Dach, na pierwszy rzut oka, jak każdy inny. Posiada mnóstwo niezbadanych dotychczas zakątków, bo jeszcze żaden z uczniów a tym bardziej nauczycieli nie był na tyle szalony by się tutaj zapuszczać. Do czasu!
Jeśli jesteś wytrwałym poszukiwaczem, uda Ci się nawet znaleźć prosty spad dachu, gdzie jacyś śmiałkowie przed Tobą składowali wygodne poduszki, odporne na warunki pogodowe panujące na zewnątrz.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Nie Lip 31 2011, 22:07, w całości zmieniany 1 raz
- Chyba... idziemy przed siebie, nie? - spojrzała na dach, który, musiała przyznać, z tej perspektywy był wręcz ogromny. To pewnie przez to, że stały na jednej z jego najwyższych części, oczywiście, pomijając dach. Mogła dostrzec jak duży jest zamek, a spadki i uniesienia dachu tylko urozmaicały widok.
- Głupie pytanie - roześmiała się - oczywiście, że idziemy. Zrobiła kilka kroków do przodu, były one niepewne, jako że było ciemno. - Hogwart jest naprawdę piękny.
Ruszyła, tuż obok Gabrielle. Ciągle się rozglądała, zachwycona tym co może zobaczyć w świetle Księżyca. Ach, jak pięknie musiało być tutaj w dzień, w świetle Słonecznym! Bell pomyślała, że koniecznie musi tu przyjść w dzień. I to jeszcze nie jeden raz. Widząc, że powierzchnia dach nagle załamuje się i ostro spada w dół, usiadła i po prostu z niej zjechała, hamując nogami, żeby za bardzo się nie rozpędziła. - Jak zjeżdżalnia na placu zabaw! - ucieszyła się. Szkoda tylko, że było tak krótko.
Zjechała za Bell po dachu i wpadła prosto na nią, bo ta nie zdążyła jeszcze wstać. - Auć - syknęła cicho. Podniosła się, na szczęście nic poważnego jej się nie stało. - Nic ci się nie stało? - zapytała z troską w głosie i podała rękę Bell.
- Nie no, co ty? Miałoby mi się coś stać, przez takie miale coś? - roześmiała się. Nie takie rzeczy przeżyła. Przypomniała sobie jak Jay zmienił ją w królika i mimo, że sama sytuacja nie była zbyt przyjemna, szczególnie, że brał w niej udział właśnie ten Ślizgon, zrobiło jej się strasznie wesoło. Bo jak tak pomyśleć, kto, nie będą animagiem był kiedykolwiek królikiem? - Jak myślisz, co teraz jest pod nami? - spytała, jednocześnie tupiąc mocno nogami. Ciekawe, czy sufit był na tyle cienki, że ktoś znajdujący się pod spodem słyszał...
- No tak, zapomniałam. Bell Rodwick jest niezniszczalna - zaśmiała się na caly głos, nie przejmując się tym, że jest ciemno i większość ludzi śpi o tej porze. - Nie wiem. Może jakaś klasa... - zaczęła się zastanawiać. Nie wiedziała, gdzie teraz były. - Ciekawa jestem, czy ktoś oprócz nas jeszcze nie śpi.
- Oczywiście, że tak! - powiedziała, prawie tak samo głośno jak Gab. Ale dla odmiany ona utrzymywała, a przynajmniej się starała, całkowitą powagę. - Nie mam pojęcia. Ale wydaje mi się, że w tym zamku zawsze ktoś nie śpi. No wiesz... raz jakaś impreza, kiedyś ktoś wyrusza no nocny spacer, jak my... albo po prostu nie może zasnąć i leży w łóżku, nasłuchując kroków na dachu. Właśnie, myślisz, że znajdziemy dormitoria Gryfonów? Podobno są w jakiejś wieży... więc może udałoby nam się tam wspiąć?
- Nocne spacery to fajna rzecz - stwierdziła - lepsze niż leżenie w łóżku i gapienie się w sufit - przestępowała z nogi na nogę. - A po co ci iść do dormitorium Gryfonów? - zapytała z ciekawością w głosie.
- A nie wiem. Może tak, dla satysfakcji? Będziemy mogły potem opowiadać, ze byłyśmy tam gdzie inny Krukon raczej nie wejdzie. Oczywiście, możemy tylko zajrzeć prze okno... bo wchodząc do środka, jeszcze kogoś obudzimy. Stanęła w miejscu i rozejrzała się. Nie miała pojęcie w którą stronę powinny się kierować by znaleźć wieżę Gryfonów. - Który kierunek proponujesz? - spytała Gab, okręcając się dookoła.
- Byłoby co opowiadać - przyznała. - Nie wiem, ale poczekaj chwilę - powiedziała i wyciągnęła różdżkę. - Wskaż mi - szepnęła. Różdżka obróciła się w kierunku północnym, wtedy też Gabrielle obróciła się w tamtą stronę. - Lumos - szepnęła ponownie. Na końcu różdżki pojawiło się światło. Teraz można było zobaczyć, co jest pod nogami. I gdzie należy iść. - Tędy - powiedziała i zrobiła kilka kroków do przodu.
- Skąd wiesz, że powinnyśmy iść właśnie na północ? - zainteresowała się. Ona nie miała nawet pojęcia gdzie teraz są... to przez te wszystkie niby zjeżdżalnie. Co będzie jeśli pójdą źle i najzwyczajniej zleca z dachu? Nie, na pewno nie. To przecież było myślenie baardzo pesymistyczne, czyli takie, którego ona nie akceptowała. Uśmiechnęła się więc, chociaż w ciemności którą rozjaśniało jedynie małe światełko z różdżki Gab i tak nie było tego widać.
- Nie wiem, kieruję się teraz przeczuciem - przyznała się przed Bell, ale także przed samą sobą. - Nox - szepnęła i zrobiło się ciemno. Jednak znowu szepnęła - Lumos Maxima. Światło, które się pojawiło, było silniejsze niż to, które było przedtem.
- Aha... - mruknęła tylko. Nie była pewna co z tego wyjdzie, ale w końcu raz się żyje. Co prawda chwila gdy Gabrielle zgasiła światełko trwało zaledwie jakąś sekundę, ale ta sekunda i błysk następnego, mocniejszego zaklęcie wystarczyło bo Bell rąbnęła w coś. Tym czymś był wystając z dachu... komin? Chyba nie, bo przecież kuchnia była daleko na dole. Z przeciągłym "ała" Bell pomasowała sobie czoło i spojrzała trochę głupio na koleżankę.
Obróciła się w stronę, z której dochodził hałas. Zobaczyła, jak Bell masuje się po głowie. - Przepraszam, powinnam cię uprzedzić - zaczęła się tłumaczyć.
Może Gab myślała, że reakcja Bell będzie inna, ale ta po prostu zaczęła się śmiać. - Jakie było to zaklęcie.. no wiesz, na drobne zranienia? - jakoś zupełnie wyleciało jej z głowy. Zresztą, głową za bardzo się nie przejmowała. Gdy jej wzrok już przywykł do mocniejszego światła, obejrzała kominopodobne coś od każdej strony. - Jak myślisz, co to może być?
- Episkey? - zapytała samą siebie. Zapomniała, że trzyma różdżkę, którą miała skierowaną w stronę Bell. Popatrzyła na to, co wystawało z dachu. - To na pewno jakaś wieża... Tylko co tu może być? - zastanawiała się.
- Tak, dokładnie. Dzięki - powiedziała z wdzięcznością. Już nawet nie bolało a po powstającym guzie nie było ani śladu. - Wieża? Nie masz wrażenia, że one są odrobinę, no... większe? - w jej głosie była jakaś niepewność, sama nie wiedziała dlaczego. - Poza tym, to ma dziurę. Pochyliła się na kominem, jak zaczęła nazywać swoje znalezisko i zajrzała do środka. Oczywiście, w takich warunkach nic nie zobaczyła.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się, choć wiedziała, że nie będzie tego widać. - Może to taka miniaturka? - roześmiała się. Ale zaraz nabrała powagi. Podeszła do tego czegoś i przyjrzała się z bliska, świecąc sobie różdżką. - Jak dla mnie to wygląda jak... komin? Nic innego mi do głowy nie przychodzi. No chyba, że to coś ma jakąś inną funkcję, której się nawet nie domyślamy.
- Tylko komin czego? - zastanawiała się na głos. Przez chwilę pomyślała, że mogłaby to być pracownia eliksirów... ale nie, przecież ona była w lochach. - Wiem! - wykrzyknęła nagle. - Przecież większość pomieszczeń ma kominki... i dym musi jakoś wylatywać. I to jest właśnie to miejsce - wytłumaczyła, zadowolona ze swojego odkrycia. Przez taki otwór można by właściwie zejść do każdego pomieszczenia... ale to może kiedy indziej. Teraz miały przecież znaleźć wieżę Gryfonów . - Dobra, chodźmy. Stanie tutaj dłużej w niczym nie pomoże.
- Pewnie tak - odpowiedziała Gabrielle, próbując uporządkować te wszystkie informacje. Niezbyt dobrze się na tym znała, ale wiedziała, że to musi być wielka instalacja, rozciągająca się na cały zamek. - Dokładnie, idziemy - powiedziała. Światło na końcu jej różdżki osłabło, dlatego szepnęła znowu - Lumos Maxima - a światło znowu stało się jaśniejsze. Rozejrzała się wokół i zrobiła kilka kroków. Dach jeszcze nie kończył się spadkiem, jednak dla ostrożności Gabrielle znowu się zatrzymała.
Szły tak w świetle różdżki a Bell robiła się coraz bardziej zmęczona. Tym bardziej, że żadnej wieży która mogłaby być tą której szukały nigdzie nie było widać. Nagle, żeby było ciekawiej, dach gwałtownie opadł jednak się nie skończył. Jakieś trzy czy cztery metry niżej ciągnął się dalej ale teraz idealne prosto. - To musi być dach Wielkiej Sali! - powiedziała Bell z zachwytem. Zawsze chciała zobaczyć jak wygląda ten zaczarowany sufit od drugiej strony. I oto był.
- O kurczę - tylko tyle zdołała powiedzieć Gabrielle. Była zbyt oszołomiona odkryciem Bell. Patrzyła jak zaczarowana w ten sufit, który wewnątrz Wielkiej Sali zachwycał.
- Dokładnie. O kurczę pieczone - powiedziała, z lekkim uśmiechem, przypominając sobie nagle jak często mówiły tak kiedyś z przyjaciółką. Zamiast stać jak Gab i po prostu się patrzeć, użyła znowu zaklęcia lassa, zaczepiła linę na wystającym kominie i powoli spuściła się na dół. Szła powoli po zewnętrznej stronie sufitu Wielkiej Sali, stawiając stopy delikatnie, jakby miał się zaraz zawalić.
Zorientowała się, co robi Bell i pacnęła się ręką w czoło, gdy uświadomiła sobie, jaka jest głupia. Spuściła się powoli po linie i doszła do Bell. - Czy kiedykolwiek myślałaś, że będziesz po tej drugiej stronie sufitu, gdy patrzyłaś na niego w Wielkiej Sali?
- Nigdy! Nawet nie myślałam, że będę mogła go dotknąć! Bell uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż dotychczas. Z jakiegoś powodu poczuła się tak szczęśliwa... miała ochotę skakać, biegać, tańczyć... No, może bez tego ostatniego. Tańczyła tylko w samotności nigdy przy kimś. Tak już było i nie potrafiła a nawet nie próbowała tego zmienić. Okręciła się tylko dookoła próbując ogarnąć wzrokiem wirujące gwiazdy i wspaniale świecący Księżyc. - Chciałabym zrobić tutaj piknik - wypaliła. - Czy nie fajnie byłoby jeść w tym samym miejscu co zawsze, tylko że dużo wyżej? W dodatku... teraz, jedynie przy świetle gwiazd... Nie zastanawiała się skąd wezmą, chociażby jedzenie. Po prostu... naszła ją taka dziwna ochota.