Izba Pamięci znana jest przede wszystkim z nudnych i długich szlabanów, polegających na polerowaniu medali, pucharów i odznak byłych uczniów Hogwartu. Jednak czasem, warto spojrzeć na to pomieszczenie z odrobinę innej perspektywy i zastanowić się nad wspomnieniami tu zachowanymi. Niektóre są niewiele młodsze od samego zamku! Na pewno każdy znajdzie coś, co go zainteresuje.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max prychnął, bo zdecydowanie chciałby zobaczyć, jak co niektórzy zareagowaliby na taki znaczek od Swansea. Wtedy dopiero dupy by im popękały. Może Vicario by się akurat zarumieniła, ale jej to Max wiele wybaczał, za tę anielską buźkę i nieziemską figurę. -W sumie racja. Nie będę ryzykował. - Przyznał mu rację, polerując pierwsze, co mu się nawinęło, bo nie będzie przecież selekcjonował. Mieli tu ogarnąć wszystko, to trzeba było brać wszystko, a nie wybrzydzać jak jakaś obrażona damulka. -Jakoś mnie to nie dziwi. Nigdy inteligencją specjalnie nie grzeszył, jak na moje oko. - Zaśmiał się, wyobrażając sobie ten pojedynek gigantów. To było coś, na co Swansea powinien sprzedawać bilety. -Ale patrz, może w końcu nauczysz się, że porządek nie gryzie i przestanę znajdować Twoje gacie w dziwnych miejscach. Jak coś, wolałbym sam Ci je zdjąć, a nie tak przychodzić na gotowe. - Napryskał więcej płynu na szmatkę, bo trafił na wyjątkowo upierdliwą plamę, która za nic nie chciała zejść. Aż musiał zapytać Iryta, skąd on to gówno bierze, bo miałby dla niego kilka zastosowań. Woźny wyraźnie nudził się, obserwując ich poczynania, ale tak jak oni byli skazani na tydzień roboty, tak i on musiał tu sprawować nad nimi pieczę. Max postanowił, że jutro przyniesie chyba biedakowi jakieś przekąski, żeby chociaż miał coś z tej niewdzięcznej roboty.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Ewidentnie największym przegranym w tym wszystkim był woźny, bo ani mógł robić swoją robotę, ani mógł odpoczywać skoro musiał pilnować tych dwóch debili. Widząc, jak chłop wzdycha Lockie posłał mu spojrzenie pełne szczerego współczucia: - Biedny chłop. Cwany O'Malley zwalił na niego robotę i musi tu kwitnąć. - westchnął również, w wyrazie współczucia. Pomysł przyniesienia mu kanapek, albo chociaż krzyżówki, był nie najgłupszy. Zarechotał jak idiota, na to wspaniałe wynurzenie Solberga: - To Ty po prostu masz w oczach radar na moją bieliznę, że ją wypatrzysz, nawet jak ją gdzieś schowam. - pokręcił głową - Dla Ciebie skarbie, to ja mogę całkiem przestać ją nosić. - posłał mu całuska znad pucharu za zasługi dla Patricka Stanleya McGiligana, za wybitne osiągnięcia w szachach czarodziejów. Miał refleksję, rzeczywiście, że chyba nigdy nie grał w szachy czarodziejów, ale jakby grał i dostał taki puchar, to by wolał mieć go w domu, a nie zostawiać w szkole. Szorowali ile się na dziś dało, aż woźny zarządził, że na dziś fajrant, a oni, jak robole na budowie odbijający kartę pracy, wyszli, by pojawić się dnia następnego, tym razem z termosem kompotu i rzeczywiście darami dla biednego woźnego. - Jak ja nie wiem, gdzie dziś skończyłem... - przyznał, drapiąc się po głowie - Szachy czarodziejów? Czy to były gargulki... - zgarnął kilka ścierek - Chyba tam. - w zasadzie roboty było tyle, że nie było co sie oglądać gdzie się skończyło, skoro można było zacząć gdziekolwiek i tak mieć po łokcie co szorować. - Myślałem o przyszłym treningu. Mógłbyś mi skołować parę eliksirów? - zapytał, czyszcząc półki, po wyjęciu z nich wszystkich nagród i pucharów.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko się było nie zgodzić, że woźny wyszedł na tym najgorzej. Jakby nie mogli choć raz dać jakiegoś ducha o pilnowania. Co one niby miały lepszego do roboty? A nie tak ludzi od pracy odciągać. -Bo jesteś chujowy w chowaniu. - Odgryzł się, żeby zaraz wykrzywić mordę na myśl o tym, że Lockie chodziłby bez bielizny. -Nie dziękuję. Jeszcze usiądziesz gdzieś, jakieś choróbsko Ci w dupę wejdzie i będzie "Solberg ratuj, uwarz mi lekarstwo". - Przedrzeźnił kumpla, zeskrobując brud z kolejnego trofeum, aż nie zostali wybawieni zegarem. Pakunek z jedzeniem i rozrywką trafił do woźnego następnego dnia. Chłop miał zajęcie lepsze niż patrzenie się w ścianę, a chłopaki uspokoili swoje sumienia, które bardziej ruszał znudzony woźny niż pyskowanie rzekomym autorytetom. Tacy już byli, co poradzić. -Nie wiem. Ja mam jakiś medal za Godne reprezentowanie szkoły na międzynarodowych mistrzostwach magicznego stepowania z sowami. Jak boga kocham, ta szkoła to istny cyrk. - Przewrócił oczami, bo jak za takie rzeczy dawali odznaczenia, to on może niekoniecznie potrzebował czuć się wyróżniony. Oczywiście były też tu upamiętnione dużo bardziej imponujące osiągnięcia, jak taki Potter, który jednak się społeczności przyczynił, ale nie oszukujmy się, było tego o wiele mniej niż całej reszty dosłownego i metaforycznego gówna. -Masz magikropeklę? - Zapytał woźnego, bo jeden z pucharów miał rozbite ucho i wypadałoby to jakoś naprawić, żeby było, że chłop się stara. -Eliksiry i trening? Co tam trzeba, mów. - Odmawiać nie zamierzał w żadnym wypadku, ale przy okazji musiał nakarmić swoją ciekawość.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Praca pracą, ale patrzenie jak dwóch debili poleruje gablotki to też żadna rozrywka. Gdyby oni robili to jakoś widowiskowo, albo chociaż kombinowali jak tego nie robić. Ale zarówno Swansea jak i Solberg byli wystarczająco karnymi chłopakami, trudno, żeby nie wiedzieli, że coś odjebali, więc nie było co się zapierać przed szlabanem. Trzeba odbębnić swoje i tyle. - A Ty myślisz, że ja potrzebuje choróbska w dupie, żeby chcieć od Ciebie lekarstwo? - parsknął jeszcze. Faktem było, że Lockie prędzej i częściej pojawiał się u progu Maxowego przybytku niż w świętym Mungu, także się mógł brunecik zapierać i wyrzekać, a i tak był skazany na tego delikwenta żebrzącego o leki. Teraz nawet dłużej, skoro pomógł mu jednak nie umrzeć za szybko. Kolejny dzień pracy wyglądał zupełnie tak jak poprzedni i zapewne tak, jak kolejnych kilka. Szorował, przecierał, polerował. Wyjmował i ustawiał z powrotem. Dokręcał śrubki podtrzymujące szafki, stabilizował chyboczące się stojaki. - Stepowanie z sowami... - aż się na chwilę zawiesił, bo było to dla niego tak trudne do wyobrażenia, a ponoć był, kurwa, artystą. Zajrzał do wiaderka, do którego wrzucił swoje ściery i płyny przechwycone od woźnego i wyciągnął z niego tubkę kleju, by podrzucić Solbergowi. - A jakoś wiesz, myślałem o tym lataniu po pijaku i sobie wymyśliłem, że może po alkoholu to nie, ale jakby tak dać parę kropel eliksiru na start... - mruknął, dźwigając ciężki, wielki puchar będący nagrodą za ilość obranych w ciągu roku szkolnego ziemniaków - Tak w ramach przygotowania na nieznane. Mieliśmy już halucynacje na meczu, wróżkowy pyłek. Jak poćwiczymy pod różnym wpływem i w różnym stanie, to może się okazać, że będziemy o krok dalej od pozostałych drużyn. - wydedukował, geniusz no.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był za stary, żeby się aż tak wydurniać na szlabanie. Za wiele już ich przerobił i po prostu chciał je odwalić i mieć z głowy. I tak wiedział, że nie tędy droga, jak ktoś chce go wychowywać. Nie odpisał nawet Caseyowi na list, po prostu się pojawił, co uznał za wystarczającą oznakę, że typa nie zignorował. -Kurwa, racja. - Mruknął, choć zaraz się roześmiał. Cóż, ucieczki od Swansea nie było, więc to już chyba bez różnicy, czy nosił gacie, czy też nie. Ten tydzień miał być wyjątkowo monotonny popołudniami. Irytek wiedział dobrze, jak nieść chaos, a że Lockie i Max też byli raczej po tej stronie, to ze sprzątaniem szło im o wiele gorzej. Ale szło. Widać było jakieś postępy i to się liczyło. -Na mnie nie patrz. Mam więcej pytań niż odpowiedzi. - Wzruszył ramionami, bo nie wiedział też wcześniej, że takie rzeczy się odbywają. Nie wiedział nawet, kto stepował, czy ten uczeń, czy jego sowa, czy może była jeszcze jakaś trzecia, ukryta opcja. Złapał klej i skupił się więc na składaniu pucharowych puzzli. Nie było to łatwe, tak wszystko idealnie dopasować, ale ostatecznie nawet mu to wyszło. -Słuchaj, jak dla mnie bomba, ale.... - Westchnął, próbując wstawić szybę w ramę, z której wypadła. -Musiałbyś mieć to jakoś odgórnie przyklepane. O`Malley może nie wie za dużo, ale rację ma, że nadal jestem na cenzurowanym, a nie trzeba mieć nawaet pół mózgu żeby wiedzieć, kto Ci te eliksiry dostarczy. - Wykrzywił się na samą myśl o tym, jak bardzo ograniczony był. Uważał, że na normalnych lekcjach już dawno powinni uświadomić im konsekwencje latania pod wpływem różnorakiej magii. W tym magii używek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Dni szlabanu zlewały się w jedną ciągłość, odróżnić je od siebie można było tylko tym, że jak już przychodzili do Izby Pamięci, to można było zauważyć wolne postępy w ogarnianiu pierdolnika Irytka. Jeżeli robota ta miała wzbudzić w nich jakąkolwiek refleksje, to chyba nieskutecznie i nie tędy droga, tak samo, jak bezsensownym wydawało się przepisywanie archiwów, ale ustalone już miał sam ze sobą, że Hogwart nie słynął z rozsądnych rozwiązań. Obserwował chwilę Maxa, próbującego zrobić dobry uczynek, skleić puchar i westchnął, bo zaklęciem byłoby to zrobione szybciej, lepiej i permanentnie, ale nie - kara musi być. Polerował wielki talerz, przypominający spodek UFO z mugolskiego filmu, rozmyślając o tym, czy Matilda Dunhallow i Emelina Fitzpatrick, których nazwiska tu widniały, jako mistrzyń zaklęć użytkowych roku 1981, kiedykolwiek polerowały talerz szmatą. - Zagadam z Dearem, sam se te elki skołuje i jeszcze będę miał na to paragon. Czego potrzebuje, to żebyś mi pomógł ogarnąć proporcje i dawki, żeby wiesz, nieposrali się tam wszyscy ani nie rzygali w locie. - ani myślał prosić O'Malley'a o cokolwiek. Gdyby chłop przejawiał cień zainteresowania rozwijaniem jakichkolwiek uczniowskich pasji, to może. Może. Ale po tym popisie z samym początkiem roku? Prędzej by zeżarł własne gówno. - Jak Ci idzie? Bo ja skończyłem już ten kredens i na dziś chyba mam dość. Na jutro zostałaby mi tylko sekcja miotlarska i tamta zbroja trolla. - pokazał palcem zakątek strony lewej, bo się przecież rozsądnie podzielili pół na pół, coby nie wchodzić sobie w drogę i wszystko ogarnąć szybciej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był nie tyle zirytowany samym szlabanem co zmarnowaniem pięciu dni. Przez ten czas mógł srogo popchnąć do przodu pracę nad eliksirem, ale i nie zalegać w dokumentach klubu. Jednak musiał jakoś to znieść, jak na dorosłego przystało, czy kim tam niby był. Wszystko, co tu robili poszłoby szybciej zaklęciami, ale nie byłaby to przecież wtedy kara w rozumieniu szkolnej kadry. Max za to widział w tym kilka pozytywów. Na przykład mógł spędzić dodatkowe godziny w towarzystwie kumpla, a to gwarantowało nie tylko dobrą zabawę, ale i z pewnością durne pomysły. -Pamiętaj tylko, że nie wszystko przez tę durną barierę wniesiesz. Ile ja straciłem dobrego towaru przez to jebaństwo... - Westchnął z żalem za dawnymi stratami. Teraz był czysty już ponad rok i jakoś się tego w miarę bez problemu trzymał, choć do alkoholu wrócił. To było silniejsze od niego. -Muszę ogarnąć sekcję Runiarzy i wróżbitów. Jak ja ich kurwa nienawidzę. Ciekawe co takiego wywróżyli, że się tu znaleźli. Może któryś powiedział starej Hampsona, że mnie wyjebią. - Uśmiechnął się, ale było w tym więcej niesmaku niż faktycznej radości. Cieszył się, że kolejny dzień mija i zbliżają się do końca, bo kilka godzin więcej patrzenia na te jasnowidzowe gówno i by je zarzygał. Był tego pewien. -Biedny woźny. Nie dość, że musiał tu z nami gnić, to jeszcze mu wszystkie produkty wykończyliśmy. -Zauważył, gdy z wysiłkiem wydusił resztę mleczka do czyszczenia nagród. Środek był skuteczny, ale jego zapach drażnił Maxa okropnie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea był głupi, ale nie aż tak głupi. Szczególnie jeśli chodziło o pieniądze. Jeśli miał zabulić za eliksiry, to tylko takie, co mu nie znikną z kieszeni, jak wdepnie w bariere. Uśmiechnął się pod nosem, na wieści o towarze - dobrze, że z alkoholu nie zrezygnował, bo by się Lockie zaczął o niego poważnie martwić. Trzeba mieć w życiu coś, co zdejmie krawędź, nie? - Dobra, to ja ogarnę zbroje, reszta jutro. - skinął głową i zgarnął pastę polerską, bo zbroja w Izbie Pamięci musiała przecież lsnięć jak psu jajcy na wiosnę. - Biedy to on jest, nie dość, że musi z nami gnić, wykończyliśmy mu wszystkie produkty, to jeszcze musiał słuchać naszego pierdolenia. - obejrzał się przez ramię. Zdawało się, że woźny zajęty jest krzyżówkami wystarczająco bardzo, by się nie przejmować, o czym debatuje dwóch studentów, ale Swansea wiedział też, że przez te pięć dni pewnie pierdolił różne smuty, których nikomu się słuchać nie chciało, choć Max z tytułu przyjacielskiego, był do tego zmuszony. Następnego dnia jak i słowo się rzekło, zostały końcówki. Swansea, widząc, że to już prawie meta, nabrał jakiegoś nowego wigoru, szczególnie że zostały mu puchary quittitcha i nagrody miotlarskie, a to było na pewno lepsze niż runiarze i wróżbici. Zaraz nabrał dodatkowej ochoty na trening, więc pucował jak wariat, byle skończyć szybciej. - Mam nadzieję, że kiedyś tu wyląduje i dołożę wszelkich starań, żeby wszyscy polerujący wiedzieli, że ja też kurwa polerowałem i to żaden wstyd. - mruknął. +
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jak powiedzieli, tak zrobili. Zostawili na ostatni dzień resztki. Co prawda Swansea dostał te lepsze ochłapy, ale nie można było mieć w życiu wszystkiego. A że Max praktycznie nie miał nic, to i teraz w gównie siedział. -Ej, nasze pierdolenie nie jest takie złe. Może się dowie, w jakim zjebanym miejscu pracuje i zmieni robotę na jakąś bardziej ludzką. Chociaż pewnie on to ma tu najlepiej z nas wszystkich. - Kulturalnie nawet ściszył na chwilę głos, by nie obrazić woźnego. Robota jak robota i Max nie widział niczego złego w lataniu z mopem, ale już w pracodawcy pod postacią Hogwartu tak. -Powinniśmy się tu dostać za samo polerowanie tego gówna. - Mruknął, odchodząc na chwilę do runiarzy, bo naprawdę nie mógł patrzeć na zasługi jasnowidzów -Chociaż nie. Jak tylko skończę te pierdolone studia, nie chce mieć nic wspólnego z tym kurwidołkiem. Nawet, jakby mnie mieli ozłocić. - Powiedział bo chwili, wycierając jakąś dziwną maź spod gabloty. Co ten Irytek znowu wynalazł? -No oprócz tego kalendarza z gołymi babami, co go przykleiłem w dormie, na czwartym roku. Skubany nadal się trzyma. - Prychnął, ale pożałował, po poślizgnął się na mazi i o mało co nie wjebał w gablotę, którą tyle co doprowadził do ładu. Walczyli do ostatniej minuty swojej kary. W końcu usłyszeli, że są wolnymi skrzatami, więc spakowali manatki i po pięciu dniach opuścili trzecie piętro. Max od razu ruszył do dormitorium, posiedzieć nad zaległościami kadrowo-księgowymi, ale niestety nie dotrwał do ostatniego kawałka pergaminu. Padł z głową w zamówieniach i przespał aż do południa dnia następnego.
/zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Przyjście tu teraz, kiedy to nie było koniecznością, wydawało mu się zabawnym zrządzeniem losu. Howard jednak w tak poczciwy, przyjazny sposób poprosił o zadbanie o portrety wielkiej czwórki, że Swansea zmiękło serduszko, a jednak lubił Forestera w trochę inny sposób, niż taką Vicario. Złapał Maxa gdzieś po podwieczorku, niosąc na ramieniu swoją rolę z materiałami malarskimi i nie dając mu większego wyboru, pociągnął w stronę ich niedawnego miejsca boleści. - Nie, tym razem to nie szlaban. - zapewnił go, kiedy dostrzegł jego pytającą minę, jak już dotarli do wejścia do Izby Pamięci. Pchnął drzwi i napawał się chwilę czystością i porządkiem, panującym w tym miejscu po tym, jak posprzątali i ponaprawiali wszystko, co było do naprawienia. - O tam. - pokazał mu podbródkiem portrety wielkich założycieli, którzy patrzyli na nich z mieszanką podejrzliwości i niepewności. Swansea postawił torbę na wolnym stoliku i stuknął w nią różdżką, a ta zaczęła się rozkładać i wywijać, ujawniając całą paletę farb, narzędzi, pędzli i środków renowacji obrazów i rzeźb. - No już nie stresujemy się, robi to profesjonalista. - puścił oko Heldze Hufflepuff, która była najbliżej i uniósł brwi na sceptyczne spojrzenie Salazara Slytherina. Odchrząknął, po czym wyciągnął butelkę z podejrzanie wyglądającym, mętnym i nieco gęstym płynem. Widząc Maxa, zanim ten skomentował, uniósł rękę: - Nie, to nie moja sperma. To mleko z olejem lnianym i odrobiną wywaru z ziemniaków. - poinformował, bełtając zawartość i nieco podgrzewając zaklęciem, podszedł do płótna, by dokonać wstępnych oględzin tego, w jakim stanie jest powierzchnia farb.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wiedział, że był jakiś apel o renowację portretów, ale miał inne rzeczy na głowie, by jeszcze dowalać sobie coś podobnego. Nie spodziewał się jednak, że Swansea tak bezczelnie weźmie go pod pachę i zaciągnie w miejsce, gdzie jeszcze kilka dni temu razem latali ze szmatą. -A już myślałem, że ominął mnie jakiś list. - Zaironizował, powstrzymując odruch wymiotny na widok znanego im dobrze pomieszczenia. Podlazł pod portrety założycieli i spojrzał na nich uważnie. Każdy przedstawiał bardzo dobrze sportretowaną osobę i Max był w stanie uwierzyć, że ich maniery i mimika również są w obrazach idealnie oddane. -Ile oni zjebaństwa musieli już się tutaj naoglądać. - Westchnął filozoficznie, za co od razu został zgromiony przez wzrok Ravenclaw, choć chłopak miał wrażenie, że Godryk uśmiechnął się pod wąsem. -Co to za rzeczy? - W końcu zauważył, że Lockie stoi kilka kroków dalej i rozkłada jakieś dziwne stanowisko polowe, które Maxowi nic za cholerę nie mówiło. Cóż, artysta był z niego żaden. -A już liczyłem na szocika. - Skomentował rzekome podejrzenia, jakie miały się zrodzić w jego głowie na widok tajemniczego płynu. Choć oczywiście Swansea się nie mylił, bo dokładnie to pierwsze przyszło Maxowi do łba. -Dobra, weź mi powiedz co i jak, to Ci pomogę. Naprawdę nie chcę tu spędzać kolejnych pięciu dni. - Poddał się w końcu, tykając jakieś dziwne narzędzie artystów, do chujwieczego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Zaśmiał się, choć trudno powiedzieć, czy bardziej na komentarz Solberga, czy na minę Roweny. - A więc. Dziś może być ten wyjątkowy dzień, kiedy to ja nauczę czegoś Ciebie, o ile będziesz chciał użyć mózgu. - poinformował z przesadnym patetyzmem, wskazując na rozstawione na stoliku szpargały - Jeśli chodzi o konserwację i renowację obrazów, nawet nie trzeba być szczególnie wybitnie utalentowanym artystycznie, więc na pewno sobie poradzisz. - zapewnił zachęcająco, choć uśmiechnął się oczywiście jak debil. - Ten płyn służy do czyszczenia farby olejnej, tak obstawiałem, że namalowani zostali olejami. Jest zrobiony w takich proporcjach, żeby nie zaszkodził farbie, ale i tak trzeba być ostrożnym. - nakreślił, wyciągając szmatki i waciki, którymi mieli sobie oczyścić płótna - Pozwala rozpuścić łój, kurz i inne osady, które się na tych nieszczęsnych obrazach zbierały przez lata, bo zakładam z własnych doświadczeń, że pomimo wielokrotnego polerowania pucharów, obrazów w tej szkole nikt nie czyści. Potem zobaczymy, gdzie farba popękała, gdzie są jakieś braki i będziemy myśleć, co dalej. - podrzucił Maxowi kilka skrawków materiału i mniej więcej pokazał jak zabrać się za namaczanie i ścieranie warstwy brudu z powierzchni farb, która na farbach zbierała się zawsze, niezależnie od tego czy to portrety samego Merlina, czy obraz cycków, który ktoś namalował na drugim roku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Faktycznie najczęściej było tak, że to Max próbował edukować Lockiego, ale przyszedł ten dzień, kiedy role miały się odwrócić i było to dzień dzisiejszy. -Zobaczymy, jak to z tym mózgiem wyjdzie. - Wyszczerzył się, by zaraz wsłuchać się uważnie w instrukcje Lockiego. Od sztuki to był tu on, nie Solberg. -Czyli gryfonów też byśmy tym umyli? - Nie mógł się powstrzymać, gdy usłyszał o tym, że specyfik usuwa łój i inne podobne zabrudzenia. Paciorka i okazji do ponapierdalania się z gryfonów, to on nigdy nie odmawiał. Taki z niego był dobry chłopak. Wziął przekazaną mu szmatkę i podszedł do Roweny. Taką dupeczkę to i przez obraz dobrze było pomacać, nie mówiąc już o tym, że może spojrzałaby na niego przychylniej, jak już będzie wypucowana. Zaczął delikatnie oczyszczać płótno tak, jak Swansea mu wytłumaczył i pokazał. Kątem oka patrzył nawet na ruchy kumpla, by upewnić się, że robi to tak jak należy. Co jak co, ale niektórych rzeczy w tej szkole nawet on nie chciał rozpierdalać. -Aż dziwne, że Irytek nigdy ich nie tknął. Czyżby miał w sobie jakieś resztki szacunku? - Przyszło mu na myśl, bo przecież Izba Pamięci była chyba ulubionym placem zabaw lokalnego poltergeista.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Parsknął, bo choć to był wyjątkowo debilny żart, to Lockie nie mógł nie przyznać, że śmieszny. - Obawiam się, że im nic nie pomoże. - mruknął jednak nieco ciszej, bo widział, że Godryk już im się z uwagą przyglądał. Sam podszedł do Salazara, a jakże, miał on bowiem spektakularne, siwe wąsy i Lockie już się cieszył na myśl o możliwości pomalowania ich na zielono zupełnym przypadkiem, niemniej zaczęli od części najbardziej powolnej i mozolnej. Namaczanie roztworem i wycieranie, namaczanie i wycieranie. Zużyte waciki zaczynały piętrzyć się na ziemi, a obrazy ujawniać, że w wielu miejscach miały zupełnie inne kolory, niż na pierwszy rzut oka się wydawało, a ponury klimat tych portretów w wielkiej mierze spowodowany był po prostu dziesiątkami lat brudu. - Nie sądzę. - pokręcił głową. Iryt nie miał szacunku do nikogo i niczego, dlatego był takim zajebistym ziomem - Może są obłożeni zaklęciami jakimiś. A może woźny myje im mordy szmatą codziennie... - gdybał sobie, przy akompaniamencie niezadowolonych prychnięć owych mord. Kiedy oczyścili sobie po obrazie, minęło zaskakująco dużo czasu, ale niestety, renowacja obrazów zajmuje dużo czasu, niemniej praca, choć mozolna i precyzyjna, była satysfakcjonująca, kiedy cal po calu można było odkrywać prawdziwe barwy płótna pod warstwą wieloletniego brudu. - Teraz trzeba wziąć szpatułkę. -podrzucił Solbiemu małą metalową szpachelkę - Szukasz pęknięć i podważasz delikatnie, żeby zobaczyć, czy farba odpadnie, ale jeśli stawia opór, to zostawiasz w spokoju. Chcemy się po prostu pozbyć tego, co i tak zaraz mogłoby się posypać, żeby móc uzupełnić takie dziury na zapas. - wyczarował im taboreciki, żeby było im wygodnie z bliska analizować stan farb.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak, on sobie obrażał gryfonów, a nad nim wisiał założyciel tego szlachetnego domu. Solberg nie byłby sobą, gdyby taka refleksja przyszła do niego na czas. Zarechotał na odpowiedź kumpla, zabierając się za wycieranie szmatą spódnicy Roweny. Początkowo miał wrażenie, że wiele się nie zmienia, ale ostatecznie powoli zaczął zauważać zmiany. Czyli jednak nie zapierdalali na darmo. -W sumie może tak być. Ale też świetne miejsce na te portrety, upchnąć je w kącie Izby Pamięci, żeby nikt się nie dojebał, że nie wiszą, ale jednocześnie niezbyt na widoku, bo jeszcze zobaczą, jak ta szkoła została spierdolona po tym, jak odeszli. Sprytne, kurwa, sprytne. - Marudził sobie, jak to miał w zwyczaju. Rzeczy nie były za bardzo kolorowe w tym momencie. Max był pewien, że jakby on widział takie rzeczy, to na miejscu założycieli nie trzymałby mordy na kłódkę i spróbował zaprowadzić jakoś porządek. Nawet, jako jebane płótno w złotej ramie.. A tak, nic nie widzieli, nic nie mogli skomentować i było o wiele wygodniej. Chwycił szpatułkę i obrócił nią jak sztylecikiem, sprawdzając jak leży w ręku i jak jest wywarzona. -Przepraszam, czy te dziury to mamy później zamalowywać na nowo? Czy Ty wiesz, jak ja się obchodzę z farbą? To jest do wąchania, a nie psucia czyjeś zawodowej roboty moim beztalenciem. - Przeraziła go ta wizja, ale jak Lockie kazał, tak Max zaczął szukać tych słabszych miejsc uważając, żeby nie rozjebać obrazu.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Skrupulatnie, cal po calu, oczyszczał szatę Slytherina, która wbrew jego oczekiwaniom wcale nie była tak odjebana i fancy, jakiej spodziewałby się po czarnoksiężniku jego pokroju. - Jak oni się tak krzywią na nasze pierdzenie o dupie stasia, to jestem w stanie sobie wyobrazić, że zawiśli tu na własne życzenie, żeby im namalowane uszy nie zwiędły od tego, co się wyprawia i wygaduje w reszcie szkoły. - szepnął konspiracyjnie, odrzucając kolejny, brudny wacik na stos. Zabrali się za sprawdzanie pęknięć farby i kontrolę tego, czy nigdzie się nie sypie. - Spokojnie, techniki, które będziesz robić, nie wymagają talentu. Musisz dobrze dobrać kolor i uzupełnić tam, gdzie nie ma koloru. Jak w kolorowankach dla dzieci, wystarczy nie wychodzić za linie. - co innego malować obrazy, tworzyć sztukę samą w sobie, a co innego odrestaurowywać to, co już istniało- Jak ładnie poprosisz szanowną Rowenę, to może nawet ustawi się tak, żeby być dobrze doświetloną i będzie łatwiej z mieszaniem koloru. - powiedział nieco patetycznie, z lekkim ukłonem założycielce domu kruka, choć Maxowi puścił oko. Powoli okazało się, że obrazy nie były w tak tragicznym stanie, jak mogłoby się wydawać. Niemniej - były miejsca, w których należało zapełnić pęknięcia i do tego Lockie wydobył z przyniesionych narzędzi kolejny produkt, przypominający rzadką plastelinę, albo gęsty gips. - Tam, gdzie odkruszyły się elementy, teraz trzeba pozaklejać dziury, a tam, gdzie się nie odkruszyły, ale są pęknięcia, trzeba pozaklejać szczeliny. - wyjaśnił - Na tym etapie nie być o kolorach, myśl o tym, żeby powierzchnia całości była gładka i bez spękań. To jak szpachlowanie ścian, tylko malutką szpachelką. - nakreślił mniej więcej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Podejrzewał, że Slytherin miał lepsze rzeczy do roboty niż wizyty u krawca. Rowena za to wyglądała jak milion galeonów i Max był pewien, że w samej podomce wyglądałaby równie zjawiskowo. Merlinie, czy on leciał na ponad tysiącletnią babę? I to jeszcze namalowaną?! -W sumie, coś w tym może być. - Zgodził się, choć jakby miał dzielić ich los, to zdecydowanie wolałby wisieć tam, gdzie coś się działo, a nie tylko szlabany i puchary z okazjonalną wizytą Iryta. -Przeceniasz mój talent do pozostawania w liniach. Kreski to raczej dla mnie do wciągania niż do ograniczania się. - Rzucił z lekkim uśmiechem, ale przyłożył się do roboty. Gdyby to był byle Stasiek na portrecie, to by pewnie miał wyjebane, ale do założycieli szkoły jakiś szacunek o dziwo miał. Chociaż ponarzekać trzeba sobie było. -Myślę, że tak urocza dama w każdym świetle wygląda zjawiskowo, choć nie ukrywam, ułatwiłoby mi to pracę i zapewniło, że nie zepsuję tego piękna swoimi kaprawymi oczami. - Od razu podłapał bardziej szarmancki ton, lekko kłaniając się też przed portretem. Widać było, że Ravenclaw zastanawia się, czy uwierzyć w te bzdury, ale ostatecznie wspomogła chłopaka, a ten o wiele łatwiej dostrzegł dzięki temu ubytki, które począł od razu naprawiać. -W szpachli jestem niezły. Chociaż wolę większe narzędzia. - Posłał Lockiemu porozumiewawcze spojrzenie, ale podteksty na bok, ta szpachelka faktycznie była mu lekko niewygodna. Duże dłonie nie były przyzwyczajone do trzymania i machania czymś tak, pozornie dla niego drobnym. Musiał więc skupić się na robocie, przez co na chwilę zamilkł.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Jak to zazwyczaj się okazywało, na każdego szło znaleźć sposób. Niektórzy woleli pieszczotliwe podejście, inni - tacy jak sam Swansea - lubili dostać w mordę, a jeszcze przed innymi należało się po prostu trochę popłaszczyć. Okazało się, że bohaterowie odrestaurowywanych portretów należą do tej ostatniej grupy. Kilkoma miłymi słowami pełnymi szacunku i okrągłych zgłosek, udało się ich uprosić, by łaskawie nie utrudniali, a nawet trochę wręcz ułatwili pracę. Lockie gryzł się w język, żeby nie powiedzieć, że przecież oni ich kurwa odmalowują dla nich, a nie dla siebie i swojej przyjemności. - Dobra. - odłożył swoją szpachelkę, kiedy już uznał, że z płótnem Salazara skończył, po czym obejrzał je jeszcze raz pod różnymi kątami, by upewnić się, że całość jest gładka. Z daleka może i wyglądało to jak chory sen, bo teraz w wielu miejscach wielkiego obrazu występowały białe plamy i pociągnięcia, ale cóż, tak wygląda proces odrestaurowywania. Rzucił delikatne silverto, by osuszyć specyfik i podszedł, by pooglądać, jak szło Maxowi, który również zmierzał ku końcowi. - No popatrz, popatrz. Jak coś chcesz, to wszystko umiesz. - pochwalił z zaczepnym uśmiechem- teraz trochę osuszyć i zabieramy się za malowanie. - zarządził, po czym zaczął wypakowywać małe słoiczki z farbami. Przygotował dwie paletki, wiele kolorów w odcieniach błękitów ułożył bliżej krawędzi stołu Maxa, a te zieleńsze zgarnął do siebie, choć wiadome było, że będą musieli wiele kolorów łamać różnymi mieszankami. - teraz bierzesz paletkę, zgarniasz farbki i mieszasz, malutkie ilości, blisko samego płótna, by dobrać kolor, najlepiej jak potrafisz. Jak dobrze ogarniasz teorie kolorów? - nagle przyszło mu do głowy, że przecież Solberg wcale nie musiał wiedzieć, jakie kolory dodawać do czego, żeby osiągnąć tony cieplejsze, zimniejsze, mocniej czy słabiej nasycone.
Naprawdę stęsknił się za Hogwartem, skoro zapisał się do któregoś z kółek. Rocco zdecydowanie był typem najmniejszej linii oporu kiedy chodziło o szkołę - wcześniej nie miał ochoty marnować czasu na takie dodatkowe aktywności. Teraz jednak nabrał ochoty trochę aktywniejszego uczestniczenia w życiu szkolnym, co z człowiekiem robił powrót do nauki z własnej nieprzymuszonej woli. Oczywiście nie było sztuką zgadnąć, które koło wybierze. Miał nadzieje, że chociaż część zadań będzie związana z muzyką, ale wiedział że piszę się też na inne zajęcia. Malowania normalnie unikał, nigdy nie miał do tego smykałki i chociaż nie szło mu tragicznie - porównanie które miał w bliskiej rodzinie było zbyt mocne, żeby miał czuć się dobrze ze swoimi amatorskimi poczynaniami. Chyba dlatego nigdy nie angażował się w Działalność Artystyczną aż tak jak powinien. Nauczyciel wysłał go do tej sali, w której już miał czekać jego partner. Na to też całkiem się cieszył, nie wiedział skąd ta ekstrawertyczna energia, ale był chętny wyjść może trochę poza sferę dobrze poznanego gryfindoru. Osoba która była na miejscu nie była jednak mu całkiem obca. - O, hej. Wiedziałam, że dostanę kogoś do pracy, ale widzę kolejna osoba, która zapisała się do kółka pewnie z nadzieją na zadania z zupełnie innej dziedziny. Ale chyba jakoś to udźwigniemy - pokręcił głową. Z Danilem już się poznali, ale Rocco nie był pewien jakie ten ma odczucia w stosunku do niego, atmosfera była trochę dziwna, kiedy mieli ze sobą pracować w zupełnie innych okolicznościach. Te zadanie jednak było pozbawione presji ich prawdziwej pasji, więc może mieli mieć okazję trochę bardziej się poznać.
W moim terminarzu nie ma wiele czasu na zajęcia pozaszkolne, ale ślizgońska ambicja i zamiłowanie do sztuki nie pozwala mi nie zapisać się chociaż na koło realizacji twórczych. W poprzednim roku pasywnie obserwowałem, co się tam dzieje i wyglądało to interesująco, więc w tym roku chcę spróbować zaangażować się troszkę bardziej. To dlatego zgłaszam się do profesora Forestera, który szukał rąk do pomocy i mimo że nie jestem przekonany, czy jestem najodpowiedniejszą osobą do tego zadania, postanawiam spróbować swoich sił w odświeżaniu obrazów. W zapisaniu się do kółka poza tym, że podejmuję się artystycznych wyzwań, najbardziej cieszy mnie to, że mam szansę poznać kogoś nowego. Teraz szczególnie, bo z obrazami mamy podobno pracować w parach i fakt, że nie mam pojęcia, kim będzie druga osoba, jest dość odświeżający. Bardziej, niż się spodziewam, bo kiedy widzę z daleka chłopaka, który wyraźnie czeka na kogoś w Izbie Pamięci, nie potrafię dopasować tej sylwetki i burzy ciemnych loków do żadnej znanej mi osoby... a jednak jest w nim coś zaskakująco znajomego. — Cześć... Rocco... — nie planuję zaciąć się na powitaniu, ale tak właśnie się dzieje, bo gdy skracam dystans na tyle, by móc lepiej mu się przyjrzeć, a i on zwraca twarz w moją stronę, nagle dociera do mnie, skąd go znam i robi mi się słabo. Gorąco i zimno jednocześnie. Jestem tak zaskoczony, że zamieram z głupio rozchylonymi wargami, jakby wpół słowa, którego ostatecznie nigdy nie wypowiadam. — Ty w Hogwarcie uczysz sie? — pytam trochę niemądrze, bo przecież co innego by tu robił? Był członkiem koła zainteresowań, więc z pewnością nie był nauczycielem. Nie wyglądał zresztą, by był w wieku nauczycieli, nawet najmłodszych, jak ten Słonzi. — Ja cię wcześniej nie widział. Ty był na jakiej wymianie? Moje przesłuchanie chyba nie jest zbyt sympatyczne, a już na pewno nie w odpowiedzi na jego słowa. Robi mi się głupio, ale jednak zależy mi na poznaniu odpowiedzi. Czy mówił mi o tym, że tu studiuje już wcześniej, a ja tego nie zarejestrowałem, czy po prostu w teatrze nie było na to czasu? Druga opcja wydaje się bardzo prawdopodobna, na spektaklach zawsze jest ogromne zamieszanie. Wciąż jestem w szoku, ale staram się przejść do działania, żeby nie stać jak kretyn i się w niego wpatrywać. — Profesor dał mi jakieś specyfiki, jeden do czyszczenia ramy, a drugi do samego obrazu. Tylko nie wolno pomylić, bo obraz się zniszczy. — Przekazuję instrukcję, skupiając się na tym, żeby mój angielski był trochę bardziej staranny niż kiedy mówię tak po prostu. Zależy mi na tym, żeby na pewno mnie zrozumiał, bo ostatnie czego bym chciał to zniszczyć jakiś ważny obraz. Dostałem też szmatki, jakieś pędzelki, waciki, i farby, chociaż z zaznaczeniem, by nie używać ich lekkomyślnie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max był pewien, że jak tak dalej pójdzie, to Helga i Godryk będą musieli poczekać na innych śmiałków, bo on nie miał zamiaru spędzić tu następnych dwudziestu lat życia, a praca szła dość powoli. Zresztą nic dziwnego. Takie odrestaurowanie wymagało skupienia i precyzji, a jeszcze jak ktoś nie do końca wiedział, co robi, to tym bardziej. -Mówisz, jakby to było proste jak warzenie wiggenowego. A obawiam się, że dla mnie to jak warzenie wiggenowego dla Ciebie. - Westchnął, bo może najgorzej jego praca nie wyglądała, ale za to była okupiona wielkim cierpieniem. Łapy to mu zdecydowanie nie chciały płynnie pracować z tak drobnym narzędziem. Za dużo szczegółów, za mało talentu, tak podsumowałby swoją sytuację. -Ogarniam co? - Zapytał z debilnym wyrazem twarzy, bo nie miał o kolorach pojęcia. Przynajmniej z tego bardziej fachowego punktu widzenia. -Może przyślę tu Paco? Mam wrażenie, że byście się bawili przy tym lepiej niż ja. - Był gotów wyjść, a jednak został. Wysłuchał kazania o błękitach, czy innych barwach, które były mu potrzebne, po czym wziął pędzelek, jeszcze mniejszy niż ta jebana szpatułka i zaczął robić co mógł, żeby pięknej Roweny nie zniszczyć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Widocznie nie wymyśliłem sobie tej dziwnej atmosfery, która między nami panowała, bo chłopak wcale nie był zachwycony na mój widok. Zwłaszcza, kiedy zaczął wypytywać o to co tu robi, chociaż jego zaskoczenie nie było niczym dziwnym - w końcu Rocco faktycznie w zeszłym roku nie było w Hogwarcie. Postanowił więc szybko to wyjaśnić. - Teraz już chodzę. W zeszłym roku zrobiłem sobie przerwę przed studiami. No, z perspektywy teraz to jest przerwa, wtedy jeszcze nie wiedziałem czy wróce. Chyba liczyłem na trochę bardziej zawrotną karierę, sam wiesz jak jest - powiedział rozbawiony, bo chociaż nie wiedział dokładnie ile sukcesów ma na końcie rosjaniń, to niezależnie od wszystkiego te ich wymarzone prace nie należały ani do stabilnych, ani do prostych. Prawdę mówiąc Rocco cieszył się, że będzie miał okazję bliżej poznać kogoś ze środowiska. Rzeczywistość już skorygowała jego wyobrażenia i był szczerze ciekawy, czy ktoś ma podobne odczucia. Wrócił do Hogwartu z myślą nie tylko o zdobyciu papierka czy znalezieniu towarzystwa, ale też ewentualnemu przekierowaniu się w innym, może trochę bardziej "normalnym" kierunku. Pianino sprawiało mu dużo większą przyjemność kiedy pozostawało pasją. - Dobra, to może ja zaczne od tej ramy - zaproponował, sięgając po podejrzaną maź i rozpoczął czyszczenie nią ramy najdelikatniej jak tylko umiał. Jeśli do czegoś miały przydać sie ręcę pianisty, to czemu nie tutaj. - A ty, do której klasy chodzisz? Łączysz pracę ze szkołą, pewnie jest ciężko co? Muszę przyznać, że po powrocie do Hogwartu motywacja żeby łapać jakieś dyskusyjne zlecenia trochę mi spadła.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Niestety, proces odrestaurowywania starych obrazów był żmudny, wymagał skupienia, uwagi do detali, dobrego oka i stabilnej ręki. Swansea nie miał żadnych wątpliwości, że Max sobie poradzi, bo precyzja nie była dla niego obcą sztuką, skoro odmierzał kropelki w swoich durnowatych eliksirach - miał jednak obawę, że może polec na płaszczyźnie cierpliwości i koordynacji oko-ręka. Wciągnął głębiej powietrze: - Słuchaj, na ostatniej lekcji u O'Malleya wiggenowy to mi chyba akurat nawet wyszedł. - uniósł brwi, ale miał minę sugerującą, że to był jednorazowy wyskok i taki cud nad kociołkiem, że tylko skończony idiota łudziłby się, że to się powtórzy kiedykolwiek. Odchrząknął i zaczął treściwie ale dokładnie wyjaśniać Solbergowi, jak chłop krowie, na czym polega teoria barw. Nawet wziął kilka tubek, powyciskał je i mieszał, robiąc mu niemal interaktywną prezentację, że błękit można przyciemnić czerwienią albo zielenią, a czernią jedynie przygasić jego nasycenie. Kiedy skończył, czuł, że chłop może nawet coś zrozumiał, bo choć zabrał się za pędzelek z miną cierpiętnika, to niewątpliwie mieszał kolory, jak trzeba i dobierał je naprawdę nieźle, szczególnie jak na kogoś, kto tego nigdy nie robił. - Myślę, że nie zrobimy tego dziś do końca i tak, ale to już dobry początek. - powiedział, kiedy sam doszedł gdzieś do połowy zaplanowanej pracy. Zegarek wskazywał już na niepoprawną godzinę i choć nosił plakietkę prefekta, to jednak nie widziało mu się łażenie po nocy po szkole - z tego prostego powodu, że wolał spać. A jeszcze ktoś by go zagonił do patrolowania, co znacząco w spaniu przeszkadzało. - Jak idzie? - zapytał, podchodząc do Maxa i Roweny. Nawet nie wyglądała na wkurwioną, a to sukces!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czym innego było mieszanie w kociołku, a malowanie. Przynajmniej dla Solberga, który zdecydowanie nie czuł się artystą plastykiem. Jedyne, co mógł widzieć w tym kuszącego, to wąchanie farb i innych specyfików, ale tego chyba legalnie też nie mógł w szkole odpierdalać. No i obiecał już, że cos pomoże, to chociaż musiał spróbować. Nawet, jak robił to z zapałem średnim. -Cudownie. Przestaniesz mi truć o niego dupę. - Wyszczerzył się, bo chyba każdy dobrze wiedział, jaki Solberg miał stosunek do tego konkretnego wywaru. Na szczęście, albo i nieszczęście, bo temat teorii kolorów wybitnie fascynujący też nie był. Max jednak rozumiał to, co widział, a Lockie dość obrazowo próbował wyjaśnić mu te wszystkie mieszanki i możliwości. Coś niby skumał, to postanowił nie dręczyć dłużej kumpla i powiedział, że w razie pożaru będzie darł ryja. -Nie karz mi tu wracać. - Jęknął cierpiętniczo, nakładając jakąś mieszankę na pędzel i poprawiając sukienkę Roweny tam, gdzie farba tego wymagała. Pomóc mógł, ale nie był na tyle zaangażowany, by spędzać tu każdą wolną chwilę. Tyle co wykopał się po zaległościach spowodowanych przez durny szlaban O'Malleya. Zagęścił więc nieco ruchy licząc na to, że chociaż zrobi jak najwięcej, a może Godryka i Helgę będą mogli już przejąć inni, zdecydowanie mniej zajęci od niego uczniowie. -Gdyby nie tak dobra modelka, to byłoby fatalnie, a tak to chyba nie najgorzej. - Żeby nie wkurwić założycielki zastosował piękne słowa, choć domyślał się, że Lockie wyczyta z tego, że jest chujowo i Max wolałby być dosłownie gdziekolwiek indziej. -Myślę, że nie ma co dłużej dłubać. Potrzebujemy podejść do tego ze świeżą głową. - Odpowiedział znów dyplomatycznie, odkładając paletę i pędzel. -Myślisz, że skrzaty ogarną nam omlet z tą dobrą kiełbasą? - Zasugerował, co dokładnie chodzi mu teraz po głowie, gdy zamykali za sobą drzwi i udawali się w kierunku lochów.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nie dało się ukryć, że na co dzień Izba Pamięci była z perspektywy Adeli swego rodzaju czyśćcem dla wszystkich niesfornych uczniów - sama odbyła tu z milion szlabanów, a jeden obrzygany przez nią puchar nigdy nie wrócił do pierwotnej formy. Zapewne z własnej woli nigdy by tutaj nie przyszła, ale łagodne spojrzenie profesora Forestera, proszące członków koła realizacji twórczych o zaangażowanie nie było czymś, czemu Adela była w stanie odmówić. Nie dało się ukryć, że profesor jako starsza, a przy tym bardzo miła osoba, bardzo rozmiękczał jej serce, więc mimo że zadanie nie należało do łatwych, Honeycottówna nie zamierzała się migać, co w jej przypadku nie było szczególnie częste. Dopiero po fakcie, uświadomiła sobie, że konserwacja obrazów będzie wymagała rozmowy z nimi, co trochę ją przerażało. Jak zwracać się z szacunkiem do największych czarodziejów w historii świata? Dotąd, podczas szlabanu jedynie się z nimi witała, co spotykało się z miłą odpowiedzią, no może za wyjątkiem Slytherina, który w grobie się przewracał patrząc na to co stało się ze współczesnym Hogwartem. W końcu, decydując się na odnowę obrazu Godryka, doszła do wniosku, że "panie profesorze" wobec jednego z założycieli szkoły będzie jak najbardziej stosowne. Jak postanowiła, tak też zrobiła i najwyraźniej była to dobra decyzja, bo malowany Gryfindor nie zdawał się szczególnie urażony jej postawą. Jedynie niezadowolenie, jakie można było dostrzec w jego słowach, dotyczyło stanu jego portretu. Z tym jednak Adela zamierzała sobie poradzić — nawet jeśli nie była biegłą w tych sprawach. Przede wszystkim zdecydowała, że do podrasowania barw nie zamierza używać farby — takie działanie w rękach amatorki mogłoby doprowadzić do całkowitego zniszczenia obrazu. Abstrahując już od gnoju, który by ją czekał, nieszczególnie miała ochotę odpowiadać za zniszczenie tak cennego okazu. Rozpoczęła pracę od rzucenia zaklęcia "Targeo", które ściągnęło z obrazu warstwę kurzu i innych zanieczyszczeń. Sylwetka Godryka nie tylko odrobinę się oczyściła, ale również odzyskała część dawnych barw. Zdecydowała sobie pomóc metodami mniej magicznymi i sięgnęła po specjalny płyn do czyszczenia obrazów. Nałożyla go delikatnie pędzlem, obserwując, jak powoli zmniejsza on zażółcenia, wydobywając spod warstwy upływu czasu dawne kolory. Wizerunek Godryka Gryffindora wyglądał już dużo lepiej, ale dziewczyna nie zamierzała poprzestawać na wstępnym pracach. Tam, gdzie mimo czyszczenia kolory pozostawały bardzo wyblakłe, zastosowała formułę "Colovaria", starając się jednak jej nie nadużywać, by nie przesadzić z nienaturalnością efektu. Przyjrzała się swojej pracy - kolory w końcu osiągnęły satysfakcjonujący poziom, więc Adela odetchnęła z ulgą. Przyszedł czas na elementy animowane - całe szczęście zaklęcia dotyczące samego założyciela szkoły wciąż działały, bo Adela nie dałaby sobie rady z tak zaawansowanym czarowaniem. Zabrała się jednak za tło, które zdawało się strasznie niemrawe. Zastosowała do tego formułę "Imaginem Animati". Po rzuceniu tego zaklęcia, obraz nabrał dynamiki. Odświeżony ruch i kolor spodobały się także samemu Gryfindorowi. Obraz ten wyglądał świetnie na tle dzieł z pozostałymi założycielami, jednak te Honeycott postanowiła zostawić kolejnym członkom koła.
Wcale nie chcę, żeby atmosfera między nami była dziwna. Rocco był bardzo sympatyczny i dobrze mi się z nim pracowało, nawet jeśli tak niesamowicie krótko. Nie zdążyliśmy za wiele porozmawiać i do tej porty trochę tego żałuję, bo z tego co pamiętam, on też jest Swansea, więc na pewno ma dużo ciekawych rzeczy do opowiedzenia. Trochę fascynuje mnie ta rodzina, to, jak wielu artystów nosi właśnie to nazwisko. O kilku słyszałem nawet w Rosji, choć wtedy nie zwracałem na to większej uwagi. — Ty tęsknił za Hogwartem, czy bez studiów trudno znaleźć robotu? Jestem szczerze ciekawy; przekrzywiam delikatnie głowę, przyglądając mu się z powściągliwym zainteresowaniem. Śmieje się, a mnie udziela się jego nastrój, bo zdaje się, że po prostu ma w sobie coś takiego, że trudno się nie zarazić. Może po prostu ładną twarz – nie jestem w stanie zignorować jego urody – a może to również kwestia osobowości. — Ja mam nadzieję, szto ja mogę zarabiatywać na samym baletom. Nie chcę robić nic innego. Ty nie? Dzielę się z nim swoim przemyśleniem będącym jednocześnie planem, marzeniem i prawdą o mnie. Nie chcę zajmować się czymś innym, również dlatego, że nie bardzo umiem coś innego, ale nie tylko. Dziwi mnie za to, że chłopak, który potrafi tak dobrze grać, tak szybko się poddaje. Nie do końca mieści się to w mojej wizji świata. Skoro on zajmuje się ramą, to mi w udziale przypada wyczyszczenie płótna. Czuję w związku z tym delikatne podenerwowanie, bo ramę w razie potrzeby łatwo będzie zmienić lub naprawić, ale farby i w ogóle obraz? Nie ma szans, że umiałbym tam coś domalować w taki sposób, żeby nie wyglądało beznadziejnie. Jeśli ja coś przypadkiem zepsuję, to będzie koniec świata i modlitwy do wszystkich znanych mi i nieznanych bóstw o to, by któryś z nauczycieli potrafił coś z tym zrobić. Zanim biorę do ręki wacik, sięgam po różdżkę i bardzo ostrożnie rzucam tergeo, chcąc zaklęciem zebrać wierzchnią warstwę kurzu i brudu. — Zacząłem studia. Przyszedłem do Hogwartu w tamtym roku. — Potrzebuję chwili namysłu, żeby odpowiedzieć, czy jest trudno. Również dlatego, że trzeba mi zebrać słowa w obcym języku i z reguły odpowiadam z delikatnym opóźnieniem. Choć teraz i tak o wiele mniejszym, niż jeszcze rok temu! — Jest ciężko, ale balet zawsze jest ciężki. U mnie teraz nie tak dużo czasu po zajęciach, ale szczerze mówiąc, jeśli by ja nie paszoł na studia, pewnie spędzałby cały ten czas w sali treningowej. Więc może dobrze, przynajmniej widzę drugich ludzi, a nie tylko tancorów.