Choćby za oknem przygrzewała słoneczna tarcza, a słupki rtęci przekraczałyby dwadzieścia stopni, w tym pomieszczeniu panuje odwieczny, przenikający do szpiku kości, chłód. Zdawać by się mogło, że tylko prowadzącej nie przeszkadzała ta temperatura i półmrok. Na oknach szron wymalował srebrzyste ornamenty, a łuczywa wetknięte w żeliwne uchwyty, rozświetlają pomieszczenie błękitnym płomieniem, liżącym gołe ściany. Zmurszałe maszkarony, wybałuszają oczy, szczerząc zęby w stronę studentów. Wszystkie ławki ustawione były w półokręgu, a w centralnej części, na podniesieniu, mieściło się biurko nauczyciela. Tuż przed, na szponiastej nodze, umieszczona została czara, w której unosiła się płynna kula. Za biurkiem rozwinięte zostało płótno, by można było wyświetlać ilustracje pomocnicze.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Maximilana Solberga.
Zmiana wyglądu lokacji: Sala przybrała czarno-pomarańczowe barwy. Na ścianach girlandy czarnych i fioletowych nietoperzy, które lekko poruszają skrzydłami. Porozrzucane po całej sali dyniowe lampiony. Świeczki pod sufitem (ogień nie groźny). Postarzone meble. Wzory pajęczyn i sylwetki duchów na szybach. Postrzępione zasłony. Upiorny stojak na kulę.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1,2 - Wchodzisz do sali i oprócz standardowych ciarek, jakie dostajesz w tym miejscu nic się nie dzieje. 3,4 - Gdy przechodzisz obok jednej z dyń, ta zaczyna się śmiać i wypluwa w Ciebie garść magicznych słodkości. Smaczengo! <3 5,6 - Masz pecha. Jedna z rozłożonych tutaj pajęczyn owija się wokół twojej nogi, powoli zamieniając Cię w mumię, a po ciele zaczynają pałętać się pająki. Tak zrobiony kostium możesz wykorzystać na Halloweenową imprezę, lub się z niego szybko wydostać.
Czekali i czekali, studentów przybywało, a profesora jak nie było widać, tak nie było. Jeszcze trochę, a wszyscy zaczną się niecierpliwić... Czy to możliwe, żeby zapomniał o wykładzie? Bell przyglądała się wchodzącym ludziom, posyłając uśmiech co poniektórym. Zaczynała powoli się nudzić... Aż tu nagle wleciała sowa i chyba wzrok każdego utkwił teraz w ptaku. W końcu nie na co dzień przylatuje do sali wykładowej puchacz, w dodatku nie kierując się do nikogo konkretnego, tylko stając sobie na biurku. Bell stwierdziła, że pokaże jakim to jest cudownym prefektem, zerwała się i podeszła do biurka, wzięła pergamin i nawet odczytała na głos co było napisane, coby wszyscy od razu się dowiedzieli. - No, to chyba trochę zmokniemy! - powiedziała po przeczytaniu z wcale dużym optymizmem w głosie, kto by się tam przejmował deszczykiem. A może dowiedzą się jak się przed nim chronić? Przywołała swoją torbę Accio i pierwsza wyszła z sali. zt
Siedząc tak w zupełnej ciszy, Lotta ciągle walczyła z chęcią do rzucenia sobie Avis i pobawienia się z niby-kanarkami. Nie była jednak pewna, czy profesor nie wparuje zaraz do sali w okropnym humorze i nie wlepi jej jakiegoś bezsensownego szlabanu za zbędne czarowanie, więc czekała tak trochę bez sensu, z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Od czasu do czasu spoglądała w stronę wejścia, do momentu aż zobaczyła pewną rudą dziewczynę. Wzruszyła obojętnie ramionami, wzrokiem wracając do punktu w ścianie, który jakoś bardzo przyciągał, aż tu nagle zorientowała się, że ów rudzielec siedzi nieopodal i próbuje ją zagadać. Cóż, w sumie nie było tu nic lepszego do roboty, prawda? - O, czyli nie tylko ja mam wątpliwości? - zaczęła, uśmiechając się nieco - Teoretycznie tak było w planie. Nie wiem nawet która godzina, ale pewnie niedługo się zacznie. - skończyła, spoglądając przez chwilę na Bell, a potem znowu na wejście, w którym mignęła bardzo znajoma sylwetka. Na twarz Charlie momentalnie wpełzł uśmiech, a ona sama przesunęła się jedno miejsce w lewo tak, że teraz była pomiędzy dwiema Krukonkami. - Nie powiem komu tu do kogo brakuje czterech centymetrów! - rzuciła, w pamięci odtwarzając ich ostatnie spotkanie w mieszkaniu Windsorówny. Oj, tokaj na prawdę im wtedy pomógł, czyż nie? Gryfonka pokręciła tylko głową na zadane jej pytanie. - Podobno to była ostatnia teoretyczna lekcja i na dzisiaj trzeba bezwzględnie przynieść różdżki... - urwała, widząc jak do sali nagle wlatuje sowa Price'a. Widząc jej dosyć poważne spojrzenie, Charlie uniosła zdziwiona brwi i obserwowała, jak prefekt Puffu pędzi odczytać wiadomość. Jej treść spotkała się z ciężkim westchnięciem Lotty, która spojrzała jeszcze na swoją przyjaciółkę, wzruszyła ramionami i wyszła z sali, kierując się na wspomniany brzeg jeziora.
Spokojnie czytał sobie twórczość swojego ukochanego poety. W międzyczasie do klasy weszło kilka osób. Zasadniczo znał tylko kilka. Nie było jednak nikogo, z poprzednich zajęć. Cóż, wieści po Hogwarcie szybko się roznoszą. Widać to było to prawdą. Skoro uczniów przybywało.. Nie zwracał na nich jednak większej uwagi, choć bardzo chciałby z nimi porozmawiać. Smutne, ale Allen wydawał się być dużo wspanialszy. Inna sprawa, że należał do osób nieśmiałych, więc.. no i trochę dużo tu było tych ludzików.. Z lektury wyrwała go dopiero Marigold. Matko. Pal licho pozostałych, mało nie przyprawiła go o zawał! KTO TO WIDZIAŁ TAK KRZYCZEĆ NA CZŁOWIEKA, KTÓRY W SPOKOJU ODDAJE SIĘ POEZJI?! CZY ONA NIE MA SUMMIENIA?! Mimo to powitał ją ciepłym uśmiechem. Ba! Nawet uściskał. Oczywiście wcześniej jego puls wrócił do normy.. – Cześć Mari. Wybacz brak tego listu.. Ja po prostu. No byłem zajęty. Wiesz, rysunki, te sprawy.. – rzekł, jakby tłumacząc się. Miał szczerą nadzieję, że Krukonka będzie miała odrobinę czasu po zajęciach. W końcu. Było coś, o czym chciał jej powiedzieć. A gdy otrzymali list od profesora Prica, Friday nie spieszył się zbytnio. Wpierw musiał się ogarnąć, włożyć zakładkę w odpowiednie miejsce. Bo i po co miałby się spieszyć, skoro teleportując się, będzie tam w zaledwie ułamek sekundy. Tak też zrobił. Niestety nie udało się. Zapomniał o blokadzie. Zmuszony więc był iść na piechotę. Cóż.. - Do zobaczenia na brzegu! - rzucił tylko do znajdujących się w sali kolegów, po czym opuścił salę.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Ambroge Friday dnia Pią 30 Sie - 22:56, w całości zmieniany 1 raz
Sameer tak sobie siedział, już znudzony tym wszystkim. Do głowy nie przychodziła mu żadna wymówka na nie odrobienie pracy domowej. Coś dzisiaj słabą wenę ma. Na pewno dostanie parę ujemnych punktów dla swojego domu. Chłopak już przysypiał kiedy z opresji wyciągnęła go sowa która wleciała do sali lekcyjnej. Teraz hindus się zastanawiał o co chodzi. To trochę dziwna sprawa. Nauczyciela nie ma od dłuższego czasu, Sam już myślał że nie będzie lekcji, aż tu nagle do sali wlatuje jakiś puchacz z podejrzaną kartką. Khanowi się nic nie chciało. Już się zastanawiał czy nie pójść po tą kartkę ale wyprzedziła go puchonka. Gryfon słysząc wiadomość załamał się. Nie chciał iść na ten deszcz. Miejmy nadzieje że profesorek coś wymyśli, no bo chyba nie da im zmoknąć. W sumie to praktyka jest ciekawsza od teorii. Może nie będzie się tak nudzić jak zwykle. Sam podniósł swój kuper i ruszył w stronę jeziora.
A więc nie będzie żadnej lekcji tutaj? Zdziwiła się nieco, ale na świeżym powietrzu może być naprawdę przyjemniej więc z chęcią się tam uda na brzeg jeziora. Dobrze, że w ogóle fascynowała się żywiołami i odrabianiem pracy domowej wcale nie było takie trudne jak się mogło wydawać. Cieszyła się z tych wykładów, zapamiętała większość rzeczy i nawet profesor wydawał się całkiem w porządku, wiedział o czym rozmawia. A Ambroge z łatwością wytłumaczył się dlaczego się nie odzywał, cóż, uwierzyła mu. Miała nadzieję, że jakoś się jeszcze spotkają, wynagrodzi to jej. - Rozumiem - odpowiedziała - Ja też ostatnio nie miałam zbytnio czasu, wiesz mój narzeczony wreszcie się odnalazł i mogę się nim odpowiednio zająć. - Czas wyjść z tej sali - powiedziała pakując wszystkie swoje rzeczy do torby i wyszła z sali tak jak reszta. - Do zobaczenia na brzegu - powiedziała i wyszła z sali.
Aiko udała się do sali wskazanej przez Rasheeda z dość mieszanymi uczuciami. Z jednej strony bardzo chciała poszerzyć swoją wiedzę (ogarnąć te cholerne punkty do kuferka), żeby móc w razie ewentualności skopać komuś tyłek, a z drugiej osoby takie jak Sharker ją onieśmielały. Poza tym nie żywiła szczególnie ciepłych uczuć do Ślizgonów, szczególnie po przejściach z Russeau. Stwierdziła jednak, że tym razem nikomu nie da sobie wejść na głowę. W ogóle co się z nią ostatnio działo? Była taką kluską, nikomu nie potrafiła się postawić. Oczywiście chciała współpracować z Sharkerem, przecież nie po to się z nim umawiała, żeby odwalać awantury na dzień dobry. Ale grunt w tym, że kompletnie kolesia nie znała i nie wiedziała, czego mogłaby się po nim spodziewać. Zresztą, nawet jak była młodsza, jeszcze w mugolskiej szkole nienawidziła spotykać się z nowymi, nieznanymi korepetytorami. Zawsze się stresowała, wiedząc, że jeśli zawali, koleś wyda wewnętrzny sąd. Ugh, okropność. Właściwie nie wiedziała, czy to ona przyszła za wcześniej, czy to Rasheed się spóźniał. Nieistotne. Grunt w tym, że przyszła do sali, w której było cholernie zimno (wiedziała, że powinna była wziąć ten drugi sweter) i usiadła na jednej z ławek, kładąc obok siebie torbę. Wyjęła z niej bodajże "Iwettę" i zaczęła czytać, czekając na nauczyciela. Kij, że był młodszy od niej.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zapomniał o niej. Jak to się stało, że data ustalana listownie po prostu wyfrunęła mu z głowy? Jak się okazywało, pamięć fotograficzna może potrafiła zdziałać cuda, ale z całą pewnością nie wtedy, kiedy umysł zaprzątało jeszcze około mnóstwo innych spraw. Zaaferowany wprowadzaniem Heikkonen w prefektowanie, nagle uświadomił sobie, że jest już zdecydowanie zbyt późno i już od dziesięciu minut powinien siedzieć z Azjatką w sali wykładowej. Zebrał się więc w ekspresowym jak na siebie tempie, nie zabierając ze sobą nic poza różdżką i pomysłem na zaklęcie, jakiego mógłby ją nauczyć. Nie był pewien ile razy w swoim życiu będzie czuła potrzebę, aby go użyć, bo on nie sięgnął po nie jeszcze ani razu, ale w zasadzie zawsze warto potrafić wyczarować dobrą iluzję. Może okaże się, że Odagiri ma jakichś wrogów, którym warto byłoby utrzeć nosa? ;’) Kiedy wbiegał po schodach na pierwsze piętro, zdarzyło mu się jeszcze przez chwilę kontemplować swoje dziwaczne szczęście. Jak do tej pory nauczał samych Azjatów… Chociaż teraz nastąpił jakiś przedziwny wyjątek i ostatecznie przyszło mu uczyć AZJATKĘ. Zawsze jakiś postęp, skoro tym razem miała to być dziewczyna. Wreszcie wszedł do klasy, zawiązując jeszcze w biegu krawat, o którym zapomniał dwa piętra niżej i zlustrował spojrzeniem czytającą dziewczynę, nim postanowił się odezwać. Była całkiem niczego sobie, a na pewno wyróżniała się z tłumu pomysłem na pofarbowanie włosów na jasny kolor. - Cześć. - mruknął wreszcie, nawet nie trudząc się jakimikolwiek przeprosinami, zwłaszcza, że przecież zajęła się sama sobą w tym czasie. Zbliżył się do niej, postanawiając nie owijać w bawełnę. - Tak więc przechodząc do celu naszego spotkania… słyszałaś coś o zaklęciu Serpens Drako?
Nie spała dzisiaj w nocy, ale to nie był wcale jej największy problem dzisiejszego dnia. Długo wpatrywała się w zmianę na swoim planie. Zajęcia z profesorem Sharkerem zostały przeniesione. Spodziewała się ich dnia jutrzejszego, nie dziś. Ten dzień robił ogromną różnicę. Szkicując w okienku między zajęciami, próbowała uciec myślami od tych zajęć. Bezskutecznie, kiedy jak się okazało, naszkicowała profil męskiej twarzy, zaskakująco podobnej do niegdysiejszego ślizgona, później asystenta, a aktualnie chyba już niezależnego nauczyciela. Porzuciła szkic na szerokim parapecie, rezygnując z nieudanych ucieczek. W końcu obrała kroki bezpośrednio do sali planowanych zajęć. Odpowiednio wcześnie żeby mogła zająć ostatnią ławkę w rogu. Wystarczająco bezpieczne miejsce na spoczęcie i trzymanie się na dystans od nauczyciela. Dalej nie potrafiła znaleźć powodu do uzupełnienia wniosku o rezygnację z zajęć. Byłoby łatwiej, gdyby naprawdę chciała je opuszczać, zamiast spełniać oczekiwania profesora Czas przyśpieszył dzisiaj niewiarygodnie szybko. Pomimo jej zmęczenia, a może na nim właśnie się opierając. Ziewnęła w dłoń, jeszcze na moment przed tym, jak niepokój zaczął ogarniać jej umysł. Nikt się nie pojawiał. Akurat dzisiaj wszyscy postanowili się spóźnić. Miała jeszcze nadzieję, że pojawi się chociaż jedna osoba, zanim do sali wkroczy Sharker. Nadzieja ta prysła wraz z chwilą, w którym przekroczył próg. Ona zaczerpnęła jedynie powietrza, z westchnieniem opuszczając głowę na swoje książki i na nich właśnie spoczęło jej spojrzenie, kiedy w napięciu czekała aż pojawi się ktoś więcej. Poniekąd czuła się oszukana swoją przenikliwością, zbyt dobrze wiedząc, że nie pojawi się nikt. Była naiwna, ale nie aż tak, żeby uwierzyć, że te zajęcia miały się dzisiaj odbyć. Ostatecznie zmusiła się do podniesienia wzroku wyżej, na męską sylwetkę, rysującą się na drugim końcu sali i uśmiechnęła się blado. Powinna spytać, czy skoro lekcja się nie odbędzie, mogła wyjść? Jednak stał na drodze, przy jedynych drzwiach w tej auli.
Powoli zbliżają się najważniejsze egzaminy. Jedni pochodzą do nich z wyjątkową łatwością, inni zaś - odznaczają się nadmierną ignorancją. Niektórzy profesorowie naciskają bardziej, zaś nieliczna garstka stara się nie wzbudzać w Waszym mniemaniu większego stresu, niż zazwyczaj jest. Od paru dni istniało swoiste zamieszanie - Nora Blanc z pieczołowitością przygotowywała dla wszystkich niemałą niespodziankę, tudzież zadanie domowe. Niemniej jednak, żeby nie było ono nudne i niosło ze sobą jakieś cele praktyczne, postanowiła pobawić się w wykorzystanie swoich cennych manekinów - z nadzieją, iż będą one dobrze służyć podczas wykonywania czynności powiązanych z uzdrawianiem.
Rzuć jedną kostką k6 i postępuj wedle umieszczonych poniżej instrukcji. Nie zapomnij wystawić sobie zt.
Kod do umieszczenia na początku posta:
Kod:
<zg>Kostka główna:</zg> liczba+link <zg>Kostka podrzędna:</zg> jeżeli występuje; liczba/litera + link <zg>Efekt:</zg> zyskanie/utrata przedmiotów, uszkodzenie, choroba, dodatkowe punkty itp.
Każde 10 punktów z Uzdrawiania w kuferku upoważnia do wykonania jednego przerzutu w wylosowanej już opcji (chyba że zaznaczono inaczej). Opcji początkowej nie można zmienić. Pamiętaj, że liczy się tylko i wyłącznie ten ostatni rzut, nawet jeżeli jest mniej korzystny od wcześniejszego. Jeżeli przy urazie nie zostały wymienione wykorzystane zaklęcia, należy skorzystać z odpowiedniego spisu; jeżeli Twoja postać (według uznania) nie posiada bazowej wiedzy, może uznać, iż poprosiła o drobną pomoc Norę Blanc.
1 oczko - Wchodząc do sali, zauważasz na sobie wzrok Nory, która najwidoczniej zajmowała się wcześniej już wykorzystanymi manekinami. Całe szczęście, ten przygotowany dla Ciebie jest już gotowy i nie musisz czekać - a zadanie okazuje się być również wyjątkowo banalne, gdyż dotyczy ono delikatnej rany ciętej, którą możesz zasklepić prostymi stosunkowo zaklęciami. Rzuć jeszcze raz kostką. Parzysta - postanawiasz rzucić Vulnus Alere, które spełnia swoje zadanie w prosty i przyjemny sposób. Rana zostaje zasklepiona, nie otwiera się ponownie, a kobieta najwyraźniej jest z Ciebie dumna. Zyskujesz największą możliwą liczbę punktów dla domu za wykonanie zadania domowego. Nieparzysta - dziwna siła, kiedy to rzucasz zaklęcie, odpycha Cię do tyłu, w związku z czym upadasz na ziemię - na Twoje nieszczęście wypada Ci drobna suma w postaci pięciu galeonów. O ile następne zastosowanie czaru wychodzi bez problemu, o tyle jednak kończysz z ciut lżejszym portfelem. Zgłoś utratę galeonów w odpowiednim temacie.
2 oczka - Mogłoby Ci się wydawać, że ten dzień będzie przyjemny - nic z tego! Irytek postanawia zająć się tym doszczętnie, towarzysząc Ci podczas tego całego zadania domowego. Kiedy wchodzisz do sali, zauważasz manekina, który ma złamaną kończynę górną - postanawiasz zatem wyczarować bandaż i podjąć się jakiejkolwiek akcji... jakiejkolwiek. Rzuć jeszcze raz literką. Spółgłoska - całe szczęście, udaje Ci się usztywnić dwa sąsiadujące stawy wraz z złamaniem i tym samym wypełnić swoje zadanie. Poltergeist najwidoczniej przejął się towarzystwem Nory Blanc, nie zaczepiając Cię więcej. Do tego, znajdujesz pięć galeonów pod stolikiem - po tę drobną sumkę zgłoś się w odpowiednim temacie. Samogłoska - podchodzisz do manekina, kucasz przy nim, sprawdzasz, jak najlepiej rozwiązać problem, a tu... wylewa się na Ciebie zimna woda. Cholerny poltergeist uznaje to za coś zabawnego, niemniej jednak Tobie nie jest do śmiechu, bo czujesz przeszywający chłód. Jeżeli wylosowałeś A, chwyta Cię magiczna choroba - Lebetius, o której musisz wspomnieć w czerwcu chociaż jeden raz. Możesz o chorobie przeczytać w tym temacie.
3 oczka - być może ktoś podał Ci Felix Felicis... któż to wie. Nie zmienia to faktu, iż czujesz się na tyle pewnie, iż nie czujesz w żaden sposób strachu przed ewentualnym ośmieszeniem się, chociaż jest to pojęcie wyjątkowo względne. Kiedy jednak wchodzisz do sali, okazuje się, że w obecnej chwili Nora Blanc nie zdążyła przygotować manekinu, w związku z czym postanawia Cię ustnie zapytać o to, co zrobiłbyś w danej sytuacji. Rzuć ponownie kostką k6, by dowiedzieć się, czego ona dokładnie dotyczy. 1, 3 - zatrzymanie akcji serca. 2, 4 - złamanie kości. 5, 6 - liczne poparzenia. Jeżeli wylosowałeś 3, 4, 6 - odpowiadasz bezbłędnie na pytanie, w związku z czym możesz odejść w spokoju duszy i ciała. Dodatkowo, podczas drogi powrotnej, zauważasz rzuconą w kąt Niezapominajkę - zepsutą, ale jeżeli chcesz, to możesz ją wziąć - zgłoś się po nią wówczas w odpowiednim temacie. Jeżeli wylosowałeś 1, 2, 5 - odpowiadasz zdawkowo, ale Nora Blanc ostatecznie Cię wypuszcza, przed tym odpowiadając odpowiednio w kwestii postępowania w wymienionej wyżej sytuacji.
4 oczka - Niby prosty dzień, niby bez żadnych wymagań, ale jednak - wstać i wypełnić swój obowiązek zwyczajnie trzeba. Zarzucasz na siebie odpowiednie ubrania, przemierzasz przez korytarze, zastanawiając się nad tym, co dobrego przyniesie dzisiejszy dzień. Już zamierzasz wejść do sali, kiedy ktoś postanawia rzucić w Ciebie łajnobombą. Cholerny psikus raczej psuje Ci dobry humor, a jeżeli nie był dobry - to pogłębia ten gorszy. Rzuć jeszcze raz kostką k6. Każde 10 punktów z Zaklęć upoważnia Cię do wykonania jednego przerzutu. Parzysta - zwyczajne Chłoszczyść pomaga Ci pozbyć się smrodu i tym samym możesz spokojnie wykonać swoje zadanie, wchodząc do sali i odpowiednio naprawiając manekina z otrzymanych wcześniej obrażeń od ugryzienia zwierzęcia. Nieparzysta - pomimo zastosowania zaklęcia, nieprzyjemny zapach nadal się Ciebie utrzymuje, w związku z czym nie możesz skupić się na zadaniu. Co gorsza, efekt ten utrzymuje się w Twoim następnym wątku.
5 oczek - Przygotowany, wchodzisz do sali, niosąc w swojej dłoni różdżkę. To jest Twój dzień i nikt nie może Ci go zepsuć! Nawet jeżeli z uzdrawiania nie idzie Ci zbyt dobrze, a jeżeli idzie - to masz się z czego cieszyć. Trzymasz w dłoni drewniany kijek, otwierasz drzwi... Rzuć kostką k100. 0-30 - najwidoczniej masz pecha, bo nie dość, że nie zauważasz mokrej podłogi, którą najwidoczniej zastawił Irytek, to jeszcze przy okazji upadasz tak niefortunnie, że wbijasz sobie różdżkę w dłoń. Nie dość, że nie możesz wykonać zadania, to musisz zapłacić 10 galeonów za naprawę różdżki (tutaj) oraz udać się do Skrzydła Szpitalnego w celu uleczenia rany (jednopostówka lub wątek). 31-70 - poślizgujesz się niefortunnie na mokrej powierzchni - może Twoje buty są nieodpowiednie, mniejsza. Nie zmienia to faktu, iż podczas upadku uszkadzasz sobie różdżkę i tym samym musisz ją naprawić - co wychodzi zresztą podczas wykonywania zadania w postaci przywrócenia akcji serca. Koszt naprawy wynosi 10 galeonów - odnotuj zapłatę w odpowiednim temacie. 71-100 - najwidoczniej masz szczęście, bo unikasz pułapki zastawionej przez poltergeista, a do tego zauważasz, że to nie jest sama woda - a bardziej eliksir. Na stoliku znajdujesz porcję Eliksiru Pieprzowego, który wystarczy na jedno użycie. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
6 oczek - Najwidoczniej masz szczęście, bo nie dość, że dobrze wykonujesz powierzone przez Norę Blanc zadanie - odratowanie manekina z krwawienia, to jeszcze prawidłowo odpowiadasz na jej pytania, dzięki którym postanowiła zweryfikować Twój poziom wiedzy (dotyczące zasad pierwszej pomocy w przypadku udławienia). Otrzymujesz największą możliwą liczbę punktów do zdobycia dla domu za wykonanie zadania domowego.
Wielkimi krokami zbliżały się końcowe egzaminy. Lucas nie czuł presji dodatkowej nauki, bo przeważnie był z nią na bieżąco a co najważniejsze - lubił to. Kiedy usłyszał o praktycznej pracy domowej u profesor Blanc ucieszył się bardzo i stwierdził, że to będzie znakomity rodzaj powtórki właśnie przed testami pod koniec czerwca. Stawił się w auli o wyznaczonej godzinie i cierpliwie czekał na swoją kolej. A kiedy wreszcie nadeszła, wszedł do pomieszczenia z różdżką w ręką, bo jedynie ona była mu potrzebna. I wtedy - bam! Wystarczyła chwila nieuwagi, mokra, śliska podłoga i Sinclair leżał na ziemi, a jego różdżka? Niby nie wyglądała na zniszczoną na pierwszy rzut oka, jednak była nadłamana nieznacznie w jednym miejscu. Uszkodzenie patyka wyszło dopiero wtedy, kiedy nauczycielka uzdrawiania nakazała mu podejście do manekina i zastosowanie odpowiedniego zaklęcia. W tym przypadku był to czar, który miał przywrócić akcję serca. Coś stało się z różdżką podczas upadku i musiał koniecznie ją naprawić. A praca domowa? Mówi się trudno i żyje się dalej. Ten pech na szczęście nie był przewlekły.
//zt
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kostka główna:2 Kostka podrzędna:E Efekt: Jestem mokra przez Poltergeista
Od dłuższego czasu chciała zająć się nieco podciągnąć w dziedzinie magii leczniczej, która jak już mogła się kilkukrotnie przekonać była niezwykle przydatna w pewnych sytuacjach. Pewnych sytuacjach, które często akurat jej się przytrafiały. Gdy tylko odłożyła na bok czytany w dormitorium podręcznik po zaklęciach uzdrawiających dla średniozaawansowanych, skierowała się do skrzydła szpitalnego. Niestety już po drodze doczepił się do niej Irytek, który przyczepił się do niej i starał się jej zawzięcie pogorszyć samopoczucie. Udało mu się to. Strauss od samego rana miała zjebany humor, a wygłupy Poltergeista tylko sprawiały, że była coraz bardziej podkurwiona. W sali czekał na nią manekin ze złamaną ręką. Łatwizna. Wpierw musiała się upewnić czy na pewno jest nie jest to złamanie z przemieszczeniem. Kucnęła tylko przy poszkodowanym panu Zbyszku (zawsze tak nazywała w głowie fantomy) i już miała zabrać się za obserwacje, gdy nagle poczuła przeraźliwy chłód towarzyszący zalewającej ją z góry do dołu wodzie. Irytek właśnie postanowił oblać ją kubłem zimnej wody, co go niezwykle bawiło. Choć Viol zdecydowanie nie było do śmiechu. - GEH' ZUM TEUFEL, DU HURENSOHN! - wydarła się za nim, bo w końcu Poltergeist to niemiecki duch, prawda? W każdym razie, gdy tylko mogła się skupić pomimo cholernego i zimna na swoim pacjencie to pierwszym jej odruchem było użycie na nim Locus, aby odpowiednio nastawić kość w złamaniu. Następnie postarała się je jakoś poskładać przy użyciu Episkey choć nie była pewna czy zadziała przy tak sporej kości. Dopiero na koniec usztywniła i owinęła bandażami kończynę przy pomocy prostego zaklęcia Ferula. I to w sumie byłoby na tyle. Odgarniając mokre włosy z twarzy, podniosła się z klęku i rzuciwszy lekki uśmiech pannie Blanc, wyszła z sali, gdy tylko się z nią pożegnała.
z|t
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
....Wiedziała, że nie jest urodzona pod szczęśliwą gwiazdą, ale dzisiejszy dzień - a raczej przyczepiony do jej osoby poltergeist - dawał jej to jasno do zrozumienia. Wszystko wydawało się jak najbardziej w porządku i na miejscu - dopóki nie opuściła Wieży Ravenclawu i nie ruszyła w stronę Auli wykładowej, gdzie czekała na nich Profesor Blanc. Jessica nigdy specjalnie magią leczniczą się nie interesowała, ale doszła do wniosku, że akurat tych umiejętności nigdy nie pożałuje. Nie miała co prawda tendencji do krzywdzenia siebie samej - rzadko kiedy potykała się o własne nogi, czy kaleczyła się kartkami papieru. Jej egzystencja należała raczej do tych nudnych i bezpiecznych. ....Póki na jej drodze nie stawał Irytek we własnej osobie. ....Starała się złośliwego ducha ignorować - tak jak zawsze próbując przemknąć przez zamek najmniej uczęszczanymi korytarzami. I to był jej błąd - poltergeist co chwilę na nią wyskakiwał, podrzucał jej pod nogi szklane kulki albo poruszał zbrojami obok których dziewczyna przechodziła. Korytarz Strachów w wykonaniu Irytka. ....W końcu jednak, miętosząc zapamiętale z nerwów szatę w swoich dłoniach - wpadła do auli, a tuż za nią Irytek - ten jednak widząc Norę Blanc, ze złowieszczym chichotem, wycofał się. Jessica zdążyła jedynie westchnąć z ulgą - tylko po to, żeby zaraz zestresować się tym, że poltergeist będzie na nią czekał na zewnątrz. Trzymała kciuki, żeby jednak zdążył się znudzić i znalazł nowy obiekt dla swoich niewybrednych żartów. ....— Dzień dobry pani Profesor! — przywitała się cicho, acz grzecznie, podchodząc do manekina. Nie trzeba było być orłem z uzdrawiania, żeby zauważyć, że fantom ma złamaną jedną rękę. Jessica wzięła się więc do roboty - a że nie była zbyt zaawansowanym uzdrowicielem (a od tego dzieliło ją prawdopodobnie inne życie), poratowała biednego manekina Ferulą. Na szczęście mugolską zwykłą pierwszą pomoc miała opanowaną, więc nawet sprawnie poszło jej założenie usztywnienia i przymocowaniem go za pomocą bandaża. ....Mocując się tak jeszcze chwilę z fantomem - w oczy rzuciły jej się bezpańskie galeony leżące pod stolikiem. W pierwszej chwili myślała, że to po prostu złote oprawki jej okularów wchodzą jej w pole widzenia, ale jednak wzrok jej nie mylił. Zawiązując ostatni supeł na bandażu swojego dzielnego pacjenta, zgarnęła dodatkowe monety do kieszeni mundurka. Może rzeczywiście ten dzień nie będzie taki tragiczny?
Dzisiejszy dzień był bardzo piękny. Szczególnie, że dzisiaj po obudzeniu się pierwszy raz nie przeraził się, patrząc w lustro. Maj był dla niego mało łaskawy - najpierw ta cała sytuacja z eliksirem postarzającym, później zmiana płci, dość bolesna, która na szczęście nie trwała zbyt długo. Dzisiaj wiedział, że wszystko pójdzie dobrze. Miał swego rodzaju pewność, która zdarzała mu się przeraźliwie rzadko. Uśmiechnął się więc tylko szeroko na myśl o kolejnej lekcji, którą musi odbyć. Uzdrawianie w przeszłości nie było mocną stroną Leonardo, ale o ile wcześniej nie przykładał do niego zbyt wielkiej wagi, teraz postanowił to zmienić. Po swojej chorobie stwierdził, że chyba znalazł w życiu cel - bycie uzdrowicielem było czymś, nad czym zaczął poważnie zastanawiać się podczas wyboru swojego przyszłego zawodu. Musiał wiele nadrobić - z samego uzdrawiania, jak i z eliksirów. Liczył jednak, że dwa lata, które mu jeszcze pozostały będą wystarczającym okresem czasu, żeby udało mu się wszystko poukładać. Gdy wszedł do Auli Wykładowej uśmiechnął się lekko na widok Nory Blanc, kiwając do niej głową. - Dzień dobry! - przywitał się ciepło. Pierwsze co zrobił po wejściu do sali, to dokładne przyjrzenie się pomieszczeniu, do którego wchodził. Skoro uzdrawianie, to ważna była jedna, kluczowa zasada. Bezpieczeństwo własne. Leo z pewnością udało się je zachować, ponieważ gdy tylko spojrzał na podłogę, dostrzegł, że coś na niej dziwnie połyskuje. Jak dla niego nie była to woda. Przyjrzał się temu bliżej i.. stwierdził, że to eliksir. Jego słowa potwierdziła pani profesor. Uśmiechnął się do siebie lekko, rozglądając się dalej po pomieszczeniu. Na stoliku zauważył porcję Eliksiru Pieprzowego. W nagrodę za dobre wykonanie zadania jedna porcja należała teraz do niego. Super! Zawsze lepiej mieć jakiś eliksir leczniczy w zapasie. Próbował sobie przypomnieć co o nim wie, ale na myśl przychodziły mu tylko dwa zdania. "Inaczej rozgrzewający. Podawany w stanach przeziębienia. Istnieje również w formie nieco wzmocnionej, znanej jako eliksir ekstrapieprzowy." Po wykonaniu zadania Leonardo z szerokim uśmiechem wyszedł z sali, zastanawiając się czy aby nie powinien napisać sowy do nauczycielki odnośnie swoich planów. Uznał, że będzie miał na to jeszcze trochę czasu w przyszłym roku.
/zt
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
4 OCZKA - Niby prosty dzień, niby bez żadnych wymagań, ale jednak - wstać i wypełnić swój obowiązek zwyczajnie trzeba. Zarzucasz na siebie odpowiednie ubrania, przemierzasz przez korytarze, zastanawiając się nad tym, co dobrego przyniesie dzisiejszy dzień. Już zamierzasz wejść do sali, kiedy ktoś postanawia rzucić w Ciebie łajnobombą. Cholerny psikus raczej psuje Ci dobry humor, a jeżeli nie był dobry - to pogłębia ten gorszy. Rzuć jeszcze raz kostką k6. Każde 10 punktów z Zaklęć upoważnia Cię do wykonania jednego przerzutu. Parzysta - zwyczajne Chłoszczyść pomaga Ci pozbyć się smrodu i tym samym możesz spokojnie wykonać swoje zadanie, wchodząc do sali i odpowiednio naprawiając manekina z otrzymanych wcześniej obrażeń od ugryzienia zwierzęcia. Nieparzysta - pomimo zastosowania zaklęcia, nieprzyjemny zapach nadal się Ciebie utrzymuje, w związku z czym nie możesz skupić się na zadaniu. Co gorsza, efekt ten utrzymuje się w Twoim następnym wątku.
Kostka podrzędna:4 Efekt: zyskanie/utrata przedmiotów, uszkodzenie, choroba, dodatkowe punkty itp.
Koniec roku coraz bliżej, a ona zdecydowanie nie była orłem w kwestii magii praktycznej, to też ostatnio powoli odpuszczała sobie życie towarzyskie, za to zaczynała skupiać się na nauce. Tu miotlarstwo z Julkiem, tu eliksiry z Maxem, tu kino z Va... NAUKA! Nauka, tak, własnie. Dlatego też przytulając do siebie książkę związaną z Uzdrawianiem szła przez korytarz ubrana w swój klasyczny zestaw i wyjątkowo dzisiaj zwykły, biały T-shirt - czasem i jej się zdarzają takie dni, gdy nie ma nastroju na żaden zabawny tekścik. Właśnie zamierzała wejść do auli wykładowej gdy nagle ŁUBUDU! Łajnobomba wybuchła jej prosto pod nosem ochlapując ją i... O jezusie, fuj! Od razu rozejrzała się za osobą, która miała taki durny pomysł, niestety ta ze śmiechem zdążyła jej umknąć. Westchnęła niezadowolona i wyjęła z buta różdżkę mając nadzieję, że nie będzie musiała tak chodzić przez cały dzień. Na szczęście - zwykłe chłoszczyść pomogło. Smród zniknął, a ona zajęła się tym, po co tu przyszła.
z/t
Isabelle L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : leworęczna, blizna na ramieniu zakryta tatuażem, hiszpański akcent, szczupła, długie brązowe włosy, brązowe oczy .
Kostka główna:5 Kostka podrzędna:12 Efekt: Zepsuta różdżka plus wbiła się ona w dłoń Isabelle
Dawno nie była na lekcji z uzdrawiania, a co za tym szło nie ogarniała również tematu. Jednak tym razem czuła, że jest to jej dzień i nic go nie zepsuje dlatego postanowiła zagościć na zajęciach. Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej złapała za swoją torbę i pakując do niej notes wraz z różdżką wyszła z pokoju wspólnego ślizgonów kierując się prosto do auli wykładowej. Chwilę przed wejściem do środka zawachała się. Może jednak nie powinna kusić losu i wchodzić do środka? Głupota. Izzy, weź sie w garść i miej to już za sobą. Przewracając oczami weszła do środka rozglądając się od razu. Nie zastała w niej nikogo co niezmiernie ją ucieszyło. Nie chciała aby ktoś postronny oglądał jak próbuje uporać się z zadaniem. Chodź "uporać" w jej przypadku znaczyło przejście przez mękę, gdyz nigdy z uzdrawiania orłom nie była. Wyciągnęła różdżkę ze swojej torby po czym rzuciła ją zaraz obok wejścia. Pewnym krokiem ruszyła dalej jednak tro był błąd. Podłoga po której szła była mokro i podejrzanie ślizga. Od razu po zrobieniu pierwszego kroku poślizgnęła się upadając niefortunnie na tyłek. Jednak nie to było w tym wszystkim najgorsze. Jej lewa dłoń nadziała się na różdżkę. Ból który ją przeszył nie pozostawiał żadnych złudzeń - jej różdżka wbiła sie w dłoń. Sycząc z bólu spojrzała na nią. nie wyglądało to najlepiej. Do tego krew sącząca się z rany... No cóż, wybranie sie na zajęcia nie yło najlepszym pomysłem . Przeklinając w duchu samą siebie podniosłą sie po woli od razu kierując się w stronę drzwi. Do skrzydła szpitalnego miała kawałek przez co postanowiła zostawić torbę w auli. Później po nią najwyżej wróci. O ile nikt jej nie zabierze...
Kość:3 Odpowiedź:6 Efekt: odpowiadam bezbłędnie i znajduję zepsutą niezapominajkę
Uzdrawianie? Nie była w tym jakaś niesamowicie rewelacyjna, ale mimo wszystko postanowiła przygotować się jak najlepiej, w końcu nie mogła uchodzić za jakąś niemądrą babę, która nie ma pojęcia, co zrobić, kiedy rozetnie sobie nogę albo kiedy jej kolega połamie sobie nogę w czasie szkolnej wycieczki do lasu. Takie opcje też brała pod uwagę, starała się więc opanować jak najszerszy materiał, żeby profesor nie pokręciła nosem na jej odpowiedzi. Nic zatem dziwnego, że ostatecznie na spotkanie szła dość zadowolona, krokiem sprężystym i zamierzała poradzić sobie ze wszystkim, co ją czeka. Wygładziła spódnicę, by wyglądać nienagannie, a następnie weszła na salę, by uśmiechnąć się lekko i grzecznie się przywitać. Zdziwiła się nieco, kiedy otrzymała pytanie o to, co zrobiłaby w sytuacji, gdyby musiała ratować kogoś z licznymi poparzeniami, ale nie zamierzała się poddawać, poprosiła jedynie o chwilę do namysłu, by dobrze przeszukać swoją pamięć, a później skinęła głową na znak, że jest gotowa i wzięła głęboki oddech. - Pierwszą, najważniejszą kwestią, jest schłodzenie miejsc uszkodzonych na ciele - powiedziała na początek, a później już płynęła, mówiąc to, co pamiętała. O zimnej wodzie, o tym, że mogą pojawić się różnego stopnia uszkodzenia skóry, przy których z pewnością potrzebna jest już pomoc specjalistyczna, najlepiej jak najszybsza, bo nigdy nie wiadomo, czy przy zranionej skórze nie pojawi się jakaś infekcja... Mówiła o wszystkim, co była w stanie sobie przypomnieć, ale wyglądało na to, że pani profesor była z niej zadowolona, co było dla niej zdecydowanie pocieszające! Odetchnęła głęboko, kiedy okazało się, że poszło jej dobrze, a później wstała, pożegnała się i miała już wychodzić, gdy wtem zobaczyła w kącie rzuconą niezapominajkę. Podniosła ją i przekręciła w palcach, nie miała pojęcia, czy przedmiot ten w ogóle działa, ale skoro tutaj leżał, to i tak trzeba było go zabrać, by nie robić zbyt wielkiego bałaganu.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Kość:5 Zdarzenie:80 Efekt: Unikam pułapki i zyskuję eliksir
Uzdrawianie to było coś, co jednak szło mu nieźle. W końcu, kurwa, zamierzał w tym naprawdę działać, więc trochę chujowo byłoby, gdyby okazało się, że jest tak zjebany, że nie daje sobie z tym w ogóle rady. Przekręcił różdżkę w palcach, kiedy wchodził na aulę. Przystanął, bo coś mu się nie spodobało i w ten oto cudowny sposób uniknął jakiejś jebanej pułapki, zastawionej tutaj chuj wie przez kogo właściwie. Na dokładkę zorientował się, że to, co miało na niego spaść, na pewno nie było wodą. Kucnął, żeby przekonać się, z czym dokładnie miał do czynienia i właściwie dość szybko odkrył, że to eliksir pieprzowy. Kurwa, ale zabawne, normalnie boki zrywać i posrać się z wrażenia i szczęścia! Parsknął pod nosem, a potem wyprostował się i wszedł już do pomieszczenia. Jego spojrzenie padło na fiolkę, w której niewątpliwie znajdował się eliksir, więc po prostu ją zgarnął. - Dzień dobry - rzucił, jak na siebie naprawdę kulturalnie i po prostu wziął się do pracy, jaką tam dla niego miała pani profesor, właściwie całkowicie zapominając o tej przygodzie, jaka właśnie przeleciała mu centralnie przed jebanym nosem. Było, minęło, a sam pewnie również odjebałby coś równie mądrego, więc po prostu przyjął to do wiadomości, zrobił, co do niego należało, a następnie opuścił salę.
z.t
______________________
Never love
a wild thing
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Kostka główna:1 Kostka podrzędna:parzysta Efekt: max ilość punktów domu
Magia lecznicza wydawała się być dziedziną zaklęć wprost idealną dla niej. Nic więc dziwnego, że postanowiła udać się na zajęcia organizowane przez panią pielęgniarkę, która chciała przygotować uczniów do zbliżających się egzaminów. Chyba musiała być jedną z ostatnich uczniów, którzy korzystali z uczynności Blanc albo po prostu przyszła po naprawdę sporej grupce, bo kobieta zdawała się być zajęta porządkowaniem wcześniej już wyleczonych fantomów. Yuuko zaproponowała jej nawet swoją pomoc, ale Nora odmówiła jej i zamiast tego wskazała pacjenta, którym miała się zając Puchonka. Zadanie wydawało się niezwykle proste. Może też dlatego dziewczyna przykucnęła przy manekinie, by upewnić się, że to naprawdę wszystko i nie jest to jedno z tych podchwytliwych zadań, gdzie problem wydaje się oczywisty i błahy, a służy jedynie do odwracania uwagi od głównego zadania. Upewniwszy się jednak, że nie było to nic kłopotliwego postanowiła rzucić proste Vulnus Alere, które zaleczyło widoczne na fantomie zranienie i najwyraźniej bardzo zadowoliło pannę Blanc. Posłała jej uprzejmy uśmiech i po pożegnaniu się z nią, wyszła z sali.
Całkiem poważnie biorę się za naukę przed egzaminami - w końcu tak naprawdę. Chociaż wiem też, że jest mała szansa, że uda mi się zdać go na dobrą ocenę, postanawiam podejść również do testu z uzdrawiania... więc zaczynam zakuwać teorię. Doskonale wiem, że jeśli chodzi o tak praktyczne dziedziny sama wiedza co zrobić to za mało, bo jeszcze trzeba to po prostu umieć zrobić - trochę jak na zaklęciach, tyle że tutaj kiedy przychodzi prawdziwa potrzeba użycia czarów to należy wziąć jeszcze pod uwagę zdrowie drugiej osoby i coś, nad czymś ciężko zapanować, czyli własne nerwy. Od czegoś jednak trzeba zacząć. Z tej okazji postanawiam również wykonać praktyczną pracę domowa, którą zadaje pani Blanc. Normalnie pewnie nawet nie kiwnęłabym palcem, żeby zrobić coś dodatkowego, co nie zalicza się do moich zainteresowań, ale niektóre rzeczy się zmieniają. Kiedy więc dostaję za zadanie uratowanie manekina, który właśnie wykrwawia się na śmierć - doskonale wiem co robić. Wiem, że jest zaklęcie pozwalające zabandażować odpowiednio ranę, formułka brzmi chyba Vulnerra Ferre, tyle że... nie umiem go rzucić. Znajduję jednak bandaże, których ktoś widocznie musiał wyczarować za dużo i robię co trzeba po mugolsku. Udaje mi się jakoś opanować sytuację, chyba zadanie można uznać za wykonane? Potem przychodzi czas na pytania - tutaj jestem nawet spokojna, bo dopiero co przestudiowałam całkiem sporo materiału i jeśli tylko będę miała odrobinę szczęścia to trafię akurat na to, co doskonale wiem. I tak też jest - wiadomo przecież, że kiedy druga osoba się dławi, to należy pomóc jej zaklęciem udrażniającym drogi oddechowe a dokładnie Anapneo. Prościzna! Dodaję jeszcze parę zdań na temat tego co można zrobić, kiedy akurat się zaklęcia nie zna, nie pamięta, albo po prostu zapomniało różdżki. Jestem wyjątkowo zadowolona z siebie i aż chce się uczyć tego uzdrawiania jak tak gładko idzie na lekcji.
zt
Kostka główna:6 Kostka podrzędna: - Efekt: Otrzymujesz największą możliwą liczbę punktów do zdobycia dla domu za wykonanie zadania domowego.
Kostka główna:6 Kostka podrzędna: Brak Efekt: Maksymalne punkty dla domu
Młoda ślizgonka od pewnego czasu była zaganiana na najróżniejsze lekcje dodatkowe celem odrobienia punktów, które straciła w tak liczny sposób przez poprzednie miesiące aktywności, jaka przecież przystoi Hrabinie Huncwotów. Dlatego też, mimo że jej niewielkie występki jak dotąd nie pozbawiły nikogo więcej niż prezencji... i może skutkowały drobnymi poparzeniami ten jeden raz... no i tamta sprawa z epilepsją, ale to już na prawdę nie była jej wina! W każdym razie jakoś nieszczególnie czuła potrzebę pokazania się na wyższopoziomowym zadaniu z uzdrawiania, ale pech chciał że prefekt zagroził jej bardziej pedantycznym podejściem do jej późnych powrotów do dormitorium jeśli tego nie zrobi.
Do sali weszła więc Aoife, już od razu w rękawiczkach i goglach, z tym samym nadpalonym krawatem co zawsze i... miała okazję schować się kiedy znana jej już Sophie zaczęła odpowiadać na pytania. Wcaaale nie podsłuchiwała, po prostu akurat była, jeszcze nie zauważona przez nikogo, w zasięgu słuchu kiedy ta odpowiadała. Przecież i tak pewnie nie dostanie tego zadania. Myliła się, kiedy młoda panna Sinclar wyszła za drzwi i ta wygramoliła się ze swojej dziury, jakby dopiero weszła do sali, dostała dokładnie to samo zadanie. Wspomniała o Vulnerra Ferre mimochodem o którym podobno to przeczytała w książce przy okazji poprawiania swojej wiedzy o eliksirach leczniczych i w międzyczasie zatamowała krwawienie. Tutaj musiała się postarać, ale na szczęście wiedziała co i jak jeszcze z czasów mugolskiej szkoły. Podobnie było z odpowiedziami odnośnie krwawienia, ale żeby nie było dodała nieco co sama wiedziała o niemagicznych sposobach - chwycie Heimlicha, jak się różnił u dorosłych i dzieci. Kiedy wszystko się skończyła podziękowała, życzyła miłego dnia i wyszła zaraz przed następnym uczniakiem, tak aby pani psor przypadkiem nie zaczęła czegoś podejrzewać. z|t
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Weszła spokojnie do auli , rozglądając się dookoła. Panowała tam atmosfera dość dziwna jak dla Gryfonki,jednak nie przeszkadzało jej to stwierdzając, iż jest to dobry test dla uczniów, jak poradzą sobie w czasie wakacji a bedą na pewno różnych warunkach.Dla Mad to bedzie juz koniec gdyż swoją edukacje zakonczy teraz juz w tym roku.Stanąwszy przed zadaniem ej ej co jest, lepiej się dziewczyna poczuła jakoś,pewnia siebie no i na pewno nie odczuwa strachu, czy nawet to aby się ośmieszyć. Dziewczyna chciała juz wchodzić do sali, kiedy to nauczycielka przygotowała manekinu tak wiec postanowiła cię odpytać co zrobiłbyś w danej sytuacji. Gryfonka podczas drogi powrotnej, zauważyła w kącie Niezapominajkę zepsutą.Mad raczej wyczerpująco odpowiedziała jeśli chodzi o złamanie kości.No ale ostatecznie jeszcze coś tam nauczycielka odpowiada jak postępować przy złamanu kości.Tak więc dziewczyna grzecznie podziekowła i wyszła. z/t
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostka główna:6 :) Kostka podrzędna: ndt Efekt: Największa możliwa liczba punktów
Praktyczna praca domowa nie była czymś, co Max spotykał często. Ze względu na to, że ta konkretna dotyczyła uzdrawiania, postanowił jak przykładny uczeń sprawdzić siebie i swoje możliwości. Udał się więc do auli wykładowej, w której zastał tak dobrze znane sobie manekiny. Podszedł do profesor Blanc i dostał zadanie - powstrzymać krwotok, który jednym machnięciem różdżki kobieta wywołała u biednej, niczego nieświadomej lalki. Solberg czuł się dość pewnie po ostatnich korepetycjach, jakie udzielił mu Felinus, dlatego też bez zastanowienia podszedł do manekina i rzucił pierwsze zaklęcie, które przyszło mu do głowy. HAEMORRHAGIA ITURUS - powiedział wykonując różdżką odpowiedni gest. Krwawienie ustało praktycznie natychmiast. Wydawało mu się jednak, że widzi jakieś przecieki na skórze swojego dzisiejszego pacjenta, dlatego też, na wszelki wypadek ponownie uniósł swój magiczny kijek. Przypomniał sobie ostatnią pracę dla profesor Whitehorn i wyszeptał VULNERRA FERRE. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były krwawiące rany, znajdowały się teraz schludne, zabandażowane opatrunki. Profesor Blanc z uznaniem pokiwała głową i zadała Maxowi ostatnie pytanie , dotyczące pierwszej pomocy przy zadławieniu. Poza wszystkimi mugolskimi metodami, jakie znał, wymienił także najszybszą i chyba najbardziej oczywistą rzecz, a mianowicie zaklęcie Anapneo, które sprawnie udrożnia drogi oddechowe dławiącej się osoby. Kobieta nie miała najmniejszych zastrzeżeń, co do tego, jak Max poradził sobie z postawionym przed nim zadaniem i nagrodziła go największą możliwą liczbą punktów dla domu. Dumny z siebie opuścił aulę i obiecał sobie, że nie omieszka podziękować kumplowi za dobre przygotowanie do egzaminu.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Annabell Helyey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170,5
C. szczególne : intensywnie niebieskie oczy; tatuaż ciągnący się od uda do żeber; węgierski akcent
Kostka główna:3 Kostka podrzędna:5 → 2 → 4 (w kuferku 22pkt z uzdrawiania) Efekt: odpowiadam bezbłędnie; znaleziona zepsuta niezapominajka
Czy stresowała się egzaminami? Jak cholera. Czy robiła cokolwiek, żeby ten stres zredukować? Absolutnie nie. Annabell już od kilku tygodni siedziała jak na szpilkach, nie robiąc praktycznie nic innego niż uczenie się, a każde próby wyciągnięcia jej z biblioteki kończyły się warczeniem z jej strony, że zaraz wszystkim połamie kości, jeśli nie przestaną jej przeszkadzać. Nie wiedziała czy to jej własne ambicje, czy może ambicje matki tak bardzo się na niej odbijały, ale była definitywnie przerażona zbliżającymi się egzaminami i OWuTeMami. Miała ochotę skoczyć z wieży astronomicznej, żałując, że w Hogwarcie była tak niska i po raz pierwszy tęskniąc tak bardzo za Souhvězdí. Miała ochotę rzucić wszystko i wyjechać z powrotem do Czech, żeby zaraz później przypomnieć sobie dlaczego z Czech uciekła. Tkwiła w błędnym kole, zamknięta w ciasnej klatce własnych emocji, a jednak pewna siebie szła na praktycznie zadanie domowe z magii leczniczej, która zdawała się być jedynym przedmiotem, z którego wiedzę miała jakoś poukładaną, bowiem przecież na to kładła największy nacisk. Wchodząc do auli dostrzegła kilku męczących się uczniów, dokładnie przyglądając się co robią. Poczuła niewyobrażalną ulgę, takie praktycznie zajęcia mogła mieć, zdecydowanie mogła i nawet poczuła jeszcze większy przypływ pewności siebie. Szybko jednak jej zapał został ugaszony, gdy tylko okazało się, że zabrakło dlań manekina i czeka ją nic innego jak ustna odpytka. Fantastycznie. Przełknęła jednak ślinę i szybko przypomniała sobie wszystkie zasady postępowania ze złamaną kością. Odpowiadała niemalże natychmiastowo i co ważniejsze – bezbłędnie. Kamień z serca jej spadł, gdy nauczycielka nie miała nic do dodania, bowiem Ann powiedziała wszystko co trzeba, bez zająknięcia się. Odchodząc, zadowolona z siebie, dostrzegła w kącie auli niezapominajkę. Podeszła tam i szybko zrozumiała, że jest zepsuta, jednak nic nie szkodziło jej zabrać przedmiot, może jeszcze znajdzie kogoś, kto będzie potrafił ją naprawić?
Kostka główna:3 Kostka podrzędna:1 Efekt: nie ma wszystko spoko
Egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, a on czuł się pewnie właściwie tylko z gier miotlarskich i zaklęć, wiedza z reszty przedmiotów zaś leżała i kwiczała żałośnie, bo zamiast poświęcać im czas, to skupiał się na quidditchu. Ciężka praca na boisku się opłaciła, bo w końcu udało mu się dostać na pozycję pałkarza do profesjonalnej drużyny i szczerze powiedziawszy, to karierę miał już jak w banku, teoretycznie mógłby więc mieć w nosie szkolne testy, skoro i tak już do niczego mu się nie przydadzą, w praktyce jednak bardzo chciał zdać je jak najlepiej i wykorzystywał te ostatnie dni na dzikie naukowe zrywy. Tego dnia ów zryw objawił się w postaci przybycia na praktyczne zadanie domowe z uzdrawiania; była to dziedzina trudna, której ciężko, przynajmniej jemu, było nauczyć się z podręcznika, dlatego chętnie skorzystał z możliwości poćwiczenia pod okiem panny Blanc i wcale nie dlatego, że bardzo ją lubił bo była ładną, łagodną blondynką, w życiu, cenił ją po prostu za rozległą wiedzę i umiejętności jej przekazywania. Gdy dotarł do auli, okazało się że są jakieś problemy z jego manekinem, który był jeszcze niegotowy, dlatego nauczycielka kazała mu odpowiadać ustnie, tematem zaś było zatrzymanie akcji serca. Kurwa, chyba przysnął nad podręcznikiem zanim dotarł do tego rozdziału; wysilił mózg i wystękał coś, co udało mu się przypomnieć, ale nie były to żadne konkrety, raczej szczątkowe, dość podstawowe informacje. Nora nie była usatysfakcjonowana odpowiedzią i zaczęła zadawać pytania pomocnicze, próbując jakoś go naprowadzić i wyciągnąć coś więcej, aż wreszcie, widząc że niewiele wskóra, sama wyjaśniła mu szczegółowo procedurę postępowania w tym przypadku i wypuściła z sali, uprzednio instruując, by koniecznie powtórzył sobie ten temat przed egzaminem.
/zt
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Kostka główna:6 Kostka podrzędna: - Efekt: Otrzymujesz największą możliwą liczbę punktów do zdobycia dla domu za wykonanie zadania domowego.
Egzaminy zbliżały się wielkimi krokami, co odbijało się na Aslanie dość mocno – nieustający stres spinał całe ciało, skóra mu poszarzała, a sińce pod oczami były widoczne z kilometra. Gdy usłyszał o praktycznej pracy domowej z magii leczniczej, spędził nad książkami jeszcze więcej czasu niż dotychczas. Czytał w każdej wolnej chwili, uparcie wbijając do głowy kolejne formułki i zaklęcia uzdrawiające. Czuł się wykuty jak nigdy. A przy tym cholernie wyczerpany, co mocno wypierał, racząc organizm następną dawką kofeiny. Niczym szyszymora przekroczył próg auli wykładowej, przywitał się z Norą i gdy nadeszła jego kolej, podszedł do niej po dalsze instrukcje. Otrzymując krótkie wyjaśnienie, zbliżył się do swojego manekina. Zamrugał kilkukrotnie, po czym wziął głęboki oddech i rozpoczął proces leczenia go. W głowie miał tylko odpowiednie inkantacje. Stres i zmęczenie zostały zastąpione przez adrenalinę i chęć pomocy. Nie miał żadnych wątpliwości, że bycie uzdrowicielem to jedyna droga, jaką może obrać w życiu. Za pomocą prostego Haemorrhagia Iturus zaczął tamować krwotok, z uwagą i skupieniem klęcząc nad manekinem. Wiedział co robić – czuł się pewny, ale przede wszystkim spokojny. Praca w Mungu nauczyła go cierpliwości i dodała wprawy. Następnie użył Vulnera Arcuatum, aby zasklepić ranę. Cały proces zakończył Vulnerra Ferre, bandażując manekina. Zadowolony z siebie, oznajmił nauczycielce, iż skończył. Ta jednak postanowiła dodatkowo przepytać go z zasad pierwszej pomocy w przypadku udławienia. Bezbłędnie udzielił odpowiedzi, doskonale pamiętając sytuację z Munga sprzed kilku dni. Odetchnął z ulgą, gdy otrzymał informację zwrotną, iż wszystko zrobił dobrze. Aulę opuścił w podskokach, z kolejną dawką motywacji do dalszego przygotowywania się do egzaminów.
/zt
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Kostka główna:5 Kostka podrzędna:48 Efekt: -10 hajsu, już odjęte
Po raz pierwszy od... czy to ważne? Chodzi o to, że w końcu przygotowałem się do lekcji uzdrawiania! Otworzyłem podręczniki, zajrzałem o co tam chodzi. Po prostu pomyślałem, ze warto w końcu wiedzieć jak zająć się ranami albo choćby jakiś opatrunek umieć założyć. Po ostatniej przygodzie w lesie z pewnością by mi się to przydało! Oczywiście moja chęć nauczenia się lepiej uzdrawiania wynikała z czystej chęci podniesienia swoich marnych umiejętności, nie spędzenia chwilki czasu z najładniejszą nauczycielką w szkole. Kiedy wchodzę widzę Norę, na co reaguję lekkim skrzywieniem. Ale przecież nie dlatego, że liczyłem na kogo innego! Po prostu akurat poczułem jak śliska jest powierzchnia pod moimi nogami! Moje czarne tenisóweczki szurają po wodzie, a ja upadam na cztery litery i obijając też różdżkę. Jednak nic na początku nie zauważam. Wymyka mi się tylko jakieś kulturalne kurwa, kiedy tak siedzę na mokrej ziemi, ale po chwili wstaję pewny swojej wiedzy na dzisiejsze zajęcia, złorzecząc tylko na ironię losu. Kiedy rzucam niefrasobliwie zaklęcie, by odrobinę wyschnąć, orientuję się, że nic się nie wydarzyło. I dopiero wtedy odrobinę się niepokoję, ale uznaję to za kwestię obolałego tyłka. Dopiero jak podchodzę do zajęć i okazuje się, że coś mi nie idzie rozumiem, że faktycznie musiało się wydarzyć z różdżką. Co oczywiście tłumaczę oburzony Norze, dodając, że ktoś mógłby zerkać czasem czy przypadkiem nikt nie czyha na życiu uczniów za rogiem, na przykład taki Irytek. Dobrze, że nie wydarzyło się z różdżką (oraz tyłkiem!) nic trwałego i po paru wydanych galeonach, była jak nowa.