhm, mhm - odpowiadałem, ale bez przekonania. - W takim razie poszukam i poszperam. Pewnie kupię jakiś jeden w aptece, żeby się potem zorientować w domu, które to... Wiesz, że jestem beznadziejny w roślinki i wywary, a wolałbym nie pytać matki. Jeszcze pomyśli, że knuję coś niedobrego - dodałem. Ona to zawsze potrafiła zwietrzyć, że coś się święci, a już szczególnie wtedy, gdy wykazywałem zainteresowanie zasobami domowej piwnicy. - Ja bym sobie miał nie dać rady? - spytałem, unosząc brwi w geście zdziwienia i patrząc na nią nieco buntowniczo - tak mocno we mnie wierzyła wcześniej, gdzie to wszystko się podziało? Później jednak przewartościowałem sam siebie i stwierdziłem, że jej obawy, bądź co bądź, były słuszne. - No postaram się, jasne - przyznałem, westchnąwszy ciężko, a potem sięgnąłem po kłębolota i upiłem jeszcze jeden łyk. - Wolno pijesz - zauważyłem, skinąwszy w kierunku jej kieliszka, jeszcze nie opróżnionego.
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySob Sie 11 2018, 00:35;

Nessa była święcie przekonana, że Lope kończy w tym roku szkołę, a nie było lepszego kandydata od Vivien do przejęcia jego obowiązków i opieki nad drużyną. Był w tym naprawdę świetny i wydawało się, że to jedna z niewielu rzeczy, na których faktycznie chłopakowi zależało. Właściwie nigdy nie była z nim blisko, nie znała go, więc ciężko cokolwiek powiedzieć. Pasję w spojrzeniu podczas treningów czy meczów miał jednak z pewnością. Zastanawiała się jak ewentualnie poradzi sobie Dearówna przy ilości swoich obowiązków, ambicji i ze zbliżającym się ślubem. Westchnęła cicho do swoich myśli, wracając jednak spojrzeniem do Caluma i posyłając mu delikatny uśmiech, znów robiąc łyk kłębota. Łatwo wchodził, a takie alkohole były najbardziej zdradliwe i niszczące. Miała nadzieję, że jej wyćwiczona głowa sobie z tym poradzi.
— Zawsze jest podobnie ze szczęściem i nieszczęściem, tak myślę. Może to znak, że los się odwrócił i teraz zacznie się wspaniały rok w Twoim życiu, Cal? Dobrze to wykorzystaj. — odparła, kiwając głową na jego słowa, uśmiechając się jeszcze szerzej. Rozczulało ją to, jak bardzo ważna była dla chłopaka ta wygrana i ile dla niego znaczyła. W takim stopniu, że nawet przez chwilę pomyślała, że dobrze się stało. Zaraz jednak niewidzialny wąż ukąsił, wywołując poczucie winy i zdrady wobec swoich zielonych pobratymców. Jego kolejna wypowiedź znów zawierała ziarno prawdy, wywołała głośne westchnięcie w rudej. Zacisnęła mocniej palce na szklance, wlepiając spojrzenie w twarz krukona. — Bo ludzie są paskudni. Zawsze byli, ale teraz jest coraz gorzej.. Nie rozumiem tej bezpodstawnej zazdrości, przecież trzeba cieszyć się z cudzego sukcesu. Niedorzeczne. Mam jednak nadzieję, że Cię w końcu docenią. Nikt nie jest idealny, ale myślę, że Tobie warto dać szansę.
I ona podsumowała, unosząc szklankę i tym samym dając mu do zrozumienia, że wznosi jego toast. Gdy szkło się dotknęło, zrobiła konkretnego łyka. Nessa była stworzeniem bardzo prostym, który pomimo wyuczonych gestów czy elegancji wcale nie pasował do świata magicznej arystokracji. Zupełnie tak, jakby wrzucili ją tam przypadkiem i po prostu jakoś sobie radziła. Szlag ją jednak trafiał, gdy ktoś traktował ją lepiej albo patrzył na nią w inny sposób przez to, jakie miała nazwisko. Bo co mogło być gorszego? Zastanawiała się, czy Dear miał tak samo, czy to może tylko ona była jakaś nienormalna.
Widząc jego reakcję na jej wywody i próbę zmotywowania go, tym razem ona prychnęła niczym niezadowolony kot, odkładając resztki trunku i krzyżując ręce pod biustem. Chciała dla niego jak najlepiej, a ona robił tę swoją minę numer siedemdziesiąt. Ruda przekręciła głowę w bok, obuszkami palców zaczepiając o materiał bluzki. Wiedziała, że transmutacja nie była jego ulubionymi zajęciami przez nauczyciela i doceniała to, że na nią uczęszczał. Mógł jednak tylko poprosić, a przecież by mu pomogła i wytłumaczyła, nawet materiał z całego roku. Może nie z run i zielarstwa, ale z resztą przedmiotów powinna poradzić sobie całkiem nieźle. Spójrzmy prawdzie w oczy, była kujonem, który w książkach spędzał osiemdziesiąt procent swojego czasu.

— I teraz nie wiem, czy mnie komplementujesz, czy obrażasz. — mruknęła z zastanowieniem na wzmiankę o jego matce, a kąciki ust mimowolnie uniosły się jej ku górze, tworząc delikatny uśmiech. Zaśmiała się, kręcąc głową ponownie, z niedowierzaniem. — Nie jestem geniuszem. Gdybym była, to bym nie spędzała tyle czasu w książkach, żeby nadgonić materiał. Ty powinieneś za to pogodzić się z tym, że masz talent Cal.
Zakończyła tonem, który sprzeciwu raczej by nie zniósł. Uśmiech krukona sprawił jednak, że nie mogła się złościć czy wściekać, co zresztą nie leżało w zwyczaju ślizgonki. Każdy miał swój rozum i przemyślenia na dany temat, a dobrze o nich świadczył fakt, że dyskutowali, a nie się kłócili, próbując narzucić sobie własne racje. Nie lubiła czegoś takiego. Dopiła trunku, a potem odstawiła pustą szklankę na bok. I dlaczego wcześniej praktycznie nie spędzali ze sobą czasu? Trudno było się nudzić.
Obserwowała go, opierając się wygodnie o krzesło i mając założoną nogę na nogę, śmiejąc się pod nosem z jego uroczej, wciąż chłopięcej reakcji. Czy on się zawstydził? Zawsze ją dziwił fakt, że kogokolwiek mogła wprawić w onieśmielenie. Przecież nie kłamała, mówiła to, co leżało jej na sercu i chodziło po głowie. Kumple nie powinni tak reagować na drugiego kumpla. Pokręciła jednak przecząco głową, robiąc niewinną minę. Ciężko było nazwać gadką motywacyjną uzewnętrznianie własnych opinii.

— Byłeś trochę wkurwiający, ale się zmieniłeś. Trochę dorosłeś. Będzie, co ma być, przeznaczenie i tak zrobi, co uzna za stosowne. Poza tym, naprawdę, jak czegoś chcesz to, to złap i nie puszczaj. To wszystko jest takie banalne, tylko my sobie to komplikujemy.
Odpowiedziała ze spokojem, wcale obietnic nie szukając. Nie mogła ich wymusić, nie mogła też do niczego go namawiać czy sugerować. Sam musiał być za siebie odpowiedzialny, a ona mogła jedynie wyrazić swoje zdanie czy opinię, jeśli w jakikolwiek sposób miało mu to pomóc.
Rozmowy o transmutacji były dla Nessy czymś cudownym. Właściwie to był temat rzeka, zawsze miała coś do powiedzenia i chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Jaka dziedzina magii była równie fascynująca? Animagia od zawsze siedziała jej w głowie, miała potrzebę zdobycia tej umiejętności, opanowania trudnej sztuki ryzykowanego przemienienia własnego ciała w swojego zwierzęcego opiekuna. Brzmiało to trochę mistycznie, a jednak Nessa szczerze w to wierzyła. Widziała jego spojrzenie, niedowierzające i niedoceniające nieco może głupio brzmiącego rytuału, będącego wstępem. Brzmiało to głupio i niedorzecznie, ale musiało mieć jakiś powód i sens, skoro kazali postępować tak, a nie inaczej. Gdyby dało się pójść na skróty, to dawno by ktoś to odkrył. I wtedy też pojawił się cień strachu, bo ona sobie by nie wybaczyła, gdyby coś się krukonowi stało.

— Cal.. Nie traktuj tego w ten sposób. Skoro to część inkantacji, to trzeba wykonać ja poprawnie. Pewnie to kwestia wydobycia esencji, odkrycia Twojego zwierzęcego opiekuna. — zaczęła z cicho, zawieszając na nim błyszczące ślepia. Pojawił się w nich błysk zmartwienia wymieszanego z wątpieniem. Palce nerwowo stukały o leżąca przed nimi książkę, a ona słuchała go w milczeniu, nie uciekając nigdzie wzrokiem. Przysunęła się tylko nieco, pozwalając sobie na zmniejszenie dzielącej ich odległości i nachylenie się do przodu. Nie chciała, aby ktoś przypadkiem dostrzegł zawartość książki oraz jej tytuł, który łatwy do zdobycia nie był. Nie mogli wpaść przez jakąś głupotę. Dlatego też wybrała taki stolik, a nie inny. — Rozumiem. Mogę przejrzeć swoje podręczniki i książki ze szklarni mojej mamy, może coś znajdę. I nie chodzi mi o to, że nie dasz sobie rady! Po prostu zobacz, jakie to ryzykowne. Co zrobimy, jak nie wiem, będziesz pół rybą? Co powiemy w mungu?
Kontynuowała, marszcząc nieco nos i brwi, co wymalowało na jej buzi konsternacje. Ruchem dłoni odgarnęła kosmyki włosów za ucho i na plecy, wlepiając spojrzenie w rysunki, a następnie w błyszczącego kłębota. Kiedy kelner zdołał go przynieść. Zaśmiała się cicho, puszczając mu oczko i posyłając pociągłe spojrzenie.
— Daje Ci fory słońce, żebyś pod stołem nie skończył. — odparła zawadiacko, łapiąc za szklankę i upijając kilka łyków, a następnie zwężając wargi, aby pozbyć się z nich resztek alkoholu. Poczuła przyjemny dreszcz i rozgrzewające od środka ciepło. Na bladych polikach pojawił się nawet cień rumieńca. Wciąż jednak było to za mało na rudą.
— Masz rację. Nie mieszajmy w to rodziców. Razem to zaczęliśmy i razem to skończymy. Jesteś pewien, że chcesz próbować? Czujesz się na siłach? Możemy jeszcze poczekać. Wiesz, nie chciałabym, żeby coś Ci się stało, a wiem, jakie masz podejście do transmutacji przez to, co działo się na lekcjach.— zauważyła, nie uciekając od niego wzrokiem. Długie paznokcie stuknęły w blat stołu, wydając z siebie charakterystyczny odgłos. Nie chciała go zniechęcić, a bardziej uświadomić mu, że to wcale nie jest takie proste.
Powrót do góry Go down


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
C. szczególne : nie chcesz wiedzieć
Galeony : 829
  Liczba postów : 1281
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptyNie Sie 19 2018, 11:36;

Lope powinien skończyć w tym roku szkołę, tak samo jak ja, jednak życie czasem pisało inne scenariusze, niż by się marzyło samym aktorom. Ja większość pierwszej klasy, tej kluczowej, najważniejszej, wdrażającej młodego czarodzieja w magiczne życie, przeleżałem w łóżku dochodząc do siebie po wyjątkowo złośliwym przypadku groszopryszczki. Co zrobił Lope, żeby kiblować? Prawdopodobnie zawalił jakieś przedmioty, może właśnie przez swoje skupienie na Quidditchu i na losach drużyny?
Dobrze, że w tym roku nie musiał się aż tak skupiać, skoro wygrał Ravenclaw. Podobno nawet przeszedł z klasy do klasy!
Również kiwnąłem głową, nie chcąc już dodawać nic więcej do jej wypowiedzi. Nessa okazywała mi w ostatnim czasie znacznie więcej czułości, niż kiedykolwiek bym się spodziewał. Jako koleżankę znałem ją już długie lata, często bywała u nas w wakacje ze względu na swoją przyjaźń z Beatrice i bliskie koleżeństwo z Vivien - fakt, że była DLA MNIE tak wspierającą i ciepłą osobą był niesamowity. Kiedy tak myślałem o tym, zaczynałem żałować wszystkich momentów, w których mogłem okazać się dla niej oschły, niemiły czy też traktowałem ją za bardzo jak "męskiego" kumpla, nie przejmując się nieco odmienną naturą. Po prostu w głębi duszy czułem, że nie zasługiwałem na całą tą pomoc i podporę, jaką dla mnie stanowiła, jednocześnie byłem jej bardzo wdzięczny za to, że wyciągała ku mnie życzliwą dłoń i nie martwiła się o to, co powiedzą inni.
Moje słowa jednak odbijały się jak grochem o ścianę, zdawała się zupełnie nie widzieć tego obrazu samej siebie, który ja starałem się jej ukazać. To, że w moich oczach była młodym geniuszem, niezwykle zdolną i mądrą czarownicą zostało zasłonięte przez opasłe tomiszcza, w których spędzała godziny. Tego typu tłumaczenia nigdy do mnie nie przemawiały, długotrwały proces uczenia wcale nie umniejszał jej predyspozycjom umysłowym, tym bardziej drzemiącej w środku inteligencji, dzięki której zaszła daleko na polu naukowym w Hogwarcie. Zawsze dało się wyczuć, że nauczyciele podchodzili do niej trochę inaczej, zupełnie jakby była ich pupilkiem, tą zdolniejszą uczennicą, której warto poświęcić więcej czasu i szlifować ją.
- Wybiję Ci kiedyś te głupoty z głowy - powiedziałem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Mojego podsumowania nie mogła zrobić lepiej, a ja usłyszawszy, że "byłem trochę wkurwiający", zaśmiałem się głośno.
- Mówisz mi to tak, jakbym nie wiedział - rzuciłem, jeszcze trochę chichocząc. Patrząc wstecz na to, co działo się w moim życiu i jak na to reagowałem, po moich plecach przebiegały ciarki wstydu. Zdawałem sobie doskonale sprawę z tego, że wiele rzeczy w mojej przeszłości potraktowałem w sposób niedojrzały, prowadziłem sporo konfliktów pchanych wyłącznie szczeniacką niechęcią i zazdrością, niszczyłem znajomości z osobami mi bliskimi, ponieważ wydawało mi się to lepsze i czułem się przez nich ograniczany. Z perspektywy mój bunt przeciwko całemu światu był... Głupi. Wszystkie moje próby oddzielenia się od tego, kim byłem, pchane wizją własnego biznesu, przez który zawaliłem nie tylko szkołę, ale też relacje z rodziną, z przyjaciółmi, nie mówiąc już o tym, jak mocno uszczuplały moje prywatne zasoby pieniężne. Chyba nikt nie cieszył się bardziej z przejścia tej fazy niż ja sam.
Dostrzegłem w jej oczach prawdziwe zmartwienie i westchnąłem ciężko, odchylając się w krześle. Nessa traktowała sprawę nader poważnie i mimo że mi też zależało na powodzeniu naszych akcji, nie byłbym do siebie podobny, gdybym nie spróbował zbagatelizować kilku elementów w procesie lub porobić sobie z nich żartów. Na śmiechy nie było jednak miejsca w naszej rozmowie i z bólem serca zgubiłem mój łobuzerski uśmiech, na jego miejsce przybierając poważną minę. Spojrzałem na nią bystrym spojrzeniem, po czym kiwnąłem głową.
- Dobra, masz rację, koniec żartów. Nie chcę śmierdzieć rybą do końca życia - przyznałem. Co do liści też zdążyliśmy się dogadać, a ja sam zamierzałem w zaciszu pokoju jeszcze co nieco poczytać, zanim zabiorę się za identyfikację roślin w piwnicy. - Tak, nadal chcę. Zrobimy to razem - powiedziałem.
Dopiliśmy swoje drinki, po czym wstaliśmy od stolika, kierując swoje kroki do wyjścia, uprzednio oczywiście płacąc za kłęboloty.

/zt x2
Powrót do góry Go down


Nessa M. Lanceley
Nessa M. Lanceley

Nauczyciel
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 159
Dodatkowo : animag, magia bezróżdżkowa
Galeony : 916
  Liczba postów : 3856
https://www.czarodzieje.org/t15974-nessa-m-lanceley
https://www.czarodzieje.org/t15976-freya-i-korespondencja-dla-panny-lanceley#434018
https://www.czarodzieje.org/t15975-nessa-m-lanceley#433995
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySro Wrz 26 2018, 20:59;

Nie szkodzi, że był środek tygodnia i wszyscy grzeczni, przykładni uczniowie zajmowali się nauką i przesiadywaniem w bibliotece. Los chciał, że zajęcia miała dopiero na dwunastą następnego dnia, a stresujące popołudnie w pracy sprawiło, że do zamku wcale nie miała ochoty wracać. Po festiwalu muzycznym nagle wszyscy odkryli w sobie pasję do muzyki, więc ich rodzinny sklep tętnił życiem i ruda rana użerała się z klientami wszelkiego wieku i sortu. Napędzana kawą i pozbawiona odpowiedniego śniadania oraz snu, stawała się niezbyt cierpliwym człowiekiem. Stąd też decyzja o skorzystaniu z uroków Londyńskich pubów była szybka, odstawiając na bok chęci przekraczania prędkości na motorze na krętych, wiejskich drogach Szkocji. Zabrała z Doliny Godryka najważniejsze rzeczy, żeby do domu już nie wracać i teleportowała się prosto do stolicy Wielkiej Brytanii, przechodząc do tak doskonale znanego sobie, magicznego świata. Wolała nie kręcić się po omacku w dzielnicach mugolskich, zważywszy na swoje niewielkie doświadczenie z ich światem.
Wybrała dobrze znane sobie miejsce, które ostatnim razem odwiedziła z Calumem, aby przedyskutować ich plan związany z animagią oraz towarzyszącemu jej warzeniu eliksiru. Znajomych, przyjemny zapach uderzył w jej nozdrza, gdy otworzyła drewniane, ciężkie drzwi. Było tu ciepło, schludnie i niezwykle przyjemnie. Zmienili jedynie letnie kwiaty w wazonach na stole na te, które występowały obficiej we wrześniu. Omiotła brązowymi ślepiami wnętrze, dziwiąc się na obecny w pubie tłum. Nie sądziła, że tyle osób wpadnie na tak genialny pomysł, co ona i zechce uciec od obowiązków i bliskich na szklankę whiskey lub kufel piwa. Westchnęła cicho, ruchem głowy odgarniając rozpuszczone włosy na plecy i skierowała się w stronę baru, zajmując jeden z wyższych krzesełek. Zsunęła z ramion cienki płaszcz i torbę, przewieszając je przez oparcie i usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę. Ciche westchnięcie uciekło spomiędzy warg, a ruchem dłoni zawołała barmana, aby podał kartę drinków. Sama do końca nie wiedziała, czy ma ochotę na kawę, whiskey czy może obydwa? Przyjemna muzyka w tle sprawiła, że zaczęła nucić pod nosem, stukając czerwonymi paznokciami o materiał krótkich spodenek, które miała na nogach. Całe szczęście, pomimo marnych gabarytów, studentka wcale nie wyglądała dziecinnie i nie proszono jej o pokazanie różdżki. Rozejrzała się dookoła, dostrzegając siedzącą nieopodal postać z dość ciekawie wyglądającym napojem. Przyglądała się mu chwilę, dość bezczelnie, chociaż bez cienia złośliwości w oczach. Trzeba przyznać, że słabe światło kandelabrów nie ułatwiało jej zadania. Wskazała na @Thomas H. O. Rowell głową, odwracając się zaraz do barmana.

- Poproszę to samo. Podwójnie najlepiej. I może kawę, mocną. - złożyła zamówienie z uśmiechem, ciesząc się, że chociaż na chwilę ucieknie od swoich problemów. Nawet jeśli jej sposób na ucieczkę przypominał jazdę bez trzymanki.
Powrót do góry Go down


Thomas H. O. Rowell
Thomas H. O. Rowell

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 36
Czystość Krwi : 25%
Dodatkowo : Magia bezróżdżkowa
Galeony : 122
  Liczba postów : 35
https://www.czarodzieje.org/t16627-thomas-h-o-rowell#459789
https://www.czarodzieje.org/t16633-bruno#459885
https://www.czarodzieje.org/t16561-thomas-h-o-rowell#456957
takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8




Gracz




takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 EmptySro Wrz 26 2018, 22:15;

Środowy wieczór zawsze spędzał w pubie. Uwielbiał wieczorki kabaretowe pozwalające ludziom popuścić wodze fantazji. Informację o odwołaniu dzisiejszego spotkania przyjął z głośnym jęknięciem. Potrzebował się nieco zabawić po ciężkim dniu w pracy, a na umówienie się z kimś było już za późno. Przecież nie będzie się komuś teleportował do domu, nie? Postanowił zostać, napić się piwa i posłuchać muzyki. Stare przeboje i czarodziejskie i mugolskie pobrzmiewały z głośników, czasami spokój zakłócał gromki śmiech mężczyzn grając nieopodal w karty, albo krzyki żon odnajdujących w pubie swoich pijanych mężów. Wieczór zapowiadał się nudno, co tym razem zbytnio Thomasowi nie przeszkadzało. Jego sfery osobistej nie zakłócano, jedynie co jakiś czas pytając się czy chce kolejne piwo. Aż tu nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił w tamtym kierunku wzrok by dostrzec bezczelnie wpatrującą się w niego nastolatkę. Uniósł brwi nie wiedząc o co jej chodzi. Wsadził jej ojca do Azkabanu i teraz młoda go rozpoznała? Nie, w jej spojrzeniu nie dostrzegł nienawiści, a jedynie...ciekawość? Było to tak bardzo dziwne, że podniósł butelkę z piwem i wykonał gest toastu w jej stronę. Dymiące Piwo Simisona z lokomotywą na etykiecie faktycznie musiało ciekawie wyglądać. Siedział na tyle blisko, że pomimo muzyki usłyszał jej zamówienie. Uśmiechnął się pod nosem i łyknął trzymane piwo. Miło było zostać czyjąś inspiracją, nawet jeśli chodziło o wybór piwa. Postanowił odpłacić się zainteresowaniem, wstał i podszedł do Nessy. Złapał wolną ręką za oparcie krzesła obok i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Wolne?
Nie czekając na odpowiedź usiadł obok dziewczyny. Przyglądnął się szukając w niej szczególnych znaków które pozwoliłyby na jej identyfikację. Brak zbieżności z żadnym ściganym mordercą skwitował uderzeniem swojej butelki o tą Nessy.
-Zdrowie pani. Nie chce prawić morałów, ale połączenia piwa i kawy nie jest dobrą opcją. Wyglądasz na pełnoletnią ale mimo wszystko chciałbym zobaczyć różdżkę. Wiesz, regulamin i te inne.
Wyciągnął z kieszeni odznakę i pokazał ją Nessie. Ubrany luźno, ale schludnie nie wyglądał zbytnio na aurora, wolał uniknąć wrzasków nastolatki typu "kim jesteś, że chcesz macać mój magiczny kijek". Schował odznakę coby zaraz wszyscy nie wiedzieli kim jest i dokończył swoje piwo. Zamówił kolejne i czekał na ruch dziewczyny. Oby tylko zachowała się grzecznie, bo nie miał zamiaru na barowe aresztowanie.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 QzgSDG8








takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty


Pisanietakbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty Re: Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"   takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 5 z 9Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: takbardzoniejestempolonist - Pub "Pod rozchichotaną mantykorą"  - Page 5 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
Ulica Tojadowa
-