Spore okna, jednak w dość dużej odległości, nadają korytarzowi nieco tajemniczości. Jedynie nieliczni wiedzą, że za jednym z wielu posągów znajduje się tajne przejście, prowadzące wprost do Miodowego Królestwa. Skorzystanie z niego jest możliwe jedynie przy znajomości odpowiedniego zaklęcia...
Tak jak można się tego było spodziewać, żadnych wyjaśnień mała Puchonka nie otrzymała. W sumie sama nie wiedziała, dlaczego ich żądała, zwłaszcza że w pewnym stopniu Krukona znała i mogła przewidzieć, że zostanie pozostawiona z mętlikiem w głowie samej sobie. Jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się iść szkolnym korytarzem i nagle wpaść na kogoś kto przyssie jej się do ust. Jasne, że jej się podobało, ale nie o tym tu teraz mowa, bo jeśli zaczniemy to roztrząsać to urocza Northwood może się nam zawstydzić i już nie wydukać żadnego słowa, co przecież jest do niej zupełnie nie podobne! Wracając jednak do tematu, to takie rzeczy zdarzają się jedynie w mugolskich filmach, które są bardziej nieprawdopodobne niż to, że nagle w progu sierocińca prowadzonego przez siostry zakonne stanie postawny pan i stwierdzi ze spokojem w głosie, że przeznaczeniem jednego z mieszkańców tego przybytku jest latanie na miotle i wymachiwanie kawałkiem drewna. Ach herezje, herezje. Trzeba uważać, bo nie daj boże Cię spalą na stosie! Patrzcie no, znowu odbiegamy od głównego wątku. To chyba ten urlop tak na mnie zadziałał. W każdym razie nie ma już sensu powtarzać po raz setny, że sytuacja w której Bambi się znalazła nieco odbiegała od normalności, o ile taka w ogóle w świecie czarodziei istnieje. Nie zapominajmy jednak, że to też są istotki, które mają motyle w brzuszkach, a Bee przecież czuła się jakby miała zaraz odlecieć niesiona skrzydełkami tych małych potworków. Powiedział, że wszystko w porządku, ale ona i tak miała swoje podejrzenia. Może powinna teraz zabawić się w inwigilantkę i trochę poszpiegować go czy coś, bo może to całe wydarzenie ma w ogóle jakieś drugie sedno, a ona jest własnie na tropie do odkrycia jakiejś ciężkiej sprawy? Nigdy na szpiega nie aspirowała, ale czy to nie byłoby superowe gdyby się okazało, że ma zadatki na jakiegoś tajnego agenta? Byłaby niczym jakaś zabójcza broń, sto razy lepsza niż ci wszyscy aurorzy, którzy tu po zamki się teraz kręcili. Nie, nie Bambi. Pokręcić możesz teraz głową, ewentualnie potrząsnąć żeby te durne pomysły wyleciały Ci z głowy. - Zapomnieć mówisz? - bardziej stwierdziła niżeli zapytała. Przekręciła teraz głowę na bok i bacznie mu się przyglądała. Wcale nie chciała zapominać. Mimo, że było to cholernie dziwne i poczuła się trochę nieswojo, wcale nie było nieprzyjemne. Wręcz przeciwnie. Nawet chętnie by to powtórzyła, ale wiecie. Damie nie wypada. Z kolei jeśli on by chciał powtórki, zmuszona by była do wymierzenia mu policzka. Tak to przecież działało! A nie? - Nie chcesz mi chyba teraz rzucać jakimiś zaklęciami na zapomnienie? No bo wiesz to trochę dziwne. Może teraz mnie wykorzystasz, a potem wymażesz mi wszystko z pamięci! - trochę się zdenerwowała tym całym zapominaniem, jednak mimo wszystko, wyobrażanie sobie Gregory'ego, który miałby ją niecnie wykorzystać było trochę zabawne. Przyznajmy sobie szczerze. Tak. Ten pomysł też powinna od razu odpuścić. Najlepiej jeszcze jakby go na głos nie wypowiedziała, jednak co się stało to się nie odstanie. No właśnie. Co się stało to się nie odstanie, więc czemu mieliby o tym zapominać? - No dobra, trochę mnie poniosła wyobraźnia - przyznała szczerze, bo z tym nie miała problemu. Bujanie w obłokach było jej ulubionym zajęciem, które tak chętnie wykorzystywała na lekcjach. A kto nie... - To było trochę dziwne i może wcale nie chcę o tym zapominać, ale już nie wrócę do tego tematu - uśmiechnęła się dumna ze swojej drogi dyplomacji, jaką właśnie obrała. Właściwie to jej też wcale nie spieszno było do opuszczania tego miejsca i rezygnowania z jego towarzystwa. Kto wie, może dowie się co tak naprawdę Ewing robił tutaj sam, macając ściany.
Choroba to naprawdę paskudna rzecz. Człowiek myśli wolniej, a mimo wszystko ma ochotę na napisanie odpisu. Dlatego pomimo cieknącego nosa i gorączki - napiszę! Stał naprzeciwko Puchonki i czuł się niesamowicie niezręcznie, choć swoim stałym sposobem nie dawał tego po sobie poznać. Nałożył najlepszą maskę z możliwych i czekał na dalszy rozwój spraw. - Tak - potwierdził bez zająknięcia, nadal bacznie ją obserwując. Nie widział na jej twarzy większych emocji, a przynajmniej nie potrafił ich do końca rozczytać. - Nie no, bez przesady - mruknął, wywracając oczami i na chwilę odwracając wzrok. Zaklęcia zapomnienia! To sobie wymyśliła. Wykorzystywanie?! Jeszcze lepsze. Kto jak kto, ale Gregory? Zero wiary w ludzkość! Zero wiary w mężczyzn! - Trochę - przyznał jej racje, uśmiechając się półgębkiem. Właśnie to było fascynujące w Bambi - jej szalona wyobraźnia, zdecydowanie nie znająca granic. I takie lekkie podejście do życia. - Nie chcesz? - zapytał, unosząc zaciekawiony jedną brew. To zabrzmiało dziwnie, w końcu na początku była zaskoczona, a teraz nagle mówi, że nie chce zapominać. - To... To dobrze - stwierdził, wzdychając lekko i przygryzając na chwilę obie wargi. Rządziły nim teraz niespotykane dotąd emocje i przeraził go fakt, że naprawdę ma ochotę drugi raz ją pocałować. Spojrzał jej w oczy i schował dłonie do kieszeni, by się nieco uspokoić. I będą tak stać? Coś ich trzyma, jakieś dziwne siły. Będą stać.
[przepraaaaaaszam, że tyle czekałaś, ale egzaminy, prawko itd i musiałam wszystko ogarnąć, ale już do Ciebie wróciłam kochana! <3]
Stali. No jasne, że stali, a co innego mieli robić? Kiedy dwa ciała łączy siła wzajemnego oddziaływania... No dobra. Może nie mieszajmy w to fizyki, ale każdy wie o co chodzi. Ani Bambi, ani Greogory nie mieli zamiaru się ruszyć, ale obydwoje chyba nawet nie wiedzieli dlaczego. Powód był prosty jak dwa plus dwa, bo kierowało nimi dokładnie to samo co teraz Ewingiem, który doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chętnie by ją znowu pocałował, a i ona pewnie nie miałaby nic przeciwko. Życie jednak lubi płatać nam psikusy i nic nie jest takie proste jakie się wydaje być. Na co dzień przywdziewamy maski różnego rodzaju i również każdego dnia wybieramy nowy scenariusz i inną rolę do odegrania. Co tym razem powinni zrobić? Czy dwoje młodych osób nie może po prostu beztrosko macać ścian i siebie nawzajem? No najwidoczniej nie. To smutne wiem. Beatrice jednak za nic nie dałaby się tak o poobściskiwać bez zobowiązań na środku zamku. Nawet jeśli działoby się to w komórce na miotły to też by tego sobie zrobić nie dała. W końcu panienka to była dobrze wychowana i rodzice nie pochwalaliby takich wybryków, dlatego zmuszona by była zasugerować mocnym plaśnięciem w Gregorowy policzek, że na następne pocałunku jest troszeczkę za wcześnie. Kapiszi? - No dobra, to teraz przejdźmy do rzeczy. Już pominąwszy tą całą kwestię pocałunku, który mam zapomnieć, a nie chcę... - tu przygryzła wargę, przestępując nerwowo z nóżki na nóżkę. Spojrzała mu teraz niepewnie w oczy i pokręciła głową z niedowierzaniem. No taki dzień, taka sytuacja! Jakie to było wszystko dziwne! - Co Ty robiłeś tu na korytarzu i czemu tak dziwnie kleiłeś się do ścian? Ktoś Cię ściga czy coś?- nie no, bo wcale nie zauważyła, że wtedy był wyćpany w kosmos. A jak!
Ależ w ogóle mi to nie przeszkadza. Nie jestem wymagającą osobą jeżeli o posty chodzi, równie dobrze możesz po tygodniu odpisać. :D Nie, Gregory również nie był najlepszy z fizyki. Lepiej nie wplątywać tutaj nauki, bo ona nie ma tutaj nic do gadania. Gdyby miała z tym coś wspólnego, dałoby się to wszystko racjonalnie wytłumaczyć, a jednak jest z tym ciężko. Ona nie dawała się obściskiwać na środku zamku, a on z kolei nie był z tych co zaciągał do łóżka wszystkiego co się rusza. Obie te rzeczy nie pomogą na razie im w przeżyciu czegoś więcej, no chociażby głupiego pocałunku. Są chyba zbyt dumni, by się przyznać do jakichkolwiek uczuć i coś z nimi zrobić. Wolą stać. - Zawsze możemy to powtórzyć - mruknął, wzruszając ramionami i spoglądając jej w oczy. Uśmiechnął się zawadiacko i zaśmiał cichutko, no bo ta sytuacja była niesamowicie dziwna ale i śmieszna trochę! Po jej słowach momentalnie spoważniał i wrócił do swojego codziennego sposobu bycia. - Nie twój interes - powiedział cicho, ale tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie miał zamiaru jej się tłumaczyć z tego co widziała, gdyż była to tylko i wyłącznie jego sprawa. Zresztą nigdy z niczego się nie tłumaczył, nie miał tego w zwyczaju. Spojrzał jej w oczy, ale nie powiedział nic więcej. Nadal był na siebie wściekły, że na nią wpadł. Nie na nią, na siebie. I to jak! Choć mogło to wyglądać całkiem odwrotnie.
Spojrzała na niego jakby się urwał z księżyca i wyszczerzyła się szeroko w odpowiedzi, bo to takie urocze było, że nagle tak poważniał jakby chował przed nią jakąś wielką tajemnicę! Nie musze dodawać, że Bambi uwielbia sekrety, a jeszcze bardziej ich odkrywanie, dlatego teraz wydęła usta, wzięła się pod boki i pokręciła zniesmaczona główką, bo ten okropny Gregory śmiał jej odmówić opowieści dziwnej treści! - Nie Twój interes - zaskrzeczała, przedrzeźniając go. W tej pozie, w której tkwiła musiało to wyglądać co najmniej komicznie zwłaszcza, że jeszcze dodała do tego przestępowanie z nogi na nogę, jakby nagle zachciało jej się siku. - Ty chyba jeszcze nie ogarnąłeś tego, że to stało się moim interesem w chwili kiedy stanęłam Ci na drodze - dodała rzeczowym tonem, tłumacząc mu to jakby to było proste równanie matematyczne, a ona tylko stwierdzała mu suche fakty. Jeżeli myślał, że blondynkę usatysfakcjonuje taka odpowiedź jakiej jej udzielił to był w błędzie! Otóż mimo, że kolor włosów czasami zobowiązywał, to nie tak łatwo było ją wyrolować. Swoją droga bardzo zręcznie odsunęła temat pocałunku na bok, przemilczając jego propozycję. Wolała się nie odzywać więcej na ten temat, bo nie daj Boże jeszcze by się zgodziła, a nie było to w końcu takie trudne, bo Northwood lubiła poznawać nowe rzeczy, zwłaszcza jeśli były takie przyjemne jak właśnie te, z którymi ją zapoznawał Krukon. - Dlatego już przestań się dąsać i uchyl rąbka tajemnicy, bo w przeciwnym razie będziesz zmuszony uciekać, a ja dobrze biegam, więc wiesz... Może to być słaba akcja w tym przypadku - pokręciła głową z udawanym smutkiem, a zaraz potem wbiła w niego badawczo wzrok. W oczach pojawił jej się błysk rozbawienia i aż miała ochotę zaklaskać ochoczo w ręce, ale stwierdziła że jej zaraźliwy entuzjazm jakoś na niego nie działa. Co gorsza, grymas na jego twarzy nie wydawał się mówić 'jasne Bambi, siadaj tu na podłodze nawet, ja Ci zaraz wszystko opowiem!'. Oh Beatrice, kiedy wreszcie nauczysz się, że w życiu nie wystarczy ładnie poprosić żeby wszystko było Ci dane?
On się nie wyszczerzył, on nadal się na nią patrzył z poważną miną i nie zamierzał zdradzać jakichkolwiek uczuć. Zdawał sobie sprawę, że głupio wyszło i z każdą kolejną minutą coraz bardziej miał ochotę po prostu wyparować i zniknąć, ale z drugiej strony nogi stały przed Bambi jakby przyklejone do chłodnego muru kropelką super glu. Na jej reakcję chcąc nie chcąc parsknął cichym śmiechem, odwracając od niej twarz na sekundkę. Z nią się nie da normalnie porozmawiać, no nie da się. Czy ona o wszystkim musi wiedzieć? Mam jej podać wszystko jak na tacy, proszę częstuj się. Opowiem ci wszystko ze szczegółami, bo stoisz przede mną i mi się podobasz! Ha! Jeszcze czego. Chłopak spojrzał się na nią dopiero gdy ponownie przemówiła. - Stanęłaś, i co? - zapytał głupio, no bo przed chwilą dziewczyna mu wyjaśniła. - Za dużo chcesz wiedzieć - mruknął, wzdychając lekko. Zaczynał się niecierpliwić, niepotrzebnie wdaje się z nią w jakieś głupie dyskusje! Odmówiłby na początku i po prostu poszedł, a teraz jeszcze musi się tłumaczyć. - I co potem? - zapytał lekko rozbawiony. Co jak co, ale nie będzie jej się z niczego tłumaczył. Czyli zostaje tylko ucieczka i chciał się dowiedzieć co się stanie gdy ta już go złapie. Podszedł do niej jeszcze bliżej i zbliżył usta do jej ucha. - Wybacz, ale to dalej pozostanie małą tajemnicą - powiedział i wyminął ją, by po prostu odejść. Lubił ją, może nawet trochę bardziej niż powinien, ale po prostu ta sytuacja była tak niesamowicie dzika i dziwna, że jak zwykły tchórz wolał pójść. Ale szedł powoli, no bo w końcu... Ona tak szybko biega...
- Szlak by to! - Warknął pod nosem wysoki młodzieniec, pochylając się i zbierając świece, które rozsypały się na pół korytarza. Jakiś głupi dzieciak zostawił na ziemi pusty kałamarz, o który potknął się wózek prowadzony przez chłopaka, pełen magicznych świec, które należało zainstalować w kandelabrach. Co prawda i wózek i świece wspomagane był magią, ale to właśnie dlatego po dotarciu do kałamarza nie zatrzymał się on, tylko przejechał wprost po przedmiocie, wyrzucając ze środka dużą ilość świec. Czasem Garth wolałby, żeby w Hogwarcie mniej rzeczy chodziło na magię a więcej na prąd. Chociażby internet. Spędził tu trochę ponad pół roku, ale czasem normalnie go skręcało, żeby rzucić to wszystko i jechać do najbliższego miasta tylko po to, żeby zalogować się na fejsa i usłyszeć klikanie klawiszy. Nie potrafił nigdy zrozumieć, jak czarodzieje mogą w ogóle radzić sobie bez niego, używając do komunikacji sów. Nigdy zresztą nie zaakceptował pierzastych istot, które dla niego składały się z dzioba (części istotnej bo morderczej), pazurów (tak samo) i całej reszty. Czasem snuł sobie wyobrażenia o tym, jak wspaniałym wynalazkiem byłby magiczny internet. Bez żadnego WiFi, bez konieczności zapłaty... Gdyby tak zaczarować komputer, żeby śledził daną osobę... I mógłby to robić, nawet gdyby ta osoba nie miałaby przy sobie żadnego GPSa! Tak sobie rozmyślając, zaczął zbierać z korytarza świece, dziękując za to że akurat teraz wydawał się on być dosyć wyludniony. Nie chciał sobie nawet wyobrażać co by było, gdyby tłum dzieciarni wpadł nagle na świece. Raz, że większość z nich nadawałaby się do wyrzucenia, a dwa że młodzi czarodzieje z głowami wiecznie w chmurach pewnie utworzyliby mega-kraksę, co skutkowałoby masowymi odwiedzinami w Skrzydle Szpitalnym. A jeśli, nie daj Morgano, napatoczyłby się jakiś ślizgon, to mógłby na palcach jednej ręki policzyć swoje dni na tej posadzie.
Na szczęście koniec lekcji -to była pierwsza myśl, jaka zagościła w mojej głowie po zakończeniu eliksirów. Szczerze nienawidziłam tych zajęć i za każdym razem, gdy byłam zmuszona siedzieć w ławce i mieszać w tym pieprzonym kociołku, miałam wielką ochotę sprzedać sobie kulkę w łeb. Mogłabym to pewnie też zrobić w jakiś bardzo, uuuu, magiczny sposób, ale nie zadawałam sobie kiedykolwiek trudu, by o tym poczytać czy dowiedzieć się więcej. Co mnie to odchodziło, skoro miałam tradycyjne sposoby, o potwierdzonej skuteczności? No, ale dość rozważań o samobójstwach, aż tak źle ze mną nie było. Szłam właśnie przez korytarz na III piętrze, kiedy usłyszałam dość głośne pomstowanie, na czym to świat stoi. Westchnęłam i poprawiłam torbę wiszącą na moim ramieniu. Przybliżyłam się do pobojowiska i obrzuciłam całość dość obojętnym spojrzeniem. - Pomóc ci? -spytałam chłopaka, zbierającego ten syf z podłogi. Nie czekając na odpowiedź rzuciłam torbę obok jego wózka i wzięłam się do pomocy. Zaraz, wózka? Kim on był, woźnym? Wyjątkowo młodo wyglądał, jak na takowego. Zawsze wyobrażałam ich sobie jako starych, zgryźliwych osobników, o absolutnym braku poczuciu humoru. Ale nie ma się co cieszyć, może w środku jest właśnie takim gburem. Że też go wcześniej nie zauważyłam, ale, szczerze mówiąc, nie zaprzątałam tym sobie na co dzień głowy. Miałam ważniejsze sprawy do ogarniania.
Kiedy zadzwonił dzwonek, przyśpieszył pracę, bo musiał uważać na przebiegających tu i tam uczniów. Wcale a wcale mu się to nie podobało. Ta praca była bardzo niewdzięczna i wcale nie tak dobrze płatna, ale przynajmniej utrzymał się w niej dłużej niż miesiąc. Nigdy nie wychodziło mu to z mugolskimi zajęciami. Po prostu nie potrafił na dłuższy czas osiąść w jednym miejscu. W Hogwarcie było to o tyle prostsze, że wcale nie tak łatwo było sobie to odpuścić. Musiałby wtedy odbyć poważną i nieciekawą rozmowę z Dyrektorem, musiałby znowu iść w świat i szukać szczęścia gdzie go nie ma. Tutaj przynajmniej miał dach nad głową, jedzenie i jeszcze mu za to płacili. A że jego ręce śmierdziały detergentem magicznym nie ważne jak długo je szorował? Trudno. Podniósł właśnie kolejną świeczkę, kiedy jakaś dziewczyna zatrzymała się, zamiast przejść dalej korytarzem. Na ogół ludzie nie zwracali na niego uwagi - woźny był jakby niewidzialny. A ona się patrzyła, choć w jej spojrzeniu nie zauważył ani krztyny zainteresowania. - Nie trze... - ale zanim zdążył skończyć, ona podnosiła już świece. Wzruszył więc ramionami i też zabrał się do pracy. We dwójkę poszło im o wiele szybciej i już niedługo zanosił ostatnie świecie do wózka. Posłał dziewczynie uważne, lustrujące spojrzenie, jakby spodziewał się, że krzyknie "Prima aprilis" i wyrzuci świece z powrotem, żeby miał więcej roboty. Była już dosyć dorosła, ale tutaj nawet studentom czasem coś odbijało do głowy i robili różne głupie rzeczy. - Dzięki. - powiedział w końcu, posyłając jej krótki uśmiech a potem machnął różdżką, tak że wózek znów ruszył. Drugie machnięcie wystarczyło, żeby świece zaczęły same z niego wyskakiwać i umieszczać się w uchwytach i kandelabrach. Póki co się nie zapalały - była na to jeszcze zbyt wczesna pora dnia. Garth spojrzał za wózkiem, ale poruszał się on tak ślamazarnym tempem, że nie musiał póki co za nim iść. - Nie śpieszysz się dokądś? - zapytał dziewczynę, nieco gburliwie. Może to posada woźnego czyniła z najnormalniejszego nawet człowieka zgorzkliwca? Trudno powiedzieć, bo Garth nawet wcześniej miewał swoje gorsze dni i wtedy potrafił być naprawdę niemiły.
Zebralam ostatnie świece i wyłożyłam je do wózka. Otrzepałam ręce i spojrzałam na woznego. Gapil się na mnie tym specyficznym wzrokiem, jakby myślał, że zaraz rozwale to wszystko, kopne go w piszczel i zwieje z szatanskim śmiechem. No ale nie, ja nie z tych. Wytrzymałam to przewiercajace spojrzenie, dzielnie nie uginając się pod jego wzrokiem. - Spoko -odpowiedzialam swobodnie, oszczędzając sobie grzecznościową formułke. Chłopak wyglądał na niewiele starszego ode mnie, równie dobrze moglibyśmy się poznać w jakimś klubie. Cóż, o ile bym do takowych uczeszczala. Na jego słowa nie mogłam się nie rozesmiac. Najwyraźniej należał do tych z gatunku Filcha, o którym kiedyś opowiadał mi ojciec. Jednak w przeciwieństwie do niego, ten nie wydawał się nawiedzonym kocim tatą. Ale jak już mówiłam, pozory mylą. - Nie, mam okienko -odparłam tylko, z delikatnym uśmiechem na ustach. Zaraz stwierdziłam, że wypadałoby się przedstawić, więc dodałam:- Aiko Odagiri, pierwszy rok studiów -i nawet wyciągnęłam do niego rękę. Miał szczęście, trafił na mój dobry dzień. Nawet pomimo tych pieprzonych eliksirow.
Dziewczyna wyglądała na miłą. Tym bardziej Garth miał nadzieję, że zaraz sobie pójdzie i na tym ich przelotna znajomość się skończy. Ale nie, oczywiście mili ludzie musieli być mili, nawet dla takich ludzi jak on. Zupełnie jak Shai, kiedyś dawno temu. Przedstawiła mu się, swoim cokolwiek śmiesznym, orientalnym imieniem po czym wyciągnęła do niego rękę. Garth spojrzał na nią, ale jego obie dłonie pozostały założone na piersi. Podawanie ręki? No, to chyba nie do niego z takimi powitaniami. - Super. Ja jestem Garth. - Przedstawił się dosyć krótko, po czym ruszył za wózkiem. Szedł jednak powoli, zaś po paru krokach odwrócił się do dziewczyny, patrząc na nią z czymś na kształt wyczekiwania. Ta pogawędka nawet mu pasowała, bo dlaczego nie? Po prostu miał swoje obowiązki, no i pilnował się, żeby nie wydać się nadmiernie zainteresowanym. Wysyłał więc sygnały, które mówiły mniej więcej tyle co "Ot, jeśli chcesz to zamienimy kilka słów ale na więcej nie licz". - Co studiujesz? - Zapytał, niby zdawkowo. Prawda była taka, że był żywo zainteresowany jej studiami. Sam chciałby studiować. Mieć jakiś zawód, mieć przyszłość. Może wtedy Shai inaczej by na niego spojrzała? Bo kiedy ostatnio ją widział, w jej oczach było głównie to niewyczerpane współczucie i żal. A on nie chciał od niej współczucia. Chciał, żeby patrzyła na niego z podziwem. I z miłością. Pod wpływem wspomnień, zacisnął lekko pięści i napiął mięśnie, zaś jego wyraz twarzy stężał, ale zaraz się uspokoił. Przecież nie powinien odreagowywać tego na Bogu ducha winnej studentce.
Perłowa sylwetka wysokiej kobiety wysunęła się zza rogu korytarza, obracając głowę i lustrując wszystko nieprzeniknionym wzrokiem. Rozejrzała się, nieco zagubiona i jakby trochę znudzona. Ten dzień był niebywale nieciekawy, a Amanda O'Laer nie tolerowała takich dni. Duchem była już kilkadziesiąt lat i zazwyczaj działała w sposób niekoniecznie inwazyjny - lubiła wdawać się w pogawędki z młodymi damami, zasypywać je masą ciekawostek ze wszelkich dziedzin życia oraz imponować im swoją wiedzą. Bywały jednak takie momenty, w których nie czuła się na siłach do takiego nudnego życia. Potrzebowała jakiejś odmiany. Nieco szaleństwa. Wtedy zmieniała się nie do poznania, choć do Irytka było jej bardzo daleko. Amanda, zauważywszy przyjezdną studentkę, której imienia nie znała (Naerys), wytrzeszczyła nieco oczy. Dziewczyna bez wątpienia chowała nos w szkicowniku, a O'Laer poczuła niepowstrzymaną chęć uwiecznienia swojego niebywałego piękna. Znalazła się nad nią w mgnieniu oka. - Panienko, panienko! - wykrzyczała, całkiem głośno, ale wciąż dostojnie. - Masz narysować mój portret - zarządziła, a gdy zdanie dobiegało końca, usłyszała kroki, rozlegające się w korytarzu. Rozpoznała Puchonkę, z którą kiedyś wymieniła parę zdań. Ona również miała pod ręką szkicownik. - Lulu Levine! Zbliż się - poprosiła, choć brzmiało to bardziej jak rozkaz. Oddaliła się nieco od dziewcząt, ustawiając się tak, aby dobrze ją widziały. - Zarządzam konkurs, chcę żebyście namalowały mój portret - odezwała się, nie chcąc słyszeć sprzeciwu. No cóż, na pewno nie odpuściłaby im, gdyby zwiały!
List bardzo ją zaskoczył. Właściwie i tak nie miała dzisiaj żadnych planów, więc ostatnie spotkanie z Tonym zdecydowanie jej pasowało. Mogła zapomnieć trochę o wszystkich kłopotach jakie pojawiały się w jej życiu i po prostu wyluzować. No bo przecież po co się zadręczać jakimś szantażującym ją rudzielcem, czy tym że Vivi się do niej nie odzywa? Sprawy rozwiążą się same prędzej czy też później. Teraz trochę się pobawi. Zastanawiała się po co ją zwodził. Nie mógł od razu dać znać, że mają się spotkać tu i tu? To zdecydowanie oszczędziłoby jej zachodu. Ale to właśnie dzięki tym poszukiwaniom miała okazję wpaść po drodze do kuchni i załatwi sobie łyczek czegoś mocniejszego. Cóż, skrzaty mają tam wszystko. Nie zamierzała być pijana, ale zawsze lepiej mieć choć troszkę rozproszoną świadomość – mniejsze wrażenie, że robi się coś złego. Przemierzała korytarze ubrana w jeden ze swoich najbardziej 'hot' zestawów, które jednak nie były skąpe. Idealnie sprawdzał się zarówno, kiedy udawała Lullaby i gdy bez pomocy metamorfomagi była zwykła sobą. Przy tych myślach nagle zahamowała. Stanęła w korytarzu jak słup soli. Moment moment. Kim ona ostatnio była przy krukonie?O kutfa... Ta myśl nie mogła dać jej spokoju. Była przekonana, że Aby jednak zazwyczaj, gdy coś było dla niej aż tak pewne to okazywało się, że się myli. Dlatego też postawiła na miej prawdopodobną opcję – została blondynką. Nawet jeśli się pomyli, to Stark jej zdaniem był kimś, komu nie zrobi to większej różnicy. Była taka piosenka „Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki...”. Nie miała pewności, czy to on gdy go zobaczyła. W sumie nie spodziewała się, że będzie czekał akurat tutaj. Może chce ją rozdrażnić jeszcze bardziej, a potem dopiero zabrać w jakieś milsze i bardziej ustronne miejsce? Nieważne. Nie zamierzała dać mu szansy na odezwanie się. Po co komu głupie komentarze. Szybkim krokiem podeszłą do chłopaka od tyłu, złapała go za ramię i użyła na tyle siły by pewnie zaskoczonego odwrócić i momentalnie wpić mu się w wargi. Troszkę trwał ten pocałunek. Potem się odsunęła, otworzyła oczy i... - O cholera – Tylko tyle jej się wyrwało. To nie był TONY! To był.. Właściwie kto to był? Stał sobie chłopaczek, który śmiał być do niego od tyłu bardzo podobny (przecież nie była pijana! No może tak tyci, ale to przecież nic nie zmienia tak?!). Kutfa, to się cholera wpakowała. Stojąc wciąż blisko niego gapiła się jak ciele w malowane wrota. Cholera... Chyba wypadałoby coś powiedzieć nie? Przeprosić? Cholera Elishia. No rzesz było myśleć, a nie się dawać ponieść emocją! Albo waginie. Wstrętna część ciała myśli za nią! Prawie jak u faceta, bożeeee...
Tego dnia Liam miał dość kiepski humor, a kłótnia z rodzicami na pewno mu go nie poprawiła. Był wściekły, miał ochotę coś rozwalić, lub się na kimś wyżyć, ale nie chciał też by ktokolwiek zauważył jego zły nastrój. Postanowił wyjść jak najszybciej ze swojego dormitorium i udać się na jakiś długi spacer. O tak spacer po korytarzach Hogwartu dobrze mu zrobił bo Puchon nieco się już uspokoił i nie miał już tak naburmuszonej miny jak 30 minut temu. Chłopak zatrzymał się na korytarzu na trzecim piętrze i usiadł na parapecie z cichym westchnieniem. Nagle poczuł jak na jego kolana wskakuje MM i kładzie się wygodnie pomrukując cichutko. -O witaj mała. Dawno cię nie widziałem. Pewnie znowu byłaś mnie zdradzać ty łobuziaro mała ty! -powiedział śmiejąc się cicho. Kotka spojrzała na niego dużymi niebieskimi ślepkami i polizała szorstkim języczkiem jego dłoń. Chłopak zaśmiał się cichutko i pokręcił rozbawiony głową. Co za zabawna kociczka, zachowuje się tak jak by rozumiała co do niej mówił, ale czy rozumiała czy tylko udawała? Zresztą to nie było teraz ważne, ważne było to dlaczego rodzice ostatnio tak ostro na wszystko reagowali? Czyżby coś się stało w domu? Liam musiał się tego szybko dowiedzieć bo obrywał za to co się działo w domu. Po chwili MM zeskoczyła z jego kolan i zniknęła gdzieś w korytarzu. Zdziwiony Puchon wstał i spojrzał za okno. Biało, ahh jak pięknie. Mógł wyjść na zewnątrz, ale nie chciało mu się wracać do dormitorium po cieplejsze ubrania. Nagle poczuł jak ktoś mocno łapie go z ramię, obraca i wpija się w jego wargi z dziką namiętnością i pożądaniem. Zszokowany chłopak nie wiedział co ma zrobić! Gdy nagle owa osoba się odsunęła, okazała się być śliczną blondynką. Blondyn mierzył ją piwnymi oczyma nie mając pojęcia co się właściwie stało. Dlaczego się na niego rzuciła i zaczęła całować? Nawet się nie znali. Może go z kimś pomyliła? Tak, pewnie tak. No bo od kiedy śliczne nieznajome dziewczyny rzucają się na niego i całują bez powodu? -Tak wiec, ehmm.. -wyjąkał nie mając zielonego pojęcia co ma powiedzieć w takiej sytuacji. Przeczesał blond włosy palcami i wbił wzrok w ziemię. -Ekhmm, emm.. -ponownie wyjąkał jakieś niezrozumiałe słowa i westchnął bezgłośnie. Co było by najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji? UCIECZKA Z MIEJSCA ZDARZENIA! Nie no, to by było głupie z jego strony, więc stał w miejscu nadal zszokowany całą tą dość nietypową sytuacją. Spojrzał piwnymi oczyma na dziewczynę i uśmiechnął się delikatnie.
Kurcze, to naprawdę nie było zamierzone. Teraz, kiedy patrzała mu prosto w twarz już wiedziała, czemu się pomyliła. Podobna szopa na głowie, rysy twarzy. Powiem szczerze, że gdyby od początku zobaczyła go z bliska też by nie była pewna, czy nie jest to czasem Tony. Drastycznie różniło ich jego – wyraz twarzy. Zdecydowanie nie było widać takiego zmieszania po krukonie, kiedy rozmawiała z nim w bardzie. Kurcze, ale się wygłupiła... Choć właściwie hm... To było całkiem miłe. Spontaniczne akcje zazwyczaj przysparzały jej jakieś mniej lub większej przyjemności. A to? Było chyba najbardziej nieprzemyślaną rzeczą, jaką mogła dzisiaj zrobić. Rzucić się na osobę stojącą w korytarzu tak sobie o. I właściwie, to czemu ona się nadal od niego nie odsunęła? Czy to wina tego, że przez jej głowę przeleciały trochę porąbane myśli? W sumie... Gdy się uśmiechnął sama odwzajemniła to. Potem zagryzła lekko wargę jeszcze chwilę trwając w ciszy. - Przepraszam. Ja szukałam... Pozwól, że Ci to wynagrodzę – Ton jakim to powiedziała zdecydowanie zapowiadał to, co zrobiła chwilę później. Oj chłopaczku na kogoś ty trafił. Ostatnimi czasy ta dziewczyna staje się coraz bardziej bezczelna. Przestało jej zależeć na opinii ludzi wokoło. Robi co chce i kiedy chce nie interesując się, czy narobi sobie wrogów czy wręcz przeciwnie. I może dlatego bez najmniejszych skrupułów złapała go za podbródek i ponownie przyciągnęła do siebie. Jeśli wcześniej czuł pewnego rodzaju namiętność, to jak to musiało być teraz, kiedy była skierowana w niego w pełni świadomie? Ciekawe, czy bardzo się słodziak wystraszy tego wszystkiego. Może faktycznie trzeba było uciec? A Eli cóż, wyczuwalny był od niej delikatny zapach ognistej whisky mieszający się z perfumami – zawsze może zwalić na to, że była po prostu pijana. Prawdę i tak znałaby tylko ona. Tak smakuje ryzyko...
Stał wpatrując się w blondynkę piwnymi oczyma. W sumie dlaczego nadal tali tak blisko siebie? Dlaczego żadne z nich nie odsunęło się chociaż by kilka centymetrów? W końcu się nie znali, a takie poznawanie.. hmm no cóż, dla Liama była to nowość. Był typem grzecznego chłopca, który.. Hej! Przecież Liam nie był kiedyś wcale aż taki grzeczny. Lubił imprezować, zaszaleć, napić się! Kochał adrenalinę i wszystko co związane jest z tym słowem oraz ze słowem "spontaniczność". Dlaczego tak bardzo się zmienił? Dlaczego teraz był taki spokojny, nigdzie nie wychodził, nie bawił się? Co się do cholery z nim stało? "Liam! Otrząśnij się! Bądź sobą!" -krzyczał jakiś głos w jego głowie. Uważnie spojrzał na dziewczynę i westchnął bezgłośnie. Gdy powiedziała o wynagrodzeniu pomyślał o czymś normalnym, ale gdy poczuł jak wpija się w jego usta oniemiał. Znów go pocałowała, znów! Czuł od niej to coś, czego nie dało się opisać słowami. Wiedział czego dziewczyna pragnęła w tej chwili, ale czy powinien jej to dać? Ujął twarz nieznajomej i odwzajemnił jej pocałunek z delikatnością i czułością, które przerodziły się w dzikie pożądanie. Po chwili odsunął się od niej kilka milimetrów i odetchnął głęboko patrząc w jej tęczówki. Czuł woń słodkich perfum mieszających się z ognistą, ahh czyli dziewczyna była w stanie upojenia. A to ciekawe. Uśmiechnął się do siebie w myślach i westchnął bezgłośnie. "I co teraz cwaniaku? Hmm? Co teraz zrobisz?" -znów głos w jego głowie marudził nie dając mu spokoju. Liam jedynie stał w milczeniu i wpatrywał się w oczy nieznajomej.
Ona też raczej nie poznawała w ten sposób ludzi. Zazwyczaj albo po prostu się przedstawiała, albo jeśli już miało to taki wydźwięk, to ktoś ją podrywał po czym doprowadzali do długiego flirtu. Ewentualnie wszystko naraz. Tym razem pominęła jednak wszystkie te znaczące kwestie i w sumie nie przeszkadzał jej ten fakt. Właśnie to – adrenalina, ryzyko. Sprawiało jej to przyjemność, a stojąc tu obok niego właśnie to buzowało w całym jej ciele. Pewnie, że mogła mu to normalnie wynagrodzić. Zabrać na jakąś herbatkę do kuchni, czy coś – zazwyczaj to właśnie tak robiła. Pogadaliby trochę, zorientowali czy w ogóle się znają, bo kto wie. Może chodzą razem na jakieś zajęcia, a ona nawet o tym nie wie? Nie zwracała uwagi na wszystkich wokół siebie nawet, jeśli dobrze znała większość szkolnych plotek. Nie było jej to do szczęścia potrzebne. Spodziewała się raczej, że się chłopak odsunie. W końcu wcześniej tak się speszył! Zdecydowanie nie myślała, że mógłby odwzajemnić jej pocałunek i do tego z takim zapałem. Aż w pierwszej chwili otworzyła oczy z zaskoczenia, ale nie na długo. Całując się z nim momentalnie odprężyła się i zaangażowała w to jeszcze bardziej zamykając je i kładąc dłonie na jego torsie, ale zdecydowanie nie po to by go odepchnąć. Kiedy się oderwali od siebie również wtopiła się w jego oczy. Założyła luźne kosmyki włosów za ucho, a potem najzwyczajniej w świecie powiedziała jedno zdanie. - Nie chciałam kończyć – Poinformowała go unosząc się do góry i składając jeszcze krótkiego całusa na jego wargach. Potem zrobiła kilka kroków w stronę okna. Jakoś tak miękko było jej w nogach, więc postanowiła usiąść na parapecie. Pociągnęła go za sobą dlatego kiedy tylko posadziła tyłek biedak wylądował stojąc między jej rozkraczonymi nogami (tak, tylko ona siedzi http://i.pinger.pl/pgr239/ea3840f1001e511a4e4915c0/couple-kiss-kissing-love-so-cute-Favim.com-99192.jpg ). Najwyraźniej oddalanie się od niego zdecydowanie nie było w jej planach. I kiedy oto znowu znalazł się tak blisko ponownie go do siebie przyciągnęła, tym razem za kołnierzyk. Kurcze, to już trzeci raz... Kobieto! Szalejesz! - Jestem Lish – Wyszeptała do jego ust między kolejnym cmoknięciami. Ciężko było przerwać, ale w końcu musiała – Trochę jak taki mugolski, zimowy demon, co chodzi i rzuca się na ludzi – Wyszczerzyła się.
Ponownie przeczesał dłonią włosy patrząc na dziewczynę i zastanawiając się co tutaj tak na prawdę się dzieje. Czy on śnił i jeszcze się nie obudził? A może to jednak prawda? Hmm, nie ważne miał teraz lepsze rzeczy do roboty. Na prawdę pierwszy raz zdarzyło mu się coś takiego i nie żałował tego. Było to dla niego nowe doznanie, spodobało mu się to. Czuł jak w jego żyłach buzuje adrenalina i pożądanie, które można było dostrzec w jego oczach i wyczuć w pocałunkach. Kiedy dziewczyna wyszeptała, że nie chciała kończyć uśmiechnął się zawadiacko i zaśmiał się cichutko. Podążył za nią w stronę parapetu, a gdy usiadła i objęła go nogami w pasie ponownie się uśmiechnął. Gdy przyciągnęła go za kołnierzyk wpił się w jej wargi z dziką namiętnością. Nagle blondynka odsunęła się kilka milimetrów szepcząc swoje imię. -Jetem Liam. -odpowiedział również szeptem. Słysząc jej kolejne słowa zaśmiał się cicho. -Wcale nie, mugole wymyślają dla swoich stworów dziwne imiona a twoje jest śliczne. -wyszeptał jej na ucho po czym delikatnie ząbkami przygryzł jego płatek, po czym objął ją delikatnie dłońmi i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Odsunął się kilka milimetrów i spojrzał w jej śliczne tęczówki, które hipnotyzowały go. Nie mógł oderwać od niej wzroku, ale w sumie nie przeszkadzało mu ani patrzenie na nią, ani całowanie się. Wręcz przeciwnie, bardzo mu się to spodobało i miał nadzieję, że to nie było ich pierwsze i ostatnie spotkanie. Może chodzą razem na jakieś zajęcia? Któż to wie..
Trudno było opisać to niecodzienne doznanie. Ciekawe co by to było, gdyby się jeszcze dowiedzieli, że między ich domami jest ciągła rywalizacja i gnojenie się nawzajem. Slytherin i Hufflepuff nigdy nie miały dobrych stosunków (choć w jej życiu zdarzył się jeden wyjątek, Aleksandra). To jedyna osoba z żółtego domu, która nigdy nie doświadczyła dokuczliwości z jej strony, ale od początku Elishia obdarzyła ją wręcz przesadną opieką. - Słuchaj... Musisz wiedzieć... Ja nigdy... Tak nie robię... - Kolejne słowa w przerwach między następnymi pocałunkami, choć było to trudne, bo brakowało jej tchu! Czy możliwe jest to, że się od siebie odsuną w przeciągu następnych chwil? Raczej nie. Kiedy on się odsuwał sama momentalnie zmuszała go do powrotu, pilnowała żeby jej nie uciekł i miała ogromną nadzieję, że nikt im tu teraz nie wparuje. Cóż, korytarz nie był najmądrzejszym miejscem do takich rzeczy, jeśli nie chciało się zostać zauważonym, ale w sumie zwisało jej to. Niech się ludzie gapią. Niech tylko nie przerywają. - Dziękuję – Szepnęła nim ponownie ich usta się spotkały wcześniej wydając z siebie pomruk przyjemności, kiedy to dobrał się do jej ucha. Po chwili się uśmiechnęła, najwyraźniej coś wpadło jej do głowy, skoro nie umiała się pohamować żeby się też nie zaśmiać cicho – Słuchaj, czy ty mnie podrywasz?- Wytknęła lekko język w jego stronę. No nie, bardzo trafna uwaga Elishia, na prawdę! Kto tu kogo dorwał, co?
Musiał przyznać, ze dziewczya coraz bardziej go zaskakiwała! Było to jednak bardzo przyjemne dla nich obojgu, tak podejrzewał. Kiedy dziewczyna wspomniała o tym, że nigdy tak nie robi uśmiechnął się jedynie i zrobił delikatn gest głową. -A myślisz, że ja tak robię? Pierwszy raz poznałem kogoś w taki sposób. W tak przyjemny sposób. -powiedział i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Był Puchonem co wiązało się z takimi cechami jak miły, uprzejmy, wrażliwy.. cały Liam. Nie był on aroganckim, wrednym mężczyzną. Gdyby taki był już dawno by ją zwyzywał i odszeł w innym kierunku jak najdalej od niej. Jednak uwielbiał imprezować, czyli pić.. po pijaku robił wiele rzeczy, nie do końca pamiętał co dokładnie robił. Więc wtedy mógł być arogancki i wredny, ale na trzeźwo taki nie był. Jedyne co teraz kłębiło się w jego czuprynie to to czy ktoś ich tu nakryje. Hmm jak by ta osoba zareagowała? Ślizgonka i Puchon w takiej sytuacji. Musiał by to być dla kogoś ogromny szok, ale co go to interesowało? Liam miał teraz przyjemniejsze zajęcia. Objął ją jeszcze mocniej i wpił się namiętnie w jej usta. Gdy usłyszał pytanie dziewczyny parsknął śmiechem i przeczesał włosy palcami. -Ja Cię podrywam? A to nie Ty żuciłaś się na mnie i zaczęłaś mnie całować? -spytał rozbawiony patrząc w oczy dziewczyny. Była bardzo zabawną istotką, polubił ją mimo iż jej nie znał. -Zresztą kogo to obchodzi kto kogo podrywa? -zadał kolejne pytanie, przyciągnął ją mocno do siebie i wpił się namiętnie w jej usta. Teraz na pewno tak prędko nie wypuści jej z objęć.
Zaskoczenie, to było chyba najprostsze, co przychodziło jej teraz do głowy. Bo owszem była zdziwiona – samą sobą i jego odpowiedzią. Myślała jednak o dużo większej ilości rzeczy. Co on teraz o niej myśli? Czy nie uważa, że jest jakąś dziwką-alkoholiczką? Czy nie korzysta po prostu z okazji? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Znikały jednak za każdym razem gdy znów się całowali – jakby za dotknięciem magicznej różdżki. Nic wtedy już nie miało znaczenia. A co najlepsze nie potrafiła określić, czy to pierwszy raz gdy czuje się ta przy pocałunkach, czy tak było zawsze? Nie wiedziała. Bardzo dawno tego nie robiła. Nie tak, bo przecież krótkie cmoknięcia przyjaciół w policzek czy czoło, a nawet jakiś przelotny całus są niczym w porównaniu z tym, co działo się tutaj. - No nie mów... To nie całuje Cię każda napotkana dziewczyna? - Zaśmiała się unosząc dłoń i kładąc ją na jego karki. Palcami delikatnie drażniła jego skórę, a kąciki jej ust były cały czas uniesione w górę. Każdy czulszy pocałunek wywoływał w niej dreszcz w przeciwieństwie do tych nachalnych i głębszych. Wiedziała, że go tym rozśmieszy. Chciała palnąć, żeby nadać temu wszystkiemu jeszcze bardziej swobodnej atmosfery. Już teraz to wszystko było szokujące. Jakim cudem żadne z nich nie było spięte? Ostatnio kiedy była tak blisko kogoś obcego jej twarz przypominała dojrzałego pomidora. Wprawdzie z tamtym panem obecnie się tylko przyjaźniła, ale to nic nie zmienia. Gdzie słodkie zakłopotanie? Najwyraźniej od jakiegoś czasu trzeba więcej, żeby ją wyprowadzić z tej pewnej siebie postawy gotowej na wszystko lwicy. Cóż, trafiła na równie odważnego i zaborczego lwa. Zdecydowanie podobał jej się sposób w jaki Liam ją trzymał, przywłaszczył sobie jakby była tylko jego mimo iż znali tylko swoje imiona. Szokujące. - Nikogo... Ale jak mnie ktoś o to spyta, to powiem, że to ty się na mnie rzuciłeś, a ja się bardzo broniłam – No naprawdę kobieto, ty się tak agresywnie bronisz. Przepraszam, ale czy nie powinnaś wymachiwać rękami i krzyczeć zamiast uwieszać się mu na szyi, przylegać do niego właściwie całym ciałem i coraz żarliwie miziać? Nie. Zdaniem Elishi najwyraźniej 'obrona' i 'atak' stanowiły jedną całość, skoro ich pocałunek zamieniła we francuski.
Dziewczyna była bardzo zabawna. Rzuca się na niego napalona, całuje go i pyta czy on ją czasem nie podrywa. To było bardzo zabawne. Kolejne pocałunki sprawiały, ze wszystko o czym myślał znikało. Westchnął cichutko między kolejnym pocałunkiem. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech, który wyrażał to jak bardzo mu się podobała obecna sytuacja. Słowa dziewczyny wywołały u niego kolejną falę rozbawienia. -No w sumie dziewczyn to nie, ale chłopcy i owszem. Co 3 przechodzący koło mnie rzuca się na mnie i całuje. -powiedział udając całkiem poważnego. Chciał zobaczyć reakcję dziewczyny na te słowa. Przeczesał palcami włosy i poczochrał je trochę. Kolejne słowa dziewczyny dały mu do zastanowienia. Hmm, to już było typowe zachowanie Ślizgonki. Czyżby ona była Ślizgonką?! O boże, całował Ślizgonkę! Odsunął się od niej kilka centymetrów i przyjrzał jej się z wielką dokładnością. -Jesteś ze Slytherinu? -spytał już całkowicie poważnie. Nie to żeby coś miał do niej, ale Ślizgonka i Puchon? O nie, nie! To się nie może udać! Uniósł do góry jedną brew czekajac na jej odpowiedź. Miał nadzieję, ze powie nie. Mogła by być Gryfonką lub Krukonką to by było lepsze od Ślizgonki. Nikt by nie miał pretensji do niego, czy do niej. Jeśli była Ślizgonką powinien właśnie w tej chwili powiedzieć " Przepraszam, ale to się nie uda." i powinien odejść. To było jedyne rozwiązanie z tej sytuacji, no bo co miał zrobić innego? Nie miał zamiaru później użerać się ze Ślizgonami, którzy mieli by do niego problem, ze spotyka się z ich koleżanką czy coś. A jeśli ona ma kogoś? Jeśli tym kimś jest Ślizgon? To już kompletnie miał by przejebane!
Ja bym nie powiedziała, że zabawna. Raczej, że szalona! Ale jeśli go to rozśmieszało, to bardzo dobrze. W cechach Elishi można znaleźć jedną – uwielbiała, gdy ktoś uważał, że jest zabawna. Była tego typu osobą, która często 'spalała' kawały, a niektóre zdania które wypowiadała zamiast śmieszyć doprowadzały do zakłopotania lub złości. Trudno, taka już była. Nie każdy doceni talent prawdziwego komika artysty! Kogo ona oszukuje... - Albo chcesz żebym była zazdrosna, albo żebyśmy kogoś wciągnęli w trójkącik – Nie wiedziała czy żartuje na temat upodobań seksualnych, czy mówi poważnie. Owszem widziała, że udawał, ale w tych czasach nie trudno było kogoś urazić nabijając się z tej sfery życia. Dlatego wolała obrócić kota dupą. Sama osobiście nie miała nic ani do homoseksualistów, ani innych odmieńców. Uważała, że mogą sobie robić co chcą byle nie na jej oczach. Więc to taka umiarkowana tolerancja. - Czemu wyglądasz jak byś zobaczył ducha? To coś aż tak strasznego? - Odpowiedziała w taki sposób dając mu do zrozumienia, że faktycznie wychowuje się w domu Salazara. Sama się ani trochę z nim nie utożsamiała od jakiegoś roku (wtedy dzięki a jakże – puchonowi, przeszła jej chęć do przypodobania się ludziom ze swojego domu). Nie przeszkadzało jej nic, choć nie przepadała za szydzeniem z jej upodobania do innych domów, więc raczej starała się ograniczać publiczny kontakt z nimi. Poza tym dokuczliwy charakter pomagał jej w zachowaniu resztek pozoru, choć nie miały już znaczenia. Spoglądając na niego i na jakąkolwiek reakcję jedną dłoń ułożyła na jego policzku delikatnie go gładząc. Oblizała dolną wargę, zaraz po tym ją przegryzła. Nie odrywała spojrzenia od jego piwnych oczu. Cóż, dobrze to wcześniej sprecyzował. Hipnotyzujące...
Czas wolny, tak się złożyło, że miał kilku godzinną przerwę między jednymi a drugimi zajęciami i by jakoś spożytkować ten czas, a nie siedzieć w pokoju wspólnym, patrzyć się w ścianę, w te same twarze i zadręczać się myślami o tym, że jego wyroby zaczynają się kurczyć, z dna na dzień jest ich mniej i za pewnie lada dzień będzie zmuszony do odwyku nie dawał mu spokoju. Wolał więc zrobić coś pożytecznego i przy okazji nie mieć okazji na podpijanie zapasów. Co było tym jakże pożytecznym zajęciem? Otóż malowanie, przecież lubił malować, może do P. Picassa mu jeszcze daleko, ale z odpowiednimi narzędziami może kiedyś osiągnie podobny poziom i postrzeganie tego świata co wyżej wymieniony. Wtedy co prawda może i będzie zamknięty w jakimś ośrodku dla nienormalnych, ale za to jakie dzieła będzie tworzyć! Dziarsko maszerował z sztalugą w ręku na trzecie piętro i znajdując jakiś w miarę pusty korytarz, rozłożył się przy oknie i wyciągając swoje przybory, czyli jedną kredkę spojrzał przez okno i zaczął coś tam bazgrać. Nie zwracając większej uwagi na przechodzące osoby, a co! Niech wiedzą, że nawet on posiada duszę artysty. I po postawieniu kilkuset kresek o różnych kolorach pomału zaczynało świadczyć o tym, że wcale aż tak zły w tym nie był.
Kolejny, nudny, niczym niewyróżniający się na tle innych dzień. Za oknem padał deszcz, co znacznie zniechęciło większą część uczniów do aktywnego spędzania czasu poza murami szkoły. Ophelia właśnie wracała z biblioteki, niosąc ze sobą twórczość swoich ulubionych poetów. Co jakiś czas otwierała jedną z wielu książek i czytała losowe wiersze, interpretując każdy wers utworu. Uwielbiała czas wolny spędzać z dala od irytujących ludzi, napawać się każdym słowem zawartym w cudzej poezji. Sama pisała dużo, jednak było jej daleko do upragnionej perfekcji, wciąż uparcie ćwiczyła nad stylem oraz różnorakimi metaforami.
Za godzinę miała mieć zajęcia z transmutacji, więc chodziła po zamku bez najmniejszego celu, byleby tylko czas szybko zleciał. Wędrowała po piętrach wraz ze stosem książek, nie zwracając przy tym szczególnej uwagi na mijanych po drodze uczniów. Kilka razy nawet usłyszała za plecami ciche "Ophelia", jednak nie potrafiła zatrzymać się, skoro było jeszcze tyle pięknych dzieł do przeczytania. Jeśli mieli do niej jakąś ważną sprawę, to z pewnością odezwą się później, prawda?
W pewnym momencie zauważyła Ślizgona siedzącego naprzeciw sztalugi. Czyżby coś tworzył? Cudownie! Podekscytowana i zaciekawiona podeszła bliżej, żeby przyjrzeć się jego pracy. Przez chwilę w milczeniu obserwowała poczynania młodego artysty. - Masz bardzo ładną kreskę! - Odparła zachwycona. - Jest bardzo ekspresyjna, zdecydowana i mocna. Widać, że wiesz, co rysujesz. Na Twoim miejscu popracowałabym nad proporcjami, bo są lekko zaburzone. - Dodała. - I nie mówię tego, bo jestem złośliwa. Widzę tutaj ogromny potencjał i chciałabym dać Ci małe wskazówki, bo w Hogwarcie spotkałam naprawdę mało uzdolnionych artystycznie osób. Możliwe, że trochę przez moją aspołeczność, ale to taki mały szczegół. - Usiadła obok niego, aby móc lepiej zobaczyć i ocenić obraz. - Trochę się na tym znam, maluję od dziecka. Ostatnio zaniedbałam malarstwo na rzecz poezji, ale to nie sprawiło, że zrezygnowałam z niego całkowicie. - Uśmiechnęła się delikatnie na samą myśl o swojej pracowni, gdzie wisiało mnóstwo szkiców i niedokończonych prac.
- Normalnie to nie gadam jak jakaś obłąkana, ale pewnie nie wiesz jakie to cudowne uczucie, kiedy po kilku miesiącach bez farb i pędzli wreszcie spotykasz kogoś, kto zajmuję się tym samym, co Ty. Jestem Ophelia. - Wyciągnęła rękę w stronę milczącego chłopaka. Czuła ogromną radość z powodu znalezienia kolejnej osoby, z którą będzie mogła dyskutować na tematy sztuki oraz malarzy.
Całkowicie się zatracił w tym co robił, zapomniał o osobach zaglądających mu przez ramię, zapomniał o kontrolowaniu czasu, o problemach, całym świecie. Teraz był tylko on i ten obraz. Ślizgon i tańcząca czarnowłosa kobieta w krwistoczerwonej sukni. Po układzie rąk było widać, że tańczyła flamenco choć te faktycznie były nieco niewymiarowe, mu to jednak nie przeszkadzało w niczym. W momentach kiedy to zawiesił się i nie wiedział co rysować dalej, przymykał oczy i starając sobie przypomnieć brzmienie muzyki wyobrażał sobie też tańczącą do jej rytmu kobietę w czerwonej sukni. Przez co jedna noga zaczynała mu podskakiwać lekko i uderzać piętą w podłoże chcąc dopasować się do rytmu muzyki. Podczas takiej właśnie chwili usłyszał czyjś głos. Który spowodował, że wyrwał się z tego transu i chwilę trwało zanim zrozumiał o czym dziewczyna do niego mówi i to, że w ogóle do niego mówi. - Emm dzięki - odparł nadal nieco zaskoczony, jednak to trwało chwilę i wraz z kolejnymi słowami nieznajomej na jego usta zaczął wkradać się drobny uśmiech, świadczący o tym, że jej słowa sprawiły mu przyjemność. Który to w końcu artysta nie lubił kiedy to chwalono jego pracę. - Może i wiem co maluję, ale do tego by w pełni się wczuć w ten klimat to zdecydowanie brakuje mi i obiektu który miałbym malować i muzyki - rzekł spoglądając teraz nieco uważniej na dziewczynę. Bowiem w pierwszej chwili pomyślał, że ma przed sobą jakąś Puchonkę - artystkę. Szybko jednak zauważył barwy jakie nosiła. W końcu czekała na kolejne zajęcia, więc musiała być i w szkolnych szatach, które to regulamin nakazywał nosić podczas lekcji. - Co do proporcji to niestety muszę się zgodzić, ja także od dawna nie malowałem i już widać tego skutki. Malować lubię, jednak chyba bliższy mi jest teatr. - Wymruczał odpowiedź odsuwając się od obrazu by z dalszej odległości spojrzeć na niego. Na to co mu nie wyszło, a co namalował tak jak to sobie wyobraził, chociaż z drugiej strony to była ekspresja więc takie rzeczy były tutaj dozwolone i chyba jak najbardziej wymagane. - No to pewnie i tak znasz ich więcej niż ja. Jakoś nigdy nie miałem okazji by szukać innych malarzy - odpowiedział wzruszając lekko ramionami jakby to było normalne, że on nie zna prawie żadnych osób z podobną pasją do jego. Widząc jak chce usiąść przesunął się ciut w bok ustępując dziewczynie nieco miejsca. - Poezja? Nigdy nie próbowałem, ale też jakoś nigdy mnie do tego nie ciągnęło. W końcu nie można wszystkiego robić i w wszystkim być dobry, ale jeśli napiszesz coś dobrego i będziesz potrzebować aktora to już wiesz do kogo uderzyć - skomentował uśmiechając się tym razem szeroko i to na dodatek naturalnie, a to już było coś. Rzadko bowiem uśmiechał się w ten sposób do obcych. Po jej kolejnych słowach zaśmiał się cicho i życzliwie. - Nic nie szkodzi. W zasadzie zamieściłaś tutaj same najważniejsze rzeczy, bez których dopiero mógłbym uważać Cię za jakąś obłąkaną puchonkę - odparł i przekładając kredkę do drugiej ręki uścisnął jej dłoń. - Miło mi, Brandon. - Dodał przedstawiając się. Przytrzymał jej dłoń o te trzy bądź cztery sekundy za długo niż się powinno, ale jakoś w żaden sposób to nie wpłynęło na chłopaka i nie wyglądał na zawstydzonego. No właśnie, nie wyglądał. - Więc Ophelio skoro mówisz, że od tak dawna malujesz to może udzielisz mi czasem jakiś lekcji? Pomożesz poprawić technikę i zdradzisz jakieś sztuczki jak osiągnąć pewne efekty i jeszcze bardziej tchnąć w obraz życie?- Zagaił, a w jego słowach nie było żadnej ukrytej ironii. Uznał, że jeśli Gryffonka na prawdę się na tym znała to będzie w stanie mu się doskonalić, a to było w tym wszystkim przecież najważniejsze.