Jeden z nielicznych, większych lasów na Malediwach. To tutaj właśnie można spotkać żyjące na wyspie stworzenia, które są rzadko spotykane. Las jest jednym z miejsc, w których można odpocząć albo uciec przed słońcem. Kilka wydeptanych ścieżek prowadzi w różne strony. Niektóre donikąd, inne natomiast pozwalają wyjść na drugą stronę Malediwów. Las jest na terenach zaradnych, więc trzeba uważać, gdzie się chodzi. Jak głosi jedna z legend, miejsce przy jednym z najpotężniejszych drzew uznawane jest za wyklęte. Nikt nie potrafi do końca wyjaśnić dlaczego. Tyle ilu rodowitych mieszkańców Malediwów, tyle różnych historii, otaczających owo miejsce. Jedni uważają, że to tutaj był niegdyś cmentarz, na którym pochowano najgorszych ludzi, a inni, że to tutaj miała miejsce niezwykła walka, podczas której piorun spadł z nieba, a duchy osób, które poległy w wojnie, toczonej w owym czasie. Każda jest o tyle zgodna, że mówi o wilku wyłaniającym się podczas pełni z ciemności. Powiadają, że zrodziła go nienawiść, a wychowała śmierć.
Rudowłosa z łatwością zgadła, co ma na myśli. - Muszę cię zmartwić, albo dodać jeszcze trochę do zmartwień. Dwa lata wystarczą. Nie ma co się oszukiwać - stwierdziła krótko. - Przejdziemy się dalej? Słyszałam, że na końcu ścieżki, jeśli się nie zabłądzi, jest ukryte wejście do jaskini. Co ty na to? Miała nadzieję, że choć na trochę pomoże dziewczynie zapomnieć o tym wszystkim i poprawi na jakiś czas humor. W końcu nie można się cały czas zamartwiać. Wstała i chwyciła swoją torbę, rozcinając sobie lekko stopę. Cholerne japonki. Nie zwracając uwagi na krwawiącą ranę, czekała aż Alisa wstanie.
Westchnęła. Tak właśnie myślała. Tym bardziej, że łatwo przyzwyczajała się do najróżniejszych miejsc. Propozycja Audrey bardzo ją ucieszyła. W końcu choć na początku nie chciała tu przyjechać, to przecież są wakacje! Nie może ich tak po prostu zmarnować na zamartwianie się. Przyrzekła sobie, że martwić się będzie dopiero w pociągu, a teraz zamierza dobrze się bawić. - Jasne. Nie mam ochoty siedzieć tu i myśleć nad samymi ponurymi sprawami - usmiechnęła się. Wstała i otrzepała szorty. Popatrzyła na dziewczynę i razem ruszyły wspomnianą ścieżką.
Selena weszła niespodziewanie do lasu. Nie wiedziała, że to miejsce jest takie piękne. Miała przy sobie torbę, a w niej notes z wieloma kartkami, samopiszące pióro, pióro i niebieski atrament. Nie zdążyła wypakować rzeczy w domu. Widząc piękne zwierzęta patrzące na nią, chciała je narysować. A chociaż nie miała na to czasu, bo chciała nazrywać kilka pięknych kwiatów, schowała pióro do torby. Nie zupełnie wiedziała jak kazać samopiszącemu piórze coś narysować. Po chwili wpadła na idealny pomysł. - Napisz Selen na 15 stronach, po czym narysuj te piękne zwierzęta.- Szepnęła do pióra które od razu napisało "Selena" na jednej stronie i zaczęło rysować z najmniejszymi szczegółami jedno z 15 zwierząt. Selena mogła teraz robić trzy rzeczy naraz. Zrywać kwiaty, rysować i przewracać kartki. Gdy tylko pióro skończyło, musiała odwrócić mu kartkę. Pióro znowu napisało "Selen" i zaczęło znowu rysować. I tak było ciągle w kółko. Selena nazrywała kilka kwiatków, pióro skończyło pisać i rysować, Selena przewraca stronę. W tym samym czasie, Selena zebrała ostatni kwiat i razem z muszelkami zajmowały 3/2 pudełka i pióro skończyło rysować 15 rysunek. Selena ostatni raz spojrzała na te 15 pięknych zwierząt, schowała samopiszące pióro i niebieski atrament do torby i ze smutkiem wyszła z lasu.
Po kłótni z aurorem nie miała chęci wracać do domku. Jeszcze wyżyje się na swoim współlokatorze, a wtedy ich stosunki będą bardzo, bardzo kiepskie, a tego Rose nie chciała. Niestety musi z tą osobą wytrzymać dwa tygodnie. Jakże się cieszyła, kiedy zobaczyła las. W Hogwarcie często uciekała do Zakazanego Lasu, kiedy była wzburzona. Tu przynajmniej nikt jej nie przeszkadzał. Weszła między drzewa, rozglądając się zaciekawiona. Nie chciała się zgubić, chociaż jako wilk z pewnością znalazłaby drogę powrotną. Powoli szła w głąb uważając na korzenie i niskie gałęzie. Szła jedną z kilku ścieżek, pomimo ze nawet nie wiedziała, gdzie zostanie doprowadzona.
szła spokojnie rozglądając się na około. A nuż kogoś spotka? Rozglądała się zaciekawiona. Wypatrywała jakiś ptaków, czy czegoś. Parę razu mało się uderzyła czołem o jakąś gałąź. Po paru potknięciach, stwierdziła, ze lepiej będzie jak będzie patrzeć pod nogi nad głowę, niż gdzieś na boki. Nagle usłyszała czyjeś ciche kroki. Odwróciła się i zobaczyła Rose, prefekta swojego domu. Diana była ciekawa, czy dziewczyna zna chociaż jej imię...
Naburmuszona przedzierała się dalej przez las. Nie zauważyła nawet, ze jest sama. Po kilku głębszych wdech była już prawie spokojna. Miała ochotę się przemienić,a le nie mogła. Tutaj raczej nie ma wilków, a w szczególności białych, więc od razu czarodzieje by się skapnęli, że to animag, a tego nie chciała. Zatrzymała się, siadajac pod drzewem. Było tu przyjemnie chłodno i z daleka od plaży, gdzie była większość osób.
Przyglądała się dziewczynie zza drzewa. Wyglądała na zdenerwowaną. Diana znała ją tylko z widzenia i słyszenia. Znała tylko jej imię. Próbowała się dowiedzieć o niej czegoś więcej od starszych kolegów, ale nikt nie chciał jej nic powiedzieć. Dziewczyna wyglądała na bardzo miła i pomyślała, ze mogła by ją nauczyć kilku zaklęć na wyższym poziomie, bo zwykle swoje podręczniki do zaklęć i OPCM przerabiała w już w miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego i nauczyciele nie wiedzieli co mają z nią robić.... Jednak teraz bała się do niej podejść. Za bardzo się wstydziła.
Zamknęła oczy, wsłuchując się w odgłosy lasu. Odcięła się zupełnie od ludzi. W nocy na pewno się wymknie z domku. Rzuci kilka zaklęć na współlokatora i zniknie na kilka godzin. I tak wątpiła, czy uśnie. Ostatnio ciężko jej to przychodziło. Wyciągnęła różdżkę, obracając ją w palcach. - Avis - szepnęła. Nie było tu ludzi. Przynajmniej ich nie usłyszała. W razie czego znajdzie kogoś dorosłego, kto mógłby rzucić Oblivate i będzie okey. A jak nie, to po prostu namiesza mugolowi jeszcze bardziej w głowie, przez co sam nie będzie wiedział, co ma myśleć. Bo czy ktoś mu uwierzy w istnienie czarodziejów?
Przypatrywała się poczynaniom dziewczyny. W momencie, gdy ta wypowiedziała zaklęcie, Diana nadepnęła na kupę suchych liści i gałązek, łamiąc parę z głośnym trzaskiem. Z przerażeniem malującym się na twarzy szybko schowała się za drzewem. Starała się oddychać jak najciszej. Serce waliło jej tak mocno, że bała się, iż dziewczyna je usłyszy. Czekała w napięciu na jej reakcję.
Odwróciła głowę. Nadal jednak była skupiona, przez co zaklęcia dalej działało. Podniosła brwi do góry. Była pewna, że jeżeli to jakiś czarodziej, to albo jej się oberwie, albo jemu. Zależy kim będzie ta druga osoba. Była wkurzona, a tu jeszcze ktoś się skrada. Podniosła się, ruszając w dalszą drogę. Powinna nosić tabliczkę z napisem "Uwaga! Potrzebna samotność!"
Z napięciem wyjrzała zza drzewa. Zobaczyła, że dziewczyna odchodzi. Z żalem spuściła głowę. Odwróciła się i szurając głośno nogami poszła w stronę targu. A miała nadzieję, że dziewczyna ją czegoś nauczy. Marka bała się o to poprosić. Nie wiedziała jak zareaguje i wolała nie ryzykować.
- Finite - szepnęła, a po chwili schowała różdżkę do kieszeni. Postanowiła być bardziej ostrożna. Co, jeśli spotka więcej mugoli? Nie zwróciła nawet uwagi na głośne szuranie gapia, który najwyraźniej się przestraszył. Zatrzymała się, orientując, że zgubiła ścieżkę. Pozostało jej czekać do wieczora, kiedy będzie mogła zmienić się w wilka albo czkeać, aż ktoś ją znajdzie. Usiadła na ziemi.
Jednak postanowiła zawrócić. Szła w kierunku, w którym szła dziewczyna. Po kilkunastu minutach ją znalazła. Siedziała na ziemi jakby na coś czekała. Nie wiedziała co ma zrobić. Po chwili jednak podeszłą do niej. -Cześć...- powiedziała i na wszelki wypadek trzymała schowaną za plecami różdżkę.
/Skoro Diana tak się boi Rose, to Rose będzie straszna!/
Podniosła znużony wzrok. A ta mała to czego chce? Wywróciła oczami, widząc, jak trzyma ręce z tyłu. Czy uważała, że Rose jest tak głupia, aby nie domyślić się, co tam chowa? - Tak, tak, uważaj, bo czekam na odpowiedni moment, aby rzucić na ciebie Avadę - mruknęła od niechcenia, mrużąc gniewnie oczy. Nie jej wina, że ma zły humor, a ta tu się jeszcze napatoczyła.
Podniosła brwi i popatrzyła na dziewczynę. -Jeśli chcesz mogę sobie iść, ale widzę, ze chyba zgubiłaś drogę...- powiedziała rozglądając się. Już nie trzymała rąk za plecami. Obracała różdżkę w rękach gotowa w razie czego się bronić.
Prychnęła poirytowana. Czy ona wygląda na taką straszną i od razu rzuca się na innych z chęcią mordu w oczach? Przecież to było śmieszne! Może, gdyby była ślizgonką i ktoś jej podpadł, to tak, ale w takiej sytuacji. - Może i się zgubiłam, ale ty najwyraźniej też.
Dziewczyna wyglądała na tak wściekłą, że wszystkiego by się po niej w tej chwili spodziewała. -Ja się nie zgubiłam. Wiem skąd przyszłam i jak trafić stąd na targ plażę i w inne miejsca.- powiedziała dalej bawiąc się różdżką.
- Doprawdy? - spytała, patrząc dziewczynie prosto w twarz. Chyba pierwszy raz dzisiaj. Otrzepała spodnie, wstając z ziemi. Różdżkę wcisnęła do kieszeni. jeszcze ta puchonka ucieknie, kiedy będzie trzymać ją w rękach, tak więc, dla bezpieczeństwa, pozbyła jej się. - Prowadź do skraju lasu - powiedziała.
Diana uśmiechnęła się i odwróciła w odpowiednim kierunku. -Chodź.- powiedziała wkładając różdżkę za pazuchę. Po kilkudziesięciu minutach usłyszały odgłosy tłumów turystów, a chwilę później wyszły z lasu. -Proszę bardzo, jesteśmy na miejscu. powiedziała z uśmiechem odwracając się do Rose.
Szła powoli, przedzierając się przez las. Na ręce miała kilka zadrapań, które zrobiła sobie, kiedy odgarniała jakąś gałąź na bok. Nie wiedziała niestety, że miała ona kolce, no i tak wyszło. Syknęła, czując pieczenie, ale szła dalej. - Dzięki - mruknęła, pocierając bolącą dłoń. - Można wiedzieć, co chciałaś osiągnąć skradaniem się?
Diana zmieszała się. -Widzisz... widziałam cię parę razy w szkole... ja też jestem w Hufflepuffie... jesteś naszym prefektem...- kręciła coś trzy po trzy.- chciałam podejść, ale byłaś zła... potem sobie poszłaś...
Wysłuchała, jak się jąka. Jeju... Co ona? W pierwszej klasie jest, czy jak? Zlustrowała ją wzrokiem. Cóż, wyglądała na starszą. Znużona do granic możliwości utkwiła wzrok w martwym punkcie pomiędzy drzewami. - Możesz jaśniej i bez jąkania się? Nie mam dla ciebie całego dnia.
Diana westchnęła. -Widziałam cię w szkole wielokrotnie. Wyglądałaś na miłą. Od innych słyszałam, że masz na imię Rose. I nic więcej. Nie chcieli mi nic powiedzieć. Kiedy cie zobaczyłam teraz w lesie pomyślałam, ze może mogłybyśmy się zakolegować... że to odpowiedni moment, ale później zobaczyłam, że jesteś wkurzona i bałam się podejść... pomyślałam, ze mogłabyś mnie czegoś nauczyć...- powiedziała ze spuszczoną głową.
Zamarła w bezruchu, oczekując wyjaśnień. Nienawidziła, jak ktoś owija w bawełnę, a tym bardziej, kiedy nie potrafi powiedzieć prawdy. - Och, jak miło - zironizowała. - Doprawdy, myślałaś, że dowiesz się o mnie niestworzonych rzeczy? - prychnęła. - Tak, ogłaszam wszem i wobec - jestem śmierciożercą. Przeliterować? - zasugerowała. - I nie, nie nauczę cię żadnych zaklęć ponad te, które znasz, a właściwie powinnaś znać na swoim roku.
-Znam wszystkie, a nawet więcej!!- krzyknęła wkurzona zachowaniem dziewczyny. Myślała, ze jest miła i w ogóle... jednak się myliła. Nie chce się ze mną kolegować to nie. Łaski bez. Nic na siłę.- Pomyślała i odwróciła się na pięcie. Nic nie mówiąc poszła sobie. Nawet "Dziękuję" nie powie za to, że ją z tego lasu wyprowadziłam... Po co ja ją w ogóle z tamtąd wyprowadzałam. Mogłam ją zostawić. Może by się uspokoiła... To myśląc szła wkurzona w stronę domków.
- Oj, tak, a w pojedynku padniesz po jednym, słabym zaklęciu, bo się nawet nie obronisz - machnęła ręką. Niech ta puchonka idzie. Nie dość, że się jąka, bojąc zwykłej uczennicy, to jeszcze uważa, że jest lepsza, niż reszta. Phi. To jest marnotrawstwo czasu. Sama ruszyła ścieżką, wiodącą do jaskini. W sumie nie wiedziała, gdzie idzie. Szła przed siebie.