Przystań wybudowana została w malowniczej zatoczce, która przy pomocy falochronów dzielnie broni przycumowane doń łódki przez większymi falami. Miejsce to niegdyś znane było jako niezbyt ciekawe do zwiedzania. W przeszłości cumowały tutaj głównie kutry rybackie, jednak wraz z rozwojem turystyki przystań przekształcona została w miejsce zadbane, przyjemne i chętnie uczęszczane. Miejscowi polecają je głównie na wieczorne spacery, kiedy większość łodzi, żaglówek i kutrów znajduje się już na miejscu, a pracujący przy nich ludzie kierują się ku swoim domostwom. Ktoś, kto jednak zajrzałby tutaj w godzinach porannych, zastałby zgiełk szykujących się do wypływu rybaków i zaaferowanych pracowników przystani, zapewne łapiąc się też na parę nieprzyjemnych spojrzeń. W końcu mało kto lubi, kiedy turyści plączą mu się pod nogami! Na końcu jednego z podestów przymocowany jest zabytkowy kuter. Z bliska widać przyczepioną do niego tabliczkę, której napis głosi "Dla tych, którzy nie wrócili". Przy dziobie statku niektórzy mieszkańcy zostawiają kwiaty i listy dla zaginionych na morzu bliskich.
W przystani można również wypożyczyć żaglówkę dla siebie. Pamiętajcie jednak, że sterowanie nimi wcale nie jest tak łatwe, na jakie wygląda – a lepiej nie narażać się miejscowym, oddając w ich ręce zniszczoną łódkę.
Podszedł z torbą do świstoklika i dotknął go palcem. Przed rozbłyśnięciem charakterystycznego, niebieskiego światła zdążył tylko powiedzieć do Gabrielle: - Tylko się nie wystrasz, to nie jest miły domek jednorodzinny. Aud odpowiedziała coś, żeby nie przesadzał, ale że też wolałaby mieszkać w normalnym mieszkaniu albo domu w Londynie. Poczuł charakterystyczne pociągnięcie, a chwilę później zniknęli.
Po długiej i trzeba przyznać dość ciekawej przeprawie przez ocean Lilyanne zeszła ze statku. Gdy postawiła na molo swoją małą torbę deski pod nią cicho zatrzeszczały. Rozejrzała się po przystani. Koniec wakacji nie zapowiadał się aż tak źle. A z tego co wie, będzie miała trochę czasy by znów pomęczyć samą sobą tą jasnowłosą krukoneczkę. Bo w końcu miały razem domek, nie? Zakręciła na palcu kluczyk. Czekała na Angie. Lil widziała ją raz przelotnie na statku, nie wyglądała by podróż była dla niej miłym przeżyciem..
Angie powoli udało się wtaszczyć na pomost swój wielki kufer ."Ile to waży" pomyślała zirytowana .Zawsze miała z tym problem gdy miała się pakować wszystko wydawało się jej potrzebne tyle ,że później były problemy z dźwiganiem bagażu .Gdy już uporała się ze wszystkim jej wzrok powędrował w kierunku Lily która już na nią czekała: -Nie ma to jak wakacje-powiedziała z sarkazmem i podeszła do dziewczyny.
Spojrzała na dziewczynę i tylko prychnęła. -Och zamknij się Saunders- powiedziała i oparła jedną rękę na biodrze.- Nie chcę byś spaprała mi koniec wakacji swoim humorem. A to by się dla Ciebie mogło źle skończyć.. Powiedziała tylko i spojrzała na walizkę dziewczyny. -Widzę, że miałaś małe kłopoty, hm?- zaśmiała się- No widzę ,że krukonka nie uważała na lekcjach.. Quartario, wiesz do czego służy to zaklęcie? Zakpiła z An, choć nie chciała być wredna już tak jakoś wyszło.
-W odróżnieniu do Ciebie nie używam zaklęć do wszystkiego włącznie z wiązaniem sznurowadeł w trampkach co Ci się często zdarza-odparła ‘I kto tu komu psuje wakacje ‘ dodała w myślach. Nie miała ochoty ani czasu się z nią kłócić –Do zobaczenia w domku Daniels!-powiedizała odchodząc w stronę ich domku.
Westchnęła głośno. Niby, że ona tak robi? Śmieszne. Wolała już nic nie odpowiadać. -Taa, ciągnij sobie tą swoją walizkę.- zawołała by ta już jej znikła z oczu. Spojrzała się w stronę oceanu. Cóż, nie ma już jak się wycofać. Poprawiła granatową sukienkę, którą miała na sobie i podniosła swoją walizkę. Odwróciła się w stronę domków. Ciekawe czy wie, który mamy numer? Uśmiechnęła się do siebie i powoli ruszyła w stronę domku nr 40. I już po chwili nie było jej w przystani.
Jak zawsze, musiała się trochę spóźnić, wakacje zaczęły się już dawno a jest tyle do zwiedzania! Wzięła kluczyk od jednej kobiety i rozejrzała się. Nikogo nie było w przystani. Popatrzyła na numer domku. 29?! Ale niech będzie. Byle był by to ktoś z Slytherinu. Pociągnęła za sobą nie wielką walizkę i ruszyła w stronę domków.
"No nareszcie jestem"pomyślała Angie .Wyjazd był bardzo udany ale powoli tęskniła za deszczową Irlandią i Londynem.Wakacje powoli się kończą i trzeba przygotować się do szkoły "Jeśli się pośpiesszę zdążę jeszcze odwiedzić Hogsmeade i skoczyć do paru sklepów"stwierdziła w myślach i przyśpieszyła kroku .
Tego słonecznego dnia, pulchna właścicielka domków, która to w pierwszym dniu rozdała klucze, stała na głównym pomoście czekając na uczniów. Nadszedł bowiem ostatni dzień malediwskich wakacji. Wyczekiwała w samo południe, aż spakowani uczniowie oddadzą jej kluczyki od domków. Gdy każdy już zwrócił jej własność, weszli na pokład statku. Ruszyli w krótki rejs z czarodziejskim kapitanem, aby za horyzontem, z dala już od mugoli, teleportować się wprost do Londynu, gdzie na uczniów już czekali ich rodzice.
Przybiegła na przystań. Oddała kluczyk kobiecie i weszła na statek. Tak, już płynęła do Hogwartu, bardzo fajnie. Super, extra, fantastycznie! Nie mogę się doczekać... Była bardzo szczęśliwa. Miała i tak uśmiech na twarzy. Tak... Nie spóźniłam się.
Przyszła na przystań. Gdy zauważyła pulchną panię podeszłą do niej i oddała klucze od domku. Uśmiechnęła się do niej i weszła do statku. Swe ładunki położyła przy krześle i płynęła. Chciała już być na miejscu, przy rodzicach. Też chciała wrócić do zamku. Będzie super. myślała.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wypoczynek na wyspach był cudowny. Opalanie się na słońcu, drinki z palemką i przede wszystkim możliwość obcowania z nowymi gatunkami flory i fauny, których Irvette nigdy wcześniej nie miała okazji zobaczyć w środowisku naturalnym. Gdziekolwiek by jej nie zabrano, zawsze zaczynała od zapoznania się z lokalną roślinnością, dopiero potem myślała o innych rozrywkach. Tego dnia postanowiła pojawić się w przystani Fanrah, gdzie oprócz nowoczesnych żaglówek można było spotkać te bardziej tradycyjne, prowadzone przez lokalną ludność. Ślizgonka przechadzała się między nimi, raz po raz zatrzymując się przed którymś okazem i podziwiając w niemym zachwycie jego szczegóły. Kilka kapitanów zdążyło już do niej nawet zagadać, jako że płomiennie rude włosy wyraźnie odznaczały się w tłumie i dziewczyna zwracała na siebie niemałą uwagę. Irv jednak nie myślała o tego typu przygodach. Zamiast tego wypatrzyła na horyzoncie znajomą sylwetkę i od razu ruszyła w jej stronę. -Dzień dobry! Widzę nie tylko mnie ciągnie do wielkiej wody. - Powitała Darrena z perlistym uśmiechem, witając go pocałunkami w obydwa policzki. Zdążyła już na tyle poznać prefekta, że porzucała coraz więcej formalnych zachowań na rzecz tych luźniejszych i zdecydowanie bardziej przyjaznych.
Odgłos morskich fal i szumu piany działał na Darrena w pewien sposób kojąco. Co prawda daleko mu było od całkowitego roztrzęsienia i skołatanych nerwów, ale ciężko było ukryć, że w jego życiu zamknął się pewien rozdział, nieważne jak krótki w porównaniu z całością jego żywota. Na początku nie miał nawet ochoty wybierać się na Malediwy - dobrze wiedział, że to raczej on innym zepsuje zabawę swoim zachmurzeniem niż wyspy sprawią, iż to on się rozpromieni, ale ostatecznie był prefektem naczelnym i jego nieobecność byłaby dość nieodpowiedzialna. Tak czy siak, Krukon pojawił się na przystani na Fanrah. Dźwięk skrzypiącego drewna także był dość przyjemny dla jego uszu - nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo przypominał on skrzypienie piszącego pióra. Okrzyki marynarzy, rybaków i turystów, uderzanie wioseł, warkot silników, szum żagli - to wszystko stanowiło tło, które wlatywało jednym uchem i równie gładko wypływało drugim, zostawiając za sobą jedynie... Darren wzdrygnął się, kiedy usłyszał znajomy głos. Ostatni raz rozmawiał z Irvette w niesławnym pociągu - przynajmniej w hogwarckim środowisku zwycięstwo Raziela przyćmiła afera, która skończyła się wyrzuceniem jednego z nauczycieli. Shaw jednak niewiele pamiętał z tamtego dnia - być może wypił o lampkę szampana za dużo - jednak przez kolejny tydzień jeszcze promieniał naddarrenową wręcz urodą. - Irvette - odwrócił się Krukon, cofając się o krok zaskoczony, kiedy Ślizgonka przywitała go w dość nieszablonowy sposób. A przynajmniej cofnąłby się, gdyby aksamitne, ale nieznające sprzeciwu dłonie dziewczyny - Miło cię widzieć - dodał bezbarwnym tonem, wymuszając lekki uśmiech, który przypominał bardziej ściśnięcie ust w nieco krzywą linię. - W Indyjskim jeszcze nie pływałem - skwitował ze wzruszeniem ramion Shaw, choć szczerze mówiąc teraz był bardziej w nastroju na żeglowanie niż zawody wpław.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie miała pojęcia o zmianach, jakie zaszły w życiu krukona. Jakby nie było nie byli na etapie cotygodniowych herbatek i ploteczek. Coś tam mówiło się czasem na szkolnych korytarzach, ale Shaw raczej nigdy nie był głównym tematem hogwarckich plotek. Szczególnie po tym, jak Fairwyna wywalono za spoufalanie się z uczniem. Ruda nie mogła uwierzyć w podobne zdarzenie, ale widać coś w tej plotce było skoro słuch o mężczyźnie zaginął od tamtego momentu. -Wszystko w porządku? Wyglądasz... - Okropnie. -Nieswojo. - Dokończyła nieco bardziej kulturalnie, bo raczej nie rzucała często tak bezwzględnymi słowami. Uśmiech nieco jej zbladł, gdy uważniej przyglądała się twarzy Darrena, próbując wyczytać z niej cokolwiek więcej. -To może czas to zmienić? Co powiesz na mały rejs? - Zaproponowała już bardziej rozpromieniona, po czym nie do końca czekając na zgodę chłopaka, podeszła do jednego z kapitanów i zaczęła dogadywać się w sprawie wynajęcia jego żaglówki, co ostatecznie skończyło się przekazaniem dość pokaźnej sumy galeonów w jego dłonie. -Wsiadasz? - Wskazała w stronę łódki, która na następne godziny miała być do ich dyspozycji.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Aż tak widać? - mruknął ponuro Krukon tonem nawet nie pytającym, ale bardziej zirytowanym. Oczywiście nie na Irvette - ona dzieliła się z nim tylko swoją obserwacją. Chodziło mu bardziej o jego stan, a raczej to, że tak łatwo dawał po sobie to poznać. Ale jeśli dziewczyna poczuje, że opryskliwość była skierowana w jej stronę to cóż... uprzejmość i zachowanie dobre twarzy Shawa teraz też zbytnio nie obchodziły - Może to malaria - wzruszył ramionami. Nie czuł się na tyle komfortowo, by móc rozmawiać o swojej niedawnej zmianie "stanu cywilnego", jak być może ujęliby to mugole, szczególnie że wszystko wydarzyło się wręcz z dnia na dzień. - Rejs? - uniósł brwi Shaw - Tu? Teraz? Tam? - wskazał ruchem podbródka masyw oceanu upstrzony malediwskimi wysepkami rozsianymi, jak powiedział Darren, "tu i tam" - Czemu nie? - odpowiedział, ale już raczej sam sobie, bo de Guise zostawiła już chodzącą górę flegmy za sobą i podążyła do jakiegoś z kapitanów jednej z żaglówek. Darren podążył za nią, kiwając jeszcze głową właścicielowi, który zaraz podążył najwyraźniej do portowej tawerny by w godny sposób wydać łatwo zarobione galeony. Shaw zaraz wskoczył na łódkę i wyciągnął rękę w stronę Irvette, nieważne czy ta potrzebowała pomocy z wejściem na bujającą się lekko na falach żaglówkę, czy odebrać to miała jako niepotrzebny, acz nadal miły gest. Choć tak mógł jej podziękować za wyciągnięcie go na oceaniczny lazur. - Dokąd płyniemy, capitaine de Guise? - spytał z dość przeciętnym, acz rozpoznawalnym francuskim akcentem. Walijski nie różnił się pod względem dykcji od języka z kraju nad Sekwaną, więc Shaw - znany, walijski lingwista - miał choć w tym aspekcie nieco łatwiej. Francuskiego zaczął uczyć się półtorej tygodnia temu, acz bardziej dla zajęcia czymś myśli niż z czystej potrzeby. Zaraz po tym pytaniu Darren zaczął rozwiązywać cumę i żagle. Co prawda mógł zrobić to bez najmniejszego problemu za pomocą różdżki - ba, liny zatańczyłyby nawet jak kobra zaklinacza węży - ale Krukon z przyjemnością odczuwał pod skórą dłoni szorstkie, drapiące włókna sznurów.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nieco mniej radośnie skinęła głową, bo ciężko było zaprzeczyć, że szczęściem i wypoczęciem to on nie promieniował. A przecież byli na Malediwach! Idealne otoczenie do kompletnego resetu i naładowania swoich życiowych baterii. Irv nie potrafiła wyobrazić sobie, jaka sytuacja mogłaby sprawić, że będzie miała tak ponury nastrój, jaki Shaw obecnie przejawiał w swojej mimice. Współczuła mu. Przez te kilka chwil przeniosła uwagę na inną osobę i pytania krukona nie zakodowały się w jej głowie. Dopiero, gdy podał jej dłoń z wdzięcznością uśmiechnęła się i przyjęła tę pomoc. Wsiadanie na rozkołysane łódki wcale nie było takie proste. Mogła jedynie dziękować sobie, że postawiła dziś na wygodne spodenki i top, a nie jakąś zwiewną spódnicę, która mogłaby zwiastować tylko katastrofę na otwartej wodzie. -Gdzie Neptun pozwoli. Est-ce que tu parles français? - Szczerze się zdziwiła, bo nigdy wcześniej nie słyszała, by Shaw odzywał się w jej ojczystym języku. Nawiązanie do Neptuna nie było zbyt magiczne, ale jako że żeglowała od małego zdążyła już poznać wiele legend i żargonu żeglarskiego, który często wywodził się z zupełnie innych wierzeń niż te królujące w magicznej społeczności, choć nie każdy rozumiał ich sens. -Żeglowałeś już wcześniej? - Spytała widząc, jak sprawnie Darren bierze się za liny. Sama nie pozostawała bezczynna. Ustawiła ster i powoli zaczęła wyprowadzać ich z przystani próbując ustalić kierunek wiatru, w czym ogromnie pomocne były jej długie rude loki, które gdy przestały być przydatne związała w poręczny kok, który zabezpieczyła swoją różdżką. Zdecydowanie też wolała w tym wypadku zdać się na pracę własnych mięśni. -Sprawdzisz pod pokładem, jak ma się sprawa z balastem. Może znajdziesz też jakieś rękawice? Nie potrzebujemy chyba odparzeń i krwi. - Poprosiła pewnym głosem, choć pewnie sama by to zrobiła gdyby nie fakt, że płynęli skromną żaglówką, a nie potężnym jachtem z wielkimi kabinami. Nie chciała pchać się w sytuacje, gdzie jej największy lęk mógłby zamroczyć jej świadomość. Na otwartej wodzie potrzebne było opanowanie i skupienie, a nie roztrzęsione ręce i panika.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Ciężko powiedzieć, że parle français - machnął ręką Krukon - Dopiero zacząłem - dodał, wiążąc linę luźno dookoła masztu. Jakieś zadanie, jakiś cel pozwoliły mu się nieco ożywić. Żaglówka do tego nie wyglądała na zbyt skomplikowaną - najprostszy w świecie kadłub, który kilka, a może i kilkanaście lat temu służył do łowienia ryb albo małży z przybrzeżnych wód. Na drewnie pokładu widać było jeszcze parę zadrapań, zapewne po łuskach albo po balaście, który przyczepiany był do rozwieszanych sieci. Apropo balastu jednak, na polecenie kapitan de Guise Shaw ruszył do niewielkiej klapy w okolicy steru, po drodze zwracając się do dziewczyny: - Zdarzyło mi się dwa czy trzy razy, w Hiszpanii - odpowiedział na pytanie o doświadczenie w żegludze. Jego wujostwo - a teraz również i dziadkowie - mieszkali w Andaluzji i zdarzyło mu się wyjechać tam parę razy na wakacje - Ale żaden ze mnie wilk morski - dodał, po czym ze zwinnością gracza quidditcha zeskoczył pod pokład, gdzie musiał przemieszczać się praktycznie zgięty w pół z powodu małej ilości miejsca. Balast był na miejscu - trzy worki wypełnione gładkimi kamieniami, które mężczyzna zapewne wyłowił znad którejś z bardziej kamienistych plaż. Rękawiczki także się znalazły - grube, ze skóry węża morskiego, nieco jednak przetarte i dające po sobie poznać podeszły już wiek. Krukon wepchnął je do drewnianej, niedbale zbitej skrzynki, w której znalazł też najwyraźniej część zapasów właściciela łódki - jedną butelkę ciemnego i jedną butelkę białego rumu (jak przystało na malediwskiego rybaka) oraz kilkanaście pomarańczy, największych jakie Shaw widział w życiu. Z takimi zdobyczami Shaw wyszedł na górę, po drodze uderzając się z głuchym huknięciem o deski pokładu w głowę. - Ahhhh - syknął pod nosem, prostując się i z paczką idąc w kierunku steru - Z balastem wszystko w porządku - oznajmił, stawiając skrzynkę przed Irvette i podając jej parę rękawic - Znalazłem też prowiant na drogę - dodał - Odbijamy? - spytał. Złapał za długą lagę przywiązaną do burty i po chwili mocowania się z linami stuknął nią w drewno mostka, czekając na znak Ślizgonki by zacząć proces odpychania ich od brzegu. Na szczęście kij okazał się zaczarowany jakimś a'la miotlarskim zaklęciem - ledwo stuknął o pomost i prawie wystrzelił z krukońskich rąk. Czarodzieje musieli sobie radzić bez silników - to najwyraźniej był jeden z tutejszych patentów.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nowe hobby Darrena zdecydowanie zyskało aprobatę Irv, która uważała francuski za jeden z najpiękniejszych języków na świecie. Może było to z jej strony mało skromne, ale nigdy nie mówiła, że odznacza się tą cechą. -Gdybyś potrzebował pomocy, lub partnerki do konwersacji, wiesz gdzie mnie znaleźć. - Zaproponowała, choć nie chciała się narzucać. Jeżeli Darren był dopiero na początku drogi z francuskim czekała go najpierw ciężka przeprawa przez gramatyczne zawiłości tego języka. -Hiszpania, nieźle. Tamtejsze wody potrafią dać w kość. W takim razie zobaczmy, czego nauczyli Cię tamtejsi kapitanowie. - Była w swoim żywiole. Dosłownie i w przenośni. Słońce opalało jej bladą cerę, morska bryza owiewała ich ciała, a pod stopami, które teraz były już nagie, dziewczyna wyczuwała wysłużone deski łajby. Nienawidziła żeglować w butach, więc była to pierwsza część garderoby, jakiej się postanowiła pozbyć, gdy tylko Darren zniknął pod pokładem, wyręczając ją w tym koszmarze. Gdy Shaw okradał podpokład, Irv sprawdzała stan lin, i rusztowań, które były najważniejszą częścią ich łajby. Wiedziała już, że ster powinien spełnić swoją funkcję nawet przy większych falach, ale samo koło roboty nie robiło. Upewniała się właśnie, że kotwica jest i do tego przymocowano ją do pokładu, gdy krukon wrócił z naręczem znalezisk. -A słyszałam, że to puchoni są świetni w znajdywaniu rzeczy. Dziękuję Ci bardzo. - Uśmiechnęła się, ponownie zasiadając za sterem i ubierając rękawice, które zdecydowanie nie były przyjemne. Bez problemu dało się wyczuć, że niedawno ktoś używał ich podczas ciężkich warunków na oceanie. -Odbijamy! - Zgodziła się, po czym ustawiła kurs i spojrzała na to, co dzieje się u Darrena. Łajba faktycznie musiała być w jakiś sposób zaczarowana. Na szczęście zaklęcie zdawało się działać poprawnie i już po chwili wypływali na szerokie wody oceanu. -Ściągnij szot przy bomie! Tylko uważaj na głowę. - Poprosiła wyczuwając lekką zmianę kierunku wiatru. Jeżeli chcieli nabrać prędkości, musieli najpierw odpowiednio się ustawić, a to wymagało nieco pracy. Irv założyła okulary przeciwsłoneczne, by nie oślepiały jej promienie odbijające się od nieskazitelnie czystej wody, a następnie wpatrzyła się w rozciągającą się przed nimi przestrzeń. -Czyż nie jest to cudne? Tyle przestrzeni. Tylko my i woda.... - Rozmarzyła się chwilowo. Ocean był dokładnie tym, co ceniła najbardziej. Wielka przestrzeń, brak granic, a jednocześnie potrzeba dyscypliny i nieprzewidywalność. Dokładne przeciwieństwo jej lęku, który wiązał się z ograniczeniem tych swobód i ciasnym zamknięciem w ramionach klaustrofobii. -Może natrafimy na dzikie mandagami! - Pomyślała z zapałem, nieco intensywniej wpatrując się w taflę wody, jakby faktycznie liczyła, że na magiczne hasło tutejsze żółwie okrążą ich łódkę.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Em... - chrząknął Darren - Merci biszkopt za propozycję - dodał z wymuszonym uśmiechem. W tydzień Hogwartu nie zbudowano - w tyle czasu nie nauczono się też francuskiego. Shaw nie był aż takim masochistą jak Irvette. Wolał nie chodzić gołymi stopami po niepewnych, czekających tylko by wbić jakąś drzazgę deskach - co w połączeniu z morską, słoną wodą mogło skończyć się dość nieprzyjemnie. Ograniczył się więc do rzucenia uroku antypoślizgowego na podeszwy - w końcu za burtę wypaść też nie chciał. Po kolejnym poleceniu de Guise, prefekt ujął kij nieco mocniej w garść i odepchnął go od molo. Drewno zaskrzypiało, prawie jak rozpędzająca się miotła, a stateczek momentalnie ruszył ku większym głębinom i morskim prądom, bez żadnego mozolnego odpychania się raz po raz drągami albo wiosłowania z prędkością paru centymetrów na minutę. Następnie przeszedł do zajmowania się najpotrzebniejszymi rzeczami podczas małego rejsu wycieczkowego - ustawił żagiel, jak to ujęła Irvette "ściągnął szot przy bomie", zerknął pod pokład czy balast nie przekrzywia się na którąś ze stron (tylko wywrócenia się do góry kilem mu brakowało), by w końcu móc usiąść w plamie malediwskiego słońca niedaleko dziobu, jego ulubionym miejscu na takich łódkach. Dzięki prędkości którą rozwinęli - nic niesamowitego, ale wystarczyło - Shaw siedział w samym centrum mgiełki z kropelek wody i morskiej piany, które w górę wzbijał rozpędzony dziób. Letnia woda idealnie współgrała z upałem padającym z nieba, ochładzając rozgrzane deski pokładu i burty oraz samego Darrena. - My, woda i pełno wysepek - dodał Krukon do wyliczanki Ślizgonki, wskazując ruchem głowy na wszechobecne lądowe masy malediwskiego archipelagu - od przerośniętych mielizn i łach piasku, przez półokrągłe atole upstrzone jedną albo dwoma palmami, po największe, pełnoprawne wyspy. - Nie wiedziałem, że jesteś żółwiarą - powiedział Shaw z lekko uniesioną brwią, także jednak odwrócił się w kierunku lazurowych wód, widząc na razie jedynie ławice tęczowych rybek tańczące wśród koralowych raf.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-Beaucoup. - Poprawiła go odruchowo, ale wyraz jej twarzy nie wskazywał, by miała się z niego śmiać, czy chciała się wymądrzać na ten temat. Wręcz przeciwnie, Malediwy wpływały na nią tak pozytywnie, że mimowolnie porzucała swój wizerunek chłodnej i sztywnej, na rzecz zdecydowanie luźniejszego i cieplejszego podejścia do życia i ludzi. Nie miała zamiaru szaleć i wypływać na sam środek oceanu. Jakby nie było, znajdowała się na nieznanych wodach, w nieznanej i średnio pewnej łodzi, z towarzyszem, który sam stwierdził, że do wilka morskiego daleko mu brakuje. Jeżeli w tych warunkach wydarzyłoby się coś poważnego, mogliby nigdy nie wrócić na wybrzeże. Na to Ruda zdecydowanie nie miała ochoty, ale też pływanie grzecznie przy samej linii brzegowej nie sprawiało jej żadnej radości. Wybrała więc to, co uważała za złoty środek, patrząc z radością jak Darren pomaga jej w sterowaniu łajbą. Po pierwsze nie musiała sama schodzić pod pokład, a po drugie to właśnie na szerokiej wodzie można było naprawdę poznać, z kim miało się do czynienia. -Któraś szczególnie Cię interesuje? - Zapytała, gotowa obrać ster na wybrany przez krukona cel. Mieli przed sobą mnóstwo czasu i mogli skierować się gdzie tylko mieli ochotę, a że de Guise już wcześniej zauważyła, że Darren nie do końca jest dzisiaj w humorze, chciała choć trochę podnieść go na duchu. Może nie była w tym najlepsza, ale na pewno próbowała! -Żółwiarą? A co to? - Zapytała, nie do końca kumając ten potoczny zwrot, jakiego użył. Przechyliła lekko głowę, z zaciekawieniem wpatrując się w odpoczywającego na pokładzie mężczyznę. Ocean sprawiał, że wszystko wydawało się tak różne od tego, co człowiek widział i przeżywał na brzegu...
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Beaucoup - powtórzył bezgłośnie Shaw, zamykając oczy i pozwalając wodnym igiełkom swobodnie kłuć go w policzki i ramiona. Szary t-shirt robił się już coraz bardziej wilgotny, jednocześnie delikatnie parując pod palącymi, słonecznymi promieniami. - Nie - pokręcił tylko głową Krukon w odpowiedzi na pytanie Irvette. Na zwiedzanie wysepek - jakkolwiek ponure - Darren miał całe ferie, a nie miał żadnych planów oprócz snucia się po Malediwach. Za to możliwość rejsu po Oceanie Indyjskim w towarzystwie kogoś, kto nie tylko wygląda, jakby wiedział co robi, ale też non stop nie paplał jadaczką bez powodu - a obie te cechy w tym momencie spełniała Ślizgonka - zdarzała się wyjątkowo rzadko. - Miłośniczka żółwi - wyjaśnił krótko Shaw. Być może tajniki angielskiego były jeszcze zamknięte przed de Guise, choć akurat w przypadku lingwistyki Darren mógł zrewanżować się w nieskończenie mniej znaczący sposób Irvette za pomoc z francuskim niż na odwrót. - I które ferie na razie bardziej przypadły ci do gustu? - spytał, spod przymrużonych powiek patrząc w kierunku wypatrujących żółwi kobiety - Norwegia czy Malediwy? - dodał. Nie liczył Arabii - według Shawa dwutygodniowy pobyt miał o wiele więcej uroku niż dwumiesięczny. W połowie takie wakacje stawały się dla niego dość męczące. Nawet jeśli nie chodziło o samą okolicę, to o rolę turysty i bezczynność po tym, jak już zobaczyło się wszystko, co w tej roli zobaczyć się mogło lub powinno.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Skinęła głową na wyraźną poprawę Darrenowego "biszkopta". Dla niej zdecydowanie łatwiej było nauczyć się angielskiego, choć największym problemem było pozbycie się charakterystycznego akcentu, który choć nie był już tak ciężki, wciąż dość znacząco odkładał się na mowie rudowłosej. -W takim razie zostajemy na wodzie. - Zgodziła się, bo sama specjalnie nie miała ochoty przybijać do żadnego brzegu. Szum rozbijających się o pokład fal działał na nią kojąco i gdyby nie to, że chciała utrzymać stabilny kurs, pewnie sama chętnie usiadłaby gdzieś obok i przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się tym momentem. -Hmmm, czy miłośniczka? Ciężko mi powiedzieć. - Oczywiście teraz, jak już znała znaczenie tego słowa, wzięła się za nieco zbyt poważną odpowiedź.-Ale chyba wszystkie morskie stworzenia są mi bliskie. Kiedyś próbowałam namówić ojca, by kupił mi delfiny do akwarium, ale niestety akurat na to nie przystał. - Wyszła z niej nieco rozpieszczona panienka, ale nie często spotykała się z odmową ze strony ojca, gdy była mowa o wszelkiego rodzaju prezentach i zachciankach. Mandagami interesowały ją jednak głównie dlatego, że nigdy wcześniej nie miała z nimi do czynienia. Dopiero po spotkaniu tych istot mogła uznać, czy jest ich fanką czy też nie. -Zdecydowanie Malediwy! - Entuzjazm wrócił na jej lico, gdy mogła pozachwycać się nad tym egzotycznym miejscem, delikatnie skręcając ster. -Wielka Brytania jest taka ponura, Norwegia może i ładniejsza, ale strasznie zimna. Tutaj jest wszystko, czego można sobie wymarzyć! - Powoli odeszła ze swojego stanowiska otwierając torbę z prowiantem, jaką Shaw przyniósł z podpokładu i zaczęła w niej grzebać. -A to co takiego? O rumie nie wspominałeś. - Z karcącą miną spojrzała na krukona, po czym roześmiała się i zostawiła butelkę na wierzchu, uprzednio zgarniając jeszcze pomarańczę, którą powoli zaczęła obierać. -Posiłek w ruchu jest niezdrowy. Proponuję zarzucić na chwilę kotwicę. - Oczywiście oczekiwała na męską pomoc w tej sprawie. Miała tylko nadzieję na to, że głębokość wody w tym miejscu jej nie zawiedzie, choć krystalicznie czysta tafla nieco uniemożliwiała dokładne zmierzenie odległości do dna.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy Darren zdziwił się na wspomnienie o pragnieniu posiadania delfina? Nie, w sumie absolutnie nie. Byłoby to nieco hipokryzją z jego strony, szczególnie biorąc pod uwagę, że po jego podwórku biegał hipogryf i ghul, w szklarni w ogrodzie wygrzewały się różecznik i błotoryj, a na dachu Exham Priory czasem przysypiał feniks. Do tego od dzieciństwa przyzwyczajony był do dziwnych zachcianek dotyczących królestwa zwierząt - w końcu jego ojciec od wielu lat próbował namówić jego matkę na zakup ognistego kraba, niestety nieskutecznie. - Masz dość spore akwarium - skwitował jedynie. A może było magiczne i mieściło się w czymś, co z zewnątrz wyglądało jak mały pokój, a tak naprawdę było rozmiarów niewielkiego jeziora, w którym spokojnie mógłby hulać delfin? Kto wie, jakie czary domowe rzucali francuscy czarodzieje - zresztą ponownie, to w końcu u Shawa na suficie malowidło nieba zmieniało się w zależności od nastroju domowników, nawet jeśli w ostatnim czasie nie można było go zbytnio podziwiać z powodu zaciągnięcia kłębiastymi, szarymi chmurami. - To łódka jakiegoś rybaka, oczywiście że trzyma tu rum - skwitował Krukon, wracając na chwilę do tematu ferii - Brytania ponura? Większość roku pewnie siedzisz w Szkocji, w Hogwarcie, więc ci się nie dziwię. Archenfield wiosną jest naprawdę urocze - dodał, podnosząc się ze swojego miejsca i podchodząc do uwiązanej ciasno kotwicy, by po chwili uwolnić ją i, kontrolując opatulonymi rękawicami dłońmi prędkość opadania kawałka metalu, odprowadził ją powoli na kamienisto-piaszczysto-rafowe dno. - Jasny czy ciemny? - spytał, samemu sięgając po pomarańczę i wskazując na dwie butelki, czekając na to, którą wybierze Irvette.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Tyle dobrze, że obyło się bez zbędnego oceniania. Ruda czasem zapominała, że nie każdy żyje w tym samym standardzie co ona. Przyzwyczajona do luksusów i obracania się w bogatym towarzystwie bywała odklejona od rzeczywistości, chociaż pobyt w Hogwarcie nieco zmieniał jej światopogląd na bardziej otwarty. -Och, nie mam. Chciałam zatrudnić ekipę, która by wybudowała specjalne dla mojego pupila, ale niestety nie wyszło. - Sprecyzowała, bo akurat wielkiego akwarium to w chateau brakowało i raczej nie miało się zbyt szybko to zmienić. No chyba, że jej siostra nagle zacznie pałać miłością do zwierząt, albo prędzej jej małżonek. -Całkiem możliwe. Archenfield? Nigdy tam nie byłam, ale skoro mówisz, że jest tam więcej słońca zdecydowanie muszę się wybrać. - Nie często wybierała się na brytyjskie wycieczki więc nie znała wszystkich zakątków tej wyspy. Zdecydowanie jednak tęskniła za mniej deszczowym i ponurym klimatem kontynentalnej Europy. Darren zarzucał kotwicę, a Ruda robiła małe porządki, by mogli na spokojnie zająć się spożywaniem tego, co znaleźli. Cząstka pomarańczy rozpływała się już w jej ustach, gdy łajba stanęła na szerokich wodach, a krukon zapytał o jej rumowe preferencje. -Chyba wolę jasny. Jest delikatniejszy. - Zadecydowała, rozkładając się na pokładzie i wystawiajac twarz do słońca. Tego było jej trzeba. Wzięła butelkę od swojego towarzyszą i uniosła ku górze. -Santé! - Wzniosła toast po francusku, biorąc małego łyka. Poczuła jak ciepło rozchodzi się po jej wnętrzu. Nie zbyt często widywano ją z alkoholem innym niż wino i raczej nie była fanką ciężkiego picia, ale od czego były wakacje? -Tylko mnie nie upij, żebyśmy wrócili jakoś do przystani. - Zażartowała doskonale wiedząc jak słabą głowę posiada. Nie chcieli chyba zostać znalezieni tutaj po tygodniu przez przypadkowych rybaków czy też innych głodnych wrażeń turystów.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw wykrzywił usta w czymś na kształt uśmiechu kiedy usłyszał o ewentualnych remontach. Jego trud był skończon - prawdopodobnie w marcu, w normalnych okolicznościach, urządzałby coś na kształt parapetówki w całkowicie już wykończonym Exham Priory. Wykurzył nawet z piwnic wszystkie dzikie pufki, ostatni gnom wylądował w Forest of Dean zrzucony z kilku metrów podczas lotu miotłą, a wszystkie narzędzia tortur znalezione w podziemiach zostały zamienione na wieszaki do płaszczy lub stojaki na miotły, które - oczywiście zaczarowane - przez ostatni tydzień non stop wymiatały resztki pyłu i kurzu prowadzące dzielną, acz beznadziejną partyzancką walkę na korytarzach rezydencji. - Następnym razem sama złap za różdżkę i wykop akwarium - uznał Krukon, zerkając na patyczek włożony we włosy dziewczyny - Jesteś czarodziejką czy nie? - dodał, sięgając po butelkę ciemnego rumu. Dobrze się składało, że Irvette wzięła ten drugi - Shaw preferował mocniejszy smak, który dłużej dawał o sobie znać na języku i w gardle. - Zależy na jaki dzień trafisz, ale nie mogę narzekać na brak słońca na dziedzińcu - mruknął, podążając wzrokiem za toastem dziewczyny, samemu jednak najpierw kończąc obieranie pomarańczy. Sięgnął do paczki po metalowy kubek, który też znalazł turlający się po pokładzie, i wcisnął doń parę cząstek owocu. Następnie nieco zgniótł je kciukiem, a dopiero potem zalał ciemnym rumem, pachnącym teraz nie tylko alkoholem, ale też cytrusami. Prawdziwy grog. - Nic nie obiecuję - odpowiedział Darren na przestrogę związaną z upiciem Francuzki, po czym pociągnął łyk owocowego teraz alkoholu, wypluwając po chwili za burtę jakąś zagubioną pestkę.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Remonty w zamkach były prawdziwym koszmarem. Wymagały wiele pracy, a jeśli Darren robił to wszystko sam, dziewczyna zdecydowanie nie miała czego mu zazdrościć. Na szczęście ona nigdy nie musiała się podobnymi rzeczami przejmować, bo wystarczyło przecież wyłożyć odpowiednią sumkę i już zbiegali się chętni do roboty. -Excuse-moi? - Spojrzała na niego bez udawanej radości. No czegoś podobnego to się w życiu nie spodziewała usłyszeć, a już na pewno nie od Darrena, który zawsze wydawał jej się nieco bardziej... Taktowny. -Jestem zielarką, nie budowlańcem. Wolę by zajął się tym ktoś bardziej kompetentny. - Nie straciła rezonu, chłodno wyjaśniając swoje rozumowanie. Całe szczęście, że byli na oceanie, bo napięcie szybko ulotniło się w zapomnienie dzięki kojącemu szumowi fal. Patrzyła jak doprawiał swój drink sokiem z cytryny. Musiała przyznać, że wyglądało to kusząco, a pachniało jeszcze lepiej. Spojrzała na trzymaną w dłoniach resztę pomarańczy, a jako że nie miała kubka po prostu zrobiła to samo, wlewając sok z cytrusa prosto do butelki. -Ktoś tu pokazuje dzisiaj pazurki. Muszę zacząć na Ciebie uważać Shaw. - Wyszczerzyła się w jego kierunku, próbując nowego smaku alkoholu, którego wcześniej nigdy nie znała. Musiała przyznać, że było to naprawdę smaczne. -W takim razie nim mnie upijesz, pozwól że trochę pokorzystam, żebyś nie musiał wzywać po mnie karawanu. - Odłożyła butelkę i sprawnym ruchem zdjęła przez głowę swój top, a następnie pozbyła się również spodenek. Stała teraz w samym stroju kąpielowym, poprawiając znajdującą się we włosach różdżkę, by mieć pewność, że nie wypadnie z jej burzy loków. -Dołączysz? - Zdjęła okulary przeciwsłoneczne i rzuciła zadziorne spojrzenie w stronę krukona, by następnie stanąć na brzegu burty i z gracją zanurkować do ciepłej wody Oceanu Indyjskiego.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.