Średniej wielkości park znajdujący się na samym końcu ulicy Tojadowej jest częstym miejscem spotkań pobliskich mieszkańców. To właśnie tutaj najszybciej rozchodzą się ploteczki o sąsiadach i to tu urządzane są zapoznawcze pikniki.
Autor
Wiadomość
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Naprawdę dobrze się złożyło, że Finn zaproponował, by przełożyć ich spotkanie na siedemnastą, bo inaczej kazałby mu na siebie czekać na tyle długo, że chłopak zapewne uznałby, że Skylerowi coś się stało (bo chyba nie uwierzyłby, że go wystawił?!). Pod koniec jego zmiany, wyjął z pieca pierwszą partię cynamonowych babeczek, które szefowa kazała mu przygotować na podstawie autorskiego eksperymentalnego przepisu, które niestety wymagało od niego rzucenia odpowiedniego zaklęcia. Próbował się od tego wymigać na wszelkie sposoby, jednak pani Chambers wierzyła w jego zdolności na tyle, że nie przejmowała się już jego brakiem pewności siebie. I to był jej błąd, bo babeczki zamiast podane wystrzelić cynamonowym lukrem, przyozdabiając się fantazyjnym wzorem i świątecznymi życzeniami, postanowiły wybuchnąć gorącym nadzieniem tuż po wyjęciu blachy z pieca - brudząc nie tylko jego twarzy i włosy, ale przy okazji też połowę kuchni. Pół godziny zajęło mu czyszczenie kafelków i blatów, nie mówiąc już nawet o nieudolnym celowaniu zaklęciami czyszczącymi w sufit. Zanim zabrał się do doprowadzenia samego siebie do stanu sprzed lukrowego deszczu, to ten zdążył już wyschnąć, utrudniając usunięcie jego resztek z włosów i ubrania. Nie mając dziś ze sobą własnego zegarka, co chwila prosił swojego zmiennika o podanie godziny i w końcu uznając, że woli narazić się na oceniające spojrzenie Finna, gdy ten zobaczy resztki czegoś biało-przezroczystego na jego twarzy, niż kazać mu na siebie czekać choćby minutę. Wciągając na siebie płaszcz od razu wyciągnął też jednego błękitnego gryfa, którego trzymał na czarną godzinę i zapalił go tuż po wyjściu z piekarni. Fakt, miał rzucić i prawie mu się to udało, ale sytuacja tego od niego wymagała. Po pierwsze musiał się nieco uspokoić w tej stresowej sytuacji, aby nie rozszczepić się podczas teleportacji, a po drugie koniecznie chciał chociaż trochę zabić ten nieznośny zapach cynamonowego lukru. Zaciągnął się kilka razy głęboko, drepcząc w miejscu nieco spokojniej, resztę papierosa dopalając już między kolejnymi teleportacjami, aż nie trafił w odpowiednie miejsce. Wrzucił niedopałek do śmietnika i wszedł do parku pośpiesznym krokiem, nie mogąc się doczekać aż zobaczy Finna, ze zdziwieniem odkrywając, że po dwudniowej przerwie w rozmowie przede wszystkim odczuwa potrzebę, aby go objąć, a nie dobrać się do jego ust i kolejnych warstw ubrań. Serce drgnęło mu z zadowolenia, gdy dostrzegł jego sylwetkę i mimowolnie uśmiechnął się, choć przez resztę drogi wbił wzrok w ziemię, by nie kusiło go do niego podbiec. Słowa powitania wydawały mu się zbyt błahe, by musieć je wypowiadać, więc od razu pochylił się nad nim, zamykając go w ramionach, nie potrafiąc go z nich wypuścić przez dłuższą chwilę, podczas której przerwał ciszę tylko raz, by powiedzieć krótkie “Tęskniłem". Odsunął się nieco, przesuwając dłonie na jego policzki, by gładząc go po nich kciukami skraść mu jeden, czuły pocałunek, który miał pokazać jego zaangażowanie. Nie bał się w całości zatracić i z pełną świadomością robił to od ostatniego miesiąca; nie bał się podać Finnowi swojego serca jak na tacy - niech je kroi, zszywa, depcze, reanimuje, łamie, klei - jest jego, może z nim robić co chce, bo Sky był gotowy na każdy moment odepchnięcia, byle doczekać się chwili, w której go do siebie przysuwa. Był w stanie hamować się słownie, ograniczać swoje deklaracje, ale nie był w stanie powstrzymać swoich myśli, które odbijały się tak widocznie w jego spojrzeniu, kontrastujące swoimi błyskami z nieobecnym wzrokiem Finna. Serce drgnęło mu niespokojnie od złego przeczucia, ale zmusił się do tego, by usiąść obok na ławce. Przesunął się, by siedzieć odwróconym w jego stronę, jedną rękę zarzucając za oparcie, tuż za plecami Finna, a drugą odnajdując jego dłoń, by spleść ich palce. - Jak się czujesz? - spytał, próbując brzmieć swobodnie, a jednak w powietrzu zadrżał niepokój, który czuł od momentu, gdy zastał go wieczorem już śpiącego - co może i wydawało się drobnym szczegółem, a jednak przerwało ich mały rytuał “na dobranoc”, który często był najmilszym elementem jego własnego dnia.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Im dłużej czekał tym narastało w nim dziwne uczucie przejawiające się ściskiem tuż za mostkiem. Niczym kolka, a jednak na wysokości mostka. Zupełnie jakby obawiał się, że jednak Skyler z jakiegoś powodu nie przyjdzie. Wtedy być może zacząłby się naprawdę obawiać i wówczas zrobiłby coś naprawdę paskudnego. To zadziwiające jak dyskomfort zelżał, gdy tylko do jego uszu dobiegł odgłos zbliżających się kroków. Wydawało mu się, że je rozpoznał, choć to wszak niemożliwe. Podniósł wzrok, jednak nie dane było mu przyjrzeć się uważnie twarzy Skylera, bowiem został przytulony. Ot tak, jakby był to dlań naturalny odruch na jego widok. Owionął go zapach tytoniu, namiastka ciepła, która go tknęła, by unieść rękę i zacisnąć palce na jego łokciu, gdy ten tak szczerym tonem zapewnił o tęsknocie. Ponownie coś ścisnęło go za mostkiem, a miało posmak wyrzutów sumienia. Wrodzona dlań powściągliwość zamknęła jego usta w bladą linię, choć chciał zrobić coś - cokolwiek, co by zapewniło Skylera, że nie jest mu obojętny. Zamiast tego przymknął oczy na ten dłuższy moment, przez chwilę nie przejmując się tym, że są w miejscu publicznym. Pozwalał mu na wszystko, co było dla niego niepodobne. Ba, wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze tuż po tym czułym pocałunku, który pobudził nieco jego krew do szybszego krążenia. Wodził za nim wzrokiem i dostrzegłszy jego autentyczną tęsknotę zanurzoną w ciepłej toni jego oczu znów coś go tknęło. Czy patrzyłby nań w ten sam sposób wiedząc jak bardzo cierpi z powodu uniemożliwienia samemu sobie mordu na własnym skrzacie? Czy uwierzyłby w prawdziwość tych emocji i zostałby tutaj? Nie chciał mu tego robić. Na Merlina, nie chciał, a dopiero znalazłszy jego bliskości pojmował jak mogłoby go to skrzywdzić. Merlin mu świadkiem jak bardzo nie chciał rezygnować z jego obecności. Ścisk za mostkiem przemknął gładko do gardła, by je zasznurować, a następnie rozlać się po reszcie ciała i je spiąć. Z jednej strony czuł ulgę, że nie jest już sam, ale z drugiej namiastkę paniki, że zdradzi się czymś niepokojącym co sprawi, że Sky nie będzie już w ten sposób patrzeć. Przypomniał sobie, że nie może być lodową skałą podczas, gdy przypłynęło doń łagodne ciepło. Zmarszczył czoło, spuścił wzrok na ich dłonie. Tym razem całkowicie nieświadomie musiał go chyba nastraszyć, gdy wysunął rękę z uścisku tylko po to, aby zdjąć jedną rękawiczkę i umieścić dłoń z powrotem tuż przy wewnętrznej stronie jego palców. - Źle. - przyznał i to był naprawdę krok milowy, iż był w stanie się do tego przyznać. Wpatrywał się w ich ręce, powstrzymując dzielnie odruch rozejrzenia się po parku czy aby przypadkiem ktoś nie zasługuje na walnięcie klątwą w klatkę piersiową za zbyt intensywne wpatrywanie się w nich. - Czuję, że powinieneś wiedzieć czemu dwa dni byłem nieobecny. Właśnie przez to. - odwrócił się na ławce przodem do niego i w końcu podniósł wzrok. Potrzebował paru chwil, aby skoncentrować swoje myśli i przyjrzeć się mu uważniej. - Będę się źle czuć aż do początku stycznia. To taki... negatywny okres. - to dalej nie wyjaśniało niczego. Zachowywał się tak, jakby próbował się usprawiedliwić bez podawania powodu. Ścisk za mostkiem znów rozlał się falą po jego ciele, a on w odwecie przygarnął mocno palce Skylera do wnętrza swojej dłoni. - Nie chcę byś myślał, że się wycofuję albo coś. - wmusił w siebie haust powietrza i odważył się popatrzeć głębiej w szaroniebieską toń. Zmuszał swoje ospałe i naćpane myśli do współpracy, koncentrując je wszystkie na tej barwie. O dziwo, po paru chwilach mu się to udało i mógł nawet dostrzec kawałek czegoś białego tuż przy jego uchu. Pomagając sobie łokciem zdjął drugą rękawiczkę, nie zwracając uwagi na to, że spadła na wilgotny chodnik. Dotknął jego skóry, by pozbyć się z jego twarzy jakiegoś mącznego składnika. Roztarł to między palcami i wykrzywił usta, gdy przez moment wyobraźnia podsunęła mu, że rozciera ten czuły sposób bordową krew. - A ty jak się czujesz? - zapytał wierząc, że jeśli wsłucha się intensywnie w jego odpowiedź to jego wyobraźnia skoncentruje się na miękkości tych nutek głosowych, a nie na cieknącej po palcach krwi. Jak to możliwe, że ta wewnętrzna działa, gdy obok jest Sky? Nie powinna, zatem, by ją wyciszyć Finn pochylił się, by znienacka ucałować dolną wargę chłopaka. Krótko, spontanicznie, a gdy rozlało się po nim drobne acz wyczuwalne ciepło to mógł zaobserwować, iż nieproszona myśl przestała mu póki co zagrażać. Odsunął się z powrotem na swoją odległość zupełnie, jakby absolutnie nie stało się nic dziwnego. Popatrzył nań pytająco, ale też prosząco, aby tylko odpowiedział i wciągnął go do swoich myśli.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Przyzwyczaił się już do tego, że jeżeli nie byli sami na mieszkaniu, to Finn był powściągliwy, a jeżeli tylko ktoś mógł ich zobaczyć, to w ogóle nie pozwalał mu się zbliżyć, pilnując uważnie, by trzymał ręce przy sobie. Teraz jednak byli sami, a on nawet w jego wzroku nie mógł się dopatrzeć odpowiedniej reakcji, co stopniowo zaczynało go stresować, ale nauczył się już nie reagować aż tak wyraźnie, by nie martwić niepotrzebnie Finna. Dopiero gdy ten zabrał mu przed chwilą zdobytą dłoń, brwi zadrgały mu niespokojnie, zmarszczone unosząc się nieco do góry, ale zaraz opadły z ulgą w dół, gdy poczuł na sobie ciepło jego skóry. To rozluźnienie nie trwało jednak długo, bo zaraz spiął się mimowolnie, słysząc jego odpowiedź. Wciąż jednak wolał usłyszeć taką, niż zostać zbyty standardową formułką, że “wszystko jest w porządku”, zwłaszcza gdy miał wyraźne przeczucie, że wcale tak nie jest. Spojrzał na niego uważniej, nie chcąc pominąć żadnej drobnej reakcji, co i tak było utrudnione przez panujący półmrok i niezbyt pomocne w tej sytuacji światło latarni. Przysunął się nieco bliżej, przenosząc dłoń zza oparcia na jego plecy, bo choć zupełnie nie wiedział co powinien mu odpowiedzieć, to chciał dać mu do zrozumienia, że słucha i jest gotowy okazać wsparcie, niezależnie od powodu jego złego samopoczucia. “Negatywny okres”, powtórzył mimowolnie w myślach, zastanawiając się co kryje się za tymi słowami. Nadchodziły święta, sylwester, czas ogólnej radości i podsunięcia prawdziwych problemów, na rzecz stresów związanych z przygotowaniem potraw i wysprzątaniem domów, nie mówiąc już o kupowaniu prezentów. Ten czas zdecydowanie nie kojarzył się negatywnie sam z siebie, nawet jemu - choć co roku przybijały go nieco myśli o rodzinie. Może u Finna chodziło o coś podobnego? Smutek przy wigilijnym stole związany z odczuwalnym brakiem czyjejś obecności? Czy znów chodziło o Makaroniarza? A może po prostu uświadamiał sobie, że dopuszcza go zbyt blisko do siebie i próbuje w ten sposób naprawić swój błąd? Przecież poczekałby, wystarczy powiedzieć. Otwierał już usta, aby go o tym zapewnić, ale zamknął je, aby przeanalizować nowe słowa, które chyba wykluczyły ostatnią opcję, jednocześnie odruchowo gładząc go po plecach, gdy tylko poczuł silniejszy nacisk na swoją dłoń. Pokiwał lekko głową, chcąc dać znać, że rozumie, ale milczał potrzebując chwili, by zastanowić się o co może i o co powinien się zapytać. Zanim zdążył jednak to zrobić, rozproszył się jego dłonią przy twarzy. Uśmiechnął się nieco zakłopotany, mając nadzieję, że to już ostatni dowód jego dzisiejszego niepowodzenia. Schylił się po rękawiczkę, kładąc ją na swoim kolanie, by tam w spokoju wyschła z potencjalnej wilgoci i zanim zdążył się odezwać, to padło już pytanie od Finna, nad którym nie potrafił się odpowiednio zastanowić, mając zbyt zajęte myśli samopoczuciem chłopaka. Czując jednak ten krótki pocałunek, po którym odruchowo zwilżył usta, jednocześnie unosząc ich prawy kącik, miał w głowie tylko jedną odpowiedź: - Dobrze. Lepiej. Wypuścił powoli powietrze z płuc i uniósł ich dłonie, by przyłożyć palce Szweda do swoich ciepłych ust, po chwili ogrzewając jego skórę ciepłym oddechem. Miał tyle pytań, ale zawsze miał zasadę, by nie wypytać o nic w takich momentach, zakładając, że jeżeli ktoś chce, to sam podzieli się informacjami. Problem polegał na tym, że nie chodziło “o kogoś”, a o jego Finna i zdecydowanie nie wyobrażał sobie żyć do stycznia w tej niewiedzy. - Mogę dalej wpadać wieczorami? - spytał w końcu, unosząc na niego wzrok. - Moja obecność pomaga czy przeszkadza? - zapytał od razu nie mogąc wytrzymać, bo gdy już zaczął, nie chciał znów przechodzić przez cały ten etap zbierania się w sobie, by się odezwać. - Czy jest coś, co mogę zrobić? - dodał już zaraz powoli, gładząc kciukiem jego dłoń i starając się przygotować nawet na chłodne "nie" w odpowiedzi.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Próbował, ale nie mógł się rozluźnić. Eliksir spokoju co prawda wspomógł na nerwowość, jednak najwyraźniej organizm Finna powoli się uodparniał na jeden ze składników. Jak wiele fiolek opróżnił w ciągu ostatnich sześciu miesięcy? Koncentrowanie się na drugiej osobie pomagało mu. Czuł, że to jest to tylko sęk w tym, że niełatwo było mu zebrać myśli na jeden tor. Przyglądał się w ciemności chłopakowi, gdy ten zamyślił się na jakiś temat zanim udzielił zwięzłej odpowiedzi. Nie mógł zatem się doczepić do jej rozwinięcia. Najważniejsze, że brzmiała ona szczerze i faktycznie w jego oczach nie doszukał się kłamstwa. Idą święta. Naprawdę chcesz przygnieść go swoim samopoczuciem? Przetrzymaj to, a jemu daj miło spędzić resztę grudnia. Słuchał cichego głosu i musiał się z nim zgodzić, choć jednocześnie było mu tak ciężko. Uśmiechnął się blado czując na palcach ciepłe usta, które po chwili wypowiedziały trzy pytania. By na nie odpowiedzieć potrzebował zaczerpnąć parę razy powietrze, aby choć minimalnie pozbyć się tego ścisku w klatce piersiowej. Pokiwał głową. - Przychodź. Motywujesz mnie, aby bardziej się pilnować. - chyba nie zdawał sobie sprawy, że to wypowiedział. Zacisnął mocno powieki, próbując się w sobie zebrać, by wyjaśnić więcej. Podjął się pokonania wewnętrznej blokady mimo że to go trawiło od środka. Otwierał usta, by zaczęły przemawiać, by w ostatniej chwili je zamknąć, potrząsnąć głową i uznać, że miał mu odpuścić. Skyler powinien czuć się dobrze-lepiej jak najdłużej, a on nie ma prawa tego niszczyć. - Nie wiem. - odpowiedział na ostatnie pytanie, a jego głosie zabrzmiała rezygnacja. Pochylił kark, przycisnął do powiek palec wskazujący i kciuk, rozmasowywał je i próbował się otrząsnąć. Zacisnął zęby i nieświadomie palce na jego dłoni. - Zaczynam się bać. - wydusił z siebie, wciąż zaciskając oczy. Po paru chwilach podniósł wzrok, w których faktycznie udało się dostrzec już obawy. - Tego. - postukał palcem we własną skroń. Milion myśli, zakazanych pragnień, tęsknot, fascynacji, żalu, zimnego niczym ciekły lód bólu. - To nie fair wobec ciebie. Nie chcę, by cię to dotykało w jakikolwiek sposób. Ale czuję... rozsądek mi mówi, że nie mogę zostawać sam na zbyt długi okres czasu mimo, że jakaś część mnie tego chce. - sam nie potrafił się połapać w tym chaosie i paradoksalnych odczuciach. Nie oczekiwał, że Skyler to zrozumie. Sam ledwo to ogarniał. - Chcę się z tobą widywać codziennie, ale czuję, że nie powinienem cię narażać na ten mętlik dopóki ten okres nie przeminie. - serce zaczęło bić w jego piersi w coraz szybszym tempie. Spomiędzy jego ust wydobywał się obłączek pary, zdradzający przyspieszony oddech. Nagle wstał i pociągnął go za rękę, skłaniając ich do ucięcia sobie krótkiego spaceru. Szedł ostrożnie, a cienka warstwa śniegu mieszała się z piachem pod podeszwami ich butów. Zamilkł, odwrócił wzrok w półmrok, a jednak trzymał jego rękę, jakby dzięki niej łatwiej było mu zdradzać ułamek swoich myśli. Starał się je dawkować w mądry sposób, by w ten dziwny sposób okazać, że najzwyczajniej w świecie potrzebuje pomocy, a nie potrafi o nią poprosić. Nie jest świadomy, że o nią prosi a tym bardziej jak miałaby wyglądać. Naszła go silna ochota do zrobienia w tył zwrot, jak najdalej od tego tematu.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Brwi drgały mu nerwowo, bo uporczywie ściągał je w dół, gdy te chciały pomknąć w górę zdradzając jego zmartwienie. Nie wolno im było tego robić, nie przy Finnie, przynajmniej nie dziś, najlepiej nie do końca grudnia. Nie chciał odciągać jego uwagi ani żeby wstrzymywał swoje słowa, by go nie martwić. Chciał poznać jego myśli, zrozumieć je i odciągnąć go od tych niewłaściwych. Widząc jednak ten wymowny gest palców na skroniach, wypuścił smycz i brwi pomknęły w upragnione przez lęk miejsce. Przełknął ślinę, by zdusić w sobie żal, pod wpływem myśli, że przecież obiecał mu, że porzuci swój plan samobójstwa, gdy się zakocha. Najwidoczniej nie szło mu wcale tak dobrze jak myślał, skoro negatywne myśli wciąż nawiedzały głowę, którą tak bardzo chciał sobą ochronić. - Finn, nie możesz... - zaczął ale urwał, czując, że gardło mu się ściska, a jedyne słowa pchające się na usta to zapętlone "Nie zostawiaj mnie". O czym on mówi? "Nie chcę, by cię to dotykało w jakikolwiek sposób"? "nie powinienem cię narażać na ten mętlik"? Nie rozumiał skąd biorą się te myśli, te decyzje, które odsuwały go od siebie, mimo zapewnień, że chce go przy sobie. Co z tego, że będzie przy nim fizycznie, jeśli nie dopuści go do siebie na tych dużo ważniejszych obszarach? Jak ma go chronić i mu pomóc, jeśli nie rozumie co się dzieje w jego głowie? Nie chciał już widzieć tych zaciskanych na siłę powiek - jeśli chce zakryć oczy, może skryć się w jego ramionach lub w zagłębieniu szyi, on sam może zakryć mu je swoimi dłońmi lub pocałunkami. Jest tak dużo innych rozwiązań. Brwi, dla odmiany, zbiegły się w dole, zdradzając bunt, który się w nim naradzał. Oburzenie, które przyspieszało oddech, cuciło go do działania. Złapał spadającą z kolana rękawiczkę Finna i schował ją do kieszeni, obiecując sobie, że nie pozwoli mu już niczego przy nim stracić. Zbierał się w sobie, by w końcu zatrzymać Finna i spojrzeć mu z całą swoją siłą w oczy. Niech przestanie uciekać. Nie musi patrzeć wstecz, ale niech zatrzyma się i popatrzy dookoła, by nie tracić z oczu tego co już ma. - Pamiętasz jak na początku semestru mówiłem Ci, że gdy człowiek znów się zakocha, to wydaje mu się, że to uczucie jest silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej? - spytał nieco zbyt gorączkowo, zachrypniętym od emocji głosem. Ścisnął mocniej jego dłoń, jakby chciał upewnić się, że mu teraz nie ucieknie. - To ja tak teraz mam, Finn. Wiem, że Ty nie. Nie przeszkadza mi to, bo wiem, że Ty też to poczujesz - wyrzucał z siebie słowa, kładąc nacisk prawie na każde z nich, tonąc zupełnie w jego oczach, jakby tylko tam miał odnaleźć nadzieję. - Chcę byś to wiedział. Że będę. Że zostanę. Że przyjdę zawsze gdy zawołasz. I że nie musisz mi odpowiadać na siłę. Mów tylko to, co jesteś gotowy mi powiedzieć- przełknął ślinę, czując suchość w gardle od natłoku słów, które przecież zazwyczaj wychodziły z jego ust pojedynczo. - Ale nie odsuwaj mnie. Mam prawo... - zaczął stanowczo, ale urwał na chwilę targnięty wątpliwościami. Czy faktycznie je miał? Czy znów nadał tej relacji większego znaczenia, niż miała w rzeczywistości? - Mam prawo przynajmniej sam obserwować, co czujesz - dokończył jednak, zaciskając palce wolnej dłoni na jego boku. - I chcę wejść w sam środek burzy jeśli Ty tam jesteś. Nie zostawię Cię samego - zadeklarował, zagrywając kartą puchońskiej lojalności, czując jak serce wystukuje bitewny rytm, zagrzewając go do dalszej walki, choć miał wrażenie, że po tej fali słów spali się żywcem ze wstydu, gdy tylko ochłonie od targających nim teraz emocji. Lęk, złość, troska, miłość, tęsknota - wszystko to i dużo, dużo więcej kotłowało mu się teraz w sercu - jak zwykle zbyt płomienny w uczuciach, by móc spojrzeć na to wszystko chłodno. - Będę u Ciebie spać, żebyś nie był sam w nocy - zaproponował, czy może przejmując już taktykę Finna, zarządził szybko, doskonale wiedząc jak ciężkie stają się myśli w gęstej od pustki ciemności. - Mogę Ci gotować - dodał, chcąc podać jakiś argument za swoją obecnością, skoro dostrzegł wyraźny brak skrzaciej ręki w kuchni.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Zaczerpnięcie do płuc zimnego powietrza nieco wytłumiło szum krwi w jego żyłach. Starał się skoncentrować na trzymanej dłoni i cieple, jakie stamtąd płynęło, a i również napawać się tą symboliką bliskości. Próbował wyjaśnić mętlik w swojej głowie bez nazywania rzeczy po imieniu. Nic więc dziwnego, że musiało dojść do nieporozumienia i Skyler miał prawo zinterpretować jego słowa jako pragnienie samobójstwa. Jakże się mylił! Dzień, w którym odkrył, że nie spieszy mu się jednak do zejścia z ziemskiego padołu był miłym wspomnieniem. Dawał radę codziennie rano wstawać i chociaż minimalnie z niego skorzystać - a obietnica spotkania kogoś, kto się cieszy na jego widok była niezwykle kusząca. Ale on ciebie przecież tak na dobrą sprawę nie zna. Oszukujesz go. Potrząsnął głową, by odpędzić od siebie tę myśl i podniósł wzrok. Wstrzymał oddech spostrzegłszy intensywność jego spojrzenia. Zupełnie, jakby chciał prześwietlić go na wskroś. Pokiwał głową jako znak, iż pamięta te słowa i w tamtej chwili wyraził nadzieję, że to się sprawdzi. Sposób w jaki Skyler mówił zdradzał jak bardzo się przejął tym, co usłyszał. A to dopiero pierwszy kamyk, który składa się na wielką górę lodową... Następne słowa wryły jego nogi w ziemię. Zatrzymał się gwałtownie, wyprostował barki i oniemiały spoglądał na pełną emocji mimikę Skylera. Serce zabiło mocniej w jego klatce piersiowej. Zakochał się? Już? Tak szybko? To niemożliwe. Jak to możliwe? Przecież nie zrobił nic, co mogłoby to sprawić! Udało mu się dopuścić go do siebie w kwestii fizyczności i na Merlina, nie żałował. Próbował sobie przypomnieć czy zachował się w jakikolwiek prawowity sposób mogący przyczynić się do zakochania w nim. Jak zawsze analizował zamiast po prostu uwierzyć, że zakochanie dzieje się na własnych zasadach i niekoniecznie muszą wiązać się z jakimś określonym zachowaniem. Słowa rozniosły się echem we wnętrzu jego czaszki. Sky znów deklarował cierpliwość i świadomość, że zakochanie w przypadku Finna działa opornie, znacznie dłużej i po drodze napotyka niektóry psychiczne blokady. Zamrugał powoli i spoglądał autentycznie zszokowany na Puchona. Nigdy w życiu nie przyszłoby mu na myśl, że ktoś mógłby wykazać się aż takim ogromem zrozumienia, cierpliwości i wytrwałości. Kolejne obietnice, gorączkowo wyrzucane z myśli i serca słowa, w które chciał nad życie uwierzyć. Zostanie, będzie, wróci. Pragnął uwierzyć, jednak złamane serce nie pozwalało jeszcze (nie w tym czasie) uwierzyć i zaryzykować w pełni. Po jego ciele rozlało się ciepło, ale mające swój początek od serca, a tym razem nie od ściskanej mocno dłoni. Przechylił lekko głowę, czekając na dokończenie słów. Do czego miał prawo? Nie chciał kalać głosu Skylera przerywnikami, więc słuchał, a jego ciało i umysł ożywały z każdą sekundą. Czy istniały słowa mogące w prawidłowy sposób skomentować jego wyznanie i zapewnienia? Nie chciał ich niszczyć, a pragnął pokazać, że je docenia i go poruszyły. Wsunął dłoń na bok jego szyi, nachylił się i go bardzo powoli i czule pocałował. W parku, w miejscu publicznym, gdzie gdzieś w tle paradowali mieszkańcy Londynu. Odsunąwszy się, pogładził jego polik kłykciami i zajrzał to rozgorączkowanych szaroniebieskich oczu uznawszy, że czas zmobilizować swoje struny głosowe do pracy. - Chciałbym mieć tą samą pewność, co ty. - zniżył głos do spokojnego szeptu. On tu płonął z emocji, a Finn, choć wewnętrznie poruszony ograniczał okazanie uczuć jedynie do wzroku i krótkich acz wymownych gestów. - Ale wchodzenie w sam środek burzy, jak to określiłeś, jest bardzo szkodliwe. I nie mówię tu o fizycznej szkodzie. - nieprzerwanie utrzymywał z nim kontakt wzrokowy, aby Sky miał pewność co do prawdziwości tych słów. - A nie wpuszczę cię tam na oślep, bo może się to dla nas źle skończyć. - zacisnął usta utwierdzając się w podjętej właśnie decyzji. Przecież nie powie mu o swoich zamiłowaniach i ciągotkach. Był zbyt egoistyczny, aby zabijać to uczucie, skoro dawało ono nadzieję, że jednak uda się wyrwać żywcem z nadchodzącego negatywnego okresu. -Jesteś dla mnie ważny, więc muszę rozważnie podchodzić do niektórych uczuć, by się nie odbiły o ciebie rykoszetem. - zdawał sobie sprawę, że nie mówi jasno, ale inaczej nie mógł. Nie w tej chwili. Z drugiej strony ostatnie wypowiedziane zdanie miało w sobie najwięcej przekazu niż chaotyczni poprzednicy. Gabrielle spostrzegła to, co tłumił. Jak się to skończyło? Chłodnym zdystansowaniem i standardową życzliwością. Zamknął się przed nią na cztery spusty i co gorsza, nie planował się więcej otwierać. Nie chciał tracić w ten sposób relacji ze Skylerem, więc musi być bardziej rozważny i posłuchać złotej rady Rileya, aby jak najmniej osób wiedziało o tej drugiej stronie. Uśmiechnął się, unosząc jeden policzek wyobrażając sobie nocowanie Skylera. To było zbyt kuszące, aby mieć czelność chłodnego podejścia do sytuacji. Nie będzie sam, będzie mieć stały dostęp do czułości i ciepła, do wesołego głosu Skylera, którym rozrzedzi martwą ciszę mieszkania. - Po Nowym Roku przeprowadzam się do Hogsmeade. - poinformował, a jego wzrok się znacząco ocieplił. - Mam dość kawalerek, gdzie muszę przejmować się sąsiadami. Rozmawiałem z rodzicami, dołożą się mi do inwestycji w mały domek na obrzeżach Hogsmeade. - nie dodał, że zrobił znów dziurę w ścianie oddzielającej salon do jego pokoju. Ot, przypływ furii i żalu, a potem pytań sąsiadów czy wszystko w porządku. - A odnośnie nocowania... - podrapał się po skroni i utrzymał półuśmiech na ustach. Złe samopoczucie nieco zelżało. - ... to cóż, twoja szczoteczka już się nieśmiało wprowadza do mojej łazienki. Nie mam czelności ci odmówić. - będą musieli jedynie zadbać, aby przesypiać chociaż te sześć godzin. Zapewne jeśli Finn dalej będzie się faszerować eliksirami nasennymi to nocne przeżycia nie będą zdarzały się co noc. - Rezerwuję prawo do zaparzania kawy i porannych pobudek.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Był wdzięczny za to, że Finn mu nie przerywał, bo gdyby zrobił to choć raz, to z pewnością całkowicie zamotałby się w tym, co próbował mu przekazać. Jego dłuższe wypowiedzi zawsze były chaotyczne, ale tym razem mówił o tym, o czym myślał od dłuższego czasu, ubierał to w swojej głowie w słowa niejednokrotnie przed zaśnięciem czy pod prysznicem, odgrywając w myślach scenki, które nigdy się nie wydarzyły, ale mogły i były wariacjami tej sceny, która właśnie miała miejsce w parku. Nie potrafił planować, ani myśleć długoterminowo, ale o teraźniejszość martwił się niemal w każdej samotnej chwili. The one who overthinks is also someone who overloves, czy jak tam szedł ten ckliwy cytat dla zranionych nastolatek, którego jakoś nie potrafił teraz wyśmiać. Czuł się idiotycznie za każdym razem gdy uświadamiał sobie różnicę w ich podejściach, a jednak nie potrafił dłużej trzymać tych myśli dla siebie i czuł ulgę, mając świadomość, że nie musi już tego hamować, bo to właśnie uświadomił mu jego pocałunek - że zrozumie, że choć nie odpowie, to przyjmie i nie ucieknie po kolejnych jego deklaracjach. Mimowolnie zamknął na ten moment oczy, a gdy je otworzył, to jego własne źrenice aż drgały z emocji, od intensywności w jaką wpatrywał się w błękit, gdy poczuł dłoń na swoim policzku. Był zbyt przejęty, by zaniepokoić się zdziwieniem wymalowanym na twarzy Finna, ale jego słowa potrafiły już przebić się przez tę barierę ulgi. Co to w ogóle znaczyło? Do czego się odnosiło? Czego chciał mieć pewność? Że też kiedyś sam się zakocha? Czy że przy nim będzie? A może chodziło ogólnie o pewność trwania w tej relacji? Serce drgnęło mu niespokojnie, ale ścisnął jego dłoń, by nie poddawać się teraz tym myślom, bo dziś nie chodziło przecież o niego. Chodziło o Finna i o to, by poczuł się lepiej, a on powinien mu tych pozytywnych uczuć dostarczyć. Starał się natomiast uczepić sformułowania "dla nas", doszukując się w tym, że Szwed widział "ich", to znaczy było miejsca na "my", "nas", "nasze". Szybko jednak porzucił to marne pocieszenie, gdy tylko usłyszał szczerze brzmiące "jesteś dla mnie ważny" i z wrażenia chyba nie skupił się odpowiednio na dalszej części zdania, bo nie potrafił do końca go zrozumieć. - Musisz pozwolić otworzyć mi oczy, jeśli nie chcesz bym szedł na oślep - powrócił do wypowiedzi, którą jeszcze zdążył odpowiednio złapać przed swoją dekoncentracją. - Albo chociaż częściowo przestań je zasłaniać - dodał zaraz, wyprostowując się nieco, gubiąc się chyba zupełnie w tej metaforze, ale dzielnie brnął przed siebie z typową już upartością. Tak jak na początku semestru wszedł bez pytania z brudnymi buciorami w życie Finna, tak teraz nie zamierza stać tylko w przedsionku. Chce zwiedzić i naznaczyć swoją obecnością każdy skrawek. Słysząc nową dla niego informację aż wypuścił gwałtownie powietrze z ust, pod wrażeniem, że Finn kupuje dom, gdy on właściwie na własność posiadał tylko kilka starych mebli, stosik podręczników, kupkę ubrań i kwiatki, które i tak w większości dostał w prezencie. Odruchowo odpowiedział nieco zdezorientowany "Gratuluję", ale szybko jednak połączył fakty i uśmiechnął się do niego, a brwi mimowolnie drgnęły mu w zdradzieckim geście. - Będę Cię miał znacznie bliżej - zdradził powód swojego zadowolenia i wykręcił się, by wznowić ich spacer, przy okazji splatając palce ich dłoni wygodniej. - Pomóc Ci w przeprowadzce czy wynajmujesz jakąś ekipę? - spytał od razu, aby dać mu do zrozumienia, że nie przyjmuje opcji, że miałby mu w tym nie pomóc, jeśli zamierza sam się tym zająć. - Ja mam wrażenie, że robi to całkiem śmiało i z premedytacją - odpowiedział, kiwając poważnie głową, jakby oceniał zachowanie niechcianego lokatora, ale kąciki ust wygięły się, zdradzając jego kiepską grę aktorską. Trudno było mieć zły humor, gdy wiedział już, że spędzi u niego kilka ładnych nocy i będzie mógł mieć go stale na oku, ale starał się raz na jakiś czas na niego zerkać, aby w oczach odczytywać zmiany jego samopoczucia. Nie było to zresztą trudne do wykonania zadanie, bo Finn przyciągał jego uwagę przez większość czasu, gdy tylko znajdował się w zasięgu jego wzroku. Nie potrafił i nawet nie próbował powstrzymywać się od badania jego rysów, jakby w obawie, że jego słaba pamięć nie pozwoliłaby mu później na odtworzenie tego widoku w głowie. W Hogwarcie było wielu przystojnych facetów, musiał to przyznać, ale uroda Finna go hipnotyzowała i nie wiedział już, na ile jest to efekt zaślepienia uczuciami, a na ile szczera fascynacja i gdyby podali mu teraz Veritaserum, to bez zająknięcia wskazałby go jako najprzystojniejszego z całej szkoły. - Chciałbym się kiedyś obudzić przed Tobą - przyznał, spoglądając na niego z ulgą, że ten tak gładko przyjął cykliczność tych czynności. - Bo pewnie zasypiać będę pierwszy - dodał dość przekonany o prawdziwości tej informacji, uznając, że poprzedni raz był tylko jednorazowym wybrykiem jego mózgu. - Jak mam Cię zaskoczyć śniadaniem do łóżka, jak będziesz musiał mnie do tego obudzić? - zapytał nieco rozbawiony wizją kiełkującą się w jego głowie, a może po prostu zbyt zadowolony myślą, że czeka ich kolejna wspólna noc. - Może chociaż raz zepchnij mnie z łóżka i udawaj, że śpisz? Zrobisz to dla mnie, Finn? - kontynuował, z każdą chwilą uśmiechając się coraz szerzej.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Skyler był tak przejęty i zaangażowany iż samemu Finnowi zrobiło się zwyczajnie głupio. Z drugiej strony coraz śmielej się rozluźniał mimo prowadzonej trudnej rozmowy. Działanie eliksiru spokoju i wpływ obecności Skylera zaczęło przez wsiąkać w jego skórę sprawiając, że przestawał się tak spinać. Opadła na niego ulga, iż uprzedził Skylera, wyjaśnił pokrętnie, że może dziwnie się zachowywać... a nie, wróć, o tym zapomniał wspomnieć. Mówił jedynie o negatywnym okresie. Trzymając go na noc w swoim mieszkaniu za wszelką cenę musi się przypilnować, aby nie pęknąć przy nim. Postara się nakierować emocje by za dnia go dopadały i zżerały, a w nocy nadchodził spokój. Oczywistym było, że to tak nie działa, ale najwyżej wpakuje w siebie silniejszą dawkę eliksiru nasennego, aby zlikwidować szansę na jakikolwiek sen. - Może kiedyś. Nie dzisiaj, nie w tym roku. - odparł, przenosząc wzrok na ciemność i świecące latarnie, w których blasku sobie spacerowali. Nie chciał pokazywać mu drugiej strony mimo swojej przeraźliwej samotności w zrozumieniu jej istnienia. Zaciśnie zęby i spróbuje trzymać się w ryzach, a jeśli nie daj Merlinie, któreś z jego zachowań zdradzi coś dziwnego, to wtedy będzie się tym martwić. Póki co ważnym jest, aby nie myśleć o tym, co się działo w zeszłym roku. Opuścił głowę, wbijając wzrok w ich buty. Czy miał prawo trzymać go za rękę dwanaście miesięcy po tamtym dniu? Czy miał prawo go całować, skoro rok temu nie śniło mu się, że będzie ktokolwiek inny poza... nim? Czy przeczył swoim dawnym uczuciom mając czelność nazywać Skylera "ważnym"? Nie zorientował się w zaskoczeniu chłopaka, a na wyduszone gratulacje wzruszył jedynie ramionami. Był jedynym dzieckiem swoich rodziców, którzy będąc średniozamożnymi odkładali sporą sumę pieniędzy właśnie na okres studiów Finna. Skorzysta z tego, by ustawić się w nowym lokum i przede wszystkim zagospodarować sobie jedno pomieszczenie na pokój treningowy. Wiele już miał zaplanowane i wizja przeprowadzki jakoś trzymała go przy przyszłości. - Fakt, rzut beretem i już jesteś u mnie. - przyznał, siląc się na bardziej hojny uśmiech. Usta go nie słuchały, zbyt zesztywniałe płynącymi w głowie myślami. - Ojciec będzie mi pomagać, ale jak chcesz to wpadnij. - nie zamierzał mu w jakikolwiek sposób bronić wejścia do nowego domku. Musi mu później przypomnieć, że jest zawsze mile widziany. - Będzie tam dwóch Gardów, zniesiesz takich w jednym pokoju? - zapytał, spoglądając nań z zaciekawieniem. Czy powinien poczuć się niezręcznie przy jego badawczym wzroku? Czasami - czyli często - wpatrywał się w niego tak intensywnie, jakby nie widzieli się dobry miesiąc. Wciąż nie obejmował rozumem czym sobie zasłużył na takie spojrzenie. Miał z nim porozmawiać na ten temat, aby zaprzestał rozbierania go wzrokiem, gdy są przykładowo na lekcji transmutacji albo historii magii, ale skoro byli tutaj sami to łatwiej jest przełożyć tę rozmowę na później. W pewnym momencie sięgnął do swojej szyi, odwinął stamtąd swój szalik - nie puchoński, a zwyczajny, granatowy i zawinął go wokół kołnierza kurtki Skylera. Bez słowa, bez uśmiechu, bez żadnego dodatkowego mimicznego wyjaśnienia, które niejako było w jego mniemaniu zbędne. Zwracał, nawet nie pytał ani nie uprzedzał. - Zepchnąć cię z łóżka? W dodatku z mojego własnego łóżka? Nie ma mowy. - odparł zdecydowanie i w tym momencie znów tknęło go coś za mostkiem. Wykrzywił się i zwolnił kroku, gdy dopadła go ponownie dekoncentracja. Skyler zaczął się uśmiechać, wesoło opowiadać o porankach, a to obudziło sumienie. Czy ma prawo do tego spotkania, skoro w zeszłym roku świata nie widział poza innym? Uniósł dłoń do brwi i je rozmasował palcami, by choć trochę rozluźnić mięśnie czołowe. Powinien się uśmiechać tak jak on, przekomarzać się, a potem zabrać go ze sobą do mieszkania, by potem tłumaczyć się z dziury w ścianie, blizny na przedramieniu bądź nieobecności skrzata. A tymczasem znów dopadło go zachmurzenie. - Javla skit. - syknął w pewnym momencie, uwalniając palce z uścisku dłoni Sky'a. Uniósł ręce do swojej twarzy, zacisnął palce w kosmykach swoich włosów i znów przeklął. Mózg mu rozsadzi od myśli, dlaczego nie może zapomnieć i w końcu wyzdrowieć z niego ostatecznie i nieodwołalnie? Zatrzymał się i potrząsnął głową. - Przepraszam. Non stop powraca do mnie wrażenie, że nie mam prawa. - przełknął głośno ślinę i uniósł nań zbolały wzrok. - Że nie mam prawa się zakochać, skoro dokładnie rok temu nie widziałem świata poza kimś innym. - głos mu zadrżał, jakby był na granicy załamania się. Podszedł bliżej Skylera, chwytając go po obu stronach na wysokości łokci. Zacisnął na nich mocno palce. - Wiesz, czego pragnę? - zapytał szeptem nabierającym chłodu z każdym kolejnym wydechem. Gdzie się podziało tamto chwilowe załamanie głosu? Stał blisko, widział wyraźnie wszystkie jego rzęsy i zachowanie źrenic otulonych szaroniebieskimi tęczówkami. - Zemsty. - słowo wypowiedziane z rozkoszą rozpaliło jego trzewia dreszczykiem podniecenia. - Może wtedy się odblokuję i będę mógł cię pokochać. Chcę, ale też nie mogę przestać myśleć o zemście. Czy to dziwne, Sky? - zapytał i oczekiwał na odpowiedź. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby w jego błękitnych oczach nie zamajaczyła zimna i surowa determinacja. On już podjął decyzję. Kiedyś przyjdzie czas słonej zemsty, tylko pytanie czy bez niej będzie w stanie się zakochać i nie oszaleć od własnych myśli? Czy to dziwne, że pragnę zamordować swojego byłego gdziekolwiek jest?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uniósł rozbawioną brew słysząc to pytanie. Skąd w ogóle wzięło się tutaj słowo "zniesiesz"? Bał się, że przy dwóch Gardach całkiem straci nad sobą panowanie od ich uroku czy raczej martwił się, że ich chłodne podejście go zahibernuje? - Zależy jak bardzo podobni do siebie jesteście - zaczął poważnie, od razu przypominając sobie, że wiek nigdy nie grał dla niego zbyt dużej roli. - Obiecuję, że jeśli mój mózg wyobrazi sobie, że to Ty, tylko o dwadzieścia lat starszy, to teleportuję się stamtąd zanim zacznę go podrywać - dokończył, sam już nie będąc pewny na ile żartuje, a na ile mówi zupełnie serio. Odruchowo sięgnął dłonią do szalika, który został zarzucony na jego szyję i kompletnie nie zrozumiał tego co się wydarzyło, więc tylko uśmiechnął się zakłopotany i rzucił "Myślisz, że to mój kolor?", byle poczuć, że przy pomocy smalltalku osłabił nieco fikołek w swoim żołądku. Zdążył się tylko uśmiechnąć i otworzyć usta gotowe do odpowiedzi, gdy poczuł, że Gard zwalnia, więc od razu spojrzał w jego stronę zaniepokojony. Zmarszczył nerwowo brwi, w ukłuciu paniki, że nawet nie wie co się stało - nie zdążył przecież odpowiedzieć, więc chyba niczego nie zepsuł, prawda? Trudno było mu patrzeć na te wszystkie gesty, które jeszcze kila miesięcy temu skutecznie by go do niego zwabiły, wyraźnie sygnalizując jakąś słabość, a teraz oddałby wszystko, byle nie musieć oglądać tego w wykonaniu Finna. Gdyby tak... dało się po prostu to wszystko przenieść na kogoś innego. Zdusił w sobie jęk protestu, gdy poczuł jak ten wyrywa mu dłoń. Znieruchomiał i tylko słuchał uważnie wszystkiego co ma mu do powiedzenia, zbyt oszołomiony nagłą zmianą atmosfery, by móc zareagować. Czuł chłód. Całą masę chłodnych dreszczy, zupełnie niepodobnych do tych, do których przyzwyczaił go Finn w swojej obecności. Domyślać się, może nawet być o tym przekonanym i w pewnym sensie nawet to rozumieć - to było jedno, a usłyszeć to tak wyraźnie prosto w twarz - to już było zupełnie co innego. Zacisnął zęby, utrzymują widok chłodnego błękitu, nie chcąc niczym zdradzić się jak głęboko wbił nóż w jego pewność siebie. Może będzie mógł... Wtedy gdy... Warunki, których nawet spełnienie nie decyduje o wygranej. Dlaczego stawiano przed nim mur, którego nawet nie może próbować zburzyć? Przecież tutaj jest - ciągle obecny, ciągle gotowy na reakcję, wyczekujący, chętny, otwarty. Naiwny. Naiwny na tyle, by znów uwierzyć, że jest wystarczająco dobry, nie chcąc dopuścić do myśli, że może przegrać z kimś, kogo nawet tutaj nie ma. Przegrać bitwę, w której ten drugi nawet nie wie, że bierze udział. Zaczerpnął powietrza, właściwie tylko po to, by sprawdzić, czy będzie w stanie to zrobić przez zaciśnięte gardło. Nie zamierza się cofać nawet o pół kroku, choćby miał się czuć nie dość dobry przez resztę swojego życia. Spróbował zmusić usta do uśmiechu, ale udało się to tylko po jednej stronie, chcąc na siłę złagodzić powagę i gorzkość tej sytuacji. - Zakochać się w kimś innym, dając mu więcej siebie niż temu poprzedniemu, to całkiem dobra zemsta - zaproponował odwrócenie kolejności jego planów, starając się nie dać się ponieść emocjom, odruchowo przylegając dłonią do kieszeni, w której spoczywała pusta paczka po papierosach. - Masz na to całe życie, Finn. Cierpliwości - dodał ciszej, jakby mówił to jednocześnie do samego siebie. Głęboko wierzył, że Gard nie zdołał w tak krótkim czasie pokazać Makaroniarzowi całego siebie. Wszystkich możliwych aspektów, stron, kątów, barw, stanów, lęków, planów, nadziei. Na to potrzeba lat intensywnego związku. Związku - nie przyjaźni, koleżeństwa czy znajomości. Poza tym każdego dnia człowiek się zmienia, więc i więcej siebie nawzajem do odkrycia. Nawet jeśli Makaroniarz znał go w całości, to każdy dzień go od tego oddala, a samego Skylera przybliża. Chciał go zgarnąć bliżej siebie i nawet dłonie drgnęły w jego stronę, jednak kolejny chłodny dreszcz powstrzymał go od aktywności. Szybko okazało się, że nie wystarczająco silnie, bo wystarczyło, że podniósł wzrok na oczy Finna, a jego ręce powędrowały na jego boki, by przesunąć się na plecy i nim zdał sobie sprawę to wtulił się w niego w desperackiej próbie zatrzymania go przy sobie. Powinien go objąć, zamknąć ramionami w klatce, a jednak zamiast tego, samolubnie próbował skraść dla siebie nieco wsparcia. "Skraść", bo wcale nie oczekiwał, że dostanie je za darmo, tak jak i nie czuł, że dostanie jego miłość bez walki. - Sam sobie musisz dać to prawo - mruknął, stopniowo spinając mięśnie i siląc się na komentarz, póki nie zacisnął jeszcze szczęki. Tyle razy go całował, rozgrzał go, rozpalił i spędzili razem całą noc - wtedy jakoś mu to nie przeszkadzało. Więc nie jest w stanie teraz uwierzyć, że nie może tego pokonać bez zemsty. Chyba, że dla niego to była tylko pusta czynność, do której go stopniowo przymusił przez nieustanne dobieranie się do niego przez trzy godziny. Może wtedy też myślami był przy Włochu? Ale przecież pamiętał dobrze, że przytaknął mu po jego wyznaniu - po tym jak powiedział, że ma nadzieję, że i on czasem o nim myśli. Niech mu teraz tej myśli nie zabiera. Niech nie każe mu się czuć jak idiota, że poświęca mu każdą swoją myśl, nie dostając żadnej w zamian. Niech go odsuwa, odpycha, wyrzuca, ale niech nie zabiera mu nadziei.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie mógł się nie uśmiechnąć. - Nie jesteśmy do siebie podobni, bo nie jest moim biologicznym ojcem. - przypomniał łagodnie, przywołując w myślach obraz ojca. Mieli kilka podobnych zachowań, które po nim "odziedziczył" z racji wychowania lecz z poziomu aparycji było widać w nich wiele roznic. Słowa Skylera rozbawiły go i w innych okolicznościach pewnie parsknąłby śmiechem. Ścisnął mocno jego dłoń lecz nie odpowiedział czy ten kolor mu pasuje. Każdy, byle nie krwisty. Obserwował uważnie jego minę dopóki nie został zmuszony uciec wzrokiem pod wpływem jednej jedynej myśli, że "nie ma prawa się zakochać", co było jedynie irracjonalnym głosem tej drugiej strony. Wyznał tę myśl i zabił uśmiech Skylera niedługo po tym jak ten coraz intensywniej promieniał. Teraz będzie tak zawsze? Czy nie mógłby choć raz nie psuć tego uśmiechu a pozwolić mu trwać? Widząc w jego oczach zagubienie i niezrozumienie istnienia jakiegokolwiek planu zemsty pojął, że nie powinien o tym mówić. Sęk w tym, że nie jest w stanie wszystkiego w sobie tłamsić w nieskończoność. Przez to w chwili furii ciska zaklęciem w najbliższy przedmiot by go rozwalić na wiór. Musi zrobić w swoich myślach choć odrobinę miejsca na normalność, jeśli wieczory i noce mają spędzić wspólnie. Ten półuśmiech miał mieć moc, a więc skupił na nim swój wzrok. - Hmm… - smakował wypowiedziane słowa, które najwidoczniej przebiły się przez fasadę zimnego pragnienia zemsty i mordu. - Ciekawie ujęte. To by wyszło na zdrowie. - przyznał mu rację, zapisując w pamięci by to później przeanalizować. Wyrwanie się całkowicie spod jego wpływu właśnie poprzez dopuszczenie do siebie bliżej Skylera? Miał ogromną ochotę wyobrazić sobie reakcję Marlowa, ale uznał, że póki co nie jest to wskazane skoro trzyma przed sobą Sky'a. Teraz to on tu gra pierwsze skrzypce. Przysunął się bliżej, by go wygodniej przytulić, od razu opasając go swymi ramionami. Wzmocnił napór mięśni, zaciskając je ciasno wokół jego sylwetki. Bliskość topiła ten chłód, przypominając mu jak niesprawiedliwie odnosi się do Sky'a wciąż myśląc o zemście na kimś, kogo tu nie ma i nigdy nie wróci. - Przepraszam, psuję ci humor. - zmienił ton głosu na lżejszy, normalniejszy. To właśnie ta próba powstrzymywania się przed wypowiadaniem zimnych słów w jego towarzystwie oraz uniemożliwienie negatywnym myślom opuszczania zaciszu jego umysłu. Cóż miał więcej mu powiedzieć? Że go to męczy? Że chciałby zapomnieć, by móc jako czysta kartka rozpocząć nowy rozdział? Oparł policzek o jego skroń i grzał się tym skrawkiem skóry, trzymając go mocno przy sobie. Miał przed sobą kogoś niezwykle wartościowego, który był w stanie uzbroić się w cierpliwość i czekać aż Finn upora się z myślami, by któregoś dnia w pełni móc go pokochać. Czemu więc fantazjuje o zemście, raniąc tym samym kogoś całkowicie w to niezamieszanego? Odsunął się nieznacznie, by zakryć wnętrzem dłoni jego policzek i zajrzeć do szaroniebieskich tęczówek. - To było tylko wrażenie, które można zabić. - obiecał niejako, że może się tym zająć, jeśli tylko się w sobie zbierze. - Nie kłamałem. Jesteś dla mnie ważny, Sky. Chcę cię pokochać. - szeptał, spoglądając głęboko w jego oczy, nachylając się nad nimi, by wyraźnie widzieć w mroku ich kolor. Siłą woli stłamsił swój chłód, zamykając to wszystek głęboko na dnie serca i skoncentrował się, by wyraz jego twarzy nabrał łagodności. Rozluźnił opornie brwi, rozchylił usta, by się tak nie zaciskały tak samo jak żuchwa. Oparł ich czoła o siebie, bo nie wiedział co jeszcze musi powiedzieć, by uspokoić Skylera. Nie powinien go tak traktować i straszyć wizją słonej zemsty na kimś, kto nigdy nie wróci. To nie dotyczy Skylera, a więc musi postarać się mu tego oszczędzić. Pogładził kciukiem jego polik i usta, raz za razem, w tę i z powrotem, bez przerwy. - Obejdę jakoś tę blokadę, będę działać. - zapewnił, wsuwając dłoń z policzka pod warstwę szalika i kołnierza, by umościć palce na ciepłym karku. - Pomagasz mi, dlatego chcę zasypiać obok ciebie. - szepnął cicho, do jego chłodnej od wiatru skóry. Nie chciał niszczyć mu atmosfery świąt i dokładać niepotrzebnych zmartwień. A właśnie to robi, stłamsza swoim idiotycznym podejściem do życia, więc musi się powstrzymać i zacisnąć zęby. Skylerowi do twarzy z rozbrajającym uśmiechem a nie smutkiem w oczach.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Często przy wdechu czuł ciążące wibracje za mostkiem, ignorując je jednak dla ciągłości swojego nikotynowego nałogu, teraz jednak było to nieco inne uczucie - ciążące, ale kurczące, nie mające zbyt wiele wspólnego z podduszającymi go zazwyczaj drganiami, a jednak i to był gotów ignorować latami, jeśli nagrodą było dalsze uzależnianie się od Finna. Dopiero gdy do tego dołączyło kłujące poczucie winy, poczuł, że nie tak to powinno wyglądać. Miał poprawić mu humor, a zamiast tego sprowokował go do przeprosin i myślenia o czymś innym od tego co potrzebował sobie przemyśleć. Przecież starał się nie pokazywać po sobie jakie emocje w nim to wywołało, ale najwidoczniej zdradzał się przed Szwedem każdym spojrzeniem, drgnięciem mięśni i sięganiem po bliskość, jakby miał na to ostatnią szansę. Oparł usta o jego bark, pozwalając sobie na chwilowy grymas żalu, skoro ten i tak nie widział jego twarzy i nieudolnie próbował rozluźnić spięte mięśnie. - Z łatwością umiesz go naprawić, więc to nie jest coś, czym powinieneś się martwić - odpowiedział ostrożnie, unosząc nieco głowę, by uwolnić wargi od materiału jego kurtki. Nie chciał by Finn musiał przepraszać go za coś takiego, ani żeby czuł, że jest w tym coś złego. Łatwo było w nim wywołać emocjonalną reakcje, jego mimika zawsze go zdradzała, ale to nie trwało długo. Łatwo się rozpraszał, przeskakiwał z jednej emocji do drugiej, z sekundy na sekundę zapominając o poprzedniej, jeśli tylko dało mu się do tego jakiś bodziec. Przy tym rzadko wybuchał. Raczej przypominało to przelewanie wody z jednego naczynia do drugiego, niż efektowne fajerwerki. Nie zalewał się łzami, nie śmiał się głośno, nie krzyczał, nie podnosił na nikogo ręki. Wybuchy były zarezerwowane dla jednego konkretnego uczucia - podniecenia, którego w tej chwili, o dziwo nawet on, nie miał zupełnie ochoty rozbudzać. Rozluźnił się dopiero pod wpływem jego spojrzenia i nieco zimnych już palców na swojej skórze, które mimo własnej temperatury, przychodziły z falą ciepła atakującą nieprzyjemne dreszcze, przeganiając je zupełnie. Przymknął na chwilę powieki, ściągając kąciki ust w dół w nieudanej próbie stłamszenia uśmiechu. Tak bardzo przypominało mu to ich rozmowę z jego pierwszego pobytu w domu Finna. Tym razem nie musiał nawet pytać - sam dał mu ten sam komunikat, choć zupełnie innymi słowami. Sens był jednak identyczny: "Masz szanse. Bądź cierpliwy". Będzie czekał, póki nie zabije w nim nadziei do ostatniego jej atomu. Nie uczył się na swoich błędach, nie wyciągał odpowiednich wniosków z poprzednich związków i po prostu... ufał. Nie był w stanie podważać jego słów, gdy czuł kciuk rytmicznie wędrujący między policzkiem a ustami, zupełnie jakby wprowadzał go tym w trans, aby każdą jego sugestię uznał za jedyną prawdę. Może i powinien zastanowić się choć raz czy Finn nie mydli mu oczu tak pięknie dobierając słowa do jego pragnień, ale nie był w stanie zmusić się do podejrzeń, gdy pozwalał mu zapadać się naiwnie w czystym błękicie. - ...i budzić się jeszcze bliżej - dodał szeptem, unosząc kącik ust do góry, podniesiony na duchu wystarczająco, bo wtrącać swoje trzy knuty, czując, że wspólne pobudki są dużo ważniejsze. Noce spędził z wieloma, poranki z nielicznymi. Możliwe, że nigdy nie zaznał jak silne i czyste jest uczucie, gdy człowiek zakocha się naprawdę, po którego utracie pustka nie zniknęłaby w tak szybkim tempie, do którego został przyzwyczajony. Ale doskonale znał uczucie po zerwaniu, gdy człowiek nie zaczął jeszcze procesu gojenia pęknięć na sercu, a mimo to próbował już go na siłę przyspieszyć bliskością innych osób. Wszyscy smakowali wtedy tak samo - nijako, mdło, bez wyrazu. Dopiero gdy było się gotowym i znalazło się odpowiednią osobę, to wtedy czuło się, że każde zbliżenie jest niczym stopniowe leczenie. Musiał się upewnić. Przyciągnął go bliżej i przechylił głowę, by musnąć lekko wargi Finna swoimi. Objął dłonią jego policzek, po chwili gładząc go przesunął ją dalej, by sięgnąć palcami do karku i w ten sposób zatrzymać go blisko siebie. Spojrzał czule w hipnotyzujący błękit i poddał mu się zupełnie, nawet po opuszczeniu powiek, mając go wciąż przed oczami wyobraźni, po czym naparł powoli na jego usta, dopiero po chwili rozchylając je zachęcająco swoimi. Nie chciał naruszać tego pocałunku gwałtownością czy zachłannością, bo nie zamierzał nim wcale namawiać go do dalszych kroków, a jedynie przekazać bez słów to, co i tak już mu zadeklarował. Im wolniej całował, tym szybciej biło mu serce, kierowane nie chęcią upojenia swoich zmysłów, a nadzieją, że bolesne myśli Finna omdleją przy nim na chwilę. Podświadomie zaczął leniwie gładzić go po policzku kciukiem, nie przestając nawet wtedy, gdy odsunął się już od niego nieznacznie, nie otwierając od razu oczu, martwiąc się, że gdy uniesie wzrok, to napotka jedynie błękit lodowca. Oparł ich czoła o siebie, chcąc powrócić do pozycji wcześniej zainicjowanej przez Szweda. Zaczynał odczuwać coraz większą słabość do tego gestu, kojarząc go silniej z konkretną osobą. - Jakie to dla Ciebie uczucie, Finn? - mruknął cicho, przypominając sobie pretekst, pod jakim sięgnął do jego ust i choć uśmiechnął się, by dodać sobie pewności siebie, to powieki zacisnęły się mocniej. - Mam dla Ciebie smak? - spytał, z wrażenia zapominając, że słowa wyrwane z kontekstu mogą brzmieć zbyt abstrakcyjnie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Uznał, że nie może wywoływać przymusowej szczerości bez niszczenia porozumienia, które zostało między nimi zbudowane. Najlepiej będzie pozostawić to upływu czasu, by w trakcie rozwijania i ocieplania ich relacji pojawiały się te elementy jego charakteru, których nie jest w stanie ująć słowami bez przygaszenia Skylera. To najzdrowsze rozwiązanie… dla Sky'a, zaś Finnowi pozostanie uzbroić się w jeszcze większą samokontrolę, co zapewne będzie rzutować na fizyczność. Choć z drugiej strony Sky już pokazał, że da się tak podejść Finna, by ten przestał się zastanawiać nad następnym krokiem. Wymyślił sobie zadanie, aby przyglądać się mu z większą uwagą, by móc rozpoznać każdą odmianę emocji. Dobra umiejętność na przyszłość, by potrafić odczytać z niego wszystko. Tak, apetyt Finna narastał z każdym kolejnym krokiem tej relacji. Najlepiej będzie po drodze pokochać go całym sercem, co z pewnością rozświetli jego przyszłość. Chciał tego mimo, że miał w sobie głęboko zakorzenione obawy przed porzuceniem. - Łatwiej się budzić niż zasnąć. Dobrze, że nabyłem zapas eliksirów to noce będą spokojne. - na końcu tego zdania kącik jego ust drgnął, zupełnie jakby sam wątpił w słuszność tego określenia. Łatwo poddał się do pocałunku, przy którym przymknął oczy. Rozgrzewał swoje usta ciepłem i miękkością jego leniwie poruszających się warg. Znając życie zadowolili by każdą jemiołę w Londynie, gdyby powzięli sobie za cel ich odnalezienie. Dzięki Skylerowi ( a może przez niego?) coraz mniej przejmował się faktem okazania uczuć w miejscu publicznym. Co prawda to jedynie mały krok - było ciemno, raczej sami, wieczorem - to jednak w porównaniu siebie z zeszłego roku zrobił krok milowy. Dostosował się do tempa jego pocałunku, ale nie pogłębiał go, by zaczerpnąć z tej formy czułości i tym samym odpowiedzieć. Westchnął tuż przy jego ustach i wsunąwszy palce między kosmyki jego włosów rozluźnił się do zadowalającego poziomu. Potrzebował tego spotkania, bowiem mógł odetchnąć z ulgą, co też po chwili zrobił. Ścisk za mostkiem znacząco zelżał i zapewne nie przypomni się aż do późnego wieczora bądź do momentu samotności. - Obezwładniające, a co? - odparł bez pomyślunku, koncentrując się głównie na mrowieniu swoich ust. Uśmiechnął się przelotnie słysząc pytanie o smak. W odpowiedzi przysunął jego usta do swoich, by jeszcze raz je ucałować i upewnić się co do ich smaku. Najlepiej sprawdzać go co kilka minut, by przypadkiem mu się nie zapomniało. - Mhmm… od jakiegoś czasu mój ulubiony. Miło się nim porozpieszczać. - nie miał pojęcia czemu o to pytał i miał nadzieję, że bez zadawania konkretnego pytania pozna przyczynę. Usłyszawszy, że ktoś ich mija i głosem wzruszonej staruszki komentuje "och, jacy słodcy", otworzył oczy i zmroził kobiecinę spojrzeniem. Po chwili, gdy ta odeszła powrócił wzrokiem do Skylera, od razu ocieplił spojrzenie, a naturalność z jaką to zrobił była aż zastanawiająca. - Gdzie cię na święta wywieje i na jak długo? Prezent ode mnie dostaniesz pewnie dwudziestego szóstego grudnia, bo muszę go… sprawdzić, a przed wigilią nie zdążę. - uśmiechnął się tajemniczo, rozplatając go z uścisku na rzecz pochwycenia dłoni i kontynuowania leniwego spacerku. Czuł się uspokojony i wsparty, a więc nie wypuszczał znów jego ręki, a rozważał w jaki sposób mógłby okazać wdzięczność.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Oddech Finna przyjemnie go załaskotał, więc odruchowo w odpowiedzi zwilżył usta koniuszkiem języka, jakby chciał zebrać stamtąd ciepło, które dopiero co wyszło z ust chłopaka. Czując palce we włosach, zsunął swoją dłoń niżej, opierając ją o tors, ale już po chwili obie pomknęły w dół pleców Szweda. Słysząc jego odpowiedź wypuścił powoli powietrze z płuc, wcześniej nie zdając sobie sprawy, że je w ogóle wstrzymuje i podniósł na niego rozmarzony wzrok. Pod wrażeniem ponownego pocałunku, dłonie opadły mu niżej, ale zaraz spłoszone pomknęły na boki, przypominając sobie, że nie tylko sam chciał się kontrolować, ale i nie chciał prowokować Finna do uświadomienia sobie, że są zdecydowanie bliżej siebie od tego, na co zazwyczaj pozwalał w miejscu publicznym. - Chcę żeby każdy inny był dla Ciebie mdły - szepnął usatysfakcjonowany i przegryzł wargę, by powstrzymać się od sięgnięcia po kolejny pocałunek, skoro ktoś postanowił przeszkodzić im w ich chwili prywatności swoją obecnością. Nie odwrócił jednak wzroku, a wpatrywał się w ciskający piorunami profil Finna, jednocześnie powoli uwalaniając swoje usta od zębów. Gdy tylko ten znów na niego spojrzał, to uśmiechnął się do niego, poruszając kilka razy brwiami w górę i w dół, chcąc dać wyraźny komunikat “Słyszysz? Dobrze razem wyglądamy”. - Miała dobre intencje - upomniał go zaraz, gdy oprzytomniał na tyle, by wyrwać się spod wpływu hipnotyzującego błękitu. Prawdopodobnie nie wpadł by mu do głowy taki komentarz, gdyby mimowolnie nie skojarzył kobiety ze swoją babcią i nie zaniepokoił się wyobrażeniem, że ktoś mógłby tak na nią patrzeć. - Uuuuu… - wymruczał, mrużąc z zaciekawieniem oczy i przesunął dłonie na jego biodra, by zaraz zahaczyć kciukami o kieszenie jego spodni i przyciągnąć go w ten sposób nieco bliżej do siebie. - To mówisz, że byłem grzeczny w tym roku? - spytał, wodząc wzrokiem po jego twarzy, by chociaż przelotnie zerknąć na jego usta, które były jedynym prezentem, o który chciałby go poprosić. Zaraz jednak westchnął cicho, sprowadzony na ziemię własnymi myślami. - Będę tutaj. W sensie w Londynie. Święta w piekarni to naprawdę ciężki okres, więc dużo czasu będę pomagał dziadkom i może potajemnie przyspieszę to trochę czarami… Może mnie nie pogonią za to - zaczął tłumaczyć, odbiegając nieco wzrokiem w bok, zastanawiając się ile czasu zajmie mu wypełnienie wszystkich świątecznych tradycji, którymi przez te lata wypełnili pustkę po rodziacach. - No i na pewno czeka mnie kilka wieczorów z mugolskimi kumplami, bo wszyscy się zjeżdżają na święta - dodał, uśmiechając się nieco zakłopotany, myśląc o tym, że będzie się szlajał po barach lub klubach, zamiast spędzić ten czas z Finnem lub dziadkami. Przeniósł powoli spojrzenie z powrotem na oczy Szweda i wzrok od razu mu zbystrzał, jakby chciał przyjrzeć się każdej plamce w jego tęczówkach. - Mam nadzieję, że będziesz wtedy u rodziców. Bo inaczej… Powiem tak, jeśli zacznę się dobijać do Twoich drzwi nad ranem… - zaczął, posyłając mu uważne, dużo poważniejsze spojrzenie. - Nie otwieraj - dokończył, stanowczo, choć mimika podpowiadała bardziej przestrogę niż zakaz, bo pod koniec jednak kącik ust zadrgał mu w lekkim rozbawieniu. To, że spotkanie wymknie się spod kontroli, było pewne. To, że w pewnym momencie w nietrzeźwej logice postanowi się gdzieś bez słowa ulotnić, było jeszcze pewniejsze, a nawet godzina mugolskiego transportu o trzeciej nad ranem, nie powstrzyma go od dobrnięcia do mieszkania, jeśli będzie wiedział, że Finn znajduje się w tym samym mieście. Wystarczy drobna myśl, iskra zachcianki, że ma ochotę go zobaczyć. A zdecydowanie nie chciał, żeby ten widział go w stanie, w którym byłby niezdolny do teleportacji i chociaż minimalnej kontroli swojego zachowania. Jeszcze zdąży zrobić z siebie kompletnego idiotę. Nie ma co tego przyspieszać. - Finn… - zaczął znów, tknięty przeczuciem, które błysnęło mu wcześniej, ale dopiero teraz myśli popłynęły na tyle swobodnie, by to sobie uświadomić. - Ja wiem, że może nie jestem do tego odpowiednią osobą… A może właśnie jestem, już sam nie wiem… - zagubił się w wypowiedzi zanim w ogóle doszedł do jej tematu, więc tylko westchnął i odruchowo sięgnął dłonią do swoich włosów, by przeczesać je palcami. Sam nie potrafił rzucić nawet głupich fajek czy wytrzymać kilku dni bez cukru, więc jakim prawem… - Myślę, że powinieneś rzadziej… albo mniejsze dawki - zaczął znów, po chwili orientując się, że wyrwał to zdanie ze swojego ciągu myślowego, zapominając wprowadzić Finna w temat, na który chciał zmienić tor rozmowy, więc dodał krótko: - Eliksiry
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Widząc rozmarzony wzrok i słysząc jakże roszczeniowe słowa jego usta zadrgały w powstrzymywanym śmiechu. - Zważaj na słowa. Jeszcze kiedyś cię zacytuję, jeśli dostanę na tym punkcie obsesji. - w błękicie przemknął dziwny błysk, jakby ekscytacji na myśl o jakiejkolwiek obsesji i odłamka szaleństwa. Kilkakrotnie zamrugał, by przywołać się do porządku i przypadkiem nie zdradzić się za bardzo z powagą własnych ciągotek. Wywrócił oczyma, nie robiąc sobie nic z tego upomnienia. Nie życzył sobie żadnych komentarzy, a jeśli ktoś się na nie porywał to piorunujące spojrzenie było naprawdę łagodną reakcją. O zgrozo, nie stanowiło dla niego znaczenia czy zachowuje się tak wobec niewinnej staruszki czy kogokolwiek innego. Przymrużył powieki z pewną podejrzliwością, gdy stanęli jeszcze bliżej siebie. To go ocuciło na tyle, by to sprostować zważywszy, że wciąż są w miejscu publicznym. Sięgnął palcami do jego palców i zwinął je we wnętrzu swych dłoni, robiąc te pół kroku w tył. Puścił mu oczko na znak, że zauważył to spufalenie i temu powziął takie a nie inne środki. Mimo wszystko zachował jakiś kontakt fizyczny, a w zamku nawet i o to trudno. - Nie byłeś grzeczny. - odwrócił wzrok, aby znów się nie uśmiechnąć. Oczywiście pił do ekscesów z Gallagherem, ale taktownie nie wspominał tego nazwiska. Lepiej o nim nie myśleć, by przypadkiem nie zechcieć go utopić. Że też wyłowił go wówczas z jeziora na Saharze! - Ale i tak dostaniesz symboliczny prezent. - wzruszył ramionami uznając temat za skończony. Słuchał jego planów i nie mógł wyjść z podziwu, że Sky naprawdę będzie pracować w cukierni w święta. Wykrzywił się niezbyt zachwycony tą myślą. - Czemu będziesz się męczyć w święta? I obecność zaklęć jest chyba oczywista. Nie mów tylko, że mówisz o mugolskiej cukierni. Zarobisz się. - i tutaj też było widać różnicę między nimi. Pochodzili z zupełnie innych światów (Powtórka z historii. Czyżby potrafił się interesować osobami mieszkającymi wśród mugoli?). Mimo wszystko okazał zaskoczenie i odrobinę niezadowolenia, iż Sky będzie stać przy garach zamiast zlecić to skrzatom. Gdyby nie pozbył się Frytka to kazałby mu pomóc Skylerowi ze wszystkim. Musi koniecznie kupić sobie nowego skrzaciego sługę i tym razem lepszej jakości. "Mugolscy kumple" zwrócili jego uwagę i również sprawili, że nie okazał zbyt wielkiego entuzjazmu. Mimo wszystko przemilczał to, zachowując to dla samego siebie. Przechylił nieco głowę widząc to poważne spojrzenie. - Będę się kręcić w święta, ale kusisz mnie, by nocować tutaj i sprawdzić co się stanie, gdy przyjdziesz do mnie nad ranem. - uśmiechnął się… szerzej. Jego spojrzenie jasno mówiło, że ma ogromną ochotę wprowadzić to w życie. Skoro Skyler tak poważnie podszedł do tej przestrogi to chętnie zrobi na przekór i dowie się o nim czegoś, czym nie chciałby się pochwalić. Czy to bezduszność czy po prostu podniecająca ciekawość? Zamyślił się nad tym, rozważał nawet odświeżenie zaklęcia sygnalizującego obecność innych osób, by widzieć kiedy Sky będzie nadchodzić. Zwabiony dźwiękiem swojego imienia skierował nań uważny wzrok. - Do czego? - zapytał, prowadząc ich dalej, wgłąb ciemnego parku. Zerkał na jego profil węsząc w powietrzu zmianę. Za pierwszym razem pojął do czego nawiązują nieskładnie wypowiedziane słowa. Nie ukrywał, że mu się to niezbyt spodobało. Wykrzywił się na chwilę, odwracając wzrok na płonącą na złoto latarnię, którą właśnie spacerkiem mijali. To był delikatny temat zważywszy, że ostatnio częściej ich zażywał potrafiąc za każdym razem znaleźć skuteczny argument pozwalający mu na sięgnięcie po kolejny uspokajacz, nie wspominając, że w dziewięć na dziesięć nocy zaczyna się zażyciem eliksiru nasennego. - Dawkuję je według instrukcji zażywania. - wzruszył ramionami, by zbagatelizować ten temat. Odkrył, że woli, by nikt go nie upominał, a to typowe dla osób, które powoli nie potrafiły sobie wyobrażać dnia bez opróżnionej chociaż jednej fiolki. - Zmieńmy temat na ciekawszy. - zaproponował tonem nie znoszącym sprzeciwu, ucinając tym samym ten rodzaj rozmowy.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Takie zdanie zdecydowanie nie sprawiało, że miał ochotę zważać na słowa, a wręcz prowokowało go do kolejnych deklaracji. Ten rodzaj obsesji mógłby być naprawdę przyjemny i ze wszystkich możliwych do wyboru, zdecydowanie wybrałby akurat taką dla Finna. Nie sądził jednak, by faktycznie było na nią miejsce z czymś tak silnie związanym z nim samym. Zresztą gdzie leży granica, za którą coś wchodzi już w obsesję? Czy on miał już jedną, bo każdą wolną myśl (a także całkiem sporo tych zajętych) poświęcał Finnowi? Czy to mieściło się jeszcze granicach zdrowej normy zakochania? Czy w ogóle miłość powinna mieć jakieś granice? Kto ma prawo oceniać ile można dla niej zrobić? Czy czyjekolwiek cierpienie by jej uwłaczało? - Zacznijmy od tego, że nie zamierzam dać Ci próbować innych - odpowiedział, nawet nieco rozczarowany, że podobna puenta nie wyszła z ust Finna. Przez chwilę spojrzał na niego podejrzliwie, zastanawiając się czy nie bierze pod uwagę wypróbowanie innych opcji, ale zaraz uspokoił się myślą ile zajęło mu zdobycie (właściwie otrzymanie) pierwszego pocałunku Garda i uznał, że racze niczego takiego nie planuje. Nie przyzna się do tego głośno, bo to by było jak strzał w kolano, ale teraz nawet lubił te momenty, w których Finn go od siebie odsuwał, bo dzięki temu nie musiał się martwić, że przekroczy jakąś granicę. Po prostu gdy faktycznie przez nią nieświadomie przechodził, to Szwed subtelnie przepychał go z powrotem, a gdy robił to w tak czarujący sposób jak przed chwilą, to usta same układały mu się w uśmiech, który chociaż próbował udawać skruchę. - Nie wiem czy obiecuję poprawę - zażartował, bo zupełnie nie skojarzył tego komentarza z Gallagherem. Prawdę mówiąc, to całkowicie odrzucił z pamięci jakiekolwiek swoje tegoroczne ekscesy, będąc w stanie myśleć tylko o tym ostatnim i był pewien, że Finn pije jedynie do jego niecierpliwości. Zresztą poza Mattem zdążył w tym roku popełnić całkiem sporo grzeszków i głupot, więc jakby miał już myśleć o wszystkich powodach dlaczego "nie był grzeczny w tym roku", to z pewnością skutecznie zepsułoby mu to humor i nawet Finn mógłby mieć problemy z jego poprawą. - Ja nie wiem kiedy wyślę Ci to, co przygotowałem, bo nie mam sowy i w święta może być z tym problem... - dodał, w końcu przyznając, że też coś zaplanował. Właściwie to ta część z wysyłaniem prezentów stresowała go co roku dużo bardziej niż nawał pracy w piekarni i podczas przygotowywania świątecznych potraw, ale przecież nie mógł i nie chciał pomijać tego etapu. - Etam, zobaczysz z jakimi mięśniami wrócę, jeśli to przeżyję - całkowicie zbagatelizował jego komentarz, dodatkowo podkreślając to jeszcze uśmiechem i zaczepnie uniesioną brwią, choć miło połechtała go próba zinterpretowania jego słów jako troski. Nie mógł jednak odmówić dziadkom pomocy, po w tym gorącym okresie zdecydowanie nie daliby rady z wypieczeniem wszystkich zamówień, nie mówiąc już o samej sprzedaży. Poza tym byli jedną z piekarni, które sprzedawały polskie wypieki na święta, więc czuli na sobie odpowiedzialność za ciągłość tradycji w wielu polskich domach na emigracji. Westchnął głośno, wywracając oczami z uśmiechem. Czego on właściwie oczekiwał? Że Finn go posłucha? W tej relacji to zdecydowanie Szwed lepiej radził sobie ze stawianiem żądań. Może powinien zacząć go naśladować z nadzieją, że to zwiększy jego własną skuteczność? - W takim razie nie przyjdę - zadeklarował pod wpływem otrzymanej odpowiedzi, uciekając na chwilę wzrokiem nieco niżej i ściskając mocniej jego dłoń, choć był to czysty blef, bo zbyt dobrze znał impulsywność swoich zachcianek po alkoholu - Jakiś kolega mnie zwiąże i podrzuci dziadkom na wycieraczkę - dodał zaraz, w próbie żartobliwego potwierdzenia prawdziwości swoich słów, ale gdy tylko wypowiedział te słowa, to zdał sobie sprawę, że to w sumie całkiem rozsądne rozwiązanie. No, jak na Skylera. Tylko jak to zrobić, żeby nie zdążył im się ulotnić? - U mnie zasnąłeś bez eliksiru... I to dość szybko - zauważył, starając się nie dać po sobie poznać, że trudno było mu zignorować jego polecenie zmiany rozmowy. - Powinieneś robić chociaż okresowe detoksy, żeby... - kontynuował, ale urwał nagle i westchnął zrezygnowany. - Ale Ty to wiesz. Musisz widzieć, że słabiej działają. Że za każdym razem noc bez nich jest trudniejsza. Po prostu nie rozumiem... - urwał znów, próbując znaleźć jakieś słowa, które nie polegałyby na koncentrowaniu na siebie uwagi, żeby nie rzucać argumentu "bo się martwię".
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Kto jak kto, ale Finn nie skakał z kwiatka na kwiatek, a skoro już coś się działo między nim a drugą osobą to raczej nie należało to do przelotnych interakcji. Nie deklarował, traktując niektóre zachowania (bądź ich brak) za oczywistość niewymagającą słownych potwierdzeń. Być może się mylił i to była jedna z jego wad… której nie był świadomy. Słowa Skylera jednak wymagały odpowiedzi, która tym samym wywoływała potwierdzenia. - To oczywiste. - zwięźle i na temat. Tak samo, że nie będzie akceptować traktowania Skylera niczym przedmiot. Związywanie i podrzucanie na wycieraczkę? Rozpoznał w tym żart, choć sądząc po minie chłopaka to byłby w stanie wprowadzić to w życie. Zacisnął zęby. Nie obiecywał bycia grzecznym i miał nadzieję (naprawdę bardzo dobitną i nie tolerującą stłumienia), że chodzi jedynie o sprawy łóżkowe czy zwiększanie granicy wylewności w miejscach publicznych. Trzymali się za rękę, a to niejako określało ich relacje już jako naprawdę zażyłą. Pracowanie w święta i to fizycznie? Nagle zaczęło mu to naprawdę przeszkadzać. Coś, co dla Skylera było oczywistością dla Finna stawało się aspektem, który chciałby w nim zmienić. A może to zarozumiałość i chciał przyzwyczaić Skylera do luksusu, by nauczyć go pogardy wobec przepracowywania się czy pomysłów, które w oczach Finna były skrajnie niemądre. Przymrużył powieki i przyglądał się chłopakowi z uwagą, gdy ten streszczał swoje plany. Lubił słuchać jego głosu. To barwna melodia, pełna życia doprawiona ekspresją mimiczną. Zawiesił wzrok na maleńkich zmarszczkach w kącikach jego oczu, które uwydatniały się, gdy ten się szeroko uśmiechał. - Nie podoba mi się ten plan. wykrzywił się i podsumował treściwe myśli jednym zdaniem i przeciągającym się spojrzeniem. Nie żądał zmian, a jedynie zaznaczył niezadowolenie. Język go świerzbił, by jednak zaprosić go na święta i wprowadzić w inny wymiar spędzania czasu niż ten, który praktykuje. Mimo wszystko byłoby to sporo za wcześnie, a więc pozostawił ten temat, ograniczając się do odczuwania dyskomfortu. Prezentów nie skomentował. Stracił zdolność odczuwania klimatu świąt, a więc nawet nie potrafił wykrzesać z siebie zaciekawienia co też druga osoba coś dla niego wymyśla. Ścisnął pojednawczo jego dłoń i zakręcił w parku, prowadząc ich okrężną drogą w stronę północnego wyjścia. Westchnął z wyczuwalnym głosie zmęczeniem. Nie rozumiał czemu Skyler ciągnie ten temat. To bez sensu. - To był wyjątek od reguły. - odparł nieco zniecierpliwionym tonem, który nabrał też odrobinę rezerwy. - Nie trzeba rozumieć, Sky. Mam wszystko pod kontrolą i nie chcę o tym rozmawiać. - znów wziął się na ucięcie tematu mając nadzieję, że chłopak w końcu odpuści i przestanie się nad tym zastanawiać. To niewygodny temat, więc postanowił go zmienić na ten, dotyczący Sky'a. - Jaki to stopień zażyłości łączy cię z tymi mugolskimi kolegami? - zerknął na niego kątem oka. - Jak mam rozumieć związywanie? Moim odruchem jest transmutowanie ich nóg w galaretę. - nie brzmiał jakby żartował.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Spojrzał na jego minę, zbyt rozluźniony poprzednimi słowami, by zmartwić się tą dezaprobatą dla swojego planu. Święta oznaczały dużo pracy, ale nie bezcelowej, a przynoszącej nie tylko dodatkowe zyski, ale i ogrom satysfakcji, nie mówiąc już nawet o tym, że mogli mile połechtać swoje ego dobrych ludzi, oddając niesprzedane wypieki w miejsce zbiórki żywności na święta dla potrzebujących. Zdecydowanie każda ilość pracy była warta tego, jak człowiek się czuł po tych kilku dniach, mogąc w końcu odpocząć przy stole z rodziną. Zmartwił się dopiero tym, że Finn znów próbował uciąć temat, bo on już wystarczająco niezręcznie czuł się wytykając czyjeś uzależnienia, skoro sam nie potrafił dawkować absolutnie niczego, czego się tylko łapał. W pewnym sensie nawet zazdrościł Szwedowi tej stanowczości, bo sam zawsze ulegał, nieskutecznie próbując zerwać z którymś z nałogów, nie chcąc sprawiać przykrości chociażby Florze, swojej babci czy aktualnej partnerce (tak się dziwnie składa, że akurat żaden z facetów nigdy nie stawiał mu takich żądań). Zdecydowanie nie zamierzał odpuścić - może wycofa się w tej chwili, by powrócić łagodniej do tematu przy najbliższej okazji. Systematyczność zawsze była odpowiedzią i woli rzucać raz za razem małymi kamyczkami, niż nieskutecznie próbować zakryć dziurę głazem. Nie może tak po prostu zignorować tego tematu, bo eliksiry były akurat tą substancją, od której zawsze pilnował, aby się nie uzależnić - znając dobrze ich możliwości ale i skutki uboczne. Kilka razy był już tego bliski, ale zawsze w porę odstawiał eliksir czuwania na dłuższy okres i jedyne co z tego wyciągnął, to że czas detoksu nie jest wart złotego czasu produktywności na dopalaczu. Jakoś tak mugolsko brzmiące rak płuc, cukrzyca czy seksoholizm zawsze wydawały mu się mniejszym zagrożeniem od tego, jak silnie obawiał się negatywnego wpływu magii na organizm. - Mógłbym sprawić, że wyjątek stałby się regułą - mruknął w odpowiedzi, bardziej do siebie niż do Finna, sam już nie wiedząc czy wyobraźnia nie pomknęła mu przy tym argumencie zbyt daleko. Z tamtą nocą kojarzyło mu się kilka wyjątków, które chętnie wprowadziłby do codziennego życia i szczerze nie wiedział na ile to wszystko łączyło się w jedność, wpływając na sen Finna. - Stopień zażyłości? - powtórzył nieco zdezorientowany, co wyraźnie odbiło się na jego twarzy, gdy spojrzał na chłopaka, ale zaraz prychnął cicho ze śmiechu, słysząc jego kolejne słowa. - Myślę, że i bez zaklęć nasze nogi będą jak z galarety - skomentował, próbując doszukać się w tym żartu i rozbawiony wykręcił głowę w instynktownym ucałowaniu Szweda w ramię. Ten gest, a zwłaszcza to, że mógł go wykonać tak swobodnie, cieszył go mimo warstw ubrań oddzielających usta od skóry. - Nikt z nich mnie nigdy nie wiązał, jeśli o taki stopień zażyłości pytasz - kontynuował zaraz, próbując ściągnąć usta w dół, ale te walczyły dzielnie, naiwnie doszukując się w słowach Garda zazdrości. Co prawda sporej części tych spotkań nie pamiętał, więc nie mógł poręczyć, że nigdy nikogo z kolegów nie podrywał, ale zdecydowanie nie zamierzał tego robić, bo nawet jeśli któryś się domyślał lub pamiętał alkoholowe wyznania, to zgodnie milczeli co do jego orientacji. - To po prostu koledzy z dzieciństwa. Widujemy się dwa razy do roku, żeby się napić, więc tak naprawdę za dobrze się nie znamy, ale wiesz jak to po alko. Nagle każdy obok wydaje Ci się najlepszym przyjacielem - podsumował, więc jego myśli mogły powrócić niczym bumerang do uciętego wcześniej tematu. Potrzebna jest już tylko jakaś drobna strategia. - Finn - wymruczał, nie mogąc ukryć w tonie głosu tej podejrzanie brzmiącej nuty zadowolenia. Zwolnił kroku i rozplątał ich palce, by przesunąć dłonią wzdłuż jego ręki, przyciągając go do siebie bokiem o ramię. - Mam straszną ochotę... - zaczął cicho, sięgając ciepłym oddechem do jego ucha. - ...na Twoją kawę. Zrobisz mi jedną? - dokończył z cisnącym się na usta uśmiechem, ucałował go powoli w żuchwę i odsunął się, by spojrzeć mu w oczy w poszukiwaniu jakiejś reakcji. Plan był taki, by utrzymać się jak najdłużej przytomnym, pilnując by Finn nie przyjął nawet najmniejszej dawki kofeiny. Jeśli będzie trzeba, to posłodzi i wypije każdy przygotowany przez niego kubek. Od czegoś trzeba zacząć tę senną kurację, prawda?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Zawsze ucinał niewygodne tematy. Można zarzucić mu, że uciekał przed odpowiedzialnością, iż wstydził się mówić o swoich błędach bądź wadach jednakże nawet jeśli było w tym wiele prawdy, to i tak nie zmieniał swojej postawy. Gdyby głębiej zastanowił się nad zainteresowaniem Skylera to z pewnością zauważyłby w tym troskę. Niestety nie zdołał się skoncentrować na motywach Puchona, skoro poruszony został temat istnienia mugolskich kumpli. Dawno nie czuł liźnięć zazdrości, a odkrywszy ich istnienie nie był z tego zbyt dumny. Kamuflował to zatem rezerwą i obiecał sobie postarać się dawkować zainteresowanie towarzystwem Skylera. - Wyjątkami zajmiemy się w lepszym okresie, na przykład na wiosnę. Okay? - zagaił łagodniej, próbując zakamuflować potrzebę ucięcia i tego tematu. Sam zaczynał się sobie dziwić. Wycofywał się z tylu tematów, uniemożliwiając tym samym Skylerowi jakiekolwiek okazanie troski. Najwidoczniej nie był gotowy poruszać wszystkiego, stąd te mury, które przed sobą stawiał. Chciałby być przystępniejszy. To musiałoby być proste umieć wykazać się otwartością i wyrozumiałością. Widział wyraźnie kontrast między nimi i dostrzegłszy swoją własną rezerwę zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że tak odpychał Sky'a. Spoglądał na jego policzki, gdy parskał śmiechem, a potem go spontanicznie obdarzał zwyczajnym - i jakże niezwykłym zarazem - buziakiem. Przypadkowo go rozbawił, a przecież nie planował. - Mam w głowie cały arsenał zaklęć, którymi mógłbym potraktować twoich kumpli, jeśli zrobią ci coś idiotycznego. - ostrzegł, choć przyłożył się, aby nie było owiane zbyt intensywnym chłodem. Słuchał streszczenia relacji z tymi chłopakami i tym bardziej miał ochotę ich osobiście poznać, by z pomocą swojego zimnego spojrzenia i surowego wyrazu twarzy uświadomić ich, że te rzeczy, które Skyler akceptuje (wiązanie i podrzucanie na wycieraczkę? Niby żart, ale naprawdę nie podobało mu się jakiekolwiek poniżanie Skylera) u Finna nigdy nie będą tolerowane. - Okay, ty ich znasz i wiesz co robisz. Nie będę kręcić nosem. - odpuścił czując, że mógłby się bardzo negatywnie nastawić wobec mugolskich obcych. Zrównał krok ze Skylerem, zwalniając do zadowalającego go tempa. Przymrużył powieki spoglądając nań podejrzliwie. Te "Finn" brzmiało jakby po przecinku krył się skomplikowany pomysł. Zatrzymał się i zaglądał ciekawsko do szaroniebieskich oczu. Na cokolwiek miał ochotę, Finn zaczynał też tego chcieć. Odruchowo położył dłoń na jego biodrze oczekując propozycji na spędzenie tego wieczoru, a więc zdziwił się usłyszawszy... o kawie. - Kawa? O ósmej wieczorem? - zerknął na zegarek, który wskazywał, że za siedem minut wybije wspomniana godzina. - Pytasz o kawę takim tonem... to pretekst, byśmy już do mnie poszli, tak? - teraz to on uśmiechnął się półgębkiem, muskając kciukiem jego rozchylone wargi. - Możemy o tym porozmawiać przez resztę drogi. - szturchnął go łokciem i celowo nie podając ręki skierował się w kierunku wyjścia z parku. Zerknął na niego przez ramię. - Idziesz czy nie? - uniósł wymownie brwi, idąc przez moment tyłem.
Do Londynu przybyły wielkanocne zające! Jest ich kilkanaście i rozrzucone są po całym parku tojadowym. Oczywistym jest, że są zaczarowane, a więc jeśli masz niecne zamiary i chcesz zwędzić czekoladowego królika - niespodziankę to od razu Ci to uniemożliwią. Czyżby to bojowe zające wielkanocne?
√ Aby wziąć udział w losowaniu jaj należy opublikować na wizbooku wpis (ze świątecznym obrazkiem) dotyczący Wielkanocy (z tagiem #easter) albo (jeśli nie posiadasz wizbooka) napisać/ułożyć wierszyk wielkanocny i przypiąć go do Tablicy ogłoszeń. √ Dla każdej postaci przysługuje jeden darmowy czeko-królik. Na następne trzeba się już postarać (dokładnie w niżej podanej kolejności): √ Drugi czekokrólik- narysuj pisankę w tym projektorze/paincie i podlinkować. Nie musi to być arcydzieło, to dla zabawy! √ Trzeci czekokrólik - rozegraj z kimś minimum 4 posty na głowę, a którym celebrujesz święto Śmingusa- Dyngusa (może być w tym temacie). √ Czwarty czekorkólik- zapłać zającom 80 galeonami ALBO bazimi kotkami, które przyniesiesz z jednej z cieplarni (napisz tam chociaż jeden post na minimum 2000 znaków), które zostały tam schowane przez naszego poltergeista. √ Należy napisać w tym temacie minimum jeden post, w którym postać odbiera czekokróliki. Kod podany jest poniżej. √ Wszelkie pytania można kierować do @Elaine J. Swansea.
Czekoladowe króliki
Rzuć literką i poznaj zawartość swojego wylosowanego czekokrólika!
A- w środku czekokrólika znajdujesz zwinięty rulonik pergaminu z interesującym Cię tematem, dzięki któremu zyskujesz +1 punkt do dowolnej umiejętności. B- na Twoją dłoń wypada malutka fiolka z 1 porcją eliksiru Felix Felicis. C- to wyjątkowo smaczny czekokrólik, ale niestety bez niespodzianki w środku. D- ledwie przełamałeś czekorkólika, a ze środka wystrzeliło zmagazynowane zaklęcie - oberwałeś Jęzlepem i tracisz zdolność mówienia na cały post. E- wyciągasz ze środka nowiutki egzemplarz omnikularów. F- w środku znajdujesz magicznie pomniejszony wielkanocny samonagrzewający się kubek. G- dotykasz woreczka ze skóry wsiąkiewki, który otwiera się pod Twoimi palcami. Oprócz niego zyskujesz również schowane tam 30 galeonów. H- ze środka wystrzeliwuje strumień orzeźwiającej wody. Jesteś przemoczony, ale też ogarnia Cię zapał, rozpiera energia, jakbyś mógł góry przenosić. I- na Twoją dłoń wysuwa się totem protekcyjny (+2 pkt transmutacja). J- w środku umieszczony jest magicznie pomniejszony świetlik (+3 pkt starożytne runy).
Uwaga. Zaszła drobna zmiana. Należy napisać minimum jeden post w tym temacie, w którym postać odbiera fabularnie czekokróliki. Poniżej podaję kod pomocniczy:
Kod:
<zg>Czekokrólik:</zg> wpisz który <Zg>Wizbook/tablica ogłoszeń:</zg> wpisz link <zg>Wymagania czekokrólika:</zg> link do wątku/sketch Roy/paint etc <Zg>Wylosowana litera:</zg> link do litery
Czekokrólik: dwa: darmowy i za pisankę Wizbook/tablica ogłoszeń:wizzbook Wymagania czekokrólika: pisanka XD Wylosowana litera:G i C
Wielkanocny spacer po lesie w Dolinie Godryka należał do jej małych tradycji świątecznych. Ale tym razem miała ochotę na dalszą wyprawę. Odkąd zaczęła pracę w New Magic Theatre, bardzo polubiła Londyn. A Ulica Tojadowa miała w sobie coś szczególnego. Zwłaszcza wiosną, gdy kwitły drzewa wzdłuż wąskiego chodnika. Z przyjemnością przechadzała się więc wzdłuż budynków oświetlonych przez ciepłe promienie słońca. Chłonęła witaminę D i napawała się przepięknym zapachem bladoróżowych kwiatów. I nagle... Nagle zobaczyła dziwny ruch w odległości kilku stóp od siebie, za żywopłotem. Zupełnie jakby... przez drogę przekicał zając. Zmarszczyła czoło i ruszyła nieco szybciej, kierując się w tamtą stronę. Zajrzała za krzaczki i ujrzała małe, magiczne stworzonko. Dobrze wiedziała, co to było i że nie był to prawdziwy zajączek. Pospiesznie wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni i machnęła nią dynamicznie w stronę tajemniczego stworzenia. I wtem wielkanocny zając zamarł w miejscu i zbrązowiał. A właściwie to... z powrotem zamienił się w zajączka z czekolady. Zanim dziewczyna podniosła go z ziemi, to spostrzegła, że w niedalekiej odległości czai się drugie słodkie maleństwo. Miała wyjątkowe szczęście! Gdy wróciła do domu, to zajrzała do wnętrza czekoladowych zajęcy, choć i tak to czekolada odgrywała w tej zabawie pierwsze skrzypce. Czekolady nigdy za wiele, ot co! Okazało się jednak, że jeden z milusińskich posiadał woreczek ze skóry z wsiąkiewki, w którym skryte było trzydzieści galeonów. Cóż, może powinna potraktować tę znajdźkę jako dobrą wróżbę?
Droga nie zajęła mu więcej, jak pół godziny. Całe trzydzieści minut na dojście do miejsca spotkania, które nie miało wnieść do jego życia niczego, czego mógłby użyć. W sumie to sam odezwał się pierwszy, chociaż należało to do wyjątków. Nic więc dziwnego, że Boris spytał, czego potrzebuje tym razem. Dobry, stary i poczciwy wuja. Usiadł na jednej z ławek, sącząc kawę z dużego papierowa kubka. Powiedziałby raczej, że było w nim mniej kawy, a więcej zakrapianego dodatku, ale o tym nikt nie wiedział. Chyba że zbliży swoją twarz na tyle blisko, aby mógł zionąć słodkim zapachem rumu. Do tego jednak potrzebne byłoby zbliżenie, którego by w tym momencie chciał. A raczej lecenie w ślinkę z własnym wujkiem nie było jednym z jego fantazji do zaliczenia. Sadzając swoje szanowne cztery litery, najpierw z niemal czułością postawił futerał z gitarą obok, aby mieć go cały czas na oku. A przynajmniej mógł go doglądać kątem oka... Rozsiadł się wygodniej, odchylając głowę do tyłu i nasłuchując się szumu drzew i śpiewu ptaków. Piękny, niemal idylliczny obrazek, nie było większej słodyczy, którą mógłby zwrócić. Miał w zapasie kilka dodatkowych godzin, nie spieszył na żadne spotkanie, co z pewnością nie musi dotyczyć Borisa. Nawet nie spojrzał na zegarek, wiedząc, że pojawi się w swoim czasie. A przynajmniej do tego momentu, mógł cieszyć się swoim naparem.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Powiedzieć, że Boris nie spodziewał się tego spotkania, to jak nic nie powiedzieć. Krewny, napisał do niego jednak w najlepszym momencie, ponieważ po ostatnich zawirowaniach znów miał chwilę spokoju, dzięki czemu mógł poświęcić więcej czasu swojej rozproszonej po całym świecie rodzinie. Na spotkanie z Amirem ubrał się tak samo jak podczas spotkania pierwszego z Larą, kiedy to dowiedział się, że ma własną, rodzoną córkę, która jest już pełnoletnia i powoli zaczyna układać sobie życie. -Cześć- podał chłopakowi dłoń, zaraz potem jak wszedł do parku, w którym się umówili wcześniej i dotarł do siostrzeńca. Był znacznie wyższy od niego, co wprawiało mężczyznę w lekki dyskomfort, który musiał szybko przezwyciężyć. -Często grasz?- zapytał się wskazując na gitarę. Musiał przyznać sam przed sobą, że przez natłok myśli, które nieustannie zaprzątały mu głowę, zapomniał o tym jakie zainteresowania ma jego krewny. -Chciałeś o czymś konkretnym porozmawiać, czy napisałeś, bo ci się nudziło?- zapytał się z nutą pretensji w głosie. Samemu uznał, że jeżeli mają cokolwiek omawiać, to najlepiej jeżeli zrobią to w cztery oczy. Miał nadzieję, że niedługo przejdą do konkretów i będą w stanie przeprowadzić rozmowę na temat lub tematy, które sprawiły, że chłopak się do niego odezwał. @Amir P. Zagumov
Ostatnio zmieniony przez Boris Zagumov dnia Pią 30 Kwi - 22:12, w całości zmieniany 1 raz
Oczywiście, że wiedział o jakieś tam dalekiej kuzynce, która jak się okazało, nie miała bladego pojęcia o tym, kim był jej ojciec. Fakt faktem, wielokrotnie ich drogi w szkole się krzyżowały. Jak sam zainteresowany nie wiedział, że spłodził już jakiś czas temu dziecko? Można było również odwrócić trochę sytuację. Na przykład on. Poznał swojego ojca, a byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi, którzy oprócz powierzchownego podobieństwa, nie posiadali żadnych wspólnych cech. A przynajmniej tak uważał Pietro... Nic uczestnicząc w jej życiu, zapewne niczego nie stracił. -No witam.-Powiedział, ściskając dłoń wuja. Nigdy nie oprze się wrażeniu, że dziwacznie było z nim przechodzić te wszystkie formalności. A przecież mieszkał tu już jakiś czas, a on był jego oficjalnym opiekunem od tamtego momentu. Poklepał subtelnie miejsce obok siebie, zachęcając do potowarzyszenia. -Jak długo każesz mi na siebie czekać?-Uniósł nieznacznie brwi, chociaż sam wyraz jego twarzy się nie zmienił. Pietro nigdy nie miałby nikomu za złe spóźnienie, ba, sam przychodził o porze, która najbardziej jemu odpowiadała. Po prostu lubił czasem poobserwować zmieszanie na jego twarzy. -Za niedługo mam koncert w wiosce. Tak właściwie to zmierzam później na próbę.-Jego wzrok również powędrował do opartej o ławkę gitary. Upił spory łyk z kubka i spojrzał na wuja.-Spokojnie. Nie musisz robić miejsca w swoim grafiku. Na pewno i teraz wyrwałem Cię z jakiegoś ważnego spotkania...-Powiedział lekko, chociaż same słowa mogły brzmieć, jakby on również miał do niego pretensje. Nie, nie miał. Po chwili uśmiechnął się szeroko, jakby w końcu przeszli do sedna całej sprawy.-Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu, skoro tak rzadko się widujemy.-Westchnął, zrezygnowany.-Nudziło? Czy myślisz, że tylko dla własnej uciechy odciągałbym Cię od tego, co tam masz do zrobienia?-Uraza, a przynajmniej tak mógł to odebrać. Dopił swój napój i podniósł się z ławki, aby wyrzucić papier do śmietnika. Zamlaskał cicho, próbując zebrać resztki naparu z warg.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Po wskazaniu mu miejsca przez chłopaka, usiadł obok niego, by dać odpocząć swoim nogom i móc w spokoju porozmawiać z Amirem na mniej lub bardziej ważne tematy. Przy okazji miał okazję popodziwiać otaczającą go roślinność, która występowała na terenie parku pewnie na długo nim się tutaj przeprowadził. -Tyle ile będzie trzeba, przyszedłeś w końcu za wcześnie- pomimo tego, że byli sami i łączyły ich więzy rodzinne, nie czuł się zbyt komfortowo podczas wytykania mu, nawet w sposób żartobliwy takich błahych spraw, zwłaszcza, że po wydarzeniach z wiecu SLM był lekko rozdrażniony. -Co gracie?- spodziewał się, że może otrzymać odpowiedź typu "muzykę" ale po cichu liczył, że kuzyn odpowie mu na pytanie obszernie, tak by Rosjanin mógł zorientować się jaki typ i rytm muzyki prezentuje publiczności Amir. -Nie miałem nic ważnego akurat- nie musiał kłamać, a nawet gdyby okazało się, że musi coś pilnego załatwić, to uważał, że w przypadku gdy w grę wchodziła rodzina i szeroko ujęte utrzymanie jej w dobrej kondycji, to ta druga rzecz stawała na pierwszym miejscu w liście priorytetów. -Nie udawajmy, że taka opcja jest nierealna- domyślał się, że młodsze, bardziej niesforne pokolenie mogłoby mieć dziwne zachcianki, zwłaszcza jeżeli te osoby, jak w tym przypadku jego rozmówca, nie pałały zbyt dużymi, pozytywnymi uczuciami w stosunku do niego samego.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
- Na pewno się polubicie. - powiedział po raz kolejny do córki Christopher Hastings, rozglądając się dookoła z lekkim niepokojem. - To taka miła, niziutka dziewczyna, ta Christine... Jest córką kuzynki trzeciego stopnia od strony pradziadka Edmunda. I lubi te... Kucyki. A może to nie ona... Jenna Hastings ściągnęła mocno usta i nie mówiła nic, wprawiając ojca w jeszcze większą konsternację. Był dorosłym aurorem. Odnosił sukcesy, ścigał złoczyńców, ale na litość Merlina, nikt go nie przeszkolił do bycia ojcem! Jasne, zajmował się czasem młodszym rodzeństwem i kuzynostwem, ale jego własna córka wydawała się jakaś taka urwana z choinki. Nie bardzo potrafił do niej dotrzeć. Jenna stała, ściskając mocno jeden z niedawno zakupionych podręczników. W plecaku miała jeszcze parę innych, tak na wszelki wypadek, ale obecnie najbardziej zainteresowało ją zielarstwo. A skoro byli umówieni w parku i to, jak się dowiedziała od ojca, w parku przy ulicy czarodziejów, to istniała szansa, że rozpozna jakiś magiczny egzemplarz. Na przykład... - O! Christina! Jenna poczuła, jak ojciec łapie ją za ramię i prowadzi w stronę jakiejś obcej dziewczyny. - Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się zaopiekować Jenną. Z resztą, to idealna okazja do zacieśniania więzów rodzinnych, prawda? Na mnie już czas. Wrócę o osiemnastej, Jenna ma pieniądze na obiad, lody i takie tam... No! To miłej zabawy! I z trzaskiem deportował się z parku, pozostawiając obie panienki same. Jenna nie odezwała się ani słowem. Stała tylko, ściągając usta i wbijała spojrzenie swoich jasnych z zimnych oczu w kuzynkę.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Chyba każdy kto znał Kryśkę doskonale zdawał sobie sprawę, że Grimówna to się na opiekunkę nie nadaje. A przynajmniej każdy poza jej matką, która to ochoczo przystała na pomysł, by Christina zajęła się przez kilka godzin młodszą kuzynką. Sama Gryfonka oczywiście starała się z tego wykręcić jak tylko umiała, próbując nawet wmanewrować w to brata, ale nic z tego. A gdy matka zaczęła wyglądać, jakby znów była o krok od depresji, Kryśka dla świętego spokoju zgodziła się zostać niańką. No trudno. Najwyżej któraś z nich zakończy ten dzień na oddziale zamkniętym w Mungu. Albo i obie. Co w sumie nie było takie złe biorąc pod uwagę fakt, że Christi rozważała pójście na magipsychologię. O odpowiedniej porze pojawiła się w umówionym miejscu. Całe szczęście padło na park. Dzięki temu może uda jej się choć trochę obczaić jakieś roślinki, których znajomość była kluczowym elementem w jej przyszłości, jeśli nie wypali plan z psychologią czy psychiatrią. Tak, Kryśka nadal nie porzuciła marzeń i planów na otworzenie własnej plantacji magiczno-leczniczych grzybków. Czym byłoby życie bez takich marzeń? Nim zdążyła coś powiedzieć, facet, który według słów matki był jej kuzynem, wujem czy kimś tam, deportował się i zostawił ją ze swoją córką. Która, nawiasem mówiąc, wydawała się równie ucieszona z tej sytuacji co sama Grimowa. Nawet spojrzenie miała tak samo obojętne jak Kryśka. - Christina - przedstawiła się w końcu, wyciągając rękę do dziewczyny. Były prawie tego samego wzrostu, co w obecnej sytuacji wydało się Kryśce nawet w jakiś sposób zabawne. - Co chcesz robić? - zapytała. Obiecała matce, że postara się być choć trochę miła.