Miejsce, w którym możesz zabawić się w poszukiwacza skarbów! Jeśli lubisz kopać, szukać, dociekać i bawić się w małego archeologa, to zdecydowanie powinieneś odwiedzić to miejsce. Każdy piszący w tym temacie powinien rzucić kostką: 1, 2, 3, 4 - niestety, nie udało Ci się znaleźć nic wartego uwagi. Mimo wszystko uważasz to za fajną zabawę i miłe, niespotykane dotąd doświadczenie. Kto wie, może jeśli wrócisz tutaj na wakacje w następnym roku uda Ci się znaleźć coś interesującego? 5, 6 - gratulację, jesteś urodzony poszukiwaczem skarbów! Kopiesz, grzebiesz, szukasz i wreszcie udaje Ci się znaleźć małą, złotą kuleczkę. Okazuje się, że jest to światełko dźwiękowe. Co prawda to nie jakiś wielki skarb, ale zawsze jakiś miły upominek, prawda?
Jeśli uda Ci się zdobyć światełko dźwiękowe, poproś któregoś z prefektów o przyznanie Ci przedmiotu.
Wyprawy na wielbłądzim grzbiecie to była naprawdę zajebista sprawa, tak przynajmniej myślała Francesca sunąc leniwie przez pustynię. Na głowie miała chustkę chroniącą przed palącym słońcem i zapas wody, dzięki któremu miała nadzieję przeżyć tu jakoś do czasu powrotu do oazy. Jakoś tak pechowo wszyscy się rozłazili po okolicach i ostatecznie wyszło na to, że spędzała ten dzień sama. To właściwie nie było takie złe, zwłaszcza, gdy w oddali zauważyła dziwnie wyglądające dziury? I ludzi kręcących się tam co i rusz. Przesuwając się bliżej wszystko stało się jasne. Prowadzili tu wykopaliska. Kto nie lubi patrzeć jak ludzie pracują, nie? Podczas gdy siedzi się wygodnie (ok, nie do końca wygodnie, ale się siedzi) na wielbłądzim grzbiecie i generalnie na osobisty komfort nie ma co narzekać. Z chęcią podeszłaby bliżej, żeby dowiedzieć się, czego szukają, albo po co to w ogóle, ale szanse na to, że trafi na kogoś kto udzieli jej takich informacji i to w jęyku angielskim była pewnie nikła.
Kame postanowił zrobić sobie małą wycieczkę aby poprawić swój totalnie depresyjny humor. Jakoś przez ostatnie dni nic nie poprawiało mu nastroju. Kiedy dojechał na wykopaliska zlazł z zwierza i zaczął wbijać smętny wzrok w ludków którzy szukali jakiś cennych przedmiotów. Taki upał a oni musieli pracować i to jeszcze rękami. Biedni mugole, nie mieli nawet pojęcia, że są na tym świecie ludzie którzy mają nie co ułatwione życie, jednak jak jedne problemy ich nie dotykają to zawsze inne już dotknął. Chłopak od czasu do czasu słyszał krzyki tych ludzi, nie rozumiał ich, ale sądził, że albo coś znaleźli i informują o tym wszystkich, albo po prostu są wnerwieni, że przez taki kawał czasu nic nie wykopali. Kame usiadł sobie spokojnie na przyjemnie ciepłym piasku. No tak z wodą i jedzeniem można tutaj zostać, jednak jeżeli nie miało się tych dwóch rzeczy to raczej nie szło by wytrzymać w takim upale.
Wodziła wzrokiem po rozkopanych połaciach, przeskakując z jednych pracowników na drugich. Potem przejechała jeszcze kawałek dalej, jakby z drugiej strony. Trochę się obawiała, że zaraz wyskoczy jej jakiś facet i zacznie odganiać, albo wygrażać albo jeszcze co innego. Na szczęście tymczasem wszystko szło po jej myśli, choć dalej pojęcia nie miała, co tam wygrzebują. Przecież to byłoby NIEZMIERNIE fascynujące, zobaczyć na przykład wykopaną głowę dinozaura. Albo ludzkie kości! Pogrążona w myślach zdziwiła się, czując szarpnięcie. Zachwiała się i zerknęła przed siebie. Przed nią stał inny wielbłąd, a opodal na piachu zauważyła chłopaka. I miała wrażenie, że nie jest jej on zupełnie obcy. W sumie poza nią i nim nie było tu innych gapiów, więc zaryzykowała powitanie. - Cześć - rzuciła, sądząc, że zaraz kulturalnie zejdzie na ziemię. Ha, myliła się. Wielbłąd wcale nie chciał współpracować, kładąc się na ziemi, by mogła zejść. - Cholera, siad! - fuknęła na zwierzę. Zwierzę miało jednak to fuknięcie w poważaniu, dalej stało i tylko zarzuciło łbem w stronę drugiego.
Kame popatrzył na tą scenę z nie małym rozbawieniem. No tak wielbłądy to przeważnie stosunkowo kapryśne stworzenia. - Hej. Uważaj bo jak się wnerwi to ciebie zwali - Mruknął cicho mrużąc lekko oczy od słońca. No tak wielbłądy to wyjątkowo zdradliwe zwierzęta. A jak zacznie się je obrażać to naprawdę można mieć przekichane na całej długości. - Spróbuj go pogłaskać za uchem. W wypadku mojego potworka to działa - Zaproponował dziewczynie.
Francesca pewnie też by się z tego śmiała, gdyby nie to, że niemożność zejścia na ziemię dosyć ją irytowała. Pewnym pocieszeniem było to, że chłopak nie był jednym z miejscowych i w razie czego mogła się z nim dogadać. Zresztą, miejscowych nie znała, a tego tu jakby trochę tak. Wybada sprawę, jak wygra ciężką bitwę z wielbłądem. - Myślisz? Roztaczasz przede mną dość karkołomną wizję - odparła, widząc już siebie spadającą malowniczo z grzbietu zwierzęcia. Pewnie by bolało. Poszła więc za radą nie-znajomego i poczęła gładzić wielbłąda po głowie, przy uszach, generalnie mierzwiąc mu sierść i modląc się, by pomogło. Z początku nic się nie działo. Potem wielbłąd pochylił głowę, tak, że już do niej nie sięgała. Spojrzała bezradnie na chłopaka. - Mógłbyś mi pomóc? - zapytała, choć w jej głosie czaiła się pewna nutka wyrzutu. Bo mógłby pomóc sam z siebie, a nie! - Może jakby wziąć go za lejce pociągnąć w dół, to klapnie?
Kame popatrzył na dziewczynę. Dlaczego nie może spotkać chłopaka tylko na dziewczynę akurat wtedy kiedy miał ich dosłownie dosyć. Tak czy inaczej wstał ze swojego miejsca otrzepując sobie spodnie z piasku. Jakoś nie za bardzo mu się śpieszyło aby jej pomóc, jednak kiedy doszedł już do dziewczyny. Chwycił ją za biodra i powiedział cicho. - Połóż mi ręce na szyi i trzymaj się mocno - Poradził jej. Nie no trzeba wspomnieć, że Kame posiadał kiepskie poczucie równowagi, ale cóż skoro ona tak bardzo chciała wylądować na ziemi to trudno jej wybór.
- Oj, miałam na myśli pomoc z tym niesfornym stworzeniem - żachnęła się, ale już po fakcie, bo uczyniła dokładnie tak jak poradził i miała tylko nadzieję, że zjeżdżając z grzbietu nie wywoła efektu domina, po którym oboje wylądowaliby w piachu. A chciała wylądować na ziemi z gracją, niestety plan został pokrzyżowany przez wielbłąda. A w oazie tak grzecznie sobie leżał i tak grzecznie wstał, gdy na nim usiadła! Podstępna bestyja. W każdym razie jak już znalazła potencjalną osobę, z którą mogła zamienić parę słów, to wolała prowadzić ją na jednym... poziomie. Franky należała do dziewcząt niskich i drobnych, lubiła to nawet, więc rozmawianie z chłopakiem podczas gdy górowała nad nim prawie dwukrotnie w stosunku do swojego wzrostu, wydawała jej się niekomfortowa.
- A co ja mogę zrobić z nim - Mruknął cicho i wbił mocno nogi w piach. Modlił się w duszy aby nie przechylić się do tyłu. Kiedy ją lekko podniósł jęknął cicho. - Ale ty ciężka jesteś - Mruknął i z ciągnął ją z wielbłąda. Kiedy upewnił się, że wylądowała bezpiecznie na ziemi westchnął ciężko. - No teraz jakoś będziesz musiała go złapać - Mruknął lekko rozbawiony i pokazał na wielbłąda który zaczął sobie spokojnie odchodzić w dal. Tak normalnie pewnie by jej pomógł, ale przez ostatnie wydarzenia jakoś stwierdził, że nie ma sensu co nawet sie starać. - A jak go złapiesz to jeszcze musisz zmusić go aby usiadł. No chyba, że umiesz lewitować to wtedy nie będzie problemu aby na niego wejść - Powiedział i musiał się na siłę powstrzymywać od śmiechu.
- A może to ty masz za mało krzepy - odburknęła. Ej, jak facet mógł jej tak wprost mówić, że jest ciężka! Ściągnęła chustę z głowy, bo zdążyła zsunąć się już niemal do połowy, zarzuciła włosami i zaczęła zakładać ją od nowa, gdy dotarły do niej kolejne słowa chłopaka. Odwróciła się, wzniecając miniaturową burzę piaskową, robiąc przy tym zapewne dość zabawną minę. Choć jej wcale nie było do śmiechu. Nie dość, że zwiewał jej wielbłąd, to jeszcze ten typ zwyczajnie sobie z niej kpił! Strzeliła oczami w tegoż typa, by już za chwilę gonić za jej wybitnie nieznośnym wierzchowcem. Czemu tu nie mogli mieć koni? Konie to takie mądre zwierzęta! Dobiegła do uciekiniera, chwyciła za lejce i zaczęła ciągnąć z powrotem. Szło oporniej niż z osłem. Nie, żeby miała porównanie! - Dobrze się bawisz?! - krzyknęła do chłopaka. Pewnie tak, bo jej walka z wielbłądem wyglądała dość komicznie. Gdy dociągnęła się bliżej, wystrzeliła w niego palcem w oskarżycielskim geście. - Ja cię znam! To znaczy... nie znam, ale znam! - jednak nie zamierzała go oskarżać. W końcu jednak skojarzyła, czemu wydaje się jej znajomy.
- No nie powiem całkiem zabawna to była scena - Powiedział i położył się spokojnie na pisku dusząc się za śmiechu. - To w końcu ty mnie znasz, czy nie bo tak jak by wysyłasz mi sprzeczne sygnały. Jak mnie znasz to niby skąd - Powiedział nadal powstrzymując się od śmiechu. Jakoś nie mógł zapomnieć tej dziewczyny która kurząc za sobą lepiej niż jakiś terenowy samochód usiłowała dorwać garbusa. Kame tam nie miał problemu ze swoim wielbłądkiem. Można nawet spokojnie stwierdzić, że całkiem dobrze się zaprzyjaźnili. Oj chłopak miał podejście do zwierząt, ale jakoś nie widziało mu się zajmowanie się nimi na stałe.
Może miał podejście do zwierząt, ale chyba żadnego do płci przeciwnej. Zaczynanie znajomości od wypominania wagi ciężkiej i zgryźliwych komentarzy (nawet jeśli absolutnie rozumiało się podłoże tych komentarzy i samemu uważało sytuację za zabawną) nie było chyba najlepszym zagraniem. A moze właśnie było? Francesca doczłapała się już dostatecznie blisko chłopaka, by nie musieć wydzierać się zbytnio. Wielbłąda dalej trzymała kurczowo za lejce, obawiając się powtórki z rozrywki. Faktycznie powinna się chyba martwić o to, jak zasiądzie na nim z powrotem, ale to później. - Gryffindor - orzekła tonem znawcy. Na tym kończyło się jej obeznanie, bo pojęcia bladego nie miała, jak się nazywał ani na którym był roku. Wiedziała tylko, że kojarzy go z twarzy, o!
swoją drogą, na którym? xD żebym nie palnęła gafy, bo jak na jednym to musieliby się znać choć troche...
Kame zamknął oczy ewidentnie starając się rozkoszować tym upalnym dniem. - Kamenashi Seo, Gryfon student II roku - Opisał swoją postać tak szybko. Nie no nie ma co go oceniać od razu po pierwszym wrażeniu. Tak naprawdę on nie jest ani wredny, ani nic z tych rzeczy. Po prostu ostatnie wydarzenia trochę go zmieniły, no i na pewno nie będzie otwierał się przy jakiejś pierwszej lepszej dziewczynce. - Weź puść tego wielbłąda, ta sytuacja która była przed chwilą to mocna jest. Weź jeszcze raz proszę cię - Powiedział i ponownie w jego głosie można było wyczuć straszne rozbawienie.
Nie no, nie żeby miał się zaraz otwierać i wylewać jakieś gorzkie żale, albo tęczowe radości, tylko Francesca - mimo tego, że ceniła poczucie humoru oparte o pokaźną dawkę ironii i sarkazmu - tym razem jakoś nie mogła jej przełknąć. To pewnie przez to palące słońce! - Ha, wiedziałam! To znaczy, wiedziałam, że Gryfon - odparła nie kryjąc dumy w głosie. Zamilkła na dłuższą chwilę, przypatrując mu się intensywnie. Czego na szczęście nie mógł odnotować, bo zamknął oczy i zażywał słonecznej kąpieli. Że też mu mózg nie parował! - Francesca Tanes, Gryfonka, drugi rok - dodała w końcu, w tym samym tonie co on wcześniej. Jak to możliwe, że nigdy wcześniej ze sobą nie gadali? Na dziwaczną prośbę chłopaka roześmiała się w końcu. - Próbujesz się mnie pozbyć? Nie, żeby coś, ale bieganie za wielbłądem po pustyni przy 40 stopniach to nie jest najlepszy sport! Może sprawdzimy, jak ty sobie z tym radzisz? - uśmiechała się pokrętnie i wychyliła przez głowę swojego wierzchowca by zerknąć na drugiego, który był wręcz niesprawiedliwie spokojny. Ona to miała szczęścieee.
Kame westchnął ciężko i wstał ze swojego miejsca. - Po pierwsze zwierzęta bardzo szybko rozszyfrowują uczucia innych. Ty zdecydowanie chyba nie pałasz do niego miłością. Skoro traktujesz go jako zło konieczne nie oznacza, że on też tak będzie traktować ciebie. Jako, że go nie lubisz on nie musi lubić ciebie, więc nie dziw się, że wcześniej czy później po prostu zrzuci ciebie na ziemie - Powiedział i podszedł do głównego tematu ich rozmowy. Pogłaskał go delikatnie za uchem a wielbłąd tylko przymknął ślepia. - Sama widzisz, jak podejdziesz do niego z entuzjazmem to on też tak do ciebie podejdzie - Mruknął cicho i odsunął się od zwierza które ewidentnie rozczarowane tym, że nikt go już nie drapie zaczepił swoim długim nosem Kaem.
Jego pouczenia przyjęła bardzo sceptycznie. Nie musiała pałać do wielbłąda miłością, miał być jej środkiem lokomocji, a nie pupilkiem do miziania za uchem. Swojego pupilka do miziania już miała i to jej absolutnie wystarczało. Tym niemniej poluzowała nieco lejce i poklepała po szyi, bo pojęcia bladego nie miała, co lubią wielbłądy. Konie lubiły klepanie po szyi, więc on też musi. - Szczerze wątpię, żeby to zadziałało. Przecież to zbyt... infantylne. Nie? - zerknęła na chłopaka spod oka. No może nie, on nie musiał ganiać swojego wierzchowca po pustyni. - Okej, to zacieśnię więzi między nami i nadam mu imię. Pewnie już jakieś ma, ale kij. Osioł będzie pasował idealnie - wyszczerzyła się do wielbłąda i potargała go obiema dłońmi po pysku. - Prawda, Ośle? Idealnie! Franky zostawiła w końcu Osła w spokoju, otrzepała prowizorycznie ręce (przydałby się żel antybakteryjny, cholera wie, co żyło w futrze wielbłąda!) i uśmiechnęła wesoło do Kamenashiego. - Więc... wylądowałeś tu, bo wszyscy znajomi się rozpierzchli, czy próbujesz od nich odpocząć? - zapytała na luzie, nie żeby węszyć, lecz zwyczajnie podtrzymać rozmowę. W końcu jeżdżenie samemu po pustyni musiało mieć jakieś podłoże. - Albo jesteś miłośnikiem wykopalisk?
- Pozwól, że powód mojej samotności tutaj pozostawię dla siebie - Mruknął cicho oddalając się spokojnie od zwierzaka. Popatrzył zniesmaczony na ludzi którzy pracują i to chyba bardzo ciężko. Gryfon na sam widok poczuł się zmęczony. Usiadł sobie na ziemi tylko po to aby po chwili ponownie się położyć. Nie będzie jej się spowiadać z tego dlaczego jest tutaj sam. Nie lubił przebywać w czyimś towarzystwie. W końcu nawet trochę głupio tak przyznać się do tego, że jakoś nie ma się tego towarzystwa. W jego przypadku wszyscy znajomi to może zaledwie cztery osoby w tym jedna osoba której może nie do końca tolerował. Więc teoretycznie miał tylko trzech znajomych.
W odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami. Jak nie chce, niech nie mówi. W odczuciu Franceski był dość oschły i gburowaty, a jedyny moment, gdy zdawał się być w dobrym humorze, to kiedy ganiała z wywieszonym jęzorem za tym nieszczęsnym stworzeniem. - Nie skwierczy ci mózg w tej temperaturze, na piachu? - zapytała w chwilę potem. Ona ledwo dawała radę, szczególnie tu, na środku pustyni. Nieco przyjemniej było w oazie i nad morzem, ale i tak nieznośnie gorąco. W oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcję Kamenashiego postanowiła zacząć przygotowania Osła do drogi powrotnej. Czyli próby przekonania go do posadzenia łaskawego tyłka na ziemi, żeby mogła wleźć mu na grzbiet. - Grzeczny Osioł, siad! Taś taś, kici kici, siadaj Ośle - mruczała mu koło pyska, co jakiś czas ściągając lejce w dół, żeby matoł odnotował, że też ma zejść na niższy poziom.
- Nie wiem czy wiesz, że wielbłądy jak ktoś je obraża to podobnie jak lama mogą opluć człowieka, więc na twoim miejscu bym uważał, no chyba, że chcesz tego to nazywaj go osłem dalej. - Nie no Kame nie był gburowaty ani nic z tych rzeczy. Ostatnie wydarzenia go zmieniły, więc nie można mieć mu tego za złe. Ci co go poznali wcześniej to wiedzą jaki jest, bo nie miał problemu wtedy z pokazywaniem tego jaki jest, jednak teraz doszedł do wniosku, że odsłanianie swoich uczuć nie ma sensu. - Mi to tam nie przeszkadza. W końcu można szybko się opalić, no a o to chodzi na wakacjach - Mruknął cicho przez zamknięte oczka. Po chwili milczenia Kame stwierdził, że raczej chyba coś rozmowa przestała się im kleić. Tak więc wstał ze swojego miejsca otrzepał sobie spodnie z pisaku i powiedział spokojnie. - No nic...miło było spotkać kogoś z kim można w miarę dogadać. Sayonara - Powiedział i wsiadł na swojego wielbłąda i odjechał w siną dal. z/t
Jesteście jednymi ze śmiałków, którzy postanowili na własną rękę odszukać zaginiony przedmiot, który mógł powstrzymać uciążliwe zakłócenia magii. Bez względu na to, czy zgłosiliście się całą grupą, czy dobrani zostaliście na podstawie ochotniczych zgłoszeń poprzez profil Tropiciela, spotkaliście się jeszcze przed wyjazdem, by uzgodnić szczegóły. Uważnie przestudiowaliście wskazówki Tropiciela i uznaliście, że to właśnie ten punkt na mapie, będzie właściwym do rozpoczęcia pierwszej wyprawy. Pozostało zdobyć odpowiedni świstoklik lub postawić na innego rodzaju czarodziejskie środki transportu. Wszystko udało się bez problemu, i oto znaleźliście się w samym sercu spalonego słońcem, Egiptu.
Przed rozpoczęciem rozgrywki, każdy ma obowiązek przeczytać pierwszy post mechaniki! Eliksiry uzdrawiające możesz zakupić w sklepie przed napisaniem pierwszego posta na wyprawie. Wszystkie kości, poza Narratorami, należy rzucać w odpowiednim temacie.
Tak naprawdę to odrobinę się bała. Nie znała dobrze ludzi, z którym miała iść na wyprawę, gdzie istniało ryzyko ŚMIERCI. Nie znała Egiptu, nie wiedziała praktycznie nic o tajemniczym przedmiocie, nie wiedziała, czy to ma jakikolwiek sens... Wątpliwości pojawiało się milion, ale Naeris posiadała coś bardzo cennego, coś, co było często gwarancją sukcesu - wiarę. Z całej siły starała się wierzyć w swoją drużynę. Zabrała ze sobą krzyż na poltergeisty, tak na wszelki wypadek i eliksiry leczące. Umiała też co nieco w dziedzinie uzdrawiania, więc uważała się za całkiem przydatny element grupy. Bardzo chciała być użyteczna. Nie komentowała ani nie odzywała się zbyt wiele, gdy reszta ustalała ważne kwestie dotyczące wyprawy. W gruncie rzeczy, czuła strasznie onieśmielenie. Jedynie Puchon wydawał się na tyle chucherkiem, że jemu współczuła bardziej. Takiego chudzielca mógł zdmuchnąć byle wiatr. Do tego po prostu wyglądał słabo, więc co chwila zerkała na niego z niepokojem, gotowa rzucić się na pomoc. Naeris jakoś tak naturalnie przyszło uznanie Mefisto za przywódcę. Był największy, najsilniejszy i jemu ufała najbardziej. W czasie drogi próbowała trzymać się towarzystwa Ślizgona, ale nie za blisko, żeby nie pomyślał, że czegoś chce... Próbowała skupić się na podziwianiu wspaniałego Egiptu. Zawsze ciekawiło ją wszystko co nowe. Teraz też nieraz rozdziawiała buzię na widok wielkich piramid, ekscytowała się wewnętrznie, gdy tylko doznała efektu fatamorgany. Wszystko musiała obejrzeć, dotknąć, zbadać - i była w siódmym niebie pomimo trudności. Pełna optymizmu starała się go odrobinę hamować, bo nie miała pojęcia, czy reszta drużyny nie popatrzy na nią, jak na nieco stukniętą. Cóż, mistrzynią w ukrywaniu tego, jak bardzo podoba jej się pomysł wyprawy, nie była. Nikogo nie spotkali przez długi czas, dopiero później trafił się jakiś mężczyzna. Wyglądał, jakby coś go mocno męczyło. - Powinniśmy mu pomóc - bąknęła nieśmiało, widząc, że nieznajomy wlecze się powoli. Może to był jakiś szaleniec, może nie... Naeris chciała sprawdzić, czy nie jest spragniony albo głodny. Niestety po zbliżeniu się do mężczyzny, okazało się, że nie da się z nim porozumieć. Oddała mu tylko parę łyków swojej wody. Musieli więc iść dalej, a w pewnym momencie Krukonka zwróciła uwagę na kamień z runami. Oczy jej się zaświeciły i mimo, że zbyt obeznana w tej dziedzinie nie była, nie mogła oprzeć się sprawdzeniu paru znaków. Nim się zorientowała, zatrzymała się i zaczęła odszyfrowywać coraz więcej. Nie wychodziło z tego nic sensownego, ale skupiona Naeris zapomniała o reszcie grupy. Wreszcie z przerażeniem zobaczyła, że jest sama na pustyni. Otuliła się ramionami i trzęsąc, ruszyła naprzód... albo tam, gdzie myślała, że zmierzali.
DZIEŃ: 1
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: eliksir leczący rany x2, krzyż Dilys (+2 OPCM)
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Bardzo potrzebował takiego wyjazdu. Mefistofeles z ręką na sercu mógł przyznać, że wcale nie zależało mu aż tak na szukaniu jakichś tajemniczych przedmiotów, a artykuły Tropiciela początkowo czytał jako bajki. Oczywiście zakłócenia magiczne dotkliwie wpływały na wszystkich, ale nie to było dla chłopaka teraz najważniejsze. Był za dużym egoistą, żeby się tym przejmować; jego myśli notorycznie okupywały wspomnienia z poprzedniej pełni księżyca. Ucieszył się, że jest szansa uciec z dala od Hogwartu i tego, co znane - chętnie poddał się nastrojom nadchodzącej przygody. Nie ucieszył go za to bardzo skład grupy, bo w gruncie rzeczy lepiej znał tylko @Naeris Sourwolf. Wychudzonego Puchona kojarzył, bo w Hogwarcie ciężko byłoby nie poznać innych wilkołaków; zresztą, widział go kiedyś u boku Fire. Z kolei dorzucenie im asystentki, byłej Gryfonki, przypominało trochę żart. Jak tu się rozluźnić, jeśli było się u boku kogoś z kadry nauczycielskiej? Być może miało być ciężko... Podróżowali przez pustynię, nudną i męczącą, a wszystko wydawało się takie samo. Bezsensowne. Mefistofeles starał się odsunąć żal, bo jego przygoda okazała się być ponurą wędrówką, podczas której nie miał nic do robienia poza rozmyślaniem. Ożywił się dopiero wtedy, kiedy spotkali jakiegoś dziwnego faceta - bez wahania postanowił do niego zagadać, by może czegoś się dowiedzieć. Skinął głową Naeris, wychodząc przed nią i odzywając się do nieznajomego. Odpowiedzi żadnej nie uzyskał, tak więc pierwsza żywa dusza napotkana przez grupę okazała się być jakimś dziwakiem. Cudownie. Potem zrobiło się odrobinę ciekawiej, znaleźli się przy jakichś ruinach i... - Gdzie jest Naeris? - Spytał nieco zachrypniętym głosem, patrząc na Tildę i Curtisa. Nie miał pojęcia jakim cudem dziewczyna im tak zniknęła, ale nie musieli sprzeczać się w kwestii poszukiwań. Nie było takiej opcji, aby zostawić blondynkę na pastwę losu; znalazła się, chociaż wpierw zdołała napędzić wszystkim strachu. - Sourwolf, jeszcze raz taka akcja... - Przetarł dłonią twarz, nie kończąc zdania. Nie czuł się jak lider, a jedynie jako swój własny szef - nie podobał mu się ten Egipt, cholera. Co gorsze, był prawie pewien, że idą w złą stronę. Nic tutaj nie było... Kiedy rozbili obozowisko, Nox nie czekał szczególnie długo, aby wymknąć się na mały spacerek. Chciał rozejrzeć się po okolicy i zobaczyć, czy nie powinni pójść w innym kierunku; było ciemno, ale to mu nie przeszkadzało. Podobnie jak samotność, która kusząco pchała go dalej i dalej...
DZIEŃ: 1
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: 3x eliksir wiggenowy
Obecny stan panujący w świecie czarodziejów doprowadzał mnie do białej gorączki. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę zwykli czarodzieje, cywile, musieli brać sprawy w swoje ręce i interesować się bardziej sprawą wyjaśnienia zakłóceń magii, niźli sam rząd, który najwyraźniej znacznie bardziej skupiał się na ściąganiu z ludzi pieniędzy na pokrycie szkód wyrządzanych przez rosnącą liczbę wypadków. Z jednej strony miałam ochotę śmiać im się w twarz, z drugiej jedyne co wypadało zrobić, to załamać ręce. Sytuacja była poważna. Wpisy Tropiciela śledziłam odkąd tylko pojawiła się na wizbooku pierwsza wzmianka. Czy miałam dobre przeczucia względem tego człowieka? Tak, a przez lata nauczyłam się ufać mojej intuicji. Gdy tylko wskazał na Egipt, nie wahałam się długo nad decyzją, czy w ogóle warto było jechać. Poszukiwanie magicznych artefaktów miałam we krwi i sądziłam, że z pewnością uda mi się znaleźć ekipę ludzi, z którymi zdołam dojść sprawnie do celu. Na pustyni znalazłam się w towarzystwie trojga hogwarckich studentów. Chyba każdy z nich wydawał się być onieśmielony moją obecnością, co wydawało mi się śmieszne - niecały rok temu przemierzaliśmy te same szkolne korytarze i zaliczaliśmy przedmioty u tych samych prowadzących. Niemniej jednak wyczuwałam wyraźny podział na rolę w naszym towarzystwie - oni byli studentami, ja byłam osobą z kadry. Może dlatego bez sprzeciwów pozwolili mi przez moment prowadzić pochód? Warunki były naprawdę trudne. Słońce raziło mnie w oczy i miałam problem ze spoglądaniem w dal. Nogi zapadały się w piasek, buty zaczynały ciążyć i każdy kolejny krok wymagał większego wysiłku. Było ciężko. Nadal jednak szłam na przedzie, nie oglądając się za siebie. Dopiero słowa Mefisto sprawiły, że odwróciłam się do niego. - Co? - zapytałam, początkowo zapominając nawet o fakcie, że wyprawę rozpoczynaliśmy we czwórkę, a obecnie kroczyło nas troje. Wywróciłam oczami, ale oczywiście nie mogliśmy zostawić dziewczyny samej gdzieś w ruinach. Przyznam, może niespecjalnie przyłożyłam się do samych poszukiwań, lecz w tym czasie zajęłam się pilnowaniem tyłów. Naeris się odnalazła i bogom egipskim dzięki, że w międzyczasie nie pochłonęły jej żadne ruchome piaski. W międzyczasie udało nam się odnaleźć coś jeszcze - mapę! Niemal od razu poczułam dziwną magiczną energię bijącą z opuszczonej, zniszczonej chaty na uboczu. Nikt specjalnie nie chciał się do niej zapuszczać, ale ja ruszyłam w jej kierunku, by chociaż spojrzeć w okno i wybadać teren. Pergamin pozostawiony na stole przykuł moją uwagę i postanowiłam go zdobyć. Okazało się, że wskazywał położenie "czegoś" - niemal od razu pomyślałam, że może prowadzić do owego artefaktu, którego mieliśmy szukać. Oczywistością było, że muszę zabrać go ze sobą. Pod wieczór natomiast Mefisto stwierdził, że to odpowiednia pora na samotny spacer. Przyuważyłam, jak wymykał się z rozbitego przez nas obozowiska. Podążyłam za nim. - A Ty gdzie się wybierasz? - rzuciłam w jego plecy.
DZIEŃ: 1
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: eliksir wiggenowy x3, mapa kostka domu:tutaj kostka na pomoc: 5
Curtis Mousseau
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 1.88 m
C. szczególne : ślad po ugryzieniu na lewej nodze i wiele mniejszych blizn, wysportowany i zbudowany, lekki zarost, akcent francuski jednak potrafi go maskować
Lubił podróże, ale czy był to wystarczający powód, aby znaleźć się w samym sercu spalonego słońcem, Egiptu? Zwłaszcza on — chłopak, który nie miał siły funkcjonować fizycznie i psychicznie w murach Hogwartu. Jego organizm był słaby. Nie trzeba było być magomedykiem ani żadnym specjalistą na pierwszy rzut oka widać, że ta wyprawa mogła być dla niego ostatnią w jego życiu. Nie znał dobrze ludzi, z którymi miał wyruszyć na poszukiwanie tajemnego artefaktu. Wydawało mu się szaleństwem zapisanie się na wyprawę, ale zrobił to i tak spotkał się przed opuszczeniem Anglii z osobami, z którymi nigdy wcześniej nawet nie wymienił słowa. Starał się dyskutować i wtrącać do rozmowy dotyczącej ustalania szczegółów wyprawy. Musieli być przygotowani, nawet jeśli chociażby pierwszy raz widzieli siebie na oczy. Jego uwagę zwróciła milcząca krukonka. Nie zgłaszała żadnych sprzeciwów, tylko spokojnie obserwowała. W pewnym momencie łapiąc jej spojrzenie uśmiechnął się do Naeris. Momentami zapominał, po co znaleźli się w Egipcie. Zamykał oczy i pochłaniał promienie słoneczne. Cieszył się, że tu jest. Wysoka temperatura nie każdemu odpowiadała, ale Curtis w końcu westchnął z ulgą. Przestało mu być zimno. Jego twarz rozpogodziła się i wydawał się mniej spięty. Mury Hogwartu za każdym razem karmiły jego ciało zimnem, ale teraz to znikło. Był pełen energii i gotowy do działania. Przemierzali pustynie. Złoty piasek wcale nie był taki złoty, a ciepłe słońce nie było takie ciepłe tylko palące. Mousseau pił dużo wody, żeby się nie odwodnić, czasami miał wrażenie, że wariuje, ale na pustyni to chyba normalne. W końcu pomyślał, że ta wędrówka się nigdy nie skończy — strasznie się zmęczył, ale nie tylko on. Mężczyzna, który pojawił się na ich drodze, nie był w lepszym stanie. Zapowiadało się ciekawie, a właściwie psychicznie. Człowiek gadał od rzeczy, a Naeris poczęstowała go odrobiną wody i ruszyli dalej. Niedługo potem okazało się, że krukonka została gdzieś w tyle, co zakomunikował Nox. Na szczęście szybko się odnalazła, co Curtis przyjął z wielką ulgą. Niestety ten dzień nie zamierzał się szybko i przyjemnie skończyć. Mefisto oddalił się od nich, a Curtis właściwie tego nawet nie zauważył, dopiero zorientował się, kiedy Tilda ruszyła za nim a on został sam z krukonką. Jego myśli raz za razem krążyły wokół tego, czy dobrze postąpił, wyruszając na wyprawę przekraczającą jego własne siły. Niepotrzebnie dał się wciągnąć w gierki swojego umysłu. Wpadł w pułapkę, w której magia pozbawiła go wzroku. Widział tylko ciemność. Zaczął macać rękoma, starając się, chociaż mieć jakiś punkt zaczepienia. - Kurwa, nic nie widzę... - Jeśli miało tak zostać już na zawsze? Myślał, że za chwile spanikuje. Właściwie spanikował.
DZIEŃ: 1
STAN ZDROWIA: ★ ★ ★ EKWIPUNEK: -
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie był to jakiś wielki dystans uczeń-nauczyciel, a jedynie odrobina przyzwoitości. Z tym również Mefisto chciał walczyć, bo ani myślał słuchać jej niczym normalnego profesora. Nie tutaj, nie teraz. Podążali do przodu razem, zwartą grupą; od momentu zgubienia Naeris chyba zaczęli bardziej się pilnować, a przynajmniej robił tak Mefisto. Znalazł chwilę podczas ich żmudnego spaceru, aby szturchnąć lekko dziewczynę i posłać jej łagodny uśmiech. Cóż, pewnie sama najadła się strachu, a jego poddenerwowane okazywanie zmartwienia niewiele pomagało. Nox nie miał niestety nastroju na pogawędki, bo wyjątkowo mocno utonął we własnych myślach. Palące słońce rozkosznie wyciągało go z tkwiącego w głowie Hogwartu, a każde skrzypnięcie piasku pod stopami pomagało zapomnieć o błocie z Zakazanego Lasu. Było lepiej, co do tego nie miał wątpliwości... A jednak potrzebował chwili na sprawdzenie własnego przeczucia i nie zawahał się, gdy bez słowa opuszczał grupę. Nie zaszedł daleko, bo zaraz dotarł do niego znajomy głos; czyżby Tilda czuła się jak ich niania? Nox odwrócił się do niej z tym swoim cynicznym uśmieszkiem na ustach, wytrwałym pomimo zmęczenia. - Nie bój nic, tylko sobie spaceruję. Dalej uważam, że to zły kierunek - oznajmił, wspominając o swoich wątpliwościach wyrażanych wcześniej. Zlustrował Gryfonkę czujnym spojrzeniem, podążając dalej, choć teraz tyłem. Jakby samo łażenie po ciemku nie było wystarczającą głupotą... - Zaraz wrócę - obiecał, chociaż dało się wyczuć drobne szyderstwo, gdy pod koniec wypowiedzi zabrakło ironicznego „...mamo”. Odwrócił się i przyspieszył, tylko po to, by wpaść prosto na jakiś suchy krzak o ostrych gałązkach. Parsknął z zaskoczeniem, kucając i spoglądając na poranioną nogę - tragedii nie było, ale na spacerek ochota mu przeszła. Rzucił asystentce transmutacji mało przyjazne spojrzenie, w jakiś sposób obarczając ją winą za jego własne potknięcie. Rozproszyła go, nie?