Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Tojadowy Park

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
AutorWiadomość


Keith Everett
Keith Everett

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Galeony : 270
  Liczba postów : 300
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3795-keith-everett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3797-keith-everett
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptySob Mar 23 2013, 11:42;

First topic message reminder :


Tojadowy Park


Średniej wielkości park znajdujący się na samym końcu ulicy Tojadowej jest częstym miejscem spotkań pobliskich mieszkańców. To właśnie tutaj najszybciej rozchodzą się ploteczki o sąsiadach i to tu urządzane są zapoznawcze pikniki.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


William Carter
William Carter

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 40
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 195
C. szczególne : Dziary
Galeony : 959
  Liczba postów : 184
https://www.czarodzieje.org/t22893-william-carter#773427
https://www.czarodzieje.org/t22915-skrytka-pocztowa-williama-cartera#775587
https://www.czarodzieje.org/t22892-william-carter#773426
https://www.czarodzieje.org/t22962-will-carter-dziennik#780759
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPią Mar 29 2024, 09:16;

Z bliska wyglądasz jeszcze piękniej niż z dala, co sprawia, że jestem jeszcze bardziej zadowolony z podjętej w pośpiechu decyzji.

- Cała przyjemność po mojej stronie - otrzepuję odzież, gdy zabierasz psa. Nie mówię "nie ma za co", bo wiem, że w Twojej perspektywie absolutnie jest za co. Nie kłamię nawet szczególnie, gdy mówię o przyjemności, bo choć spotkanie z podłogą i lekko otarty łokieć nie należą do bajecznie miłych doświadczeń, to uroczy uśmiech potrafi doskonale przyćmić wszelkiego rodzaju niedogodności.

Ściągam okulary, nawet nie dlatego, że chcę, żebyś zobaczyła tę sławną facjatę, ale po prostu uważam to za taktowne, byś widziała moją twarz (i ewentualnie miała szansę się wycofać)
- Dla dobra Nimbusa nie będę ściskać Twojej dłoni - komentuję z błyskiem w oku, taksując przeciągłym spojrzeniem każdy milimetr Twojej uroczej buzi, którą definitywnie chcę częściej oglądać z bliska. Psidwak rzecz jasna nie jest w tym wszystkim najważniejszy, ale spodziewam się, że troska o niego zrobi na Tobie dobre wrażenie, jak na każdej miłośniczce zwierzą. Nie mam wątpliwości, że chcę zamienić ten efemeryczny moment w upojne tygodnie, bo już po pobieżnym spojrzeniu na Ciebie, wiem, że nie jesteś typem dziewczyny od zmierzchu do świtu.

- Jestem Will. A ty? - przedstawiam się z błąkającym na twarzy uśmiechem, od razu sięgając po zdrobnienie, by zmniejszyć dzielący nas dystans. Może i mogę zaprezentować się pełnym imieniem i nazwiskiem, ale czy wtedy nie potraktujesz mnie jako błazeńskiego dygnitarza, który nie ma do zaoferowania nic poza sławą?

Idzie lepiej niż sądzę - nawet nie każesz się prosić o wspólne wyjście, sama mówiąc o wiszeniu mi kawy. To nie tak, że nie lubię starać się i zabiegać, gdy jakaś białogłowa przypadnie mi do gustu, po prostu nie zwykłem nadmiernie się naprzykrzać.

- Niczego mi nie wisisz, to drobiazg - komentuję z pełną serdecznością, na jaką stać moje zmurszałe serce - Ale jeśli po prostu zechcesz iść ze mną na kawę lub kolację to będzie mi niezmiernie miło...
Powrót do góry Go down


Bridget Hudson
Bridget Hudson

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Galeony : 807
  Liczba postów : 2467
https://www.czarodzieje.org/t13874-bridget-hudson
https://www.czarodzieje.org/t13915-bridget-hudson#367829
https://www.czarodzieje.org/t13904-bridget-hudson
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPon Kwi 01 2024, 13:21;

W tę przyjemność głęboko wątpiła, obserwując, jak mężczyzna otrzepuje ciało z pyłu i żwiru osiadłego nań podczas tej spektakularnej, udanej próby schwycenia rozbestwionego psidwaka. Opadanie na parkową alejkę nie mogło być wspaniałym doznaniem, a jednak coś w wyrazie jego twarzy kazało jej sądzić, że wcale tak daleko nie posunął się w tych fałszywych kurtuazjach. Nie mógł tego wiedzieć, wszak nie znali się zbyt dobrze, lecz gdyby wyjawił tożsamość otartego łokcia, mogłaby mu pomóc. Co prawda do tej pory leczyła wyłącznie magiczne stworzenia, ale co nieco o uzdrawianiu wiedziała - jeśli nie przez wzgląd na własne doświadczenia, to na pewno za sprawą ojca.
Skupiona była przywołaniem psidwaka do porządku, bo wciąż bardziej zajęty był wypatrywaniem wiewiórki na drzewie, niż słuchaniem się Bridget, toteż nie zwróciła w pierwszej chwili uwagi na jego gesty. Uwolnione spod czarnych szkieł okularów oczy świdrowały ją spojrzeniem niebieskich tęczówek, a gdy jej własne spoczęły na jego twarzy, jej serce na moment zgubiło rytm.
Nie, to nie miłość od pierwszego wejrzenia.
To aktor.
Może nie należała do jego groupies, może nie sterczała pod New Magic Theatre godzinami, by uszczknąć co nieco jego prezencji poza ramami sceny, lecz doskonale wiedziała, kim był i czym się zajmował. Fascynacja sławnymi ludźmi towarzyszyła jej od dawna, może w związku z faktem, że sama sławy nigdy nie pragnęła, a ci, którzy ją osiągnęli, byli jak rajskie ptaki, tak kuszące, olśniewające, że aż ciężko odwrócić wzrok.
- Will Carter - bardziej stwierdziła, niż zapytała, demaskując samą siebie. - Bridget -przedstawiła się, bezwiednie nieco mocniej zaciskając piąstkę na napiętej smyczy, zupełnie jakby szukała w niej oparcia. - O, och... - KOLACJA? - Z wielką przyjemnością - odparła, prychając cicho, rozbawiona sama sobą i całą tą sytuacją.
Bardzo luźno proponując kawę, nie wiedziała jeszcze, komu te propozycje stawia. Na szczęście mężczyzna szybko przechwycił pałeczkę i teraz to ona była na nią zapraszana. Lub na kolację. Merlinie, kolacja z Carterem? Czy to jakiś sen?

@William Carter
Powrót do góry Go down


William Carter
William Carter

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 40
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 195
C. szczególne : Dziary
Galeony : 959
  Liczba postów : 184
https://www.czarodzieje.org/t22893-william-carter#773427
https://www.czarodzieje.org/t22915-skrytka-pocztowa-williama-cartera#775587
https://www.czarodzieje.org/t22892-william-carter#773426
https://www.czarodzieje.org/t22962-will-carter-dziennik#780759
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptySob Kwi 06 2024, 21:31;

Psidwak może dokazywać i biegać w kółko, zwracam uwagę na niego już głównie z grzeczności wobec Ciebie, skupiając się na ładnych oczach i buzi, która z powodzeniem mogłaby zaistnieć na pierwszych stronach gazet. Fascynuje mnie, co robią takie dziewczyny jak Ty – gdzie mieszkają, czym się zajmują i dlaczego nie mają porządnych chłopaków, tylko bujają się z takimi łobuzami jak ja.  Czuję dojmującą chęć poznania odpowiedzi na te pytania, ale też poznania Ciebie – Twoich myśli, Twojego ciała. Na to całkowite poznanie przyjdzie jednak czas. Przynajmniej mam taką nadzieję.

Nie pokazuję tego, ale Twoja reakcja mnie satysfakcjonuje. Nie jestem tym typem gościa, który narzeka na rozpoznawalność, przynajmniej nie pośród przedstawicielek płci pięknej. Mimo wszystko z udawaną skromnością unoszę brwi i kąciku ust, w lekko zakłopotanym uśmiechu. Nie ma sensu wystawiać wszystkich kart na stół. Jeszcze nie teraz.

- Miło mi Cię poznać Bridget – komentuję, szukając punktu zaczepienia, by skomplementować Twe imię. Jest ładne, ale kojarzy mi się z mugolską bohaterką filmową, której pewnie nie zna. Obieram więc inny kierunek – Bridget to celtycka siła. Szlachetne imię.
Nie zagłębiam się w temat, bo ochoczo godzisz się na moją propozycję. Moja twarz zmienia się. Tym razem gości na niej szczery, szeroki uśmiech, pozbawiony cienia wystudiowania.

- Fenomenalnie, co powiesz na… - zaczynam, a w międzyczasie układam w głowie mój własny harmonogram, który bez towarzystwa asystentki wydaje mi się zabójczo popieprzony.

Staram się to sensownie ukartować, tak by wyszło możliwie jak najlepiej. W sobotę późnym popołudniem gram spektakl, najchętniej zaprosiłbym Cię na niego, by potem wybrać się na kolację. Z drugiej jednak strony, pojawia się obawa – co jeśli nadmiernie zdominuje to spotkanie moją osobą? Czy nie zamorduję potencjału też znajomości zbyt wcześnie? Szybka kalkulacja przynosi prosty wynik: na podziwianie mnie na scenie przyjdzie jeszcze czas, a teraz wybiorę neutralny grunt.

- 20 w sobotę? Masz jakieś ulubione jedzenie? A może wolisz coś nowego? – unoszę kąciki ust w ulubionym uśmiechu wszystkich pań, mając nadzieję, że nie przestraszy Cię moja bezpośredniość. Wiele kobiet preferuje mężczyzn, którzy stanowczo przejmują inicjatywę, Ty jednak na oko jesteś bardzo młoda, a wiem, że dzisiejsze panny często preferują „nowatorskie” pojęcie. Jestem trochę old-schoolowy, ale staram się zachować balans. Nikt nie umówi się z kimś, kto już na początku znajomości przekracza granice.
Powrót do góry Go down


Bridget Hudson
Bridget Hudson

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Galeony : 807
  Liczba postów : 2467
https://www.czarodzieje.org/t13874-bridget-hudson
https://www.czarodzieje.org/t13915-bridget-hudson#367829
https://www.czarodzieje.org/t13904-bridget-hudson
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPon Kwi 08 2024, 17:13;

Dziewczyny takie jak Bridget zdawały się lgnąć do podobnych mężczyzn jak ćmy do ognia, nie zdając sobie sprawy, że w blasku i cieple bijącym z płomienia czyhało nieco więcej niebezpieczeństw. Już w tej samej chwili, w której skrzyżowała z nim spojrzenia, wiedziała, że niechybnie sparzy się, ulegając jego urokowi i brnąc głębiej w całą tę sytuację. Jakaś część jej podświadomości zdawała się jednak dusić ten głosik, nie słuchając jego podszeptów, by miała się na baczności. Nie umiała mieć się na baczności w obliczu takich sław. Choć magiczny smog wisiał nisko nad całym Londynem, miała wrażenie, że on cały błyszczał już nie za sprawą magicznego pyłu, lecz swojej własnej gwiazdorskiej aury, którą ciężko było przeoczyć. Słynny William Carter, ten aktor, pnący się po szczeblach teatralnej kariery niczym zawodowy wspinacz - właśnie stał z nią w parku przy Tojadowej i wdawał się w luźną pogawędkę okraszoną flirtem. Ciężko było jej uwierzyć w swoje szczęście i była to jedna z chwil, w których bardzo mocno wierzyła, że nic w życiu nie dzieje się z zupełnego przypadku. Gdyby uważniej uczestniczyła w szkole na wróżbiarstwie, może byłaby w stanie przewidzieć z chmur czy fusów porannej herbaty, że spotka go dziś na swej drodze?
Lubiła sposób, w jaki wypowiedział jej imię, które w swojej istocie było raczej proste i pospolite, mało wyjątkowe, nawet niespecjalnie klasyczne, choć musiała przyznać, że nie poznała w życiu drugiej Bridget, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Lubił to, jak lekko stoczyło się z jego języka i wybrzmiało w dzielonej z nim przestrzeni, zupełnie jak naklejka osiadło na jej czole, nadając jej tożsamość dziewczyny, z którą zamierzał pójść na kolację.
- Sobota o 20 brzmi świetnie - przyznała, kalkulując w głowie własne plany, które nie dość, że nie istniały, to jeszcze gdyby istniały, zdecydowanie uległyby zmianie, by móc wyskoczyć z Willem na randkę. Czy w ogóle mogła rozpatrywać to w tej kategorii? Wszak proponując mu kawę w podzięce za złapanie Nimbusa niekoniecznie miała to na myśli. Jakiś błysk w jego spojrzeniu kazał jej jednak pomyśleć, że mężczyzna chyba jednak przyszywał spotkaniu taką łatkę. - Lubię włoską kuchnię, ale z chęcią spróbuję też czegoś nowego - powiedziała, zawsze chętna do poszerzania swoich horyzontów, również tych kulinarnych.

@William Carter
Powrót do góry Go down


William Carter
William Carter

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 40
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 195
C. szczególne : Dziary
Galeony : 959
  Liczba postów : 184
https://www.czarodzieje.org/t22893-william-carter#773427
https://www.czarodzieje.org/t22915-skrytka-pocztowa-williama-cartera#775587
https://www.czarodzieje.org/t22892-william-carter#773426
https://www.czarodzieje.org/t22962-will-carter-dziennik#780759
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyNie Kwi 14 2024, 13:16;

Nie oszukujmy się. Jestem chodzącą czerwoną flagą, bo gdybym nie był, spróbowałbym wymienić z Tobą choćby z pięć, czy dziesięć zdań, by przed zaproszeniem na spotkanie (nienazwane randką, lecz w mojej intencji bez wątpienia nią będące) upewnić się, że są między nami fale, chemia, jakiś rodzaj porozumienia. Ale nie robię tego. To nie pierwszy raz, gdy wystarczy mi moment, by zwariować.

Jestem trochę płytki.

Wystarczy mi Twój śliczny uśmiech i błysk oczu, by pragnąć czasu z Tobą.

Wystarczy moment zachwytu, bym tracił grunt pod nogami.

Na pewno zasługujesz na to, by z Tobą porozmawiać, poznać zainteresowania, pragnienia i ambicje. Na to, by ktoś Cię ujął i wpadał w zachwyt powoli, doceniając duszę, a potem ciało. Ja taki nie jestem, ale być może przynajmniej zapewnię Ci trochę miłych wspomnień?

- Wspaniale – na mojej twarzy zakwita usatysfakcjonowany uśmiech. Wcale nie jestem przekonany, że nie masz planów. Wiem, że równie dobrze mogły one zostać zepchnięte na siódmy czy ósmy plan w obliczu możliwości spotkania ze mną. Być może powinno mi to spowszechnieć, ale nadal mi schlebia – Mogę dodać Cię na wizbooku? Wybiorę jakąś ładną knajpę i napiszę Ci adres.

Mam dzisiaj dużo szczęścia. W końcu pierwotny plan zakładał wyłącznie rozejrzenie się po okolicy, a większość kobiet za uratowanie psa przed ucieczką, najpewniej obdarzyła mnie jedynie bardzo wylewnym podziękowaniem. Tymczasem trafiam na Ciebie, co daje szansę na to, że mój jeden impuls poprowadzi nas w stronę pięknej historii.

- Jesteś z tej okolicy?
– zagaduję jeszcze, bo to trochę niezręczne toczyć całą rozmowę tylko wokół randki, na którą zaprosiłem Cię po trzech minutach znajomości, bazując wyłącznie na tym, że wpadłaś mi w oko  – Rozglądam się tutaj za mieszkaniem do kupienia.
Powrót do góry Go down


Bridget Hudson
Bridget Hudson

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Galeony : 807
  Liczba postów : 2467
https://www.czarodzieje.org/t13874-bridget-hudson
https://www.czarodzieje.org/t13915-bridget-hudson#367829
https://www.czarodzieje.org/t13904-bridget-hudson
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPon Kwi 15 2024, 22:53;

W kwestii rozpoznawania czerwonych flag, Bridget zdawała się być daltonistką.
Gdyby wady człowieka realnie ucieleśnione zostały w postaci czerwonych chorągiewek, majtających na wietrze przy swoim posiadaczu, nawet gdyby William się nimi obwiesił od stóp do głów, prawdopodobnie zignorowałaby wszystkie przesłanki o tym, że ryzykownie było pakować się z nim w jakikolwiek układ. Miał jednak ten atut w postaci rozpoznawalności, a Bridget miała tę wadę w postaci dogłębnie sięgającej naiwności, za sprawą której podążała za tymi wszystkimi idolami, by choć przez moment uszczknąć bijącego od ich gwiazdy światła. Aura mężczyzny była jak otumaniające opary amortencji i choć przesadą byłoby stwierdzić, że wpadła po uszy od pierwszego wejrzenia, nie będzie już nadużyciem uwaga, z jaką łatwością ulegała językowi jego ciała. Ten pełny satysfakcji uśmiech był dla niej jak nagroda, zupełnie jakby wręczył jej w dłonie statuetkę lub wygrany na loterii los, bo po prawdzie tak się trochę czuła. Jak zwyciężczyni!
- Tak, pewnie, musisz poszukać @brihudson - poinstruowała go, jednocześnie zdradzając mu już wszystkie swoje personalia, łącznie z częściową datą urodzenia. Jej pierwotna ekscytacja pomysłem dodania na swoje czaro-media społecznościowe takiej persony jak William Carter ustąpiła dziwnemu ukłuciu niepokoju, gdy w myślach zaczęła przeglądać wszystkie wrzucone na wizbooka posty sprzed lat. Ostatnie, czego chciała, to żeby otworzył jej profil i przekartkował wszystkie szczeniackie wpisy, by finalnie stracić nią zupełnie zainteresowanie. - W takim razie będę czekała na detale - stwierdziła z lekkim uśmiechem, czując, jak ją ręce świerzbią, by samej wejść na jego profil i wczytać się w każdą umieszczoną tam literkę.
Nimbus o dziwo uspokoił się nieco, teraz siedząc przy jej nodze i merdając ogonem.
- Nie, jestem tu przypadkiem, jak mam być szczera - odparła na jego pytanie. - Mieszkam w Hogsmeade - dodała, bo odkąd jej siostra opuściła przynależne jej w wiosce mieszkanie, Bridget zapuściła w nim całkiem głębokie korzenie. Myślała przez długi czas o przeprowadzce do Londynu, lecz finalnie porzucenie tych planów wyszło jej na dobre. Teraz miała bliżej do swojej nowej pracy, a w stolicy, jeśli potrzebowała, miała zarówno siostrę, jak i rodziców służących kanapą do przenocowania.

@William Carter
Powrót do góry Go down


William Carter
William Carter

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 40
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 195
C. szczególne : Dziary
Galeony : 959
  Liczba postów : 184
https://www.czarodzieje.org/t22893-william-carter#773427
https://www.czarodzieje.org/t22915-skrytka-pocztowa-williama-cartera#775587
https://www.czarodzieje.org/t22892-william-carter#773426
https://www.czarodzieje.org/t22962-will-carter-dziennik#780759
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptySob Kwi 20 2024, 15:46;

Mam świadomość, że sława jest moim atutem, którego nie da się przecenić. Absolutnie niczego mi nie brakuje, ale gdybym był mugolskim hydraulikiem, czy woźnym w Hogwarcie, raczej nie wywoływałbym takiego entuzjazmu wśród przedstawicielek płci pięknej. Nie zwracałbym też pewnie uwagi tak młodych panien, w końcu nie jestem już młodzieniaszkiem. Cieszy mnie, że sława niesie ze sobą korzyści, a nie same skutki uboczne.

- Dziękuję – odpowiadam, od razu machinalnie sięgając po schowaną w kieszeni kurtki wizbooka, by natychmiast zaprosić Ciebie do znajomych. Nie planuję szczególnego przeglądania starych postów, ani nic w tym stylu – nie mam na to czasu. W najlepszym razie sprawdzę Twoją datę urodzenia, żeby wiedzieć, kiedy wysłać Ci kwiaty. Oczywiście, jeśli nasza randka wypali – Postaram Ci się dać znać dziś, maksymalnie jutro.

W głowie lustruję znane mi knajpy, by wybrać najlepszą, która spełni Twoje oczekiwania. Mam wrażenie, że poszłabyś ze mną nawet do mugolskiego fastfooda, ale nie jestem obwiesiem, by z takim nietaktem traktować piękną kobietę.

- W takim razie to bardzo piękny przypadek – praktycznie nie kryję się już z flirtem, dokładnie lustrując Twoją twarz i rozmyślając o tym, czy uda mi się obejrzeć ją z bliska – Wybacz nietakt, ale muszę powoli się zbierać. Gdyby coś się zmieniło w kwestii soboty, to dasz mi znać?
Powrót do góry Go down


Bridget Hudson
Bridget Hudson

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Galeony : 807
  Liczba postów : 2467
https://www.czarodzieje.org/t13874-bridget-hudson
https://www.czarodzieje.org/t13915-bridget-hudson#367829
https://www.czarodzieje.org/t13904-bridget-hudson
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPon Kwi 22 2024, 11:15;

Bridget, zapytana o to, pewnie chciałaby rzec, że brak sławy wcale nie wpłynąłby na jej ocenę Williama. Gdyby był woźnym w Hogwarcie, bibliotekarzem, czy londyńskim sklepikarzem i z równą ochotą rzucił się jej do pomocy w łapaniu krnąbrnego psidwaka, prawdopodobnie uśmiechnęłaby się do niego tak samo promiennie co do Williama-gwiazdora, też zaproponowałaby w podzięce kawę i z równą pewnością stwierdziłaby, że jest przystojny. Mogła oszukiwać siebie samą ile chciała, lecz nie mogła zaprzeczyć, że jego nazwisko brzmiało po prostu inaczej, gdy przytwierdzona była do niego plakietka aktora. I nawet znaczna różnica wieku nie działała w tej sytuacji na jego niekorzyść.
- Jasne - przytaknęła, gdy obiecał odezwać się tak szybko. Skoro planował ustalenie szczegółów dziś lub jutro, chyba faktycznie mogła mu się spodobać! Perspektywa ta sprawiła, że na jej buzię wpełzł uśmiech pełen zadowolenia - Will mógł czytać z niej jak z książki i doskonale dostrzegać jej podekscytowanie perspektywą wspólnej randki. Jeśli wcześniej nie wyłapał, że miała na niego chętkę, teraz było to już jaśniejsze niż słońce.
Wyłapała komplement i delikatnie zarumieniła się, jak to miała w zwyczaju. Zdawała sobie sprawę, że należała do urodziwych dziewcząt, a jednak każdorazowo czyjś komentarz na ten temat wywoływał tę samą reakcję. Pąsowiała wyjątkowo łatwo, gdy krew i endorfiny uderzały jej do głowy.
- Nie wierzę w przypadki - stwierdziła, łapiąc haczyk i ciągnąc nieco za linkę zarzuconego flirtu. - Oczywiście, dam znać - zapewniła, ściągając nieco smycz Nimbusa, by mieć nad nim lepszą kontrolę teraz, gdy William zamierzał odejść. - Do zobaczenia - powiedziała jeszcze, zakładając kosmyk ciemnych włosów za ucho i uśmiechając się, pełna nadziei.

@William Carter
+
Powrót do góry Go down


William Carter
William Carter

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 40
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 195
C. szczególne : Dziary
Galeony : 959
  Liczba postów : 184
https://www.czarodzieje.org/t22893-william-carter#773427
https://www.czarodzieje.org/t22915-skrytka-pocztowa-williama-cartera#775587
https://www.czarodzieje.org/t22892-william-carter#773426
https://www.czarodzieje.org/t22962-will-carter-dziennik#780759
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyWto Kwi 23 2024, 22:51;

Oczywiście, że czytam z Ciebie jak z otwartej księgi. Choćbyś chciała, to iskierki w oczach, tak pozornie subtelne niczym wróżkowy pył, zdradzają Twoją perspektywę. Uśmiecham się pod nosem – nie tylko dlatego, że wiele to ułatwia. Po ludzku nadal mi to schlebia. No i czuje dziwny zachwyt nad subtelnością kobiecego piękna, gdy Twoją twarz rozświetla błysk entuzjazmu. Uwielbiam to.

Przynajmniej do czasu, dopóki moje zainteresowanie nie minie.

Nie pora jednak o tym myśleć. Teraz jesteśmy we dwoje, a ja chwytam dzień, każdy błysk oka, uroczy rumienieć zakwitający na Twoim policzku niczym najpiękniejszy kwiat. Nie wiem co będzie, ale wiem, że muszę zobaczyć go jeszcze raz.

- Być może masz rację – komentuję Twoją wypowiedź, pozornie ciągnąc zaloty, ale jednak nie zagłębiając się bardziej w temat, by nie odkryć wszystkich kart dzisiaj. Wiem, że to może Cię niepotrzebnie spłoszyć – Do zobaczenia Bridget.

Wpatruję się w Ciebie jeszcze przez moment, posyłając uśmiech. Już nie mogę doczekać się spotkania. Odchodzę, raz jeszcze zerkając w Twoją stronę przez ramię.

Nie mogę doczekać się soboty.

/zt
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 2406
  Liczba postów : 4948
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyCzw Cze 20 2024, 16:28;

Czuła… niepokój. Czy to był zwykły przyjacielski spacer po parku? A może zawoalowana randka, na której nie była z milion lat? Nie była pewna i to przerażało ją bardziej niż rozpędzony tłuczek lecący w jej stronę. Może i często przybierała maskę pewnej siebie pałkarki, która pozjadała wszystkie rozumy i zawsze miała ciętą ripostę na podorędziu, ale w głębi duszy była niepewną siebie mugolaczką, która na każdym kroku musiała udowadniać swoją wartość. Do tego wszystkiego związki stanowiły dla niej czarną magię (którą notabene ogarniała wciąż lepiej niż to!), a wieczne osłabienie towarzyszące jej od powrotu z Inverness nie ułatwiało wcale sprawy.

Tak więc Julka siedziała już od dobrych dwóch godzin przy otwartej szafie i z narastającą rezygnacją, mieszającą się z irytacją, przeglądała kolejne sterty ciuchów. To za luźne, tamto za pstrokate, a to zbyt zdzirowate. Tłuczek, jej skrzat domowy, tylko wzruszał znużony ramionami, kiedy pytała go o kolejne porady. W końcu, po zerknięciu na zegarek, poczuła, jak desperacja chucha jej w kark (właściwie to prycha, kisnąc ze śmiechu). Chwyciła ubrania, w których zamierzała pójść od samego początku, czyli poprzecierane czarne jeansy i prosty biały t-shirt. Gdyby takie decyzje miała podejmować codziennie, musiałaby ogarnąć od brata zmieniacz czasu, żeby się ze wszystkim wyrobić. Przed wyjściem spsikała się jeszcze lawendowymi perfumami, nasunęła na nos ciemne okulary i z krzykiem:

- Trzymajcie kciuki!

skierowanym do skrzata i zwierzęcej ferajny, aportowała się w okolice parku tojadowego. Usiadła na wolnej ławce, tuż za bramą wejściową, czekając na Bena.

Napięcie rosło z każdą sekundą, a niepokój zaczął się zamieniać w strach. W jej krukońskiej głowie, zdolnej i błyskotliwej, pojawiały się setki myśli. Dlaczego ją zaprosił? Czy lubił ją jako koleżankę, a może wpadła mu w oko? A może potajemnie pisał dla "Psidwaczka", a nie tylko "Proroka" i starał się znaleźć jakiś tłusty nagłówek na pierwszą stronę, w stylu: "Brooks nienawidzi Szkotów!!!1!" ? Zaczęła się również zastanawiać, co sama o tym wszystkim sądziła, i nagle poczuła się jeszcze bardziej przytłoczona. Życie było znacznie prostsze, kiedy było się samemu. Kiedy poświęcało się całą swoją uwagę jakiemuś celowi, w jej przypadku lataniu. Mając cel, łatwo było odrzucić wszelkie uczucia, również te nieprzyjemne, na bok. Łatwo było odrzucić również ludzi, bo w końcu liczyło się tylko jedno – sukces, czyli zwycięstwo.

Ale czy takie życie było naprawdę pełne i szczęśliwe? Związek z Augustem, choć chaotyczny i zakończony złamanym sercem, uzmysłowił jej, jak głupia była, zamykając się na innych. Tak więc siedziała tu teraz, z tymi wszystkimi czarnymi myślami, wystukując stopą o ziemię nerwowe S.O.S i zastanawiając się, czemu jej głowa musi komplikować tak proste sprawy.

#nacechowany - rączki jak patyki - wytrzymałość
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 2235
  Liczba postów : 536
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPią Cze 21 2024, 17:53;

Auster, co ty do cholery robisz.
Myślał sobie, krocząc dziarskim krokiem do tojadowego parku. Nie bawił się dzisiaj w aportację, bo po drodze miał jeszcze do załatwienia pewną sprawę. Wstąpił do ziomka, do którego ostatnio wstępował częściej niż jeszcze miesiąc temu. Kupił co trzeba i tak sobie szedł, samobiczując się w myślach za każdą głupią decyzję, jaką popełnił i wszystkie te, które jeszcze dziś przed nim.
On, w przeciwieństwie do niej, nie stroił się jakoś specjalnie. To był odruch, ot, założył na siebie czarną koszulę i równie ciemne spodnie, nasunął na nos przeciwsłoneczne okulary i wyszedł z domu, mając w kieszeni portfel, różdżkę i papieroski. Dzisiaj wyjątkowo był trzeźwy, bo przyjął sobie za zasadę, że jedna używka na raz. Tyle mu wystarczało, żeby nabrać fałszywego poczucia pewności siebie. To przynajmniej pomagało przed Inverness, a teraz? Merlin jeden wie, w jakie tripy zawiezie go blant, który schował do kieszonki koszulki.
Ben był stworzeniem skomplikowanym. Tak jak nieproste były meandry jego miłosnego życia. Najpierw dostał pięknego wyjca od Isoldy, wparował w butach do jej mieszkania i skradł z jej słodkich ust pocałunek. Wiele obiecał, ale jak widać niewiele z tego wynikało, skoro Issy dał mu potem po mordzie a po tym, znowu – Auster wylądował i w jego mieszkaniu. Napisał jeszcze list do Carly z prośbą o spotkanie i przez cały ten czas pisywał z Julią, z którą pomimo obecności Solberga przy ich pierwszym spotkaniu załapał dobry vibe. Nie wiedział czy to była randka czy nie – przyszedł tu, bo taki miał właśnie kaprys, bo wstydził się przyznać, że nie chce palić sam. Bo samotność, która wydawała się w tym momencie najlogiczniejszym rozwiązaniem w jego życiu, była taka depresyjna.
A może dlatego, że sama Julia, kurwa, Brooks dała się namówić na spacer?
Uśmiechnął się, gdy tylko ją zobaczył. Od razu widać, że bębniara, skoro jej stukot roznosił się echem po parku. Poprawił koszulkę, upewnił się, że włosy ma odpowiednio rozczochrane i ochoczo jej pomachał.
Było jednak w nim coś dziwnego. Taka niespotykana wcześniej chłopięca nieśmiałość.
- Cześć. Coś dla nas mam – powiedział na wstępie, wyciągając ku niej rękę. Drugą delikatnie na chwilkę wysunął tłustego blanta, a w jego oku błysnął drapieżny błysk. - No chodź, spalimy się i pójdziemy na frytki. Będzie pani zadowolona.
Tak bardzo tego potrzebował. Czegokolwiek - narkotyków, alkoholu, nikotyny, by choć przez chwilę być dawnym sobą.

#nacechowany: niezręczny troll (nieśmiałość)

______________________

Shut your mouth, baby, stand and deliver
Holy hands, will they make me a
sinner?
Like a river, like a river
Shut your mouth and run me like a river



Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 2406
  Liczba postów : 4948
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptySob Cze 22 2024, 11:32;

Julia uśmiechnęła się szeroko na widok Bena, choć w środku czuła, jak horda żądnych krwi tłuczków szaleje w jej brzuchu. Oparła się o ławkę, starając się wyglądać na zrelaksowaną i pewną siebie, ale jej umysł pracował na pełnych obrotach, próbując zrozumieć, czy to spotkanie nie było przypadkiem początkiem jakiegoś dziwnego eksperymentu socjalnego.

Kiedy mężczyzna podszedł bliżej, widok blanta w jego ręce sprawił, że uniosła brwi w wyrazie zaskoczenia, które szybko przeszło w rozbawienie. - No proszę, Auster. Widzę, że postanowiłeś dziś podnieść poprzeczkę – zażartowała, podając mu smoczą zapalniczkę i sugerując, by zaczął. - Czyli plan na dziś to: spacer, blant, frytki? Dorzuć do tego karmienie kaczek i będzie to brzmiało jak idealna sobota – dodała z uśmiechem, starając się nadać swojemu głosowi lekki, żartobliwy ton.

Jej myśli skakały z jednego tematu na drugi, jakby ktoś rzucił Zaklęcie Skoczka na jej mózg. Czy palenie w miejscu publicznym to na pewno dobry pomysł? A może właśnie tego potrzebowała – odrobiny ryzyka, ale też chwili luzu, która pozwoli jej oderwać się od codziennych trosk, których trochę się pojawiło od spotkania z wróżkami?

- Frytki brzmią super. Właściwie to nic dziś jeszcze nie jadłam. – Powiedziała, przejmując od mężczyzny blanta. Zaciągnęła się delikatnie, przymknęła powieki, wypuściła dym. A potem zaciągnęła się ponownie i oddała, w myśl kultowej zasady trzech „P”, puff, puff, pass.

Nie trzeba było czekać długo, aż trawa zacznie działać. Wewnętrzny lęk zniknął jak za odjęciem czarodziejskiej różdżki, a uśmiech na jej twarzy, dotychczas maskujący ten niepokój, zastąpił ten prawdziwy i szczery. Z jej głowy wyparowała cała niepewność. Może to właśnie był klucz - po prostu cieszyć się chwilą, nie przejmować się nadmiernie, co z tego wyniknie. Życie jest zbyt krótkie, żeby nie korzystać z takich chwil, jak ta. Przestała się zastanawiać nad czymkolwiek, a zamiast tego po prostu skupiła się na tym, co tu i teraz. Na jego nieco pomiętej koszuli, ciemnych okularach i uroczo potarganych włosach. Na rozluźnieniu, które zaczęło przebijać także z jego twarzy. Zaczęła również dostrzegać więcej oraz słyszeć więcej.  Julka skupiła się na otoczeniu, odnajdując błogi spokój w szumie drzew i śpiewie ptaków. Park tojadowy, jak zawsze, wyglądał jak wyjęty z książki przyrodniczej, której autor miał zbyt dużo czasu i zupełny brak zainteresowania realistycznym przedstawieniem przyrody.

- Wiesz, nigdy nie myślałam, że skończę, spacerując  w biały dzień po parku z blantem w ręku. – zażartowała, chichocząc cicho. - Ale w sumie, czemu nie? Życie jest pełne niespodzianek. – dodała, spoglądając na Bena z iskierką w oku.

Z każdym krokiem czuła, jak wewnętrzny spokój i radość wypełniają jej ciało, a myśli stają się bardziej uporządkowane, choć zupełnie barwne i nietypowe. Każde kolejne zdanie wychodziło z niej bardziej naturalnie i swobodnie, jakby nagle wszystkie obawy i niepokoje wyparowały w powietrze. Była gotowa cieszyć się tym dniem, niezależnie od tego, co przyniesie.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 2235
  Liczba postów : 536
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPon Cze 24 2024, 15:16;

Choć był spostrzegawczy, nie widział jej stresu. Być może była to jej fałszywa pewność siebie, wrodzona charyzma lub jego dziwny stan? W każdym razie przyjął z ulgą, że jego propozycja została ciepło przyjęta. Gorąco wręcz, ogniście.
- Fajna zapalniczka - bąknął niepewnie, częstując się ogniem. Rozpalił aż miło, zaciągnął się kwaśno-słodkim dymem i przymknął powieki. Był zadowolony, choć jeszcze go przecież nie chwyciło. Wiedział jednak, że tak się zaraz stanie a i tak sam zapach bardzo go uspokajał. Było to coś, co znał. Może za dobrze i czuł za często, ale skoro teraz palił w towarzystwie to nie miał czym się przejmować, prawda?
- Wiesz, nieprzypadkowe spotkania traktuję trochę bardziej poważnie. - Uśmiechnął się, podając jej blanta. - Spacer i blant. Miła rozmowa, a frytki jak złapie nas gastro. Ewentualnie możemy pójść na sushi. Uwielbiam sushi - dopowiedział, zupełnie jakby o to pytała. A potem uświadomił sobie, że chyba za dużo gada i po prostu się zamknął.
On nie myślał o ryzyku, choć przecież powinien. Ale palenie i chlanie w miejscach publicznych to kiedyś była dla niego taka oczywista codzienność, że dawno przestał się już martwić. Nie tracił jednak uwagi - rozglądał się bacznie za mundurowymi, czując niejako odpowiedzialność za ewentualny przypał. W najgorszym wypadku po prostu złapie ją za rękę i się stąd aportują. Magia ułatwiała tyle spraw.
- Oj, nieładnie. - Odpowiedź nadeszła po dłuższej chwili, bo nie do końca był już trzeźwy. Spojrzał na nią, nieśmiało się rumieniąc, zupełnie jakby nie miał prawda zwracać jej uwagi. - Trzeba o siebie dbać, Julio. Albo znaleźć kogoś, kto będzie to robił za ciebie.
Nie do końca wiedział, czy z nią flirtuje czy nie. Jeśli to miał być tekst na podryw i nieśmiała sugestia, że on mógł być tym kimś, być może wyszło bardzo niezręcznie. Ale nic nie mógł poradzić na jakość swojej bajery. Nie to, że jest płochliwy i zarumieniony ze wstydu podobało się w nim dziewczynom. Chłopakom zresztą też.
Spojrzał na nią i ujrzał bardzo śliczny uśmiech. Trochę inny niż ten sprzed kilku chwil. Chyba bardziej szczery i lekko głupawy. Odwzajemnił grymas, czując tak zajebiste szczęście. Właśnie takie powinno być życie i ludzkie relacje. Dobre i nieskomplikowane, a jego miłosne perypetie były ostatnio tak przemożnie splątane, że bolała od tego głowa.
- Tak, masz rację. Pełen przyjemnych niespodzianek, to znaczy. Tak mi się wydaje, że jest przy-przyjemna. - Zająknął się, bo poczuł, że trochę się jednak zapędził. Zarumienił się, wmawiając sobie, że to na pewno od słońca. Szedł potem przez chwilę w milczeniu, przejmując od niej blanta.
- Frytki będą tam. Pozwoliłem zrobić sobie rekonesans - wyszczerzył się, delikatnie muskając jej rękę. Nie ośmielił, póki co, ująć jej dłoni. To strasznie go spłoszyło i wiedział, że w tej chwili wyjścia miał dwa. Albo całkiem się spłoszy albo wysili się na udawaną pewność siebie.
I chociaż na jego twarzy wykwitł nieśmiały uśmiech, pozwolił sobie wyprzedzić ją o krok. Odwrócił się tyłem, buchając ziołem gdzie popadnie i sięgnął do kieszeni spodni. Wyjął puszkę mugolskiej coca-coli i podał jej napój. Był jeszcze zimny, oczywiście nieotwarty. Rozejrzał się przelotnie w poszukiwaniu przypału, wyjmując pićku i dla siebie. A potem wskazał na ławkę, która nie była tak na widoku - gdzieś w cieniu, nieopodal płaczącej wierzby.
- Chodź, klapniemy sobie. Jak się czujesz? - zapytał z troską, bo towar był mocny a słońce grzało im czerepy.

#nacechowany: niezręczny troll (nieśmiałość)

______________________

Shut your mouth, baby, stand and deliver
Holy hands, will they make me a
sinner?
Like a river, like a river
Shut your mouth and run me like a river



Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 2406
  Liczba postów : 4948
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptySro Lip 03 2024, 23:05;

Fałszywa pewność siebie, wrodzona charyzma, dziwny stan Bena? Cóż, chyba wszystko razem. Niezaprzeczalne jednak było to, że Julia jak mało kto potrafiła ukrywać to, co czuje naprawdę i tylko nieliczni potrafili za fasadą dostrzec to, co nieoczywiste.

- Co nie? Prezent od Solberga – uśmiechnęła się szelmowsko, zastanawiając się, jak Ben zareaguje na tę wiadomość. I nagle, jak grom z jasnego nieba, dotarło do niej, że może ten jej sarkazm czy celowe wprowadzanie ludzi w dyskomfort to nie tylko kwestia tego, że dobrze się przy tym bawiła. Nie, to był sposób na radzenie sobie z własnym niepokojem. Kiedy ktoś czuł się podobnie, jej robiło się lżej na sercu ze świadomością, że nie jest w tym sama. Będzie musiała poruszyć ten temat z terapeutką. Teraz jednak, podobnie jak Ben, wciągnęła przez nozdrza charakterystyczny zapach, który uwielbiała i zawsze kojarzył jej się z beztroską. – Mają różne rodzaje z różnymi smokami. Widziałeś kiedyś smoki, Ben? – zapytała ciekawa, czy kiedykolwiek miał możliwość spojrzenia bestii w oczy.

- Szapo ba. – Zarzuciła jak rodowita Francuzka, przejmując od niego blanta i wciągając dym w płuca. – Też uwielbiam. Futomaki w tempurze na zawsze będą miały zaszczytne miejsce w moim serduszku. W Chelsea jest taki hotel, Beaverbrook Town House, czy jakoś tak. To, co tam tworzą, zasługuje na miano sztuki. Myślę jednak, że dziś frytki wystarczą. Na sushi możemy pójść następnym razem – dodała i oddała mu skręta.

Czy Julia myślała o ryzyku przyłapania na paleniu w miejscu publicznym? Kiedyś nie przejmowała się takimi rzeczami, ale to było kiedyś. Od tamtej pory wiele się zmieniło i wiedziała, że gdyby ktoś ich przyłapał, byłaby afera na cały kraj, a "Psidwaczek" zrobiłby z niej ćpunkę, która czas wolny spędza, włócząc się z nieznajomymi i oddając się hedonistycznym zapędom. Co z tego, że jej hedonistyczne zapędy ograniczały się do okazyjnego śmiesznego papieroska, a na co dzień prowadzi się jak żołnierz? Czytelnik łyknie wszystko jak młody pelikan, a i z Bena zrobiliby zapewne jakiegoś dilera albo gorzej, szemranego gangstera sprowadzającego biedną Julcię na ścieżkę ku zagładzie. Tak więc tak, przejmowała się, a zarazem czerpała jakąś dziwną przyjemność i adrenalinę, którą przecież tak kochała.

Po chwili wszystko się zmieniło, bo blant zaczął działać. Czuła, jak stres powoli opuszcza jej ciało, zastępowany przez lekkość i spokój, które przynosił dym. Rozejrzała się wokół, upewniając się, że są wystarczająco dyskretnie ukryci przed wzrokiem niepożądanych osób.

- Trzeba o siebie dbać, Julio. Albo znaleźć kogoś, kto będzie to robił za ciebie – jego słowa, choć wypowiedziane nieśmiało, wywołały w niej ciepło i lekki rumieniec na policzkach.

- Cóż… może masz rację – powiedziała po chwili dłuższego zastanowienia. – Może czas przestać udawać, że zawsze muszę radzić sobie sama – odpowiedziała, próbując nadać swojemu głosowi lekki, żartobliwy ton, choć w środku czuła, że jest w tym więcej prawdy, niż chciałaby przyznać.

Podążyła za nim do ławki w cieniu płaczącej wierzby i klapnęła ciężko, odczuwając niewyobrażalną ulgę, bo choć wstyd to przyznać, ten krótki spacer i teleportacja ją wyczerpały.

- Masz rację, pełen przyjemnych niespodzianek – zgodziła się z uśmiechem, zauważając jego zająknięcie. Było to urocze, jak Ben próbował znaleźć odpowiednie słowa, a jego rumieniec tylko dodawał mu uroku. Podczas ostatniego spotkania i rozmów na Wizzengerze, mężczyzna tryskał pewnością siebie i ta nietypowa zmiana dodawała mu głębi, co doceniała. – Dziś jest naprawdę przyjemnie – dodała, starając się nieco złagodzić jego niepewność.

- Rekonesans? Widzę, że się naprawdę postarałeś. Doceniam to – odpowiedziała i tak dla odmiany, nie wiedzieć czemu, teraz to ona się lekko zarumieniła. Chyba była to kwestia tego, że dawno nie czuła, że ktoś się dla niej postarał bardziej.

- Jak się czuję? – powtórzyła jego pytanie, zerkając na niego z lekkim uśmiechem. – Cóż, dobre pytanie. Nie licząc tego, że od spotkania z tym cholernym królem wróżek nie mam siły na nic, to idealnie. I co tu dużo mówić, to bardzo pomaga – odpowiedziała, z wesołym błyskiem w oku wskazując głową na skręta w jego ustach. – Jestem wystarczająco trzeźwa, żeby wiedzieć, co robię. I wystarczająco spalona, żeby czerpać z tego przyjemność. A ty jak się czujesz?
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 2235
  Liczba postów : 536
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyCzw Lip 11 2024, 21:06;

W normalnych okolicznościach wspomnienie Solberga pewnie nie zbiłoby go z tropu. Ale teraz nie był do końca normalny, wszak działała na niego magia wróżek, a przynajmniej taka była jego teoria. Dlatego też spojrzał uważnie na Julię i uśmiechem starał się zamarkować swoją niepewność. Był pewien, że gdyby postawiono ją przez wyborem – spędzenie wieczorem z nim albo z Benem, z pewnością wybrałaby długoletniego przyjaciela. W dziwny sposób go to ubodło i trochę zepsuło humor, ale na szczęście Auster byłby świetnym aktorem, gdyby tylko chciał. Przybrał nieszczery uśmiech numer pięć, który ani trochę nie sięgnął jego oka i mruknął ciche, lakoniczne i kończące temat.
- Urocze – O wiele bardziej wolał się skupić na jej pytaniu. Na które zresztą odpowiedział ze szczerością, której używał w rozmowach przede wszystkim w określonym przez siebie celu. Najczęściej aby zaskarbić sobie czyjąś sympatię, tak też było w tym przypadku. - No, tak jakby. W czasie smoczej afery natrafiłem na niewyklute jajo, ale przecież to nie to samo. Więc w sumie to nie, chyba że zdjęcia się liczą. – Zaśmiał się nieporadnie, przeczesując i tak potwornie rozczochrane włosy. Czy musiał pytać, czy ona je widziała? Oczywiście że nie, osobiście poprawiał artykuł, który opiewał jej bohaterskie czyny w wyprawie w poszukiwaniu starszego smoka. Dzięki nim zakończyło się całe to szaleństwo, za co był niezmiernie wdzięczny. Ale temat jej sławy był czymś, czego unikał jak ognia – nie dlatego, że go peszyła, tylko z powodu faktu, że podejrzewał, że miło jej przez chwilę być po prostu Julią. Nie Julią-zbawczynią czarodziejskiej społeczności czy Julią-sławną graczką Quidditcha.
Rozpromienił się na słowa, że może będzie jakiś następny raz. I po raz kolejny w myślach zadał sobie pytanie, czego właściwie oczekuje od tej relacji, które wyplenił z głowy w zarodku. Zioło bardzo mu w tym pomogło – reperowało wszystko to, co pozostawili po sobie zarówno Issy, jak i Isolda.
- Na Merlina, tempura jest najlepsza. Wszystko w tempurze, a na drugi miejscu oczywiście surowy łosoś. Och, naprawdę? W sumie nigdy nie byłem w Chelsea, ale postaram się pamiętać o tym miejscu. Skoro je polecasz… – Uśmiechnął się i przyjął od niej blanta. Powoli się kończył, ale to nie szkodzi. Po takiej dawce takiej jakości będą spaleni przez najbliższe kilka godzin.
Nie udzielał mu się jej chwilowy niepokój. Był wręcz nierozsądnie rozluźniony, bo dzięki narkotykowi poczuł wreszcie, jak brak pewności siebie schodzi na boczny tor. Kątem oka zauważył, jak się zarumieniła i próbował sobie przypomnieć, co spośród rzeczy, które powiedział mogły wywołać w niej taką reakcję. Spalony – nie był w stanie. Po prostu głupio się uśmiechnął i rozejrzał dookoła, żeby mieć pewność, że śledzą ich żadne ciekawskie oczy.
- Mam swoje chwile – Spodobał mu się jej uśmiech i lekkość, z jaką im się rozmawiało. To było niesamowicie przyjemne, chociaż przez chwilę nie grać w żadne gierki i nie musieć zastanawiać się, czy za tym, co między ich słowami nie kryje się jakieś drugie dno.
- Ty nie masz siły, ja się wstydzę jak jakieś cholerne dziecko. – Zauważył z przekąsem, wyjmując blanta spomiędzy warg. Spojrzał na niego i westchnął. - Niestety muszę ci przyznać rację. Pomaga, przynajmniej na chwilę. – Wzruszył ramionami i przekazał jej ostatni buszek. Taki był z niego dżentelmen, zresztą, jeśli tylko chciała to miał przy sobie więcej. - Ja ledwo się ostatnio trzymam. W moim fachu trzeba mieć pewność siebie, a tego tak bardzo mi ostatnio brakuje. Mam nadzieję, że jakoś samo minie. Poza tym jest… – Na chwilę zamilkł, nie wiedząc, jakim słowem określić pierdolnik na polu swoich romantycznych, khm khm, podbojów. - Ciekawie.
Przemilczał kwestię tego, że ciekawie opierało się na fakcie, że pocałował swojego dawnego wroga a od wieloletniego kochanka dostał po mordzie. Julia nie musiała wcale tego wiedzieć.
- Teraz jest mi całkiem przyjemnie. Nie mogę się trochę doczekać wakacji, mam wrażenie, że w tym roku naprawdę na nie zasłużyłem. – Dodał, otwierając puszkę ze słodzonym napojem. Upił łyka i już po chwili wyjął papierosa, tym razem nieśmiesznego. Odpalił go i zaciągnął się dymem, spoglądając z uśmiechem na Brooks. Zastanawiał się, co z nich będzie – czy cokolwiek będzie i jak to się skończy. Bo zaczynało się naprawdę bezproblemowo i przyjemnie.


#nacechowany: niezręczny troll (nieśmiałość)

______________________

Shut your mouth, baby, stand and deliver
Holy hands, will they make me a
sinner?
Like a river, like a river
Shut your mouth and run me like a river



Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 2406
  Liczba postów : 4948
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyNie Lip 14 2024, 16:09;

Kiwała głową jak psia figurka na desce rozdzielczej samochodu, kiedy tak słuchała o smoczym jaju i zdjęciach, przyglądając się włosom mężczyzny, potarganych tak, jakby przed sekundę zszedł z miotły. Wyglądał całkiem uroczo, a nieporadny uśmiech jedynie wzbudzał w niej dodatkową sympatię do tego pewnego siebie faceta, którego poznała w Solbergowym barze. Lubiła z nim rozmawiać, lubiła go słuchać i przebywać w jego towarzystwie. Lubiła również to, że nie musiała nikogo przy nim udawać, tylko czuła, że może być sobą, a także to, że wszystko wydawało się tak… normalne? Doprawdy wyzwalające uczucie.

– Cóż… – zawiesiła głos na pytanie o to, czy zdjęcia się liczą, a potem się również zaśmiała. – Uznajmy, że tak. Wtedy będę mogła mówić, że widziałam Wiktora Kruma. Ba, widziałam go na tylu zdjęciach, że mogę bez cienia wątpliwości powiedzieć, że jesteśmy BFF. Tylko z jakiegoś powodu, jego kartki świąteczne nigdy do mnie nie docierają. Dziwne. Pewnie przez skrzaty na poczcie. – Wzruszyła ramionami, jak gdyby na serio brała pod uwagę tę możliwość. – W każdym razie, co z tym jajem? – Dopytała ciekawa, jak zakończyła się ta historia.

Oczywiście, nie miałaby nic przeciwko ponownemu spotkaniu, szczególnie takiemu w towarzystwie sushi w tempurze, które na jej prywatnej liście ulubionych potraw, z pewnością łapało się do pierwszej piątki. Przegrywało jedynie z takimi asami jak kanapki z szarpaną wołowiną przygotowywane przez szkolnego skrzata, pizza z tuńczykiem i stek z reema w „Lumos”. Co tu dużo mówić, Brooks uwielbiała jeść.

– Mogło być gorzej. – Stwierdziła cicho, bardziej do siebie niż do niego, kiedy zaczęli rozmawiać o konsekwencjach ostatniej wróżkowej wyprawy, a przez jej lico przemknął chwilowy grymas. Choć konsekwencje te nie były przyjemne, a ex-Krukonce ciągle brakowało sił, to jednak psychiczny ciężar tej wędrówki był stosunkowo niski. Przyjemniej dla niej, która, mimo że miała dopiero skończyć 22 lata, widziała w swoim krótkim życiu więcej niż niejeden sędziwy czarodziej. Wspomnienie tych wszystkich niebezpiecznych sytuacji i wyzwań, które musiała pokonać, zawsze wywoływało u niej mieszane uczucia - z jednej strony dumę z tego, że przeżyła, a z drugiej zmęczenie i lęk.

– Ale i tak było mega… dziwnie. Nie mam pojęcia, czemu wciąż się pcham w kłopoty. Może za wiele razy oberwałam w głowę tłuczkiem? – Uśmiechnęła się z lekkością i zanurzyła usta w coli, próbując ukryć niewielkie zmartwienie, które zawsze pojawiało się, gdy myślała o swojej skłonności do ryzyka.

Brooks często zastanawiała się, dlaczego wciąż szuka adrenaliny. Może to była kwestia udowadniania sobie i innym, że jest kimś więcej, niż zwykłym NPC, którego mijało się czasem na szkolnym korytarzu. Może była uzależniona od niebezpieczeństwa, od tego dreszczyku emocji, który towarzyszył każdej nowej przygodzie. Była też świadoma, że takie podejście miało swoje konsekwencje, ale mimo wszystko nie mogła przestać. Ten niepokój był jej stałym towarzyszem, a jednocześnie źródłem największych przygód, które kiedykolwiek przeżyła.

– Zawsze mija. – Pocieszyła go, bo nic tak nie leczyło ran, również tych mentalnych, jak czas. Zioło również pomagało, z czym zgadzali się oboje, a Julka tylko się w tym utwierdziła, przyjmując ostatniego buszka. – Jedyne, czego potrzebujemy, to cierpliwość, choć wiem, że to niełatwe. Też się często irytuję, kiedy po spacerze z psem padam z nóg, a raptem kilka tygodni wcześniej mogłam biegać godzinami wokół stadionu. Tak więc… cierpliwości. – Uśmiechnęła się ciepło i czule potargała mu włosy, wprowadzając między pasma jeszcze więcej chaosu, a potem rozprostowała czarną koszulę na jego ramionach, która zdążyła się już nieco zmiąć. Ot, przemówił przez nią pedantyzm. – No, ślicznie. – Spojrzała z uznaniem na własne dzieło i wróciła do picia colki, bo od jointa i mówienia miała teraz kapcia w ustach.

– Też się nie mogę doczekać. Ciekawe, gdzie w tym roku zabierze nas Hogwart. – Możliwości było mnóstwo i dziewczyna nigdy nie była w stanie przewidzieć, na jaki pomysł wpadnie dyrekcja. W zeszłym roku trafili do Wenecji, gdzie mieli okazję zwiedzać starożytne zamki i poznać lokalne legendy. Wcześniej była pustynia, ale też Luizjana. Klucz wyboru nie istniał, więc co roku była zaskoczona, czasem pozytywnie, innym razem mniej. Zawsze jednak było ciekawie i o ile można było narzekać niekiedy na pogodę, to na brak atrakcji już nie. Każdy wyjazd był pełen niespodzianek i ekscytujących przygód.

Julka uwielbiała te wyprawy. Były one doskonałą okazją do oderwania się od codzienności, do przeżycia czegoś nowego i niezapomnianego. Każde miejsce kryło w sobie mnóstwo tajemnic, które czekały na odkrycie. Czasem trafiali na niebezpieczeństwa, które wymagały odwagi i szybkiego myślenia, ale to tylko dodawało pikanterii całej podróży.

– A Ty lecisz z Hogwartem, czy masz już inne plany? – zapytała z ciekawością.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 2235
  Liczba postów : 536
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyNie Lip 21 2024, 21:11;

Auster był urodzonym kłamcą i bardzo często oszukiwał samego siebie. Tak było mu łatwiej przymykać oczy na pewne sprawy, zaś innym przypisywać zbyt wielką wagę w swojej głowie. Jednak teraz, gdy siedział koło Julii, musiał przed sobą przyznać, po prostu m u s i a ł, że jej towarzystwo… po prostu robiło mu dobrze w głowie. Układało myśli, płoszyło lęki i koiło niepewność. To niesamowite, że taka przypadkowa znajomość okazała się taka zwyczajna. I miła. Bez żadnych gierek, tylko ta dwójka, dzielony czas, żarty i… no właśnie, czy coś więcej? Nie byłby sobą, gdyby twierdził, że na nic nie liczy. Ale z drugiej strony był pewien, że nie ma lepszego sposobu na skrzywdzenie Julii niż wplątanie jej w swój miłosny… trójkąt? Trapez? No, wielokąt w każdym razie. Sam fakt, że musi się zastanawiać nad tą metaforą już źle o nim świadczył.
Póki co ten temat był jednak odległy, tak sobie siedzieli i niewinnie się śmiali.
- Jaaasne, najlepiej zwalić na biedne, niewinne skrzaty – dokazywał z uśmiechem, racząc się raz po raz zimniutką colką. - To oczywiste, że Krum, skoro nie raczy ci wysyłać kartek na święta, to niewychowany buc. W końcu tak dobrze się znacie, że to granda – zreflektował się po chwili, żeby sobie nie pomyślała, że ją ma za chama czy coś. Jakoś słowa nie działały dzisiaj na jego korzyść, ale może w tej nieporadności było coś, co przemawiało na jego korzyść? - W sumie to nic ciekawego. Wiesz, jeśli mam być szczery, to mogłem je opchnąć na czarnym rynku. Ale szkoda i smoka, i mnie, jakby ktoś to odkrył. Skontaktowałem się więc z pracownikiem Ministerstwa, jakoś się nazywał, chyba… Huang? I prawilnie przekazałem mu paczkę. Dostałem za to order z ziemniaka i uścisk dłoni prezesa. – Uśmiechnął się kwaśno, bo oczywiście co najwyżej podziękowali mu za patriotyczną, bohaterską postawę. A mógł być bogaty, ale z drugiej strony… skąd miałby wiedzieć, czy taki smok na pewno byłby szczęśliwy? Nie mógłby być tego pewien. Chyba dobrze postąpił, choć historia jest w konsekwencji dość… nieciekawa. Nerwowo się zaśmiał, gdy tylko sobie ów fakt uświadomił.
Trochę spoważniał, gdy zmienił się temat. Wróżkowa wyprawa doszczętnie spierdoliła mu sporą część życia, bo odebrała przecież to, co miał najlepsze – pewność siebie. Zbudowaną co prawda na lichych fundamentach, fałszywą i niestabilną, ale zawsze jakoś. Gdyby ją miał, w tym momencie być może zaoferowałby jej swoje ramię. Albo musnął delikatnie rękę, ale nie znalazł w sobie odwagi na żaden z tych gestów i robił to, co przy kobietach zdarzało mu się rzadko.
Słuchał.
- Też tego nie wiem. Ale wiem, że gdyby zbyt wiele razy oberwała tłuczkiem, nie rozmawiałoby mi się z tobą tak dobrze – wypalił bardzo nieprzemyślanie, a potem odwrócił głowę w odwrotnym kierunku, zupełnie jakby zobaczył coś ciekawego. Tak naprawdę chciał po prostu ukryć rumieniec.
Gdy odwrócił się z powrotem w jej stronę, był już spokojniejszy. Nie wiedzieć czemu, rozmowa z Brooks go uspokajała. Była od niego o wiele młodsza, a mimo to cechował ją jakiś dziwny spokój ducha. Może to ogrom doświadczenia, może to jakaś wrodzona cecha jej charakteru. Spojrzał na nią, odrobinę rozmarzony i ufny, kompletnie nie spodziewając się, że za chwilę dokona zamachu  na jego nienagannie rozmierzwioną fryzurę.
Ten dotyk, ten krótki gest mówił tak wiele. Jednocześnie uświadomiło mu to, że mówią o zupełnie różnych sprawach. Ona – o nim, on – o wszystkich za jej wyjątkiem. Nie dlatego, że była według niego nieciekawa, och nie, wręcz przeciwne. To po prostu było bardzo skomplikowane.
Uśmiechnął się nieporadnie i dodał łagodnie.
- Przykro mi to słyszeć. To musi być dla ciebie bardzo trudne, ale ktoś mądry kiedyś powiedział, że, faktycznie. Są w życiu rzeczy, na które warto poczekać. – Nie precyzując wcale, co tak naprawdę miał na myśli. Spojrzał na nią ukradkiem i poczuł, że znowu się rumieni. Postanowił jednak to zaakceptować i tym razem nie odwracać płochliwie wzroku, powiem więcej – sięgnął nawet ręką kosmyk włosów i założył go bezwiednie za jej ucho. Nie wiedział, czy tak woli, ale chciał się upewnić, że nie się nie przyśniła.
Była taka… cudownie normalna.
- Nie wiem, co ma w głowie Wang, ale jednego nie można jej odmówić. Kreatywności w wybieraniu wakacyjnych kierunków. – Kiwnął głową i upił łyk napoju, a potem dodał. - No co ty. Ja miałbym być panem swoich wakacji? Ja nie jestem nawet panem swojego śniadania. Wolę zorganizowane wyjazdy. – Wzruszył ramionami, bezwiednie poprawiając teraz swoją koszulkę. Chciał, żeby patrzyła na niego dobrze, ale nie do końca wiedział, czemu akurat teraz stało się to takie istotne. - To co, widzimy się na miejscu? Czy to będzie przesada, jeśli obiecałbym ci teraz… – Spotkanie? Spacer? Kino? Myśl, Auster! – Randkę?
Ostanie słowo powiedział cicho, jak to ostatnio on. Wiedział, że nie powinien, ale jednocześnie chciał jasno podkreślić jedno. Podobała mu się. I bardzo odpowiadało mu to, jak czuje się w jej towarzystwie.

#nacechowany: niezręczny troll (nieśmiałość)

______________________

Shut your mouth, baby, stand and deliver
Holy hands, will they make me a
sinner?
Like a river, like a river
Shut your mouth and run me like a river



Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 2406
  Liczba postów : 4948
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyWto Lip 23 2024, 22:06;

Julka nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, gdy Ben wspomniał o skrzatach i Krumie. Widziała, że stara się rozluźnić atmosferę, co dodawało mu uroku. Czuła się coraz bardziej swobodnie w jego towarzystwie, choć niepewność wciąż czaiła się gdzieś w zakamarkach jej myśli. Żarty działały na nią jak balsam, łagodząc napięcie, które towarzyszyło jej na początku spotkania. Kiedy jednak trzeba było, wyszła z niej godna Oscarów aktorka. Julka bowiem przybrała najbardziej poważną i zdeterminowaną minę, jaką tylko potrafiła, i pokręciła nader mocno i nader przecząco swoją angielską główką, aż włosy i grzywka rozsypały się na boki.

– Wykluczone. Mój przyjaciel Wiktor nigdy by mi tego nie zrobił, zbyt dobrze się znamy! – zaoponowała, starając się zachować pokerową twarz, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę absurdalność sytuacji, o której rozmawiali. – To musiały być skrzaty… albo spisek związków zawodowych. Innej opcji nie widzę – ostatnie słowa wypowiedziała już z uśmiechem, który, pomimo jej wysiłków, przebił się przez maskę powagi. Obserwowała przy tym reakcję Bena. Czuła, jak lody między nimi powoli topnieją, co sprawiało jej ogromną ulgę. W jego towarzystwie mogła choć na chwilę zapomnieć o swoich obawach i po prostu być sobą.

Słuchając historii o smoczym jaju, poczuła mieszankę podziwu i lekkiego współczucia. Doceniała  odpowiedzialność, choć wyczuwała głosie  mężczyzny pewien żal. Jego słowa przywołały wspomnienia jej własnych wyborów i poświęceń. Wiedziała, jak trudno jest podjąć właściwą decyzję, szczególnie gdy trzeba było poświęcić coś wartościowego i po prostu zrobić to, co należy.

– Huang, mówisz? Znam chyba jego młodszą siostrę, Gryfonka pełną gębą. Przyzwoicie gra w Quidditcha i wpada na głupie pomysły. Bardzo to u niej szanuję – uśmiechnęła się lekko, nawet nie skrywając rozbawienia. – Order z ziemniaka brzmi jak coś, co można powiesić nad biurkiem w pracy, oraz coś, czym można się chwalić na szkolnych zjazdach. Ale wiesz co, Ben? Postąpiłeś słusznie. Masz przynajmniej pewność, że ten mały smoczek nie skończy spętany łańcuchami w jakimś obwoźnym zoo, tylko spędzi życie na wolności, w rezerwacie. Dobry z ciebie człowiek – uśmiechnęła się ciepło, z sympatią i… wdzięcznością? A może to była wiara w to, co mówi? Nie znała go zbyt dobrze, ale podjęcie tak niełatwej decyzji pokazywało, że serce ma jednak po właściwej stronie. Co się zaś tyczy serca Julki, to właśnie biło w jego towarzystwie coraz szybciej, a słowa Bena sprawiały, że czuła się coraz lżej i przyjemniej. A może to po prostu skutki uboczne marihuany? Albo jedno i drugie?

Gdy temat rozmowy przeszedł na wróżkową wyprawę, zauważyła, że Ben, podobnie jak ona, spoważniał. Wiedziała, że to było dla niego trudne doświadczenie, które odcisnęło na nim swoje piętno. Sama również miała w głowie upiorne obrazy, choć z poprzedniej wyprawy, które wracały jak bumerang, mimo że starała się je wyprzeć. Obrazy, które niosły ze sobą ciężar konsekwencji, z którym trudno było się uporać.

– A może rozmawia ci się ze mną tak dobrze właśnie dlatego, że oberwałam tłuczkiem? – zapytała zadziornie, spoglądając na niego z rozbawieniem. – W każdym razie… dziękuję. Mi się z tobą również doskonale rozmawia. I zaskakująco lekko, muszę przyznać – dodała, choć jej głos zdradzał, że za tą wesołością kryje się coś więcej. Czuła, jak między nimi tworzy się niewidzialna nić zrozumienia, której istnienia wcześniej by się nie spodziewała. I w sumie nic dziwnego, skoro z pozoru byli z zupełnie dwóch różnych bajek – on starszy, z duszą artysty, z jakąś smutną tajemnicą w sercu, a ona? Młoda pedantka, układająca pieczywo i płatki pod względem zawartości błonnika i niezwykle spokojna, bo doskonale znająca, rozumiejąca, akceptująca i kochająca siebie.

A mimo to, kiedy z nim rozmawiała, miała wrażenie, że ulepiono ich z tej samej gliny. Właściwie, to mogłaby z nim rozmawiać bez końca.

Gdy Auster powiedział, że jest mu przykro i że są w życiu rzeczy, na które warto poczekać, Julia uniosła jedną brew, próbując powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Była zaskoczona, że ten przystojny facet, który zazwyczaj tryskał pewnością siebie, teraz zdawał się być taki... delikatny. Spojrzała na niego z przekornym uśmiechem.

– Warto poczekać, tak? No cóż, ciężko się nie zgodzić – powiedziała wesoło, gotowa zapytać, czy mówił o nich, czy o Błędnym Rycerzu, ale koniec końców powstrzymała się, nie chcąc żartem psuć naprawdę fajnej atmosfery, która się między nimi wytworzyła.

Kiedy Ben założył jej kosmyk włosów za ucho, poczuła chwilowe zaskoczenie i nawet wzdrygnęła się odruchowo, ale szybko się uspokoiła. Kiedy on bawił się jej włosami, ona na ułamek sekundy położyła swoją dłoń na jego i spojrzała mu z wdzięcznością w oczy. Było w tym geście coś intymnego, coś, co sprawiło, że poczuła się wyjątkowo. Czuła, że ten mały gest mówił więcej niż słowa. W tym momencie świat wokół niej jakby zniknął, a liczyła się tylko ta krótka chwila bliskości.

Czuła, jak ciepło rozlewa się po jej ciele, przynosząc ulgę i spokój, jakiego dawno nie zaznała. Było to uczucie, które z jednej strony napełniało ją radością, a z drugiej budziło pewną nieśmiałość, której zwykle nie doświadczała. Była przecież pewną siebie, pozbawioną empatii pałkarką, która zawsze miała gotową ciętą ripostę i była gotowa w każdej chwili pogruchotać komuś kości. Teraz, w tej krótkiej chwili, poczuła się jednak krucha i delikatna. Ten gest przypomniał jej, że jest kimś więcej niż tylko twardą zawodniczką; była też młodą kobietą, pragnącą ciepła, zrozumienia i uwagi.

– No cóż, Wang na pewno nas zaskoczy. Może tym razem odwiedzimy czarodziejów z ciemnej strony księżyca? – zażartowała, próbując wrócić do swojego zwykłego, żartobliwego tonu. Jej serce biło jednak jak szalone i z trudem przychodziło jej trzymanie fasady. A było jeszcze trudniej, kiedy Ben zaproponował jej randkę. W pierwszym momencie poczuła… strach. I nie miało to żadnego związku z Benem. Po prostu w kwestii związków była zupełnym przeciwieństwem Austera.

Dla niej zawsze, ZAWSZE na pierwszym miejscu było latanie i relacje damsko-męskie traktowała po macoszemu, jak komplikację, rozpraszacz. Oznaczało to więc, że jej jedyny poważny chłopak był jej przyjacielem, którego poznała w wieku dwunastu lat. I nawet pomimo tego stażu oraz doskonałej znajomości siebie, zjebali to, ona to zjebała. Kiedy padło pytanie Bena, te wszystkie wątpliwości dotyczące tego, czy w ogóle nadaje się do związków, do kochania czy bycia kochanym, wróciły ze zdwojoną siłą. Przymknęła więc oczy, wzięła głęboki oddech i skarciła się w myślach, jak wiele razy podczas spotkań, gdy presja i emocje zaczynały na nią wpływać. A gdy ponownie spojrzała na Bena, złapała go nieśmiało za dłoń i powiedziała pewnie:

– Randka? – zawiesiła głos, jak gdyby rozważała wszelkie za i przeciw. – Czemu nie, lubię z tobą spędzać czas.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 2235
  Liczba postów : 536
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyCzw Sie 29 2024, 11:01;

Jeśli jakkolwiek się denerwowała, on tego nie widział. Choć na co dzień był całkiem wprawny w tym, aby próbować odczytywać ludzkie emocje z mowy ciała i mimiki, dziś był zbyt onieśmielony, aby to robić. Przyjął udaną próbę aktorską Brooks z dobrodziejstwem inwentarza. I z uśmiechem odpowiedział.
- Spisek związków zawodowych? Och, to na pewno to! - Myśląc sobie w skrytości serca, że ten wesoły grymas na jej twarzy to ma całkiem urokliwy. Przeczesał bezwiednie włosy, jak zawsze, gdy czuł się niepewnie i spojrzał na nią raz jeszcze, próbując trochę uspokoić pędzące myśli. Gdzieś z tyłu głowy kołatało mu, że tak nie można. Że to niemoralne kręcić z tyloma osobami na raz. Że gdyby miał chociaż odrobinę przyzwoitości w tym momencie powiedziałby jej prawdę, odwrócił się na pięcie i podszedł w swoją stronę. Przez krótką chwilę nawet naprawdę chciał tak zrobić, ale dobre decyzje odsunęła od niego fala błogości, która rozniosła się po jego ciele. Zioło zaczęło działać i w sumie pomyślał, że nie chce. Nie zrobi tego, bo ją lubi. I choć to bardzo samolubne, sprawi, że i ona polubi niego.

- Czyli gustujesz w raczej tych nierozsądnych ludziach? - uśmiechnął się głupio, myśląc sobie, że w takim razie Brooks nieźle trafiła. Przecież Ben jest świecącym przykładem osoby, która żyje od jednego głupiego pomysłu do drugiego. Z kolei słysząc, co mówi dalej, trochę go to zaskoczyło. Wiele o sobie usłyszał, zwłaszcza w ostatnim czasie, ale w żadnym z tych scenariuszy nikt nie nazywa go dobrym człowiekiem.
Najpierw nie wiedział co powiedzieć. Potem ostrożnie na nią spojrzał i kwaśno się uśmiechnął. I wreszcie przyznał, ledwie słyszalnym szeptem.
- Mówisz tak, bo dobrze mnie nie znasz. - Bo nawet zepsuty zegar raz dziennie wskazuje dobrą godzinę. Mając szczerą nadzieję, że wcale nie podłapie tego tematu. Paradoksalnie, wolał chyba już gadać o wróżkowej wyprawie niż całym tym syfie, który skrywa pod piękną, wiecznie nieogoloną gębą.

- Tsss… ktoś tu chyba nie docenia mocy swojego intelektu. Albo i tego, jak dobrze chroni się twój kask. - Wreszcie nieco się rozluźnił, co było o tyle łatwiejsze, że narkotyk zaczął już działać na dobre. Przechylił głowę z zastanowieniem i spojrzał na nią jakoś inaczej. Nieco śmielej i sugestywniej, być może na zbyt wiele sobie pozwalał i dużo wyobrażał, ale… nie chciał się już opierać jej urokowi. Rozmowa była przyjemna, owszem, od niej trzeba zawsze zacząć. Ale jakaś część jego już zastanawiała się, czy tylko w niej stanowią taki zgrany duet.
Na tę myśl, o zgrozo, znowu się zarumienił. Westchnął, bo miał już tego dość, ale tym razem nie odwrócił przekornie spojrzenia. O nie, patrzył jej prosto w oczy, trochę zlękniony, trochę przerażony, trochę zaskoczony tym, jak to wszystko się toczy… Skoro Julia wciąż lubi go w tej wersji, to chyba dobrze? A co jeśli nie, co jeśli woli go takiego - nieśmiałego i wbrew pozorom grającego w otwarte karty. A tego Bena, do którego jest przyzwyczajony - Austera z Luxa, pewnego siebie, filuternego i w swojej głowie dość przebojowego (bo patrząc na to bardziej racjonalnie, jego charyzmatyczność to kwestia sporna). Wetchnął, przygnieciony ciężarem tych myśli.

Gdy poczuł jej dłoń na swojej, uświadomił sobie, jak to wszystko wyglądało. Że jak na osobę, która niby wie, że źle postępuje, daje jej non stop złudne nadzieje. I jednoznaczne sygnały. Widział w jej spojrzeniu, że docenia ten gest, tę czułość, tę intymność. Chyba bardziej dla Bena nietypową niż zwykły pocałunek. Uśmiechnął się do niej, starając się z całych sił, aby ten strach i ta niepewność nie była widoczna w jego oczach. A potem chwila minęła, cofnął ostrożnie rękę z ganiając się w myślach za to, jak bardzo chciał w tej chwili posmakować jej ust. Dawniej wykorzystałby to i po prostu ją do siebie przyciągnął. Teraz? Czuł strach i nieśmiałość, które były niczym liny krępujące jego ruchy. Potwornie frustrujące.
Na żart odpowiedział żartem, żeby rozluźnić nieco napiętą atmosferę. Napiętą w dziwnie przyjemny sposób, nie sensualnie a… jednak trochę i tak.
- Ciemna strona księżyca brzmi bardzo tajemniczo. Ale ja lubię tajemnice. - Czuł się dosłownie jak zauroczony młodzieniaszek. Uśmiechnął się w reakcji na podśmiechujki, ale szybko spoważniał, kiedy w końcu złapała go za dłoń. Widział jej wcześniejsze zawahanie, te sekundy dzielące jej odpowiedź od jego pytania trwały całą wieczność.

- Ja też to lubię. Ciebie lubię - odpowiedział wreszcie, gładząc delikatnie kciukiem jej dłoń. Odłożył colę, którą trzymał w drugiej i spojrzał jej prosto w oczy. Czy to był na pewno dobry pomysł? Raczej nie, ale sam przed chwilą przyznał, że jest specjalistą od rzeczy nierozsądnych. Prawdziwy problem polegał na tym, że dla niej może to coś znaczyć. Dla niego był to instynkt, który podpowiadał mu, że chce być odrobinę bliżej, że chce więcej, że… chce ją. Chociaż na jedną noc, kto wie, może na dłużej, może i na jeden czy kilka dni? Bo w przeciwieństwie do tego, co czuł przy Issym, Isoldzie i Carly tu wszystko było normalne i nieskomplikowane. Nic dziwnego, to przecież dopiero początek. Albo i koniec? Tak wiele zależy od tej jednej, krótkiej chwili.
Nachylił się delikatnie w jej stronę, wstrzymując oddech. Ich usta były blisko, bardzo blisko, ale w każdej chwili mogła się wycofać. Obrócić to wszystko w żart, odsunąć się, być może dać mu po prostu w mordę. Ale może tego nie zrobi. Może, jeśli będzie chciała… da się pocałować. I  tej chwili największy krzywoprzysięzca w całym Londynie był gotów przysiąc, że będzie to czułość, której nie zapomni do końca swojego życia.

#nacechowany: niezręczny troll (nieśmiałość)

______________________

Shut your mouth, baby, stand and deliver
Holy hands, will they make me a
sinner?
Like a river, like a river
Shut your mouth and run me like a river



Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 2406
  Liczba postów : 4948
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyPon Wrz 02 2024, 10:12;

Ach, no tak! Julka i jej pokerowa twarz, skrywająca wszelkie emocje – zdenerwowanie, strach, niepokój. Tylko ci, którzy naprawdę ją poznali, mogli dostrzec ukryte sygnały, które zdradzały jej wewnętrzne stany. Drobną skazę na perfekcyjnej powierzchni: zdrapywanie lakieru z paznokcia, rytmiczne stukotanie palcami o kolano, niecierpliwe bawienie się frędzlem lub nitką przy dziurze w przetartych jeansach. Dziś jednak wydawała się bardziej opanowana, jej emocjonalna garda była trzymana wyżej niż zazwyczaj. A może to Auster faktycznie był tak onieśmielony – zarówno pyłkiem, jak i ciemnowłosą pałkarką naprzeciwko – że sam nie potrafił zareagować? W świecie niedostrzegalnych gestów pozostawało mu jedynie wsłuchiwanie się w to, co wyraźne – w słowa. Słowa niekoniecznie mądre i sensowne, lecz lekkie, zgrabne, często żartobliwe i niepoważne, które sprawiały, że napięcie opadało, a rozmowa stawała się luźna i naturalna, jakby spotkali się starzy przyjaciele, a nie praktycznie obcy sobie ludzie.

Julia wyszczerzyła się szeroko jak dziecko na widok ulubionego przysmaku, kiedy Ben podjął jej grę i przyznał jej rację. Poczuła, jak coś w niej mięknie, a jej serce – ex-Krukońskie, wiecznie rozważne – topnieje. Dziś był inny. Nie taki zawadiacki i prowokujący jak ostatnio w Luxie, nie tak odważny i bezpośredni, ale wciąż dowcipny i uroczy. Ben miał, jak się wydawało, dwie zupełnie różne twarze, ale obie podobały jej się tak samo. Z lekkim uśmiechem wzruszyła ramionami, jakby chciała dodać: "A nie mówiłam?", a potem wbiła ciemne, przenikliwe spojrzenie w Austera i odpowiedziała z zaczepnym błyskiem w oku:

— Lubię ciekawych ludzi, a tak się jakoś składa, że większość z nich jest nierozsądna.

Ktoś kiedyś, niezbyt mądry, powiedział jej, że tylko wariaci są coś warci. Choć ich towarzystwo niosło ze sobą kłopoty, to przynajmniej nie groziło nudą. Julka z nudą walczyła całe życie, od boisk quidditchowych po dywanik u Hampsona, aż po szpitalne skrzydło. Emocje – życie bez nich było mdłe, nijakie. Pociągało ją wszystko to (i wszyscy ci), co sprawiało, że serce biło szybciej, waliło w piersi jak młot, jak tłuczek. Auster budził w niej właśnie te uczucia, co jednocześnie ją fascynowało i przerażało – bo oznaczało, że mogła stracić kontrolę i przestać myśleć racjonalnie, jak na dumną Krukonkę przystało.

Julia poczuła, jak coś dziwnego rozlewa się w jej wnętrzu, kiedy usłyszała jego słowa: "Mówisz tak, bo dobrze mnie nie znasz." Było w tym coś, co ją zaintrygowało – może ton jego głosu, może ten chwilowy cień smutku w jego oczach. Coś ujmującego, ale jednocześnie alarmującego. Ben nagle zrobił się taki... ostrożny? Krytyczny? To zdecydowanie nie pasowało do wizerunku faceta, który pojawił się na spotkaniu z blantem w ręku i pomysłem na frytki.

— Być może masz rację… — przyznała w końcu, wzruszając ramionami z cieniem melancholii na twarzy. — A być może nie. Wiesz, co ja myślę? Że jeśli ktoś naprawdę jest zły, to nawet nie przychodzi mu do głowy, żeby o tym mówić. A ty mówisz... więc może jednak, głęboko w środku, wiesz, że to nieprawda?

Zastanawiała się, jaka będzie jego reakcja. Czy to, co powiedziała, go dotknie? Czy coś w nim zadrży? A może, jak to często robił, wycofa się, zasłaniając się żartem albo cynizmem?

— Może boisz się, że ktoś to dobro w tobie zobaczy i... przestaniesz mieć wymówkę, żeby odpychać ludzi? Mówiła o nim, czy o sobie? Chyba sama nie była pewna. Może boisz się, że cię zranią, gdy pozwolisz im się zbliżyć? — dodała ciszej, z nutą powagi, która rzadko pojawiała się w jej głosie. — A może po prostu gadam głupoty i nie mam o niczym pojęcia, bo jestem zjaraną pałkarką, a nie magipsychologiem?

Zakończyła swoje rozważania smutnym uśmiechem, zaciągając się buszkiem jonta, zanim ponownie mu go podała. Atmosfera rozluźniła się, gdy trawka zaczęła krążyć w ich krwioobiegu, a rozmowa powróciła do mniej poważnych tematów, takich jak obrywanie tłuczkiem i jakość quidditchowych kasków. I choć rozmawiali o niczym, z każdą minutą rosło między nimi napięcie. Julia dostrzegała rumieńce na twarzy Bena i czuła, że sama również się czerwieni. Czuła, jak zbliżyli się do siebie – szybciej, niż mogła się tego spodziewać.

Świdrujące spojrzenie Austera uświadamiało jej, jak bardzo go polubiła, jak szybko zdobył jej zaufanie. Uśmiechnęła się w duchu, wiedząc, jak bardzo zmieniła się w ciągu ostatniego roku. Od rozstania z Augustem przeszła długą, bolesną drogę, pełną łez, ale teraz, tutaj, razem z Austerem, czuła, że czas leczy rany. Doceniała te chwile intymności, ciepło jego skóry, i aż się dziwiła, jak wiele wyzwolenia może dawać tak niewinne trzymanie kogoś za rękę.

— Nie jestem wcale taka zła, co? — rzuciła z uśmiechem, jakby była małą dziewczynką, która właśnie dostała zaproszenie na swoją pierwszą randkę. W jej głosie brzmiała lekkość, ale także pewna nuta drżenia, coś, czego sama do końca nie była w stanie zdefiniować. A kiedy Ben zaczął gładzić jej dłoń kciukiem, poczuła, jak prąd przebiega przez jej ciało. Jego twarz zbliżała się powoli do jej własnej, a ona poczuła, jak serce zamiera jej na chwilę w piersi. Wrażenie było intensywne, niemal paraliżujące, ale nie w ten nieprzyjemny sposób. Raczej przypominało moment, gdy wychodziła na boisko quidditcha, a adrenalina powoli rozgrzewała jej żyły, przypominając, że życie bez ryzyka jest nudne.

Ben, co ty kombinujesz? — pomyślała, próbując odczytać coś z jego spojrzenia. Jego oczy były głębokie, jakby skrywały tajemnicę, której nie mogła pojąć. Wiedziała, że powinna się cofnąć, uciec w bezpieczny żart, coś, co mogłoby rozładować to narastające napięcie. Każda komórka jej ciała krzyczała, żeby to zrobić, żeby odwrócić to w śmiech, w lekką wymianę zdań, w coś, co nie miałoby takich konsekwencji. Ale jego intensywne spojrzenie... sprawiło, że nie mogła się ruszyć. Jakby czas się zatrzymał, a ona utknęła w tym momencie, z jego twarzą coraz bliżej jej własnej, z jego dłonią na jej dłoni.

Czuła, jakby unosiła się w przestrzeni, w której nie obowiązywały prawa grawitacji. Chwila wydawała się rozciągać w nieskończoność, jej oddech przyspieszył, a serce zaczęło bić szybciej, niemal jak w transie. Zamiast cofać się, postanowiła działać po swojemu, z całym swoim impetem, jakby to była kolejna akcja na boisku, kolejny ryzykowny manewr, który musiała podjąć.

— Słuchaj, Auster — zaczęła z udawaną powagą, unosząc brwi. — Ja naprawdę nie wiem, co ty tu knujesz, ale skoro jesteśmy już tak blisko... — Zatrzymała się na moment, pozwalając, by jej słowa zawisły w powietrzu, dodając dramatyzmu. — ...to mogłabym przynajmniej wiedzieć, czy masz w planach mnie pocałować, czy to tylko jakaś gra w stylu "Kto pierwszy spanikuje?"

Uśmiechnęła się szeroko, czując, jak rośnie w niej odwaga. Jej oczy błysnęły figlarnym rozbawieniem, ale w środku czuła ten dziwny rodzaj ekscytacji, który towarzyszył jej tylko wtedy, gdy balansowała na krawędzi czegoś nowego, nieznanego. — Bo jeśli to drugie, to wiedz, że ja nigdy nie przegrywam — dodała z nutą wyzwania w głosie, unosząc podbródek wyżej, jakby chciała podkreślić swoje słowa.

A potem, zanim zdążył zareagować, uśmiechnęła się jeszcze szerzej, czując, jak każda część jej ciała krzyczy: działaj!. Skróciła dzielącą ich odległość, nie myśląc już o tym, co wypada, co jest bezpieczne. Przymknęła oczy, położyła dłonie na jego zarośniętej twarzy i pocałowała go lekko, ale z pełnym przekonaniem, jakby chciała mu pokazać, że czasem nie ma miejsca na wątpliwości, na logikę, na strach. Czuła, jak jego wargi spotykają się z jej wargami, i jak delikatne ciepło rozchodzi się po jej ciele.

To był impuls, ale jakiś głęboki, niepowstrzymany, coś, co sprawiło, że serce biło jeszcze szybciej. Czuła, jak cały świat wokół niej traci ostrość, jakby przestał istnieć, jakby byli tylko oni dwoje w tej chwili, w tej intymnej przestrzeni, gdzie wszystko, co miało znaczenie, to ten jeden moment.
Powrót do góry Go down


Benjamin Auster
Benjamin Auster

Absolwent Slytherinu
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Galeony : 2235
  Liczba postów : 536
https://www.czarodzieje.org/t22014-benjamin-auster
https://www.czarodzieje.org/t22020-skrzynka-bena
https://www.czarodzieje.org/t22013-benjamin-auster#720723
https://www.czarodzieje.org/t22025-benjamin-auster-dziennik#7211
nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8




Gracz




nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 EmptyNie Wrz 08 2024, 19:53;

Słowa. Czy słowa nie były nićmi, z których tkał światy?
Na co dzień przenikliwy i spostrzegawczy, dzisiaj był bardziej ślepy niż powinien. O wiele bardziej wrażliwy na słowa, niż był na co dzień. Ale nie te, które umykały z jego ust, nie te słodkie kłamstwa i złudzenia. Był uważny na to, co mówi ona, na wszystko co pomiędzy, na imponderabilia, na niedopowiedzenia i ten subtelny flirt, który raz po raz wplatała w rozmowę. Szczerze powiedziawszy, w tamtej chwili musiał przyznać sam przed sobą, że wcześniej jej nie doceniał. Nie była płytka, nie była fałszywa ani podła. Nie była też głupia, a to znacznie ułatwiłoby mu sprawę i uwarunkowało decyzje, które zamierza podjąć.
Może i był ślepy, ale nie głuchy. Nieśmiałość odebrała mu zdolność patrzenia prosto w oczy, ale i bez tego usłyszał w jej głosie pewne niuanse. Ledwo dosłyszalnie drżenie głosu, lekkość, naturalność… widział kątem oka jej promienny uśmiech, czuł ten na swoich ustach, usłyszał nawet, że postrzega go jako osobę ciekawą. Ale nie potrafił myśleć w tych kategoriach, w których myślało mu się tak wygodnie, że to dobrze, bo będzie mu łatwiej, że dała się złapać w pułapkę, że zamierza to wykorzystać na swoją korzyść. Nie, duża część Bena krzyczała w kierunku Julii nieme, bezsilne „uciekaj”, doskonale wiedząc, że ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili chce to to, aby zostawiła go tu samego.

A jednak dał jej pierwszą wskazówkę, która osiągnęła efekt od zamierzonego. Z trudem podniósł na nią spojrzenie swoich oczu i ze zdziwieniem zauważył, że na jej twarzy po raz pierwszy od kiedy się spotkali widzi cień smutku. Było jej przykro, bo wiedziała, że może mieć rację – ba! – sama to przyznała. A przecież tu wciąż była, dlaczego, dlaczego musiała to sobie robić?
Jej słowa poruszyły strunę w sercu, o której istnieniu starał się zapomnieć. Tylko jedna osoba wcześniej ledwie jej tknęła, ale doskonale wiedział, że ta jest nieosiągalna. Pats, jego wieloletnia partnerka tak długo próbowała ją w nim odnaleźć. Wydawało mu się, że Laenie przeznaczono było, by ją dostroić ale przecież ona zwyczajnie go opuściła. Z kolei Isolda bardzo dawno temu uświadomiła mu, że owszem.
Może nie jest takim skurwiałym chujem. Że ta struna w ogóle istnieje.
- A wiesz, co ja myślę? – odpowiedział wreszcie, nie siląc się ani na żart ani na cynizm. Nie miał na to, o ironio, siły właśnie. - Że to co dzieje się tu – dotknął serca. - To  nie samo, co dzieje się tutaj – tu dotknął swoich ust. I na tym póki co zakończył ten temat, posyłając jej jeszcze pokrzepiający uśmiech choć doskonale czuł w kościach, że jeśli nie zaniecha spotkań z jej przenikliwym spojrzeniem to nie raz wrócą jeszcze do tego tematu.
A potem grzecznie już słuchał tego, co ona miała do powiedzenia. Słuchał naprawdę, a nie tak jak zwykle, słuchał cierpliwie i słuchał, czując, jak znowu jej słowa grają na jego skamieniałym sercu. Delikatnie się uśmiechnął, może podświadomie czując, że nie mowa do końca o nim. A potem roześmiał cichutko na dźwięk ostatniego ze zdań, myśląc sobie.
- Może. Kurwa, magipsychologowie powinni więcej palić – zawtórował jej małym żarcikiem.

- Jesteś nawet całkiem niezła – odpowiedział jej z brakiem pokory, niesamowitą jak na jego obecny stan odwagą i z iskrą w oku. A potem zaczął się już przecież zbliżać, zupełnie jak młody chłopak w antycypacji na swój pierwszy pocałunek w życiu. Gdyby był normalny, nie zastanawiałby się za długo – przyciągnąłby ją do siebie i po prostu zamknął oczy, poczuł ciepło jej warg i dalej poszło by już samo. Kto wie, jak to by się skończyło, Auster naprawdę nie był istotą rozsądną a oni byli przecież w parku i to w dodatku kompletnie zjarani. Z pewnością spróbowałaby wielu sztuczek, żeby tylko zaciągnąć ją do swojego mieszkania na Tojadowej, przecież tak blisko stąd, żeby zrzucić z niej tę skórzaną kurtkę i każdą niepotrzebną część garderoby. Potem zrobiłby jej dobrego drinka i w milczeniu podziwiał nie tylko jej ciało, ale i roziskrzone oczy. I potargane włosy.
Ale on przecież nie był sobą.
Był kimś o wiele mniej pewnym siebie, toteż gdy Julia zabrała głoś uświadomił sobie, co też najlepszego robi. Na szczęście Brooks nie była takich tchórzem i nie pozostawiając mu zbyt wiele czasu na reakcję, myślenie i popełnianie dalszych błędów, po prostu go pocałowała.
W pierwszej chwili był w szoku. Czuł opuszki jej palców na swojej szczecinie, czuł ciepło jej warg i czuł natłok myśli w swojej głowie. Ta czułość była subtelna, delikatna, w sam raz tak, aby go nie spłoszyć, ale z drugiej strony, by dać mu poczuć zalążek jakiekolwiek satysfakcji. Auster przymknął ufnie oczy i walcząc ze swoim strachem, z wewnętrznym wstydem, wyciągnął rękę i wplótł ją w jej włosy, oddając się tej czułości całkowicie. To było miłe, to było nienachalne, to było… po prostu właściwe.
Choć on cały był przecież nie na miejscu.
Trwało to może jeden moment, a może całą wieczność? A gdy w końcu był w stanie przegryźć już tylko swoją, a nie tylko jej wargę, uśmiechnął się do niej jak głupi do sera. Szczerze szczęśliwy,  bo pierwszy raz od bardzo dawna chociaż na krótką chwilę zupełnie pozbawiony wszelakich trosk.
- Frytki – bąknął z tym głupim uśmiechem na twarzy i powolutku wstał z ławki. Niestety, nie wiedział co tu więcej powiedzieć, nie miał nic mądrzejszego do dodania, być może zepsuł tę chwilę a może właśni oddzielił jej wspaniałą bajkowość od prozy życia grubą kreską. Nie do końca wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć, choć w jego w głowie przeważała teraz jedna myśl. Jedno pytanie. - Pójdziesz ze mną na frytki? - I wyciągnął do niej swoją rękę, a jeśli Julia zdecydowała się ją ująć, nie puszczał jej aż do chwili, w którym każde rozeszło się w swoją stronę.

#nacechowany: niezręczny troll (nieśmiałość)

Zt x 2

______________________

Shut your mouth, baby, stand and deliver
Holy hands, will they make me a
sinner?
Like a river, like a river
Shut your mouth and run me like a river



Powrót do góry Go down


Sponsored content

nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 QzgSDG8








nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty


Pisanienacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty Re: Tojadowy Park  nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Tojadowy Park

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 10 z 10Strona 10 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: nacechowany - Tojadowy Park - Page 10 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
Ulica Tojadowa
-