Przystań wybudowana została w malowniczej zatoczce, która przy pomocy falochronów dzielnie broni przycumowane doń łódki przez większymi falami. Miejsce to niegdyś znane było jako niezbyt ciekawe do zwiedzania. W przeszłości cumowały tutaj głównie kutry rybackie, jednak wraz z rozwojem turystyki przystań przekształcona została w miejsce zadbane, przyjemne i chętnie uczęszczane. Miejscowi polecają je głównie na wieczorne spacery, kiedy większość łodzi, żaglówek i kutrów znajduje się już na miejscu, a pracujący przy nich ludzie kierują się ku swoim domostwom. Ktoś, kto jednak zajrzałby tutaj w godzinach porannych, zastałby zgiełk szykujących się do wypływu rybaków i zaaferowanych pracowników przystani, zapewne łapiąc się też na parę nieprzyjemnych spojrzeń. W końcu mało kto lubi, kiedy turyści plączą mu się pod nogami! Na końcu jednego z podestów przymocowany jest zabytkowy kuter. Z bliska widać przyczepioną do niego tabliczkę, której napis głosi "Dla tych, którzy nie wrócili". Przy dziobie statku niektórzy mieszkańcy zostawiają kwiaty i listy dla zaginionych na morzu bliskich.
W przystani można również wypożyczyć żaglówkę dla siebie. Pamiętajcie jednak, że sterowanie nimi wcale nie jest tak łatwe, na jakie wygląda – a lepiej nie narażać się miejscowym, oddając w ich ręce zniszczoną łódkę.
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw jedynie uniósł brew na obruszenie Irvette. Gdyby on miał zasłaniać się tłumaczeniem, że jest "łamaczem zaklęć, nie budowlańcem", to prawdopodobnie wciąż w Exham siedziałby jakiś podstarzały czarownik z piwnym brzuszkiem, próbujący w odpowiedni sposób wymierzyć zaklęcia klejące do tynku. - Pazurki? - prychnął Krukon, biorąc kolejny łyk alkoholowego napoju. Spierzchnięte od słońca i palące wciąż od wcześniejszych porcji gardło przyzwyczajało się powoli do kolejnych porcji korsarskiego trunku. Malediwy może i były na niewłaściwym morzu i po drugiej stronie oceanu, ale brakowało im tylko czarnej flagi by móc skutecznie cosplayować Piratów z Karaibów - Dobrze wiedzieć, że wcześniej byłem niewarty uwagi - skwitował kwaśno, odstawiając kubek i odwracając się w kierunku kotwicy. Zmrużył oczy potrząsając przez chwilę liną, po czym uznał, że jednak nie rozbije sobie głowy o rafę od razu po wskoczeniu do wody. Poszedł więc w ślady de Guise i rozebrał się do kąpielówek. Do wody zeskoczył z dziobu, nie z burty, wbijając się lazurową falę. Podwodne Malediwy były równie piękne - albo i bardziej - od wysp na powierzchni. Mężczyzna trafił od razu w ławicę małych rybek, które rozpierzchły się we wszystkie strony. Darren odpuścił sobie rzucanie Bąblogłowy przed nurkowaniem, dlatego też parę chwil później wynurzył się z powrotem przy łodzi, podciągając się i siadając na burcie. Sięgnął ponownie po haust rumu i, osłaniając przed odbijającym się od wody słońcem oczy, zaczął wypatrywać wciąż będącej gdzieś tam w wodzie Irvette.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Cóż Darren nie pochodził z tego samego wychowania co ona. Irv była przyzwyczajona, że może skupiać się tylko na swoich roślinach, a całą resztą zajmą się inni czarodzieje. Odpowiednio opłaceni oczywiście. Dopóki nie przeprowadziła się z Francji, nie myślała nawet o tym, że może robić cokolwiek innego. Sytuacja zmusiła dziewczynę do podjęcia kilku nienaturalnych dla niej kroków, ale wciąż kręciła się raczej w swojej specjalizacji, całą resztę zostawiając ludziom, którzy się na tym znali. -Wybacz, nie o to mi chodziło. - Zarumieniła się lekko, bo naprawdę nie miała zamiaru obrażać krukona. -Po prostu lubię czasem poznać ludzi od innej strony. Ktoś kto ciągle świeci pazurkami raczej nie jest kimś, z kim lubię przebywać. - Przyznała jeszcze, nie wiedząc, czy tą wypowiedzią nie pogorszy przypadkiem sytuacji. Miała jednak przed oczami rudą szopę Hope oraz agresywnego i porywczego Daemona, a to zdecydowanie źle jej się kojarzyło. Cieszyła się, że Darren nie jest taki jak tamta dwójka i można z nim normalnie spędzić czas. Wskoczyła do wody nurkując wśród niesamowitej fauny i flory oceanu. Potrafiła na dość spory czas wstrzymać oddech, więc została pod wodą zdecydowanie dłużej niż Darren, podziwiając rosnące tam koralowce i przepływające obok płaszczki. Niestety, żadnego żółwia nie udało jej się wypatrzyć. -Przynajmniej tę rzecz możemy odhaczyć z listy. Kąpiel w Oceanie Indyjskim zaliczona! - Odpowiedziała znów uśmiechając się, gdy tylko wypłynęła na powierzchnię i odnalazła swojego towarzysza rejsu. Nie wracała jednak jeszcze na pokład, a tylko oparła się o niego ramionami, wprawiając łódkę w delikatne kołysanie. -To jest zdecydowanie lepsze od jakiegokolwiek hotelowego basenu, nie uważasz? - Zapytała Darrena, próbując dosięgnąć własnej butelki rumu, ale niestety, trunek znajdował się poza zasięgiem jej wyciągniętych rąk.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nurkowanie i pływanie na falach Oceanu Indyjskiego rzeczywiście należało do dość przyjemnych, tutaj Darren musiał się zgodzić z Irvette. Puścił mimo uszu jej tłumaczenia, mające zapewne na celu nieco udobruchanie Shawa. Były one absolutnie niepotrzebne - Krukon nie miał siły się na nikogo gniewać czy złościć, a wszelkie słowa były raczej gorzkimi uwagami niż zachętami do konfrontacji. Prefekt pozostał oparty na burcie, z rumem w dłoni, gdy z wody wynurzyła się de Guise. Jakiś czas temu może byłby pod wrażeniem jej gracji - pływała naprawdę nieźle - teraz jednak bardziej zainteresowany był połączeniem cierpkiego smaku tutejszego rumu i kwaśnych pomarańczy, które zostały zebrane najwyraźniej parę dni przed najlepszym terminem i nie osiągnęły przez to optymalnej słodyczy. - Z hotelowymi basenami z kolei ja nie mam doświadczenia - stwierdził - Ale na pewno przebija łazienkę prefektów i moją łaźnię - dodał, przypominając sobie swój pokój kąpielowy z Exham Priory, który szczerze mówiąc był dla niego powodem do lekkiej dumy. - Ugh, ale sól źle działa mi na skórę - sapnął, wyciągając się nieco dalej i łapiąc za butelkę białego rumu, którą podał Irvette widząc, że ta nie daje rady jej sięgnąć - Lazurowe Wybrzeże czy Malediwy? - spytał, zastanawiając się co wybierze rodowita Francuzka. W końcu Malediwy miały swój urok, i może urzekły de Guise głębią oceanu i bogatą fauną oraz florą, z drugiej strony jednak może jej patriotyczne korzenie i również niezaprzeczalne piękno francuskiego wybrzeża przychylą szale. Tak naprawdę zaś Darren robił wszystko, co w jego mocy by zachować jakieś pozory zainteresowania small talkiem, w rzeczywistości jednak wewnętrzne zmęczenie materiału sprawiało prawie że fizyczny ból, porównywalny z rozrywaniem się siatki wypełnionej zbyt dużą ilością zakupów.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
No tak, trochę chciała załagodzić sytuację, ale była też w tym wszystkim szczera. Raczej nie zwykła uciekać się do kłamstwa w takich relacjach, jakie miała chociażby z Darrenem. Lubiła mówić, co myśli, jeżeli tylko wiedziała, że nie zaszkodzi to jakkolwiek jej, czy jej rodzinie. -Łazienka prefektów jest cudna! Ale masz rację, to nie to samo co Ocean. Posiadasz własną łaźnię? - Zapytała zainteresowana, bo nie było to raczej coś spotykanego na co dzień nawet u rodów czystokrwistych. Szmaragdowe tęczówki skierowała więc na twarz Darrena i choć nie do końca podobało jej się, jak ten łaknie dziś alkoholu, nie komentowała tego. Wyraźnie nie był to jego najlepszy dzień i potrzebował poprawy humoru. -Polecam balsam z alg. Idealnie nawilża i regeneruje. - Co prawda Ruda nie zakupiła tego kosmetyku na wyspie, a przywiozła własny z domu, ale była pewna, że i tutaj się coś podobnego znajdzie, a w razie potrzeby mogła pożyczyć krukonowi trochę z własnej kosmetyczki. -Oj zadałeś ogromnie ciężkie pytanie. - Potrzebowała chwili, by zastanowić się nad odpowiedzią. -Jeśli chodzi o relaks to zdecydowanie Malediwy. Na La côte d’azur roi się od zbyt wielu turystów. - Musiała w końcu uznać wyższość tego miejsca nad swoim rodzinnym krajem. -Polecam jednak Le Val de Loire. Tamtejsze zamki zapierają dech w piersiach, a otaczające je ogrody równają się pięknem z tutejszym wschodem słońca. - Musiała oczywiście dodać smaczek od siebie, bo nie mogła tak po prostu powiedzieć, że Francja jest gorsza i koniec. Popływała jeszcze chwilę w lazurowych wodach Oceanu Indyjskiego, a następnie sama powróciła na pokład. Wykręciła nadmiar wody z włosów przez burtę, a następnie upiła łyk własnego rumu, który miło rozgrzał jej wnętrze. -Masz ochotę jeszcze tu posiedzieć, czy wracamy do brzegu? - Zagadnęła, choć sama mogłaby zostać tutaj nawet do końca wyjazdu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren pokiwał głową. - Mam sporo miejsca. Teraz jeszcze więcej - odpowiedział Darren z miną i tonem bez wyrazu - Exham od początku było dość spore, więc połączyłem parę niepotrzebnych pomieszczeń. Pokoje dla służby są mi już zbędne, skrzatce wystarczy mała komórka - wyjaśnił - Ale komu ja to tłumaczę - dodał, przypominając sobie, że przecież kto jak to, ale Irvette nie musiała się zapewne martwić tak prozaicznymi rzeczami jak metry kwadratowe, nawiedzone galeryjki czy zagnomione cieplarnie i piwnice. Shaw wysłuchał wytłumaczenia de Guise na temat wyższości Malediwów nad Lazurowym Wybrzeżem oraz polecenia wycieczki po zamkach Loary. Najciekawszą rzeczą jaką wyniósł z jej wypowiedzi Darren był jednak bardzo ładny, literacki, francuski akcent, którym posługiwała się dziewczyna podczas krótkich chwil, gdy mówiła nazwy danych miejsc w swoim ojczystym języku. - Możemy powoli się zbierać - powiedział, podciągając się na burcie i wskakując na łódkę. Podał dłoń Irvette z ofertą pomocy wejścia na pokład, rezygnując też na razie z zakładania koszulki. Postanowił zaczekać aż wyschnie w równikowym słońcu, co przy tutejszych temperaturach nie powinno zająć zbyt długo. - Fanrah? - spytał o destynację, zastanawiając się czy dziewczyna chce ich zabrać z powrotem na wyspę, na której zaczęli rejs, czy może jednak czekał ich jeszcze przystanek gdzie indziej.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Słuchała uważnie, próbując z ciekawości ocenić wielkość posiadanej przez Shawa posesji. Zdawało się, że na mały metraż faktycznie nie miał co narzekać, chociaż kompletnie nie rozumiała ograniczenia służby do jednej skrzatki. Nawet jeżeli mieszkał sam, to przecież rezydencją ktoś musiał się zajmować. -Mógłbyś je jakoś zagospodarować. Przerobić na bawialnię, czy apartamenty dla gości. - Domyślała się, że nie musi mu tego mówić, ale nie potrafiła się powstrzymać. -Przypominasz mi czasy przed Anglią. Może Cię to zdziwi, ale teraz żyję zapewnie skromniej niż Ty. - Przyznała w końcu, bo choć jej dom do biednych nie należał, tak posiadłość w Anglii zdecydowanie odbiegała standardem od chateau w Lyonie. Przez chwilę pobawiła się w przewodnika, po czym przyszedł czas na podjęcie decyzji, czy wciąż chcą ze sobą przebywać, czy jednak wracają by ich drogi mogły się rozejść. Irv nie miała szczególnych preferencji, jako że dzień był piękny mogła jeszcze pokorzystać zarówno z uroków Fanrah, jak i okolicznych wysepek. -A może mała wycieczka po nieznanym? - Zaproponowała jednak, wskazując głową na najbliższy ląd, który zdecydowanie nie był przystanią z jakiej wyjechali, a gdy tylko Darren wyraził aprobatę podnieśli kotwicę i ustawili ster na nieznaną im jeszcze wysepkę.
//zt x2
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Nie do końca tak zaplanował sobie ten dzień, a już na pewno nie miał ochoty bawić się z jakimś studenciakiem w podchody. Przez moment myślał czy nie przywłaszczyć sobie wręczonego mu na tymczasem kawałka ostrokrzewu, ale ostatecznie postanowił dać młodemu tę jedną jedyną szansę. Nie znał jego imienia, ale charakterystyczny wąs niewątpliwie działał na jego korzyść. Zaczepił więc dziewczynę, która na oko wyglądała dość młodo i prawdopodobnie przyjechała na Malediwy w ramach wycieczki organizowanej przez Szkołę Magii i Czarodziejstwa, opisując jej wygląd spotkanego wczoraj w lesie tropikalnym młodzieńca. Aaa, pytasz o Wacława! Widziałam jak niedawno kręcił się w okolicach przystani – tyle usłyszał w odpowiedzi i szczerze mówiąc, nie wiedział czy powinien się z niej cieszyć. Miał nadzieję, że tym razem właściciel różdżki będzie przynajmniej trzeźwy, bo o ile za pierwszym razem te jego pijackie opowiastki mogły bawić, tak obawiał się że dzisiaj nie ma na nie wystarczająco cierpliwości. - Niełatwo znaleźć kogoś, kto nie raczył się nawet przedstawić! – Wykrzyknął, kiedy tylko dostrzegł na horyzoncie znajomą, a raczej niezbyt właśnie znajomą sylwetkę. Podszedł parę kroków bliżej, by po raz kolejny już wcisnąć chłopakowi w dłoń jego własność. Nadal próbował zrozumieć dlaczego w ogóle zgodził się na te jego gierki. Chyba bezproduktywny odpoczynek powoli zaczynał go już po prostu nudzić; wszak jak długo można wylegiwać się na gorącym piachu, wsłuchując się w szum morza i odgłosy egzotycznego ptactwa? Nie widziało mu się wracać na plażę, ani wlewać w siebie hektolitrów wina palmowego, więc w końcu machnął ręką, akceptując towarzystwo, jakie postanowił zesłać na niego los. – Teraz to na pewno wisisz mi drinka za transport. – Nie omieszkał jednak upomnieć się choćby o tę drobną przysługę, skoro już łaził za nim po całej wiosce. – Chcesz naprawdę zrobić z niej użytek i się czegoś nauczyć? – Zapytał już spokojniejszym, bardziej ugodowym tonem, korzystając z okazji, że może połączyć przyjemne z pożytecznym. Nie potrafił w pełni odnaleźć się na wczasach, leżąc tylko dupą do góry. Brakowało mu treningu, a chociaż nauczycielem najlepszym nie był i zdecydowanie bardziej wolałby się sprawdzić w pojedynku, to gotów był zgodzić się na jakąkolwiek aktywność. – Powiedz mi, co cię interesuje, a ja znajdę zaklęcie. – Zaproponował nawet łaskawie, tym samym próbując zorientować się z jak dużą wiedzą i potencjałem przyszło mu się zmierzyć. Po bełkocie, jakim go ten jegomość wczoraj uraczył, przypuszczał że ma do czynienia z niezłym leserem, ale… starał się nie oceniać książki po okładce.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
To był ten dzień, kiedy po wstaniu Wacuś miał na twarzy uśmiech, bo ferie się przerodziły w cug alkoholowy. Nieskromnie mówiąc - był to jego żywią. Kac nie bolał, bo była to jedynie kara za przerwę w picu, więc logiczne, że nie będzie tego przerywać w czasie wolnego. Może w niektóre dni pił tylko dla smaku, w inne miał większa libację-integrację, więc pił za dwóch, aby nikt biednego Drejka do picia nie zmuszał. Tudzież właśnie tylko kończył sobie butelkę wina na spokojnie, ciesząc się chłopakiem. Jednak nadszedł ten dzień ze znajomym, zabawnym uczuciem: zgubiłem tylko różdżkę czy resztki godności też? Czuł podrapane plecy, więc siłą rzeczy - godność mogła pozostać w lesie. Trudno. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Zatem z kolejną znajomą myślą: kocha to wróci, Wacław wybrał się nad przystać, bo były tam piękne kamienie a te bardzo lubił oglądać. - Szukaj mnie, cierpliwie dzień po dniuuu - wyśpiewał w odpowiedzi z pociesznym uśmiechem. Kim ty, kurwa, jesteś? Tak, zadał sobie takie pytanie w głowie. Jednak czy pozwolił sobie na moment zawahania? Nigdy! Kolejna rzecz, jakiej nauczył się na studiach: jeśli nie wiesz o czym mowa to znaczy, że zjebałeś i teraz musisz udawać, że jesteś w tym mistrzem. Tego też uczy ONS, ale stamtąd można przynajmniej uciec z twarzą. - Aw, dziękuję - powiedział, widząc skoro tylko swoją zgubę w łapce. Automatycznie przytulił faceta bez względu na ich zażyłości. Puchoni tak mieli, okazywali wdzięczność całymi sobą często. O ile się nie bali, ale po co bać się bohatera, który zwraca ci różdżkę? - Jasne! Wyglądasz na kogoś, kto lubi modżajto - każdy tak wyglądał swoją drogą. - Chcę? - Zapytał nieco piskliwie, przerażony, że w ogóle komuś przeszła myśl nauki w ferie. Chyba facet tego chciał, uznając, że Wacław powinien tego chcieć. - Chcę - powiedział prędko, zniżając swój głos do takiego "męskiego" basu, aby pokazać to że ma samczą odwagę. Totalnie jej nie miał, ale to nie miało teraz znaczenia. - Tylko chciałbym powiedzieć, że moją umiłowaną dziedziną są eliksiry i ewentualnie transmutacja, a nie będę zmieniać robaków w inne żyjątka, bo to nieetyczne. - Podszedł krok, bliżej, pochylając się konspiracyjnie. - Ale kiedyś zmieniłem kiepa w kolczyk do nosa i wyszło zajebiście - ciekawe czy Dori go jeszcze nosiła. Pewnie tak, jeśli jej twarz nie ulokowała się w żadnej popielniczce.
Salazar Morales
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Popatrzył na niego zdziwiony, kiedy w uszach wybrzmiała mu nieznana melodia i słowa, których siłą rzeczy zrozumieć nie mógł. – W jakim to języku? – Zapytał, nie kryjąc zaciekawienia. Uwielbiał podróżować, poznawać nowe kultury, a wyśpiewana przez nieznajomego piosenka raczej nie przypominała malediwskiej przyśpiewki. Nie to żeby potrafił posługiwać się mową lokalnych, ale przez kilka dni trochę się już pogawędek mieszkańców nasłuchał, więc jako takie porównanie miał. W oczekiwaniu na odpowiedź wręczył chłopakowi różdżkę, nie spodziewając się że zostanie przytulony w podzięce. Najpierw jego mięśnie spięły się w poczuciu dyskomfortu wywołanego nieoczekiwaną ze strony studenciaka wylewnością, ale kiedy zorientował się w sytuacji, sam niezgrabnie poklepał go po plecach, zapominając całkiem że młody zdarł je sobie wczoraj boleśnie o korę tropikalnego drzewa. - Mojito… Mojito… – Wydawać by się mogło, że będzie miło i przyjemnie, ale nie mógł sobie darować wytknięcia tego błędu, zwłaszcza że kompan kaleczył akurat jego ojczysty język. – Zgoda. Niech będzie Mojito. – Mimo że pokręcił ze zrezygnowaniem głową, to jednak przystał na jego propozycję, bo akurat sam wybór drinka wydawał mu się niezbyt może wymyślny, ale wystarczająco przekonujący. Schłodzony, orzeźwiający napitek na bazie rumu idealnie komponował się przecież z gorącą atmosferą malediwskich wysp, a domyślał się że żerując na studenckim budżecie, raczej na próżno oczekiwałby czegoś lepszego. - Transmutacja… – Powtórzył po nim, zastanawiając się jakie zaklęcie byłoby dobre na początek. Potrzebował czaru na tyle prostego, by ten tutaj był w stanie się go nauczyć, ale jednocześnie na tyle złożonego, żeby i on mógł poćwiczyć, nie spisując czasu na straty. – Spokojnie, sam nie jestem zwolennikiem krzywdzenia zwierząt bez potrzeby. – Przyznał uczciwie, chyba sam zaskoczony tym, że w czymkolwiek okazali się zgodni, ale zaraz parsknął śmiechem na skutek konspiracyjnego tonu kompana. Rozbrajała go ta jego nonszalancja. – Dobra, skup się… jak ci w ogóle na imię? – Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że gość nadal się nie przedstawił. Wyglądał na takiego, który na wszystko ma wyjebane, a to oznaczało, że może być trudno czegokolwiek go nauczyć. Skoro się jednak podjął wciśnięcia mu wiedzy do głowy, miał zamiar zrobić wszystko, by obaj wrócili do wioski zadowoleni. – Spróbujemy z Abcivio. Najpierw na sucho. – Zaoferował, wyciągając zza paska spodni swoją różdżkę, bo o wiele łatwiej było zrozumieć teorię, kiedy towarzyszyła jej demonstracja. – Inkantacja jest raczej prosta. Ab-ci-vio. – Przesylabizował łacińskie słowo gwoli ścisłości, a potem zbliżył się do chłopaka, żeby pokazać mu jak wygląda ruch nadgarstka przy omawianym zaklęciu. – Pewnie nie pamiętasz, co mówiłem wczoraj o chwycie różdżki. Powinieneś trzymać dłoń niżej, wtedy łatwiej jest ją kontrolować, a rzucane zaklęcie przybiera na sile. – Przypomniał mu o swej radzie, a wreszcie przesunął dłonią w powietrzu najpierw do prawej strony, potem do lewej po skosie w dół, i znów pionowo w górę, na sam koniec uderzając koniuszkiem drewna o własne przedramię. – Manewr kończy dotknięcie zwieńczeniem różdżki przedmiotu, jaki chcesz transmutować. Zaraz pomówimy o dokładnym działaniu zaklęcia. Najpierw skup się na inkantacji i ruchu nadgarstka. – Uzmysłowił sobie, że nie wytłumaczył mu nawet, czego go uczy, ale cóż… mieli czas. Na razie chciał zobaczyć jak w ogóle sobie radzi i czy dobrał czar adekwatnie do jego umiejętności.
Mechanika::
Jeżeli chcesz, możesz rzucić kością k100, żeby zobaczyć jak Ci poszło: 1 - 20 - Nie dość, że wykręciłeś sobie boleśnie rękę, to jeszcze postawiłeś akcent na złą sylabę. 21-40 - Wypowiedziałeś inkantacje właściwie, o co nie było trudno, zważywszy na to że zawierała się ona w jednym, prostym słowie. Nad ruchem powinieneś jednak jeszcze popracować, bo wykonałeś gesty dokładnie na odwrót. 41-60 - Niby wszystko w porządku, ale Paco upomniał Cię, że ruch jest zbyt powolny 61-100 - Wszystko wyszło idealni.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
- Po polsku - odparł z naturalną gracją w głosie, nawet takim nieochrypłym i to mogło zaskakiwać wręcz samego Wacława. Jednak wymienił wątrobę na worek z wódką, więc to zobowiązywało do pewnych bonusów alkoholowych. Tutaj jeszcze dodam, troszkę z dupy, że klepanie po plecach było iście nieprzyjemne i jeśli nie zacznie się lać z pleców krew to będzie wspaniale. Ot, był to również powód, aby nie wchodzić do wody. - Mogę ci przetransmutować wodę w jakikolwiek drink - chciał się ewentualnie obronić taką możliwością. - Ale istnieje bardzo spora szansa, że wyjdzie z tego benzyna, ropa bądź kisiel i to ostatnie jest nawet ciekawą opcją - czemu na Malediwach nie ma kisielu?! Przecież to jest co najmniej żenujące. Miał w planach zrobić faworki z Drejkiem, może też przemycić do tego kisiel. Jak jedno pasowało do drugiego? Było słodkie jak jego Gryfonek. - Bez... potrzeby? - Dopytał przerażony, prędko tego żałując. Strach wkradł się w oczy, a wizja, iż chłop mu odpowie ciążyła na sercu niczym drzazga z kamienia. Niewygodne i tonowa. Puchon wręcz z lekka zgarbił się, czując nowy pański krzyż na swoich barkach. Nie lubił wiedzieć rzeczy, czuł się z tym lekki i szczęśliwszy. - Imię? Och, to takie zobowiązujące - rzucił żarcikiem i trochę w imię droczenia się nie chciał wyjawiać personaliów. Chociaż czy miał siłę na takie szczeniackie gierki? Nie, ale równie bardzo nie miał ochoty nauki wymowy polskich spółgłosek. - Wacław - odparł w końcu, chwytając ostentacyjnie różdżkę. Przecież nie poda mu ręki, byłoby to takie samcze. A jak wiadomo powszechnie: testosteron? fujka. - O, jak ten muzyk, Avicii? - Czy musiał to powiedzieć? Niby nie, ale w sumie to tak. Musiał. Po czym osłuchał wszystkiego ostrożnie. Poprawił chwyt różdżki. Odsunął się, kiedy typiarz się przysunął. Coś tam mu przytaknął, coś tam nawet wykazał się entuzjazmem. - Abcivio - zainkantował, po czym jęknął boleśnie. Różdżka znów mu wypadła z ręki, a samo zaklęcie wyszło koślawe. Niemniej cieszył się, że jego narzędzie magicznej pracy było solidne i przetrwało niejeden upadek. I niejeden rzut w coś lub kogoś... - Um, bo ja to nie umiem się tak uczyć jak ty mi mówisz tajemnicze rzeczy - wszak nie mogła to być jego wina.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Nigdy nie byłem w Polsce. Jakie miasta warto odwiedzić? – Skorzystał z okazji, skoro już miał do czynienia z rodowitym obywatelem kraju, który nadal pozostawał do odhaczenia na jego liście podróży. Kiedy chłopak wspomniał o transmutowaniu wody w drinki, przypomniał sobie również o zaklęciu, którego sam nie uważał za tak użyteczne jak Abcivio, za to studentowi z pewnością przypadłoby do gustu. – Masz przy sobie jakieś piwo? Znam czar, który mógłby ci się spodobać. – Nie zdradził na razie o czym dokładnie mówi, żeby nie burzyć jego koncentracji i nie zalewać go zbyt dużą ilością informacji na raz. Nie spodziewał się po swoich słowach usłyszeć tak przerażonego tonu, a chociaż o remach nadal wspominać nie zamierzał, tak postanowił przynajmniej załagodzić wcześniejsze słowa. Nie chciał przecież wyjść na jakiegoś znęcającego się nad zwierzętami sadystę. – Nie jesz mięsa? – Zapytał więc, jednoznacznie wskazując, jaką potrzebę miał na myśli. Nie był jednak pewien czy przypadkiem nie trafił na wegetarianina, a w tym przypadku jego argument i tak zdawałby się na nic. – Skoro lubisz bez zobowiązań… mam wolny wieczór. – Przywdział natomiast zawadiacki uśmieszek w odpowiedzi na jego żart, a chwilę później parsknął śmiechem, uświadamiając sobie że poznał już jego imię w rozmowie z nieznajomym dziewczęciem w wiosce. Tyle tylko, że nie wziął usłyszanego wówczas słowa za imię, a i nie zdołał go wcale zapamiętać. – Czyli to było imię… wybacz, mógłbyś powtórzyć? – Poprosił i tym razem, bo dawno nie miał z podobnym łamańcem językowym styczności. - Avicii... – Powtórzył po nim, bo kojarzył skądś ten pseudonim. – Mugolski didżej? – Nagle go olśniło, bo mimo wszystko aż taki stary nie był, a podczas licznych wyjazdów po europejskich krajach krążył także po niemagicznych barach. Nie był jednak aż tak obeznany z klubową muzyką, więc wolał się upewnić. Po tym obserwował już próbę chłopaka, o której niewątpliwie nie powiedziałby, że była udana. Inkantacja kulała, nie mówiąc już o ruchu nadgarstka, który poskutkował upuszczeniem różdżki na drewniany pomost. – Łaclow, skup się i patrz uważnie. – Westchnął, nie dowierzając jego głupkowatym, ale nawet pociesznym tłumaczeniom, a potem raz jeszcze wypowiedział na głos łacińską formułą. Powoli, aż nazbyt wyraźnie akcentując odpowiednią sylabę. Zademonstrował mu również po raz wtóry manewr, jaki należy wykonać. – Najpierw w prawo, potem w lewy dolny róg po skosie, jeszcze raz pionowo w górę i na koniec uderzasz różdżką o przedmiot. – Tłumaczył każdy gest jak krowie na rowie, kiedy poruszał swoją różdżką w powietrzu. Wszak nawet jeśli miał do czynienia z dzieciakiem o skupieniu złotej rybki, to jego porażki świadczyły źle także i o nim jako o nauczycielu. – Jeśli chodzi o samo zaklęcie, to podstawa transmutacji. Pozwala zamienić jeden przedmiot w drugi, przy czym oba muszą być podobnych rozmiarów. – Postanowił również rozwiać tę aurę tajemniczości, mając nadzieję że zapoznanie się z istotą czaru doda chłopakowi nieco motywacji. – Śmiało możesz zadawać pytania. – Zasugerował mu również, że tak będzie łatwiej, bo sam nigdy nie był fanem teorii, nie prowadził wykładów, a tym samym nie mógł poszczycić się takim belferskim drygiem jak chociażby jego druh Fairwyn.
Mechanika:
Kostki jak w poprzednim poście. Rzucaj jednak do momentu, póki nie trafisz przynajmniej 41 oczek. Przejdźmy przez ten etap bezboleśnie. Możesz również zadawać pytania co do sposobu działania zaklęcia.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
- Lublin, bo jest tam browar Perły, najlepiej w maju w czasie dni kultury studenckiej. Miasto wtedy naprawdę żyje. Przed właśnie browarem ustawiają się kolejki, a studenci z polskich mieszkań wychodzą na swoje balkony, grilluje i kolejki spoglądają na nich ze zdrową zazdrością i podziwem. Jest też tam mój ulubiony bar, który jest sieciówką i z tej samej rodziny jednej jest w Gdańsku, który też polecam. Względnie blisko to pięknego parku narodowego, Bałtyk jest tam najwspanialszy i wcale nie jest aż tak daleko do fokarium - a jak wiadomo, szczenięta fok są najsłodsze. - Jestem studentem, nie alkoholikiem - powiedział z lekka karcąco i przewrócił oczyma. Podszedł do torby plażowej, którą miał pozostawioną gdzieś na uboczu i wrócił z tutejszym piwem. Wręczył je mężczyźnie z uśmiechem, ale i niepewnością w sercu. Krzywdzenie piwa jest niemal tak niegodziwe jak krzywdzenie zwierząt. - Jem jeden mięsny posiłek dziennie za jednego vege znajomego - aby balans w naturze został zachowany, wiadomo. Poza tym to z jego rodzimego kraju pochodzą schabowe, co nie? Trudno byłoby porzucić ich tradycję na rzecz - dajmy na to - pierogów. Bardzo kontrowersyjna teza, aczkolwiek przy niej pozostańmy. - O, wspaniale - zareagował z dziecięcą ekscytacją na wzmiankę o wolnym czasie mężczyzny. Głównie, aby złamać jego wymowny kontekst oraz ewentualną chęć niezobowiązującego wieczoru. Nie chciał go krzywdzić, bądź twardo odmawiać. Stąd Wacuś poszedł w stronę dziecinnej niewinności. - Bo wątpię, żebyśmy skończyli naukę do wieczora - no, nie to że zaniżał swoje umiejętności. Co lepsze! Student był szalonym optymistą. - Ech, mógłbym. Wacław. - Nie zamierzał się nad nim spuszczać. Imię jak imię. Zawsze mógł być Grzegorzem Brzęczyszczykiewicz. Po czym znów oglądał instruktaż. Kurwa, gdyby robili filmiki z zaklęć na youtube'a to Wacuś może i nawet nadrobiłby lekkie niedociągnięcia. Jednak Internet był takich pozbawiony, zatem chłop był bez współczesnych możliwości gonienia tematów. Poza tym skupiłby się bardziej z Sami-Wiecie-Kim. - Podstawa transmutacji to zamiana wody w wino - pojechał toposem biblijnym. Uznając, że spoko spoko. On nauczy się tego zaklęcia. W końcu mogłoby się udać tak nie na lekcji. Nawet jeśli były ferie. Ułożył dłoń na swojej różdżce w niedbałym geście. Wszak tak właśnie Wacław czarował i tak przynajmniej coś mu wychodziło. Przyjmował ogólne zasady i podpasowywał je do własnego stylu. Z resztą tak powinno się robić, co nie? Mieć swoją rację i swoje nawyki, magiczną manierę. Przynajmniej tak było z eliksirami. A magia to magia - łan huj. W głowie sobie powtarzał jak ma machać rączką, a na ustach utkwiła mu melodia wspomagająca. -Abcivio - zaczarował "na sucho" jakkolwiek głupio to nie brzmiało. Poczuł na sobie przyjemny dreszcz sukcesu. No, niespodziewane. - Widzisz? Jak mi mówisz wcześniej, że nie zabije nikogo zaklęciem to jest lepiej - zamknął jedno oko, spoglądając na typa pod słońce w oczekiwaniu na jego reakcje.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
- Doceniam, że przynajmniej wspomniałeś o parku narodowym i fokarium. – Pokręcił ze zrezygnowaniem głową, bo stwierdzenie że jest studentem a nie alkoholikiem wcale nie ratowało jego nadmiernego przywiązania do wysokoprocentowych trunków. Nie był tutaj bez winy, sam imprezował za czasów ostatnich lat spędzonych w hogwarckich murach, a i obecnie za kołnierz nie wylewał, ale miał wrażenie że jego rozmówca gloryfikuje stan upojenia, a nawet własny kraj reklamował przez pryzmat wyskokowych napitków. – Spokojnie. Nie moja wątroba, nie mój problem. – Zarzekł się, że nie będzie go oceniał, a nawet otworzył odebrane od niego piwo, upijając je prawie do połowy. Nie ku radości rozpieszczonych kubków smakowych, które zapewne wolałyby delektować się szlachetniejszą zawartością butelki, ale w imię nauki. Przełożył szkło w lewą dłoń, kierując na nie zwieńczenie osikowego kawałka drewna. – Oppleo. – Wymówił spokojnie inkantację, a opróżniona częściowo butelczyna ponownie wypełniła się chmielową cieczą. – Co powiesz na to? – Darował chłopakowi zaczepny uśmiech, odstawiając na razie browar na bok. Nie chciał ćwiczyć dwóch zaklęć jednocześnie, ale w międzyczasie obiecał Wacławowi, że do niego wrócą. Jak tylko uda mu się względnie opanować Abcivio. Nie powracał już do tematu wegetarianizmu ani propozycji wspólnie spędzonego wieczoru, na którą student zareagował z dziecięcą wręcz naiwnością. Paco nie był pewien czy rzeczywiście nie zrozumiał kontekstu, czy może rżnie głupa ze względu na to, co powiedział mu wczoraj o swojej wierności. Nie zależało mu aż tak, żeby wnikać czy usilnie nalegać, chociaż gdyby Wacław się zgodził, nie omieszkałby skorzystać z uroków jego szczupłego, zgrabnego tyłka. – Skup się, to skończymy. – Wytknął za to kompanowi, czując że nie natrafił na zbyt podatny grunt. Wyglądało na to, że ma do czynienia z tym typem, co to skacowany śpi na lekcjach, a egzaminy zdaje dzięki zrobionym przez kumpli ściągom. – W Jezusa pobawimy się, jak poradzisz sobie z Abcivio. – Próbował go jakoś zmotywować, bo o ile sam podjął się tych niezaplanowanych korepetycji, tak szanował swój czas i nie zamierzał ślęczeć tu z dzieciakiem do zmroku. Zabawne, ale chyba podziałało. Bacznie obserwował wszak jego próbę, do której tym razem nie mógł się w żadnej mierze przyczepić. – Nie jest źle. – Nie chciał jednak zbytnio łechtać ego swojego ucznia, by przypadkiem nie obrósł w piórka. – Wczoraj, kiedy mierzyłeś we mnie różdżką, nie wyglądałeś na takiego pacyfistę. – Gestem dłoni pokazał mu, żeby przeszli dalej drewnianym pomostem. Potrzebowali bowiem obiektu, na którym można byłoby wypróbować Abcivio w praktyce. Na pomoc przyszła leżąca na końcu molo przybrudzona, granatowa boja, rozmiarami odpowiadająca mniej więcej wielkości klasycznego, szkolnego plecaka. – Transmutowanie przedmiotu za pomocą Abcivio jest tym trudniejsze, im więcej jego cech zamierzasz zmienić. Najbardziej skomplikowane okazuje się przekształcenie materiału, z jakiego jest wykonany, więc materiał na razie sobie odpuścimy. – Zaczął swój wywód fachowym tonem, spoglądając ukradkiem na chłopaka, by upewnić się czy nie stracił w międzyczasie słuchacza. Następnie wykonał manewr nadgarstkiem, uderzając o brzeg kuli, zamieniając ją w czerwoną rzeźbę słonia. Chwilę później zastosował podobnie niewerbalne Disabcivio, by odwrócić efekt transmutacji. – Spróbuj wyobrazić sobie ostateczny efekt i przetransmutować tę boję w figurę białej foki. – Nie miał lepszego pomysłu, a że wcześniej rozmawiali o tych płetwiastych zwierzętach… Odsunął się, dając studentowi pole do manewru, a sam odpalił papierosa, przyglądając się jego poczynaniom, aby w razie konieczności, wspomóc go swoją radą.
Mechanika:
Rzuć kością k100, żeby dowiedzieć się jak Ci poszło: 1 - 15 - Skupienie złotej rybki to nic w porównaniu z tym, co uczyniłeś z boją. Kto by pomyślał, że zaklęcie transmutacyjne może doprowadzić do jej eksplozji. 16 - 35 - Nie poszło ci najlepiej. Boja nie zmieniła swego kształtu, jedynie kolor, i to wcale nie na taki, jaki chciałeś. Możesz sobie wybrać jaki. 36 - 55 - Chyba można mówić o drobnych sukcesach. Wykonana przez ciebie rzeźba rzeczywiście przypomina fokę - upośledzoną, ale fokę. Barwie bliżej do beżu niż do bieli, ale jak na pierwszą próbę nie ma tragedii. 56 - 75 - Zaklęcie wykonane prawidłowo, chociaż można by popracować nad detalami. Figura nie jest idealna, w niektórych miejscach widać krzywizny albo odłamane kawałki materiału. 76 - 100 - No no, arcydzieło! Rzeźbę można by wystawić w galerii sztuki, gdyby nie to, że nie jest prawdziwa, a proces transmutacji da się odwrócić za pomocą jednego machnięcia różdżki
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Kaszlnął. - Szpaner - znów kaszlnął. Toż Wacław nie miał 16 lat, żeby takie sztuczki robiły na nim wrażenie. Niemniej docenił zadziorność i chęć przypodobania się. Pewnie chłop ma lwa w słońcu. Należało tylko zaznaczyć, iż każda uwaga dotycząca braku skupienia działała na Wacława rozpraszająco. Nawet kiedy był w dogodnej pozycji. Lekko rozkraczonych kolanach, prostych plecach i dłonią ze stabilnym uchwycie na rękojeści magicznego dziecka każdego czarodzieja. Tak wyglądało u niego skupienie. Później słyszał komentarz. Zamykał rozchylone nogi. Zabawa musiała się zacząć od nowa. - Jak mówisz, że mam się skupić to się nie skupiam na zaklęciu tylko na skupianiu się i wtedy uwaga mi się rozprasza. Nie miałeś prawa wiedzieć, ale powinieneś czuć się winien, że przeszkadzasz mojemu procesowi edukacyjnemu. - Oburzające, prawda? Widać, że typ nigdy nie był ojcem i się do tego nie przymierza. Można wywnioskować po tym, że sam się nie przedstawił. Co było niepokojące i powinno dać Wacławowi do myślenia, ale jakoś nie dawało. - Mierzyłem różdżką? Mhm - a to ciekawostka dnia. Równie szokująca, iż dziura z wodą na chodniku to kałuża. Natomiast jak już tak szli, a pod bosymi stopami Wacław czuł drewniane pręgi, głębokość oceanu nabierała na mocy to pomyślał sobie, że jednak ma szansę dziś zginąć z rąk obcego typa. Jeszcze gdyby wyglądał jak David Beckham albo chociaż Cezary Pazura. Całkiem miło byłoby konać. Znów oddał się obserwacji i słuchaniu części wykładowej. - Ale są inne zaklęcia na zmienianie materiału przedmiotu, co nie? Chociażby... No jakieś są, nieważne jakie, bo nie o nich my dziś tutaj, wiesz - nie rozmawiają o nich, to powinien typiarz wiedzieć. Ano i powinien pozostawiać tak bezpańsko otwartego piwa, za którym Wacław wyglądał tęsknie kiedy ten zmienił boję w rzecz i ją odczarował. Czy Puchon też będzie musiał odczarować jak coś zdziała?! Oby nie, bo to już byłaby totalna tragedia. Początkowo oddał się skupieniu tak wielce i tak wielce niepotrzebnie dziś egzaltowanym. Po czym mały gnój za nim zaczął palić. A przecież tak się nie godziło. Niby jego amortensją były szlugi i kalafiory, ale nie przesadzajmy. Brodacz nie miał fajnego kalafiorka. Dlatego głośne Abcivio wydobyło się z płuc Wacusia, a różdżką dotknął papierosa swojego - jakże to będzie obrzydliwa myśl - mentora. Fajka zmieniła się w niewielką, porcelanową foczkę, która upadła na pomost, rozbijając się bezpowrotnie w mak. - Nie pal przy mnie, proszę - powiedział smutno jak te dzieci z misiami na spotach społecznych, które indoktrynują myślenie mugolskiego świata o paleniu.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Prychnął cicho, słysząc określenie jakim nazwał go młodszy kompan, chociaż nie ukrywał że po jego upodobaniach i biblijnych tekstach o zamianie wody w wino spodziewał się większego entuzjazmu. Trudno, nie przyszedł tu przecież szpanować… no zgoda, może po części tak, ale powściągliwa reakcja Wacława nie zniechęciła go do dalszego treningu. Talentu dydaktycznego czy podejścia pedagogicznego nie miał jednak za grosz, prawdopodobnie dlatego też nie marzył o gromadce dzieciaków i domu na przedmieściach. Sam uważał, że nie byłby dobrym ojcem i wolał oszczędzić rozczarowań potencjalnej latorośli. – Ja przeszkadzam? – Spojrzał na studenta jak na idiotę, bo o ile musiał mu oddać, że nieustanne mówienie o skupieniu mogło wywołać odwrotny efekt, tak chyba chłopak zapomniał o jednym: wcale nie musiał go niczego uczyć. Dzisiejsza młodzież okazywała się jeszcze bardziej niewdzięczna niż mógłby przypuszczać. - Niewiele pamiętasz, co? – Rzucił zaczepnie, ale tak naprawdę nie oczekiwał odpowiedzi. Wolał skoncentrować się na procesie edukacyjnym, w którym najwyraźniej do tej pory przeszkadzał, zwłaszcza że Wacław wreszcie mile go zaskoczył. Skoncentrował się bowiem na opanowywanym zaklęciu, a nie wszystkim innym wokoło, a chociaż jego pytanie ujawniało zarazem szkolne braki, to i tak dobrze że pytał. – Jedno powinieneś nawet znać, uczą go w Hogwarcie. Morfio. Prosty czar, ale z jego pomocą można dokonać zmian tylko w strukturze materiału. Abcivio działa kompleksowo i najefektywniej, o ile tylko przedmioty mają podobne rozmiary. Nie trzeba rzucać pięciu zaklęć, wystarczy jedno. – Postarał się jak najprościej rozjaśnić wątpliwości swojego ucznia i dopiero po chwili zrozumiał, że mógł nie być w swoich tłumaczeniach precyzyjny. – Oczywiście za pomocą Abcivio też możesz transmutować materiał, z jakiego wykonany jest obrany za cel obiekt, ale nie wszystko na raz. – Dodał więc spokojnie, uświadamiając mu, że wprowadzenie zbyt wielu elementów jednocześnie może jedynie skomplikować sprawę. Przynajmniej tak mu się wydawało do momentu, w którym Wacław transmutował jego papierosa w porcelanową, foczą figurkę, która rozbiła się o drewniane deski. Przymknął oczy i wziął głębszy oddech, bo przez chwilę miał ochotę zatłuc go jak psa. Wdech. Wydech – Wystarczyło poprosić… – Wycedził przez zęby, ale jego złość zelżała na skutek smutnego, rozczulającego tonu. Poza tym docenił rezultaty, nawet jeżeli chłopak nie do końca do usłuchał. - Widzę, że lepiej ci idzie, kiedy działasz po swojemu, a skoro pytałeś o zmianę materiału… Wróćmy do tej boi. – Przeszedł parę kroków, rzucając niewerbalne Abcivio, by ponownie przeobrazić jej wygląd. Tym razem jednak przed oczami Puchona pojawił się stos drewnianych kłód. Poruszył różdżką raz jeszcze, by przywrócić transmutowanemu przedmiotowi jego pierwotny kształt, a potem powrócił do swojego ucznia. – Wyobraź sobie jakikolwiek przedmiot, wykonany z zupełnie innego tworzywa, w który chciałbyś zmienić tę boję. Powiedz mi jaki, a potem spróbuj wprowadzić ten plan w życie. Potem przejdziemy do przeciwzaklęcia. – Zaproponował układ, który będzie dawał mu więcej swobody, skoro ta metoda ćwiczenia okazywała się bardziej owocną.
Mechanika::
Rzuć kością k100, żeby sprawdzić jak Ci poszło. Rzucaj dopóki nie trafisz przynajmniej 34 oczek; ewentualne niepowodzenia i niedoróbki możesz zinterpretować dowolnie: 1 - 33 - Przedmiot, jaki otrzymałeś po rzuceniu Abcivio, w ogóle nie przypomina tego, o czym mówiłeś. 34 - 66 - Udało Ci się, ale transmutowany przedmiot nosi drobne skazy. 67 - 100 - Wszystko poszło zgodnie z planem.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wacław nagle był jak: lol, przecież nie ja sobie przeszkadzam, nie? To było logiczne, jak się okazuje - nie dla każdego. Niemniej pytanie student potraktował jako te retoryczne, więc i takiej odpowiedzi udzielił: niewerbalnej - wzruszając ramionami i minął, która mogłaby zdradzać, że jest mu przykro. Która mogła zdradzać jakieś niemrawe przeprosiny. Która mogła mówić: "Ty to powiedziałeś, nie ja". Zatem interpretacja pozostawała dowolna. - Możliw - zaśmiał się. W końcu Puchon przezywał ten czas, gdzie budził się we własnym łóżku i cieszył się, że w ogóle się budził. Nawet w rowie czasem fajnie było powstać z martwych, chociaż wtedy przy pobudce były jeszcze inne, bardziej przykre okoliczności. No i dopiero później zgłupiał, kiedy mężczyzna zaczął brnąc w mówienie słów, ale takich się wykluczających. Wacuś wygiął kark i nawet zbliżył się do mówcy o krok. Patrzył na niego z dziką ciekawością, strachem przed wiedzą i niezrozumieniem. - Czyli działa kompleksowo, ale nie na raz i dlatego jest lepsze niż kilka różnych zaklęć? - Jeśli to miało sens to Puchon był dziewicą. Niemniej postanowił, że dopyta się o wszystko Drejka, bo obecnie... To jakoś tak mijało się z powołaniem. - Poprosiłem... - dodał równie smutno w celu jakiegoś usprawiedliwienia się. Nie musiał się tłumaczyć, ale się do tego poczuwał. W końcu musiał wybrać między dobrej Pana Bufona a całej planety i o ile dla większego dobra można popełnić jakiś grzeszek, a palenie było okropnym bezeceństwem. Tak też sprawianie komuś przykrości było zwyczajnie smutne. Stąd też Wacław nie robił tego dla satysfakcji tylko z wyżej przytoczonych wartości. - To ja zrobię zamek z piasku - zaproponował i przystąpił do zaklęcia. Najpierw się przygotował po swojemu, co trochę trwało, bo to kąt nie ten, bo to jeszcze coś innego i miałkiego. - Abcivio Aż w końcu poczuł w sobie te moc i boje zmieniła się w stos piasku. Średnio przypominało to zamek, ale zostało przemienione! Po czym kawałki tego piasku zaczęły się sypać pomiędzy drewniane deski. Okey, dało się to przewidzieć, ale Pan Mądry mógł krzyczeć, aby tego nie robić. - Brawo ja! - Wacuś skupił się na pozytywach sytuacji.
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Czasami zastanawiał się, jaki chaos musi panować w głowie tego chłopaka. W przeciągu kilku minut potrafił przytulić się do niego, śmiać do rozpuku, potem przybrać smutną minę albo zacząć gadać o mugoskich didżejach, przez co naprawdę trudno było za nim nadążyć. Wszędzie go było pełno, na niczym nie mógł się chyba skupić dłużej niż przez parę minut, ale o dziwo, po pierwszych, dramatycznych próbach, nauka zaklęcia zaczęła mu iść trochę lepiej. Paco nadal miał jednak problem, żeby odnaleźć z nim wspólny język. Wydawało się po prostu, że nadają na innych falach, ale skoro postanowił już wziąć go pod swoje skrzydła, barierę komunikacyjną potraktował nie jako przeszkodę, a raczej wyzwanie. Kiedy jedna spostrzegł ten strach przed wiedzą i brak zrozumienia wymalowane na jego twarzy, wiedział że łatwo nie będzie. - Kompleksowo, czyli jednym zaklęciem można wprowadzić wiele zmian, w tym w strukturze przedmiotu i materiale, z jakiego został wykonany. – Sam już nie był pewien, czy to on pogubił się wcześniej w zeznaniach, czy może Wacław niewłaściwie odczytał jego słowa, ale nie miało to większego znaczenia. Wolał wytłumaczyć raz jeszcze i rozjaśnić wszystkie nieścisłości. – Problem polega na tym, że im więcej modyfikacji chcesz wprowadzić, tym trudniej utrzymać kontrolę nad zaklęciem. Przekształcenie materiału jest najtrudniejsze, dlatego wolałem żebyś zaczął od czegoś prostszego. – Miał nadzieję, że tym razem wyraził się precyzyjnie, a na utraconego wcześniej papierosa ostatecznie machnął ręką. Wacław radził sobie całkiem nieźle, pozostało im jeszcze tylko omówienie przeciwzaklęcia, więc dla własnego spokoju nie zamierzał się z nim szarpać. Stwierdził, że zapali strzałę już w drodze powrotnej. Zamek z piasku nie był zbyt rozsądnym pomysłem, zważywszy na fakt że znajdowali się na złożonym z luźno spojonych ze sobą desek pomoście, ale nie zdążył chłopaka powstrzymać. Ledwie spostrzegł piaszczystą budowlę - która nie wyglądała swoją drogą najgorzej, ale niestety jej fragmenty zaczęły się sypać przez prześwity w pomoście – a już cisnął w nią niewerbalnym Disabcivio, aby jak najprędzej przywrócić boi jej pierwotny wygląd. Nie w pełni się udało, ze względu na braki w na powrót przetransmutowanym materiale, ale na szczęście obyło się bez większych szkód. Brakowało jedynie kilku kawałków kuli, więc obiekt nadal nadawał się do ćwiczeń. Paco działał jednak w pośpiechu, a z tego względu ponownie musiał zmienić boję w kamienną rzeźbę słonia, żeby pokazać chłopakowi Disabcivio raz jeszcze, tyle tylko że wolniej i dokładniej. – Przeciwzaklęcie akurat nie powinno ci sprawić żadnych trudności. Ruch jest bardzo prosty. – Nie kłamał. Przesunął różdżką od prawej do lewej, nieco w dół; łatwy i przyjemny wymach ręki. – Inkantacja brzmi bardzo podobnie, dodajesz tylko przedrostek dis. Dis-ab-ci-vio. – Przesylabizował całe słowo, mówiąc głośno i wyraźnie, pokazując jak czar działa w praktyce tylko po to, by ponownie przemienić go w zwierzęcą figurę. – Teraz twoja kolej. – Zapraszającym gestem oddał mu odrobinę przestrzeni, samemu obserwując efekty jego pracy.
Mechanika:
Rzuć kością k100, żeby sprawdzić jak Ci poszło (możesz rzucać do skutku i opisać kilka prób, jeżeli chcesz wraz z samonauką opanować również zaklęcie): 1 - 20 - Machnąłeś różdżką, wypowiedziałeś inkantację, ale to by było na tyle. Nie wydarzyło się dosłownie nic. 21 - 40 - Wydawało się, że idzie nieźle, ale w trakcie straciłeś kontrolę nad zaklęciem. Masz przed oczami półboję-półrzeźbę. 41 - 100 - Możesz być z siebie dumny. Wszystko poszło jak po maśle.
+
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Daj spokój, to nie jest magiczne przedszkole, Tatuśku. - Tak mógł ująć kolejne tłumaczenie podstaw zaklęcia. Transmutacja nie była zielarstwem, ona funkcjonowała na bazie logiki, schematów i podobieństw. Dało się ją przyswoić i Wacuś jakieś pojęcie o niej miał, więc tym bardziej nie musieli robić ze swojej interakcji-integracji magicznego abecadła. Tym samym przypomnienie o złożoności zaklęć zmieniło się tylko w kilka bzdur mówionych na prędko, ale w ciąg liczb, z którego nie dało się ułożyć równania, jak to śpiewa swoim pięknym głosem Natalia Nykiel. Niemniej! Puchon zdawał sobie sprawę z podstaw oraz tego, iż wielu rzeczy nie umiał i nawet nie zamierzał się ich podejmować. Z motyką na Słońce? Jeśli ktoś chce się porywać to proszę bardzo, Wacuś sobie będzie chillował wtedy bombę z drinkiem w łapie na hamaczku i oglądał ów widowisku przez patrzałki słoneczne. Zamek z piasku może był lekko nieudany, ale był! Nauka nie poszła w las po raz pierwszy od dawna a Wacław jakoś niechętnie przystał na wizje przeciwzaklęcia czy jak to się fachowo nazywało. Był już zmęczony. Czy raczej, spragniony piwa, które gdzieś tam w niedalekiej oddali rozgazowywało swoje piękno smaku i bukietu. - Dis-ab-ci-vio - wypowiedział nieco naigrawając się z typa obok a ruch różdżką zmienił jego przedmiot zajęciowy w abominację rzeźby i boi. Z jednej strony: słabo. Z drugiej: fajnie będzie się taką ostrzegać turystów. Stąd też Wacuś zaklaskał w ręce, podziękował za jakże okrutnie okropne popołudnie i zapewne panowie mogli się rozstać, zapominając o sobie na zawsze. ALE! Puchon pochwycił piwo, doganiając starego gnojka i chciał zaszpanować jak on. Tak też bez słowa wyprzedził go, idąc tyłem, aby ze studencką wyższością nań spojrzeć. Przyłożył różdżkę do niepełnej butelki. - Oppleo - po czym piwo wybuchło, zalewając studenta śmierdzącą pianą. Był smutny, ale podał szkło Nieznajomemu. - Zamagikowałbyś mi to jeszcze? - Dopytał, spoglądając w drugą stronę, aby nie poczuwać się do wstydu.