Uwaga. Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
W tym miejscu znajduje się dużo połamanych gałęzi i przewróconych drzew. W nocy panuje tu absolutna ciemność, a z mroku wyłonic się może groźny stwór. Miejsce jest tu niebezpieczne dla samotnych wędrowników.
Autor
Wiadomość
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Odkąd tylko pamiętał spokój najłatwiej było mu odnaleźć w otoczeniu przyrody. Przez nią rozumiał zaś nie tylko świat zwierząt, który niewątpliwie był mu bardzo bliski, stanowiąc dziedzinę jego zainteresowań, ale i roślin. Choć nie hodował kwiatów i nie był mistrzem zielarstwa, potrafił rozpoznać ich gatunki i można było powiedzieć, że mniej-więcej się orientował; jeśli chodzi o rośliny, nie był, hehe, zielony. Ubrał się w pikowaną kurtkę w kolorze khaki, pod spód zarzucił czarną koszulkę z krótkim rękawem, na tyłek wcisnął zaś jeansy w tym samym kolorze. Nie kłopotał się zapinaniem kurtki, jak na niego to i tak było grube ubranie. Przypiął herb Souhvězdí do koszulki i był gotowy. Nie spieszył się zbytnio, nie lubił pojawiać się na lekcjach jako jeden z pierwszych i marnować tym samym czasu na czekanie aż wydarzy się coś ciekawego. Szedł i rozglądał się dookoła, ciesząc oczy widokiem okolic zamku, które wciąż nie zdążyły mu się znudzić. To chyba dlatego nie zauważył Matta dopóki ten... nie wywalił się tuż przed nim. Opuścił zdziwione spojrzenie, z trudem zatrzymując się, by go nie nadepnąć. — No hej — odpowiedział z rozbawieniem, które było bardziej słyszalne niż widoczne. No chyba że w oczach, bo te patrzyły na Ślizgona z tańczącymi w nich iskierkami. Zanim zdążył zastanowić się czy wypadało cokolwiek powiedzieć, ten zdążył już popędzić dalej. Uniósł rękę, by podrapać się po policzku, ale w tym samym momencie dostrzegł pod mchem spore wybrzuszenie. — Ha! Tu się ukryłaś. Wymyślny kamuflaż. Mam cię. — odezwał się po rosyjsku, schylając się po czaszkę. Może to o nią, a nie o konar potknął się chłopak? Kiedy tylko ją pochwycił, uniósł ją w ręku i zawołał do Matta — Chyba coś przeoczyłeś! — a potem uśmiechnął się szeroko, zmniejszył ją zaklęciem i schował do kieszeni kurtki, bo ani myślał żeby mu ją oddawać. Pomachał do @Jeremy Dunbar, ale poszedł śladem Matta, bo nie chciał przeszkadzać Gryfonowi w miłosnych podbojach. Zdążył już zauważyć że zawsze kiedy ten znajduje się w towarzystwie kobiety, chodzi właśnie o to. Zdziwił się nieco kiedy przywitała go Gryfonka, ale uśmiechnął się i do niej; to chyba ta od gołego tyłka? Aha! Już coraz lepiej kojarzył ludzi. — Lazar. — odezwał się do @Charlie O. Rowle, bo siłą rzeczy zatrzymał się i przy nim, skoro już przywędrował tu za Mattem. Wyciągnął do chłopaka dłoń żeby się przywitać i zaraz uśmiechnął się do Bruna. — Widzę, że zacząłeś nosić mundurek? Ja na wszelki wypadek galeony zostawiłem w bezpiecznym miejscu — niby to zażartował, ale choć tak naprawdę w tej sprawie niezbyt było mu do śmiechu. Nie przejmował się tą aferą, ale drażniło go to, że wielu odebrało jego protest jako chęć namieszania w lekcji. On po prostu walczył o swoje – jak zawsze. Uparcie i bez względu na to jak wiele miało to sensu.
Grupa: Matthew C. Gallagher, Bruno O. Tarly, Charlie O. Rowle
Udaje mi się złapać czaszkę (j). Czaszka nr 2, próba nr 5.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Zielarstwo nigdy nie należało do jego ulubionych dziedzin, ale ostatnio zyskał powód, aby nieco się nim zainteresować. Śmieszna sprawa, ale tym powodem w głównej mierze była... cóż, Pandora. Dziewczyna ewidentnie interesowała się roślinami, a on nie chciał wyjść na ignoranta w tej dziedzinie i właśnie dlatego pojawił się na dzisiejszej lekcji. Dochodziła do tego jeszcze kwestia stresu i sposobów na jego rozładowanie. Podobno praca przy roślinach pomagała się zrelaksować, a on naprawdę tego potrzebował. Nie dość, że posprzeczał się z Gabrielem, choć nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało... ba, właściwie z całą rodziną jakoś nie potrafił ostatnio znaleźć wspólnego języka, to w dodatku zbliżał się mecz, który był dla niego tak istotny. Wierzył w swoją drużynę, ale zależało mu na tym tak bardzo, że nie potrafił nie myśleć o tym bez przerwy. Nie miał dziś konkretnych planów, co ostatnio niestety nie zdarzało mu się często, dlatego mógł pozwolić sobie na nadprogramowe zajęcia. Niechętnie zdjął z siebie koszulę i założył beżowy sweter, na niego zaś nałożył niezbyt ciepłą kurtkę drużyny Ravenclawu, bo poza nią miał w szafie same eleganckie płaszcze, których szkoda mu było zakładać na takie zajęcia. Otulił szyję srebrno-niebieskim szalikiem i w tym iście krukońskim stroju pojawił się na błoniach, przemierzając je energicznie, bo do rozpoczęcia zajęć wcale nie zostało dużo czasu. Skórzana torba przewieszona przez ramię obijała się miarowo o jego udo. Skrycie liczył, że może Pandora przyjdzie na tę lekcję, ale niestety na miejscu okazało się, że dziewczyny tam nie ma. Zatrzymał się nieco na uboczu, tuż obok @Ignis C. Hodel, wciskając dłonie w kieszenie kurtki. Z daleka skinął znajomym, ale nie miał dziś potrzeby aby uczestniczyć w rozmowach. Milczenie zdawało mu się całkiem dobrą opcją. Zerknął na dziewczynę, obok której się zatrzymał i przyjrzał jej się nieco dłużej niż planował, zainteresowany symetrią rysów jej twarzy. „Aparat by ją polubił” – przemknęło mu przez myśl. W końcu zagryzł na moment wargę i wyciągnął z torby polaroid, który często miał ze sobą. Bez ostrzeżenia, choć nie bez zawahania nacisnął spust migawki, a już po chwili trzymał w ręku czarno-biały prostokąt z uwiecznionym nań profilem dziewczyny, który miał się ukazać dopiero za chwilę. Milcząc, podał jej zdjęcie zanim to ukazało się w pełni. Nie chciał być świrem, który wbrew woli ludzi kolekcjonuje obrazy ich twarzy. Miał po prostu ochotę zrobić zdjęcie.
Gabrielle z natury była niezwykle miłą osobą, ale również bardzo szczerą. Dlatego jeśli komplementowała czyjś wygląd lub chwaliła umiejętności, nigdy nie mijała się z prawdą, tylko po to, by komuś sprawić radość. Uważała, że Izaak - wyrażając "własne ja" przez nietuzinkowy strój - ma w sobie wiele odwagi, co nie umniejszało w żaden sposób temu, że wygląda po prostu obłędnie. Odwzajemniła uśmiech, który mimochodem po wypowiedzianych przez nią słowach pojawił się na ustach chłopaka. Podobnie, jak wszystkie Puchony miał on bardzo miłe usposobienie, dlatego kiedy nagle jego twarz wykrzywił grymas - w momencie, kiedy na polanę weszła rudowłosa piękność - uniosła do góry brwi. - Nadal jesteś na nią zły? - zapytała zniżając głos do szeptu. Nessa jako prefekt naczelny miała pewne obowiązki, jednak podczas lekcji Historii magii według Gab wykazała się przybierając postawę bycia ponad podziałami doprowadzając ich stroje - będące według nauczyciela nieregulaminowe - do porządku. Kto wie, co też siedziało w głowie Caine'a? Może sam wyciągnąłby jeszcze gorsze dalej idące konsekwencje - poza odjęciem punktów, gdyby nie interwencja Ślizgonki? Ucieszyła się widząc, jak Izaak (@Izaak Juda Rothschild) ożywia się, kiedy tematem ich rozmowy stały się ubrania. Była to zdecydowanie jedna z największych pasji, o czym Gabrielle przekonać się mogła już po kilku minutach rozmowy z nim, jakby jego stroje nie były wystarczającym dowodem. - Wiesz, że z Tobą zgodzę się na wszystko - - odpowiedziała, zdając sobie sprawę z tego, że nie będzie to tylko przyjemność pozbawienia się kolorami czy fakturami materiałów, ale przede wszystkim ciężka praca i trochę nieprzespanych nocy. W takich sytuacjach cieszyła się, że istnieje coś takiego jak magią i zaklęcia, które takie czynności znacznie ułatwiały, tylko czy chłopak zamierzał się nimi wspomagać? Otworzyła usta, jednak zanim pytanie dotyczące powyższej kwestii opuściło jej usta, dostrzegła znajomą twarz, wśród tłumu odnajdując Ignis (@Ignis C. Hodel), przy której pojawił się Elijah. Gestem dłoni przywołała dziewczynę, uśmiechając się do niej. - Ignis! - zawołała. - Znacie się? - zapytała, kiedy dziewczyna do nich podeszła - Ignis - Izaak, Izaak - Ignis - oznajmiła kiedy uzyskała przeczącą odpowiedź. Ignis poznała kiedyś w czytelni, od słowa do słowa i Gabrielle zaprzyjaźniła się ze Ślizgonką, więc nie mogła teraz pozwolić, aby ta stała samotnie.
Miał ochotę pobrudzić ręce. Ostatnio jedyne o czym myślał to o tym opuszczonym przez siebie treningu, po którym dostał list od swojego kuzyna. Kilka dni szukał odpowiedniego fragmentu w swojej poezji, który odpowiadałby na cytat wysłany mu przez Eliję, a kiedy takowego nie znalazł specjalnie napisał coś nowego, tylko po to, żeby pokazać kapitanowi, że nie istnieje tylko jedna strona medalu. Prawda była taka, że ten list dostarczony przez Jęczybułę uwolnił w Gabie pokłady poczucia winy, których wcześniej nie odczuwał. Wydawało mu się, że robi dobrą rzecz, że nie powinien zmuszać siebie do czegoś, czego nie chciał robić. Może i na trening chętnie by przyszedł, jednak kontaktu z tą Panzmorą chciał mieć jak najmniej. W takich sytuacjach zawsze najlepszy był wysiłek fizyczny, ale mocny wycisk znowu kierował jego myśli ku kuzynowi, a to było błędne koło. Udał się więc na zielarstwo, mając nadzieję że będzie mógł ponosić ciężkie worki z ziemią czy jakieś inne gówno (dosłownie). Ubrał się dość ciepło, po czym ruszył na skraj lasu, będąc niemal pewnym, że Eli nie uczęszcza na te zajęcia. Jakie było jego zdziwienie, gdy nad tłumem zebranych uczniów zobaczył blond czuprynę chłopaka. ubranego w kurtkę Krukońskiej drużyny, dosłownie taką samą jaką miał na sobie Gabriel. Odwrócił wzrok od postaci mężczyzny, po czym przesunął nim po uczestnikach lekcji, sprawdzając czy może jest ktoś, kogo może zagadać. Zobaczył jedynie Moe, do której pomachał, jednak nie zdecydował się na podejście i po prostu stał gdzieś z boku jak jakiś palant, przyglądając się znajomym rysom Elijy.
Pytanie, które mu zadała, było trochę zabawne. Jak on, osoba, dla której wygląd i wiele związanych z nim rzeczy, jak powierzchownie by to nie brzmiało, jest najważniejszym, miałby wybaczyć coś takiego. Nawet dla kogoś, kto nie przykłada do swojego ubioru takiej wagi jak on, zachowanie Nessy mogłoby być co najmniej nieodpowiednie. W przypadku Izaaka oznaczało to wstąpienie na wojenną ścieżkę. Dziewczyna mogła nawet nie zdawać sobie z tego sprawy, ale w oczach chłopaka była spalona. Oczywiście nie znaczyło to, że chłopak planował krwawą vendettę, nie przeszkadzało mu to jednak w rzucaniu jej coraz to kolejnych pogardliwych spojrzeń. Jego odpowiedź, wcale nie zgrywała się z wyrazem jego twarzy i nieprzyjemnym błyskiem w jego oczach.
-A nie powinienem?- Nie silił się na szept, nie mówił jednak także zbyt ostentacyjnie. Tym retorycznym pytaniem, uznał również temat za zakończony. Nie chciał już wracać do tematu lekcji historii magii, chciał zamknąć ten temat i szczerze rozważał, czy w ogóle pojawi się na jakiejkolwiek lekcji tego przedmiotu w najbliższej przyszłości. Na szczęście pozwolił swoim myślom uciec od tego dość niewygodnego tematu, wprost w rozkoszne objęcia czegoś zdecydowanie mu bliższego. -Cieszy mnie twój entuzjazm, ja również zgodzę się na wszystko, ale na pewno nie na to, żebyś mi za cokolwiek płaciła. Możesz co najwyżej przynieść na spotkanie jakieś dobre wino, żeby rozmawiało nam się lżej i przyjemniej. Nie jesteś przecież moją klientką, tylko przyjaciółką (@Gabrielle Levasseur), a dla mnie to tylko przyjemność.- Oczywiście rozmowa przy winie byłaby dopiero pierwszym etapem. Potem czekałby go co prawda żmudny, ale nie mniej przyjemny proces twórczy. Już miał dodać do swojej wypowiedzi kolejne słowa, w podobnym przyjacielskim tonie. Kiedy jego przyjaciółka uznała za stosowne wplątać do ich rozmowy jakąś nieznana mu ślizgonke. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, mimo wszystko, w stosunku, do których osób nie znał dobrze, zwykł pozostawać obojętny. Wynikało to z jego wiecznej niepewności, którą zwykł nadrabiać swoim ubiorem. Na pytanie o to, czy się znają, nie zareagował, co nie powstrzymało jego młodszej znajomej, do przedstawienia ich sobie nawzajem. Chłopak sam nie wiedział co zrobić, zdobył się wiec na wypowiedziane obojętnym tonem.
-Miło mi(@Ignis C. Hodel)- Oraz szybki uścisk zimnej dłoni. W jego głowie od razu pojawiło się słuszne przypuszczenie, że jest to ten moment konwersacji, w którym z czynnego uczestnika, płynnie przechodzi do biernego obserwatora. Oczywiście nie miał nic przeciwko, wolał słuchać, o czym rozmawiają, niż dzielić się swoimi przemyśleniami, choćby na temat pogody, z nieznaną mu ślizgonką.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie znosił zielarstwa i nigdy się z tym nie krył; w przeciwieństwie jednak do takiej transmutacji, z której był beznadziejny i nie widział sensu w próbach podciągania się, skoro i tak nie wiązał niczego z tą dziedziną magii, te zajęcia uważał po prostu za wybitnie nudne i zbędne, więc zwykle je omijał, bo w jego mniemaniu stanowiły jedynie marnotrawstwo czasu. Nawet wszystkie ploty o tym, że te najbliższe miały się odbyć na południowym skraju Zakazanego Lasu, a więc pewnie znacząco odbiegać od typowego przesadzania roślinek w cieplarniach, nie były dla Fitzgeralda wystarczającą zachętą do tego, żeby ruszyć na nie swoje cztery litery. I gdyby nie @Charlie O. Rowle, który go tak bezceremonialnie napadł w pokoju wspólnym, zapewne pozostałby przy swojej decyzji i odpuścił tą lekcję. — Ale kurwa zielarstwo, Rowle? Serio? To już nie ma lepszych miejsc ani okoliczności, żeby wyrywać laski? No i czy ja jestem ci naprawdę tam aż tak potrzebny? Jesteś przecież dużym chłopcem, ten jeden raz na pewno sobie poradzisz sam. A poza tym ja… — Tego ostatniego zdania już jednak nie dokończył, bo jego przyjaciel postanowił wytoczyć cięższe działa i napomknął o Gabrielle, wprawdzie nie wymienił jej z imienia, ale nietrudno było się domyśleć, że właśnie o nią chodzi. Była wszak tylko jedna dziewczyna o blond włosach, do której w istocie miał słabość. Przez moment rozważał słowa Charliego, by ostatecznie dojść do wniosku, że taki scenariusz niespecjalnie by mu się podobał, więc może jednak warto się nieco poświęcić i jakoś ścierpieć te zajęcia. — Dobra, niech ci będzie, ale jeśli jej tam jednak nie będzie to cię zamorduję. Oczywiście o ile wcześniej sam nie umrę z nudów na tym zielarstwie, bo wtedy będę cię straszył jako duch. Z ciężkim westchnięciem zwlókł się z fotela i poczłapał za kumplem, od razu angażując się w rozmowę i tak dalej, dzięki czemu ani się obejrzał, a już znaleźli się na miejscu. Rowle miał szczęście, bo od razu wyhaczył wśród obecnych @Gabrielle Levasseur, która akurat była pogrążona w rozmowie z jakimś nieznanym mu bliżej osobnikiem; w sumie kojarzył typa jedynie z innych zajęć i tyle. W istocie chciał tam podejść i najpewniej tak trochę nietaktownie wpieprzyć się w konwersację Puchonów, ale ledwie zdołał zrobić krok w ich kierunku, kiedy zadziało się kilka rzeczy jednocześnie i w finale tego został najzwyczajniej w świecie pchnięty prosto na blondynkę. Wszystko stało się tak nagle, że nie miał za bardzo jak zareagować, by całkowicie uniknąć zderzenia z dziewczyną i jej czegoś nie zrobić, bo jakby nie patrzeć był od niej znacznie masywniejszy, więc zrobił jedyną rzecz jaka mu przyszła na myśl w ciągu tego ułamka sekundy, jaki miał na reakcję – po prostu ją chwycił i do siebie przyciągnął. Pozwoliło mu to odzyskać równowagę i jednocześnie uchroniło ich oboje, choć głównie jednak Puchonkę, od większych szkód. Znalazłoby się zapewne sporo osób, które czułyby się niezręcznie w podobnej sytuacji, ale Fitzgerald zdecydowanie się do tego grona nie zaliczał i to nawet mimo faktu, że właśnie znalazł się bardzo blisko osoby, która nie była mu zupełnie obojętna. Gdzieś tam w międzyczasie kątem oka przyuważył jedną z kryształowych czaszek, ale ta – prawdopodobnie spłoszona zamieszaniem – od razu zniknęła. — Wybacz, wygląda na to, że wpieprzyłem się wam w rozmowę bardziej nietaktownie niż planowałem. — Błysnął zębami w uśmiechu, gdy ich spojrzenia się spotkały, choć tak faktycznie to wcale nie wyglądał jakby mu było jakoś bardzo przykro z tego powodu. Puścił też dziewczynę, choć zrobił to z wyraźnym ociąganiem i tak nie do końca chętnie, bo taka bliskość mu się podobała. Nawet bardzo. Naprawdę przyjemnie było móc poczuć jej ciało tak blisko własnego. — Wszystko gra? Nie zmiażdżyłem cię przypadkiem za bardzo? — dopytał jeszcze z uniesionym kącikiem ust, lustrując pannę Levasseur od stóp do głów, by się upewnić czy faktycznie jest cała. Kiedy usłyszał głos kumpla, zerknął w jego kierunku i przewrócił teatralnie ślepiami, choć w gruncie rzeczy nie miał mu – ani nikomu – niczego za złe.
Ma nadzieje, że zajęcia szybko się zaczną i nie będzie musiała wdawać się w niepotrzebne powitania i dyskusje nic niewnoszące w ten ponury, chłodny dzień. Twarze bez imion. Nie zna tych ludzi. Mogła, kiedyś zaobserwować ich codzienne czynności, rozmowy czy usłyszeć imię, które padło nie raz, czy dwa. Na pewno wie więcej o nich z obserwacji niż oni o niej. Nikt nie zwraca sobie głowy niewidzialną dziewczyną; niestety prawie niewidzialną. Przez jakiś czas wydaje jej się, że jest bezpieczna. Złudzenie to utrzymuje się jeszcze przez ułamek sekundy, nawet gdy zjawia się on @Elijah J. Swansea. Milczy, co skłania ją do zerknięcia w jego stronę. Stara się to zrobić subtelnie, w obawie, że chłopak mógłby się przywitać, a nawet zacząć rozmowę. Wychwytuje kątem oka srebrno-niebieski szalik i chociaż ciekawość kusi ją do śmielszej obserwacji krukona, nie robi tego. Wraca do pozycji wyjściowej, w której tkwiła tak przed jego pojawieniem się na południowym skraju lasu. Wtedy on robi coś niespodziewanego. Błysk i dźwięk aparatu, wydobywające się z jego strony; jakby chwycił ją i umieścił w małym pudełeczku, a potem pokazał to, co właśnie zrobił. Wzdryga się, właściwie niemal podskakuje i odsuwa się, robiąc krok w bok. - Co... - Wyrywa jej się, ale nie dokańcza, jakby dalsze słowa nie miały sensu. Przygląda mu się uważniej i przenosi wzrok na zdjęcie, które powoli ujawnia jej bladą, zmęczoną twarz. Na pewno poczułaby ukłucie podirytowania, gdyby nie to, że nawet nie spojrzał na zdjęcie. Ta sytuacja nawiązania znajomości jest dość nietypowa i zaskakująca, ale może to, że nic nie powiedział, sprawia, że wybacz mu to małe potknięcie, które w innym przypadku spowodowałoby jej podenerwowanie, czy ucieczkę. Przygląda mu się nieco dłużej, niż powinna, chowając zdjęcie do kieszeni kurtki. Nic nie mówi. @Elijah J. Swansea nie wygląda na świra. Niespodziewanie słyszy swoje imię i gdyby wypowiedział je inny głos, na pewno nadal wpatrywałaby się nachalnie w Swansea. Odwraca się, już wiedząc kto ją woła. Odchodzi bez słowa, jakby sytuacja ze zdjęciem nie miała w ogóle miejsca. - Nie. - Teraz jej uwagę skupił @Izaak Juda Rothschild, jednak nadal w głowie miała tamtego specyficznego krukona. Niemal dziękuje w duchu, że Gabrielle załatwiła za nią to grzeczne, wymagane przedstawienie się, które zapewne wyszłoby jej gorzej. Puchon nie wydaje się zadowolony z tego, że podeszła, ale ona również nie zaszczyca go żadnym uśmiechem. Jego odpowiedź wydaje się formalna do bólu, jak to zawsze bywa w takich sytuacjach. "Miło mi" dwa bezbarwne słowa, nieznaczące zupełnie nic. - Chyba nie. - Przez przypadek zamiast zwykłego "mi też", odpowiada, jakby właśnie to należało powiedzieć. Na pewno @Gabrielle Levasseur uratowałaby tę konwersację, gdyby nie ślizgoński chłopak, który wpadł na nią ot, tak, jakby na południowym skraju lasu było naprawdę mało miejsca. Robi się tu zdecydowanie za tłoczno. Chyba taki jest urok Levasseur. Zrobiła kilka kroków w tył od tego towarzystwa. Gabrielle na pewno sobie poradzi, a dzięki całej tej sytuacji, Ignis nie musi uczestniczyć w żadnej, niepotrzebnej rozmowie. Wraca na bezpieczne miejsce obok @Elijah J. Swansea, który nie wygląda na świra i na szczęście nic nie mówi; tym razem dwa kroki z dala od niego, żeby znowu mu nie przyszło do głowy, żeby robić jej zdjęcia. Tym razem by mu tego nie wybaczyła.
Lekki ból pulsował jej w skroniach i w potylicy. Szła rozkojarzona. jeszcze dając sobie szansę. Ostatnio zbyt często wizytowała u pielęgniarki, przegapiła zbyt wiele lekcji. Być może powinna w końcu ukierunkować się w jednej dziedzinie, zamiast angażować się w każdy przedmiot i przejmować się każdą gorszą oceną. Migrena przyćmiewała jej trochę widok, a jedyny sposób, w jaki mogłaby ją odegnać, w tym momencie był nieosiągalny. Krwawe zioło znajdujące się na dnie jej kufra w dormitorium dziewcząt kusiło. Mogło przynieść ulgę. Jednakże obowiązki szkolne stawiała na pierwszym miejscu. Ignorując złe samopoczucie, kroczyła błoniami Hogwartu. Z tej przyczyny przyszła na ostatnią chwilę. Niekrótko przed godziną rozpoczęcia zajęć. Ludzie podobierali się już w grupy. W większości. Jedyne osoby, jakie zostały same, to były jednostki z jakimi Caelestine nigdy wcześniej nie miała żadnej styczności. Zatrzymała się w niewielkiej odległosci od skraju lasu, wzrokiem spróbując złapać ostrość na wszystkie twarze. Przesnuła się spojrzeniem po grupkach i zatrzymała je na jednej konkretnej parze. Nawet nie z powodu znajomości obojga, a z wynikajacego zagrożenia. @William S. Fitzgerald złapał @Gabrielle Levasseur, a Ces odetchnęła z ulgą, bo już myślała, że skończy się to gorzej. Z początku podeszła po to, żeby upewnić się, czy wszystko jest w porządku, ale już w moment później pożałowała tej decyzji. Zerknęła na @Charlie O. Rowle, zastanawiając się czy czuje się tutaj tak samo nie na miejscu, jak ona i ostatecznie nie odezwała się nic. W ciszy odłożyła swój plecak na ziemię. Zdejmując z siebie szkolną szatę, ułożyła ją obok niego i otulając się cieplej swetrem, poprawiając szalik pod szyją, wyciągnęła szkicownik. Zimne powietrze wdzierało się pod materiały ubrania bardzo bestialsko, ale pomimo, że wstrząsnął nią dreszcz, schowała pól twarzy w szaliku, szkicując kilka niedbałych kresek, które szybko zaczęły przybierać kształt dwojga osób. Pary, wpadającej na siebie. Ponoć najlepiej inspirowało życie.
trochę było tak, że anfim w sumie nie znał się za mocno na tych wszystkich roślinkach. pamiętał tylko te, na których pasożytowały przeróżne gatunki ślimaków i może jeszcze kilka mających właściwości lecznicze, a to dzięki jego niezwykłym umiejętnościom nadziewania się na każdą przeszkodę i potykania o wszystkie progi po drodze. mimo to, w odróżnieniu od takiej historii magii, były to zajęcia tego typu, że chodził na nie całkiem chętnie. nie radził sobie ponadprzeciętnie, często brakowało mu cierpliwości lub wyczucia, ale samo przebywanie wśród roślinek nie było znowuż jakąś katorgą nie do przejścia. nauczył się już, że akurat przed tymi zajęciami należało zostawić ślimaki w dormitorium. no dobra, sam na to nie wpadł, ale odkąd pewnego razu wylazły ze słoika i splądrowały sporą część całkiem cennych okazów w cieplarni, a sam anfim z do tej pory niezrozumiałego dla niego powodu dostał z tej okazji szlaban (jakby to była jego wina, że jego podopieczni kierują się naturalnymi instynktami! niezła nowinka), zjawiał się na zielarstwie bez brzuchonogów. przybył na skraj lasu żwawym krokiem, na chwilę przed rozpoczęciem lekcji. typowym dla siebie zwyczajem omiótł obojętnym spojrzeniem zgromadzone już na miejscu osoby, niezbyt chętny do towarzyskich interakcji. odnotował obecność kilku członków domu węża, chociaż nie zdecydował się do podejścia i zagadania. wszyscy wydawali się jakoś zajęci sobą nawzajem i szczerze mówiąc, nie podobało mu się to ani trochę. nie lubił jak nie zwracano na niego uwagi. nie byłby jednak sobą, gdyby dał innym jakkolwiek do zrozumienia, że powinni być teraz skupieni na nim, zamiast na jakichś błahostkach, więc popełniwszy widowiskowy i zdecydowanie trudny dla wieśniaków z anglii do opanowania słowiański przykuc, oparł łokcie na kolanach, a na dłoniach oparł podbródek, oczekując w tej osobliwej pozie na zjawienie się nauczycielki, przesuwając jednocześnie znudzony wzrok od jednego ucznia do drugiego i z powrotem. co jakiś czas zawieszał spojrzenie to na jednym, to na drugim, trochę żeby zobaczyć, co się stanie, trochę dlatego, że wiedział, że to wywołuje w ludziach dyskomfort, a to było zabawne. no, zazwyczaj.
Grupa z: obojętne
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle próbowała dostrzec dwie strony medalu, zachowanie Prefekt Naczelnej może nie było zbyt taktowne, jednak ona głęboko wierzyła, że rudowłosa zrobiła to w dobrej wierze. Caine nie był osobą, która łamanie zasad uznawał za "grzechy młodości", miał do nich bardzo krytyczny stosunek, stąd też właściwie była wdzięczna Nessie. Różnica między nią a Izaakiem polegała na tym, że oboje mieli inny stosunek do własnego stylu, ona lubiła wyglądać ładnie i kobieco, zaś chłopak poprzez swój strój wyrażał własne ja, było to dość znaczące dla całej tej sprawy. Z delikatnym uniesieniem kącików ust wpatrywała się w Puchona, widząc w jego oczach ogromną niechęć do Ślizgonki. Nie zamierzała prawić mu kazań czy przekonywać, że nie powinien być zły - każdy miał prawo czuć się w podobny sposób, a przede wszystkim on. Westchnęła, gdy poprzez pytanie, na które nie chciał uzyskać odpowiedzi zakończył temat wydarzeń z lekcji historii magii. Dla własnego, jak i Izaaka dobra, nie zamierzała go kontynuować;uszanowała jego postawę. Otworzyła usta chcąc zaprotestować. Jak to? Miała nie płacić? To nie wchodziło zupełnie w grę, panienka Levasseur była zbyt honorową osobą. Usta dziewczyny nagle z uśmiechu przybrały kształt jednej cienkiej linii - Nie mogę pozwolić, żebyś…- zaczęła chcąc wytoczyć mocne działa, mówiąc o tym, jak nie mogłaby patrzeć w lustro, gdyby zrobił to za darmo, lecz zanim owe słowa opuściły jej usta chłopak wspomniał o winie, co sprawiło, że znowu się uśmiechnęła. - Jasne, że tak. Ale no wiesz…. Głupio tak, zwłaszcza, że będzie cię to kosztowało wiele pracy - odpowiedziała na jego słowa, jednocześnie zgadzając się - choć nie do końca - na warunki jakie postawił. Widziała, że w jej obecności Izaak jest bardziej otwarty niż pośród innych ludzi, jednocześnie nie mogła zostawić Ignis, samej sobie. Dziewczyna była jej dobrą znajomą, więc poczuła potrzebę przedstawienia brunetki przyjacielowi. Zmarszczyła delikatnie nos widząc niezadowolenie malujące się na twarzy Puchona, jak i Ślizgonki. Chciała coś powiedzieć, aby rozrzedzić nieco zbyt gęstą atmosferę, kiedy usłyszała znajomy głos i to irytujące "chochlik", spięła mięśnie oglądając się w tamtym kierunku, z rządzą mordu w oczach, która zniknęła - jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - gdy ujrzała u jego boku Williama. - O lepszym nie mogłam marzyć - odparła uśmiechając się do swoich towarzyszy. Miała ogromną nadzieję, że chociaż podczas lekcji Ślizgon wykaże się większym taktem - nadaremno. Zachichotała słysząc krzyczącego przez całą polanę Matt, aby po chwili roześmiać się widząc, jak nogi Charliego plątają się, sprawiając, że ten prawie upadł. - Karma… - zdążyła tylko powiedzieć, gdy zdała sobie sprawę, że popchnięty przez Ślizgona przyjaciel leci prosto na nią. Wszystko zadziało się jednocześnie i w tak szybkim tempie, że Gabrielle nie miała właściwie czasu na odpowiednią reakcję. Zamknęła oczy czekając na ból wywołany spotkanie z twardą ziemią, jednak zamiast niego poczuła, jak otaczają ją czyjeś silne ramiona. Nabrała powietrza, czując wokół siebie przyjemny zapach zupełnie nie przypominający woni mokrej trawy, który wypełnił powietrze wokół niej. Powoli otworzyła oczy, najpierw jedno dostrzegając przy sobie męską sylwetkę, później drugie unosząc delikatnie głowę ku górze - uśmiechała się do niej twarz Williama. Spojrzała na niego wielkimi, sarnimi oczami, jej policzki mimowolnie zarumieniły się, a ona mimo to obdarzyła Ślizgona uroczym uśmiechem. - Nic… - zaczęła, robiąc pół kroku do tyłu, kiedy ją puścił. Czy nie trwało to dłużej niż powinno? Zarumieniła się jeszcze bardziej. - Nic się nie stało. - odpowiedziała. Kiedy zapytał czy jest cała sprawdziła dłońmi czy ma wszystkie części ciała na miejscu. - Tak, wszystko jest na swoim miejscu - oznajmiła. - Tak bardzo interesuje cię zielarstwo czy jedynie zaskakujący temat zajęć? - zapytała, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że podobnie jak ona, Will nie przepadał za tym przedmiotem. Nawet nie zauważyła, kiedy Ignis nagle się ulotniła zajmując swoje poprzednie miejsce, zbyt mocno zaoferowana osobą Ślizgona. Było w nim coś takiego, że nie potrafiła zebrać myśli, a serce w jej piersi biło znacznie szybciej. Przygryzła dolną wargę, lekko zawstydzona całym tym zbiegiem okoliczności, uciekła spojrzeniem gdzieś w bok, dostrzegając zbliżającą się Cysie. - Cysia - zawołała, by choć na chwilę odwrócić od siebie i Williama spojrzenia zebranych, posłała w kierunku Charliego spojrzenie pełne nienawiści, chociaż w duchu mu dziękowała. - Chyba powinniście się poznać, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście - oznajmiła patrząc to na Williama, Caelestine i Izaaka, którego jako jedynego niemo poprosiła o pomoc.
Przysłuchiwała się wymianie zdań pomiędzy zebranymi, ale nie wzięła w niej udziału. Skupiona na szkicowniku, jaki ulokowała na swoich kolanach, podwinęła nogi bliżej siebie, czując jak chłodne powietrze wdziera się pod szkolną spódnicę i przeszywa ją przez grube, zimowe rajstopy. Odetchnęła dobrze wiedząc, że były to ostatnie podrygi znośnego ciepła. A już niedługo będzie musiała ubierać się warstwami i może nawet poprosić któregoś z uczniów z wymiany z Durmstrangu, żeby pożyczyli jej futro, jeśli nie chciała zamienić się w kruchy sopelek lodu, tak jak odczuwała to w zeszłym roku. Na chwilę zawiesiła ołówek nad kartką, rozgrzewając dłonie ciepłym oddechem i potrząsnęła prawą z nich, którą jeszcze przed chwilą odznaczała linie graniczącą pomiędzy parą ze swojego szkicu. Potem wsunęła obie na chwilę pod swoje uda, licząc jedynie na odrobinę ciepła, w czasie kiedy ramiona skuliła w sobie, bliżej szalika, w którym chowała twarz. Ledwie zdazyła wróciż swoją uwagą do przerwanego rysunku, kiedy usłyszała swoje imię. Posłała Gabrielle krótkie, ulotne spojrzenie zielonych oczu, wyłapując wszystko, co dziewczyna tak niezdarnie ukrywała. Rumieńce, posuwiste spojrzenia posyłane Ślizgonowi i te pełne desperacji, jakimi obdarowała Izaaka. Wszystko zauważyła w jednej chwili. Może miało to jakiś związek z tym, że ostatnio Caelestine odkryła, że Gabrielle była jedyną dziewczyną w całym jej domu, która zainteresowała ją w takim stopniu, żeby obserwowała zmiany na jej twarzy bardzo wnikliwie i zapamiętywała jej reakcje. Tak, jak teraz. Pochylając się znów nad swoją pracą, rzuciła niegłośno, ledwie przebijając się szeptem przez świszczący wiatr. — Ja ich znam. Inna sprawa, że oni nikle, bądź wcale, mogli znać ją. Ona wiedziała o nich wszystko, co było jej potrzebne. Słyszała wiele i zapamiętywała więcej niż chciała zapamiętać. Może jednak nie zabrzmiała wiarygodnie i odrobinę nawet niesympatycznie, bo nie podniosła nawet spojrzenia znad cieniowanych włosów jednej z postaci na pergaminie. Dlatego dodała, z głuchą (zachowaną tylko dla siebie w duchu) rezygnacją. — William to “kandydat do Najbardziej Czarującego Uśmiechu Hogwartu” — powtórzyła z dokładnością co do jednego słowa ocenę uczennic, przeprowadzających nieoficjalny ranking Czarownicy w tej kategorii — i bohater Nessy Lanceley z niedawnego treningu Quidditcha — plotka powtarzana wiele razy zmieniała swoje znaczenie, a dziewczyny w Hogwarcie wolały widzieć w Williamie bohatera niż przyczynę upadku dziewczyny. — Izaak to krzykliwa osobowość. Ikona mody i wzór gustu i smaku — zdaniem wielu osób w szkole, choć Caelestine patrząc na niego, musiała stwierdzić, że jej gust i smak znacznie różnił się od tego wyszukanego i niepowtarzalnego jakim cechował się puchon. Caelestine wolała pastelowe kolory, sprawdzone wzory, delikatne koronki, zwiewne materiały, grybe, duzo za duże swetry (zwłaszcza zimą) i wstążki, znacznie bardziej od niezrozumiałej dla niej nowoczesności — A jego imię i charakterystyczna anatomia — przyjrzała mu się dla pewności, choć dość pobieżnie, zanim znów wróciła uwagą do szkicu – wskazują na to, że posiada korzenie żydowskie. Najwięcej jednak problemu miała z oceną ostatniego z towarzyszących im chłopaków. Kończąc jeden pukiel włosów, odetchnęła, patrząc na Ślizgona. Charlie Rowle… co słyszała o Charlim Rowle? — A Charlie… — zaczęła, bo przecież słyszała o nim tak samo wiele pochlebnych, jak i niepochlebnych opinii. Że jest podrywaczem i graczem. Że mami dziewczyny. Zaś inne mówiły, że warto być przez niego uwiedzioną. Przelotnie obejmując spojrzeniem jego osobę, ostatecznie zakończyła. — Tak, znam go. I już nic więcej nie powiedziała w tej kwestii.
Jestem bardzo dużym antyfanem zielarstwa. Brudzenie się w ziemi, jakieś przesadzanie kwiatków, to brzmi bardzo mugolsko, a jak wiadomo jestem bardzo wyjątkowym hejterem wszystkiego co łączy się z mugolami. Mam to po mamie. Jednak dziś najwyraźniej skuszony wizją kolejnej lekcji w tak piekielnie zimną pogodę, ponownie idę na lekcję w plenerze. Ja po prostu ostatnio kocham plener, serio. Okropna pogoda, mróz, a najlepiej jak do tego deszcz i plucha, to już w ogóle moja bajka. Dziś niestety mogę jedynie ponarzekać na przymrozki. To z pewnością ogromna strata dla wszystkich spędzających ze mną czas, że mogę pomarudzić tylko na jedną rzecz. A ponieważ narzekanie w samotności to nic fajnego, zgarniam na zajęcia mojego irlandzkiego ziomka @Boyd Callahan. - Ruszaj się, dupasie - mówię pieszczotliwie do przyjaciela, idąc szybkim krokiem w stronę lasu. Pewnie wlecze się tak tylko dlatego, że nie ma obiecanego piwerka na polanie. Chociaż kto wie nasza młoda nauczycielka zielarstwa wydaje się być dość nieobliczalna. Ja zaś taki jestem żwawy i bystry, że jeszcze po drodze widzę jakąś czaszkę, które ostatnio to migają w tę i w tamtą po całym Hogwarcie. Dlatego podbiegam do niej i łapię tak bardzo szybko, zgrabnie, chowam pod tą swoją wielką kurtkę, bez której to ostatnio się nie ruszam nigdzie. Wracam prędko do swojego gryfońskiego ziomeczka i akurat zdążamy jeszcze przed rozpoczęciem zajęć na wyznaczone miejsce. - Halo! - krzyczę prosto do ucha @Nessa M. Lanceley, kiedy ja i Boyd stajemy tuż za panią prefekt. - Jakaś pała się za mną przypałętała - oznajmiam przyjaciółce i kiwam głową na pałkarza Gryffindoru. Opieram się o drzewo obok rudowłosej. Bo nie lubię za bardzo stać wyprostowany obok przyjaciela z Irlandii. Ktoś ewidentnie dawał mu jakiś eliksir wzrostu jak był małym chłopcem i teraz wygląda jak jakaś irytująca, przerośnięta żyrafa. Chyba że to ktoś mi dawał coś na zastopowanie rośnięcia. Grupa z:@Nessa M. Lanceley@Boyd Callahan@Albina Abrasimova
Ostatnio zmieniony przez Fillin Ó Cealláchain dnia Nie Gru 01 2019, 00:08, w całości zmieniany 2 razy
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Lubił korzystać z asów w rękawie i wyglądało na to, że Gabrielle będzie częstym manewrem, aby zaciągać go na lekcje. Wyszczerzył się zadowolony, machając ostentacyjnie dłonią w stronę Fitza. - Tak, roślinki. Ja też nie znoszę zielarstwa, nie martw się. Nie poradzę, jesteśmy duetem. Będzie, bo to babski przedmiot, a ona jest kujonem. I nie możesz umrzeć, bo co ja wtedy bez Ciebie zrobię? Umrę z nudów chwilę później. Potem postawię Ci piwo, chodź, bo się spóźnimy. Wzruszył ramionami, jakby mówił najbardziej oczywistą rzecz na świecie. Poprawił plecak, a potem już razem ruszyli w stronę lasu. Robiło się coraz zabawniej. Radosny Matt wywołał łańcuch zdarzeń, który w gruncie rzeczy sprzyjał zarówno Williamowi, jak i Gabrielle. Niczym w romantycznym przedstawieniu teatralnym, wpadli sobie w ramiona, a on, dzielny rycerz osłonił ją przed upadkiem i zdecydowanie nazbyt długo trzymał w objęciach. Łatwo było zauważyć chemię pomiędzy tą dwójką, przez co Charlie poczuł dziwne ukłucie wyrzutów sumienia, że jego relacja z być może przyszłą Panią Fitzgerald była aż tak pozytywna i ciekawa. Przesunął dłonią po szyi, drapiąc się w zamyśleniu, kiedy to ocuciło go nienawistne spojrzenie blondynki, na które puścił jej oczko i szepnął bezdźwięcznie, że nie musi mu dziękować. Zaraz jednak poklepał Matta po plecach. - Pięknie Ci to wyszło, stary. Lazar? To Twój ziomek? - rzucił z rozbawieniem, posyłając mu krótkie spojrzenie. Na słowa puchonki, wzruszył delikatnie ramionami, kręcąc głową. - Znam Celestine. Pomijając, że jest siostrą mojego dobrego kumpla, to jeszcze jest całkiem inteligentna, przez co onieśmiela wielu chłopaków. Odparł bezceremonialnie, posyłając kolejnej z rodu Swansea uśmiech. Miał o niej pozytywną opinię, chociaż nigdy nie odważyłby się być w stosunku do niej tak bezpośrednim i bezczelnym, jak do innych dziewcząt. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby mieć Cassiusa za wroga, więc swego czasu, wzdychał do niej po cichu. Przez jego twarz przemknęło zaskoczenie, gdy puchonka, która wyglądała na raczej cichą i nieśmiałą, tak się rozgadała. Zmarszczył brwi, słuchając, aż wreszcie na jego buzi roztoczył się niezadowolony grymas. Prychnął cicho, niczym małe, obrażone dziecko i skrzyżował ręce na torsie. - I tyle? SERIO? I właściwie to kłamiesz, bo przez niego spadła z miotły. Ahh Williamie, to bezsensu. Mogłem Cię nie brać na zielarstwo! Teraz to ja wychodzę gorzej, a przecież gramy w duecie. - zrobił dwa kroki w przód, szturchając go z łokcia. - Przecież nawet tego nie lubisz, jesteś tu, bo chciałeś ją spotkać. A tak szczerze.. Zbliżył się do Celesitne, nachylając się nieco w jej stronę, jednak zachowując bezpieczną odległość. Nie był głupi, doskonale znał plotki na swój temat i miał tylko nadzieję, że nie zmieniają swojej treści. Bo właściwie miał to gdzieś, dopóki ktoś mu nie narzucał napastowania lub robienia czegoś wbrew woli dziewcząt, które lubił obdarzać komplementami. - Słyszałaś też o tym, że te wszystkie niewinne flirty działy się za obopólną zgodą, prawda? Wiesz, nie jestem dupkiem. Zawsze mamy proste zasady — bez zobowiązań, bez pretensji. Właściwie, to piszesz jakąś szkolną gazetę? Dziennikarstwo jest całkiem fajne. Zakończył z tym swoim rozbrajającym uśmiechem, bo foch niemalże całkowicie mu przeszedł. Westchnął, rozglądając się, czy aby na pewno nie pojawiła się oczekiwana przez niego osoba, jednak na próżno. Może wcale nie lubiła zielarstwa? Cofnął się kilka kroków, nie chcąc towarzystwu przeszkadzać i kucnął, gwiżdżąc sobie pod nosem, zajęty własnymi myślami. Właściwie to jego i tak nikt tu nie chciał, a przecież Cassius by obił mu mordę, gdyby był zbyt miły lub zbyt nachalny dla jego siostry. Puchona nawet nie zaczepiał, bo słyszał, że najczystszy to on nie jest.
Boyd generalnie wolał zajęcia, na których mógł sobie czymś pomachać, to znaczy pałą tudzież różdżką tudzież pięścią, ale to ostatnie to już raczej poza lekcjami, dlatego też nie należał do największych entuzjastów zielarstwa; byłby więc zapewne te zajęcia opuścił kosztem jakiejś ciekawszej rozrywki, jednak upierdliwy Fillin wiercił mu dziurę w brzuchu tak bardzo, że już nie mógł tego słuchać i stwierdziwszy, że mimo wszystko co plener, to plener i zgodził się mu towarzyszyć, pod jednym ultra ważnym warunkiem warunkiem. -Po zajęciach stawiasz piwo, kaflu. DUŻE, Z KIJA – przypomniał mu, marszcząc srogo brew, gdy podążali razem aż na południowy skraj lasu. Do stu piorunów, gdyby wiedział, że to tak daleko, podleciałby na miotle, to może by tak wtedy nie zmarzł. -I na chuj zbierasz te czaszki? – nie omieszkał spytać, gdy Ślizgon zjawił się przy nim, chowając kosztowny artefakt gdzieś w czeluściach swojej kurtki, która była obszerniejsza niż cała posiadłość Callahanów łącznie z garażem (tak naprawdę zazdrościł) – I tak nikt ci za nie nie zapłaci, bo w skupie pomyślą że jesteś skrzatem domowym i ukradłeś je swoim panom. Także lepiej mi oddaj, ja z niej zrobię pożytek – dodał, sprzedając mu kuksańca, ale lekko, w końcu nie chciał po raz kolejny go przewrócić i narobić wstydu przy koleżankach. -Elo – elokwentnie się przywitał, nonszalancko machnąwszy ręką na powitanie w stronę Nessy. Przyszła mu do głowy zgryźliwa riposta, którą mógłby zgasić Fillina za to, w jaki sposób zaprezentował go jednej czwartej ich grupy, ale tym razem dobre serce wzięło górę i pomyślał sobie, że już dobra, zamknie się, niech przyjaciel ma satysfakcję i szansę, żeby zaimponować koleżance Lanceley, z którą ostatnimi czasy bardzo często się woził. Niski biedaczek jest, to niech chociaż ze swojej wypowiedzi będzie dumny.
Wparował na zajęcia dosłownie na ostatnią chwilę. Trudno mówić o tym, aby zamierzenie. Miał ochotę pobiegać, ale ostatecznie udał się na spacer. Poruszając się wzdłuż ustalonego szlaku wzdłuż linii drzew przy zakazanym lesie myślał intensywnie. Po raz pierwszy nie o Dinie Harlow, ani o własnej rodzinie. Dzisiaj skupiał się wyłącznie na sobie, swoich potrzebach i priorytetach. Analizował Vanję, hipnozę, ich lekcje i przyszłe próby zahipnotyzowania jej. Jej wpływ był jak delikatny szept, ale na niego i tak działał niczym napaść. Nie miał wątpliwości, że jego hipnoza również będzie napaścią. Był to naturalny odruch, aby miażdżyć siłą potencjalne zagrożenia, aby narzucać komuś swoją wolę, ponieważ dokładnie tak działał Cassius. I skierowany w stronę zajęć z zielarstwa jakimś dziwnym poczuciem, że potrzebuje tutaj dzisiaj być, wkroczył między ludzi. Szukał spokoju? Chyba nie miał go tutaj znaleźć, zwłaszcza, że pierwsze co zrobił to objął ramieniem Gabrysia. - Siema - mruknął, jakby to co zrobił było najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem i pociągnął go ze sobą w kierunku Eliego. Jedność, powinien ćwiczyć jedność i zdolność do skupienia się na jednej rzeczy jednocześnie. Jeżeli miało to oznaczać skuteczne ignorowanie kuzynostwa, był na to gotowy.
Trzymając Theo w żelaznym uścisku za rękę gnała przez błonia w stronę skraju lasu, coby zdążyć na zajęcia. Od kilku tygodni umawiali się, hehe, na indywidualne nauczanie języka angielskiego, co zaczynało przynosić wspaniałe skutki. Dykcja Albiny poprawiała się z dnia na dzień, choć znajomość angielskich słówek wciąż była żenująca. Plusem był fakt, że Courtenay wyczuł śmieszną zależność - kiedy Abrasimova śpiewała po angielsku miała zerowy akcent i bardzo prawidłowo wymawiała zgłoski. Dużą część zajęć więc spędzali na tym, że nuciła to, co powinna nauczyć się mówić. W pewnym momencie postanowiła jeszcze zamęczyć @Theodore Courtenay informacjami o tym, że logopedzi w taki sposób praktykują leczenie jąkalstwa. Córka ciotki Anny z Brixton była jąkałą, o czym Theo już wie, no i właśnie w taki sposób ją leczyli. Po drodze do ich pogoni dołączyła się @Melusine O. Pennifold, którą jak wagonik za dłoń złapał jedyny mężczyzna w tym wesołym biegnącym trójkącie i ścinając zakręty byle tylko zdążyć dobiegli do grupy. Balbina miała podzielność uwagi małego szczeniaka na sterydach, widząc @Fillin Ó Cealláchain zaraz podniosła rękę by gwałtownie do niego pomachać. - Filli, ja znaju nowe slowa! - zawołała trochę zbyt głośno już z zamiarem biegnięcia w jego stronę, dojrzała jednak kucającego @Anfim Abrasimov i zdecydowała, że przecież nie przeżyje jeśli go nie uściska. Z wrodzoną gracją baletnicy wpadła na jakiegoś ubranego żałobnie ślizgona i traktując go jak jedną ze swoich krów Borrowdale po prostu popchnęła go z całą swoją krzepą Jagienki w bok ignorując fakt, że to przecież znany morderca gryfonek @Cassius Swansea i podeszła do brata. - Anfim, tak prijatno widieć tjebia... - szepnęła obejmując go z czułością, jakby się nie widzieli może z rok, a może i pięć, a nie ledwie od lanczu. Podniosła się w końcu i dołączyła do Fillina wskakując @Boyd Callahan znienacka na barana i obejmując wokół szyi. Wtedy dopiero dostrzegła w grupie @Nessa M. Lanceley na widok której twarz jej pękła drobną szczeliną. Albina Abrasimova skrzywiła się z niechęcią, co przecież zdarzało się jej nader rzadko, ale też i nigdy nie ukrywała swoich szczerych emocji. Decydując się nie witać ze ślizgonką oparła brodę o ramię Boyda i czekała na rozpoczęcie lekcji.
W ogóle mu się nie podobało, że musiał na zielarstwo iść i elegancki obuw spulchniałą od listopadowych deszczy ziemią morusać, ale oceny z wszystkiego, co nie było starożytnymi runami czy historią magii leciały mu na łeb na szyję, a w dodatku z prędkością tłuczka uderzonego przez gryfońskiego pałkarza i wymierzonego w twarz krukońskiego obrońcy. Normalnie wcale by się tym nie przejął, ale dziadek, jak usłyszał o zeszłorocznych ocenach końcowych wnuka, nie omieszkał skomentować, że z takimi wynikami nawet jego koneksje posady w Wizengamocie mu nie załatwią i ma się wziąć do roboty, jeśli w dalszym ciągu chce pasożytować na rodzinnej skrytce w Gringocie. Nie pozostawił tym samym niezbyt skoremu do przedsiębiorczości i oszczędnego gospodarowania galeonem Theodorowi większego wyboru, jak tylko zacząć chodzić na lekcje i się do nich przykładać. W szaleńczym sprincie dał się więc, nieco nieoszlifowanemu, ale wciąż rosyjskiemu klejnotowi koronnemu, jakim była @Albina Abrasimova, prowadzić w stronę Zakazanego Lasu, samemu ciągnąc za rękę @Melusine O. Pennifold, aż dotarli na jego skraj. Nieco zziajany, z rozwianym włosem i rumianym policzkiem, za śladem Abrasimovej w geście powitania uniósł rękę w stronę @Fillin Ó Cealláchain, dumnie prężąc wątłą pierś i dając tym samym znać, że to on, to on dokonał tego dzieła nauczenia Rosjanki nowych słów za pomocą niekonwencjonalnych, ale za to zapewniających świetną rozrywkę metod. Chwilę później podeszli wspólnie do przycupniętego w przecudacznej pozie @Anfim Abrasimov. Jego przysiad – choć na pierwszy rzut oka dość prymitywny – bardzo Theodorowi zaimponował, bo wyobrażał sobie, że potrzeba wiele siły mięśni, stalowego kręgosłupa i niesamowitego balansu, żeby tak na całych stopach utrzymać resztę ciała. Sam chętnie byłby obok niego przycupnął, ale znając życie skończyłoby się to rozchwianiem równowagi i wytarzaniem futrzanego płaszcza w błocie i trawie, a na takie faux pas przy nowym koledze, na którym chciał zrobić dobre wrażenie, pozwolić sobie nie mógł. Może później poprosi go o jakąś prywatną demonstrację, czy coś. - Anfim! Imponujący przykuc - powitał go z pełną uznania miną. - Dziś bez podopiecznych? - zainteresował się, skinąwszy głową na puste miejsce obok Abrasimova, które zazwyczaj zajmował słoik z jego ślimakami.
Grupa z: Anfim Abrasimov
Ostatnio zmieniony przez Theodore Courtenay dnia Pon Lis 25 2019, 15:28, w całości zmieniany 1 raz
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Co jak co, ale na zielarstwo przyjść musiałam. Dawno nie był już tego przedmiotu, a ja byłam jego zdecydowaną fanką. Ubrałam się w mój długi, zielony płaszcz, w nadziei, że nie będzie mi tak straszliwie zimno. Do tego długa, niebieska, gruba spódnica, bardzo obszerny golf w tym samym kolorze. Miałam też nawet jakąś naszywkę Ravenclawu na piersi, coby nie stracić punktów przez jakieś błahe rzeczy, ponownie. W końcu ostatnio Krukonom naprawdę kiepsko się powodziło. Kiedy idę na lekcję, po drodze widzę Theo, który biegnie z Balbiną za rękę na właśnie lekcję! Wyciągam dłoń, by dać się poprowadzić Teodorowi i Balbinie, to we trójkę, jako niezwykle barwna drużyna pojawimy się na zielarstwie. Na lekcji było dziś podejrzanie dużo osób, szczególnie takich, które tak naprawdę wcale nie interesowały się jakoś wielce tym przedmiotem. No ale może to i dobrze. Macham do @Nessa M. Lanceley, ale widzę, że stoi z @Boyd Callahan, to nie zamierzam podchodzić nigdzie w jego okolice, bo wszyscy wiedzą, że to jest przygłup, wymijam ich, by stanąć sobie gdzieś dalej. Ląduje więc razem z Theo, który postanowił zaczepiać króla Ślimaków, który to kucał tak strasznie imponująco. Ja również nie kucnęłam razem z nim, bo wszyscy widzieliby pewnie moje majtki. A machanie majtkami to główny podryw Balbinki nie mój, ot co.
Grupa z: zobaczę z kim, gównopost bo idę ogarnąć lekcję
Piękny dzień na zielarstwo w terenie. Wyjątkowo zimno, nieprzyjemny wiatr szczypiący w policzki. Ale to jeszcze nic w porównaniu do tego co zafundowała wam dziś piękna Estella. Nauczycielka przychodzi radośnie na lekcję i wita się z każdym kto tylko jej burknął jakiekolwiek powitanie. Macha ręką, by zachęcić was do bliższego podejścia. — Dzisiaj będziemy zbierać jagody jemioły, które przydadzą się na późniejsze warzenie antidotów. Miejsce w którym jemioły zostały otoczone specjalnymi czarami, by żadne ptaki nie zbliżały się do nich i owoce pozostały na miejscu. Waszym zadaniem jest zebrać ich jak największą ilość. Nie możecie wszyscy używać do tego różdżek, gdyż stopień utraty owoców jest znacznie większy niż robienie tego zwykłym sposobem. Szczególnie przez nowicjuszy. Dlatego musicie podzielić się w grupie. Kilka osób może używać czarów, a kilka musi się cóż… wspiąć na niższe gałęzi i spróbować zrobić to własnymi rękami. Podzielcie się rozsądnie rolami, bardzo was proszę. I wszyscy, którzy będą mieli różdżki, proszę o wspomaganie tych, którzy będą pracować na wysokościach. Przede wszystkim bezpieczeństwo! Jakkolwiek do nie brzmi w ustach kogoś, kto właśnie nakazuje uczniom wspiąć się po drzewie na znaczną wysokość i szukać owoców jemioły. - W kolejnym etapie zadania, kiedy to oddzielimy owoce od reszty roślin, będziemy mogli przystąpić do kolejnego punktu naszej lekcji. A mianowicie skraplania gałązek jemioły amortencją. Reakcja jemioły i amortencji jest niezwykle silna. Można powiedzieć, że magia miłości poniekąd wypływa z listków jemioły! Dlatego to pod nią według wierzeń, nakazane jest całowanie się w okresie świąt. Będziecie musieli jednak robić to w specjalnych maskach, które rozdam jak każdy z was wróci z gałązkami jemioły. Każdy z was dostaje już również flakonik amortencji, na kolejną część zadania. Proszę obchodzić się z maską i flakonikiem delikatnie. Inaczej mogłyby wyjść z tego niezwykle niezręczne sytuacje... No, ale o tym później! Najpierw lećcie zbierać owoce!
Każdy z was wybiera, którą opcję zbierania jemioły używa. Jednak nie wszyscy mogą używać jednego sposobu w grupie. Pamiętajcie, że jeśli dwie pierwsze z osoby z grupy wybiorą opcję różdżką, wy automatycznie musicie wybrać fizyczną.
Opcja zaklęć, chodź mniej wymagająca, jak wspomniała Estella, może spowodować utratę większej ilości jagód.
Można jeszcze przyjść na lekcję i się spóźnić, wtedy pracujecie sami, nie w grupie. Estella później przydzieli was do odpowiedniej. Możecie jednak zaznaczyć na dole posta, w której chcecie być. W razie kostki, gdzie potrzebujecie pomocy, szukajcie jej u kogokolwiek
Za ciekawe rozwiązania zdobycia owoców, czy interesujące zaklęcia, będą dodatkowo nagradzane. Pamiętajcie, że jeśli musicie zdjąć czarami jagody, najpierw musicie wymyślić którym zaklęciem.
Termin odpisu do niedzieli 1.12, do godziny 21.00.
Nie musicie podliczać ile owoców łącznie wszyscy zdobyliście, Estella się tym zajmie na koniec tego etapu.
Każde 10 punktów z zielarstwa to możliwość zdobycia dodatkowego oczka w ilości zebranych owoców
Zastrzegam sobie możliwość zmiany grup w drugim etapie, jeśli ktoś dojdzie, bądź uznam, że kostki są nieodpowiednie dla danych osób (chyba ze zostało to już dogadane). Niektóre kostki będą romantyczne, więc jeśli grupa wybrana przeze mnie wam nie pasuje proszę o info na PW u Melusine.Nie na czacie.
Ten kto nie napisze posta w tym etapie nie będzie brany pod uwagę przy drugim etapie.
<zg>Punkty z Zielarstwa:</zg> punkty + punkty z przedmiotów, które ze sobą mamy <zg>KOSTKI 1:</zg> [url=link do rzutu kośćmi]WPISZ WYLOSOWANĄ CYFERKĘ, ORAZ ILE OWOCÓW ZDOBYŁEŚ[/url] <zg>Kostki 2:</zg> [url=link do rzutu kośćmi]WPISZ WYLOSOWANY WYNIK[/url] <zg>Dodatki:</zg>WPISZ EWENTULANE ZYSKI STRATĘ OWOCÓW, BĄDŹ PUNKTÓW DLA DOMU, BĄDŹ DODATKOWE OWOCE ZA PUNKTY W KUFERKU <zg>Maska:</zg> wadliwa/ całkiem sprawna
Rzuty
Każdy z drużyny wybiera, którą opcję wybiera. Rzucamy więc dwoma kościami zwykłymi, pierwszą sprawdzamy ilość zebranych owoców, drugą zaś wydarzenie w zależności od tego, który system zbierania wybieramy (bądź na który jesteśmy skazani). Możecie również od razu rzucić trzecią kostką na to jaką maskę dostajecie od Estelli.
PIERWSZA KOŚĆ – ilość zebranych owoców:
1: 0
2 : 5
3:10
4: 15
5 : 20
6: 25
Druga kostka jeśli wybrałeś fizyczne podejście do zbierania :
1: Wygląda na to, że albo masz talent do chodzenia po drzewach, albo to drzewo jest wyjątkowo wygodne do wchodzenia. W każdym razie bez problemu wspinasz się jak kot na swoją gałąź i sięgasz po owoce. Zbierasz ich nawet więcej niż wydawało się Twojej drużynie na początku! + 5 dodatkowych owoców
2 : Wspinaczka może i jest dla Ciebie dość trudna, ale udaje Ci się to zrobić bez jakiś większych problemów. Gorzej z zejściem. Odrobinę utknąłeś i jeśli ktoś z grupy nie wymyśli dobrego sposobu na zdjęcie Cię, będziesz musiał poczekać aż zrobi to Estella! Poproś lepiej któregoś z Twoich towarzyszy o drobną pomoc. Musi teraz rzucić kostką. Jeśli jest parzysta wszystko poszło zgodnie z planem. Nieparzysta, spadasz na kompana, który miał Ci pomóc, rozbijasz jego flakonik z amortencją. Teraz czujecie na sobie jej zapach. I czujecie też do siebie więcej chemii.
3: Niestety Twoje umiejętności wspinania się na drzewo zniknęły wraz z Twoim dzieciństwem. Spadasz z drzewa i robisz sobie poważną krzywdę w wybraną przez Ciebie kończynę. Jeśli ktoś z drużyny ma powyżej 10 punktów z uzdrawiania, może natychmiast Cię naprawić. Jeśli nie, przez kolejne trzy posty odczuwasz ból.
4: Wspinaczka poszła Ci nieźle, bez jakichkolwiek problemów. Powinieneś być z siebie dumny. A z pewnością Estella jest, bo kiedy widzisz jak brawurowo radzisz sobie z zadaniem nagradza Cię 5 punktami dla domu!
5 : Niestety Twoje niezgrabne, bądź zbyt zmarznięte palce kompletnie nie nadają się do zbierania delikatnych jagód. Może zbyt trzęsiesz się na drzewie, ale nie idzie Ci tak dobrze jak powinno. Tracisz połowę owoców, które udało Ci się nazbierać w rzucie literką.
6: Wchodzisz na drzewo, wydaje się, że idzie Ci nieźle, a przynajmniej tak to wygląda z perspektywy innych. Jednak najwidoczniej albo Ty jesteś za ciężki, albo wybrałeś zbyt wiotkie drzewo. Gałąź łamie się nagle, a ty lądujesz na ziemi. Na szczęście nic wielkiego Ci się nie stało! No, może jesteś trochę poobijany. Ale przynajmniej ściągnąłeś bardzo dużo owoców z drzewa! + 10 dodatkowych owoców
Druga kostka jeśli wybrałeś magiczne podejście do zbierania :
1: Wygląda na to, że jakiekolwiek zaklęcie nie wybrałeś, poszło Ci naprawdę dobrze! Masz prawdziwy talent. + 5 dodatkowych owoców
2 : Niestety, ukryte w jemiole resztki magii nie działają na Ciebie dobrze. Bo oto Twoje zaklęcie, jakiekolwiek nie użyłeś, zadziałało odwrotnie od tego co powinno robić! Cokolwiek nie wybrałeś, musisz opisać działanie przeciwne do wybranego zaklęcia. W taki sposób jaki to rozumiesz.
3: Niestety zamiast w jemiołę trafiasz zaklęciem w jednego ze swoich towarzyszy, który właśnie chciał wejść na drzewo. Tracicie wszystkie zebrane przez niego owoce. Na dodatek zaklęcie niszczy jego flakon z amortencją. Musi teraz rzucić kostką. Jeśli jest parzysta udało wam się uniknąć zalania elikisrem. Nieparzysta, osoba z grupy spada na Ciebie i obydwoje jesteście cali w amortencji. Teraz czujecie na sobie jej zapach. I czujecie też do siebie więcej chemii.
4: Może to kwestia tego kogo masz w grupie, a może to po prostu Twoje własne gapiostwo. Ale niedostatecznie przykładasz się do zadania i bardzo niechlujnie robisz to co trzeba. - 5 owoców
5 : Niestety Twoje pierwsze zaklęcie kompletnie nie daje rady. Musisz wymyślić kolejne, bo te które użyłeś sprawia same szkody. Koniecznie opisz co się wydarzyło. - 5 owoców
6: W zasadzie idzie Ci całkiem nieźle. Wybrałeś prawidłowe zaklęcie, wszystko działa tak jak powinno. Dopóki nie mierzysz źle i Twoje zaklęcie nie łączy się z tym, który rzuca druga osoba z Twojej drużyny. Powstaje z tego przedziwna kombinacja, która wygląda bardzo kreatywnie z perspektywy Estelli. Obydwoje dostajecie +5 punktów dla swojego domu.
TRZECIA KOŚĆ - wadliwość maski:
1, 2 ,3 - Wadliwa
4, 5, 6 - Sprawna
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Punkty z Zielarstwa: 0 KOSTKI 1:5 i mam aż 20 owoców Kostki 2:wspinam się na drzewo - 6 - link wyżej Dodatki:+10 dodatkowych jagód i siniaki Maska: wadliwa
Nawet jeśli nie udało mu się rozbudzić przy pięknej Emily, to dwie pozostałe Gryfonki skutecznie wyrwały go z senności. Wyszczerzył się nieprzytomnie do Morgan, a potem popatrzył na Haze, którą to ochoczo objął ramieniem. - Chciałabyś, złotko, ale będę protestować, jeśli będziesz chciała podrywać Emily. - posłał jej czarujący uśmiech. Skinął głową na powitanie, gdy Bruno ich mijał im machał, to samo z Matthew i Lazarem, do których się nie podniósł, bo po prostu nie chciało mu się opuszczać towarzystwa pięknych dziewczyn. Wystarczyło otworzyć szerzej oczy i zauważył, że zaroiło się tutaj od uczniów. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, a jednak przegapił ich schodzenie się jednym tłumem. Gdy nauczycielka przyszła, wyciągnął dłoń do Haze i do Emily, by pomóc im wstać i otrzepał spodnie z liści i trawy. Wyciągnął ręce nad siebie, aby przeciągnąć się i przy okazji zahałasować strzelającymi stawami i akurat wtedy przyszła nauczycielka. Oparł przedramię o bark Moe, do której na moment podszedł i wsłuchiwał się w treść zadania. Zbieranie jagód z drzewa brzmiało całkiem fajnie. Klasnął w dłonie i potarł je o siebie, spoglądając z zachwytem na swoje śliczne towarzyszki. - Panie pozwolą, że wejdę pierwszy na drzewo. Nie brudźcie sobie rąk... - zaproponował, posyłając im szeroki uśmiech. Zdjął z siebie wierzchnią szatę, aby nie przeszkadzała mu we wspinaczce i nim dziewczęta podzieliły się obowiązkami, ten już gnał do przodu i szukał oparcia na korze drzewa. Nie mógł się wygłupić przed tą piękną trójcą! Rozpoczął wspinaczkę całkowicie zapominając, że jest w niej kiepski. Zerknął na Morgan i uśmiechnął się do niej tajemniczo, bowiem przypomniało mu się ich wspólne wspinanie na drzewo podczas pobytu na Saharze. Skinął jej głową, aby dołączyła do niego, aby tradycji stało się zadość. Tymczasem wspinał się i zbierał owoce, nawet ich nie licząc. Po kilkunastu minutach przeniósł ciężar ciała na drugą gałąź i to było błędem. - Yyy...jeronimo? - zagadał sam do siebie na sekundę przed tym, jak gałąź pękła pod jego tyłkiem i razem z nią runął z wysokości. Uderzenie plecami o trawę wydusiło z jego klatki piersiowej zapas powietrza. - Nicminiejest, nicminiejest, żyjęjakbyktopytał! - zawołał głośno, wyciągając rękę w górę i machając nią, jakby na potwierdzenie swoich słów. - - Moe, tylko nie śmiej się, poszło mi lepiej niż ostatnio! - z jękiem zgiął się do siadu i rozmasował obolałe ramię. Zerknął na dziewczęta i szczerząc się do nich rozbrajająco uniósł wysoko ułamaną gałąź. - Dobry sposób na dodatkowe jagódki! - zakomunikował, zbierając ich dodatkowych dziesięć sztuk. Nie chciało mu się jeszcze wstawać z trawy.
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Wieśniaczka z Rosji miała krzepę, trzeba to było przyznać. Przeszła przez niego jak lodołamacz, popychając go w kierunku kuzynów. Cassius wpadł na Gaba, a Gab pewnie na Elio. Elio tymczasem pewnie wprost w pustą przestrzeń, takim był przegranym w tej rundzie. Ślizgon obrzucił krowodójkę (@Albina Abrasimova) szybkim spojrzeniem i nie trzeba było długo czekać na jego reakcję, zwłaszcza, że w jej grupce dostrzegł także @Nessa M. Lanceley. Nie potrzebował więcej zachęt, aby ponownie nagiąć szkolny regulamin. Patrząc na prefekt wyzywająco (najwyraźniej wciąż bolała go przemiana w ślimaka), wyciągnął różdżkę, spod szaty mierząc nią w Albinę. - Furnunculus - mruknął, ledwo poruszając ustami i strzelając zaklęciem prosto w jej plecy. Czy udało mu się trafić, tego nie wiedział i w nosie miał obserwowanie efektów swojej spontanicznej akcji, bo pojawiła się Vicario. Cassius jak zwykle, gdy już bywał na zielarstwie zagapił się trochę na jej biust nim przeszedł do słuchania o czym ona w ogóle mówi. Zbierać jakieś jagody. Jagody rosną na drzewach, no w porządku. W całym tym zamyśleniu, gdy odbierał flakonik amortencji, nawet nie zauważył, że jego kuzyni coś się na siebie boczą. Szkoda, pewnie przygadałby im jakoś uprzejmie, żeby rozniecić między nimi trochę większy żar do siebie nawzajem, a potem stanąć nad tym ogniskiem z zadowoleniem wymalowanym na gębie. Zamiast tego wlazł na to drzewo ochoczo, bo i ze wspinaczki był całkiem niezły, ale nie przewidział pewnych dodatkowych okoliczności i poślizgnął się na czymś bliżej niezidentyfikowanym (czyżby na ręce kuzyna?). Runął do tyłu, wprost na Gabriela, a cichy dźwięk tłuczonego szkła przypomniał mu, że w ogóle mieli przecież przy sobie jakieś tam eliksiry. Nie liczyły się już te jagody, których całe pięć potoczyło się po trawie, a to jaki Gabryś był… piękny! - Wo, Gabryś… - westchnął Cassius, uradowany na jego widok jak jeszcze nigdy wcześniej. Spojrzał na niego tak nieprzytomnie, że aż żal ściskał, ale najwidoczniej dobrze wiedział czego chce. Wyciągnął rękę ku kuzynowi i pogłaskał go po włosach, czując dziwne mrowienie w dłoni, gdy to zrobił. - Nic ci nie jest? - Spytał troskliwie, zapominając o reszcie świata, gdy tylko do jego nozdrzy doleciał znajomy, ostry zapach farb.
Punkty z Zielarstwa: punkty + punkty z przedmiotów, które ze sobą mamy KOSTKI 1:2 - całe 5! Kostki 2:2 i mam zezwolenie na nieparzystą Dodatki: +10 punktów do miłości do kuzynów Maska: wadliwa, ofc
Westchnęła, zerkając na zegarek. Miała nadzieję, że jej przyjaciele zdążą przed rozpoczęciem lekcji i będą mogli pracować razem, bo po ostatniej historii magii źle zniosłaby brak swoich ślizgonów obok. Zamknęła podręcznik, chowając go do torby i wtedy właśnie do ucha dobiegł jej głos @Fillin Ó Cealláchain, na który niemalże podskoczyła w miejscu. Obróciła głowę, patrząc na niego przez ramię z uśmiechem — całe szczęście, on zawsze przychodził na lekcje, gdy go prosiła. - Filek! Już myślałam, że mnie zostawisz i nie przyjdziesz! - przywitała się z entuzjazmem, a na wzmiankę o gryfońskiej pale zmarszczyła na chwilę brwi, przesuwając spojrzenie nieco w bok i napotykając twarz — a właściwie tors — znajomego @Boyd Callahan. Zadarła więc głowę, wreszcie mając okazję spojrzeć mu w oczy i posłać delikatny uśmiech na przywitanie, zastanawiając się jednocześnie, jakim cudem był taki ogromny. - Cześć Boyd. Dobrze Cię widzieć. Była zaskoczona, że ta dwójka trzyma się razem, chociaż w pewien sposób do siebie pasowali. Oparła się wygodnie o drzewo, poprawiając torbę na ramieniu i czekając na rozpoczęcie lekcji, zerkała po zbierających się na lekcje uczniach. Po ostatnich wydarzeniach jakoś nie miała nastroju na rozmowy, szukanie zaczepek. Stała więc grzecznie, nucąc coś pod nosem, aż w końcu pojawiła się nauczycielka. Zaczęło się niewinnie, a z każdym kolejnym słowem Nessa wydawała się blednąć. Zamrugała kilkakrotnie zdezorientowana, przesuwając dłonią po kosmyku rudych włosów. Jaka znów jemioła z amortencją?! - Zwariowała chyba.. - szepnęła niemalże bezgłośnie pod nosem, gdy dostała w dłoń maskę i flakonik. Miała ochotę sobie pójść, jednak przez ostatnie skazy na reputacji, nie mogła pozwolić sobie na dalsze błędy. Spojrzała błagalnie na ślizgona, mając ochotę tupać nogami ze złości. - Powiedz, że ona żartuje.. Nie znoszę tego eliksiru. Nie miała miny, jakby to robiła, bo ruda spojrzała na nią jeszcze raz, mając nadzieję, że rzuci jakimś wskazującym na to stwierdzeniem. Schowała maskę i fiolkę do torby, odkładając ją delikatnie pod drzewem, które zostało przydzielone jej grupie. Podeszła do nich jeszcze @Albina Abrasimova, której nie miała okazji poznać, więc spojrzała w jej stronę i kiwnęła głową. - Nie miałyśmy jeszcze okazji rozmawiać, miło Cię poznać, panno Abrasimova. Nie jesteś czasem siostrą wężowego, ślimaczego króla? Zapytała z nutą ciekawości, przypominając sobie o liście, który dostała od kogoś, mającego podobne nazwisko. Nie była jednak w stanie tych rosyjskich zapamiętać. Miała uraz do różdżki, znów by coś zrobiła źle i byłyby same kłopoty. Bez sensu. Przeklęła bezgłośnie pod nosem, mogąc się domyślać, jaka będzie jej rola. Nawet jeśli faktycznie była z tych zaklęć dobra, to samo podejście i brak koncentracji sprawiało, że rosło wewnątrz głowy przekonanie, że jej nie wyjdzie. Niemniej jednak złapała za swój magiczny patyk, przesuwając po nim dłonią. - Rozumiem, że mam się zając czarami. Nie będzie jednak fajerwerków, bo nie mogę się skupić przez..przez ten niedorzeczny pomysł z amortencją. - wytłumaczyła ze wzruszeniem ramion, żeby nie było zdziwienia i wykonała prosty gest ręki, nawet nie sprawdzając, jaki chwyt stosuje.- Carpe Retractum! Mówiła raz za razem, celując w wiszące na drzewie jagody. Zamiast światła z końca różdżki wydobywała się mała linka, obowiązując się delikatnie dookoła owocu i ściągając go prosto z gałęzi do jej ręki. Nie dość, że nie mogła w ogóle skupić się na celowaniu, to jeszcze udało się jej sprowadzić na ziemię tylko pięć owoców. Westchnęła, przymykając na chwilę oczy i cofnęła się, robiąc im miejsce. Oparła się plecami o drzewo, aby zsunąć się w dół i ukucnąć, zerknąć na leżącą w torbie maskę i fiolkę z eliksirem. Wciąż tkwiły tam bezpiecznie schowane. Jagody położyła zaraz obok, zabezpieczając je chusteczką. Karmelowe ślepia przesuwały się po członkach drużyny, patrząc, jak sobie radzą z zadaniem. Dużo lepiej czułaby się, gdyby mogła wejść na drzewo — nawet jeśli nie robiła tego wiele lat, wciąż miała wprawę. Cromwell coś o tym wiedział. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy, obracając magicznym kijem pomiędzy palcami. - Kto teraz i na co postawi? Wspinaczka czy zaklęcie?- zapytała ze spokojem, starając się na chwilę zapomnieć o negatywnym nastawieniu i ostatnich zajęciach, które skutecznie, od kilku dni psuły jej głowę. Nie była przyzwyczajona do ujemnych punktów, spóźniania się i wizyt u Edgara w gabinecie. Wtedy też dostrzegła @Cassius Swansea, który widocznie wcześniej coś próbował zrobić, bo różdżką jakoś dziwnie była skierowana w ich stronę. Nadal się czepiał tego ślimaka? Pokręciła głową z rozbawieniem w jego stronę, posyłając mu krótkie spojrzenie. Naprawdę, mało mu problemów? Dla żartów pokazała, że ma go na oku i ruchem głowy wskazała na trzymany przez siebie patyk. Minę miała pytającą, czy aby na pewno nie chciałby jeszcze raz zakosztować zwierzęcej formy? Aż dziwne, ale dzięki temu chociaż na chwilę zapomniała o całym typ syfie, który szeptał jej do ucha gdzieś ze środka głowy.
Punkty z Zielarstwa:10 + 1 (brelok) KOSTKI 1:2 +1=3=10 Kostki 2:Magia, 4 Dodatki:-5 owoców, + 5 owoców za 10 punktów zielarstwa - ma 5. Maska: 1 = wadliwa
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
- Przekonamy się, kto będzie zbierał? – Odburknął również żartobliwym tonem, bo wcale nie zamierzał już od wejścia na lekcję prowokować swojego ślizgońskiego kumpla do mordobicia. Ot, takie tam przyjacielskie przepychanki. Zresztą Charlie traktował je chyba podobnie, zważywszy na fakt, że zaraz po swoich słowach poklepał go po plecach. - Możemy się zgadać koło piątku, wychylić jakieś piwo. – Rzucił póki co luźną propozycję, bo nie miał pojęcia, jakie przyświecają im obu plany na weekend. – W sumie dołączę chyba do Lazara i Bruno. Idziesz z nami? – Dodał, koncentrując się na czaszce. Nie spodziewał się jednak, że jego próba złapania tejże wywoła jakże romantyczny łańcuch zdarzeń. Nieźle zaskoczony przyglądał się poczynaniom Williama i Gabrielle, ale zdał sobie sprawę z tego, że trzeba by wreszcie podejść do swojej grupy. - No idea. Gadałem z nim trochę podczas halloween w Dolinie Godryka. Wydaje się w porządku. – Mruknął jeszcze na odchodne do Rowle’a, po czym wskazał mu zapraszającym gestem dłoni, żeby poszedł wraz z nich do chłopaków. Sęk w tym, że Charlie chyba tego nie zarejestrował albo może nie chciał zarejestrować skupiony na dwojgu zakochanych. No trudno, najwyżej złapią się po zajęciach.
Kto by pomyślał, że podczas dzisiejszych zajęć będą zajmowali się akurat jemiołą. Zresztą… dla niego i tak nie było różnicy, bo o ile miał dobrą rękę do zwierząt, tak rośliny pod jego opieką raczej nie przeżywały zbyt długo. Starał się słuchać więc dokładnie pani profesor, ale nie oszukujmy się, połowa jej wywodu wyleciała mu drugim uchem. Kiedy tylko skończyła, wyrwał się do fizycznego sposobu zbierania owoców, najpewniej z tego tylko względu, że nie miał pojęcia, jakie zaklęcie mogłoby mu pomóc w tym przedsięwzięciu. Inna sprawa, że wspinaczka po gałęziach jakoś też nie przyniosła mu szczęścia. Na górę wszedł bez problemu, ale nie przewidział rzecz jasna, że będzie musiał jeszcze z tego drzewa zejść. Nie zebrał nawet jednego owocu, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że utknął na jednej z gałęzi i nie ma realnej możliwości sięgnąć do drugiej. Prawdę mówiąc sam się zastanawiał jak się tutaj w ogóle znalazł. Chyba wyskoczył i się podciągnął? Cóż, droga na szczyt była łatwiejsza niż w dół, a Matt póki co wolał nie robić żadnego kroku, żeby się przypadkiem nie spierdolić koncertowo na ziemię. - Ej, Lazar! Przysuniesz mi tamtą gałąź? – Zdecydował się poprosić o pomoc kumpla. Było to mniej wstydliwe niż ewentualna, nieoczekiwana wycieczka w dół i poobijany tyłek. – Nie wiem jak tu wlazłem, a już tym bardziej nie wiem jak mam stąd zejść. – Westchnął ciężko, żeby wytłumaczyć Rosjaninowi o co mu w ogóle chodzi. Szczerze to te jagody miał już totalnie gdzieś, najważniejsze było dla niego teraz bezpieczne opuszczenie tego cholernego drzewa.
Kostka na jagody: 1 = 0 owoców Kostka na fizyczny sposób: 2 Kostka na maskę: 6 (sprawna)
Punkty z Zielarstwa: punkty + punkty z przedmiotów, które ze sobą mamy KOSTKI 1:6: 25 owoców Kostki 2:3 - Dodatki:Tracimy owoce Morgan Maska: wadliwa
Naburmuszyła się na chwilę, co można było dostrzec tylko wyraźnie obserwując jej policzki, które drgnęły minimalnie od skumulowanego w nich powietrza. Mimo wszystko chwyciła jednak dłoń starszego kolegi i z gracją wstała, od razu krzyżując ręce na piersi, chcąc dać wyraźnie do zrozumienia, że czas jej gry aktorskiej dobiegł końca. Nawet lekko skinęła głową, jakby komuś przytaknęła, co miało oznaczać końcowy ukłon na scenie. Z niewzruszoną miną obserwowała wspinaczkę, jak również i upadek Jerrego, nawet nie mrugając, gdy ten ledwo zaczerpnął tchu. Lubiła go, to fakt, ale nie wątpiła też w to, że sam sobie poradzi i jej współczucie jest tutaj zbędne. Wyciągnęła różdżkę, bo o ile nie wątpiła w swoją koordynację ruchową, to jednak zawsze była pewniejsza, wykonując czynność przy pomocy magii. Różdżka była niczym przedłużenie jej dłoni, dodając jej precyzji, tak jak pędzel pozwalał malarzowi nakreślić linie, których nie byłby w stanie stworzyć palcami. Podeszła blisko drzewa i zwinnie rzuciła Locomotor, zbierając precyzyjnie pokaźną liczbę jagód, gdy jednak chciała ponowić tę czynność, nagle tuż pod jej nosem na drzewo zaczęła wspinać się Moe. Uwaga Haze została rozproszona przez mundurek opinający... pewne części ciała. Ręka drgnęła jej niespokojnie, a zaklęcie zdezorientowane nagłym przerwaniem odpowiedniego ruchu różdżki, zmieniło zupełnie swój tor i ugodziło w Davies, która z trzaskiem spadła zahaczając też o nią. Zdjęta na ziemię siłą jej upadku syknęła coś tylko, czując rozchodzący się od łokcia ból, który zelżał prawie zupełnie, gdy skoncentrowała się na rozchodzącym się intensywnie zapachu - czekolady, wiśni i bzu. Serce zabiło jej mocniej, a oczy otworzyły się szerzej w panice, która przecież nie odbijała się tak często na jej twarzy. - Moe? Moe! - krzyknęła zmartwiona, choć dziewczyna była przecież tuż obok niej. Gdzieś z tyłu świadomości zatliła jej jeszcze myśl, że w takim stopniu potrafiła się martwić jedynie o członków swojej rodziny, więc... dlaczego teraz nie potrafiła się uspokoić, widząc wykrzywioną w bólu twarz Morgan? - Jerry, zrób coś! - warknęła na chłopaka ponaglająco, odrywając wzrok od Gryfonki tylko po to, aby posłać Dunbarowi spojrzenie pełne gniewu i szaleńczo dudniącej w jej klatce paniki.
Punkty z Zielarstwa: 0 KOSTKI 1:4 = 15 jagódek Kostki 2:3:Niestety Twoje umiejętności wspinania się na drzewo zniknęły wraz z Twoim dzieciństwem. Spadasz z drzewa i robisz sobie poważną krzywdę w wybraną przez Ciebie kończynę. Jeśli ktoś z drużyny ma powyżej 10 punktów z uzdrawiania, może natychmiast Cię naprawić. Jeśli nie, przez kolejne trzy posty odczuwasz ból. Dodatki: 0 Maska: całkiem sprawna
Klasnęła dziarsko w dłonie słysząc jakie czeka ich zadanie. Jak była mała nie wolno jej było łazić po drzewach choć mieli z Anfimem dużo luzu w porównaniu z innymi szlacheckimi dzieciuczkami znajomych ich rodziców. Mogła całe dnie spędzać w psiarni i ikt nie miał nic przeciwko, a Albina kochała pieski nad życie. Przyjrzała się jednak drzewu, bo dziś to drzewo było zadaniem specjalnym i zakasała rękawy. Dosięgło ją znienacka celne zaklęcie @Cassius Swansea które wślizgnęło się jej dreszczem na twarz przez co podrapała się po niej wierzchem dłoni marszcząc brwi. - Privet Lanceley - odpowiedziała oceniając gałęzie drzewa i wymyślając trasę wspinaczki, nie przyglądając się jednak pani prefekt bezczelnej zmieniaczce dresów w mundurki bez pytania kogokolwiek o opinie - Da, ja siestra Anfima. - podskoczyła lekko, łapiąc pierwszy konar i podciągnęła się wyżej świecąc majtkami spod spódniczki biednym @Fillin Ó Cealláchain i @Boyd Callahan po oczach. Stanąwszy w lekkim, stabilnym rozkroku zaczęła zbierać jagódki do kieszeni nucąc pod nosem Czardasza. Od pląsania po gałęzi straciła równowagę i runęła na glebę z pokaźnej wysokości. Aż stęknęła zastanawiając się, czy nie porozgniatała jagódek, okazało się jednak, że niefortunnie wylądowała na nadgarstku, którego kontuzję leczyła w zeszłym roku i który zaczął ją strasznie boleć. - Nic mi nie jest! Nic mi nie jest! - powiedziała chcąc uspokoić swoją grupę. Poruszyła nadgarstkiem chcąc sprawdzić jego stan, bolał jednak jak diabli więc wyciągnęła z kieszeni różdżkę i stuknęła nią, bo na takie drobne gówienka to już miała arsenał zaklęć, Anfim przecież co chwilę sobie coś skręcał czy łamał- Episkey! - coś ciumknęło i nadgarstek jak nów. Szkoda, że nie można było tego powiedzieć o twarzy.
Ostatnio zmieniony przez Albina Abrasimova dnia Czw Lis 28 2019, 23:02, w całości zmieniany 1 raz
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Haze zazdrośnie zgrywała się z trójkątem, jadąc po bandzie z prowokatorstwem i skrajną dla niektórych uszu kontrowersją. Robiła to bardzo w swoim stylu, robiła to, nie myśląc, co ludzie powiedzą, robiła to jakby kompletnie ignorując swój niekończący się brak doświadczenia. Czy Davies powinna jej zwrócić uwagę i przywrócić ją do porządku? Zdecydowanie nie czuła się do tego zobowiązana ani nie uważała, by było to konieczne. Ot, zwyczajowe gadki panny Larch. To właściwie było trochę przykre, że ciągła kontrowersja przyzwyczajała do siebie i powoli kazała się siebie spodziewać w każdej wypowiedzi, czy zachowaniu. Dunbar rozpoczął wspinaczkę, zebrał, co mógł, runął na ziemię, bo chciał zebrać za dużo, podniósł się, otrzepał portki i zadowolony uznał, że jego zadanie było zaliczone. Bardzo słusznie. W związku z tym, Davies jedynie pogratulowała mu zbiorów, nie mając odwagi oceniać jego wyczynów przed własną próbą, a następnie sama podążyła jego tropem. Zaczęła wspinać się na drzewo i już prawie sięgnęła po pierwsze zdobycze, kiedy nagle oberwała zaklęciem. Ostatnią rzeczą, jaką udało jej się dokonać przed upadkiem, było złapanie się z całych sił gałęzi, na której dostrzegła sporą ilość pożądanych owoców. Liczyła, że, z powodzeniem zbliżonym do Jerry'ego, uda jej się ugrać nieco dodatkowych zbiorów, choćby takim rozpaczliwym ruchem. W końcu, choćby ze względu na to, że grali drużynowo, miała zamiar pozostałym grupom udowodnić, że to oni byli najzdolniejsi. Co z tego, że o zielarstwie każdy wiedział tyle, że liście na wiosnę robiły się zielone. Po upadku zaskamlała coś żałośnie, zaciskając chwilę później zęby, czując w kolanie rwący ból i, przynajmniej przez chwilę, nie mając odwagi na nie spojrzeć. Zamiast tego, jej spojrzenie było skupione na Aconite. Jej widok sprawiał, że ból słabł, odchodził w zapomnienie, przestawał mieć znaczenie. Mimo, że Mgiełka coś krzyczała do Jerry'ego, Moe nie zwracała uwagi na komunikaty. - Nie martw się. - chciała ją uspokoić swoim błogim szeptem i spojrzeniem jasno dającym do zrozumienia, że wszystko było w porządku. W końcu nic nie mogło stanąć na drodze szczęściu, jakie czuła, gdy miała Larch obok siebie. Wyciągnęła ku niej dłoń i czule ujęła policzek dziewczyny. Czuła jej aksamitną skórę pod opuszkami palców, a do nozdrzy docierał jej już wyłącznie zapach konwalii.
Punkty z Zielarstwa: punkty + punkty z przedmiotów, które ze sobą mamy KOSTKI 1:4 -> 15 owocków Kostki 2: 3 -> Niestety Twoje umiejętności wspinania się na drzewo zniknęły wraz z Twoim dzieciństwem. Spadasz z drzewa i robisz sobie poważną krzywdę w wybraną przez Ciebie kończynę. Jeśli ktoś z drużyny ma powyżej 10 punktów z uzdrawiania, może natychmiast Cię naprawić. Jeśli nie, przez kolejne trzy posty odczuwasz ból. Dodatki:5 -> Gubię swoje jagódki, bo mnie Haze sponiewierała najpierw zaklęciem, a potem amortencją. Maska: 5 -> sprawna