Średniej wielkości park znajdujący się na samym końcu ulicy Tojadowej jest częstym miejscem spotkań pobliskich mieszkańców. To właśnie tutaj najszybciej rozchodzą się ploteczki o sąsiadach i to tu urządzane są zapoznawcze pikniki.
Autor
Wiadomość
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Był wdzięczny za to, że Finn mu nie przerywał, bo gdyby zrobił to choć raz, to z pewnością całkowicie zamotałby się w tym, co próbował mu przekazać. Jego dłuższe wypowiedzi zawsze były chaotyczne, ale tym razem mówił o tym, o czym myślał od dłuższego czasu, ubierał to w swojej głowie w słowa niejednokrotnie przed zaśnięciem czy pod prysznicem, odgrywając w myślach scenki, które nigdy się nie wydarzyły, ale mogły i były wariacjami tej sceny, która właśnie miała miejsce w parku. Nie potrafił planować, ani myśleć długoterminowo, ale o teraźniejszość martwił się niemal w każdej samotnej chwili. The one who overthinks is also someone who overloves, czy jak tam szedł ten ckliwy cytat dla zranionych nastolatek, którego jakoś nie potrafił teraz wyśmiać. Czuł się idiotycznie za każdym razem gdy uświadamiał sobie różnicę w ich podejściach, a jednak nie potrafił dłużej trzymać tych myśli dla siebie i czuł ulgę, mając świadomość, że nie musi już tego hamować, bo to właśnie uświadomił mu jego pocałunek - że zrozumie, że choć nie odpowie, to przyjmie i nie ucieknie po kolejnych jego deklaracjach. Mimowolnie zamknął na ten moment oczy, a gdy je otworzył, to jego własne źrenice aż drgały z emocji, od intensywności w jaką wpatrywał się w błękit, gdy poczuł dłoń na swoim policzku. Był zbyt przejęty, by zaniepokoić się zdziwieniem wymalowanym na twarzy Finna, ale jego słowa potrafiły już przebić się przez tę barierę ulgi. Co to w ogóle znaczyło? Do czego się odnosiło? Czego chciał mieć pewność? Że też kiedyś sam się zakocha? Czy że przy nim będzie? A może chodziło ogólnie o pewność trwania w tej relacji? Serce drgnęło mu niespokojnie, ale ścisnął jego dłoń, by nie poddawać się teraz tym myślom, bo dziś nie chodziło przecież o niego. Chodziło o Finna i o to, by poczuł się lepiej, a on powinien mu tych pozytywnych uczuć dostarczyć. Starał się natomiast uczepić sformułowania "dla nas", doszukując się w tym, że Szwed widział "ich", to znaczy było miejsca na "my", "nas", "nasze". Szybko jednak porzucił to marne pocieszenie, gdy tylko usłyszał szczerze brzmiące "jesteś dla mnie ważny" i z wrażenia chyba nie skupił się odpowiednio na dalszej części zdania, bo nie potrafił do końca go zrozumieć. - Musisz pozwolić otworzyć mi oczy, jeśli nie chcesz bym szedł na oślep - powrócił do wypowiedzi, którą jeszcze zdążył odpowiednio złapać przed swoją dekoncentracją. - Albo chociaż częściowo przestań je zasłaniać - dodał zaraz, wyprostowując się nieco, gubiąc się chyba zupełnie w tej metaforze, ale dzielnie brnął przed siebie z typową już upartością. Tak jak na początku semestru wszedł bez pytania z brudnymi buciorami w życie Finna, tak teraz nie zamierza stać tylko w przedsionku. Chce zwiedzić i naznaczyć swoją obecnością każdy skrawek. Słysząc nową dla niego informację aż wypuścił gwałtownie powietrze z ust, pod wrażeniem, że Finn kupuje dom, gdy on właściwie na własność posiadał tylko kilka starych mebli, stosik podręczników, kupkę ubrań i kwiatki, które i tak w większości dostał w prezencie. Odruchowo odpowiedział nieco zdezorientowany "Gratuluję", ale szybko jednak połączył fakty i uśmiechnął się do niego, a brwi mimowolnie drgnęły mu w zdradzieckim geście. - Będę Cię miał znacznie bliżej - zdradził powód swojego zadowolenia i wykręcił się, by wznowić ich spacer, przy okazji splatając palce ich dłoni wygodniej. - Pomóc Ci w przeprowadzce czy wynajmujesz jakąś ekipę? - spytał od razu, aby dać mu do zrozumienia, że nie przyjmuje opcji, że miałby mu w tym nie pomóc, jeśli zamierza sam się tym zająć. - Ja mam wrażenie, że robi to całkiem śmiało i z premedytacją - odpowiedział, kiwając poważnie głową, jakby oceniał zachowanie niechcianego lokatora, ale kąciki ust wygięły się, zdradzając jego kiepską grę aktorską. Trudno było mieć zły humor, gdy wiedział już, że spędzi u niego kilka ładnych nocy i będzie mógł mieć go stale na oku, ale starał się raz na jakiś czas na niego zerkać, aby w oczach odczytywać zmiany jego samopoczucia. Nie było to zresztą trudne do wykonania zadanie, bo Finn przyciągał jego uwagę przez większość czasu, gdy tylko znajdował się w zasięgu jego wzroku. Nie potrafił i nawet nie próbował powstrzymywać się od badania jego rysów, jakby w obawie, że jego słaba pamięć nie pozwoliłaby mu później na odtworzenie tego widoku w głowie. W Hogwarcie było wielu przystojnych facetów, musiał to przyznać, ale uroda Finna go hipnotyzowała i nie wiedział już, na ile jest to efekt zaślepienia uczuciami, a na ile szczera fascynacja i gdyby podali mu teraz Veritaserum, to bez zająknięcia wskazałby go jako najprzystojniejszego z całej szkoły. - Chciałbym się kiedyś obudzić przed Tobą - przyznał, spoglądając na niego z ulgą, że ten tak gładko przyjął cykliczność tych czynności. - Bo pewnie zasypiać będę pierwszy - dodał dość przekonany o prawdziwości tej informacji, uznając, że poprzedni raz był tylko jednorazowym wybrykiem jego mózgu. - Jak mam Cię zaskoczyć śniadaniem do łóżka, jak będziesz musiał mnie do tego obudzić? - zapytał nieco rozbawiony wizją kiełkującą się w jego głowie, a może po prostu zbyt zadowolony myślą, że czeka ich kolejna wspólna noc. - Może chociaż raz zepchnij mnie z łóżka i udawaj, że śpisz? Zrobisz to dla mnie, Finn? - kontynuował, z każdą chwilą uśmiechając się coraz szerzej.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Skyler był tak przejęty i zaangażowany iż samemu Finnowi zrobiło się zwyczajnie głupio. Z drugiej strony coraz śmielej się rozluźniał mimo prowadzonej trudnej rozmowy. Działanie eliksiru spokoju i wpływ obecności Skylera zaczęło przez wsiąkać w jego skórę sprawiając, że przestawał się tak spinać. Opadła na niego ulga, iż uprzedził Skylera, wyjaśnił pokrętnie, że może dziwnie się zachowywać... a nie, wróć, o tym zapomniał wspomnieć. Mówił jedynie o negatywnym okresie. Trzymając go na noc w swoim mieszkaniu za wszelką cenę musi się przypilnować, aby nie pęknąć przy nim. Postara się nakierować emocje by za dnia go dopadały i zżerały, a w nocy nadchodził spokój. Oczywistym było, że to tak nie działa, ale najwyżej wpakuje w siebie silniejszą dawkę eliksiru nasennego, aby zlikwidować szansę na jakikolwiek sen. - Może kiedyś. Nie dzisiaj, nie w tym roku. - odparł, przenosząc wzrok na ciemność i świecące latarnie, w których blasku sobie spacerowali. Nie chciał pokazywać mu drugiej strony mimo swojej przeraźliwej samotności w zrozumieniu jej istnienia. Zaciśnie zęby i spróbuje trzymać się w ryzach, a jeśli nie daj Merlinie, któreś z jego zachowań zdradzi coś dziwnego, to wtedy będzie się tym martwić. Póki co ważnym jest, aby nie myśleć o tym, co się działo w zeszłym roku. Opuścił głowę, wbijając wzrok w ich buty. Czy miał prawo trzymać go za rękę dwanaście miesięcy po tamtym dniu? Czy miał prawo go całować, skoro rok temu nie śniło mu się, że będzie ktokolwiek inny poza... nim? Czy przeczył swoim dawnym uczuciom mając czelność nazywać Skylera "ważnym"? Nie zorientował się w zaskoczeniu chłopaka, a na wyduszone gratulacje wzruszył jedynie ramionami. Był jedynym dzieckiem swoich rodziców, którzy będąc średniozamożnymi odkładali sporą sumę pieniędzy właśnie na okres studiów Finna. Skorzysta z tego, by ustawić się w nowym lokum i przede wszystkim zagospodarować sobie jedno pomieszczenie na pokój treningowy. Wiele już miał zaplanowane i wizja przeprowadzki jakoś trzymała go przy przyszłości. - Fakt, rzut beretem i już jesteś u mnie. - przyznał, siląc się na bardziej hojny uśmiech. Usta go nie słuchały, zbyt zesztywniałe płynącymi w głowie myślami. - Ojciec będzie mi pomagać, ale jak chcesz to wpadnij. - nie zamierzał mu w jakikolwiek sposób bronić wejścia do nowego domku. Musi mu później przypomnieć, że jest zawsze mile widziany. - Będzie tam dwóch Gardów, zniesiesz takich w jednym pokoju? - zapytał, spoglądając nań z zaciekawieniem. Czy powinien poczuć się niezręcznie przy jego badawczym wzroku? Czasami - czyli często - wpatrywał się w niego tak intensywnie, jakby nie widzieli się dobry miesiąc. Wciąż nie obejmował rozumem czym sobie zasłużył na takie spojrzenie. Miał z nim porozmawiać na ten temat, aby zaprzestał rozbierania go wzrokiem, gdy są przykładowo na lekcji transmutacji albo historii magii, ale skoro byli tutaj sami to łatwiej jest przełożyć tę rozmowę na później. W pewnym momencie sięgnął do swojej szyi, odwinął stamtąd swój szalik - nie puchoński, a zwyczajny, granatowy i zawinął go wokół kołnierza kurtki Skylera. Bez słowa, bez uśmiechu, bez żadnego dodatkowego mimicznego wyjaśnienia, które niejako było w jego mniemaniu zbędne. Zwracał, nawet nie pytał ani nie uprzedzał. - Zepchnąć cię z łóżka? W dodatku z mojego własnego łóżka? Nie ma mowy. - odparł zdecydowanie i w tym momencie znów tknęło go coś za mostkiem. Wykrzywił się i zwolnił kroku, gdy dopadła go ponownie dekoncentracja. Skyler zaczął się uśmiechać, wesoło opowiadać o porankach, a to obudziło sumienie. Czy ma prawo do tego spotkania, skoro w zeszłym roku świata nie widział poza innym? Uniósł dłoń do brwi i je rozmasował palcami, by choć trochę rozluźnić mięśnie czołowe. Powinien się uśmiechać tak jak on, przekomarzać się, a potem zabrać go ze sobą do mieszkania, by potem tłumaczyć się z dziury w ścianie, blizny na przedramieniu bądź nieobecności skrzata. A tymczasem znów dopadło go zachmurzenie. - Javla skit. - syknął w pewnym momencie, uwalniając palce z uścisku dłoni Sky'a. Uniósł ręce do swojej twarzy, zacisnął palce w kosmykach swoich włosów i znów przeklął. Mózg mu rozsadzi od myśli, dlaczego nie może zapomnieć i w końcu wyzdrowieć z niego ostatecznie i nieodwołalnie? Zatrzymał się i potrząsnął głową. - Przepraszam. Non stop powraca do mnie wrażenie, że nie mam prawa. - przełknął głośno ślinę i uniósł nań zbolały wzrok. - Że nie mam prawa się zakochać, skoro dokładnie rok temu nie widziałem świata poza kimś innym. - głos mu zadrżał, jakby był na granicy załamania się. Podszedł bliżej Skylera, chwytając go po obu stronach na wysokości łokci. Zacisnął na nich mocno palce. - Wiesz, czego pragnę? - zapytał szeptem nabierającym chłodu z każdym kolejnym wydechem. Gdzie się podziało tamto chwilowe załamanie głosu? Stał blisko, widział wyraźnie wszystkie jego rzęsy i zachowanie źrenic otulonych szaroniebieskimi tęczówkami. - Zemsty. - słowo wypowiedziane z rozkoszą rozpaliło jego trzewia dreszczykiem podniecenia. - Może wtedy się odblokuję i będę mógł cię pokochać. Chcę, ale też nie mogę przestać myśleć o zemście. Czy to dziwne, Sky? - zapytał i oczekiwał na odpowiedź. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby w jego błękitnych oczach nie zamajaczyła zimna i surowa determinacja. On już podjął decyzję. Kiedyś przyjdzie czas słonej zemsty, tylko pytanie czy bez niej będzie w stanie się zakochać i nie oszaleć od własnych myśli? Czy to dziwne, że pragnę zamordować swojego byłego gdziekolwiek jest?
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Uniósł rozbawioną brew słysząc to pytanie. Skąd w ogóle wzięło się tutaj słowo "zniesiesz"? Bał się, że przy dwóch Gardach całkiem straci nad sobą panowanie od ich uroku czy raczej martwił się, że ich chłodne podejście go zahibernuje? - Zależy jak bardzo podobni do siebie jesteście - zaczął poważnie, od razu przypominając sobie, że wiek nigdy nie grał dla niego zbyt dużej roli. - Obiecuję, że jeśli mój mózg wyobrazi sobie, że to Ty, tylko o dwadzieścia lat starszy, to teleportuję się stamtąd zanim zacznę go podrywać - dokończył, sam już nie będąc pewny na ile żartuje, a na ile mówi zupełnie serio. Odruchowo sięgnął dłonią do szalika, który został zarzucony na jego szyję i kompletnie nie zrozumiał tego co się wydarzyło, więc tylko uśmiechnął się zakłopotany i rzucił "Myślisz, że to mój kolor?", byle poczuć, że przy pomocy smalltalku osłabił nieco fikołek w swoim żołądku. Zdążył się tylko uśmiechnąć i otworzyć usta gotowe do odpowiedzi, gdy poczuł, że Gard zwalnia, więc od razu spojrzał w jego stronę zaniepokojony. Zmarszczył nerwowo brwi, w ukłuciu paniki, że nawet nie wie co się stało - nie zdążył przecież odpowiedzieć, więc chyba niczego nie zepsuł, prawda? Trudno było mu patrzeć na te wszystkie gesty, które jeszcze kila miesięcy temu skutecznie by go do niego zwabiły, wyraźnie sygnalizując jakąś słabość, a teraz oddałby wszystko, byle nie musieć oglądać tego w wykonaniu Finna. Gdyby tak... dało się po prostu to wszystko przenieść na kogoś innego. Zdusił w sobie jęk protestu, gdy poczuł jak ten wyrywa mu dłoń. Znieruchomiał i tylko słuchał uważnie wszystkiego co ma mu do powiedzenia, zbyt oszołomiony nagłą zmianą atmosfery, by móc zareagować. Czuł chłód. Całą masę chłodnych dreszczy, zupełnie niepodobnych do tych, do których przyzwyczaił go Finn w swojej obecności. Domyślać się, może nawet być o tym przekonanym i w pewnym sensie nawet to rozumieć - to było jedno, a usłyszeć to tak wyraźnie prosto w twarz - to już było zupełnie co innego. Zacisnął zęby, utrzymują widok chłodnego błękitu, nie chcąc niczym zdradzić się jak głęboko wbił nóż w jego pewność siebie. Może będzie mógł... Wtedy gdy... Warunki, których nawet spełnienie nie decyduje o wygranej. Dlaczego stawiano przed nim mur, którego nawet nie może próbować zburzyć? Przecież tutaj jest - ciągle obecny, ciągle gotowy na reakcję, wyczekujący, chętny, otwarty. Naiwny. Naiwny na tyle, by znów uwierzyć, że jest wystarczająco dobry, nie chcąc dopuścić do myśli, że może przegrać z kimś, kogo nawet tutaj nie ma. Przegrać bitwę, w której ten drugi nawet nie wie, że bierze udział. Zaczerpnął powietrza, właściwie tylko po to, by sprawdzić, czy będzie w stanie to zrobić przez zaciśnięte gardło. Nie zamierza się cofać nawet o pół kroku, choćby miał się czuć nie dość dobry przez resztę swojego życia. Spróbował zmusić usta do uśmiechu, ale udało się to tylko po jednej stronie, chcąc na siłę złagodzić powagę i gorzkość tej sytuacji. - Zakochać się w kimś innym, dając mu więcej siebie niż temu poprzedniemu, to całkiem dobra zemsta - zaproponował odwrócenie kolejności jego planów, starając się nie dać się ponieść emocjom, odruchowo przylegając dłonią do kieszeni, w której spoczywała pusta paczka po papierosach. - Masz na to całe życie, Finn. Cierpliwości - dodał ciszej, jakby mówił to jednocześnie do samego siebie. Głęboko wierzył, że Gard nie zdołał w tak krótkim czasie pokazać Makaroniarzowi całego siebie. Wszystkich możliwych aspektów, stron, kątów, barw, stanów, lęków, planów, nadziei. Na to potrzeba lat intensywnego związku. Związku - nie przyjaźni, koleżeństwa czy znajomości. Poza tym każdego dnia człowiek się zmienia, więc i więcej siebie nawzajem do odkrycia. Nawet jeśli Makaroniarz znał go w całości, to każdy dzień go od tego oddala, a samego Skylera przybliża. Chciał go zgarnąć bliżej siebie i nawet dłonie drgnęły w jego stronę, jednak kolejny chłodny dreszcz powstrzymał go od aktywności. Szybko okazało się, że nie wystarczająco silnie, bo wystarczyło, że podniósł wzrok na oczy Finna, a jego ręce powędrowały na jego boki, by przesunąć się na plecy i nim zdał sobie sprawę to wtulił się w niego w desperackiej próbie zatrzymania go przy sobie. Powinien go objąć, zamknąć ramionami w klatce, a jednak zamiast tego, samolubnie próbował skraść dla siebie nieco wsparcia. "Skraść", bo wcale nie oczekiwał, że dostanie je za darmo, tak jak i nie czuł, że dostanie jego miłość bez walki. - Sam sobie musisz dać to prawo - mruknął, stopniowo spinając mięśnie i siląc się na komentarz, póki nie zacisnął jeszcze szczęki. Tyle razy go całował, rozgrzał go, rozpalił i spędzili razem całą noc - wtedy jakoś mu to nie przeszkadzało. Więc nie jest w stanie teraz uwierzyć, że nie może tego pokonać bez zemsty. Chyba, że dla niego to była tylko pusta czynność, do której go stopniowo przymusił przez nieustanne dobieranie się do niego przez trzy godziny. Może wtedy też myślami był przy Włochu? Ale przecież pamiętał dobrze, że przytaknął mu po jego wyznaniu - po tym jak powiedział, że ma nadzieję, że i on czasem o nim myśli. Niech mu teraz tej myśli nie zabiera. Niech nie każe mu się czuć jak idiota, że poświęca mu każdą swoją myśl, nie dostając żadnej w zamian. Niech go odsuwa, odpycha, wyrzuca, ale niech nie zabiera mu nadziei.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Nie mógł się nie uśmiechnąć. - Nie jesteśmy do siebie podobni, bo nie jest moim biologicznym ojcem. - przypomniał łagodnie, przywołując w myślach obraz ojca. Mieli kilka podobnych zachowań, które po nim "odziedziczył" z racji wychowania lecz z poziomu aparycji było widać w nich wiele roznic. Słowa Skylera rozbawiły go i w innych okolicznościach pewnie parsknąłby śmiechem. Ścisnął mocno jego dłoń lecz nie odpowiedział czy ten kolor mu pasuje. Każdy, byle nie krwisty. Obserwował uważnie jego minę dopóki nie został zmuszony uciec wzrokiem pod wpływem jednej jedynej myśli, że "nie ma prawa się zakochać", co było jedynie irracjonalnym głosem tej drugiej strony. Wyznał tę myśl i zabił uśmiech Skylera niedługo po tym jak ten coraz intensywniej promieniał. Teraz będzie tak zawsze? Czy nie mógłby choć raz nie psuć tego uśmiechu a pozwolić mu trwać? Widząc w jego oczach zagubienie i niezrozumienie istnienia jakiegokolwiek planu zemsty pojął, że nie powinien o tym mówić. Sęk w tym, że nie jest w stanie wszystkiego w sobie tłamsić w nieskończoność. Przez to w chwili furii ciska zaklęciem w najbliższy przedmiot by go rozwalić na wiór. Musi zrobić w swoich myślach choć odrobinę miejsca na normalność, jeśli wieczory i noce mają spędzić wspólnie. Ten półuśmiech miał mieć moc, a więc skupił na nim swój wzrok. - Hmm… - smakował wypowiedziane słowa, które najwidoczniej przebiły się przez fasadę zimnego pragnienia zemsty i mordu. - Ciekawie ujęte. To by wyszło na zdrowie. - przyznał mu rację, zapisując w pamięci by to później przeanalizować. Wyrwanie się całkowicie spod jego wpływu właśnie poprzez dopuszczenie do siebie bliżej Skylera? Miał ogromną ochotę wyobrazić sobie reakcję Marlowa, ale uznał, że póki co nie jest to wskazane skoro trzyma przed sobą Sky'a. Teraz to on tu gra pierwsze skrzypce. Przysunął się bliżej, by go wygodniej przytulić, od razu opasając go swymi ramionami. Wzmocnił napór mięśni, zaciskając je ciasno wokół jego sylwetki. Bliskość topiła ten chłód, przypominając mu jak niesprawiedliwie odnosi się do Sky'a wciąż myśląc o zemście na kimś, kogo tu nie ma i nigdy nie wróci. - Przepraszam, psuję ci humor. - zmienił ton głosu na lżejszy, normalniejszy. To właśnie ta próba powstrzymywania się przed wypowiadaniem zimnych słów w jego towarzystwie oraz uniemożliwienie negatywnym myślom opuszczania zaciszu jego umysłu. Cóż miał więcej mu powiedzieć? Że go to męczy? Że chciałby zapomnieć, by móc jako czysta kartka rozpocząć nowy rozdział? Oparł policzek o jego skroń i grzał się tym skrawkiem skóry, trzymając go mocno przy sobie. Miał przed sobą kogoś niezwykle wartościowego, który był w stanie uzbroić się w cierpliwość i czekać aż Finn upora się z myślami, by któregoś dnia w pełni móc go pokochać. Czemu więc fantazjuje o zemście, raniąc tym samym kogoś całkowicie w to niezamieszanego? Odsunął się nieznacznie, by zakryć wnętrzem dłoni jego policzek i zajrzeć do szaroniebieskich tęczówek. - To było tylko wrażenie, które można zabić. - obiecał niejako, że może się tym zająć, jeśli tylko się w sobie zbierze. - Nie kłamałem. Jesteś dla mnie ważny, Sky. Chcę cię pokochać. - szeptał, spoglądając głęboko w jego oczy, nachylając się nad nimi, by wyraźnie widzieć w mroku ich kolor. Siłą woli stłamsił swój chłód, zamykając to wszystek głęboko na dnie serca i skoncentrował się, by wyraz jego twarzy nabrał łagodności. Rozluźnił opornie brwi, rozchylił usta, by się tak nie zaciskały tak samo jak żuchwa. Oparł ich czoła o siebie, bo nie wiedział co jeszcze musi powiedzieć, by uspokoić Skylera. Nie powinien go tak traktować i straszyć wizją słonej zemsty na kimś, kto nigdy nie wróci. To nie dotyczy Skylera, a więc musi postarać się mu tego oszczędzić. Pogładził kciukiem jego polik i usta, raz za razem, w tę i z powrotem, bez przerwy. - Obejdę jakoś tę blokadę, będę działać. - zapewnił, wsuwając dłoń z policzka pod warstwę szalika i kołnierza, by umościć palce na ciepłym karku. - Pomagasz mi, dlatego chcę zasypiać obok ciebie. - szepnął cicho, do jego chłodnej od wiatru skóry. Nie chciał niszczyć mu atmosfery świąt i dokładać niepotrzebnych zmartwień. A właśnie to robi, stłamsza swoim idiotycznym podejściem do życia, więc musi się powstrzymać i zacisnąć zęby. Skylerowi do twarzy z rozbrajającym uśmiechem a nie smutkiem w oczach.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Często przy wdechu czuł ciążące wibracje za mostkiem, ignorując je jednak dla ciągłości swojego nikotynowego nałogu, teraz jednak było to nieco inne uczucie - ciążące, ale kurczące, nie mające zbyt wiele wspólnego z podduszającymi go zazwyczaj drganiami, a jednak i to był gotów ignorować latami, jeśli nagrodą było dalsze uzależnianie się od Finna. Dopiero gdy do tego dołączyło kłujące poczucie winy, poczuł, że nie tak to powinno wyglądać. Miał poprawić mu humor, a zamiast tego sprowokował go do przeprosin i myślenia o czymś innym od tego co potrzebował sobie przemyśleć. Przecież starał się nie pokazywać po sobie jakie emocje w nim to wywołało, ale najwidoczniej zdradzał się przed Szwedem każdym spojrzeniem, drgnięciem mięśni i sięganiem po bliskość, jakby miał na to ostatnią szansę. Oparł usta o jego bark, pozwalając sobie na chwilowy grymas żalu, skoro ten i tak nie widział jego twarzy i nieudolnie próbował rozluźnić spięte mięśnie. - Z łatwością umiesz go naprawić, więc to nie jest coś, czym powinieneś się martwić - odpowiedział ostrożnie, unosząc nieco głowę, by uwolnić wargi od materiału jego kurtki. Nie chciał by Finn musiał przepraszać go za coś takiego, ani żeby czuł, że jest w tym coś złego. Łatwo było w nim wywołać emocjonalną reakcje, jego mimika zawsze go zdradzała, ale to nie trwało długo. Łatwo się rozpraszał, przeskakiwał z jednej emocji do drugiej, z sekundy na sekundę zapominając o poprzedniej, jeśli tylko dało mu się do tego jakiś bodziec. Przy tym rzadko wybuchał. Raczej przypominało to przelewanie wody z jednego naczynia do drugiego, niż efektowne fajerwerki. Nie zalewał się łzami, nie śmiał się głośno, nie krzyczał, nie podnosił na nikogo ręki. Wybuchy były zarezerwowane dla jednego konkretnego uczucia - podniecenia, którego w tej chwili, o dziwo nawet on, nie miał zupełnie ochoty rozbudzać. Rozluźnił się dopiero pod wpływem jego spojrzenia i nieco zimnych już palców na swojej skórze, które mimo własnej temperatury, przychodziły z falą ciepła atakującą nieprzyjemne dreszcze, przeganiając je zupełnie. Przymknął na chwilę powieki, ściągając kąciki ust w dół w nieudanej próbie stłamszenia uśmiechu. Tak bardzo przypominało mu to ich rozmowę z jego pierwszego pobytu w domu Finna. Tym razem nie musiał nawet pytać - sam dał mu ten sam komunikat, choć zupełnie innymi słowami. Sens był jednak identyczny: "Masz szanse. Bądź cierpliwy". Będzie czekał, póki nie zabije w nim nadziei do ostatniego jej atomu. Nie uczył się na swoich błędach, nie wyciągał odpowiednich wniosków z poprzednich związków i po prostu... ufał. Nie był w stanie podważać jego słów, gdy czuł kciuk rytmicznie wędrujący między policzkiem a ustami, zupełnie jakby wprowadzał go tym w trans, aby każdą jego sugestię uznał za jedyną prawdę. Może i powinien zastanowić się choć raz czy Finn nie mydli mu oczu tak pięknie dobierając słowa do jego pragnień, ale nie był w stanie zmusić się do podejrzeń, gdy pozwalał mu zapadać się naiwnie w czystym błękicie. - ...i budzić się jeszcze bliżej - dodał szeptem, unosząc kącik ust do góry, podniesiony na duchu wystarczająco, bo wtrącać swoje trzy knuty, czując, że wspólne pobudki są dużo ważniejsze. Noce spędził z wieloma, poranki z nielicznymi. Możliwe, że nigdy nie zaznał jak silne i czyste jest uczucie, gdy człowiek zakocha się naprawdę, po którego utracie pustka nie zniknęłaby w tak szybkim tempie, do którego został przyzwyczajony. Ale doskonale znał uczucie po zerwaniu, gdy człowiek nie zaczął jeszcze procesu gojenia pęknięć na sercu, a mimo to próbował już go na siłę przyspieszyć bliskością innych osób. Wszyscy smakowali wtedy tak samo - nijako, mdło, bez wyrazu. Dopiero gdy było się gotowym i znalazło się odpowiednią osobę, to wtedy czuło się, że każde zbliżenie jest niczym stopniowe leczenie. Musiał się upewnić. Przyciągnął go bliżej i przechylił głowę, by musnąć lekko wargi Finna swoimi. Objął dłonią jego policzek, po chwili gładząc go przesunął ją dalej, by sięgnąć palcami do karku i w ten sposób zatrzymać go blisko siebie. Spojrzał czule w hipnotyzujący błękit i poddał mu się zupełnie, nawet po opuszczeniu powiek, mając go wciąż przed oczami wyobraźni, po czym naparł powoli na jego usta, dopiero po chwili rozchylając je zachęcająco swoimi. Nie chciał naruszać tego pocałunku gwałtownością czy zachłannością, bo nie zamierzał nim wcale namawiać go do dalszych kroków, a jedynie przekazać bez słów to, co i tak już mu zadeklarował. Im wolniej całował, tym szybciej biło mu serce, kierowane nie chęcią upojenia swoich zmysłów, a nadzieją, że bolesne myśli Finna omdleją przy nim na chwilę. Podświadomie zaczął leniwie gładzić go po policzku kciukiem, nie przestając nawet wtedy, gdy odsunął się już od niego nieznacznie, nie otwierając od razu oczu, martwiąc się, że gdy uniesie wzrok, to napotka jedynie błękit lodowca. Oparł ich czoła o siebie, chcąc powrócić do pozycji wcześniej zainicjowanej przez Szweda. Zaczynał odczuwać coraz większą słabość do tego gestu, kojarząc go silniej z konkretną osobą. - Jakie to dla Ciebie uczucie, Finn? - mruknął cicho, przypominając sobie pretekst, pod jakim sięgnął do jego ust i choć uśmiechnął się, by dodać sobie pewności siebie, to powieki zacisnęły się mocniej. - Mam dla Ciebie smak? - spytał, z wrażenia zapominając, że słowa wyrwane z kontekstu mogą brzmieć zbyt abstrakcyjnie.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Uznał, że nie może wywoływać przymusowej szczerości bez niszczenia porozumienia, które zostało między nimi zbudowane. Najlepiej będzie pozostawić to upływu czasu, by w trakcie rozwijania i ocieplania ich relacji pojawiały się te elementy jego charakteru, których nie jest w stanie ująć słowami bez przygaszenia Skylera. To najzdrowsze rozwiązanie… dla Sky'a, zaś Finnowi pozostanie uzbroić się w jeszcze większą samokontrolę, co zapewne będzie rzutować na fizyczność. Choć z drugiej strony Sky już pokazał, że da się tak podejść Finna, by ten przestał się zastanawiać nad następnym krokiem. Wymyślił sobie zadanie, aby przyglądać się mu z większą uwagą, by móc rozpoznać każdą odmianę emocji. Dobra umiejętność na przyszłość, by potrafić odczytać z niego wszystko. Tak, apetyt Finna narastał z każdym kolejnym krokiem tej relacji. Najlepiej będzie po drodze pokochać go całym sercem, co z pewnością rozświetli jego przyszłość. Chciał tego mimo, że miał w sobie głęboko zakorzenione obawy przed porzuceniem. - Łatwiej się budzić niż zasnąć. Dobrze, że nabyłem zapas eliksirów to noce będą spokojne. - na końcu tego zdania kącik jego ust drgnął, zupełnie jakby sam wątpił w słuszność tego określenia. Łatwo poddał się do pocałunku, przy którym przymknął oczy. Rozgrzewał swoje usta ciepłem i miękkością jego leniwie poruszających się warg. Znając życie zadowolili by każdą jemiołę w Londynie, gdyby powzięli sobie za cel ich odnalezienie. Dzięki Skylerowi ( a może przez niego?) coraz mniej przejmował się faktem okazania uczuć w miejscu publicznym. Co prawda to jedynie mały krok - było ciemno, raczej sami, wieczorem - to jednak w porównaniu siebie z zeszłego roku zrobił krok milowy. Dostosował się do tempa jego pocałunku, ale nie pogłębiał go, by zaczerpnąć z tej formy czułości i tym samym odpowiedzieć. Westchnął tuż przy jego ustach i wsunąwszy palce między kosmyki jego włosów rozluźnił się do zadowalającego poziomu. Potrzebował tego spotkania, bowiem mógł odetchnąć z ulgą, co też po chwili zrobił. Ścisk za mostkiem znacząco zelżał i zapewne nie przypomni się aż do późnego wieczora bądź do momentu samotności. - Obezwładniające, a co? - odparł bez pomyślunku, koncentrując się głównie na mrowieniu swoich ust. Uśmiechnął się przelotnie słysząc pytanie o smak. W odpowiedzi przysunął jego usta do swoich, by jeszcze raz je ucałować i upewnić się co do ich smaku. Najlepiej sprawdzać go co kilka minut, by przypadkiem mu się nie zapomniało. - Mhmm… od jakiegoś czasu mój ulubiony. Miło się nim porozpieszczać. - nie miał pojęcia czemu o to pytał i miał nadzieję, że bez zadawania konkretnego pytania pozna przyczynę. Usłyszawszy, że ktoś ich mija i głosem wzruszonej staruszki komentuje "och, jacy słodcy", otworzył oczy i zmroził kobiecinę spojrzeniem. Po chwili, gdy ta odeszła powrócił wzrokiem do Skylera, od razu ocieplił spojrzenie, a naturalność z jaką to zrobił była aż zastanawiająca. - Gdzie cię na święta wywieje i na jak długo? Prezent ode mnie dostaniesz pewnie dwudziestego szóstego grudnia, bo muszę go… sprawdzić, a przed wigilią nie zdążę. - uśmiechnął się tajemniczo, rozplatając go z uścisku na rzecz pochwycenia dłoni i kontynuowania leniwego spacerku. Czuł się uspokojony i wsparty, a więc nie wypuszczał znów jego ręki, a rozważał w jaki sposób mógłby okazać wdzięczność.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Oddech Finna przyjemnie go załaskotał, więc odruchowo w odpowiedzi zwilżył usta koniuszkiem języka, jakby chciał zebrać stamtąd ciepło, które dopiero co wyszło z ust chłopaka. Czując palce we włosach, zsunął swoją dłoń niżej, opierając ją o tors, ale już po chwili obie pomknęły w dół pleców Szweda. Słysząc jego odpowiedź wypuścił powoli powietrze z płuc, wcześniej nie zdając sobie sprawy, że je w ogóle wstrzymuje i podniósł na niego rozmarzony wzrok. Pod wrażeniem ponownego pocałunku, dłonie opadły mu niżej, ale zaraz spłoszone pomknęły na boki, przypominając sobie, że nie tylko sam chciał się kontrolować, ale i nie chciał prowokować Finna do uświadomienia sobie, że są zdecydowanie bliżej siebie od tego, na co zazwyczaj pozwalał w miejscu publicznym. - Chcę żeby każdy inny był dla Ciebie mdły - szepnął usatysfakcjonowany i przegryzł wargę, by powstrzymać się od sięgnięcia po kolejny pocałunek, skoro ktoś postanowił przeszkodzić im w ich chwili prywatności swoją obecnością. Nie odwrócił jednak wzroku, a wpatrywał się w ciskający piorunami profil Finna, jednocześnie powoli uwalaniając swoje usta od zębów. Gdy tylko ten znów na niego spojrzał, to uśmiechnął się do niego, poruszając kilka razy brwiami w górę i w dół, chcąc dać wyraźny komunikat “Słyszysz? Dobrze razem wyglądamy”. - Miała dobre intencje - upomniał go zaraz, gdy oprzytomniał na tyle, by wyrwać się spod wpływu hipnotyzującego błękitu. Prawdopodobnie nie wpadł by mu do głowy taki komentarz, gdyby mimowolnie nie skojarzył kobiety ze swoją babcią i nie zaniepokoił się wyobrażeniem, że ktoś mógłby tak na nią patrzeć. - Uuuuu… - wymruczał, mrużąc z zaciekawieniem oczy i przesunął dłonie na jego biodra, by zaraz zahaczyć kciukami o kieszenie jego spodni i przyciągnąć go w ten sposób nieco bliżej do siebie. - To mówisz, że byłem grzeczny w tym roku? - spytał, wodząc wzrokiem po jego twarzy, by chociaż przelotnie zerknąć na jego usta, które były jedynym prezentem, o który chciałby go poprosić. Zaraz jednak westchnął cicho, sprowadzony na ziemię własnymi myślami. - Będę tutaj. W sensie w Londynie. Święta w piekarni to naprawdę ciężki okres, więc dużo czasu będę pomagał dziadkom i może potajemnie przyspieszę to trochę czarami… Może mnie nie pogonią za to - zaczął tłumaczyć, odbiegając nieco wzrokiem w bok, zastanawiając się ile czasu zajmie mu wypełnienie wszystkich świątecznych tradycji, którymi przez te lata wypełnili pustkę po rodziacach. - No i na pewno czeka mnie kilka wieczorów z mugolskimi kumplami, bo wszyscy się zjeżdżają na święta - dodał, uśmiechając się nieco zakłopotany, myśląc o tym, że będzie się szlajał po barach lub klubach, zamiast spędzić ten czas z Finnem lub dziadkami. Przeniósł powoli spojrzenie z powrotem na oczy Szweda i wzrok od razu mu zbystrzał, jakby chciał przyjrzeć się każdej plamce w jego tęczówkach. - Mam nadzieję, że będziesz wtedy u rodziców. Bo inaczej… Powiem tak, jeśli zacznę się dobijać do Twoich drzwi nad ranem… - zaczął, posyłając mu uważne, dużo poważniejsze spojrzenie. - Nie otwieraj - dokończył, stanowczo, choć mimika podpowiadała bardziej przestrogę niż zakaz, bo pod koniec jednak kącik ust zadrgał mu w lekkim rozbawieniu. To, że spotkanie wymknie się spod kontroli, było pewne. To, że w pewnym momencie w nietrzeźwej logice postanowi się gdzieś bez słowa ulotnić, było jeszcze pewniejsze, a nawet godzina mugolskiego transportu o trzeciej nad ranem, nie powstrzyma go od dobrnięcia do mieszkania, jeśli będzie wiedział, że Finn znajduje się w tym samym mieście. Wystarczy drobna myśl, iskra zachcianki, że ma ochotę go zobaczyć. A zdecydowanie nie chciał, żeby ten widział go w stanie, w którym byłby niezdolny do teleportacji i chociaż minimalnej kontroli swojego zachowania. Jeszcze zdąży zrobić z siebie kompletnego idiotę. Nie ma co tego przyspieszać. - Finn… - zaczął znów, tknięty przeczuciem, które błysnęło mu wcześniej, ale dopiero teraz myśli popłynęły na tyle swobodnie, by to sobie uświadomić. - Ja wiem, że może nie jestem do tego odpowiednią osobą… A może właśnie jestem, już sam nie wiem… - zagubił się w wypowiedzi zanim w ogóle doszedł do jej tematu, więc tylko westchnął i odruchowo sięgnął dłonią do swoich włosów, by przeczesać je palcami. Sam nie potrafił rzucić nawet głupich fajek czy wytrzymać kilku dni bez cukru, więc jakim prawem… - Myślę, że powinieneś rzadziej… albo mniejsze dawki - zaczął znów, po chwili orientując się, że wyrwał to zdanie ze swojego ciągu myślowego, zapominając wprowadzić Finna w temat, na który chciał zmienić tor rozmowy, więc dodał krótko: - Eliksiry
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Widząc rozmarzony wzrok i słysząc jakże roszczeniowe słowa jego usta zadrgały w powstrzymywanym śmiechu. - Zważaj na słowa. Jeszcze kiedyś cię zacytuję, jeśli dostanę na tym punkcie obsesji. - w błękicie przemknął dziwny błysk, jakby ekscytacji na myśl o jakiejkolwiek obsesji i odłamka szaleństwa. Kilkakrotnie zamrugał, by przywołać się do porządku i przypadkiem nie zdradzić się za bardzo z powagą własnych ciągotek. Wywrócił oczyma, nie robiąc sobie nic z tego upomnienia. Nie życzył sobie żadnych komentarzy, a jeśli ktoś się na nie porywał to piorunujące spojrzenie było naprawdę łagodną reakcją. O zgrozo, nie stanowiło dla niego znaczenia czy zachowuje się tak wobec niewinnej staruszki czy kogokolwiek innego. Przymrużył powieki z pewną podejrzliwością, gdy stanęli jeszcze bliżej siebie. To go ocuciło na tyle, by to sprostować zważywszy, że wciąż są w miejscu publicznym. Sięgnął palcami do jego palców i zwinął je we wnętrzu swych dłoni, robiąc te pół kroku w tył. Puścił mu oczko na znak, że zauważył to spufalenie i temu powziął takie a nie inne środki. Mimo wszystko zachował jakiś kontakt fizyczny, a w zamku nawet i o to trudno. - Nie byłeś grzeczny. - odwrócił wzrok, aby znów się nie uśmiechnąć. Oczywiście pił do ekscesów z Gallagherem, ale taktownie nie wspominał tego nazwiska. Lepiej o nim nie myśleć, by przypadkiem nie zechcieć go utopić. Że też wyłowił go wówczas z jeziora na Saharze! - Ale i tak dostaniesz symboliczny prezent. - wzruszył ramionami uznając temat za skończony. Słuchał jego planów i nie mógł wyjść z podziwu, że Sky naprawdę będzie pracować w cukierni w święta. Wykrzywił się niezbyt zachwycony tą myślą. - Czemu będziesz się męczyć w święta? I obecność zaklęć jest chyba oczywista. Nie mów tylko, że mówisz o mugolskiej cukierni. Zarobisz się. - i tutaj też było widać różnicę między nimi. Pochodzili z zupełnie innych światów (Powtórka z historii. Czyżby potrafił się interesować osobami mieszkającymi wśród mugoli?). Mimo wszystko okazał zaskoczenie i odrobinę niezadowolenia, iż Sky będzie stać przy garach zamiast zlecić to skrzatom. Gdyby nie pozbył się Frytka to kazałby mu pomóc Skylerowi ze wszystkim. Musi koniecznie kupić sobie nowego skrzaciego sługę i tym razem lepszej jakości. "Mugolscy kumple" zwrócili jego uwagę i również sprawili, że nie okazał zbyt wielkiego entuzjazmu. Mimo wszystko przemilczał to, zachowując to dla samego siebie. Przechylił nieco głowę widząc to poważne spojrzenie. - Będę się kręcić w święta, ale kusisz mnie, by nocować tutaj i sprawdzić co się stanie, gdy przyjdziesz do mnie nad ranem. - uśmiechnął się… szerzej. Jego spojrzenie jasno mówiło, że ma ogromną ochotę wprowadzić to w życie. Skoro Skyler tak poważnie podszedł do tej przestrogi to chętnie zrobi na przekór i dowie się o nim czegoś, czym nie chciałby się pochwalić. Czy to bezduszność czy po prostu podniecająca ciekawość? Zamyślił się nad tym, rozważał nawet odświeżenie zaklęcia sygnalizującego obecność innych osób, by widzieć kiedy Sky będzie nadchodzić. Zwabiony dźwiękiem swojego imienia skierował nań uważny wzrok. - Do czego? - zapytał, prowadząc ich dalej, wgłąb ciemnego parku. Zerkał na jego profil węsząc w powietrzu zmianę. Za pierwszym razem pojął do czego nawiązują nieskładnie wypowiedziane słowa. Nie ukrywał, że mu się to niezbyt spodobało. Wykrzywił się na chwilę, odwracając wzrok na płonącą na złoto latarnię, którą właśnie spacerkiem mijali. To był delikatny temat zważywszy, że ostatnio częściej ich zażywał potrafiąc za każdym razem znaleźć skuteczny argument pozwalający mu na sięgnięcie po kolejny uspokajacz, nie wspominając, że w dziewięć na dziesięć nocy zaczyna się zażyciem eliksiru nasennego. - Dawkuję je według instrukcji zażywania. - wzruszył ramionami, by zbagatelizować ten temat. Odkrył, że woli, by nikt go nie upominał, a to typowe dla osób, które powoli nie potrafiły sobie wyobrażać dnia bez opróżnionej chociaż jednej fiolki. - Zmieńmy temat na ciekawszy. - zaproponował tonem nie znoszącym sprzeciwu, ucinając tym samym ten rodzaj rozmowy.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Takie zdanie zdecydowanie nie sprawiało, że miał ochotę zważać na słowa, a wręcz prowokowało go do kolejnych deklaracji. Ten rodzaj obsesji mógłby być naprawdę przyjemny i ze wszystkich możliwych do wyboru, zdecydowanie wybrałby akurat taką dla Finna. Nie sądził jednak, by faktycznie było na nią miejsce z czymś tak silnie związanym z nim samym. Zresztą gdzie leży granica, za którą coś wchodzi już w obsesję? Czy on miał już jedną, bo każdą wolną myśl (a także całkiem sporo tych zajętych) poświęcał Finnowi? Czy to mieściło się jeszcze granicach zdrowej normy zakochania? Czy w ogóle miłość powinna mieć jakieś granice? Kto ma prawo oceniać ile można dla niej zrobić? Czy czyjekolwiek cierpienie by jej uwłaczało? - Zacznijmy od tego, że nie zamierzam dać Ci próbować innych - odpowiedział, nawet nieco rozczarowany, że podobna puenta nie wyszła z ust Finna. Przez chwilę spojrzał na niego podejrzliwie, zastanawiając się czy nie bierze pod uwagę wypróbowanie innych opcji, ale zaraz uspokoił się myślą ile zajęło mu zdobycie (właściwie otrzymanie) pierwszego pocałunku Garda i uznał, że racze niczego takiego nie planuje. Nie przyzna się do tego głośno, bo to by było jak strzał w kolano, ale teraz nawet lubił te momenty, w których Finn go od siebie odsuwał, bo dzięki temu nie musiał się martwić, że przekroczy jakąś granicę. Po prostu gdy faktycznie przez nią nieświadomie przechodził, to Szwed subtelnie przepychał go z powrotem, a gdy robił to w tak czarujący sposób jak przed chwilą, to usta same układały mu się w uśmiech, który chociaż próbował udawać skruchę. - Nie wiem czy obiecuję poprawę - zażartował, bo zupełnie nie skojarzył tego komentarza z Gallagherem. Prawdę mówiąc, to całkowicie odrzucił z pamięci jakiekolwiek swoje tegoroczne ekscesy, będąc w stanie myśleć tylko o tym ostatnim i był pewien, że Finn pije jedynie do jego niecierpliwości. Zresztą poza Mattem zdążył w tym roku popełnić całkiem sporo grzeszków i głupot, więc jakby miał już myśleć o wszystkich powodach dlaczego "nie był grzeczny w tym roku", to z pewnością skutecznie zepsułoby mu to humor i nawet Finn mógłby mieć problemy z jego poprawą. - Ja nie wiem kiedy wyślę Ci to, co przygotowałem, bo nie mam sowy i w święta może być z tym problem... - dodał, w końcu przyznając, że też coś zaplanował. Właściwie to ta część z wysyłaniem prezentów stresowała go co roku dużo bardziej niż nawał pracy w piekarni i podczas przygotowywania świątecznych potraw, ale przecież nie mógł i nie chciał pomijać tego etapu. - Etam, zobaczysz z jakimi mięśniami wrócę, jeśli to przeżyję - całkowicie zbagatelizował jego komentarz, dodatkowo podkreślając to jeszcze uśmiechem i zaczepnie uniesioną brwią, choć miło połechtała go próba zinterpretowania jego słów jako troski. Nie mógł jednak odmówić dziadkom pomocy, po w tym gorącym okresie zdecydowanie nie daliby rady z wypieczeniem wszystkich zamówień, nie mówiąc już o samej sprzedaży. Poza tym byli jedną z piekarni, które sprzedawały polskie wypieki na święta, więc czuli na sobie odpowiedzialność za ciągłość tradycji w wielu polskich domach na emigracji. Westchnął głośno, wywracając oczami z uśmiechem. Czego on właściwie oczekiwał? Że Finn go posłucha? W tej relacji to zdecydowanie Szwed lepiej radził sobie ze stawianiem żądań. Może powinien zacząć go naśladować z nadzieją, że to zwiększy jego własną skuteczność? - W takim razie nie przyjdę - zadeklarował pod wpływem otrzymanej odpowiedzi, uciekając na chwilę wzrokiem nieco niżej i ściskając mocniej jego dłoń, choć był to czysty blef, bo zbyt dobrze znał impulsywność swoich zachcianek po alkoholu - Jakiś kolega mnie zwiąże i podrzuci dziadkom na wycieraczkę - dodał zaraz, w próbie żartobliwego potwierdzenia prawdziwości swoich słów, ale gdy tylko wypowiedział te słowa, to zdał sobie sprawę, że to w sumie całkiem rozsądne rozwiązanie. No, jak na Skylera. Tylko jak to zrobić, żeby nie zdążył im się ulotnić? - U mnie zasnąłeś bez eliksiru... I to dość szybko - zauważył, starając się nie dać po sobie poznać, że trudno było mu zignorować jego polecenie zmiany rozmowy. - Powinieneś robić chociaż okresowe detoksy, żeby... - kontynuował, ale urwał nagle i westchnął zrezygnowany. - Ale Ty to wiesz. Musisz widzieć, że słabiej działają. Że za każdym razem noc bez nich jest trudniejsza. Po prostu nie rozumiem... - urwał znów, próbując znaleźć jakieś słowa, które nie polegałyby na koncentrowaniu na siebie uwagi, żeby nie rzucać argumentu "bo się martwię".
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Kto jak kto, ale Finn nie skakał z kwiatka na kwiatek, a skoro już coś się działo między nim a drugą osobą to raczej nie należało to do przelotnych interakcji. Nie deklarował, traktując niektóre zachowania (bądź ich brak) za oczywistość niewymagającą słownych potwierdzeń. Być może się mylił i to była jedna z jego wad… której nie był świadomy. Słowa Skylera jednak wymagały odpowiedzi, która tym samym wywoływała potwierdzenia. - To oczywiste. - zwięźle i na temat. Tak samo, że nie będzie akceptować traktowania Skylera niczym przedmiot. Związywanie i podrzucanie na wycieraczkę? Rozpoznał w tym żart, choć sądząc po minie chłopaka to byłby w stanie wprowadzić to w życie. Zacisnął zęby. Nie obiecywał bycia grzecznym i miał nadzieję (naprawdę bardzo dobitną i nie tolerującą stłumienia), że chodzi jedynie o sprawy łóżkowe czy zwiększanie granicy wylewności w miejscach publicznych. Trzymali się za rękę, a to niejako określało ich relacje już jako naprawdę zażyłą. Pracowanie w święta i to fizycznie? Nagle zaczęło mu to naprawdę przeszkadzać. Coś, co dla Skylera było oczywistością dla Finna stawało się aspektem, który chciałby w nim zmienić. A może to zarozumiałość i chciał przyzwyczaić Skylera do luksusu, by nauczyć go pogardy wobec przepracowywania się czy pomysłów, które w oczach Finna były skrajnie niemądre. Przymrużył powieki i przyglądał się chłopakowi z uwagą, gdy ten streszczał swoje plany. Lubił słuchać jego głosu. To barwna melodia, pełna życia doprawiona ekspresją mimiczną. Zawiesił wzrok na maleńkich zmarszczkach w kącikach jego oczu, które uwydatniały się, gdy ten się szeroko uśmiechał. - Nie podoba mi się ten plan. wykrzywił się i podsumował treściwe myśli jednym zdaniem i przeciągającym się spojrzeniem. Nie żądał zmian, a jedynie zaznaczył niezadowolenie. Język go świerzbił, by jednak zaprosić go na święta i wprowadzić w inny wymiar spędzania czasu niż ten, który praktykuje. Mimo wszystko byłoby to sporo za wcześnie, a więc pozostawił ten temat, ograniczając się do odczuwania dyskomfortu. Prezentów nie skomentował. Stracił zdolność odczuwania klimatu świąt, a więc nawet nie potrafił wykrzesać z siebie zaciekawienia co też druga osoba coś dla niego wymyśla. Ścisnął pojednawczo jego dłoń i zakręcił w parku, prowadząc ich okrężną drogą w stronę północnego wyjścia. Westchnął z wyczuwalnym głosie zmęczeniem. Nie rozumiał czemu Skyler ciągnie ten temat. To bez sensu. - To był wyjątek od reguły. - odparł nieco zniecierpliwionym tonem, który nabrał też odrobinę rezerwy. - Nie trzeba rozumieć, Sky. Mam wszystko pod kontrolą i nie chcę o tym rozmawiać. - znów wziął się na ucięcie tematu mając nadzieję, że chłopak w końcu odpuści i przestanie się nad tym zastanawiać. To niewygodny temat, więc postanowił go zmienić na ten, dotyczący Sky'a. - Jaki to stopień zażyłości łączy cię z tymi mugolskimi kolegami? - zerknął na niego kątem oka. - Jak mam rozumieć związywanie? Moim odruchem jest transmutowanie ich nóg w galaretę. - nie brzmiał jakby żartował.
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Spojrzał na jego minę, zbyt rozluźniony poprzednimi słowami, by zmartwić się tą dezaprobatą dla swojego planu. Święta oznaczały dużo pracy, ale nie bezcelowej, a przynoszącej nie tylko dodatkowe zyski, ale i ogrom satysfakcji, nie mówiąc już nawet o tym, że mogli mile połechtać swoje ego dobrych ludzi, oddając niesprzedane wypieki w miejsce zbiórki żywności na święta dla potrzebujących. Zdecydowanie każda ilość pracy była warta tego, jak człowiek się czuł po tych kilku dniach, mogąc w końcu odpocząć przy stole z rodziną. Zmartwił się dopiero tym, że Finn znów próbował uciąć temat, bo on już wystarczająco niezręcznie czuł się wytykając czyjeś uzależnienia, skoro sam nie potrafił dawkować absolutnie niczego, czego się tylko łapał. W pewnym sensie nawet zazdrościł Szwedowi tej stanowczości, bo sam zawsze ulegał, nieskutecznie próbując zerwać z którymś z nałogów, nie chcąc sprawiać przykrości chociażby Florze, swojej babci czy aktualnej partnerce (tak się dziwnie składa, że akurat żaden z facetów nigdy nie stawiał mu takich żądań). Zdecydowanie nie zamierzał odpuścić - może wycofa się w tej chwili, by powrócić łagodniej do tematu przy najbliższej okazji. Systematyczność zawsze była odpowiedzią i woli rzucać raz za razem małymi kamyczkami, niż nieskutecznie próbować zakryć dziurę głazem. Nie może tak po prostu zignorować tego tematu, bo eliksiry były akurat tą substancją, od której zawsze pilnował, aby się nie uzależnić - znając dobrze ich możliwości ale i skutki uboczne. Kilka razy był już tego bliski, ale zawsze w porę odstawiał eliksir czuwania na dłuższy okres i jedyne co z tego wyciągnął, to że czas detoksu nie jest wart złotego czasu produktywności na dopalaczu. Jakoś tak mugolsko brzmiące rak płuc, cukrzyca czy seksoholizm zawsze wydawały mu się mniejszym zagrożeniem od tego, jak silnie obawiał się negatywnego wpływu magii na organizm. - Mógłbym sprawić, że wyjątek stałby się regułą - mruknął w odpowiedzi, bardziej do siebie niż do Finna, sam już nie wiedząc czy wyobraźnia nie pomknęła mu przy tym argumencie zbyt daleko. Z tamtą nocą kojarzyło mu się kilka wyjątków, które chętnie wprowadziłby do codziennego życia i szczerze nie wiedział na ile to wszystko łączyło się w jedność, wpływając na sen Finna. - Stopień zażyłości? - powtórzył nieco zdezorientowany, co wyraźnie odbiło się na jego twarzy, gdy spojrzał na chłopaka, ale zaraz prychnął cicho ze śmiechu, słysząc jego kolejne słowa. - Myślę, że i bez zaklęć nasze nogi będą jak z galarety - skomentował, próbując doszukać się w tym żartu i rozbawiony wykręcił głowę w instynktownym ucałowaniu Szweda w ramię. Ten gest, a zwłaszcza to, że mógł go wykonać tak swobodnie, cieszył go mimo warstw ubrań oddzielających usta od skóry. - Nikt z nich mnie nigdy nie wiązał, jeśli o taki stopień zażyłości pytasz - kontynuował zaraz, próbując ściągnąć usta w dół, ale te walczyły dzielnie, naiwnie doszukując się w słowach Garda zazdrości. Co prawda sporej części tych spotkań nie pamiętał, więc nie mógł poręczyć, że nigdy nikogo z kolegów nie podrywał, ale zdecydowanie nie zamierzał tego robić, bo nawet jeśli któryś się domyślał lub pamiętał alkoholowe wyznania, to zgodnie milczeli co do jego orientacji. - To po prostu koledzy z dzieciństwa. Widujemy się dwa razy do roku, żeby się napić, więc tak naprawdę za dobrze się nie znamy, ale wiesz jak to po alko. Nagle każdy obok wydaje Ci się najlepszym przyjacielem - podsumował, więc jego myśli mogły powrócić niczym bumerang do uciętego wcześniej tematu. Potrzebna jest już tylko jakaś drobna strategia. - Finn - wymruczał, nie mogąc ukryć w tonie głosu tej podejrzanie brzmiącej nuty zadowolenia. Zwolnił kroku i rozplątał ich palce, by przesunąć dłonią wzdłuż jego ręki, przyciągając go do siebie bokiem o ramię. - Mam straszną ochotę... - zaczął cicho, sięgając ciepłym oddechem do jego ucha. - ...na Twoją kawę. Zrobisz mi jedną? - dokończył z cisnącym się na usta uśmiechem, ucałował go powoli w żuchwę i odsunął się, by spojrzeć mu w oczy w poszukiwaniu jakiejś reakcji. Plan był taki, by utrzymać się jak najdłużej przytomnym, pilnując by Finn nie przyjął nawet najmniejszej dawki kofeiny. Jeśli będzie trzeba, to posłodzi i wypije każdy przygotowany przez niego kubek. Od czegoś trzeba zacząć tę senną kurację, prawda?
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Zawsze ucinał niewygodne tematy. Można zarzucić mu, że uciekał przed odpowiedzialnością, iż wstydził się mówić o swoich błędach bądź wadach jednakże nawet jeśli było w tym wiele prawdy, to i tak nie zmieniał swojej postawy. Gdyby głębiej zastanowił się nad zainteresowaniem Skylera to z pewnością zauważyłby w tym troskę. Niestety nie zdołał się skoncentrować na motywach Puchona, skoro poruszony został temat istnienia mugolskich kumpli. Dawno nie czuł liźnięć zazdrości, a odkrywszy ich istnienie nie był z tego zbyt dumny. Kamuflował to zatem rezerwą i obiecał sobie postarać się dawkować zainteresowanie towarzystwem Skylera. - Wyjątkami zajmiemy się w lepszym okresie, na przykład na wiosnę. Okay? - zagaił łagodniej, próbując zakamuflować potrzebę ucięcia i tego tematu. Sam zaczynał się sobie dziwić. Wycofywał się z tylu tematów, uniemożliwiając tym samym Skylerowi jakiekolwiek okazanie troski. Najwidoczniej nie był gotowy poruszać wszystkiego, stąd te mury, które przed sobą stawiał. Chciałby być przystępniejszy. To musiałoby być proste umieć wykazać się otwartością i wyrozumiałością. Widział wyraźnie kontrast między nimi i dostrzegłszy swoją własną rezerwę zaczynał mieć wyrzuty sumienia, że tak odpychał Sky'a. Spoglądał na jego policzki, gdy parskał śmiechem, a potem go spontanicznie obdarzał zwyczajnym - i jakże niezwykłym zarazem - buziakiem. Przypadkowo go rozbawił, a przecież nie planował. - Mam w głowie cały arsenał zaklęć, którymi mógłbym potraktować twoich kumpli, jeśli zrobią ci coś idiotycznego. - ostrzegł, choć przyłożył się, aby nie było owiane zbyt intensywnym chłodem. Słuchał streszczenia relacji z tymi chłopakami i tym bardziej miał ochotę ich osobiście poznać, by z pomocą swojego zimnego spojrzenia i surowego wyrazu twarzy uświadomić ich, że te rzeczy, które Skyler akceptuje (wiązanie i podrzucanie na wycieraczkę? Niby żart, ale naprawdę nie podobało mu się jakiekolwiek poniżanie Skylera) u Finna nigdy nie będą tolerowane. - Okay, ty ich znasz i wiesz co robisz. Nie będę kręcić nosem. - odpuścił czując, że mógłby się bardzo negatywnie nastawić wobec mugolskich obcych. Zrównał krok ze Skylerem, zwalniając do zadowalającego go tempa. Przymrużył powieki spoglądając nań podejrzliwie. Te "Finn" brzmiało jakby po przecinku krył się skomplikowany pomysł. Zatrzymał się i zaglądał ciekawsko do szaroniebieskich oczu. Na cokolwiek miał ochotę, Finn zaczynał też tego chcieć. Odruchowo położył dłoń na jego biodrze oczekując propozycji na spędzenie tego wieczoru, a więc zdziwił się usłyszawszy... o kawie. - Kawa? O ósmej wieczorem? - zerknął na zegarek, który wskazywał, że za siedem minut wybije wspomniana godzina. - Pytasz o kawę takim tonem... to pretekst, byśmy już do mnie poszli, tak? - teraz to on uśmiechnął się półgębkiem, muskając kciukiem jego rozchylone wargi. - Możemy o tym porozmawiać przez resztę drogi. - szturchnął go łokciem i celowo nie podając ręki skierował się w kierunku wyjścia z parku. Zerknął na niego przez ramię. - Idziesz czy nie? - uniósł wymownie brwi, idąc przez moment tyłem.
Do Londynu przybyły wielkanocne zające! Jest ich kilkanaście i rozrzucone są po całym parku tojadowym. Oczywistym jest, że są zaczarowane, a więc jeśli masz niecne zamiary i chcesz zwędzić czekoladowego królika - niespodziankę to od razu Ci to uniemożliwią. Czyżby to bojowe zające wielkanocne?
√ Aby wziąć udział w losowaniu jaj należy opublikować na wizbooku wpis (ze świątecznym obrazkiem) dotyczący Wielkanocy (z tagiem #easter) albo (jeśli nie posiadasz wizbooka) napisać/ułożyć wierszyk wielkanocny i przypiąć go do Tablicy ogłoszeń. √ Dla każdej postaci przysługuje jeden darmowy czeko-królik. Na następne trzeba się już postarać (dokładnie w niżej podanej kolejności): √ Drugi czekokrólik- narysuj pisankę w tym projektorze/paincie i podlinkować. Nie musi to być arcydzieło, to dla zabawy! √ Trzeci czekokrólik - rozegraj z kimś minimum 4 posty na głowę, a którym celebrujesz święto Śmingusa- Dyngusa (może być w tym temacie). √ Czwarty czekorkólik- zapłać zającom 80 galeonami ALBO bazimi kotkami, które przyniesiesz z jednej z cieplarni (napisz tam chociaż jeden post na minimum 2000 znaków), które zostały tam schowane przez naszego poltergeista. √ Należy napisać w tym temacie minimum jeden post, w którym postać odbiera czekokróliki. Kod podany jest poniżej. √ Wszelkie pytania można kierować do @Elaine J. Swansea.
Czekoladowe króliki
Rzuć literką i poznaj zawartość swojego wylosowanego czekokrólika!
A- w środku czekokrólika znajdujesz zwinięty rulonik pergaminu z interesującym Cię tematem, dzięki któremu zyskujesz +1 punkt do dowolnej umiejętności. B- na Twoją dłoń wypada malutka fiolka z 1 porcją eliksiru Felix Felicis. C- to wyjątkowo smaczny czekokrólik, ale niestety bez niespodzianki w środku. D- ledwie przełamałeś czekorkólika, a ze środka wystrzeliło zmagazynowane zaklęcie - oberwałeś Jęzlepem i tracisz zdolność mówienia na cały post. E- wyciągasz ze środka nowiutki egzemplarz omnikularów. F- w środku znajdujesz magicznie pomniejszony wielkanocny samonagrzewający się kubek. G- dotykasz woreczka ze skóry wsiąkiewki, który otwiera się pod Twoimi palcami. Oprócz niego zyskujesz również schowane tam 30 galeonów. H- ze środka wystrzeliwuje strumień orzeźwiającej wody. Jesteś przemoczony, ale też ogarnia Cię zapał, rozpiera energia, jakbyś mógł góry przenosić. I- na Twoją dłoń wysuwa się totem protekcyjny (+2 pkt transmutacja). J- w środku umieszczony jest magicznie pomniejszony świetlik (+3 pkt starożytne runy).
Uwaga. Zaszła drobna zmiana. Należy napisać minimum jeden post w tym temacie, w którym postać odbiera fabularnie czekokróliki. Poniżej podaję kod pomocniczy:
Kod:
<zg>Czekokrólik:</zg> wpisz który <Zg>Wizbook/tablica ogłoszeń:</zg> wpisz link <zg>Wymagania czekokrólika:</zg> link do wątku/sketch Roy/paint etc <Zg>Wylosowana litera:</zg> link do litery
Czekokrólik: dwa: darmowy i za pisankę Wizbook/tablica ogłoszeń:wizzbook Wymagania czekokrólika: pisanka XD Wylosowana litera:G i C
Wielkanocny spacer po lesie w Dolinie Godryka należał do jej małych tradycji świątecznych. Ale tym razem miała ochotę na dalszą wyprawę. Odkąd zaczęła pracę w New Magic Theatre, bardzo polubiła Londyn. A Ulica Tojadowa miała w sobie coś szczególnego. Zwłaszcza wiosną, gdy kwitły drzewa wzdłuż wąskiego chodnika. Z przyjemnością przechadzała się więc wzdłuż budynków oświetlonych przez ciepłe promienie słońca. Chłonęła witaminę D i napawała się przepięknym zapachem bladoróżowych kwiatów. I nagle... Nagle zobaczyła dziwny ruch w odległości kilku stóp od siebie, za żywopłotem. Zupełnie jakby... przez drogę przekicał zając. Zmarszczyła czoło i ruszyła nieco szybciej, kierując się w tamtą stronę. Zajrzała za krzaczki i ujrzała małe, magiczne stworzonko. Dobrze wiedziała, co to było i że nie był to prawdziwy zajączek. Pospiesznie wyciągnęła różdżkę z tylnej kieszeni spodni i machnęła nią dynamicznie w stronę tajemniczego stworzenia. I wtem wielkanocny zając zamarł w miejscu i zbrązowiał. A właściwie to... z powrotem zamienił się w zajączka z czekolady. Zanim dziewczyna podniosła go z ziemi, to spostrzegła, że w niedalekiej odległości czai się drugie słodkie maleństwo. Miała wyjątkowe szczęście! Gdy wróciła do domu, to zajrzała do wnętrza czekoladowych zajęcy, choć i tak to czekolada odgrywała w tej zabawie pierwsze skrzypce. Czekolady nigdy za wiele, ot co! Okazało się jednak, że jeden z milusińskich posiadał woreczek ze skóry z wsiąkiewki, w którym skryte było trzydzieści galeonów. Cóż, może powinna potraktować tę znajdźkę jako dobrą wróżbę?
Droga nie zajęła mu więcej, jak pół godziny. Całe trzydzieści minut na dojście do miejsca spotkania, które nie miało wnieść do jego życia niczego, czego mógłby użyć. W sumie to sam odezwał się pierwszy, chociaż należało to do wyjątków. Nic więc dziwnego, że Boris spytał, czego potrzebuje tym razem. Dobry, stary i poczciwy wuja. Usiadł na jednej z ławek, sącząc kawę z dużego papierowa kubka. Powiedziałby raczej, że było w nim mniej kawy, a więcej zakrapianego dodatku, ale o tym nikt nie wiedział. Chyba że zbliży swoją twarz na tyle blisko, aby mógł zionąć słodkim zapachem rumu. Do tego jednak potrzebne byłoby zbliżenie, którego by w tym momencie chciał. A raczej lecenie w ślinkę z własnym wujkiem nie było jednym z jego fantazji do zaliczenia. Sadzając swoje szanowne cztery litery, najpierw z niemal czułością postawił futerał z gitarą obok, aby mieć go cały czas na oku. A przynajmniej mógł go doglądać kątem oka... Rozsiadł się wygodniej, odchylając głowę do tyłu i nasłuchując się szumu drzew i śpiewu ptaków. Piękny, niemal idylliczny obrazek, nie było większej słodyczy, którą mógłby zwrócić. Miał w zapasie kilka dodatkowych godzin, nie spieszył na żadne spotkanie, co z pewnością nie musi dotyczyć Borisa. Nawet nie spojrzał na zegarek, wiedząc, że pojawi się w swoim czasie. A przynajmniej do tego momentu, mógł cieszyć się swoim naparem.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Powiedzieć, że Boris nie spodziewał się tego spotkania, to jak nic nie powiedzieć. Krewny, napisał do niego jednak w najlepszym momencie, ponieważ po ostatnich zawirowaniach znów miał chwilę spokoju, dzięki czemu mógł poświęcić więcej czasu swojej rozproszonej po całym świecie rodzinie. Na spotkanie z Amirem ubrał się tak samo jak podczas spotkania pierwszego z Larą, kiedy to dowiedział się, że ma własną, rodzoną córkę, która jest już pełnoletnia i powoli zaczyna układać sobie życie. -Cześć- podał chłopakowi dłoń, zaraz potem jak wszedł do parku, w którym się umówili wcześniej i dotarł do siostrzeńca. Był znacznie wyższy od niego, co wprawiało mężczyznę w lekki dyskomfort, który musiał szybko przezwyciężyć. -Często grasz?- zapytał się wskazując na gitarę. Musiał przyznać sam przed sobą, że przez natłok myśli, które nieustannie zaprzątały mu głowę, zapomniał o tym jakie zainteresowania ma jego krewny. -Chciałeś o czymś konkretnym porozmawiać, czy napisałeś, bo ci się nudziło?- zapytał się z nutą pretensji w głosie. Samemu uznał, że jeżeli mają cokolwiek omawiać, to najlepiej jeżeli zrobią to w cztery oczy. Miał nadzieję, że niedługo przejdą do konkretów i będą w stanie przeprowadzić rozmowę na temat lub tematy, które sprawiły, że chłopak się do niego odezwał. @Amir P. Zagumov
Ostatnio zmieniony przez Boris Zagumov dnia Pią Kwi 30 2021, 22:12, w całości zmieniany 1 raz
Oczywiście, że wiedział o jakieś tam dalekiej kuzynce, która jak się okazało, nie miała bladego pojęcia o tym, kim był jej ojciec. Fakt faktem, wielokrotnie ich drogi w szkole się krzyżowały. Jak sam zainteresowany nie wiedział, że spłodził już jakiś czas temu dziecko? Można było również odwrócić trochę sytuację. Na przykład on. Poznał swojego ojca, a byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi, którzy oprócz powierzchownego podobieństwa, nie posiadali żadnych wspólnych cech. A przynajmniej tak uważał Pietro... Nic uczestnicząc w jej życiu, zapewne niczego nie stracił. -No witam.-Powiedział, ściskając dłoń wuja. Nigdy nie oprze się wrażeniu, że dziwacznie było z nim przechodzić te wszystkie formalności. A przecież mieszkał tu już jakiś czas, a on był jego oficjalnym opiekunem od tamtego momentu. Poklepał subtelnie miejsce obok siebie, zachęcając do potowarzyszenia. -Jak długo każesz mi na siebie czekać?-Uniósł nieznacznie brwi, chociaż sam wyraz jego twarzy się nie zmienił. Pietro nigdy nie miałby nikomu za złe spóźnienie, ba, sam przychodził o porze, która najbardziej jemu odpowiadała. Po prostu lubił czasem poobserwować zmieszanie na jego twarzy. -Za niedługo mam koncert w wiosce. Tak właściwie to zmierzam później na próbę.-Jego wzrok również powędrował do opartej o ławkę gitary. Upił spory łyk z kubka i spojrzał na wuja.-Spokojnie. Nie musisz robić miejsca w swoim grafiku. Na pewno i teraz wyrwałem Cię z jakiegoś ważnego spotkania...-Powiedział lekko, chociaż same słowa mogły brzmieć, jakby on również miał do niego pretensje. Nie, nie miał. Po chwili uśmiechnął się szeroko, jakby w końcu przeszli do sedna całej sprawy.-Chciałem spędzić z Tobą trochę czasu, skoro tak rzadko się widujemy.-Westchnął, zrezygnowany.-Nudziło? Czy myślisz, że tylko dla własnej uciechy odciągałbym Cię od tego, co tam masz do zrobienia?-Uraza, a przynajmniej tak mógł to odebrać. Dopił swój napój i podniósł się z ławki, aby wyrzucić papier do śmietnika. Zamlaskał cicho, próbując zebrać resztki naparu z warg.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Po wskazaniu mu miejsca przez chłopaka, usiadł obok niego, by dać odpocząć swoim nogom i móc w spokoju porozmawiać z Amirem na mniej lub bardziej ważne tematy. Przy okazji miał okazję popodziwiać otaczającą go roślinność, która występowała na terenie parku pewnie na długo nim się tutaj przeprowadził. -Tyle ile będzie trzeba, przyszedłeś w końcu za wcześnie- pomimo tego, że byli sami i łączyły ich więzy rodzinne, nie czuł się zbyt komfortowo podczas wytykania mu, nawet w sposób żartobliwy takich błahych spraw, zwłaszcza, że po wydarzeniach z wiecu SLM był lekko rozdrażniony. -Co gracie?- spodziewał się, że może otrzymać odpowiedź typu "muzykę" ale po cichu liczył, że kuzyn odpowie mu na pytanie obszernie, tak by Rosjanin mógł zorientować się jaki typ i rytm muzyki prezentuje publiczności Amir. -Nie miałem nic ważnego akurat- nie musiał kłamać, a nawet gdyby okazało się, że musi coś pilnego załatwić, to uważał, że w przypadku gdy w grę wchodziła rodzina i szeroko ujęte utrzymanie jej w dobrej kondycji, to ta druga rzecz stawała na pierwszym miejscu w liście priorytetów. -Nie udawajmy, że taka opcja jest nierealna- domyślał się, że młodsze, bardziej niesforne pokolenie mogłoby mieć dziwne zachcianki, zwłaszcza jeżeli te osoby, jak w tym przypadku jego rozmówca, nie pałały zbyt dużymi, pozytywnymi uczuciami w stosunku do niego samego.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
- Na pewno się polubicie. - powiedział po raz kolejny do córki Christopher Hastings, rozglądając się dookoła z lekkim niepokojem. - To taka miła, niziutka dziewczyna, ta Christine... Jest córką kuzynki trzeciego stopnia od strony pradziadka Edmunda. I lubi te... Kucyki. A może to nie ona... Jenna Hastings ściągnęła mocno usta i nie mówiła nic, wprawiając ojca w jeszcze większą konsternację. Był dorosłym aurorem. Odnosił sukcesy, ścigał złoczyńców, ale na litość Merlina, nikt go nie przeszkolił do bycia ojcem! Jasne, zajmował się czasem młodszym rodzeństwem i kuzynostwem, ale jego własna córka wydawała się jakaś taka urwana z choinki. Nie bardzo potrafił do niej dotrzeć. Jenna stała, ściskając mocno jeden z niedawno zakupionych podręczników. W plecaku miała jeszcze parę innych, tak na wszelki wypadek, ale obecnie najbardziej zainteresowało ją zielarstwo. A skoro byli umówieni w parku i to, jak się dowiedziała od ojca, w parku przy ulicy czarodziejów, to istniała szansa, że rozpozna jakiś magiczny egzemplarz. Na przykład... - O! Christina! Jenna poczuła, jak ojciec łapie ją za ramię i prowadzi w stronę jakiejś obcej dziewczyny. - Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się zaopiekować Jenną. Z resztą, to idealna okazja do zacieśniania więzów rodzinnych, prawda? Na mnie już czas. Wrócę o osiemnastej, Jenna ma pieniądze na obiad, lody i takie tam... No! To miłej zabawy! I z trzaskiem deportował się z parku, pozostawiając obie panienki same. Jenna nie odezwała się ani słowem. Stała tylko, ściągając usta i wbijała spojrzenie swoich jasnych z zimnych oczu w kuzynkę.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Chyba każdy kto znał Kryśkę doskonale zdawał sobie sprawę, że Grimówna to się na opiekunkę nie nadaje. A przynajmniej każdy poza jej matką, która to ochoczo przystała na pomysł, by Christina zajęła się przez kilka godzin młodszą kuzynką. Sama Gryfonka oczywiście starała się z tego wykręcić jak tylko umiała, próbując nawet wmanewrować w to brata, ale nic z tego. A gdy matka zaczęła wyglądać, jakby znów była o krok od depresji, Kryśka dla świętego spokoju zgodziła się zostać niańką. No trudno. Najwyżej któraś z nich zakończy ten dzień na oddziale zamkniętym w Mungu. Albo i obie. Co w sumie nie było takie złe biorąc pod uwagę fakt, że Christi rozważała pójście na magipsychologię. O odpowiedniej porze pojawiła się w umówionym miejscu. Całe szczęście padło na park. Dzięki temu może uda jej się choć trochę obczaić jakieś roślinki, których znajomość była kluczowym elementem w jej przyszłości, jeśli nie wypali plan z psychologią czy psychiatrią. Tak, Kryśka nadal nie porzuciła marzeń i planów na otworzenie własnej plantacji magiczno-leczniczych grzybków. Czym byłoby życie bez takich marzeń? Nim zdążyła coś powiedzieć, facet, który według słów matki był jej kuzynem, wujem czy kimś tam, deportował się i zostawił ją ze swoją córką. Która, nawiasem mówiąc, wydawała się równie ucieszona z tej sytuacji co sama Grimowa. Nawet spojrzenie miała tak samo obojętne jak Kryśka. - Christina - przedstawiła się w końcu, wyciągając rękę do dziewczyny. Były prawie tego samego wzrostu, co w obecnej sytuacji wydało się Kryśce nawet w jakiś sposób zabawne. - Co chcesz robić? - zapytała. Obiecała matce, że postara się być choć trochę miła.
Jenna wbiła wzrok w rękę, która wyciągnęła do niej Christina i wpatrywała się w nią milcząc zauważalną chwilę. Zrobiło się nieco dziwnie, ale zanim sytuacja stała się naprawdę nieprzyjemna, dziewczynka wreszcie uścisnęła dłoń kuzynki na przywitanie. - Jenna. Cofnęła rękę, by znów przyciskać nią do piersi podręcznik zielarstwa. - Tata powiedział, że lubisz kucyki. A ja myślę, że nie ma pojęcia, z kim tak naprawdę mnie zostawił. Jesteś chociaż naprawdę moją kuzynką? Jasne oczy świdrowały Christinę niemal na wylot, aż wreszcie dziewczynka przestąpiła z nogi na nogę i otworzyła podręcznik na zaznaczonej zakładką stronie i odwróciła go w stronę Christiny, ukazując pięknie rozrysowany Asfodelus. - Wiesz może, czy tu rośnie takie coś? Podobno jest roślina ozdobną, a to jest park.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Widząc, że młoda także aż pała dziką radością na wieść o tym, że ma z nią zostać, Kryśka miała ochotę znokautować się czymś ciężkim. Wszystko, by jednak wymigać się od tego niańczenia kuzynki, która wydawała się być jeszcze bardziej aspołeczna i wredna od niej. Już ona to sobie zapamięta. Na kolejną prośbę matki każe jej zająć się tym osobiście. Gdy już "zawarły znajomość", Kryśka spojrzała na młodą. I co niby miały teraz robić? Nie miała pojęcia, co teraz jest w modzie i czym zajmują się młodziaki. A Jenna wcale z nią nie współpracowała swoim nastawieniem. - Kucyki? No chyba nie. Coś mu się chyba pomerdało - powiedziała, marszcząc brwi i mrugając z zastanowieniem. Przecież ona nie dogadywała się z większością zwierząt! - Nie mam pojęcia. Nigdy wcześniej o was nie słyszałam. Ewentualnie starzy robią z nas sobie jaja - mruknęła. No cudownie. Dzień zapowiadał się coraz ciekawiej. Skończenie w psychiatryku zaczęło wydawać się coraz bardziej realne. - Och, Asfodelus - mruknęła pod nosem, przyglądając się rysunkowi. Niewiele o nim wiedziała, bo nie występował w eliksirach ja interesujących. - Jest z rodziny liliowatych, więc pewnie można go znaleźć gdzieś, gdzie jest jakiś zbiornik wody lub wilgoć - mówiła dalej, przypominając sobie to, co kiedyś tam przeczytała w podręczniku na temat tego okazu. - Wiesz, możemy przejść się po parku i go poszukać. Ja dawno tu nie byłam to nawet nie wiem, czy wcześniej tu rósł. Ale sprawdzić można - zaproponowała, spoglądając na kuzynkę. Poszukiwanie rośliny brzmiało o niebo lepiej, niż takie stanie i rozmawianie na siłę.
Desperacja to takie brzydkie słowo. Dużo lepiej brzmi „szukanie nowych możliwości” albo „patrzenie za rozwiązaniem w szerszej perspektywie” albo... Doba, nie oszukujmy się. To, że zwróciła się do kogoś kto może jej załatwić substancje niedozwolone było desperacją w 100%. Szczerze? Nawet nie robiła tego dla siebie tak w pełni – choć naprawdę chciała poznać swoją przeszłość i zrozumieć co się tak naprawdę stało 1,5 roku temu. Jednak gdyby to tylko od niej zależało, to poczekałaby aż wspomnienia same wrócą – prędzej czy później. Nie korzystałaby z nielegalnych wspomagaczy tego procesu... Jednak kolejne dni patrzenia na zawiedzenie w ludzkich oczach... Sprawiała przykrość ludziom, gdy podchodzili do niej z „Cześć Tori! Kopę lat! Gdzie byłaś tyle czasu?!”, a jej jedyną reakcją pozostawało „Przepraszam, ale skąd się znamy?” i emocjonalna obojętność. Szczególnie względem Maxa, z którym wcześniej łączyła ją silna więź i wiele ważnych wspomnień – a teraz pustka. Nie była pewna jak się ubrać na spotkanie z dilerem. Patrząc na filmy czy książki powinna albo wyglądać jak groźna dresiara, albo skórzane spodnie, skórzana kurtka, łańcuchy na biodrach i pieszczocha na ręce. Ciężko powiedzieć do którego stereotypu jej było bliżej, ale ostatecznie pozostała przy czarnych spodniach i szarym, zimowym płaszczu. Odpuściła sobie czapkę z małymi rogami renifera dzięki czemu nie wyglądała jak wysłane przez „tego pętaka dziecko z Hogwartu”, więc raczej Danny powinien się ucieszyć - wbrew jego przypuszczeniom różnica wieku między nimi nie była jakaś szczególnie duża. W sumie, to gdzieś w głębi ekscytowała się tym spotkaniem. Nigdy tak ją nie cieszyło poznawanie zupełnie nowych ludzi, którzy nico niej nie wiedzą, jak w ostatnim czasie. Nawet jeżeli w normalnej sytuacji ostatnie co by jej przyszło do głowy, to zadawanie się z takimi osobami. To wbrew pozorom była grzeczna dziewczynka. Teraz, to już szczególnie, bo nie miała w głowie listy barów w których podają najlepsze drinki oraz świadomości ile swego czasu Gryffindor stracił przez nią punktów.
Przechodząc przez bramę parku, obiecywał sobie w myślach, że ostatni raz bawi się w interesy z kimś z Hogwartu, gdzie nie do końca wie z kim dokładnie ma do czynienia. Cholera, nie chciał problemów, a z tymi dzieciakami, które podlegają pod szkołę zawsze istnieje ryzyko. Jednak, skoro dziewczyna została przysłana przez Maxa, nie mógł odmówić. Amnezja. Z czymś takim jeszcze nie miał do czynienia w swoim trzydziestoletnim życiu, a tym bardziej nigdy nie wpadłby na pomysł, aby leczyć ją substancjami przeznaczonymi do zupełnie innych celów. Tak naprawde nie miał zbyt wielu pomysłów, które mógłby zaproponować Tori, jednak uznał, że spotykając się z dziewczyną, będzie w stanie dokładniej ustalić co konkretnie jej potrzeba. Bo może rozwiązanie, które jej pomorze jest prostszs niż ktokolwiek mógłby sądzić... Przystanął przy jednej z ławeczek i z uciechą stwierdził, że w park tego dnia nie jest tak oblegany jak inne tego typu miejsca w Londynie. To wiele ułatwiało i pozwalało na swobodniejsze poruszanie się po tym terenie. I oczywiście szybsze rozpoznanie dziewczyny, która podobnie jak on, kogoś wyglądała. Zdawało się, że Solberg opisał jej też pokrótce kogo ma szukać, bo bez problemu z Peresem się odnaleźli. - Tori, prawda? - zagadnął czysto formalnie, wyciągając do niej rękę, by ją lekko uścisnąć. Zachował stoicki wyraz twarzy, jak zawsze chcąc pokazać, że jest poważnym człowiekiem, któremu można ufać. - Przejdziemy się? Opowiesz mi coś więcej o swojej amnezji. - zasugerował, przechodząc na nieco luźniejszą formę i pozwolił sobie na bardziej przyjazny wyraz twarzy. Miał nadzieje, że podczas rozmowy wpadnie na coś, co będzie mogło rozwiązać problem Tori.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Trzeba przyznać, że Danny dość kiepsko dobierał znajomych, skoro nie chciał mieć wiele wspólnego z Hogwartem. Sam Solberg wprawdzie już nie studiował, ale był rok od niej młodszy i teoretycznie powinien być teraz studentem. Nic więc dziwnego, że podsyłał mu klientów właśnie z murów szkoły, choć sam nie miał już tam wstępu. Tym razem jednak nie opierało się to wszystko na demoralizowaniu uczniów, a na trochę poważniejszej sprawie – ona nie chciała się po prostu naćpać ze znajomymi na imprezie żeby widzieć wokół siebie tęczowe jednorożce, a następnego rana odczuwać tego skutki i zarzekać się, że „nigdy więcej”. Tu sprawa była poważniejsza, bo dziewczyna chciała po prostu wyjść krok poza mugolską i magiczną farmakologię i zobaczyć co ma jej do zaoferowania ta czarna strefa. -To ja – Odpowiedziała gdy trafili już na siebie, co faktycznie nie było zbyt trudne. Szczerze mówiąc jeszcze przed tym jak został jej przedstawiony jego rysopis, wyobrażała sobie kogoś... Cóż, innego. Na pewno nie zupełnie normalnego i całkiem przystojnego mężczyznę, a... No nie wiem. Jakiś wyssany z życia wrak człowieka, który podchodzi do ludzi, odchyla białą, chudą ręką płaszcz i ma pod nim cały sklep z dragami? Max szybko wyprowadził ją z błędu. Również uścisnęła mu dłoń. Wcześniej tego nie odczuwała, teraz zaczynała się lekko stresować, ale miała nadzieję, że po niej tego nie widać. Jednak nie trzeba było być mentalistą żeby widzieć, że w takiej sytuacji jest pierwszy raz w życiu. - Ciężko mi będzie Cię wprowadzić, bo sama niewiele wiem – Zaczęła zakładając za ucho jakiś luźny kosmyk włosów i ruszając przed siebie. Zdecydowanie spacer to dobra opcja, nie ustałaby w miejscu. - 1,5 roku temu miałam wypadek. Mam po nim bliznę na głowie, poza tym zupełnie nie znam jego okoliczności. Obudziłam się w szpitalu kilka dni później i dopiero od tamtego czasu mam świadomość. Wszystko z wcześniej... Jakby wiem, że to jest, ale nie jestem w stanie się do tego dostać – Wyjaśniła pokrótce choć była pewna, że niewiele mu to mówi. Zastanowiła się przez chwilę co jeszcze mogłaby powiedzieć takiego, żeby mu to jakoś pomogło. Szybko pomyślała, że warto go naprowadzić na to czemu akurat u niego szuka pomocy. - Jak na razie zawiodły leki, zawiódł psycholog, zawiodły zaklęcia. Diagnoza jest taka, że sama sobie podświadomie te wspomnienia blokuję – O drugiej wersji, którą było wielokrotne powtarzane obliviate, wolała nie wspominać. Zresztą nadal nie wierzyła w tą wersję, bo skoro 1,5 roku mieszkała w domu rodzinnym, to kto miałby jej coś takiego robić? W prawdzie ojciec ją okłamał na temat tego, że studiowała w Hogwarcie... Ale przecież nie jest psychopatą, który odbierałby własnemu dziecku pamięć żeby zatrzymać ją w kraju, prawda? Zresztą od kilku dni większość czasu spędzała daleko od domu i wspomnienia nadal nie wracały...
W mniemaniu Peresa Max był trochę innym przypadkiem, bo zapuszczał się w zakątki Nokturnu i powiedzmy sobie szczerze, czasem parał się niezbyt legalnymi sprawunkami, przez co ta dwójka się znała. Co innego mieć jednego zaufanego klienta, a co innego pozwolić sobie na niezbyt pewne powiązania, które mogą przynieść mu więcej problemów niż korzyści. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli były Ślizgon wysłał dziewczynę do niego, była to naprawdę wyjątkowa sprawa i jak się później przekonał, nie chodziło tylko o wyposażenie studentki w dragi dla jej rozrywki. I tutaj pierwszy raz w życiu, Samuel miał przed sobą zupełnie inny niż zwykle cel, przyświecający jego "działalności". Dlatego właśnie podjął z nią rozmowę, kiedy tylko się spotkali. - Ah, to ma sens... - skwintował jej słowa, po cichu uznając, że faktycznie jego prośba była nieco niesprecyzowana, na szczęście Tori okazała się być na tyle domyślna, że zrozumiała jakie informacje mogłyby być dla niego istotne. Kiedy zaczęła mówić, słuchał jej w ciszy, jednak w głębi duszy nie mógł sobie wyobrazić jakie to mogłoby być uczucie - nie móc odkopać wspomnień z przeszłości, nie wiedzieć jak znalazło się w tym miejscu, w którym teraz się znajduje. Też przyszło mu na myśl najpierw zaklęcie zapomnienia, jednak uznał, że to mogłoby być zbyt proste, a poza tym, skoro zajmowali się nią specjaliści, musieli wykluczyć tę opcję. - Okej, a czujesz, że ta blokada może puścić? W sensie... wiesz, chodzi mi o to na przykład masz wrażenie, że niektóre miejsca zdają Ci się znajome, tak po prostu? - nie wiedział jak ma to ubrać w słowa, przez co przez chwilę tylko patrzył na nią wyczekująco, aby za moment dodać: - Nie znam się na tym, ale tak sobie myślę... że jeśli sama nie pozwolisz sobie na powrót tych wspomnień, to nic nie wskóramy. Chyba, że będziemy na chybił-trafił faszerować Cię wszystkim co mam, z nadzieją, że coś spasuje. - bardzo nie chciał tego robić. I nawet nie dlatego, że byłoby to mega czasochłonne, ale też z pierwotnego powodu, dla którego wahał się, aby się z nią spotkać. Nie wiadomo, jak Tori zareagowałaby na cały asortyment, który ma w zanadrzu, a Samu nie chciał problemów.