Mecz szedł naprawdę okropnie i masakra jednak wielka się działa. Wszystko było winą Latifka i on się jeszcze bardziej załamywał, po prostu czuł jak mu grzywka szybciej rośnie. Przytulił się do Dextora prosząc go o błogosławieństwo, niech no coś mu się w końcu uda, no ludzie kochani. Odleciał na troche od graczy, obleciał szybko stadion, pora się uspokoić. Spostrzegł nawet jakąś mini bójkę na trybunach! Jakiś szalenie przystojny ślizgon rzucał się do jakiegoś żałosnego kibica Irlandii, heheszki. A tam obok była Bruk. Pomachał jej wesoło zanim jeszcze tłuczek przywalił mu w kręgosłup i o mało nie zawalił z miotły, ale co tam. Trzeba grać, nie ma opierdalania się
Widząc, że zaczyna robić się gorąco Katie złapała przyjaciela za ramie. - Max może będzie lepiej jeżeli zejdziemy na moment z trybun? Jak ochłoniesz wrócimy, dobrze? - zapytała drżącym głosem. - Po co się bić? Prawda? To bez sensu... Miała już złapać Maksa i siłą go zdjąć z trybun, gdy usłyszała ostatnie zdanie śpiewaka. Zmierzyła go wzrokiem. Zaśmiała się i odepchnęła palcem trzymany przez niego kij. - Z czym do ludzi? - przewróciła oczami. Kątem dostrzegła, że jeden z portugalskich zawodników zarobił tłuczkiem w plecy, nie mogła powstrzymać uśmiechu kwitnącego na swojej twarzy. - Max, chodźmy...-zwróciła się do przyjaciela
Przyglądała się tej całej sytuacji z wytrzeszczonymi oczami. Jednak pożałowała , że tu przyjechała.
Co ja sobie myślałam? Przecież taki świetny facet jak on ma pełno znajomych, dziewczynę, przyjaciół. Wracam do domu , nie potrzebnie zawracałam głowę osobie , która była tylko wytworem mojej wyobraźni w snach..świetnie. Jest tu jakiś bar, pub, może dyskoteka ? Zresztą nie będę im zawracać głowy. Ta dziewczyna, w sumie..niczego sobie , ale ma ładne włosy o rany ! Dosyć tego wszystkiego , idę na miasto..
Spojrzała jeszcze ukradkiem na Maxa, jeśli tak na prawdę to był on. Obróciła się na pięcie , zarzucając zielonymi pasemkami i powoli w rytm piosenki , którą miała w głowie zaczęła się oddalać znów przepychając przez tłum z myślą Może jednak zawłoła.. Po raz kolejny potknęła się. Miała łzy w oczach i zdarte do krwi kolana. Miała ochotę usiąść i zaśpiewać coś bardzo dołującego..Przysiadła jeszcze na chwilę, strasznie bolały ją kolana , ale już w znaczącej odległości od bójki. Co ja wyprawiam ? Nie widzę plusów tej wyprawy na drugi koniec świata... I tak zasłoniła twarz dłońmi cicho szlochając nad bolącymi nogami...
Co za wspaniały pojedynek i ekscytująca gra, wołali komentatorzy. Jednak Shane nie tyle skupiał sie na ich słowach co na grze i skaczących piersiach kibicek, które szalały na widowni, Nie, jednak musiał przerwać gapienie się na nie i machanie w ich stronę bo oto kafel trafił w jego łapki. Jeszcze trochę i zobaczymy kto wygra. No Shane miał nadzieję, że jego drużyna, ot co!
Rudowłosa widząc całą tą sytuację, szturchnęła Maksa i głową wskazała oddalającą się blondynkę. - Śliczna jest, leć... yyy, ale ciacha zostają - wzięła z rąk przyjaciela garnek i nie oglądając się za siebie ruszyła w kierunku wyjścia. - Ahh... te dzieci... - westchnęła uśmiechając się pod nosem.
Jezus chrystus się objawił co najmniej albo coś w tym rodzaju, bo przecież nagle zaczęło mu iść. Natychmiast serducho mu urosło, Dextor stał się jakby twardy i bardziej naprężony, grzywka mu zawiała na wietrze, czuł że ma szansę na sukces, mogli jeszcze wygrać, troche podgonią punktami, znicz złapią oni i w ogóle, mają szanse no po prostu. Latifek się uśmiechnął po raz pierwszy od początku meczu, no teraz to on może grać i rozpierdalać.
Wszystko działo się w błyskawicznym tempie. Tak bardzo błyskawicznym, że tylko mózg prawdziwego Krukona mógł to ogarnąć - i ogarnął to właśnie mózg Maxa. Tłuczki, podawania kafli, darcie się na trybunach... Typowy mecz Quiddlicha. Jednak gdy tylko Brook się na niego wydarła i wołała na niego, jakby go nie znała. Zatkało go. JAK BROOKLYN TOXIC MOGŁA NIE ZNAĆ JEGO IMIENIA?! Było to straszne. Jego największa podrywaczka, a zarazem osoba, którą kochał... Zbliżył się do niego chłopak, który został przez niego obrzucony ciasteczkami. Nawet nie poczuł, gdy uderzył go w łeb kijkiem - dzięki, czapeczko Świętego Patryka. Odszedł. Pojawiła się tajemnicza blondynka obok Maxa. Madeline?! Chłopak dostrzegł ją w ostatniej chwili... Oddalała się. Miał się już za nią wydrzeć, ale w tym samym momencie gracz Portugalii dostał tłuczkiem, więc chłopak nie mógł powstrzymać śmiechu. Miał wiele do dziękowania Katie... Gdy zabrała jego ciastka, nie krzyczał za nią. Wiedział, że prędzej, czy później je odzyska, w postaci innych słodyczy. Dla chłopaka było teraz ważne dojść do blondynki, która... Płakała. Biedna dziewczyna, z kolan lała jej się krew. Max bez zastanowienia do niej podszedł. Ukucnął przy niej, a zielona "peleryna" Świętego Patryka opadła na ziemię. - Nie płacz, będzie dobrze... Jeszcze będzie dobrze... Ale nie płacz, proszę... - uniósł ją za brodę i uśmeichnął się lekko. Chciał jej dać do zrozumienia, że wszystko będzie lepiej, jeszcze nadejdą takie czasy, a ona nie ma czego się bać. Otarł kilka łez spływających jej po policzkach. - Wiem, że będę tego żałował, ale ty ego potrzebujesz... Zaniosę Cię do pielęgniarki, dobrze?... - zapytał "dla pewności". Nie chciał robić dziewczynie czegoś, czego na nie chciała.
Spojrzała na niego a z ust wymknął jej się tylko cichy, niemalże wyszeptany chichot. Czy on przebrał się za skrzata ? To urocze. Myślała - Ale .. wszystko jest okay , na prawdę tylko..trochę mam ostatnio poplątany humor. Przepraszam, nie chcę Ci zawracać głowy już sam fakt , że znalazłam Cię tutaj. Na dodatek w stroju skrzata to znacznie poprawia humor. Nic mi nie jest, jestem niezdarą i mam tego efekty. Dzięki mimo to.
Musisz się skupić, Shane! Inaczej nie będzie dzisiaj nagrody! Tak, czasami trzeba było z nim postępować jak ze szczeniakiem, inaczej efekty jego pracy były marce. Wykonane zadanie? Ok, to nagroda. Ale chwytaj tego kafla i ciskaj w tę obręcz, dasz radę! Zaimponujesz dziewczynom, zdobędziesz puchar, jeszcze większą sławę i pieniądze. To nie jest takie trudne!
Kurcze, no nie mogło być tak źle. No dobra, było marnie. Ale nie, nie poddajemy się. Przecież był coraz bliżej zwycięstwa, on to czuł w kościach. Gdzieś tam coś tam mu mówiło, że szans jest aż do końca meczu, on się tak łatwo nie podda, w ogóle nie widzi takiej opcji. Przestał zwracać uwagę na wszystko dookoła, koniec tego. Teraz liczyła się tylko drużyna i kafel, kurwa. No i te obręcze i tłuczek żeby nie dostać, no oj tam.
Omijanie tłuczków, podawanie kafli, krzyki i piski kibiców. Jeszcze chwila i zobaczymy, czy opłacało się w ogóle dziś wsiadać na tę cholerną miotłę. Jeszcze trochę i w końcu Shane będzie wiedział czy zabaluje czy przepłacze pod prysznicem cały wieczór. No, teraz nie może się ośmieszyć, prawda? Nie ma nic do stracenia!
Matko kochana, jak mu serce waliło to on w to nie wierzył. Zaczynali wyrównywać, coraz lepiej im sżło, jego już nie bolały plecy po tym uderzeniu tłuczkiem, czy życie nie było cudowne? No, teraz albo nigdy Latifku, pora objąć prowadzenie i się przy nim utrzymać
Bell na pewno była na meczu od początku, tylko jakoś zgubiła się miedzy innymi uczniami. Za to ciągle z zapałem kibicowała Irlandii, w końcu chwilę przed meczem kupiła sobie specjalnie zielony szaliczek i chorągiewki z odpowiednimi napisami. Co prawda zawsze kibicowała Goblinom z Grodziska, ale teraz sytuacja się zmieniła... tak na chwilę. Siedziała czy raczej stała i podskakiwała w gronie przyjaciół/znajomych/innych takich i krzyczała jakieś dopingujące slogany, co z tego, że nie było ich słychać przez ogólnych harmider. Zieloni chyba wygrywali... no ale pozostawało złapanie znicza. Zakręciła zieloną chorągiewką, która magicznie błyskała i wydawała z siebie śmieszne dźwięki.
Spojrzał na Melanie i sam nie mógł powstrzymać uśmiechu. Strój skrzata? Naprawdę, nie był on odpowiedni na TAKIE spotkanie. Gdy zachichotała... Można by było powiedzieć, że Maxowi też zebrało się na śmiech, jednak nie śmiał się. - Zauważyłem, że masz poplątany humor. Twoje niezdartwo też... Ale może lepiej zaniosę Cię do pielęgniarki, co? Twoje kolana... wyglądają okropnie... - powiedział niemal ze łzami w oczach. I nie zawracasz mi uwagi. Twoje bezpieczeństwo jest ważne - był remis. Max miał zamiar zostać i kibicować Irlandii... Jednak skrzat tylko podniósł Ślizgonkę i ruszył w stronę wyjścia, żeby tylko zanieść ją do pielęgniarki. Zatrzymał się przy wyjściu. - Nie obrazisz się, jeżeli zerknę tlko, czy Irlandia strzeli decydującą bramkę? - zapytał Madeline.
Clara cudem zdołała przecisnąć się przez tłum zapalonych kibiców i dotrzeć do Bell. Nawet w tym rozgardiaszu udało jej się dojrzeć rudą czuprynę przyjaciółki, którą jednak za chwilę straciła z oczu. Zaczęła się przeciskać do krukonki, ryzykując zgnieceniem przed podnieconych kibiców. - BELL!- dziewczyna prawie zdarła sobie gardło, próbując przekrzyczeć swoim kibicujących znajomych. Sama oczywiście była za Irlandią - na dowód swojego oddania namalowała sobie na policzku czterolistną koniczynkę, a w ręku dumnie dzierżyła chorągiewkę zakupioną na przy stadionowym stoisku.
Ostatnia szansa, ostatnie minuty meczu, a Shane zdenerwowany, myślący o kilku rzeczach na raz, zdezorientowany, szukający Quentine na widowni. Oj, skup się, tak jak na początku, pamiętasz? Twoja ostatnia szansa na puchar, nie spapraj tego, cały sezon na to czekałeś, by w końcu dostać to na co założyłeś. A potem baw się i chlej do rana, tak jak tego chciałeś.
-Nie , sama chcę to zobaczyć. Zawsze postępujesz wbrew woli "ofiary" ? Powiedziała żartobliwie. - Potrafię sama chodzić, więc nie musisz mnie dźwigać.
W głębi duszy, bardzo cieszyła się , że tak potoczyła się ta cała sytuacja, była wdzięczna mu za to , że jest taki opiekuńczy. Wydawał się jeszcze piękniejszy niż jest . -Przepraszam, zwykle się tak nie zachowuję. Raczej mam opinię bezczelnej wredoty, ale ostatnie dni namieszały mi trochę w głowie. Przystanęła i oparła się o balustradę. Uśmiechnęła się do siebie, była zadowolona a to spotkanie poprawiło jej humor. Bardzo
TAAK JEST, PORTUGALCZYCY! PRZEGRALIŚCIE Z IRLANDIĄ! JESTEŚMY LEPSI! Madeline zeszła mu z rąk. Nie był zadowolony, ale nie pokazywał tego po sobie. Już miał zamiar na cały głos wyśpiewać hymn swojej narodowości, gdy blondynka zaczęła do niego mówić. - Nic nie szkodzi, Madeline. I tak wyglądasz na miłą, ale... Te kolana wyglądają okropnie i wymagają chociaż zerknięcia przez pielęgniarkę, naprawdę - jakim cudem stał się tak opiekuńczy? Sam nie wiedział. Maxa jednak coś wzięło na zaśpiewanie hymnu, więc zaśpiewał cicho, niemal do siebie: - Seo dhibh a cháirde duan Óglaigh Cathréimeach briomhar ceolmhar Ár dtinte cnámh go buacach táid 'S an spéir go min réaltogach Is fonnmhar faobhrach sinn chun gleo 'S go tiúnmhar glé roimh thíocht do'n ló Fé chiúnas chaomh na hoiche ar seol Seo libh canaídh Amhrán na bhFiann Sinne Fianna Fáil A tá fé gheall ag Éirinn Buion dár slua Thar toinn do ráinig chugainn Fé mhóid bheith saor Sean tír ár sinsir feasta Ní fhagfar fé'n tiorán ná fé'n tráil Anocht a théam sa bhearna bhaoil Le gean ar Ghaeil chun báis nó saoil Le guna screach fé lámhach na bpiléar Seo libh canaídh Amhrán na bhFiann - zaśpiewał tak sobie hymn Irlandii, był szczęśliwi, że Irlandia wygrała ten mecz. Spojrzał na Madeline. Myślał, że nie była zdziwiona...